Maria Janion
Dwie wizje ludowości romantycznej
Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza 10, 5-24
Rocznik Х/1975 Tow arzystw a-Literackiego im. A. M ickiewicza
I. ROZPRAWY NAUKOWE
Maria Janion
DWIE W IZ JE LUDOWOŚCI ROM ANTYCZNEJ
Dwie w izje ludow ości rom antycznej... J e s t ich oczyw iście znacznie więcej, ale w yb ó r spośród nich tu przed staw ion y m a swoje głębsze u z a sadnienie. Idzie bow iem o u jaw nien ie pewnego zróżnicow ania w obrębie lite ra tu ry polskiej, k tó re —> być może — powie więcej o jej w ew n ętrz nym zdiailogizowaniu i sposobie rozw oju niż in n e ujęcia. Stać się taik może rów nież i dlatego, że ludow ość zajm u je m iejsce uprzyw ilejow ane w now ożytnej k u ltu rz e polskiej, a rom antyzm — przeprow adzając w swoim czasie n obilitację k o n trk u ltu ry ludu i dokonując jej intronizacji na godne m iejsce w śród najw yższych w alorów naro d u i ludzkości — opatrzył w sposób niebyw ale trw ały ludowość stem plem doniosłych w a r tości. Odziedziczony po rom antyzm ie gest k u ltu ry polskiej zawsze n ie m al ludow ość utożsam ia z autentyzm em , szczerością, spontanicznością,
rodzimością, przy w iązan iem do ziem i i obyczaju, p atrio tyczn y m odda niem i poświęceniem , zawsze praw ie w ieś tra k tu je jako źródło praw d czystych, n atu raln y ch , nieskalanych przez b ru d y cywilizacji, a chłopa k re u je n a uosobienie cnót n ajw yżej cenionych, n a zbaw iciela narodu, P iasta kołodzieja, a także p iastu n a pradaw n y ch archetypów .
Stosunki w zajem ne „panów ” i inteligencji oraz ludu, 'klasycznie w y arty k ułow ane w W eselu W yspiańskiego, a przedtem przecież czy to w Panu Tadeuszu, czy w Nad N iem n em (z nieodzow nym weselem , pod czas którego an tag o nisty czne w arstw y się spotykają), stanow ią główny dylem at k u ltu ry rom antycznej i postrom antycznej, dylem at w cale nie tylko socjologiczny, lecz tak że psychologiczny, m oralny, polityczny, estetyczny. D ylem at zresztą do dziś trw ały , jeśli w ziąć pod uw agę — ty tu łem p rzy
— 6 —
k ład u jed yn ie — stanow iska czy to W. M yśliwskiego, czy E. Radlińskiego. Rozdarcie m iędzy „panów ” a „chłopów ”, a raczej świadom ość tego roz d arcia przede w szystkim w sferze psychologicznej, i zam iar jego bądź rozdrażnienia, bądź usunięcia — poprzez czy to pojednanie, czy to zb ra tanie — cechuje p ew ną dosyć w ażną i dosyć generalną postaw ę w k u l tu rz e polskiej. Gombrowicz, m ając tyle do czynienia w lite ra tu rz e d w u dziestolecia m iędzyw ojennego z tzw. powieścią chłopską, k tó ra — rozw inąw szy się b u jn ie — w zięła w spadku po rom antyzm ie całą m i tologię chłopskiej czystości i m ocarności, zauw ażył z okazji Młodości
Jasia K unefala P iętak a ch arak tery styczne dążenie do „roztopienia w lu
d zie” . „ Jest to zresztą typow o polskie. — napisał w „K urierze P o ra n n y m ” w roku 1937 — O ile bow iem w społeczeństw ach o w yższym poziomie k u ltu raln y m proces zbliżania się inteligencji i ludu odbyw a się na za sadzie wzmożonej aktyw ności k u ltu ra ln e j, o tyle u nas inteligencja zawsze jest skłonna ulec żywiołow i i raczej dać m u się ukołysać. O d czuwam y lud nie jako problem at, ale jako ukojenie...” 1 W ten sposób odnotow ana została in telek tu aln a słabość literackiego stosunku do ludu, słabość, zrodzona z p otrzeby oddania się pod opiekę w arstw y, tra d y c y j n ie wyposażonej w siłę i moc zbawczą albo p rzy n ajm n iej rep re z en tu jącej n a tu rę jako dom enę w szechobejm ującego, kosm icznego uspokojenia i pojednania. Z b ratan ie z parobkiem z F erdydurke to p rzejrzy sta gro teskow a fig u ra tego sta n u um ysłów.
R om antyczna m itologia lu d u i ludowości określiła c h a ra k te r i k ie ru nek rozw oju k iü tu ry polskiej. K iedy aw angarda w Polsce rozpoczynała sw oją w alkę o now e zasady tw órczości k u ltu ra ln e j, to — rzecz znam ien n a — m usiała się skupić przede w szystkim n a polem ice z rom antyzm em , a m ów iąc ściślej — n a rad y kalny m zakw estionow aniu i obaleniu lu d o wości, p otraktow anej — i słusznie — jako fu n d am en t rom antyzm u. N o w atorstw o zwróciło się przeciw tradycjonalizm ow i wedle w ykładni aw an gard y: M iasto przeciw Wsi. Przedm iotem gw ałtow nego sp oru w ytoczo nego przez P eip era Żerom skiem u stały się w łaśnie te rom antyczne hasła w yw oław cze: „wieś, chłop, lu d ” . H istoria dotychczasow ej lite ra tu ry p o l skiej p rzedstaw iała się papieżow i aw angardy jako nadzw yczaj konsek w en tn y ciąg rozw ojow y. „Od Brodzińskiego poprzez M ickiewicza aż po Żerom skiego idea wsi snu je się poprzez um ysłowość polską niep rzer w a n ie ” 2 — dowodził Peiper. A w angarda m iała dokonać zerw ania tej ciągłości, k tó ra w ydaw ała się jej w ytw orem fałszywej świadomości ro m an ty czn ej. Ldea wsi była d la niej przede w szystkim ideą regresyw ną — i to zresztą od razu dyskw alifikow ało ją w oczach fan a tycznych zw olenników postępu. R egresyw izm ludowości rom antycznej i pos tr oma n ty с znej objaw iał się Peiperow i w kilku porządkach, prze
śledzenie jego toku m yślenia pozwala uchwycić — ja k n a n egatyw ie — dokładne zarysy zw alczanej, rom an ty czno-ludow ej teorii k u ltu ry .
P rzede w szystkim więc, rom antyczna idea wsi utożsam iała się w od biorze P eip era z w stecznym ruralizm em , z pochw ałą zacofania cyw ili zacyjnego i pierw otności, z ograniczeniam i regionalizm u i rodzimości, usymboilizowanej w p astuszku grającym pod płaczącą w ierzbą n a fujarce, z ubóstw em n ieruchaw ego idyfllizmu, z prow incjonalnym trw an iem w trą dy с jonalistycznej niezm ienności. Tem u odrażającem u chłam owi rom an tycznych staroci a w an g ard a 'przeciw staw iała w sposób w yjątkow o n aw et sp e k ta k u larn y : m iejskość i w ielkom iejskość z jej ruchliw ą zm iennością, uw ielbieniem nowości i zm iany, postęp u cyw ilizacyjnego i nowoczesnego p iękna m aszyny, europejskości i teraźniejszości, dynam iki i zdobywczosci. Nie b iern a n a tu ra , k tó re j m ożna rów nie biernie pow ierzyć się w opie kę, ro ztap iając się w ofiarow yw anym przez nią błogostanie, lecz człowiek w pełni nad n ią panujący, u jarzm iający ją w p o ry w ie tw órcy, zwycięzcy i w ładcy — o to p rzed m io t 'kultu aw angardow ych poetów .
M łody Przyboś, k tó ry sam przecież w yszedł ze wsi, opiew ał w „Z w rot n icy ” w r. 1926 C złow ieka nad przyrodą o p atru jąc ta k nazw any a rty kuł n astęp u jącym i p o dtytu łam i: K u lt p rzyro d y jest z a b y tk ie m barba
rzyń stw a , W ielbiciel p rzyro d y — człow iek slaby, Góra je st piękną dlatego, że ją mogę stw o rzyć. A jeszcze dalej bezkom prom isow y w ielbiciel tech
niki stw ierdzał, że „piękniejszym od góry je st areoplan, k tó ry wynosi lo tnika ponad najw yższe szczyty gór...” Rom antyzm został tu ta j po tę piony jako „hodow la słabości”, a now y człowiek w ładać m iał jedy nie praw dziw ie now ożytną „tw orzącą m ocą”, to jest te c h n ik ą 3. D rastyczne przeciw staw ienie „ n a tu ry ” i „tech n iki” sprow adzało oczywiście za sobą próbę degradacji ludu — tak w ysoko w yniesionego przez rom antyzm jako najbliżej w spółżyjącego i współczującego z n a tu rą . „Czym dla Mło dej Polski była pierw otność wsi, tym d la Nowej Polski może stać się nowość teraźniejszości” 4 w yw odził Peiper. N o w o ś ć została więc gw ał tow nie ^kontrastow ana z p i e r w o t n o ś c i ą , to, co jest teraz — p rze ciw staw ione tem u, co było niegdyś, oszałam iająca i jasn a dzisiejszość — jak iejś ciem nej pradaw ności.
U kryw ało się tu ta j zupełnie zasadnicze zakw estionow anie cieszącego się w Polsce w ielką popularnością tem atu w iejskiego. Ale tego było jeszcze mało. A w angarda posunęła się znacznie dalej ;— P eip er w m a nifeście pt. N ow e usta zaatakow ał sam ą zasadę tw o rzen ia rom antycznego jako oparteg o n a sposobie tw orzenia ludowego. „Pod w pływ em ludow oś ci — pisał — ideałem a rty sty stał się proces tw órczy podobny do tego, jak i odbyw a się w g ra jk u pastuszym lub snycerzu w iejskim . Dążono do poezji, k tó ra oddaw ałaby uczucie nie tylko bezpośredniością treści, ale i b e z p o ś r e d n i o ś c i ą w y k o n a n i a ; bez w spółudziału rozum u, bez
współudziału świadom ej woli arty sty c z n e j” 5. P eip er oczywiście m iał rację. Wedle podstaw ow ej praw dy rom antycznego tw orzenia — p raw d y ek sp re sji — każdy mógł być tw órcą, kto m iał cokolw iek do „w y śp iew an ia”. Nie trzeba było nauki, ani rzem iosła, ani świadomości artystycznej — w y sta r czały dobre chęci do w yrażenia siebie, natchnienie, szczerość i zapał. Ta swoiście n atu ralisty czn a („śpiewać z n a tu ry ”), em ocjonalistyczna („śpiewać, co serce d y k tu je ”) zasada rom antycznej teorii k u ltu ry podlegał krytyce, będąc pochodną poezji fałszyw ie pojm ow anej jako w yraz bezpośredniości uczuć. P eip er podkreślał, że poezja jest pracą, jak każda inn a; bezw zględ nie usuw ał dotychczasow y p rio ry te t natchnienia, spontanicznego w ypo w iadania siebie — na rzecz dyscypliny, rygoru, rzem ieślniczej, żm ud nej p racy w słowie. K onsekw encją generalnie antyro m anty czn ego n a staw ienia stał się atak n a „teorię nieśw iadom ego”, n a m edium iczne n ie jako pojm ow anie a rty sty jako w yraziciela niejasnych i n iepojętych dla niego sam ego mocy, k tó re przezeń p rzem aw iają oraz zakw estionow anie „praw dy lu d o w ej” nieośw ieconego człowieka jako praw dy najw yższej.
W przedstaw ionych pobieżnie w yw odach P eipera zarysow uje się tak rzadki u n a s alte rn a ty w n y w ątek k u ltu ry — a lte rn a ty w n y wobec p rze m ożnego i absolutnego panow ania rom antyzm u. Alle i więcej jeszcze 'ujaw nia się w ten sposób: odsłania się bowiem w .całej jaskraw ości i w w yjątkow ej p e łn i podstaw ow y dylem at k u ltu ry polskiej, d y lem at jej zacofania i jej postępu — tyle tylko, jak się okaże z dalszego biegu w ypadków , że nie wiadom o tak zupełnie jednoznacznie, po czyjej stro nie legło zacofanie, a po czyjej — postęp. D ylem at ów u w y d atn ia d o bitnie swą dw uznaczność jeszcze i dlatego, że w obrębie sam ej a w an gardy, a zwłaszcza już wśród futurystó w , pojaw ili się poeci, łączący niezm iernie now atorsko a w a n g a r d ę z l u d o w o ś c i ą — jak S ta nisław M łodożeniec czy B runo Jasieński. Wieś bow iem dom inow ała w sposób dość oczywisty nad życiem polskim. T rafn ie pisze Tom asz B u rek o am biw alencji św iata poetyckiego M łodożeńca: „Ta wieś, b rana globalnie, sąsiadow ała o m iedzę z m iastem , czy też m oże fu tu ry sty czn e m iasto znajdow ało się w środku olbrzym iej w si?” 6 Podobne socjologicz n e i psychologiczne dośw iadczenia m iały zm ieniać i zm ieniały p ierw o tn ie założoną perspek ty w ę polskiej aw angardy.
Ale zarazem bez eksp ery m en tu poznawczego i poetyckiego aw angardy, bez jej ostateczności i ekstrem izm ów , bez jej znaków zapytania, bez przeprow adzonej przez nią totalnej k ry ty k i rom antycznej ludowości, tru d n o sobie w yobrazić n iektóre w ażne przejaw y ludowości we w spół czesnej k u ltu rze. Mam tu n a m yśli zarów no film ow e W esele W ajdy — które m usiało stać się rein terp re ta cją nie tylko W yspiańskiego, ale i ca łego w yjątkow o u nas nacechow anego problem u ludowości krakow skiej, i uczyniło to w sposób d obitny i gw ałtow ny, bo „rom an ty czny” i „aw an
— 9 —
gardo w y ” zarazem , z w iernością wobec rom antycznej m alowniczości i z aw angardow ym w yostrzeniem przeciw ieństw — jak rów nież Kono-
pielkę Redlińskiego, groteskow o balansującą m iędzy pozytyw istyczno-
-aw angardow ym postępow iczostw em a trądycj onalistyczno-rom antycznym zacofaniem . O bydw a te w ybitne u tw o ry stać się m ogą zrozum iałe jako cząstki system u k u ltu ry polskiej, taik zresztą nacechow anego przez ro m antyzm , że nieraz m a się ochotę go nazw ać „ s y s t e m e m r o m a n t y c z n y m ” . Propozycje a lte rn a ty w n e również, j^k widzieliśm y, są zm u szone określać się wobec rom antyzm u. Jed en z filarów tego system u — ludowość — usiłow ała obalić aw angarda la t dw udziestych naszego s tu lecia. Cofnijm y się o w iek wcześniej, żeby obejrzeć, z czego b y ł ten filar zbudow any i jak został um ocow any.
W polskim rom an ty zm ie przedlistopadow ym ukształtow ały się dw ie form acje literackiej ludowości. P rzypom ina to żywo sytuację w rom an tyzm ie niem ieckim przełom u w ieków, kiedy mówi się, że od H erdera pochodzą dw a różne nastaw ienia do przekazów 'ludowych, dw a rozm aite sposoby ich trak to w an ia, w ykorzystyw ania, in te rp re to w a n ia : o rientacja „ e s t e t y c z n o - l i t e r a c k a ” (Tiedk, A. W. Schlegel, Arnim , B ren tano), osądzająca przekaz poetycki z estetycznego p u n k tu w idzenia i sta w iająca poezję ludow ą n a tej samej płaszczyźnie co twórczość poetycką, a k cen tu jąca znaczenie poetyckiej osobowości oraz możliwość adaptacji i przekształceń poezji ludow ej oraz orien tacja „m e t a f i z у с z n a, m i 't у с z n o -1 u d o w a ” (Görres, bracia G rim m ow ie, Uhiland), od najd u jąca w przekazach ludow ych św iadectw a m itu i objaw ienia, w ierząca w p raw d ę p ra m itu praczasów, tra k tu ją c a 'lud jako część nieśw iadom ej natu ry , żądająca w ierności wobec jego nieśw iadom ej i kolektyw nej tw ó r czości. B racia G rim m ow ie żywili przekonanie, że „p raw d a” poezji jest tym czystsza, im bardziej sięga praczasów, że daw n iej była ona w łas nością całego ludu, zaś lud stanow ił m edium boskiego objaw ienia. W ilhelm G rim m pisał więc: „Jedyn ie poezja narodow a [pod k tó rą rozum iał poezję n a tu ry —' N aturpoesie] jest doskonała, poniew aż została ona, podobnie jak praw a na górze Synaj, nap isan a przez sam ego Boga.” 7
Podobne dwie orientacje rep re z en tu ją u początków polskiego ro m antyzm u Adam M ickiewicz i Zorian Dołęga Chodakowski. Różnili się oni zdecydow anie m iędzy sobą, chociaż obydw aj podlegali ostracyzm ow i ze strony k lasyków i racjonalistów , chociaż M ickiewicz mógł czerpać podniety z a n ty laty n izm u Zoriana 8. Różnica tkw iła — generalnie rzecz biorąc — w stosu nku do ludow ych przekazów rozm aitego ty p u : w sto sunku bądź nacechow anym dystansem , um ożliw iającym ich swobodne artysty czne przekształcenia, bądź nabożnym uw ielbieniem wobec obja w ienia pradaw ności słow iańskiej. Zorian nie mógł napisać słów, k tó
— 10 —
rym i M ickiewicz poprzedził D ziady kow ieńsko-w ileńskie, in fo rm u jąc z z e w n ą t r z niejako o obrzędzie ludow ym i sw oistym sposobie jego przeżycia :
„Cel tak pobożny święta, miejsca samotne, czas nocny, obrzędy fantastyczne przemawiały niegdyś silnie do mojej imaginacji, słuchałem bajek, powieści i p ieś ni o nieboszczykach powracających z prośbami lub przestrogami; a we w szystkich zmyśleniach poczwarnych można było dostrzec pewne dążenie moralne, i pewne nauki, gminnym sposobem zm ysłow ie przedstawione.” 9
Zorian nato m iast w roku 1818 uważał, że ,,od wczesnego polania nas w odą”, utraciliśm y poczucie d aw nej, pogańsko-słow iańskiej w spólnoty, „staliśm y się n a koniec sobie sam ym cudzym i” 10. Poczucie „cudzości” , w ydarcia z przynależnego i właściw ego m iejsca, m ożna pokonać jed y n ie w racając do w ew nątrz, um ieszczając się w środku zam ierzchłej daw - ności i id en ty fik u jąc się z nią. P ow rót do dawności wiąże się rów nież z charakterystycznym potępieniem „obcości”, co potem odbije się tak dojm ująco w niechęci ziew ończyków do M ickiewicza-wieszcza, m ające go frym arczyć tym , czego się dość przypadkow o naczytał z różnych lite ra tu r europejskich. Zorian pisał:
„Kiedy mniej będziemy oczekiwać od wieszczych pisarzów zagranicznych, mniej na nich polegać, a przedsięweźm iem wśród siebie, na własnej przestrzeni, w gnieździe ojców naszych szukać o wszystkim wiadomości, znajdziemy może więcej niźli dotąd gdziekolwiek pisano. Wpatrzmy się tylko w ziemię naszą. Może Słow ianie zostawili ją dla nas jako najtrwalszą księgę, może ją zaklęli, aby nigdy z dziedzictwa potomków nie wychodziła i w tym celu urzekli owoczesnym spo
sobem, by mogła służyć za św iadectw o odwiecznej własności najpóźniejszym w nu kom.” 11
Trzeba zatem czytać księgę ziemi — ta jest najw ażniejsza. W podob nym w skazaniu u k ry w ała się cała now a orientacja, ludow a i przede w szystkim — słow ianofilska, zupełnie odm ienna od drogi, k tó rą otw ie rały Ballady i romanse.
Z przedstaw ionego rozdw ojenia ludowości w ynikały nad er isto tn e ko n sekw encje dla rozw oju całej poezji rom antycznej. M usim y je prześledzić na galicyjskiej „Ziew onii”, wyw odzącej się przecież z p r zed 1 i stop ado wy ch źródeł. Posłuchajm y, o czym one m ów ią: N ajpierw M ichał G rabow ski:
„Znałem kilku entuzjastów, na których czele kładę znakomitego naszego p i sarza Maurycego M.[ochnackiego], co zakochani w pieśniach sławiańskich, w za bytkach m itologii tych ludów, ich podań, obyczajów, wprawiani w zadziwienie filozof icznością samego języka, byli skłonni uwierzyć, że u tych starożytnych po koleń, w tych oddalonych wiekach, z których są te zabytki, była cywilizacja, było wykształcenie serca i ducha, dziś zaledwie magnetycznym w ysileniem pojętne; to jest: że stan żywszego uczucia i jaśniejszego widzenia rzeczy, że odzyskiwana
— 11 —
sym patia z zewnętrzną naturą, d z i s i a j przez wytężenie magnetyczne czasami
dostępne i w cudownych swych objawiające się skutkach, były k i e d y ś stanem ciągłym i trwałym i że w łaśnie te pieśni, te zabytki, ten język są wypływem ta
kowego doskonalszego stanu ducha u starożytnych Sław ian.” 12
T eoria k u ltu ry słow iańskiej i ludowości, k tó ra w yłania się z tych wywodów, trw ały i p erm an en tn y , doskonały stan d ucha um ieszcza w prze szłości. Doskonałość to tu ta j ty le co pierw otność, dawność. W iarę w po tężny, praczasow y b y t — całościowy, czysty, nierozdarty, doskonały — tra fn ie powiązano z „em an aty sty czny m i” koncepcjam i histo rii: z owego b ytu bowiem em anow ała podstaw ow a siła generyczna 13. Dawność m ożna w sobie dziś odtw orzyć „w ytężeniem m agnetycznym ” i poprzez nie roz poznać „stan ciągły i trw a ły ”, w którym bezustannie obracali się sta ro żytni Słowianie. Był to n a tu ra ln y sta n poezji, jasnow idzenia, jedności z przyrodą. Dziś w szystko zanikło, w zrok nasz zm ętniał, kroki się splątały, tyliko in tu icją i podśw iadom ością m ożem y obcować z daw nością zachw ycającą i cudowną, bo napełnioną cudam i bezpośredniego, sub stancjalnego istnienia. G rabow ski zresztą w krótce będzie zm uszony od ciąć się od rojeń m łodości: chwaląc „idylliczne pom ysły” K. B rodziń skiego, w ylicza błędy jego antagonistów , gani lite ra tu rę w czesnorom an- tyczną, k tóra „w filozofii przylegała do filozofii n a tu ry i wszelkich jej m agnetyezno-teilurycznych złudzeń” 14.
W przedstaw ionych rozum ow aniach widoczne są podstaw ow e zręby rom antycznej teorii k u ltu ry ; łącznie z u k ry ty m tu ta j, uporczyw ym prze ciw staw ianiem poezji praw dziw ej, to jest ludow ej, „nieuczonej” i poezji sztucznej, to jest „uczonej”, czego po raz pierw szy w Europie na tak w ielką skalę dokonał H erder, dla którego, jak i dla H am anna oraz dla p isarzy S tu rm - un d Drangperiode poezja lu d u była tożsam a z poezją n a
tury, n a tu ry pojętej jako ’’pierw otność, czystość, niew inność, jako p rze ciw ieństw o rozw oju społeczeństw a i k u ltu ry , a także rozum u” 15.
A teraz sam M ochnacki w roku 1825:
„Czyliż systema religijne dawnych Sławian, fantastyczne obrządki ich poga- nizmu, charakter ludów i znamiona czasu przed zaprowadzeniem chrześcijanizmu do obszernej ziemi przodków naszych, nie mogą się stać obfitym źródłem poezji narodowej? [...] gałąź poezji iromantycznej, zaszczepiona na bujnej niw ie sław iań- skich starożytności, może wykształcić najpiękniejszą część literatury ojczystej [...]” 16
I tu m am y do czynienia z przekonaniem o niezw ykłym 'bogactwie i obfitości daw nej k u ltu ry słow iańskiej. Poezja now a m a w yniknąć z po łączenia rom antyzm u ze słow iańskim i starożytnościam i. Stam tąd, rów nież z pieśni gminu, poezja rom antyczna m a czerpać jak z k rynicy a u te n tyczności, gdyż „w szystko mówi do serca naszego, co nie jest ucywilizo w ane, co nie podlega sztucznem u b erłu człow ieka” 17. W owym „ p ra
— 12 —
czasie”, „praśw iecie”, ,,p ra h isto rii” baśń, podanie i m it trw a ły w nie- rozdzielnej jedności, a cała n a tu ra przepełniona głębokim życiem lśniła bogactw em znaczeń; pow rót do pragleb y życia m oże się dokonać tylko w poezji. Talk sądził N ovalis jak rów nież w ielu rom antyków — w śród nich M ochnacki a później ziew ończycy oraz B erw iński.
Nacisk połóżmy na w spólne im przekonanie, że poezja stanow i w y lew spontanicznej szczerości, że m ożliw a je st — przy odpow iednich w ysiłkach i w łaściw ych inspiracjach — rom antyczna poezja pierw otn a oraz że poezja stanow i ekspresję ponadindyw idualnej nieśw iadom ości, p ierw o tn ą m owę duszy zbiorow ej. P oeta jako człowiek pierw otny, lud jako zbiorowy tw órca poezji, tak dałyby się w yarty k uło w ać niezm iernie istotne dla rom antyzm u w ątk i estetyczne, któ ry ch dom ena rozciąga się od teorii m itu, religii i poezji sform ułow anej w X V III w. przez G. B. Vico aż do teorii m itu, religii i poezji sform ułow anej w w iek u XX przez C. G. Junga. Vico uw ażał język poetycki za n a tu ra ln y język czło w ieka pierw otnego, stw orzył teo rię poezji p ry m ity w n ej i barb arzy ń sk iej ; tkw i w tym „uznanie poezji za form ę pierw orodną, w cześniejszą od re fleksji, co z kolei spraw ia, że poezja im bliższa jest źródła i m niej za grożona przez refleksję, ty m bardziej jest praw dziw ą poezją, poezją par
excellence” 18. P raw dziw y poeta został przez Vico całkowicie utożsam io
ny ze w spólnotą- dlatego u tw o ry H om era i D antego stanow ią dla niego p ro d uk t „rodzaju zbiorow ego szaleństw a” 19. Sztuka z czasem, oddalając się od źródeł spontanicznych inspiracji, staje się igraszką uczonego do w cipu, traci swą autentyczność, a więc i praw dziw ą w artość. Podobnie Ju n g będzie bronił „powagi dośw iadczenia pierw otnego” w poezji, k tó rą nazyw a w izyjn ą; będzie dowodził, że „w dziele sztuki [...] w izja jest dośw iadczeniem p ierw o tn y m i au te n ty cz n y m ”, a rty s ta „jest człowiekiem zbiorowym , któ ry nosi w sobie i w ypow iada nieśw iadom ą a czynną d u szę ludzkości”, a „w dziele poety w ypow iadają się po trzeb y psychicz ne całego ludu i dlatego dzieło poetyckie je st dla jego au to ra czymś więcej niż osobistym losem, niezależnie od tego, czy on jest tego świadom, czy n ie” 20. Rom antycy, podobnie jak przedtem Vico, a później Jung, byli przekonani, że poezja je st tw orem m itopodöbnym lub że po p rostu jest w cieleniem pierw otnego zbiorow ego m itu.
W tym , co zostało przed chw ilą w yłożone z m arzeń przedpow stań- czych o „zatraconej A tlanty d zie k u ltu ry uczuć i m agii” (S. Pigoń), ro z poznajem y k o n tu ry p ro g ram u i p rak ty k i „Z iew onii”, d ające się ująć w hasłach : l u d o w o ś ć , s ł o w i a n o f i l s t w o , h i s t o r y z m. Ludo wą poezję słow iańską ziew ończycy trak to w ali jatko poezję pierw otną w p rzedstaw ionym wyżej sensie. W spaniałą poezję pierw otną, której szczątki zaledw ie do nas dotarły. Podzielali takie m niem anie z wielom a ówczesnym i en tu zjastam i daw ności. Zorian Dołęga C hodakow ski żywił
— 13 —
przekonanie, że „gdyby nie d ru ży n a Jezusow a zrobiła p rzerw ę w uczo nych pracach Poilaków przez półtora w ieku, pew nie pośród nas byłby jak i M acpherson” 21, i poszukiw ał naszego „zagubionego początku” . W ie dział, gdzie się on zn ajd u je:
„Początek nasz jest rozsiany na całej przestrzeni słowiańskiej, skromnie i w za pomnieniu pozostaje od w ieków pod w iejską strzechą albo na polach, łąkach i w dąbrowach pociesza swoich ulubieńców i od dawna oczekuje drugiego Mac- phersona.”22
Sam się podjął tej roli; przekonany o autentyczności Pieśni Osjana, chciał podobne — istn iejące rzekom o w przekazie trad y cy jn y m — dzieło słow iańskich bardów u ratow ać od zagłady.
W podobnym kontekście n ie może dziw ić fakt, że ziewończycy z ta k im zapałem , i staw iając tę robotę n a pierw szym m iejscu, tłum aczą na polski Słowo o w yp ra w ie Igora, K rólodw orski rękopis, Rękopis zie
lonogórski, pieśni serbskie i u k raiń sk ie dum ki. W P rzedslow iu z ro
ku 1832 do przekładu K rólodw orskiego rękopisu L ucjan Siem ieński z obu rzeniem piętnow ał „m dłe dźw ięki z w ieku otrętw ienia, po któ ry m letarg nastąpił, ślęczącą um iejętność choćby i uw ieńczonych poetów ” 23, przeciw staw iając tem u w szystkiem u „stare, gm inne poezje”, w śród nich słynny falsy fik at popełniony przez W. H ankę — K rólodw orski rękopis, k tóry m iał pow stać m iędzy 1230 a 1310 r. Jak aż to siła m istyfikacji rom antycznej! Siem ieński oczywiście nie mógł odkryć falsyfikatu, skoro znalazł w nim d ok ład n ie to, co sobie w ym arzył, a co H anka — ow ładnięty tą samą m anią rom antyczną — w eń włożył. M iał tylko kłopoty z tłum aczeniem , k tóre w ynikały oczywiście z przekonania o ogrom nym d ystansie d zielą cym język ogładzony, współczesny od pierw otnego:
„Szczytna prostota starożytnych utworów zawsze niem ałe stawia zawady; dzi siejszy nasz język — tak zwany uczony i wykształcony, a w istocie niemalujący, niezmysłowy, daleki od jędrności i mocy dźwięków dawnych Sławian, żyjących z przyrodą — nie mógł podołać ze swoim rymem.”24
Pow tarzają się w tu w sposób w yjątkow o d obitny w szystkie elem en ty m itu poezji pierw o tn ej, operującego sk ra jn ie w yostrzonym przeciw staw ieniem daw nej spontaniczności i szczerości oraz współczesnej sztucz ności i konceptualności. „K łam ałem niew iernością słów naszych” , wołał zrozpaczony Siem ieński, nie (podejrzewający falsy fik atu i narzucający so bie nieprzezw yciężalne trudności w d o tarciu do „ ta m te j” najpraw dziw szej praw dy.
Ja k p rzystało na ro m antyk a i ziewończyka, Siem ieński najw yżej ce nił „pieśni b o h a ty rsk ie ” . O jednej z nich, p t. Zabój — Slaw ój — L udiek pisał z uniesieniem : „B iorąc tę pieśń jako żyw y zaby tek daw nej gm
in-— 14 —
nej poezji — co za skarb bezcenny! język w pierw iastkow ej jędrności, krótki, m alowny, jak m ow a dzikich” . M owa dzikich! W lirycznej części
K rólodworskiego rękopisu odnalazł Siem ieński „starożytną sław iańską
p rostotę i głębokość uczuć” ; „żywość, tkliw a czułość, moc, jasność i ko lo ry t gm inny silnie w nich odbity, — niby dusza i serce anioła w rysach lica urodziw ego dziecięcia” 25. Dziki i dziecko zostają zrów nani ze sobą, ze względu n a w łaściw ą im „prostotę i głębokość uczuć” . To samo ro m an tyk odkryw ał w ludzie całym i w poezji ludu. Lud, dziecko, poeta — oto ciąg utożsam ień, m ów iących tak wiele, że p raw ie w szystko o rom an tycznej teorii k u ltu ry . Jeśli dodalibyśm y do nich jeszcze szaleńca, już rozporządzalibyśm y całkow itym rom antycznym in stru m e n ta riu m Praw dy...
Ziewończycy byli przekonani, że poeta ludu stanow i część lu d u (to bojan, bard, guślarz), m ów i z jego w nętrza, m ówi tak jak mówi lud-poeta, nie m a m iędzy nim i przedziału, an i różnicy. K. W. W ójcicki już w p ierw szym tom ie „Ziew onii” pisał o pieśniach polskiego lu d u i k ilk a z nich
opublikow ał łącznie z artykułem , idąc śladem m yśli Z oriana Dołęgi Chodakowskiego: „Rzeczą jest niezaw odną, że nim prom ień chrystianiz- mu zabłysnął, m ieliśm y już w łasnych bardów pod nazw ą : G u ś l a r ó w , co przechow yw ali w pieśniach dzieje narodow e, i pam ięć w alecznych uw ieczniali” . C hrześcijaństw o zniszczyło tę tradycję, lecz p rosty lud ją uratow ał. U niego też W ójcicki szukał „pieśni, co naszą kołysały w iosnę”, znalazł je i podał do wiadomości, gdyż, „w nich się przechow uje duch narodow y, czysty, bo nieskalany w pływ em cudzego” 26.
Jednakże teo ria poezji, k tó rą ziewończycy rozw inęli w oparciu o p rze kłady i p arafrazy słow iańskich dum ek, pieśni, poem atów , pozostaje w zna czącej sprzeczności z ich ory gin aln ą epiką historyczną z la t 1833 - 1837
(Pieśń o H e n ry k u P obo żn ym Bielowskiego, Trąby w D nieprze i Potrzeba w a m e ń sk a Siem ieńskiego, W ołoszczyzna M agnuszewskiego). M iały to być
ekw iw alen ty bohaterskiej epiki ludow ej. Jej b ra k dotkliw ie odczuw ali ziewończycy: zarów no ze w zględu na to, że jako rom antycy niezm iernie wysoko cenili epopeę, ja k i n a to, że boleśnie przeżyw ali nieobecność polskiego dorobku w śród epickich poem atów bohaterskich, k tó re posia dały in ne n aro d y słow iańskie (Siem ieński n a w e t usiłow ał anektow ać
Słowo o w yp ra w ie Igora, tw ierdząc, że chlubi się nim „Polak i R usin ”,
bo „m nóstw o w nim w yrazów polskich” 27). P ragnęli w ięc — podobnie jak nieco później i ze znacznie lepszym i w y nik am i zrobi to B erw iński w Bogunce na Gople — odtworzyć, przy pom ocy przede w szystkim a r chaizm ów leksykalnych i składniow ych, ów pierw otny, słow iański p ra- język, w k tó ry m m ożna b y ło „opow iedzieć” historię, lud, naró d — sło wem wszystko, co ziew ończycy uznali za w ażne dla Słowiańszczyzny. Przy tym przeszłość Słowiańszczyzny, jak i „ p ra sta ra ” poezja lu d u b y
— 15 —
ły przez nich tra k to w a n e — zgodnie z obyczajem epoki — jako hiero glify, symbole, w ielce tru d n e do odczytania.
„H ieroglificzność” i „p ro sto ta” — te dw a założenia pozostaw ały nie w ątpliw ie ze sobą w sprzeczności. Po w ydaniu K lechd K. W. W ójcickie go (1837), któ re — jakkolw iek ukazały się w W arszaw ie — inspirow ane były w kole ziew ończyków i dedykow ane Dom inikowi M agnuszew skie- mu, K raszew ski k ilk a k ro tn ie zw racał uw agę n a rozbieżność m iędzy sty lem autentycznych „powieści gm innych, w k tórych w szystko aż do ty tu łu , pow inno być naiw nym , sw ojskim , jak najm niej w yszukanym ” a obróbką w ydaw cy-autora, operującego „stylem dziw nym , niew łaściw ym z rytm o w ą form ą, której nic nie u sp raw ied liw ia” . „W przedm ow ie i n ie k tó ry ch innych m iejscach, poetyczne uniesienie a u to ra tak jakoś nie w m iejscu przychodzi, tak n ad ętą i w yszukaną form ę przybiera, ta k uczenie się stroi w w yrazy daw nej m owy, iż je czasem o nieszczerość p o sądzać by m ożna” 28. Z arzu t nieszczerości m usiał być w yjątkow o d o t kliw y d la tych, k tó rzy by li przekonani o naiw nej, dziecinnej prostocie
poezji ludow ej, w iern ie przez nich odtw arzanej.
Ale z założeń ziew ończykow skich w yn ikała i m usiała w ynikać tylko żm udna, tchnąca arch iw alny m scjentyzm em rek o n stru k cja; o Trąbach
w D nieprze M ickiewicz tra fn ie powiedział, że „to stu d iu m ”, co Siem ień
ski cytow ał z apro b atą, uspraw ied liw iając się, że „w tym ledw o odgad niętym świecie n ie mógł się jeszcze ruszać sw obodniej” 29. D ystans zew n ętrzn y był więc n a d to widoczny. Z atem : rekonstrukcja, studium , a nie żadna spontaniczna, szczera twórczość w duchu gm innym . „K łam ałem niew iernością słów naszych” — w yznaw ał Siem ieński jako tłum acz; „n ie w ierność” dopieroż zadała cios epice historycznej ziew ończyków — ty m więcej że porzucili oni n atch n io n e p rzekonania Z oriana o m itycznej „Sła- wiańszczyźnie przed chrześcijaństw em ” (taką opiew ał B erw iński w Bo-
gunce na Gople) i zajęli się m niej m itotw órczą słow iańszczyzną chrześci
jańską.
W swej epice historycznej ziew ończycy nie mówili „od w ew n ątrz”, byli zdecydow anie „na zew n ątrz” . N aśladow ania z przeszłości, falsy fi k aty dawności, k unsztow ne pastisze — w szystko, oo tak zwalczali jako „nieszczerość” i ,,nieory gina 1 ność” — pow róciło rykoszetem w ich pieś niach bohaterskich. Szczerości n ie udało się podrobić. Z am iast m ówić „od” ludu, m ówili — i to też pozornie — „do” ludu, rau tu jąc w od ległą przeszłość swe przekonania ideow e i estetyczne przedstaw iane jako „słow iańsko-ludow e”, bo heroicznonpatriotyczne. N ie osiągnęli tego, cze go kiedyś dokonał z sukcesem Goszczyński w Z a m k u ka nio w skim ; jem u zresztą też uidało się stw orzyć rom antyczną poezję p ierw o tn ą ty lk o raz — na U krain ie i z K ozakam i, bo już potem w T atrach i z góralam i nie mógł daw nego osiągnięcia pow tórzyć 30.
— 16 —
Rom antyczne słow ian ofilstw o ziew ończyków oraz B erw ińskiego oddzia łało na postaw ę, k tó ra pow tórzy się epidem icznie u schyłku w ieku — już najczęściej w dużo gorszej postaci, jak b y zgodnie z praw em sform u łow anym przez S. Brzozowskiego, że M łoda Polska odpow iednio sp re parow ała d la siebie rom antyzm , uczyniła zeń tea tra ln e widowisko, od w róciła jego zasadnicze dążenia, przekształcając je w niem oc, nieuleczal ną samotność, ham letyczne cierpienie. Psychologiczny objaw m łodopolski: „w łażenia w swoje korzenie” podlegnie sław nej d ia try b ie K. Irzykow skiego z roku 1907, z k tórej m ożem y skorzystać m yśląc o naszych sło- w ianofiłach, jakkolw iek oczywiście n ie we w szystkim m oże ona do nich przystaw ać. Dla Irzykow skiego m łodopolskie „odkopyw anie p rap ie lu - szek”, „w łażenie w e w łasne korzenie” było objaw em tchórzostw a i bez radności, szukaniem schowka, było sym bolicznym zachow aniem „bez płodnej psyche m ieszczańskiej”, poszukującej byle jakiego elik siru ozdro wieńczego — byle nie w sw ojej dojrzałości, b yle poza sobą. K ry ty k szydził bezlitośnie, nieco szarżując i p rzejask raw iając — do czego się przyznaw ał — z m ody n a w iteziów, rusałki, rapsody, gontyny, bardów , roztruchany, w iry d arze i chram y. „Nieszczęściem tylko je s t —■ n atrząsał się — że nie posiadam y polskiej Bddy i nie m am y z czego tak bardzo robić naszych d ram ató w w agnerow skich. Za Eddę m uszą nam starczyć T atry, u k tó ry ch stóp m am y sobie zbudow ać polski B ey reu th [...]” W m ło dopolskim pow rocie do początków uk ryw ał się in styn kto w ny ruch m y ślowy: „pociąg do w czołgiw ania się w korzenie zam iast dążenia do k w ia tu ”. Otóż w łaśnie! Dla Irzykow skiego to ru ch ku bezruchow i, k u bierności, ku niedojrzałości. Czy zstępow anie do źródeł m oże mieć k ie dykolw iek, jakikolw iek sens w pojęciu Irzykow skiego? Oczywiście. W tedy jedynie, kiedy „te źródła służą za przykłady, m ające pośredn io oddzia ływ ać n a ocknienie się jed n o stro n nie zacietrzew ionej tw órczości” , kiedy pouczają o wielości i wieloznaczności ku ltu r, kiedy pobudzają „do n o w ych czynów o ry g in alny ch” 31.
W ogólności tak się rysow ała sy tuacja rom antycznego słow ianofilstw a, k tóre m usiało pokonać zacietrzew ioną jednostronność klasycyzm u, od kryć now e św iaty dla k u ltu ry , odsłonić now e rozległe widoki, odgrzebać swoje H erculanum . I dokonało tego niew ątpliw ie. Zorian Dołęga Choda kowski był rzeczyw iście „W inckelm anem ziem i naszej” 32. Je d n ak w przypadku „Z iew onii” i Berw ińskiego Bogunki na Gople odsłania się przed nam i rodzaj p araliżu literackiego: w łaśnie obezw ładnienie orygi nalności, a nie jej pobudzenie. Dlatego też praw dopodobnie był to epi zod jedynie w biografiach literackich pisarzy, któ ry m i się zajm ujem y. Żaden nie pozostał przy sw ym ortodoksyjnym niegdyś słow ianofilstw ie zbyt długo.
— 17 —
zacji stanow ią istotny frag m en t dziejów rom antycznej ludowości. I w łaś nie na p r z e c i w l e g ł y m biegunie w ażnych usiłow ań w tym za kresie postaw ić m usim y poezję Lenartow icza; z ludowością poradził on sobie zupełnie inaczej, w stęp ując raczej na drogę utorow aną przez M ickie wicza. On, który obracał się w podobnym co ziewończycy kręgu rom an tycznych przeciw staw ień uczoności i niew ym uszoności, sztuczności i oryginalności, poezji dw orskiej i poezji gm innej, w istocie stw orzył n aiw n ą poezję „nieuczoną”, co nie udało się ziewończykom . Ale osiąg nął ją innym i sposobam i — przede w szystkim oddalając się od utopii iudow o-słow ianofilskiej, porzucając ziew ończykow skie m etody trak to w an ia folkloru, w yrzekając się n a trę tn y c h i „uczonych” archaizm ów . Miał zresztą pełną świadomość w łasnej odrębności. W liście do Estkow skie- go z roku 1850, relacjo nu jąc w rażenia z nocnej przejażdżki po Gople, kpił zarów no z fan ta sty k i w odnej Słowackiego, Zaleskiego i Zm orskie- go, jak i z fantazji słow ianofilskich um ieszczonych nad Gopłem przez B erw ińskiego: „O glądałem się, czy gdzie jaka G oplana .nie tań cu je na brzegu, aibo topielice czy nie czeszą włosów złotych grzebieniem sre b r nym , i nie w idziałem nic; spojrzałem w wodę, czy tam stary ch bogów Radgościa, Biełyboga nie ujrzę, czy mi się jak a Dzedzylia nie uśm iech nie z głębi. Gdzie ta m ” 33. W szystko to dla L enartow icza było ludow o ścią nadto już „lite ra ck ą ”, a może i poezją archeologiczną.
On sam nie tw orzył w oparciu o staro żytn e czy rzekom o starożytne „poem aty słow iańskie” . Nie stanow iły one głównego układu odniesie nia dla jego poezji. O perow ał bowiem autentyczną, współczesną, dobrze m u znaną z autopsji k u ltu rą ludową. Tak się ukształtow ało jego n a j w cześniejsze dośw iadczenie życiowe: w ędrów ki z m atką i ojczym em ze wsi do wsi. O dbyw ał później z poetam i-cyganam i „narodow e piel grzy m k i” po Mazowszu, tow arzyszył O skarow i Kolbergow i w jego w y p raw ach zbierackich. Była to inna edukacja niż ta, przez k tó rą przeszli ziew ończycy: bardziej „życiow a” niż „książkow a” . Św iadczy o tym m o że najdow odniej znakom ity w iersz L enartow icza pt. O pieśniach g m in
n ych — ty tu ł nosi taki, ja k ro zp raw a folklorystyczna; w istocie — to
kunsztow nie pom yślany w ykład teorii poezji ludow ej, jej założeń este tycznych, jej zasad m oralnych, jej „w esela” i jej „żałoby” . Oczywiście w szystko p rzedstaw ione poprzez sw oistą Lenartowiczowską in terp retację pieśni gm innych — w m yśl słów:
Co ja z nimi się naszlochał, Co ja z nimi się nakochał...34
Ale tak a edukacja nie oznacza przecież b ynajm niej, że Lenartow icz był ignorantem w kw estiach litera tu ry , filozofii, historii. D latego też pisał do Estkowsikiego: „M yli się, k to mówi, że do Poezji n ie potrzelba nauki, potrzeba i w ielkiej, inaczej będą to poronione płody” 35. R ysuje
— 18 —
się rów nież różnica w teo rii k u ltu ry ludow ej m iędzy Chodakow skim a Kolbergiem , m iędzy ziew ończykam i a cyganerią w arszaw ską, m iędzy poszukiw aniem w ludzie śladów zam ierzchłej starożytności a tra k to w a niem go jako organicznej, a n a w e t podstaw ow ej części w s p ó ł c z e s n e j k u ltu ry nairodowej. P ragnąc przedstaw ić ludow ą aktyw ność p atrio tyczną, Lenartow icz sięgał nie do zam ierzchłych czasów, lecz np. do bitw y racław ickiej, k tó ra funkcjonow ała i — co najw ażniejsze — m ogła funkcjonow ać jalko a k tu a ln e potw ierdzenie zbiorow ej w iary w sponta niczny patriotyzm ludow y.
Lenartow icz nie parafrazow ał pieśni ludu, ale też nie uzupełniał rozw adniając, co stanow iło wówczas nagm inną p rak ty k ę i przeciw cze m u bronił się Siem ieński swoją teorią ścisłej parafrazy, uzasadnieniem potrzeby term inow ania w szkole ludow ego au te n ty k u . W liście do Est- kow skiego Lenartow icz przedstaw ił się jako „barb arzy ń ca”, ceniący wyżej od G rażyny „parę b a je k ” , „w iernie w y jętych z u st lu d u ”, co zaś tyczy się p arafrazy , to tak się kategorycznie w yraził: „Puszkin o brabiał szczęśliwie gm inne powieści w ierszem , ale tu o obrabianie, p rzestrajanie, nie idzie, trzeba być chłopem duszą, sercem, ciałem, bólem, to się zro zum ie” 36. Takim chłopem w poezji polskiej był w łaśnie Lenartow icz. Dlatego też m iał praw o przed staw iać B itw ę Racławicką w dedykacji dla generała Józefa W ysockiego jako „piosnkę gm inn ą” przez niego, L en ar towicza „ułożoną” .
Alle tu w łaśnie uk ryw a się głów ny problem poezji Lenartow icza, jak w ogóle większości poetów rom antycznych, pośw ięcających się poetyckiej transpozycji folkloru. Ja k bow iem „być chłopem ” skoro się albo nigdy nim nie było, albo też być się nim rad yk alnie przestało, Stając się „li te ra te m ”, to znaczy zdobyw ając w ykształcenie i m iasto? Czy m ożna przekroczyć granicę m iędzy lite ra tu rą ludow ą a lite ra tu rą w ogóle, ale tak ją przekroczyć, aby zapisać to, co lud mówi i śpiew a, z a p i s a ć p o p r o s t u i w c i e l i ć d o l i t e r a t u r y ? Czyż sam zapis nie jest już zniekształceniem — ze w zględu n a zm ianę ko n tek stu i fu n kcji tego, co w ypow iedziane bądź zaśpiew ane, a cóż dopiero, gdy dochodzi do świadom ej m odyfikacji bądź transpozycji ze w zględu choćby na w cie lenie przekazu ludow ego w obręb całości gatunkow ej pochodzącej z innej k u ltu ry niż ludow a? Tak czy ow ak pisarz, k tó ry staw ia przed sobą ta kie zadania, m a dw ie dusze i m usi um ieć się m iędzy nim i poruszać, nie m ów iąc już o tym , że te dusze przysp arzają m u w iele kłopotów , z których n ajw ażniejszy nosi im ię Zdrady.
W ybitni badacze folkloru (jak B ogatyriew , Jakobson, a zwłaszcza L ichaczow 37), zajm ujący się różnicam i m iędzy liry k ą ludow ą a liry k ą książkową, m iędzy twórczością u stn ą a twórczością pisaną, z naciskiem w ydobyli fak t nieobecności a u to ra w liry ce ludow ej, autora, k tó ry —
— 19 —
jak w iadom o — stanow i opokę liry k i, a zwłaszcza już liry k i rom antycz nej. L iryce ludow ej b ra k u je au to ra talk rzeczywistego, jak przedstaw io nego, nie m oże w ięc w niej być czasu autorskiego, nie m a „perspek tyw y czasowej w yznaczonej przez indyw idualność a u to ra ” (Lichaczow). R ysuje się zatem ab so lu tn a odrębność poetyk, widoczna już w całkow i cie odm iennym sposobie istnien ia dzieła artystycznego i dzieła lite ra tu ry lludowej. Choćby nie w iem jak tw órca rom antyczny pragnął się u toż samić z ludem i jego poezją, to już ty lk o p i s z ą c i n d y w i d u a l - n i e swój utw ór w zorow any na folklorze dopuszczał się zdrady — i sa m ym pisaniem i zaznaczaniem choćby tylk o przez to swej in d yw idu al ności. Znakiem ow ej fu n dam en taln ej nietożsam ości staw ała się koniecz ność p r z e k ł a d u z jednego system u (ludowego) na inny (lite racki). Podobnie rzeczy p rzedstaw iają się wówczas, gdy m am y do czy n ien ia z tzw. n a rra c ją ludow ą w prozie literack iej; i tu ta j rów nież musi nastąpić w y m i a n a s y s t e m ó w , jakkolw iek tw órca może sobie w y obrażać, że pozostaje jed y nie w obrębie system u ludowego i n aw et obstaw ać z dużą zaciekłością przy takiej fałszyw ej świadomości. N ie stety, w królestw ie lite ra tu ry — tak jak i gdzie indziej — je st tak, że wolność w ym aga praw , a są to praw a system ów .
Rysow ały się n a tu ra ln ie rozm aite możliwości rozstrzygnięcia jed n e go z najw iększych dy lem ató w arty sty czn y ch od chwili, gdy lite ra tu ra europejska zaczęła ta k potężnym fro n tem w cielać w siebie lite ra tu rę ludową, gdy uśw iadom iła sobie dw uznaczność sta tu su „literackiego poety ludow ego” : u k ry w an ie nieusuw alnego przecież dy stan su i pozorow anie tożsam ości; św iadom a g ra a rty sty czn a dystansem , trak tow an ym jako p ro blem literack i (nie ideologiczny) — tak postępow ał M ickiewicz; w resz cie — prób y odszukania rów now agi m iędzy przekazem ludow ym a w łas nym , w pełni ind y w idu aln ie nacechow anym głosem .poety, co w łaśnie Lenartow iczow i udało się osiągnąć w kilku w ierszach-arcydziełach li ryki rom antyczno-ludow ej (jak np. Z lo ty kubek). Sposoby kreow ania au to ra w liryce ludow ej L enartow icza zd radzają wszelkie jego usiłow a nia w tym względzie: w ahania m iędzy ścisłą przylegalnością do lu d o wego pierw ow zoru a zachow aniem literackiego, to jest z istoty swej nieludow ego ch arak teru . Ma to być najczęściej w ujęciu Lenartow icza au to r jäk najbardziej ludow y (pastuszek, gęślarz, grajek w ędrow ny, p ro sty M azurzy na itp.), ale zarazem — gdy przyłożym y tu norm y poezji ludow ej — nie m oże to być a u to r ludow y, gdyż jest w yraźnie obecny, kreow any.
Używ ane i — zresztą n ad u żyw an e — przez L enartow icza (a później zwłaszcza przez jego epigonkę — Konopnicką) procedury poezji emo- cjonalistycznej, nastaw ionej na nadawcę, inty m nej, piosenkow o-serdecz- nej m iały stanow ić w łaśnie odpow iednik ludow ej twórczości, pojm ow
a-— 20 —
nej przez rom antyków jako w najw yższym stopniu uczuciowa, szczera, z serca i duszy płynąca. Rzecz ciekaw a: przy jęta z silnym przekonaniem aprioryczna id ea ludu przesłaniała rom antykom fakt, że twórczość lu dow a należy d o najb ardziej w św iecie sform alizow anych. M nóstwo w łas nych w ierszy Lenartow icz określał jako „piosnki”, „śpiew ki”, z upodo baniem jeszcze p rzy d ając im ep ite ty tak ie jak „uboga” , „skrom na” , „sieroca”. Św iadom ie przyjm ow ał na siebie rotlę lirn ik a m azowieckiego (znam ienne przecież, że n ie lim ika-iprofety w rodzaju W ernyhory). Pod ty tu ł „piosnka”, w prow adzony do w iersza N iem cew icz, Słow acki, Szopen, w skazuje n a to, jak swoją opowieść o tw órcach k u ltu ry Lenartow icz usiłuje odegrać n a lirze m azow ieckiej, w tłoczyć w schem at piosenkowy, lam en t po ich śm ierci ustylizow ać n a w ypow iedź ludow ą („Oj, zakukały trz y zazuleńki w gaiku, Oj p osm utniały trz y sreb rne gw iazdki w s tru m yku...”), przy czym Chopin został przedstaw iony jako „grajek, co ślicznie gryw ał dla lu d zi”. T utaj stylizacja n a p ry m ity w przekształcała się po prostu w prym ityw izm .
Przecież m ożna m ówić o niezaprzeczonym sukcesie arty sty czn y m w ie lu w ierszy Lenartow icza. T ajem nica pow odzenia tkw i, jak się w ydaje, w fakcie, że liczne jego u tw ory tra fia ją w a u ten ty czn y ton poezji lu dowej, a jednocześnie d a je się w nich słyszeć w łasny głos a rty s ty :
Gdzie ta chatka mchem obrosła, Co mnie w ychowała?
Gdzie jabłonka ta wyniosła, Co w ogrodzie stała? Gdzie to źródło żywej wody, Spod żiemi bijące?
Gdzie te m yśli dziewki młodej Jak kwiatki na łące?
Chata w gruzy obalona, Źródła — bić przestały,
Jabłoń — w próchno zamieniona: Jedne łzy zostały.38
W skutek drobnych przesunięć stylistycznych sk arga kobiety staje się skargą a rty sty . M iał rację Norwid, kiedy — p rzyw iązując d u że znacze nie do ukształtow ania w polszczyźnie „języka płci” — zasługę L enar towicza tak określał: jem u „się w ydaje, że przede w szystkim ludow y język o d tw arza”, a on „żeńską w łaściw ie stro n ę onego odnalazł” 39. Nie m ogłoby się to przecież dokonać bez pom ocy kobiecej liry k i ludow ej.
Lenartow icz po trafił narzucić swej poezji i jej odbiorcom spojrzenie dziecka i ludu, dzieckaj ludu. W ielu rom antyków się o to ubiegało, ale żaden — poza Lenartow iczem — nie dostąpił łaski tw órczości a rty sty c z nej — t w ó r c z o ś c i , n i e i m i t a c j i — w duchu praw dziw ie gm in
— 21 —
nym . W łasną m owę a rty s ty Lenartow icz najczęściej osadza w krainie toposów ipoezji pastoralnej i idyllicznej. Te toposy z w ielką biegłością poeta dek o ru je realiam i m azow ieckim i. P rzy czym oczyw ista była dla niego zbieżność poezji p asto raln ej i poezji m azow ieckiej — podm iot tej pierw szej to skrom ny pasterz kóz, k tó rem u w ystarczała do życia źród lan a w oda z jagódkam i, drugiej — ubogi chłop m azow iecki, przepełniony łagodnym sm utkiem w yrzeczenia i św iętej prostoty. A le jed nak ubóstw o m azow ieckie jaw iło się jako zbyt autenty czne, przym usow e i n ad m ier n ie nacechow ane klasowo, żeby mogło zmieścić się bez reszty w obrębie idylli p astoraln ej. A poza tym ojczyzna poety pozostaw ała w niew oli. Toteż Lenartow icz w prow adza albo „idyllę zranion ą” albo też idyllę 'podbarw ioną gorzką ironią, idyllę zap rzeczo n ą40. To ton najciekaw szy w jego poezji. K azim ierz Brodziński spraw ow ał idylliczny p a tro n a t za rów no n a d E. W asilew skim ja!k n ad Lenartow iczem . Istn ieje jednak różnica pom iędzy poczciwym i bohateram i „sielanki krak o w sk iej” (takim podtytu łem opatrzył Brodziński W iesława), hożym i K rakow iaczkam i W a silew skiego („Mam ja w łasną chatę, m am ja zagon żyzny, Żw aw y ze ■mnie chłopak, broniłem ojczyzny”) a nadzw yczajnie ubogim i M azuram i L enartow icza. Tę różnicę w arto mieć n a oku, k iedy się ogląda powolny i łagodny bieg stru m ien ia idyliizm u w lite ra tu rz e polskiej.
R om antyczna dwoistość, o k tó rej b yła m ow a, po dośw iadczeniach pozytyw izm u i natu ralizm u, w ydobyw ających okropność chłopskiej nędzy, po ek sp erym en tach aw angardy, zwłaszcza w zakresie języka ludow o-lu- dycznego, po braw u ro w y m a ta k u P eip era n a ruralizm rom antyczny i m łodopolski, m usiała doznać w naszej lite ra tu rz e uderzającego p rze kształcenia. Ale przecież nie aż tak daleko posuniętego, żeby nie można było rozpoznać — p rzy najm niej w jednym w ypadku — rysów rom an tycznego prototypu. Spojrzenie na wieś jako św iat, spojrzenie balladow e T adeusza N ow aka u jaw n ia swoją prow eniencję rom antyczną. P astoral- n o -ark ad yjski zespół w yobrażeń sym bolicznych, w k tórym g óruje Wieś jako Sad, Ogród, połączył się z tym w szystkim , co w życiu by w a k rw a we i gw ałtow ne. Nie je st to u nas zupełna nowość: w szak i w K rólu-
-D uchu sielanka pasterzy sąsiaduje z krw aw ą frenezją wojowników,
i Lenartow icz tw orzył idyllę zaprzeczoną goryczą i zapraw ioną ironią. Ale n a antypodach N ow aka zn ajduje się dziś E dw ard Redliński jako przew rotny a u to r K onopielki. Choćby n ie w iem jak w yp ierał się rodo wodów literackich, m usi je posiadać, gdyż posługuje się jako pisarz ję zykiem literackim , n ie ludow ym , to znaczy — pow iedzm y jeszcze in a czej — językiem ludow ym p r z e ł o ż o n y m n a język 'literacki. Ale zarazem z wielką chytrością Redliński k orzysta z zasobów swojej duszy chłopskiej. Nie jest o n ani po prosty an tyrom antyczny, ani po prostu rom antyczny. W głębokiej tkance jego prozy tkw i cały nasz wiekow y
— 22 —
dy lem at ludu — zarów no w ujęciu rom antycznym (od ludu płynie św iat ło i to on m a oświecić inteligencję), jak i (pozytywistycznym (lud j e s t
ciemny, trzeba go oświecić i uczyni to w łaśnie inteligencja), zarów no w ipostaci idei zachow ania lu d u w całej jego nieskażonej czystości i p raw dzie, jak i w postaci kontridei — gruntow nej przem iany ludu przez wciągnięcie go w orbitę przekształceń cyw ilizacyjnych, k tó re uczynią zeń wreszcie w arstw ę podobną do w szystkich innych, niczym się nie w y różniającą w żadnym s e n s ie 41, Redliński w ziął po rom antykach i sło wian oi iłach A rkadię chłopską, a po pozytyw istach i n atu ra lista c h dodał jej in fern a ciem noty i nędzy. Nauczył się od ludu i z pam iętników chłopów inw encji językow ej (np. ostatnio w ydane przez Kudów, rew e lacyjne L isty em igrantów z B razylii i Stanów Zjednoczonych ujaw n iają niezm iernie w yraziście ten m echanizm inw encji językow ej, a także o r tograficznej, któ rego ogólne zasady oddaje tak m istrzow sko w Kono-
pielce), ale przysw oił rów nież aw angardow ą, zwłaszcza fu tu ry sty czn ą grę
językiem , n ie w spom inając już o naukach pobieranych w szkole G om bro wicza. Przekpiw szy i „aw angardyzm ” i „trad ycjon alizm ”, przestaw iw szy znaki wartości, gdyż to co postępow e okazuje się jakby zacofaniem , a to co zacofane — niby postępow ym , i w ogóle narobiw szy bałaganu wśród pojęć, odczuć i postępków trak tow an ych jako jasne i jednoznaczne, R ed liński przedstaw ił swoją rekap itu lację „kw estii chłopskiej” w Polsce w sposobie zupełnie dotychczas nieznanym , dając naszej litera tu rz e ta ki „obraz chłopa” i „obraz człow ieka”, jakiego dotychczas nie miała. Obraz pełen zam ętu i męki, liryczno-groteskow ej dwuznaczności, która byłaby nie do pom yślenia i nie do zrozum ienia poza rom antycznym m i tem ludu i poza aw angardow ym jego zaprzeczeniem , zm ieszanym i w jed ną cierpką miszkuilancję. G óruje tu jednak — w m oim przekonaniu — chłop pojęty jako pierw otny człow iek rom antyczny, a jego przeobrażenie przez szaloną miłość m a rów nież sw oją rom antyczną genealogię.
K ry ty k a francuska, naw iązując do ty tu łu arcydzieła I. Bergm ana, nazw ała fiilim W esele „polskim i krzykam i i szeptam i” . W ten sposób skw itow ała ten system k u ltu ry , w którym to, co ludow e stanow iło i sta nowi nieodzow ny a try b u t tego, co poilskie.
P r z y p i s y
1 W. Gombrowicz, Roztopiony w ludzie („Młodość Jasia Kunefała”, Hoesick
1938), „Kurier Poranny” 1937, nr 327, przedruk w jego książce: Varia, Paryż 1973,
s. 144.
2 T. Peiper, Nowa polskość polskiej sztuki. Przeciw ko stanowisku Żeromskiego
w „Snobizmie i postępie”, przedruk w jego książce: Tędy. Nowe usta, Kraków 1972,
— 23 —
3 Przedruk w: Linia i gwar. Szkice. Kraków 1959, t. 1, s. 17-20. 4 T. Peiper, Nowa polskość..., s. 265.
5 T. Peiper, Nowe usta, przedruk w: Tędy. Nowe usta, s. 334.
e T. Burek, Wstęp. Sztandar futu ryzm u na chłopskim wąkopie albo o poezji
Stanisława Młodożeńca w: S. Młodożeniec, U tw ory poetyckie. Zebrał, opracował,
w stępem i przypisami opatrzył T. Burek, Warszawa 1973, s. 29.
7 Por. H. Moser, Sage und Märchen in der deutschen Romantik, w pracy zbio
rowej : Die deutsche Romantik. Poetik, Formen und Motive. Herausgegeben von
II. Steffen, Göttingen 1967, s. 255 - 259.
8 Por. S. Pigoń, Do źródeł „D zia dów” kowieńsko-wileńskich. Wilno 1930 s. 59 - 71. 9 A. Mickiewicz, Dzieła. Warszawa 1955, t. 3, s. 11 - 12.
10 Zorian Dołęga Chodakowski, O Sławiańszczyźnie przed chrześcijaństwem.
W jego książce: O Sławiańszczyźnie przed chrześcijaństwem oraz inne pisma i listy. Opracował i wstępem opatrzył J. Maślanka. Warszawa 1967, s. 19.
11 Tamże, s. 22.
12 M. Grabowski, O pieśniach ukraińskich. W jego książce: Literatura i k r y ty k a . Wilno 1837, t. 1, s. 95. (Podkr. autora).
13 Por. W. Emrich, Begriff und Symbolik der „Urgeschichte” in der ro man
tischen Dichtung. W jego książce: Protest und Verheissung. Studien zur klassischen und modernen Dbchtung. Frankfurt am Main 1963, s. 26.
14 M. Grabowski do E. Ziemięckiej. 1 VIII 1842. Cyt. wg: M. Grabowski, K o
respondencja literacka. Wilno 1843, cz. 1, t. II, s. 217.
15 Por. H. Moser, Sage und Märchen,.., s. 254 - 255.
18 M. Mochnacki, O duchu i źródłach poezji w Polszczę w: Pisma po raz pier
w s zy edycją książkową objęte. Wydał i przedmową poprzedził A. Śliwiński. Lwów
1910, s. 15 - 16. 17 Tamże, s. 13.
18 G. Cocchiara, Dzieje folk lo rystyki w Europie. Przełożył W. Jekiel. Warsza wa 1971, s. 123.
19 Określenie J. Chaix-Ruy. Cyt. wg: S. Krzemień-Ojak, Vico. Warszawa 1971, s. 88.
20 C. G. Jung, Psychologia i poezja. Przełożył A. Kijowski. „Poezja” 1967
nr 3, s. 33, 37 i 39.
21 Zorian Dołęga Chodakowski do I. Kulczyckiego. 13 V I 1817. Cyt. wg wyd.
O Sławiańszczyźnie przed chrześcijaństwem..., s. 174.
22 Tamże, s. 102. Jest to fragment przekładu z rosyjskiego Projektu naukowej
podróży po Rosji w celu objaśnienia starożytnych dziejów Sławian z 1820 r.
23 Królo dworski rękopis. Zbiór staroczeskich bohatyrskich i lirycznych śpie w ów nalezionych i w ydanych przez W. Hankę, a z czeskiego na polskie przez L. Sicm ieńskiego przełożonych. Kraków 1836, s. VII.
24 Tamże, s. XIII - XIV.
25 Tamże, s. XIV, 5, 83.
29 K. W. Wójcicki, O pieśniach polskiego ludu. ,,Ziewonia”, Lwów 1834, s. 112, 114. 27 Królodworski rękopis, s. IX.
28 J. I. Kraszewski, Podania gminu. W jego zbiorze: Studia literackie. W il no 1842, s. 95, 97-98.
29 List L. Siem ieńskiego do S. Goszczyńskiego prawdopodobnie z 13 VI 1839. Rkps w posiadaniu Biblioteki Narodowej, sygn. 2958. Cyt. wg: M. Janion, Lucjan
— 24 —
80 Tę kw estię omawiam szerzej w rozprawie Kozacy i górale w wyd. zbiór.
Z d zie jów stosunków literackich polsko-ukraińskich, Wrocław 1974.
31 K. Irzykowski, Włażą w sw oje korzenie! W jego książce: C zyn i słowo.
Glossy sceptyka. Lwów 1913, s. 189 - 198.
32 Tak go nazwał w roku 1832 Wacław z Oleska. Cyt. wg: R. Górski Lw ow skie
w wyd. zbiór. Dzieje folklorystyki polskiej. Epoka przedkolbergowska. Pod red.
H. Kapełuś i J. Krzyżanowskiego. Wrocław 1970, s. 337.
83 B. Erzepki, Listy Teofila Lenartowicza do Ewarysta Estkowskiego (1850 - 1856). Poznań 1922, s. 10. List z 30 V 1850.
34 T. Lenartowicz, O pieśniach gminnych. W tomie: Poezje. Wybór. Wybrał i opracował J. Nowakowski. Warszawa 1968, s. 426.
35 B. Erzepki, Listy Teofila Lenartowicza do Ewarysta Estkowskiego..., s. 55. List z 18 I 1853.
39 Tamże, s. 80. List z 5 Vlil 1854.
37 Por. takie prace znane z przekładów na polski, jak: P. G. Bogatyriew,
R. Jakobson, Folklor jako specyficzna forma twórczości, przeł. A. Bereza, „Lite ratura Ludowa” 1973 nr 3 (XVII) oraz D. S. Lichaczow, Czas estetyczny w fol
klorze, przeł. H. Walińska, „Literatura Ludowa” 1972 nr 2 (XVI).
38 T. Lenartowicz, Łzy, Poezje, s. 310.
39 C. K. Norwid, O Juliuszu S łowackim w sześciu publicznych posiedzeniach
w: Pisma w szystkie. Zebrał, tekst ustalił, w stępem i uwagami krytycznymi opa trzył J. W. Gomulicki. Warszawa 1971, t. 6, S. 459.
40 Por. szerzej na ten temat w mojej rozprawie pt. Wiersze sieroce Lenarto
wicza. „Pamiętnik Literacki” 1972, z. 4.
41 Por. zapis dyskusji o Konopielce pt. Zacofanna, to dobrze czy kiepsko. „Kon trasty” 1974, nr 7 (71).