• Nie Znaleziono Wyników

Angola : notatki z podróży po Afryce. T. 1

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Angola : notatki z podróży po Afryce. T. 1"

Copied!
106
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)

I

TOM I.

BIBLJOTEKA PODRÓ?Y EGZOTYCZNYCH

?======::aVII ..:::::::=======::::;

JERZY CHMIELEWSKI

A GOLA

N OT A T K I Z P O D R6 :2: y pO ? F R Y C E

z PRZEDMOW>\ JANUSZA MAKARCZYKA

WARSZAWA - 1929

PREMJUM DLA PRENUMERATORÓW .. ?W lATA"

(4)
(5)

ANGOLA

(6)
(7)

BIBLJOTEKA PODRÓ?Y EGZOTYCZNYCH

JERZY CI-IMIELEWSKI

ANGOLA

NOTATKI Z PODRÓ2Y PO AFRYCE

Z PRZEDMOW? JANUSZA MAKARCZYICA

TOM I

P RE 1\1 J U:\I D L A P R E N U M E R A T ORÓW "? WI ATA"

(8)

DRUKARNIA ZAKLAD6w WYDAWNICZYCH

M. ARCT, SP. AKC. W WARSZAWIE,

CZIRNIAltoWSlCA 225

002883

(9)

PRZEDlVIOWA

My?li kolonjalne nie sta?y si? jeszcze popu-

larnem has?em w Polsce; ?adne z ugrupowa? nie

wypisa?o ich na swoim sztandarze. Zbyt wiele

by?o, przez - z punktu widzenia historji czaso-

kres nader krótki - dziesi?? lat - spraw ak-

tualnych do uregulowania, aby si? zajmowa?

dalsz? przysz?o?ci?. Tylko w nik?ej grupie ludzi,

sk?adaj?cej si? ze szczup?ej garstki teoretyków

i szerszego sprzysi??enia polskich eonquistado-

rów, umys?ów niespokojnych, tym cudownym

twórczym niepokojem, powiedziano sobie od za-

rania naszego bytu pa?stwowego:

- Polska musi prowadzi? polityk? kolonlal-

n?, wyra?nie kolonialn? - nie emigracyjn?!

Jeste?my narodem, z którego pewien procent

obywateli opuszcza ojczyzn?. Fakt ten w naszem

spo?ecze?stwie przyj?? musimy jako zjawisko

normalne, mo?na tylko i nale?y opanowa? ten

ruch i pchn?? go we w?a?ciwe ?o?ysko.

Cz?sto s?yszymy narzekania, ?e pewien kon-

tyngent ludno?ci wyje?d?a, mówi si?, ?e emigra-

cja jest z?em, czasem z?em koniecznem, w ka?-

(10)

dym razie z?em. Jest to rozumowanie b??dne;

emigracja dobrze pokierowana i zu?yta przyno-

si wielkie korzy?ci macierzy, zdobywa nowe ryn-

ki dla krajowego przemys?u, zdobywa nowe te-

reny, mo?e budowa? kolonje.

\V latach przedwojennych emigracja polska

nie mog?a by? nietylko kierowana, a tem bar-

dziej wyzyskana dla celów kolonjalnych. Kilku

ideowców, bez egzekutywy, nie zdo?a?o zrobi?

wiele, to te? tem bardziej fakt, ?e emigracja bez

opieki pa?stwowej, id?ca bez komendy, bez pla-

nu, potrafi?a wytworzy?, w niezwykle trudnych

'warunkach, takie cuda jak kolonje polskie

w stanie Parana (Brazylja), utwierdza w przeko-

naniu, ?e posiadamy w polskim wie?niaku

pierwszorz?dny materja? pionierski, który jest

dla nas atu tem w' grze o kolonj e.

Pionier polski wytrzebi? dziewicze puszcze,

osiad? mocno na roli, zachowa? sw?, narodowo??.

Ale jaki z tego wszystkiego rezultat dla Polski?

Powiedzmy sobie otwarcie - ?aden.

Za ch?opem osadnikiem nie poszed? kupiec

i do dzi? produktami polskiemi handluj? obcy,

sprzedaj?c naszemu ch?opu narz?dzia nie pol-

skie, lecz cudzoziemskie.

Kolonista nie jest wi?c propagatorem polskie-

go przemys?u, od plantatora Polaka nie nabywa-

my za po?rednictwem kupca Polaka produktów

t. zw. kolonjalnych, - W sumie - podarowali-

?my Brazylji element pierwszorz?dny, zdrowe

r?ce do pracy - bez ?adnego ekwiwalentu. Pio-

nier trzebi?cy puszcze sta? si? pod?cieliskiem

obcego nacjonalizmu.

(11)

To samo powiedzie? mo?na o naszej emigra-

cji i do innych krajów Ameryki Po?udniowej,

gdzie wysy?ka ludzi odbywa si? jakgdyby pod

has?em pozbycia si? ich, wzamian za nic i bez

?adnych widoków na przysz?o??, gdy? coraz sil-

niejszy nacisk miejscowych rz?dów w celu za-

symilowania polskiego ch?opa wci?ga go w or-

bit? kszta?tuj?cych si?, m?odych narodowo?ci

po?udniowo-ameryka?skich.

W Stanach Zjednoczonyeh Ameryki Pó?noc-

nej natomiast nie istnieje wogóle emigracja' pio-

nierska; mamy do czynienia z emigracja do

miast, do fabryk i kopalni. Ta forma jest bodaj-

?e gorsza od poprzedniej, bo emigrant nie ma

najcz??ciej ?adnej w?asno?ci, skazany jest na

zarobek z pracy r?k i w ?adnym stopniu nie

przyczynia si? do popierania przemys?u swojego

kraju.

Fakt, ?e emigranci nasi nie?li swej ojczy?nie

pomoc w dniach wojny, ?wiadczy bardzo chlub-

nie o ich patrjotyzmie, nie ma jednak zupe?nie

znaczenia praktycznego w przysz?o?ci.

Emigracja do Ameryki nie jest idea?em ra-

cjonalnej polityki emigracyjnej, nie daje nic,

prócz straty r?k roboczych. To, ?e emigranci nie

mieli zatrudnienia w kraju, jest bez znaczenia.

Dla kupca, maj?cego tysi?ce szpulek nici, nie

przedstawiaj? one warto?ci u?ytkowej, jednak

kupiec nie odda ich darmo, wiedz?c, ?e bli?ni je-

go maj? na nie zapotrzebowanie i ?e dla nich

szpulka nici przedstawia warto?? u?ytkow?.

Ameryka - wszerz i wzd?u? - nie jest tere-

nem clla emigracji, która ma przynosi? po?ytek

(12)

swemu krajowi macierzystemu. Aby dowie??

s?uszno?ci powy?szego twierdzenia, wystarczy

zacytowa? trzy nazwiska: Monroe, Drago, J ohn-

son. Ci trzej politycy dobitnie dowiedli, ?e Ame-

ryka nie mo?e by? uwa?ana za teren koloniza-

cyjny dla pa?stw europejskich. Ameryka ch?t-

nie przygarnia emigrantów, ale bez aspiracyj na-

rodowych, bez zgody na wybitne popieranie

przez nich przemys?u kraju emigracyjnego.

Ameryka pó?nocna nie wchodzi w rachub?,

lub prawie nie wchodzi, dzi?ki zmniejszeniu

kontynentu (bill Johnsona) immigracyjnego.

Ameryka Po?udniowa niech?tnie patrzy na sku-

piska obconarodowe, a bez takich skupisk emi-

gracja jest tylko pozbywaniem si? ludzi - na

przepad?e.

Wedle Za??skiego, ilo?? technicznie zb?dnej

ludno?ci rolnej, dojrza?ej wynosi?a w roku 1921

oko?o 2.150.000 ludzi, którzy musz? by? albo po-

ch?oni?ci przez skupiska miejskie, albo te? wy-

emigrowa?, w przeciwnym razie grozi im n?dza

i zwi?kszenie ilo?ci gospodarstw kar?owatych,

do samodzielnogo bytu niezdolnych.

Ustawodawstwa, zakazuj?ce dzielenia gospo-

darstw ch?opskich przy du?ym przyro?cie lud-

no?ciowym i bezcelowo?ci przenoszenia si? do

miast, gdzie przemys? nie mo?e zatrudni? tylu

rak roboczych, mo?e tylko cz??ciowo zaradzi?

z?u. S?owem - emigracja jest konieczna przy

jednoczesnej wadliwo?ci emigracji w dzisiejszej

formie.

I tu nale?y wskaza? drogi, po których kroczy

Zwi?zek Pionierów Kolonjalnych i studjuje je

s

(13)

teoretycznie Polska Stacja Bada? Tropikalnych;

nie prowadz? one do Ameryki, lecz do krajów,

gdzie emigracja mo?e przyczyni? si? do budowy

podwalin pod polsk? przysz?o?? kolcnialn?.

Gdzie osadnictwo mo?e by? traktowane skupi-

skowo, gdzie mo?e by? mowa o nabywaniu pro-

duktów t. zw, kolonjalnych wprost od polskie-

go producenta, za po?rednictwem polskiego kup-

ca, gdzie przemys? polski mo?e mie? zbyt.

Takich terenów mo?e dostarczy? jedynie

Afryka. Nieobecno?? Polski na rynkach tego

kontynentu wyda?aby, w razie przed?u?enia si?

naszej bierno?ci, jak najgorsze rezultaty, chodzi

przecie? o surowce pierwszorz?dnej warto?ci

i o rynki zbytu.

Przed emigracj? masowa do wybranej cz??ci

czarnego l?du musz? powsta? faktorje handlo-

we, które zupomoc? swych oddzia?ów sprzeda-

wa?yby tylko wyroby przemys?u macierzystego

i zakupywa?yby produkty, na które kraj ich ma

zapotrzebowanie.

I tak naprzyk?ad faktura w Messamedes (An-

gola) ma ca?y aparat podfaktoryj we wn?trzu

kraju, dostarcza towarów, odbiera produkty

miejscowe i w ten sposób pracuje. Miejscowego

kupiectwa, z którem mo?naby wej?? w stosun-

ki - niema.

Angola, kraj prawie trzy razy tak wielki jak

Polska, ma oko?o pi?? do sze?ciu miljonów mie-

szka?ców, z czego na Portugalczyków (Angola

jest kolonja portugalsk?) przypada oko?o czter-

dziestu tysi?cy ludzi.

Portugalczycy do Angoli nie emigruj?, lmmi-

9

(14)

gracja w tym kraju jest nik?a, sama za? Portu-

galja liczy niespe?na sze?? miljonów mieszka?-

ców. Nie chodzi o zdobywanie kolonij w Afryce,

lecz o teren, na którym emigracja mog?aby si?

rozwija? normalnie i spe?nia? zadania, o których

pisali?my powy?ej,

Je?eli dodamy, ?e s?siaduj?ce z Angol? Kon-

go Belgijskie cierpi na brak r?k roboczych, ?e

maj?c rozliczne bogactwa naturalne, nie upra-

wia kartofli, które polski kolonista z Angoli np.

móg?by w Kongu sprzedawa?, b?dziemy mieli

jeszcze jeden argument, i to argument wa?ki.

Kartofle bowiem s? w wielkiej cenie w tych stro-

nach Afryki, a nikt nie zajmuje si? ich produk-

cj?, gdy gleba i klimat nie stoj? temu w niektó-

rych cz??ciach na przeszkodzie.

\V handlu zewn?trznym Angoli Portugalja

zajmuje niezwykle skromne miejsce, wyra?aj?-

ce si? w stosunku do innych dostawców, jak 3

do 7.

W?ród importerów znajdujemy m. in. Cze-

chos?owacj?, brak dotychczas Polski, cho? An-

gola poszukuje towarów w Polsce wyrabianych,

a transport nie mo?e wchodzi? w grQ, skoro Cze-

chos?owacja bez dost?pu do morza dostarcza swe

towary, mo?e to uczyni? i Polska.

My mamy towar bezcenny - stale zwi?ksza-

j?c? si? ludno??, post?pujemy jednak jak utra-

cjusze; rzucamy nasz? emigracj?, gdzie si? da.

Rodz? si? najbardziej fantastyczne pomys?y, by-

le znale?? nowe tereny emigracyjne, gdzie i na

jakich warunkach - mniejsza.

J eden z bardzo wp?ywowych urz?dników, gdy

10

(15)

mu zwracano uwag? na z?y klimat w pewnej

miejscowo?ci, odezwa? si?:

- Ofiary by? musza. Szukamy terenów dla

rozrastaj?cej si? emigracji. Jak warunki istnie-

nia oka?? si? niemo?liwe, nie b?dziemy innych

posy?ali.

Owszem - niech b?d? ofiary, ale dla jakie-

go? celu, dla jakiej? idei, a nie dla fantazji ludzi,

o mikroskopijnem poczuciu odpowicdztatno?ct

za swoje czyny.

Ubieg?e dziesi?ciolecie naszego niepodleg?ego

bytu zaznaczy?o si? szukaniem dróg i powolnem

oswajaniem spo?ecze?stwa z my?l? o Polsce,

która nie ko?czy si? w Gdyni: o tej Polsce przy-

sz?o?ci, która nie b?dzie skazywa?a swych synów

na marnowanie si? dla obcych.

Usterki \V naszej - polityce emigracyjnej by?

musia?y. Odziedziczyli?my w tej dziedzinie bez-

planowo?? zupe?n?, teraz za? nadszed? czas po-

stawienia sprawy wyra?nie:

Chodzi nam o prace dla polskiej my?li kolo-

njalnej.

*

>I< >I<

Autor ksi??ki, do której kre?l? tych par? s?ów

wst?pnych, nie jest literatem. To te? w jego pra-

cy poci?ga czytelnika nie tyle pi?kno s?ów, co

pi?kno czynu.

Jerzy Chmielewski nale?y do grona entuzja-

stów "Polski zamorskiej". Od naj m?odszego wie-

ku gna?o go za ocean, bawi? w puszczy brazylij-

skiej, przechodzi? zwyk?e, fantastyczne nieco dla

(16)

europejskiego Polaka koleje pionierskie, a gdy

Liga Morska i Rzeczna w porozumieniu z Pol-

ska Stacj? Bada? Tropikalnych zaj??a si? pene-

tracj? Angoli, Chmielewski stan?? do pracy, zo-

sta? wybrany na cz?onka ekspedycji i pod prze-

wodnictwem p. ?ypa, starego wygi z tropików,

ruszy? na ogl?dziny tych ciekawych terenów.

W ksi??ce niniejszej opowiedzia? prosto i ja-

sno o swej wyprawie, a ta prostota opowiadania

i bezpo?rednio?? wra?e? legitymuje go przed

czytaj?c? publiczno?ci?.

Janusz Makarczsjk,

(17)

Silnem szarpni?ciem ko?dry obudzono mnie.

- Co, co takiego?

Nade mn? sta? rozgor?czkowany ?yp, gesty-

kuluj?c, wykrzykiwa?:

- Jeste?my ju? w zatoce! Wspanla?a! \Vsta-

wajciel Za chwil? maj? nas przycumowa? do

mola.

\Vyskoczy?em z ?ó?ka jak z procy. Jedn? no-

g? wlaz?em do otwartej, napó? zapakowanej

walizki, potkn??em si? o wór z bielizn?, zacz?-

?em szuka? pogubionych w czasie pakowania

cz??ci garderoby.

- A nie mówi?em zapakowa? rzeczy wczo-

raj - zrz?dzi? mój towarzysz podró?y. - Z wa-

mi to tak zawsze, wszystko na ostatni? chwil?.

Przez was naturalnie b?dziemy wyczekiwa? nie-

wiedzie? ile czasu na cle. \

Im bardziej ?yp utyskiwa?, tern mniej spraw-

nie sz?o mi pakowanie. Po dobrej chwili, zziaja-

ny, by?em jako tako gotowy do opuszczenia ka-

juty.

Nie czekaj?c na tetrycz?cego towarzysza, któ-

(18)

ry zkolei czego? zapomnia?, ·wybieg?em na po- k?ad.

Statek by? ju? w zatoce.

Wysoki brzeg l?du, nad którym nisko WISIa-

?o s?o?ce, odrzyna? si? ciemno-bur? mas?. Wa-

ski przesmyk d?ug?, trzykilometrow?. mierzej?,

zamyka? zatok? od strony morza.

Na mierzei, w?ród zielono?ci palm, domki

male?kie ...

Poza niemi ocean.

Tymczasem okr?t, podci?gany przez holow-

nik, zbli?a? si? do l?du.

Lobito ...

To jedyny port na ca?em zachodniem wybrze-

?u Afryki, gdzie statki, nie staj?c na rejdzie, pod-

chodz? do betonowego mola. Tona? wprost

z okr?tu Iado wany jest na wagony, które Iinja

kolejow? Loblto-Katanga nios? go w g??b Afryki.

*

* *

Na l?dzie w urz?dzie c?owym portu stoj? na-

sze rzeczy.

Rz?dem poustawiane pakunki gotowe do re-

WIZJI. ?...yp, dufny w listy polecaj?ce wysokie-

go komisarza oraz gubernatora Angoli, pewny

jest, i? mu si? uda unikn?? op?at celnych. Na

bardzo mile wygl?daj?cym dyrektorze biura pi-

sma te robi? ma?e wra?enie, Wiadomo, wiel-

kie figury daleko, a tu na miej scu mo?na zaro-

bi? par? groszy.

Przezorny ?yp najsilniejszy, wypróbowany

??gurnent zachowa? na sam koniec. Wyciagna?

???, .JU/I,?

Sl)'-llrrt\?1

E. nlr. .VI I

\ ;::.

? GD???

(19)

legitymacj? dziennikarsk?. Pan dyrektor spoj-

rza? i zachowanie jego zmieni?o si? w jednej

chwili.

Z takimi lepiej nie zaczyna?!

- Co panowie wioz??

- Ubrania, filmy, bro?, no i troch? chemi-

kalij, potrzebnych do fotografji.

- Bro? b?d? musia? panom ocli?, bo inaczej

i ja, i panowie mogliby mie? du?o przykro?ci

z w?adzami wojskowemi, u których trzeba si?

stara? o pozwolenie. Reszt? rzeczy mo?ecie za-

bra?.

Wyci?gamy wi?c swoje strzelby i rewolwery.

Moje b?benkowe pistolety du?ego kalibru bu-

dz? sensacj?.

- Có? to my?licie, ?e Afryka to jaka? dzika

Brazylja lub egzotyczna Europa, gdzie si? takich

rzeczy u?ywa. My tu mamy absolutne bezpie-

cze?stwo. Ktoby tam takie ci??ary nosi?!

Pytamy o nale?n? op?at? i skutek jest taki,

?e ?yp pozielenia?.

Nies?ychanie wysoki wymiar stawki celnej

wywo?uje z naszej strony protesty. Nadaremnie

t?umaczymy panu dyrektorowi, ?e nas broi? ta

nie kosztowa?a nawet polowy tej sumy, ?e u nas

po wojnie z d.emobi lu mo?na kupi? cale góry

broni za ?miesznie niskie ceny. Nic to nie po-

maga!

Przerywa dyskusj ?.

- U nas bro? jest droga.

Powiedzia?... Niema apelacji...

*

* *

15

(20)

Wielka weranda przedzielona barjerk?, z jed-

nej strony stoliki restauracyjne, z drugiej bufet

i poczekalnia. Dalej podwórze z mizern? palm?

i kilkoma bananami, otoczone niskim domkiem,

mieszcz?cym pokoiki hotelowe, których drzwi

wychodz? wprost na dwór.

Oto przed nami hotel Lobito !

Najwi?kszy, najbardziej wytworny, W POCZ6-

kalni stos rzeczy, kolo nich kilku pasa?erów. To

ci, którzy nie do?? szybko za?atwili si? na cle,

dzi?ki czemu nie dostali ju? w hotelu miejsca.

Mi?dzy nimi my. Za du?o dzisiaj statek przy-

wióz? pasa?erów.

Ca?e nasze towarzystwo musi jecha? po po-

?udniu do Bengueli, gdzie w licznych hotelach

jest nadzieja dostania noclegu.

Zostawiaj?c baga?e, z obietnic?, i? za trzy dni

dostaniemy pokoje w Lobito, wyruszamy w dal-

sz? drog?, cho? z Europy do tego niego?cinnego

miasta t?ukli?my si? miesi?c bezma?a.

*

* >I<

O trzydzie?ci kilometrów na po?udnie od Lo-

bito, nad brzegiem zatoki Benguela, rozsiad?o

si? miasto tej?e nazwy,

Benguela jest jednem z naj starszych osiedli

bia?ych w Angoli, niegdy? by?a stolic? tej pro-

wincji. Za dawnych czasów, gdy handel niewol-

nikami by? jedynem szlachetnem zaj?ciem, któ-

remu oddawali si? biali zdobywcy, mia?a Ben-

guela swoje ?wietne czasy. Obszarem swoim jest

bodaj najwi?kszem miastem na tern wybrze?u.

16

(21)

Szerokie ulice, wysadzane drzewami, przy nich

niskie parterowe domki, gdzie niegdzie pi?tro-

wy pa?acyk. Niektóre z nich s? budowane z mar-

muru, sprowadzanego z Portugalji. - To rozu-

I micm - przepadam za rozmachem.

I Post?p cywilizacji srogo si? obszed? z tern

I kwitn?cem miastem. Zabroniono handlu czar-

I nymi, Zaciszna zatoka Bengueli okaza?a si? za

p?ytk? dla statków parowych. Odkrycie polc?a-

) dów

miedzi w Katandze i budowa linji kolej 0-

\. woj Katanga-Bengucla, tak po?yteczna dla ca?ej

Ikolonji, sta?a si? dla Bengueli zabójcza w skut-

! kach. Przedsi?biorcy, przewiduj?c, i? koszt ol-

brzymich prze?adunków w nie dogodnym porcie

I Bengueli by?by zbyt wysoki, odkryli i urzadzili

I Lobito. Dzi?, kto mo?e (dzia?ka gruntu 400-me-

I

trowa kosztuje 2.000 dolarów), przenosi si? do

Lobito.

'1

*

:I< *

Sk?adamy wizyt? gubernatorowi Bengueli.

IRezydencja-skromny, lecz wykwintny pa?acyk.

fPrzed nim warta. Dwóch bosych ?o?nierzy mu-

rzynów z karabinami na ramieniu.

Europejczyk, który ró?ne widywa? armje,

a i sam s?ugiwa?, jako? z malmu zaufaniem od-

!losi si? do tych bosonogich bohaterów.

Co?nieco? si? tam s?ysza?o o tancerkach, ta?-

cz?cych bez pantofelków, zdarza si?, ?e armja

po bitwie idzie sobie borem, lasem i obuwie z tych

i owych obola?ych nóg spadnie, ale ?eby warta,

b?d? co b?d? reprezentacyjna, tak jak u nas

t?.?GOLA.-2 17

(22)

w \Varszawie przed zamkiem sta?a przybo? ... to jako? nie uchodzi.

Bezwzgl?dnie, ?e mo?na bi? si? jak lew bez

butów i zmyka? z pola walki w butach, ale ... s?

ju? pewne zwyczaje, pewien szablon i na to ra-

dy niema.

Zo?nierz powinien by? obuty, tak jak dzi?

pi?kna pani podmalowana.-Przes?d-odpowie

kto?. - Zgoda, - ale ?ycie jest j ednem pasmem

przes?dów!

Gdy?my przeszli obok srogiej warty, przyj??

nas adjutant gubernatora, na którym sam wi

dok kopert listów od wysokiego komisarza i gu-

bernatora Angoli robi wra?enie, dzi?ki czemu

dostajemy si? momentalnie przed oblicze sekre-

tarza. Ten natychmiast melduje nas u guberna

tora. I po odczekaniu przepisowych dziesi?ciu

minut jeste?my przyj?ci przez ekscelencj?.

Mi?y, dystyngowany starszy pan przyjmuje

nas nadzwyczaj uprzejmie. Przegl?da listy, u-

?miecha si? jeszcze milej i zapytuje, czemby

móg? s?u?y?.

- A wi?c panów interesuje - mówi melodyj-

nym, g??bokim g?osem - mo?llwo?? kolonizacji

naszej prowincji? Dzi? sprawa ta jest bardzo ak-

tualna z d wóch powodów: po pierwsze, dzi?ki

rozwojowi ?rodków komunikacji, kolonizacja ta

jest mo?liwa, no L. my musimy kolonizowa?!

- ?

- Panowie rozumiej?, bliskie s?siedztwo Bel-

gów, Anglicy, no i co tu du?o gada?, do wojny

za ma?o dbali?my o Angol?. St?d pewne niebez

piccze?stwa ...

18

(23)

- Je?liby mo?na mówi? o naszej kolonizacji,

to tylko na wi?ksz? skal? i w du?ych skupie-

niach - odzywam si?.

- No tak! lecz my Polaków znamy w Bra-

zylji, a tam wszak niema ?adnych kwestyj na-

rodo\Yo?ciowych.

Po chwili rozmowa schodzi na inne tory:

- Co? Panowie maj? bro? na cle? Odebra?

b?dzie j? mo?na tylko przez w?adze wojskowe,-

dyktatura! My tu mamy tylko sprawy admini-

stracyjne, nawet bro? my?liwska nie le?y w na-

szej kompetencji. \Vydamy panom licencje na

polowanie i administracyjne pozwolenie na

bro?. Sam? bro? trzeba b?dzie odebra? od w?adz

wojskowych. Tych spraw nie za?atwia si? pr?d-

?\.o. Zrobi? wszystko, ?eby panom to u?atwi?, lecz

Ja w tym wzgl?dzie ma?o mog?, - dyktatura!

'"

* '"

Na jednej z wielu do siebie podobnych ulic

na kra?cach miasta, w d?ugim parterowym do-

mu mieszcz? si? biura wojskowe.

Pewni protekcji sekretarza gubernatora, któ-

ry nam

towarzyszy, udajemy si? wprost do sa-

mego komendanta.

- Jestem sekretarzem gubernatora - przy-

POmina si? grubej, spoconej ekscelencji nasz mi-

?y towarzysz.

Z za

szerokiego biurka spozieraj? na nas za-

spane oczy ...

- No to co?

- Przychod.z? tutaj z polecenia gubernatora,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Marynarze znikli już dawno, mnie się wciąż zdawało, iż widzę człowieka o spłaszczonym nosie, w czerwonym szaliku, jakby ta łotrowska fizjonomja było fizjonomją

o oryginalności podejścia księdza adamczewskiego i wnikliwości jego spostrzeżeń może świadczyć wyróżnienie czterech źródeł dla najobszerniejszej sekcji ewangelii

tania; nakoniec, iżby między niemi nie mogły się znajdować bezkorzystne, suche i martwe opowiadania. Dla takich nieprzeznaęzamy.. ifńejsca w

A wi?c przed nami jest

nie orlrnienue w pierwszej chwili obudza jego wstr?t.. !?,y?, czarna fasola, kukurydza, faryna,

,gro:rnoqdną to,,,przeg,tolę tĄ, Metisto, marionetkq bvć lł diabeł-kob tylko flplo.. sceuartugr gt czy Teatr

Due to the closeness between drag changes and error bounds, it was also not possible to obtain more accurate thresholds for different icing severities and evaluate the initially

Je´sli r´ ownanie nie daje sie rozwiaza´c, to mo˙zemy pr´ obowa´c przybli˙zy´c rozwiazanie, czasem przybli˙zy´c r´ ownanie i rozwiaza´c r´ ownanie przybli˙zone w nadziei,