Tadeusz Pini
"Słowo a Adamie Asnyku. Odczyt
niewygłoszony", J. D.,
Warszawa-Kraków 1906 : [recenzja]
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 5/1/4, 362-364
3 6 2 R ecen zye i Spraw ozdania.
zdarzają się ciągle, naw et pośród zwolenników, a przenoszą się czę sto na treść. W yjaśnien ia potrzebuje ta strona zew nętrzna może naj w ięcej. Sten rzuca kilk a nader trafnych m y śli o środkach poetyckich W y sp ia ń sk ieg o , o m uzyczności jeg o w ierszy, „tajem nicy jeg o słów , w ybitnej lir y c z n o ś c i, której elem entam i są całe scen y dram atyczne“ , m yśli, które potrzebują jednak szerokiego um otyw owania i przykładów w ielu, aby m ogły b y ć pow szechnie zrozumiane. W d zisiejszej p ostaci rozumieć je mogą ty lk o c i , którzy, w czy ta w szy się w um iłow anego poetę , tak mają w pamięci jeg o s ło w a , a w uchu ich m uzykę , źe m ogą n atychm iast stw ierd zić przykładam i tw ierdzenia k rytyka. N a leżałoby pragnąć , aby autor „S zk iców “ rozw inął rzecz o W y sp ia ń skim szerzej , bo zdaje mi się , źe z pośród p iszących o tym poecie je st najbardziej do tego powołany.
N akoniec jedna skromna u w aga. P ięk n e i zrozum iałe je st dą żenie, ab y także a rty k u ł k ry ty cz n y b y ł dziełem sztu k i , ale dążenie to nie powinno polegać na sztu czn ości sty lu ; o n ajw iększych i naj p ięk n iejszych rzeczach można m ówić p op rostu , szlach etnie i jasno. Im rzecz trudniejsza do przedstaw ienia, tem prostota potrzebniejsza. Szkice niektóre, mniej ważne, pisane prościej okazują, że sztuczny, czasem p atetyczn y s t y l innych nie je st konieczną w łaściw o ścią autora.
L. German.
J . D . : S ł o w o o A d a m i e A s n y k u . Odczyt nie wygłoszony. W ar-
szawa-Kraków. 1906. Nakład i druk W. L. Anczyca i Ski w K ra
kowie. 8. m. str. 40 + 2 nl.
„Zerejestrow aliśm y go w podręcznikach literatu ry m ięd zy e p i gonam i rom antyzmu , nieco w ierszy jego, zw łaszcza lżejszych , w su nęli do salonow ych w ydań ulubionych p o e z y i, zam ianowaliśm y go lirykiem reflek syjnym , prócz tego autorem m ilutkich i w dzięcznych erotyków ... Pochow aliśm y ziem skie jego szczątk i w narodowym Pan teonie , zap isali im ię jeg o złotem i głosk am i w Panteonie w ielkich imion — i przeszliśm y nad nim do porządku d zien n ego“.
Trudno nie przyznać słu szn ości tym słow om , w yjętym z pier wszej k arty wym ienionej k siąźeczk . Isto tn ie, odurzeni modernizmem, zapom nieliśm y o A sn yk u . P ub liczn ość nasza nie się g a naw et , lub się g a bardzo rzadko, po te skarby u czu cia, m yśli i piękna, zawarte w jego poezyach — a nauka nasza nie zdobyła się dotychczas na to, aby tę prześliczną postać z g łę b ić i zrozumieć. Pomimo kilkuna stu broszurek , które po najw iększej części zgon A sn y k a w yw ołał, nie w iem y o tym w ielkim poecie prawie nic ponad szereg pięknych, choć często zupełnie fa łszy w y c h frazesów — a juź zupełnie nic nie u czyn ili nasi h isto ry cy literatury, aby postać tę zw iązać z tłem d ziejo w em , p ołączyć z przeszłością i czasam i n a jn o w szy m i, jednem
.Recenzye i Sprawozdania. 8 6 3
słow em : aby zdać sobie sprawę z roli, jaką A sn y k odegrał w dzie jach naszej literatury. Odczuwamy dobrze , że w jego poezyach są p ierw iastk i rom antyczne i m odernistyczno — ale n ik t nie w ykazał, co A sn yk przejął z romantyzmu , a co modernizm nasz zaczerpnął z A snyka ; mówimy chętnie o m istrzow stw ie jego formy, ale n ik t n ie przeprowadził jej an alizy i nie z b a d a ł, ile w niej b yło pier w iastków dawnych, ile nowych zdobyczy, n ikt nie umie w skazać ich źródła i ich w pływ u na w ydoskonalenie wiersza w utworach „Mło dej P o lsk i“ . A le zato w ym y śliliśm y dla niego ty le pięknych ep ite tów — a w iem y n a w e t , co zw yk le leżało na stolik u przy jego łóżku . . . B aśni i legend o A snyk u mamy niem ało — o zdobycie praw dy nie pokusiliśm y się nawet.
Po przeczytaniu k siążeczki p. J . D . nabiera się przekonania, źe autor jej je st tej prawdy bardzo, bardzo blizk i.
Forma odczytu popularnego n ie pozwalała naturalnie na nau kowe w ykazyw anie , jakie było i je st znaczenie A snyk a w dziejach naszej poezyi, można było zaledwie w najogólniejszych zarysach po dać rdzeń sw ych poglądów. Ale z tego pobieżnego szkicu widać, źe j e s t to nie w szystk o, co autor o tym przedmiocie w iedział , lecz j e d yn ie krótkie streszczenie tej w ied zy — coś , jak b y ogóln y w ynik mozolnie, dokładnie i rozważnie przeprowadzonych obliczeń m atem a ty cz n y c h . Mamy tylk o w nioski , premis ich nie w idzim y — ale dla czyteln ik a jasnem jest, źe autor prem isy te ma g d zie ś na skraw kach brulionu zanotowane i że na każde zawołanie może nam dostarczyć przekonyw ających argum entów na poparcie sw ych twierdzeń. W tem le ż y powaga tej małej, skromnej książeczki.
Dla recenzenta ma ta książeczka jedną chyba tylko przykrą stron ę: nie nastręcza sposobności do polemiki. Niem al na każde zda nie autora trzeba się zgod zić w zupełności , tym zaś wyjątkowym , które na p ierw szy rzut oka w ydają się nieuzasadnionem i, trzeba po nam yśle przyznać przynajmniej racyę bytu. Nadto je st tu w iele rzeczy z u p e łn ie , n iestety, now ych w naszym dorobku h istory czno-literackim . Now e je st ujęcie k w estyi , określenie A sn yk a jako „klamry, łączącej romantyzm z czasów m iędzypow staniow ych po przez pozytyw izm z naszą m yślą d zisiejszą “ — nowe je st szkicow e u zasadnienie tego p o g lą d u , przeprowadzenie tej m yśli przez całą pracę — nowe je st w skazanie zw iązku, zachodzącego m iędzy p oglą dami A snyka a ów czesną w iedzą przyrodniczą i filozoficzną — no- wem je st w resz-ie św iatło, które autor rzuca na cyk l sonetów „Nad przepaściam i“, nie mówiąc o drobniejszy h, bardzo trafnych spostrze żeniach. N ajw ażniejszą zdobyczą je st zapewne w ykazanie (szkicow e naturalnie) w pływ u teoryi ew olucyi i filozofow an gielsk ich na uro bienie się ostatecznych poglądów A sn y k a ; zd a n ie, w yjęte z „Pier w szych zasad “ Spencera, które autor na poparcie sw ych poglądów przytacza, je st argumentem bardzo wym ownym. Oiekawem je st także zaznaczenie w pływ u H einego, nieznaczne bardzo, i dlatego może bez w iększej wartości, ale pocieszające, jako dotknięcie tej k w esty i. D okładne
3 6 4 "Recenzye i Sprawozdania.
zbadanie w p ływ u H ein ego — a zapewne i M usseta — na poezye A s n y k a , przeprowadzone rozu m n ie, su btelnie i n ie powierzchow nie t y l k o , oparte p rzedew szystkiem na zbadaniu środków techn icznych, którym i się ci poeci posługują, w ydałoby n iew ątp liw ie rezu ltaty bar dzo in teresujące.
Cała k siążeczka napisana b a r w n ie , ładnie, je s t zapewne naj lepszym ze szkiców , jakie mamy o tym n iezw yk le zajmującym poe cie. Trzeba się spodziew ać, że autor rzecz tę pow ięk szy, że ze szk icu stw orzy w ie lk ą , dokładną m onografię, w której nie tylk o poda do k ładnie , w całej rozciągłości w szy stk ie w yn ik i sw y ch dotychczaso w ych dociekań . ale że niektóre k w e sty e zbada jeszcze trosk liw iej i w szechstronniej i że rozszerzy horyzont swej pracy, w cią g a ją c w n ią zagad n ien ia nowe, w szkicu dotychczasow ym nie poruszone.
Mam nadzieję, a naw et przekonanie, źe rozszerzona w ten spo sób k siążk a będzie jeszcze bardziej zajmującą i cenną, niż obecna broszurka — i że w ielk i nasz poeta zysk a w niej nakoniec godną, siebie monografię której brak zaczyna b y ć dla naszej literatury k ry tycznej w prost kompromitującym .
Tadeusz Pini.
Marya Czesława Prze wóska (Helia
) : E l i z a O r z e s z k o w a .
Lwów. Nakładem księgarni H. Altenberga. 1906. str. 100 i 8 nl.
D ru ga karta ty tu ło w a zaw iera nagłów ek szerszy : „Eliza Orze szkow a w literaturze i w ruchu kobiecym , zarys sy n te ty c z n y “, na tom iast słow o w stęp ne zapowiada, że autorka u siłow ała tylko „pod k reślić zasadnicze lin ie w y ty c z n e , jakie ukazyw ała Orzeszkowa po stępow em u ruchow i kobiecemu w kierunku najpraw ow itszych dążeń p ostępow ych : udostojnienia człow iek a“ . Jak w id z im y — je s t tu pewna sprzeczność.
Praca odpowiada programowi s z c z u p l e j s z e m u . Znajdujemy w praw dzie rozdział p. t. „Eliza Orzeszkowa, jej ży c ie i d zieła “, ale j e s t to ty lk o szk ic, który ani z życiem , ani z dziełam i ju b ilatk i n ie obznajomi czyteln ik a. W szk icu tym podejmuje autorka polemikę z „pierw szorzędnym i przedstaw icielam i k r y ty k i“ przeciw tw ierdzeniu ich, jakob y pierw sze p ow ieści Orzeszkowej g r z e sz y ły ten decyjnością. Autorka oburza się na ten zarzu t, w o ła ją c, że „ideowrość prome teizm u to nie ten d ecyjn ość“. Z apew ne, chodzi ty lk o o lin ię g r a n i czną dzielącą tendencyę od prom eteizm u, a lin ii owej p. P. nie w skazała. Z resztą ponoś i tendencyjność n ie je st grzechem — R oz d ział d ru gi k sią żk i m ieści „L ist E lizy Orzeszkowej do autorki ni- n iniejszego stu d y u m “. W ła śc iw ie dwa lis ty , oba z Grodna, jeden z 5 / i v . 1 9 0 5 ., d rugi z 23 II. 1906. N ie bez znaczenia obydwa. W pierw szym określa Orz. sw ą rolę w sp ołeczeństw ie („ h istorya