S z t u k a t o n a j w y ż s z y w y r a z
s a m o u ś w i a d o m i e n i a l u d z k o ś c i f.J D z i e ł o s z t u k i - m i k r o k o s m o s o d b i j a j ą c y e p o k ę ,
J ó z e f C z e c h o w i c z
literatura i sztuka • kwartalnik
H i c r s y e B o h d a n a Z a d u r y , T a d e u s z a C b a b r o w s k l e g ^ Tbmasza Wazrttgo i in. • Proza .hicku Łukasiewicza i Adama Binduei
• Szkice o wierszach K. Kapuścińskiego i S, Rudnickiego • ' wj o realizmie magicznym • Pianki HiLsi S t ę p n i a k - W i l k
• Lamoriski o Potokach w Pani u * Europa historia, muratffc.
akcent
Zespói redakcyjny
MO WIKA ADAMCZYK GARBOWSKA JANINA KtlNEk
ŁUKASZ JANICKI
LECHOSŁAW LAMEŃSKI
WALDEMAR MICHALSKI (Mkrrlorz wdaiĄi}
ANSARUMAN
TADEUSZ SZKOWT JAROSŁAW WACH
BOGUSŁAW WRÓBLEWSKI fn-duktur naczrfrry) A.MFFA WYSOCKA
Lłmnnt KjhikiIlkji 4nhnknta
Jitfui: iiJfrti
Sfcllc WipÓtffftKltfĄ •
Bogpsfow łiieiti ( FniiiL-ja}, Man-k Duhic-ikitwlcz, Dunąf,
Jteef Fvrt, ŁjJtAł^J: Gawmftski, Michał trtowifułi, Andrzej Gaworski, MogdnteneJattk&wSitd, Air nu Koctbriayk. fc/Vfitt tovJl\y (Węg.ry
Afarrk Ktuiba (K^rmch Jerzy- Kultiik, Eliza LffiCZyńsfa-Pieniak, Joćfk ŁukaftewtO, Łukasz MaręfActak, Anna Mazurek,
Wojciech Mfyttdttti, Dariufti Afotffwfn (USA), Dominik Opat a ki,
Wacław Oszojcp, Myknłn Rtabczuk (Ukraina), Malgaraala Sztachetka, J^rzy Śtoięi-ti. Bohdan Zadum
rok XXIX nr 1 (111)
2008
l i t e r a t u r a i s z t u k a
t.:?ascipimno patronackie HiMioluki Nuruduifrtfj
wydawane na zlcccnic Ministra Kultur) i [fcrLrdy.icrtud Nd r o d o w e j
NurTH.-F I/200JS htl:zlI i/owiino [ir/y purtiocy finansowej
WojfwM^ictrt O f P K l M K u l l u n
7C irodtńw Wnjcwńdzlwu Lutltlsh[t|;Q .AJcfitiit"1 kor/.\ HM ic wsparcia Kahci-lurii St?nnlu KrrciyptapitLEtLj Poliihkj
(projękl Polłkif rifdowfdy, pnlstif znaki zapytuniti)
J^nlnL-rem mLuJialrym „Akcentu1" jest K;ic)iu 1 .u I • I • n S.A.
PL ISSN 020&-6220 NR rNDEKSU 352071
ę Copyright 300& by ..Akccnt' kwa rtalnik
Na picTwsjłdj Itralk nfcladki:
Wacław B o i f c k i : W k a i e {Mtodośćh 1932
\ a k w i t u j manat okładki:
Arliir Nflclil-SiinibHniki: Liście tia czerwonym tfcn E95K
Dzielą rEproduk-Lmilni: uli tfkliidęę znajdują W liliwiich
Muzeum Narodowego we W^ciawiu
AJceri redakcji:
20- HZLuttm, ul. GrodzM^m piętro Icl,
Mnail:
^ ww.olecaiLgkLpl
MjUęrislnw nic /jjnuwiuaych KHfrkcja nic iwrata.
Kcdakcjfl zestRtga nob]L' prawy dokonyurjuna sknił(Vw.
Informacji 0 prtmuntrtcif: U kraj i Mgjflnicę udzielają
urzędy pocztowe. RlilIi SA. Kolpwwr SA i Ars Polona.
Cena p(V(IUi11firaT> krajowej nd ukrt-H jt-dntgu fuku wynosi PiCJ)jĄ(l7c inoiriii wplueać Itikt.e bezpośrednio na fciłulu wydjwty:
Wsclioctnia Fundacja Kultury „AkanT FSjtnlc PBKAOSA* V O w Lublinie nr rsch u nŁu: 50 1240 1 503 11 11 0000 1752 Sft67
Luh pr/ck;L/LŁm pocztowym poJ adresem redakcji, podając wyraźnie adftrS prtnumCRitiłra
i zajmac/ając na odwrocie pnxktt!U Ł,pPCIlumetiit0 Akcentu*'.
W USA „Ahttnl" Jul p r k z njsiępujittluiffliirmf!
Poliih American Hookńlore, „Nowy Dziennik" - Pol"Sh Amcrieun Daih Newjj 21 Wist łSlh Strccft New York. STY 11)016
Mira Puacz; „Polonii" nooksiofe; Milw.ujkcc Avc.; Chicag 1L ćOftl H lVc Kranfjl ^ r / t i l t l prowadź;
l i t a i l i t PolonaiM: fK^yjmLii Pobki), 123 BJ St. Ciermaln. 75006 fury*
WyJaiłcj:
Wschodnia fundacja Kullury „Akrent". 20-1 12 Inhlin. ul. Prodlkfl 3 liihliultku Narudunn. l>/ial Wytluwnkzy Czasopism PatfiMlłckkfe
02-086 Wknuwi. NiefKKl^lcwci 3 U lek 22 608-23-74. Id/fcu 22
e-nwil: tiuspuLfim W tm.ftf£.pl
Naktiid 104X1 Drak ukuńeiOflfl 11 ( J H m 2fK)R r.
I.ijuli: MuLmJruk ŁAH Lublin, ul. Ulłkka 4
Ccilb /I 10,-
S p t s t r e ś c i
Bohdan Zibdura: wfcrf^f 17
Jucck Łukasiewicz: frg&moie oczy krótkowidza ! 14
Tbdeusz f^ahrowskir wiersze i 22
Kin^a Janowska: Rtaiizm magiczny jako oĄppwiedl na potrzebę obcowania z mitem i 25
Tomasz Ważny; wiersze i 35
Adam Binduga: MatagŁtSwkał 39
Bogdan Nowicki: wiersze i 46
Jan Wolski; tr Wsłuchaj się w g t a t który jest w Tobie ", liiozoftczrtapoezja Rysnarda Kapuścińskiego f 49
Waldemar Jocher: wiersze f 57
Iluna Klutsztcjn-Gruda: Zdrada i
Grzegorz Tomicki: wiersze / 67
Paweł Gcmbah Sonet wiecznie iywy. O liryce Sławiiimru RutbticJdeęo
i nie tyiLft / 6M
Ali Pyxlrimja: wiersze i Ul
P f i 2 £ K f t O J E
kumpii, hislorin, narracje...
Tiłdcjs?. Szkolut: Ettropa Wschodnia i Europa ZachodnUi jako konstrukty
ideologiczne fNorman Davic?i: „Europa między Wschodem a ZachuJum"];
Łukasz Janic|q: O wiei^tnut n{i wiele sposobów [Jarosław Marek Rymkie- wicz: ^Wieszanie"]; Ann:i Zlfbidska-Wiick: Umysł H* sytuacji granicznej
IJtan Amdty: „Poza wilii) i kar4- Próby pr/ctamaria podjfte prze/. damaiK-
Jacek Skawiński: Nksttttotypowo o stereotypach [J«zy Baitmirtski:
^Stereotypy mieszkają w języku"]: Łukasz Jiiniuki: Euwp^jskie dylematy
f Wacław Sadkowski: „W drzwi ach do Europy" |; Heala Pttymuszala: Her-
bert - zderzenia tekomwre [o wybranych książkach HettartowEkiej w;rii wydawnictwa Gaudiurst „Biblioteka Pany Co£ilo"|/S4
P«ccJ. poecL.
Andrze j Goworski: Poitrwattie rut ftotwwteza [Wojciech Bonowicz: .Pełne motsce1', LŁHurtownia tan i Wiersze ludowe"]; Marcin Orliński: Htyłwtfywu-
nie iw iti \ Jacek DdineL: „Brr.yiwa okamgnienia'1]: Waldemar Michalski:
Globabm wołrurićczy Niewolenie? Słowa o poezji Bolesława Tabcrskiego
[tiofeslau Tabor^ki: „Plan B W i e ™ 2004-2006", „Mój priyjaticl Sztk-
•pirH; Pawct C -cnibnl Jest tuki rodzaj twórczości poetyckiej, są takie Ute rtti-kir biogrąfie \ Konrad SularskJ; „Na pm(wójncj ziemi"; ,Jnk h]i>ko. An-
tologia poezji węgierskiej spoza granic Republiki WęgicnikiejH: Mariusz
Solecki; Rozbrajani* prtfstfaśa IPiotr Ro^uski: „Co mnie obcbłtd^ Niem- cy? Was gehen mich die Deutscheo an* Wiwsze/Gedithte^J; Ewa Dunaje
l ^ j n t a ? ft^ nii być Bogiem [Krzysztof Karasek: t.Gry weneckie11:
Bogusław Bida; Żal byłoby opuścić ren świat O wier&wh Romana Choj-
nackiego [Roman Chuyrtac^i: ^Lekcje przyrody1"*] / 113
PLASTYKA
Lechosław L&merisld: Paryt Pary i i je ncze rai Paryt>- t ^
BARDOWIE
Ba^iił Stępniak-Wilk: wiersze f ISO
TEATR
Grzcgor? Kondratiuk: 0 M^fw SabickiegO W Teatrze im. Osterwy f 159
Jarosław Wach: lV M^dzynunniowy Festiwal Teatralny
Betlejem lubelskie /
HISTORIA KtiiniJ Sutarski: Mu&unt węgierskiej Polonii t 169
BEZ TYTUŁU
l i s z e k Mądzik: Tharz ( ]74
NOTY
Andrzej JtfDtfyflski: Poiska wNorwćgttł 176
j i3xi Lewandowski: O Polsce i Pohkctfh w szentkim ssiecie i nie tyłków i
Mal gorzała PoŁcflt; Rozbite tustraświadomości MSJ
Anna Tninkolaska; Wilia, Prypeć,, DttUsto.t O ksiątce Jarrnza Mtchalskiegp 1184
OŁjsm Białek Szwed: Kultura pogranicza nairttów- tradycje, nadzieje.
zagrożenia 118-7 Nol> o autorach t 190
BOHDAN ZADURA
Zakład
(damsko-męski)
nie było mężczyzny
zdecydowałem sif na kobietę skoro już lan] poszedłem właściwie dziewczynę wysoką i szczupłą
z krdlko przyciętą grzywką pracowała tu od niedawna
widziałejn ją chyba trreei raz
siedziałem że się dopiero uczy b y k tańma
o jedną trzecią jak?
spytała kiedy usiadłem ori by wiedział
co najwyżej by zapytaj
tak jak zawsze?
wystarczyłoby skinąć głową
ftłe kiedy zobaczyłem na jej prawym biodrze na żwiującynii łufaio pasie kaburę z pięcioma parami
noiyezek
rozchmurzy tem się
Trampolina
ojciec iłłojej maiki
orał pole sial zboże hodował twinie kury i krowę
6
15$
ojciec mojego ojca
byl murarzem zdunem i stolarzem [ijclj.il kartofle
kartulle rosły na polu na który ni teraz stoi blok
W klńrym mieszkam ydyby nie matka i ojeicc miałbym w s w i i n czasie punkty za pochodzenie ale obyłem się bust n Lirhi
o j d e e zaczaj studiować weterynarię jcszeze przed wojną
x%-ięc nawet gdyby nie nastała Polska Ludowa
nie pasałby do końca życia krów
iJe Mieczysław Rakowski p s i n i e by pśLsał
i mój cioteczny brat pewnie nic skończyłby technikum elektrycznego w wojewódzki rn miejcie awans społeczny
to nic (akie puste pojęcie jak mogłoby się wy da wad gdyby nic Polska I-udowa
ojciec zapewne kilka tal wcześniej dostałby profesorską nominację wręczył m u j j j w 1974
Henryk Jabłoński Przewodniczmy Kady Pań^wa łąki
dzisiejszy l^ech Kuczyński bo wtedy nit było prezydenta to znaczy byt ale kolegialny co w latach osiemdziesiątych mieli do wyboru
ambitni chłopcy ze wsi?
państwo i partia niewiele im oferowały seminarium
otwierał u im Świat jeździli do R/ymu
wracali z doktoratami zamiast krów
owieczki
Wikzarz
(hodowcy psów)
Można by pomyśleć ktoS kto Lubi wilki
albo coś na takiej zasadzie jak mleczarz
a to rasa psa
Nie wyspa! się mój młodszy brat budzony w nocy
przez telefony
choć gabinet ma czynny od 17.00 do 20,<M>
Lubię z nich rozmawiać nie o polityce
nic o rełigii nic o filozofii a o weterynarii Jedno szczenię urodziło się drugie
choć upłynęły dwie godziny
nie chciało właścicielka
zadzwoniła po trzech j pół
zaordynował u s t i z y k z oksytocyny jak nic podziała pod dwóch godzinach
nicch dzwoni zadzwoniła znowu półtorej godziny za pó/ntt
skończyło się ce&arką wyjęli drugie
w zanuatwicy
znam ji{ od lat - mówi - nic (Śmierdzi groszem knpila lę sukę
za trzy szczeniaki
niys3i|L- pewnie że na niej zarobi to jaki;! rasowy pic*'?
wilczarz irlandzki
9
duży?
80-92 centymetry w kłębie
47-55 kilogramów
drogi'?
1000 euro za szczenię
taka super ta suka
że musiała mieć super samca baba nawet niby byia dblataua bo mierzyła jej: progesteron i jak był najwyzszy
to jechała z ni^ do Holandii ale po kilkudziesięciu godzinach ter poziom już mógł spaćć
1000 euro za krycie
u nas jeszcze rozliczają się szczeniętami
w Luropic już nic z ręki do ręki
nawti jt^łli okaże ^iię puste mój kolega po tacłra parę tal temu
wuzil sukę do Belgii nie do£ć że zapłacił osiemset euro to jeszcze dostała ropomacicza
każdy Ł tych hodowców których znam
ma jakiegoś pierdolca jedna co hodowała takie białe gówien ka mniejsze od yorków jak się szczeniły
odsysała je własnymi ustami myślą że zrobią interes a zapominają
że wszystko co żywe to niepewne
mńwi mój brat i chyba nie wie że i t g o nie przeczytałem u żadnego filozofa
t o
Z czego wyrosłem
Z rodziny inteligenckiej w pierwszym pokoleniu z raczkowania
homo ercetus
z futerka z pomponami z podkolanówek z czapki pilotki
z marzenia o czapcc-nicwidce z erekcji u świcie
która dziś jesli się pojawia to na mgnienie
tak że można jej nie zauważyć i nic trzeba ukrywać
Z lęku przed śmiercią f(*l dzieci fał wa się bałem że umrę przed końcem życia a tu proszę proszę)
£ piug-pongft f. pchnięcia kulą z tenisa
z marzenia o zloty io medalu na Stadio Otimpico w | % 0
w biegu na 5000 metrów zjeżdżenia na rowerze t brydża
z prowadzenia samochodu
Inie straciłem zdołnofSei kierowniczej tylko samochód slraeii zdolność jeżdżenia) z wiary
że Bóg jest r;w;z<?j wśród chmur
niż w splowiałym btękicic z przekonania
że dobry wiersz
daje większą przyjemność niż widok zjjrahnyeh potffladków
L
Gwiazdki belki wężyki
kiedyd
czytając wiersz istv3na Kovńcsa c Kalynij
i wiersz Dmyira Pawłyczki 0 warszawskim
Pałacu Kuliui v w którego oknach pojawiały stf twarze
zamordowanych polskich oficerów pomyślałem
że po polsku
nie da się już napisać
• tym dobrego w iersza poezja
przynajmniej jak ja rozumiem nic jest
od spraw oczywistych
jednak kwiecień w październiku przesunięty na listopad
stwarza jakąś szansę masowy mord zbiorowy awans ÓS lat po
tylko jak to jest z tą łącznością między żywymi i umarłymi
a jeśli ttnu działa tylko w jedną stronę 1 żaden porucznik się nie dowie żo jest już kapitanem
żaden major Że jest podpułkownikiem żaden pułkownik
nie zauważy wężyka i lampasów nawet po /martwychwstania ho jak się zdaje
zmartwychwstaną nadzy z drugiej slrony
nawet jeśli widzą to teraz z góry jakimś wzrokiem bez oczu
dziwne byłoby gdyby w obliczu Boga mieli ochotę zajmować się
dystynkcjami zastanawiać się
csemju Co nazwisko przeczytał
pnn prezydent
to Maj u Komorowska
a nazwisko tamtego Jan Pietrzak i kto miał więcej alfabetycznego szczęścia
myśleć
dlaczego wszyscy o jeden stopień a nic o dwa
skoro nie pociąga to za sobą żadnych skutków dla budżetu
nawet jc<li nie są tylko prochem zmarli
mają to wszystko głęboko w ziemi
B&hdm Zmfara
JńTtf Pankiewiczr Martwa mrnm) z iłWKKzmJ i /iaz?rnr i w ł
JACEK ŁUKASIEWICZ
T r z y k r o t n e o m k r ó t k o w i d z a
HVjtyfTVJtfryV ksiąz^f fttlip Corfaymi -Xircr w klasy '' (w prtfkladrłr Zcfii Ow}(iz\A-
skiej. Kraków i 974). Biorę I rur; magiem* tmtfr Nb ftiszf ..pożyctfm ", łiópófyezont
fwhii zwrifcif, a jak^e tu mówić o oddawaniu.
I
Miała platynowe wlcsy, nudziły jąmuzea, pierwsza Maga. Siedzieli w piz- zerii, patronka, gruba sycylijska Żydówka kazaia czekać. Jej mąż toczył wtedy wino - ciemne, cierpkie, stawia! jc przed nimi. na gołym stole, W chłodnych karafkach, Potem przynosił arkusz, pakunkowego papieru, co o z n a c z a j że będzie jedzenie. Wystarczy k> p r / y j ^ tu parę niz.y, by stać się
znanym i ii/iiatym, a nawet przedmiotem pewnego zadduiwieiua. Aż do wieczora. Regularnie o Siódmej loku] zapełniaj się młodzieżą, chłopcy i dziewczęta przychodzili tu na kolację i nie można juz było siedzieć dłużej przy samym winie, Starcy sycylijscy £ydzi zwijali się wtedy w pospiechu.
Traeha było przeje przez most. jeden.dntgi. minąć wyspę. Prawie rytu- u lnic się- pocałować w- |>uflyku świątyni Diany i czterokrotnie w każdym z rogów bramy Tarkwiniu sza. Byli! ciemno, Maga miała włosy platynowe, spadające rtłdzajem grzywki na szerokie czoło i nu w t y krótkowidza, tro- chę zamglone, widoczne to było nawet mtaj, gdy zdejmował jej okulary.
Hyla fi wiadoma dokładnie tego wszystkiego, co robi. może dlatego, że lubi- In To mbić nade w.nzysiko. Ciała była emgcriua, fizycznie i psychicznie, nie by!a to jednak eropennośe historyczek, gwałlowna, niespodziewana, prze- mijająca szybko. Je) erogenno&r udzie]ała^ię t a k ż e j e m u - a też wszystkie- mu, co pozostawało na zewnątrz nich, Wszystko rodziło pożądanie, - One udają - mówi ta o kobietach z pornograficznych zdjęć - zdradzają udawanie oczy, one nie mogą tego udawać. Czyjej oczy nigdy nie udawały? H. nie mógł no lo odpowiedzieć z cflfo pewnością. łłyć może dlatego, że były to oczy krótkowidza i rozkosz mieszała się z przyrodzonym ich omgleniem Nie był więc istoty tc^o ooigknia pewny, wiedział jednak, że ona lubiła
„robić miłość" nade wszystko. I tędy - ale tyłko tędy - rceczywiigcie trafiała do świata. Nic innego jej się robić nie chciało, nic z lenistwa, ale z braku prawdziwego zainteresowania, posiadała tylko jeden kłuć z. Jej klucz był foniczny i wyglądało oa to, że ona, władnie ona a nie on, chceiym kluczem otwierać świat - gdy w ciemności siedzieli na lawee w długiej alei rzym- skiego cyrku. Krążyły koty i samotni mężczyźni, trawieni niecierpliwością, chodzący, skradający się. pojawiający się na icb drodze, tropiący, niby obo- jętni. chcący pinlpalrzee, nasycić siętym, ate tęskniący i nienasyceni. Rzym- skte koty i rzymscy mężczyźni, u płaszczach i szalikach mimo późnej win- sny, wychodzący niby to pa wieczorną przechadzkę. Maga nic lubiła tego.
Do sztuki miała ten sam klucz fal liczny W muzeach oglądała najchęiniej ukty kobiet, ale nie te siarogreckie, proporcjonalne i hieratyczne, Nąjbar-
• • +
15 15$
dziej z rzefbiarzy podobał jej się Be mini. H. socjalnie zaprowadzi! ją do Vi]la Borghese, gdzie Prawda przeżywa orgazm, a eiafa kamienne sit jak żywe, naturalne. Tctt fanatyk cielesności z brązu i marmunt w tym kierun- ku, i tylko w tym, łamał przeszkody. Żywe ciała z metalu - nie byłożadtiej
sztuczki .
..Ach. mówiła. oddzielam łóżko od wszystkich innych moich spruw". Cki- powiadał, żc to niepotrzebna hipokryzja, ?e wforfme powinna od tego wy- chodzić. w-s/ystkn. co robi. także tworzy, musi być przedłużeniem tego, co
się łubi najbardziej, najgłębiej.
Trochę zwiedzali Miasto. ale to zwiedzanie szybko zmieniło się w szuka- nie mie jse dogodnych na miłość, Jakby Maga miłością ożywiała cegły i ka- mienie. Taką miał Magę, z lego co o -iobie mówiła - leniwą i samolubny.
W długich. szarych ruinach Om ii . wśród domów bez dachów fale nie ro- biło to przykrego wrażenia), ulic i podwórek - Pewnego dniu <Ji> puriu prze- stały tu przypływać -statki ze zbożem i wielkimi darami świata. więc i mieszkańców powoli ubywało. I odkopano to miasto nie po kataklizmie - jak Pompeję - ale bez tropów, wcześniej wyludnione. z domami i świąty-
niami, W tej Osiii ryzykowalii że wejdzie na nich któraś z wycieczek, krą- żących po tym płaskim obszarze. Maga „robiła miłość" w M itrami. A ro- biąc io. otwierając Świat na swój sposób. nie myślała o dawnych rytuałach,
Świat przystosowywał się wtedy do niej, wszystko wklęsłe miało być wy- pełnione wypukłym, i jeśli ją fascynowało ciało innej kobiety, eiało posagu, to jako trudność; aby w niej. w jej eiclc to co wypukłe wypełniło lamto wklęsłe i aby to. co w nie} wklęsłe, wypełniło się tamlą wypukłością. Świat odbierany zmysłami, tylko zmysłami, zabawa wielkich obłych psów. Byl psem. inaczej począł patrzeć na swoje ciało, jako na coś Własnego i potrzeb*
nego Madżcu Jako na coś w każdym we/ególnie naturalnego. Powtarzała:
pt»wiedzt co lubisz, chciała tego, co on lubi. Mówiła prawdę, czjęfe-iej mz mu się io z początku wydawało, Ftzyjął ją początkowo jako naczynie kłam- stwa, ale ona taka nie była, Pogrążała się we wspólnej miłości, z dnia na dzień. Potem - wiedział - szybko jej lo piwejd/it.-, ;ile lefiiz lo ją iylko ob- chtułziło. zachwycało. te^O chciała: jego, ich wspólnego, przelotnego zachwytu. Jak w tym hoteliku we wspaniałej scenerii, i ktńrego nie wycho- dzi h prawie, tylko uaehw%Ł żeby traf zjeść, odetchnąć, zobaczyć jeden ze słynnych tutaj ogrodów - i wracali, i działo się to, co ważne. Szła do łazien- ki, on czekał nagi, owinięty w purpurową kapę / łóżka - jak w płaszcz.
Unikała ^lów ondyniimych, gdy szło o sprawy pici. wołała, żeby on na- rzuca! terminy. Sądził, ie świadczy to o jej, Mjigi. inteligencji - Zmieniało się lo w chwilach szczytu, Kiedy inne kobiety powiarzają najczęściej imię partnera, odwołują się do niego, ał bo jękiem dają lo do zrozumienia. Maga krzyczała wulgarną modlitwę falliczną. Pierwszy rnz uderzyło lo Horutia, nie jego miłość własną fdo lego się nie przyznawał j, ale jego poczucie l^Ll-- tyezne. NL- chciał tanieli bluźnierttWB, nułośĆ nic p<ł^inna być czarną
tnszą. Pótem się przyzwyczaił, gdy Maga siedziała na nim, rozkraczona, z uniesioną głową, ze wzrokiem, którego nie można pomylić, żapataflfia W swoje wnętrze, rozdrażnione do krariea, krzyczała swoje grabc słowa, klóryeh tu na szczęście nie rozumiano. Kiedy indziej knyczaia je w po- duszkę, Zawst£ jednak w takich chwilach on byl bezosobowy, jakby byl lyłko narzędziem. Czy o tym myślała, gdy mówiła o oddzielaniu związku erotycznego od innych form związków? Czy krzycząc to w chwilach ruzkłi- szy. niszczyła osobę. dcpcrSolfaliZOWnla każdego kolejnego partnera? Gdy
się spełnia, ważne jest tylko narzędzie. stające się istotą, nit człowiek, lec?, członek. Usobnik musi zginąć w tym momencie, trzeba zniszczyć zaklę- ciem, ulożsamić z łallusem, aby nie nic było ptKlwójsie, aby by to jedno - całość. Ona - leniwa, zwycięska i pełna.
R y b tak menssywna, żc kiedy czasem nie przychodna albo się spóźnia- ła. pt>dejrzewat, żc leży w łóżku i jakimś młodym Włochem. których ' y 'u
się po jej domu kręci to, lub M chce wyprobować któregoś z nężczyzji- kotów stąpających, tropiących, penetrujących miny zamienione w parki.
Horatio. którego dusza - jak sądził miała naturę ratKj religijny. miał odrazę do pogaństwa włoskiej sztuki, drażni lago zmysłowość wprowadza-
na do Świętych przedstawień ich prcickstowuść, Według lego ustawia! swoje hierarchie. Teraz żył jak pijany, z a c z y n i patrzeć Magą. prze/ nią. jej czu- ciem, Jo którego dostosowywały się jego oczy. Odpowiadała mu ta zmysło- wość, iaiiMcfli leniwa i aktywna. Odpowiadała jego naturze, ehoć była dla niego za trudna. pewnie dlatego, >e - w przeciwieństwie do Magi nie potrafił oddzielić zmysłowości t>d pornografii. Ze lakie zawładnięcie przez własną zmysłowość i własny zmysłowością, jakie było LI Magi. dla niego stanowiło ideał nic do osiągnięcia.
II
łTProwadzie Magę za rękę. i ^ z in;| w deszezu, jakby była dymem z pa- pierosa, czymś, cojesl częścią nas samych, w deszczu'1 (Gru u- klasy, s, 75 )r
Zaborcza miktóć niszczy harmonię, a piękno Paryża polega na harmonii.
Druga Maga, szczupła. w swoim płaszczu w kratkę przystawała na ulicy, jak przystają czasem nagle dwunastoletni chłopcy. Spóźniali się zawsze bez powodu i bez winy, jakby miała w sobie wmontowany iiikio|W>-Jtiająey mechanizm, Dawała się prowadzić. „Ołivcira objął Magę wpół, lo takie mogło hyć tłumaczenie^ ręka obejmująca czyjąś talię ciepłą i szczupły idąc czuk) się delikatną grę mięsnir niby język monotonny i uporczywy, jakiś uparty Berlitz: Ko-eham. Ku-etl&m. Ko-diant". Tęskniła, martwiła się, gdy nie dostawała ostatniej fotografii rosnącego w odległym kraju .synka. Lubi- ła sentymentalne wiersze. W tym mieście, nie zwracającym uwagi na pr/y- hyszów, harmonia wyrażała się w kolorach, w niebie, chmurach, cieniach, tynkach, ziełeni. Wszystko zmieni ido się w róż lub w ciepły fiolei„ którego nic było widać, ale który Się CZuło, Ujawniał się dopiero na obrazach mala- rzy, jak prawda świata ujawnia się dopiero po wywołaniu fotografii. Maga poruszała >ię po tym mieście. jakby był a jego częścią, a jednocześnie jakby chciała, aby gotowa już harmonia w nią weszła. Wieczorem parzy la w swo-
im pokoju dla nich herhaię i broniąc się otwartymi dłońmi, które trzy muła blisko piersi, pozwalała się całować. Cała skńra jej twarzy modelowała się ł. wysiłkiem,, coraz to inaczej^ dla pocałunków. - To niemoralne, mówił llo- rutio. zachowujemy <iię jak dzieci* ale bez ich niewinności.
Tak jednak pozostawało; W napięciu lego miasla, w jego harmonii' wclio- dziło w sztukę, w pluki, obrazy, archilekturę. Nic nie było bezpośrednie* bił
nie było dopełnione. Opisywać można ich relacje tylko mnożąc, jeszcze mnożąc, opisy Paryża. Chodzenie ulicami, wstępowanie do galerii, wynaj- dywanie ławek w cieniu drzew. Świat był wymcłdelowany w idyllę: nie jesi
to jednak • wbrew pozorom - forma najłatwiejsza, wymaga ona bowiem uznania porządku natury oraz przyjęcia, iż nie jest on dostępny. Natura to było ciało Ma^i, dojrzale i zapewne, na swój .sposób, doświadczone. Kultu- ra t o - o w a obrona i oWc sahłimacjc, bloratioczui się dzieckiem i Cliwiłami
"•'tH
dawało to poczucie niezwykłego szczęścia. Maga również „była na waka- cjach": zachowywała przy tym swoją względem niego niezależność, taką jaką mogła, jaką umiała - i była z niej dumna.
Nie było lo całkiem rzeczy v ister ale i Pary? był nieprawdziwy, jak obrady impresjonistów. T^/in obrazom nie można Zarzucić upozowama, ałe można na pewno powiedzieć, że tak nie jest, żc świai nie składa się z fiifletowych cieni i falbanek bałełnie. To nie trzeba się okłamywać - nieprawdziwość.
1 zasady moralne - nieprawdziwość; i całowanie się w cieniu platanów nieprawdziwość, ł wielbienie witraży i r/eZb romańskich za to, że niby wyrażają [en sam porządek, porządek ich dwojga. Magi i Koral ia - nie- prawdziwość. 3 te jej Izy nerwowe, ani łzy rozpaczy, ani szczęścia - nie- prawdziwość. Płyla grająca kwartet BcettKWena - nieprawdziwość. Maga Stojąca na swoich chłopięcych nogach, wyglądały iak, bo spódnica zakry-
wała uda. a tylko łydki miała bardzo szczupłe - nieprawdziwość. Harmonia wielu dziel, jakie oglądali la w mOze&ch, nałożona była uerciwie na naturę, nadawała jej rzeczywistość w te] mierze, w jakiej rzetelna sztuka, sarna śmietanka rzetelnej sztuki z różnych wieków - może nadać naturze rzeczy- wistość. Ałe — myślał Morałio- czy można patrzeć na rzeczywistą hamio*
nię grzęznąc w nieprawości? Smagła twarz Magi. w- niej zawsze było pyta- nie. Szuka we mnie. myflal, oparcia, bo pusiada swoje oparcie gd?ie indziej, na innym kontynencie, w dalekiej ojczyźnie, więc tu s/nka we mnie oparcia w nieprawdziwości. Chodzili po parku w rońiaincblcau. trzymając s i ę / u ięve, albo Leż on kładł rękę na jej ramieniu, przesuwa! ją potem na małą jiierś Mftgi-czsodziejłd. w tym dużym, pięknym i pustawym parku była także, obok innych kwafei i gazonów, tego parku miniatura. Można więc było dostosować wymiary do swojej ochoty. Ta miniatura (o było oczywi- ście coś więcej niż pudełko z czekoladkami, ale nic był to model kosmosu, iak uważali niektórzy. Raczej była to dworska zabiLwka dla wygody wy.
kwtntnych rozumów i oświeconych LLCZU^. Tutaj V1aj;a nic stosowała swo- jej tarczy z rozwartych dłoni; nie sądziła, aby jej tu mogło coś gromić, przy- tulała się całym ciałem. podnosiła głowę do pocałunku; otzy miała suche wtedy albo były w nich łzy - to nie miało znaczeń i a.. Tylko jej częćć odda- wała się, żądała opiek i od lloratia, Wiedział, że nic jest lo część Magi naj bardziej opieki potrzebująca.
III
Trzecia Ma^a była malarką. Przyjechała, córka ludzi bardzo biednych, do icgtł miasta* w uszach miała krzyk ojca, którego wlekli żołnierze, i obraz maiki, z którą po śmierci ojca uprawiała kamienisty ziemię. Matka nigdy uic przebaczyła Madze jej odejściu. Maga bowiem wyjechała, a po paru latach przjrhyla do legu miasta, U pozowała się na artystkę, przebierała się w dziwaczne stroje, lak żc tylko rodacy w ostrym jej głosie, chłopczycy, mogli rozpoznać znajomy dialekt, Z kim spała? Nie wiedziano, ale żc spala z kimś. to było pewne. Horalio. choć niby miał dowód, nic uwierzył, że to on hył pierwszym. Kiedy po schyłkach wspinał się do jej studia, otwierał., mu drzwi, zachlapana farbami. Była bosa, zdejmowała fartuek wyglądała na wiejską dziewczynę; milczała, odwracała tylko obraz zamalowaną ntroną do ściany i siadała na.st^łeezku. Horacemu nie wypadało nic innego uczy- nić, jak flsiąść na drugim stołku, uważając, by nie przykłcić sic do czerwo- nej farby. Czerwieni używano lit bardzo dużo, nadmiernie, kładziono szpa- chlą, ściekała, zastygała kroplami u spodu btejtramu. \ la wiejska Maga,
17
czujnie p r z y c u p n i j wśród potoków czerwonej! farby, jakby przeniesiona ni stąd ni zowąd na tę właśnie malarską mansardę - była wzruszająco śmiesz- na. Horatio zawsze sobie mówił, żcjuż nie przyjdzie do Magi, jednak przy- chodził. Musi się mieć takie miejsce, gdzie się przychodzi, kiedy pada deszcz, a jest się iikurat gdzieś w nieoczekiwanym końcu miasia, albo gdy wszyscy wychodzą r baru, żegnają się i trzeba dalej koniecznie z kimś być.
Tu właśnie było takw miejsce, choć nie znosił czerwonej farby ani zimnego mleka, ani maczanych w mleku ciasteczek, a to były jedyne produkty, który- mi odżywiała się trzecia Maga, Trzeba było właściwe prosić, aby odsłoniła obraz albo samemu odsłonić. bo ona chyba właśnie na lo czekała, choć może czekała na co:Ś zupełnie innego. Będąc z Magą nie miało się pewności, b o j q pewność był a jakby innego rodzaju, choć dotyczyła tych samych sfer. Hora- tio nie miał sił. by okazać zainteresowanie nowym obrazem Magi, i tak wie- dział, co tam znajdzie. Wszystkie jej obrazy były właściwie lakie same: nie.
niebyły złe. miały swoich nielicznych rzeczywistych entuzjastów, były tyl- ko niedbałe, Horatio nie tej nicdhałośei. Mówił jej to czasem, ho wy- dawało mu się, że Maga liczy się z jego zdaniem, a uwze się nic liczyła.
Jedno było pewne, pracowała zawzięcie, zamazując coraz więcej drogiego płótna, na które nic by to jej stać, a obrazów riki nie kupował, Muga cierpiała z tego powodu i oskarżała cal w świat, Głównie z powodu tej niedbalośei, do której dorabiała termę, nie mogła się dostać na żadną poważniejs?ą wysta- wę. nawet w czadach. gdy, jak się wydaje, wszystko wolno.
Taka była trzecia Maga. Siadywała pod oknem albo, wieczorem, pod gołą żarówką, bo ostre s/tuczne światło jej nie przeszkadzało. W malow-uniu nic przeszkadzał jej także półmrok czy zmierzch. Malowała mczaLeżnie od oświetlenia, 10 były drobiazgi nic liczące się, sedno sztuki leżało gdzie in- dziej Była głucha na perswazje Horacja, ktÓTy dawał jej przykłady starań ności wielbionych przez nią mistrzów Wielbiła ich krótko i w ielbiła bez względnie* a byli to mistrzowie najrozmaitsi \ trudno by to powiedzieć, czemu wybierała takich, a nie innych. Siedziała więc pod oknem lab pod żarówką z rękami na podolku po wiejsku. Taką widywał jł| chyba tylko Eloratio i jeszcze jedna jej przyjaciółka, znajoma z odległych stron, sprze- dawczyni ze sklepiku przy sąsiedniej ulicy.
Stawał przed tą Magą, przesuwał palce f»] jej włosach {od niedawna myła je w dohrym szamponie), a porem przyciskał ją i unosił. Czekała na to.
wiedział, mimo jej nieznacznego obronnego gestu. Wtedy zdejmował jej te wie I kie, przesadne okulary, k notkow idząec oczy z bliska wyglądały caikiem inaczej. HoraLio pamiętał tę meczącą pierwszą noc. kiedy dopuściła go do siebie dopiero nad ranem i ten jęk rozkoszy towarzyszący odtąd każdemu ich stosunkowi, dziwnie długi, o nienaturalnie jednakowym natężeniu.
MówW do niej: Maga, bo lak mówili na nią w domu. a imię Blanki przyjęła dopiero tutaj. Różne sposoby miłości odbierała z entuzjazmem, tak jak od?
biera się nowe widoki, nieoczekiwane i piękne - jako coś. co jest dancr ale w czym nic mu spokoju, bo spokoju poza daleką rodzinną krainą nie ma nigdzie. Przyjmowała miłość, jak co£, co przychodzi nagle, l rwa krótko i jest przerwą w cicrpiL-mn. Ale cierpienia nie niweczy, tylko je dopełnia - to stale, niekończące się cierpienie. - Nic męcz się tak - niówił do niej Horatio - to tylko sprawa inlerpreULcji, MówiJ TO potem, gdy leżała nieruchoma pa- ląc pupiemsa- Wracała wtedy chętnie do dziecirtstwa jEiwiąeego się nie w czerwieni niechlujnej farby, ale w szarościach i zieleniach okolic ojczy- stych. Te chwile uważa! za jedynie moĘiwe do perswazji. Najczęściej nic
odpowiadała. A polem, czując jej pragnienie, wyjmował jej papieros / ust i i przesuwał grzbietem dłoni po wewnętrznej stronic jej ud, po nabrzmiałej żeńskości. Przenikało ją drżeńie; wpierw szukała go. gładziła jego pierś, polem nagle Udawała się. aby -• jak się wydawało - ulec ostatecznemu zmęczeniu. Byty w tych zachowaniach jakby dw ie Magt trzecie, w napię- ciach miłosnych gwałtownie poszukujące swego zespolenia. Szukafcy sie- bie. szukały na próżno i iuż jakby znajdowały, ale lo hył sen, bezwładt zmę- czenie, pogranicze nicości. Odrętwienie, które przychodziło po stosunku,
było dla każdej t nich, dla każdej z osobna. Nigdy Horatio nic wiedział, która z tego odrętwienia wyjdzie pierwsza; czy M;iga wiejska, przyjmująca akt miłosny jako wyraz dobrej natury, czy tu wtóra, widząca w akcie jeszcze jeden, zapewne Miski już ostateczności, przejaw osaczenia. Byty dwie Magi trzecie, wobec każdej z nich należałoby właściwie grać w łóżku inną rolę.
Horatio więc nie grał żadnej.
Jedna Maga była rozprężona w tej drugiej. Jej glos nadal był chrapliwy, ałe już inny, był głosem wiejskiej dziewczyny, Opowiadała więc o swoim dawnym życiu, o przyjaciółkach, zwierzętach domowych, a także o tych kolbach uderzających ponad jej głową, gdy ona* m a k stuła pomiędzy ojcem a żołnierzami. W tym momencie przewagę zyskiwała Maga wiejska albo Horacemu tak się tylko wydawało, bo glos .Magi nie zmieniał sLę jednak w owych chwilach albo zmieniał się tylko czasami. Krew więc wypełniają- ca św iat nie hyla krwią ojca, Maga nawet nic mówiła, czy po tamtych ude- rzeniach pociekta krew. 1 tamci żołnierze nie hył i winni krwi w tym pokoju.
To Maga chciała zrzucić winę na nich - ale czyją winę? - tak jak zrzucała ją na kełneia w barze ,.ProfoL'. jak winiła marszandńw nŁechcących jej obra- zów, a także niektórych niewątpliwie wielkich współczesnych ntalarzy za t», że wygładzali Świat i nie chcieli dojrzeć owych dziwacznych autorów, z ktńrymi Magu była właśnie w tym momencie solidarna.
Wszystko to właściwie wykraczało poza łóżko: nic miato żadnych związ- ków z tym, codzitiłosię w mansardowym pokoju oddzielonym brudną szybą od świata. Tak jak nie ntiala z tym żadnych związków muzyka hinduska z płyty kręcącej się na zakurzonym gramofonie, muzyka wydobywająca się jakby na przekór temu pokojowi, rytmowi ich miłości, obrazom pod ściana-
mi. Horatio chciał zalrzy mać proslą, wiejską Magę. wyjąć ją z drugiej, przy- c i s n ą i unieść. I już wydawało mu sic, że się ją uda zatrzymać, kiedy gła- dził jej duże, mięsiste plecy (patrzącna Magę na ulicy, trudno było się takich pleców domyślić, wyglądała bardzo szczupło), i kiedy przysuwał ją ku so- bie, i kiedy gładził jej kark, i kiedy.,. Gdy juz nie widział jej twarzy, wyczu- wał. słyszał spazm. Ale lo już. była ta inna Maga. nieobecna, był dla niej narzędziem cierpienia i rozkoszy, która musiała nabiera w jej widzeniu harwy intensywnej czerwieni.
Czyż winien był krwi w Madze i w sobie? Realnej krw i było dużo, ate mogła się w nich pomieścić. Miłość nie była krwi upływem, tył ko natęże- niem, rozparciem żył do granic prawdziwą ktwią - lepką i mdlącą cieczą.
Cały świat byt pełen krwi, wiedziała, a sztuka by ta krwi upustem.
Czasem jechała pthł miasto i z lasu przywoziła torbę z nłchcm, grzyby, jagody. Kiedy jednak brata do ręki pędzel, pojawiała się krew. - Zabiorę ci czerwoną limbę- mówił, ale Maga jakby nie słyszała, i!/asem malowała już inaczej i nagle z seledynów nieba buchała czerwień, gruba, niepohamowa- na, Magu była wtedy głośna w środku, gdzieś w sobie i shichająea owej siebie. Wiedział, że wszystkie stówa i u na nic. że raczej trzeba objąć i przy-
IN 19
ciągnąć j ą do siebie, i wciąż nuEi! nadzieją, s.c na dobre wyzwoli wiejską Magę • i j ł właśnie zostawi za sobą w tym pokoju. Męska ambicja, głupca wiara, ze tego w koricu dokaże, kazała mu lit wracać w desze?., piąć się po [yeh schodach, choć obiecywał sobie wcześniej. że te£0 więcej nie zrobi.
Maga zresztą wiedziała o jego związku z Fony. mającym wszelkie cechy irw&łoffci. A on wiedział. że ona na to się zgadza,
O. Horatio. gdzie indziej znajdujący umiar! I słusznie, nie ITUV»;L było życia p<tśwtęeaL: Madze, tak jak nic można żądać. by ona mu poświęcała swoje, MihMftf fizyczna albo łączy Mę z wielkim uczuciem, albo z estetyką do przyjęcia dla obojga. Estetyka Czerwonej farby kapiącej ze wszystkich stołków, nagły zachwytdla VelazqU«ai jednocffićnw entuzjazm dla dzielą pewnego Holendra Wystawiającego okropne pordzewiali niry zwalone na kupę, obramowane końskimi ekskrementami - tottoe było dla Horacja.
On chciał zrozumieć (en jej świat. ale jak można zrozumieć własną krew?
Ona nic jest czę&ią naszego zewnętrznego ca łokciowego obrazu. Najpew- niej, myJki Horatio. umrę w mojej całej skór/e i zostanę w niej pochowany.
7, krwią w można wchodzić tylko w ostrożne przymierza. Tak wycho- dził naprzeciw strachowi Magj. Ona $ądzi, M jedyna w spazmie przedłuża-
jącej się wizji zahaczyła rzekę krwi. My "Iii. że inni nic ci i:aj ^ swojego stra*
cli u. że ja nic mam swojego strachu? Myśli, że jej s t w h daje jej prawo dzielić ludzko& na sprawiedliwych i gtfwniaizy, A ona zobaczyła tylko far-
bę. złą czerwoną farbę, tui tym jest krew, gdy przenieś ją na płótno.
Wychodził obolały, Otoczy Sty, a Maga, leżąc na brzuchu, paląc papierosa, przykryta kocemr patrzyła, jak się ubierał i wzrokiem odprowadza Ea go do drzwi. Jakby bala poruszyć jakby w sobie coś miała, nie. nie jego. ale
wtasne zamydlenie„ i tyin ruełiem nie chciała zbudzić inne j Magi.
tv
Jak było z tą grubą prostytutką, która wyśmiała męskość Horaeja? Rano.
kiedy już sobie poszfa,. a on chciał usnąć, jej zapiteh mdlący plątał się tuiaj stanowczo za długo. Ssący do południa kac. Wydawało mu się. że jedli nic zje gufifcej zupy, to zaraz umrze. Ale mdlenie było chwilowe, W muzeaeh wisiały prawdziwe obrazy, na płytach drzemały prawdziwe symfonie, w księgarniach ustawiono rzeczy w i<k'te wielkie powieści. Clfy jego milosć była bramą? Czy bramą było każde zbliżeń ie'.' Bramy w- etatach kobid- bziury w duszy. Może przez nie padać deszcz czy śnieg r ale może także f£wi^:lć słońce, i można przez nie odetchnąć. A tamta gruba? Nioby to żadną bramą. A jesli? Ani on nie hyl dla niej bramą. A jeśli był?
Nie będzie mówił o ifrnierti Roeamadoura, 0 szantażu tego trupka, który towarzyszył ieh ruzmowom, choć wszyscy myśleli, żc obok <pt żywe nie- mowlę. Tylko on jeden. Horatio. wiedział, że to trupek. Poznał to, gdy wsunął rękę między prześcieradła, dotkną! ..zimnych ud. w j ż e j jakby były jeszcze troszerikę cieple, chociaż nie. był zupełnie zimny. „Wskoczyć w gił- tową formułę - pomyślał Horatio, - Krzyknąć, zapalić Światło, rozpocząć normalną, obowiązkową hecę, ale poco...?" A jednak to ciałko było obec- ne, gdy Horatio teraz, pQ upływie CzaMi myślał o Madze, o każdej z Mag.
Hermafrodyta z marmuru. Pierwsza Maga dotyka z u wagą jej dziewczę- cych pleców. wiedzie po nich dłonią, potem po piersiach idealnie kmie- cych,. po wyraźnie, dokładnie wyrzeźbionej męskości, po twarzy, po m a r murowych gałkach oczu, po powiekach. Jej platynowe włosy spadają na czoło, kiedy się pochyla z uwagą i pożądaniem. Jej oczy, oczy oślepionej
wielkiej suki, są otwarte na świat. Horatio spotka pótfńc) pierwszy Magę W innym kraju, innym mieście, będzie do kogoś dzwoniła w podziemnym przejściu, z automatu. On jest obok. nic wie, że to Maga, czeka aż zwolni się telefon. Słyszy, jak ona mówi szybko w nieznanym mu języku, potem kończy rozmowę i podnosi na niegp nie widzący wzrok. KozpoznaE ją do- piero, gdy trzymał ciepłą jeszcze od jej dłoni słuchawkę. Poici n chyba pierw- szej Mągj nie zobaczy.
Maga druga • o twarzy chana, na nogach dwunastolatka stała już w rze- czywistym władnym miećcie, pod rzeczywistym deszczem, wfród rzeczywi- stych sziiro&i. Tylko spó/niEa się iak samo. lecz wiedział, że jednak nie ..w ten sam spOSÓb" jak w Pafyżu. I kiedy teraz patrzyła na nftgb, ale lakże na drzewa, na przejeżdżające samochody i rowery. 10 ,jiie w ten sam sposoh".
Może miała pewnaść, że odległy .htumten sposób" just cały obecny w jej teraz? A jeśli ona miała laką pewność, to i on winien ją w sobie znaleźć.
Mysia! o cienkich kręgach pod skrta^, której wla&iwic nigdy w tym miejscu rttL- widział, ale tylko czul, gdy ją obejmował, gdy dmga M;^a potfróSik swoją twarz, gdy szybkim, dziecinnym gestem zarzucała mu ręce na sz.yję.
Trzecia Maga nie diłstr-zejiata wijącego się wśród skal strumienia ani błę- kitu Madonny. Hyla p ^ ^ n a do zapchanego fiEiru, do siatki odpływu, w któ- rej wszystkie dziurki są zatkane cuchnącym szlamem i nic przez nie przej- dzie; tylko przez jeden otwór przelewa się żywa wtula świata i w ciemnym wnętrzu nahieni krwawego koloru. Maga nie mogła wytrzymać Łych ciał, tej skóry napiętej do ostateczności. Nic nie mówiła. Leżała na brzuchu, pa- trzyła, jak Horatio ubiera się, mruży oczy i wychodzi, jak jeszcze cotf mówi w drzwiach, obojętnie co. Nie wróci tu. nie wróci, wiedział, że nie wróci.
Głupia, głupia Maga. która odrzuciła wyrok istnienia, porfir harmonii.
Wili>o. pa>dKtcmik 1974
Jacek łMkasiewicz
K s i ą ż k i n i i d r a h m e Iłiłjro Litemckic. WrocEa^
A N N A E]odL/as^y: Mmtj, więcej. Poezja. S ( X > 7 . Sh. 4 2 + 4 nlh.
^Lsj^iech Fł[]n[]wicz; Hurtownia run i Wiersze Uulnwr. 2007. Ss. 72.
Dariusz. Suska: Czysta ziemia. $998-2008, Poezja Ss. 154.
Marcin Sendceki; Trap. 200«. Ss. 35+2 nlh.
Karol Maliszewski: Po debiucie. Dziennik kry tyku. 200®, Ss. 187+3 nlł>.
21
Podczas sierpniowych odpustów zajęty rozwieszaniem medalików, obwarzanków i różańców w kioskach z dewocjonaliami, umiał leż
pijanego jednym szturchnięciem łokcia oderwać od ptotu, kroplą soku z berberysowego kwiatu otrzeźwić.
TADEUSZ CHABROWSKI
Medytacja
Rano podczas rozmyślania, poczułem się jak szofer, który w jechał w latarnię
nagle przemienioną w cherubina oślepiającego blaskiem oczy.
Mój cherubin zaświeci! jak atomowa bomba, myślałem, że jest Hogiem-
dopiero kiedy z potłuczonego kolana zaczął mu się sączyć utruk delikatny jak chiński jedwab
i ze skrzydeł oderwały się trzy siwe pióra, domyśliłem się, że nic jest wszechmocny,
mogę go dotknąć swoimi ue?Licianti i ucałować jak katedralną relikwię.
Nic podobnego nic przydarzyło nu się do tej pory, pewnie piorun łaski Hożej,
uderzył w szpik mojej kości pacierzowej.
Święty lurecki
Przewracając slnmy w wielkim inkunabule Wszystkich Świętych natrafiłem nu Świętego Tureckiego z Konstancina,
który jak amen w pacierzu pasował do wszystkich pćr rokU- W kwietniu zezubajką kanią w lesie, uzupełniał statystykę młodych sadzonek; nie lękał się mroku ani parafialnego diahła, którego często z puszkami po śledziach wysypywał na złom.
W czerwcu łysy jak kolano, opiekował się łysymi i ich perukami, sprowadzanymi z Paryża lub Amsterdamu;
wysysał też eter i burych chmur, żeby na białej gazie podawać go obolałym, tymczasowo przebywającym w szpitalu Kasy Chorych, Wzywany przez żniwiarzy na rżysku, pojawiał się
w białej komży i zielonym birecie z fioletowym pomponem;
wieczorem znikał, trzeba go było trąbkami wzywać na śniadanie, wyskakiwał o dzie wiątej świeżutki, uśmiechnięty, jak do rany przyłóż,
"y 22
Jakkolwiek niewielu ludzi żywi nadzieję, że jeszcze ntożna przyszłość ulepszyć, św, Turecki potrafi każdemu
przepowiedzieć pół brzask po śmierci, powiadomić rodzinę na czas 0 pogrzebie i na oczach wrielu ruszyć karuzelę nowych pomysłów, bez któiyeh życie byłoby mienie.
święty Turecki zc wszystkim przypadłościami, módl się nami.
Nuda zbudowana jest na pustce
Mnisi mogą być nudni, wstają o piątej raitoT
piją tę samą zlrażową kawę. kś|pią się raz na miesiąc, czytają / jednego mszału; biała mgiełka snu
unosi się nad ich głowami podczas odmawiania jutrzni;
niektórzy mają spadziste zady i bardzo niemrawo poruszają się podczas procesji,
Z powodu wieży Babel, albo innej biblijnej przypowieści łatwo ich wprowadzić w zakłopotanie,
kużdy interpretuje inaczej przeczytany werset,
często kalecząc prawdę objawioną przez Ducha Świętego.
Przeor tłumaczy, że lenistwo jest korzeniem wszelkiego zła, diabeł eEfito leniuchom pod siedzenia podkłada poduszkę, żeby uśpić ich umysłową czujność.
Normalnie, ci co się nudzą wołają o reformy.
ale w klasztorze reguły zakazują zbyt dużego entuzjazmu do zmian, przełożeni preferują kołowrót senny,
który wślizguje się pod skórę i sprawia, że bral Arkadiusz okłada ręce w kaplicy jak brat Jan, a ojciec Szymon, wyskrobuje dziurę w pulpicie podczas kazania.
bo to samo czynił przed nim ojciec Paweł.
Zamiast przewidywać przyszłość,
każdy woli chwalić nadzieję, która na nic się nie oburza.
• t t * #
łrn 'tli Czasami drażnię krzykiem swoją pr/eponę po to,
żeby Bogu powiedzieć, że jest potrzebny jak Picasso, Monet i Dostojewski,
i lepiej niech naszą wyobraźnię pozamiata i w głowach poustawia mebłe.
23
Dzisiaj łatwiej jest wierzyć w nicość niż w w i cii; i lament przestworzy.
Nauki pety patetyczne nauczyły nas, że nawet z herezji można wycisnąć sok przypominający w smaku leśną jagi>dę.
Zamiast proroków po ulicach snują się poeci Iłez wielkich uczuć w sercur z mętną mg tą myśli w gtowie; po klasztorach mnisi
torturują ehore namiętności w swoich ciałach i wyrzucają je przez okno jak zepsutą jarzynę.
itr*/ łyżką od herbaty łatwiej przelać morze
do małego Jolka, niż należycie zadbać o własną duszę;
tyle jej w ptaku lub w aniele na niebie, co kropel deszczu ita księżycu; gaśnie jak niedopałek rozdeptany na ulicy.
Ojciec Polikarp
Jako mnich nie muszę się s p o w i j a ć z aberracji umysłowych, jakim u Legają filozofowie;
twierdzenie, że życie i świadomość wyw*idzą się z materii, ani nuiic peszy, ani dolewa słodyczy do kielicha.
ł którego spijam żótlą pianę swojej egzystencji.
Ijeibniz zauważył, że nie ma niczego, co nie posiadałoby strony psychicznej, czyli „.wewnętrznej sily"H.
Jezuita Teiliard też próbował nawrócić ludzkość
„na.swcgu rodzaju religię świata", w której Chrystus jest Alfą i Omegą. je*t jądrem atomu i powietrzem, energią słoneczną
i polem magnetycznym dookoła planet.
Dla mnie oiiią. wokół której wskazówki klasztorne się kryeą. są śluby Ubóstwa, poshtiztfltwi i czystości, Ubóstwa, każdego przeżytego dnia. w którym się
nic nie dzieje, ślepego posłuszeństwa regułom i nakazom wzywającym pięć razy na modlitwy
i czystości, przywiązanej powrozem do łóżka bezsenności.
To co w swoich głowach wykoneypują Darwin, Hegcl czy Teihard de Chandin nie ma najmniejszego znaczenia;
moim żaglem w zacisznym życiu jest ręcznik, kłóry rozwieszam na sznurku w celi, żeby wysethl i kogucie pienia moich trzewi, kiedy ślepa namiętność niewidzialnym drutem spina mi podbrzusze,
KINGA JANOWSKA
Realizm magiczny jako odpowiedź na potrzebę obcowania z mitem
W poszukiwaniu mitu
Współczesną rzeczywistość opanowała moda na powrót do źródeł oraz na metafizyczny pryzmat ogls^du świata. Potwierdza to popularność ruchów Mew Age, żydowskiej kabały oraz mitów. Popularność ta. bfdąe w dużej mierze wynikiem, coraz mocniej eksponowanej, opartej na wyobraźni, do- -irudkowej orientacji poznania, stanowi alternatywę dla racjonalistycznej kultury, bezradnej wobec konieczności określenia miejsca człowieka w świecie.
Wzbudzające coraz większe zainteresowanie mity funkcjonują we współ- czesnych badaniach na dwa sposoby. W zespoleniu z mentalnością kultur prymitywnych traktuje się jc jako archaiczną, niosącą pouczające znacze- nia świętą historię, stanowiącą określony model świata i sposób myślenia, natomiast ujmowane w kontekście literatury rozumiane są one jako fikcja, iluzja i baśń wynikająca z estety zująco-w^ Wrażeniowych potrzeb człowie- ka.
Bronisław Malinowski, polski antropolog badający prymitywne kultury Wysp Trobriandzkieh, skłaniał się ku pierwszej formule rozumienia mitu.
stwierdzając, iż u-1 społeczeństwie prymitywnym mii. w swojej pierwotnej fonirie uie jem opowiedzianą historią, przeżytą rzeczywistością. f . , 0
Stwierdzeniem* te istnieje poc&pkowaii, bardziej doniosła rzeczywistość, kie- rująca obecnym tyciem, przeznaczeniem i prutą całej ludzkości.1 Ta inten- sywnie przezywana rzeczywistość i oparły na naiwnej wierze, bezpieczny sposób mylenia, siały si^ psychologicznym pragnieniem współczesnego człowieka, a będąca odbiciem jego meta fizycznych potrzeb literatura oka- zała się jedne trześnie instrumentem zdolnym wprowadzić go w upragnioną przestrzeń mitu,
Realizujący owe pragnienia nun nieprzypadkowo narodził się w Amery- ce Łacińskiej, która, wedle Alejo Carpentieru. nadal przesiąknięta jesl cu- dowtitiścią, O ile bowiem społeczeństwa europej>kie zerwały żywe więzi
t rodzimym folklorem i. tradycją, o tyle w Ameryce wszystko przepojone jest jeszeze autentyczny tu tymałem oraz mistycznym sensem, Fascynacja cudownością tegu nb.-izaru to bynajmniej nie wytwór współczesności; wla-
-iuic mity osnute wokół nieznimych Europejczykom obszarów obu Ameryk stanowiły jedną z przyczyn konkwisty. Opowieści o i tdorado. Siedmiu Min- utach Ci bo Ja czy ŹnUlie Wiecznej Młodości przyciągały na kontynent ame
kański rzesza spragnionych cudowności turopejczyków. Ogładzona, /do- pilnowana prze/, racjonalistyczny ogląd świata, wyzuta z mitotwórsiwa
1 baśniowo&i. cywilizowana Europa zapragnęła zanurzyć się w świecie
Z pogranicza marzeń i pierw otnośei.
24 15$