• Nie Znaleziono Wyników

Poezye Gustawa Zielińskiego : wydanie zupełne. T. 2

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Poezye Gustawa Zielińskiego : wydanie zupełne. T. 2"

Copied!
416
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)
(6)
(7)

P O E Z Y E

GUSTAWA ZIELIŃSKIEGO.

W Y D A N I E Z U P E Ł N E , P O P R Z E D Z O N E

ŻYCIORYSEM NA PODSTAWIE LISTÓW POETY SKREŚLONYM

I OCENA JEGO DZIAŁALNOŚCI

P R Z E Z

DR. PIOTRA CHMIELOWSKIEGO.

(Z W IZ E R U N K IE M P O E T Y .)

T O M II.

T O R U Ń .

W ŁA SNO ŚĆ I W YDANIE RODZINY.

(8)

0 9 1 0 3 9

(9)
(10)

Death, having prey’d upon the outward parts, Leaves them insensible; and his siege is now Against the mind, the which he pricks and wounds With many legions of strange fantasies;

SkakspeoreK in g John. Śmierć pokonawszy i zdobywszy ciało,

Rzuca je zwolna, w oblężenie bierze Duszę, i ją zaczyna kłóć i razić Legionem marzeń i fantazyj dziwnych.

(11)

J A N Z K Ę P Y .

X.

G łuchym , śród bagnisk przybyw ając borem , G d y się do granic z łupam i zbliżali,

W padli w zasadzkę. — Podcięty toporem Las, z hukiem strasznym dokoła się w ali; Próżno w rozpaczy, chcą jakim otworem U jść drzew i pogan, co ich obegnali; L egło rycerstwa, legło koni siła,

N a resztę klęski noc sw ój płaszcz rzuciła.

X I.

Jan, uszedł rzezi — rycerz to wybrany, N a kępie z jezior, m iał sw ój zam ek stary; Księcia na Płocku lennik i poddany — W ziął krzyż, i zw iódłszy pod chorągw ie wiary

(12)

— 8 —

M łódź polskiej ziemi, w ojo w ał pogany, O gniem i mieczem psując ich obszary; A chociaż wiekiem nie d o ró sł lat męża, Szeroką sław ę pozyskał z oręża.

X II.

Błąkał się w puszczy i strachem był zdjęty, W nieznanej stronie tułać się po nocy;

Ludzi się nie bał — niechby z nich m iał wstręty! Lecz bał, złych duchów niewidom ej m ocy; W iedział, że każdy liść drzewa zaklęty, W tej, pełnej czarów krainie północy; Aby w szatańskie nie w paść gdzie obierze, D ob ył koronkę i szeptał pacierze.

XIII.

Jech ał przez ścieszki zaledwie deptane, Rozum em końskim kierując się w m roku; Radby zapłakał na losów odm ianę, G dyby łza jeszcze znalazła się w oku; U lżył sm utkowi, w spom niaw szy na ranę I m iecz co wierny został mu u boku; Lecz sił pozbyw szy, puścił w odze z ręku, Przykłonił gło w ę i w sparł się na łęku.

XIV.

W m iejscu — gdzie wązka d roga się rozszerza Dostrzegł, że przed nim jakaś postać stoi . . . „ H a !... z g iń !... p rzep ad n ij!...“ — uczynił znak krzyża

(13)

Postać się krzyża i zaklęć nie boi. Podjechał bliżej . . . i pozn ał z paiża

Że to był rycerz . . . więc, m iał się ku zbroi — Rycerz kirysem czarnym był okryty,

Tylko mu z hełmu lśniał dyament z pod kity.

XV.

„K to jesteś?“ spytał czarny nieznajom y — „Jan z K ępy!“ ... — od p arł krzyżownik mu śm iało. „Jan ie! krwi twojej nie jestem łakom y,

W łóż miecz do pochew, i posłuchaj m ało: Strudzony jesteś i d ró g nieświadom y, A z puszczy tobie nie w ybrać się cało; Jedź za mną, ja ci ukażę go sp o d ę

Kędy posiłek znajdziesz i w ygodę.“

XVI.

D łu go rycerze jechali w milczeniu Nim się w głęboką spuścili dolinę . . . Spocząw szy nieco przy rwistym strumieniu, W eszli na lepiej utartą drożynę;

Ju ż z chat, w w ąw ozu kryjących się cieniu, Pierw szy kur zapiał północną godzinę, Kiedy w stępując na szczyt stromej góry, Ujrzeli zamek z w arownem i mury.

XVII.

Trzykroć przew odnik zatrąbił, — w zniesiony P adł w zw ód z łańcuchów z przeraźliwym brzękiem ;

(14)

— 10 —

Przez m ost wjechali do bram y sklepionej, A stuk od podków , głuchnącym oddźwiękiem Szedł po sklepieniach — tak, zerwanej strony D łu g o powietrze ostatnim drży jękiem.

Z biegła się czeladź, konie od nich bierze . . . D o narożnika weszli dwaj rycerze.

XVIII.

P o w schodach w górę wijących się kołem P o w iód ł przewodnik. — O dem knął podw oje, A z gm achu, z gw arem zm ieszane w esołym Ż yw ego św iatła oblały ich zd ro je;

D w unastu m ężów siedziało za stołem , Przed niemi w złocie jad ła i n apoje; Każdy mąż, czarną zbroją był okryty,

Każdem u z hełm u lśniał dyament z pod kity.

X IX .

W szyscy dwunastu z m iejsc swoich powstali W itając gości pochyleniem g ło w y ;

D w a puste m iejsca przybyłym wskazali, I nić przerwanej zaw ięzując mowy, Rzekł jed en : „Jan ie ! ciebieśm y czekali Jak oblubieńca na uczcie godow ej,

Zasiądź... patrz!... oto puszcz naszych zwierzyna, A w konwiach, m iodu dostatek i wina.“

X X .

Jan, chętnie przyjął wezw anie rycerzy . . . Lecz, zacóż m aską kryją sw e oblicze? . . .

(15)

_ i i _

C óż znaczą ryte śród czarnych pancerzy H erby czy g o d ła jakieś tajem nicze? . . . M iałżeby w ręce pogańskich żołnierzy, Czy zdradnie w sid ła zapaść rozbójnicze? . . . G d y tak dom ysłom wolne stawia pole, Z abrał g ło s jeden z siedzących przy stole.

X X I.

„Jan ie! w gościnne kto w szedł nasze progi, Ten, trosk codziennych zbyć powinien chm ury; Smutki, cierpienia, kłopoty i trw ogi,

Nie m ają wstępu w tego zamku m ury; M iłość, w esołość — oto dwie ostrogi Któremi bodziem żyw ot rączopióry; W esołość — w ręce podaje nam czasze, B o jej przodkuje, m iłość — g o d ło nasze.

X X II.

„D obrze w obozach słuchać przy ognisku, Jak roty ścinać i ukrwaw ić pole;

Lecz krwią przelaną na pobojow isku

Nie brudźm y rozm ów przy biesiadnym stole. Tyś, z czynów głośn y w naszem stanow isku; A chcesz się bliżej dać poznać w tern kole, Nie zdawaj liczby, jakoś państw a psow ał,

Pow iedz nam, k o go ś w swem życiu m iłow ał? . . . “

X X III.

— „B o g a i kraj m ó j!“ . . . — „N ie o to pytamy C o, jak pow inność, w każde serce w ryto;

(16)

__

12

-My chcemy wiedzieć, czy wzrok pięknej dam y 0 twą pierś, jak o skałę niepożytą

T ępił swe ostrza; czyli też oczam i

W szedł, jak w w arow nią bez trudu zdobytą; T o, co pociesza, uzacnia i pieści,

Niech będzie twojej osnow ą pow ieści.“

XXIV .

Jan się zam yślił . . . — „O tom jest gotow y Z adość w aszem u uczynić żądaniu,

1 choć nie m yślę przestronnemu słow y O każdem zbrojnem praw ić wam spotkaniu, Lecz pow ieść m oja takiej jest osnowy, Że, abym śpiew ał o m ojem kochaniu, M uszę połączyć, i w jedne zlać dźwięki, Pieszczoną m iłość i oręża szczęki.

XXV.

„K iedy pod spraw ą w ielkiego G ozdaw y, ’) Szedł lud M azow sza na pruskie narody, Ja, miękkie sobie zm ierziwszy zabawy,

C h oć mech dopiero obrastał jagody,

Tak wielką w sercu czułem chciw ość sławy, Żem, jak o łaskę b łag ał w ojew ody,

By mi pozw olił, śród krwawych zapasów Nawyknąć zbroi i zażyć niewczasów.

XXVI.

„D arem nie w piersi bojów chęć urasta; Prusak, swych granic ani ziem nie bronił,

(17)

— 13 —

Ale spaliw szy w koło w sie i miasta,

W zamkach, bagniskach i lasach się chronił. Rzadko, mąż zeszły, dziecko lub niewiasta, Których nasz żołnierz wytropił i zgonił

Plon nasz zwiększali. - Ja z plonu, podziałem Prócz łupów — starca i dziewkę dostałem .

XXVII.

„Starzec — był ślepy pruski wajdelota, Lat zima, brodę i w łos mu bieliła; Dziew czyna — dziwnej piękności istota Ślepego ojca za rękę w odziła.

P adła mi do nóg, obietnicą złota I łzą — o w olność dla starca prosiła.

Jam sław y pragnął, nie brańców , ni łu p u ; — Starcam wraz z dziewką puścił bez okupu.

XXVIII.

„N ied łu go potem, żal mi tego było, Bo llhy pam ięć w mem sercu zo stała; W szystko, co dotąd m iało postać miłą O na mi, sm ętną szatą przyodziała, B o po jej stracie nic już nie cieszyło; N aw et gdy trąba w ojenna zagrzm iała, Ja się czczym lubej łudziłem obrazem , Zam iast na sław ę zarabiać żelazem.

X X IX .

„Sprzykrzyw szy trudy, w idząc korzyść małą, N iechcąc dać ucha radom starszej głow y,

(18)

— 14

Rycerstwo g ło śn o pow rotu żądało.

W ódz — w idząc próżne groźby i nam owy, N akazał odw rót — w ojsko się cofało . . . A w ódz w rycerskim rzem iośle nie nowy, C o noc z obozu, jak ostrożność każe, S ła ł gęste wzw iady i zaw odził straże.

X X X .

„Ostatniej nocy — granic naszych blizko, Byłem sam otrzeć w ysłań na podsłuchy . . . C o ś się przem knęło, ja do ziemi nizko Przym knąwszy ucho, słyszę szelest głuchy Jak się ktoś pod me skrada stanow isko . . .

Wytężam pilniej i oczy i słuchy . . . I przy niepewnej gw iazd tylko pośw iacie, Że to był Prusak poznaję po szacie.

X X X I.

„Szp ieg pewnie, wysłań dla wzięcia języka Aby nas śpiących zeszli i pobili:

U jrzaw szy czujność... w padł na koń... umyka... Myśmy się za nim w też tropy rzucili . . . Jużem kopi ją sięgał przeciwnika,

Kiedy z blizkiego lasu, w tejże chwili Mój koń, niedźwiedzia posłyszaw szy ryki,

W spiął się . . . w bok rzucił i uniósł mnie dziki.

X X X II.

„Chciałem g o w strzym ać... wtem, pękły w ędzidła Koń czując wolą, jeszcze bystrzej niesie . . .

(19)

— 15

Leci, jak gdyby sokole w ziął skrzydła . . . Przez pola, knieje i przez gęstw y drze się . . . W koło mnie ludzie, duchy czy straszydła W stają . . . znikają . . . trzask i szum po lesie. N iósł . . . i w p adł ze mną w takie trzęsawice, Kędy ło ś chyba przemknie swe racice.

X X X III.

„1 byłbym zginął w tych bagnach śród nocy, B o koń się rzucał jakby w zaspach śniegu, G dyby mi Pan B ó g nie zesłał pom ocy W kładce, po której doszedłem do brzegu. Tam — tclm cokolwiek nabrawszy i mocy, Koń paszy, a ja szukałem n oclegu;

Pod dębem , który gałęźm i szeroko O słan iał w zgórze, usnąłem głęboko.

XX XIV .

„Sen, słodki w trudach i cierpieniach ludzi N ow cm i siły ukrzepiał me ciało.

W tem czuję . . . ktoś mnie całow aniem budzi . . . O ko się naprzód ze słońcem spotkało . . .

Czy to blask je g o ? . . . czyli zm ysł mnie łu d z i? . . . Czy to zjawienie, co z mych snów p o w stało ? . . . W idzę przed sob ą klęczącą dziewicę,

A w niej poznaję — m oją niewolnicę.

XX XV .

„llh a!“ — rum ieniec oblał jej jagody. — „T y żeś to P an ie?! . . . więc to nie są czary,

(20)

16 —

Pow iedz, jakiemi dziwnemi przygody Przyszłeś snu szukać pod temi konary? . . . To, dąb nasz święty, gdzie wzajem ugody I wielkim B o gom czynimy ofiary;

T u wszystkie wstępy zbrojno są strzeżone, Chyba ptak obcy zaleci w tę stronę.

XXXVI.

„M iałżebyś tedy? . . . nie, temu nie wierzę, Tych bagnisk ludzkie nie przechodzą nogi. M oże to m oje spraw iły pacierze

Że mi cię dały opiekuńcze B o g i! . . .

Patrzysz tak dziko! . . . O ! wyznam ci szczerze Ja drżę o ciebie! . . . bo to Poklus srogi

Z błąkał cię w drodze i zaw iódł w te strony A byś w cześć jeg o żywcem był spalony.

XX X V II.

— „lilio ! — przerwałem miłej szczebiotanie Teraz nie pora z błędów się spraw ow ać, Bo mnie tu zgubi przydłuższe mieszkanie. Orężem, m ógłbym drogę przetorow ać Alem g o stracił — a w koło pogan ie! . . . Jeśli chcesz . . . jeśli m ożesz mnie ratować,

W szak znasz te m iejsca! . . . siadaj na koń ze mną I wskaż mi drogę przez tę puszczę ciem ną“ .

XXXV III.

„Jedziem y . . . dziki w około m anowiec, N igdzie i śladu nie znać ludzkiej stopy:

(21)

— 17 —

Tu w yschłe bagno, tam, gęsty jodłow iec W ciem ne z gałęzi przyjm uje nas stropy; Jedziem ostrożnie . . . c ic h o . . . — jako łow iec G d y zwierza gon iąc odszukuje tropy;

Czaty, zasadzki objechaw szy kołem, Pocichu z Ilhą rozm aw iać zacząłem.

X X X IX .

„K ędy twój o jciec?“ — „O jciec!“ — i westchnęła, „O n, trzy dni temu poszedł z naszym ludem, Wielkie, jak m ów ił, dokonyw ać dzieła.“ — „T eraz mi pow iedz llho, jakim cudem Przyszłaś mi w pom oc, i jak cię chęć wzięła Dla w roga z takim pośw ięcić się trudem ?...“ •— „P ow iem ci — rzekła — od dębu za borem Jest blizko chatka nad wielkiem jeziorem ;

X L.

„T am , sam a w czora siedząc przed wrotami D łu gom w noc ojca z powrotem czekała, 1 kiedym w niebo usiane gw iazdam i Szukając sercu pociechy — spojrzała, Jedna się gw iazda nad memi głow am i

Z łona błękitnych sklepień oderwała, Leci ku ziemi, ślad ognisty ryje . . .

Ach! rzekłam z płaczem , m ój ojciec nie żyje.

X LI.

»T o jego gw iazda z D ungusu zrzucona W iecznie na jasnym zgasła kołow rocie;

(22)

_

18 —

Już się u jego nie uw ieszę łona, Ju ż nikt łez nędznej nie otrze sierocie; O d łkań i płaczu padłam snem zm orzona, M gły mię objęły, a przedem ną w złocie Jaw ił się ojciec i w takiej piękności Jak gdyby w yszedł ze stoku jasn ości.

XLII.

„C órko, rzekł — spieszę do ojców krainy, G ro n o rycerzy do niebieskich progów Ciśnie się, lepszej skosztow ać zwierzyny I słod sze m iody pić z baw olich ro g ó w ; Pragną śpiew aka — któryby ich czyny Przed oblicznością opow iedział B o g ó w ; D ążę za niemi, bo już cna grom ada N a górnym gm achu do uczty zasiada.

XLIII.

„N ie płacz — ja z liczby żyjących wyjęty D łużej nie m ogę być ci poradnikiem ,

Ale g o znajdziesz, gdzie rośnie dąb święty: On tobie będzie ojcem , przewodnikiem D o szczęśliw ości jakiejś niepojętej, Której, tym ludzkim nie nazw ać językiem. Spiesz się . . . w daleką przygotuj się drogę, Bądź zdrow a . . . więcej m ów ić ci nie m ogę“ . . .

XLIV.

„Ju ż słońce na świat z kąpieli wstaw ało, G dym się zbudziła — przyszła na myśl droga,

(23)

— 19 —

Z płaczem żegn ając mą zagrodę małą, Poszłam do dębu... Zrazu, święta trw oga Ścisnęła serce, bo mi się zdaw ało Ze widzę puszczą w ładnącego B o g a ; Tak tw oja zbroja srogi blask miotała. C ó ż ? — kiedym ciebie o panie, p o z n ała!“

XLV.

„Ilho! . . . o m iła łlho! . . . zaw ołałem . Tak, jużeś m oją i m oją na wieki;

O d ojca w ładzę nad tobą dostałem , I nikt mi danej nie wydrze opieki; Służyć ci — m oim majątkiem i ciałem, Bronić — dopóki nie zaw rę powieki, I póki B ó g mnie w swej łasce zachowa, Stwierdzam pieczęcią rycerskiego słow a.

XLVI.

„Je st u mnie zam ek m urow any z cegły W pośród dw óch jezior — m a obrony liczne: A z wieży zamku, jak w idok rozległy

Tak m oje w łości ciągną się dziedziczne; Tak m oje puszcze dokoła zaległy; 2)

Tam — będziesz panią, znajdziesz sługi liczne, Tam , będziem żyli szczęśliwi, jak w niebie, B o serce — daw no należy do ciebie.

XLVII.

— „S e rce !“ — i łkanie w ypadło z jej łona — „N ie m ów mi tego, choć słuchać tak m iło,

(24)

— 20 —

Kiedy dziś klęcząc nad tobą schylona Czułam nieledwie, jak twe serce biło, T yś przez sen, różne pow tarzał imiona, Imienia Illiy w twych ustach nie b y ło ; A jedno imię, w obcych imion reszcie, Czułam , ach! czułam że było niewieście.

XLVIII.

„B o ś je pow tarzał z takiem dzwięcznem brzmieniem, Patrz!“ . . . — i z pod rąbku co jej pierś okryw ał Ukaże, z lekkim twarzy zapłonieniem

Nóż, co przy piersi zatknięty spoczyw ał. „O Panie! wyznam , tyś mnie tern imieniem Ostrzej, niżeli tym nożem przeszyw ał; Jam nóż chwytała, ach! bo w chwili szału

Chciałam mieć tw oje serce bez podziału.

XLIX .

„A le mi zaraz stanęła w pamięci

T w a d o b r o ć — kiedyś nas, jeńców na wojnie, Mimo odw ieczne rodow e niechęci,

N adał sw ob odą i obdarzył hojnie; Któż dawnych uraz chętnie nie pośw ięci Patrząc na sen twój, jak uśm iech spokojnie B łądził po ustach, boć się słodko śn iło ! . . . C ó ż ? . . . — kiedy Ilhy w twoich snach nie było!

X L X .

„N ajm ilsza — rzekłem — cóż ci w dow ód złożyć, Przysięgi, klątwy, czy wszystką krew m oją? . . .

(25)

2\

Że żadna m iłość nie zdołała pożyć M o jego serca — że, zakute zbroją T yś pierw sza lilio um iała otworzyć, T yś ogrzać m ogła niew innością sw o ją; I że ta m iłość pójdzie ze mną wszędzie, I jak jest pierwszą, tak ostatnią będzie.

LL

„Sn ów nie pamiętam . . . O ! niech cię nie trwożą! Nie cień, nie imię żadnej m iłośnicy,

A chyba usta co z m łodu się w łożą, Senne, nuciły hymn Boga-R odzicy. O ! poznasz kiedyś Rodzicielkę Bożą, ł ty, hołd oddasz przeczystej dziewicy, G d y do tajemnic w ejrzysz naszej wiary; A wtenczas w spom nisz, coć ojciec rzekł stary.“

LII.

„O ! ośw ieć proszę, ośw ieć mnie,“ — błagała. Jam jej tłóm aczył, w co wierzym, co święcim,

C o jest B ó g prawy — a ona słuchała Z taką pokorą i z takiem zajęciem, Że mi aniołem m odlącym się zdała.

Ach! czy p o ścigła w szystko swem pojęciem ? . . . Koń, rączo bieżał, przebyw ał gęstwinę,

I z lasów zchodził w głęboką dolinę.

LIII.

Przed nami w idok odsłon ił się m glisty Jak gdyby rąbkiem błękitnym odziany.

(26)

- 22 —

„ P a t r z ! . .. patrz n a jm ils z a !... to m ój kraj ojczysty W idzisz jak piękny, jakie bujne łany;

A tam, tam, gw iazda co śle blask ognisty

T o krzyż! . . . — nie słucha, lecz w zrok upłakany Zatapia w puszczę zarosłą jodłam i,

C o w szybkim locie ucieka za nami.

LIV.

„W strzym aj się . . . wstrzymaj . . . daj chwilę . . . [pół chwili, Niech sobie westchnę, żalem uciśniona,

W szakże ojczyznę rzucam . . . któż w ie?... c z y li. . . “ Wtem brzękła z gęstw y strzała w yciśniona . . . Krzyk przerw ał m ow ę — w idzę jak się chyli, Blednie, — lecącą chwytam w me ram iona, T ulę do piersi . . . bo w rozpaczy wierzę Że z mych ją objęć sam B ó g nie odbierze.

LV.

„Lecz kiedym dostrzegł śmiertelne jej drgania, T o oczy m oje gęstym zaszły cienieni;

Zw ałem pom ocy — choć m oje w ołania Tylko się z pustyń łam ały m ilczeniem ; B ó g myśl mi zesłał -— że blizkim skonania Chrzest święty, w raca zdrow ie ze zbaw ieniem ; W ięc pędzę konia, w bok ostrogi wkładam , I jako piorun na dolinę spadam .

LVI.

„Staję, gdzie O ssa rwie wybrzeża sw oje . . . :i) Tam ując ręką krew co z rany bucha,

(27)

— 23 —

D rugą na gło w ę lałem zimne zdroje . . . 1 „w imię O jca, i Syna i D ucha“ W łożyłem na nią C hrystusow ą zbroję. Niebiańska w oczach m aluje się skrucha; Tw arz cudow nem i oblekła się blaski, B o na nią z góry padał prom ień łaski.

LVII.

„Żegnaj rycerzu, rzekła mi ze łzam i, Z za których oko strzelało w eselem ;

Myśmy tu byli . . . o nie! . . . nie w rogam i . . . Ty byłeś m oim zbaw cą . . . przyjacielem . . . Ujrzym się kiedyś nad temi zdrojam i . . . 1 już się nigdy . . . nigdy nie rozdzieleni . . .“ C ałując chciałem spędzić śm ierci mroki, Lecz duch z mych objęć w yrw ał się w obłoki.

LVIII.

„O dtąd — krzyż Pański przyw działem na zbroję Krzyż — każdy postrzał od serca odtrąca — Posty, m odlitwy, niew czasy i znoje,

Pożar sió ł pruskich i m ordy bez końca, T o życie m oje! . . . O ! nie! . . . życie m oje Jest to myśl, wiecznie do niebios lecąca

By zerw anego ogniw a łańcucha, Znow u w krainie spotkały się ducha.“

LIX.

Skończył. Rycerze milcząc poglądali, Ściem niały światła i gm ach był ponury;

(28)

— 24

-Razem, gw ar dźwięczny rozległ się po sali, Żywą jasnością pow lekły się m ury;

W szyscy m ężowie z m iejsc swoich powstali I pełne czasze podnosząc do góry :

„Słuszna, o Janie! wychylić toasty Za twoje zdrow ie i pięknej niewiasty.“

LX.

Rzekli — i razem odkryli przyłbice; Spadają hełmy, oko niebem strzeli, W łos, pierścieniam i spada na zbroice; Pryskają zbroje . . . O cudy! . . . i w bieli Na m iejscu m ężów tak piękne dziewice Z palm am i w ręku — jak Pańscy anieli. A ta, co inne sw ą krasą zgasiła,

Jan spojrzał . . . pozn ał . . . tak, to Ilha była . . . CI.

CII.

Polscy rycerze z krzyżem na odzieniu, Którzy pogańskich sideł uszli cało, P o wielu trudach i długiem błądzeniu Znaleźli d rogę — a kiedy odniało Schodząc w dolinę, przy O ssy strumieniu Poznali martwe Jan a z Kępy ciało.

(29)

Jan, na m ogile dawnej, gło w ę wspierał, Ręką miecz dzierżał i w niebo pozierał.

Objaśn ienia.

’) Krystyn, herbu Gozdawa, wojewoda, znamienity wo­ jownik za czasów Konrada księcia mazowieckiego, od w spół­ czesnych Wielkim był nazwany.

2) Autor miał tu najwyraźniej na myśli, swoją późniejszą siedzibę Skępę, śród dwóch jezior i dużych lasów położoną, gdzie dotąd widać jeszcze grodzisko prastare, nad brzegiem jeziora. (Przyp. Wy cl.)

3) Ossa, rzeka poniżej Grudziądza do Wisły wpadająca, odgraniczała kiedyś Prusy i Mazowsze.

(30)
(31)
(32)

Les récipiendaires juraient:

De craindre, révérer et servir Dieu religieusement, de combattre pour la foi de toutes leurs forces, et de mourir plutôt mille morts, que de renoncer ja ­ mais au Christianisme. Que l’avarice, la récompense, le gain et le profit, ne les obligeraient à faire aucune action, mais la seule gloire et vertû. Que sur toutes choses ils seraient fidèles courtois, hum­ bles et ne failliraient jamais à leur parole pour mal ou perte, qui leur en pût advenir etc.

,,L e vrai Théâtre d'honneur et de Chevalerie“

(33)

G I E R M E K .

E P IZ O D .

I.

Płocku — na zamku, huczne wesele. Książę Ziemowit, do sw ego grodu Z aprosił gości dostojnych wiele, Książąt i panów zacnego rodu.

Dzień to już trzeci, jak grając z wiatry N a wieży zamku wielki proporzec Zdaleka świadczy, że pański dw orzec D la wszystkich uciech stoi otwarty.

Bo ledwie w okna w padnie blask dniowy, O choczo tłumy spieszą na łowy,

Lub kopje kruszą wybrani goń ce; A skoro w W iśle zatonie słońce, Gm ach się tysiącem błyszczy kagańców, I brzmi — od biesiad, pieśni i tańców.

(34)

— 3 0 —

II,

W Płocku — u tumu, cichość głęb ok a; Noc, z swym orszakiem ćmy i milczenia W eszła, pod w zniosłe, krągłe sklepienia, 1 nieprzejrzana, gęsta pom roka

Z aległa k ościół; a tylko w dali Bladym połyskiem siekąc ciem ności, Jak duch w chodzący w progi w ieczności, Jedna, w isząca lam pa się pali;

A tylko — w ciszy tajem nic pełnej, Jakiś szm er głuch y i niezupełny

Czasem w załam y sklepień uderzy. Czy to o d g ło sy szum ne, pijane,

Z gm achów zamkowych aż tu zbłąkane? . . . N ie . . . to westchnienia i szept pacierzy.

Któż się tam m od li? . . . Jeżeliś ciekawy, W ejdź w sień zam kow ą; gdzie dębow e ławy Przy ostrem świetle w ielkiego kom ina O b siadła dw oru popleczna drużyna. Siądź i posłu ch aj: — jak wąsate kolo, Miód, piw o pije i gw arzy w esoło. M ow a — o gierm ku, ulubieńcu księcia,

C o wzięty na dw ór w sław nem m ieście Rawie, W zrósł na usługach od lat pacholęcia;

N a dw orze płockim nie znano g o prawie, Bo Płock niedaw no z dzielnicą W arszaw y Zw iększył puścizną książęce dzierżawy.

(35)

- 31 —

Starzy dworzanie, co jeszcze służyli O jcu książęcia, m ocno się dziwili Zkąd taki m łody m iał zasłu g tak w iele?

G dzie b y ł ? . . . co z d z ia ła ł? . . . i za co w tej chwili O dbyw a próbę, czuwaniem w kościele? . . .

A jutro, jak chcą rycerskie zakony

W eźm ie z rąk księcia sw ój miecz pośw ięcony? T en przedmiot, długim rozm ow om dał treści, Z ust do ust wątek przechodzi powieści, Śród ciągłych zwrotów, wykrzyków, odskoków , Rubasznych żartów sypiących się z boków , I przerywany, takim głośn ym śm iechem, Ze m ury zamku trzęsły się pod echem.

IV.

„Książę, w iadom o, że kochał się w łow ach; Raz, kiedy ptastwo w sokoły polow ał,

Sokół, którego nad wszystkie m iłow ał, Jakim ciś trafem zginął mu w parowach. G niew a się k sią ż ę . . . a straszny gniew pana; Świszczą, w ołają smutni sokolnicy,

I z sió ł poblizkich grom ad a zebrana Szuka, lecz próżno, — w całej okolicy P łaczą kmiotkowie, wiedzą, że nie minie Ciężka ich pom sta, skoro so k ó ł zgin ie; Bo jeśli przyjdzie księciu ptaka stracić, T o żal mu d ro go potrzeba opłacić. G d y tak szukają — chłopiec lat dziesięciu Przybiegł i przyniósł soko ła książęciu

(36)

32

M ów iąc: że w blizkim jarze przy strumieniu N agle, sam sok ó ł siadł mu na ramieniu. Rozśm iał się książę — m usnął g o pod brodę I rzekł: „P acholę! jaką chcesz n agro d ę?“ Zm ieszał się chłopiec — przydw orni co stali W około niego, w ucho mu szeptali:

„Bież — uderz czołem , proś o pańską rękę . . . „P roś, niech ci pieniądz rzuci na sukienkę“ . . . Lecz chłopiec, baw iąc się z sokołem pierzem R zekł: — „D aj mi konia, abym był rycerzem.“ „C h a! cha! cha! — krzykną przydw orniznać zucha.“ A drudzy m rucząc — „O ! jabym km ieciucha „O sm agać kazał za ten język płochy.

„Patrzcie go, cham u nie chce się do sochy! Książę przez groźne w około spojrzenie Zam knął im usta, i — przerw ał milczenie: „Zapraw dę chłopiec nie od rzeczy prawi!... „G dzie m asz ro d zicó w ?“ — „Jam sierota panie.“ — „B ó g o sierotach kazał mieć staranie,

„I bez opieki ciebie nie zostaw i;

„Piotrze z Gulczew a, wziąć na dw ór pacholę „I niech ma pieczą o m oim sokole“ . . .

K azał . . . spełniono . . . — Cały dw ór się dziwi, Lecz któż się woli żelaznej sprzeciw i?

C hłopiec w usługach rósł, m ężniał u dw oru: U jeżdżał konie, oręża się imał,

W sztuce szermierskiej innym przodek trzymał I do dw orskiego naw ykał poloru.

Książę g o wielce u p od ob ał sobie, I zrobił gierm kiem przy sw ojej osobie.

(37)

Tak się zdarzyło, że raz, w krwawej bitwie Przeciw pogaństw u, Tatarom czy Litwie, Książę zapałem zbytnim uniesiony Rwąc obce szyki, zn agła oskoczony, G d y sobie odw rót przecina żelazem, P adł koń ubity i książę z nim razem. Giermek, gdy w ciężkim razie pana zoczył, Jak błyskaw ica na pom oc przyskoczył,

P o dn ió sł — w łasnego konia mu podstaw ił, I więzów — któż wie, m oże śmierci zbawił. Książę się zaklął na wszystkie świętości, I na Zygm unta królewicza kości, (A temu nigdy nie skrzyw ił zaklęciu), Że, da B ó g, z w ojny szczęśliw ie pow róci, Sw em u, jak g o zw ać przywykł, pacholęciu, Rycerski łańcuch na szyję zarzuci.

Aby w ypełnić co święcie poślubił,

O g ło sił turniej, — bo książę pan lubił — G d y nikt krajowi jeg o rozległem u W ojną nie g ro z ił — lubił po staremu Otw orzyć zamek, loch i pańskie stoły, 1 miłych w czasów użyć z przyjacioły. Pokrewne pany i m ożni lennicy Radzi wezwaniu, zdaleka i zblizka, D w orno do M azow sz przybyli stolicy W idzieć i dzielić m arsow e igrzyska. Bo w łaśnie jutro, jako w dzień patrona, N ajokazalsza uroczystość będzie,

G dy m łody giermek, przy świętym obrzędzie Rycerskich zasłu g odbierze znam iona.“

(38)

— 34 —

V.

Taką to pow ieść przy krążącym dzbanie, Sw iadom si rzeczy, prawili dw orzanie;

Wtem, jeden z starszych d łu go trzęsąc gło w ą: „N iech kto chce wierzy w tę pow ieść jałow ą, „W iem, bom od ludzi słyszał godnych wiary, „Z e i ów sok ó ł i ow e Tatary

„B yły to rzeczy naprzód ułożone,

„C zy też p od obn o zręcznie w słuch puszczone; „B o . . . — dodał z cicha i z miną zn aczącą' — „B liższe stosunki gierm ka z księciem łączą.“ T ak zawiść, w szędy nieuśpiona czuwa Jak niedojrzany gad, co się przesuw a

Śród kwiatów, i tchem od jadów kleistym Rdzę pozostaw ia na ich listku czystym.

VI.

O ! jest świat drugi, świat duszy — do niego Nie każde oko się spuści — dlaczego?...

Wielu w g łą b ’ patrzy, a rzadki odgadnie Czyli tam potwór, czy perła śpi na dnie. G ierm ek m iał wielu zawistych przy dworze, Lecz w zrok ich tępy zsuw ał się po wierzchu, Widzieli tylko — że łask pańskich zorze Jem u świecące — ich zostaw ia w zm ierzchu;

W idzieli drobne przywary, cień — który D o skazitelnej przykowan natury;

Ten pył, gd y oko poziom e zapruszy, Ju ż niedostępnym zrobi mu świat duszy;

Choć wszystkie wady nicują z kolei, Żaden nie w ykradł z m łodzieńca źrenicy

(39)

— 35 — Jednej, dla niego strasznej tajemnicy,

Ze kochał — tylkoż kochał bez nadziei.

VII.

Książę Ziemowit, był już pan niem łody, Trudy — skrzepiły w nim siłę i m ęztw o; G d y w dow iec — pojąć w pow tórne m ałżeństwo Zam yślił, pannę przecudnej urody

Jadw igę, córkę księcia na Zem bicy. Tak była piękna, że goszcząc na dw orze Karła cesarza, nad nią, w owej porze

W Niemczech, nie było piękniejszej dziewicy. D um ne landgrafy, cesarstwa lennicy,

Korząc swe czoła, dali hołd pow inny Królow ej w dzięków ; a śpiew acy Minny, Biorąc natchnienie z ócz słow iańskiej dziewy, Jej pośw ięcili i arfy i śpiewy,

Zow iąc w języku zalotnej grzeczności, G w iazdą turniejów i słońcem piękności. Książę — gd y g ło sy jej chw ałę rozniosły, Z prośbą o rękę, w ypraw ił sw e p o sły ; I jakiż tryumf m ożnow ładcy dum ie! G d y w licznym książąt i rycerzy tłumie Chcących zaw ładnąć tym skarbem na ziemi, Jem u pierw szeństw o dano przed wszystkiemi.

Książę — sw ą żonę kochał aż do szału ; Nie był to ogień m łodzieńczej m iłości, Lecz jakaś głow n ia sztucznego zapału, Skrząca iskrami dum y i zazdrości. B o na sam w idok tej książęcej pary,

(40)

- 3 6 —

Rzekłbyś — że prom ień zabłąkany w iosny O zło cił jesień — że pow ój m iłosny Różow ym wiankiem ow inął dąb stary. Gierm ek ją ujrzał — d ość mu było razu Spojrzeć na piękność, by zginąć w jej oku, i cudow nego odbicie obrazu,

Z całą grą życia, blasków i uroku,

Z łożyć w swem sercu, wiecznie w niem piastow ać I jako św iętość od skazy zachować.

B o m ógłże, nawet m yślą ośm ieloną,

On, co z nędznego w iód ł sw ój ród poddaństw a W znieść się aż do tej — która była żoną W ładcy — takiego rozległego państw a?

VIII.

G ierm ek się m odlił gorąco i szczerze. M ów ił O jcze nasz, i Z drow aś i Wierzę, Lecz przędzę ducha nić św iecka sp lątała; M łod ości! bystry lot twych w yobrażeń! M odlitwa jeszcze na ustach mu drżała, Myśli bujały po krainie marzeń.

„Jak aż noc d łu ga . . . jak nudno czekać . . . Zda się um yślnie chwile przewlekać — C óżbym dał za to, gdyby już . . . gdyby Biały poranek spojrzał przez szyby; O ! pożądane pośpieszaj słoń ce! . . . Zniosęż tę rad ość? . . . gdy dzw on uderzy, N aród tłum am i w kościół przybieży; Tyle dam . . . tyle książąt, rycerzy . . . N a mnie się zwróci oczu tysiące . . .

(41)

— 37

A przecież — z tego oczu tysiąca, W jednebym oczy patrzał bez końca. M sza późno wyjdzie . . . biskup, prałaty W dzieją najdroższe kapy, ornaty; M sza taka d łu ga . . . jak im sił stanie C ałą godzinę praw ić kazanie . . .

O ! zadrżysz serce, gd y po mszy świętej, Biskup z swym klerem, ludem , książęty Zgiąw szy kolana i korząc czoła,

D ucha św iętego z niebios przywoła. Zacznie się obrzęd — Lud się grom adnie Jak na dziw rzu ci . . . spiętrzą się głow y,

Ścisną się rzędy, ścichną rozm ow y . . . N ajcięższa próba . . . m ożna tak snadnie

Zm ieszać się . . . żaląc . . . — N ie! . . . nadto blizko Ludzkie przekąsy i pośm iew isko;

Bo, dla tej pustej dworskiej czeladzi Śmiech, — d ruga strawa . . . oniby radzi O śm iać, w yszydzić . . . ha! . . . znają oni Jakiej na śm ieszków dobyw am broni; G dybym był księciem, to, skarż mnie Boże! Czyby się jeden ośtał przy dw orze . . .

Z apraw dę — czegóż m am być w zruszony? . . . Jednak, przyjm ując m iecz pośw ięcony

jednych się oczu lękam potęgi . . . O, nie! nie spojrzę ja ku tej stronie, Bom gotów zmylić rotę przysięgi . . . Czyżem ja m arzył gdym p asał konie, Że kiedyś, pierwszych rodów dziewice, Przyjdą mnie stroić w świetną z b r o ic ę ? . . .

(42)

— 38 —

Jam ją przym ierzał w kuźni płatnerza, Prześliczna zbroja . . . g o d n a rycerza. C o za hart, połysk i jakie nity

A pas . . . srebrnemi gw iazdy nabity . . . i puklerz, gw iazdą ozdobić dałem,

T o m oje g o d ło . . . innych nie chciałem . . . Czyż się dom yśli? . . . m oże zapyta

Jaka myśl leży go d łem sp ow ita? . . .

G w iazdo nad gw iazdy! . . . jestże to zbrodnią Żem cię za gw iazdę ob rał przew odn ią? . . . Nie . . . nie dom yśli . . . i nie pow inna . . . G dybym dał p ozn ać? . . . precz! . . . myśl dzie­

c in n a . . . G dyby w iedziała? . . . m ożeby . . . m oże . . . Milcz serce! . . . przebacz tym m yślom Boże! M ódlm y się . . .

O jcze nasz, któryś w niebie, Św ięć się twe Imię . . .

O h ! złym na siebie. Na lada wzm iankę o tern imieniu, Zaraz twarz m oja staje w płom ieniu . . . Będę ostrożny . . . na mnie z uboczu Tyle jaszczurczych czatuje oczu . . . A ci dw orzanie! . . . niech tylko zgadną, Cień prawdy złow ią . . . O ! jestem pewny D on iosą księciu . . . książę tak gniew ny . . . Oni tak podle do łask się kradną! . . . H a! . . . jutro to mnie jedno pociesza Że ujrzę . . . obym prędzej był świadkiem , Z jaką zaw iścią przydw orna rzesza

(43)

— 30 —

Będzie z pod ełb a patrzeć ukradkiem, G dy podczas uczty, siądę za stołem Panów i książąt otoczon kołem ; Tych książąt, panów, co do tej chwili Tylko mnie dum ą sw oją śmieszyli. Jeśli wystąpim zbrojno do szranków,

Chciałbym , by mi się zręcznie udało W yrzucić z siodła, i zdeptać m ało

Choćby jednego z tych dumnych panków ; T oż mi to oklask sypną z krużganków !

Mnie -—- nie tak łatw o zachw iać w strzemieniu . . Mój siw osz także, siłą się chlubi . . .

Szlachetne zwierzę . . . jak on mnie lubi, Jak on posłuszny mernu skinieniu — Piękniejszych koni znajdzie się więcej, A przecież, z całej stajni książęcej M ając na w ybór — je g o w ybrałem ; Jam g o ujeżdżał, ja ugłaskałem , Taki był dziki — teraz, jak dziecię, D ałby się dosiąść nawet, kobiecie.

Nie . . . mnie przy dw orze nie tnożna zostać . . . W idzieć ją ciągle, tę śliczną postać . . .

Słyszeć ją co dnia — i schnąć . . . choć słońce Z siebie prom ienie daje żywiące —

D ość tej m ęczarni! . . . pójdę w świat d ługi . . . A ch! tam Jadw igi nie znajdę drugiej . . . Czem uż nie jesteś wiejską dziew icą? . . .

W ierzaj m i! . . . wszystko, czem mnie zaszczycą, Sław ę, godności, lenna, dostatki,

(44)

— 40 —

G dziebyśm y z sob ą byli we dw oje . . .

T ak! . . . w świat się puszczę . . . na krwawe boje, Z gin ę! . . . o ! pewnym, — wzrok jej niebieski, Nie . . . nie odm ów i choć jednej łezki . . . P ó jdę do W ęgier . . . nie . . . do cesarza, O na tam była . . . usłyszę o niej . . . Cesarz, rycerskich ludzi pow aża I potrzebuje walecznej dłoni.

Kraj tam bogaty! . . . snadnie, za męztwo D adzą mi jakie hrabstwo lub księztwo . . . W ów czas pow rócę . . . przylecę ptakiem Z licznym i świetnym dw orzan orszakiem. Będąż się dziwić ci, co mnie znali . . .

O na się zdziwi . . . kto wie . . . w tej dobie . . . K siążę już stary . . . m oże w żałobie . . .

M oże . . .“

1 m yślą nie śm iał iść dalej.

IX.

Lube marzenia przerw ał niespodzianie Daleki szelest — przybliża się . . . w zm aga . . . I obudzona na ten szm er uw aga,

Coraz wyraźniej rozróżnia i słyszy C hód — wolny, ciężki; i kija stukanie C o zgrzybiałości zwykle towarzyszy. W net baczne oko w yłam ało z cienia Form ę postaci przez kościół sunącej, Która doszedłszy do lampki wiszącej, Drżąc, zapalała św iecę u płom ienia.

(45)

_ _ 41 —

Stem lat złam any, do ziemi przygięty, N ieprzesłyszaną naw iedzion głuchotą. Swych sił ostatek — choć tego nikt zgo ła P o nim nie żądał — pośw ięcił z ochotą W e dnie i w nocy usłudze kościoła. Chleb, w oda — jego pożywienie dzienne; N oce — na m odłach przepędzał bezsenne; A suknia, równie jak on, wiotka, stara, Ju ż daw no z czarnej zrobiła się szara. Lecz złość g ło siła — że pod szatą nędzy Kryje się m iłość ostatnia — pieniędzy.

X.

Starzec, u lam py zapaliw szy świecę, O b rócił kroki w poboczną kaplicę;

W szedłszy — dokoła obejrzał się z trwogą, Badając pilnie czy nie ma nikogo.

Potem — gdy dotknął sprężyny tajemnej, Stopień ołtarza pow stał w górę głazem ; Starzec się schylił, i z kryjówki ciemnej W yciągnął skrzynię okutą żelazem . . . O d sło n ił wieko . . . blask co padł na lice, Żółtym jak chciw ość oblał je kolorem ; Jak wilcze, tak mu zabłysły źrenice,

A śmiech . . . o ! wtedy starzec był potworem. D ob ył sw e złoto, po sztuce rachował,

O g ląd ał każdą i każdą całow ał,

I zatopiony w martwych pieszczot świecie, C ieszył się złotem i baw ił jak dziecię; Potem, skarb cały zebrał, zliczył, złożył,

(46)

— 4 2 —

I now ą sztukę do dawnych przyłożył. Z żalem, w kryjówkę sp u ścił ciężką skrzynię Jakby w d ó ł zimny przyjaciela zw łoki; Z agasił św iatło, i leniwe kroki

W spierając kijem — opu ścił świątynię.

XI.

„G ierm k u !“ g ło s jakiś szepn ął.— G ierm ek słucha, Patrzy w około . . . nie . . . nikogo nie ma . . . Lecz ledwie nazad zw rócił się oczyma, G ło s, jak wąż raju w cisnął się do ucha.

— „G ierm ku! los tobie uśm iecha się wdzięcznie W iesz skarb . . . sprężynę . . . i jesteś bez świadka, Wierzaj mi, um ieć korzystać, a zręcznie,

T o cała życia ludzkiego zagadka.

Lękasz się następstw ? . . . słuszna . . . nie zna szkody Kto się przed burzą schroni za pogody.

Z łoto ułatwi ucieczkę . . . za rzeką K róla Kaźm ierza państwa, niedaleko;

Nim na m odlitwę zabrzm i dzw on poranka . . . „Ależ skarb cu dzy ?“ . . . „Słuchaj . . . kto gołębia W yzwoli ze szpon chciw ego jastrzębia,

Czyż g o nie nazwie sw em dobrem nabyciem ? . . . Skarb taki, w prost się uważa — „odkryciem “, Tak, jak kruszcow ej żyły śród pieczary. B o czyliż sądzisz, że gd y umrze stary, Kto jeg o złota dotknie lub użyje? . . . O nie! . . . w g łąb ziemi sknera je zaryje, Zaklnie, w m oc odda nieczystemu w rogu, A tak, ni ludziom pożytku, ni B ogu.

(47)

— 4 3 —

Lepiej zaw czasu skarb uprzątnij sknerze; By zaś osłod zić gorycz jeg o doli,

G d y złotych w ięźniów w ypuścisz z niewoli, Podrzuć mu kamień, niech g o jak sm ok strzeże.“ „A jeśli um rze?“ . . . „D asz za jeg o duszę . . . Więcej dlań zrobisz niż on sam dla siebie, Jeszcze za tobą przyczyni się w niebie, Że mu czyscow e skróciłeś katusze.

Śm iało skarb zabierz! . . . O nie . . . nie na zbytek, A na najlepszy jak m ożna użytek.

Skarb, że jest znaczny, rozdziel g o na poły: Część, dasz ubogim , opatrzysz kościoły; A druga . . . tyle zostanie ci złota, Że i rycerskie mieć będziesz ostrogi, I nie dość — pańskie zniżą ci się progi, Ale i N iebo otw orzy sw e wrota.

O dw aż się tylko! . . .“

Gierm ek już nie słucha, Bo czuł, że to był poszept złego ducha, C o mu m odlitwę p su ł i serce kaził. Ale ze skruchą łzaw ą i serdeczną,

B łag ał na klęczkach tę m ądrość przedwieczną, Którą, przez jedne błędną myśl obraził.

X II.

I m odlitw a cicho płynie, Żal ją z piersi goni szczery; T yś ją słyszał Cherubinie, T yś ją p on iósł w górn e sfery

(48)

— 4 4 —

I na świecznik złożył Je g o — Tam , śród cieniów lśni żywota Jak ta lam pa co blask miota

Przed ołtarzem Przedw iecznego.

X III.

Z egar na wieży p ó ł nocy w ybijał . . . A dźwięk ostatni, jakby jęk żałoby Jeszcze się echem śród sklepień odbijał;

G d y wielki kamień, co przykryw ał groby Zatrząsł się . . . ruszył . . . odw alił do góry 1 padł, na ciemne posadzki marmury. W yskoczył szkielet i zgięty nad grobem , innym podaw ał, rękę w yschłą, białą,

D źw igał ich na wierzch — tak, że tym sposobem Dziesięć wym arłych pokoleń pow stało.

Tłum , co z trzechwiecznych poruszył się leży, Złożon — z dam, panów , księży i rycerzy, Zw iększył się jeszcze orszakiem dość licznym Piszczków , bębnistów z naczyniem muzycznem. Muzycy — siedli u bocznej kolumny,

W piszczel spruchniałą dm ąc niby w piszczałki, N a m iejscu kotłów mieli wieko trumny,

A m niejsze kości służyły za pałki. Zgodnem i tony zagrała muzyka O w e cmentarne, przeraźliwe śpiewki,

G d zie skrzyp blaszanej z dachu chorągiewki, Hukanie sow y, kwilenie puszczyka,

Niesforną nutą przypada do miary. Brzm ią . . . Tanecznicy pobrali się w pary,

(49)

— 45 —

Najstarszy lochów podziem nych mieszkaniec, D ał znak — i długi poprow adził taniec.

XIV.

„G ierm ku! . . . czy w idzisz? . . . oh! . . . końca [nie czekaj! . . . Tak g ło s tajemny ostrzegał g o z boku,

„Już się ruszają . . . nie utrzymuj kroku, Będzie zapóźno . . . już idą! . . . u ciek aj! Masz drzwi otwarte . . . ucieczka nie splami, W szakże nie z ludźmi sprawa, a — z trupami. Tysiące śmierci w idziałeś na wojnie,

1 m ogłeś na nie spogląd ać spokojnie B o tam śm ierć piękna, laurami okryta, Sen nagły, który w pełni życia chwyta; Lecz kiedy wyschła, z obliczem obrzydłem , G roźnym przy tobie zjawi się straszydłem By się odsłonić i porw ać w sw ą nicość; 1 oko w oko patrząc w tę śm ierć nagą

Śm iesz dotrw ać? . . . G ierm ku! . . . miej nad sobą [litość . . . T o zaślepieniem zwie się, nie od w agą“ . . . Giermek, g ło s ducha sw ojego czy w roga Mimo się puścił — a choć drżał jak listek, Potęgą woli zebrał sw ój duch wszystek I zlał w gorące westchnienie do Boga.

XV.

Para za parą, ciągnął orszak biały, A kości światłem błękitnem świeciły,

(50)

— 4 6 —

Muzyka brzm iała, kości w takt trzeszczały, 1 w iało stęchłe powietrze m ogiły.

Niektóre trupy wlekły z sob ą szmaty, Resztki szat, które zbutw iały i spadły; N a innych św iecił blach niegdyś bogaty, Dziśj szczątek zbroi, w p ół od rdzy przejadły, C o o kość bijąc, taki o d g ło s szerzy,

ja k gd y kto m łotem w pękły dzw on uderzy. Ten rej w iód ł grob ów najstarszy mieszkaniec, Za nim ochoczo suną pary skoczne;

O rszak zaw rócił w galerye poboczne, I coraz więcej ożyw iał się taniec. W idzieć tam było — um izgi, zaloty, N adskakiw ania i ściskania ręki;

1 jak bez zębe, w p ół spruchniałe szczęki, Jeszcze się w uśm iech krzywiły pieszczoty. I znow u środkiem taniec śmierci toczy . . . D ostrzegli gierm ka . . . nie idą — już lecą! . . . 1 z oczu — z d ołów kędy były oczy,

W szystkie nań iskier potokam i m iecą; Zew sząd naciera w ychudła grom ada, W yciąga ręce, w znosi groźne pięści, Z da się, zdruzgoce, rozerw ie na części! . . . Ale na gierm ka żaden cios nie pada; Bo jak z dyamentu zrobiona paiża, T ak g o w krąg św iętość okryła pacierza. Fara za parą, odszedł orszak cały, M ocniejszem światłem kości zaświeciły, M uzyka brzm iała, kości w takt trzeszczały, I w szystko nazad w eszło do m ogiły.

(51)

— 47 —

XVI.

I milczenie znów ponure

G m ach zaległo — w cieniów łonie, Blado, jedna lam pka płonie,

A jej prom yk lecąc w górę Krążkiem św iatła strop pokryw ał, Jak obłoczku śnieżny rąbek, Lub jak gdyby Duch gołąbek N ad świątynią ulatywał.

XVII.

N oc była cicha — chm ur czarne orszaki C o wisząc, d łu g o zdały się spoczyw ać, Zw olna ruszyły, jak w ędrow ne ptaki

W daleką drogę. — W przerwach się odkryw ać Z aczęło niebo; wychłonięty z chmury.

W szedł księżyc pełny na niebios lazury. Przez długich okien szyby m alowane, W środek świątyni bladem światłem błysnął, l sieci szklane któremi się w cisnął,

Z ich tłem jaskraw em przerzucał na ścianę, A słupy św iatła w kościół zstępujące Ukośne, ciche, tajemnicze, drżące, Jasnem i sm ugi gąszcz cieniów rozdarły.

XVIII.

N agle — drzwi boczne na w ściąż się roztwarły Drzwi, co łączyły przez krużganki kręte

Książęcy zamek i to m iejsce święte.

(52)

_ 4 8 —

Z rozwianym w łosem , lam pą w jednem ręku, I lekkiej szacie, która jak śnieg biała

Drżąc, nad bijącem, w p ół rozkrytem łonem , W powiewnych składach po nodze spływ ała. Śliczna! . . . dlaczegóż z okiem niew zruszonem ? . . G ierm ek się m odlił, lecz gd y postać zoczył, Z gu b ił nić skruchy i ku drzw iom poskoczył. „B o że! . . . to księżna“ ! . . . krzyknie z uniesieniem. Postać, na g ło s ten, jak ze snu ockniona

U puszcza lam pę — gw ałtow nym płom ieniem Płyn się rozlany rozbłysnął — a ona, Blask uraźliwy do oczu rzucony,

Zda się odpycha i z przed siebie zgania, Jakby ten w idok co się jej odsłania,

Chciała słabem i odeprzeć ramiony.

„G d zież? . . . ach ! . . . gdzież jestem ! . . . i kto mnie [tu w o ła? . . . „Sen-li? . . . nie! . . . zda się widzę głąb kościoła „I ciebie gierm ku . . . tak! . . . to niedospany . . . „T o sen m ój . . . tylko na chwilę przerwany . . . „Z n ów ciebie widzę o lube w idziad ło! . . . „N ie! . . . nie! . . . to nie sen! . . . oh ! nie wierz

mej mowie, „S ło w o bez związku z ust moich w ypadło . . . „W irem kołują myśli . . . odm ęt w głow ie! . . .“

Św iatło zagasło — ale blask księżyca Z dłu giego okna padając — ośw ieca Księżnę — co drżąca, z licem zapłonionem ,

(53)

__

49

I gierm ka — który okiem zachw yconem W rozkryte w dzięków tajniki się wdziera.

„O ! teraz widzę . . . choć oczom nie w ierzę! . . . „W idzę . . . poznaję . . . te mury, te stropy . . . „C iebie mój gierm ku . . . Ach! i strach mnie bierze, „G d y myślę, jakim sposob em me stopy

„Z aszły w te m iejsca? . . . czarów-li zaklęcia „M nie senną z kom nat uniosły książęcia? . . . „Z błąkana . . . w progach kościoła . . . śród nocy, „C ó ż teraz poczn ę? . . . gdzie wezw ę pom ocy! . . . „N ie śm iem iść naprzód, nie śmiem dotknąć proga, „B y tym nieładem nie obrazić B o g a ;

„N ie śm iem się wrócić — bo tam straszno . . . [ciemno . . . „Z b łądzę w krużgankach, odstąpią mnie siły . . . „Strach, aż za serce mnie chwyta . . . o miły „G ierm ku! jeżeli m asz litość nademną, „P o d aj mi rękę . . . z tobą o m ój d r o g i! . . . „C óżem w yrzekła! . . . strach słow a mi plącze . . . „U chodźm y prędzej z tych m iejsc pełnych trw ogi; „C zując przy sob ie twe ram ię obrończe

„O detchnę w olniej, bo będziem y razem . . . „P an i! twe słow a, winny być rozkazem „W iernem u słudze — lecz, chceszże mej zgu b y? . . . „Jestem na próbie, i w czora wieczorem

„N a święte kości wykonałem śluby, „Ż e przez noc całą, pod żadnym pozorem „N a krok nie w yjdę za kościelne progi. „P an i! za jedno posunięcie nogi

(54)

— 50 —

„K ara i wieczna srom ota mnie czeka.“

— „G ierm ku, miej litość! . . . d ro ga niedaleka . . . „W rócisz za chwilę . . . nikt nie będzie wiedzieć. . . „Słyszysz! . . . na zamku brzm i uczta pijana, „K siążę ją zechce przeciągnąć do rana, „K om uż myśl przyjdzie, winem pełnej czary „O dstąpić — aby kroki tw oje śledzić? . . . „ O ! wiem, że wielkiej, w ym agam ofiary,

„ O ! znam jej w artość . . . to mi poda zręczność, „Z a twą przysługę okazać ci w dzięczność; „B o nie sądź — pocóż będę taić dłużej, „C h o ć czas, ni m iejsce w yznaniom nie służy, „N ie sądź — że tw oje spojrzenia ogniste „P ad ały ciągle na serce skaliste;

„K tóż wie — gdy kręte przejdziem y krużganki, „C zy cię tam uścisk nie czeka kochanki . . . „N iedobry! . . . p o co ś wyrw ał mi wyznanie, „K tóre z mej piersi nie pow inno było „N igd y wystąpić . . . które niespodzianie „Zalękłe serce przez usta zdradziło. „ O ! śpiesz, pofolguj m emu udręczeniu, „G d y cała pom oc w twojem jest ramieniu. „O ! nie . . . nie zechcesz by cel twej m iłości, „Stał się ofiarą dzikiej nieczułości . . .

„Patrz jak drży ręka . . .

I k’ niemu m iłośnie W yciąga dłonie i b łaga litośnie

T ą czarnoksięzką pięknych ócz wym ową, Której najczulsze nie zastąpi słow o.

(55)

G ierm ek się zachwiał, bo tyle ponętnych Blasków rozkoszy w jeg o myśli padło, Ze w nich odbite, jak tęczy w idziadło G rało urokiem wszystkich farb namiętnych. O brazy — których nigdy w sw em m arzeniu Odtw orzyć nie śm iał — teraz śm iało go n i; Czuje . . . jak w sparta na jego ramieniu O ddaje uścisk jeg o twardej d ło n i; Z jej ustek chwyta najczulsze im iona Jakiem i m iłość przem aw ia . . . a ona, T a śliczna postać, drży w jego objęciu . . . Jeszcze krok jeden — raj, niebo posiędzie . . .

Krok tylko — z ludzi najszczęśliw szym będzie. Wtem — niby ciem na przez myśli zasłona M igła mu pamięć, co winien był księciu; Pierzchły obrazy . . . jak grom em rażony, Ju ż w sam ym progu stanął niewzruszony.

„G ierm ku! . . . co tob ie? . . . co tak martwo stoisz? „Słab y człow iecze! . . . i czegóż się b o isz ?“ . . . „P an i!“ pierś m ając od żalu wezbraną

Ledw ie m ó gł m ów ić — i zgiąw szy kolano: — „P an i! przysięgam w tej świątyni Boga, „Z e w sercu m ojem nie postała trw oga;

„D ośw iadcz, niech jutro w szrankach stu rycerzy „C o najdzielniejszych wystąpi, uderzy

„N a mnie jednego, ja dotrwam im kroku, „I na sto śm ierci chętnie się narażę,

„Z a jednę tylko, jednę łzę w twem oku . . . „M ogę zapom nieć co pow inność każe, „Zdeptać cześć, sław ę i wszystko dla ciebie,

— 51 —

(56)

— 52 —

„M ógłbym zapom nieć, że jest B ó g na niebie . . . „Lecz czyste życie, niecnym splam ić czynem, „Z a łaski — zdradą odpłacić nikczemną „Tem u, co kiedyś przez litość nadem ną „P o d jął, jak w łasnym zajm ow ać się synem, „D o sw ego serca otw orzył mi drogę, „1 ciągle sw oją ufnością zaszczyca — „O pani! ufność to przepaść — granica, „Której ja nigdy przestąpić nie m o g ę !“ . . . „W ięc mnie zapom nij . . . zapom nij na wieki! . . . Słychać westchnienia i stłum ione łkania,

Postać w g łą b ’ ganku zw olna się oddala. Ju ż w cieniu tonie, a ciem ność jak fala,

C oraz ją więcej zasuwa, pochłania; Tylko g ło s gierm ka dolata daleki, A m oże ech o ? — „zapom nij na w ieki!“

X IX .

Księżyc — w ciemne skrył się chmury, G m ach — zaległy gru be cienie; Św iatło sp ad ło w lam pę — z której W ym ykają trzy prom ienie.

Sym bol w iary — co dla ziemi W trzy się z niebios szczepi blaski: M ądrości — m iłości — łaski; A gdzie ich źró d ło — nie wiemy.

X X .

U stopni ołtarza, gierm ek krzyżem leży, Z duszy m u zdrój płynie gorących pacierzy, I b łaga ze łzam i m iłosierdzie Pańskie,

(57)

— 53 —

By g o na pokusy nie daw ał szatańskie; I cicho tak było, jak w grobach zawartych, I św iatło nań biło, jak z niebios otwartych, A w świetle niebiańskiem, w obłoczkach z purpury, Szły z pieśnią, aniołków uskrzydlone chóry, Bo g ło s nie tej ziemi grzm iał z głębi ołtarza; Echo g o w sklepieniach i w duszy pow tarza:

Chór.

Kto żądze pokon a — pokusy przełam ie, Ten, na bój z żywotem ukrzepił swe ramię, Ten, choć się nam iętność na niego oburzy, 1 czoło jej stawi, i oka nie zmruży.

G łos .

Idź — w olen obawy, Nie cofaj się w stecz; W szak tobie do spraw y

W dłoń — składam mój miecz. Chór.

Kto na strach nie zadrży — kto węża łeb skruszy, Ten na bój z słabością dał silny hart duszy, Ten, jako baranek na krwawą ofiarę,

Zdolny się pośw ięcić za bliźnich, za wiarę.

G ło s .

Przyoblecz pokorę I barki twe zniż, Bo ciebie wybiorę

W ziąć — i nieść m ój krzyż.

Nie kładę tu objaśnień, bo historya o księżnie mazowie­ ckiej, z której wziąłem myśl do niniejszego epizodu, aż nadto dobrze czytelnikom polskim jest znajoma. (Przyp. A u t.)

(58)
(59)

S A M O B Ó J C A .

P O E M A T .

Na własnej piersi skrwawiłem me pięście, Przeciw niebu ich nie wzniosłem.

(60)
(61)

DO C Z Y T E L N I K A .

P o e m a t ten napisany w roku 1835, parę razy już był drukowany, nigdy jednak w całości; treści do poem atu dostarczyła śm ierć m łod ego człowieka, który z tęsknoty za krajem, odebrał sobie życie. A utor bynajm niej nie m iał na myśli pisać apologii sam obójstw a, ow szem jako Chrześcianin potępia je w zupełności, choćby nawet i ze szlachetnych p o ­ budek brało sw ój początek.

Przedm ow a napisana w trzydzieści lat później, to jest 1865 r. sw oją treścią nie wiele m a łączności z poem atem , chyba o tyle tylko, że znam ionuje rozw ój owych ujemnych idei, przeciw którym dziś rządy występują, a które w kwestyi sam obójstw a spraw iły, że to, co w pierwszej ćwierci bieżącego stulecia, objaw iało się jako fakt pojedynczy i o d o ­ sobniony, zam ieniło się obecnie w jakiś stan cho­ robliw y społeczeństwa. ’ )

') Autor, napisał te słowa „ D o Czytelnika“ w 1878 r. i pomieścił je na czele, pierw szego kompletnego wydania „Sam obójcy“ w Toruniu, z tegoż roku. (Przyp. Wyd.)

(62)
(63)

---W M I E J S C E P R Z E D M O ---W Y .

I liad a dream , w liicli w a s not a ll a flream .

B y r o n .

K o ń c z y łe m d rogę — wtem nagle przedemną, Ujrzałem przepaść straszliwą i ciem ną;

Paszcza otchłani jak krater ziejąca, W obie się strony ciągnęła bez końca; Iść niepodobna . . . ni też cofnąć biegli, W ięc sm utny siadłem na skale przy brzegu, I w zrok m iłości w tę stronę zwróciłem , G dzie w iodła droga, którą już przebyłem . — Szlak ów przebyty nie wciąż był kwiecisty, Rosły tam ciernie i sterczały głazy,

Lecz jak w pustyni dzikiej i piaszczystej, Tu owdzie, wdzięczne m igały oazy; — Dalej, za szlakiem, był horyzont mglisty, G dzie w m gły przezroczu, tak cudne obrazy, Ze jako dziecię do swej matki łona,

(64)

— 6 0 —

D łu go wzrok miłym poiłem widokiem , Aż mnie z głębokiej obudził zadum y, Jakiś krzyk dziki, rzucany przez tłumy, C o do przepaści rączym biegły skokiem ; T łum y w p ó ł nagie, całe w krwi i pianie, G nane przez Furje z ochydnem obliczem , Sm agane, z w ężów ukręconym biczem ; Jak potępieńcy spadały w otchłanie.

Jedn a z tych F u ry i, w idząc mnie na stronie Zw róciła kroki i staje przedem ną: — „C zego tu szukasz? . . . i oko twe tonie „W ów świat miniony, odziany m głą ciemną. „P atrz! jak się niebo zaciąga chmurami, „P atrz! jaka burza zrywa się za nam i; „G d y grom y hukną, gdy luną zatopy, „Ziem ia z pod twojej usunie się stopy.“ — „My spieszym zdobyć dla siebie świat nowy, „Idź z nami, — w idzisz chorągiew na przedzie „K rw aw ą, i napis ognistem i sło w y :

— „W szystko godziw e co do celu wiedzie,“ — „Św iat naszych życzeń jeszcze noc okrywa, „A le mrok pierzchnie gd y rzucim paliwa, „I błyśnie łuna z tak licznych płom ieni, „Ż e przy niej słońce w ob łok się zamieni.“ „T am w głębi, słyszysz, św ist machin i m łoty; „T o są cyklopów dzisiejszych roboty;

(65)

— 61 —

„N urt rzek zwracają, łon o ziemi drążą. „O n i przez lądy i przez oceany

„Ścielą nam drogi do prędszej w ygranej; „1 zajdziem dalej, parci siłą pary,

„N iż wy, na skrzydłach fantazyi i w iary.“ — „P rzepaść nie straszna! . . . tylko się odw ażyć! . . . „A le kto z nami, m usi się obnażyć.

„Zrzucić strój zdarty odw iecznej roboty, „Sum ienia, wiary, i sław y, i cnoty; „N am , co idziemy posiąść nowe światy, „Potrzebne szersze, w ygodniejsze szaty, „N iż te, co nosił syn cieśli — któremi „W olę i rozum skrępow ał na ziemi.“ — „Życie za krótkie, i czekać za d ługo, „By świat zdobyw ać pracą i zasługą. „M y chcemy — dziejów poczynając kartę, „W ydrzeć — co tylko m oże być wydarte; „Burzyć — to nasza idea przew odnia; „A środki — sztylet, trucizna, pochodnia. „G d y w szystko stare wysieczem i zwałem, „W tenczas w zniesiem y now ą Jeruzalem .“ — — „O ! nie! nie!“ . . . rzekłem. „W pokorze i wierze „Chrześcianie palm ę wynieśli ze zgonu.

„I z Bogiem w sercu, szli dawni rycerze „Zatknąć znak święty na murach Syonu. „A w y! bez B oga, bez cnót, bez zapału, „B ez żadnej myśli dodatniej — przewodniej —

(66)

— 02 —

„W y karły, z piętnem pod ło ści i zbrodni, „Frym arkiem , chcecie d ojść do id e a łu ?!“ — „D o wielkich czynów, wielkich cnót potrzeba! „P okory! aby dostać się do nieba! . . .

„W am niegdyś bratnie, Tim ura zastępy, „Znikły w pustyniach, pożarte przez sępy; „B o zbrodnia krótko dzierży berło świata. „B ó g dobrej spraw ie tylko da zwycięztwo. „C ó ż wam zostan ie? . . . sław a H erostrata! . . . „1 w ieczne! . . . tak, wieczne przekleństw o! . . . „ Ja tu zostanę z mą lutnią na brzegu,

„N im ją na wieki do przepaści rzucę; „N im brzeg zapadnie, ów kres m ego biegu, „U stęp, podjęty w mej drodze, zanucę. „P ieśń to nie nowa, i stare już dzieje,

„Sm utna — jak wicher, co po grobach w ieje; „P rosta — jak życie, złam anej istoty,

(67)

w

krainie bujnej w plony i pamiątki . . . G dzie dziś m ieszkaniec marzy jakby w e śnie 0 dawnej sławie, — i patrzy boleśnie, N a rozburzone tylu świątyń szczątki,

W które grom nowy po grom ie uderza; — W krainie niegdyś wielkiej i zasobnej W chleb i żelazo — a dzisiaj podobnej D o ran ion ego w śród walki Rycerza, Który rzucony na boleści łoże,

W śnie gorączkow ym , i śród nocnej ciszy . . . Zda mu się — o d g ło s trąb wojennych słyszy! . . Chwyta miecz . . . ale g o dźw ignąć nie m oże: 1 przez gw ałtow ne sił wątłych zużycie, N a zgon niechybny naraża sw e życie, — W tej to krainie — w którą stronę okiem, P ociągniesz — z smutnym spotkasz się widokiem Plony są bujne, lecz spodem pod niemi

Ileż krwi w siąkło i łez do tej ziemi. 1 .

(68)

— 6 4 —

2

.

Śród pól obszernych p odnosi się w zgórze, Sypane ręką natury, czy ludzi,

C zas zdm uchnął ślady, a gm innej powieści Raz tylko zgasłej już nikt nie ob udzi; N a w zgórku sterczy krzyż dawny — a róże W cierń zaplecione, jak uśm iech w boleści W ieńczą pagórek i krzyża podnóże.

3.

Pod krzyżem starzec w żałobnej odzieży, — N a kiju w spierał gło w ę posiw iałą;

W idać — że przeżył, przecierpiał niemało, Bo, na zm arszczkam i sfałdow ane lica G orzka, niejedna łza z oczu wybieży — Przy nim jak an iół klęcząca dziewica Z zapałem wiary dom aw ia pacierzy.

4 .

D w ie te postacie pod krzyżem zbawienia, Jed n a klęcząca, druga nachylona,

Jak dw a posągi wykute z kamienia, Jakby im życie zgasło w głębi łona, Ciałem są tylko przybite do świata, B o dusza, skrzydłem m odlitwy niesiona, C ała cierpiąca — do niebios ulata.

5.

Starzec, z od b iegłą już złudzeń krainą, Z sercem w ystygłem na pow aby życia,

Cytaty

Powiązane dokumenty

[r]

Gdy inny proces wywoła procedurę monitora będzie on zablokowany do chwili opuszczenia monitora przez pierwszy proces.. Istnieje możliwość wstrzymania i wznowienia procedur monitora

- dopóki nie mamy właściwej skali trudno jest usunać obserwacje odstające - może we właściwej skali te dane się symetryzują. - do chunka można dodać opcję warning=FALSE

Oczywiście, jeśli jest jakiś problem z innego przedmiotu możecie też- i wiele osób tak robi, zgłaszać do mnie i ja przekażę do nauczyciela, który także łączy się z

Zaznacz TAK, jeśli zdanie jest prawdziwe, a NIE, jeśli zdanie jest fałszywe.. Okres zbioru ogórków trwa krócej od okresu, kiedy można

[r]

Zaprojektować system ze zmiennymi

a) Jakie jest prawdopodobie´nstwo, ˙ze jest to kr´ol lub karta koloru czarnego.?. b) Wylosowana karta okaza la si¸e