• Nie Znaleziono Wyników

Włodzimierz Kowalewski's Discourse with a (Post) German Heritage

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Włodzimierz Kowalewski's Discourse with a (Post) German Heritage"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

GRZEGORZ SUPADY

Studium Jêzyków Obcych Uniwersytetu Warmiñsko-Mazurskiego w Olsztynie

W³odzimierza Kowalewskiego

dyskurs z (po)niemieckoœci¹

W³odzimierz Kowalewski’s

Discourse with a (Post) German Heritage

S³owa kluczowe: Niemcy, Polacy, regionalny, literatura, przesz³oœæ Key words: Germans, Poles, regional, literature, past

W³odzimierz Kowalewski nale¿y do najwybitniejszych pisarzy wywodz¹-cych siê z Warmii i Mazur. Urodzi³ siê w Olsztynku, miasteczku po³o¿onym w po³udniowej czêœci dawnych Prus Wschodnich, któr¹ po zakoñczeniu dru-giej wojny œwiatowej w³¹czono do Polski. W latach panowania nazizmu w Niemczech wa¿nym wyró¿nikiem tej miejscowoœci by³a bliskoœæ mauzo-leum niemieckiego marsza³ka Paula von Hindenburga. Natomiast po roku 1945 szczególn¹ rolê w ¿yciu publicznym tak¿e i tego miasta musia³a odgry-waæ niewielka odleg³oœæ, jaka dzieli je od pól bitewnych pod Grunwaldem. Rzecz¹ oczywist¹ by³o wiêc, ¿e przysz³y pisarz ju¿ od dzieciñstwa musia³ byæ nieustannie konfrontowany z niemieckoœci¹, choæby za spraw¹ licznych œwia-dectw po, nie tak znowu odleg³ej przecie¿, przesz³oœci czy te¿ ze wzglêdu na stosunkowo wysoki jeszcze w czasach jego dzieciñstwa i m³odoœci odsetek ludnoœci rodzimej, g³ównie mazurskiej, wœród ówczesnych mieszkañców ro-dzinnego Olsztynka i okolic. O wczesnym dostrze¿eniu problematyki nie-mieckiej zadecydowa³a tak¿e jego m³odoœæ spêdzona wœród grynderskiej za-budowy olsztyñskiej dzielnicy Zatorze. To tam bowiem przez d³ugie dzie-siêciolecia powojenne zdo³a³ zachowaæ siê, przede wszystkim dziêki specy-ficznej architekturze, klimat dawnego miasta Allenstein. W opowiadaniu Kamienica Denglera, opublikowanym w tomie Œwiat³o i lêk. Opowiadania starej daty1, Kowalewski wspomina³, i¿ wraz ze swoimi ówczesnymi

kolega-mi niezmordowanie eksplorowa³ skarby ukryte w ziekolega-mi na terenie tamtej-szych podwórek. Przypadkowe znaleziska przypomina³y mu nieustannie o tym, ¿e niegdyœ pod tymi samymi adresami i dachami, w tych samych

(2)

miejscach, zamieszkiwali u¿ytkownicy zupe³nie innego jêzyka ni¿ jego mowa ojczysta. Te wykopaliska obfitowa³y w takie przedmioty, jak butelki z cha-rakterystycznymi zamkniêciami, zbutwia³e b¹dŸ nadpalone strzêpki gazet i ksi¹¿ek zapisanych szwabach¹, kawa³ki zardzewia³ych sprzêtów itd. Wszystko to stwarza³o szansê na to, ¿e Kowalewski, dysponuj¹c niezwyk³¹ si³¹ talentu narracyjnego, z powodzeniem mo¿e staæ siê piewc¹ i odkrywc¹ dawno minionych Ultima Thule, by nie u¿yæ w tym kontekœcie po raz kolejny zu¿ytego ju¿ nieco porównania z Atlantyd¹ Pó³nocy. Móg³by wiêc w dziele (od)tworzenia lokalnego genius loci niemal¿e uprzedziæ Paw³a Huellego i staæ siê takim samym twórc¹, któremu uda³a siê nie³atwa sztuka powo³ania do literackiego ¿ywota jakiegoœ miejscowego, olsztyñskiego Weisera Dawidka. Czêœciowo zreszt¹ tak siê sta³o, a mianowicie za spraw¹ jego opowiadania Powrót do Breitenheide. Kowalewski nie skupia³ siê jednak póŸniej tylko na odkrywaniu spraw zwi¹zanych z zastan¹ rzeczywistoœci¹ poniemieck¹. Naj-prawdopodobniej wynika³o to z dwóch przynajmniej powodów. Otó¿ Huelle podaje w swych wypowiedziach autobiograficznych przyk³ady rodzinnych ko-neksji, ³¹cz¹cych go poœrednio tak¿e z niemieckim krêgiem kulturowym2, na

co wskazywa³oby równie¿ brzmienie jego nazwiska. Kowalewski nale¿y nato-miast do pokolenia urodzonego wprawdzie na dawnych terenach niemiec-kich, ale takiego, którego przodkowie legitymowali siê dowodami osobistymi zawieraj¹cymi adnotacjê o urodzeniu na terytorium ZSRR, co – jak wiadomo – by³o oczywistym anachronizmem, bo w rzeczywistoœci wywodzili siê oni z polskich kresów wschodnich. Olsztyñski pisarz nie wykazywa³ ponadto wiêkszego zami³owania do przyswajania sobie chocia¿by rudymentów jêzyka niemieckiego, co w pewnym sensie zdeterminowa³o tak¿e jego póŸniejsze wybory konkretnych autorytetów literackich. Elementem trwale ³¹cz¹cym Huellego i Kowalewskiego zdaje siê natomiast pozostawaæ postaæ Tomasza Manna, skoro obaj poœwiêcili temu prozaikowi wiêksze, jak w przypadku Huellego (Castorp), lub mniejsze, jak u Kowalewskiego (Wieczór autorski), opowiadania. W tym ostatnim utworze autor wykaza³ ponadto du¿¹ znajo-moœæ dokonañ innych twórców kultury niemieckiego obszaru jêzykowego. Przedstawiaj¹c w nim fikcyjn¹ wizytê wybitnego pisarza niemieckiego w mieœcie zwanym w tekœcie konsekwentnie Allenstein, Kowalewski prezen-tuje miêdzy innymi liczne odwo³ania do ¿ycia literackiego w Niemczech prze-³omu dziewiêtnastego i dwudziestego wieku. Okres ten zdaje siê fascynowaæ go ze szczególn¹ intensywnoœci¹, zw³aszcza niemiecki ekspresjonizm, i to zarówno jako kierunek w malarstwie, jak i w literaturze. By uzyskaæ jak najbardziej wiarygodne t³o dla swej opowieœci o wyimaginowanej podró¿y, jak¹ pod koniec lat trzydziestych ubieg³ego wieku mia³ odbyæ Tomasz Mann z Monachium do Olsztyna/Allenstein, Kowalewski wplót³ do wykreowanego

2 Por.: http://teatrnn.pl/leksykon/node/4384/pawe%C5%82_huelle_ur_1957#1 [dostêp:

(3)

przez siebie tekstu liczne odniesienia do ówczesnych realiów, ka¿¹c na przy-k³ad autorowi Buddenbrooków czytaæ w podró¿y „Neue Rundschau” i „Lite-rarische Welt”. Dziêki zastosowaniu tego typu szczegó³ów Kowalewski staje siê uwiarygodniaj¹cym minion¹ rzeczywistoœæ weryst¹ w rodzaju Marka Krajewskiego, z wielk¹ maestri¹ odtwarzaj¹cego w swoich wroc³awskich kry-mina³ach z udzia³em komisarza Eberharda Mocka zaginiony œwiat dawnego Breslau.

Podstawow¹ przes³ank¹ wyprawy Manna na pó³nocno-wschodnie rubie-¿e pañstwa niemieckiego, za jakie uchodzi³y odciête tzw. Korytarzem Prusy Wschodnie, by³a idea silniejszego zintegrowania pod wzglêdem kulturowym tej prowincji z reszt¹ pañstwa niemieckiego. Dlatego w usta ministra Ger-harda von Kanitza (1885–1949)3, który wywodzi³ siê z maj¹tku po³o¿onego

niedaleko miasteczka Orneta/Wormditt na Warmii, Kowalewski zdecydowa³ siê w³o¿yæ argumenty cytowane poni¿ej. Przedstawione zosta³y one w rozmo-wie von Kanitza z Mannem maj¹cym, w ramach wyczerpuj¹cej jego si³y podró¿y, wyg³osiæ w Olsztynie/Allenstein odczyt zatytu³owany Nietzsche a muzyka. Mi³oœæ i nienawiœæ:

To s¹ tereny ca³kowicie odciête od g³ównego pnia niemieckiej kultury. Jeœli wielcy ludzie, jak pan, pañski brat Heinrich albo Toller czy Bergengruen, przy-najmniej nie zamanifestuj¹ swojego nimi zainteresowania, to puste pole zago-spodaruje dobrze pan wie, kto. Jestem pe³en troski. Sam pan widzi, co dzieje siê w Republice!4

W ten sposób, œwiadomie czy te¿ mo¿e mimowolnie, Kowalewski wpisa³ siê w dyskurs dotycz¹cy patentu do sprawowania w³adzy pañstwowej nad Prusami Wschodnimi, jaki nieustannie roznieca³ umys³y polityków i intelektualistów polskich i niemieckich zarówno na przestrzeni niemal ca³ego wieku dziewiêt-nastego, jak i póŸniej, zw³aszcza w okresie poplebiscytowym. Nie nale¿y przy tym zapominaæ, ¿e Niemcy swoj¹ lekcjê po wygranym plebiscycie odrobili znakomicie, co tak doskonale wypunktowa³ Stanis³aw Swianiewicz – polski ekonomista zwi¹zany przed drug¹ wojn¹ œwiatow¹ ze œrodowiskiem nauko-wym Królewca/Königsbergu – w swych wspomnieniach zatytu³owanych W cieniu Katynia. Natomiast odrodzona Polska, zaprz¹tniêta innymi wa¿ny-mi z ówczesnego punktu widzenia sprawawa¿ny-mi, odwróci³a siê od Warwa¿ny-mii i Mazur i nie zabiega³a skutecznie o sprawowanie rz¹du dusz w tym regio-nie. Przywo³anie na kartach opowiadania hrabiego von Kanitza, stosunkowo liberalnego pos³a do pruskiego Landtagu w czasach istnienia Republiki Wei-marskiej, dowodzi sprawnego poruszania siê Kowalewskiego w realiach nie tylko artystycznych, lecz równie¿ historycznych, zwi¹zanych z dziejami Prus

3

http://www.bundesarchiv.de/aktenreichskanzlei/1919–1933/0011/adr/adrhl/kap1_4/pa-ra2_25.html [dostêp: 19.09.2015].

(4)

i Niemiec. Stanowi to dodatkowy walor poznawczy jego opowieœci, umo¿li-wiaj¹cy zetkniêcie siê – byæ mo¿e po raz pierwszy – z nazwiskiem tak wa¿nej postaci ¿ycia politycznego pochodz¹cej z terenów Warmii.

Miejsce zakwaterowania Tomasza Manna, przyby³ego z odleg³ej wzglê-dem Prus Wschodnich niemieckiej metropolii, za jak¹ niew¹tpliwie uchodzi³o Monachium, do niewielkiego miasta Allenstein, wykazuj¹cego wszak¿e pod ró¿nymi wzglêdami coraz wiêksze aspiracje, Kowalewski opisuje w nastêpu-j¹cy sposób: „Najlepszy hotel nazwano oczywiœcie »Deutsches Haus«, jak w co drugim mieœcie tego kraju. Znajdowa³ siê przy g³ównej ulicy, tu¿ obok ratusza”5. Nieco dalej autor zaœ dodawa³:

Apartament by³ obszerny, podobno piêæ lat temu nocowa³ tu sam Hindenburg. Prze³adowany meblami salon o trzech wielkich oknach, w którym mo¿na by urz¹dziæ kongres jakiejœ mniejszej partii politycznej. Dalej ³adny gabinet, gdzie na mahoniowym biurku ustawiono nowiutk¹ maszynê do pisania i pude³ko o³ówków firmy „Moser”. Le¿a³y te¿ miejscowe gazety, „Allensteiner Volksblatt”, „Allensteiner Zeitung” – t³ust¹ czcionk¹ informuj¹ce na pierwszych stronach o jego przyjeŸdzie6.

Dziêki temu prostemu zabiegowi znakomicie uda³o siê Kowalewskiemu uchwyciæ, coraz bardziej w ostatnich latach istnienia Republiki Weimarskiej duszn¹, gêstniej¹c¹ atmosferê tego nieco zaœciankowego miasta. Prawdopo-dobnie dlatego te¿ pozwoli³ on Mannowi snuæ w zaciszu hotelu „Deutsches Haus” wspomnienia wokó³ wydarzeñ sprzed dziesiêciu lat, kiedy opuœci³ Mo-nachium ogarniête, jak wiele innych wielkich miast w Niemczech i Europie, gor¹czk¹ protestów robotniczych. Autor Œmierci w Wenecji wyjecha³ wtedy, by znów rozkoszowaæ siê melancholi¹ tak dobrze znanych mu adriatyckich pla¿. Kowalewski zauwa¿a, ¿e „Œwiat prze¿ywa³ jeszcze amok radoœci po wielkiej wojnie, a na Lido s³ysza³o siê wy³¹cznie jêzyki zwyciêskich mo-carstw. By³ [Mann – G. S.] przekonany, ¿e jest jedynym Niemcem w tym podekscytowanym t³umie, jedynym cz³owiekiem niepoddaj¹cym siê prostac-kiej energii pó³nagich cia³ i pragnieniu zabawy”7. Dalszy ci¹g reminiscencji

Manna dotyczy gor¹cego romansu, jaki po³¹czy³ go wówczas ze znudzon¹ ¿yciem ¿on¹ pewnego fabrykanta zapa³ek ze S³upska (Stolp), legitymuj¹c¹ siê cokolwiek pretensjonalnym imieniem Virna.

G³ówny punkt wizyty Manna w Allenstein, które jakiœ czas temu awan-sowa³o do rangi stolicy po³udniowej rejencji Prus Wschodnich, zaplanowany by³ w siedzibie pobudowanego zaledwie przed kilku laty Teatru Miejskiego. W krytycznej opinii narratora by³ to „[…] bezstylowy i brzydki budynek […], Treudank dla Allenstein za zwyciêstwo w plebiscycie”8. W s³owach tych do

5 Tam¿e, s. 158. 6 Tam¿e, s. 158–159. 7 Tam¿e, s. 161. 8 Tam¿e, s. 164–165.

(5)

g³osu dochodzi zapewne odautorska niechêæ zarówno do samych przyczyn powstania, jak i realizacji tego za³o¿enia architektonicznego, któremu rze-czywiœcie w du¿ej mierze przyœwieca³a wola zademonstrowania politycznego i duchowego zwi¹zania regionu wschodniopruskiego z reszt¹ Niemiec. Zebra-na w teatrze publicznoœæ, z ca³¹ pewnoœci¹ niewyrobioZebra-na jeszcze pod wzglê-dem ambicji kulturalnych, zgromadzi³a siê tam nie ze wzglêdu na to, by zapoznaæ siê z najwa¿niejszymi tezami zawartymi w wyk³adzie Manna, lecz po to, by uczestniczyæ w wydarzeniu przerywaj¹cym nieco nudnaw¹ codzien-noœæ Allenstein. W ¿yciu Manna przybycie do tego miasta mia³o siê wszak¿e zapisaæ jako niezwykle wa¿ne wydarzenie. Tu bowiem nieoczekiwanie dosz³o do ponownego spotkania z poznan¹ niegdyœ w Wenecji kochank¹ Virn¹ i tak¿e tu mia³a dotrzeæ do autora Buddenbrooków i Czarodziejskiej góry pewna wa¿na wiadomoœæ wys³ana przez jego ¿onê Katiê. Zawiadamia³a ona swego s³awnego mê¿a o przyznaniu mu nagrody Nobla w dziedzinie literatu-ry, co – jak wiadomo – nast¹pi³o w roku 1929. Warto dodaæ, ¿e w rzeczywi-stoœci telefon ze Sztokholmu zasta³ Manna w jego obszernym domu mona-chijskim znajduj¹cym siê przy Poschingerstraße9.

Niemiecki Olsztyn (Allenstein) stanowi³ wraz Prusami Wschodnimi wdziêczne t³o tak¿e do znakomitego opowiadania Powrót do Breitenheide, og³oszonego po raz pierwszy drukiem w piœmie „Borussia” w roku 1995. W utworze tym Kowalewski przedstawia nieco inne problemy ni¿ ewentual-ne konflikty na linii Polacy i Niemcy, koncentruj¹c siê na sprawach zwi¹za-nych z rejonami wykraczaj¹cymi poza codziennoœæ, takimi jak sztuka i jej znaczenie w przededniu wybuchu pierwszej wojny œwiatowej. Ogólny tenor tej opowieœci brzmi raczej eskapistycznie, dekadencko, ale jednoczeœnie dale-ki jest od doraŸnej publicystydale-ki. Autor umieœci³ jej akcjê w mieœcie wtedy na wskroœ niemieckim, w którym w zasadzie nie mo¿na by³o doszukaæ siê bar-dziej znacz¹cych œladów polskoœci. A tê przez ca³y okres powojenny z tak¹ skrupulatnoœci¹ i nadmiern¹ gorliwoœci¹ usi³owali udowodniæ polscy na-ukowcy i pisarze.

Kowalewski bardzo sugestywnie zadba³ o wierne odmalowanie ówcze-snych realiów miasta Allenstein i po³o¿onej w po³udniowej czêœci Mazur wsi wypoczynkowej o nazwie Nida (Nieden). G³ówny protagonista, francuski marszand o nazwisku Chabot, przybywa poci¹giem wraz ze sw¹ towarzyszk¹ o imieniu Bernadette, równie¿ Francuzk¹, do Allenstein, by nastêpnie prze-si¹œæ siê do sk³adu wiod¹cego przez Szczytno (Ortelsburg) do stacji Szeroki

9 Informacja taka zawarta jest m.in. w artykule Susanne Beyer „Sonderbarer Traum”

opublikowanym w tygodniku „Der Spiegel”, 12/2005, http://www.spiegel.de/spiegel/print/d– 39774253.html [dostêp: 8.10.2013]. Równie¿ w ksi¹¿kowej wersji scenariusza filmu Die Manns. Ein Jahrhundertroman (Frankfurt am Main 2001, s. 128), autorstwa Heinricha Breloera i Horsta Königsteina, zawarta jest scena, w której w³aœnie w tym miejscu wiado-moœæ tê przekazuje Mannowi jego ulubione dziecko, jedenastoletnia wtedy córka Elisabeth, znana póŸniej pod mê¿owskim nazwiskiem Borgese.

(6)

Bór (Breitenheide). Stamt¹d dwójka podró¿ników ma udaæ siê do siedziby malarza Martina Stiebla przebywaj¹cego w malowniczej wiosce Nieden. Ber-nadette, nawyk³a do wytwornego ¿ycia na paryskich salonach, domniemana lub rzeczywista modelka s³ynnych wówczas malarzy i rzeŸbiarzy, utyskuje na – jej zdaniem – niezwykle niski poziom kultury materialnej wschodnio-pruskiej prowincji. Mierzi j¹ ju¿ sam niewyszukany wygl¹d dworca w Allen-stein i rzucaj¹ca siê w oczy pospolitoœæ zachowañ miejscowej ludnoœci. Na-rzeka nawet na nieumiejêtnoœæ podawania kawy przez lokalnych restaura-torów. Chabot, który z w³asnej woli odby³ studia na monachijskiej Akademii Sztuk Piêknych, od dawna urzeczony niemieck¹ dekadencj¹ i bohem¹ arty-styczn¹, jest bardziej otwarty na realia zastane podczas przerwy w podró¿y:

Za szpalerami drzew p³ynê³y do ty³u fasady dobrze utrzymanych willi i niewiel-kich kamienic w wypielêgnowanych ogródkach oddzielonych od trotuaru ¿ela-znymi parkanami. „Kaiserstraße” – przeczyta³ nazwê z tabliczki umocowanej na jednej z takich formowanych w roœlinny wzór sztachet. Bezwiednie rejestrowa³ nieznane perspektywy i obce napisy – tu wypolerowany zak³ad fryzjerski, tam wabi¹cy ciemnym wnêtrzem i stosami wonnych towarów sklep kolonialny, hotel „Königlicher” z agawami w donicach wielkoœci beczek przed bram¹, piwiarnia, wreszcie w naro¿nym domu jakiœ „Joseph Hermann Geschäft”10.

Te uroki miasta Allenstein w ¿adnej mierze nie s¹ w stanie zachwyciæ Ber-nadette, która w trakcie póŸniejszych sporów natury artystycznej nie podzie-la fascynacji Chabota wybitnymi, a zarazem niezwykle popupodzie-larnymi nie-mieckimi malarzami romantycznymi – Adrianem Ludwigiem Richterem i Carlem Gustavem Carusem. Nie podoba jej siê tak¿e twórczoœæ przedstawi-cieli innych kierunków w malarstwie niemieckiego obszaru kulturowego, takich jak realiœci Adolph Menzel i Max Liebermann, impresjonista Max Slevogt czy symbolista Arnold Böcklin. Dlatego zarzuca swemu towarzyszowi uleganie niew³aœciwym w jej przekonaniu manierom artystycznym: „Ci¹gnie ciebie do tych Niemiec… . Jak mo¿na by³o, bêd¹c Francuzem, nie studiowaæ sztuki w Pary¿u, tylko w jakimœ Monachium?”11. Bernadette jest zdania, ¿e

Chabot w pe³ni przesi¹k³ zdradliwymi pr¹dami artystycznymi, ocenianymi przez ni¹ ostatecznie jako ciê¿ki, niestrawny sos. Chabot odpiera te ataki: „– Nic nie rozumiesz – parskn¹³. – Monachijski sos! Guzik wiesz, co znaczy Stimmung. Trzeba tu ¿yæ, ¿eby zrozumieæ”12. Na takie dictum Bernadette

replikuje: „– Co znaczy? Br¹zowo, ciemno, t³usto, lepko”13. W ten

niewyrafi-nowany, ale jak¿e dosadny sposób towarzyszka Chabota podsumowuje swe wyobra¿enia o wk³adzie ludów pó³nocnej Europy do œwiatowego dziedzictwa kulturowego. Pewne ska¿enie ideowe Prus Wschodnich, faktyczny lub te¿

10 W. Kowalewski, Powrót do Breitenheide, „Borussia”, 10/1995, s. 202–203. 11 Tam¿e, s. 205.

12 Tam¿e. 13 Tam¿e.

(7)

tylko domniemany, dziedziczny defekt tej krainy, najlepiej zdiagnozowa³ zreszt¹ doktor Schwind, przyby³y tu przed laty po odbyciu studiów w po³u-dniowoniemieckiej Tybindze:

– Tutaj […] wisi w powietrzu pewna szczelna odmiana melancholii sk³aniaj¹ca do zapatrzenia g³êboko w siebie, lecz powoduj¹ca niemo¿noœæ wydobycia na zewn¹trz tego, co wówczas odbija siê w wyobraŸni. […] – Prusy Wschodnie nie maj¹ swojego piewcy i nie mia³y nigdy kogoœ, kto odkry³by ich zasup³an¹ w paskudny wêze³ tajemnicê, odczyta³ sens ponurego p³aczu tej ziemi. Gdzie indziej wystarczy sp³achetek ugorów z paroma bajorami, ja³owe rumowisko ka-mieni, Alpy na przyk³ad, a ju¿ jest bard, poeta, kap³an miejscowego piêkna. A tu? Jedyne, co Stiebl móg³ tu malowaæ, to afrykañskie pejza¿e14.

Chabot, niezra¿ony tak jednoznacznie negatywnym przedstawieniem sprawy przez Bernadette i Schwinda, za wszelk¹ cenê pragnie odkryæ tajemnicê malarstwa Stiebla, który œwiadomie wybra³ tê nieprzyjazn¹ krainê jezior, jak¹ by³y Mazury, by na p³ótnach obrazów tworzonych w swoim atelier uchwyciæ ich przygnêbiaj¹c¹ melancholiê i bezbrze¿ny smutek. Starannie skrywane przed obcym wzrokiem, ostatnie dzie³o malarza, nieszczêœliwego z uwagi na niezrozumienie otoczenia i chorobê przywleczon¹ z eskapady do Afryki, Kowalewski opisuje nastêpuj¹cymi s³owy:

Jego centrum pokrywa³y ca³kowicie abstrakcyjne znaki, sk³êbione kszta³ty w dzikich kolorach, motywy i formy nie przypominaj¹ce niczego, co spotyka cz³owieka w realnym œwiecie. Brak by³o jakichkolwiek symboli, jakichkolwiek œladów konkretnego przes³ania – poza tym, ¿e ca³a ta magma sprawia³a wra¿e-nie, i¿ za chwilê przeleje siê przez ramy i jaskraw¹, lekk¹ mas¹ pogr¹¿y w sobie widza15.

Ten na po³y apokaliptyczny obraz Stiebla, zatytu³owany „Profety”, najwyraŸ-niej stanowi wiêc artystyczn¹ i wizjonersk¹ antycypacjê nadchodz¹cego wie-ku totalitaryzmów, którego wie-kulminacj¹ by³a zag³ada milionów istnieñ ludz-kich. Jest te¿ odzwierciedleniem g³êbokiego urazu psychicznego malarza, jakiego dozna³ wskutek koniecznoœci ci¹g³ego przebywania w nieprzyjaznym Nieden. Tak Stiebl przedstawia wyk³adniê swej obecnej pora¿ki jako cz³o-wiek i twórca:

Ten kraj niczego u mnie nie wywo³uje, do niczego nie pobudza. Próbowa³em kiedyœ tutejszego pejza¿u, wychodzi³y ³zawe pocztówki. Corinna mnie opuœci³a, bo nie mog³a znieœæ wilgoci, i wyjecha³a do Aachen. Ludzie mówi¹ tu ró¿nymi jêzykami, chodz¹ do ró¿nych koœcio³ów i czujê w powietrzu, jak coraz bardziej zasadnicza jest dla nich ta innoœæ, jak coraz bardziej s¹ przeciwko sobie16.

14 Tam¿e, s. 213. 15 Tam¿e, s. 230. 16 Tam¿e, s. 218.

(8)

W tym mazurskim mikrokosmosie dopatruje siê on tak¿e zarzewia ogólnoeu-ropejskich konfliktów, jakie ju¿ niebawem z wielk¹ si³¹ wybuchn¹ na niespo-tykan¹ dot¹d skalê.

Jeszcze w drodze z Allenstein do Nieden Chabot nieustannie przygl¹da siê Mazurom, co mo¿e przywodziæ na myœl skojarzenia z ich konterfektami zawartymi w s³ynnej ksi¹¿ce Melchiora Wañkowicza Na tropach Smêtka:

Na ma³ych stacyjkach, zatopionych w martwocie i skwarze po³udniowej pory, wsiadali miejscowi ludzie. Przygl¹da³ siê im z zainteresowaniem, ale prawdê mówi¹c, nie znalaz³ w nich niczego osobliwego. Ciemno ubrane kobiety z w³osa-mi upiêtyw³osa-mi w kok, g³adko wygoleni mê¿czyŸni, czasem odœwiêtnie – w meloni-ku i z dewizk¹ dyndaj¹c¹ na dumnie wypiêtym brzuchu. Wszyscy sprawiali wra¿enie czystszych i zamo¿niejszych od ch³opa spod Limoges i Besançon17.

Charakterystyczne, ¿e autor opowiadania Powrót do Breitenheide ani razu nie u¿ywa w odniesieniu do opisywanych przez siebie tubylców okreœlenia Mazurzy, jakby chcia³ oderwaæ siê od schematycznego myœlenia o tej grupie etnicznej. Ale byæ mo¿e dzieje siê tak tylko dlatego, ¿e sam nie jest pewien, jak oceniæ tych ludzi w kategoriach narodowych i etnicznych. Warto w tym miejscu przypomnieæ, ¿e ju¿ kilka lat póŸniej ludnoœæ ta zdecydowanie opo-wie siê za pozostaniem w obrêbie prowincji Ostpreußen, a w momencie przy³¹czenia tego regionu do Polski przyjdzie jej en masse znikn¹æ z zamiesz-kiwanych od kilku wieków terenów. U progu nowego tysi¹clecia zostan¹ oni przez wybitnego dzia³acza mazurskiego, Wiktora Marka Leyka, uznani za cz³onków endemicznej grupy ludnoœciowej, porównywanej jedynie z Indiana-mi – ostatniIndiana-mi MohikanaIndiana-mi.

To, co ³¹czy oba opowiadania Kowalewskiego, to przeciwstawienie dwóch ca³kowicie odmiennych modi vivendi w obrêbie tego samego organizmu pañ-stwowego, jakim by³y Niemcy. Prusy Wschodnie jawi¹ siê jako egzemplifika-cja i inkarnaegzemplifika-cja kultury pó³nocy, zwanej zreszt¹ przez Bernadette „kultur¹ smalcu”. S¹ one przeciwstawione kulturze po³udnia, okreœlanej przez ni¹ jako „kultura oliwy”. A za tak¹ uchodziæ mo¿e, czêœciowo chocia¿by, po³udnio-woniemiecka Bawaria wraz z jej stolic¹ Monachium. W obu utworach wyraŸ-nie zarysowuje siê ponadto opozycja pomiêdzy dwoma habitusami – wielko-miejskim i rustykalno-dziewiczym. Uderza te¿ niezwyk³a wra¿liwoœæ autora w sposobie odwzorowania nawet najmniejszych detali zwi¹zanych z niemiec-kim obliczem dawnych Prus Wschodnich, wyra¿aj¹ca siê nie tylko znajomo-œci¹ lokalnej toponomastyki w jêzyku niemieckim, lecz tak¿e sprawnym po-ruszaniem siê w ca³ym konglomeracie kulturowym Niemiec z prze³omu wieków. Taka precyzja zbli¿a Kowalewskiego równie¿ do Stefana Chwina, który w powieœci Hanemann (1995) wykreowanemu przez siebie bohaterowi w podobny sposób kaza³ podchodziæ do zastanego niemieckiego dziedzictwa

(9)

Gdañska. Zas³uga Kowalewskiego w odkrywaniu zapoznanych œwiatów zdaje siê byæ jednak o tyle wiêksza, ¿e dotyczy nies³usznie marginalizowanego – tak kiedyœ, jak i dziœ – regionu na mapie Europy, jaki stanowi¹ Warmia i Mazury.

Swoje niemal¿e intymne odniesienie do niemieckoœci w szczególny spo-sób zademonstrowa³ Kowalewski w przemówieniu wyg³oszonym podczas od-bierania, przyznanej mu w roku 2003 przez partnerskie miasta Torunia i Getyngi, Literackiej Nagrody im. S. B. Lindego. Autor wyzna³ wtedy:

Rozmaitych odcieni niemieckoœci doœwiadcza³em […] indywidualnie i prywatnie, od najwczeœniejszego dzieciñstwa, i choæ nie znam jêzyka niemieckiego, to nie-spodziewanie mocno wp³ynê³a ona na mój ogl¹d œwiata, na wra¿liwoœæ. PóŸniej stanowi³a te¿ inspiracjê artystyczn¹: wa¿n¹, ale jedn¹ z wielu18.

Ostatnie zdanie wskazuje na to, ¿e wzajemne oddzia³ywanie na siebie ¿ywio-³u niemieckiego (germañskiego) i polskiego (s³owiañskiego) nie przerodzi³o siê w jego przypadku w jakieœ obsesyjne penetrowanie wprawdzie istotnego, ale jednak w jakimœ stopniu ograniczaj¹cego wymiaru rzeczywistoœci. W tym samym przemówieniu pisarz–laureat zauwa¿y³ ponadto, odnosz¹c siê do swojego miejsca urodzenia i zamieszkania:

Wszystko, co nale¿a³o do epoki przed rokiem 1945, by³o tutaj mg³¹, magm¹, „czarn¹ dziur¹”, do której pasowa³oby tylko jedno uniwersalne okreœlenie: „nie-mieckoœæ”. Wszystko to, co z owej „czarnej dziury” pochodzi³o i zachowa³o siê do naszych czasów, nazywano „poniemieckim”.

„Niemieckoœci” doœwiadczam zatem przez „poniemieckoœæ”, i to na poziomie za-równo ¿ywych ludzi, jak i przedmiotów19.

To wa¿na deklaracja prozaika, który w pewnym sensie zdawa³ siê byæ cz³o-wiekiem wydziedziczonym z naturalnego podglebia kulturowego, jakim dys-ponowali mieszkañcy Polski uwa¿anej za tê „w³aœciw¹”. Co ciekawe, takie okreœlenia jak poniemiecki, poniemieckoœæ, jak¿e czêsto u¿ywane w polsz-czyŸnie, w zasadzie nie maj¹ bezpoœredniego ekwiwalentu w jêzyku naszych zachodnich s¹siadów. Termin postdeutsch brzmi bowiem sztucznie, przywo-dz¹c na myœl raczej skojarzenia z takimi pojêciami, jak ‘ponowoczesnoœæ’ czy ‘postmodernizm’. Wynika to oczywiœcie z innej optyki rozpatrywania kwestii historycznych w Polsce i Niemczech. Z punktu widzenia by³ych mieszkañców dawnych ziem niemieckich, nie tylko tych mog¹cych uchodziæ za nieprzejed-nanych w deklarowanym lub imputowanym im „antypolonizmie”, wszystko to, co po nich pozosta³o, w zasadzie pozbawione jest odpowiedniego desygna-tu. Z podobnym problemem z zakresu jêzykoznawstwa musieliby siê zreszt¹

18 W. Kowalewski, Poniemieckoœæ, w: Spotkania. Jesieñ poetycka 2013/Begegnungen.

Poetischer Herbst 2013, Olsztyn 2013, s. 76.

(10)

zmierzyæ Polacy, dawni mieszkañcy okolic Wilna i Lwowa, gdyby o pozosta-wionym przez nich mieniu lub duchowym dziedzictwie ich litewscy, bia³oru-scy czy ukraiñbia³oru-scy nastêpcy wyra¿ali siê, u¿ywaj¹c nacechowanego negatyw-nie, choæ na szczêœcie nieistniej¹cego chyba, terminu popolskoœæ.

O tym, ¿e przenikniêcie, istniej¹cego wszak¿e ju¿ raczej tylko jako fan-tom, œwiata Prus Wschodnich nie jest mo¿liwe bez znajomoœci jêzyka nie-mieckiego przekonany jest równie¿ Kowalewski:

Jak ju¿ wspomnia³em, nie znam jêzyka niemieckiego, ale jego ostre brzmienie i specyficzn¹ dla polskiego ucha melodykê od dzieciñstwa traktowa³em jako naturalny element otoczenia, nie zdaj¹c sobie sprawy z tego, ¿e wychowujê siê i dorastam, jak byœmy to dzisiaj m¹drze powiedzieli: „w przestrzeni wielokultu-rowej” albo nawet „na pograniczu kultur”. Brat mojej Matki, wileñski partyzant, a potem wiêzieñ syberyjskiego ³agru, o¿eni³ siê z Warmiank¹. Ciotka Anka pochodzi³a z rodziny, gdzie dziadkowie pos³ugiwali siê jeszcze warmiñsk¹ gwa-r¹, rodzice ju¿ j¹ zapomnieli, natomiast liczne rodzeñstwo w po³owie przyznawa-³o siê do narodowoœci niemieckiej i w poprzyznawa-³owie do polskiej. Nie byprzyznawa-³o to jednak na tych terenach niczym niezwyk³ym20.

Ta trafna diagnoza Kowalewskiego po raz kolejny dowodzi wyj¹tkowoœci roli, jak¹ sk¹din¹d odgrywa jêzyk ojczysty w kszta³towaniu siê osobowoœci i po-staw cz³owieka, nieustannie stanowi¹c wa¿ny punkt odniesienia w historycz-nych i wspó³czeshistorycz-nych relacjach pomiêdzy Polakami a Niemcami. Tych ostat-nich ju¿ u zarania wzajemnych stosunków S³owianie odbierali przecie¿ jako „niemych”, czyli niezrozumia³ych. Dlatego prozaik, wspominaj¹c swe dzieciñ-stwo spêdzone w Olsztynku, odwo³uje siê do takich faktów, jak ten, i¿ jedna z s¹siadek, wykonuj¹c zwyk³e czynnoœci domowe, uczy³a swoich synów jêzy-ka niemieckiego. Dodaje te¿, ¿e mowê tê „s³ychaæ by³o na targowisku”21.

Pewnym paradoksem zdaje siê przy tym byæ jednak to, ¿e pisarz w jakiejœ mierze jakby usprawiedliwia³ siê przed zebranym w Toruniu polsko-niemiec-kim gremium z powodu nieznajomoœci jêzyka Goethego i Schillera, w tym przypadku bêd¹cym nie tylko œrodkiem komunikacji werbalnej, ale czymœ znacznie wiêcej, a mianowicie sui generis ³¹cznikiem pomiêdzy reprezentan-tami odmiennych krêgów kulturowych. Warto przy tej okazji zauwa¿yæ i to, ¿e nawet ci Niemcy, którzy z ró¿nych powodów opuœcili Polskê i osiedli w Niemczech, z koniecznoœci, czy niekiedy tak¿e z w³asnej woli, zazwyczaj zd¹¿yli nauczyæ siê przynajmniej podstaw jêzyka polskiego. Rzadko nato-miast dzia³o siê coœ odwrotnego, tzn. tak, ¿e nowi mieszkañcy ziem zamiesz-ka³ych wczeœniej przez ludnoœæ niemieck¹ pragnêli zrozumieæ otaczaj¹cy ich „inny œwiat”, odbierany zreszt¹ zazwyczaj jako obcy i wrogi, ucz¹c siê jêzyka niemieckiego. Stosunkowo czêsto by³o to oczywiœcie skutkiem podejmowa-nych odgórnie decyzji polityczpodejmowa-nych, zmierzaj¹cych do wyrugowania tego

20 Tam¿e. 21 Tam¿e, s. 80.

(11)

jêzyka z przestrzeni publicznej, ale trzeba te¿ przyznaæ, ¿e wœród nap³ywo-wych Polaków taka potrzeba zazwyczaj po prostu nie pojawia³a siê.

W wyg³oszonym w Toruniu przemówieniu Poniemieckoœæ nie mog³o za-brakn¹æ nastêpuj¹cego, jak¿e realistycznie brzmi¹cego w¹tku:

Mieszkaliœmy w poniemieckich domach. Wszystkie mia³y ogródki i drewniane okiennice, których za naszych czasów nikt nie u¿ywa³, a¿ zmursza³y i odpad³y ze œcian. Moja Matka i ciotki, id¹c przed siebie nieznanymi ulicami ze stacji kolejo-wej, prosto z przesiedleñczego transportu, zajê³y pierwsze wolne, prawie ume-blowane mieszkanie. Przyszed³em na œwiat jedenaœcie lat póŸniej, ale i mnie d³ugo otacza³y poniemieckie sprzêty. Du¿y pokój oœwietla³ zostawiony przez poprzednich w³aœcicieli ¿yrandol–paj¹k, ogrzewa³ piec z lœni¹cych, wiœniowych kafli, posi³ki gotowaliœmy na poniemieckiej kuchence gazowej […]. Choæ nikt z nas nie zna³ niemieckiego, Ojciec skupowa³ za grosze poniemieckie ksi¹¿ki, najchêtniej wytworne, XIX-wieczne wydania romantyków, czêsto na welinowym papierze, ze z³oconymi brzegami. Do dziœ zdobi¹ pozosta³¹ po Nim biblioteczk¹. W moim pokoju wisia³ g³oœnik miejskiego radiowêz³a, za³o¿onego przez Niem-ców, ale eksploatowanego jeszcze przynajmniej dwadzieœcia lat po wojnie […]. Mo¿e t¹ drog¹ przyszed³ rozkaz ewakuacji? Niektórzy dawni mieszkañcy naszej ulicy uciekali w pop³ochu, s¹siedzi opowiadali o znalezionych na stole talerzach ze zgni³¹, niedojedzon¹ zup¹ i porzuconych, skamienia³ych kromkach chleba. Nigdy nie dowiedzieliœmy siê, kim byli ludzie zajmuj¹cy nasze mieszkanie przed nami22.

T¹ niezwykle otwart¹ relacj¹ o niemal ekspiacyjnym charakterze Kowalew-ski wpisa³ siê znakomicie w zainicjowany po roku 1989 nurt odkrywania zaginionego œwiata na zachodzie i pó³nocy Polski, który – oprócz wspomnia-nych ju¿ utworów Stefana Chwina i Paw³a Huellego – wyznaczy³a chocia¿by powieœæ Eine kleine (2000) Artura D. Liskowackiego. Cytowany fragment œwietnie ilustruje codziennoœæ/niecodziennoœæ sytuacji, z jak¹ przysz³o siê zmierzyæ jego bliskim, przyby³ym niegdyœ na olsztyneck¹ (w szerszej per-spektywie: „poniemieck¹”) ziemiê. Co ciekawe, podobne klimaty musia³y au-torowi towarzyszyæ tak¿e podczas studiów w „mieœcie miast”, za jaki nie-odmiennie uwa¿a Toruñ. Nieprzypadkowo chyba akurat to miasto pos³u¿y³o te¿ twórcom legendarnego filmu Prawo i piêœæ (1964) jako kulisy odgrywaj¹-ce anonimowe miasto zagubione w interiorze tzw. ziem odzyskanych. I nie-przypadkowo te¿ wspó³czeœni mieszkañcy tego nadwiœlañskiego grodu upa-miêtnili ów fakt artystyczn¹ instalacj¹ na Rynku Nowomiejskim nawi¹-zuj¹c¹ do, przedstawionego w ekranizacji powieœci Józefa Hena, prze³omowe-go momentu w historii tak wielu miast i wsi „poniemieckich”. Symptoma-tyczne jest te¿ ostatnie zdanie w cytowanej powy¿ej wypowiedzi, wyra¿aj¹ce ca³kowity brak jakichkolwiek kontaktów z dawnymi, niemieckimi lokatorami mieszkania w Olsztynku, zajêtego po wojnie przez rodzinê pisarza. Zazwy-czaj dzia³o siê mianowicie inaczej – wczeœniej czy póŸniej dawni mieszkañcy

(12)

nawi¹zywali jakieœ kontakty z Polakami. Powody takiego, a nie innego stanu rzeczy mog³y byæ w tym konkretnym przypadku dwa: albo œmieræ tych Niem-ców w czasie ucieczki, albo te¿ ich niechêæ do powrotu w rodzinne strony, podyktowana zreszt¹ najró¿niejszymi wzglêdami. Autor pozostawia jednak tê kwestiê otwart¹ ju¿ chocia¿by z uwagi na to, ¿e w po³owie lat szeœædziesi¹-tych wraz z rodzin¹ przeniós³ siê do nieodleg³ego Olsztyna.

Mimo z³o¿onej przezeñ deklaracji, i¿ tematyka relacji miêdzy Polakami a Niemcami stanowi³a jedynie czêœæ jego zainteresowañ literackich i arty-stycznych, nale¿y stwierdziæ, ¿e motywy zawarte w niektórych opowiada-niach, g³ównie zaœ w przemówieniu wyg³oszonym w roku 2003 w Toruniu, obejmuj¹ obszerny materia³ poznawczy w tej dziedzinie. Umo¿liwia on czy-telnikom wyrobienie sobie zdania dotycz¹cego wp³ywu niemieckoœci i „ponie-mieckoœci” na kszta³towanie siê wizerunku artystycznego pisarza. W swej twórczoœci Kowalewski wykazuje bowiem du¿e znawstwo problematyki zwi¹-zanej zarówno z kultur¹ i histori¹ niemieck¹ jako tak¹, jak i jej wschodnio-prusk¹ specyfik¹. Wiedzê tê prozaik umiejêtnie konfrontuje nastêpnie z now¹ rzeczywistoœci¹. Nabycie jej uwa¿a za czynnik nieodzowny dla pe³-niejszego zrozumienia odrêbnoœci regionu okreœlanego dzisiaj jako Warmia i Mazury. W jakiejœ mierze reprezentuje przy tym pogl¹d, ¿e obecnie mamy do czynienia wrêcz z nasilaj¹cym siê procesem widocznego stapiania siê w ca³kiem now¹ jakoœæ dawniejszych tradycji i kultur z póŸniejszymi. Takie przekonanie bliskie jest temu, co Alicja Bykowska-Salczyñska wyrazi³a swe-go czasu w komentarzu do jej s³ynneswe-go wiersza Autobus do Mokin. Wybitna poetka zadeklarowa³a, aczkolwiek nieœmia³o, ¿e po latach spêdzonych na Warmii pragnê³aby uchodziæ za Warmiankê. To jej szczere ¿yczenie wynika zapewne nie tylko z faktu d³ugotrwa³ego przebywania na terenie tej krainy, lecz – jak siê zdaje – o wiele bardziej w³aœnie z dowiedzionej w jej twórczoœci próby wnikniêcia w g³¹b warmiñskoœci, a co za tym idzie – w szerszej per-spektywie – tak¿e wschodniopruskoœci i niemieckoœci. Wspó³czeœnie nic ju¿ nie stoi chyba na przeszkodzie ku temu, by „nowi” mieszkañcy regionu, jeœli tylko bêd¹ o to zabiegali, mogli pos³ugiwaæ siê wspomnian¹ przez ni¹ katego-ri¹ to¿samoœciow¹. A ta dotyczy oczywiœcie równie¿ poetów, którzy w koñcu, jak powiedzia³ Hölderlin, ustanawiaj¹ to, co pozostaje.

Bibliografia

ród³a

Chwin Stefan, Hanemann, Gdañsk 1995. Huelle Pawe³, Castorp, Gdañsk 2004. Huelle Pawe³, Weiser Dawidek, Gdañsk 1987.

Kowalewski W³odzimierz, Powrót do Breitenheide, „Borussia” 1995, nr 10, s. 199–232.

Kowalewski W³odzimierz, Œwiat³o i lêk. Opowiadania starej daty, Warszawa 2003. Liskowacki Artur D., Eine kleine, Szczecin 2000.

(13)

Swianiewicz Stanis³aw, W cieniu Katynia, [wyd. krajowe] Warszawa 1990. Wañkowicz Melchior, Na tropach Smêtka, Kraków 1988.

Opracowania

Breloer Heinrich, Königstein Horst, Die Manns. Ein Jahrhundertroman, Frankfurt am Main 2001.

Kowalewski W³odzimierz, Poniemieckoœæ, w: Spotkania. Jesieñ poetycka 2013 / Bege-gnungen. Poetischer Herbst 2013, Olsztyn 2013.

ród³a internetowe http://teatrnn.pl/leksykon/node/4384/pawe%C5%82_huelle_ur_1957#1 [dostêp: 20.09.2015]. http://www.bundesarchiv.de/aktenreichskanzlei/1919–1933/0011/adr/adrhl/kap1_4/ para2_25.html [dostêp: 19.09.2015]. http://www.spiegel.de/spiegel/print/d–39774253.html [dostêp: 8.10.2013]. Summary

Born in a small town near Olsztyn, Kowalewski is one of the most recognizable writers of Warmia and Masuria. In his prose, especially in his short stories Powrót do Breitenheide (Return to Breitenheide) and Wieczór autorski (Reading), he explores the German presence in a region that belonged to Germany until 1945. Kowalewski describes the differences between the German and Polish world views and aesthetic feeling. The writer also presents his personal attitude to German history and everyday life he knew as a young man. This manuscript critically discusses the point of view presented by Kowalewski.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Efektywnoœæ organizacji mo¿na rozpatrywaæ na trzech poziomach: organizacji, procesu i stanowiska

na Śląsku Średnim , skoro syn Siedmio- grodzianina, op ierając się na nauce, pobieranej na Śląsku, doszedł do takiego w ładztw a języka i przekładem A gendy

Niemniej jednak wydaje siê, ¿e ju¿ samo uœwiadomienie z³o¿onoœci zagadnienia oraz potrzeby ci¹g³ej koordynacji i komunikacji dzia³añ czasem bardzo ró¿nych podmiotów

Liczne wspólne dyskusje przyczyni³y siê do lepszego zrozumienia dostêpnych wyników badañ i wnios- ków ich autorów oraz sformu³owania w³asnych hipotez na temat

Je¿eli stosuje siê podstawê pod monitor, zaleca siê by by³a ona mocno przymoco- wana i nastawna w takim zakresie k¹towym, który zapewni dobre warunki obser- wacji monitora;

Nasza sowa, ptak kontrowersyjny – jak widaæ, jest zarazem symbolem samotnoœci, czujnoœci, milczenia, rozmyœlania, umiar- kowania, m¹droœci, œwieckiej nauki, wiedzy racjonalnej,

¿e przeciwstawiaj¹cym je spo³eczeñstwu, co jest szczególnie szkodliwe i naganne wobec niezwykle trudnej sytuacji ochrony zdrowia w Polsce.. Zda- niem przewodnicz¹cego ORL w

ubezpieczenia zdrowotne oferowane przez SIGNAL IDUNA Polska TU SA, STU ERGO HESTIA SA oraz TU COMPENSA SA Prezentowany ranking przedstawia wyniki analizy, której poddano ogólne