Julian Krzyżanowski,Tadeusz
Stanisław Grabowski
Jerzy Bąbała
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 36/1-2, 3-8
JERZY BABAŁA I
P rz y p a d k o w a umowność układu alfabetycznego, w y s u w ająca w długim łańcuchu s tra t wśród naszych pracowników naukowo-literackich na miejsce pierwsze mało znane nazwi sko Jerzego Bąbały, nie jest pozbawiona pewnej zgoła nie przypadkow ej wym owy. Młody bowiem uczony (1909— 1943), wychowanek uniwersytetów warszaw skiego (1927—35) i p r a skiego, polonista i slawista, a resztow any na prow adzonym przez siebie kursie języ k a czeskiego (bodaj czy nie dla pod chorążówki podziemnej), osadzony i rychło wykończony w obo zie k a rn y m na M ajdanku, był przedstawicielem tego pokolenia pracowników na niwie polonistyki, k tó rz y usiłowali w niej znaleźć nowe drogi przez rozszerzenie jej horyzontów na ościenne dziedziny studiów slawistycznych. To też p rzy spoj rzeniu na jego dorobek, ilościowo nikły, zwłaszcza że powstała czasu wojny część jego uległa zniszczeniu w powstaniu w a r szawskim, wziąć się musi pod rozwagę stronę jakościową wraz z widocznymi w niej składnikami śmiałej inicjatywy naukowej.
Dorobek J. Bąbały, jeśli pominąć drobiazgi, ogłaszane w praskiej „Slavii“, obejmuje rozprawę doktorską „Zygmunt Miłkowski a S łow iańszczyzna“ (1939) oraz szkic o „Z agad nieniu łącznego badania literatur słowiańskich“ (1938), dwa studia, na które w swoim czasie nie zwrócono należytej uwagi. Pierw sze z nich zajęło się sprawą, która przedtem była „niemal m item “, tj. problemem Jeżowego słowianofilstwa i sło- wianoznawstwa, często poruszanym a stale błędnie ujm ow a nym przez historyków literatury, zainteresowanych twórczo ścią a utora „Uskoków“ . D oktor praski, k tó ry za tę właśnie pracę o trzym ał swój tytuł naukowy, zbadał bardzo rzetelnie materiały, do któ ry ch przed nim nie sięgano, a więc nie tylko nie drukowaną jeszcze podówczas autobiografię, ale również korespondencję Miłkowskiego i jego wystąpienia publicy styczne, by dojść do wniosków, których sprawdzenie doku- m entarne jest dzisiaj niemożliwe, w y zy skan e bowiem przez badacza m ateriały spłonęły, uzasadnionych jednak tak g ru n townie, że nie budzą one wątpliwości. W y k a z a ł tedy, jak
wierzchowna, p ły tk a i jednostronna była u Je ża znajomość świata Słowian bałkańskich, jak cechował ją dyletantyzm i pośpiech, jakkolwiek w wyniku ogólnym m łody m onografista musiał zaakcentow ać, iż popularny powieściopisarz i publicy sta potrafił „w duchu tra d y c y j polskiego humanizmu uzgodnić nadzieje, które łączył ze swą działalnością słowiańską, z ide ałami dem o k raty zm u europejskiego“. B ardzo dokładna analiza sz esn astu dzieł powieściowych Je ż a rozwiała obiegowe opinie 0 ich w artości dokumentarno-obyczajowej, okazując, że w znacznej ilości w y p ad k ów zaw dzięczały one swe powstanie zamówieniom w y d a w có w i red a k to ró w i że stanow iły właści wie tylko odmianę publicystyki autorskiej. Równocześnie, s p ro w ad zając slaw istykę powieściową i publicystyczną Jeża do g ranic jej w łaściwych, Bąbała rozsiał w swej p ra c y mnó stwo cennych wiadomości z dziejów naszego słowianofilstwa 1 słow ianoznaw stw a emigranckiego. Dla p rzy k ła d u w skażę szczególik, nie wiem c z y zn a n y na szy m norwidologom, relację 0 zebraniu z r. 1858 u Z. Fisza, gdzie Miłkowski dyskutow ał na tem a t posłannictw a św iata słowiańskiego z Trentow skim 1 Norwidem właśnie, co sam opowiedział w artykule ,,Z d a w nych w spom nień“ na łam ach „K raju“ (1885 Nr 5). Dzięki tym w sz y stk im właściwościom studium B ąbały stanowi nie tylko w a ż k ą pozycję w znajomości Jeża, bo jest po prostu pierwszą, dobrze zrobioną próbą jej naukowego na pew nym odcinku ustalenia, ale równocześnie staje się pomostem między polo n istyką a slaw istyką, dowodzącym, że w pewnych w y p a d kach dziedzin tych niepodobna rozdzielać.
To właśnie zagadnienie, ujęte od strony teoretycznej, jest tem atem rozprawki, atakującej sp o rn y a bodaj c zy nie n a j w ażn iejszy punkt w pojmowaniu slawistyki nowoczesnej. Spraw ę, nieraz om aw ianą z zapałem, b y wspomnieć choćby d y skusję na zjeździe w a rsza w sk im z r. 1934, c zy m ożna mówić 0 literaturze słowiańskiej i czy takie ujmowanie jej w y t r z y muje k r y ty k ę metodologiczną, B ąbała przedstaw ił na rozległym tle materiału, zw iązanego z nazwiskam i takimi, jak Szafa- rzyk, Jagić, Mazon, B rückner, Machał,, wreszcie W ollman, 1 z obiektywizmem g o dnym n ajw yższego uznania, zw łaszcza g d y się zważy, że stanow isko to za ją ł wychow anek praskiego Insty tu tu Slawistycznego, zagadnienie rozwiązał n e g a ty w nie. O d rzu cając możliwość oparcia się w studiach na „aprio r y cz n y c h założeniach“, zrodzonych w opłotkach polityki, z a z n a cz a ją c niedopuszczalność w prow adzania do p r a c y nau ko wej „jakichś założeń absolutnych a więc p o z a em pirycznych“, autor dochodził do wniosku, zgodnego z wynikami znanym i z p rac k o m p ara ty sty cz n y c h , że „możliwe są studia literackie sy n te ty c zn e i porównawcze, ograniczone do terenu słowiań skiego a w y k ra c z a ją c e poza poszczególne literatury n a ro dowe, ale przedsiębrane po przeprow adzeniu odpowiedniej
lekcji“, opartej nie na czynnikach „plemiennych“, lecz literac kich, stanow iących normalne podłoże wszelkich studiów po równawczych.
T a ostrożność myślenia naukowego nie przeszkad zała Bąbale do intensywnego p rzeżyw ania spraw przezeń umiło wanych a związanych nie tylko z poznawaniem, ale wprost krzewieniem zagadnień słowianoznawczych w bardzo szero kim zakresie. W y ra z e m tego jego stosunku do nauki była jego owocna p raca czasu okupacji, okupiona ostatecznie młodym życiem. Pilny uczestnik zebrań T-wa Mickiewiczowskiego, w yżyw ał się najgłębiej w p ra c y kompletowej, zorganizowanej w ram ach Studium slawistycznego, którego był czynnym współtwórcą, a które miało stać się zalążkiem Instytutu uniwer syteckiego w powojennej W arszaw ie. Omawiając z nim plany na przyszłość, zawsze odczuwałem dużą radość na myśl, że wreszcie w ty m przedstawicielu młodego pokolenia zamiłowa nych b ad aczy św iata słowiańskiego doczekaliśmy się slawisty z praw dziw ego zdarzenia, nie jednego jeszcze g r a m a ty k a tego czy innego język a słowiańskiego, lecz znaw cy kultury i lite ratury, do których poznania język jest tylko kluczem. Niestety, losy zrządziły inaczej. Jestem jednak głęboko przekonany, że posiew, rzucony ręką ofiary Majdanka, nie poszedł na marne, że prędzej czy później wzejdzie i wówczas nazwisko Jerzego Bąbały , jako jednego z pionierów nowego ruchu naukowego, zachow a swą wagę 1 wymowę.
Julian K rzy ża n o w sk i
II
Do naszkicowanej przez prof. Juliana Krzyżanowskiego c h a ra k te ry sty k i młodego i tak świetnie zapowiadającego się „pioniera nowego ruchu naukowego“ w dziedzinie naszego sło- wianoznawstwa, Jerzego B ą bały-W łodarczyka, pragnąłbym dodać kilka słów z tytułu bardzo ścisłej w spółpracy ze Z m a r łym w ostatnim okresie jego działalności konspiracyjnej i nie mal św iadka jego fatalnej „wpadki“.
Chciałbym podkreślić, że przedwczesna, tragiczna śmierć Bąbały jest najdotkliwszą stratą, jaką poniosła w ostatniej wojnie slaw istyka polska na odcinku historii literatury, z uwagi zarów no na typ umysłowości jego, gruntowne przygotowanie, młodzieńczy zapał, p r z y wysoce już wyrobionym zmyśle k r y tycznym . Słowem, potencjał twórczy, k tó ry pozwalał wróżyć na przyszłość poważne zdobycze naukowe, przew yższające wszystko, co u nas w tej dziedzinie zostało napisane po ś. p. Marianie Zdziechowskim.
Do wymienionych, drukowanych już prac B ąbały dodał bym jeszcze trz y pozycje, dokonane w czasie wojny, i już to w gotowej do druku formie, czytane na tajnych zebraniach
0 Stanisław Tadeusz Grabowski
adeptów Studium Słowiańskiego, już to w b ardzo z a aw a n so wanej postaci omawiane ze mną i kilku innymi zainteresow a nymi w szczupłym gronie w arszaw skich slawistów.
P ie rw sz ą była doskonała c h a ra k te r y s ty k a T. O. Masa- ryka, jako filozofa i polityka, słow ianoznaw cy i obrońcy Sło wian wobec regim e’u austro-węgierskiiego. P rz esz e d ł tutaj Ba- bała i na gru n t polityczny, w y k a z u jąc pierw szorzędną znajo mość całego splotu zagadnień słowiańskich na terenie b. m o narchii, jak i później po powstaniu Czechosłowacji i Jugosławii. Zadał też sobie trud gruntow nego wniknięcia w swoisty system filozoficzno-społeczny M a sa ryk a , uwypuklając wszystkie jego oryginalne i dodatnie strony, jak i poważne braki, przyczem — mimo że w ychow anek U niw ersytetu praskiego i do pewnego stopnia uczeń sam ego M a s a r y k a — nie wpadł w jednostronność 1 bałwochwalczość, tak częstą u różnych słowianofilów.
P r z e z M a s a r y k a zainteresował się był Bąbała i filozofią wielkiego myśliciela i refo rm a to ra z epoki „Braci Czeskich“, P io tr a Chelczickiego, o raz frap ujący m pokrew ieństwem pew nych jego tez z filozoficzno-społeczną ideologią Lw a Tołstoja. T o był drugi, z n a n y mi przedm iot pow ażnych opracowań Bą- bały w czasie wojny.
Trzeci, n a d k tó ry m wielokrotnie dyskutow aliśmy, na j mniej jeszcze skonkretyzow any, choć w szczególnych m om en tach b ard zo wnikliwie przez Bąbałę ujęty — to zagadnienie udziału polskiej emigracji powstańczej w rew olucyjnym ruchu bułgarskim i w p ły w polskiej poezji rom antycznej na budzący się ruch niepodległościowy Bułgarów . Jestem przekonany, że rozpracow anie tego zagadnienia przez Bąbałę było by nam dało w zorow ą monografię historyczno-literacką, k tó ra by mogła stać się p ierw szym ogniwem w całym szeregu opracowań, cz eka jących na sw ych autorów w tak pociągającej dziedzinie w pły wów polskiej idei wolnościowej na innych Słowian.
W y rw a n ie B ąb ały (nosił pseudonim konspiracyjny: W ło d a rc z y k ) z naszego o śro dk a naukow o-w ychow aw czego pod ziemnej W a r s z a w y było dotkliwym ciosem, co na długi czas obezwładnił działalność tego o środ ka i nie pozwolił mu już nigdy powrócić do dawnej żywotności. Przygnębienie było tak wielkie, że w sz y stkim ręce opadły i cały wysiłek zwrócony był głównie w kierunku ratow ania aresztow anego, wykupienia go, cz y w y rw a n ia przem ocą z za drutów k o lczastych M aj danka. Niestety, wszelkie starania o k a z ały się bezskuteczne z. chwilą, kiedy w y c z e rp a n y fizycznie więzień, nie tra c ą c y do ostatniej chwili ducha, z a pad ł na tyfus i gw ałtow nego jego atak u nie p rzetrzy m ał.
Okoliczności aresztow ania B ąbały b yły w yjątkow o t r a giczne, jak b y się los szczególnie na tę g a rstk ę słowianoznaw- czą zawziął. Zebrania o d b y w a ły się w różnych miejscach. M iędzy innymi i p r z y ul. Targow ej na P ra d z e , w mieszkaniu
Jerzy Bąbała
7
jednego z lekarzy-patriotów (nazwiska jego nie zapamiętałem, znane b yły tyłko pseudonimy), k tóry część swego lokalu o d stąpił był na lekcje słowiańskie, jakkolwiek sam należał do tajnej organizacji wojskowej i odgrywał w niej, zdaje się, po ważną rolę, opiekując się szczególnie tymi nielicznymi kale kami, co zdołali się niemal cudem wydobyć z Oświęcimia. Był to błąd zasadniczy, na k tó ry zw racaliśm y niejednokrotnie uwagę: kumulowanie na jednym miejscu kilku akcji konspira cyjnych.
T ym c za se m w y k ład języ ka czeskiego, prow adzony przez Bąbałę w g r o n i e -8— 10 słuchaczy, wśród których najbardziej zaaw ansow ana była siostra samego lekarza, zdolna histo ryczka, uczennica prof. Przewalskiego, — miał się odbyć po raz ostatni w domu jej b rata p rzy ul. Targowej. Niestety los zrządził, że w ty m właśnie dniu i o tej godzinie, w której ś. p. Bąbała miał swój wykład, wpadli gestapow cy w poszuki waniu doktora. T r z y m a ją c y c h straż w przedpokoju rodziców jego wepchnięto odrazu do gabinetu lekarza, gdzie w krótkim tem pie zidentyfikowano jego osobę, aresztowano i wyprowadzono. Rodzicom nie pozwolono się ruszyć z miejsca przez cały czas badania i rewizji. A ty m czasem w ostatnim pokoju na końcu k o r y ta r z a młodzież z Bąbałą oddawała się swoim zajęciom, nie wiedząc, że w mieszkaniu grasuje już policja. Zdawało się, że mimo wszystko, zebrani unikną katastrofy. W yprow adzono lekarza, żegnanego ze łzami przez staruszków rodziców. Za bierano się już do wyjścia, g d y nagle jeden z gestapowców — czy posłyszał jakieś szmery, rozm owy na końcu k o ry ta rza , c zy pchnięty w tam ty m kierunku przez instynkt wściekłego, pruskiego wilczura, — dość że pobiegł wgłąb, otworzył nagle drzwi do gabinetu i ku własnemu zdumieniu zobaczył tam ,,die ganze Versam m lung“, pochylone nad stołem z rozłożo nymi książkami czeskimi i m apą Czech. Poskoczył, pieniąc się ku profesorowi, którego obstąpili młodzi, i rzucając w r z a skliwe pytania, co się tu robi. Bąbała czy też siostra lekarza miała odpowiedzieć spokojnie, że to zw ykła lekcja p ry w a tn a ję z yk a czeskiego. Żołdak zorientował się odrazu, co się k ry je za tym. Zaczął w y k rzy k iw ać na temat słowiańskiej propagandy, polsko-czeskiego braterstw a, beznadziejności tych wszystkich słowiańskich mrzonek, na co zad zierżysta z n a tu ry siostra le k a rz a miała odpowiedzieć: „no, to jeszcze z o b a cz y m y !“
Odezwanie się to odważne, ale nieobliczalne, pogrążyło ostatecznie całą sytuację. Dziewczynę na miejscu zbito, całą grom adę uczniów w raz z prof. Bąbałą, bez próby tłumaczenia się wpakowano na auta i wywieziono na Pawiak, a stam tąd niebawem do M ajdanka, gdzie z wyjątkiem dwu, zdaje się n a j m łodszych i najspokojniejszych, w szy scy zginęli. Siostrę leka rza, k tó ry w międzyczasie też zginął, z atrzym an o na Alei S z u cha i w straszliw y sposób dręczono, chcąc z niej w ydobyć
ze-8 Stanisław Tadeusz Grabowski
znania o całej organizacji. Nikogo nie w ydała, jak stw ierdziła sa m a na sk rw aw io ny m g rypsie do rodziców. W kilka dni później ciało jej — dzięki n ad zw y czajn em u zbiegowi okoliczności, że posługującą w tej kaźni b y ła jak a ś „V olksdeutschka“, co uwię zioną znała od m ałego dziecka i trag iczny los dziew czyny obu dził w niej ludzkie uczucia — wróciło pokłute i skołowane, z opalonymi od to rtu r palcami, do rodziców. W tajem nicy od było się nad jej trumienką nabożeństwo w kościele 0 0 . Mi sjo n a rz y na Powiślu. P ochow ano ją n a P ow ązkach.
Najtragiczniejsze ze w szystkiego — to ta niewspółmier- ność wielkości s tr a ty w stosunku do m oralnych i politycznych w alorów idei, jakiej służyć p ragnął pełen w ia ry w przyszłość idealista, bojowiec polsko-czeskiego zbliżenia — W ło da rcz yk.