• Nie Znaleziono Wyników

W związku z recenzją Jana Kieniewicza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "W związku z recenzją Jana Kieniewicza"

Copied!
7
0
0

Pełen tekst

(1)

Lubbe, Andrzej

W związku z recenzją Jana Kieniewicza

Przegląd Historyczny 76/3, 645-650

1985

Artykuł umieszczony jest w kolekcji cyfrowej bazhum.muzhp.pl,

gromadzącej zawartość polskich czasopism humanistycznych

i społecznych, tworzonej przez Muzeum Historii Polski w Warszawie

w ramach prac podejmowanych na rzecz zapewnienia otwartego,

powszechnego i trwałego dostępu do polskiego dorobku naukowego

i kulturalnego.

Artykuł został opracowany do udostępnienia w Internecie dzięki

wsparciu Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego w ramach

dofinansowania działalności upowszechniającej naukę.

(2)

W Z W IĄ Z K U Z R E C E N Z J A J A N A K IE N I E W IC Z A

W zeszycie 4 tomu LXXIV „Przeglądu Historycznego” z 1983 r. ukazało się omówienie mojej książki „Im perium europejskie? Ekspansja Europy a pow stanie gospodarki św iatow ej” pióra Ja n a K i e n i e w i c z a . Omówienie to w ym aga ko­ m entarza.

Jest obowiązkiem i przyw ilejem czytelnika dokonywanie oceny całości książki jak również poszczególnych tez w niej zaw artych. Jednakże odmienne bądź k ry ­ tyczne stanow isko dyskutanta powinno być, moim zdaniem, przynajm niej w sposób ogólny uzasadnione. Szczególnie w tych przypadkach, w których przedm iotem kontrow ersji są tezy sporne i z n atu ry rzeczy tru d n e do jednoznacznej oceny.

Kieniewicz rozpoczyna od szerokiego omówienia zagadnienia, k tóre n ie tylko leży poza głównym nurtem rozw ażań autora książki, ale także dla zrozumienia i oceny tez w niej zaw artych n ie m a większego znaczenia. Chodzi o rozum ienie i zakres pojęcia „gospodarka św iatow a”. We w stępie Kieniewicz stw ierdza, że cho­ ciaż powołuję się w tym względzie na pracę B. Kamińskiego i M. Okólskiego („System gospodarki św iatow ej”, 1978) m oje ujęcie gospodarki światowej je st inne, nie je st tak „systemowe”. N astępuje dług:; wywód, w którym przeprow adzona iostaje przez Kieniewicza analiza treści i zakresu rozum ienia pojęcia „gospodarka >wiatowa” w różnych językach i przez różnych autorów. K onkluzja jest zresztą raczej negatyw na — w żadnym „światowym ” języku (może poza niemieckim) roz­ różnienie pojęć „gospodarka św iatow a” i „światowy system gospodarczy”, tra k to ­ w any jako część system u globalnego, nie jest precyzyjne. Dlaczego więc Kieniewicz jest nie tylko zwolennikiem podtrzym yw ania tego podziału, ale także proponuje wprowadzenie, jak sam to określa, „nowotworów językowych” w rodzaju „św iat- -system ” i „gospodarka-śwdat”?

We w stępie do książki stw ierdzam wyraźnie, że „takie pojęcia ja k system gospodarczy i gospodarka światowa są używane zgodnie z określeniam i przyjętym i w pracy B. K a m i ń s k i e g o i M. O k ó l s k i e g o ”, („Imperium europejskie”, s. 7). I tylko tyle. Nigdzie nie twierdzę, że moje ujęcie jest równie „systemowe” jako ujęcie B. Kamińskiego i M. Okólskiego. Je st to problem definicji a nie szerszej podstawy metodologicznej. K am iński i Okólski określają gospodarkę św iatow ą jako „zbiór organizacji g ospodarczych--- na obszarze całego św iata” („System gospo­ darki św iatow ej”, s. 115). Nigdzie nie używ ają określenia „światowa” w odniesieniu do regionów lub części systemu globalnego. Konsekwentnie używam tej samej te r ­ minologii. Nigdzie nie używam określeń w rodzaju „europejska gospodarka ś w i a ­ t o w a ” (podkreślenie moje — AL). Albo „europejska” albo „światowa”. Dlaczego zam iast określenia „europejski system gospodarczy” używać „nowotworu języko­ wego” w rodzaju „europejski św iat-system ”?

Kieniewicz zdaje się sugerować, że za różnicam i term inologicznym i k ry ją się głębsze im plikacje i założenia metodologiczne. Nie w yjaśnia jednak jakie. S tw ier­ dza jedynie, że moje ujęcie świadczy (?) o przyjęciu założenia o ,jed n o ści św iata i lineam ości zachodzących w nim procesów rozwojowych” (s. 751 omówienia). Czy oznacza to, że przyjęcie określeń w rodzaju „europejski świiat-system” oznacza przyjęcia założenia o „niejednorodności” św iata i „nielinearności” zachodzących w nim procesów rozwojowych?

Wszystko to m a raczej niew ielki związek z om aw ianą ksiiążką. Nie wiem, co Kieniewicz rozum ie przez linearność rozwoju, a przede wszystkim „jedność św ia­ ta ”. Można się jedynie domyślać, że „linearność procesów rozwojowych” oznacza

(3)

646 L I S T Y D O R E D A K C J I

dla Kieniewicza przyjęcie założenia o ciągłości procesu pow staw ania gospodarki światowej (zapoczątkowanego przez Europę) oraz stałość, niezmienność reakcji państw na tę ekspansję (s. 754 n.). Jeżeli tak, to nie są to tezy mojej książki. Stw ierdzam wyraźnie, że motywy i metody ekspansji europejskiej były w różnych epokach i różnych regionach różne, a jednym z zasadniczych w arunków sukcesu lub niepowodzenia na polu gospodarczym były możliwości adaptacyjne danego państw a lub regionu. Nie ma to nic wspólnego ani z „niezmiennością reakcji” ani z założeniem o „jednotorowości procesów rozw oju”. Jedność świata je st w pewnym zakresie dosyć oczywista, przy innych założeniach jest absurdem . G eneralny atak na pojęcie „jedności św iata” może być w ażkim argum entem , pod w arunkiem , że nie jest to a ta k gołosłowny.

Przyjm uję zarzut, że nie sprecyzowałem różnic w ystępujących pomiędzy moim i I. W allersteina rozumieniem pojęć peryferie-półperyferie (semiperyferie). Może to prowadzić do nieporozumień, ponieważ ujęcie I. W allersteina jest nie tylko wcześniejsze, ale także oczywiście znacznie lepiej znane. Podałem jednak w łasną, może dość ogólną, ale dla celów staw ianych sobie w omawianej pracy zupełnie w ystarczającą definicję peryferii i sem iperyferii. Przyjm uję, że sem iperyferie to obszary znajdujące się w układzie współzależności rozwojowej z centrum . U kład centrum -sem iperyferie tworzy system gospodarczy będący podstaw ą mojej a n a ­ lizy („europejski”, następnie „atlantycki” i „światowy” system gospodarczy). P ery ­ ferie to obszary, które chociaż mogą utrzym yw ać k o ntakty gospodarcze z centrum , nie znajdują się w sytuacji współzależności rozwojowej (na przykład Indie do podboju brytyjskiego). Twierdzenie, że koncepcja I. W allersteina tw orzy „pewien porządek globalny” świadczy o preferencjach Kieniewicza, zarzut, że m e p rzy j­ m uję koncepcji W allersteina ani jej nie odrzucam, świadczy o niedokładnym prze­ czytaniu omawianej książki.

Zgodnie ze starym porzekadłem trudno jest dyskutować z osobistym i prefe­ rencjam i. Przykłady, które podaje Kieniewicz na poparcie swego tw ierdzenia świadczą o tym dowodnie. Stwierdza, że tra k tu ję „badany system z perspektyw y rynkowej określając pozycję uczestników perspektyw ą zm ian spowodowanych przez k ontakt z cen tru m ”, natom iast u W allersteina podstawowe znaczenie m a określenie kapitalistycznego ch a ra k te ru sposobu produkcji w skali gospodarki-św iata. Stąd, stw ierdza Kieniewicz, w europejskiej goepodarce-świecie mieści się logicznie i Anglia i Meksyk.

Jeżeli decyduje charakter sposobu produkcji to przyznam się, że nie przeko­ nały m nie wywody W allersteina — logika umieszczenia razem i Anglii, i Meksyku, na przykład w XVIII wieku, jest nieoo naciągana. Przy odpowiednim doborze założeń każdy nonsens może być „logiczny”. Nie chodzi w tym w ypadku o poglądy W allersteina a o uwagę Kieniewicza. W zakresie, w jakim jestem w stan ie ją zrozumieć, je st ona myląca. Ujęcie W allersteina jest w pewnym sensie również „rynkow e”. Podstaw ą podziału na centrum i peryferie je st przecież specjalizacja produkcji — ich pozycja nie jest określana „innością” czy identycznością sposobu produkcji a miejscem, jakie zajm ują w m iędzynarodowym podziale pracy. Sem i­ peryferie stanow iąc ogniwo pośrednie w podstawowej opozycji centrum -peryferie są także określane z „perspektyw y rynkow ej przez pozycję uczestników w k o n ­ taktach z centrum ”. Mogą też zmieniać swój status — „aw ans” lub „degradacja” także dla W allersteina jest zjawiskiem naturalnym . Na przykład „ekonomicznie silniejsze państw a Ameryki Łacińskiej” zalicza W allerstein do sem iperyferii („The C apitalist W orld-Economy”, 1980, s. lOrf.

W przeciwieństwie do Kieniewicza nie jestem przekonany do logiki i porządku globalnego wprowadzonego przez W allersteina. Je st on w zbyt dużym stopniu oparty na kryteriach zupełnie dowolnych, nie poddających się w eryfikacji. N adto

(4)

są to kryteria niejednorodne. K ryteria wyodrębnienia centrum i peryferii są w za­ sadzie ekonomiczne, sem iperyferii — polityczne. Na podstawie kryteriów ekono­ micznych sem iperyferie należy zaliczyć albo do centrum albo do peryferii. Zezwala to na zupełną swobodę interpretacyjną. Dlaczego na przykład W allerstein uważa, że w XIX w ieku zarówno USA jak i Niemcy, Belgia i F rancja należały do sem i­ peryferii, chociaż ich miejsce w światowej siatce powiązań handlowych, k ap ita­ łowych i politycznych było zupełnie inne? Inna była też stru k tu ra produkcji i h an ­ dlu zagranicznego. Nawet jeżeli rozpatryw ać będziemy miejsce, jakie dany kraj zajm uje w relacji do „podstawowej opozycji centrum -peryferie”, pozycje na przy­ kład F rancji i USA w XIX w ieku w ydają się być zupełnie odmienne.

Uwagi odnoszące się do zasadności podziałów i znaczenia poszczególnych określeń prow okują do polemiki, poglądy Kieniewicza na kluczowy problem roz­ woju gospodarczego w yw ołują zdziwienie.

Stanowisko Kieniewicza w tej spraw ie jest jednoznaczne i, oględnie mówiąc, dosyć kategoryczne. Stanowi jednocześnie centralny punkt k ry ty k i poglądów w y­ łożonych w mojej książce. Zacofanie, stw ierdza Kieniewicz, jest następstw em zależności. Nie ma zacofania bez zależności od centrum . „Pow stanie przemysłu, burżuazji, klasy robotniczej itp. to przecież składowe elem enty zależności” (s. 754). Nie ma przy tym alternatyw y — kontakty z centrum muszą prowadzić do zależ­ ności i zacofania. Przeoczenie tych faktów ma stanowić zasadniczą słabość om a­ wianej książki.

Nie zam ierzam prowadzić m erytorycznej dyskusji z tym i poglądami. J e st to powtórzenie tez skrajnej w ersji teorii dependencji, tez w ielokrotnie i, moim zda­ niem, zasadnie krytykow anych. Moje zdziwienie wywołuje nie tyle samo pow sta­ nie problem u co pewność siebie, z jak ą Kieniewicz skrajne, bardzo dyskusyjne poglądy przedstaw ia jako obowiązujące, jedynie słuszne. W ram ach własnych, dość arbitralnych założeń jest to teoria dosyć ciekawa, ale przede w szystkim nośna politycznie. Dla wprow adzenia w przedm iot dyskusji postawię tylko kilka pytań (abstrahując od poważniejszych problem ów n atu ry teoretycznej). Jeżeli powstanie przemysłu, burżuazji, klasy robotniczej itp. jest oznaką zacofania, to czy oznaką rozwoju jest „odprzemysłowienie”, elim inacja burżuazji i klasy robotniczej? Co jest więc rozwojem? Jeżeli związki z centrum prowadzą do zacofania, to czy rozwój możliwy jest tylko w w arunkach autarkii? Jeżeli tak, to jakie przykłady może podać Kieniewicz na poparcie tej teorii? Jeżeli nie, to jak a jest alternatyw a? Jak z tej perspektyw y można ocenić drogę rozwoju (zacofania?) wszystkich państw rozwiniętych gospodarczo (dla przypom nienia — USA, Francja, Niemcy to jeszcze w XIX wieku nie centrum a semiperyferie). Bez w ątpienia Korea Płd. czy T aj­ w an (poprzestając na tym przykładzie) jest bardziej „zależna” od centrum niż na przykład Nepal. Czy oznacza to, że Nepal jest bardziej „rozwinięty”? A może m niej „zacofany”?

Swoje krytyczne uwagi Kieniewicz form ułuje tak, jak gdyby istniał nowy, „nieeuropejski” a naw et „antyeuropejski” model, „paradygm at rozwoju". Tymcza­ sem także w krajach nie należących do cywilizacji europejskiej, jeżeli mówi się i pisze o rozwoju, to wyłącznie w ram ach założeń „paradygm atu europejskiego”. Nie twierdzę, że jest to zjaw isko pozytywne. Można to uznać za pew ną formę im perializm u kulturowego. Ale fa k t pozostaje. Naw et jednak przyjęcie „europej­ skiego paradygm atu rozwoju” nie oznacza, że niezbędne jest pow tórzenie europej­ skiego modelu dojścia do stanu rozwoju gospodarczego, skopiowania historycznego procesu rozwoju gospodarczego centrum . Teorie takie oczywiście istnieją, ale nie są powszechnie akceptow ane naw et w Europie. Stwierdzam , sądzę dostatecznie wyraźnie, że dojście to musi być zróżnicowane. Stąd tak duże znaczenie przypisuję procesowi adaptacji, będącemu zaprzeczeniem prostej imitacji. Dotyczy to również

(5)

648 L I S T Y D O R E D A K C J I

oceny stanu, który określa się najczęściej jak o „osiągnięcie wysokiego lub śred­ niego poziomu rozwoju gospodarczego”. Poza kilkom a wskaźnikam i, takim i jak poziom dochodu narodowego per capita, długość życia, poziom w ykształcenia lub stan wyżywienia wysokość zdecydowanej większości wskaźników, nie mówiąc już o systemie w artości naw et w obrębie cyw ilizacji europejskiej w ykazuje znaczne zróżnicowanie. Na m arginesie — naw et „łagodna” w ersja teorii dependencji stw ier­ dza, że rozwój polega na rozwoju sił wytwórczych, uprzemysłowieniu i pow staniu klasy robotniczej. Tyle tylko, że w konkretnej sytuacji niektórych krajów zmiany te oceniane są negatywnie.

Nie w ystarczy mieć negatyw ny lub pobłażliwy stosunek do istniejących teorii rozwoju gospodarczego. Problem polega na przedstaw ieniu alternatyw y. Propozycje Kieniewicza w tym zakresie w ydają się m ało zachęcające. Jak na przykład należy rozumieć następującą uwagę: „cios w produkcję »nie rolniczą« nastąpił o wiele wcześniej. Istotne znaczenie m iał fakt, że działania brytyjskie od końca XVIII w ie­ ku spowodowały wzmożone lokowanie zasobów finansowych w z i e m i --- In w e­ stycje przemysłowe pozostawały m arginesem . Pytanie, czy Indie miały szansę uprzemysłowienia w ydaje się mało i s t o t n e --- Istotny był efekt, w postaci spa­ raliżowania dotąd funkcjonującego systemu gospodarczego” (s. 754). Powyższe uw a­ gi sugerują, że już w końcu XVIII w ieku istniała w Indiach alternatyw a —. lokaty, w ziemię czy lokaty w przemysł. Ja k i „przemysł” m a na myśli Kieniewicz? K ilka zdań wcześniej Kieniewicz zarzucał mi, że m oja polemika z tezą o „odprzemysło- w ieniu” Indii przez Wielką B rytanię jest spóźniona (chociaż w „H istorii Indii” wydanej w 1980 r. sam staw ia tę tezę). Jak je s t w końcu z tym „odprzemysłowie- niem ”? Skąd ta pewność, że w Indiach osiemnastowiecznych istniał „przemysł”, problem „inw estycji przemysłowych”, że gdyby nie działania Brytyjczyków to strum ień inw estycji skierowałby się w produkcję „nie rolniczą”?

K ilku uwag Kieniewicza w ogóle nie rozumiem. K om entując m oją uwagę, że rzeczywisty okres dominacji Anglii w Indiach datuje się dopiero od podboju Ben­ gálu stw ierdza, że „jest to niew ątpliw ie praw da, ale d o m i n a c j e t e [podkreśle­ nie moje — A. L.] m iały inny sens i zakres”. Jeżeli m am rację, że przed podbojem trudno jest mówić o dom inacji Anglii (ze względu na w ybitnie lądowy, niehandlo­ wy c h arak ter im perium indyjskiego, poza tym Europejczycy raczej starali się wejść do lukratyw nego handlu azjatyckiego niż go niszczyli) to o jakie „domi­ nacje” tu chodzi? N astępnie Kieniewicz stwierdza, że „przebieg tej (?) zmiany nie został nakreślony”. Tymczasem stwierdzam wyraźnie, że z ekonomicznego p u nktu widzenia ustalenie daty rozpoczęcia się okresu dom inacji brytyjskiej nie nastręcza trudności — raptow nie ustaje transfer srebra z Europy do Indii.

R eferując moje poglądy na m otywy ekspansji w okresie „nowego im p eria­ lizmu” Kieniewicz stwierdza, że w ydaję się podzielać poglądy lewicy szukającej sposobu n a pogodzenie tez Lenina z koncepcjam i Róży Luksem burg. Potw ierdze­ niem tej tezy m a być m oja opinia, że kolonie nie były uprzyw ilejow anym miejscem dla lokat kapitału. Z całą pewnością nie je st to potwierdzenie tez szeroko rozu­ mianej lewicy (chociaż oczywiście i tu są wyjątki). Lewica, szczególnie w krajach latynoskich, poszła raczej £a R. Luksemburg. Decydujące znaczenie kolonii i ekspor­ tu kapitału do obszarów zależnych (form alnie i nieform alnie — ja k w teorii de­ pendencji) jest dla niej nadal praw dą oczywistą. Nie podzielam tej opinii. Ale w rozdziale o im perializm ie nie chodziło m i wcale o pogodzenie ze sobą różnych teorii czy też o sform ułow anie własnej teorii a jedynie o wykazanie, że teorie imperializm u nigdy nie były tak jedli»stronnie „ekonomiczne”, jak to się często obecnie przedstaw ia. Twórcy tych teorii po prostu znali realia.

Następna uwaga Kieniewicza wym aga przytoczenia in extenso: „autor referuje tu rezultaty w ielu prac szczegółowych dotyczących gospodarki w ieku XIX, aczkol­

(6)

wiek w z n a k o m i t e j w i ę k s z o ś c i przyjm uje je z opracow ania „Colonialism in A frica 1870—1960”. Słabiej jest więc przedstaw iona Azja i A m eryka Łacińska, c o b a r d z o o s ł a b i a r o z u m o w a n i e ” [podkreślenia moje — A. L J. Są to zarzuty poważne. Zadałem więc sobtie tru d i przeliczyłem przypisy odnoszące się do wskazanego rozdziału. Na 67 przypisów artykuły pochodzące z opracowania „Colonialism in A frica” w ystępują 13 razy (mogłem się pomylić o 2—3 pozycje). Albo Kieniewicz czytał co trzecią stronę albo sformułował zupełnie nową definicję „znakomitej większości”. Słabsze przedstaw ienie Azji i Am eryki Łacińskiej może być zrozumiałe — „nowy im perializm ” to przede wszystkim „rozdrapyw anie” A fry­ ki. W następnym rozdziale poświęconym międzynarodowemu podziałowi pracy w tym okresie Azja i Am eryka Łacińska zajm uje z kolei więcej m iejsca — sto­ sownie do roli tych kontynentów w gospodarce światowej. Nie spieram się z K ie­ niewiczem — trudno jest odparować zarzut, że coś jest „słabiej” opracowane. Sądzę, że naw et gdyby Kieniewicz m iał rację, nie m usi to mieć większego zna­ czenia. W związku z tym uważam, że ostateczna opinia jest pozbawiona uzasad­ nienia.

Nie zgadzam się z opinią, że słabością książki je st usiłow anie pogodzenia rozum owania w kategoriach ekonomicznych i politycznych. Uwzględnienie zarówno czynników ekonomicznych jak i politycznych motim zdaniem ułatw ia a naw et wręcz umożliwia a nie uniemożliwia, jak tw ierdzi Kieniewicz, uwzględnienie zja­ wiska kapitalizm u „ponadnarodowego” jak i układu relacji między państwami. Można krytykow ać wykonanie, ale samo ujęcie w ydaje się prawidłowe.

Na koniec kilka uwag na tem at literatury. Nie bronię się przed zarzutem, że szczególnie dużo zawdzięczam Fieldhouse’owi. Nie je st to chyba najgorszy n au ­ czyciel. Osobiście w prawdzie sądziłem, że na przykład w kw estii „ciągłości” lub „nieciągłości” ekspansji bliższy jestem poglądom P latta, a uw arunkow ań eks­ pansji — Landesa, ale nie ma to większego znaczenia. Mam jednak wątpliwości, czy Fieldhouse’a można uznać za twórcę lub naw et głównego przedstawiciela „bardziej zniuansowanej w ersji im perializm u usiłującej znaleźć równowagę m ię­ dzy »zyskami i stratam i obu stron«”. Nie mogłem również uwzględnić pracy Field­ house’a „Colonialism 1870—1945” ponieważ ukazała się ona w USA wtedy, kiedy m oja książka była już w drukarni. Nie znam pracy na tem at imperialiizmu, która oparta by była na kom pletnej literaturze. Ja k stw ierdził Thoimton, jeden z w ięk­ szych autorytetów w tej dziedzinie, w yczerpująca bibliografia imperializmu zaję­ łaby prawdopodobnie trzy tomy, bibliografia historii europejskich im periów m o­ głaby zająć tomów sześć. S tąd każda bibliografia będzie niepełna, bądź „selek­ tyw na”. W książce podałem w zasadzie wyłącznie pozycje, na k tó re powołuję się w tekście. Nie rozumiem więc niepokoju, ja k i ogarnął Kieniewicza z powodu nieuwzględnienia kilku autorów. Nazwisko A. G. F ranka w ystępuje na drugiej stronie tekstu. Cała książka jest pośrednio polemiką z jego tezamii. W pewnym sensie dotyczy to rów nież poglądów Topolskiego i Kuli. O ile w iem K. E. Bouiding jest współautorem jednego arty k u łu łączącego się bezpośrednio z tem atem om a­ wianej książki. W większości prac poświęconych imperializm owi i ekspansji euro­ pejskiej ani Bouiding, ani Bairoch nie w ystępują. Sądzę, że Prebischa, Furtado, F errera i M arqueza można zaliczyć do szkoły latynoam erykańskiej. Prebisch jest chyba naw et jej twórcą. W skazana przez Kieniewicza książka Louisa jest wybo­ rem artykułów w większości niew ątpliw ie ciekawych, ale publikow anych już wcześniej na bardzo specyficzny, w ąski tem at — kontrow ersji, jakie wywołały poglądy Robinsona i Gallaghera. Jak stw ierdził sam Kieniewicz fragm ent o impe­ rializmie w mojej książce ma ch arak ter „użytkowy”. Gdybym chciał szerzej uwzględnić spory w rodzaju tych, jakie wywołały poglądy Robinsona i Gallaghera, musiałbym napisać now ą książkę.

(7)

650 L I S T Y D O R E D A K C J I

Część uwag i zastrzeżeń Kieniewicza je st następstw em przyjęcia nieco innej optyki, co wynika przede wszystkim z różnic „zawodowych”. Uważam to za zja­ wisko naturalne. Moje zastrzeżenia k ieru ją się przede wszystkim przeciwko przy­ jętem u przez Kieniewicza pojęciu rozwoju. A raczej jego braku. W tym zakresie jego krytykę uważam za całkowicie chybioną.

Andrzej Lubbe

w O D P O W IE D Z I A N D R Ź E J O W I L U B B E M U

Zachęcony do zajęcia stanow iska wobec listu A. L u b b e g o mógłbym powie­ dzieć, że obfitość przytoczonych argum entów w ym agałaby raczej kilku obszernych rozpraw. N iektóre z poruszonych zagadnień zasługują na gruntow ne potraktow anie i mam nadzieję, że tem atyka ekspansji i dróg rozwoju różnych systemów społecz­ nych znajdzie m iejsce na łamach „Przeglądu”. W kluczowej kw estii rozwoju w y­ powiedziałem się już obszerniej (PH t. LXXI, 1980, z, 4), na tem at ekspansji spo­ dziewam się polem iki po ukazaniu się mojej książki o kolonializmie („Czytelnik”) napisanej jeszcze w 1981 r. Tu więc proszę tylko o zamieszczenie paru w yjaśnień.

Reprezentuję rzeczywiście odmienne poglądy na tem at rozwoju, ale krytyka pod adresem książki Lubbego nie w ynika z przekonania o słuszności wyłącznie własnych sądów. Usiłowałem dyskutować z autorem w przyjętej przez niego konwencji w ykazując niedostatki argum entacji. Widocznie zrobiłem to nie dość precyzyjnie. W yjaśniam więc, że to co można nazywać dominacją Anglii nad pod­ bitym i Indiam i w w ieku XIX nie było kontynuacją relacji istniejących w w ieku XVII. Niezależnie od bilansów handlowych, które można porównywać, rzeczywi­ stości społeczno-gospodarcze po obu stronach uległy takim zmianom, że dla w za­ jemnych relacji potrzebne są odrębne określenia.

Lubbe rzeczywiście nie używa określenia „europejska gospodarka św iatow a”, ale na s. 16 postaw ił w moim przekonaniu znak rów nania między „systemem gos­ podarki europejskiej” a braudelow ską économie-monde européenne. Uważam nadal za niezbędne w ypracow anie precyzyjnych odpowiedników obcej terminologii nie­ zależnie od tego czy podzielamy poglądy W a l l e r s t e i n a . Sam zresztą zgrze­ szyłem nie precyzując pojęcia zależności i doczekałem się sklasyfikow ania w śród przedstawicieli skrajnej w ersji teorii dependencji. Ocena ta w ydaje m i się a rb i­ tralna, ale w yjaśnienie stanow iska odkładam do lepszej okazji.

Przykładem niezrozumienia intencji i być może dowodem nie dość klarow nej argum entacji jest spraw a „rozwoju Indii”. Moje uwagi dotyczyły konkretnej sy­ tuacji w w ieku XIX, a nie wszelkich kontaktów z Centrum. Z moich stwierdzeń nie wynika, by w jakichkolw iek w arunkach rozwój (tj. wzrost, postęp) w ym agał odprzemysłowienia, elim inacji burżuazji i klasy robotniczej. Zajm uję się proce­ sami, które m iały miejsce, stwierdzam więc, że w Indiach kształtow anie się prze­ mysłu i związanych z tym grup społecznych należało do procesu uzależniania. Nie powinno się stąd wyprowadzać wniosku, że rozwój (w sensie przyjm ow anym przez Lubbego) jest możliwy tylko w w arunkach autarkii. Uważam zacofanie za stan w ykraczający poza niezdolność do samodzielnych wyborów gospodarczych, tym bardziej nie widzę sensowności porów nań opartych np. o poziom dochodu narodowego ńa głowę. Lubbe w y d aje ,się domagać wskazania, co ma być przeci­ w ieństwem zacofania. Nie mogę odpowiedzieć, bo w moim przekonaniu w krajach

zacofanych nie istniała alternatyw a związana tylko z czynnikam i endogennymi. Być może czas pokaże, czy społeczeństwa zacofane są w stanie wrócić lub dojść

Cytaty

Powiązane dokumenty

W matematyce natomiast, akceptując osłabiony logicyzm, uznawał możliwość sprowadzenia jej pojęć (pierwotnych) do pojęć logicznych - przy niesprowadzalności

Zastanów się nad tym tematem i odpowiedz „czy akceptuję siebie takim jakim jestem”?. „Akceptować siebie to być po swojej stronie, być

Ale także i te niebezpieczeństwa, o których była mowa przed chwilą, jeśli tylko zgodzimy się, że veritas ut adaeąuatio jest wtórna wobec veritas ut

Tragedja miłosna Demczuka wstrząsnęła do głębi całą wioskę, która na temat jego samobójstwa snuje

i rozważyć odpowiednie przypadki, natomiast w równaniu drugim należy najpierw skorzystać ze wzoru na sumę zbieżnego szeregu geometrycznego nieskończonego.

Ekwiwalencja traktowana jest zarówno jako kategoria teoretyczna, jak i pragmatyczna, przy czym w drugim przypadku badacze dzielą się na tych, których celem jest

W ostatnich latach wzrasta liczba orzeczeń, które aprobują związanie zapisem nie tylko spółek „familiantów” sygnatariusza umowy arbitra- żowej, lecz także

1987.. Sławińskiego) w ystępuje „pokrywanie się haseł”, pisze: „w haśle »Nowela« (autorem jest Teresa Cieślikowska) znajduję zdania żywo przypominające