• Nie Znaleziono Wyników

Opiekun Dziatwy 1928.05.17, R. 1 [i.e. 2], nr 20

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Opiekun Dziatwy 1928.05.17, R. 1 [i.e. 2], nr 20"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

■Ms 20 Czwartek, dnia 11 maja 1928 r. Rok I

Śpiewaj,

O śpiewaj, dziecino, Piosenkę o wiośnie.

Gdy chwile twe plynq, Wesoło — radośnie.

W ogrodzie, na łące Gdzie rzucisz spojrzenie, Masz kwiaty pachnące, Masz słońca promienie!

Świat piękny uroczy, Barw tyle i woni...

Nic serce nie uroczy, Więc piosnka niech dzwoni.

Oj, śpiewaj kochanie, Z ptaszkami w zawody.

Co piersi ci stanie...

Boś szczęśliw, boś młody!

bo wiosna.

Niech echo rozniesie Głos piersi twej, dziecię, Po górach, po lesie:

Hej, wiosna — hej życie.

I pola i drzewa, , I strumyk i kwiatek, I ptaszek co śpiewa,

To rozkosz dla dziatek- Na niebios błękicie

Wieczorem i nocą, Dla ciebie me dziecię, Gwiazdeczki migocą.

Więc śpiewaj, dziecino.

Czy wieczór, czy zrana, Twe pieśni popłyną W błękity do Pana!

J a s kołki.

Gdy na wiosnę wróciły jaskółki i znowu na poddaszu pe­

wnego wieśniaka zajęły swe dawne gniazdo, on rzekł do swoich dzieci„Dajciesz pokój tym dobrym ptaszkom ! Kto jaskółki wygania, ten szczęście od swego domu odpędza. Oto nasz są ­ siad zepsuł gniazdo jaskółkom i zdeptał ich jaja; ale też odtąd coraz bardziej w gospodarstwie podupada".

„Jak to być może?" zapytał mały Wacławek.

Ojciec mu odpowiedział: „Nasz sąsiad wzgardził pobożnym

swych ojców obyczajem. Jego przodkowie nie uważali jaskółek

za szkodliwe, owszem pielęgnowali je starannie, bo te wesołe

ptaszęta zaraz na świtaniu do pracy ich budziły. Lecz sąsiad,

równie dla ludzi i dla zwierząt przykry, siadywał do północy w

gościńcu, a potem lubił w porannych zasypiać godzinach. Po-

(2)

- 78

nieważ zaś jaskółki swojem szczebiotaniem sen mu przerywały, więc bez miłosierdzia zrzucił icn gniazdo. Tym sposobem ów twardy i leniwy człowiek, odpędzając jaskółki, wygnał zarazem szczęście i błogosławieństwo ze swego domu“.

Pozwól jaskółce, niech domek wystawi;

Taką uczynność Pan Bóg błogosławi.

O wole.

Janek i Piotruś spotkak się na łące, gdzie pasł się wół i koń.

~ Patrz Piotrusiu, — rzekł Janek — co się wołowi stać mogło, że taki smutny i głowę opuścił?

— Taka już jego postawa, — odrzekł Piotruś — koń ma szyję dłuższą, więc nosi głowę śmiało.

— O tak, koń piękniejszy niż wól, — dodał zaraz Janek.

— Jakie ma ładne sterczące uszy, jak niemi strzyże, gdy usłyszy hałas, jak wesoło rży, gdy się cieszy.

Uszy wołu nie są coprawda sterczące, ale słyszy niemi do­

skonale, a obok uszu ma rogi, nie dla ozdoby, lecz dla obrony.

Ryk wołu głośniejszy i dalej się rozchodzi od rżenia konia.

— Mnie jednak koń lepiej się podoba. Spójrz, jaką ma piękną grzywę, jaki długi ogon, jaką lśniącą sierść, jakie kopyta.

— Wół nie ma kopyt, ale racice służą mu również dobrze.

Ogon jego nie tak piękny jak konia, lecz opędza się nim do­

skonale od much. A chociaż sierść jego nie taka gładka, lecz wołowa skóra lepsza na obuwie niż końska.

— Ale widzisz, Piotrusiu, — twierdził Janek — jeżeli kto chce jechać daleko, w świat, to zaprzęga rączego konia, nie je­

ździ na wole.

— Bo koń szybszy jest w biegu, mając dłuższe nogi, ale wól za to ciągnie wozy, nie męcząc się tak jak koń.

Gdy tak chłopcy rozprawiali, zbliżył się do. nich wieśniak i rzekł: „Mnie oba te zwierzęta poczciwie służą, oba są mi miłe, żadnego nie pozwolę skizywdzić obmową'*.

Podzięka Przyjacielowi.

Choć jestem mały, jednak dobrze czuję, Że po Rodzicach Tobie, Przyjacielu drogi, Ponieważ światło niesiesz w nasze progi, Winienem wdzięczność. To też Cię szanuję I kocham szczerze za te mądre rady,

błowa nauki i piękne przykłady:

Cnotę do serca, rozum lejesz w głowy, Za tom Ci wiecznie wdzięcznym być gotowy.

Lecz dobrze czuję, że nad moje siły Odpłacić Twoje trudy i starania;

Do Boga tylko wznoszę me błagania,

By Cię pomyślność i szczęście wieńczyły.

(3)

- 79 -

Dwa buty i dwa talary.

Pewien figlarny uczeń poszedł wieczorem z nauczycielem na przechadzkę. Niebawem zobaczył koło drogi parę butów, błotem zawalanych i domyślił się zaraz, że one należały do ubo­

giego człowieka, pracującego na przyległej roli.

Młodzieńcowi błysnęła myśl płocha, zwrócił aię więc do nauczyciela z temi słowy:

— Panie, ja temu człowiekowi spłatam figla! Schowam mu buty i skryję się za poblizkim krzakiem, aby mógł widzieć potem, co będzie, gdy nie znajdzie swoich butów?...

— Na to nie zezwolę żadną miarą, — odparł nauczyciel,

— wiedz bowiem, żeśmy nigdy nie powinni bawić się kosztem biednych ludzi. Masz pieniądze, a więc jesteś w stanie zrobić daleko piękniejszą przyjemność, i sobie i biednemu człowiekowi.

Wrzuć zatem do każdego buta po talarze, a potem się ukryjemy...

Młodzieniec uczynił podług tej rady, poczem schowali się za krzakiem, z poza którego mogli dokładnie widzieć człowieka pracującego.

W krótkim czasie skończył swoją pracę i szedł miedzą do tego miejsca, na którem zostawił siermięgę i buty.

Wdziawszy siermięgę, wsunął następnie nogę do buta. Zdjął go natychmiast, albowiem uczuł w nim coś twardego. Potrzą­

snął z ciekawości i z buta wypadł talar. Zadziwił i zastanowił się bie aczysko i nie wiedział co to ma znaczyć. Oglądał talar obrócił go na drugą stronę, oglądał znowu, a potem patrzył na wszystkie str my, ale nie spostrzegł nikogo. Niebawem schował talar do kieszeni, chciał wdziać but drugi, ale jakże się zadziwił, gdy i w nim znalazł także talara. Osłupiały na ten widok, upadł na kolana, oczy zwrócił ku niebu i zalewając się gorące- mi łzami, zaczął się modlić w te słowa:

— O Panie, Ojcze mój najłaskawszy, wiedziałeś, że dzieci moje nie mają chleba, że dzisiaj o głodzie miały pójść na spo­

czynek, Zesłałeś mi te pieniądze przez jakiegoś dobroczyńcę, żebym je nakarmił i pocieszył w niedoli strasznej. Boże, lito­

ściwy Ojcze, pobłogosław tę rękę, która mi przyniosła pomoc w tej bolesnej chwili!...

Młodzian od wzruszenia nie mógł wymówić ani słowa, tylko łzy kroplami staczały mu się po licach.

— Cóż, — rzeknie nauczyciel, — nie jesteś teraz więcej ucieszony, niżbyś był w owej chwili, gdybyś był wypłatał figla biednemu człowiekowi?

— Och, panie nauczycielu! — odrzekł uczeń, — dałeś mi

naukę, której nigdy nie zapomnę. Czujęcałą duszą prawdziwość

tego zdania: „Szczęśliwszy ten, który daje, niż ten, który bierze“.

(4)

- 80 - LKJIHGFEDCBA

X L i ś c i k i K

^c3c>c>c>c * □ ąc >c>c^c>-c^

W ą b rz e ź n o , d n ia 10. V . 192 . r.

K . O ! P o n iew aż w d o d atk u G ło ­ su W ąb rzesk ieg o w id zę co raz w ięcej liścik ó w , w ięc i ja ch ętn ie się z a b ra ­ łem , ażeb y też n ap isać. M y ju ż o d sam eg o p o czątk u ab o nu jem y G łcs W ąb rzesk i. M am ju ż U lat. O b ec­

n ie jestem u czn iem k lasy sió d m ej szk o ły p o w szechn ej m ęsk iej. W y ch o ­ w aw cą n aszej k lasy jest p an n au ­ czy ciel Ł u g iew icz. D o b rze z n im się p o w o d zi. N au k i religji u czy n as w ieleb n y k s. M ó w ińsk i i to cztery ra z y w ty g o d n iu . T eraz k o ń czę m ój liścik i serd eczn ie p o zd raw iam k o ­ ch an ego O p in k u n a.

Z w ielk im szacu n k iem Jó zef G an tk o w sk i

W ą b rz e ź n o , 10. V . 28 r K . O - N ajp ierw serd eczn ie k o ­ ch an eg o O p iek un a p rz e p ra sz am , że d o p iero d ziś d o N ieg o p iszę. C h cia- łam ju ż d aw n o liścik n ap isać i p o ­ d zięk o w ać k o ch anem u O p iek u no w i za tą k siążk ę. D o p raw d y n ie sp o ­ d ziew ałam się tak iej n ag ro d y i b a r­

d zo jestem k o ch. O p iek un o w i za n ią w d zięczn a. K siążk ę z b ajk am i ju ż p rzeczy tałam i b ard zo m i s.’ę p o d o ­ b ała. N ajw ięcej p o d o b ała m i się b aśń „O b o h atersk im T k a c z u ' i o

„d u ch ach co g ra ły w p iłk ę n o żn ą.“

R o zw iązałam tak że III zag ad k ę, a I i II n ie m o g łam . Je ste m ciek a ­ w a, co o n e zn aczą;

Z asy łam serd eczn e p o zd ro w ien ia d la k o ch an eg o O p iek u n a-

Ire n a K rajew sk a.

Z a liścik i p o zd ro w ien ia d zięk u ję.

N ie p o w in n aś s :ę zan ied b y w ać w p isan iu d o m n ie listó w . C zy k siąż ­ k ę m asz staran n ie p rzech o w an ą?

C o o zn aczają zag ad k i d o w iesz się n ieb aw em . D o p isania liścik ó w d o m n ie p o w in n aś n ak ło n ić S w o je p rzy jació łk i P o zd raw iam cię —

O p iek u n.

W ą b rz e ź n o , d n ia 10. V . 28 r.

K . O . G d y u jrzałem m ó j liścik u m ieszczo n y w „O p iek u n ię D ziatw y ', b y ł. m z teg o zad o w o lo n y , że p o d liścik iem u jrzałem d o p isan y ch k ilk a słów , w ięc zab rałem się teraz a ż e­

b y n ap isać d ru g i liścik , żeb y się tez sp o d o b ał k o ch an em u O p iek u n o w i.

M y ab o n u jem y g a z e tę „G ło s W ą­

b rzesk i" o d zało żen ia. K o ń czę m ó j liścik , p o zd raw iam serdeczn ie k o ­ ch an ego O p iek u n a, że m i czas p o ­ zw o lił n ap isać d ru g i liścik .

Z p o w ażan iem F elik s Q an tk ow sk i.

C iesze się z teg o , że b ęd ziesz p i­

sa ł d o m n ie liścik i. R o d zice T w o i są ab o n en tam i „G ło su ', a T w o i k re­

w n i ? Je że li go n ie ab o n u ją, p o w i­

n ien eś p o p ro sić, ab y zaab o n o w ali.

P ro szę p isać n a d ru g i raz w ięcej.

B ąd ź z d ró w! R ó w n o cześn ie p o zd ró w T w o ich k o ch an y ch R o d z ic ó w

O p iek u n .

C zap le, d n ia 17. V . 28 r.

N iech b ęd zie p o ch w alo n y Jezu s C h ry stu s !

K . O . O śm ielam się n ap isać list d o K . O . p o raź szó sty . B ard zo się u cieszy łem , g d y zo b aczy łem m ó j list w y d ru k o w an y i d zięk u je se rd e ­ czn ie k o ch . O p ieku n o w i. C h ciałb y m jeszcze, żeb y O p iek u n ten list w y ­ d ru k o w ał, b o ju ż w y stenę ze szk o ­ ły 20 lip ca teg o ro k u , to ju ż d u żo n ie b ęd ę p isy w ał listó w , ch y b a g d y ­ b y m i O p iek u n p o zw o lił p isać jeszcze.

O b ch ó d 3 -g o m a ja m ieliśm y ład n y , p o szliśm y d o k o ścio ła z o rk iestrą, p o n ab o żeń stw ie w y szliśm y tro ch ę p o d L isew o i zp o w ro tem n a łąk ę. T am zaśp iew aliśm y „B o że co ś P o lsk ę"

i trzy k ro tn ie k rzy k n ęliśm y „N iech źy je n ajd ro ższa R zeczp o sp o lita P o l­

sk a i w ted y d o d o m u i tak sp ęd zi­

łem d zień 3 -g o m aja.

Z ag ad k i z n r. 18 ro zw iązałem ty l­

k o jed n ą i to d ru g ą, b o n ie m o g łem w ięcej ro zw iązać, b o n ie m am d u żo czasu .

K o ń czę m ó j list p o zd raw iam O p ie­

k u n a i ty ch , k tó rzy g o czy tają.

Z p o w ażan iem Jó zef S zw iec.

D o „O p iek u n a" m o żesz p isać, ch o ć w y jd ziesz ze szk o ły . U cz się w y ­ trw ale w sw y m o jczy sty m języ k u .

„W n au ce T w a p rzy szło ść"! Je s­

tem b ard zo ciek aw y czem b ęd ziesz ja k w y jd ziesz ze szk o ły ? Z a co się b ęd ziesz u czy ł? D o n ieś O p iek u n o ­ w i o tem d o b rze? P o zd raw ia C ię

O p iek u n .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Naturalnie będziecie czytały Opiekuna, a Rodzice Wasi „Głos Wąbrzeski“ Dlatego należy poprosić twoich Rodziców, aby zapisali sobie „Głos Wąbrze- ski“ bowiem miesiąc

W gadaninie tej prawdy nie było, bo Mikołaj choć się miał dostatnio, nie wynosił się z tego, ale był uprzejmy dla każdego,. Posiadał nasz Mikołaj jeszcze jeden wielkiej

Zsunę się otworem ns strych, okien schodów pierwszego piętra dotyka grubymi konaramj dzika gruszka, po niej dostanę się na ziemię, a później pośmigam do

Pobiegła natychmiast do syna, by go uspokoić, lecz Wojtuś blady stał już przy oknie za firanką i pa ­ trzył w długie, czarne działo, plujące zniszczeniem ze swej

sać liścik d) Kochanego Opiekuna Ucieszyłam się bardzo, gdy zobaczy­. łam mój liścik w

Bardzo bym się cieszyła dostać książeczkę od kochanego Opiekuna?.

— O i bardzo, Dzieci kochane, ale Wy to przecież wiecie Niewszystkie może macie talent do śpiewu, to też podzielimy się na głupki: śpiewajcie i słuchajcie, a napewno obie, bez

Gdy wielki święty Franciszek Ksawery w uroczystość Wniebowzięcia Matki Boskiej w roku 1549 jako pierwszy misjonarz wylądował w Japonji, oddał w uroczysty sposób cały ten kraj