• Nie Znaleziono Wyników

Społeczne tworzenie rzeczywistości, Warszawa

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Społeczne tworzenie rzeczywistości, Warszawa"

Copied!
5
0
0

Pełen tekst

(1)

iż nie wiemy, jaki jest świat poza jego językowymi reprezentacjami, twierdzi nadto, że go językowo konstruujemy. N a stronie 345 wyraża nawet zdziwienie, że przyroda jest mniej historyczna niż społeczeństwo... Czy redukcjonizm socjologiczny jest dokładnie tym, czego potrzebuje ludzkość borykająca się z destabilizacją swojego środowiska naturalnego? Myślę, że powinniśmy raczej nauczyć się pokory wobec świata przyrody, a nie przekonywać siebie, że jesteśmy jego konstruktorami.

Literatura

Berger, Peter L. 1995. Zaproszenie do socjologii, Warszawa.

Berger, Peter L., Luckmann, Thomas. 1983. Społeczne tworzenie rzeczywistości, Warszawa.

Bloor, David. 1991. Mocny program socjologii wiedzy, „Literatura na Świecie”

nr 5, s. 176-198.

Gellner, Ernest. 1992. Postmodernism, Reason and Religion, London: Rout- ledge.

Kołakowski, Leszek. 1984. Epistemologiczny sens etiologii wiedzy, w: tenże, Czy diabeł może być zbawiony i 27 innych kazań, Londyn.

Latour, Bruno. 1988. The Politics o f Explanation: an Alternative, w: Steve Woolgar (ed.), Knowledge and Reflexivity. New Frontiers in the Sociology o f Knowledge? London: SAGE.

Lem, Stanisław. 1996. Pułapka technologiczna, w: tenże, Tajemnica chińskiego pokoju, Kraków.

Siwiński, Waldemar. 1989. Blokada: Korespondencja z Nagorno-Karabachii,

„Polityka” , nr 40, 7 października, 12.

Todorov, Tzvetan. 1996. Podbój Ameryki. Problem innego, Warszawa.

Tomasz Woźniak

Solidarność po raz trzeci

W OJCIECH SITEK: Wspólnota i zagrożenie. Wrocławianie wobec wielkiej powodzi, Wrocław 1997, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, 110 s.

Gdy 10 lipca 1997 roku wody Odry zalewają lewobrzeżną część Opola wiadomo, że za dwa dni Wrocław zetknie się z wielką wodą, chociaż niewiele osób zdaje sobie sprawę ze skali zagrożenia.

Nastrój, grozę, ale i heroizm kolejnych dni rysuje nam Wojciech Sitek w pracy Wspólnota i zagrożenie. Wrocławianie wobec wielkiej powodzi. Jest to

(2)

w zasadzie pierwsze, w miarę pełne studium socjologiczne, aczkolwiek przez autora ujęte skromnie jako „socjologiczny przyczynek do analizy krótkotrwałej wspólnoty” .

Książkę rozpoczyna wstęp do jej drugiego wydania. Okazuje się, iż spraw­

dziły się socjologiczne intuicje autora, bowiem mit wspólnoty został utrwalony niedawno w formie kamiennej tablicy. Przy okazji jej odsłonięcia odbyło się spotkanie mieszkańców osiedla. „Imprezę zorganizowano na łące. Jako, że woda z niej jeszcze zupełnie nie zeszła, spotkanie odbywało się na stojąco.

W ciemności świeciły pochodnie, które przed niespełna dwoma miesiącami przyświecały pracującym na wałach.(...)”

Czytelnik zapyta, co spowodowało potrzebę takiej bliskości, a może to dziwne odświeżać tak traumatyczne przeżycia? A poza tym, czy te więzy mogą być trwałe? Wojciech Sitek odpowiada na te pytania. Książka posiada spory walor literacki - nie tkwiący bynajmniej jedynie w polszczyźnie respondentów, ale również w dobrej kompozycji pracy oraz w umiejętnym budowaniu napięcia. Nie jest to lektura jedynie dla mieszkańców Wrocławia, mimo że im została zadedykowana.

Rozdział pierwszy zawiera krótkie kalendarium wydarzeń: „Przed Wroc­

ławiem i pierwsza fala” . W rozdziale drugim podjęta zostaje analiza socjologicz­

na - j a k można się domyślać, pisana z punktu widzenia badacza i uczestnika wydarzeń. M amy tu bogaty zestaw cytatów z prasy, z telewizji, oraz wypowiedzi zarejestrowane na taśmie magnetofonowej przez samego autora. Zamieszczone są również wyniki badania sondażowego „Powódź w mieście” przeprowadzo­

nego między 27 lipca a 5 sierpnia 1997 roku na zlecenie Biura Rozwoju Wrocławia. Rozdział kończy wskazanie na niewykorzystane źródła „powodzio­

wej kompetencji” - historię i hydrogeologię.

W rozdziale ostatnim jesteśmy świadkami rozmów z biorącymi udział we wspólnym „powstaniu” . W klimat tych dni wprowadzeni jesteśmy poprzez dziesięć migawek - monologów anonimowych ludzi i ... jedną plotkę.

Podstawowa teza omawianego studium głosi, iż niespodziewana skala powodzi, a przede wszystkim u trata przez władze kompetencji informacyjnej, jest czynnikiem destrukcji dotychczasowego zinstytucjonalizowanego ładu i stworzeniem ładu wspólnoty. Teza ta wykracza - jak sądzę - poza granice zatopionego Wrocławia i może służyć do opisu zmian, jakie ekstremalne zagrożenia wywołują w społecznościach lokalnych - dodajmy, że dzieje się tak głównie tam, gdzie władzy brakuje kompetencji w urzędowaniu.

Atutem tej pracy jest fakt, że powstała niemalże na gorąco i dlatego w niezwykle wierny sposób oddaje ducha tamtych wydarzeń. Być może badania socjologiczne na temat powodzi przeprowadzone w przyszłości, zostaną po­

głębione i rozbudowane metodologicznie, ale brakować im będzie tej świeżości i autentyczności ujęcia, a daje je zwłaszcza trzeci rozdział, gdzie autor relac­

jonuje swoje rozmowy z członkami wspólnoty - poniekąd współautorami

(3)

książki; ich wypowiedzi są najważniejszym materiałem empirycznym tego opracowania. Sam badacz zamienia się tutaj w wytrawnego ankietera, skłania­

jąc respondentów do ciekawych i pełnych refleksji odpowiedzi. Nie pozbawieni gorzkiej zadumy, ale i przeżywający doznane niedawno uniesienia Wroc­

ławianie opisują samych siebie.

Rozdział drugi: zapowiedź, a jednocześnie usystematyzowanie problematyki późniejszych rozmów, otwiera zdanie: „Książka, którą oddaję w ręce Czytel­

ników, jest próbą uchwycenia pewnej rzeczywistości społecznej w chwili bardzo silnego zakłócenia dotychczasowego ładu” . Istotna staje się tutaj dychotomia:

ład zinstytucjonalizowany reprezentowany przez władze zarówno centralne, jak i lokalne oraz ład wspólnoty, oparty na wspólnym systemie wartości. Właśnie ta forma organizacji życia zbiorowego dominowała we Wrocławiu przez dwa dni, w sobotę 12 i w niedzielę 13 lipca 1997 roku. Utworzona spontanicznie wspólnota mieszkańców miasta, przełamuje istniejące do tej pory bariery ról i statusów. Z powodu braku procedur, mieszania się kompetencji i zakresów odpowiedzialności, faktyczną władzę posiadają media, głównie lokalne radio i telewizja. One to wspierają i kierują działaniami wspólnoty. Teraz już nikt nie koordynuje działań obrońców m iasta i choć, jak stwierdził prezydent Wroc­

ławia, „brak centralnego sterowania budową wałów był według mnie pod­

stawowym warunkiem, by można je było szybko wznieść” , to jednak działania te przynoszą wiele szkód, powstają niemalże jeziora i woda nie wypływa z miasta. Późniejsze rozbieranie tych barykad, stało się widocznym symbolem odzyskiwania kontroli przez władze.

W tej sytuacji, twierdzi Wojciech Sitek, osoby pełniące funkcje państwowe, ludzie w mundurach, m ogą włączyć się w nowy ład, pozostawiając stare role poza jego granicami (cywil wydaje dyspozycje żołnierzom i policjantom, strażnik miejski kieruje pomocą słuchając radia), lub bronić swej dawnej pozycji, co w praktyce, podczas wspomnianych wyżej dni, nie było możliwe.

W chaosie, który wówczas zapanował, była jednak metoda. Ów „nowy ład informacyjny” odnajduje dla swych potrzeb także nowe kanały łączności, również nie wspomnianą przez autora pocztę internetową. Wiele osób dzwo­

niących do radia odczytywało informacje, czy prośby o pomoc z ekranu komputera. Rzeczowość i wagę tych relacji potwierdza „Wrocławska kronika wielkiej wody” opracowana przez wrocławskich historyków - sąsiadująca na księgarskich półkach z omawianą tu pracą. Tutaj zapisy internetowe bodaj po raz pierwszy wkraczają do naszej historiografii, oddając obraz lipcowej tragedii.

Wróćmy jednak do Wspólnoty i zagrożenia. Konstrukcja typu idealnego wspólnoty wartości i norm, umożliwia już nie tylko opis, ale i prognozowanie zachowań jej członków. Nie dziwi więc stwierdzenie komendanta wrocławskiej policji, że „przestępczość w mieście była naprawdę bardzo niska. Kiedy do Wrocławia przyjeżdżali komendant Papała i minister Miller, to aż nie chcieli

(4)

w to uwierzyć” . No właśnie. Mieszkańcy miasta przez dwa dni wpisują się w pewien model, często rezygnując z manifestowania własnej odrębności, zapominając o miejscu w hierarchii społecznej, czy o przynależności do którejś z subkultur. Tracą posłuch dotychczasowi przywódcy, a przydatni i nieocenieni dla grupy stają się ci spisani wcześniej „na straty” . Mówi respondentka: „człowiek, którego miałam za nic, pierwszy wszedł w wodę z okrzykiem: ludzie, idę do sklepu, czego potrzebujecie?” . Szkoła samopo- znania i prawdy.

Potrzebne jest w tym miejscu zwrócenie uwagi na niebezpieczeństwo nakładania się obrazów, kiedy to budowanie pewnego typu idealnego wspólno­

ty staje się jednocześnie jej idealizowaniem. Otóż nie pojawiają się na kartach tej pracy Wrocławianie „spoza” wspólnoty. Oczywiście, rzec by można, że to nie

„odszczepieńcy” są bohaterami książki. Niemniej jednak byli tacy i fakt ten podważa moc przewijającego się stale słowa-klucza: „totalny” ...

Teraz osobista dygresja. Nie pytana włączę się do rozmów przedstawionych w ostatnim rozdziale książki Wojciecha Sitka. Mieszkam w dzielnicy Wroc­

ławia, która okazała się najbardziej zagrożona. Kiedy objuczona prowiantem i butlami wody mineralnej wracałam z centrum miasta, usłyszałam pełne współczucia słowa: „pani to pewnie z Biskupina...” . Wkrótce dobytek znalazł się u sąsiadów z góry. I warto tutaj podkreślić istotną różnicę w ramach wspólnoty zagrożonych: góra i dół - dół to ludzie z wyrokiem bez możliwości odwołania - mieszkańcy parteru. Lokalne radio nieustannie błagało o niwelo­

wanie tego podziału.

Później była bezwzględna walka z nacierającą falą. Warstwy worków z piaskiem rosły wraz z poziomem wody. Kilkanaście zdjęć wieńczących książkę ukazuje cały heroizm i poświęcenie tych, którzy walczyli z wodą. Zmęczeni, umorusani, lecz wciąż pełni siły. Zaś na fotografii, która ją otwiera, widać świeżo postawioną kamienną płytę i wyryte słowa: „I aby żyć, siebie samego trzeba dać...” - powódź 1997. Czyż można było znaleźć lepszy sposób na utrwalenie, zatrzymanie tej chwili? Czasu głębokiej więzi, serdeczności i zwycię­

stwa. Zastanawiałam się wtedy, czy w roku 1980 ten sam rodzaj euforii dawał się odczuć na Wybrzeżu. Chodzi o poczucie wspólnej siły, które zrodziło Solidarność. I niestety, bardzo szybko przekonałam się, że nie jest to energia rozpalająca wszystkich. M it wspólnoty nie był wszechogarniający. W tym samym czasie, gdy walczono o uratowanie zabytkowego Ostrowa Tumskiego, na wrocławskim rynku niczym na Titanicu, zabawa trwała w najlepsze.

W wielu innych newralgicznych punktach obrony liczba gapiów była zbliżona do liczby pracujących. Oczywiście ci ostatni mieli poczucie wyższości i bezwzględne słowa dotykały szukających mocnych wrażeń „turystów” z apa­

ratami fotograficznymi i kamerami. I być może nie warto pochylać się nad nagannymi postawami, gdyby nie fakt, iż są one idealnym antytypem, zaprze­

czeniem wszystkiego co w pierwowzorze ważne.

(5)

Wielu obecnych n a wałach spotykało mieszkańców z niezagrożonych części miasta, którzy stawali się pełnoprawnymi członkami wspólnoty, biorąc na siebie zagrożenie z wyboru. Myślę teraz o pięciu znanych mi osobach z dzielnicy Krzyki - obrońcach Sępolna, wału przy ZOO, dworca PKP. Kiedy pytam dlaczego, wzruszają ramionami. Nie poprzedzał tego żaden racjonalny namysł.

Po prostu nie sposób zostać w domu, gdy miasto woła o pomoc. Sądzę, że w ich przypadku powódź ugruntowała poczucie obywatelskiego obowiązku i od­

powiedzialności, które już mieli. Około stu młodych ludzi, po radiowym apelu dociera do gmachu Ossolineum, by zabrać wodzie blisko 200 tysięcy książek.

Dlaczego oni? Nie należy przesądzać wyników przyszłych badań, lecz praw­

dopodobnie siła wartości i norm, którą swą postawą uosabiało wrocławskie

„pospolite ruszenie” tkwiła w wewnętrznym imperatywie moralnym. Inaczej pozostaliby głusi na tragedię m iasta i ludzi, tak jak w przypadku tych, o których mówi respondentka. „Ludzie z miasta przyjeżdżali i płacili chłopakom na pontonach itd. po kilka milionów, żeby zobaczyć, jak wyglądała nasza dzielnica. Wycieczkę sobie robili” .

Nie ulega wątpliwości waga politycznego kontekstu powodzi. Trochę szkoda, że nie zapytano o to respondentów. Bowiem później, już jako wyborcy, w większości potwierdzili taktykę działania prezydenta miasta - Bogdana Zdrojewskiego, czy wybitnego negocjatora, przewodniczącego sejmiku samo­

rządowego - Leona Kieresa.

Egzamin z powodzi zdany został w niejednakowym stopniu. Ci z oceną celującą mogli powołać się na własne dokonania w ulotkach wyborczych.

W jednej z ulotek obecnego posła można było na przykład znaleźć informację o jego żonie. Okazało się, że znamy ją bardzo dobrze. To jej głos, poprzez megafon, wzywał ludzi przez wiele godzin do ratowania przemokniętych wałów.

W książce Wojciecha Sitka dojrzeć można wizję „społeczeństwa alternatyw­

nego” . Zbudowano nowy ład, ugruntowany w autentycznej ludzkiej wspólno­

cie, ale też wsparty obywatelską aktywnością. I dlatego ci, którzy zaistnieli we wspólnocie i podjęli decyzję o działaniu, przynajmniej teoretycznie mogą stanowić bazę dla wyłaniającego się, samorządnego społeczeństwa. Niewątp­

liwie te gorące, lipcowe dni, sprzyjały formowaniu się tożsamości obywatelskiej.

A na wystawie zdjęć z tamtych dni, autorstwa prezydenta miasta, uwagę przyciąga pewna fotografia. Budzi ciepłe uśmiechy. Widać ogromną barykadę z worków na ulicy Ruskiej. N a niej duża płachta czerwonego materiału z napisem: „Barykada imienia Włodzimierza Cimoszewicza” . Nie utracono pogody ducha, bo przecież tutaj powstała Pomarańczowa Alternatywa, właśnie w Naszym Mieście.

Małgorzata Jarońska

Cytaty

Powiązane dokumenty

W przypadku porażenia elektrycznego należy przede wszystkim uwolnić rażonego spod napięcia przez wyłączenie wyłącznika.. Przy napięciu do 600V można

surowiec o charakterze pucolanowym, którego głównym składnikiem fazowym jest metakaolinit powstały w wyniku częściowego rozpadu struktury kaolinitu w temperaturze powyŜej 500 o

Ponieważ życie społeczne, procesy społeczne to coś przedmiotowego i bezpodmiotowego oraz nieosobliwego, również zbiorowości terytorialne i terytorialne grupy społeczne, od

Szczególnie, jak to jest środek sezonu, jak jest dużo pszczół, to wtedy jest matkę trudno znaleźć, ale właśnie znakuje się matki, chociaż nieznakowaną też w sumie

Tym, co decyduje o przedmiotowości przedmiotu, jest stosunek do bytu w znaczeniu obszaru, do którego dany przedmiot się odnosi, niezależnie od tego, czy będzie

Wszelkie działanie ludzkie, które powtarza się, przechodzi najczęściej w nawyk, a jeżeli posiada dużą częstotliwość, wówczas może stać się wzorem. Wzory takie mają

rodne formy kultury lokalnej, a kraje Trzeciego Świata stają się obiektem nowej formy imperializmu - ekspansji środków masowego przekazu (Giddens

Pomimo dynamicznego rozwoju wykorzystania odnawialnych Ÿróde³ energii œwiatowe zapotrzebo- wanie na energiê pokrywane jest przede wszystkim przez kopalne noœniki energii