Alina Kowalczykowa
Kordian pod baldachimem
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5, 136-149Alina Kowalczykowa
Kordian w „szpitalu w aryjatów ”
W ątpliwości
Kordian pod baldachinem
(Car pokazuje na Kordiana.)J eśli nie zw aryjował ten żołnierz ... [rozisitrzelać...
(Kordian. Akt III scena V)
M iejscem sceny następ nej jest „szpital w a ry ja tó w ” . Sądząc z przytoczonych w yżej słów cara, K o rd ian zn a jd u je się w nim n a o bserw a cji. Od opinii lekarza, czy jest obłąkany, czy też nie doszły zam ach n a cara b y ł zam ysłem człow ieka n o r m alnego, zależy d ecy zja co do jego dalszych losów. P oniew aż ak cja d ra m a tu toczy się w W arszaw ie w roiku 1828, więc „szpitalem w a ry ja tó w ” poeta mógł nazw ać tylk o p row adzony przez b o n ifra tró w zakład p rz y klaszto rze św. J a n a Bożego. Nie b yło w tedy w W arszaw ie -innego szpitala d la chorych um ysłow o m ężczyzn. Obok „o błąkanych” , „ep ileptyk ów ” i „po k ą san y c h ” k ierow ano do niego tak że ludzi p o d ejrza n y ch o sym ulację. S y tu acja K ordian a nie b y łab y za
tem n a ty m tle w yjątk o w a.
A jed n ak w zbudza w ątpliw ości. P roblem atyczn e bo w iem , czy rzeczyw iście do „szpitala w a ry ja tó w ” — ja k to m a m iejsce w Kordianie — b y łb y skierow an y podchorąży, sk azan y przez sam ego cara n a p rzy m usow ą izolację, czy w łaśnie od b o n ifra tró w w y m agano b y diagnozy o jego poczytalności um ysło
137 K O R D IA N P O D B A L D A C H IN E M
P rzed e w szystkim dlatego problem atyczne, że od d aw na ju ż zakład św. Ja n a Bożego nie cieszył się
zaufaniem n a w e t jako in sty tu cja opiekuńcza: „W pierwszej połow ie ubiegłego stulecia sprawowali się za konnicy niezbyt przykładnie, nierzadko wracali pijani do instytutu sam i lub w asyście policji, częstokroć kwestowali bez odpowiednich uprawnień i obracali zebrane pieniądze na własny użytek, wychodzili ze szpitala bez zezwolenia przełożonych, pisali anonimy do władz zaborczych na swych przełożonych o tern, jak to chorzy w’ szpitalu są źle żywieni, chodzą >nago, boso i w brudnej bieliźnie, sypiają w nie opa lanych m ieszkaniach itd. W tymże czasie, bo w roku 1842nim dozór cmentarny błaga iZarząd szpitala Jana Bożego, by przesyłał swych zmarłych m ożliwie w czesnym rankiem , by
li oni 'bowiem przywożeni na cmentarz nadzy i bez tru mien; nic dziwnego, że chowanie zmarłych w takim stanie w yw oływ ało słuszne oburzenie wśród zgromadzonej przy godnie na Powązkach publiczności” 1.
W spom nijm y m arginalnie, że nie był to pierw szy z atarg b raci z w ładzam i m iejskim i o chow anie nie boszczyków; ju ż w ro k u 1674 „w ładze m unicypalne proszą braci dobrotliw ych, by staran n iej grzebali sw ych zm arłych, gdyż przechodni rażą w ystające z ziemi nogi i ręce nieboszczyków ” 2.
Jalk się zdaje, o kres najgłębszego u pad k u zakładu przyp adł w łaśnie n a początek w ieku XIX. Szpital funkcjonow ał od w ieku XVII; początkowo obliczany był tylko n a 8 chorych, w 'tym tak że obłąkanych 3. Po dw uk rotn ych zm ianach zakonnicy uzyskali loka lizację p rz y obecnej u lic y B onifraterskiej, gdzie od budow any po ostatniej wojnie budynek znajduje się do dzisiaj. P o rozbudow ie gm achu w 1760 r. czynio 1 T. Łapiński: Szpital Jana Bożego. 200-letni jubileusz 1728—
1928. W arszawa !1028, s. 26j
2 Ibidem, s. 1-1. *
3 Brak jest opracowania monograficznego dziejów szpitala bonifratrów. Dane szczegółowe zawarte w różnych źródłach są często niedokładne. Stąd powtarzają się, naw et w opraco waniach najnowszych, informacje mylące, np. stwierdzenie, że od początku w zakładzie opiekowano stię 8 obłąkanymi, stąd rozbieżność w określaniu liczby łóżek na sali zbioro wej.
Grzebanie umarłych
138 Lekarz-zakomnik Pascal Szpital U jazdow ski „Łańcuchami powiązani w aryjaci”
n o w ysiłki o u trz y m a n ie zakładu n a przy zw o itym po ziom ie — opiekow ał się chorym i lek arz-zakonnik Pascal, w la ta c h 1790— 1793 zatru d n io n y był u bo- n ifa tró w L udw ik P erzyn a, znany doktor i autor k ilk u p o p u larn y c h podręczników w iedzy lek arskiej. Od 1795 ro k u zakonnicy opiekow ali się w yłącznie chory m i um ysłow o; m niej w ięcej od tego czasu d a tu je się w y raźn e obniżenie poziom u zakładu.
Toteż, gdyby z ra c ji spisku koronnego zaszła p o trze ba zbadania poczytalności jakiegoś podchorążego, car raczej w ysłałby go do szp itala Ujazdowskiego, p rze znaczonego dla w szystkich chorych żołnierzy i po d oficerów poniżej stop n ia ro tm istrz a z p u łk ó w pol skich i rosyjskich. K ordian, jako w ojskow y, w spo sób n a tu ra ln y pow inien w n im się znaleźć. O ty m szp italu książę K o n stan ty był dobrego m niem ania. W zw iązku z częsitymi w izytam i osób z jego św ity u m ian o tam stw orzyć pozory porząd k u i sum iennego zajm ow ania się chorym i. Hairro H arring , poeta-cu- dzoziem iec w w ojskow ej służbie rosyjsk iej, u jaw n iał ich iluzoryczność: „W szystkie sale i k o ry ta rze w U jazdow ie, k tó ry W ielki K siążę K o n stan ty czasami odw iedzał, b yły b ard zo czyste i porządne; n ato m iast łazienki, k u ch n ie itd. p rzek raczały najgłębsze dno św iń stw a” 4.
* * *
Słow acki jed n ak skierow ał K or d iana — jako chorego um ysłow o — do b onifratró w . O to zaś in fo rm a c ja p rze d p rzebiegającą w „szpitalu w a ry ja tó w ” sceną VI ak tu III: „W idać (klatki, w k tó ry c h siedzą łańcucham i pow iązani w ary ja d , niek tó rz y chodzą w olno. — K ordian leży n a łóżku w go rączce. 'Dozorca szp italu. — D oktor obcy” .
A k cja dzieje się, ja k widać, w ja k ie jś sali zbiorow ej, 4 H. Harring: Wspomnienia z pobytu w szpitalu U ja zd o w
s k im w roku 1829. Opraic. i tłum . Zygm unt Kolankowski.
139 K O R D I A N P O D B A L D A C H IN E M
obszernej, jeśli są w niej łóżka, chorzy spacerujący, sto ją k la tk i z pow iązanym i w ariatam i. Czy znalazłby się dlla tak ie j sali auten ty czn y odpow iednik u boni fratrów ?
B yła ito pew nie tzw. sala św. J a n a Bożego, określana przez późniejszych lek arzy ja k o „praw dziw a ozdoba zakładu” . Z budow ana i w yposażona w ro k u 1760 z fu n dacji w ojew ody ruskiego, księcia A ugusta A lek sa n d ra C zartoryskiego, m ieściła 36 łóżek; C zartory ski (ufundował wówczas także k ilk a oisobnych kom ó re k dla chorych „gw ałtow nych”. O to w ygląd sali zbiorow ej, n a k tó rej pow inien znajdow ać się K or dian:
„(...) sklepioną jest w wysokości drugiego piętra, a podłogę m a z desek sosnowych a kształtem przypomina dwa ram io na kąta prostego i stanowi róg frontowy od ulicy Bonifra- temskiej i Koniwiiktorlslkiej,, oświetloną jest na przestrzał za pomocą dwunastu okien wielkich i szerokich, umieszczonych w wysokości Igo piętra. Sala ta przeznaczona na sypialnię 36 obłąkanych spokojnych; łóżka w iniej mocno zbudowane z drzewa dębowego, kształtem swym podobne do francu skich ‘tj. że nad każdym z niich wznosi się na czterech pod porach rodzaj baldachimu albo nakrycia także z drzewa dę bowego, a po stronach osłonione są firankami. Na każdym z tych baldachinów przytwierdzona jest figura z tegoż drze
wa wyrzeźbiona, m ająca stanowić wyobrażenie różnych św iętych Pańskich uważanych za patronów domowych” 5. Na takim w łaśnie łożu — z „baldachinem ” , fira n k a mi, w yrzeźbioną fig urą św iętego pańskiego — m u siał u b o n ifra tró w leżeć K ordian.
M usiał — poniew aż Słow acki um ieścił go n a sali zbiorow ej. W rzeczyw istości, jeśli n aw et podchorąży tra fiłb y do bonifratrów , to raczej n ie do tej sali, przeznaczonej dla pospólstw a, a w llatach nieco póź niejszych — dla „obłąkanych 4-ej klassy” . B yły bo wiem ju ż Wtedy u b o n ifratró w tzw. pokoje dla pen-5 A. Rothe: Opis szpitala świętego Jana Bożego w Warszawie,
czyli zakładu dla m ę żczyzn dotkniętych cierpieniem u m ysło w y m . W: R y s histo ryczno-sta tystyczny szpitali i innych z a kładów dobroczynnych w Królestwie Polskim. T. I. Warsza
w a 1872, s. 8.
Łóżka z baldachinami
Obłąkani 4-te‘j klassy
sjonariuszy, w k tó ry c h lokow ano chorych zam ożniej szych. Osobno um ieszczano także — bodaj ju ż w te d y — pod ejrzan y ch o sym ulację. Ze względu n a specy ficzny rodzaj sp raw y i n a wagę w ięźnia K ordian b ył by praw dopodobnie tak w łaśnie izolowany.
W sali, w k tó rej m iał leżeć, Słow acki um ieścił także „klatki, w k tó ry ch siedzą łańcucham i pow iązani w a- ry ja c i”. W historii szp itala 'bonifratrów n ig dy ich tam n ie było. B yły tylko osobne cele d la chorych gw ałtow n y ch — i dla „zanieczyszczających się” . K o m ó rek ty c h jed n a k „ k la tk a m i” nigdy nie nazyw ano
i n ie m iały n a w e t bezpośredniego połączenia z salą zbiorową. Nie b y ły z n iej widoczne, nie m ogły u d e rzać w oczy wchodzącego do sali D oktora.
Mimo to pojęcie k latk i, w k tó re j trz y m a się w aria tów, znalazło się w tekście nie bez kozery.
Słow acki m ógł przypadkow o zasłyszeć o w yglądzie zakładu dla ko b iet obłąkanych, k tó ry znajdow ał się p rz y szpitalu D zieciątka Jezus. Istn iał n a pew no ju ż od ro k u 1804, a w aru n k i, p a n u ją c e tam w pierw szych dziesiątkach la t X IX w., były koszm arne — i m a-Koszmarn.de lownicze:
1 , . „ „(•••) środek był jedną Salą, długa na łokci 40, szeroka 10, malowniczo? , . . , . , , ° ,
przy ścianach porotouone były Oddziały czyli m ałe pokoiki, zam ykane z w ewnątrz sali ogólnej i drzwiami zrobionymi z bali, co w szystko było podobne do klatek w menażerii zwierząt używanych. W tych klatkach .mieszczono gw ałtow ne, krzykliw e i nieczyste, a w szystko było mieszaniną pła czu, krzyku, śm iechu, śpiewu, tańca, obrazem okropnego chaosu, i to trw ało lat kilka” 6.
Nie ty lk o jed n ak p rzez „lat k ilk a ”, ale przez długi czas a rc h ite k tu ra tej sali nie uległa zasadniczym zm ianom . Podobne w rażenie m u sia ła spraw iać i w okresie, gdy był w W arszaw ie Słowacki, jeśli jeszcze w 1868 r. R othe w spom ina, że p o dw u stro n ach ko ry ta rz a „ zn ajd u je się dla epileptyków 8, a dla obłą kanych 6 m ałych pokoików (komórek), m ających po 6 B. Frydrych: O chorobach umysłowych. Warszawa 1845, s. 95.
141 K O R D IA N P O D B A L D A C H IN E M
5 łokci szerokości, 41/2 łokci wysokości i m niej w ię cej 6 łokci długości. Pokoiki te są oddzielane od sie bie zw yczajną ścianą z desek, ze stro n y zaś korytarza przegrodzone są palisadnikiem w kształcie sztachet, co nadzw yczaj nieprzyjem n e sp raw ia w rażenie, p rzy pom inając Maitki, jakie zw ykle w m enażeriach w i dzim y” 7.
B yła więc podstaw a realn a dla w prow adzenia k la tek do w izji szp itala w ariatów . Lecz i sam i bon ifra trzy stw a rz a li podstaw y do podobnego tw ierdzenia. S tan isław Chom ętow ski, późniejszy lekarz i h istoryk zakładu, pisał:
„I u nas w Warszawie w szpitalu św. Jaina Bożego za cza sów zarządu tegoż przez braci miłosierdzia pospolicie boni fratrami zwanych, pokazywano obłąkanych za pieniądze, n i by dzikie zwierzęta. Przedstawienie było rzadsze, bo od bywało siię tylko raz na rok, w drugi dzień św iąt Wielkiej Nocy, czyli na tak zwany Emaus. Ta rzadkość widowiska w yw ierała w pływ wieilki na rozciekawienie publiki, która tłum nie się zbierała, aby za niewielką zapłatę zobaczyć w a
ry atów, jak pospolicie u nas cierpiących na umyśle nazy
wają. Chorzy pom ieszczeni w klatkach drewnianych, cały dzień b yli w ystawieni na pośmiewisko i prześladowanie ze strony publiki. Tu dodać winienem , 'iż naoczni świadkowie ow ych scen-gorszących zapewniali mnie, że w raziie braku chorych rozdrażnionych, których liczba była czasami n ie w ielka, najmowano uliczników m iejskich i zamykano na k il ka godzin w klatki, a cii rozmaite wyprawiali figle, stawali na głowie, szarpali za kraty, krzyczeli i śpiewali niezrozu miałe wyrazy, jednym słowem udawali obłąkanych. Dla le karza w ięc sądowego, który by się znajdował pomiędzy zwiedzającym i, nastręczało się ciekawe studium odróżnienia obłąkania udawanego od rzeczywistego. W łaściwych obłąka nych (wybierano chorych ekscytowanych) drażnili bracisz kow ie z umysłu przed widowiskiem , dla wywołania napadów gw ałtowniejszego szału” 8.
7 A. Hothe: Sprawozdanie z czynności lekarskiej w w a r s z a w
skich zakładach dla obłąkanych, (...). „Gazeta Lekarska” T. V 1868 nr 1, s. 9.
8 S. Chomętowski: O leczeniu obłąkanych bez użycia środ
ków krępujących. „Pamiętnik Tow. Lek. W arszawskiego” T. X X X I 1868 z. 6, s. 279—280.
'W ielkie roz- ciekawienie publiki
142
Dozorca szpitalu
Doktorzy
Słowacki, będąc w W arszaw ie, m ógł sam n a tra fić n a tak ie w idow isko i sądzić, że k latk i stanow ią stałe w y posażenie w n ętrza szpitala. W każdym razie n a pew no (słyszał o ty m sp e k ta k lu iz u st naocznych św iad ków. K la tk i więc były; tyle, że n ie w sali w arszaw skiego „szpitala w a ry ja tó w ” .
S p raw a n astęp n a. Czy była wów czas realn ie do po m yślen ia zapisana w K ordianie sy tuacja, że spośród w ariatów „n iektórzy chodzą w olno” ? Owszem, gdyż u b o n ifra tró w nie p rak ty k o w an o często jeszcze w te dy spotykanego w E uropie zachodniej obyczaju p rzy ku w ania obłąkanych do m u ró w budynku.
Dalej w ym ieniony jest w tekście „Dozorca sz p ita lu ”. N asuw a się ty lk o je d n a uw aga — że z pew nością był to zakonnik, gdyż co n ajm n ie j do 1833 r. obłąkanym i zajm ow ali się w yłącznie b o nifratrzy.
I w zm ianka o statn ia z didaskaliów — „D oktor obcy” . „O bcy” —• czyli są i doktorzy „sw oi”, otaczający opieką obłąkanych. T ak zresztą pow inno być w szpi talu, do którego żołnierze n a polecenie cara — zgod nie z tek stem K ordiana — skierow ali z żądaniem fachow ej diagnozy zbuntow anego podchorążego. W rzeczyw istości opieka lek arsk a w praw dzie u bo n ifra tró w była, n a w e t jak na ówczesne w arun k i, w yjątkow o nędzna. F o rm aln y dozór lek a rsk i istniał w zakładzie od 1817 ro k u . Początkow o p ełn ił go — bezpłatnie — d r M aurycy de W oyde, k tó ry w izyto w ał szp ital 2 ra z y tygodniow o. Od 1828 r. lekarzem u św. J a n a Bożego został F ry d e ry k E d w ard Myło, k tó ry noitabene w 1848 r. „sam podległ chorobie um y sło w ej”, a w edle innych źródeł — zachorow ał nieuleczalnie, gdy jed e n z obłąkanych raził go szy dłem w serce. To on byłby dla K ord ian a doktorem „nieobcym ” , tym , k tó ry z obow iązku m iałby pieczę n a d zam achowcem .
W rzeczyw istym zakładzie b o n ifratró w opieka m e dyczna m iała znaczenie itylko form alne. Żadne źród ła n ie w spom inają, b y stosow ane w zakładzie m etody k u ra c ji były uzgadniane z lekarzem . Przeciw nie,
143 K O R D IA N P O D B A L D A C H IN E M
pow tarza się opinia, że leczeniem chorych zajm o w ali isię nia w łasną ręk ę w yłącznie zakonnicy: „(...) leczenie obłąkanych prziez braci miłosierdzia nie odz naczało s!ię w ielką ludzkością. Chorych en traitem ent usita- wiano pod pompą i z pewnej wysokości uderzano w głowę słupem zimnej wody ze zwyczajnego kubła wylanej. Takie zimne tusze równały isię pod względem uczucia bólu uderze niu pałką w głowę, j£k mi to przytomniejsi chorzy pozosta jący dotąd w szpitalu opowiadali” 9.
B yła to bodaj jed y n a stosow ana wówczas kuracja. W rep ortażu z w izy ty u bonifratrów w 1829 r. po wzm iance, że zakonnicy „nie stosują razó w ”, autor podaje dokładniejszy — bo z epoki — opis tego zba w iennego zabiegu uspokajającego:
„Jeżeli chory zbyt dokazuje, prowadzą go wówczas do urzą dzonej oddzielnie łazienki, 'tam gO' wsadzają w wannę, ciepłą napełnianą wodą. Bo kilku chwilach otworzona rura która około sufitu nad wanną albo raczej mówiąc nad chorym się wznosi, upuszcza w jednym oka mgnieniu >na jego głowę pewną ilość wody jak lód zimnej. Środek ten nadzwyczajne czyni wrażenie na obłąkanym. Zrywa się z m iejsca, krzyczy, ale natychm iast Ibywa przytrzymywanym. Po chwilach k il ku następuje w ytrysk drugi i tak następnie” 10.
W szpitalu b o n ifratró w w aru n k i bytow ania obłąka nych i opieka lek a rsk a przedstaw iały się zatem dość ponuro. Czy jed n ak jest możliwe, by bracia chętnie w puszczali do zakładu lek arzy „obcych” ?
* * *
Z pierw szych zdań dialogu do w iadujem y się, że D oktor zam ierza zwiedzić szpital, że wie o konieczności posiadania zezw olenia i zastę p u je je napiw kiem . Sy tu acja przedstaw iona w K o r
dianie n ie odbiegała tu od p rak ty k i. Osoba p ostro n
n a — ja k zostało to zapisane we w spom nianym r e 9 Ibidem, s. 280.
10 {Anonim:) O szpitalu obłąkanych w Warszawie (tak z w a
n ym Bonifraterskim). W yjątek z listu pisanego z Warszawy na wieś. „Gazeta Korrespondenta Wansz. i Zagr.” 1829 nr 22 0— '2 2 2. Sposoby leczenia Środek ten nadzwyczaj ne czyni wrażenie Zwiedzanie szpitala
144
Lekarze „obcy”
portażu — m ogła w ejść na teren szp itala za zezwo leniem ojca P ro w in cjała. A znany skądinąd o płaka n y sta n finansów braci upew nia, że sow ity napiw ek m ógł je z pow odzeniem zastąpić. Mimo opłakanego stan u zakładu D oktor — choćby znalazł się tam p rz y padkiem — nie pow inien n ap o ty k ać trudności. Ze w zm ianek w ró żn ych a rty k u ła c h treści m edycznej wiadomo, że np. w pokrew ny m w ileńskim zakładzie b o n ifratró w odw iedziny lek arzy „obcych” były rz e czą n o rm aln ą; a n a w e t czasem prow adzili oni ob ser w acje ciekaw szych p rz y p a d k ó w 11. Słowacki, jako pasierb p ro feso ra U n iw e rsy te tu W ileńskiego, d ra A u g u sta Becu, m ógł orientow ać się nieco w p a n u jących w św iecie lekarskim stosunkach.
Wścibsiki Dozorca w nioskuje, iż jeśli przybysz p ra g nie zwiedzić zakład, znaczy 'to, że ćwiczy się w n a u kach m edycznych. Z atem m ożna sądzić, że w p rze d staw ionym w Kordianie szpitalu nie by w ały raczej osoby postronne; b y w ali n a to m ia st lek arze „obcy” , obserw ujący obłąkanych.
P rzejd źm y do dalszych realiów . Dozorca, pragnąc w ypłacić się za otrzym anego d u k ata, in form u je:
Tu wairyjadi, dalej sala waryjatek... Cały szpital rozłożę jak zegar po sztuce...
Słow a „Tu w a ry ja c i” w skazu ją salę św. Ja n a Boże go. Lecz zapew nienie Dozorcy, że „dalej sala watry- jaitek...” w ówczesnej W arszaw ie nie znajdow ało ab solutnie pokrycia. Je d y n y zakład p rzy jm u jący ko biety o błąkane m ieścił się p rz y szpitalu D zieciątka Jezus. B o n ifra trz y n igdy nie m ieli pod sw ą opieką o b łąkanych kobiet. To jeszcze jed en dowód, że Sło w acki znał zakład b o n ifra tró w ty lko ze słyszenia, że z pew nością go nie zw iedzał. N otabene, koed u k acy j 11 Zob.: J. A. Lobenwein: O przeżuwaniu pokarm ów u ludzi
na umyśle obłąkanych, (...). „Pamiętników Tow. Lek. W ileń
145 K O R D IA N P O D B A L D A C H IN E M
n e zakłady dla um ysłow o chorych to błąd spoty k an y nie tylko w Kordianie.
„C ały szpital rozłożę...” — m ów i dalej Dozorca. Co więcej m ógłby u bon ifratrów pokazać Doktorowi? P a rę pokojów kilkuosobowych (w tym jed en dla n ie letnich chłopców), w spom niane już „kom órki” , lu k susowo n a tym tle w yglądające pokoje p en sjo n ariu szy i ubogie pom ieszczenia sanitarne. Resztę b ud yn ku zajm ow ali zakonnicy. D oktor m ógłby zobaczyć także siedem dziesięciu kilku obłąkanych, bo ty lu przebyw ało w szpitalu w 1828 r.
D oktor pozoruje sw ą w izytę badaniam i m edyczny mi. Oto k o lejn y fra g m en t dialogu:
Dozorca:
Jakież system ata pan doktor zachwala? Doktor:
Macanie głów... Dozorca:
Rozumiem, to system at Galla: Doktor:
Tak.
0 systemaciie G alla w spom ina Doktor, lecz nazyw a go Dozorca; a więc m iał być spopularyzow any n a te ren ie szpitala, jeśli n a w e t personel pom ocniczy po tra fi go wym ienić.
Gość używ a ironicznego zw rotu „macanie głów”. Fre- nologia, czyli, wedle o kreślenia samego F ranza Jo sep ha G alla (1758— 1828), n au k a o fizjologii mózgu, za k tó rej 'twórcę się uw ażał, rzeczywiście „macanie głów ”, a raczej czaszek w prow adzała jako podstaw o w ą m etodę badania um ysłowości człowieka. Gall utrzym yw ał, że głów ne cechy ch arakteru, inteligen cji, talen tó w i uczuć, zlokalizowane w mózgu, są trw a le pow iązane z określonym i jego „organam i” . Cech tych — jak np. ostrożność, uczynność, walecz ność — i odpow iadających im organów w yliczył 37. Sądził też, iż każdy z „organów ” zn ajduje w yraz w zew nętrznym kształcie czaszki, w jej w ypukłościach 1 w głębieniach. O bm acyw anie w ypukłości m iało być
Rozłożyć szpital Macanie głów Frenoilogia 10
Metoda Galla
m etodą zdobyw ania gruntow nej w iedzy o człow ieku. G ali obiecyw ał n aukow o — t o w oparciu o fizjolo gię — w yjaśn ić zagadki osobowości.
Propagow ał sw ą m etodę jako w y jątk o w o nieskom pli kow aną, zachęcając n aw et laików do eksperym ento w ania. W dziele S u r Vorigine du cerveau et sur cel
les de chacune de ses parties p rz e jrz y sta in stru k cja
skierow ana do adeptów now ej n a u k i uzupełniała r y su n ek sch em atu czasziki z zaznaczonym i m iejscam i przejaw ian ia się poszczególnych „organów ”. G all om aw iał dokładnie subtelności w skazane przy ob m acyw aniu głowy, akcentow ał doniosłą rolę stoso w an ia odpow iedniej siły nacisku i właściwego u sta w ienia p a lc ó w 12. Tłum aczy to także — w prow adzone do tek stu Kordiana — pogardliw e odezw anie się Do k to ra do D ozorcy p e r „paluszku G allow y”. „P alusz ku G allow y”, czyli n aiw n y obm acyw aczu czaszek, p rag n ący tą drogą p rzejrzeć n a tu rę człowieka. Słowacki, pisząc w latach 1833— 1834 Kordiana, m iał sporo w iadom ości o G allu, co p o tw ierdza jego ko respondencja. Nic w ty m szczególnego, gdyż Gall, u su n ięty z W iednia ponoć po ząpoiwiedziach, iż n a podstaw ie o b serw acji czaszek opisze cechy osobo wości tam te jsz y c h profesorów i a ry sto k ra tó w 13> przeniósł się do P a ry ż a i tam w ydaw ał sw e w ieloto m owe, głośne dzieła. D ziw ne byłoby raczej, gdyby
Słowacki w tenczas o nim nie słyszał. A le czy słyszał o jego teorii już podczas p o b y tu w W arszawie? Czy prak ty k o w an o w Polsce m etody G alla w okresie, gdy toczy się ak cja K ordiana?
Otóż poziom w iedzy m edycznej nie u p raw n ia ł do w prow adzenia w 'tym kontekście zdań o Gallu. P s y c h ia tria jako n a u k a w Polsce wów czas jeszcze nie istniała. W lite ra tu rz e fachow ej by ły w praw dzie r e lacjonow ane różne przy p ad k i obłędu, lecz raczej ja ko ciekaw ostki n a m arginesie ogólnej p rak ty k i le-12 Paris 1822. T. 3, s. 222^223.
13 M. Delut: La phrénologie. Son histoire, ses sy stèm es et sa
147 K O R D IA N P O D B A L D A C H IN E M
kairzy. C harakterystyczne, że o wiele bardziej in te resow ano się itymi p roblem am i w -Wilnie niż w W ar szawie. Z w ileńskich czasopism, pam iętników , s ta ty sty k chorób m ożna m niej więcej zorientow ać się o sta n ie poglądów n a choroby um ysłowe. W środo w isku (lekarskim W arszawy w łaściw ie się nim i nie interesow ano. Znam ienne, że w latach 1800— 1832 wśród sp raw poruszanych w w ydziale lekarskim To w arzy stw a P rzy jaciół N auk o obłędzie nie mówiono w ogóle; n ato m iast o k ołtunie (jedynym tem acie po krew nym ) w zm iankow ano 29 r a z y ! 14.
G azety w arszaw skie wspom inały o Gallu w p ierw szych latach X IX w. Jego teo ria nie znalazła jednak szerszego oddźw ięku w m edycynie, praw dopodobnie dlatego, że b y ła ,to m etoda raczej analizy naukow ej niż leczenia praktycznego. Zainteresowainia psychia try czn e polskich llekarzy w yrażały się w obserw ow a niu chorych um ysłow o i wnioskach co do genezy choroby oraz co do ogólnych zasad funkcjonow ania organizm u człowieka. Podstaw ą diagnozy staw ało się nie „m acanie głów ”, lecz obserw acja zachow ania pacjenta.
Jeśliby dla ówczesnych m etod postępow ania z ob łąk any m i szukać p okrew ieństw 'wśród słynnych teo rii m edycznych epoki, uderza raczej zbieżność pow szechnie w Polsce stosow anych sposobów zwalcza n ia „obłąkania um ysłow ego” z archaiczną już wów czas nieco n a gruncie europejskim m etodą Johna B row na. Brown, podzieliw szy w szystkie choroby na ©teniczne i asteniczne, nakazyw ał leczenie drogą kom pensaty; więc n a stenicznych obłąkanych n a le żało działać u spakajającym i, astenicznym i środkam i. N iew ątpliw ym plusem tej m etody była p ro stota za lecanych ku racji. C horych um ysłowo leczono przez puszczanie krw i, daw anie środków w ym iotnych, n a potnych, przeczyszczających, a także wycieńczano 14 Zob.: B. Rudawska, H. Stebelska, T. Wyderkowa: S prawy
lekarskie w aktach Tow arzystw a Przyjaciół Nauk w Warsza w ie (1800—1832). iWarszawa 1955. Leczenie chorób umysłowych Polska psychiatria Teoria Johna Browna
148 Ironicznie o Gallu li L awaterze Reportaż z zakładu bonifratrów „Dzięki ci cnotliw y człow ieku”
odpow iednią dietą. B yły ,to zresztą sposoby zgodne z rodzim ą tra d y c ją postępow ania z obłąkanym i, za pisaną w p o p u larn y ch porad nik ach lekarskich, roz chodzących się szeroko, w w ielu edycjach.
N atom iast te o ria Galla,, której pojęcia na zachodzie E u ro p y w eszły do języ k a obiegowego (jak i fizjono- m ika L aw atera, o k tó re j w n astęp n y m zdaniu m ówi D oktor), u b o n ifra tró w ani w żadnym in ny m polskim „szpitalu w airyjatów ” nie by ła p rakty k ow ana. Po p ro stu n ie m iał kto jej stosować. Mógł, oczywiście, teo rią G alla posługiw ać się w szechw iedzący i w ogó le p o d ejrzan y o sataniczne k oligacje D oktor — ale Dozorca?
Słow acki w prow adził do te k stu anachronizm y. P ew nie świadomie. N azw iska G alla i L aw atera fu nkcjo n u ją w kon tek ście ironicznym : św iadczą o niew spół- m iem ości „szkiełka i olka” w zastosow aniu do sp raw
duszy.
* * *
S tylizacja lite ra c k a zakładów d la um ysłow o chorych uw zniaśla zazwyczaj dwa elem enty: cierpienia „nieszczęstnych isto t” i pośw ię cenie ludzi, k tó rz y n im i się opiekują. W tym w łaśnie tonie je st u trz y m an y m.iin. współczesny pobytow i Słow ackiego w W arszaw ie rep o rtaż z zakładu boni fra tró w . O to a u to r z tow arzyszącym m u ojcem P ro w in cjałem podchodzi do k la te k fu riató w , „ofiar sm u tn y ch niew strzem ięźliw ości w ła sn e j” :
„Życiem zaledwie tchnąoe istoty, z rozjarzałym okiem, zniszczone i w ychudnione na 'Ciele, litościw ie spojrzały się na nas. Była to w łaśnie chwila um ysłowego ich spoczynku. Zbliżyw szy się do kraty, pochwycili za rękę kapłana i z roz czuleniem do ust ją przycisnąwszy: dzięlki ci cnotliwy czło wieku, Ty dniem i inocą nad nam i czuwasz, a czemże my się odpłacamy! — Niewdzięcznością, i to kto wie jaką w cza sie naszego szaleństwa! (...) Lecz Bóg wysłucha m odłów na szych — u niego znajdziesz nagrodę! Męczenniik ziem ski wyższej powinien szukać nadziei. — Pojrżałem na mego
149 K O R D IA N P O D B A L D A C H IN E M
przewodnika, który z krwią zimną to tylko do nieszczęśli wego wyrzekł: Dziecię moje, bądź dobrej m yśli, jakkolwiek cię nawidziła choroba, która w tej chw ili zwolniiaJa, zdaj się na Boga, oin oswobodzi twoje cierpienia — módl się do niego. Z modłami twoimi chętnie poniosę i m oje”.
U derza w ty m opisie ch arak tery sty czn y k ieru nek stylizacji obłąkanych. Zakłada się z góry, że ich od m ienność jest tylko upośledzeniem , a jedy ny m uczu ciem, jak ie imają wzbudzić w czytelniku, je st litość. Ten typ stylizacji senty m en taln ej odżyw a w psy chologicznych w ątkach pow ieści lat czterdziestych i późniejszej.
Inaczej w Kordianie. -Bohaterowi nie pomoże ani zdanie się n a litość bliźnich, ani n a łaskę bożą, n a je go chorobę n ie m a środków m edycyna. K ordian jest chory, b o św iat jest zły, on zaś zbyt słaby, by św iat uratow ać, zbyt świadom , b y się n a św iat zgodzić. Toteż stylizacja se n ty m en taln a u stę p u je stylizacji p atetycznej.
Stylizacja patetyczna