• Nie Znaleziono Wyników

Pod Znakiem Marji. R. 12, nr 7 = 106 (1932)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pod Znakiem Marji. R. 12, nr 7 = 106 (1932)"

Copied!
28
0
0

Pełen tekst

(1)

□ O WFIRSSfWR KRAKÓW PG2NANOD

M IESJĘCSW K SWJH2KU SODHŁłCHJ MflRJHH.

CHUeSNIÓW S2KÓŁŚHE3NłCH W POŁSCS. C 3

H DRES RED.IHDM IN1STH.

KS. 3 0 3 E F WINKOWSKI

S H K O P H N E X MAŁOPOLSKA X ŁUKaSSÓWKE.

Og. zb. Nr 106. KWIECIEŃ 1932

(2)

Marji" (9 numerów rocznie) na rok szkolny 1931/32 z przesyłką pocztową niezmienione

, ,','rss m a vi5 ?i m i\

kategorji w Polsce: “ w Polsce: J IJ li. zagranic?. ł JU

Pojedynczy numer: (pół dolara)

Dla sod.-uczniów «»r Dla wszystkich ir „„„sil,;rk rn i młodz. wszelkiej l i jjf osób starszych 11 [lf lf| llf kategorii w Polsce: yl. w p0|Ste; JJ yl. zagramcg. JU |J|.

Nr. konta P. K. O- 406.680, Kraków.

T R E S C N U M E R U : str.

Zastępca Ojca św. do Prezydjum Związku . s ... 145

W dziesięciolecie Pontyfikatu Piusa XI. — z mowy J. E. X. Nuncjusza 145 Bądź karnym! — Iii. — X. J. Winkowski... 147

Zwyciężyłeś Chryste — 5. M .... 148

Sylwetki katolickie — Apo>toł młodz. X. A. Koiping — X. J. Win­ kowski (c. d . ) ...149

Z nauczycielskiej posady — list — J. W. S ik o r a...150

Z podróży do n=tdsekwańskiej stolicy — VII. (c.d.) — X. J. W. . . 153

Radosne ś w i t y ... 157

Wiadomości katolickie — Ze ś w i a t a ... 157

Z listu pasterskiego X. Biskupa F ryburgu... 158

Gdzie to t a k ? ... 158

Z niwy misyjnej — X Z. M asłowski... 160

Nasz Prelegent kongr. L-urcatem... 161

Z sodalicji akademików w Polsce (GdańskLwówWarszawa) 161 Rekolekcje sodalisów - maturzystów 1932 ... 162

Z życia naszych sodalicyj (Grodno I . ) ... 163

Wlsdomosei z K o lo n ji... 164

Nowe książki i wydawnictwa (1 eodorowicz — SosnowskiŚló- sarczyk - Bessieres — Rostworowski — Jeleński — Verne) 165 Część urzędowa i organizacyjna; Kominikat Prezydjum Związku Nr. 3 7 ... (66

Od wydawnictwa... 166

Podziękowanie N. P a n n ie ... 167 Nasze Sprawozdania (Drohiczyn n/Bug.KoluszkiKraków IX

Pułtusk Radom II.Rzeszów II.Warszawa I ) 167 VII. Wykaz składek... 0k}.

O k ła rłk e p r o je k t o w a ł p ro f. K . K ło e a o w s k i, Z a k o p a n e .

(3)

Mm (lita m\m i Mm J.L i iitiBiip la n i

do Prezydjum Związku.

(z okazji otrzymania XII Sprawozdania Związku)

Varsovie, le 14 Fevrier 1932.

Le Nonce Apostolique offre ses hommages a Monsieur le President de l’Union des Congregations Mariales des etu- diants des Lycees polonais et Lui fait ses meilleurs compli- ments et voeux pour le developpement consolant de la me- ritante Institution.

Avec toutes ses benedictions a la chere Jeunesse, qui prie et travaille sous les auspźces de la Sainte Vierge*).

W dziesięciolecie Pontyfikatu Piusa XI.

Z mowy J. E. Nuncjusza Apostolskiego

na uroczystej Akademji dn. 14 lutego 1932 r. w Warszawie.

(Wyjątki)

....Jeżeli Naród polski był tradycyjnie i pozostaje zawsze głęboko przywiązanym do Slolicy Apostolskiej, to Dostojny Namiestnik Jezu­

sa Chrystusa, ze swej strony nigdy nie ukrywał swego szczególnego upodobania dla dzielnego narodu Sobieskiego, nad którym z wyżyn góry jasności niebiańskiej rozciąga swe berło słodka Królowa Czę­

*) Po polsku: Nuncjusz Apostolski przesyła X. Prezesowi Związku sodalicyj marjańskich uczniów szkół średnich w Polsce wyrazy swego poważania, najlepsze po­

zdrowienia i życzenia radosnego rozwoju tak zasłużonej organizacji.

Łączy również swoje błogosławieństwo dla Drogiej Młodzieży, która modli się i pracuje pod opieką Najświętszej Panny.

(4)

stochowska. Ileż zmiennych kolej losu, juźto chwały, jużto bólu, zwalało się na W a s ! Stolica Apostolska jednak, stały przyjaciel pra­

wdziwy, strażnik wierny duszy Waszej — amicus quasi animi cusios otaczała Polskę szczególną miłością, miłością te n żywszą, im trudniej- szemi były warunki Waszego Narodu. Benedykt XV wspominał Go w tak wzruszających akcentach: „Wówczas, gdy rządy świeckie schy­

lały się przed siłą górującą nad prawem i w milczeniu stały wobec zawieszenia politycznej osobowości Polski, jeden jedyny głos roz­

brzmiał protestami: głos Stolicy Apostolskiej. Wówczas, gdy najświęt­

sze prawa Narodu polskiego podeptane zostały przez rządy tyrańskie, jeszcze tylko Stolica Święta przez publiczne protesty i zabiegi pry­

watne wzięła na siebie obronę. Gdy wreszcie w czasie obecnego konfliktu światowego, inni zdają się zadawalać tym rodzajem auto- nomji, która została przyrzeczoną Polsce, znalazła się tylko Stolica Apostolska, która wielokroć stwierdzała, że trzeba przywrócić Polsce jej dawną godność osoby moralnej wraz z pełną i całkowitą niepodle­

głością".

....Ja, który zawiadując różnorodnemi sprawami Kościoła u Was, w codziennym niemal kontakcie jestem z Dostojną Osobą Ojca św.

ja, który — ośmielam się to powiedzieć — przeniknięty jestem od­

tąd tem samem biciem wielkodusznego serca, mogę uroczyście stwier­

dzić, że Ojczyzna Wasza zajmuje miejsce honorowe i umiłowane wśród świat cały obejmujących trosk Jego pontyfikatu... Wy, ko-hani moi Bracia, powinniście zachować Go, największego, „absit invi.dia verbo“ i najwierniejszego także przyjaciela Polski, wśród Was. Miejmy ufność w Nim, w. Tym, który posiada zaufanie Boga. Papież rzeczy ziemskie widzi jakby zgóry, w oświetleniu Boskiem, a promień Jego mądrości opatrznościowej i przewidującej przenika i w ciągłym cudzie objaśnia Jego wyroki. Jest więc niemożliwem, by plany Jego najwyższe­

go posłannictwa kłóciły się w istocie w czemkolwiek z prawdziwem do­

brem, ze szlachetnemi dążeniami Narodów. Przeciwnie, w ścisłym związku ze słodkim Zbawicielem świata, w żywej i pełnej łączności z Nim, z Jego stolicą prawdy i dobra Naród Wasz osiągnie ducha ożywiającego: ab i Petrus, ibi Ecclesia, ibi Spiritus Domini et nulla mors, sed viia sempiterna.

Jedenaście lat temu Wasz Biały Orzeł śmiertelnie został raniony...

Potęgi bezbożności, nieładu, nieludzkiej nienawiści zwaliły się nań, by zadać mu cios ostatni. Papież jednak i cały świat katolicki na Jego napomnienie, modlił się za Was. Orzeł tysiącletni, którego D ą­

brówka wydała Wierze św., nie zgiiął, nie zestarzał się nawet. Przez swą świadomość religijną zachował swą świadomość narodową, odno­

wił swą młodość nieśmiertelną: Renovabitur ut aquilae iuventus tua ! A h! w ieką jest rodzina polska, ugrupowana przy Ojcu s vej duszy, Namiestniku Jezusa Chrystusa... Piękna ł zachwycająca wizja pokoju I Zerwać tę jedność duchową Narodu Polskiego, byłoby złamać jego moc narodową i żywotną. Ja, trzeci Nuncjusz Apostolski Polski od­

nowionej, z uwielbieniem i nadzieją, na kolanach podziwiam Wasze święte przeznaczenie. Chciałbyn^Wszechmocnemu, Najświętszej Pannie,

(5)

Nr 7 P O D ZNAKIEM MA.R)i 147 świętym Meczennikom i Apostołom Waszej błogosławionej ziemi ofia­

rować me słabe siły, me skromne prace dla szczęścia niewzruszonego a płodnego zarazem, dla Państwa i Kościoła. Jakbyż to było pięknem, by dla zapewnienia tego, modląc się za Was i z Wami. móc, jak ^na patenie w czasie Mszy św., ofiarować swe życie 1

K*. JÓZEF WINKOWSKI

Bądź karnym!

iii. Słowo teraz o karności zewnętrznej*).

Może ona być niewątpliwie godną i niegodną człowieka.

Tam, gdzie przed nim staje prawo, przepis, czy rozkaz, a obok groźba kary i ta jedynie decyduje o karnem wypełnieniu prawa — tam oczywiście mowy niema i być nie może o posłuchu odpowiada­

jącym jego godności. Będzie słuchał, jak tresowany biczem zwierz, bę­

dzie słuchał, bo musi, ale wnętrze jego pozostanie niekarnem, może nawet buntowniczo wobec prawa usposobionem.

Taką karność wykluczmy zgóry z naszych rozumowań i uwag.

Ale jest karność zewnętrzna, która się na wewnętrzej opiera i bu­

duje. Karność płynąca z głębokiego zrozumienia istoty i potrzeby pra­

wa, karność wynikająca ze zrozumienia istoty i potrzeby karności sa­

mej i ta nie tylko nie uwłacza człowiekowi, lecz przeciwnie wyrabia go i podnosi.

Dlatego w wyrabianiu w sobie poczucia Karności jest niezmiernie ważną rzeczą stałe uświadomienie, stosowane w każdym posz;zególnyin wypadku, zastosowania się do prawa, które potem powoli staje się jakby zbawiennem i szlachetnem przyzwyczajeniem ^człowieka, staje się c n o t ą k a r n o ś c i .

O taką cnotę mamy się starać właśnie w tym roku 1 O niej to mówi nasze hasło związkowe.

Jakże sympatyczny typ chłopca, ucznia, sodalisa — przedstawia tak pojmujący karność młodzieniec!

Rozumiejąc doskonale potrzebę karności w rodzinie, szkole, or­

ganizacji i w całem społeczeństwie — poddaje się, ulega, słucha, z wewnętrzego, głębokiego przekonania. Przez takie zaś stanowisko wyrabia się wewnętrznie, duchowo za każdym poszczególnym wy­

padkiem. Na możliwy ze strony płytkich i powierzchownych rówie­

śników zarzut „ser#ilizmu“ ma zawsze gotową i przekonywującą, bo na osobistem i szczerem przekonaniu opartą odpowiedź. Jest praw­

*) Rozdział 1 i II p, w. numerach za październik i grudzień 1931.

(6)

dziwą ostoją ładu społecznego wszędzie, gdzie się znajdzie i pracuje,, i jest promiennym, dobrym przykładem i dowodem, jak można roz­

wijać bez najmniejszej szkody swą własną indywidualność, poddając się ochotnie spełnianiu nawet najcięższego prawa.

Dewizą jego w życiu obywateiskiem w przyszłości będzie rzym­

ska maksyma: Dura lex sed lex, (twarde prawo — ale prawo)*

a w ślad za poczuciem męskiej karności pójdzie u niego wysokie po­

czucie obowiązku, obywatelskiej służby, wierności prawom Kościoła i| Państwa...

Obyśmy takiej karności doczekali jak najwięcej w naszych śo- dalicyjnych szeregach !

Zwyciężyłeś Chryste!

Zwyciężyłeś o Chryste szatanów rój, Starłeś na proch wszelakie, ciemne moce, Stoczyłeś z piekłem krwawy, zwycięski bój, Bezsilne zło daremnie się szamoce.

Z mrocznej otchłani występku i przemocy Zrodzi się nowy świat i nowe życie;

Po ciemnej, w płaszcz grzechu spowitej nocy Wnijdzie dzień wielki, o nieznanym bycie.

W bezdenną głębię człowieczego ducha Zstąpiłeś cichy, Boski Zbawicielu, I tłumy ludzkie ogarnęła skrucha, I pokochano Cię — Odkupicielu!

Tyś jest nam władcą, ojcem, przyjacielem, Istnieniem naszetn, myślą i pragnieniem, Dążnością życia i wysiłków celem, Tyś duchem naszym i jego natchnieniem.

A serc 7y ludzkich nie zdobyłeś siłą, Ani podstępem, ni fałszem, obłudą, Czarę nienawiści wstrętną, przegniłą Z napojem zemsty wytrąciłeś ludom,

A światu zbrodni gwałtów i podłości, , Potędze złego, wojennym pożogom

Przeciwstawiłeś świat wzniosłej miłości,

I wiedziesz ludzkość wprost do szczęścia drogą.

Znękany świat ten zwraca się ku lobie I wskróś rozbrzmiewa jedną nutą ciystą, Dźwięcznym akordem w powojennej dobie:

INS AURARE OMNI A IN CHRISTO!

S. M. Piotrków /.

Z życzeniami i pozdrowieniami wysyłaj jedynie nasze widokówkiKolonji.

Doskonała to propaganda i wydatne poparcie!!

(7)

Nr 7 P O D ZNAKIEM MAR )1 149

-Ks. JÓ Z E F WINKOWSKI

Sylwetki katolickie

Apostoł młodzieży — X. Adolf Kolping.

(Ciąg dalszy).

Święcenia kapłańskie otwierają dla Kolpinga zupełnie nową, wspa­

niałą kartę życia. Pierwszą posadę wikarego otrzymuje on w Elber- leldzie, czysto przemysłowej miejscowości Nadrenji, gdzie działać bę­

dzie przez pełne niemal cztery lata. Z działalności tej wykwitnie pier­

wsze stowarzyszenie katolickich czeladników i ten właśnie dział pracy katolicko socjalnej już na całe życie stanie się jego najdroższą cząst­

ką i największą zasiugą i chlubą.

Wielkie dzieła Boże zawsze z niepokaźnych wypływają źródeł.

Cóż skromniejszego nad prośbę garstki uczciwych i pobożnych chłopców elberfeldzkich o pozwolenie im, by w czasie dorocznej procesji ku czci św. Wawrzyńca w sierpniumogli iść w pochodzie w osobnej gra­

pie pod własnym sztandarem? A przecież stąd poszło wszystko!

1 w jakiem tempie !

X. Wikary Steenaerts zgodził się najchętniej na prośbę młodzie­

ży, zorganizował składkę na sztandar. Na procesję chłopcy ćwiczyli pieśni kościelne. Poczęli się zbierać. Przychodzili do nich to obaj wi­

karzy, to kierownik miejscowej szkoły. Obok śpiewu znalazły się po­

pularne wykłady, nauka niektórych przedmiotów, zebrania rozrywko­

we. Tak powstał pierwszy w Niemczech Związek katolickiej czeladzi, którego prezesurę po przeniesionym gdzieindziej X. St. przejął rychło nasz Kolping.

W listopadzie 1846 roku stowarzyszenie było zorganizowane.

Liczyło 61, a już w kilka miesięcy 102 członków.

Jak głęboko w młode dusze sięgała ta organizacja, najlepiej do­

wodzi fakt, że fala rewolucyjna roku 1848 nie zdołała porwać za sobą jej członków. W tym roku liczba ich osiągnęła cyfrę z górą ćwierć tysiąca. Kolping dwoił się i troił. Wikary i katecheta gimnazjum niż­

szego, prezes Związku, płomienny i głęboki pisarz, czuł jednak, że dzieło jego tak rośnie, iż trzeba mu poszukać innego terenu, jako ośrodka całej akcji. Takim terenem mogła być tylko Kolonja. W tem mieście spędził spory kawał własnej młodości, znał stosunki, miał lu ­ dzi życzliwych. I oto dnia 16 marca 1849 X. Adolf Kolping zostaje wikary n katedralnym w nadreńskiej stolicy biskupiej. Jak go żegna­

no w Elberfeldzie — trudno opowiedzieć. W niedzielę Palmową uko­

chanym chłopcom swoim udzielił jeszcze Komunji świętej wielkano­

cnej, nazajutrz wyjechał do Kolonji.

Stowarzyszenie czeladników założył tutaj z siedmioma członkami 1 Pozatem wszystko trzeba było zaczynać od samych fundamentów. Na­

wet sprawa lokalu napotykała na ogromne trudności. A młodzież garnę­

ła się coraz liczniej. Już po paru miesiącach miał z górą 100 czela­

(8)

dników w swej organizacji. Znaleźli się wkrótce pomocnicy, dobro­

dzieje, sympatycy wspanialej Kolpingowej roboty.

To też niedługo trzeba było czekać, a 400 młodych chłopców (18 - 25 lat) uszykowanych i tutaj pod własnym sztandarem kroczyło ulicami miasta na związkowe nabożeństwo w kościele.

Coraz i coraz częściej chwyta teraz Kolping za pióro. Gorący, prakty­

czny zawsze, rzuca ideowe i organizacyjne, podwaliny ruchu, który już wkrótce miał ogarnąć całe Niemcy, a nawet w jjść poza ich granice.

Kolping zmierza jasną drogą do idealnego zawodowego wy­

kształcenia i wyrobienia swych ludzi. Bronić się przed złem w każdej jego postaci, zdobyć fachową wiedzę i pracować, ciągle pracować — oto naczelne hasła jego Związku. A wszystko w atmosferze szczerej religijności, otwartości, zaufania i związkowego braterstwa.

Oczywiście z początku „Kolpingowcy" spotykali się w wielu warsztatach z drwinami i obelgami. Ale potężnego strumienia dobra, który z nich płynął już nikt nie zdołał zatamować. Jak niedziela zbie­

rała ich wspólnie na Mszy świętej, tak w poniedziałek wszyscy od­

ważnie stawali u warsztatów, wydając młodzieńczą walkę tradycyjnemu w ten dzień próżnowaniu (Blaumontag).

To też Kolpingowa idea szła jak wicher po kraju.

Jego związki powstają już w roku 1849 w Bonn, Dusseldorfie,.

Akwizgranie, Essen, Glaadbachu, Durren, Koblencji, Trewirze, Mona- sterze, Hildesheimie, Moguncji. Wszystkie budują się na statucie ko- lońskim, acz wprowadzają zależnie od miejscowych warunków nie­

które drugorzędne zmiamy.

1 już dnia 1 maja 1850 roku łączą się one wszystkie w jeden Reński Związek Czeladników, przez co cała akcja nabiera siły, jednoli­

tości i znaczenia. Powstaje oczywiście organ Związku redagowany i wydawany przez Kolpinga, który też sam pisze w nim większość doskonałych artykułów. W tym czasie Związek w Kolonji liczy już 550 członków, w rok później zaś organizacja Kolpinga sięga już do Wrocławia, Augsburga, Wiednia, Lincu i Monachjum.

Wielkie dzieło potężnieje i rośnie w drzewo, które konarami swemi obejmie wkrótce dziesiątki tysięcy dotąd zupełnie opuszczonej i społecznie i religijnie zaniedbanej młodzieży.

(Dokończenie nastąpi).

Z nauczycielskiej posady.

Kochani Bracia Sodalisi z Seminarjów nauczycielskich ! Jestem już szósty rok na posadzie nauczycielskiej, w między­

czasie odbyłem służbę wojskową. Dużo przeżyć, które Was czekają, mam już poza sobą. Chcę się z Wami podzielić spostrzeżeniami, jakie poczyniłem od czasu matury w cięźkiem, samodzielnem i bardzo od- powiedzialnem spełnianiu obowiązków nauczycielskich. Jest to istny

(9)

Nr 7 P O D ZNAKIEM MARJ1 151 ogrom ciekawych przeżyć duchowych i zewnętrznych; jestem w kło­

pocie, jak W am to w ciasnych ramach opisać.

Warunki życia są obecnie tak ciężkie i skomplikowane, że mło­

dy człowiek dojrzewa i doświadcza w tempie przyspieszonem. Bądźcie więc przygotowani na to, że Wam te wiadomości, jakie wyniesiecie z seminarjum, w spełnianiu obowiązków zawodowych nie wystarczą.

Zanim się poczujecie w zawodzie swoim pewni, musi upłynąć kilka lat wytężającej pracy nad uzupełnianiem i pogłębianiem swych wia­

domości zawodowych i nie tylko zawodowych. Zaraz w pierwszych chwilach na posadzie będziecie mogli stwierdzić, jak dużo Wam bra­

kować będzie i pod tym i pod każdym innym względem będziecie skazani wyłącznie na siły własne.

Przyjdą na Was chwile zwątpienia, chwile niebezpieczne, w któ­

rych zdawać Wam się będzie, że zadanie przerasta Wasze siły. Wierzę,, że zwątoieniu podobnemu nie poddacie się, a stwierdzenie braków będzie Wam tylko bodźcem do pracy nad sobą, do pracy, która po­

zwoli Wam te braki uzupełnić, zapomnieć o niejednej trosce i nie zo­

stawi Wam cza?u na nudę i głupstwa, które nieraz wielkie szkody wyrządzają w młodej duszy.

Od czasu matury niemal na każdym kroku, tak w szkole, jak i poza szkołą stwierdzam, że mnie jako nauczycielowi, a zwłaszcza jako człowiekowi na drogę życia samodzielnego dała bezwarunkowo więcej sodalicja, niź seminarjum. Dopiero po maturze, w ciężkich próbach życiowych, przekonacie się, jak wielkiem błogosławieństwem dla całego Waszego życia będzie to, że jesteście sodalisami. Soda- licyjne wychowanie wyciśnie na duszach Waszych piętno tak silne i święte, że nikt i nic Was w żvciu nie zdoła spodlić, zbrukać, ni złamać. Łatwo Wam przyjdzie wyrobić sobie swój własny, w trudzie przemyślany i sercem wycierpiany, oparty na zasadach katolickich pogląd na świat.

Gdy wejdziecie w istny labirynt zagadnień życiowych, gdy się spotkacie z przeróżnemi, sprzecznemi zdaniami w sprawach ważnych, gdy Wam się nasuną tysiączne pytania i wątpliwości — gdy przyjdzie na Was ciężkie cierpienie fizyczne lub moralne — wiem, że po od­

powiedź, pomoc i siłę pójdziecie wprost do najczystszego źródła — wiary.

Dopiero na posadzie zrozumiecie, jak wielkie, trudne i święte macie pełnić posłannictwo, jak dużo Wam do tego trzeba będzie roz­

wagi, godności, wytrwałości, jak ogromne zewsząd spotkają Was prze­

szkody. Będziecie uczyć, a przedewszystkiem wychowywać kochane dzieci polskie na przyszłych obywateli naszej Ojczyzny.

Będziecie oddziaływać wychowawczo nietylko na dzieci, ale i na młodzież dorastającą i na starsze pokolenie w środowisku, które bę­

dzie terenem Waszej pracy. Przez cały czas, już od pierwszej chwili na posadzie, będziecie pizedmiotem bacznej obserwacji wszystkich, tak w szkole, jak i życiu publicznem i prywatnem, czyli — postępo­

wanie Wasze musi być pod każdym względem bez skazy, godne so- dalisa. Wszelkie zasady, jakie będziecie chcieli drugim wpoić, musi­

(10)

cie potwierdzać Waszem życiem, Waszemi czynami, które więcej prze- konywują, niż słowa. Jeżeli sami nie będziecie przedstawiać wysokiej wartości pod względem wyrobienia religijno-moralnego, to szkoda Wam nawet marzyć o jakimkolwiek korzystnym wpływie wychowaw­

czym na powierzoną W aszej opiece dziatwę szkolną. R o d ice bardzo skrupulatnie interesują się tem, kto i jak ich dzieci wychowuje. A na­

wet same dzieci szkolne potrafią zdrową intuicją ocenić, kto i z czem do nich przychodzi. Rodzice i dzieci szczegółowo interesują się tem, czy ich wychowawca spełnia praktyki religijne. Niczem, ■ nawet naj­

większą wiedzą i pracą, nie zyskamy, sobie u dzieci szkolnych i ich rodziców takiego szacunku i miłości, niczem ich tak nie przekonamy 0 szczerości naszego postępowania, jak gorliwem wykonywaniem praktyk relig;jnych i obowiązków sodalicyjnych. Wtedy Was i ksiądz proboszcz w Waszej pracy poprze, co Wam będde wielce pomocnem 1 podniesie Wasz autorytet w oczach miejscowej ludności.

W przeciwnościach i pokusach życiowych będziecie boleć nad

■słabością natury ludzkiej. Może Wam czasem przyjdzie upaść chwilo­

wo w rzeczach mniejszej wagi, co osłabi trochę wiarę w Wasze siły, Jecz po takich upadkach nie wolno wątpić w siebie i w pełną mo­

żliwość zrealizowania wszystkich Waszych zamierzeń i pragnień, ale ze zdwojonym wysiłkiem dążyć naprzód w kierunku wytkniętych sobie, szczytnych celów. Trzon duszy Waszej zdrowy i silny i takim on już pozostanie. Może Was świat ułudny zwabi na bezdroża, lecz tylko na chwilę, bo świat Wam nie da tego, co obiecuje, bo on tego nie po­

siada. Wrócicie na drogę prostą z wielkim żalem, że opóźniliście się w dążeniu do prawdziwego postępu i doskonałości.

W myśl zasad, że nie można dać drugiemu, czego się nie po­

siada i że jakimi są wychowawcy, takim jest naród — napewno bę­

dziecie się bardzo usilnie starać o to, by z każdym dniem podnosić swą wartość moralną i umysłową. A wiecie już o tem, że najlepszym środkiem prowadzącym do doskonalenia się duchownego, są reko­

lekcje zamknięte. Za najszczęśliwsze chwile z całego życia mojego Mważam te po generalnej Spowiedzi i Komunji św. pod koniec reko- lekcyj zamkniętych i godziny spędzone przed Obrazem Matki Boskiej Ostrobramskiej w Wilnie. Na rekolekcjach przy wejściu w siebie, zo­

baczycie w świetle wiary, jakiem było Wasze dotychczasowe, a jakiem ma być przyszłe życie. W ciszy domu rekolekcyjnego, gdzie dusza jest tak daleko od świata, a tak bliziutko Boga, będziecie mieć naj­

lepsze warunki do zastanowienia się nad sobą i wszystkiem. Po każdych rekolekcjach wracać będziecie do otoczenia odrodzeni na duszy i wyposażeni w ogromną, opartą na czystości sumienia, siłę do walki z przeciwnościam i trudnościami, świat Wam takiej siły nie da.

Jeżeli będziecie odbywać rekolekcje zamknięte i żyć, jak na so- dalisa przystało, będz ecie się cieszyć szacunkiem i poważaniem u łu­

dzi. jeżeli zawsze będziecie pamiętać na swoją wysoką godność dzie­

cka Marji i wychowawcy, ludzie z pełnem uznaniem dla Was podzi­

wiać będą Wasz takt w odnoszeniu się do wszystkiego i wszystkich.

Nie obrazicie nikogo, we wszystkich znajdziecie przyjaciół, nie dacie się wciągnąć w brudny i niebezpieczny wir walk politycznych, nie

(11)

Nr 7 P O D ZNAKIEM MARJI 153 poddacie się nigdy chwilowym uniesieniom, nikomu nie wyrządzicie krzywdy, każdy Wasz krok i każde Wasze słowo cechować będzie głęboka rozwaga, otoczenie będzie w Was mieć godny naśladowania wzór. Po maturze każdy z Was napewno wstąpi do sodalicji nauczy­

cielskiej lub sodalicji panów, w której szukać będziecie duchowego oparcia i pomocy moralnej w pracy i w życiu.

Wasz stosunek do dzieci nie będzie obojętny. Będzie Was z nie­

mi łączyć obustronna, głęboka, szlachetna miłość. Przekonacie się, jak bardzo można dzieci pokochać. Będziecie dla nich wyrozumiały­

mi, duchowymi kierownikami, przewodnikami, powiernikami. Z ka- źdem zetkniecie się w jego mieszkaniu, będą one przedmiotem Wa­

szej najgorętszej opieki i troski. Będziecie się starać uchronić je przed tem, coby im mogło wyrządzić szkodę na duszy, a będziecie zaszczepiać w ich oddanych Wam serduszkach rzeczy dobre i święte.

Żadne dziecko nie będzie Wam obojętne, będziecie się szczerze inte­

resować tem, co dzieci robią w czasie wolnym od zajęć w szkole.

Niektóre z nich są bardzo biedne i nieszczęśliwe; te napewno ogrze­

jecie swem sercem i będziecie się starać być im tem wszyst- kiem, czego im będzie brak, by choć w części osłodzić im gorzką dolę i natchnąć je wiarą w dobroć ludzi i wartość życia.

Słowa te podyktowała mi serdeczna życzliwość dla Was i chęć uchronienia Was od przykrych zawodów i doświadczeń! Słowa moje z serca płyną i sądzę, że do serc Waszych trafią. Wierzcie mi, że za­

dowolenie, płynące ze świadomości dobrego spełniania swych obo­

wiązków, jest najlepszą za trudy zapłatą, że w dążeniu ku wyżynom, w modlitwie i w ufności w pomoc Boga i opiekę Jego Matki naj­

większą znajdujemy siłę. Przygotowujcie się do walki z tem, co złe i na rozczarowania wynikłe z rozdźwięku między światem przez Was wymarzonym a rzeczywistym.

Bądźmy sodalisami i pamiętajmy o Marji zawsze i wszędzie ! Cześć M a rji!

Władysław Ja n Sikora S. M.

b sod. Tarnów II., obecnie czł. sod. nauczycielskiej w Wilnie.

Z podróży do nadsekwańskiej stolicy.

Urywki dzienniczka.

VII.

Kardynalska celebra w Notre Dame — Bazylika na Montmartre — Wieczna adoracja — Niedzielne Komunje święte na „Wielkim Krze­

mieniu" — Francuska pobożność — Katolicyzm Paryża — Pod powierzchnią — Łatwość spowiedzi — Autobusem do chorego.

Szczęśliwie się stało, choć bez naszego specjalnego projektu, że do wspaniałej katedry Notre Dame wybraliśmy się właśnie w sam dzień Wniebowzięcia Matki Boskiej popołudniu.

(12)

Olbrzymi, niezrównanie piękny kościół gotycki, wypełniony był niemal po brzegi tłumem pobożn}ch, wśród których uderzająco prze­

ważała inteligencja stolicy, w tej zaś co najmniej w połowie mężczy­

źni. Przed wielkim ołtarzem kończyły się nieszpory. Śpiewano właśnie Magnificat. Po ukończeniu hymnu Najświętszej Panny i modlitwie, a przed Kompletą wyruszyła po kościele przepisana procesja. Otwie­

rała ją dość liczna kongregacja marjańska panien w biel ubranych, potem szło jakieś bractwo męskie, tuż za niem, zdaje się, sodalicja marjańska żołnierzy. Robiła ona istotnie dziwne wrażenie. Obok mun­

durów piechoty czy konnicy francuskiej, widzieliśmy przedstawicieli armji kolonjalnej, czarnych nurzynów, żółtych Tonkińczyków. Czterech podoficerów niosło dużą statuę Niepokalanej Dziewicy. Zaraz za nimi zaczynały się szeregi duchowieństwa, grupa kanoników katedralnych w powłóczystych kapach rzymskich; potem szli obaj biskupi sufragani we fjoletach, w końcu w licznej asyście:, w drogocennych szatach litur­

gicznych, sam arcybiskup Paryża, Kardynał Verdier w pontyfikaljach.

Procesja przeszła tuż koło nas, mogliśmy się jej więc zbliska przy­

patrzeć.

Zupełnie odmienne wrażenie zrobiło na nas nawiedzenie świąty­

ni Serca Jezusowego na Montmartre. Już samo położenie kościoła na wcale wysokiej, a wśród tej ogromnej równiny, jeszcze wyższą się wydającej górze, jest imponujące. Po licznych kondygnacjach kamien­

nych schodów, obsadzonych czdobną i kwitnącą roślinnością wycho­

dzimy coraz i coraz wyżej, a z każdym stopniem coraz niżej w dole rozkłada się olbrzymia stolica — morze kamienne, nieprzej­

rzane, nieogarnione wzrokiem, siedziba czterech miljonów ludzi...

Idea wzniesienia tego wotywnego kościoła M a j właśnie — była nie­

zrównana.

We wnętrzu, jak w całej zresztą budowli, znać serdeczną ofiar­

ność katolickiej Francji. Kościół jest istotnie zachwycający, archite­

ktonicznie przebogaty. Nad wielkim ołtarzem prześliczna mozaika z hołdem Francuzów dla Boskiego Serca. Na marmurowym zaś ołta­

rzu przepiękny tron eucharystyczny i na nim dniem i nocą wystawio­

ny w monstrancji Pan Jezus. Środkowa część nawy głównej zamknięta dookoła balustradą i przeznaczona wyłącznie dla adorujących. Był dzień powszedni, godzina może w pół do szóstej... Na klęcznikach widziałem jakieś 200 osób, w tem bardzo dużo mężczyzn... Wpatrzeni w Mon­

strancję, zamodleni z jakąś wzruszającą żarliwością i głęboną wiarą, na zawsze zapisali się w mej pamięci.-.

O szóstej kościół zamyka się dla publiczności, zostają tylko adoratorzy nocni, którzy mają osobną bramę w głębi świątyni.

Wśród czystego jak złoto, modlitewnego nastroju odbywa się tu taj, u stóp Boskiego Serca wieczna adoracja Cudu Jego Miłości — Przenajświętszego Sakramentu.

Inne pamiętne na zawsze wrażenie z katolickiego Paryża — to moje Msze święte niedzielne w kościele parafjalnym na Grand Cail- loux (Wielkim Krzemieniu — nazwa dzielnicy) — niedaleko od placu Inwalidów. Wyznaczano mi je zwykle na godzinę ósmą. Przybrany

(13)

Nr 7 P O D ZNAKIEM M ARJI 155

w ornat zielony z ciężkiego brokatu wychodziłem do ołtarza główne­

go poprzedzany przez kościelnego - marszałka, (każdy kościół ma takich 2 lub więcej marszałków, w katedrze Notre Dame noszą oni czerwone fraki, białe pończochy do kolan, stosowane kapelusze i łańcuchy na piersiach). Bardzo wysoki, rosły mężczyzna, ubrany w czarny frak i ogromny srebrny łańcuch z medalem, trzymając w ręku dużą, jakby buławę, srebrem kutą, idzie przed celebransem i miarowo uderza w posadzkę, zwracając uwagę obecnych na rozpoczynającą się Mszę świętą. Za nim szli moi dwaj ministranci. W niedzielę z reguły dwaj żołnierze w odświętnych mundurach. Ale najbardziej wzruszała mnie zawsze Komunja święta. Nietylko przez całe tłumy przystępujących — chyba mało kto byt na Mszy, by nie komunikował — ale przez tę ich różnorodność, która znamionowała naprawdę powszechny Kościół.

Obok Francuzów, ileż Komunji świętej rozdałem murzynom i mu­

rzynkom, po europejsku, nieraz strojnie nawet ubranym, ile koloro­

wym żołnierzom z Azji i Afryki. Dla polskiego księdza wrażenie to — przyznacie — niecodzienne.

I taką serdeczną widziałem u nich pobożność, takie zamodlenie się całą duszą, że te chwile uważam za niezmiernie drogie i miłe w mej podróży.

I jeszcze jeden szczegół uderzył mnie we francuskich kościo­

łach. Oto jakieś niezmiernie delikatne i subtelne, ale głębokie odczu­

cie potrzeb duszy ludzkiej przez tutejsze duchowieństwo, a w ślad za tem jakaś miła serdeczność wzajemnego stosunku wiernych i księży do siebie.

Weźmy takie tablice pamiątkowe poległych na wielkiej wojnie parafjan, umieszczone nieraz na ogromnej przestrzeni ścian kościoła.

Złotem ryte nazwiska pod rokiem, w którym zgon na polu chwały nastąpił. Pośród mieszczan i ludu imiona starej arystokracji... Obok figura Matki Bożej, a przed nią jeden, dwa, czasem trzy stojaki na wie­

cznie płonące świece, które sprzedaje jakaś biedna kobieta w kącie bocz­

nej nawy. Plonie światło u stóp Marji „za dusze" i ciągle ktoś, nieraz w grubej jeszcze żałobie, modli się za najbliższych swoich żołnierzy...

Jakie to piękne i jaka szkoda, że tego w Polsce nie widzimy!

Jakże miłe dalej naprzykład takie ułatwianie ludzom spowiedzi.

Pomijam już drukowane wykazy w każdym kościele umieszczone, gdzie się mogą spowiadać „les Etrangeres", w jakiej godzinie i w ja­

kim języku (są nawet spowiednicy w narzeczach afrykańskich szcze­

pów murzyńskich!), ale te nieustające dyżury księży spowiadających w kościele, te dokładne ogłoszenia na konfesjonałach, kto w nich spowiada, (każdy ksiądz ma na stałe swój bezwzględnie konfesjonał), kiedy, czy wyjechał, kiedy wróci. Widziałem napisy „spowiada cały dzień“. I próbowałem to stwierdzić o różnych porach dnia w całkiem nieraz pustym kościele. Był! Klęczał przed Sanctissimum, albo cho­

dząc po nawach, mówił brewjarz i całemi godzinami czekał na dusze.

A przecież to były wakacje! To wzruszające, choć oczywiście niewszę- dzie z braku księży i nawału pracy możliwe do zastosowania;

(14)

Przypatrując się bacznie religijnemu życiu Francuzów w kościo­

łach, w czasie nabożeństw, odczuwałem różnicę między naszą, polską, a ich pobożnością, ale ogromnie trudno przyszłoby mi ją ściśle okre­

ślić. Może jest ona — i z pewnością — więcej liturgiczna, niż nasza, jest może baidziej jakaś dostojna, uroczysta, bardziej nieco społeczna, łącznie z innymi praktykowana (wspólne wstawanie i klękanie wszyst­

kich na niektóre części Mszy świętej), ale istotna różnica musi tkwić gdzieś głębiej w różnej psychice narodowej i katolickiej, na której zba danie ni czasu nie miałem, ni sposobności. Oczywiście tem mniej, źe wcale nie zetknąłem się z pobożnością prostego ludu Francji.

A jakie wrażenie pod względem religijnym robi ogólnie na obcym sam Paryż ?

Lękam się ostrej krytyki, ale szczerze powiem, że raczej doda­

tnie. Zdawało mi się ciągle, źe katolicyzm Paryża ktoś jakby zarcalo wał powierzchu farbą niereligijności, z pod której on wszędzie prze gląda. Jakby na rozkaz usunięto objawy i oznaki wiary katolickiej z powierzchni, a one tymczasem utaiły się i trwają gdzieś pod nią.

To tak, jak z cudem - kaplicą św. Ludwika lub z Panteonem.

Z tego poematu w kamieniu, jakim jest „La Sainte Chapelle“ wbti dowana dziś w gmachy Ministerstwa Sprawiedliwości, wydarto duszę, usuwając ołtarz, obrazy i cały kult święty, z świątyni przeznaczonej dla Patronki Paryża i Francji, świętej Genowefy zrobiono Panteon z grobami Voltaire’a, Hugo’a i innych. Ale pomimo to, każdy na pierwszy rzut oka powie, że tu karty wydarte tylko, że przemalcwa no obrazy, ale pod tem wszystkiem najwidoczniej tai się religja i wiara.

To się wyczuwa, wyczuwa się z wielką radością i pokrzepieniem, na widok tego ducha Bożego, którego istotnie nic zabić, ni zniszczyć nie zdoła.

1 tem jest Paryż ogromnie sympatyczny. Oczywiście nie ten Pa­

ryż bulwarów, śródmieścia, ale ten nieco cichszy, dawniejszem ży­

ciem do dziś żyjący.

Na dowód tego, na zakończenie mały obrazek z dni ostatnich.

Przepełniony autobus miejski odchodzi z rogu ulicy. Dobiega ksiądz, ale już mowy niema o dociśnięciu się, choćby na stopień.

Kapłan jest zwyczajnie ubrany, w kapeluszu na głowie, ale dziwnie skupiouny, poważny. Jakiś robociarz już wsiadający ogląda się nań i wzrokiem pyta księdza, czy mu spieszno. Kapłan szepta: Tak!

Jadę z Bogiem do chorego. Więc mu zaraz robią miejsce, ściskają się w kącie, ustępują ławki... Ci przygodni pasażerowie z paryskiej ulicy... Wtajemniczony robotnik szepnął im słowo. Spoglą­

dają ku księdzu. Wyjmują z ust cygara i fajki. Jeden, drugi zdejmu­

je czapkę... Bo jakże — mówią sobie — On wiezie na piersiach Boga — jedzie do umierającego...

Taki jest i bywa w głębi swej duszy jeszcze bardzo chrześci­

jańskiej dzisiejszy lud paryski... I przyjdzie chwila, gdy tlące iskry wy­

buchną jasnym, gorącym płomieniem wiary.... Może niedługo!!

X. J. W.

(15)

Nr 7 P O D ZNAKIEM MARJjj 157

Radosne świty...

Ryngraf sodalicyjny na mundurze żołnierskim.

P. Józef Siess, sekretarz sodalicji marjańskiej panów w Krakowie opowiada w ostatnim numerze „Soda!isa“ (marzec 1932, str. 63) o na­

stępującym fakcie:

Trzech młodych sodalisów po ukończeniu studjów uniwersyteckich wyjechało do większego miasta, celem odbycia służby wojskowej. I zda­

wałoby się, że ci młodzi ludzie, wszedłszv w liczne szeregi młodzie­

ży o różnych zapatrywaniach, dadzą się porwać pędowi zabaw, przy­

jemności wielkomiejskich, że jednem słowem zaczną żyć w tem zna­

czeniu, jak to świat rozumie. Widać jednak, ie będąc sodalisami i w gimnazjum i na uniwersytecie, przeszli doskonałą szkołę wychowa­

nia etycznego, gdyż weszli w grono swoich kolegów, umieli wyszukać wśród nich pokrewnych sobie duchem i w liczbie 19 postanowili pod­

czas służby wojskowej dalej służyć w Podchorążówce Tej, pod której błękitny sztandar w swoim czasie się zapisali.

Zgłaszają się więc w drodze służbowej do raportu i proszą o po­

zwolenie na zawiązanie sodalicji. Przełożony ich, nie wiedząc, co ma z tą prośbą zrobić, przesyła ją dalej; prośba młodych żołnierzyków idzie więc do Ministerstwa, stamtąd do Wojskowej Kurji Biskupiej i po pewnym czasie nadchodzi do szkoły podchorążych pozwolenie na za­

wiązanie sodalicji. Przełożony otrzymawszy polecenie z Kurji Polowej, nie orjentując się widocznie w kwestji, czem jest sodalicja, zawezwał młodych podchorążych do siebie i oświadczył im oficjalnie: „Możecie zawiązać tę » sodalicję « “!

Wieść o tem doszła jednak i do soda'icji akademików, istniejącej w tem mieście, więc delegacja razem z ks. Moderatorem zgłosiła się do dzielnych sodalisów, by nawiązać z nimi kontakt i ułatwić im całą sprawę, tak, by czas wolny od zajęć i służby wojskowej mogli spędzać w gronie sodal;sów - akademików.

Cześć tej dzielnej młodzieży!

Dobrzy to rycerze Marji, będą z nich dzielni, dobrzy żołnierze Ojczyzny Polski!

WIADOMOŚCI KATOLICKIE

Komunikaty Katolickiej Agencji Prasowej w Warszawie.

ZE ŚWIATA

Posiedzenie parlamentu amerykańskiego otwarte modlitwą. Jak donoszą z Nowego Jorku, otwarcie posiedzenia Kongresu (Izby posłów 1 Senatu) w Waszyng­

tonie rozpoczęło się modlitwą, wygłoszoną przez kapłana katolickiego.

Ksiądz katolicki kandydatem na prezydenta Stanów Zjednoczonych ? Nie­

dawno pisma podały wiadomość o przyjęciu przez prezydenta Hooyera 25.000 bez­

(16)

robotnych nod wodzą proboszcza z Pittsburga ks. Cox’a. Obecnie prasa amerykańska donosi o wiecu odbytym w Pittsburgu, na którym liczne rzesze biorące w nim udział uchwaliły rezolucję zaproponowania Ks Cox’a jako kandydata na prezydenta Stanów Zjednoczonych Specjalnie wybrana delegacja udała się do ks. Cox’a, by oświadczyć, że znając mądrość i niezwykłą dobroć swego duszpasterza, oraz u'zucia, jakie żywi dla całego narodu, pozwalają sobie prosić go, aby był ich kandydatem na najwyższą godność w Stanach Zjednoczonych. Wzruszony i zakłopotany kapłan odpowiedział, że zasadniczo przyjmuje propozycję, o ile jej skutki miałyby okazać się pożyiecznemi dla narodu, zaznacza jednak zgóry, że polityką się nie zajmuje, a jego jedynym ce­

lem jest ulżenie masom robctniczvm, których dążenia i cele zna tak dobrze. Ks. Cox jest kapłanem bardzo gorliwym, powszechnie cenionym i kochanym. Należał w czasie wojny światowej do ekspedycji amerykańskiej do Europy w charakterze kapelana wojskowego.

Masoni o marszałku Fochu. .Petit Champenois* notuje, jak masoneria wyra żała się o Fochu w czasie, gdy podczas wojny był dowódcą w Chaumont Opinja ta brzmi: „Niebezpieczny klerykał, ma brata Jezuitę, regularnie uczęszcza na Mszę", a obok figuruje dopisek jednego z urzędników gabinetu Andre: .Niebezpieczny. W i­

nien być usunięty".

Rząd kantonu szwajcarskiego osuwa z swych granic obrażających religję.

W Chaux • de Fonds, w kantonie Neuchatel w Szwajcarji, znany wolm myśliciel i se kretarz francuskiej .wolnej myśli", Andrzej Roulot, miał odczyt szczególnie obelżywy pod adresem religii. Wywołało to tak wielkie oburzenie wśród obecnych, że władze kaotonalne usunęły niefortunnego preiegenta z granic swego terytorjum. Stowarzysze­

nie wolnomyślicieli wystąpiło z protestem, rząd jednak związkowy decyzję ową za­

twierdził, wskutek czego dalsze odczyty musiały być odwołane.

Budowa 20 nowych kościołów w Paryżu. Ojciec św. przyjął na posłuchaniu przedstawicieli paryskiej rady miejskiej, którzy poinformowali Papieża o szczegółach projektu kard. Verdier, arcybiskupa Paryża, dotyczących budowy dwudziestu nowych kościołów parafialnych, ażeby w ten sposób zarówno uczynić zadość potrzebom reli­

gijnym ludności, jak ulżyć bezrobociu. Władze miasta Paryża biorą żywy udział w re­

alizacji tego planu.

Protest Węgrów przeciwko prześladowaniom kościoła w Hisrpanji. W parla­

mencie węgierskim hr. Hunyady, orzywódca nowopowstałej chrześcijańskiej grupy opozycyjnej, podniósł kwestję prześladowań Kościoła w Hiszpanji. Odczytał on mia­

nowicie wystosowane przez 134 posłów bez różnicy wyznania oismo do węgierskiego ministra spraw zagranicznych, zawierające protest przeciw antykościelnym poczyna­

niom w Hiszpanji. Pismo to zawiera ustęp, w którym wyrażony jest pogląd, że rząd hiszpański wszedł na drogę, która musi niepokoić cały świat katolicki, oraz przekona­

nie, że wśród katolików Europy wytworzy się solidarność wobec poczynań rządu hiszpańskiego w stosunku do Kościoła.

Zmnieiszanie się liczby duchowieństwa protestanckiego w A nglji Znane są wszystkim zdumiewające postępy katolicyzmu w Anglji. Niema prawie tygodnia, by nie notowano licznych nawróreń, wśród których nie należą bynajmniej do rzadkości nawrócenia duchownych protestanckich. Wywołuje to znaczne zaniepokojenie w sze­

rokich kołach protestantów, tembardziej. że jednocześnie skonstatować trzeba fakt stale zmniejszającego się napływu kandydatów na stanowiska pastorów. W porównaniu ze stanem z roku 1905 w samym tylko kościele anglikańskim liczba duchownych zmniejszyła się o 2308 osób, co powoduje, że obecnie aż 1139 parafi) pozbawionych jest duszpasterzy.

Ile oszczędza rząd amerykański na szkolnictwie katolickiem ? Obliczono, że dzięki uniwersytetom i szkołom katolickim, działającym na terenie Stanów Zjedno­

czonych i kształcącym 2,662.000 studentów i uczniów rząd związkowy, nie udziela­

jący — jak wiadomo — na to szkolnictwo żadnych subsydjów, oszczędza conajmniej 290 miljonów dolarów rocznie.

Kobiety hiszpańskie w obronie religji. Delegacja kobiet hiszpańskich dorę- czyła prezydentowi Kortezów memorjał, który zawiera 1,401 900 podpisów i domaga się: Niezmienienia ariykułu konstytucji z r. 1876 w sprawie stosunków między Koś­

ciołem i państwem bez uprzedniego porozumienia ze Stolicą Apostolską, niewyklucza- nia ojców rodzin z rad wychowania publicznego, obowiązkowego nauczania religji w szkołach, respektowania rodziny ^chrześcijańskiej, uznawania, jak dotychczas, -nię-

(17)

PO D ZNAKIEM MARJ1 159 rozerwalnego charakteru msłżeństwa, niewydalanie z kraju zakonów religijnych, umo­

żliwienia powrotu biskupom, którzy zmuszeni zostali do opuszczenia swych diecezyj.

Głód modlitwy. Brewjarz ewangelicki. W niemieckiem czasopiśmie „ Liturgi- sche Zeitschrift' zamieszczony został ostatnio artykuł na tenut świeżo wprowadzo­

nego do protestanckiej liturgji ewangelickiego brewiarza. Autor artykułu dr. Pohl pi­

sze: „W brewjarzu ewangelickim *idzimy pierwszą ze strony protestanckiej próbę wykorzystania myśli, oraz skarbów rzymskiego brewjarza dla wzbudzenia pobożności w protestantyzmie. Żąda się bowiem, w przeciwieństwie do susjektywnych modlitew­

ników, „objektywnej" książki do modlitwy... Jest to głos Kościoła, który słyszymy, jest to wołanie modlitwy poprzez wieki, a nawet lat tysiące... Chodzi wogóle o to, ażeby znowu zaczęto regularnie się modlić”. Jest rzeczą charakterystyczną, że prote­

stantyzm w wielu krajach, widząc skostniałość i obojętność u swoich członków, po­

czyna wprowadzać obrzędy liturgiczne z wyraźnem naśladownictwem rytuału rzymskie­

go, szerzyć kult Matki Bożej, a ostatnio wprowadzać brewjarz. W Polsce pastorzy również wprowadzili zmiany w liturgji, nie mówiąc już o używaniu (coprawda bez­

prawnie) tytułów, przysługujących hierarchji rzymsko-katolickie}.

Złoty medal za najmoralniejszy utwór teatralny. Katolicka Liga Aktorów w Stanach Zjednoczonych A. P. ufundowała nagrodę w postaci złotego medalu, jaki co roku przyznawany będzie autorowi najmorainiejszej, a jednocześnie zajmującej sztuki teatralnej. Również dla aktora, który w takiej sztuce najlepiej odegra główną rolę, przeznaczony zostanie w nagrodzie medal złoty.

Chiński przekład Summy św. Tomasza z Akwinu. W najbliższej przyszłości sporządzone zostanie nowe wydanie chińskiego tłómaczenia Summy św. Tomasza z Akwinu. Przedkłada tego dokonał ks. Ludwik Buglio, Jezuita, około r. 1670. Nowy nakład wyjdzie staraniem komisji synodalnej w Pekinie.

Seminarjum duchowne dla murzynów w Waszyngtonie. Przy uniwersytecie katolickim w Waszyngtonie otwarte zostało seminarjum dla murzynów. W uroczy­

stości inauguracji wzięli udział kardynał 0 ’Connełl, trzej arcybiskupi i 20 biskupów.

Z największym naciskiem domagamy się od naszych die- cezjan, aby bez względu na przeżywane obecnie, ciężkie czasy, pozostali wierni prasie katolickiej i nie zaprzestawali prenu­

merowania pism katolickich. W najcięższych czasach prasa katolicka zawsze stała na straży Kościoła i ludu katolickie­

go, wielkie ponosząc ofiary. Prasa ta musi pozostać potężną bronią także i teraz i na przyszłość, aby Kościół strat nie poniósł i nadal utrzymał swój kulturalny stan posiadania w państwie i rodzinie.

Z listu pasterskiego X. Biskupa Fryburgu.

W naszym Zuiązku — boleśnie to wspominać — już 2.300 sodalisów porzuciło prenumeratę miesięcznika „Pod zna­

kiem M arji“ i wyrzekło się swego katolickiego pisma/

Gdzież to tak?

Od kilku lat istnieje w pewnym kraju Związek sodalicyj mar- janskich łączący razem sodalicje uczniów gimnazjum i studentów unj-

Cytaty

Powiązane dokumenty

POZNAŃ II. odbył się staraniem scdalioji wieczór muzyczny, z którego 20% czystego zysku w ysłano Związkowi. powstało przy sodalicji kółko dla kolegów z

W tej sprawie wywiązuje się dyskusja, w której ścierają dwa poglądy, jeden, aby akademicy należeli wyłącznie do sodalicyj akademickich lub dążyli do ich

mal ogólne, przedewszystkiem u tych, sodalicyj, które już raz się na nich zjawiły. Niestety, prowadząc dokładne wykazy, wiemy, że jest w Związku kilka

mienia i łączności. W pracy nad młodzieżą, muszą podać sobie ręce, muszą wspólnie tworzyć i muszą pracę swoją równomiernie pomiędzy siebie -rozdzielić. L

W rachunku sumienia mamy się obliczać z ogromem własnych win. Świadomość poznanych słabości pobudza nas ciągle do coraz większej pracy nad sobą, zamiast

musimy zbadać rozmaite poglądy na daną kwestję, przetrawić i umieścić tylko te, z którymi się całkowicie zgadzamy, które możemy przyjąć jakby za

sierdzia chrześcijańskiego, że nawet funkcjonarjusze jej powinni być duchem C hrystusowym przejęci, wówczas bowiem dopiero może ona ożywić się, z bezdusznej

Otwartą księgą miłości Boga i bliźniego stawało się życie świętego Stanisława dla każdego a przedewszystkiem dla Jego rówieśników.. Znane było i znane