• Nie Znaleziono Wyników

Komedia poetycka dwudziestolecia międzywojennego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Komedia poetycka dwudziestolecia międzywojennego"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

Maria Józefacka

Komedia poetycka dwudziestolecia

międzywojennego

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 61/3, 77-111

(2)

M A R IA JÓ ZEFAC K A

KOM EDIA POETYCKA DW UDZIESTOLECIA M IĘDZYW OJENNEGO 1

W yraźna cezura, jak ą stanow ią lata pierw szej w ojn y św iatow ej i ro k 1918, pozw ala widzieć spraw y następującego po niej dw udziesto­ lecia w ostrej opozycji do relik tó w „la belle époque”. Je st to okres n ie ­ ufności wobec odziedziczonych modeli, spraw dzania ich i p rzeredago w y- w ania. K ró tk ie odprężenie po w ojnie i w zrastające potem stale poczucie zagrożenia, relaty w izm postaw etycznych, w ątpiący dystans wobec św ia­ ta, dew aluacja dotychczasow ych norm w spółżycia m iędzy ludźm i — oto zasadnicze w yznaczniki okresu, k tó ry w przybliżeniu nazw ać m ożna o k re ­ sem entuzjazm u i sceptycyzm u.

O dzyskanie przez Polskę niepodległości, zm iany w s tru k tu rz e gospo­ darczej i społecznej — w yznaczyły jednocześnie k ieru n ek przem ian w ży­ ciu k u ltu ra ln y m . C h arak tery sty czn a sy tu acja w ytw o rzyła się w teatrze, gdzie entuzjazm i sceptycyzm stopiły się w jed y n y w swoim rodzaju k o n ­ glom erat.

N ajszerszy zakres działania i głów na rola w teatrze tego okresu p rz y ­ padły kom edii, k tó ra jako gatu nek niezm iernie elastyczny p o tra fiła w y ­ bornie przystosow ać się do rzeczywistości, podejm ow ała a k tu a ln e zagad­ nienia, nie cofając się przed p ro b lem aty k ą będącą dotychczas tab u dla kpiny, ponadto um iała n ie tylko sprostać w yraźnem u zapotrzebow aniu społecznem u, ale rów nież staw ała się teren em tw órczych poszukiw ań.

„W państw ie w olnym od trag ed ii narodow ej m ożna sobie w reszcie pozwolić n a sty l b u lw aro w y ” — pisała H anna M ałkow ska 1. N ajw iększy bodaj kłopot spraw iało przysw ojenie sobie owego bulw arow ego stylu, k tó ry docierał do nas zazwyczaj z P a ry ża via Budapeszt. W yraźne u stę p ­ stw a n a rzecz te a tru kom ercyjnego kształtow ały często polityk ę re p e r­ tuarow ą. P ry m na scenach polskich w iedli a u to rzy francuscy: z pow

(3)

78 M A R IA J O Z E F A C K A

dzeniem w ystaw iano fa rsy C aillav eta i Flersa, u tw o ry S avoira i V er- neuila, P ag n ola i H enneq u in a. O grom ną p o pularnością cieszył się M ol- n a r i, oczywiście, n ieśm ie rte ln y Niccodemi, którego zgrabną sztuczkę

S w it, dzień i noc, w doskonałej zresztą obsadzie, w ystaw ian o w T eatrze

M ałym 295 razy. K ry ty c y m ieli potem okazję narzekać, że nam nożyło się owych ,,świtów , d n i i n o cy ” bez lik u rów nież w rodzim ej litera tu rz e . Z A nglików n ajp o p u la rn ie jsz y był Shaw , ale raczej jego plays pleasant, w któ ry ch ostrze s a ty ry społecznej było nieco przytępione. T ry u m fy św ięciła kom edia m uzyczna, operetka, k tó ra z w olna ew oluow ała w kie­ r u n k u rew ii o n asile n iu efektów w izualnych.

Jed nak że poza te a tre m k om ercyjnym , zapew niającym chleb codzien­ ny, odnotow ać w yp ad n ie szereg zjaw isk ch arak tery sty czn y ch dla pory entuzjazm u. N aw et k ry zy s la t trzydziestych, tru dn ości finansow e, ko­ nieczność w ychow ania sobie nowego w idza — nie p rzy tłu m iły tem p e ra ­ tu ry w rzenia w tyglu tea tra ln y m . W śród koncepcji częstokroć b u n to w n i­ czych i rew o lu cy jn y ch w y k rystalizo w ał się w dw udziestoleciu te a tr poe­ tycki. W ywodził się on w swoich założeniach z m łodopolskiego prog ram u w alki o te a tr m o n u m en taln y i te a tr ludow y, rozpoczętej jeszcze pod p a tro n a te m W yspiańskiego. Dość przypom nieć realizacje w ielkiego d ra ­ m atu rom antycznego n a scenach dw udziestolecia, lw ow skie inscenizacje H orzycy, staropolskie o dkrycia Schillera, gdy w yciągnąw szy z lam usa odwieczne starzyzny, dodając im w dzięku i kok ieterii, p rzy kraw ano je na m iarę współczesności.

Je st to jed n a k zarów no te a tr w ielki, ja k m ały, a raczej kam eralny;, te a tr m ałych form i w ielkiej syntezy — objaw iający się w stały ch m e­ tam orfozach.

I tu odnajdziem y trzeciego p a tro n a , k tó ry może w n ajbard ziej zdecy­ dow any sposób o tw orzył now e p e rsp e k ty w y przed te a tre m dw udziesto­ lecia. Mowa o 'kabarecie. Nie ta k daw ne b y ły przecież czasy, gdy z k a ­ baretow ego ducha w yró sł „d ziw ny” u tw ó r A lfred a J a rry :

W ieczorem 10 g ru d n ia 1896 roku c a ły p a ry sk i św ia t tea tra ln y zaszok ow an y był w y d a rzen iem n a d z w y c z a jn y m i b ez p reced en su . W szyscy czo ło w i k ry ty cy 1 czło n k o w ie litera ck ieg o p ó łśw ia tk a zb iegli się, aby u jrzeć zesp ół L u g n ó -P o e „T héâtre de l ’O eu vre” p rzed sta w ia ją cy n o w ą sztu k ę A lfred a Jarry U b u roi w T h éâtre N ou veau . R ozch yliła się k u rty n a i F erm in G ém ier, p ostęp u jąc krok naprzód, w y p o w ie d z ia ł sło w o , które n ig d y dotąd n ie p ad ło ze sc e n y . T eatr już n igd y n ie p o w ró cił do d aw n ego stanu. Tak zaczął się dram at aw a n g a rd o ­ w y 2.

Szukając u nas d a ty początkow ej należałoby się cofnąć do czasów „ P a o n u ” i do owego w ielkiego ferm en tu krakow skiego, z którego w r. 1905

2 G. E. W e l l w a r t h , T he T h e a tr e of P r o t e s t and P a r a d o x . D e v e l o p m e n t s

(4)

pow stał „Zielony B alonik”. Nie przeceniając by najm niej historycznego znaczenia tego kab aretu , należy jed n ak podkreślić, że tu w łaśnie p rz e ­ łam yw ało się w iele konw encji artysty czn y ch w krzyw ym zw ierciadle kpiny, że tu o d k ry to sens p arodii t e a t r a l n e j , tu stw orzono now y ty p in te rp re ta c ji. Nie tylko więc w szystkie późniejsze „C zarne K o ty ”, „M iraże”, „M om usy” w zięły stąd swój początek, ale rów nież k o n ty n u o ­ w ały ów n u rt sceny eksperym entalne, estradow e, klubow e. W yrasta zeń późniejsza „G ałka M uszkatołow a” i „C ricot”, a n aw et „E lsynor” i „ T e atr F orm isty czny ” W itkacego w Z akopanem dowodzą w spólnoty wzoru.

Mimo często zasadniczych różnic m iędzy ty m i scenami, m im o odm ien­ nych koncepcji ich twórców , mimo wreszcie niejedn ak ich celów, k tó ­ re tam zrealizowano, istnieje w spólna ten d en cja tea tra ln a, jak a doprow a­ dziła do uk ształto w an ia nowego ty p u te k stu dram atycznego.

W skrócie tendencję tę m ożna ująć jako dążenie do k o n stru o w an ia t e a t r a l n e g o znaku poetyckiego. P o szukuje się tu w ielu odrębnych możliwości. I tak : scenki ekspery m en taln e w prow adzą przedm iot o zna­ czeniu m etaforycznym , dzięki czemu osiągną dużą skrótow ość i w ielo­ w ym iarow ość znaczeń, pozornie b an aln y tekst zaczyna grać w określo­ nym kontekście tea tra ln y m , stw arza się dystans m ałej scenki, dystans zabaw y niekiedy o k ru tn ej, gdy m iałkość słów i ich bezradność zostaje zastąpiona przez kod schem atów — dopiero ich układ posiada w a lo r poetycki.

Dotychczas idea te a tru poetyckiego b yła ideą te a tru ogromnego, w iel­ kiej przestrzeni, w ielkich słów, m onum entalnej arc h ite k tu ry , hieraty cz­ nego gestu. K a b a ret o tw iera drogę dla te a tru poetyckiego niejako à r e ­

bours — kpina p rzestaje być stopniowo celem, poczyna być środkiem ,

podobnie — parodia, podobnie — groteska. O dkryw a się możliwości m e­ taforyczne tea tra ln ej stylizacji. W alne zasługi położył tu „ k a rte l czte­ re c h ”. Scenografia Frycza, D rabika, Pronaszków i Daszewskiego to osob­ ny rozdział „przygoto w an ia”, i to w zakresie zarów no „w ielkiego” jak i „m ałego” te a tru poetyckiego. W ielekroć w łaśnie kształt p rzestrzen i sce­ nicznej byw a ostatnim członem m etafory tea tra ln e j, kluczem do kon­

cepcji uniw ersalizującej.

Podobnie in teresu jące re z u lta ty przyniosły inscenizatorskie osiągnię­ cia Schillera, dość przypom nieć Pastorałkę, bardzo śpiew ankow ą i lu ­ dową.

Była to jed n a k raczej sty lizacja n a ludowość, n iekied y przez k p in ę czy pozorną naiw ność ujaw n iająca p oetycki w ym iar danego elem entu 3.

S tylizacja w y ra sta zazwyczaj z umowności, ale też z ża rtu i zabaw y.

3 Zob. W. Z a w i s t o w s k i ] , „ P a s to r a łk a ” w „ R e d u c ie ”. „K urier P o lsk i” z 14 I 1923 — ob szern e u w a g i o in scen izacji. — M a ł k o w s k a , op. cit.

(5)

80 M A R IA J Ô Z E F A C K A

Tak więc np. w Tragedii E um enesa w „R educie” fale z te k tu ry przesu­ w ały się „na n ib y ” , a w ąsaci korsarze c.zynili nadlu dzk ie w ysiłki, aby w yglądać krw iożerczo i m ożliw ie najgroźniej; k ostium y Spodka i tow a­ rzyszy, zap ro jek to w an e przez F ry cza do S n u n o cy letniej, w yglądały następująco: był tam Księżyc z psem na sznu rku , la ta rn ią w ręce, odzia­ n y w pluszow ą kapę i gulstowny biały czepek, dzięki czem u żywo p rzy ­ pom inał dobroduszną babcię Czerw onego K a p tu rk a , był Lew — pokaź­ nych rozm iarów g ru basek z b u jn ą ry żą grzyw ą m istern ie uczynioną z poskręcany ch w iórów i kołyszącym się filu te rn ie cieniutkim ogonkiem, była w reszcie Tyzbe z w arkoczem przem yślnie splecionym ze szn ura od p o rtie ry i zakończonym sporym chw aścikiem .

Ż a rt i udanie, położenie nacisku n a elem ent g r y , w spółtw orzenie m etafo ry za pom ocą pozasłow nych środków w y razu — to trw a łe osią­ gnięcia te a tru dw udziestolecia. Dzięki tem u m ożna było nadać te a tra ln y kształt w ielu d ram ato m uw ażanym za niesceniczne, m ożna było ukazać dowcip i świeżość rzeczy zapom nianych czy niedocenianych, m ożna było wreszcie w ysunąć określone p o stu la ty w zakresie poszukiw ań nowego d ram atu .

Ja k i to ty p d ram atu ? Pow iedziano uprzednio, że n a scenie p an uje kom edia, a dążenia te a tru skierow ane są przede w szystkim w stronę te a tru poetyckiego. D ra m a t ten zatem pow staje n a skrzyżow aniu tych dwu tend en cji. Zależnie od ty p u uogólnienia zary su ją się dw ie zasad­ nicze odm iany te a tru poetyckiego: g ro tesk a i kom edia poetycka.

2

W obszernej d y sk u sji teorety czn ej na te m a t d ram a tu poetyckiego obok w ielu spostrzeżeń szczegółow ych nieliczne były głosy zm ierzające do ustalen ia ściślejszej definicji. Nie w y daje się konieczne w tej chwili referow anie ty ch zagadnień, n ato m iast nieodzow ne będzie przypom nie­ nie p a ru w ypow iedzi zbiegających się w jed n ym p unkcie i sięgających

m e ritu m spraw y.

Pierw szy m sygnałem jest cytow ane przez Ire n ę S ław ińską zdanie K itto:

Z asad n icza sp ra w a to p y ta n ie, czy d ram at p o ety ck i is tn ie je n a jednym czy na d w ó c h p oziom ach, c z y rdzeń u tw o ru le ż y w p ostaciach czy gdzieś p o z a n im i — sło w em , ja k a jest p ła szczy zn a o d n iesien ia 4.

Z atem dw upłaszezyznow ość, a raczej d w u w y m i e r n o ś ć d ra ­ m atu poetyckiego to jego d iffere n tia sp ecif ica — ja k m ówi Sław ińska:

4 I. S ł a w i ń s k a , K u d e f i n ic j i d r a m a t u p o e ty c k ie g o . W: S c e n ic z n y g e s t p oety.

(6)

tu i teraz, ale zawsze i wszędzie. Podobnie G inestier 5, analizując liczne przykłady, ukazu je dw ustopniow ość stru k tu ry rzeczyw istości d ram aty cz­ nej. Zgodnie z jego term inologią przyjąć m ożna istnienie s tru k tu ry p ierw ­ szego i drugiego stopnia. S tru k tu ra pierwszego stopnia jest k o n stru k cją rzeczyw istości d ram atycznej, określa w zajem ne relacje i fu n k cje poszcze­ gólnych elem entów . S tru k tu ra drugiego stopnia (drugich znaczeń) s ta ­ now i jej w y m iar poetycki, uniw ersalny. Je st ona jakb y stopniem n a d ­ rzędnym rzeczyw istości dram atycznej, k onstruow ana przez system ele­ m entów s tru k tu ry stopnia pierwszego.

T ak więc rzeczyw istość dram aty czna staje się w dram acie poetyc­ kim podstaw ą m etafo ry i jakkolw iek oczywiste w ydaje się zdanie, że sens m etafo ry ja k i s tru k tu ra jej rzeczyw istości w y ra sta ją z „way of

th in k in g ” epoki, to tw ierdzenie, że sens poznawczy d ram a tu poetyckiego

m ierzy się przede w szystkim „reprezentatyw nością dla danego czasu, klasy i uk ład u historycznego” 6, zacieśnia znacznie pole w idzenia i pro ­ blem atykę.

D ram at poetycki jest zatem r o d z a j o w ą k a t e g o r i ą s t r u k ­ t u r a l n ą . H isto ry c.zne badanie tego g atu n k u w inno się jednakże od­ w oływ ać w pierw szym etap ie do gatunku, z którego w y rasta, inaczej bow iem nie m ożna określić ty p u uogólnienia, do którego d ram a t zm ie­ rza, czyli s tru k tu ry drugich znaczeń. Sens poetycki zaszczepiony n a ko­ m edii fan tasty cznej, salonowej czy m iłosnej zm ienia w rad y k a ln y spo­ sób dotychczasow ą kom ediowość u tw o ru (np. Eliota Coctail P arty). Cię­ ż ar w agi przesuw a się z intrygi, postaci lub dialogu, p rzekształca czy n a w e t niw eluje ich kom ediowe w alory. Podobnie zresztą sens po ety cki niekiedy u jaw n ia komediowość w podłożu, jak b y się zdawało, całkow icie dla niej nieodpow iednim : np. d ram at religijny, historyczny. Inac.zej — d ra m a t poetycki jest s tru k tu rą , ku której ciążą różne g a tu n k i d ram a ­ tyczne, stanow iąc zarazem etap końcow y ich ewolucji.

W spom niano poprzednio o dw u odm ianach d ram a tu poetyckiego: g ro ­ tesce i kom edii poetyckiej. D okładniejsza analiza p rzekonuje, że niekied y m ogą one w y rastać ze wspólnego pnia (np. z kom edii obyczajow ej), że poszczególne elem en ty byw ają u kształtow ane w ten sam sposób. Z a­ sadnicza różnica leży w sferze uogólnienia, w owej s tru k tu rz e d rugich znaczeń; tu ta j objaw ia się odm ienność system u znaków poetyckich. P o ­ dobnie trzeba szukać różnic gatunkow ych dla utw orów z k ręg u te a tru absurdu.

G ro tesk a jest zobiektyw izow aną in te rp re ta c ją rzeczyw istości już po­

5 Zob. P. G i n e s t i e r , L e T h é â tr e c o n te m p o r a i n dans le m o n d e . P aris 1961. *’ K. P u z y n a , S z k o ł a d r a m a tu r g ó w . S za n s a poezji. „D ia lo g ” 1956, nr 7,

s. 105.

(7)

82 M A R IA J Ô Z E F A C K A

przednio zdeterm in o w an ej. W kom edii poetyckiej n ato m iast zaznacza się przew aga czynnika subiektyw nego, p rzejaw iającego się zwłaszcza w system ie znaków poetyckich. Tym czasem w grotesce znak poetycki je s t zawsze znakiem deform u jący m .

W arto podkreślić, że o ile w kom edii poetyckiej m etoda groteski działać może jedynie w s tru k tu rz e pierw szego stopnia, o ty le w g atu n k u g roteski ta m etoda działa rów nież w sferze uogólnienia.

Mówiąc, o polskiej kom edii poetyckiej w dw udziestoleciu m iędzyw o­ jenn ym , p rzypom nieć trzeb a analogiczne poszukiw ania n a Zachodzie. W Anglii b y ły to w ow ym czasie p ró b y sporadyczne, z ciekaw szych osiągnięć w ym ienić m ożna b ib lijn ą kom edię Jam esa Bridiego Tobias

and the A n g el (1930), fan tasty czn ą W y stan a A udena W here is Francis?

(1935) czy m iłosną E dny M illay A ria da capo (1921). P raw d ziw y rozkw it kom edii poetyckiej n a tym tere n ie n astąp i jed n ak dopiero po drugiej w ojnie, gdy n a scenach ukaże się salonow a kom edia E liota o p ro b lem a­ ty ce religijnej Coctail P a rty (1949), C h risto p h era F ry a A P h o enix Too

F requen t (1946), żarto b liw y m elo d ram at D onagh M acdonagh H appy as L a rry (1947).

Osobliwie u k ształto w ał się ów g atu n ek w e F ran cji; d ram a t poetycki b yw a tu stale u w ik łan y w kom ediowość. K om ediow ość ta zresztą p rzy ­ b iera różne odcienie: u P a u la C laudela je s t to in g eren cja dowcipu, k a ­ lam b u ru czy n aw et in term ed iu m burleskow ego w w ielki d ram a t poe­ tycki. Później już, w tw órczości Je a n a A nouilha, k o n stru u je ona c h a ra k ­ tery sty c z n ą biegunow ość utw orów , k tó re w y ra sta ją jednocześnie z in­ sp ira c ji trag iczn ej i kom icznej, zw racają się też do fa n a tasty k i. P a u l S u rer, m ów iąc o czarno-różow ych d ram a ta c h A nouilha, stw ierdza, iż oscylują one m iędzy b aletem błazeńskim a feerią (Le Bal des voleurs (1932), L ’In v ita tio n au C hâteau (1947), L e R en d ez-vo u s de Sen lis (1937)) 7. W te a trz e fran cu sk im dw udziestolecia m iędzyw ojennego zw ra­ ca rów nież uw agę tw órczość Je a n a S a rm e n ta i M arcela A charda. U p ierw ­ szego działa patos nie spełnionych przeznaczeń i patos p rzem ijan ia. O p ty ­ m isty czn y i zarazem gorzki te a tr A ch ard a w y ra s ta n a to m ia s t z tra d y c ji c y rk u i guignoVu; rzeczyw istość d ram a ty c z n a to jaw n e dem o nstro w anie w ielkiej gry, w k tó rej biorą udział zarów no szydercy ja k m arzyciele, n aiw n i i cynicy. U obydw u ty ch tw órców badacze fran cu scy doszukują się tra d y c ji m ussetow skich, znajdując, tu sw oistą k o n ty n u ację ro m an ­ tyzm u.

Z tego sam ego źró d ła — kom edii ro m antycznej — w y ra sta poetycki te a tr Je an a G iraudoux, zjaw isko w tym okresie n iew ątp liw ie n ajcie­ kawsze. Tu n a plan pierw szy w ysuw a się słowo. P e łn i ono fu n k cję so­

(8)

czewki sk upiającej n a rzeczyw istości dram atycznej ironiczne św iatło. Sens poetycki, filozoficzne widzenie św iata, odczytać tu m ożna jed y n ie poprzez kształt słowa. Na plan drugi schodzą postacie, k tó ry ch rea k c je z góry m ożna przew idzieć, sy tu acje przew ażnie już znane (stąd ta k częste i fu n k cjo n aln e w tej tw órczości odw oływ anie się do m itów). O rze ­ czach tragicznych m ówi się tu z uśm iechem , drobne zy sk ują rang ę w aż­ ności w p rzew ro tn ie kom ediow ych proporcjach. Owa n ie u sta n n a m igo- tliw ość p ro p o rc ji stanow i ch arak tery sty czn ą cechę kom edii poetyckich G iraudoux, nic nie jest tu stałe, dążenie do znanego rozw iązania o p a­ trzone b y w a kom entarzem przekształcającym całkow icie znaczenie fin ału . Słowo s ta je się bro n ią obosieczną — żartobliw e czy ironiczne spojrzenie otw iera jednocześnie persp ek ty w y poetyckie.

In n ą jeszcze drogę od k rył dla d ram a tu poetyckiego Federico G arcia Lorca, odw ołując się w sw ym balladow ym i ludow ym tea trz e do roz­ w iązań surrealisty czny ch . Jedn a i dru ga linia by ła zasadniczo k o n ty ­ n u a c ją odziedziczonych ju ż m odeli, zespolenie ich stan ow i n iew ątpliw e w łasne osiągnięcie autora.

K tó ry z tych wzorców najsilniej oddziałał n a gruncie polskim ? Oczy­ wiście bezsporny jest w pływ ówczesnego d ram a tu francuskiego. Z azna­ czyć jed n ak w arto, że owe w zorce docierały do nas n iejed n o k ro tn ie z du­ żym opóźnieniem . Toteż obserw ując okres początkow y poszukiw ań p ol­ skiej kom edii poetyckiej, trzeb a stw ierdzić, że było to sam odzielne to ro ­ w anie sobie drogi, p rzy czym p u n k ty dojścia okazują się analogiczne —

tou tes proportions gardées.

P rzede w szystkim zaczyna w Polsce działać bardzo silnie m odel ko­ m edii ro m antycznej. Św ięci try u m fy M usset, k tó ry dotychczas n ie cie­ szył się szczególną popularnością, tak że w K rakow ie K oźm ian w y s ta ­ w iał go li tylk o dla w łasnej przyjem ności, w r. 1933 n ato m iast N ie igra

się z m iłością osiągnęło niem al sto spektakli, podobny sukces odniósł Ś w iecznik. N iestety nie doczekał się większego zain teresow an ia G rabbe,

chociaż Żart, satyrę, ironię i głębsze znaczenie tłum aczono jeszcze p rzed pierw szą w ojną św iatow ą.

P o raz pierw szy pojaw ia się n a scenie ,,w ysoka” kom edia N orw ida:

P ierścień w ie lk iej dam y (1936) w „R educie” i Miłość czysta w H orzy-

cowskim wieczorze jednoaktów ek (1939).

Z m ienia się też persp ekty w a, z jak iej spoglądano dotąd n a F re d rę , odkryto, że są to kom edie b y najm niej niejednoznaczne i niekoniecznie dydaktyczne, a w każdym razie p rzek raczające obszar sarm atyzm u, do­ ty chc.zas dla nich rezerw ow any. Ośm ieszony ju ż m odel d w orku ze Ś lu b ó w

panieńskich zaczyna odm iennie działać, zanurzony w drapieżnej au rze M ęża i żo n y — ten d ru g i n u r t zresztą ostatecznie przew aży. Je d n o ­

(9)

84 M A R IA J Ô Z E F A C K A

tykę, skutecznie tow arzyszą k am p an ii „o b rach un ko w ej” — a rty k u ł Boya 0 p a ra le li m iędzy M ussetem i F re d rą oraz Sinki o m ussetow skich ko­ m ediach N orw ida 8.

W ten sposób m ożna u stalić w spólną płaszczyznę odniesienia dla ko­ m edii poetyckiej dw udziestolecia m iędzyw ojennego — jest nią tra d y c ja 1 osiągnięcia kom edii ro m an ty cznej.

3

Jak k o lw iek przedm iotem rozw ażań je st tu ta j tw órczość autorów , k tó ry c h p o ety k a u k ształto w ała się w okresie dw udziestolecia, w ypadnie przyw ołać jed no nazw isko m istrza starszej generac.ji — nie dla szcze­ gółowej analizy utw o ru, ale dla w skazania zasadniczych analogii pu n k tó w dojścia i k ieru n k u zainteresow ań. M owa oczywiście o Żerom skim i o je ­ go Przepióreczce. Ju ż B orow y sygnalizow ał tragizm w ew n ętrzn y kom e­ dii, stanow iącej jego zdaniem „u trag izo w an ą h arm onizację p iosenki” 9. To sform ułow anie n ap ro w ad za zręcznie na tro p k o n stru k c ji drugich zna­ czeń. M elodia, sp in ająca k lam rą u tw ó r, p o jaw iająca się w ekspozycji i w scenie finałow ej, służy — i to w d w o jak i sposób — m etodzie, k tó rą nieco um ow nie m ożna nazw ać k o n tra p u n k te m ironicznym . P odkreślić należy, iż zostaje on ro zw in ięty w p e łn i zarów no w s tru k tu rz e d ram a ­ tycznej jak scenicznej. Z jednej stro n y bow iem słow a piosenki ludow ej p o in tu ją ironicznie w y d arzen ia d ram atyczne, stanow ią ich lap id a rn y ko­ m entarz. Z drugiej — w te a tra ln y m w y m iarze w yzysk any zostanie ów chór dziecięcy, k tó ry w pozascenicznej p rze strz e n i n a b ie ra jeszcze b a r­ dziej u n iw ersaln ej w ym ow y. C hór ten w ita b o h a te ra u szczytu jego po­ wodzenia; p otem w m om encie u p ad k u (pozornego upadku, bo zarazem try u m fu ), w chw ili odejścia Przełęckiego, jego klęski jako apostoła no­ w ej idei — w ty m m om encie pow raca jako echo ta sam a piosenka, nie dla niego już śpiew ana.

T utaj owa ironia, głosząca jak g d y by ,,Le roi est m ort, v iv e le roi!”, jednocześnie k o m p ro m itu je p ierw o tn y m odel kom edii społecznikow skiej, z jakiego w y ra sta P rzepióreczka. Z apew ne — w m om encie p rem iery , a więc 27 lu te g o 1925, m odel ten był ju ż nieco anachroniczny. Jego kom ­ p ro m itacja, chociaż znacząca w k ontekście tw órczości Żerom skiego, nie m ogła p rzy n ieść żadnych pow ażniejszych k o n sekw encji dla k s z ta łtu ją ­ cej się podów czas now ej kom edii poetyckiej.

8 T. B o y - Ż e l e ń s k i , R a s y , k la s y , cza s y. „W iadom ości L ite r a c k ie ” 1934,

nr 13. — T. S i n к o, M u s s e t o w s k i e k o m e d i e N o r w id a . K ra k ó w 1934. O dbitka

z „P rzegląd u W sp ó łczesn eg o ” t. 51 (1934).

s W. B o r o w y : O „P r z e p i ó r e c z c e ” Ż e r o m s k ie g o . W arszaw a 1925; M in u sy

(10)

In n a spraw a, że charak tery sty czn y dla epoki dystans ironiczny, k tó ry zaw ażył na k o n stru k cji Przepióreczki, zaskoczył i zaszokow ał ówczes­ nych krytyków . Poczęły się mnożyć nieporozum ienia tow arzyszące od­ czytyw aniu utw o ru , in te rp re ta c ja sceniczna rów nież zm ierzała do za­ tuszow ania ironii, zwłaszcza w odniesieniu do postaci Przełęckiego. P o ­ w ojenni realizato rzy d ram a tu tra fn ie podchw ycili ów dystans. J a n Z yg­ m u n t Jaku b o w sk i o inscenizacji w T eatrze N arodow ym w 1964 r. pisał, że „poszła w e w łaściw ym kieru n k u . W ydobyła ze sztuk i Żerom skiego elem enty h u m oru i ironii, odpatetyczniła ją i uczyniła bardziej w spół­ czesną” 10.

P rzepióreczka jako u tw ó r pogranicza realizuje jednocześnie p rog ram

znam ienny dla twórczości Żerom skiego i współczesne p o stu la ty te a tra l­ ne. System znaków poetyckich nie został tu w pełni rozw inięty, podpo­ rządkow ano go całkow icie głównem u modelowi — kom edii społecznej. Nie ro zp atru jąc przeto tego u tw o ru na tej sam ej płaszczyźnie co inne kom edie poetyckie, w ypadnie wszakże podkreślić w skazane tu analogie jako fak ty p otw ierdzające g en eralną tendencję.

P ierw sze p rób y w zakresie kom edii poetyckiej podejm uje Je rz y Sza­ niaw ski, u tego też a u to ra najw yraźn iejszy jest m odel pierw otny, z któ­ rego w y ra sta uogólnienie: m odel kom edii psychologicznej. M odel ten poddany jest działaniu m etody poetyzacji i żartu. Na kształtow anie się tego procesu duży w pływ w y w arła w spółpraca au to ra z „R ed u tą” , k tó rej klim at pozw ala ją zaliczyć do tea tró w Małego Zw ierciadła.

K onflikt d ram atyczny u Szaniaw skiego w y ra sta nie ty le z ko n fro n ­ tac ji postaw , ile z zestaw ienia różnych typów egzystencji. Pod kreślić trzeba, iż system konstru o w an ia k o n fliktu jest w całej tw órczości a u to ra jednorodny. Istn ieją tu bowiem dw a n u rty : jeden oczyw isty, sp raw d zal­ ny, drugi tajem ny , u k ry ty . W targnięcie tego — obcego dotychczas — żyw iołu w rzeczyw istość d ram atyczną pełni fun kcję k atalizato ra, k tó ry m a przyśpieszyć proces oczyszczenia, ukazać sp raw y u k ry te , a istotne.

M etoda, k tó rą się Szaniaw ski najczęściej posługuje, to w prow adzenie kogoś z zew nątrz, kogoś, kto nie obrósł jeszcze w przyzw yczajenia i sza­ blony; w szablonow ym świecie zjaw ia się ów „O bcy” , jak b y przy w o łany tęskn otą k tó rejś z postaci — stanow iąc swoistego rod zaju k o n k rety zację m arzeń. T aka je st rola P ie rro ta w P apierow ym kochanku, Szm idta w Że-

glarzu, L ekkoducha w dram acie o tym sam ym ty tu le, S tu d e n ta w P ta ­ ku, M łodzieńca w A dw okacie i różach, W alew iaka w Fortepianie.

Św iat u Szaniaw skiego zam arł w oczekiw aniu na coś niezw ykłego, co

10 J. Z. J a k u b o w s k i , P o w r ó t „ P r z e p i ó r e c z k i”. W: N o w e sp o t k a n ie z Ż e ­

(11)

86 M A R IA J Ó Z E F A C K A

zdolne jest go ożywić i n a k ró tk ą chw ilę przem ienić. T ak więc w P apie­

r o w y m ko ch a n ku salon fa b ry k a n ta n a b ie ra zgoła odm iennego c h a ra k te ru

z chw ilą pojaw ien ia się P ie rro ta . K o n fro n ta c ja jest tu jed n a k pozorna, słu ży w yłącznie p rzew rotn em u odkształceniu p ro p o rcji w akcie ostatnim . J e ś li bowiem porów nać ów zabarw iony snobistycznym sam ochw alstw em „k w adrans d uszy”, ja k i w yznacza sobie z pracow itego dnia pan H ipolit, obcując z p ojaw iający m się niespodzianie P ierrocik iem p ełny m egzalto­ w anych uniesień, stw ierdzić m ożna, iż rzekom a poetyczność jest w obu w yp adkach tego sam ego g atu n k u : fałszyw a. Ju ż pierw sza scena, w k tó ­ rej P ie rro t n a życzenie fa b ry k a n ta u staw ia się w coraz to now ych m a ­ low niczych pozach, p o tw ierd za sztuczność ty ch gestów. Pozorny ten k o n tra st w y g ry w a się rów nież przez w prow adzenie do dialogu frazesów , przez nieu stan n e dem askow anie poetyc.znej przesady. G dy role się zm ie­ n ia ją i córka fab ry k a n ta , N elly, sta je się poetyczna i rozm arzona, a P ie r ­ ro t rzeczow y i m ieszczański, wówczas u jaw n ia się ostatecznie m echanizm ironicznego uogólnienia. Zw łaszcza że ju ż w swej pierw szej tea tra ln ej realizacji rzecz znalazła odpow iednie dla siebie uzasadnienie sceniczne, ironiczne i aluzyjne:

W id zieliśm y d orob k iew icza i sn o b a n a s c e n ie p ra w ie ta k ie g o sam ego jak c i, k tórzy sie d z ie li w p ie r w sz y c h rzędach. B y li ta k sa m o serio jaik sc en iczn y fa b ry k a n t. P rzy ch o d zili d o „R ed u ty” — bo to sta w a ło s ię m o d n e ■— n a „ k w a ­ drans d u szy ”, i p o d o b ień stw o ich do p o sta ci sc e n ic z n y c h p o d n o siło u ro czy sm a k p rzed sta w ien ia , n a sy c a ło je jak im ś sp e c y fic z n y m hum orem . N a ty m t l e . b ied n y „ P a p iero w y k o ch a n ek ” ty m w y ra źn iej s ię za ry so w y w a ł. N ie w ą tp liw ie stw a r z a ł p e w ie n nastrój d ziw n o ści. A le tu o b ja w ia ł się w ie lk i k u n szt O sterw y. J eg o P ierrot b y ł jak n ajszczerzej n a str o jo w o -p o e ty c z n y , a le szczerością u ro ­ c zeg o k a b otyn a. M yślę, że b ez W ielkiego o so b isteg o w d z ię k u t a ro la je st n ie d o zagrania. T en p o e ta -P ie r r o t, p rzy b y ły jak b y z k rain y b ajk i, n ie u m ieją cy n a w et w y m ó w ić co d zien n y ch , zw y cza jn y ch słó w , zn a k o m icie p a so w a ł do m ie sz ­ czań sk iej a tm o sfery fa b r y k a n c k ie g o sa lo n u , św ie tn ie s ię m ie śc ił p o m ięd zy czarnym li ir y s a m i i sztu czn y m sło ń cem . S tosu n ek autora do ty c h dw óch p ozor­ n ie p r z e c iw sta w n y c h św ia tó w w y r a ź n ie w y n ik a ł z p r z e d sta w ie n ia n .

P apierow y ko chanek n ie n ależy do najciekaw szych dram atów Sza­

niaw skiego. W późniejszych u tw o rach a u to r n ie tylko zdaje się m nożyć i m ylić tro p y w iodące do uogólnienia, ale rów nież niezm iern ie poszerza zak res p ro b lem aty k i, a poetycki znak, k tó ry tam w ystąpi, stanie się b a r­ dziej uniw ersaln y . N adal jed n a k w y raźn a je st tk an k a kom ediowa.

P o jaw iają się w ted y owe c h a rak tery sty czn e dla Szaniaw skiego m in ia­ tu ro w e m iasteczka, gdzie ja k grom z jasnego n ieb a w nosi niepokój p rz y ­ bycie Jana, S tu d e n ta czy L ekkoducha. Są to starośw ieckie osiedla za­ ludnio ne p rzedziw nym i kukiełkam i, sprow adzonym i do p a ru zasadni­

(12)

czych rysów i w ygłaszającym i przezabaw ne w swej powadze banały. Nie ustrzeże się ich n aw et B urm istrzanka ,,z b allad y”:

C zekałam na tę chw ilę.;. D rw iąc z tego, co lu d zie pow iedzą, .ze ś w i ę ­ t y m o g n i e m w d u s z y przychodzę do ciebie, p i ę k n y ś m i a ł k u , aby . s t a n ą ć p r z y t o b i e , iść razem w t e n żar!

S T U D E N T ? ! ! ? B U R M IS T R Z A N K A Chcę trzym ać t o d r z e w c e s z t a n d a r u , chcę p i ć t ę k r e w , u p a j a ć s i ę h y m n e m z w y c i ę s t w a ! ! (Pta k, I I ) 12 K om icznym efektom służy nie tylko w y ta rta i krw iożercza frazeolo­ gia w ustach B urm istrzanki, ale również k o n tra st m iędzy nieokreślo­ nością celu a w ielokrotnym użyciem zaim ka w skazującego („ten ż a r” , „to drzewc-e” , „ta k rew ”) — ukazuje to bowiem absurdalność ow ych dem agogicznych zapędów. K om prom itacja banału byw a u Szaniaw skiego najczęstszą m etodą konstruow ania n u rtu komediowego. J e st to zresztą banał nie tylko słowny, lecz i sytuacyjny, pom patyczny gest — posługu­ ją się nim i w celu zam anifestow ania swej urzędow ej pow agi niezliczone postacie oryginałów z dziw nych m iasteczek Szaniawskiego. M iasteczek, w k tó ry ch geom etra „m iał uregulow ać granicę m iędzy praw dą a b ajk ą i dotychczas nie może sobie z tym dać ra d y ” (Ptak, I), zw ykli obyw atele zaś chcą być ludźm i z praw dziw ego zdarzenia. Tyle że potw ierdzenie swej praw dziw ości znaleźć m ogą dopiero w nierzeczyw istym , fan tasty cz­ nym w ym iarze, k tó ry jest p rojekcją ich własnej wyobraźni. J a k m ów i J a n w Żeglarzu:

Ja b ajk i się n ie boję... Zresztą, choćby zdarzenia z b ajk i d ziały się na dnie m órz czy n a gw iazd ach , zaw sze b ęd zie w nich (prawda n a szy ch ziem sk ich spraw ... [III]

Baśń zatem tw orzy u Szaniawskiego jedynie otoczkę, w której dzieje się rzecz dram aty czna, podkreśla klim at poetycki, umowność, dziwność,

12 O m aw ian e w p racy te k s ty pochodzą z n a stęp u ją cy ch w yd ań : J. S z a n i a w - s к i D r a m a t y ze b r a n e . Т. 1— 2. K raków 1958. — J. I w a s z k i e w i c z , D r a m a t y . W: Dzieł a. [T. 5]. W arszaw a 195-8. — L. H. M o r s t i n , R z e c z p o s p o lit a p o e tó w . K om ed ia sa ty ry czn a w 3 aktach w ierszem . K rak ów 1934. — E. Z e g a d ł o w i c z ,

Ł y ż k i i k s ię ż y c . G roteska stra g a n o w a w trzech aktach. Do druku p rzy g o to w a ł

i w stę p e m zaop atrzył K . S z y m a n o w s k i . P oznań 1957. — K om ed ie M. P a - w l i k ó w s k i e j - J a s n o r z e w s k i e j opracow ano na p o d sta w ie m a szy n o p isó w zn ajd u jących s ię w b ib lio tece T eatru -im. S ło w a ck ieg o w K rakow ie. — W szelk ie p o d k reślen ia w c y to w a n y ch tek sta ch pochodzą od autorki pracy. C yfry rzym sk ie p rzy ty tu ła ch u tw o ró w w sk a zu ją akty.

(13)

88 M A R IA J Ô Z E F A C K A

rozszerzając granice obserw acji ow ym baśniow ym „pew nego ra z u ” — jednocześnie jed n a k poza baśniow ością pozostaje zasadniczy konflikt.

Kluczem , k tó ry o tw iera uogólnienie poetyckie w tych kom ediach, jest m otyw tęsknoty. Byw a on stylizow any w ró żno raki sposób, niekiedy n a ­

w et z ta k pozorną naiw nością jak w P ta k u (utw ór ten p o tęp ian o w swoim czasie za m inim alistyczn y rzekom o program ). To nie p rzypadek, że głów ne postacie są tu anonim ow e, a rad cy m iejscy noszą cudaczne imio­ na. J e st to bow iem sty lizacja na obrazek m alow any na szkle, cały w jask raw y ch barw ach, ze złotym ptakiem pośrodku — ptakiem , k tó ry dla każdego znaczy inaczej, w zależności od tego, n a jakie m arzenia poszczególne postacie m ogą się zdobyć. Sam p tak jest niew ażny — w y­ starczy oczekiw anie n a niego i w iara, że się go widziało:

S T U D E N T Żeby b y ło w e so ło , żeb y b yło ład n ie!

B U R M IS T R Z T ylk o ty le?

S T U D E N T

Ż eby w y le c ia ł z m roku d o b łęk itn eg o n ie b a i h a fto w a ł s ię na b łęk icie... żeby w jego sk rzy d ła u d erzało sło ń ce, a on, żeb y słońcu od p ow ied ział zło tem !

(Pta k, II) I nie tylko w m iasteczku z b allad y o pięknej b u rm istrzan ce i ubo­ gim studencie ludzie chcą uw ierzyć w czarodziejskiego ptaka. Boją się, ale pragną, aby coś się zdarzyło, zmieniło, porw ało ich. Je st to obsesja w szystkich postaci Szaniaw skiego: Michaś, k tó ry p rac u je w składzie płó tn a — szarego p łó tn a — i czeka n a „jakieś k o lo ry ”, zdetronizow any po krótkim w y buchu en tu zjazm u Lekkoduch, M ecenas tęskniący do je ­ dynej doskonałej w sw ym pięknie róży, m ieszkańcy m iasta, w k tó ry m urodził się sły n n y żeglarz, czy w reszcie rodzina Bałtów , k tó ra tro sk li­ w ie strzeże zam kniętego fo rtep ian u K rzysztofa. T ęsknotę potw ierdza nie tylko okrzyk L ekkoducha:

Bo ja ch c ę ty lk o , żeb y i n a c z e j b yło, niż jest. C iągle in aczej, inaczej.

(L ek k o d u ch , II) — ale i w ydzieran e z trudnością z głębi serca zw ierzenia starego Szm id­ ta, fałszyw ego bohatera, bolesnego w swej rzeteln ej ludzkości i poczu­ ciu niespełnienia. O k ru tn e rozpraszanie m itu Żeglarza n a b ie ra w łaści­ w ej w ym ow y dopiero w tedy, gdy staje się jasne, iż sław a jego w yrosła ju ż znacznie ponad postać, z k tó rej w zięła początek, że jest teraz czym ś in teg raln y m dla każdego człow ieka, czymś należnym m u od życia, czymś, co zostanie ocalone m im o w szystko — nie w b rew praw dzie, ale w łaśnie dla n iej. Rzeźbiarz zw raca się do Jana:

(14)

K ied y ś tu w sz e d ł — toś p ow ied ział — „To jest kapitan N u t”. Skąd pozn a­ łe ś, że to on? Z obaczyłeś p ierw szym spojrzen iem — tak iego, jak iego w id zia łem ja. W ięc... m oże b y ł taki jak ten.

(Ż e g la r z , I)

A Szm idt m ówi do w nuka:

dziś w iem , w id zę to jasno, że treścią m ego życia n ie jest ty lk o te n sta rczy sm u tek , ale i ta w i e l k a t ę s k n o t a , k t ó r a j e s t i w t o b i e . I n ie po nic innego, jak po to dalsze życie tej tęsk n oty ku czem uś, co jest ponad nam i — przychodzę do cieb ie.

{Żeglarz, III) W tym aspekcie ukazuje się w yraźnie m ałoważność pobudek dzia­ łania, czynów niepięknych, słów pospolitych, k tóre dopiero n ieu stan n e p ragnienie czegoś „ponad” napełnia sensem u n iw ersalnym . O bserw uje­ m y tu z jednej stro n y m ałość spraw ludzkich, rzeczyw istość m niej lub bardziej poczciwych karzełków , a z drugiej — w zrastające poczucie odpowiedzialności za coś niem al świętego, co dane jest każdem u n a własność. Ów „stan posiadania” objaw ia się jak w strząs, zaskoczenie. H elena Bałt zw raca się do m uzyków przejętych kom pozycją W alewiaka:.

C h ciw ie p atrzałam w w a sz e tw arze i w id ziałam z d z i w i e n i e , potem n i e p o k ó j . . . , niepokój w zrastający! A potem p r z e r a ż e n i e jak od b la s­ ku b łysk aw ic! I w końcu n a tw arzach w a szy ch b yło s z c z ę ś c i e jak iegoś lotu n ajw yższego — p ły n ę liś c ie pod gw iazdam i...

{Fortepian, II) M ecenas zaś m ów i o nowej, najpiękniejszej róży:

Znam w a rto ść sw o ich róż... nie są one doskonałe, o, w ie m o ty m , ale- m ają w sobie t ę s k n o t ę d o d o s k o n a ł o ś c i . Tę w ła śn ie tęsk n o tę z m o ­ jego ogrodu w id zę w tej róży.

{A d w o k a t i róże, III) N iew ątpliw ym osiągnięciem Szaniawskiego w zakresie k o n stru k cji drugich znaczeń d ram atu jest przesunięcie p u n k tu ciężkości z m etody poetyzacji (działającej głównie w dialogu) n a m etodę t e a t r a l i z a - c j i.

Początkow o nosi ona znam iona w yraźnej sztuczności, inscenizow ania widowiska. T endencja ta ujaw n ia się już w pierw szych scenach P apie­

rowego kochanka, gdy pan H ipolit d elektując się nową zdobyczą u staw ia

P ie rro ta w rozm aitych pozach i różnym ośw ietleniu. S tu d en t w Ptak\u św iadom ie organizuje spek tak l na dużą skalę, rozlepiając, afisze anon­ sujące pojaw ienie się złotego ptaka. M anieryczne, z fanfaram i i p io ru ­ nam i, jest widowisko przygotow ane przez Lekkoducha. M anieryczność ową podnosi w spółdziałanie egzaltowanego, patetycznego języka z ró w ­ nie koturnow ą teatralizacją:

(15)

90 M A R IA J Ó Z E F A C K A L E K K O D U C H

N a czele w y , k oled zy, z o g n iem w p iersia ch , z o g n iem w oczach, rozża­ rzajcie, co 'ciem ne, w ruch p u szczajcie, co żyje. O rlęta! N a sk rzyd łach lećc ie, ziem ię i g w ia zd y poru szcie; z ogn iem , z burzą, z sza leń stw em b ez granic...

J u ż d a ls z y c h s ł ó w nie słychać, bo oto C z e p p e k r z y k n ą ł ku m u z y c e : „F o r ­ t i s s i m o ”, i o ż y w i ł w s z y s t k i e a p a r a t y . L e k k o d u c h , p i ę k n y , p o r y w a j ą c y , stoi w ogniu b ły s k a w i c , s ły c h a ć d ź w i ę k tr ą b o r k i e s t r y — s z t u c z n y w i c h e r i g r z m o t y .

(L ekkodu ch , II) M aniera w idow iska przy w o łan a zostanie jeszcze w Żeglarzu, ja k ­ kolw iek je st ju ż ono bardziej oddalone, opisyw ane jed y n ie dźwiękiem i dalekim i głosam i tłu m u. W praw dzie w osobach dostojników pow raca znow u pom pa, szum ność i zadęcie, ale są one sk o n trasto w an e z a u te n ­ tyzm em przeżycia indyw idualnego, n iejako oderw anego od reakcji ogó­ łu, chociaż solidaryzującego się z nim .

K on trastom takim służy w prow adzanie scen zbiorow ych. D ają one m ożność k o n fro n tacji dużej skali doznań; dzieje się tu ta k jak z m ala­ rza m i w P ta k u (III): „sześciu ich w ym alow ało tego ptaka. A każdy w ym alow ał coś innego, każdy w i d z i a ł coś innego” . Zaznacza się tu isto tn a cecha p o ety k i Szaniaw skiego: naoczność. N ajw ażniejsze są rze­ czy oglądane, przeto doniosłą rolę p e łn i św iatło i kolor. U zasadnione je s t zatem dążenie, aby owe poetyckie znaki w izualne znalazły pełne potw ierdzenie w znaku tea tra ln y m ; m ożna zaobserw ow ać w yraźne ew o­ luow an ie w k ieru n k u pozasłow nych środków przekazu znaczeń m e ta ­ forycznych. Dzięki tem u język stopniow o zostaje odciążony z b alastu nad m iern y ch poetyzacji, k tó ry ch p rze ro st — n iezb yt fo rtu n n y dla u tw o ru — d aje się zauw ażyć we w cześniejszych kom ediach Szaniaw ­ skiego.

Naoczność w odbieraniu poetyckiego sygnału realizow ana jest dw o­ jako: przez p o ten cjaln e istnienie tego znaku dla każdej postaci oraz poprzez jego k o n k retn ą sceniczną egzystencję. P oczynając od Ptaka, w dram acie tw o rzy się zawsze jak iś p u n k t c e n traln y p rzyciągający m y ­ śli osób działających, a także ich wzrok. G dy w szyscy śledzą przelot bajecznego p tak a, B u rm istrzan k a widzi jego odlot w oczach S tu d e n ta {potw ierdzenie dla w ieloznaczności tego znaku), pom nik k a p ita n a N uta zatrzy m u je na sobie w zrok osób zeb ranych w pracow ni, podobnie kw iat zjaw iający się w fin ale kom edii A d w o k a t i róże czy w salonie B ałtów zam knięty fortepian, któreg o otw arcie jest te a tra ln y m sygnałem k o n ­ stru k c ji poetyckiej. P o tw ierd za się więc zarów no działanie ru chu sce­ nicznego, gestu — jak i rekw izy tu .

Sztuczność poprzed n ich efektów (L e k k o d u c h ) w sty liza c ji n aiw n ej, albo zbyt jednoznacznie służącej ironii, u stęp u je m iejsca teatralizacji:

(16)

w szystkie elem enty dzieła są tu zsynchronizow ane i poddane naczelnej koncepcji poetyckiej. W ystarczy przyw ołać przykładow o jeden z n a j­ ciekaw szych utw orów , kom edię A d w o ka t i róże. W w ym iarze poetyc­ kim, nadrzędnym , k w iat jest znakiem tęsknoty, znakiem kob iety i zna­ kiem miłości. W w ym iarze dram atycznym różana obsesja M ecenasa ok­ reśla postacie, zaw iązuje akcję, k ieru je dialogiem; w w ym iarze te a tra l­ nym zaś gra tu „k lim at” ogrodu i barw a róży.

Zaszczepienie s tru k tu ry drugich znaczeń na kom edii psychologicz­ nej nie było zupełnie konsekw entnie przeprow adzone przez autora. Stąd owe p rzero sty poetyzacji, niekiedy try u m f zwalczanego przecież b a n a ­ łu, schem atyzm n iektórych postaci. Zaciążyła nad ty m i u tw o ram i w ich scenicznej egzystencji także nie zawsze szczęśliwie dobierana konw en­ cja tea tra ln a. Nie w ydaje się też słuszne przyw iązyw anie specjalnego znaczenia do w yborów m oralnych w kom ediach Szaniaw skiego. Nie jest to bowiem — w b rew pozorom — te a tr polem iki in telek tu aln ej, ja k ­ kolw iek uznać go trzeb a za dość zasadniczy etap w rozw oju kom edii poetyckiej. Dopiero w tym kręgu osiągnięcia tego te a tru są niezaprze­ czalne. I to zarów no w zakresie s tru k tu ry (teatralizacja) jak w zakre­ sie poetyckiej koncepcji rzeczywistości.

P ojaw ienie się w dram acie kogoś z zew nątrz, „Obcego” , rozdm u­ chuje i podsyca istniejące ju ż poprzednio — w najbardziej n a w e t skost­ niały m i sfilistrzałym św iatk u — dążenia i tęsknoty. W szystkim p o sta­ ciom przy słu g u je jed n ak a zdolność przeżyw ania. K ształtow anie sensu poetyckiego polega więc jak b y na schodzeniu w głąb duszy ludzkiej, n a otw ieraniu przed nią p ersp ek ty w owej tęsknoty ku coraz dalszym przestrzeniom . P ta k dla każdej postaci oznacza coś innego: znak rew o­ lu cji dla zasiedziałych rajców , objaw ienie miłości dla B u rm istrzanki, godło swobody, beztroskiej, szaleńczej wolności dla S tu den ta, czy też po p ro stu znak poezji. W tej w łaśnie wieloznaczności m ieści się n a j­ dobitniej sens poetycki, w ynikający z głęboko h u m an ita rn e j postaw y autora. Są to bowiem d ram a ty szarych, m ałych ludzi, k tó ry ch niespo­ dzianie m uska skrzydło w ielkiej poezji.

W kracza niezw ykłość i fantazja; nie idzie tu o zew nętrzną fa n ta - styczność, lecz o św iat baśni zaklęty w każdej postaci, sezam m arzeń, otw ierany jednym m agicznym słowem. Oczywiście w iem y, że chw ila p rzem iany nie przeistoczy rzeczywistości, nie będzie trw a ła długo, że M ichaś zajm ie się znów zbijaniem pieniędzy dla Reny, a H rab ia będzie nadal chodził w sztuczkow ych spodniach, śniąc o papierow ej koronie, k tó ra z łaski L ekkoducha spoczęła n a jego skroniach — ale to w szystko jeszcze bardziej podkreśla gorzki sm ak radości płynącej z w iary w zło­ cistego ptaka.

(17)

92 M A R IA J Ó Z E F A C K A

W zgoła odm ienną rzeczyw istość w prow adzają nas kom edie M arii P aw likow skiej-Jasn orzew sk iej 13. W y ra stają one zasadniczo z m odelu „łatw ego te a tr u ” — ja k to określa Salacrou — z te a tru , w k tórym działa jeszcze m elo dram aty czn y schem at, z kom edii bulw arow ej kom ponow a­ nej ku uciesze publiczności, ze śliskich dowcipów i dw uznacznych sy tu a ­ cji. W takich kom ediach, jak S zo fer Archibald, K ochanek S y b illi T h o m p ­

son, Ska rb w płom ieniach czy Nagroda literacka, m odel ten p rz y ję ty

je s t niem al bez zmian. E ksperym entow ać zacznie Paw likow ska w E gip­

sk ie j pszenicy, aby potem , przez Z a lotn ikó w niebieskich, dotrzeć do

w łasnej propozycji kom edii poetyckiej, ja k ą przed staw i kolejno w Do­

w odzie osobistym ro d zin y Z ebrzydow ieckich, M rów kach i Babie-D ziwo.

K luczem do tych kom edii jest miłość, w okół jej sp raw kręci się cały n a d e r skom plikow any i różnorodny św iatek. Spotykam y odziedziczoną po polskiej pièce bien faite galerię postaci drugoplanow ych, sam ym sw ym zjaw ieniem w zbudzających śmiech; znajd ą się tu gderliw e gospo­ sie, poczciwi ogrodnicy, sp ry tn e su b re tk i i — nieco zm odernizow ane, ale z tego samego g enre'u się w yw odzące — bufetow e, akuszerki gadające spieszczonym dziecięcym językiem .

Wyższą pozycję w h iera rc h ii postaci zajm u je g rup a „bab sztyli” ; n a ­ leżą do niej zarów no ciotki, babki, teściowe, jak też błąk ające się po scenie ku zgubie kochanków cyniczne uwodzicielki, w am py; m elodra­ m atyczny podział spraw ił, że są one bez w y jątk u w ulg arn e i p ry m i­ ty w ne.

C e n tra ln a w reszcie g ru p a to zakochani, do k tó ry ch niekiedy dołącza się c.ichy w ielbiciel; choć pozostaje on na uboczu, nie szczędzi tru d u , aby przychylić nieba sw ej w ybrance. U P aw likow skiej na plan pierw szy tak w obrębie tej g ru p y jak i w całym dram acie w y bija się postać bo­ h ate rk i. Jej to w łaśnie podporządkow ano w idzenie rzeczyw istości, ja k ­ kolw iek ona sam a pozostaje bierna.

Osią k o n flik tu n ato m iast sta je się przew ażnie dziecko. P e rsp e k ty w a m acierzyń stw a stanow i najpow ażniejsze zagrożenie wolności kochanków, dla babsztyli zaś przeciw nie, jest ona oznaką zatw ierdzonego ładu, sta ­ bilizacji, zabezpieczenia przed nieodpow iedzialnym i w yczynam i p a ry za­ kochanych. M iłość bow iem w oczach tego św iatka jest czymś niebez­ piecznym i w ręcz nieprzyzw oitym . P ropagow anie akcji m acierzyństw a osiąga p u n k t k u lm in ac y jn y w dram acie Baba-Dziwo, w któ ry m zw ario­ w ana d y k ta to rk a Y allida prow adzi akcję „przym usow ego” m acierzyń­

13 O b szern iejsze o m ó w ien ie stru k tu ry k om ed ii P a w lik o w sk ie j-J a sn o r z e w sk ie j zob. M. J ó z e f a c k a : K r y s t a l i z a c j e d r a m a t y c z n e . „R oczniki H u m a n isty czn e” t. 13 (1965), z. 1; M a s k a r a d a P h y ll ii , c z y l i o k o m e d i a c h M arii P a w l i k o w s k i e j - J a s n o r z e w ­

(18)

stw a (dopatryw ano się w ty m chwycie w yraźnej aluzji politycznej do ówczesnej p ropagandy w Niemczech).

Na tę niezbyt ciekaw ą i dość bezbarw ną rzeczywistość nak ład a się wszakże poetycka w ersja św iata. K o n stru u ją ją zasadniczo dw ie m eto­ dy: poetyzacja i groteska. Pierw sza obejm uje sw ym zasięgiem świat, w któ ry m p rzebyw ają innam orati. Dialog, podobnie jak u Szaniawskiego, byw a tu silnie nasycony efektow nym i i „ślicznym i” zw rotam i, w y stęp uje specyficzna odm iana retoryki, której m oralizatorski ton wyw odzi się niew ątpliw ie jeszc«ze z m elodram atycznego wzorca. D ają się tu rów nież uchw ycić rem iniscencje lirycznych wypowiedzi au to rk i W achlarza. One to w ielokrotnie pom agają rozszyfrow ać system znaków poetyckich za­ w arty ch w dram atach i w ynikający z głębokiej w ew nętrznej jedności poetyki Paw likow skiej — te same p raw a obow iązują zarów no w jej teatrze, jak w w ierszach. Zapowiedzią tego system u jest onom astyka, k onsekw entnie naw iązująca do konw encji imion znaczących, z tą jed nak zasadniczą różnicą, że im iona nie „dopow iadają” postaci, nie stanow ią etykietk i, ale jako znak poetycki m etaforycznie utożsam iają podm iot nazyw any z p ierw otnym desygnatem . U Paw likow skiej im iona kochan­ ków odw ołują się do św iata kw iatów i ptaków . W ielka apoteoza m iłości odbyw a się więc nie w w arunkach zwykłego ludzkiego losu, lecz w w y ­ m iarze n a poły baśniow ym . K obieta nazw ana R utą czy Malwą, ustaw icz­ nie potw ierdzająca swoją osobowością ten k w ietn y rodowód, jest jed ­ nocześnie znakiem wszechpotężnego działania miłości. B ohaterki te są — ja k w yznaje jed n a z nich — stw orzone do kochania. O bdarzone przez n a tu rę cecham i kw iatu, roślinną urodą, w rażliw ością i nietrwałośc.ią, sw oją ludzkość zdają się nosić z w ysiłkiem , jak m askę, pełne znaczenie uzyskują dopiero w poetyckim świecie kwiatów .

W kom edii Zalotnicy niebiescy ty tu ło w a m etafora w spółdziała z poetycką onom astyką, w budow ując w ten sposób s tru k tu rę drugich znaczeń w psychologiczny d ram at z życia lotników . M etafora funkcjo­ n u je tu n a zasadzie krzyżow ania się pól sem antycznych w n astęp ującym ciągu:

za -lo tn ik : lo tn ik : Jastram b : jastrząb : ptak

W alor uogólniający wym ienionych sygnałów poetyckich ukazu je do­ datkow e zestawienie:

zalotn icy n ieb iescy : p tak i n ieb iesk ie

lotn ik : sk rzyd laty p ięk n em , poezją Jastram b „uskrzydlony” m iłością

Rzeczywistość dram atyczna, w której mieszczą się m ałżeńskie p e ry ­ petie Noli, niew ierność jej męża, przygody n iefo rtun ny ch kochanków, zazdrość Jastram b a, w reszcie m oralne zwycięstwo Noli i potw ierdzenie

(19)

94 M A R IA J Ó Z E F A C K A

szlachetności Ja stra m b a — w szystko to s ta je się jed y n ie p rete k ste m do skonstru ow ania akcji p o e t y c k i e j . W ty m św ietle zm ienia się dość dw uznaczna ro la Noli, k tó ra kolejno obdarzała sw ym i w zględam i „skrzy­ d laty c h ” zalotników . Je j m iłosne przygody są bowiem próbą przełam an ia kręg u pospolitości, w jak im ją zam knięto, kręg u Odbieckiego. N ola jest zakochana w p t a k a c h . D opiero jed n ak miłość Ja stram b a pozwoli jej się w znieść w „ sk rzy d latą rzeczyw istość” .

M otyw sk rzydeł pojaw i się ponow nie w M rów kach, znajdując jedn ak tym razem uzasadnienie nie ty lk o w sygnałach językow ych. Scenografia K arola F rycza p o tw ierd ziła istnienie s tru k tu ry drugiego stop n ia przez niezw ykle bogate rozw inięcie system u poetyckich znaków te a tra l­ nych.

Ja k we w szystkich kom ediach Paw likow skiej, dochodzi tu do starcia dw óch w rogich sobie rzeczyw istości. Podział m iędzy nim i w yznacza posiadanie p rzez jed n ą grupę istot zdolności lotu i odebranie tej m ożli­ wości innym . J e st to kw estia w rodzonych dyspozycji — wrogość dwóch św iatów w ynika u P aw likow skiej zawsze z biologicznej n iem al obcości, a nie z przyczyn zew nętrznych. P orozum ienie m iędzy ty m i rzeczyw i- stościam i jest absolutnie niem ożliw e, zdarza się n atom iast, że ktoś, tak ja k Illi w końcow ej scenie, u traciw szy zdolność lotu zm ienia jednocześnie sw ą przynależność gatunkow ą.

S praw y ludzkie i zw ierzęce zestaw ia w tym dram acie Paw likow ska n a w spólnej płaszczyźnie. W ydarzenia, jak ie ro zg ry w ają się w w illi p rzy ro d n ik a i w m row isku, k tó re zn ajd u je się w jego w łasnym ogrodzie, posiadają tę sam ą rangę. Co w ięcej, zachow any zostaje ten sam podział o p a rty n a różnicach gatunkow ych. W m row isku b u n tu ją się m łode sk rzy ­ d late księżniczki przeciw okru tn y m , pełzającym robotnicom . W w illi m łodziutka żona naukow ca w alczy o praw o do swej miłości, p rag n ie zerw ać więzy, k tó re m ają p rzy k u ć ją na zawsze do jednego m iejsca, związać, zaham ow ać jej zdolność odczuw ania, zdolność w zniesienia się ponad p ry m ity w n y , pospolity św iatek, jak i ją otacza. Obie — i m rów cza księżniczka, i kobieta — p rzeg rają w walce. Illi, gdy jej obetną sk rzy dła po k ró tk o trw a ły m locie w eselnym , stan ie się tak a ja k inne, szara i po­ w szednia, a jej jed y n y m celem i m arzeniem będzie odbudow anie m ro ­ w iska zburzonego przez kij człow ieka. P rz esta n ie dostrzegać św iatło, do którego p rzed tem tęskniła, p rzestan ie widzieć cokolw iek poza m rocz­ n y m św iatem -m row iska. Podobnie tragiczn a p rzem ian a dotknie zapew ne i kobietę. Rozpocznie się od now a działanie m echanizm u, przeciw k tó­ rem u walczyć będą now e, egzaltow ane i poza azylem m iłości bezbron­ n e — istoty skrzy d late.

W scenografii F ry cza ów podział na św iat istot pełzających i sk rzy ­ d laty ch zasygnalizow any został zarów no przez kostium , barw ę, gest, jak

(20)

i m etaforyczny rekw izyt, k tó ry m dla m rów czych zalotników są skrzydła. Długie, wąskie, połyskliw e, zdobią ram iona księżniczek i książąt. Ich u tra ta jest tea tra ln y m znakiem przem iany, jak a się w sam ych postaciach dokonała.

Poza m etodą poetyzacji, k tó ra obejm uje swym zasięgiem św iat zalot­ ników o k w ietn ym i sk rzy d laty m rodowodzie, w ym ienić należy rów no­ rzędną m etodę k o n stru u jącą rzeczywistość istot pełzających, m eto dę groteski.

N ajdoskonalszym efektem działania tej m etody jest stw orzenie k lan u rodziny Z ebrzydow ieckich (Dowód osobisty, P opielaty w elon) oraz d y - k ta to rk i V allidy V rany (ВаЪа-Dziwo). Początkow y etap rozw oju gro­ teski jest niepozorny i nieznaczny. Błażej, k tó ry pierw szy pojaw ia się n a scenie, rep rezen tu jąc ród Zebrzydow ieckich, m a w praw dzie nieco dziw ne gesty, upodobania (do zim nej wody) i sposób m ówienia, ale nic jeszcze nie zapow iada obsesji trapiącej tę rodzinę. Dopiero później, w k o n fro n ­ tacji z jego m atk ą Z ytą i babką Teodorą, ry su je się coraz w yraźniej obraz „żabokróla” , ja k go tra fn ie nazw ała K rz y w ic k a 14. Z yta i Teodora rów nież początkowo w ydają się jedynie należeć do grupy owych bab­ sztyli, z tak ą p asją kreow anych przez Paw likow ską, babsztyli, k tó rym w ich ustabilizow anym , nudnym , przyzw oitym świecie zagraża niespo­ dzianie miłość dw ojga nieodpow iedzialnych kochanków. W łączają się one do ko nstru o w an ia drugich znaczeń przez sam ą swą przynależność do sfery, szyderczo przez Paw likow ską nazw anej w S zk ic o w n ik u poe­

ty c k im „skrzeczącą pospolitością”. W Dowodzie osobistym jednak, gdzie

m etoda groteski działa n ajkonsekw entniej, rozbijana tylko niekiedy po­ jaw ieniem się kw ietnej pary: M alwy i Goryczki; otóż w tym u tw orze łańcuch groteskow ych w ydarzeń, sytuacji, gestów, dialogu — pro w adzi w ostatecznym rezultacie do absurdu. Nonsensowne działanie Z y ty za­ troskanej o ciągłość rodu, profetyczna postaw a babki Teodory w finale,, w reszcie groteskow y m otyw „dowodu osobistego” w postaci żabich błon na rękach dziecka, co potw ierdza jego legalną przynależność do zżabia- łego rodu — to kolejne etap y absurdu prow adzącego „donikąd” i kom ­ prom itującego definityw nie „skrzeczącą pospolitość”.

Podobnie łańcuchow y rozwój groteskow ych w ydarzeń obserw ujem y w Babie-D ziwo. G roteska obejm uje tu nie tylk o reklam ow ą k am p anię V allidy, w której bierze udział radio, prasa, zgrom adzone n a ulicy tłu m y w itające jej przejazd entuzjastycznym i okrzykam i, lecz także sam ą Vallidę i jej tow arzyszkę baronow ą Skwaczek. W tea tra ln ej realizacji dochodzi tu jeszcze groteskow y gest, kostium , sposób bycia, czyniące z Vallidy, podobnie jak z analogicznych postaoi w M ró w kach: K saks

(21)

M A R IA J Ó Z E F A C K A

i K saury, n iesam ow ity okaz owego gatunku, niezdolnego do miłości, nie obdarzonego um iejętnością lotu.

O statecznie więc, działając jed y n ie w s tru k tu rz e pierwszego stopnia, groteska sam a nie tw o rzy tu uogólnienia, k ształtu jąc jedn ak dram atyczną rzeczyw istość przy g oto w u je doń podstaw ę. O ile bowiem poetyzacja i groteska pozw alają określić dw udzielność istniejącego tu poetyckiego św iata, o ile pierw sza z tych m etod służy bezw zględnej apoteozie miłości, k tó ra jest tu głów ną siłą spraw czą, o ty le w drugim okresie swej tw ó r­ czości P aw liko w sk a sięga w uogólnieniu do bardziej un iw ersaln y ch roz­ strzygnięć, odw ołuje się m ianow icie do ironii.

W starciu dw u w rogich sobie św iatów istoty skrzydlate, m im o sze­ reg u atutów , k tó ry m i rozporządzają, skazane są z góry na przegraną. J e s t to p rzeg ran a ty m bardziej bolesna, że niem al niew idoczna. I tym bardziej zadziwia, że p o jaw ia się w tw órczości nastaw ionej od początku w łaśnie n a obronę p ra w owego św iata. Służy tej obronie (w dość pro­ b lem atyczny zresztą sposób) i m odel m elodram atyczny, k tó ry tu spoty­ kam y, i p ro g ram o w y happy end, i podporządkow anie rzeczyw istości d ram atyczn ej w idzeniu b o haterki, co w łaściw ie skazuje n a porażkę w szystkich jej przeciw ników , i groteskow y, rozdęty do granic absurdu k rąg skrzeczącej pospolitości, k rąg śmieszności, k tó ra om ija tylko ko­ chanków , podobnie ja k om ija ich — u k ry ty c h w azylu m iłości — zło­ w rogie p rzem ijanie czasu.

Z nam ieniem jed n ak tego skrzydlatego św iata je st jego nietrw ałość, zagraża m u k a ta stro fa p rzygotow ana przez porządek rzeczy. Porządek rzeczy zaś w y rasta z p raw id eł u stalonych przez skrzeczącą pospolitość. S to su je tu P aw lik o w sk a k o n stru k cję pow rotu: d y k ta tu ra V allidy, n a ra ­ s ta ją ca w coraz b ardziej a b su rd a ln y sposób, upada, ale je st to w yłącznie u p adek Baby-Dziwo, a n ie system u, w k tó ry m działała. G dy d em o n stru ­ ją c y n a ulicy tłu m przegłosow uje po kom prom itacji V allidy k a n d y d a­ tu rę N orm ana, tchórza i filistra, chociaż to dzięki P etro n ice załam ał się d aw n y reżim , o b serw ujem y początek tw o rzen ia się nowego m itu — za­ pew ne rów nie szkodliwego jak m it V allidy, poniew aż podobnie opartego n a zakłam aniu. D okonany został zatem obrót o 360 stop ni i docieram y znów do p u n k tu w yjścia. Podobnie w y g ląd ają sp raw y w M rów kach. B untow nica Illi, gdy obcięto jej skrzydła, tra c i nie tylko zdolność uno­ szenia się n ad poziom m row iska, ale rów nocześnie zm ienia osobowość. U tra ta sk rzy d eł odbiera bowiem sens dotychczasow ym wysiłkom , sp ra ­ wia, że inaczej się p a trz y na otaczającą rzeczywistość: z poziom u m rów ­ ki, a nie ptaka. I dalej już w szystko toczy się zw ykłym trybem : dobro­ w olnie, bez w ysiłku rezy g n u je Illi ze sw ych dotychczasow ych pragnień, p rze staje dostrzegać św iatło słoneczne, do którego przedtem dążyła, za cel swego istnien ia u zn aje to, co poprzednio było źródłem jej n a jg o rę t­

(22)

szego p rotestu. O statecznie więc Illi przechodzi na stro nę wrogiego obozu — obozu istot pełzających, m rów ek-robotnic: K saks i K saury.

Rów nie ironiczne uogólnienie zam yka w alkę M alw y i Goryczki z ro ­ dziną Zebrzydow ieckich. W praw dzie p a ra kochanków odchodzi, ale do­ piero w tedy, gdy p rzestaje być p o trzebna zżabiałem u klan ow i Z ebrzy­ dowieckich. Ci o statn i zresztą są całkow icie usatysfakcjonow ani: docze­ kali się dziedzica rodu, ten kiedyś, podobnie jak oni, będzie m ógł k o n ty ­ nuow ać w alkę w im ię skrzeczącej pospolitości. I dlatego też n ajpó źn iej­ szy u tw ó r sceniczny Paw likow skiej, P opielaty welon, kończy się try u m ­ falnym okrzykiem Z y ty Zebrzydow ieckiej podsum ow ującej w c h a ra k te ­ ry sty czn y dla niej sposób p ery p etie p a ry zakochanych: „Kolacia! K ola- cia! Nie sam ą m iłością człow iek żyje!”

Rzeczywistość dram atyczna Paw likow skiej jest więc z góry zd eter­ m inow ana. Ironia k o n stru u jąca uogólnienie staje się rodzajem protestu, gestem sam oobrony. P otw ierdza się w ten sposób irracjonalność m arzeń: sen o skrzydłach jest n ietrw ały , ostatecznie jest się zm uszonym zaak­ ceptow ać stan poprzedni.

Zaszczepienie ironicznego sensu na kom edii m iłosnej przyw odzi na m yśl osiągnięcia kom edii rom antycznej, typ uogólnienia natom iast wiąże się in teg ralnie z p raw am i w ew nętrznym i poetyki M arii P aw likow skiej- -Jasnorzew skiej. Jak k o lw iek we wczesnym etapie tw órczości n a kom e­ diach tych fatalnie zaciążył pierw otny model, z którego w yrastały, tj. m odel m elodram atu i kom edii bulw arow ej, to jed nak w okresie póź­ niejszym au to rk a zdołała go przełam ać i znaleźć w łasne rozw iązania w zakresie k onstruow ania s tru k tu ry drugich znaczeń. W skazyw ane tu now atorskie w ykorzystyw anie m etody poetyzacji i groteski nie w yczer­ p uje bynajm niej bogactw a stosowanego system u znaków poetyckich. Nie ukazano też w szystkich aspektów działania tego system u w kon­ k retn e j realizacji scenicznej, chociaż, jak już podkreślono, M rów ki sta ­ now ią jeden z najciekaw szych przykładów kom edii poetyckiej dw udzie­ stolecia — i ze w zględu n a stru k tu ra ln e now atorstw o, i z pow odu kon­ cepcji u niw ersalizującej. W całości swej jednak dram aty czna twórczość Paw likow skiej zaw iera szereg sprzeczności i niekonsekw encji, a kon­ w encja tea tra ln a, w jakiej je zazwyczaj realizow ano, zacierała niejedno­ k ro tn ie sy g n ały poetyckie lub zm ieniała pro p orcje groteski czy p o ety ­ zacji, co w rezultacie w pływ ało na zachw ianie k onfliktu m iędzy św iatem istot pełzających a sk rzydlatych. Nie ulega jednak wątpliwości, że w n a j­ lepszych swych kom ediach Paw likow ska odnalazła now ą form ułę u n i- w ersalizującą, k ształtu jąc w ten sposób osobny etap rozw oju polskiej kom edii m iłosnej.

W odm iennych kategoriach rysuje się now atorstw o d ram a tu rg ii Ja

Cytaty

Powiązane dokumenty

Different from the passive manipulator, the active manipulator allows the pilot to directly perceive an aircraft output, typically the aircraft rotational velocity, through

He tries to follow the evolution of the transport system and gives interesting remarks concerning the corporation of ναύκληροι (p. 184), the conversion of the office of

Also, if a fault occurs at a bus near a synchronous generation unit which contains a low short-circuit current, transient stability problems might arise when such a

This is the way one may understand the piercing words Wittlin used to describe Tuwim: “He was also a poet of poetry”.. Tuwim listened intently to the poetry within him, against

Brodzińskim, zgromadziłem szereg odpisów z autografów poety, w śród których, obok nieznanych poezyi, jest rów nież nader ciekawa kore­ spondencya z lat

Słowa kluczowe: pożary, bezpieczeństwo pożarowe, zagrożenia pożarowe, pożary obiektów mieszkalnych, statystyka pożarowa, mapy zagrożeń pożarowych, systemy informacji

In our apparatus (see figure 1), there is a grid oscillating vertically at frequencies up to 5Hz in a limited space into a helium tank which is surrounded by a 77K-nitrogen tank

Das Stabilitats- moment wird von der Gesamtmasse der Yacht, der Höhenlage ihres Schwerpunktes G und von der durch die Rumpfform bedingten Aus- wanderung der