• Nie Znaleziono Wyników

Śmierć - jako ambiwalencja, wykluczenie i nadzieja...

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Śmierć - jako ambiwalencja, wykluczenie i nadzieja..."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Lesław Pytka

Śmierć - jako ambiwalencja,

wykluczenie i nadzieja...

Resocjalizacja Polska (Polish Journal of Social Rehabilitation) 2, 309-323

2011

(2)

R

E

F

L

E

K

S

J

E

Resocjalizacja Polska

Nr 2/2011 __________

L esła w P ytka*

Śmierć - jako ambiwalencja, wykluczenie, i nadzieja...

O śmierci, któ ż stępi tw ój oścień, jaki balsam złagodzi jad twego żądła! W jaki sposób pozbyć się lęku

przed śmiercią, jak go opanować, jak z nim żyć? Tym zadaniem trudzą się mędrcy, szamani, bogowie, filozofowie, wariaci, poeci, m istycy i zw ykli śmiertelnicy, od początku świata. A jednocześnie, paradoksalnie, tylko śm iertelni mogą osiągnąć dojrzałość. Bez ciśnienia śmierci „nie chciałoby się” nam podejm ow ać żadnego trudu, a zwłaszcza trudu przem iany i dojrzewania. N ieśm iertelni nic nie m uszą i nie oni osiągają mądrość...

Jadwiga Wais Dwa światy

Ambiwalencja śmierci

Śmierć, jako pojęcie kulturow o znaczące, występuje w kontekście innych pojęć związanych ze sferą tabu i świętości, takich jak: Bóg (bogowie) czas, m iłość, rozum . N ie są to zwykłe słowa, choć przecież zdarzały i zdarzają się w codziennej konw ersa­ cji setek pokoleń ludzi z rozm aitych kręgów cywilizacyjnych. Paradoksalnie zacznę od śmierci, która jest końcem (finałem), ale i początkiem czegoś innego, nowego. Tu przytoczyć m ożna dość bogate m etafory i znane pow iedzenia ilustrujące rozm a­ ite intuicje na tem at życia i śmierci: „aby żyć praw dziw e, trzeba najpierw um rzeć”, nie zakiełkuje żadna roślina, gdy nasienie jej nie obum rze w glebie. Śmierć i życie to rewers i awers tego samego m edalu: Byt i Nicość. Śmierć wydaje się nieodłączną towarzyszką życia. Samo życie niekiedy bywa definiow ane jako istnienie czegoś, co może być uśm iercone, co „..zdarza się raz. Raz na zawsze i tyle”1.

Wszyscy ludzie są śm iertelni, ale tru d n o nam uwierzyć w naszą osobistą śmierć. Gdyby nie śmierć jako fakt biologiczny, nie byłoby potrzeby urucham iania rozm a­ itych system ów obronnych i kom pensacyjnych uniew ażniających lub neutralizują­ cych naszą śmierć. Znacznie łatwiej myśleć o śmierciach cudzych. Oswajanie ze śmiercią jako nieuchronnością egzystencjalną odbyw a się od zarania dzieciństw a, choćby w postaci lęku separacyjnego dziecka na zniknięcie choćby na chwilę jego m atki z pola percepcji. W każdym akcie oddzielenia dziecka od m atki zaw arte są początki sam odzielnego życia dziecka i groźby jego śmierci. Ba, naw et zwykły sen,

* Prof. dr hab. I.eslaw Pytka, Uniwersytet Warszawski, Pedagogium WSNS w Warszawie 1 L. Pytka. Mój jednorazowy świat. W: Łuskanie chwil. Warszawa, Wyd. Pedagogium 2010, s. 75.

(3)

w który zapada dziecko lub człowiek dorosły, wyłączając tym samym świadome funkcje psychiczne, może być p o traktow any jako rodzaj „odw racalnej” śmierci. Sen nieprzypadkow o nazywany bywa bratem śmierci. O ddalenie, w yjazd, separacja na dłużej, to także o dm iana um ierania dla tego, co tu i teraz. „Wyjechać, to jakby tr o ­ chę u m rzeć!”- zerwać więzy to także dla wielu oznacza śmierć lub d estru k tyw ną dysfunkcję albo śmierć poprzednich form istnienia, tak jak m a to miejsce w przy­ padku zerw ania pępow iny now orodka z m atką. Płód staje się dzieckiem , jako ciąża w m atce przestaje istnieć, pojaw ia się, rodzi nowa form a istnienia - kontynuacja czegoś, czego już zasadniczo nie ma. Przychodzi tu na myśl m etafora larw y i m o­ tyla. K ontynuacja życia jest zachow ana, ale w m orfologicznie odm iennej postaci, zrzucenie pow łoki to koniec dla larw y, ale początek życia m otyla. A przecież motyl to zupełnie jakościowo coś innego niż larw a. Roślina w yrastająca z obum arłego ziarna, jakościowo także jest odm ienną form ą istnienia.

Co decyduje o tożsam ości rozm aitych form życia tego samego osobnika? Pa­ mięć? Ale jaka? T rudno udzielić jednoznacznej odpow iedzi.

Oscylujemy ciągle m iędzy buntem i afirm acją śmierci, m iędzy starym i freudow ­ skimi siłam i Erosa i T hanatosa. Siły życia i śmierci od samego początku były i są ze sobą pow iązane. Nie chodzi tylko o m etaforę, że m iłość i śmierć sprzęgają się w przyrodniczym tań cu „sam olubnych genów ’. Idzie o to, że śmierć jest zaprogra­ m ow ana już na poziom ie kom órkow ym , a nie tkankow ym czy jeszcze wyższym.

Umieramy, poniew aż umierają nasze kom órki - tak niby banalnie tw ierdzi W il­

liam R. C lark, profesor im m unologii, au to r książki Płeć i śmierć (w oryginale: Sex

and the Origins o f D eath)2. W yodrębnia on co najmniej dwa rodzaje śmierci kom ór­

kowej. W arto na wstępie zacytować jego pełniejszą w ypow iedź na tem at śmierci biologicznej i jej istoty jako faktu przyrodniczego: [...] Pod rządam i D N A każda

kom órka som atyczna organizmu będzie się starzeć i w końcu umrze. N azw ano to programowaną śmiercią. Komórka, która zdoła uniknąć przypadkow ej śmierci, i tak zostanie zm uszona do samobójstwa - do wykonania na sobie egzekucji, znanej jako programowana śmierć kom órki albo apoptoza. Najczęściej dzieje się tak, gdy uszkodze­ nia jej D N A przekroczą dopuszczalny poziom . Ale śmierć organizmu prawie nigdy nie jest skum ulow anym skutkiem śmierci kolejnych komórek som atycznych [...]. W miarę jak kolejne kom órki popełniają apoptozę, konieczne do życia narządy - nerki, płuca czy wątroba - zaczynają niedomagać w skutek strat kom órkow ych i prędzej czy p óź­ niej serce przestaje pracować. Umieranie zaczyna w tedy przebiegać w przyspieszonym tempie. Pozbawione dostarczanych przez krew substancji odżyw czych i tlenu, pozo­ stałe kom órki w ciągu kilku m in u t umrą gw ałtow ną śmiercią nekrotyczną. Pierwsze umrą kom órki m ózgu; reszta wkrótce po nich3. Tak lakonicznie rzecz ujmując, prze­

biega śmierć organizm u z p u n k tu w idzenia biologii. Chciałoby się tutaj powiedzieć,

1 W.R. Clark. Pleć i śmierć (tłum. A. Alichniewicz, A. Szczęsna). Warszawa, PIW 2000. 3 Tamże, s. 138.

(4)

Śmierć-jako ambiwalencja. wykluczenie, i nadzieja... 311 że człowiek to nie tylko prosty, łatany w orek DNA, że to znacznie coś więcej, to osobowe istnienie, sam ośw iadom e i pełne treści duchowych transcendow anie poza w łasną biologię ku w artościom najwyższym. Ale to już inn a, hum anistyczna bajka, w której m it, interpretacja i słowo nabierają odm iennych niż przyrodniczo-biolo- giczne znaczeń. Ale co do tego, że śmierć jest nieuchronna - zgadzają się hum aniści, przyrodnicy, inżynierow ie, lekarze, a naw et niesforni artyści. I to jest chyba jedyny w yraz zgodności w myśleniu i działaniu ludzi z odm iennych św iatów i kontekstów interpersonalnych. M ożem y pojąć śmierć, ale nie m ożem y zm ienić prostego faktu:

iv szerszej perspektywie jest bez znaczenia, że niektóre z nich [kom órki - przyp. L.P.] zawierają to, co nam najdroższe: naszą zdolność myślenia, odczuwania, kochania

- czytania i pisania tych słów. Dla samej istoty życia, którą jest przenoszenie D N A

z pokolenia na pokolenie, to tylko wściekłość i wrzask, znaczące z pewnością bardzo mało, m oże nic4.

Refleksja ta to jakby historia mojego pow olnego odchodzenia od pierwotnej w iary naszych przodków , zw ątpienia w m am iącą i uwodzicielską moc sztuki, ale także w yraz coraz głębszego rozczarow ania nauką i scientyzm em . To pew nego r o ­ dzaju narracja o „straconych złudzeniach” hum anisty. M ały bilans życia.

Eschatologia a śmierć

Po przejściu licznych zaw irow ań poznaw czo-em ocjonalnych śmiem tw ierdzić, być może ryzykow nie i braw urow o, że większość znanych mi religii i w yznań, zaist­ niała w kulturze ogólnoludzkiej tylko dlatego, że człowiek odkrył swą śm iertelność, w łasną skończoność i ograniczoność biologiczną. Faktu tego uznać nie chciał (jako gatunek), dopóki nie wymyślił m echanizm ów redukujących lęk przed ostatecznym niebytem , póki nie znalazł dróg wyjścia z egzystencjalnego im pasu. Pomogły mu w tym , jakby pow iedział Erich From m , „rozum i w yobraźnia”, będące jednocześnie jego błogosław ieństw em i przekleństw em . Rozum w ytw orzył naukę, technologie szczegółowe i medycynę, w których poszukujem y środków zaradczych i paliatyw ­ nych w obliczu śmierci. W yobraźnia poszła w k ierunku serca, stw orzyła światy w irtualnej sztuki, religii, nieokiełznanej refleksji filozoficznej i parafilozoficznej oswajającej ten pierw otny „lęk i drżenie” naszych praojców, wygnanych z epistemo- logicznego raju.

Jedn akże w naszym europejskim kręgu kulturow ym z zagadnieniem śmierci i jej uniew ażnieniem najczęściej, jak mi się wydaje, spotykam y się poprzez w yuczoną optykę religijną, odw ołująca się do transcendencji (wyjścia poza tu i teraz) i tra n s­ gresji, przekroczenia czegoś, jakiejś granicy, złam ania potoczności i wejścia w sferę sacrum - świętości. M ożna przy tym popełnić błąd, w perspektyw ie religijnej na­ zwany grzechem . A najcięższy z nich to grzech śmiertelny.

(5)

Stefan Świeżawski w Alfabecie duchow ym pisze: Gdy nastał jeden z najtrudniej­

szych okresów mojego życia - po śmierci m ojej żony - jedna z najbliższych nam kar­ m elitanek bosych przypom niała m i słowa umierającej M ałej Teresy: „Nie umieram, lecz wchodzę w nowe życie”. Jest wstrząsające, jak te słowa M ałej Tereski współgrają z w ypow iedziam i Sokratesa przed jego śmiercią, zapisanym i w sław nym Fedonie Pla­ tona5 i dalej nieco ten sam au to r stw ierdza: To, co wydaje się śmiercią, naprawdę jest dopiero pełnym życiem 6.

O graniczyć się tu muszę - jak cytow any wyżej autor - do chrześcijaństw a, w którym śm ierć uniew ażnia C hrystus, nie tylko m ówiąc: Ja jestem drogą i prawdą,

i życiem (J 14, 6), Kto we M nie wierzy, choćby i umarł, ży ć będzie (J 11, 25), ale jeśli

uwierzyć przekazom ewangelicznym , sam zm artw ychw staje! I ten największy cud daje nam nadzieję, że non om nis m oriar (nie wszystek um rę) - jak to niegdyś ujął głęboko rzym ski p o eta H oracy7. Daleki byłbym od dosłow ności w rozum ieniu oraz w interpretacji słów C hrystusow ych, najważniejsze wszak jest to, że to natchnione przesłanie daje nadzieję na „życie po życiu”, na „now y czas po śmierci biologicznej”, której zaprzeczyć nijak niepodobna. Jedynym i w arunkam i zbliżającymi nas śm ier­ telników do życia wiecznego są: w iara, nadzieja i m iłość, z których ta trzecia, zda­ niem św. Pawła, zapisanym w pierwszym liście do K oryntian - jest cno tą największą (1 Kor 13, 13).

N auki m oralne Jezusa przesiąknięte są nową filozofią człowieka i Boga, stw arza­ ją bardziej optym istyczne perspektyw y w relacji Bóg - m iłość - człow iek niż o pty­ ka starotestam entow a Boga zazdrosnego i mściwego, wobec nieposłuszeństw a jego nieudanych i trudnych dzieci. W ielcy prorocy, choć nie zawsze dobrze w ykształceni, charyzm atyczni przyw ódcy religijni dawali szanse, stw arzali perspektyw y, u ru ch a ­ miając procesy socjalizacji religijnej we własnych społecznościach lokalnych, ale siła tkw iąca w ich wizjach rozprzestrzeniała się przecież na całe wieki i kontynenty.

Pomijam tu w arstw ę d o k try n aln ą i dogm atyczną, w której ścierają się poglądy teologów i filozofów od początku chrześcijaństw a aż do chwili obecnej. Inne ubocz­ ne w ątki fanatyzm u, nietolerancji religijnej naw et, tylko w obrębie chrześcijaństw a, zawieszam. K oncentruję się na istocie sprawy, czyli relacji Bóg - człowiek i na jej konsekw encjach dla problem u sform ułow anego w ty tule opracow ania.

Liczne przykłady żyw otów świętych oraz „dow ody” m istyków religijnych, ich ekstazy i pełne am biwalentnych przekazów spraw ozdania ze spotkań z tym , co niew yrażalne, niepojęte i tajem nicze - świadczą o tym , że dzięki nieznanym nam procesom neurobiologicznym na bazie przeżycia religijnego - czas realny, linearny, w jego relacji z sacrum zostaje uniew ażniony. Co więcej, tracą znaczenie słowa, a ich nośniki energom aterialne stają się zbędne wobec Jedn i, W szechogarniającego Bytu nazyw anego Bogiem. Stany te w literaturze porów nyw ane są do agonii, śmierci

5 S. Świeżawski. Alfabet duchowy. Kraków, Wyd. Znak 2004, s. 67.

6 Tamże, s. 68.

(6)

Śmierć - jako ambiwalencja. wykluczenie, i nadzieja... 313 klinicznej, zatrucia toksynam i czy narkotykam i, ale to nie przekreśla faktu ich ist­ nienia. W iara pozw ala nie tylko na m entalne przyzw olenie istnienia „przyszłości transcendentalnej” - jakby powiedzieli Philip G. Z im bardo i Jo hn Boyd8 - ale czyni m ożliw ym uczestnictw o w niej i jej przeżyw anie, naw et jeśli sama idea „życia po ży­ ciu” wydaje się zupełnie irracjonalna. Tu zderzają się jakby dwa różne, nieprzystają­ ce do siebie (niekom patybilne) porządki: w iary i rozum u (Fides et Ratio). Dla wielu z nas ak tu aln a jest ciągle stara m aksym a T ertuliana: w ierzę, bo to niedorzeczne, nie da się nijak w yrozum ow ać (Credo, quia absurdum). Innych uspraw iedliw ia dew iza, w ynikająca z myślenia życzeniowego; „każdy tem u rad wierzy, czego sobie życzy”

(Q uo nimis miseri volunt, hoc facile credunt)9.

Pozostaje tylko kw estia w yboru, jakby pow iedział Blaise Pascal. W tej perspek­ tyw ie skazani jesteśmy na życie w Bogu i z Bogiem, a ten z definicji jest nieśm iertel­ ny. A my jego dzieci, m im o grzesznej n atu ry dzielimy z nim nieśm iertelność naszą niezbyw alną duszą. Po to została wym yślona, by znaleźć się u podstaw budowy w irtualnego św iata człowieka i jego kultury, mającej być źródłem radości a nie „źró ­ dłem cierpienia”, jakby chciał stary, przew rotny Sigmund Freud.

Elżbieta Sujak w m ądrej książce o etapach życia kończy ją optym istycznym w yznaniem wiary, co do ostatniego stadium rozwoju człowieka: Chciałabym, aby

punktem dojścia tych rozważań m ógł być obraz o tw a rty ch d rzw i w głębi przestrzeni, przez które właśnie d ziś się wędruje - trzeba do nich dojść, a z aktualnego miejsca nie widać, co poza nimi, ale wydaje się, że jest to przestrzeń pełna św iatła'0. Tej m etafo­

ry w łaśnie, progu, drzw i, zasłony, używa wielu tw órców religijnych i m ówił także o tym Jan Paweł II w książce Przekroczyć próg nadziei11 i przy innych okazjach, choćby w słynnym radom skim N ie lękajcie się! (Łk 2, 10), sam dał przykład nie­ złomnej w iary w to, co m ówił do ostatnich chwil życia. Ten patos związany z ostat­ nim stadium życia bywa obecny naw et w piosenkach. Jedn a z nich śpiew ana przez polskiego barda Seweryna Krajewskiego po osobistych dram atycznych przejściach:

O dchodzimy, zawsze sam i [...] czy te drzw i są do wieczności, czy don ikąd ? - stawia

przecież pytanie egzystencjalne.

Religia oprócz w spom nianych wyżej funkcji nadziejotwórczych nadaje sens innym zjawiskom, przełom ow ym czy kryzysow ym , takim jak: narodziny, wejście w relacje intym ne, m iłość, rozpad więzi, choroba, perspektyw a śmierci. W ystar­ czy w spom nieć o sakram entach, które z organizm u biologicznego człowieka czynią „dziecko boże” z wszelkimi atrybutam i boskości: nieprzygodności i nieśm iertelności.

Jednakże spraw a relacji Bóg - człowiek w czasach postm oderny jest bardziej skom plikow ana z racji ogłoszenia przez Friedricha N ietzschego „śmierci Boga”.

8 P.G. Zimbardo, J. Boyd. Paradoks czasu (tłum. A. Cybulko, M. Zieliński; red. nauk. M. Materska). Warszawa, PWN 2009.

9 D. i A. Świerczyńscy. Przysłowia w sześciu językach. Warszawa, PWN 1996, s. 202. 10 E. Sujak. Rozważania o ludzkim rozwoju. Kraków, Wyd. Znak 1987, s. 276.

11 Jan Paweł II. Przekroczyć próg nadziei. Lublin, Redakcja Wyd. Katolickiego Uniwersytetu Lubelskie­ go 1994.

(7)

Jeżeli naw et Bóg um arł, to tym bardziej dram atyczna wydaje się perspektyw a śm ier­ ci człowieka. Jak podkreśla w interesującym i dyskusyjnym artykule Jan H artm an :

Jesteśmy zaiste „ostatnim i z lu dzi”, w sytuacji bez wyjścia. N ie m a ju ż nic świętego i nie będzie. C złowiek w yszedł na spotkanie swej kosmicznej samotności, w ziął na siebie niem ożliw e zadanie objawienia sam em u sobie prawdy życia i śmierci, a także zadanie samorozgrzeszenia i samozbawienia. Słowem , zakpił sobie z samego siebie.

Dodaje także w tej kwestii: Ludzka dusza, która była niegdyś św iątynią wizerunku

Boga, stała się galerią sym boli kultury, w której rządzi moja w ładza sądzenia, intelek- tualno-etyczne oraz estetyczne upodobanie. W takiej sytuacji postawiła m nie n o w o ­ czesność. A poniew aż jest to sytuacja bez wyjścia, to znaczy, że Bóg um a rł naprawdę. M oje życie przestało b yć znakiem i naczyniem boskości. Stało się znojem przeżyw a­ nia. W pocie czoła staram się w ypełnić je dobrym i doświadczeniam i - radości, w ie­ dzy, miłości, wiary. N aw et w sam otności człowiek nowoczesny wybiera „przeżycie religijne”, radosne wzruszenie, tłum iąc w sobie bojaźń i drżenie. Rządzi nim bowiem im peratyw hum anizm u - pochwały człow ieka i piękna jego przeżyć. Kazano nam ży ć pięknie i sensownie, w miłości i przyjaźni z w olnym i i szczęśliw ym i bliźnim i12.

W polem icznym do Jana H a rtm a n a artykule abp Józef Życiński, nie zgadzając się z tezam i swego interlokutora, stw ierdza m iędzy innym i, że śm ierć Boga i konanie

człow ieka okazują się bardzo bliskie'3, jeśli spojrzeć na to zagadnienie z perspek­

tyw y nietzscheańskiej, artykułow anej w jego W iedzy radosnejM. W iadom o jednak z drugiej strony, że choroby, kryzysy i śmierć to nieodłączny składnik ludzkiego bytow ania, który w brew radosnym utopiom i m arzeniom sam orealizującego, samo- uświęcającego się człow ieka, skazują go na jeszcze głębszą bezradność i sam otność. N iejednokrotnie pokazyw ano jego dram at, jego tragiczne dylematy, rozrachunki, a naw et wadzenie się z Bogiem. (Z Bogiem, a naw et m im o Boga... ta ewokacja ro­

m antyczna - przykładem ). Ale człowiek w perspektyw ie własnej śmierci postrzega

Boga przez jego m ałe i duże uchybienia. Być może naw et bluźni, wszak czasami m o ­

dlitwa graniczy z bluźnierstwem}''. Ilustruje to m iędzy innym i fragm ent poetyckiego

tra k ta tu , k tó ry przytoczę ze względu na jego prostotę i urzekające piękno.

Bóg - jeśli jest - doprawdy nie zna um iaru w zadawaniu nam bólu. C zy nie dość, że zanim jeszcze przyjdziem y na świat, ju ż podpisuje każdem u w yrok śmierci, tak że nie zn a m y dnia ani g o d ziny? N ie dość, że co rusz to z tej, to z tam tej strony w y ­ chw ytuje nam z kręgu żyw ych kogoś bliskiego, pozostawiając nas z nie gojącą się raną pam ięci? N a w et te najszczęśliwsze chwile czyż nie są podszyte panicznym lękiem , że m iną, zanim zd ą żym y się nim i nacieszyć?16

12 J. Hartman. Zla nowina. „Tygodnik Powszechny” 2010, nr 5, s. 28. 13 J. Życiński. Śmierć czy kenoza? „Tygodnik Powszechny” 2010, nr 5, s. 29. 14 F. Nietzsche. Wiedza radosna (tłum. L. Staff). Warszawa, Wyd. „Bis” 1991. 15 E. Pytka. Kiedy modlitwa graniczy z bluźnierstwem. Poznań, Wyd. W Drodze 1985.

“ U. Kozioł. Mały traktat o Bożych niesprawiedliwościach. W: Supliki. Kraków, Wydawnictwo Literac­ kie 2005, s. 15.

(8)

Śmierć -jako ambiwalencja. wykluczenie, i nadzieja... 31 5 Jeśli ta daw na ostoja - w iara w bóstw a i ich przesłania eschatologiczne zawodzi, to może należy udać się w kierunku innego św iata piękna i perfekcji, związanej z szeroko pojm ow aną sztuką, i tam poszukiw ać rozw iązań tajem nicy życia i śmierci.

Magia sztuki a śmierć

Tak jak życie ze śm iercią, tak sztuka z religią wydają się być nierozłączne. Liczne są tego św iadectw a z czasów zam ierzchłych wzięte jak i współczesne, naw et w dobie postm odernizm u kwestionującego, co się tylko da zakw estionow ać. M agia sztuki ma w sobie podobną m oc zniew alania i w yzw alania człow ieka z pierwotnych lęków i zagrożeń egzystencjalnych jednakże, jak się wydaje, ufundow ana jest na innego rodzaju w artościach, nie tyle na d o b ru jak religia, co na pięknie. Przez analogię do tezy religijnej, iż najwyższą w artością jest Bóg, m ożna bez ryzyka popełnienia w iel­ kiego błędu pow iedzieć, że w rozm aitych odm ianach sztuki tak ą w artością (sum-

m um bonum ) jest m iłość piękna i doskonałości.

Sztuka była w ielokrotnie podnoszona do rangi absolutu. M iała ona zastąpić Boga i religię, a jej funkcje społeczne przyrów nyw ano do religijnych poprzez odw o­ ływanie się do tzw. „zmysłu m etafizycznego” człowieka czy poprzez odniesienia nie tyle etyczne, co estetyczne. Przekonuje nas o tym Stefan M oraw ski, znawca estetyki, pisząc: D aw niej św iat przedm iotow y był jeszcze pretekstem do gry wyobraźni, teraz

zostały same form y. Sztuka więc sama stała się absolutem - bytem nie tylko odręb­ nym od świata pozorów zwanego rzeczywistością, ale w yższym od tamtego, gdyż w yposażona w lad w ew nętrzny i sens, jakich św iat pozorów jest pozbaw iony17.

Oczywiście, jak każda analogia i ta też schem atyzuje i upraszcza złożoną rzeczy­ wistość św iata sztuki klasycznej i nieklasycznej, niegdysiejszej i współczesnej, budo­ wanej na dysonansach i harm onii w barw ie, dźw ięku, w przestrzeni i w czasie. To, co nas tu interesuje to przem ijalność i nieprzem ijalność człowieka jednostkowego poprzez możliwość w yrażenia się w akcie tw órczym z jednej strony oraz obecność śmierci i um ierania w dziełach sztuki z drugiej strony. To sztuka m edalierska nam uśw iadam ia, że śmierć i życie tkw ią na tym samym m edalu, awersem życie, rew er­ sem śmierć!

N ie wszyscy jesteśmy arty stam i, czyli tw órcam i najwyższego lotu. Ale spraw ca­ mi w ydarzeń raczej wszyscy. Z tw órczością m am y do czynienia wtedy, gdy pow sta­ je dzieło intencjonalne, piękne, oryginalne i wartościow e. Proces tw orzenia, jak wyznają w swych dziennikach, pam iętnikach i konfesjach bezpośrednich rozmaici twórcy, daje poczucie panow ania nad sobą i światem m aterii, jakąkolw iek by ona nie była (słowo, barw a, dźw ięk, bryła, taniec itp.). Twórca działa w natchnieniu, pod wpływem motywacji hubrystycznej, w yraża stany ducha i ciała. W yraża swe

17 S. Morawski. Absolut i forma. Studium o egzystencjalistycznej estetyce André Malraux. Kraków, Wy­ dawnictwo Literackie 1966, s. 62.

(9)

nadzieje, lęki i obawy, ale i radość, m iłość, fascynację. O feruje rozm aite obrazy św iata i siebie - zw ielokrotnia realną rzeczywistość. Buduje też zupełnie nowe świa­ ty, m odelując je na w łasną m odłę. Tworzy „z niczego coś”, wyw ołuje z niebytu to, czego nigdy jeszcze nie było, nie tylko odzw ierciedla, ale dekonstruuje, rozbija i konstruuje na nowo. W ykracza poza to, co dane jest realnie, dokonuje transgresji, przekroczenia. W tym procesie w łaśnie, k tóry trw a w realnym czasie, ak t tw ó r­ czy jakby go od tego czasu oddziela, izoluje i dzieło w raz z tw órcą zaczyna żyć w innym świecie. Realny czas zostaje zawieszony, przynajm niej wyciszony. Dzieło i tw órca stają się jednym ciągiem istnienia, bez rozróżniania pierw otnego zróżnico­ w ania tw orzyw a i autora. To daje poczucie uczestnictw a w rzeczywistości wyższe­ go rzędu, obcow ania z pięknem i dośw iadczania praw dy istnienia w bezkresnym bezczasie. Stany te przypom inają, ze względu na swą intensyw ność, w spom niane wcześniej ekstazy na tle religijnym. Tak więc tw orzenie, zaabsorbow anie, pośw ię­ cenie się jakiejś aktyw ności uniew ażnia upływ czasu, eliminuje z pola świadom ości obecność śmierci. Twórca bywa jednorazow ym bogiem , niekiedy na użytek kilku chwil (jednodniow a sława) i jako perfekcyjnem u bogu przysługuje mu nieśm iertel­ ność i laur wiecznej chwały.

Drugi w ym iar uniew ażniania grozy śmierci i um ierania to w łaśnie jej w izualiza­ cja na przykład na obrazach i w rzeźbach, w kinie, teatrze - już od czasów najdaw ­ niejszych. Pokazywanie cierpienia, kruchości ludzkiej egzystencji, dram atów życia wobec potęgi żyw iołów - oswaja człow ieka ze śmiercią jako faktem naturalnym do tego stopnia, że aż to staje się niepokojące. D obrze to w idać na przykład w tzw. kinie akcji czy w irtualnych, interaktyw nych grach kom puterow ych, gdzie zabija się ludzi, mając do dyspozycji kilka „żyć” w zapasie. Oswaja się myśl dzieci i m łodzieży z iluzją posiadania co najmniej jeszcze jednego życia lub przynajm niej własnego aw atara w innej w irtualnej, boskiej lub diabelskiej rzeczywistości. To w łaśnie k u ltu ­ ra kom iksu, konsum pcji w ytw arza wizje uniew ażnienia śmierci poprzez zw ielokrot­ nione życie, zw ielokrotnioną rzeczywistość św iata sym ulakrów , w którym są same kopie bez oryginałów. Kopie są tak piękne i tak perfekcyjne, że lepsze od orygina­ łów. N ie m a jednej śmierci, jednego życia. Jest tylko kasow anie kopii, opróżnianie kosza w kom puterze osobistym , kom enda z klawiszem „delete” - usuń. To wszyst­ ko. Zycie na przem iał? - w ypada zapytać za Zygm untem B aum anem 18. Być może bardziej zawansowane technologie w ykorzystyw ane w świecie sztuki pokażą jeszcze rozleglejsze pole m anew ru, w tedy pow stanie, jak sądzę, w irtu aln a „gotow ość do zm artw ychw stania”. Tak w łaśnie nazw ała jeden ze swych tom ików po etk a i w izjo­ nerka M ałgorzata H illar19. A poezja to też sztuka i to jak potężna! N ie zdawałem sobie z tego spraw y jeszcze do niedaw na, bo cóż nowego może pow iedzieć nam jakiś po eta o starości, śmierci czy um ieraniu? W szystko już było! N ic bardziej mylnego!

18 Z. Bauman. Zycie na przemiał (tłum. T. Kunz). Kraków, Wydawnictwo Literackie 2005.

19 M. Hillar. Gotowość do Zmartwychwstania. Wydanie pośmiertne w 70. Rocznicę urodzin Poetki. Warszawa, Anagram 1995.

(10)

Śmierć -jako ambiwalencja, wykluczenie, i nadzieja... 317 Człowiek tyle razy był przedstaw iany w obliczu starości i zanikania, ale n ik t tego lepiej chyba nie zrobił jak współczesna p oetka Urszula Kozioł20 ...n ie dość, że stary

człow iek szpetnieje, kurczy się, marszczy i przecieka jak dziuraw y garnek, nie dość, że traci zęby i włosy, m usi nadto jeszcze tracić pam ięć i rozum ? Z dolność stanowienia 0 sobie ? Ba, zdolność utrzym ania się na nogach, dźwignięcia się na zw y k ły stopień, bo naw et głupie schody uzurpują sobie teraz prawo rządzenia jego krokam i? Nie, nie, doprawdy, Bóg - jeśli jest - nie zna umiaru w zadawaniu nam cierpień i upokorzeń.

Czy m ożna prościej i jaśniej wyłożyć d ram at starzejącego się człowieka w p e r­ spektyw ie jego fizycznej anihilacji? T raktaty naukowe i filozoficzne potrzebują do tego celu oceanu słów, wielosłowia. Poetka zaledwie kilku nastu lub wręcz kilku:

przemijanie / zanikanie! redukowanie oswojonego „ m y ” /.../ciężka próba odchodze­ nia od samego siebie/ rozstawanie się z ty m / co było ju ż przysw ojone/ w ażne/ bliskie/ w łasne/ oswajanie z ty m / co obce/ ale nieuchronne/ a w koń cu/ wywłaszczanie sa­ mego siebie z własnego „ja”/ z siebie/ w ym azyw anie się z b y tu / albo, po prostu noc zrównała szczyty gór z głębią doliny21. Sztuka p otrafi - jak w idać - w yrażać skompli­

kowane stany ludzkiego ducha: pięknie, dobrze i praw dziw ie. Czy muszę o relacji sztuki ze śmiercią pisać wiecej? Raczej już nie, nie w ypada. Przejdźmy do kolejnej dziedziny - nauki.

Nauka - jej potęga i znikomość wobec śmierci

Co najmniej od czasów O św iecenia coraz większe zaufanie ludzi budziła praw ­ dziwa nauka. Zwłaszcza pozytyw izm i neopozytyw izm spow odow ał swoisty trium - falizm nauk w sensie ścisłym. Z akw estionow anie jej w yników jest wszakże możliwe 1 z wdziękiem uczynił to postm odernizm ostatniego stulecia.

W naw iązaniu do poprzednich akapitów w ypadałoby powiedzieć, że o ile reli- gia i sztuka nawiązują do magii związanej z takim i w artościam i jak dobro i piękno, to nauka od wieków gloryfikuje jako w artość naczelną - praw dę, „obiektyw ną” praw dę. N ie chciałbym pow tarzać kom unałów o w zględności czy absolucie prawdy oraz różnych jej ujęciach i definicjach. Zostaw iam to innym , i na inną okazję. W szak m am y rozm aite prawdy: religijne, psychologiczne, intuicyjne, osobiste itp. Powiem tylko tyle, że jakkolwiek by je rozum ieć - poznajemy jedynie ludzkie oblicza „bo ­ skiej praw dy”. Czy nauka jej nam dostarcza najsolidniej i najpewniej? W jakim ś nie­ pełnym sensie chyba tak. W ierzym y w naukę, jej m oc i w jej technologiczne fetysze. Dzięki odkryciom naukowym i wynalazkom nasza wiedza pozytywna o śmierci jest dość rozległa. W ykrystalizowała się także odrębna nauka o śmierci i um ieraniu zwana tanatologią, ale także i nauka o potw ornościach anatomiczno-fizjologicznych,

211 U. Kozioł. Mały traktat..., op.cit., s. 15.

21 U. Kozioł. Sprawozdanie z końcowych chwil. W: Przelotem. Kraków, Wydawnictwo Literackie 2007, s. 31 i 28.

(11)

zwana teratologią. Rozwinęły się także dyscypliny związane z anestezjologią, uśmierzaniem , łagodzeniem bólu i eutanazją. Ale jak zauważa lekarz, profesor Tadeusz Kielanowski w Rozmyślaniach o przemijaniu hasło wałki ze śmiercią jest mamiące. N auka bowiem nie walczy ze śmiercią ani przynajm niej na razie walczyć nie

zamierza. Przedstawiciele wszystkich nauk przyrodniczych i hum anistycznych, a więc biolodzy, lekarze, prawnicy, filozofowie, wiedzą i są zgodni, że śmierć osobników jest częścią życia gatunków i że nic w tej chwili nie przemawia za tym , by w najdalszej naw et przyszłości mogło albo miało być inaczej12. Kończąc swe rozm yślania stwierdza

wszak, iż nie jesteśmy wobec śmierci bezradni, m im o że na nią nieuchronnie skazani:

M ożem y działaniem indyw idualnym i zbiorow ym pokonyw ać przesądy, niepotrzebne zle tradycje i naw yki po to, żeby po spokojnym , pogodnym wieczorze życia zasypiać bez moralnego i fizycznego bólu23.

M edycyna św iatow a uczyniła znaczne postępy w zakresie w ydłużania życia ludzkiego, m iędzy innym i dzięki osiągnięciom transplantologii, ale przede wszyst­ kim dzięki biologii i jej specjalistycznych odm ian, takich jak: biochem ia, neuro- biologia, genetyka itp. Jednakże to, co w interesującym nas tem acie wydaje się najważniejsze, to perspektyw y, które stw arzają dyscypliny naukow e w oswajaniu człowieka z myślą o śmierci jako realnym fakcie biologicznym i egzystencjalnym. W ydaje się, że nauki medyczne przybliżyły człowieka obiektyw nie do możliwości w ydłużenia jego życia, ale nie do nieśm iertelności. N auk a w spółczesna celów takich sobie nie staw ia, ale śmierć czyni bardziej znośną i racjonalizuje proces um ierania. Lecz m am w ątpliw ości, co do tego, czy postępy medycyny są na tyle wystarczające, aby w skali m akrospołecznej zmienić w aru nk i um ierania na bardziej ludzkie, hu ­ m anitarne. W szak polska służba zdrow ia i m edycyna są chyba w agonalnej sytuacji. Zasygnalizuję jedynie potencjały teoretyczne, dające nadzieję na zm ianę stosunku człow ieka do śmierci w skutek odkryć i w ynalazków o podłożu naukow ym .

Pierwszym w ielkim krokiem uczynionym w ubiegłym w ieku w celu rozw ikłania tajem nicy życia było rozszyfrow anie spiralnej, podwójnej nici DNA. Dało to p o d ­ staw y do spekulacji fantastyczno-naukow ych w zakresie sterow ania cecham i dzie­ dzicznymi organizm ów roślinnych i zwierzęcych, a tym samym i człowieka. Udane klonow anie słynnej brytyjskiej owieczki uruchom iło kaskadę przypuszczeń i m ało praw dopodobnych hipotez co do m ożliwości w ydłużania życia organizm ów zw ie­ rzęcych. Jednakże odczytanie pełnego genom u człowieka stanow i chyba najwięk­ szy postęp w przybliżaniu człowieka do inżynierii genetycznej (łącznie z eugeniką), pozwalając zw ielokrotnić długość ludzkiego życia, m .in. poprzez eliminację chorób i obciążeń genetycznych.

Postępy kardioch iru rgii, n eurochirurgii gw arantują elim inację wielu schorzeń, wobec których m edycyna początku dw udziestego w ieku zupełnie sobie nie radziła. Jeśli dodać do tego m ożliwość hibernacji, zam rażania tkanek i całych organizm ów ,

22 T. Kielanowski. Rozmyślania o przemijaniu. Warszawa, Wyd. Wiedza Powszechna 1984, s. 133. 23 Tamże, s. 134.

(12)

Śmierć-jako ambiwalencja. wykluczenie, i nadzieja... 3 1 9 to perspektyw y przetrw ania człowieka dłużej - wydają się bardzo zachęcające. Po­ mijając tło natury ekonomicznej z tym zw iązane (niedobór środków ), wszystko to jednak razem wzięte, nie rozw iązuje zagadnienia eschatologicznego - ostatecznego odejścia człowieka od siebie samego. N aw et gdyby udało się zw ielokrotnić długość ludzkiego życia, problem „bytow ania ku śm ierci” (Sein zu m Tode) w Heideggerow- skim sensie nadal pozostaje otw arty. M am y przecież św iadom ość, że nasza śmierć zaprogram ow ana jest na poziom ie biologicznym, kom órkow ym i tru d n o tem u za­ przeczyć! N o i cóż z tego, że filozofowie powiedzieli o śmierci i um ieraniu tyle sprzecznych ze sobą zdań? G odne jedynie podkreślenia jest to, że w plejadzie wiel­ kich filozofów kilku z nich wybija się na czoło (choć wszyscy już poum ierali w sto­ sownych dla siebie m om entach), należy wym ienić Sorena K ierkegaarda, Friedricha N ietzschego, M a rtin a Heideggera, Karla Jaspersa, A rnolda Toynbeego czy naszych rodzim ych, polskich: Józefa Tischnera czy M ieczysława A lberta Krąpca. O statni z tu wym ienionych, pisząc o śmierci jako „osobow ym przeżyciu” stw ierdza: Jak

człow iek w stanie em brionalnym w łonie m a tki kształtuje wszystkie swoje organy na życie poza łonem , na życie w s'wiecie otw artym , życie bardziej samoistne i sam o­ dzielne - tak również nasze życie ju ż sam oistne w świecie otw artym ujawnia takie psychiczne działanie, działanie najwartościowsze, osobowe, które nie mieści się w na­ turze tego świata, które nieustannie transcenduje św iat natury do tego stopnia, że człow iek jest zm uszony stw orzyć sobie specjalną „niszę ekologiczną” - kulturową, aby m ógł istnieć i rozwijać się psychicznie24. A utor ucieka się - wyjaśniając zacytowany

tu fragm ent - do m etafory rodzącego się dziecka, dla którego narodziny w nowym świecie są śmiercią dla biologicznego świata łona m atki, znajdzie się ono bowiem poza nim , odcięte od pępow iny łączącej go z nim. M ów iąc krótko, aby się narodzić w now ym świecie, trzeba najpierw um rzeć w starym . Innej m etafizyki nie m a i nie będzie, jakby to skwitow ał inny zm arły niedaw no m istrz - Leszek Kołakowski, dla którego z kolei cztery są filary dom u człowieka na nici czasu zawieszone: Rozum , Bóg, M iłość i Śmierć. Reszta jest m ilczeniem ... oddzielona cm entarnym m urem od pulsu życia.

Z anim jednak nastąpi śm ierć, człowiek często choruje, czuje się odpadem i zbęd­ nym ciężarem dla rodziny i społeczeństw a, a naw et dla samego siebie, wyobcowuje się od siebie, niegdyś zdrow ego, produktyw nego, teraz - bezużytecznego p ro d u k tu własnego rozkładu biologicznego i społecznego. Stąd bierze się zgorzkniałość sta r­ cza i utyskiw anie na starość i jej dolegliwości w postaci chorób i degeneracji w yłą­ czających człowieka z aktyw ności.

Proces śmiertelnej choroby i um ierania porów nać m ożna do przebiegu społecz­ nego oraz indyw idualnego w ykluczenia człow ieka, jego m arginalizacji oraz końco­ wej stygm atyzacji - jako tru p a. Z trupam i się nie rozm aw ia, nie w spółpracuje, ale się je usuwa, wyklucza ostatecznie z dom u, rodziny, społeczności. N aw et jeśli się

24 M.A. Krąpiec. Człowiek w perspektywie śmierci. W: B. Bejze. O Bogu i o człowieku. Problemy filozo­

(13)

zdarza zachować pam ięć o zm arłych i rozm aw iać z nim i, to raczej jako ducham i, w spom nieniam i o nich itp. Ale miejsce zm arłych jest na cm entarzu tak jak dla c h o ­ rych takim miejscem jest szpital, dla tzw. w ariatów „psychiatryk”, a dla przestępców więzienie. N ie przypadkow o przecież miejsca te były i są izolowane z norm alnej architek tu ry wiejskiej i miejskiej, bywały i są gdzieś na uboczu, zgodnie z sensem pojęcia „ekskluzji” czyli - wykluczenia. Śmierć jawi się więc jako ostateczna form a w ykluczenia, której towarzyszą procesy obecne we wszystkich form ach znanych nam m arginalizacji i wykluczeń. Krajobraz sem antyczny wykluczenia w rozm aitych jego form ach jest dość rozległy i obejmuje między innym i takie określenia25, jak: w yłączenie, ekskluzja, separacja, segregacja, oderw anie, odosobnienie, alienacja, izolacja, odrzucenie, defaw oryzacja, deklasacja, degradacja, niepew ność, u p rzed­ m iotow ienie, ubezw łasnow olnienie, pasyw ność, bierność26.

Nadzieja, mimo wszystko?

M im o tego, że tem atyka przeze m nie podjęta jest dość sm utna, a naw et tra ­ giczna, to jednak chciałbym zakończyć rozw ażania optym istycznie. W w ybranym przeze m nie w ierszu autom atyczny „spadochron duszy” otw orzy się sam „po prze­ kroczeniu bariery istnienia”. Przytaczam więc w całości u tw ór Józefa Barana pt:

Skok ostateczny, w którym autor zręcznie i pięknie posługuje się m etaforą śmierci,

lepiej niż inni zatapiający się w m orzu zbędnych słów o niej. Z aiste, obsesyjnie pow racam do tezy już wypow iedzianej wyżej „niew iedza” i m ilczenie - to właśnie charakteryzuje ludzkie postaw y wobec fenom enu śmierci. O śmierci wiemy mniej więcej tyle co nic. M oże bardziej nic niż coś. Podobnie chyba jak i o Bogu, i m echa­ nizm ach boskiej inkluzji grzeszników (niebo), i ekskluzji (piekło) - potępionych.

umieranie to tylko spadanie z M o n t Blanc ciała

skok o W szystko w zachłanną nicość z wiarą że po

przekroczeniu bariery istnienia otw orzy się sam

spadochron duszy11.

Ale wiemy, że człowiek nie może wierzyć w brew sobie, jak pow iedział n ie­ gdyś św. A ugustyn: Credere non posset hom o nisi volensn . Dodaję to na otarcie łez 25 R. Szarfenberg. Marginalizacja i wykluczenie społeczne. Definicje i ujęcia syntetyczne. Warszawa, Wyd. IPS UW 2008, s. 5.

26 Tamże, ss. 5-9.

27 J. Baran. Skok ostateczny. W: B. Zeler. Zrozumieć poezję współczesną. Katowice, Książnica, s. 126. 28 L. Kołakowski. Ułamki filozofii. Najbardziej wysłużone i najczęściej cytowane zdania filozofów z ko­

(14)

Śmierć-jako ambiwalencja. wykluczenie, i nadzieja... 321 agnostyków i ateistów. ... i daj... / Trochę nadziei na nadzieję / nieba okruszek w y ­

sokiego...29. Kiedy um iera Bóg i anioły - nic już nas nie uratuje? Tylko - nadzieja?

M am y jako gatunek ludzki po okresie postm odernistycznego zw ątpienia naw rócić się na nadzieję? W iara i nadzieja30 uzdraw iają sam oistnie? Aż nie chce się w to wierzyć! Jak m ożna się w tej sytuacji nawrócić? C ytow any już Leszek Kołakowski31 u schyłku swego życia przekonyw ał, chyba nie bez racji, że: (...) nawrócenie, które

rozbudza w nas m iłość i w ykorzenia nienawiść, m usi m ieć ja kiś udział w prawdzie niezależnie od tego, jaka jest treść samej wiary (...)

W iara to prześw iadczenie, że coś istnieje, naw et gdyby nie istniało. Tymczasem nadzieja to potencjalność istnienia czegoś w przyszłości, kiedyś tam . To poznaw- czo-em ocjonalny zadatek czegoś, czego nie jesteśmy pew ni, że zaistnieje, am biw a­ lencja. A pew ność, to pew ność. W niej już nie ma miejsca na w ahania czy rozterki. Tak oznacza tak, a nie znaczy nie. Prosta jest mowa praw dy - sim plex ratio veritatis.

Cóż pew nego wiemy o nadziei (może z w yjątkiem nadziei m atematycznej), 0 której tyle już napisano? Po pierwsze, że trzeba ją mieć. N aw et topiące się szczu­ ry w pew nym eksperym encie psychologicznym łatwiej przeżyw ały katastrofę (po­ w ódź), jeśli były wcześniej ratow ane z innych opresji. Po drugie, m ożna mówić o niej na rozm aite sposoby i w różnych okolicznościach, ale bez niej żyć niepodobna. Tak tw ierdzi niżej cytow any Emil C ioran. Po trzecie, co jakby logicznie w ynika z d ru ­ giego, że nadzieja jakkolwiek rozum iana bywa pow szechna u ludzi przeżywających ją świadom ie, półśw iadom ie, ale i nieśw iadom ie. N ajbardziej w artościow ą wydaje się nadzieja dojrzała. Ale i naiw na (ta, co to jest m atką nie najmądrzejszych - wedle polskiego przysłowia) też m a swe w alory adaptacyjne. N ie pozw ala na zbyt szybkie załam ania się w trudnej sytuacji, ma wręcz terapeutyczne znaczenie. Dziecku znacz­ nie łatwiej uwierzyć we w łasną nieśm iertelność niż staruszkow i. Ten wie, co go czeka. Czuje obecność starości i śmierci we własnych kościach, a m im o tego tru d n o mu uwierzyć w swoją osobistą śmierć. Dlatego potrzebny mu jest Bóg - pom ost do wieczności. Bywa też, że ateiści pod koniec życia zmieniają orientacje św iatopo­ glądow e, nawracając się. Pod w pływ em nadziei? Czy raczej biologicznego strachu 1 paniki? Pytanie to, choć w ażne, zawieśmy z dw u względów. Po pierwsze dlatego, że nie dysponujemy em piryczną w iedzą na ten tem at. Po drugie zaś, tru d n o byłoby w yobrazić sobie tego rodzaju em pirię (np. socjo czy i psychologiczne badania ludzi w stanach przedagonalnych) - i uznać za niedopuszczalną, choćby ze względów etycznych.

Są jak w idać, odm iany nadziei owiane mglą tajem nicy32. Do nich należy w ła­ śnie w ielokrotnie tu przyw oływ ana nadzieja skierow ana ku przyszłości transcen­ dentalnej, ku życiu wiecznem u. Gdy tylko w ypow iadam te słowa, natychm iast

29 Z utworu Danuty Błażejczak pt. Moja modlitwa.

L. Kołakowski. Moje słuszne poglądy na wszystko. Kraków, Wyd. Znak 1999, s. 99. " Tamże.

(15)

z konsekwencją dialektyczną urucham iają się we m nie liczne wątpliwości (nie m am łaski wiary, m am łaskę zw ątpienia!), co chyba lepiej niż ja w yraża Emil Cioran:

Śmierć, owo wiosenne unicestwienie, spełnienie raczej niż otchłań, przyprawia nas 0 zaw rót gło w y tylko po to, by tym lepiej w znieść nas ponad siebie samych, podob­ nie jak miłość, z którą niejedno ją łączy: jedna, i druga naciskając na ramy naszego istnienia, doprowadzając do tego, że w końcu rozlatują się na strzępy, rozkładają nas 1 umacniają, rujnując nas okrężną drogą wiodąca przez pełnię33.

W tej perspektyw ie śmierć jawi się z jednej strony jako w ykluczenie ze świata żywych i to wykluczenie ostateczne, ale też z drugiej strony o tw iera jakąś nadzieję na uczestnictw o w innym w ym iarze. N iniejsza refleksja w żadnym sensie nie d o star­ cza gotowych rozw iązań w zakresie osw ajania się z myślą o śmierci własnej, bo ta wydaje się być najbardziej bolesna, ale um ożliw ia dystans wobec tego zagadnienia.

N ie w iem y wprawdzie, czym jest śmierć ani dlaczego jej podlegamy, nie tracimy jed­ nak nadziei, że tkw i w niej sens, który prędzej czy później zostanie nam odsłonięty

- tak przynajm niej tw ierdzi autor m onum entalnego dzieła34 o metafizyce śmierci, jej absurdzie i u kry ty m , dom yślnym sensie.

Streszczenie

A utor na p od staw ie w ielow ym iarow ych stu d iów teoretycznych przedstaw ił problem życia człow iek a w cieniu śm ierci w trzech p erspektyw ach. Po pierw sze z punktu w id zen ia r e lig ii, g łó w n ie chrześcijańskiej w europejskim kręgu kultury, p o drugie w w ym iarze sztu ­ ki, jej zaradności i bezradności w ob ec w yk lu czen ia człow iek a ze św iata żyw ych , p o trzecie w w ym iarze nauki i m edycyny. P o k a z a ł, odw ołując się do licznych ilustracji i źród eł, z ło ­ żo n o ść procesu um ierania i św iad om ości bycia śm iertelnym w p łaszczyźnie indyw idualnej, ale i sp ołeczn o-k u ltu row ej. Tematyka przejmująca i pasjonująca, zw łaszcza w d obie p ost­ m odernizm u kw estionującego w szelk ie sensy, w tym tak że sens i absurd osobistej śm ierci człow iek a jako przeżycia osob ow ego.

Abstract

Death - as an ambivalence, exclusion and hope...

A uthor, on th e basis o f a m u ltid im en sion al theoretical studies d epicted th e problem o f a life o f a man in th e shadow o f death in three p erspectives. Firstly, from the religion ’s p oint o f view , prim arily C hristian in European cu lture, secon dly from the art’s p oin t o f view , its resou rcefuln ess and helplessness in the face o f the exclusion o f a man from the living, th ir­ dly, from the m ed icine and science p oin t o f view. H e sh ow ed , w ith references to num erous illustrations and sources, the com p lexity o f the process o f dying and the aw areness o f being

33 E. Cioran. Pokusa istnienia (tłum. K. Jarosz). Warszawa, Wyd. KR 2003, s. 192. 341. Ziemiński, Metafizyka śmierci. Kraków, Wydawnictwo WAM 2010, s. 423.

(16)

Śmierć - jako ambiwalencja. wykluczenie, i nadzieja... 323

m ortal in individual and sociocu ltu ral aspect. A m oving and fascin ating subject, especially in tim es o f p ostm odern ism , q u estion in g all p ossible m ean ings, in clu d ing the m eaning and absurd o f a personal death o f a man as a personal exp erience.

Bibliografia

Baran J. Skok ostateczny. W: B. Zeler. Zrozumieć poezję współczesną. Katowice, Książnica, s. 126. Bauman Z. Zycie na przemiał (tłum. T. Kunz). Kraków, W ydawnictwo Literackie 2005.

Cioran E. Pokusa istnienia (tłum. K. Jarosz). Warszawa, Wyd. KR 2003.

Clark W.R. Płeć i śmierć (tłum. A. Alichniewicz, A. Szczęsna). Warszawa, PIW 2000. H artm an J. Zła nowina. „Tygodnik Powszechny” 2010, nr 5.

H illar M. G otowość do Zmartwychwstania. Wydanie pośmiertne w 70. Rocznicę urodzin Poetki. W ar­ szawa, Anagram 1995.

Jan Paweł II. Przekroczyć próg nadziei. Lublin, Redakcja W ydawnictw Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego 1994.

Kielanowski T. Rozmyślania o przemijaniu. Warszawa, Wyd. Wiedza Powszechna 1984. Kołakowski L. Moje słuszne poglądy na wszystko. Kraków, Wyd. Z nak 1999.

Kołakowski L. Ułamki filozofii. Najbardziej wysłużone i najczęściej cytowane zdania filozofów z ko­

mentarzem. Warszawa, Wyd. Prószyński i S-ka 2008.

Kozielecki J. Psychologia nadziei. Warszawa, „Ż ak” 2006.

Kozioł U. Sprawozdanie z końcowych chwil. W: Przelotem. Kraków, W ydawnictwo Literackie 2007. Kozioł U. M aty traktat o Bożych niesprawiedliwościach. W: Supliki. Kraków, W ydawnictwo Literackie

2005.

Krąpiec M.A. Człowiek w perspektywie śmierci. W: B. Bejze. O Bogu i o człowieku. Problemy filozo­

ficzne. Warszawa, Wyd. SS. Loretanek-Benedyktynek 1986, s. 147.

Morawski S. Absolut i forma. Studium o egzystencjalistycznej estetyce André Malraux. Kraków, W ydawnictwo Literackie 1966.

Nietzsche F. Wiedza radosna (tłum. L. Staff). Warszawa, Wyd.„Bis” 1991. Pytka E. Kiedy modlitwa graniczy z bluźnierstwem. Poznań, Wyd. W D rodze 1985. Pytka L. Mój jednorazowy świat. W: „Łuskanie chw il”. Warszawa, Wyd. Pedagogium 2010. Sujak E. Rozważania o ludzkim rozwoju. Kraków, Wyd. Znak 1987.

Szarfenberg R. Marginalizacja i wykluczenie społeczne. Definicje i ujęcia syntetyczne. Warszawa, Wyd. IPS UW 2008.

Swierczyńscy D. i A. Przysłowia w sześciu językach. Warszawa, PW N 1996. Świeżawski S. Alfabet duchowy. Kraków, Wyd. Znak 2004.

Wais J. Dwa światy. „ALBO Albo” 2003, nr 2, s. 59.

Zim bardo P.G., Boyd J. Paradoks czasu (tłum. A. Cybulko, M. Zieliński; red. nauk. M. Materska). Warszawa, PWN 2009.

Życiński J. Śmierć czy kenozaf „Tygodnik Powszechny” 2010, nr 5. Ziemiński I. Metafizyka śmierci. Kraków, W ydawnictwo WAM 2010.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wydaje się, że na rynku polskim, ale także zagranicznym, nie było do tej pory publikacji podejmującej całościowo zagadnienie religii w nowoczesnym ustroju demokratycznym

W jaki sposób narzędzia TIK wspierają rozwijanie u uczniów umiejętności pracy

Przyczyn trudności w odkrywaniu tych reguł i zasad Kuhn propo­ nuje szukać w 1° nieuświadamianiu sobie tych reguł przez członków wspólnoty naukowej

Kompozytor nowator i odkrywca z początków naszego wieku świadom jest wyczerpania się możliwości formotwórczych dotychczas stosowanych technik i systemów uniwersalnych: harmonii

Zasadniczo rzecz biorąc, współczesna praktyka projektowa w wymiarze designu doświadczeń została sprowadzona do totalitaryzmu semantyk, przeciwko któremu trudno się buntować,

Niech  Was  nie  dziwi  większa  niż  zwykle objętość tej przesyłki, bowiem  list  jest  tylko  załącznikiem  do  prze- słanej  każdemu  z  Was 

Został również opublikowany w tej sprawie list kilku osób, w którym zostało postawione zasadnicze pytanie czy to miejsce jest odpowiednie dla pomnika:

Koncentracja na zdeklarowanych w tytule pracy nabywaniu i stosowaniu leksyki potocznej przez polskich student6w germanistyki pozwolilaby na pruygotowanie pracy o