• Nie Znaleziono Wyników

"Album fotograficzne" Kazimierza Chłędowskiego z krakowskiego "Kraju" (1869-1871) : sprzeczności między pragmatyką felietonu a orientacją dziennika

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Album fotograficzne" Kazimierza Chłędowskiego z krakowskiego "Kraju" (1869-1871) : sprzeczności między pragmatyką felietonu a orientacją dziennika"

Copied!
21
0
0

Pełen tekst

(1)

Stasiński, Piotr

"Album fotograficzne" Kazimierza

Chłędowskiego z krakowskiego

"Kraju" (1869-1871) : sprzeczności

między pragmatyką felietonu a

orientacją dziennika

Kwartalnik Historii Prasy Polskiej 20/1, 75-94

(2)

P L IS S N 0137-2998

P IO T R S T A S lN gK I

A L B U M F O T O G R A F IC Z N E K A ZIM IER ZA CH ŁĘD O W SK IEG O

Z K R A K O W SK IEG O „K R A JU ” (1869— 1871), SPR ZEC ZN O ŚC I M IĘD ZY PR A G M A TY K Ą FE L IET O N U

A O R IE N TA C JĄ D ZIEN N IK A

1. A D RESA T G A ZETY : TŁUM CZY TOW A RZY STW O

W sto licy G alicji doby au tonom icznej, we Lw ow ie, „opinia p u b licz­ n a ” stano w iła zaw iązek tego, co pow stało nieco później tak że w in n y ch m iastach : zdem okratyzow anego życia publicznego, pow szechnej k u ltu ry m iejsk iej, w k tó re j p rze k o n a n ia lu d zi kształto w ała p rasa. W p rzeciw ień ­ stw ie do rozproszonej opinii ziem iańskiej ak tyw no ść p o lityczna lw o­ w skiego m ieszczaństw a nie ograniczała się do sporadycznego poparcia w yborczego dla posłów k rajo w eg o sejm u. D y sp on ujący łatw ością g rom a­ dzenia się, w p ra w n y w tłu m n e j re a k c ji na p o lity czn y apel p leb s lw ow ski w y n a jd y w a ł now e w Polsce, o różnej trw ałości, fo rm y w y ra ż an ia zbioro­ w ej w oli i em ocji: stow arzyszen ia zawodowe, zgrom adzenia w yborcze, m an ifestacje p atrio ty czn e, „kocie m u zy k i” pod oknam i p rzeciw ników politycznych, „m arsze z po ch o dn iam i”, n ap isy na m u rach , p lak a ty , ulo­ tki, b ezp łatn e rozd aw anie b ro sz u r p am fleto w y ch itp. P rz y okazjach t a ­ kich posługiw ano się re to ry k ą narzu co n ą przez p a ra m e try „ tech n iczn e” zgrom adzeń publicznych. B yła to re to ry k a sloganu, a nie a rg u m e n ta c ji1. L w ow ska „opinia p u b lic z n a ” (tru d no ją uw olnić od tego cudzysłow u) b y ła zjaw isk iem w ow ym czasie p arad o k saln y m . Oto stro n n ictw a

zie-1 T ak to w id ział św ia d ek , C h łęd o w sk i-fe lie to n ista: „ J a k k aż d a a g ita c ja nie p rz e b ie ra w śro d k ach , ab y dopiąć celu, ta k i lw o w sk a chcąc przep ro w ad zić w y b o ­ r y po sw ojej m yśli, n ie ża ło w ała k o m p le m e n tó w dla p rzeciw n ik ó w . M ury w ięc lw o w sk ich k am ien ic zobaczyły n a sobie w ielk ie p la k a ty z n a p isa m i: »Spiskow y •— to sam obójstw o! nie o b ie ra jcie go!« T en i ów, co n ie w ie le czyta i n iew iele w d a je się w polity k ę, pom yślał sobie: »Dla Boga! te n człow iek m u siał coś straszn eg o z a ­ w inić; to p ew n ie zdrajca!« K re w z a w rz ała w poczciw ej p ie rsi: »Hm! zd ra jcę m ia ł­ b y m w y b ierać? P re cz ze S piskow ym ! precz ze zd rajcą!« I ta k to S piskow y an i się n ie spodział, k ie d y został W allenrodem , k ie d y został z d ra jc ą , kied y się N iem com z a p rzed a ł itd ,” — K . C h ł ę d o w s k i , A lb u m fo to g ra fic zn e, W rocław 1951, s. 106; je s t to fra g m e n t fe lie to n u S p is k o w y , p o rtre tu ją c e g o Z iem iałkow skiego.

(3)

m iańskie m u siały się liczyć w polityce z k ilk u tysięczn ą, n iezb yt zw artą, pozbaw ioną klasow ego czy politycznego na dalszą m etę p ro g ram u , nie sięgającą w p ro st po w ładzę g ro m adą k rzy k liw y c h p a trio tó w , k tó rz y byli nieod p orn i na ogólnikow e hasła i nie m ieli żad ny ch tra d y c ji społecznego działania. T rzeba je d n a k p am iętać, że — po odliczeniu chłopów , k tó rz y w ów czas (m iernie w sejm ie k rajo w y m rep rezen tow ani) żadnej ak cji po­ lity czn ej przedsięw ziąć nie m ogli — jak ak o lw iek p a rtia m ieszczańska rozporządzała p o ten c jaln ie w ta m ty m czasie p o parciem z pew nością nie m n iejszy m niż dw u? lu b trzy ty sięczn e ziem iaństw o. W praw dzie m ożliw ą w arto ść tego poparcia red u k o w ała sku tecznie k u ria ln a o rd y n acja w y b o r­ cza, lecz — z d ru g ie j stro n y — ludność m iejska, dzięk i szybszem u r u ­ chow i in fo rm a c ji i opinii, m ogła gw ałtow niej reagow ać n a zm ianę poli­ ty czn ej sceny zw łaszcza jeśli posiadała w yk ształcon ych i d y nam icznych

przyw ódców 2. '

O ile sejm k ra jo w y b y ł n arzuco ny m przez zaborcę organem u s tro ­ jo w ym i działał w gran icach w y godnych dla w iedeńskiego rząd u , to lw ow ska działalność d zien n ik arsk a (dom ena p o w stającej in teligencji), stałe dom aganie się przez d em o k raty czn e gazety zdecydow anej p o lity k i k rajo w e j, w y d aw ała się objaw em b ard ziej re a ln e j p o trzeb y publicznej aktyw ności. „ K u ria ln e ” społeczeństw o galicyjskie nie do jrzało jed n ak jeszcze do p o n a d k o te ry jn y c h fo rm u p raw ia n ia życia publicznego. Sejm staw ał się fo ru m ro zg ry w an ia in try g m ięd zy m ag nack im i k o teriam i, czem u zresztą sp rz y ja ł jego sta tu s, każda bow iem w iększościow ą u ch w a­ ła p a rla m e n tu pow zięta we Lw ow ie staw ała się m niejszościow ą p e ty c ją w W iedniu, gdy p rzed k ład an o ją w Radzie P a ń s tw a 3. W te j sy tu a c ji p rasa , zwłaszcza g azety codzienne, w ik łała się w n iera cjo n a ln e an ta g o ­ n izm y perso n aln e albo — na odw rót — w p rzesad n ą lojalność wobec p ew n y ch osobistości, w „ p a k ie rstw o ” tyczące ciągle ty ch sam ych osób p ub liczn ych 4. N aw et te w abiki nie zap ew n iały je d n a k sp rzedan ia całe­ go n ak ład u , k tó ry liczył w te d y zw ykle od 1,5 do 2,5 tys. egzem plarzy. W sy tu acji, w k tó re j jed y n ą jed n o ro d n ą g ru p ę odbiorców p ra sy o solidnej sile n abyw czej stan o w ili ziem ianie, d zienniki g alicyjskie pozo­

2 P o r. przy p . p o p rzed n i. W cy to w a n y m fra g m e n c ie chodzi o pozb aw ien ie m a n ­ d ató w poselsk ich G ołuchow skiego i Z iem iałkow skiego podczas b u rzliw e g o zgro­ m ad ze n ia n a ra tu s z u w lip c u 1869 r., gdzie obaj „ m am e lu c y ” n ie p o tra fili obronić się p rze d za rz u te m sa b o to w an ia rez o lu cji g a licy jsk iej w R adzie P a ń stw a . P rz y ­ w ódcą d e m o k ra tó w lw o w sk ich b y ł zaś p rzed e w szy stk im S m olka.

3 T ak rzecz się m ia ła ze w sp o m n ia n ą rez o lu cją g alicy jsk ą.

4 „W ta k ie j ciasnocie p erso n a ln e j p isa rz p o sz u k u jąc y m a te ria łu politycznego n a p o ty k a ł w ciąż ty c h sa m y ch lu d zi i ich sp raw k i, i po zo staw ał w te n sposób o g ra ­ niczony do p a k ie rstw a i o brazków z życia w ziętych. [...] O brazek z życia, p a k ie r­ stw o w obec n a p o ty k a n y c h w y b itn ie jsz y c h ty p ó w n ie były w ięc w y n ik ie m m ody czy w p ły w u literac k ieg o , ale re z u lta te m w a ru n k ó w rea ln y c h , ja k ie odciskały się n a tw órczości p isa rz y g alicy jsk ich , k ie d y w k ra c z a li oni w p o lity k ę ” — K. W y k a ,

(4)

s ta w a ły na ogół uzależnione od ich in te resó w politycznych. Je d n ak ż e — p arad o k saln ie — p rz y ta k n iskich n a k ład ach m ogły istnieć gazety dzia­ łające w im ię opinii p u b liczn ej jednego m iasta, np. Lw ow a, i od zie­ m iańskich in teresó w w zględnie niezależne. N a ty m polegał feno m en „ G a z e ty N aro d o w ej” (2,5 tys. n akładu), przeznaczonej głów nie dla czy­ teln ik a m ieszczańskiego, a zależnie od o trzy m an ej su b w en cji czasem rów nież dla któregoś ze stro n n ic tw m agnackich, p rag n ą c y c h z n e u tra li­ zow ać dem o k raty czn ą o rie n tac ję g azety 5. D ziennikarze, k tó rz y n ie u sta n ­ nie popadali w try w ia ln ą zależność m a te ria ln ą od tuzów p o lity k i g a li­ cy jsk iej, przew odzili zarazem opinii, ucząc ją i baw iąc, tw orząc pozory w łasnej, nie po dp orządkow anej lin ii6. P rz y cz y n ą w y tw o rzen ia się tego p a ra d o k su b ył n iezrów now ażony rozw ój życia publicznego. Z jed n e j bo­ w iem s tro n y trw a ły b a rie ry zróżnicow ań m iędzy w a rstw am i społeczeń­ s tw a (uczestniczącym i w ty m życiu), w y starczające do blokow ania p rz e ­ pły w u opinii. Z d ru g iej zaś stro n y , ów przep ływ , ta m ięd zyw arstw o w a k o m u n ik acja b y ła konieczna, skoro u s tró j p a rla m e n ta rn y zak ład ał ją jako rację i n iezbędny w a ru n e k swego istn ien ia. S ta re przesąd y sta n o ­ we, w zm acniane now ym i ro zw arstw ien iam i początkującego ry n k u , za­ g n ieźd ziły się —■ p rz y k am eralno ści lw ow skiego św iata politycznego —

w sferze to w arzy sk iej, sporadycznie ty lk o o dbijając się anim ozjam i w sejm ie, gdzie w szak m usiano je o ficjalnie uznać za s tru k tu ra ln y p rz e ­ żytek. Ich siła jed n a k w ow ej sferze ro sła ty m b ardziej, im siln iej m u sia­ ła k arm azy n o m kom pensow ać pospolitow anie się z nisko urodzonym i, im plikow ane (choćby i k u ria ln y m ) d em o k raty zm em idei p rzed staw iciel­ stw a.

Istn ia ły w ów czas w e Lw ow ie co n a jm n ie j trzy , w zględnie niezależne, choć w zajem m ające się na uw adze, obiegi „ b y w an ia” i in n y ch skon- , w encjonalizow anych ko n tak tó w . Z ap ad ały w nich n a jisto tn ie jsze dla k rajo w e j p o lity k i decyzje k o n iu n k tu ra ln e , sposoby zaś osiągania g ru p o ­ wego porozum ienia, w obiegach ty c h w y p ró b ow an e i dla każdego z nich c h a ra k te ry sty c z n e , sta w ały się w zoram i publicznego zachow ania się dla całego galicyjskiego a u d y to riu m polityczno-dziennikarskiego.

Owe trz y obiegi to: salon ary sto k ra ty cz n o -p a try c ju sz o w sk i, salon in~ teligencko-m ieszczański oraz stow arzy szen ia rzem ieślnicze w raz z k asy ­ n em m ieszczańskim i blisk ą u licy otoczką. W spółzaw odniczące ze sobą

5 D obrzański, re d a k to r „G azety N aro d o w ej”, o trzy m y w a ł przez p ew ie n czas su b w e n c ję A n globanku, k o n tro lo w an e g o przez „m am e lu k ó w ”. Z astą p iła ją później d o ta cja A d am a S ap ieh y , sk u tk ie m czego d zien n ik zm ienił o rie n ta c ję n a p ro re zo lu - c y jn ą i... stra c ił w ziętego felieto n istę, J a n a L am a.

6 D ziennikarze n ie m ieli ż a d n y ch g w a ra n c ji dochodów , przed e w szy stk im d la ­ tego, że b y t gazet i czasopism był n ie sta b iln y z pow odu w ysokich k a u c ji za zało ­ żenie pism a, p ro g resyw nego p o d a tk u od każdego egzem plarza (tzw. ste m p la d z ie n ­ n ik arsk ieg o ), za k azu d y stry b u c ji u licznej i cenzury. Zob. J. M y ś l i ń s k i , Prasa

p o lska w G alicji w dobie a u to n o m ic zn ej (1867—1918), [w:] Prasa p o lska w latach 1864—1918, red . J. Ł ojek, W arszaw a 1976, w serii: H isto ria P ra s y P olskiej.

(5)

(m.in. o in teligen ck ą klientelę) obozy a ry sto k ra ty c z n e stan o w iły dla lu ­ dzi lo k u jący ch się „ p iętro n iże j” p rzedm iot a sp ira cji o ró w n e j, zm ienia­ jącej się co n ajw y ż ej razem z k o n iu n k tu rą lub ro d zajem o b ran e j k a rie ry , sile p rzy c iąg a ją ce j7. Obieg d rugi, intelig enck o-urzędn iczy , b ył ja k b y e ta ­ p em przygotow aw czym , p o trz e b n y m do ro zp a trz e n ia się i p rzy jęcia re ­ guł gry. Z asilali go zdeklasow ani, m ieszczaniejący synow ie szlacheccy. N ie b y ł on jed n a k szczytow ym p u n k te m k a rie ry , choć n iea m b itn i i ci, k tó ry m się nie powiodło, grzęźli w nim na zawsze. Szansą bow iem in ­ te lig e n ta było albo p ry w a tn e poparcie p o tężn ej osobistości, albo k a rie ­ ra w in sty tu c ja c h au to nom icznych bądź rządow ych, w k tó ry c h w p ły ­ w am i rów nież podzieliły się głów ne ko terie m ożnych. P odział k o te ry j- n y n ato m ia st nie dotyczył opinii m ieszczańsko-rzem ieślniczej. D zięki te j izolacji to w arzy sk iej m iała ona m ery to ry czn y , choć jeszcze n ied o jrza ły sto su n ek do polityki. J e j p rzedstaw iciele żądali otw arteg o p ro g ra m u p a­ trioty czn eg o i trw a li w ty m opozycyjnym żądan iu m .in. z pow odu swego stanow iska odsu n iętych od w ładzy, k tó rą im przecież u stró j p a rla m e n ­ ta r n y obiecyw ał, a k tó rą ty lk o rad y k a liz m m ógł im przybliżyć.

Istn iał jeszcze c z w a rty obieg lw ow skiego życia publicznego w śród polskiej społeczności stolicy. N azyw am go „ d e w iac y jn y m ”, poniew aż nie p rzy sta w a ł do h ie ra rc h ii trz e ch poprzednich, aczkolw iek sk ład ał się z po­ te n c ja ln y c h (lub fak ty czny ch , ale n iere p re z e n ta ty w n y c h ) uczestników każdego z tam ty ch . G ru p ow ał zw łaszcza in telig en cję zm uszoną do cy­ gańskiego try b u życia: d zien nikarzy, litera tó w , a rty stó w , em ig ran tó w p opow staniow ych z K ró lestw a, h u m o ry stó w -k a ry k a tu rz y stó w i ty m po­ d obnych bohem iens o n iejasn y m sta tu sie i zg ubnych n iekied y nałogach. O bieg ten , stano w iący p o ten c jaln e ognisko irre d e n ty , w sensie p o zy ty ­ w n y m fu n k cjon o w ał jako isto tn y p o śre d n ik w kom u n ik acji m iędzy róż­ nym i w a rstw am i m iejsk iej społeczności. B ył m iejscem najszybszego r u ­ chu to w arzy sk iej plotki, a p rz y ty m k o n fro n to w a ł p lo tk ę p ro w in cjo n aln ą z w ieściam i ze św iata, sk u p iał się bow iem w c u k ie rn i8, gdzie k e ln e r p rzy ­

7 „P om im o że n ie k o rz y sta łe m z o fia ry k się cia L eona S ap ie h y w y sła n ia m nie za gran icę, przecież za in te re so w a n ie m n ą k sięcia o ty le w yszło m i n a dobre, że się zbliżyłem do dom u k się stw a S apiehów , b ardzo w ów czas o tw arte g o i sta n o w ią ­ cego w obec G ołuchow skiego n ie ja k o p rzeciw n y , a ry sto k ra ty c z n y obóz. [...] P a r tia rodow ej a ry s to k ra c ji — S apiehów , S anguszków , P otockich, z w y ją tk ie m hr. A lfre ­ da, L ub o m irsk ich , p a ła ją c n ie n aw iśc ią k u n am ie stn ik o w i [...] s ta ra ła się w szelkim i siłam i u tw orzyć obóz opozycyjny. P o n iew aż u n a s n a jła tw ie j zaw sze było pozy­ skać sobie opinię p u b lic zn ą ogólnikow ym i, p a trio ty c z n y m i h asłam i, w ięc też s tro n ­ n ic tw o to grało , o ile m ożności, n a se rc ac h ludności k o k ie to w an ie m z id e am i pow ­ s ta n ia z r. 1863, h isto ry c zn o -p atrio ty czn y m i rem in isce n cjam i, n az y w an ie m »pana« G ołuchow skiego sz w a rc g elb erem i in n y m i podobnym i b ły sk o tk am i. P o d sta w ą te j opozycji b y ł dom k się stw a L eonów ” — K. C h ł ę d o w s k i , P a m ię tn ik i, t. 1: G ali­

cja (1843— 1880), K ra k ó w 1957, s. 231—232.

8 „Nie w spom nieć o c u k ie rn i Ż m udzińskiego w e L w ow ie niepodobna! T am zb iera B a ra n e k sw oje ty p y , ta m p a trz y z zaw iścią n a S zczu tk a i m y sz k u je n a o k o ­ ło, ab y pochw ycić ja k i św ieżo upieczony dow cip, ta m w reszcie n ie je d n a ju ż u raz a

(6)

nosił do sto lik a gazetę. B ył to żyw ioł d zienn ikarzy, k tó rz y zawodowo ów ru c h opinii w szczynali i p o d trzy m y w ali. C u k iern ia lw ow ska — m ie j­ sce rów no dostępne dla w szystkich, k tó rz y płacili, a w ięc nie całkiem w yizolow ane od p o zo stałych obiegów — m ogła fu nkcjonow ać jako k a ­ r y k a tu r a ln y analogon p a rla m e n ta ry z m u krajow ego. S tan ow iła rodzaj „zd em o k raty zo w an ej” p rze strz e n i społecznej, nie po ddającej się w ta ­ kim stopniu, ja k pozostałe obiegi, kon w en anso m stanow ym . W niezobo­ w iązu jący ch rolach sty k a li się tu „lu d zie” i „osobistości” , „ tłu m ” i „to ­ w a rz y stw o ”.

W alka m iędzy dw om a ty p a m i o rie n tac ji p rag m aty czn ej, o rie n tac ją n a „to w a rz y stw o ” i o rie n tac ją na „ tłu m ” , ro zg ry w ała się n a to m ia st w p rasie ow ych lat. Zw łaszcza w re to ry c e k o n se rw aty w n e j często dem o­ nizow ano rolę p ra sy w in sp iro w an iu „u licy ”9. A d re sat p ro je k to w a n y p rz e z pism a k o n se rw aty w n e p o k ry w a ł się w sposób d oskonały z a u d y ­

to riu m re a ln y m — nie ty lk o w sensie g ru p społecznych, lecz tak że poszczególnych m ikro środ o w isk i osób10. A u d y to riu m to m iało c h a ra k te r to w arzy stw a, k tó reg o um ysłow ość się znało, a oczekiw ania spełniało z ła ­ tw ością. U trzy m an ie takiego s ta tu s u przez publiczność leżało zresztą w in te re sie d z ie n n ik arstw a k o n serw aty w neg o . T a k ty k a g ry politycznej opi­ niotw órczych środow isk ziem iańskich i m eto dy ich oddziaływ ania na p u ­ bliczność — sp raw o w an ie przez nie w ład zy i budow anie k o terii — w za­ jem nie sobie o dpow iadały w w ażn ej w sp ólnej cesze: obronie p rzed de- m o k raty zm em i m asow ością. Ja k k o lw ie k b y łab y to m asow ość w zględna (a w ładza ograniczona), to o brona p rzed nią stano w iła z p u n k tu w idzenia ziem iaństw a sensow ne w yjście ze sprzeczności k u rialn ego p a rla m e n ta ­ ryzm u. W tek sta ch k o n se rw aty stó w w y rażało się to b a rie rą w ta je m n i­ czenia, su g e ru ją cą jak ieś szczególne, niezbędne do u p raw ia n ia p o lity k i posłannictw o. W te n sposób elitarn o ść ty p u psychologicznego sk ry w ała, za pom ocą środków reto ry czn y ch , w łaściw ą elitarn ość k on d y cji spo­ łecznej.

W p rasie d em o k raty czn ej a d re sa t nie b ył ta k k o n sek w en tn ie zak ła­ dany, p rasa ta p oru szała się bow iem w istotnie now ym otoczeniu spo­ łecznym : nie znała sw ej publiczności. M ieszczaństw o było g ru p ą w ąską jeszcze, a już ro zw arstw io n ą, in te lig e n c ja dopiero się k ształtow ała, rze ­

z p rzyczyny k ro n ik a rsk ie g o sa rk a z m u s ta ra ła się szukać s a ty s fa k c ji”. B a ra n e k to L am , S zczutek zaś to L ib e ra t Z ajączk o w sk i, w y d aw ca p ism a o te j n az w ie — C h ł ę- d o w s k i, A lb u m ..., s. 150— 151.

9 „P o d jęliśm y w a lk ę z je d n ą częścią naszego d z ie n n ik a rs tw a , bo n a m się z d a­ w ało, że to now e bóstw o naszego w iek u : P ra s a p ow inna stać w p rz y b y tk u p raw d y , czci i rozum u, a nie w k ra m ie a n i w k arc zm ie ; sk u te k pokazał, żeśm y się m ylili i że w ie rn i w ta k ic h w ła śn ie m ie jsc ac h chcą je^w idzieć, sk ła d ać m u hołdy i słu ­ chać jego w y ro c zn i” — S. T a r n o w s k i , O b ra ch u n ek „Przeglądu P olskiego”, [w:]

S tu d ia p o lityc zn e, t. 1, K ra k ó w 1895, s. 85. *

16 W n ajle p sz y m sw ym o k resie np. „P rze g ląd P o lsk i” liczył 500 p re n u m e ra ­ torów .

(7)

m ie śln ic y (robotnicy, d ru k arze) nie m ieli sp recy zow an ej ideologii. W d zien n ik ach o rie n tac ji d e m o k raty czn ej różne stosow ano sposoby, b y zred uk o w ać niepew ność co do w łasn y ch odbiorców. P ie rw sz y sposób był p o z y ty w n y — polegał na po zn an iu publiczności poprzez rów noczesne u czynienie jej, w bezp o śred niej agitacji, podm iotem serio w yk on cyp ow a- n ej polityk i. „D ziennik L w ow ski” Sm olki i zw iązani z nim in telig enccy •działacze w ro d za ju T adeusza Rom anow icza poznaw ali sw ą publiczność, tw orząc jej a k ty w n ą opinię. D ru gi sposób — n e g a ty w n y — stosow ała „G azeta N aro d ow a” D obrzańskiego. L ekcew ażyła ona sw oich p re n u m e ­ ra to ró w , jeśli b rać pod uw agę „ p rzy zw o itą” konsek w en cję poglądów .

T rak to w an ie czytelników jako b iern e j m asy okazało się je d n a k m etodą zw ycięską. „G azetę” czytano n a jc h ę tn ie j, gdyż posługiw ała się raczej p e rsw az ją em ocjonalną, w s p a rtą na p a trio ty c z n y m kom unale, niż chło­ d n ą a rg u m e n ta c ją . T aki sty l p ro p a g a n d y bezboleśnie zm ieniał jej ra c jo ­ n a ln e m eritu m : h asła narodow e ró w nie dobrze u zasad n iały n a jp ie rw p o lity k ę „m am elu k ó w ’, ja k później — p rzeciw n y ch im rezolucjonistów . Publiczność zak ład an a jako an onim ow y tłu m u sp raw ied liw iała persw azje o p a rte na psychologicznych un iw ersaliach , bez w n ik a n ia w zróżnicow a­ nie rzeczyw isty ch odbiorców.

D rogi p o śred n iej p ró bo w ał n ato m ia st k rak o w sk i d zienn ik „ K ra j”11. P oszukiw ał on swego a u d y to riu m w śró d „ zn ajo m y ch ” — w a rs tw w yż­ szych — i na ty m polu usiłow ał p rzełam ać m onopol „C zasu”. C złonków e lit p o lity czn o -to w arzy sk ich n ak łan ian o je d n a k do d ziałan ia o te n d e n c ji an ty k a sto w e j, a n ty p ro w in c jo n a ln ej, an ty w ie d e ń sk ie j — działania o sze­ rokim , d em o k raty czn y m horyzoncie. M etoda ta k a b y ła w ów czas jed y n ą m ożliw ą w K rak o w ie, choć p rzy czy n iała się do dw uznaczności p rag m a ­ ty cz n e j tek stó w d ru k o w a n y c h w d zienniku. D w uznaczności te j p rz y jrz y ­ m y się, a n alizu jąc felieto n y A lb u m fotograficznego C hłędow skiego, tu ta j w łaśnie publikow ane.

W szystkie trz y zatem d zien n ik i z ak ład ały p o zyty w n ie lu b n eg a­ ty w n ie jak iś ty p m asow ości, zd em o k raty zo w an y ch stosun k ów p u b lic z ­ nych. Często p ostu lo w ały m asow e a u d y to riu m , zaw sze zaś b ra ły je za re a ln y w a ru n e k adreso w an ia sw ej działalności. R zeczyw istość galicy j­

skiego św iata publicznego sp rz y ja ła je d n a k p rzew adze w zorów zachow a­ nia w łaściw ych dla „ to w a rz y stw a ” : in try d z e, k o tery jno ści, eksklu zyw n o- :ści, czczeniu osób zn ako m itych itp. Rzeczyw istość ta zapew niała w ładzę w p ro w in cji jed n ej klasie, choć idea u stro jo w a autonom ii g alicyjsk iej w cale nie b y ła zupełnie n ied em ok ratyczn a. Połow iczność te j id ei w spie­ ra ła polityczne p rzyw ództw o ziem iaństw a, czyli k lasy p rzy gotow anej n a j­ lepiej, w edle w zorów „tow arzy sk o ści”, do p ełn ien ia ró l pu bliczn ych w tej n ied o jrzałej dem okracji. Nie zm ienia to fak tu , że ten d e n c je b ardziej

11 W yczerpujące in fo rm a c je o ty m d z ien n ik u w m o n o g rafii C. L e c h i c k i e g o

(8)

ra d y k a ln e doszły w ów czas do głosu i m ia ły b yć z czasem decydujące. To w łaśnie p rób y ich opanow ania p row adziły w pierw szych latach au to n o ­ m ii do nad m iern eg o rozpow szechnienia się w zorów działania p olityczn e­ go, upodobnionych do an ach ro n iczn y ch ry tu a łó w p restiżo w o -to w arzy - skich.

P ierw sze n u m e ry „ K r a ju ” p ra sa k o n se rw aty w n a p rz y w ita ła ro z m a ity ­ m i d e n u n c ja c ja m i (o em ig ran ck ich su b w encjach, k o n sp ira c ja c h itp .)12. Np. w jed n y m z listó w T e k i S ta ń c zy k a d zien n ik S ap ieh y w y stę p u je pod znaczącym k ry p to n im e m „C ałość”, k tó ry m iał rozszyfrow ać u k ry tą in ­ te n c ję re d a k c ji d zien n ik a w p ły w a n ia n a P olaków w e w szy stkich zie­ m iach zab ran y ch . Inaczej — w sposób tu dla nas ciekaw szy — zareago­ w ała lw ow ska „G azeta N aro d o w a”. J e j k rak o w sk i k o resp o n d e n t zarzuca m ianow icie „K ra jo w i” p o lity czn ą niem raw ość, n ad u ży w an ie a b s tra k c y j­ ny ch fo rm u ł (zam iast p ożądanej p ro p ag a n d y w prost) oraz p re z e n tu je pew ne oceny i prześw iadczenia w alo ry zu jące zaw artość przeciętnego dzien nik a ta m te j doby: „O d 2 ty g o dn i swego istn ien ia w żadnej sp ra ­ w ie nie w ziął in ic ja ty w y , a rty k u ły jego w stęp n e są o d erw an ą d o k try n ą , m n iej lu b w ięcej dobrze n apisane, bez żad n ej je d n a k doniosłości: w ięcej h isto ry czn e i lite ra c k ie niż polityczne. T ak sam o m a się z ko resp o n d en ­ cjam i, nie m a w nich żad nej w iadom ości z p ierw szej ręki, snadź piszą­ cy je nie m a ją żad ny ch stosun k ów z ludźm i ro b iącym i p o lity k ę [...]. W ielka też ich część b ard ziej się k w a lifik u je do felieto n u niż do działu polityczneg o”13.

Choć zdania te pisane b y ły dla d o raźn ej p o trz e b y polem icznej, m ożna z nich w y sn u ć w niosek, że p rzeciw n a „ lite ra c k ie j” o rie n tac ji felieto n u oficjalność in fo rm acy jn a, jak ie j a u to r dom agał się od działu p o lityczne­ go gazety, b yła tego ro d zaju , iż w y m ag ała „stosunkó w ” d z ie n n ik arz y z polity kam i, m ający ch g w aran to w ać czytelnikom obcow anie z in fo r­ m ac ją rzeteln ą. P u b lic y sta „G azety N aro d o w ej” pośrednio w ięc św iad­ czył, że nie w ykształciło się jeszcze now oczesne in sty tu c jo n a ln e pow ią­ zanie m iędzy ty m i dw iem a rolam i. K o m u n ik acja m iędzy nim i m usiała tym czasem p rzy b ra ć fo rm y tra d y c y jn ie to w arzy skie, znane z in n y ch obiegów życia publicznego, w k tó ry c h uczestniczyli ci sam i ludzie. W e­ dle p rzed staw io nej pow yżej h ie ra rc h ii oczekiw ań wobec podziałów t r e ­ ściow ych g azety p olity czn y dział pism a pow inien podaw ać in fo rm acje zdob yte w przesy co n ym w ięzam i to w arzy sk im i środow isku osobistości publicznych, ty lk o zaś felieto n m iał praw o do „ p lo tk i” na te m a ty w ty m sam y m środow isku kom unikow ane. B y łb y z atem ad re so w a n y do c zy tel­ n ik a spoza e lity polity czn ej, czyli — w ograniczonym g alicy jskim sen ­ sie — do czy teln ik a m asow ego. Tego ro d z a ju oczekiw ania sp e łn ia ły w ów czas k ro n ik i lw ow skie L a m a 14. F elietonow e n a to m ia st p o rtre ty zna­

12 T am że.

13 „G azeta N aro d o w a”, 1869, n r 62, cyt. za: L e c h i c k i, op. cit., s. 30. 14 D ru k o w a n e w „G azecie N a ro d o w e j” i m a m elu ck im „D zienniku P o lsk im ”.

(9)

kom itości galicyjskich, k tó re ju ż w k ró tce m iał dru kow ać „ K ra j” , sta ­ now iły w y ra z innego, przeciw staw nego n a staw ien ia p ragm atycznego.

A lb u m fo to graficzn e m iało m ianow icie za zadanie osw ajać au d y to riu m

d zien n ik a z osobam i i w zo ram i zachow ań św iata politycznego, p rz y ty m w ta k i sposób, ab y nie dać czytelnikom odczuć ich w sto su n k u do tego św ia ta tow arzy sk o -p restiżo w ej obcości.

2. O SW A JA N IE P O L IT Y K I

Z anim w n u m erz e „ K ra ju ” z 16 października 1869 r. u k azał się p ie r­ w szy felieto n z serii A lb u m fo to graficzn e, jego au to r, K azim ierz C hłę- dow ski, zaproszony na lw ow skiego k o resp o n d en ta dziennika, zdążył się ju ż w ym ów ić od sta łe j z „ K ra je m ” w spółpracy. D ecyzję tę m otyw ow ało ów czesne stad iu m jego k a rie ry . Ja k o oczekujący w każdej chw ili aw an su niski u rzę d n ik n am iestn ictw a, k tó re m iało w łasne lo jalisty czn e in te re sy w sejm ie k rajo w y m , nie m ógł się angażow ać w pisanie serio polityczne, a tego b y nie u n ik n ął, śląc k o respondencje ze stolicy p a rla m e n ta ry z ­ m u do „pow ażnego” działu gazety. O kazana publiczn ie sw oboda po­ glądów zo stałab y m u zapew ne zap am iętan a przez G ołuchow skiego, którego p o w ro tu na fo tel n am iestnikow ski w każdej chw ili wówczas się spodziew ano, i m o g łab y zniw eczyć szanse na tę pro tek cję. W te j sy tu acji Chłędowski, k tó ry sw e p isarskie za tru d n ie n ia tra k to w a ł zarob­ kowo i prestiżow o (należały bow iem do a try b u tó w roli inteligenta), w y ­ b ra ł swoiście k om prom isow y g a tu n e k saty ry czn y . P o stęp u jąc tak , godził sprzeczności sw ej pozycji społecznej i zw iązanej z n ią sy tu a c ji osobistej. Z ra c ji sw ej roli zaw odow ej m u siał poczuw ać się do lojalności w obec „m am elu k ó w ” — od tego zależał jego byt. Z d ru g ie j stro n y , by ł n ie­ doszłym k lie n te m L eona ks. S apiehy, rep re z en tu ją c e g o k o terię a ry sto ­ k ra ty c z n ą w rogą G ołuchow skiem u, dzięki czem u by w ał w jego lw ow skim salonie. Pociągało to za sobą zobow iązania tow arzy skie, zwłaszcza jeśli wziąć pod uw agę, że jak ieko lw iek p ró b y p o rtre to w a n ia osobistości ga­ licy jsk ich m u siały zaw ierać sy lw e tk i zarów no sam ego S ap ieh y (m arszał­ k a sejm u k rajow ego), ja k i w ielu osób .związanych z jego dom em . Te jed n a k obligacje to w arzy sk ie nie w y n ik a ły ze stosu nków m ięd zy ró w ­ nym i, poniew aż w istocie a u to r A lb u m u należał — w zgodzie ze swoim sta tu se m — do niższego obiegu tow arzyskiego: in teligen ckiego15. Z ain ­ tereso w an ia litera c k ie m ia ły w ty m środow isku fu n k cję kom pensującą poczucie w ydziedziczenia, p o d b ud o w u jącą społeczny prestiż. P oczątki d z ie n n ik arsk o -lite rac k iej działalności C hłędow skiego w iązały go z k ra ­ k ow ską m łodzieżą „p rzed b u rzo w ców ”, skąd zapew ne pozostała autorow i

A lb u m u ad m irac ja d la S zujskiego16. W końcu, sprzeczne m u siały być 15 M ów ią o ty m P a m ię tn ik i C h łęd o w skieg o (por. przyp. 7).

16 J. M a c i e j e w s k i , „ P rzed b u rzo w cy”. Z p r o b le m a ty k i p rze ło m u m ię d z y

(10)

także m o tyw acje w y b o ru sam ego te m a tu felietonów dla ,,K r a ju ”. Re­ d a k c ja oczekiw ała odeń korespo n den cji z sam ego źródła galicyjskiej po­ lity k i — z sejm u krajow ego, udział n ato m ia st C hłędow skiego w sesjach sejm u m iał p rzede w szystk im c h a ra k te r urzędniczy, został on bow iem przy d zielo n y do pom ocy kom isarzow i rządow em u celem re je stro w a n ia o brad na p o trzeb y n am iestnictw a.

W św ietle tak ic h u w a ru n k o w a ń fo rm a g atu n k o w a, jak ą o brał C hłę- dow ski dla sw oich felietonów , n iew iele m iała w spólnego z czysto „li­ te ra c k im ” w yb orem sa ty ry c zn e j czy p u b licysty cznej tra d y c ji. Istn ia ły w okół w zory, lecz sto su n ek do nich w ty m p rz y p a d k u był b ard ziej k w e­ stią b ezp o średn iej p ra g m a ty k i niż estetycznego nam ysłu. F o rm ę tę ok re­ śliła w ięc zasada kom prom isu. A zatem n a jp ie rw u n ik an ie m ery to ry c z n e ­ go, „pow ażnego” tra k to w a n ia o polityce oddaw ało au to row i do dyspo­ zycji jed y n ie fo rm ę saty ry czn ą, k tó re j m iejsce znajdow ało się w felieto ­ nie dziennika (rozu m ian y m w te d y p rzed e w szystk im jako dział gazety). D alej, żyw ioł sa ty ry c z n y m u siał sk łan iać do sk rajn o ści tem a ty c z n e j i sty listy czn ej bezw zględności. Tego znów trz e b a było unikać. A u to r te d y szuka w y jścia, stosując w ielo rak ie, łagodzące odw ołania. B y ły nim i ty le ż n aw iązania do rodzim ej, u san kcjo n ow anej już tra d y c ji pisania 0 sp raw ach pub liczn ych m eto dą „obrazka z życia”, p o rtre tu czy ty p u społecznego, p rzy czym w zorem g łów nym sta ły się Szujskiego P o rtre ty

N ie -V a n D y k a 17, co pasożytow anie na m n iej lu b b a rd z iej oficjaln ych

w zorcach p u b licy sty czny ch , obsłu g u jący ch p a rla m e n ta ry z m c.k. m o n a r­ c h ii18. F u n k c ję u w y d a tn ia ją c ą sa ty ry c zn y ta k t a u to ra sp e łn ia ły rów nież n eg aty w n e odniesienia A lb u m u . N ależały do nich p rze d e w szystkim a n ty a ry sto k ra ty c z n e paszkw ile w ro d za ju P a ra fia ń szczyzn y B orkow skie­ go, n ieu m iark o w an e a ta k i na tra d y c ję szlachecką, ja k L is ty spod L w o ­

w a U jejsk iego 19, oraz stro n n icza p u b lic y sty k a społeczno-polityczna in te ­

ligenck ich d em okratów , n a jle p ie j rep re z en to w a n a przez D obrzańskiego 1 L am a20.

E fek tem tego law iro w an ia b ył g a tu n e k fo rm aln ie h y b ry d y cz n y , fu n ­ k cjo n aln ie zaś aż n ad to jednoznaczny. J e s t to pozorny ty lk o paradoks. D ążenie bow iem a u to ra do ustan o w ien ia jed n ej d o m inującej fu n k cji jego przedsięw zięcia pisarskiego, a m ianow icie fu n k cji tow arzyskiego osw a­ jania polityki, obciążało w szystkie p rzy w o ły w an e p rzezeń sy g n ały g a tu n ­ kow e (zazw yczaj obojętne w sensie p ersw azy jn y m ) n ad m ie rn y m i s e rw i­ tu ta m i reto ry czn y m i. R eto ry czn y więc b ył sam ty tu ł cyklu felietonów :

A lb u m fotograficzne, poniew aż proste, obojętne odw ołanie się do k on­

te k s tu gatunkow ego s a ty ry tam tego czasu, ja k rów nież p ro ste u sy tu o ­

37 P o r. w stę p A. K n o ta do: C h ł ę d o w s k i , A lb u m ..., s. V III. 18 T a m że , s. X III.

19 D ru k o w a n e w lw o w sk im „D zienniku L ite ra c k im ” w 1860 r.

26 Tego pierw szego d ziałalność w „D zienniku L ite ra c k im ” i „G azecie N aro d o ­ w e j”, tego drugiego — k ro n ik i.

(11)

w anie cy k lu w p ra k ty c e felieto n u (k tó ry w ów czas b y ł szczególnie, w spo­ sób dla C hłędow skiego nie do p rzyjęcia, ek sp loatp w an y przez p rasę d e­ m okraty czn ą) m og ły b y n iechętn ie n astaw ić do ty c h tek stó w czytelnika, na k tó ry m au to ro w i zdaw ało się n a jb a rd zie j zależeć, czyli — publiczność z wyższego to w arzy stw a. Chodziło zwłaszcza o unikn ięcie k o jarzen ia felietonów A lb u m u z paszkw ilem i k a ry k a tu rą , pu b lik o w an y m i w ów czas pod osłoną obrazk a i p o r tr e tu 21, a z d ru g ie j stro n y — z w ysoce n ie ta k to ­ w n ym i k ro n ik am i lw ow skim i L am a22. Do w yciąg an ia tak ic h in te r p re ta ­ cy jn y c h kon sek w en cji z ty tu łu serii felietonów u p ra w n ia nas pieczoło­ w itość, z jak ą a u to r k reo w ał podm iotow ą ro lę-m ask ę „ fo to g rafa ” w sa­ m ych tek stach . B yła to rola p ełn a ta k tu , u m iark o w an ej zażyłości z p o r­ tre to w a n y m i, a rów nocześnie św iadom a no rm przyzw oitości, k tó ry c h należało przestrzegać, gdy rzecz staw ała się p u b lic z n a 23.

Rola ta u tw ierd z ała czy teln ik a w bezpiecznej konw encjonalności, z ja ­ ką i on, i sam a u to r m ieli analizow ać wyższe to w arzy stw o „robiące poli­ ty k ę ” . Chodzi tu zaś p rzed e w szy stkim o k o n w enan s socjalny, k tó ry b ył przez a u to ra reto ry czn ie sk ry w a n y za rzekom o oczyw istym i pow inno­ ściam i w praw n ego w re tu sz u „fo to g rafa ”, czyli — p o m ijając tę p rze­ nośnię — za pozornie n a tu ra ln y m i norm am i g atu n k u . N orm y te jed n a k nie b y ły w łaśnie ani oczyw iste, ani n a tu ra ln e . P rzeciw nie, s a ty ra i p u b li­ cy sty k a galicyjska, w spółczesna C hłędow skiem u, sta ra ła się korzystać z d obrodziejstw k o n sty tu c y jn e j w zględnej w olności słow a i z d e m o k raty ­ zować sw ój a d re s czytelniczy, a ty m sam ym nie oszczędzać — ary sto ­ k raty c zn y c h zwłaszcza — rep re z e n ta n tó w p o lity k i ło jalisty czn ej. W istp- cie zatem p ersw azje C hłędow skiego m iały za zadanie dopiero u stan aw iać n o rm y „ p rz y z w o ite j” p u b lic y sty k i p o lity czn ej, sty listy czn o -g atu n k o w e n o rm y ta k tu , p rz y d a tn e do k ształto w an ia publiczności p ra s y k o n serw a­ ty w n e j i fu n k cjo n a ln e w obec k o te ry jn y c h m etod p o lity k i ziem iańskiej. W ty m sensie bliższa była re to ry k a A lb u m u te n d e n c ji p rag m a ty c z n e j u cieleśnianej n a jp e łn ie j przez stańczy k o w sk i „P rzeg ląd P o lsk i” aniżeli tej, k tó rą n iek o n sek w en tn ie u siłow ał przepro w adzić „ K r a j”.

21 N eg aty w n y m w zorem b y ła zw łaszcza P a ra fia ń szczy zn a oraz p a szk w ila n ck ie b ro sz u ry lw ow skie z 1870 r. z se rii „Z G a le rii S e jm u G alicy jsk ieg o ” ; por. w stę p do: C h ł ę d o w s k i , A lb u m ..., s. X III.

22 „M oda, a raczej zw yczaj ty k a n ia polity czn y ch osobistości, ro z b ie ra n ia ich zalet i stro n u jem n y ch , ro zszerzy ła się u n a s w o sta tn ic h czasach i sta n o w iła dla felieto n ó w d z ie n n ik a rs k ic h b o g a tą sk a rb n ic ę. Z w yczaj te n b y ł no w y m w p iśm ien ­ n ic tw ie naszym , gdyż je s t on b ez p o śred n im w y ra ze m k o n sty tu c y jn e g o • życia [...]. W zięliśm y się do o p isa n ia w iększej ilości osób p u b lic zn y c h dla zn e u tra liz o w a n ia n ie ja k o je d n o stro n n y c h w y o b ra ż e ń ” — Zoc. cit.

23 „N ie je s t to rzeczą fo to g ra fa bro n ić ja k ie jś osobistości, a le do niego n ależ y sp row adzać je j ob raz do w łaściw y c h ro zm iaró w i n a d a ć m u w łaściw ą p resp e k ty w ę. A n i za czarno, an i za biało, a w k aż d y m ra z ie le p iej obielić an iż e li oczernić; te j zasady trzy m am y się p rzy w szy stk ich fo to g ra fiac h , a n a s i czytelnicy [...] słuszność te j zasady w zupełności n a m p rz y z n a ją ”. — C h ł ę d o w s k i , A lb u m ..., s. 107 (sy lw etk a Z iem iałkow skiego por. p rzy p 1).

(12)

D w a są głów ne sk ład n ik i reto ry czn e ty tu łu A lb u m fotograficzne: jed n y m jest sugestia „ ro d z in n e j” zażyłości (k tó rą m .in. potw ierdza n a d u ­ żyw anie w tek sta ch fam iliarneg o „m y ” i „n asz”), d ru g im n ato m ia st — m an ifestac ja bezstronności, k tó ra m iałab y z przyczy n „tech n iczn y ch ” cechow ać fotografię. W zięte razem , n a su w a ją m yśl, że obcuje się z te k ­ stam i, dla k tó ry c h głów ną zasadą sty listy c zn ą jest to w arzy sk a ta k to - wność, w ta k im sensie, ja k i jej n ad aw ał np. Sim m el24. W ta k za p ro jek to ­ w an y m g a tu n k u p o rtre to w y m , zbliżającym się w in te n c ji do salonow ego obrazka osiem nastow iecznego, szczególnie łatw e do w ydobycia b y ły psy­ chologiczne c h a ra k te ry s ty k i b o h ateró w felietonów , i one w łaśn ie zdom i­ now ały tek sty . Ja k k o lw ie k b yła to jed n a z niew ielu koncesji poczynio­ nych przez C hłędow skiego na rzecz a d re sa ta m asow ego (czy może r a ­ czej — na rzecz zw yczajów u pow szechnianych przez p rasę d em o k ra­ tyczną), gdyż odw oływ ał się do jego try w ia ln e j ciekaw ości25, to jed n a k i ona — w ów czesnej ciasnocie św iata publicznego — m iała c h a ra k te r dw uznaczny, schlebiała bow iem rów nież czyteln iko w i z to w arzy stw a (cokolw iek może „niższego”), d ając m u niezb ędn ą dla dobrego sam opo­ czucia in fo rm ację aneg d o tyczn ą o osobistościach, do k tó ry c h sta tu su aspirow ał. E fek tem ogólniejszym tak ie j re to ry k i, jej „fu n k c ją o b iekty­ w n ą ”, było tu szow anie socjaln ych rozpiętości w śród ludzi, d la k tó ry c h św iadom ość ty c h rozpiętości stan o w iłab y psycho-społeezny dy skom fort.

P o r tr e ty C hłędow skiego czerp ały n iew ątp liw ie in sp irac je rów nież z rodzim y ch realizacji g a tu n k u zw anego „szkicem fizjologicznym ” , choć sam e „fizjologiam i” nie b y ły 26. „B adaw cze” , panoram iczno-m onograficz- ne n astaw ien ie szkicu fizjologicznego a u to r A lb u m u red u k o w ał w ten sposób, że w y rz e k ał się tk w iący ch w nim m ożliw ości s a ty ry na te m a t ty p u społecznego, p rze d k ład a ją c nad nią efektow ne, p lo tk a rsk ie za le ty opisyw ania znanych osobistości. Jed n ak że „dobroduszność” stylistyczna, p o k rew n a szkicowi fizjologicznem u27, p rzy d aw ała się C hłędow skiem u zwłaszcza w tedy , g d y zdołał zarysow ać c h a ra k te r dynam icznie (jak w p rzy p a d k u w izeru n k u A dam a S apieh y czy A lek san d ra Borkowskiego). W ówczas — p rzy nieco ironicznej sugestii, że postać w y m y ka się au to ­ row i z rą k — stosow ał C hłędow ski w łaśnie „fizjologiczne” uogólnienia

24 G. S i m m e l , Socjologia, przeł. M. L ukasiew icz, w stę p S. N ow ak, W a r­ szaw a 1975, s. 67—68.

25 Zob. W. B e n j a m i n , T w órca ja k o w y tw ó rca , przeł. H. O rłow ski, J. S ik o r­ ski, w yb. H. O rłow ski, P o zn ań 1975, s. 200. M ow a ta m o sk u tk a c h obniżki a b o n a ­ m e n tu za gazety dla ich tre śc i; m .in. o rozp o w szech n ien iu się „w ab ik ó w ”, w ty m felieto n u .

20 Zob. B e n j a m i n , op. cit., s. 205—210; A. G. C e j t l i n , S ta n o w le n ije rie a li-

zm a w ru ssk o j litiera tu rie. (R u ssk ij jizjo lo g ic ze sk ij oczerk), M oskw a 1965; Polacy prze z siebie sa m yc h odm alow ani, w stę p i .wybór J. R osnow ska, opr. C. G ajkow ska,.

K ra k ó w 1979.

27 W edług B e n ja m in a ow a „dobroduszność” m ia ła osw ajać cz y teln ik a z n ie sp o ­ k o jn y m życiem w w ielk im m ieście.

(13)

na tem a t nieu ch ro nn o ści cech p ew n y ch ludzk ich n a tu r czy u sp ra w ie d li­ w iał odchylenia pu b liczn y ch zachow ań swego b o h a te ra od ko n w en cjo n al­ nej n o rm y „dobrego to w a rz y stw a ”, opisowi zaś p rzy w ra c a ł um iar. W śród postaci A lb u m fotograficznego b y ła rów nież pew n a liczba osób m ało znanych. W ty c h p rzy p a d k a c h form a staw ała się n iea d e k w a tn a — „fo­ to g ra fie ” w y p a d a ły blado, całą ich bow iem atrak cy jn o ść stanow iło „bez­ czeln e” spojrzenie in tru z a na p ro m in en tó w z w yższych sfer. D bając je ­ d n a k o e fe k t czytelniczy, m usiał w ów czas a u to r jakoś p rzy dać znaczenia w izeru nk o w i postaci, k tó ra sam a przez się w ielkiego zain tereso w an ia nie w yw oływ ała. C zynił to zaś p rzy w o łu jąc sc h em a ty sty listy czn e szkicu fi­ zjologicznego28, czyli — dla p rzy k ła d u — tra k tu ją c b o h a te ra jako egzem ­ p larz m ogącego budzić zaciekaw ienie ty p u ludzkiego, jako szczególny p rzy p a d e k k a rie ry p u b lic z n ej29, jako zan ik ający ty p szlachcica, jako r e ­ p re z e n ta n ta u jęteg o rodzajow o środow iska itp. W p rzy p a d k a c h ty c h w y ­ raź n iej tak że ry su je się tło społeczne d an ej postaci i jej zw iązek z w ła ­ sną w arstw ą, z obyczajow ością regionu, z którego pochodził b o h ater, z- ludźm i, k tó ry m i się otaczał i k tó rz y go jako posła po p ierali30. D om inu­ je w tedy, nieszkodliw a saty ry czn ie, obserw acja pow ierzchow ności postaci i jej zachow ań w g ru p ie lu d zk iej i w sw ojskim otoczeniu31; a jest to w łaśnie sposób w idzenia rzeczy przez ,,spostrzegacza”-„fizjo ło g a”, dla niego bow iem i dla jego czy teln ik a najw ażn iejsza (bo n ajpro stsza) była naoczność dośw iadczenia społecznego i c h a ra k te ry s ty k i b ohaterów .

W G alicji doby autonom icznej, gdzie skąd inąd chciw ie naśladow ano w zo ry gazet fran cu sk ich , nie m iał szkic fizjologiczny an i w ielk ich m o­ żliwości m e ry to ry c z n y ch (z ra c ji an ach ron icznej s tr u k tu ry społecznej), an i — będącego w a ru n k ie m jego istn ien ia w klasycznej form ie — m aso­ wego au d y to riu m . Co w ięcej, w ty m k r a ju podległym ciekaw ość czy­ teln ik a uczestniczącego w jakim ś stopniu w życiu p u bliczn ym b y ła zdo­ m inow ana przez m o tyw acje polityczne, ty c h zaś ro zw inięte fran cu sk ie „fizjologie” zdecydow anie się w ystrzeg ały . U jaw n iając w g a tu n k u zap ro­ jek to w a n y m przez C hłędow skiego podobną „fizjologiom ” skłonność osw a­ jającą, u p rzy stę p n ia ją c ą czyteln iko w i m achinę życia publicznego, kład zie­ m y jed n a k nacisk na jej to w arzy sk ą d o m inan tę, a p elu jącą do zupełnie odm iennych, niż o ry g in aln e szkice, społecznych audytoriów . Z am kn ięta kom pozycją cy k lu felietonów , jego m o no graficzno-panoram iczna o rien ­ tacja, jest ró w n ież raczej m odnym naślado w aniem „fizjologicznego” alm a n ac h u niż w y p ełn ien iem jego dyspozycji gatunkow ych. O odm ien­ ności A lb u m u w ty m zestaw ien iu decy du je „ p a k ie rsk a ” p ersp e k ty w a p erso n aln a „ fo to g rafii” , w y n ik a ją c a z w ąskości publicznej sceny- gali­

28 Np. w felieto n a ch : Poseł P o p ra w k ie w ic z (E. G niew osz), P oseł P rysiu d a (M. K ow basiuk), Poseł P ó lp a n e k (W. P odlew ski).

29 Np. Z a s tu p n ik N aroda (J. Ł aw ro w sk i). sł Np. L w o w s k i T r y b u n e k (T. R om anow icz).

(14)

cy jsk iej. W spółgranie felietonów Chłędow skiego z tą k am eralno ścią ży­ cia publicznego czyniło z nich im ita c ję g ry salonow ej: to w arzysk ie osw ajanie polityki.

Istn ie je znam ien na p araleln o ść m ięd zy to w arzy sk im osw ajaniem po­ lity k i, k tó re (nie ty lk o u Chłędow skiego) m iało w ów czesnej p rasie cha­ r a k te r ideologiczny, służyło bow iem p an o w an iu ziem iań stw a32, a re to ­ ry k ą , k tó rą a u to r A lb u m u obarczył w y b ra n ą przez siebie form ę, a k tó ra służyć m iała analogicznem u osw ojeniu g a tu n k u „m asow ego” , jakim b ył — na w y ro st w p ro w in cjo n aln e stosunki przeszczepiony —• felieton. W ięcej n aw et, p araleln o ść m iędzy o sw ajan iem felieto n u a osw ajaniem p o lity k i m ożna tra k to w a ć jak o rela cję fu n k cjo n aln ą; to pierw sze s łu ­ żyło te m u drugiem u. O bydw a zaś b y ły sposobem u p o ran ia się (przez w yrazicieli socjalnej te n d e n c ji jed n ej klasy) z chaosem i niepew nością, jak ą ifiósł ze sobą u stró j k o n sty tu c y jn y , stopniow o d e m o k ra ty z u jąc y życie publiczne.

S y lw e tk i m ężów p olityczny ch zeb rane w A lb u m ie zostały n ak reślo ­ ne z w y ra z isty m zam ysłem k o n stru k c y jn y m , w łaściw szym dla kom po­ zycji ściślej litera c k ie j niż k ieru jąc a się na ogół p rete k ste m , k ap ry se m i przypadkow ością tem a ty c z n ą — gazetow a kronik a. „ F o to g rafie” d ru k o ­ w ane b y ły w dw óch seriach, z k tó ry c h pierw sza obejm ow ała p o rtre ty posłów (Fotografie sejm ow e), d ru g a zaś także osobistości spoza sejm u krajow ego, znane pow szechnej opinii. A lfab ety czn y pseud oporządek k ry p ton im ó w , pod jakim i w y stę p o w a ły postaci, poza sug estią b ra k u h ie ra rc h ii u łatw ia ł a u to ro w i pisy w an ie felietonów z tyg o d n ia na ty d zień i e w e n tu aln e m o dyfikow anie pom ysłów . P o r tr e ty te o trz y m ały ekspo­ n o w ane m iejsce w n ied zieln ych n u m era ch „ K ra ju ” — w felietonie, gdzie w inne dni u k azy w ały się pow ieści w odcinkach ,oraz T y g o d n ik k r a k o w ­

s k i B ałuckiego. N ie b y ły p o dpisyw ane, choć ich a u to rstw o stało się

z czasem w e L w ow ie pu bliczn ą tajem n icą.

W ątpliw a zagadkow ość k ry p to n im ó w poszczególnych postaci służyła zaciekaw ieniu, stw a rz a ją c a u rę p lo tk i, b y n a jm n ie j je d n a k nie stan ow iła p a ra w a n u dla sa ty ry c zn e j bezw zględności. S ty listy k a felietonów A lb u m u p ły n ie ja k b y dwioma n u rta m i, k tó re w zajem się d o p e łn ia ją dla osiągnię­ cia ostatecznego p rag m aty czn ego efek tu . Oba żyw ioły n iełatw o d a ją się rozdzielić i czynim y to tu jed y n ie na p o trz e b y analizy. P ie rw sz y z nich p re z e n tu je b o h a te ra i posiada piętno n a rra c y jn e ; ro zg ry w a się w p ew ny m dystansie m iędzy podm iotem a b o h aterem , a d re s a t zaś pozosta­ je w cieniu. W c h a ra k te ry s ty k ę postaci a u to r ang ażu je ro zm aite środki literack ie. J e s t więc m iejsce na aneg d otę biog raficzną33 lu b n a w e t n a całe

c u rricu lu m vitae p o rtre to w an e g o 34, p o jaw ia ją się alu zje do sk an d ali z ży­ 82 P or. in te r p re ta c ję „ p a k ie rs tw a ” T e k i S ta ń c z y k a w : W y k a, op. cit. (por. p rzy p 4).

33 Np. A ta m a n (A dam P otocki), S p is k o w y (F„ Z iem iałkow ski). 34 Np. B e n ia m in e k (L. D ębicki).

(15)

cia postaci35; c h a ra k te ry s ty k a b y w a sta ty c zn a z d y stan sem opisow ym 36 lu b — przeciw n ie —• d ynam iczna, dzięki elem en to m k rea c y jn y m , ta ­ k im ja k zdialogizow anie m ow y n a rra to ra poprzez sty lizację w ed le spo­ sobu m ów ienia b o h atera, przez jego m onolog czy też m ow ę pozornie zależną, oraz ta k im ja k ilu stro w an ie to k u opisowego za pom ocą fik c y j­ nej sceny kom icznej, o św ietlającej z ró żn y ch s tro n an alizo w an y ch a­ r a k te r 37. T ra fia ją się ró w n ież c h a ra k te ry s ty k i jak o b y typologiczne, p ró ­ b u jące uchw ycić rep re z en ta ty w n o ść postaci w obec jakiegoś „społecznego ty p u ”38. Są one je d n a k rzad k ie i — jeśli uw zględnić p refe ro w a n e przez a u to ra zain teresow an ie i budzenie zain teresow ania k o n k re tn ą osobą — oznaczają zazw yczaj, że „ fo to g raf” niew iele m iał o ta k c h a ra k te ry z o w a ­ n ych p ostaciach do pow iedzenia. P rz y te j różnorodności chw y tów n a r- racy jn o -o p iso w ych a u to r trz y m a się ro li „fo to g rafa” , w jak ie j w y stę p u ­ je podm iot tek stó w , nie bez p rzy czy n y bow iem m ów iliśm y o jego trosce, b y tę ro lę-m askę reto ry czn ie w y p re p a ro w ać i ty m sam ym doraźnie zmo­ dyfikow ać u ż y w a n y g atu nek . C h a ra k te ry sty k i b o h ateró w pełn e są szcze­ gółów ich fizycznego w yglądu, s ta ra ją się u ch w y ty w a ć n aw y k i g e sty k u ­ lacji i m ow y, o d słan iają skąd in ąd nieszkodliw e słabości ich publicznego (fizycznego w łaśnie) w izeru n k u . K ry ła się w te j „m alow niczości” p resu - pozycja, że „tak ie drobiazgi przecież się w yb acza” , że to one w łaśn ie po­ w in n y zbliżyć „ n a m ” (m ów iącem u i adresatow i) d a n ą postać. W szystkie szczegóły b eh aw io raln e w y ja śn ia n a rra to r za pom ocą zdrow orozsądkow ej n a u k i o te m p e ra m en ta ch . E k sp an sja tego n atu ra listy c z n e g o ste re o ty p u idzie często dalej, ta k ja k w sylw etce A dam a S apiehy, gdzie rad y k alizm p o lity czny księcia został o bjaśnio ny ko m u n ałem o „gorącej k rw i”. W efekcie tego ro d za ju sty listy k i p o rtre ty osobistości s ta ją się p o rtre ta m i osobowości i osób. W sensie zaś o ddziaływ ania czytelniczego n e u tra li­ zu ją ■— oczyw iste przecież w ocenach osób p ublicznych — w arto ścio w a­ nia polityczno-społeczne, w zam ian a k tu a liz u jąc p lo tk a rsk ą ciekaw ość i pew ność czy teln ik a, że z niczym w y k ra c za jąc y m ponad jego w łasną lu dzką m iarę w ty c h w izeru n k ach się nie spotka.

W ty m m iejscu ów pierw szy, n a rra c y jn ie zd y stan so w an y i pozornie o b iek ty w isty czn y głos podm iotu felietonów sp o tyka się i w spółgra z d ru ­ gim jego głosem , z d ru g im — ja k to o k reśliliśm y — żyw iołem s ty li­ stycznym . Oto ja k zaczyna się jed e n z ciekaw szych pod w zględem re to ­ ry czn ej rozm aitości felieto n p o rtre tu ją c y A lek san d ra D unin-B o rkow skie- go:

K ąsaliście w y, p an ie h rab io , trz e b a i w as tro szeczk ę pokąsać. [...] ta k a je st ju ż w asza n a tu ra , śm iać się z ludzi, dokuczać im , a sa m em u spok o jn ie siedzieć w P o- k rzy w czy cach [...]. N ie m yślcie je d n a k , żebyśm y się n a ta k w ysokie chcieli sta w iać

36 Np. A rc y k a p ła n (F. S m olka), K r a k o w s k i H oracy (L. Siem ieński).

36 Np. Z a s tu p n ik N aroda, B a ra n e k D zie n n ik a rsk i (J. Lam ).

37 Np. K sią żę P ie k ie łk o (A. S apieha).

(16)

stanowisko i prawić wam, panie hr., kazania; gdzie tam ! my także mam y różne- rzeczy na sum ieniu, a wiadomo, że „kruk krukow i oka nie wydziobie”39.

Chodzi, ja k w idać, o reto ry cz n e aversio, bezp ośred ni^zw ro t do b o h a ­ te ra lu b czytelnika, z in te n c ją p ersw ad ow ania pew ne} ro li w e w n ą trz te k - stow ej a u to ra i n arzu cen ia podobnej re p re z e n ta c ji czytelnika. Je śli je­ d n a k fik c y jn y ad re sa t, ja k w pow yższym p rz y p a d k u a u to r P arafiań-

szc zy zn y , jest rów nocześnie b o h a te rem felieto nu , w ów czas C hłędow ski

u żyw a te j fig u ry tak że w fu n k c ji opisow ej, c h a ra k te ry z u ją c e j postać. I w ty m m .in. sensie m ów iliśm y o przem ieszaniu obu dom in ujących ży­ w iołów stylisty czny ch . P a rtie n arracy jn o -o p iso w e niem al w szystkich p o rtre tó w b y ły gęsto in k ru sto w a n e tego ro d za ju zw ro tam i — ro zm a ity ­ mi odm ianam i aversio. N a ogół, o czym już była m owa, m ają one p rz y ­ pom inać czytelnikow i (niekiedy za po śred n ictw em sugestii, że to m ó­ w iący sam sobie przypom ina) o k o n w en cji zw iązanej z rolą „fo to g rafa ” ,, czyli — w dalszym efekcie — m a ją upew niać o kom prom isow ości o b ra ­ nego g atu n k u . Połączenie ty c h zw rotów z n u rte m opisow ym by w a m n ie j: lu b b ard ziej organiczne; w y ra z istą odczuw alność te j kom bin acji m ożna b y n a w e t tra k to w a ć jako m ia rę sty listy czn ej nieudolności a u to ra, gdy­ b y nie to, że w p ew ny ch p rzy p a d k a c h jest ona fig urą, k tó ra m a za za­ danie w łaśn ie m an ifesto w ać kom prom isow ość autorskiego sposobu w y ­ p ow iadania się. D zieje się ta k w ted y, gdy n a rra c y jn y łu b opisow y f r a ­ gm en t w ypow iedzi zo staje p rze rw a n y , jak aś złośliw a uw aga lu b de­ p re c jo n u ją c y b o h a te ra f a k t pozostają nie w ypow iedziane... i zastąpione re to ry c z n ą d e k la ra c ją w ycofującego się au to ra. F ig u ra tak a (aposiopesis) sku pia oczywiście uw agę czy telnik a na ow ej nie w ypow ied zian ej a suge­ ro w a n e j treści, z a u to ra zaś czyni człow ieka aczkolw iek dobrze p o in fo r­ m ow anego, to je d n a k znającego m iarę przyzw oitości i dobrego tonu.. J e s t to jed n a k tylk o s k ra jn y p rzy p a d e k ogólniejszej w łaściw ości w y s tę ­ pu jąc y c h w ty c h felieto n ach zw rotów bezpośrednich (zw łaszcza do czy­ telnik a), w zięty ch jako całość na p rze strz e n i jednego te k s tu oraz cyklu.. F u n k c jo n u ją one m ianow icie jako reto ry cz n a ram a, k tó ra m a na celu — w sposób celowo rzu c a ją c y się w oczy — powściągać, ograniczać i k rę ­ pow ać spon taniczn ą (rzekomo) p red y le k cję podm iotu do satyrycznego p rze d staw ia n ia bohaterów .

W p rzy p a d k u cy to w any m sy g n ały istn ien ia te j ra m y p o jaw ia ją się już na początku tek stu . „Zaw odow e p o k rew ień stw o ” saty ry k ó w m a tu u spraw ied liw iać złośliwość a u to ra A lb u m u wobec B orkow skiego, zarazem jed n a k ta sam a solidarność zm usza a u to ra do skrom nego spożytkow ania w łasn ej k ry ty c z n e j k om petencji. Z w ro t-te n w sw ej d ru g iej części je s t ironiczny: u sp raw ied liw ien ie się je s t w istocie napom nieniem . Te „ p a n h ra b ia ” bow iem n ap isał p aszkw il a n ty a ry s to k ra ty c z n y (P a ra jia ń szczy-

znę), w k aznodziejskim zapale nie bacząc, że sam nie lepszy je st niż

(17)

jego m odele. P a m ię ta ją c, że felieto n y A lb u m u przeznaczone b y ły dla w tajem n iczo n y ch, nie m ożem y odm ów ić te j ap ostro fie zręczności re to ­ ry czn ej. N ajdo sadn iejszy z a rz u t pod a d resem B orkow skiego został sfo r­ m u ło w an y nie w p ro st, w m ow ie n a rra c y jn e j czy bezpośrednio c h a ra k te ­ ry zu ją ce j, ale za pom ocą fig u ry odnoszącej się n a pozór ty lk o do sam e­ go au to ra, u sp raw ied liw iającej jego w łasne stanow isko (praem unitio). Pon ad to , fam iliarno ść tego zw ro tu łagodzi jeszcze, i ta k zaledw ie do­ m yślną, dobitność zarzu tu . P rzecież nie m ów i się tu w sposób bezw zglę­ dnie d em ask ato rsk i „o h ra b im ” , do innych, lecz „do h rab ie g o ” o nim sam ym w nib y przy p ad k o w ej obecności innych.

P rz y k ła d pow yższy nap ro w ad za n a ślad ogólnej zasady fu n k cjo n o ­ w an ia g atunkow ego kom prom isu, o k tó ry m b y ła m ow a poprzednio. P ole­ ga on n a grze m ięd zy d y sta n se m sa ty ry c zn y m (podm iot -— b oh ater) a reto ry czn ie u sta n a w ia n ą re la c ją to w arzy sk iej zażyłości pom iędzy ty m i dw iem a w ew n ątrzte k sto w y m i re p re z e n ta c ja m i osobowym i. T en p ierw szy k reo w a n y jest n iejak o sp ontanicznie poprzez n arracy jn o -o p iso w ą an a li­ zę c h a ra k te ru ; ta d ru g a u sta n a w ia n a zostaje zw ykle w bezpośrednich zw ro tach . P rz ed sta w io n y podział fo rm a ln y nie jest je d n a k ostateczny , gdyż p raw dziw ie o stateczn y m celem p rag m a ty c z n y m felieton ów A lb u ­

m u było uzyskan ie sw oistej rów now agi pom iędzy ty m i obiem a w a rto ­

ściam i. Je śli zatem sy g n ały zażyłości podm iotu z b o h a te rem w k ra d n ą się jak im ś sposobem do zasadniczo zdy stan sow an ej n a rra c ji, w te d y w ą ­ tłość d y sta n su saty ry czn eg o zostaje po w etow an a w re to ry c z n e j d e k la ra ­ cji podm iotu (w zw rocie bezpośrednim do b o h a te ra lu b czy telnik a)45. Je śli n ato m iast — przeciw n ie — to w arzy sk a zażyłość b y ła dek laro w an a w try b ie aversio, w ów czas fu n k cjo n u je jako czysto w e rb a ln a zasłona d la sa ty ry c zn e j złośliw ości p a rtii c h a ra k te ry z u ją c y c h b o h a te ra 41.

W całym A lb u m fo to g ra fic zn em w iększość stan ow ią felieto n y cechu ­ jące się ty m p ierw szy m ty p em ra to w a n ia rów now agi m iędzy sp rzeczn y­ m i w arto ściam i saty ry czn o ści i tow arzyskości. A u to r p a ra d u je w m asce złośliw ca, gdy w istocie płodzi p o r tr e ty m dłe, g ru bo retuszow an e, a cza­ sem — ja k w sylw etce Szujskiego — niem al p anegiryczne. S a ty ry c z n a ich w nikliw ość ogranicza się do alu zy jn eg o u jaw n ia n ia jak ich ś szcze­ gółów p ry w a tn e g o życia albo dobrodusznego re je stro w a n ia g e sty k u la - cy jn y c h n aw y k ów bądź n ied o statk ów w ym ow y osoby p o rtre to w a n e j. F e ­ lie to n y n atom iast, w k tó ry c h ironiczna d e k la rac ja „dobrego to n u ” po­ tę g u je jeszcze celność sa ty ry c z n ą p o rtre tu , należą do n ajrzadszy ch, choć — w ed łu g n aszych dzisiejszych k ry te rió w — najlep szych . Są one czytelniczo efektow ne, bo p rzew ro tn e; ow ej d e k la ra c ji a u to r się bow iem ew id en tn ie sp rzeniew ierza. Je d n ak ż e z p u n k tu w idzenia a u d y to riu m „w ielkiego św ia ta ”, do któreg o w ów czas felieto n y te b y ły adresow ane,

40 J a k w : Poseł Poeta Irrita b ilis (J. Szujski). 41 J a k w : B e n ia m in e k i P oseł P o k rz y w k a ,

(18)

tak ie przen iew ierstw o m usiało być uznane za plam ę na d o b ry m w ycho­ w an iu a u to ra i za d e fe k t sty listyczn y. P o pełnia on je zatem św iadom ie ty lk o w n iek tó ry ch sy lw etk ach — ty c h m ianow icie, k tó ry c h a u te n ty cz n e m odele i ta k już u c ie rp ia ły w opinii „ to w a rz y stw a ”42.

Z rów now ażony e fe k t s a ty ry w d o b ry m tonie, w łaściw y całem u cy­ klow i, osiągnął a u to r A lb u m u nie ty lk o dzięki ilościow ej przew adze fe ­ lieton ó w u m ia rk o w a n y ch 43. B yła jeszcze in n a przyczyna — stru k tu ra ln a . O słabienie znaczenia i re to ry c z n e j w arto ści satyry czn ego d y sta n su pod­ m iotu do b o h a te ra było tak że konsekw en cją u n ik an ia .przez C hłędow skie- go gatu n k o w ej jednoznaczności w ypow iedzi. M ówiąc skró tem , a u to r p ra ­ gnął ko n w encję g atu n k o w ą zastąpić k o n w enan sem tow arzysk im , k tó ry ew okow ał środkam i m n iej lu b b ard ziej tra n s p a re n tn y m i jako c h a ra k te ry ­ sty czn y dla rela cji m iędzy p odm iotem , b o h a te rem i ad resatem . D zięki ro li-m asce „fo to g rafa ”, u trz y m u ją c e j tę ram ę m o d aln ą w n ieu sta n n ej se­ m an ty c zn e j aktyw ności, u leg ała zepchnięciu .na dalszy p la n w arto ść s a ty ­ ryczna, realizow an a przez zam k n iętą w reto ry cz n e ra m y s ty listy k ę n a r- racyjno-opisow ą. W w a ru n k a c h pełnego pogodzenia się z form ą, w zorem i oczekiw aniam i czytelniczym i b yłoby zapew ne na odw rót. P rz y u n ie ru ­ chom ionej reto ry czn ie w arto ści sto su n k u a u to r—czy teln ik n a tu ra ln ą p rzew ag ę zy sk iw ałab y w a rstw a sty listy k i służąca „ c h a ra k te ro w i”.

Oto p rz y k ła d y re to ry k i, k tó ra m iała odw racać uw agę czy teln ik a od sa ty ry c z n y c h m ożliwości, jak ie d aw ała fo rm a p o rtre tu , a k tó ra w za­ m ia n u sta n a w ia ła zw iązki to w arzy sk ie m iędzy podm iotem a a d resatem

(za p o śred n ictw em ich sto su n k u do b o h atera):

{...] gotow i b y m n ie lu d zie posądzić, że [...] n ie zn am g ra n ic p isa rs k ie j p rz y ­ zw oitości, słow em , że je ste m n ie z g ra b n y m i b r a k u je m i n a p o ję cia ch te j n a p o le o ń ­ sk ie j science de lim ite, k tó r a sta n o w i niezap rzeczo n ą zaletę lu d zi dobrze w y ch o ­ w a n y c h 44.

D ziw ne to za iste zjaw isk o , ale p oniew aż tłu m ac ze n ie zjaw isk n ależy do fiz y ­ k i lu b psychologii, a n ie do fo to g ra fii, przeto p rzechodzim y n a d n im do p o rzą d k u dziennego45.

M ożeście ju ż zapom nieli, m uszę w a m je d n a k odśw ieżyć w pam ięci je d n ą z a ­ b a w n ą h isto rię, z k tó re j i sam p. I rrita b ilis się u śm ieje i za złe n a m je j n ie w eź­ m ie46.

D la fo to g ra fa k siążę je s t nad zy w y czaj n iew d zięczn ą po stacią, otoczony bow iem

42 D otyczy to sy lw e tek A. S ap ieh y , A. B orkow skiego, M. D zieduszyckiego (nie łu b ia n eg o n ad z o rcy „O ssolineum ”). S. T arn o w sk ieg o (którego u n ik a n o z pow odu jego u d ziału w Tece S ta ń c zyk a ).

43 „Jak o p o chw ałę pow ied ział m i'r a z ktoś ze znajom ych, że w ty c h fo to g ra fiac h za m ało było złośliw ości, że ow szem w ty m sztu k a, że F o to g ra fie zajm ow ały, po ­ m im o że w n ic h było c e n tu m la u d e s” — C h ł ę d o w s k i , P a m iętn iki..., s. 244—245.

44 C h ł ę d o w s k i , A lb u m ..., s. 12. 45 T a m że , s. 49.

(19)

pow agą i szacunkiem , m a n a d e r m ało ta k ic h stro n , gdzie b y h u m o r m ógł sw obod­ n ie sobie p o h u la ć47.

Jeśli, p rzy ja cie lu , byłeś k ie d y n a h e rb a c ie u p a n ie n je n e ra łó w ie n U szcźypliw - skich albo n a poufnym obiedzie P od B a ra n am i, albo n a polo w an iu u potom ków h e tm a n a , co W ołochów b ija ł, albo n are szc ie u śp. p u łk o w n ik a -b isk u p a , m u siałeś się spo tk ać z p an e m H o ra cy m 48.

Nie są to w ypow iedzi pisane całkiem serio. Podobnie jak rozm ow ę to w arzy sk ą (w id ea ln y m sensie) cechuje je ironiczna k o k ieteria, niem e- ry to ry c z n y w dzięk, k tó ry pozw ala m ów iącem u n ig d y nie ujaw n iać po­ w ażn y ch przekonań, a w ięc tu — b o h a te ra nie dotknąć, a d re sa ta zaś nie zniew alać do w y b orów w artościu jących. J e s t to au to teliczn a zabaw a, ze s tro n y a u to ra p o legająca n a ty m , aby w y m y k ać się czytelnikow i, m ó­ w iąc zarazem m nóstw o zajm u jący ch rzeczy o bohaterze. Tireść ro zm ai­ ty c h d e k la ra c ji p odm iotu m a ty lk o zapew niać rów now agę w arto ści w tekście-rozm ow ie, w żad n y m zaś razie nie pow inna skłaniać do „nie­ sm aczn y ch ” w niosków na te m a t poglądów au to ra. Ta re to ry cz n a m i­ sty fik a c ja czystej tow arzyskośoi oszczędzała w p ew ien sposób b ohaterów p o rtre tó w , p rzed e w szy stk im je d n a k ch ro n iła ich a u to ra przed n iec h ę ­ cią „ to w a rz y stw a ” , od któ reg o łask ta k w iele w jego życiu m ogło Nje- szcze zależeć.

F e lie to n y A lb u m u b u d ziły zain tereso w an ie przed e w szy stk im jako zjaw isko k ontekstow e. P rześlizg iw ały się one n ad ów czesnym i sporam i p u b licy sty czn y m i ja k nad rzeczą zupełnie oczyw istą i znaną. C zytało się je w ów czas zapew ne jako sw oiste, nieszkodliw e, plasty czn e dopełn ienie ow ych sporów . W edle św iadectw w spółczesnych, nikogo „ fo to g rafie” nie b u lw erso w ały 4®. Ich ch arak tero lo giczna o p ty k a red u k o w ała zarów no sa­ ty ry c z n e m ożliw ości nowego, nieobliczalnego g a tu n k u prasow ego, jak i ostrość p o lity czn ych rozg ry w ek , k tó re toczono w okół d y le m a tu polsko­ ści w k r a ju zab ran ym . Do po lity czny ch stro n n ictw , zdarzeń i in sty tu c ji G alicji autonom icznej odw ołuje się C hłędow ski jed y n ie „em blem atycz- n ie ” ; w y k o rz y stu je ich potoczne, n iekiedy s a ty ry c z n e 30 nazw y, zakładając, że czy teln ik doskonale zna ich desygnaty. F a k ty polityczne nie b y w ają przedm iotem m ery to ry czn ej oceny. Pozw ala sobie jed n a k a u to r na p e r­ sw azy jn e n ach y len ie w idoczne w p resu p o zycjach w a rs tw y n a rra c y jn o - -opisow ej tekstów . P resu p o zy cje te są zgodne z obłaskaw iającą frazeolo­ gią w łaściw ej p o rtre to m n a u k i o tem p e ra m en ta ch , z a w iera ją bow iem niechęć i d y sta n s do polity czn y ch „n am iętn o ści” oraz pochw ałę R eal-

p olitik. P re z e n tu je w ięc a u to r opcję a n ty ro m an ty c zn ą , an ty id ealisty czn ą

i a n ty m o ralisty c zn ą (jakk o lw iek słów ty c h n igd y nie używ a); opow iada

47 T a m że, s. 116. Chodziło o L eona S ap ie h ę, ks. w ojew odę.

48 T a m że , s. 173. K ry p to n im o w a n e osoby to kolejno: p a n n y S k rzy n eck ie, P o ­ toccy, T arnow scy, b isk u p Ł ęto w sk i i b o h a te r fe lie to n u — L u c ja n S iem ieński.

49 Np. w ed le św ia d ec tw a M ieczysław a P aw likow skiego. Zob. ta m że , s. XV. 50 J a k n p . „ tro m ta d r a c ja ” — o k reśle n ie Z agórskiego i L am a, o zn aczające T o­ w arzy stw o N arodo w o -D em o k raty czn e Sm olki.

Cytaty

Powiązane dokumenty

łow itą opieką C ypriana Brzostowskiego, wielkiego czciciela św. na zabezpieczenie klejnotów katedralnych, a przede w szystkim relikw ii św. depozytu, w ydaje

„Zwierzęcość” żeńskich potworów stała się dla mnie bardzo atrakcyjną kategorią, ukazującą cechy postaci na pierwszy rzut oka być może

Cała kolekcja biurek typu Bench z Systemu-eM wyposażona jest w blat przesuwny i uchylny kanał kablowy w standardzie.. W biurkach pojedynczych, blat przesuwny występuje

zawiera oświadczenie Wykonawcy o udzieleniu dla Zamawiającego 36 miesięcznej gwarancji, której bieg rozpoczyna się od daty spisania pozytywnego protokołu odbioru tych robót,

Projekcie – należy przez to rozumieć projekt: „Podniesienie kompetencji zawodowych uczniów i nauczycieli poprzez utworzenie Centrum Kompetencji Zawodowych w branży

Przedmiotem niniejszej specyfikacji technicznej (ST) są wymagania dotyczące wykonania i odbioru robót związanych z układaniem i montaŜem elementów

˙ze je˙zeli wyprostowany palec wskazuj acy prawej d loni wskazuje kierunek i zwrot wektora α, a , palec ´ srodkowy kierunek i zwrot wektora β, w´ owczas kciuk pokazuje kierunek i

Spółka, członkowie jej organów oraz kadry zarządzającej jak również akcjonariusze, doradcy, przedstawiciele Spółki nie składają żadnych wyraźnych ani dorozumianych