• Nie Znaleziono Wyników

W Brazylii : Notatki z podróży. Tom 2

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "W Brazylii : Notatki z podróży. Tom 2"

Copied!
229
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)

h.

(4)
(5)

Ks. ZYGMUNT CHE?MICKI.

W BRAZYLII.

NOTATKI Z PODRÓ?Y.

(Z licznemi ilustracyami vv tek?cie).

hl

WARSZA"\VA.

SK?JAD G?ÓWNY W ADMINISTRACYJ »S?JOWA«

Mazowiecka Nr. 11.

1892.

(6)

:J02()f)7

Kraków. - Wdrukami W?. L. Anczyca i ?pMkl, pod zarz?dem J. Garlowskieg61.

f:

(7)

1.

San-Paulo, S-go maja.

Wyjazd z Rio. _ Wspomnienia. - Droga. - Refleksye.

Sa.n-Paulo. - Pierwsze spotkanie. - Polacy dawniej osiedli.-

X0wi emigranci. _ Warunki pracy. - Zarobki. - Ceny. -

norywcze rzemios?a. _ Idea? powrotu. - T?sknota. - "\V ko-

?ciele.

?

?Yx'19?to zechcia? odczyta? moje notatki z Rio, ten od-

J? gad nie zapewne, z jakiem uczuciem zadowolenia

znalaz?em si? po 12-tn dniach w poci?gu, który mia?

mnie zawie?? do San-Paulo. Ucieka?em od tego nie-

zno?nego upa?u i klimatu, który, jak o?ów, ci??y?

na(lemn?; ucieka?em od tych rozdzieraj?oych serce

wspomnieil widzianej niedoli, wobec której czu?em si?

Lezradnym; ucieka?em wreszcie od widma ?ó?tej febry,

które w tym roku tak uporczywje szerzy?o swoje

?miertelne rlzielo. Jedna tylko my?l przygniata?a mnie

bole?nie, oto, ?e musia?em si? rozsta? z moim drogim

l zacnym towarzyszem, któremu, po spe?nieniu gli>-

wnf\go zadania, zdrowie nie pozwala?o na dalsz? po

I

r

l

\V Brazylii I?.

(8)

2 W BRAZYl,II.

Brazylii w?ócz?g?. Czu?em, jak na ka?dym kroku bra-

kowa? mi b?dzie tego niezrównanego serca, tej szla-

chetnej i pogodnej duszy, z któr? dot?d dzieli?em

wszystkie oi??kie i bolesno chwile.

Trudno! Poz ostn?ern sarn !

Im dalej unosil mnie lec?cy z nie: ..-lyclum? szyb-

ko?ci? poci?g, tern wi?cej czulem ol'zezvna.l?ce po-

wietrze, które poz walulo mi oddycha? pe?n? piersi?.

Droga wykuta w?ród ska?, istne arcydzie?o pracy

geniuszu cz?owieka, snu?a si? jak w?», otwieraj?c

coraz to now? panoralll? z niezrównanych widoków.

Widzieó by?o mo?na tcn c1zi wny kontrast mi?dzy

dzik?, nicuj arzrn ion? jeszcze przez cz?owieka natur?,

a kwitn?c? kultur?; rozlegle przestrzenie lusó w dzie-

wiczych, przedstawiaj?cych j eel ?H?, zwi?zan? lianami,

ciernuo-aielou? mas?, obok plantacyj kawy! kukury-

dzy i trzciny cnkrowej.1 »unalem sobie glow? nad

tym ogromem pracy i wytrwa?o?ci, której potrzeba,

aby uzbrojona siekier? i llloLyk(? r?ka kolonisty wy-

dar?a tym nieprzejrzanym przestrzeniom kawa?ek ziemi

i uczyni?a j? zdoln? do plonu. Ilu? led z musia?o, za-

nim przysz?a kolej na tego, który obecnie zbiera,

owoce krwawej pracy drugicli !

O godzinie 7-ej wieczorem znalaz?em 'si? w San·

Paulo' Po kilkogodzinnej w?drówce uda?o mi r-<i? na-

reszcie znale?? hotel i w nim, do wspó?ki z jakim?

brazylijczykiern, naj?? co? nazywaj?oego si? pokojem

Je?eli kogo?, równie jak mnie, zap?dz? losy do

Brazylii, to radz? mu na d?ugi czas przed wyjazdem

spa? na pod?odze, ?utwiej lllU wtedy przyjdzie oswoi?

(9)

\\" B1L\ZYLlI. 3

si? Z l.ruzylijskiern Ió? kicm, które jest istotnem ?o?em

ma.lejoweru. Niech równie?, na Boga, zostawi w Eu-

ropie wszelkie poj?cie o wygo.lz ie, a ?o??dka Z8pO·

?y8zy orl strusia. Inaczej - ile? go czeka drobnych,

<1 niez no?uych dolegliwo?ci, które CZ?RtO srodze daj?

Si? we znaki.

Sun-Paulo jest stolic? llieg(ly? prowincvi, a ob e-

crue stanu tego? nazwiska. Nie ulega w?tpliwo Rei, ?e

jest to nnj Logat-sza pro wi Iwya ca?ej Brazylii, dzi?ki

i'enoD1011ll.,l11ej ziorni i plantacyom kawy, która obecnie

(loszla do cen hnjeezny(;h. O tem jednak pomówi?

obszerniej pó?nioj.

,J eszcz e przed lU-eiu laty San-Paulo liczy?o nie-

spe?na 4n.noo mieszkancó w, dzi? za? posiada ich prze-

szlo J30.()()(). Osindla tu ogromna ilo??; niemców, tak,

?n iun? nu s?usznie uazwu? to miasto nawpó? niemie-

ckiern. ?do1ali oni w tym roku przeprcwadzi? depu-

towanego do tutejszej izby stanu.

nogactwo ('(Ilego stanu i olbrzymi wzrost mia-

sta sprawia, ?e w Ran-Paulo jest siedlisko separaty-

zmu, który, pr?dzej czy pó?niej, rozcz?onkuje obecn?

republik? brazylijsk? na liczne mniejsze samoistne

republiki. oTostt o, jak poprzednio wykaza?em, konie-

czue nast?pstwo warunków, w jakich wegetuj? dzi-

siejsze "Stany /jjonnoczone .l lrazy hi".

()prr'lCZ niemców, zamieszkuj? w San-Paulo w?osi,

portugalczycy, a od dwóch lat w poka?nej liczbie

. . .

nasi euugranci.

Zaledwie rano zdolulern kilka kroków uj??; na

1*

(10)

4 W BRAZYLII.

ulicy, gdy ujrza?em twarz, co do której myli? :·n?

rue moglem.

By? to obdarty, wyn?dzniu.?y ch?op polski.

- Niech b?dzie pochwalony - rzt' k?em - a

zk?d?e?cie oj cze ?

- n la Hoga.! - us?ysza?em llHwz<IJem - na

wieki wieków! - i w jednej chwili cz?owiek ten le?a?

n moich nóg, ?kaj?c i ?miej?c si? naprzemian, tym

?miechem, w którym wi?kszy ból, ni? w ?zach.

By? to mój pierwszy przewodnik. OJ dwóch dni

uciek? z kolonii, gdzie pochowal ?on? i dwoje dzieci:

do St. Paulo, z dwojgiem pozosta?ych, zbiedzony, wy-

chudzony, z ranami na nogach, w porlurt.em ubraniu,

z którego dziur gole prze?wieca?o cia?o. J )oprowadzi?

on mnie do rodziny polskiej, która go przy tuli lu.

Ztamt?d wszed?em ju? z ?atwo?ci? mi?dzy reszt?.

"\V tej chwili znajduje sili w Sa n-Paulo przesz?o

1.()OO polaków. jl;nalaz?em mi?dzy nimi niektórych da-

wniej ju? zamieszka?ych, j ak szewców: Gawro?skiego

i Furmankiewicza, z okolic 'l'arnowa, ludzi hurdzo

pracowitych i uczynnych. H,ównie? osiad? tutaj pr",y-

by?y niedawno z Argentyny in?ynier elektrotechnik

p. Bloch, oraz p. Szeledzowski, obaj szczerze o losy

swoich rodaków dbali. Ich to uprze] mo?ci i us?u?no-

?ci zawdzi?czam rych?e i dok?adne zapoznanie SI?

z dol? tutejszych emigrantów naszych.

I stotnie, robi? oni zupe?nie mne wra?enie, ni?

OWI biedacy z Hio.

Najpierw dobry klimat sprawia, ?e nie widzi Sl(?

tych twarzy i postaci wyczerpanych i strawionych,

(11)

w IIHAZYLll.

I

których sam wirlok ?wiadczy o ogrorme ich niedoli.

Nadto, skutkiem tak niezwyk?ego wzrostu miasta, Ia-

twiej tu o prac?, szczególniej te? dla rzemie?lników.

Lecz nie nale?y si? ?udzi? powierzchowno?ci?,

ani obcenem pomy?lniejazem polo?eniem, ale wystar-

czy wej?? tylko w rozmow?, aby przekona? si?, ?e

to jednostki, które zbiegiem wypadku lub szcz??li-

wych okoliczno?ci ocala?y, ?e to niewielki zaledwie

odsetek z tych, co legli pod ciosem niedoli brazy-

Iijskiej.

Historya ka?dego z nich, to ca?y zamkni?ty dra-

mat, przypominaj?cy onego rozbitka, który uratowa?

sili, gdy dziesi?tki innych uton??y.

Wszyscy szukali szcz??cia na, owych 71rajskich

polach Brazylii", na których agenci obiecywali im

z?oto i dostatki. N?dza, choroby i widmo g?odowej

?mierci wyp?(lzi?y ich ztamt?rl. Po d?ugich walkach

zdo?ali tutaj przynajumiej znale?? kawa?ek chleba.

- Bóg ?i? ulitowa? nad nami - powiadaj?

w?ród gorzkich ?ez - i oto ?yjemy i mo?e kiedy?,

",

jak wyrodne dzieci, wrócimy do swoich .

.Ju? to trzeba przyzna?, ?e powrót do kraju jest

je.lynem marzeniem ka?dego emigranta. Pierwsze

pytanie" które robi: ile kosztuje bilet "cho?by do

Italii, bo? ztamt?d to i piechot? o proszonym chle-

bie pójdziema ('. Ka?dy od ust sobie odejmuje, aby

zebra? cokolwiek grosza na wyrna,rzone "koszta

przejazdu. ;;

- B?d? jeszcze tutaj .... miesi?cy - mówi ka-

(12)

6 W BIL\Z:;YLIT.

?dy, bo mam ju? tyle mil ów, a je?eli Bóg da zrlro-

wie, to WÓWCZ8S b?d? ju? mial na "S,zy('.

Nale?y przyzna?, ?e warunki egzystencyi s?

w San-Paulo o wiele lepsze, ni? w Rio. ?wykly ro-

botnik zarabia przeci?ciowo ? milrejsy .lziennie. Hze-

mie?lnicy, a sz:;ezegól nie szewcy, ?lusarze, murarze,

kowale, otrzymuj? 0, 4, a nawet G milrejsów.

Koszta utrzymaniu s? niemal te ?allle, jak w Itio:

1 kilo llLJ. mi?sa kosatuje --l( H)-;)( H) rejsów, Lulka

chleba pszennego i32() rejsów, z kukurydzy ?BO, litr

szablaku 4r1U, allaoira (;)n litrów) kartofli od H (lo 12

milrejsów. Za mieszkanie, lllu?(? iz:;debk??, placi ?i? okolo

30 milrejsów miesi?cznie.

Ubranie natomiast jest bardzo drogie. Xajskro-

mniejszy, zwyczaj ny garnitur, kosztuj e od 4() do GO

milrejsów. Paru Lutów od ?) do I? .. Iedueiu s?owem,

ci, którzy pozostawili rodziny w Europie, mog? istnie?,

a nawet czasem co? od?o?y? lIa powrót: obarczeni

famili? za?, prócz wyj ?tko wo szcz??li wyc-h j e.luostek,

zarabiaj? zulerlwie na utrzymanie.

Wielu wytworzy?o sobie, ?e tak nazw?, rzemio-

slo dorywcze .. Jak wiadomo, ro liotuioy naszyc-h fabryk:

?odzi, 'I'omaszowa, ?yranlowa. stanowi? powa?ny kon-

tyngens emigrantów. Ci nie maj? tu ?adnego zaj?cia,

chyba jako pro?ci robotnicy. Oto \\'i?c kilka przy-

k?adów, jak sobie niektórzy po radzj li.

B., z Lo.lz], pracowal II mnrarzy. ?i?y go opu-

szczaly ; czu?, ?e dalej nie podo?a. Kiedy? n.iuczyl si?

robi? kit do szyb, wi?c za reszt? pieni?dzy kupi? dya-

ment, kilka szy b, zrobi? skrzynk? z desek, nauczy? 8i?

(13)

w HltAZYLII. 7

wola? po portugalsku "szklarz idzie!" - i w ten spo-

sób przebiega ulice miasta, zarabiaj?c dziennie od 4

do ;) milów.

Inny, równie? z Lorlzi, ma, Ryna kalek? który po

ulicach grywa na skrzypcach i zarabia na utrzymanie

ca?ej rodziny. ?e to utrzymanie op?akane, chyba SI?

domy?licie.

N., z pod Kalisza, by? ku?nierzem, tutaj prze-

dzierzjzu?l si? w krawca damskiego,

Spotka?em te? sukiennika, lctóry f'ta? si? zegar-

mistrzem . .:\[ówi? wprawdzie, ?e zazwyczaj zegarki po

nim nie chodz?, ale zawsze na marne ?ycie zarabia.

Niewiele mu Hi? zreszt,? nale?y, bo biedactwo ma

suchoty.

'I'a kich przyk?adów móg?bym przytoczyc wiele,

ale i te wystarcz? do zrozumienia warunków tutej-

szego zarobku. Wszystko te? nietylko pracuje, ale i

?yje dorywczo, bez jutra, z jedyn? my?l? jak naj-

rychlejszego powrotu. Nie spotka?em ani jednego, na-

wet z tych, którym si? doorze powodzi, ?eliy nie li-

... czyI dni swego pobytu w Brazylii. Ku?.lego, je?eli

nie n?dza i niedola, to trapi okrutnie przynajmniej

t?sknota, brak wszelkiej moralnej i religijnej pomocy .

.:\Iozna sobie wyobrazi?, jaka rado?? zapanowa?a

w?ród tych biedaków, gdy si? zgromadzili w ko?ció?ku

Salezyariów ula wys?uchania :\lszy ?w., kazania i przy-

st?pienia UO Spowiedzi. Nie o?d? wam opisywa? tej

wzruszaj?cej chwili, 00 mnie ona sama jeszcze wiele

kosztuje. Niestety, wszystkie moje zasoby upoiuiukó w

\

(14)

8 W BHAZYLIT.

religijnych ju? SI? wyczerpa?y. Ka?dy chcia? co? po-

siada? z kraju, a jak tu odmawia?!

Nie wiem, czy widok niedoli w I?io tak mrue

zahartowa?, ale tutaj, czu?em si? troch? spokojniej-

szym.

I

Przynajmniej nie widzia?em owego pi?tna ?mierci.

(15)

II.

Dom emigrancki. - Pierwsze wra?enie. - Jednobl'zmi?ce opo-

wiadanie. - Op?akane wp?ywy. - Krytyczna chwila. - Roz-

mowa z p. dyrektorem. - Szpital. - Prawdziwa rozpacz. -

Na w?a?ciwym gruncie. - Po?egnanie.

4??docznie

przeznaczOlle mi

zosta?o:. abym nie z?-

? zyl d?u?szego spokoju w Brazylii. Poprzedme

notatki pisa?em pod wra?eniem wzgl?dnego uspokoj e-

nia. Przynajmniej to, co wiu zia?em tutaj, nie wyda?o

,., mi ?i? tak przygn?biaj?cern, jak w Hio. Bytno?? je-

dnak moja w domu emigranckim, pomimo, ?e mnie

uprzedzono, przesz?a, co do rozmiaru n?dzy, szcze-

gólnie moralnej, wszystko, co mog?em sobie wyo-

brazi?. Nie wiem, czy zdo?am wiernie opisa? moje

wra?enia, ale to pewna., ?e wyszed?em formalnie pi-

jany z bólu i ?alu.

() godz. 2-ej po obiedzie, w towarzystwie pp.

131. Gawr. i Szel., wyruszyli?my do domu emigran-

ckiego, który zwykle krótko "emigracy?" nazywaj?.

(16)

10 W BRAZYLII.

Jest to budynek olbrzymich rozuiiarów. przed-

stawiaj?cy si? Z zewn?trz wspaniale. \V zniesiono go

w r. 1888, na przedmie?ciu ,,}\fooca". Paulistanie s?

dumni z niego i w ka?rlej ksi??ce o Hrazylii znale??

mo?na uniesie? pe?ne zachwyty o tym "przedsionku

szcz??cia emigranckiego". Dosy? jednak przekroczy?

bram? otaczaj?cego naokó? budynek muru, aby sili

przekona?, ile po za terni im ponuj?cemi ?cianami kryj e

si? niedoli. Xie wiem, .i ak tam innym emigrantom,

ani te? jakich oni dozllajil w tym przybytku uczu?,

ale widzia?em swoich i o ich tylko cloli pisa? pragn?.

.I u? po korytarzach spotlcalem gromadki tych

biedaków, którzy wnet otoczyli mnie kolein, tak, ?e

kiedym wchodzi? po schodach na pi?tro, towarzyszy?

mi ca?y t?um. \Viedzieli o niojeiu przy byciu i tuszyli

sobie, ?e im wszystkim przynmlz? wybawienie, Nie-

stety, musia?em ich wnet wyprowadzi? z L??rlu.

Weszli?my wreszcie do olbrzymiej izby, w któ-

rej, na pod?odze, jerlui na rogo?uch, inni ua go?ych

deskach, spoczywa?o i)()() rodzin. Powietrze nie do

opisania. Kto móg?, przytuli? si? (10 ?ciany, a?eby zna-

le?? przynaj mniej dla g?owy oparcie. Inni le?eli na

?rodku. Hesztki ubra? 'podurte wisia?y jeszcze na ciele

zbierlzonetn, cliudem. Oto, mniej wi?cej, wygl?d ku-

?c1ego. Do ma tek poprzytula?y si? dzieci, starsze grze-

ba?y si? po ró?nyc-h k?tach. Smutek, bole??, zu wód,

wyryte na wszystkich twarzach.

Trudno rui zebra? pojedyncze opowiadania;

wszystkie zreszt? s? podobne do siebie. Przywieziono

ich tutaj. Ka?dy ??da? prz'yrze(,zOllt?go gruntu, wi?c

(17)

Emigranci w San-Paulo,

(18)

\\' IlltAZYLl1.

pOSJI;li na grunt. Tu dopiero rozpoczyna SUt niedola

rozczarowanie!

- .Iaki to grunt -- opowiadaj?. --Las ino i las.

Niekier? nie ur?biesz, jak za par? dni jedno (1rzewo,

a gdy? ju? ?ci??, to ci si? nie obali. /';etlliesz drugie,

trzecie, wszystkie stoj?, 110 je, niby powrós?u, trzy-

maj?" jak n?bL grube, trawiska. Zros?o to wszystko

trzyma si? za ga??zie, jak chlop z ch?opem, za bary.

- :\[ówi?, pali?.

- .J ak tu palie, kiedy mokre, ogie? ?l? me inue,

a po(1 spodem bagno. A cho?by? znowu obali? i :-4pa-

lil je, to? chyba z pól roku trzeba na wydobycie je-

dnego korzenia.

- :\Iarli?my g?odem.

- Dowozili 80 tydzie? jedzenie. Ale jakie? 'I'o?

g?ba si? wykrzywia. U nas by ci tego i prosi? w pysk

nie wzi??o. 'I'ymczasem robaki je?? poczynaj?, Na no-

gach usta? nie mo?na. o.l ran. \V ciele, zal?g?y SI?

niby liszki.

-- .J edno dziecko zmarlo. Ni ksi?dza, ni cmentarza,

\Yl?e cz?ek, jak dla zwierzqr-ia, sarn wykopa? dó? i lJrzy-

sypa] ziemi?. \V net zmar?o drugie niebo?e !KoLieUL

slabnje. Mnie samego poczyna z nóg zwala?. Wi?cern

zebra?, co jeszcze %'y1o, i wlekli?my si? sila dni. a?e-

?my przyszli tutaj. Zacz?lem krzycze? i wymy?la?.

- Dawajta ga?gany grllnt, co?cie obiecali, nie tt,

dziczyzn?, co tam chyba z?y duch w niej usiedzi.

A gdzie krowa, a dobytek, a IW rZftdzia! Wszystkom

to za nic zmarnowa?, bo? tu lepsze da? obiecowali.

- Oni s?uchaj?, nic nie gadaj? i co? mi?dzy sob?

(19)

W HRAZYLlI. 13

,..

szwargoc?. Kazali nam tu i?? i le?e?. To i le?ewa

trzy miesi?ce, a, mo?e i wi?cej. Dwa razy daj ? ci t? f

straw?! co si? g?ba od niej odwraca, ale cz?ek je, aby

ino z g?odn nie umar?. ?lnsi to by? jednak mocno z?e,

bo ludziska choruj?, et dzieci mr?, jak komary. Nas,

co jeszcze ?azimy, to i przez po?ow? jn? niema.

- Nie ruszymy si? zt?d jednak na te hory i mo-

czaclla, Albo dadz? grunt, jak ohiocowali , albo ode-

szl? do kraju, albo pomrzewn ..

Oto, z malemi zmianami, opowiadanie ka?dego.

<idy jeden mówi, przerywaj? mu inni. Ka?dy dorzuca,

nowy szczegó? niedoli.

Przy m??ach staj? kobiety i p?acz? na samo

wspomnienie prze?ytych nieszcz??ó i n?dzy. Dzieci

bezwiednie wtóruj? matkom i wytwarza si? jeclen j?k

powszechny, jeden p?acz rozdzieraj?cy!

Chyba tak wygl?da? musia? czy?ciec Dantego.

Daremne s?owa ukojenia; nie utulisz, jeszcze

bardziej rozniecisz tylko.

To jednak tylko ofiary niedoli, z?amane, zn?-

dzone. W?ród nich jednak, od czasu rio czasu, usly-

szysz glos grozny. Nie ch?op to, ale mieszkaniec ma-

?ego miasteczka, który tutaj w?ród tych zn?kanych

biedaków przyw?aszczy? sobie rol? prowodyra. On nie

zawodzi, nie p?acze, ale grozi!

- Nie pociechy nam trzeba - wola, z piekieln?

but? - ani rady, ale pieni?dzy . .Je?eli ksi?dz tu przy-

j echal i pono .i aki? pan, to?cie przywie?li po 100 rs.

na ka?dego. A tak, to tylko pró?ne gadanie.

(20)

14 w IlHAZYLIr.

--- - -

- A mo?e to nie ksi?dz - wola inny, podobny

pierwszemu - ino szpieg przebrany.

- ] ?ó.i si? Hoga - przerywa mu trzeci - to?

znam ojca z \\Tar?zaw'y: ilem go razy wozi? doró?k?,

godny kap?an.

- Cicho u?d? - przerywa mu pierwszy - tyb

taki sam, jak 011!

Wszcz.?] si? krzyk; pogró?ki dolatywa?y Wille

z kilku stron. Towarzysze 1110i struchleli.

- Ludzie - zawolulein przez lzy - WI?C do

tego?cie doszli, ?e w ten sposób przyjmujecie waszego

kap?ana, który przyby] zobaczy? wasz? niedol? l po-

nie?? innym wie?? o tein, co?cie wycierpieli?

S?ów tych sam nie pami?tam, ale mi je potem

przypomniano . Nie ?zlo mi o siebie, ani o wyrz?dzon?

zmewag?, ale, doprawdy, skamienia?em na widok

wp?ywów, jakim ci biedacy lllegaj,t. ::\I usialeu: prze-

mówi? st.rasz nio, 1)() w jednej chwili zapanowa?a ci-

sza, a po niej ('o? IW k?zbtlt nie p?aczu, ale ryku.

Kohiety i m??czy?ni otoczyli owych przewodni-

ków i ju? ich nie widzia?em Wi(?CAj. Czulem, ?e tak

by? nie mo?e, ?e tu co? zrobi? trzeba, aliy z.?amaó

te straszne wp?ywy, które, pr?(lzej czy pU?lliej, spro-

wadz? zgub? na reszt?.

-\\,. tej chwili przybi(?g? nrz(tdnik, prosz?c mi? do

palla dyrektora emigracyi, p. Antonio A lves, ld.óry

pragnie ze mn?: pOllló\\'i('?.

- Cói robi? 7. ty mi lud?mi - pyta mnie uw

pan na. wst?pie - wszystkie ?roclki zniewolenia ich

do pracy s<? bezskuteczne.

(21)

W BRAZYLII. 15

- Zhieracie panowIe - odpar?em - plon wa-

szego posiewu. Agenci wasi przyrzekali tym ?atwo- .

wiernym ludziom niestworzone rzeczy. Przyszli tu

uwiedzeni. Widz? si? ok?amanymi, zwiedzionymi, oszu-

kanymi w swoich nadziejach. Hozpacz (hia?a przez

nich. Na to niema j nz rady, ani psrswazyi. Lecz co

panowie z nimi zamierzacie zrobi??

- .Ieszcze raz spróbujemy ich sk?oni? do 1'0-

boty . .I e?eli to nie pomo?e, sil<? zap?dzimy na okr?t

zawieziemy na wysPQ. Tam robi? mnsz?.

A wi?c taka. czeka ich przysz1o??!

Pun dyrektor przyrzek? nast?pllego dnia, z sa-

mego rana (t. j. w niedziel?) wypu?ci? wszystkich do

ko?ciola. Tam, czu?em, jest jedyne miejsce, gdzie zdo-

lam opamiotaó, uspokoi?, a mo?e i od niechybnego

niebez.piecze?st.wa uchroni? tych biedaków.

Kiedy 'wyszed?em od p. dyrektora, zast?piono

mi drog?, prosznc o wydysponowanie na ?mier? kilku

chorych. J>o?Ze(llf'lll (10 szpitala. Chorych by?o sto-

sunko wo niewiele, oko?o l?-tu doros?ych i lo-ro dzieci.

I"?

Xadmieniam, ?e przedtem na sali widzia?em wielu ta-

kich, którzy powinni by? w szpitalu, albo zawcze?nie

zostali ze? wypuszczeni.

Kto nie widziu! w ?yciu prawdziwej rozpaczy,

by?bym mu j(? tutaj pokaza?.

Na Jó?ku, przy ?cianie, kona?o Iti-Ietnie dziewcz?.

Przy nogach .iPj, z b??d nem okiem, siedzia?a jej matka .

Nie plakala, ale bole?? wykrzywi?a ca?? posta?.

- Patrz, ojcze - rzek?a g?uchym g?osem - po-

Cytaty

Powiązane dokumenty

Znale¹¢ funkcj¦ falow¡ w dowolnej chwili czasu t..

[r]

Je´sli r´ ownanie nie daje sie rozwiaza´c, to mo˙zemy pr´ obowa´c przybli˙zy´c rozwiazanie, czasem przybli˙zy´c r´ ownanie i rozwiaza´c r´ ownanie przybli˙zone w nadziei,

Dziel c bł d redniokwadratowy przez wielko prognozy otrzymamy redniokwadratowy bł d wzgl dny prognozy.. Wyniki te mo na zilustrowa

pienie, przez które tylko gdzie niegdzie

Jeśli jednak ma się świadomość, że pojedzie się w miejsce, o którym marzyło się od lat, o któ- rym tyle się czytało i rozmyślało – sprawy mają się zupeł- nie

Jak problemat Polski samej z ciasnej orbity jej interesów wewnętrznych wypłynął niezależnie od naszej woli na szeroką arenę polityki międzynarodowej i stał

Spodobała mi się ta atmosfera i poczułem znajomy dreszczyk emocji, to cudowne uczucie, że rozpoczęły się… WAKACJE.. Tak, byłem gotowy na nowe przygody i chciałem poznawać