• Nie Znaleziono Wyników

Pisma Narcyzy Żmichowskiej (Gabryelli). T. 2

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pisma Narcyzy Żmichowskiej (Gabryelli). T. 2"

Copied!
294
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

NARCYZY ŻMICHOWSKI

(GABRYELU)

*

z ż y c io r y s e m a u to rk i s k r e ś lo n y m

przez

D-ra Piotra Chm ielowskiego.

W ydanie uskutecznione staraniem Re o a k c y i Bl u s z c z u.

TOM DROGI.

W A R S Z A W A .

(6)

^OSBOJIEHO I],E H3y P0I0.

BapmaBa. — 8 HoaSpa 1884 ro^a,

(7)
(8)
(9)

W ST Ę P N Y OBRAZEK.

J a k i to b y ł p rze ślic zn y ów kom inek, cośm y go k ilk a la t tem u gronem dobrych znajom ych z domu E m il­ k i ob siadali, codzień p raw ie, p rzez całe, dłu gie, je s ie n ­ ne i zim ow e w ieczo ry! N iz iu tk i, czarnym marmurem w yło żo n y, m iał d okoła bron zow ą g a le r y jk ę od s ta c z a ­ nia się g ło w ie n za b e zp ie czają cą , d w ie że lazn e p o d ­ sta w k i na k tó ry c h się d rew k a u k ła d ało — a d rew k a olszow e, ta k ie suche, ta k m ało zo s ta w ia ją c e po sobie w ę gla i popiołu, ta k czyste , jasn e, płom ienne, że c h o ć ­ b yś m iał sm utek na sercu, choć z g r y z o tę na sumieniu, to p rzy ich blasku i m yśli ci się rozjaśn ią, i d ro ga zb a ­ w ien ia u każe. T e r a z je sz c z e trz e b a sobie w yo b razić, że ten kom inek bezcen n y zn a jd o w ał się w dosyć du­ żym i w ysokim pokoju, że ten ogień niep ok alan y roz- ś w ie c a ł p o łysk am i sw ojem i c z te ry b ie lu tk ie ścian y, dw a g o ty c k ie okna z przym kniętem i od ogrodu okien ­ nicam i, śn ie ży ste zw oje m uślinow ych firanek, zło te r a ­ m y k ilk u m iejscow ych k rajo b razó w , karm azynow ym adam aszkiem w y b ite m eble, fo rtep ian w g łę b i sto ją ­ c y — a p o c zą w s zy od ósmej god zin y, tro ch ę na uboczu, sto lik n ie w ie lk i z całym h erbacian ym ryn sztunkiem , ze szklankam i, filiżankam i i z św iecącym sam owarem , k tó r y w m iarę d o syp yw an ych w ę g li sy c z a ł lub w a rc za ł

(10)

g o tu ją cą się w nim w odą. Im niepogodniej b yło na dw orze, tern rozk oszn iej lub ow aliśm y się ogniem ko ­ m inka i cich o ścią pokoju, i m uzyką sam ow aru — ach! bo nam w te d y ta k dobrze b yło jedn ym z drugim i, ach! bo m y w te d y ko ch aliśm y się ta k szczerze, szanow ali ta k ufnie, sp od ziew ali ta k niem ylnie!... D zisia j? los nas r o z w ia ł po szerok iej ziem i, obojętność, zapom nie­ nie, g o rzk a uraza, lub ża l g o rzk i śladem za tym i lub ow ym i b ie g ą . G d y b y nam zn ów gościn n e k to ro zn ie­ c ił ognisko, g d yb yśm y się ta k w s zy sc y dokoła niego zg ro m a d zili— c z y b y się te ż zapom niało uraz? c z y b y ju ż w s z e lk ą z se rca zrzu ciło tęsknotę? c zy p rzy ja źń znów- b y z b liż y ła dłonie, a pogodą czoła błysn ęły? N ie , ja r a d ż ę nie próbujcie n ig d y p o w tórzen ia p rze szło ści w a ­ szej. K t o k o ch a ł w ted y, niech ju ż te r a z ukochanych sw oich nie sp otyk a, k to w trum nie z ło ż y ł n ajdroższych, niech dziś w sk rzeszo n ych nie ogląda. K t o stra c ił, niech n ie odzyskuje, bo to okropność sp ostrzed z po la ­ tach dwóch, trzech , d ziesięciu , sp ostrzedz ja k oni r ó ż ­ ni od te g o czepi b yli. lub ja k m y sami różnym i; z a ­ w ie ś ć się na nich lub na sobie, z w spom nienia m ieć rozczarow an ie, lub w obecności z e g a r b iją c y sm utną n ie d o łę ztw a godzinę!... B o g d a jb y to nam oszczędzo- nem zostało, nam w szystk im , cośm y w ó w cza s sied zieli p rzy kom inkow ym ogniu i g w a rz y li ta k w esoło, ta k sw obodnie, t a k poczciw ie; a b y ła nas dość lic zn a g ro ­ m adka, a n iera z je s z c ze k to z d alszych znajom ych z a ­ w itał. P am ięć m oja w ie rn ie mi p rze c h o w ała k ażd ego, i p rze c h o w a ła takim , ja k im go m iała w chw ilach ow ych, nie takim , ja k im je s t te ra z , lub jak im j a go b yć sąd zę. N a jp ie rw E m ilk a , pani domu. w d ow a po m ężu k tó r y je j z a tru ł dni p ierw szej m łodości— b y ła to — w a ­ ham się w doborze w yrazów , anioł, c zy św ięta? — boć je s z c z e m iędzy jednem a drugiem w ie lk a zach od zi r ó ż ­ nica, w niej za ś do jed n eg o i d ru giego w ie lk ie b yło podobieństw o. A n io ł, posłannik, to duch c z y s ty i spo­ ko jn y, k tó r y prosto, ja k ro z k a z B o ży . ku dobremu idzie. Ś w ię ta , to có rk a tej ziem i, k tó ra w trudach i boleści w a lk ą i zw yc ię ztw e m dokupuje się nieba.

(11)

O tó ż m yśl E m ilk i b y ła aniołem , je j serce, św ię ­ tej sercem — ja k anioł nie w ą tp iła ona nigdy, cicha, i spokojna, żadnym in styn ktem , żadną p o trzeb ą cia ła ani um ysłu nie sta n ęła na poprzecz praw dom r e lig ii ch rześcia ń sk iej, a le t a w a lk a , unikniona w rozum ie, p rzen iosła się do se rca i se rce cierp iało okropnie.

W y s tę p k i b liźn ich , nied oskon ałości ukochanych, k lę s k i b ra te rsk ie s ta w a ły się dla niej żyw em ja k ran a cierpieniem — oburzenia, sk a rg i, p o tę p iają cyc h w y ro ­ k ó w nie zn a ły u sta E m ilii; zn ała je j dusza zato okro­ pność darem nych w y sile ń i c ię ż k ie p rób y stru d zen ia — w szy stk o je d n a k p rze trw a ła , za w sze łago d n a ja k słoń­ ce, k tó re złym i dobrym św ieci, za w sze c ie rp liw a ja k rzem ieśln ik , k tó r y d zień po dniu te ż sarnę rob otę za ­ czyna, za w sze ła tw a do oszukan ia ja k dziecko, k tó re samo nikom u n ie sk łam ało je szcze ; bo ona an io ł i św ię ­ ta — d w ie is to ty w p ołączeniu sw ojem tw o rzą c e ta k ą k o b ietę, ja k a za tr z y s ta lat, n ajp rędzej i najp o ch le­ bniej dla rodzaju lu d zk ie go lic zą c, b ęd zie dopiero mo­ g ła ży ć b ezp ieczn ie, błogo i szczę śliw ie .

T e r a z m iejcie się z n ią na ostrożności, m łode g ło w y i ufne serca. E m ilk a wam św ia t c a ły w sw oje w łasn e u b ierze su kien ki, p ójd zie z w am i szu k ać ś li­ cznych. a d alszych niż niepodobieństw o obrazków , r o z ­ p ieści w as za lad a p o czciw szą obietnicę, nie w y ła je n i­ gd y, nie odepchnie n igdy, ch oćb yście na to sto r a z y za słu ży li, choćby to wam do zd ro w ia n a jp o trzeb n iej- szem b y ło — chyba... le c z znów ż y c ie a n io ła p łyn ie ta k jasn ym strum ieniem , że zu p ełn ie „czarn e d ia b ły “ nic z niem nie m ają w spóln ego. Z tą d te ż zap ew n e E n iilk a w sw ojem w łasnem p rzekon aniu je s t bardzo surow a, bo żadnem u z nich nie p rze b a c z y ła je s z c z e , a inne o d c ie ­ nia p o p ielate, sine, brudne, je j białości nie ujm ują p rze c ie ż, same nią w zb o g a cić się m ogą. — E m ilk a nie w ątp i o nikim . Śm iałam się z niej czasem , że g d y b y od niej za le ża ło , to b y n aw et J u d a sz b y ł k ie d y ś z b a ­ wionym . i trz e b a w yzn ać, że n ig d y sz cze rz e na ten ża r t nie o d p ow ied ziała

(12)

O b ok E m ilk i, ja k o zu p ełn ą inność, E e lic y ą sad zać lubiłam . F e lic y a b y ła dla mnie id e ałem obecnej ch w ili, m iała s iłę p o trzeb n ą do m oralnych tego w iek u za p a ­ sów, nam iętne w s ze lk ie g o d obra p ragn ien ie, g w a łto ­ w n ą złe g o n ien aw iść, sąd rozum u b ez lito ści, m iłość dla m yśli sw ej w ię k s zą niż dla ludzi, a je d n a k ludziom bratn iej m yśli rę k ę z pomocą w y c ią g n ię tą i ż y c ie ca łe w y lan e. J a k E m ilia nie zn ała, t a k F e lic y a nie ro zu ­ m iała b łęd ów i ułom ności lud zk ich . E m ilii grzech b liźn ie go tłu m a c zy ł się nieszczęściem , lub cn otą omy- loną, F e lic y i upadkiem zupełnym ; p rzed F e lic y ą nie b yło sakram en tu p o k u ty i łe z o czy szcze n ia — je ś li w z g a rd ą nie za czep iła, to p rze s z ła obojętna, tu ląc d o ­ k o ła sz a ty sw oje, a b y g d zie m im ow olnie ich skrajem k a łu brudnego nie d otkn ąć. K ie d y je j ra z w y m aw ia ­ łam ta k ą n iem iłosiern ą sp raw ied liw ość, b rak iem czasu mi się tłu m a czy ła . W e d łu g zd an ia F e lic y i, ła tw ie j now e w znosić, niż zn iszczone podźw igać; zn iszczen ie u w a ża ła ona za n a jlo g ic zn ie js ze dla w sze lk ie j n ie d o ­ k ład n o ści n astęp stw o i od d aw ała mu b ez żalu zryw a n e stosunki, zapom niane im iona u sta ją cy ch na p ół d ro gi to w a rzy s zó w sw oich. F e lic y a ch oćby i za n a ja rty - sty c zn ie jszy c h w ra że ń podarun ek n ig d y się sp óźnić nie ch ciała. C zyn n o ść je j b y ła za d ziw ia ją c ą — od najp ro­ stszej ja łm u ż n y do n a jw zn ioślejszej około o św iecen ia b liźn ich p racy, od gosp od arstw a dom ow ego do filozo­ fii, od i g ł y do p o ezyi. od g a w ę d k i do nau czan ia — dni je j s ta r c z y ły na w szy stk o i w szy stk o b y ło dobrze lub piękn ie, szlach e tn ie lub odw ażnie. P ra w d a , że te ż P a n B ó g do w s zy stk ie g o je j drogę u ła tw ił: od d zie ciń ­ stw a o to c z y ł j ą k ó łk iem p oczciw ej rod zin y, d ał je j k o ­ ch a ją cą m atkę, w y k ształco n y ch b raci, p o ło żen ie w ś w ię ­ cie n ie za w isłe , w y ższe zdolności um ysłow e i p raw ą naturę.

P ie szczo n a , rozum na, śliczna, b ia ła j a k lilijk a , j a ­ sna ja k g w ia zd e czk a , ta k snadnie w z b iła się na w y so ­ k o ści czło w ieczeń stw a, ta k w y g o d n ie za w a ro w a ła oso­ b isto ść sw oję w za tra cen iu egoizm u, rad ość sw oję w o b ow iązkach , że nie u m iała sobie dobrać sk a li na

(13)

_

5

m ierzen ie postronnych uchybień. J e j ż y c ie ca łe było cz y s te i ty lk o c ią g le z n iższej do w y ższe j p rzech od ząc piękności, ro zw ija ło się. n ib y d zieło m uzyczne w edłu g praw rytm u i harm onii, w co raz śm ielsze, b o ga tsze i w d zię c zn ie jsze ak ord y. N ig d y F e lic y a nie m iała po­ wodu, żeb y choć na ch w ilę o sam ej sobie zw ątp ić. Z okiem badaw czem nieu stan n ie w g łą b w łasn ej duszy zw róconem , w id z ia ła ty le św ięto ści, ty le p raw d y w je j n a jta jn ie jsz yc h z a k ą tk a c h , że p raw da i osobiste u czu ­ cia w jed n o ść się dla niej z la ły zupełn ie, i że nakoniec. ja k k a żd a w y żs zy c h p rzezn aczeń isto ta , w ie r z y ć sam a w sieb ie z a c z ę ła . W sp ó łw y zn aw có w je j nie b rakło; ja ta k ż e n ależałam do ich lic zb y . E e lic y a , p ełn a w d zięk u i uroku, odw ażna, dow cipna, otoczon a p rzy ja ź n ią serc pośw ięcon ych, za zd rością nikczem nych , a szacunkiem ogółu, w y o b ra ż a ła mi k o b ie tę n a jzd o ln ie jszą do p r z e ­ p row ad zen ia w rze c z y w is to ść w szy stk ich k o b iecych o n iep o d le gło ści m arzeń. O n a jed n a m ogła stan ąć ta k siln ie, ż e je j boleść nie za ch w ia ła, t a k w ysoko, że je j śm ieszność nie d osięgła, a ta k p ięk n ie i bezp iecznie, że a ż innym z nią razem sta n ą ćb y się chciało. W s z y ­ stk ie cn oty, k tó re je d y n ie w norm alnych w arun kach b y ­ tu lu d zk ie go ro zw in ą ć się m ogą, b y ły w ła śn ie cnotam i P e lic y i; b ra k ło je j w p ra w d zie cn ót anorm alnych, d ro ­ bnych cnót cierp ien ia, le cz co tam dzisiaj po nich! — cn oty cierp ien ia, pokora, skrucha i lito ść bez granic, r e zy g n a c y a n iew yczerp n ięta , to dobre dla ascetów , dla p u steln ików T e b a id y . lub m ęczenn ików w K o lizeu m . N am trz e b a cnót siły , cn ót tryum fu, nam trz e b a k o ­ n ieczn ie cnót szczęścia , że b y inni w nas u w ie rzy li i ta k ja k m y cn otliw ym i się sta li. O! bo g łó w n ie o innych chodzi. P o je d yn cze j d u szy czk i B ó g ch yb a te r a z nie w puści do k ró le s tw a sw ego; to sam olubne zb aw ie n ie postów i um artw ień, długich p a c ie rzy i ciasn ego ż y c ia n ie je s t zb aw ieniem god zin y d zisiejszej. C ie rp , ale że b y braciom tw oim w eselej b yło na św iecie, módl się, ale że b y n iep rzyjacioło m tw oim ja śn ie j b yło w duchu— to B ó g k ie d y ś p o liczy c ie rp ie n ia i p rzyjm ie m odlitw y tw o je. J a k nie, to nie.

(14)

P rze k o n a n ie moje w tym w z g lę d zie było ta k silne, że nad ty s ią c e ow ych b iern ych za le t, k tó re in ­ dyw id u aln ość b ogacą, n ig d y n a ze w n ą trz nie rozp ro­ m ien ia ją c się. w olałam w s zy stk ie w a d y S e w e ryn y , dłu­ gim ciągiem n ie szc zę ścia zak o rzen io n e w je j duszy. T e w a d y p rzyn ajm n iej, obok n a jszla ch e tn ie jsze g o c h a ­ ra k te ru , obok n a jp ię k n ie jszy ch skłonności, głośno zd a­ w a ły się upominać o praw o do szczęścia , o praw o do tego . co dobrym dobroć u ła tw ia , co.chętnym czynnym i b y ć daje.

M łodość S e w e ry n y u b ie g ła w pośród lud zi zły ch i obojętnych; brudom szlach e ck iego ży c ia , nikczem no- ściom salonów p r z y p a tr z y ła się na w łasn e sw oje oczy. K a rm io n o j ą szyd erstw em i n ien aw iścią, ona szyd er stw o i n ien a w iść p rz e tra w iła na oburzenie, na d ra żli- w ość, na nieufność i w zg a rd ę . O b licze je j było s u r o ­ w e, sposób w y ra ż a n ia się c ie rp k i i o stry — a le serce? S z c ze rz e j, siln iej k o ch a ją ce g o nie b yło w śród w s z y ­ stk ich se rc od B o g a w yb ran ych . K a żd o c h w ilo w e za p o ­ m nienie sieb ie sam ej, k a żd o c h w ilo w a p raca dla dru­ g ic h , bez żadnej n a d ziei zw ro tn ego o d w d zięczen ia, bo n a w e t g d y j ą k to k och ał. S e w e ry n a nie d o w ie rza ła , bo n a w e t g d y p rzy ja zn ą rę k ę k to do niej w y c ią g n ą ł, S e ­ w e ry n a nie u ję ła je j w cale, odosobniona w boleści p o ­ d ejrzliw o śc ią sw oją. D la F e lic yi. dopełn ienie k a żd eg o ob ow iązk u b yło za w sze rad o ścią n a jw y żs zą , dla S e w e ­ ryn y, nieufnej w zględ em sieb ie i w zględ em drugich, bardzo często sta w a ło się p raw d ziw ą m ęczarnią; j e ­ dnak nie u ch y liła się p rzed żadnem w ym aganiem sw o­ je g o sum ienia — g d y uzn ała, że co je s t potrzebnem lub sp raw ied liw em , z w y trw a ło ś c ią s z ła ku sp ełnieniu t e ­ go, a szła p rze z w ła sn ą boleść, p rze z obce p o tw arze. F e lic y a w ięcej m oże dobrego zro b iła , S e w e ryn a źle n a ­ w e t ro b ią c, m iała n iezaw o d n ie w ięcej osobistej za słu ­ gi. G d y b y mi w olno było dla ty c h dw óch k o b iet p r z y ­ p u ścić ja k ie ś w lu d zk ości stosow n e do ich p ra c y te r a ­ źn iejszej odrodzenie, tobym p o w ied zia ła , że na p r z y ­ szłość F e lic y a b ęd zie a rty stk ą , S e w e ry n a k ap łan k ą, F e lic y a objaw i ludziom piękn ość w m oralnej d oskon a­

(15)

łości, S e w e ryn a da im pociechę. O b ręb doczesnego ż y c ia dla n ieszczęść S e w e ry n y nie ma je sz c z e p rz y s to ­ sow ania. S ą-to bezpłodne n ieszczęścia, k tó re j ą sarnę zro b iły mniej dobrą, a zły c h obok niej troch ę gorszym i. Sp o strzegam się je d n a k że , że zb y t n ieu w ażn ie szafuję tem i słow am i szczęście, n ieszczęście, rad o ść i c ie rp ie ­ nie, a m ógłby k to pom yśleć, że ja szczęściem i rad o ­ śc ią nazyw am w ie lk ie przyjem n ości, n ieszczęściem i cierpieniem p rzy k ro ść ja k ą w ie lk ą . A z a te m m ająte k , w y g o d y , z b y tk i, w ie lk i los na lo te ry i, szczę śliw e po- c ią gn ie n ie ta lii faraon a, koń, p a ła cy k , sukn ia modna, w stą ż e c zk a , lub k r z y ż y k z ło ty — w szy stk o razem b y ło ­ b y szczęściem . U bóstw o, zaro b ek c ię ż k i, p rzeszło- roczn y kap elusz, odzież trochę w y ta r ta , zgubione r ę ­ k a w ic z k i, ciasn a s t a n c y jk a — w szy stk o naw zajem n ie ­ szczęściem b y ćb y m usiało. Och! mój B o że! zgódźm y się na zn aczen ie w y ra zó w , lub k ie d y się zg o d zić nie m ożem y, to na cią g c z y ta n ia tej k s ią ż k i p rzyjm ijcie państw o m oje w ła sn ą deiin icyą. S zczę ście i n ie szc zę ­ ście od żad n ych zew n ętrzn ych nie z a le ż y okoliczności. S zczęściem n a w e t nie je s t u kochanie nas p rzez naju ko­ chańszą isto tę , n ieszczęściem nie je s t n a w e t śm ierć n a jd ro ższych naszych ; poprostu j a p rzez szczęście ro ­ zum iem to, co zbaw iennym w pływ em wTznosi, k s z ta łc i i u szlach etn ia ducha naszego, a nieszczęściem to, co go poniża, nikczem ni i gnębi.

D la te g o te ż różn e są szczę ścia i n ieszczęścia ró ż­ ne,'! d latego te ż w id ziałam częściej n ieszczęście w śród w ielu p rzyjem ności, ja k n ieszczęście w śród p rzy k ro ści w ielu. J e d n a k co k o rz ystn ie jsze , trudnoby dać w yro k , c a ła tejem n ica osobistości czło w ie k a w tern leży . F e - lic y ą nazw ałam szczę śliw ą , bo ro sła w śród dobrego, dobrą S e w e ryn ę n ieszczęśliw ą , bo w śród złe g o całej dobroci sw ojej ro zw in ą ć nie m ogła i n iera z n aw et z ły pozór p rzy b rała ; n ie szc zę śliw ą jed n a k nie n azw ałam T e k li, ch ociaż p o w ieść je j ż y c ia b y ła daleko smu­ tn iejszą.

T e k la c ię ż k ie p rze b y ła s tr a ty , a le boleść nie z a ­ tru ła je j stosun ków z ludźm i, p raw d a że te ż je d y n ie od

(16)

losu, nie od lud zi cierp iała . Z a w s z e spokojna i pow a­ żna, zd aw ało się ja k o b y dośw iadczone k o le je u ła tw iły je j tylk o ogólną dla w szy stk ic h dobroć. O cóż się m ia­

ła gn iew ać, o co n iep okoić, k ie d y ci. k tó r z y b y li w y r a ­ zem je j egoizm u na ziem i, a k tó ry c h b y ła b y m oże u k o ­ ch a ła z c a łą sła b o ścią d ro b iazg ow ych k ło p o tó w i k o ­ b iecej d raźłiw o ści, pod ziem ią daw no spoczęli? S ie ro ­ t a i w d ow a b ezd zietn a, sam a w sobie zw in ę ła się ja k lis te k czu łk i mimozy, z b y t re lig ijn a , zb y t szlach etn a jed n ak, w sobie, nie dla sieb ie zw in ęła . O w szem , je j ponętna, p ełn a cich ej godności uprzejm ość w szy stk ie se rca u jm ow ała, i co d ziw n iejszem zd a w a ć się może, ze w s zy stk ic h serc te szczegó ln iej, k tó re nam iętniej i g w a łto w n ie j w m łodych u d e rz a ły piersiach. B o też trz e b a p ow ied zieć, że T e k la w śród ty lu k o b iet, k tó re znałam , jed n a T e k la p raw d ziw ie p o b łażają cą b yć um ia­ ła. E m ilk i łag o d n o ść b y ła ra c ze j w iecznem u sp ra w ie­ dliw ieniem , ja sam a n ieraz, kied ym co złe g o zro b iła, a ch cia ła koniecznie, że b y m oje z łe nie ta k mi czarno z sum ienia w y g lą d a ło , to tylk o poszłam do E m ilk i i u sk a rży ła m się przed nią, ona z a ra z dow iodła mi, ja k j a to pragnęłam dobrze u czyn ić, ja k ja to będę m ogła je s z c z e p rzein aczyć, ja k j a to za w sze p o czciw a jestem , a ż słow o za słow em u w ie rzy łam je j nieraz i zd a rzało się naw et, że potem siln ie jszą b yłam w odtw orzen iu i popraw ie, niżbym n ią po sp ow ied zi w korn ej pokucie b y w a ła . A le z T e k lą to rze cz inna. T e k la m iała 0 złem i dobrem sąd n iezach w ian y, w y ra ź n y , stan ow ­ czy, a za w s ze z zim nym rozsądk iem zgodn y. T e k la k a żd e zd arzen ie ocen iła w ed łu g urzędow ej sp ołeczeń ­ stw a ta k s y , k a ż d ą pobudkę w e d łu g m oralnych p rze p i­ sów. ch ociaż d łu żn icy n a jw ię k si p rzy stęp do niej m ieli, ch ociaż się n ig d y przed błądzącym i nie usunęła. D la m nie w y o b ra ż a ła ona ja k ą ś zasad ę p rzy k re j r z e c z y w i­ stości, objaw ioną m iłosierd ziem ch rześcia ń sk ieg o serca 1 w sp a rtą p rzyk ład em ch rześciań sk ich u czyn ków . B a r ­ dzo często sp rzeczałyśm y się okropn ie. J e j p o jęcia za m k n ę ły się w n ie k tó ry ch form ułkach ta k p rzeciw n ych usposobieniu mojemu, że się z n ią w c ią g u rozm ow y na

(17)

dw a sło w a zg o d zić nie m ogłam , ale k ie d y czułam ja k ie sym ptom ata bezcelow ego rozm arzen ia i rozb iegło na c z te ry fa n ta zy e m yśli, k ie d y mi trz e b a b yło hartu. k a r ­ ności, zg o d y ze św iatem i zim nej w od y na g ło w ę, to sta w a ła m p rzed n ią i m ówiłam : „ Ł a j mnie, T e k lo ,“ a g d y T e k la ła ja ła , j a k łó tn i żadnej nie w szcz y n a ­ łam już.

' O b ok ty c b cz te re c h k o b ie t ze sta le określonem i ch arak teram i, w y o b ra ź c ie sobie tr z y inne je sz c ze , k tó ­ re nie b y ły tem , czem je P a n B ó g stw o rzy ł. J a d w ig a n ie b y ła p oetką, A u g u s ta nie b y ła a rty s tk ą . A n n a nie b y ła m atką. J ed n a k pew ną jestem , że nim p rz y sz ły na św iat, ich p rzed ch rzestn e im iona w niebie b y ły p o etk a, a rty s tk a , m atka. D o u rze czy w istn ie n ia ow ych im ion na ziem i, J a d w id ze b rak ło p isa rsk ie g o talen tu , A u g u ście p racow ito ści, a A n n ie d zie cię cia . J a d w ig a r z u c iła się n a w e t w e w p ro st p rzeciw n y zaw ód: sp iż a r ­ n ią i k rosien k am i cen traln e k ó łk o ż y c ia sw ego ob w io­ dła. sam a sieb ie n a z y w a ła p ra k ty c zn ą k o b ie tą i p raw ie b y ła n ią n aw e t. W e w n ę trzn a za to je j duszy h isto ry a r o z w ija ła się oderw anem i rzu tam i szalon ych p ragn ień , za ch w ytó w , zn iech ęceń i uw ielbień. Sp rzeczn ość tła ta k ie g o z rysam i głó w n ych n ib y figurek, osobliw szą te ż tw o rz y ła m ieszaninę. C oś n a k s z ta łt g o rą cyc h w ło sk ie g o n ieb a obłoków , pod k tó rem ib y m alarz w y o ­ b r a z ił śn ie g i p ółn ocy i k w itn ą c ą pom arańczę, Żm ujdzi- na w kożuchu i k lę c z ą c e p rzy k a p liczce N e ap o lita n k i. N ap o zó r ż y c ie J a d w ig i p łyn ęło cicho, jed n o stajn ie, gospodarsko; k to mu się zb lizk a p rzy p a trzy ł, ten w id zia ł dopiero c a łą d ram atyczn ość je g o , ch ociaż w k s z ta łty w yp ad k ó w o b ję tą nie b y ła , ten czuć m usiał ca łą liry k ę , choć mu je j słow a n ig d y nie w y p o w ie d zia ły . J a d w ig a dla k a żd ej p iękn ości, dla k a żd e g o w ra że n ia m iała stru ­ ny od serca do m ózgu p rze c ią g n ię te , i te stru ny pod każd em dotkn ięciem d źw ię c za ły najcu dow n iejszym i to ­ nam i uczu cia i w yo b raźn i, ale dla niej sam ej w za m k n ię ­ ciu g łęb ok iem d źw ię c za ły . C zasem uroda k o b ie ty z a ­ ję ła j ą ta k żyw o , ja k o czarow an ego kochanka; po ca ­ łych god zin ach słu ch ała m ile b rzm iącego głosu, p a­

(18)

— 10 —

t r z y ła w czarn e lub b łę k itn e oczy, u k ła d a ła sp lo ty j a ­ snych lub ciem nych w a rk o c zy . P r z e z jed n ę zim ę sza ­ len ie łu b iła tań ce, potem k w ia ty , potem m uzykę, upo­ dobania je j w y ró w n y w a ły w sile i zm ienności nam ię­ tnościom inn ych kob iet, tylk o że J a d w id ze z upodobań je j p rzy b y w a ło cią g le w ła d z i p o jęć n ow ych , a innym kobietom z nam iętności, ż y c ia i p raw d y ubyw a. J a ­ d w ig a w k och an ych sw oich k o ch a ła za w sze p ie rw szą ch w ilę w łasn ego pociągu, sy m p a ty ą sw oję, le c z je d n o ­ cześn ie d la sp ra w ie d liw o ści sw ych p ojęć m usiała w nich stw o rzy ć ja k ą ś doskonałość. W ielu b y ło t a ­ k ic h ludzi, od k tó ry c h w s trę t n ie p rze zw y cię ż o n y j ą d zielił; na m ierność nie m iała żadnego uczucia, w te ­ ra źn ie jszo ści często bardzo okropne sp o ty k a ły ją z a ­ w od y, le c z p rzeszło ść o d g a d y w a ła t a k b ystrem i tra- fnem w nioskow aniem , ja k g d y b y h isto ry a n a jo d leglej­ szych w ie k ó w je j w ła sn e z a w ie r a ła wspom nienia, a z p rzy sz ło śc ią ta k śc is ły po św ięcen ia i zap ału sto su ­ nek j ą łą c z y ł, że nieraz je j n a d zieje m ogły się darem p roro ctw a w yd aw ać. N iesp okojna, natchniona, z entu- zyazm u w utrudzen ie się p rzerzu ca jąca, z utrudzen ia w w ą tp liw o ść, a potem znow u je d n ą ch w ilą zach w ytu , jedn ym prom ieniem p ięk n a o rzeźw ion a, a za w sze p rzez pośpiech i p rzez zm ęczen ie sw oje ku n a jw y ższo ści do­ brego b iegn ąca, a za w sze w ch w ilach ro zp a c zy i szczę ­ ścia z niew idzialn ym tajem nym B o giem ideału w p ie r­ siach sw oich c z y ż J a d w ig a nie b y ła p raw d ziw ą poe­ tk ą? Och! 'ja wam rę czę , ż e b yła. ty lk o n ie w szyscy j ą odgadli, bo to m ało m ów iąca, kam iennego n azew n ątrz u ło żen ia k o b ieta, le d w ie że czasem , czasem płom ien- nem ja k ie m sp ojrzeniem dusza je j szcze rze p rze z oczy m ign ęła.

A u g u s ta b y ła ja w n ie tern w szystk iem razem , czem J a d w ig a w sk ry to ś c i ty lk o , w tre śc i sw ego ż y c ia być um iała. N ad to B ó g j ą je s z c z e o b d a rzy ł zn aczn ą p o rcyą talen tu i d ziw a ctw a , a p rzy o d z ia ł w d ziękiem ta k uroczym , żeśm y j ą w s z y s tk ie p su ły potrochu. J a ­ d w iga szczegó ln iej, c z c ic ie lk a w sze lk ie g o piękn a, op ra­ w iła j ą w se rce sw oje, n ib y dyam ent n a jp rzeczystszej

(19)

11

~

w ody. Trudno-bo te ż w y o b razić sobie w ięcej ponętne stw orzen ie: k a żd y je j ruch zosobna m ógł b y ć żyw cem na model p rze z sn y ce rza w z ię ty , k a żd e p rze g ię c ie je j drobnej i szczup łej k ib ic i m ogło b y ć p rze z b a ja d e ry w schodnie studyow ane. a ja k śp iew ała! to istn y sło w ik z ponad b rzegó w P ilic y słuchany, tylk o że sło w ik rz a d ­ ko się o d zyw ał, a m łode orlę często za to nie jed n ę z nas i sk rzyd łem p o trą ciło , i szponam i drasn ęło cza ­ sem. S ark azm b y ł u niej na k a żd e za w o łan ie g o to w y , po sark azm ie p ieszczota, ztą d p rzy k ro ść m oże, ale gn iew u n igdy. Zm ienny, a w k a żd ej zm ianie zarów no g w a łto w n y c h a ra k te r A u g u s ty , m im owolnie p rzy w o ­ d ził mi na m yśl ja k ie ś cudzoziem skie pochodzenie, w e ­ d łu g rodzicóAv je d n a k b y ła to p raw d ziw a , n a w e t zd a je mi się w ie lk o p o lsk a szlach cian k a; w e d łu g ducha z a p e ­ w n e w e fran cu sk ie j lub w łoskiej m yśli p o czę tą b y ć mu­ sia ła . K t o je j nie sp otk ał, ten sobie w y o b ra z ić nie m oże ta k różnorod nych ż y w io łó w w je d e n u tw ór k o ­ b ie ty zm ieszan ych . J a k a ś n a d zw y k ła d elik atn o ść zm ysłó w na poch w ycen ie w sze lk ie j g r y słonecznych prom ieni, na ocenien ie d źw ięk ó w , na u ży c ie k ażd ego zja w isk a n a tu ry i sztu k i. J a k ie ś ro zk a p ry sze n ie d zie ­ cinne, a m ęska w u rzeczyw istn ien iu sw oich pragnień w y trw a ło ść. J a k a ś n iep ojęta, że się ta k w y rażę, elastyc zn o ść um ysłu i zdania, a bezp rzestan n ie toż samo d ążen ie ku sp otrzebow aniu w s ze lk ic h p rzed ­ m iotów na w ra że n ia sw oje. J a k a ś bezm yśln ość c y ­ g ań sk a, a w ym agan ia k r ó le w s k ie , ja k a ś tk liw o ść w yb u jała, a cie k a w o ść n iełito sn a , ja k a ś osobliw ość z n ajpospolitszem i spadkam i, a ch w ile n iespodzian e­ go en tuzyazm u z n a jczystszem ducha w zniesieniem , i obok te g o je s z c z e dar m alarstw a, podw ójny, sło ­ wem i pędzlem , p ieśn ią i farbam i — to b y ła A u g u ­ sta. M a lo w a ła te ż ona ż y c ie sw oje, m alo w ała w z a ­ ch w y ca ją c e o b razk i, w m iłość, w p rzy jaźń , w p ośw ię­ cenie, a j a posądzałam ją , że d latego m aluje ty lk o , b y im się p rzy p a trze ć z rozkoszą. L u d zie pow ażn i, l u ­ d zie su row i ja k a r ty k u ł ko d ek so w y, c ię ż k ie m ieli p rze ­ ciw niej za rzu ty. M ów ili, że to le k k a i p łoch a k o b ie­

(20)

- 12

-ta. m ów ili że to zaw odne i k ła m liw e serce, le c z co tam oni w ied zą , ta c y ludzie; oni n a w e t się nie dom yślają, ile p raw d y b y ć m oże w jed n ej ch w ili zach w ycen ia, ile cn oty w jedn ym b łęd zie. J a tam n ie u spraw iedliw iam i nie tłum aczę, ale w id zę ta k ja k o je s t i wiem . że se r­ d eczn ie koch ałam A u g u stę , i w iem , że ona n ig d y nie sk ła m ała nikom u, bo n ig d y n ie sk ła m a ła samej sobie, a k łam stw o zupełne, k łam stw o solenne n a jp ie rw od sam ej sieb ie się za czyn a . W p ra w d z ie n ieb ezp ieczn ą r ze c z ą b yło u w ie rz y ć je j każdem u słow u, k to u w ie rzy ł, sobie m ógł ty lk o w in ę p rzyp isać, bo czem uż lep iej nie za sta n o w ił s i ę , nad w arunkam i, w k tó ry c h te sło w a w ym ów ione b y ły; ze zm ianą w arun ków i w a rto ść słó w się zm ien iała. Pom im o ta k ie j niep ew n ości ju tra , po­ mimo ta k ic h d ziw a c tw dnia d zisiejszeg o , co sz c z e g ó l­ niej ku A u g u ś c ie n ęciło silne i szlach etn e serca, to p rzec zu cie je j słab o ści, je j, że ta k powiem , k o b iecego n ied o łę ztw a. W całej h ardości, w e w s zy stk ic h uch y­ bien iach, w k a żd ym ro z k a z ie tej dumnej pani, ła tw o m ożna było odgadnąć pokorną na k ie d yś i w y p a rtą z in d yw idu aln ości sw ojej niew olnicę.

P rzy p u śc iw szy , że ta k o b ie ta p o k och ała się na- ko n iec i w zajem nie pokochaną zo sta ła, ręczę , że czło ­ w ie k je j w yboru je st czło w iek iem n iep osp olitych zd ol­ ności, p rzed którym ona p a d ła na kolana, którem u w ię ­ cej z a w ie r z y ła niż sobie sam ej, n iż praw dom r e lig ij­ nym . T e n c z ło w ie k m ógłb y j ą bić, m ógłb y j ą sponie­ w ie ra ć, m óg łb y j ą w w iecznem przed sobą u trzym ać poddaństw ie, a le biada mu, je ż e li się do sza leń stw a w d ziękiem sy re n y upoi, biad a mu je ś li na w yłączn o ść je d y n ą , na cel ż y c ia je d y n y a rty s tk ę um iłuje. A r ty s tk a mu se rce p o gryzie; w je j cudzoziem skiem , południow o- w schodniem uczuciu n ig d y niem a spokoju i rów n o w a­ gi, z n ią za w sze w a lk a n ieustann a o koronę lub k a jd a ­ ny; ja k niema, w a lk i, ta k ju ż i u czucia niem a.

A n n a p ięk n ie jszą b y ła od A u g u s ty , troch ę sta r­ szą za led w ie, a p rze c ie ż obok niej m ężczyzn a m łody i n am iętn y n a w e t daleko pręd zej m ógł zapom nieć, że się zn ajd u je obok k o b ie ty, k tó rą m arzeniem i p o żąda­

(21)

- 13

-niem, św ię to ś c ią i grzechem ukochać mu je s t wolno. N ie id zie z a tem, b y tem u lub owem u w g ło w ie się nie za w ró ciło , b y ten lub ów n ie w ym od lił do niej n a jg o ­ rę tsze j m łodocianego se rca m odlitw y; a le p rzynajm niej o ile n iew ysłu ch an y. o ty le zw olna inne p rzy jm o w a ł stosunki, o ile tego godny, o ty le szczerym zo s ta w a ł p rzyjacielem i bratem ży czliw ym . W is to c ie ja sam a n ie ra z za sta n a w ia ła m się darem nie, k o go b y te ż A n n a pokoch ać m ogła, ta k ą zw yc za jn ą , u le g łą , k o b ie cą m i­ łością? J e j dusza b y ła pełna i za w sze sam ej sobie w y sta rc za ją c a , je j ch a ra k te r s ta ły i m ocny bez ża d n e­ go w ysilen ia , bez żadnej z ludźm i lub ze sobą w a lk i, je j dni b y ły za ję te i czyn n e u ży te c zn ą p racą, je j oso­

b isto ść ta k piękn ie i doskon ale ro zw in ię tą , że w mo- jem p rzekon an iu m iłość n ic a nic ju ż do niej p rzy rzu ­

cić nie m ogła, m iłość zaś (i to ta k ż e w mojem p rze k o ­ naniu) na u zu p ełnien ie tylk o , na w y ż s z ą doskon ałość Avładz i skłonn ości daną je s t czło w ie k o w i. J e ś li do­ w ód ja k i m ógł stanow czo p o p rzeć zd anie m oje o A n ­ nie, to w ła śn ie b yło to u czu cie m acierzyń sk ie, bez d ziecięcia , ja k ju ż wspom niałam , zbudzone w je j p ie r­ si. Ż ad n a osobista nam iętność nie w ta je m n ic zy ła je j w o b ja w y te g o in styn k tu , a p rze c ie ż ob jaw żad en u k ry ­ tym nie b y ł przed dom yślnością i cudow ną w sze c h w ie ­ d zą je j serca. W s z y s t k ie d zie ci za jm o w a ły ją ta k szczerze, ja k zajm ują ow e dobre m atki, co w nich w i­ dzą sw ojej w łasn ej osobistości podobieństw o, lub r ó ż ­ nicę sw ojej p rzyszło ści, n ad zieję lub trw og ę. I nie m yślcie, że je j m acie rzyń stw o w zględem tych drobnych is to te k p rzem aw iało jed y n ie . A n n a w każd em u czu ­ ciu sw ojem , w p rzy ja ź n i, w dobrej znajom ości, n aw et w uczuciu w zględem ro d zicó w za w sze tro ch ę m atk ą b y ła . K t o za s ze d ł w k ó łk o je j ży cia , ten m usiał do­ zn ać je j tro sk liw o śc i i opieki; krew n i, dom ownicy, są- sied zi, w ło ścia n ie w io sk i w k tó re j m ieszk ała, c zy to w zm artw ieniu , c z y to w kłop ocie, c z y to w chorobie, pew no j ą z a r a z p r z y sobie w id zie li i pew no w id ząc, b y li z a ra z cierp liw si, sp okojniejsi i zd row si, bo A n n a um iała w szystk iem u za rad zić, na w szy stk o zn a le źć po­

(22)

14

moc i lek a rstw o . A. je d n a k ta A n n a. co ta k cią g le drugim i się zajm ow ała, m ogła słuszniej n iż sto innych k o b ie t o sam ej sobie p om yśleć ty lk o i n ik tb y się temu n ie d ziw ił, w ielu bardzo p rze b a czy ło b y zupełnie. P rz e d ­ m iot zdolnym b y ł n a w e t sam olubstw o u sp ra w ied liw ić. W z r o s t w y sm u k ły i p o w iew n y ja k to p o lk i m łodej, r y ­ sy czysto oznaczone j a k w n ajp ięk n iejszym szk icu ł łe - tza, k tó r y ołów kiem p o ezye S z y lle r a i G o e th e go dla w zroku tłu m a czył, o czy prom ienne j a k dw a czaruo- . k s ię sk ie karb u n k u ły. n o gi do pei-skich kob ierców , ręce do zło ty ch p ierścien i, k s z ta łty c ia ła do a tła só w m ięk kich ... i to w szy stk o tru d ziło się koło cieb ie nieraz, a ta k sk ład n ie i zręczn ie, ta k ja k o ś z p rzy w y k n ie n ia i bez m yśli niby, że na słó w k o sporne stosow nej chw ili b ra k o w ało ci zaw sze. P ra w d a że te ż A n n a um iała p rzy b ra ć n a k a zu jącą p o w agę i rza d k o k to m ógł się je j z k a rb ó w p osłu szeń stw a w yłam ać; j a tego n ie próbo­ w ałam , n a w e t j ą w r ę k ę ca ło w a łam n ie ra z, och! ca ło ­ w ałam z w ie lk ą przyjem n ością... bo co za ręka!...

N ie z g ra b n ie tu ta j o dkreślan e sy lw e tk i muszą czyteln ikom w y s ta rc z y ć na zapozn an ie się z żeń ską p ołow ą n aszego zgrom adzenia. D la dokładn ości r e g e ­ strow ej moję w łasn ą je s z c z e u m ieścićby się god ziło, ale ta p różność n ieszczęśliw a!... p rzy p o p rzed za jących nieco za tru d n y ob ow iązek.

L e p ie j wam powiem : p rze b ie g n ijcie tę k s ią żk ę , b ęd ziecie m ieli n ie k tó re za ry s y ; jestem potrochu tem w szy stk iem . co w niej napisałam , ch o ciaż jestem d a le ­ ko w ięcej tem . czego w niej nie napisałam w cale.

Ż m ężczyzn , k tó r z y co w ieczó r p raw ie uzupełniali nasze to w a rzy s tw o kom in kow e, n ajlep iej pam iętam :

A lb e r ta filozofa. H e n ry k a zap aleń ca, L e o n a me to d ystę, Edm unda m istyk a, T eo fila d zie c ia k a i B e n ja ­ m ina z dwoma przydom kam i, bo w dni u ro czyste z w a ł się H um boldtem , w dni p ow szednie Ł ysym .

A lb e r t „filo zo f.“ stosow n ie do sw ego ty tu łu , k o ­ c h a ł m ądrość, k o ch a ł j ą szcz e rze , p o czc iw ie, ale w k s ią ż k a c h dopiero. Ż y w e g o ż y c ia nie n a u c z y ł się je sz c ze , ch ociaż g w a łte m ku temu zd ą ża ł. D z iw n ie

(23)

15

o d b ija ła je g o zdolność rozum ow a, n a d zw ycza j trafn a w kom binaeyach w n iosków i w yo b rażeń , okok naiw nej niedpm yślności rze c z y w is te g o św iata , a p rzytem obok c ią g łe j p ra c y nad zastosow aniem w szy stk ich czyn ów do w szy stk ic h pojęć sw oich.

W ie d z a i p rak ty czn o ść t k w iły w d uszy A lb e r ta , le cz ja k d w ie lin ie rów n o le gle, n ig d y się z łą c z y ć w punkcie u zn an ia nie m ogły. K ie d y rze c z sz ła o h i- sto ry ą . A lb e r t, ja k n a jb ie g le jszy h isto ryk , um iał oce­ n ić stron nictw a, czyn y i zasad y, mnie się je d n a k zdaje, że g d y b y sam do usnucia i p rzep ro w ad zen ia ja k ie g o planu p rzy stą p ił, ty le b y mu n a d ał w szechstronności, ty le ozdób i różnorodnych w arun ków , że n akoniec z c a łą n ieskończon ością sw oich w id o k ó w do końca tra- fićby n ie m ógł. albo p rzynajm niej to k zd arzen ia zu p e ł­ nie od p ie rw o tn e g o b y się ró ż n ił deseniu. W rozm o­ w ie o uczuciach A lb e r t p rześliczn e n iera z p ra w ił nam aforyzm y; pew ne dane sło w a t a k lo giczn ie r o z w ija ł i d elik a tn ie cien io w ał, że a ż słu ch ać b y ło przyjem n ie, le cz m ógł się koch ać do późnej staro ści i n ie w ie d zie ć z p ew nością, c z y to m iłość je s t tak a? lub naw zajem m ógł się nie k o ch ać w cale, i dla te j lub owej o k o li­ czności. k tó re j m ia ł „ a p rio ri“ p ojęcia, dla te g o lub ow ego stosunku, k tó r y w e d łu g zasad rozum ow ania p o ­ w in ien się b y ł z w yn ik iem m iłości jed n o czyć, m ógł n a j­ sum ienniej b yć przekonanym , że się k och a p raw d ziw ie, nam iętnie, p o etyczn ie. R zą d k ie m u nas n ieszczęściem , A lb e r t c z y ta ł i p isa ł z b y t w iele. T a p raco w ito ść n ie ­ m iecka ro z d w o iła k ie ru n e k s ił je g o , za c zy n a ła n aw e t g ro zić ich w yczerp n ięciem . ja k u schnięcie gro zi m ło­ dej d rzew in ie, g d y bujnem i sokam i zb yte czn e u stóp sw oich p rzek a rm ia g a łę z ie . N a sz k lim a t w id ać nie sp rzy ja erudycyi: to m onarchini w y łą c zn e j słu żb y i zu­ p ełnego ż ą d a ją c a poddaństw a; u nas g ło w y a ż le k k ie czasem od zb ytk u p oezyi. se rca a ż c ię ż k ie czasem od zb ytk u uczucia.

N iejed en ch cia łb y eru d y cy ą zro b ić powolnem na­ rzęd ziem sw oich w y m ysłó w i p ragnień , oszuku jąc się ta k samo, ja k A lb e r t oszukał. M ię d zy eru d y cy ą a

(24)

ro-- 16 —

dzim em i skłonnościam i p o w sta je cich a, n iep ostrzeżo - na w a łk a, k tó re j ofiarą p aść musi albo rozum, albo szlach e tn ość m łodzieńcza, albo c z ło w ie k m łody. W s z y ­ stk o to je s t w szelak o mojem przyp u szczeniem tylko; pew nikiem w życiu A lb e r ta b y ły je g o o b ycza je n ie sk a ­ żone, je g o c h a ra k te r p raw y i ta k p ełen godności, że mu zjed n a ł ogólny w rów ie n n ik ó w gron ie szacunek. O n m łody, 011 ubogi i cichy, s ta ł się p raw ie ja k ą ś mo­ ra ln ą dla nich w ła d z ą i p otęgą.

Och! bo m łod zież nasza, ch o ciaż zepsuta, p ró ż­ niacka. n ie w yk szta łc o n a, ma ten in sty n k t p rzy n a j­ mniej, że uszanuje za w sze lu d zi p ra w d ziw ie m oralnych, szczegó ln iej g d y ci lu d zie p iszą i c z y ta ją k s ią ż k i. L i ­ te r a tu ra nie s tr a c iła w śró d nas je sz c z e sw ojego uroku, g d y ż zo s ta ła p oczęści owem bóstw em w ym agającem ofiar z ży c ia , szczę ścia i m yśli, a nie z n iż y ła się do stop nia p o słu g a czk i-k a rm icie lk i, p rzyn oszącej ofiary d la zb ytk u , p różn o ści i zło ta .

H e n r y k „za p a le n ie c “ ztąd o trzym a ł sw oje p rze­ zw isk o , że ta k ż y ł prędko, ch ciw ie i g w a łto w n ie, ja k - g ć y b y najm łodszem u z nas w szy stk ich , najw cześn iej m iała w y b ić o statn ia godzina. A lch em ik , coby w z ią ł trzech lud zi z burzliw em i i sprzecznem i skłonnościam i, cz te re c h innych z cn otą n ajw zn ioślejszą, p om ieszał r a ­ zem , u tłu k ł w m oździerzu, n a la ł w odą w iślan ą, z a g o ­ to w a ł p rzy w u lkan ie, odcedził p rzy k się życu , trochę p o d sy cił s ia r k ą i sa le trą , m iałb y dopiero dla osobliw o­ ści, lub dla p rze stra sze n ia spokojnych am atorów w ista i ojców rod zin y esencyą podobniuteńką do ta k ie g o ja k

H en ryk czło w iek a . I le ten ch łop iec przed dniem p e ł- . n oletn ości sw ojej nauk. uczuć i zd arzeń sp otrzeb ow ał. to b y jak iem u starem u F ra n cu zo w i na dw unasto-tom o- w e p a m ię tn ik i w y sta rc zy ło , k a ż d y tom in 8-vo i bez in te rlin ij drukow any. P r z y n ad zw yczaj w ą tłe j p o sta ­ ci, p rzy dość m iękldem w ychow aniu, że la zn a je g o or- g a n iz a c y a nie u p ad ała pod żadnem nadużyciem zby- , tk ó w i trudu, egoizm u i p ośw ięcen ia. A ch! ża l mi te ­ ra z, że napisałam to słow o: egoizm . On i egoizm? On, co ta k sz a fo w a ł zdrow iem , m ajątkiem , szczęściem .

(25)

— 17 —

co dla p rzy ja ź n i lub szlach etn ego celu b y łb y sw e d o ­ bre im ię oddał bez w ah ania, i n a zw a ć go egoista! K i e ­ dy d zisiaj p ie rw s zy le p szy c z y te ln ik rozum ie p rzez e g o istę czło w ie k a , k tó r y w szystk o , a szczegó ln iej p ie ­ n iąd ze g arn ie ku sobie, k tó r y n iczego, szczegó ln iej p ien ięd zy, n ie da od sieb ie, fe! to szk arad n e w y ra zu n ad u życie. H e n ry k nie b y ł eg o istą . H e n r y k a osobi­ sto ść ty lk o b y ła ta k w y d a tn ą w tem, co czyn ił, ta k z a ­ in tereso w an ą w tem , czego p ra g n ą ł, ta k p o łączon ą z tem , czem u się p o św ięcał, że b y łb y się d ał za b ić dla tego , a je sz c z e w ielu bardzo ludziom i m nie sam ej zd a ­ w ać się m ogło, że d ał się zab ić, bo mu to w ie lk ą p r z y ­ jem ność rob iło. In n e je g o z egoistam i podobieństw o le ża ło w upornej zacięto ści, z k tó rą w s z y stk ie sw oje p rze p ro w a d za ł zam iary. C zasem b y ły to sp ra w y zu­ p ełn ie dla niego obojętne, a za w s ze ta k ie , z k tó ry c h mu żad n a w y łą c zn a k o rz y ś ć sp łyn ą ć nie m ogła. C z y szło o to, że b y ja k ie m ałżeń stw o zn ajom ych p rzy w ie ś ć do skutku, c zy że b y m iejsce stosow ne dla kogo w y ro ­ bie, c z y że b y k s ią ż k ę z jed n ej do d ru giej p rzen ieść b i­ b lio tek i, skoro sobie p o w ied zia ł, ż e to b ęd zie dobrem i pożyteczn em . za ra z b ra ł się do u sku teczn ien ia p ro je ­ k tu i w te d y n ic go ju ż nie obch odziły postronne p rze d ­ m ioty; z n ajob ojętniejszem okrucień stw em s tą p a ł po sp otyk an ych w drodze zaw ad ach , z n ajdo sk on alszą po­ god ą um ysłu i tw a rz y w e so ło ścią z b liż a ł się ku zam ie­ rzonej m ecie, ch oćby tam kogo w drodze p o trą c ił i zd u ­ sił. S trac h czasem b yło tego d zie ck a z b łęk itn em i oczym a, z śłepem n iedośw iadczen iem a żą d zą płom ien­ ną. P rz e c z u w a ło się. że dusza je g o , silnem pchn ię­ ciem B ożem w ś w ia t p rze strze n i rzucona, m usi bez sp oczyn ku i zn aczen ia ja k ie ś fa taln e , p lan etarne z a ­ k r e ś lić koło. N ig d y się H e n ry k nie co fn ął p rzed ż a ­ dnym środkiem , k tó r y mu osiągnienie celu u ła tw ia ł. Z upodobania n a w e t w y b ie ra ł m ach iaw ełsko-zręczn e podstępy, ch o ciaż c a ła n atu ra zd a w a ła się raczej do g w a łto w n y ch cią g n ąć go czyn ów . B y ło -to w ła śn ie n ajosob liw szem d ziw actw em je g o osobliw ej i d ziw a ­ cznej indyw idualności, a m oże te ż b yło re s z tą je s z c z e

(26)

-

18

pew nego stu d en ck iego humoru, k tó r y w p rzeb ie gło ści dow cip je d y n ie , w podejściach fig le w id z ia ł zło śliw e. B ą d źco b ą d ź, H e n ry k daleko w ię c e j się u cieszył, k ie d y złe g o oszukał, niż k ie d y dobrego p rzekon ał. D n i mi- sty fik a c y j. w y k rę tó w i zw odzeii b y ły je g o niedzielne- mi, je g o rek racyjn en ii _ dniami; w ten cza s ja k dziecko p raw d ziw e sk ak a ł, p rzy śp ie w y w a ł sobie, r ą k z a c ie ra ł i w ło só w p o p raw iał. R óżn orodność ży w io łó w , sk ła d a ­ ją c y c h m oralną je g o isto tę, w ie lce mu się s ta w a ła w ra za c h ta k ic h pom ocną.

N o w o ży tn y A lc y b ia d e s m ógł k a ż d ą rolę z za d zi­ w ia ją c ą d ok ład n ością p rze d sta w ia ć, g d y ż ro la k a żd a tą lub ow ą stron ą o p raw d ziw o ść je g o ch a ra k te ru z a ­ c zep iała . T a k n ieb ezp ieczn y tale n t r o z w in ą ł w nim szk a ra d n ą je d n e w adę. C z y mu b yło p o trzeb a, c zy nie b y ło p o trzeb a. H en ryk k łam a ł b ez lito ści; ja k tylk o szło o ja k i fa k t, szczegół, ze w n ę trzn ą okoliczn ość, c zy to b ła h ą drobn ostkę, c z y przedm iot n a jw ię k sze j w a g i, on pew no n ig d y p raw d y nie p o w ie d zia ł, a p rze c ie ż ze w s zy stk ic h kłam ców , on je d e n szczere go w strę tu nie obudził w nikim — pręd zej n ien aw iść lub chęć zem sty w y w o ła ł. W s t r ę t i p o gard a śladem k ła m stw a idą, bo k łam stw o k a ż e się za w sze dom niem yw ać tch ó rzo stw a i podłości. O d w yso k ich do niskich, k to kłam ie, ten się boi: k to k łam ie, ten zd rad za i chce ze zd ra d y k o ­ rzy sta ć , le c z H enryk?...

H e n r y k b y ł odw ażnym ja k lew . b y ł w gru n cie se rca szlach etn ym ja k epopeja; je ś li kłam ał, to źe z b y tk u g o rą czk o w y ch m yśli, z m align y lub fa n ta zy i ty lk o , a p rzytem w ży ciu sw ojem m iał jedn o uczucie, jed n e św ięto ść, k tó r a m ogła i sto k ro ć cięższe w in y ł a ­

sk ą sak ram en taln ą w oczach bardzo surow ych sędziów okupić, za g ło s k o b ie t rę c zę przynajm niej — H e n ry k k o ch a ł sw oje m atkę! — M iło ść syn ow ska, ja k p olarna g w ia z d a zb aw ie n ia , p rzy św ie c a ła nad b u rzliw o ścią j e ­ go szaleń stw , nam iętności i błęd ów , s tr z e g ła go od z a ­ tr a ty . ku cnocie natchnieniem w io d ła. T rz e b a go b y ­ ło w id z ie ć z t ą m atką, że b y m ieć dokładne pojęcie o tle zb yte czn y ch nad datków , o tle rze czy w iste m ty lu

(27)

- 19 —

p o p lątan ych arab esk ó w . K ie d y szło o je j przyjem ność, ca łe dni cię ż k ie g o znoju, w y d a w a ły się ch w ilam i n a j­ ro zk oszn iejsze j u czty . K ie d y za sła b ła , ca łe noce b e z ­ senne nie m ogły zw ą tp ić je g o tro sk liw e j opieki. D la m atk i b y łb y się w y r z e k ł w s zy stk ie g o , p rzez m atkę, g d y b y n a w e t r e lig ia wr sercu je g o w y g a s ła , p rze z m a­ tkę b y łb y B o g a zrozum iał. Och! ja k to dobrze, H en ­ ryku,. że m y się ju ż nie sp otkam y z sobą! Z o s ta ­ łe ś w m yśli mojej takim piękn ym , tak im okupio­ nym ze w s zy stk ic h g rze ch ó w i nied okład ności tw oich. O ch! j a k to dobrze, H en ryk u! M oże później b y łb y ś się zm ien ił, m oże tro ch ę w ię c e j sieb ie, lub inną u ko­ ch a ł k o b ie tę , m ożebyś s tr a c ił to m łode zu ch w alstw o sw oje, m oże z w ą tp ił o lud ziach , m oże w łasn ej sile z a ­ c z ą ł ju ż nie ufać, a m ożebyś z uporu szed ł t ą d rogą, k tó r ą szed łe ś z p rzekon an ia, m oże p rze z próżność c z y ­ n ił, co p rzez z a p a ł czy n ić ty lk o n a w y k łeś! M ożeb yś mi się zep su ł p ie rw szą pom yślnością, z a tru ł p ie rw s zą g o ry c zą , n iezręczn ie z p ie rw szy c h p o p raw ia ć ch cia ł p o m yłek — a j a cię ta k lubiłam w p rostocie tw o jej złej i dobrej n a tu ry, w b o g a ctw ie tw e g o ś w ia tła i w czar- ności tw o ic h cieniów ! Och! j a k to dobrze, H en ryk u, że m y się ju ż n ie sp otkam y z sobą! N ie c h b ęd zie zn ak k r z y ż a C h rystu sow ego, pieśń i b la sk słońca nad wspo­ m nieniem t wojem!...

L e o n „m e to d y s ta “ m iał bardzo tk liw e i k o ch a ją ­ ce serce, w y o b raźn ię n a d zw ycza j ła tw ą do za ję c ia , um ysł d ziw n ie p rze d się b io rczy i odw ażny, w ię c dla te ­ go w s zy s tk ie g o „m e to d y s tą “ zo stał. W isto c ie o w e n ajp o czciw sze skłonności ta k ie g o mu strach u n ap ęd zi­ ły do g ło w y , że sobie ja k lis z k a usnuł n a ze w n ątrz g ę ­ stą, z zim nego rozsądk u, w y rac h o w a n ia i obojętności p o czw ark ę. M ało m ów ił, o sobie n ig d y nie w spom niał, ż y w s ze w ra że n ia t a ił z g ro b o w ą sk ry to śc ią , drobnych form ułek pow szedniego ż y c ia d op ełn iał ściśle i n ie­ zm iennie, a entuzyazm u w y s tr z e g a ł się, ja k zbrodni. K a ż d y czyn je g o za to b y ł doskonałem zap rzeczen iem tyc h w szy stk ich pozorów . On, w yrach o w an y, c a łą n a­ d zie ję sw ej p rzy s z ło ś c i o p arł na w łasn em sercu i na

(28)

- 20 —

w łasn ej ręce; on. obojętny, z u czu cia tylk o b ra ł siłę w y trw a n ia pośród w szelk ich trudności, pośród niedo­ sta tk u i pośród sam olubstw a o ta cza ją ce j go k a sty . G dy mu k tó r a z nas k ie d y s ta w iła na o czy ta k ą sp rze ­ czność tre śc i z m aksym am i, d ow od ził je j bardzo po­ w ażnie. że te j sp rzeczn o ści niem a w nim bynajm niej, że sło w a, k tó re mu narzucam y, są je d y n ie słow am i p o ezyi, a m atem a tyk a rze c z y w isto śc i na innych r o z w i­ j a się p raw ach , ja k g d y b y m atem a tyk a nie b y ła naj- id e a ln ie jszą nauką, ja k g d y b y p oezya w ry tm ie i h a r­ m onii sw ojej n ie m iała m atem atyczn ych zasad. C ó ż robić? ju ż to w id ać j e s t ta k i los w ielu bardzo p o czci­ w ych n aszych . S to k ro ć lepsi od św ia ta , a le różn i, ale inni zupełn ie, lę k a ją się potępieniem temu św iatu u bli­ ż y ć i w o lą sam ych sieb ie zasto so w ać do je g o w ym a­ gań. Ś w ia t chce liczb? P is z ą lic z b y — św ia t się lę k a ja s k ra w y c h kolorów ? Z r z u c a ją sw oje p iękn e m łodzień­ cze su k ien k i — ś w ia t ma o d w ie czn y ja k iś dykcyon arz? U c zą się w szy stk ic h je g o w y ra z ó w i m yślą potem, że im wolno b ęd zie w ła sn e w y o b ra że n ia tem i p ó łs łó w k a ­ mi tłu m a czy ć, że im d ad zą w ygod n e sz a ty sk ro ić sobie z tej zm urszałej m ateryi, k tó re j każdem u ju ż potrochu b ra k n ą ć zaczyn a: m yślą, że w obrachunku ta sam a co i innym suma im w yp ad n ie. B ie d n i m arzyciele! Och! nie trw ó ż c ie się w łasnem i skłonnościam i, nie w ie rzc ie , ch oćb yście ze w szą d sły sz e li, że m iłość urojeniem — że za p a ł g o rą c zk ą — że szlach e tn ość pom yłką a ry tm e ty ­ czn ą — że p iękn ość ideałem . W y lep iej zn a cie się na tern, bo w y k o ch a cie i w ie r z y c ie . R o d zim y w asz en- tuzyazm je s t jed yn ym „re lig ia m e n te m “ w aszym , nie za p ie ra jc ie się tej cech y i chryzm atu. G d y b y nie entuzyazm . p rzy d zisiejszem ro zb iciu g łó w w szy stk ich na p o jed yn cze fa n ta zy e lub filozoficzne system ata, c zło w ie k b y chyba z w ą tp ił o sło w ach ew an gelii, o szczę­ ściu, o w szystk iem . N a d potopem n aszych cnót i w y ­ obrażeń to je d y n a tę c z a B o ża . k tó r a ro zp ryśn ię te u czucia sp rom ieniać m oże w jed e n objaw ś w ia tła i p ię­ k n a. G d z ie k o lw ie k te r a z je s te ś , L e o n ie , w yzu j się z ciasnej n ie w ła ściw e g o rozsąd k u p o w łok i, kochaj.

(29)

ciesz się, p łac z i unoś zachw ytem , w edług natchnien ia ch w ili obecnej — bo j a ci pow iadam , że m asz czy ste i p raw e in sty n k ta ; co u kochasz, dobrem będzie, co cię rozrad uje, to ci s iłą i wspom nieniem w ż y c ia p o zo sta­ nie, nad czem za p ła cze sz, to prędzej zp rzed sieb ie usu­ niesz. N a d czem się u n iesiesz i za ch w ycis z, to ła ­ tw iej sp ełn isz i w cześn iej o siągn iesz. K o te r y jn e o p i­ nie, to w a rzy s k ie p rze są d y nie m ogą b y ć dla cieb ie prawem ; m łody a tle to , tw o ją pow inn ością je s t w łaśn ie, ab yś w a lc z y ł z niem i. N ie ciśnij się m iędzy sta rcó w z g rz y b ia ły c h , nie p rzy sw a ja j sobie ję z y k a ludzi, do­ św iad czon ych . nie siej ta k sk ą p ą rę k ą na g le b ie sw o ­ je j p rzy szło ści, ab y lad a u stąp ien ie w yprosić, lad a po­ ch w a łę u zy sk a ć, lad a ziarn eczk o drobne w y p ie lę g n o ­ w ać. T o się na nic nie p rzyd a, L eon ie., U szanuj sta rc ó w , bo oni k ie d y ś m łodym i b yli. le c z żyj god zin ą w iosn y ż y c ia tw o jeg o , by cieb ie k ie d y ś uszanow ano za to. R a d ź się lud zi dośw iadczon ych, le cz pam iętaj, że d ośw iadczen ie je s t zb io ro w ą m ądrością ca łej p rze szło ­ ści, z w yłączen ie m te ra źn ie jsz e g o momentu: pam iętaj, że d ośw iadczenie ma sąd i p o ję cie na w szy stk o , co się stało, ty lk o n ie ma p ojęcia na to, co się w tob ie d z ie ­ je; a g d y sia ć będ ziesz, rozsiewem ostrożn y, nie lęk a j się p ełn ą g a r ś c ią śm iałych ży cze ń p rzed sieb ie rzu cić; i ta k za le d w ie setn e ziarno się przyjm ie, je ż e li m ało do r ę k i ich w eźm iesz — po długich sło tach i po w i­ chrach m roźn ych, cóż się na g ru n cie zostanie? B ó g z tob ą, m etodysto! z tob ą uśm iech tw ej kochanki, i zło to tw e g o zarob ku, i sz czę ście tw e g o m arzenia — a od cieb ie p recz szatan y, p recz obłuda i nieśm iałość, p recz ascetyzm i rachunki!

O E dm undzie „m isty k u “ n asza E m ilk a ta k mó­ w iła zaw sze:

— M ój B o że! ja c y to lu d zie są n iesp raw ied liw i! C zego oni ch cą od tego chłopca? W y ry s o w a ł im ty le śliczn ych o b razków , w y p o w ie d zia ł ty le śliczn y ch m y­ śli, a oni ko n ieczn ie zap ęd zają go je s z c z e do innej ro ­ b o ty — ła ją o n iep ra k tyczn o sć i próżniactw o! P rz e c ie ż trz e b a p o p rzestać na tem, co k to p rzy n ie sie , szcz e ­

(30)

— 22 —

góln iej g d y je s t daleko w ięcej ta k ic h , co n ic n ie p r z y ­ noszą, a n a w e t i tak ich , co wynoszą, ze w spólnej to w a ­ r z y s tw a sk arb o n y. L e c z ja k w id zę, to w a rzy stw o ro z­ k a p ry s iło się te ra z. P r z y jd z ie c z ło w ie k z sercem , to go p yta: a m asz ty talen t? — p r z y jd z ie czło w ie k z ta • lentem , to nań w oła: a m asz t y serce? — i ta k c ią g łe w y m ag a n ia ty lk o .

— A le ż , m oja E m ilciu — rze k ła m ra z do niej — cóż rob ić, je ż e li towax-zy stw n k o n ieczn ie lud zi z se r­ cem i talen tem trzeba?

— J e ś li trze b a k o n ie c z n ie — o d p o w ied ziała mi na to — n ie w ą tp ij, G a b rye llo . że ich P a n B ó g ześle, je ż e li zaś nie trz e b a k o niecznie, ty lk o to w a rzy stw o u znaje, ż e tak im i b y ć pow inni, to ono samo powinno ta k ż e s ta ra ć się, a b y im drogę ku tem u u ła tw ić; ta le n t o to ­ c z y ć m iłością, to się serce zbudzi, se rce w e sp rzeć ogólnym rozumem, to b ęd zie m iało p raw d ziw eg o ro ­ zumu natch n ien ia, le c z za w sze w ym ag a ć, żą d ać , cenzu­ row ać, to nikogo nie u czy i nikogo nie popraw ia.

T a k słusznym uw agom nie p rzeczyłam w cale, j e ­ d n ak że n ie d ziw iło mię te ż bynajm niej, że n a E dm un­ da o cz yn y w ołan o. W is to c ie ten c z ło w ie k m iał w ie l­ k ą zdoln ość do rysu n k ó w i często nam p rzyn o sił ch a­ r a k te r y s ty c z n e . p rzecudnie sk reślon e szk ice , m iał w ie lk i dar do w ym ow y i często nam p ra w ił za c h w y c a ­ ją c e rz e c z y , le c z p oza talen tem s ta ł p ró żn y i czczy

eleg an cik . ch w ia ła się g ię tk a i p ow iew n a trzcin a . P rz e z w a liśm y go m istykiem , bo w tym roku w ła śn ie u w ie r z y ł w duchy, cuda i m agnetyzm . P op rzed n iej zim y b y ł zapalon ym h e g listą ; na p rzy sz łą w iosn ę m ógł b ardzo rozsądn ym czło w iek iem się zrob ić. J e g o m ięk­ k a i w ra żliw a n atu ra z o taczającem i j ą ży w io ła m i z a ­ w sze się do ró w n o w a g i u k ła d a ła . T a w łasn ość a sy - m ilacyi, ta w łasn ość p rzy sw a ja n ia sobie z n azew n ątrz w e w n ętrzn ych usposobień i przekonań, b y ła w nim na­ w e t zupełn ie odrębną o ryg in aln o ścią. W ym aw ian o mu j ą n ieraz, le cz ja się ujm ow ałam , bo w tern k o rzy ś ć n asza b y ła — zu p ełn ie " ja k g d y b y co k ilk a m iesięcy

(31)

23

-p rzy ch o d ził nam k to c z y ta ć now ą, a za w sze -pięknym stylem n apisan ą k s ią żk ę .

T eo fil z w a ł się w gro n ie naszem „ d z ie c ia k ie m “ nie d la w ieku , bo starszym b y ł od innych, a le dla n ie ­ karn ej p ro sto ty sw ego u ło żen ia. R o z p ie r a ł się na w szy stk ic h stołach , r o z k ła d a ł na w szy stk ic h kanapach , głośno k r z y c z a ł k ie d y m ów ił, lu b ił c ia stk a i cu k ierk i, b a w ił się puszczonym balonem i zła p a n ą pod szk lan k ę muchą, a p rzytem w szystk iem , lub raczej ja k b y na odpokutow anie te g o w s zy stk ie g o , ro zm iło w a ł się w n a j­ sta rsze j, najnudniejszej, n a jcię ższe j nauce — w n u m i­ zm atyce. Z a jed e n u gryn szp an io n y p ie n ią że k b y łb y całe g od zin y sp okojnie i prosto ja k p an ien k a na k r z e ­ śle sied zia ł; po jed e n rza d szy m edalik b y łb y z n a r a ż e ­ niem w olności i ż y c ia n ajn ieb e zp ieczn iejsze o d b yw a ł d rogi, a ta k sza n o w a ł d okładn ość zb iorów , ta k a r t y ­ sty c zn ie k o ch a ł sw ój p rzedm iot, że ra z dla u zu p ełn ie­ n ia b o gatszej ja k ie jś k o le k c y i sam się z bardzo c ie k a ­ w ego o go ło cił egzem p larza. T y t u ł T eo fila av uczonym, p o w ierzch o w n ość zaś je g o w to w a rzy sk im św ie cie , b y ­ ł y to d w ie n aju cieszn iejsze sp rzeczności, m ogłabym n a w e t p ow ied zieć, że to b y ła jed n a ż y w a szarad a, k tó ­ rej p raw d ziw eg o sło w a w ie le osób odgadn ąć nie um iało. J e d n i p o sąd zali go o udaw an ie, dru d zy o rubaszność, a tym czasem b y ł to d z ie c ia k i num izm atyk; w p rzy d a ­ tk u to b yło ta k ż e najlep sze, n a jp o czciw sze serce. M o ­ g łe ś mu za b ra ć p łaszcz i ze g a re k , czas i w esołość, m o­ g łe ś od niego żą d a ć dobrej rad y , p rzy słu g i, ku rs m a­ ją c e j m onety — b y le b y ś sta ro żytn e j nie ro zrz u cił — to w szy stk o ci oddał, w szy stk o zro b ił, choć czasem w e ­ d łu g humoru mniej w ię c e j p o grym asił sobie. M im o ta k n iezaczep n ej zpozoru n atu ry, m iał jed n ak T eofil bardzo liczn ych n ie p rzy ja c ió ł, zw y c za jn ie ja k d ziecko, i d otego tro ch ę zepsute, a bardzo g a d a tliw e dziecko, za w s ze każdem u w y p o w ie d zia ł w szy stk o co mu do m y­ śli p rzych o d ziło , że zaś b y ł dow cipny, psotny i pełno ró żn y ch lud zi sp o ty k a ł, w ię c mu do m yśli p rzych o d zi­ ły różn e kon cepta, o g łu p stw ie , próżności, nieszczerem ugrzeczn ien iu , zabaw n ej in try d z e — ot, ta k sobie dla

(32)

_

24 —

śm iechu — a słu ch a ją cy o b ra żali się często. J ed n a k nikom u nie sz k o d z ił — jem u okropn ie szkodzono.

B en jam in ze w szy stk ic h znajom ych n ajpóźniej do n aszego grona się p r z y łą c z y ł, je g o te ż p rze zw isk a nie m ia ły um ysłow ego zn aczen ia, ty lk o się do ze w n ę trz­ n ych sto so w a ły okoliczn ości. W o ła liś m y nań „H um ­ b o ld c ie “ d latego, że d a le k ie o d p raw iał podróże; „ Ł y ­ s y “ d latego , że ju ż w y ły s ia ł okropnie. T eo fil p ierw szy nam go p rzyp row ad ził; zap ozn ali się z sobą u ja k ie g o ś a n ty k w a ry u sz a , p r z y ja k ie jś num izm atycznej c ie k a w o ­ ści. p óźn iej różn e zd a rze n ia co raz ich w ięcej zb liż a ły , a n ak o n iec jed n eg o w ieczo ru T eo fil s ta w ił go w na- szem k ó łk u z tern poleceniem , że to je s t czło w ie k , k tó ­ r y n a jb ie g le j c z y ta p r z y ta r te g re c k ic h m edalów n a p i­ sy i n a jod w ażn iej bron i szarpan ej sw ych p rzy ja c ió ł sła w y . Jed n o i d ru g ie p raw d ą było — jed n ego i dru ­ g ie g o sam T eofil d ośw ia d czył; zn a la zło się te ż za raz dla B en jam in a m iejsce p rz y ulubionym naszym kom in­ ku. G a w ędki w ieczo rn e w z b o g a c iły się różnem i s z c z e ­ gółam i o H iszp a n ii. W łoszech . T u rc y i, P e rs y i, E g i ­ p cie — B en jam in ślicz n ie opow iadał, a n ad ew szystk o z n ie z w y k łą dla podróżn ików skrom nością. P r a w ie n ig d y sieb ie na scenę nie w p ro w adzał. B z a d k o k ie d y w spom niał: „ ja tam byłem , j a to w id zia łe m .“ G d y mu p rzy szło o p isyw a ć m iejsce lub zw y c za je , zd a w a ć się m ogło niejednem u, że ty lk o d z ie ł cudzych n ajp ierw sze p r z y ta c z a w y ją tk i; w s ze lk a ind yw idu aln ość sp ostrze- g a c z a n ik n ęła, r o z w ija ły się o b ra zy po obrazach, z da- g u e ro ty p o w ą d okładn ością p rzed staw io n e. W id a ć w nich b yło cień k a żd e g o lis te c zk a , źd źb ło tr a w y n aj­ m niejsze, g rę prom ieni słonecznych, obłoczne fantasm a- g o ry e , w ięcej naw et: w nich b yło sły c h a ć zm ieszane g ło sy natu ry: i r y k z w ie rz ą t drap ieżn ych , i tajem ne b rzęczen ie m uszek nad sław n em i wodam i, i św ie g o ta - nie p ta szk a w sła w n y ch rozw ałin ach , i pieśń młodej d zie w c zy n y p rzy zapom nianym g ro b ie — i w szystk o , w s zy stk o , prócz ech a doznanych w rażeń . B en jam in n ig d y sw ojej p o w ieści lir y k ą nie d o p e łn ił—-F e lic y a n a j­ p ie rw zro b iła tę uwagę-; je j sąd o łysym H um bolcie

(33)

-

25

b y ł d osyć surow ym n aw et. N ie m ogła mu p rzeb aczyć, że ja k ty opow iadan iu ze szczegó łó w przed m iotow ych osobistość je g o ch oćby na ich uzupełnienie w y b ić się um iała, ta k w ży ciu rze czy w iste m on nie um iał z p e ł­ n ien ia cnót o b ow iązk ow ych w zn ieść s iły sw ego ducha dp tw ó rc zy ch n atch nień i d ziałań . T e n b ra k m icya - t y w y , rzu tk o ści, p ie rw o rz ą d z tw a w y p a d k ó w i zdarzeń obok n iezap rzeczen ie w y ż s z y c h zdolności, tłu m a czy ł się F e lic y i pew ną dozą le n istw a je d y n ie , a len istw o b yło w p rzekon an iu F e lic y i n ajcięższym te r a ź n ie jsz o ­ ści grzech em . Co do mnie, szcze rze w y zn a ję, że d a le ­ ko p ochlebniejsze tw o rzyła m sobie o now ym naszym p rzy ja c ie lu w n ioski. Z je g o p ię k n y c h , lubo nieco p rzy w ię d ły c h ju ż rysów , czyta ła m h isto ry ą g łęb ok ich m yśli, stłum ionych g w a łto w n ie uczuć, trudnych, a w y ­ trw a le dokonanych p rzed sięw zięć. B y ła b y m r ę c z y ła n aw et, że je g o m artw a spokojność je s t s iłą ,m ę z k ie g o ch a ra k teru , je g o m ierność u k ry tą w y żs zo śc ią , je g o le ­ nistw o. ja k m ów iła F e lic y a , środkiem tylk o p e w n ie j­ szego sp ełn ian ia niedocieozonych je s z c z e p rzez nas w id ok ó w i zam iarów . Ozem zaś b yło to w szystko? Z o b a c zy c ie . B en jam in w łasn ą b io grafią ro zp o c zą ł zb ió r sw ych pow ieści, k tó re nam się p rze z c a łą zim ę sn uły potem w śród rozm ów i ustępów ufnej p rzyjaźn i p ożycia.

R az pam iętam , b y ło to w grudniu — czas na dw o­ rze szk a ra d n y , w s z y stk ie w ic h ry o d śp iew a ły ja k ie ś p rze ra źliw e requiem u w in iętej w śn iego w ą p ła c h tę z ie ­ mi. a m ów ię p łach tę, nie oponę, bo śn ieg gruntu nie p r z y k r y ł zupełn ie, bo le ż a ł w szm atach brudnych, po­ d artych , tu i o w d zie rozrzucon ych, tak . że biedna ow a ziem ia stru p ia łyc h czło n k ó w sw oich, ja k C y g a n k a że - b raczk a. nie m iała w co otulić. Nam p rzecie m usiało b y ć dobrze i m iło jedn ym z drugim i, k ied yśm y się po­ mimo zim na i b ło ta w s zy sc y z różn ych stron m iasta p rzy kom inku u E m ilii zgrom adzili. G a w ę d k a sz ła p ow ażn ie, b ie g ła szalen ie, s k a k a ła w esoło, a ż n akon iec za h a c zy ła się o przedm iot n iew yczerp a n y, od w ieczn y, o m iłość. P rześla d o w a n o Edm unda ja k ą ś bardzo p ię ­

Cytaty

Powiązane dokumenty

"Z badań terenowych nad

Dlatego ukraińskie postkomunistyczne rodziny chrześcijańskie swoje obowiązki, które dotyczą chociażby re- ligijnego wychowania, łatwo przenoszą na Kościół jako

Teoria do­ wodowa '— najbardziej popularna — podkreśla trudności dowodowe związane z upływem czasu; teoria oparta na opieszałości oskarżyciela zakłada, że

Harmonic Mitigation Control Scheme DC Voltage/ Reactive Power Controllers Output Current Controller Arm Energy Balancing Controller W* Δ,j Circulating Current Controller + +

bistych potrzeb, zróżnicowaną indywidualną umiejętnością zdo­ bywania sobie ludzi o swoistej technice przedstawiania i własnych motywach. Najczęstszą jest obok narracyjnej

The results show that the cumulative energy harvesting over 20 years from a geothermal doublet for injection rate 4800 (m 3 /day), is 2660 GWh which is much bigger than the

Rozpoznanie świętości osób, wśród których się żyje, nie zawsze jest trafne i zgodne z prawdą, ponieważ zdarzają się osoby, raczej negatywnie niż pozy- tywnie wyrażające

Z taką pisownią spotykamy się już na pieczęciach referendarza koronnego Stanisława Sędziwoja i starosty generalnego Wielkopolski Wojciecha Sędziwoja Czarnkowskiego, później na