• Nie Znaleziono Wyników

Rząd i Wojsko. 1916, nr 13 (20 marca)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rząd i Wojsko. 1916, nr 13 (20 marca)"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

Warszawa, 20 Marca 1917 r.

rmm i r prt illuiłlłul 1111 i n n TnnmT

Jeżeli utworzeni jesteście z żelaza, to mówię wam, że będę z wami — bo j a szukam czegoś twardego i wielkiego na ziemi.

J . Słowacki: Horsztyński.

N° 13.

RZĄD I WOJSKO

Józef Piłsudski.

P iłsu d ski... im ię to zawisło na miljonach ust polskich, stało się hasłem bojowem, synonimem buntu przeciw ko niewoli, tęsknotą za jasną promienną swo­

bodą.

N azw isko Piłsudskiego nazawsze i nierozerw alnie związane zostało W dziejach narodu polskiego, z obecną w ielką Wojną — której pierwsza fala wyniosła je na swój szczyt i dumnie niesie w ciąż naprzód i wzwyż.

Nazw isko to przenikło już do najciem niejszej wsi polskiej, a że lud nasz wrodzoną intuicją w yczuwa swych bohaterów, Więc ten. co je nosi, staje się coraz bardziej bohaterem ludowym. Cała postać i całe życie Piłsud­

skiego czynią go takim w oczach ludu. Pochodzi on ze starej szlacheckiej rodziny, a stal się wodzem klasy ro­

botniczej, Sybir i w ięzienie były nagrodą za żmudną pra­

cę całego życia, które jest jednem długiem pasmem nie­

ustannej, nieugiętej w alki z M oskw ą. Ludow i polskiemu imponuje bezm iernie, iż człow iek ten zdołał stworzyć z niczego hufce żołnierskie, które na jego jedynie ro z­

kaz w ypow iedziały wojnę wszechpotężnej, zdaw ałoby się Rosji.

T en kto miał odwagę dumnie rzucić carowi ręka­

w icę, musiał stać się w oczach ludu większym bodaj olbrzymem, niż ten, jakim był dla niego car.

S ze ro k ie zastępy patriotycznego, uświadomionego politycznie ogółu, rozum iejąc olbrzym ie dla nas znacze­

nie wojny obecnej, czcią otaczają Piłsudskiego za to, iż uratował on honor Polski,

Ja kże bowiem strasznie w yglądałaby Polska, gdyby W wojnie obecnej nie było niezapom nianej daty 6 sier pnia. P rzez ten dzień, dzień „czynu Piłsudskiego", wojna staje się dla nas zorzą nowego życia, a mogła była stać się najcięższą płytą grobową na naszej mogile, — Wojna bowiem bez dnia 6 sierpnia byłaby jeno świadectwem, iż naród polski z niew olą się zrósł i na nią całko w icie zasłużył.

W ie le naszych poczynań zmiótł huragan wojny, ostał się jeno czyn 6 sierpnia, i jako jasna latarnia m or­

ska św ieci nam w ciąż wśród burzy — i obecnie coraz

(2)

2 RZĄD 1 WOJSKO Na 13 więcej ku niej spieszy okrętów, którym zagasły ich |

własne gwiazdy przewodnie.

W odmęcie zapomnienia zginął manifest wielko­

książęcy, telegramy dziękczynne, deklaracje dumskie, dzień zaś 6 sierpnia dumnie stawia czoło probierzowi historji, i stał się już punktem wyjścia dla polityki naro­

du. Bez 6 sierpnia nie byłoby Legjonów — bez Legjo- nów nie byłoby aktu 5 listopada.

Piłsudski jest dziś w Polsce jedynym człowiekiem, który wyrósł ponad klasy i stronnictwa. Ma on swych entuzjastów i zwolenników całkowicie ufających we wszystkich sferach i stanach. Jego pomocnicy, ten i zwarty obóz „pilsudczyków**, gdzie wszyscy idą tak zgodnie ręka w rękę, rekrutuje się z ludzi przedtem zgo- j ła odmiennych przekonań politycznych i z wrogich so­

bie partji.

i

Piłsudski bowiem, jak magnes, ze wszystkich sta­

nów i ugrupowań przyciąga ku sobie te wszystkie ele- menty, które mają w swym charakterze moc stali. Idzie on ciężką, pełną gorączkowego natężenia drogą czynu i żmudnej pracy nad wytwarzaniem i pomnażaniem wciąż nowych wartości politycznych, świadczących o sile i samodzielności narodu.

Jest to chyba jedyny w Polsce człowiek, który cał­

kowicie rozumie głębię dzisiejszej dziejowej chwili — kiedy to jeden moment zwłoki mścić się może dziesię­

ciolecia; który widzi jasno, jak na dłoni, iż w tej ogólnej zawierusze naród nasz należytą postawą i jednym wiel­

kim wysiłkiem zdobyć może to, co później z przeogrom­

nym trudem, lub nawet może nigdy uzyskać nie zdoła.

Piłsudski to czuje i rozumie i dlatego nie zna on spoczynku, nie ulega pokusie skorzystania chociażby na chwilę z owoców swych walk i trudów. Dlatego tak tragicznym często jest jego los, iż nie mając ludzi rów­

nych sobie i będąc zmuszonym poświęcać swój czas dla urabiania nowych wartości, musi on oddawać już osią­

gniętą zdobycz na wyzysk pasożytów czynu.

Pomimo jednak ogromu Jego nawskroś realnych prac, obliczonych z matematyczną ścisłością na najdalszą metę, Piłsudski jest marzycielem; miał on przed oczy­

ma obraz narodu, który zrzucił kajdany i żyje cały ży­

ciem wolnem, wzbudza szacunek i podziw u obcych — tak jak to było ongiś. Paliła go wstydem myśl, iż na­

ród jego jest niewolnikiem i podnóżkiem dla potęgi i wielkości innych narodów. Całe więc życie jego to wysiłek, by nakazać innym szacunek dla Polski, me za

przeszłość lecz za teraźniejszość.

I oto przyszła wojna — szczęśliwa chwila, gdy plan całego życia mógł się ziścić—i Piłsudski jasnowidzącein zrozumieniem chwili wzywa 6 sierpnia naród cały na drogę czynu. Dziś widzimy, iż gdyby cały naród usłu­

chał tego wezwania, stanąłby w oczach Europy w aure­

oli olbrzyma, który na odgłos piorwszego pioruna zbli­

żającej się burzy szarpie na strzępy swe kajdany.

Ta wizja mocnej Polski jest siłą—i niebezpieczeń­

stwem Piłsudskiego. Siłą: — skupia ona bowiem przy nim tych wszystkich, których żywiołem jest walka, któ­

rzy nigdy nie powiedzą, iż dosięgli szczytu swych ma­

rzeń o potędze narodu, którzy boją się spoczynku, gdyż wiedzą, iż wojna wiecznie trwać nie może, a naród nasz tyle musi jeszcze dokonać tyle przeszkód przezwy­

ciężyć.

To wszystko, co wierne jest przykazaniu Mickie­

wicza „mierz siły na zamiary", co ma ambicję pchnąć bryłę świata nowemi tory — to wszystko W Polsce kar­

nie i posłusznie staje przy Piłsudskim — ufa bowiem bezgranicznie, iż on wytrwale wciąż będzie prowadził wzwyż, wciąż będzie wskazywał nowe rozleglejsze ho­

ryzonty działania.

Niebezpieczeństwo zaś Piłsudskiego polega na tern, iż jest on dotychczas awangardą, wysuniętą daleko naprzód, za którą ociężały, odzwyczajony od ruchu na­

ród podążyć nie może. 1 dlatego to tylu pozostało ma­

ruderów. Nie wszystkim sił starczyło, by wciąż iść na­

przód — więc też powiększają obóz tych, co żerować tylko umieją na cudzej zdobyczy. Stąd to miast usuwać mu z przed nóg kamienie, których tyle leży dziś na polskiej drodze — wielu było w Polsce, którzy wszystkie swe zdolności i energję zużywali na dorzucanie mu ich jeszcze pod nogi. Dla tego typu ludzi, którzy chcą iść powoli, którzy nie chcą znać żadnego ryzyka, ale zato chętnie obciążają serwitutem na swoją korzyść, każdą cudzą zdobycz — Piłsudski jest zmorą, — jest tym bi­

czem, który wciąż ich podrywa na nogi, wciąż stawia wo­

bec nowych zadań, który wciąż wnosi atmosferę niepo­

koju, protestu, który nie pozwala zawierać paktów z ob- cemi władzami, korzystnych dla zawierających, tęcz szkodliwych dla narodu, jako całości. Piłsudski chciał- by w całym narodzie widzieć tylko płomiennych patrjo- tów i bohaterów — i tą miarą chciałby wszystkich mie­

rzyć, — stąd tyle konfliktów i nieporozumień.

Z dzisiejszem życiem politycznem Królestwa ze­

tknął się bezpośrednio Komendant dopiero od chwili po­

wstania Rady Stanu. 1 dziś daje się czuć to zmaganie się jego z politycznymi nastrojami Królestwa, a przede- wszystkiem z tą zgnilizną moralną, która tyle lat w za­

trważający sposób się szerzyła— czuje się, iż trzeba już obalić tylko jakieś ostatnie zapory, odwalić jakieś osta­

tnie, chociaż może i najcięższe kamienie, odgarnąć męty które oddzielają awangardę od rdzenia narodu, —a wydo­

staną się na powierzchnię ukryte siły, trysną wiosennym potokiem entuzjazmu. A wówczas niedaleka będzie chwila, w której całe Królestwo przeżyje to wszystko, co już przeżyła jego zakordonowa emigracja i Galicja.

Galicja uwielbia dziś Piłsudskiego, uwielbia w nim swój własny poryw, któremu na imię Legjony. Miłuje ona Piłsudskiego za to, że przez 3 sierpnia dał jej mo­

żność wydobycia ze siebie takiego nieprzebranego mo­

rza entuzjazmu, pątrjotyzmu i ofiarności, że przezeń po­

trafiła ona naprawdę stać się Piemontem polskim.

Piłsudski, syn Litwy, emigrant polityczny z Króle­

stwa, nowymi mocnymi węzłami połączył Galicję z Kró­

lestwem, a uczynił to wówczas, gdy młodzież z całej

Polski poszła z jego rozkazu tą samą drogą, którą ongiś

(3)

M 13 RZĄD I WOJSKO 3 szedł kwiat młodzieży krakowskiej — nieśmiertelni żuawi

Rochebruna. W Legionach młodzież królewiacka i ga­

licyjska stopiła się w jednolity szczerozłoty kruszec — żołnierza polskiego. Legjonami naród dał jeszcze je­

dno świadectwo, iż dusza polska nie zna slupów gra­

nicznych.

Głębokich i świętych tajników duszy sięga urok imienia Piłsudskiego. Komuż w latach młodzień­

czych czyny Kościuszki, Poniatowskiego, podchorążych nie zapalały dziwnych ogni w duszy, nie rozkołysały bujnej fantazji; czyje dłonie chłopięce nie tęskniły do szabli, cięciem której znieśćby można całą ohydę nie­

woli narodu? I komuż nasi „pozytywni*1 tych tęsknot j brutalnie nie deptali, nie zabijali swoją niewiarą i sar- , kazmem?

Piłsudski był tym „zbrodniarzem**, który te tęsknoty, te zapomniane sny młodości znów wywołał na po­

wierzchnię dusz, potęgował je, dawał im podłoże realnej pracy, zmieniał na jawę, cudną rzeczywistość szczerej żołnierskiej walki w otwartem polu—jak to bywało ongiś przed laty.

Radością dla Piłsudskiego musiala być ta upra­

gniona chwila—a jednocześnie czasem strasznych zmagań się ze sobą; gdyż wielką odpowiedzialność przed naro­

dem brał on 6 sierpnia. To też gdy powziął decyzję — j zdobył tern na zawsze duszę narodu, — stał się bowiem czarodziejem, który miał moc wszystkie najśmielsze ma­

rzenia zamienić w jeszcze cudowniejszą rzeczywistość.

Krzywoploty, Lowczówek, Nadworna, Kostiuchnówka to były te cudne niezapomniane uczty na tern .święcie ja­

kiem dla każdego prawdziwego żołnierza jest wojna**.

Kiedyto żołnierz polski wzniósł kielichy na cześć Ojczy- j

zny — i na cześć swej młodości, którą Komendant uczynił tak pełną treści, mocną i cudną.

Żołnierz łegjonowy, tak przylgnął duszą do swego 1 Komendanta, jak może przylgnąć tylko prawdziwy żoł­

nierz — który wdzięczny jest zato, iż danem mu było wziąć udział w tej uczcie, której na imię wojna.

Naród polski wie, że dziś w ręku Piłsudskiego spo­

czął miecz wodzów polskich i że tylko on może dziś tym mieczem pasować na żołnierzy polskich, że on tyl­

ko może wyprowadzić na ten szeroki, historyczny, zło­

cistym blaskiem słonecznej sławy opromieniony gości­

niec, — którym od dwóch lat kroczą już tamci — by z nimi wreszcie tam stworzyć jedną, nierozer­

walną całość, która pod jego opiekuńczą ojcowską ręką pójdzie w bój po nowe wawrzyny.

W tern wszystkiem kryje się urok Piłsudskiego.

A urok ten zatacza coraz szersze kręgi.

Coraz więcej ludzi i grup w Królestwie skupia się przy nim, wierząc, iż tylko on zdoła wyprowadzić Kró­

lestwo z zaczarowanego koła bierności, i poprowadzić drogą ciężkiego trudu i ofiary, na której wreszcie naród odnajdzie swoją duszę, zapał i wiarę w siebie i swo­

je siły.

Niedaleki już ten czas. Dojrzewa bowiem tęskno­

ta czynu—pragnienie, aby zadźwięczał w ogólnym szczę- i

ku zwycięsko i polski miecz, aby imię Polski zbudziło podziw Europy, gdy naród własnym wysiłkiem zdobędzie wielkość i niepodległość.

Obecnie Polska obchodzi uroczyście dzień imienia Piłsudskiego. — Niechże w tym dniu darzy go ona nie- tylko wdzięcznością za to, czego już dokonał; niech ser­

ce jej zadrzy ku temu, co za jego przewodem ma jeszcze osiągnąć. Bo naród kocha tych, którzy są wcie­

leniem jego woli, którzy realizują jego czyn, potrafią ucieleśnić jego ofiarę.

Gdy cały naród zapragnie życia wolnego, marzyć zacznie o „złotym wieku swego ducha** wówczas stanie się znów narodem wielkim i potężnym.

Piłsudski stał się sztandarem narodu. Niechże pol­

ski sztandar jak najrychlej wzbije się wzwyż — a Euro­

pa będzie wiedziała, iż to naród całemu światu radośnie oznajmia, że wszedł na drogę zbiorowego Czynu, że władnie sięga ręką do głowy cara po zrabowaną koro­

nę Piastów i Jagiellonów.

3Comen dan łowi.

Z łańcuchów kułeś miecz, a stal Cię słucha, Oto się ostrze iskram i ju ż pali-,

Na bój się zrywa klinga chłodnej słali, Gdy oną, Wodzu, kujesz mocą ducha.

Z czarodziejskiego zrodzony kowadła

Miecz polski

iv

śmiałe.

iv

mocne wziąłeś ręce, W trudzie nadmiernym, w goryczy z w męce Przysięgę szepcząc, „jeszcze nic upadła!*

Jest moc niezłomna, co wiecznie zwycięża, Moc tytaniczna, potężna, bogata,

Co niemożliwość w rzeczywistość wplata I pobrzęk kajdan zmienia w szc zę k oręża.

» = * « = * ♦<— »....

Polityka w Polsce.

Zadaniem władzy państw ow ej, zarów no ja k k a ż d e ­ go p o lity k a , je s t celow e i rozum ne rozporządzanie siła­

mi, w yłonionem i przez zbiorow ość narodow ą, silami za­

równo ra a te n a ln e m i (gospodarcze, finansowe), ja k i m o­

ra lnem i (patrjo ty zm , przyw iązanie do ziem i, poczucie obowiązku). P o lity k jest człow iekiem , k tó ry siłami tem i w edług swych planów i zam iarów usiłuje k ie ro ­ wać, w spierać je, g dy działalność ich uznaje za p o ­ żyteczną, ham ow ać, g d y całości prac jego szkodzą, przeciw staw iać jo siłom , pragnącym często podkopać samo istn ien ie państw a, w reszcie w chw ilach najkry- ty cz n iejsz y ch zapanować nad niem i całkow icie zorgani­

zować je w zupełności i rzucić w form ie arm ji narodo­

wej w kieru n k u , skąd zagraża niebezpieczeństw o.

P o lity k musi się starać wcielić swą wolę w życie.

Idąc w kierunku swe] woli, napo ty k a na ustaw iczne n ie ­

bezpieczeństw a zarów no w ew nętrzne, ja k i zew nętrzne.

(4)

4 RZĄD I W O JSK O M 13 Je d y n y m sposobem , k tó ry pozw ala ich uniknąć, i zw al­

czyć. iest zw iększenie rozporządzalnośei sił narodow ych, którem.' się o peruje. I to właśnie jest rzeczą ta le n tu p o lity k a , jego um iejętności wzięcia się do rzeczy.

To pow iększenie rozporządzalnośei sił narodow ych m ożem y zaobserwow ać w sposób w prost b ezprzykładny w N iem czech czasu wojny, gdzie w szystkie w ysiłki rz u ­ cono w jed n y m kierunku: pokonania w roga. Ale taki stan rzeczy stał 3ię m ożliw ym jed y n ie przez to, że już na długie lata przed w ojną m ądra i przew idująca p o li­

ty k a p otrafiła planowo rozporządzać, pracą narodow ą, zbierać energję, z w ysiłków tw orzyć siły.

I tu potrącam y o nowy obow iązek spraw nej p oli­

ty k i państw owej. Nie w ystarcza kierow ać zastanem i siłam i, g d y ż te m ogą się okazać niew ystarczającem i.

T rzeba stw arzać siły nowe; lub właściwiej sięgnąć g łę ­ boko do tajem nego ź ró lła życia narodow ego, w którem znajdzie się dość żywego m aterjału dla woli, umiejącej szukać. Ta um iejętność szukania, um iejętność znalezienia w duszy narodu potrzebnego tw orzyw a jest w łaśnie ce­

chą, c h a ra k te ry z u ją c ą genjalnego polityka.

W ola nigdy sama nie w ystarczy; m usi się ona zawsze w spierać o um iejętność, i o głębokie poczucie rzeczyw istości. U m iejętność jest rzeczą, k tó rej sję m o­

żna nauczyć. Poczucie rzeczyw istości stanow i nić sym pa­

tyczną, wiążącą p o lity k a z jeg o narodem ; dzięki niem u um ożliw ia się stosunek bezpośredniości m iędzy wolą a m ateriałem , k tó ry m wola operuje. T y lko ten, kto rzeczyw istość narodow ą um ie głęboko w sobie przeżyć, uczynić ją swoją własną, odnaleźć w niej niezaw odne drogi do ducha nar dowego i jego n ajgłębszych w arto­

ści — ty lk o ten jest istotnie genjalnym politykiem . Z tego p u n k tu widzenia p o lity k a je s t tw órczością, tw orzeniem z chaosu sił jed n o lite g o organizm u państw o­

wego z jednej stro n y , z drugiej zaś tw orzeniem w u sta ­ w icznym biegu historji tak ich sytuacji, k tó re pozwalają rozw iązyw ać jaknajpom yślniej zagadnienia oliwili bieżą­

cej. Tak się przynajm niej spraw a ta przedstaw ia, gdy chodzi o zrozum ienie w pływ u,, ja k i na p o lity k ę danego państw a zdolna jest w yw rzeć niepospolita jed n o stk a — i tak trz e b a rozum ieć te zagadki h isto rji, k tó re się p o ­ jaw iły w postaci Cezara, Napoleona, czy B ism arcka.

To też p o lity k a ma wiele podobieństw a do sztuki w o­

jennej. P o lity k a ma swoją s tra te g ię i swoją tak ty k ę . W ym agania, ja k ie się staw ia politykow i, są w pew nej m ierze pokrew ne tym , jakie należy postaw ić strategiko- wi. I tern się może tłom aczy zastanaw iający fakt, że ty lu w y b itn y ch p o lity k ó w św iata było żołnierzam i, oraz, że w ićlcy dow ódcy wojsk tak często okazyw ali genjal- ne zdolności po lity czn e. G d y b y bowiem zestaw ić ce­

chy ch a ra k te ry sty c z n e w ielkiego p o lity k a i w ielkiego wodza, to okazałoby się w yraźnie, że istnieją m ięd zy nim i w ew nętrzne pow inow actw a, a czasem naw et toż- sa nośni.

T ak zatem w ygląda spraw a. M am y do czynienia z siłam i, ju ż przez naród w yłonionem i, z żyw ą ludzką wolą, k tó ra ustosunkow uje je odpow iednio do celów, jak ie staw ia, wreszcie z własną inicjatyw ą tej woli, w y ­ rażająca się w tw orzeniu sił now ych, w celu czy to zharm onizow ania całości, czy też nadania tej całości naj­

w iększego im petu, rozw inięcia jaknajw iększej potęgi.

Te trz y czynniki: siły zastane, p o lity k jako narodow a wola, i nowe siły pod jej w pływ em się w yłaniające, stanow ią isto tę życia państw ow ego, i muszą hyć zawsze obecne, a to tem w yraźniej, im czasy są niebezpieczniej­

sze i bardziej trudne.

Zobaczm y, co się w tej dziedzinie u nas dzieje.

P rzedew szystkiem fakt zasadniczy: m am y dziś w ielu polityków , p o lity k i państw ow ej jednak nie posiadam y.

P ierw szy jej zaczątek istnieje dopiero w tym czasow ej

R adzie Stanu, ale, wobec braku w ładzy w ykonaw czej, Rada Stanu na w yraźną p o lity k ę zdobyć się w tej chw ili jeszcze nie może.

M usimy w ięc poszukiw ać odpow iedzialności za to, co się u nas dzieje nie tam, gdzie się ona znajduje w każdem niepodlagłem państw ie. O dpow iedzialność jest w P o lsce rozdrobniona pom iędzy poszczególne ugrupo wania i p a rtje, czasem w prost m iędzy poszczególne j e ­ dnostki.

Partja nie je s t w stanie uruchom ić w szystkich sił narodow ych, i jako taka, odpow iedzialności za całość życia narodow ego ponosić nie może. Dadzą się zap e­

wne pom yśleć w yjątki, i h isto rja wskaże nam zapew ne sy tu ic je , w j k tó ry c h pew ne z początku ściśle p a r­

ty jn e u g rupow anie rozrastało się, konsolidowało coraz bardziej, asy m ilując coraz nową treść, by w reszcie w chwili dla narodu k ry ty c z n e j wziąć na swe barki ca­

łość p o lity k i narodow ej.

Czy u nas rzecz podobna jest m ożliwa?

P obieżny naw et przegląd istn iejący ch na naszym g ru n cie u g rupow ań politycznych w ykaże, jak im to ma- terjałem o peiują one.

P rzedew szystkiem zauw ażyć należy, że podział ich o p iera się na dw óch podstaw ach, nic ze sobą wspólnego nie m ających. Z jednej strony opierają się one o różne klasy społeczne, tw orząc ugrupow ania kierunków , od praw icy do lew icy społecznej.

Z d ru g ie j—podstaw ą klasyfikacji je s t stopień akty- wizm u, w zględnie bierności polity czn ej wobec chw ili obecnej, w szczególności zaś aktu 5 bstopada. W obec tego w ytw arza się generalne pom ięszanie ideol igji, i stają się m ożliw e tak ie np. fakty, ja k to, że esdek w spraw ach p o lity cz n y c h Polski podaje rę k ą endekow i.

W arstw y jed n o lite pod w zględem społecznym d zie­

lą się na bezw zględnie w rogie sobie obozy pod w zg lę­

dem p o lty ć z n y m — i odw rotnie.

W związku z tem niem a mowy, ażeby nasze partje p o tra fiły w ykrzesać ze społeczeństw a te siły, które, kierow ane przez dużej m iary p o lity k a, m o g ły b y zawa­

ży ć na szali w ypadków .

Ł atw o spostrzedz, że stro n n ictw a, n iety lk o bierne, ale naw et n iek tó re t. zw. ak ty w n e, w p lątały swoją id eo ­ logię polityczną w sieć nie do rozw ikłania: oczekiw ań, liczeń się ze w szystkim i m ożliw ym i czynnikam i, w kanw ę swej w łasnej niepew ności wobec sił obcych, z k tó rej to sieci w yjścia niem a. S tronnictw a te u zale­

żniły się w yraźnie od sił obcych, i to już nas m niej obchodzić będzie, czy siły te pochodzą z P io tro g rcd u , czy skądinąd.

P o lity c e tak rozum ianej brak tego, co o wartości p o lity k i stanowi: je j żywego tw orzyw a. P o lity k a albo m usi operow ać narodow em i siłam i, albo też staje się pojęciem tragi-kom ićznem , rzeczą, k tó ra do w szystkiego służyć może, ale zagadnień b y tu narodow ego nie roz- wiąże.

P o lity k a większości naszych p a rtji je s t pusta i bez treści. O żadnym czynie niem a tam m owy. Co n ajw y ­ żej p o d ch w y tu je się cudze poczynania, aby je w naj­

lepszym razie psuć, zaś w g orszym , p rzypraw iw szy w sosie niem ieckim lub austrjackim , podać na pańskie stoły.

P rzecież takie rzeczy dzieją się niem al codzień.

W całej działalności ty c h stronnictw niem a ani k rz ty in icjaty w y , tw órczego w ysiłku, twórczego elementu.

I nic dziw nego. In s ty n k t życiow y, zarów no jak poczucie rzeczyw istości, zarów no ja k k o n ta k t z siłam i narodow em i w ty c h p artjach nie istnieje, nie istniał ni­

gdy. O peruje się w nich nie realnym m aterjałem sił,

ale fikcjam i i plotkam i politycznem i, jako m aterjałem

bieżącym ,—niew iarą w siły społeczeństw a, jako treścią

(5)

13 RZĄD I W O JSK O 5 m oralną,—rozkazem w ładz obcych, jak o treścią m oralną,

rozkazem władz obcych, jako d y rektyw ą czynu.

Siły w narodzie są, jest moc i je s t żądza czynu.

A le omawiane stronnictw a drogi do nich nie znają. Bo do ty c h skarbów prow adzi droga przez kraje w ew nętrz­

nej praw dy, płom iennej wiary, w ypracow anego czynu.

P o lity k a nie jest law irow aniem wśród zastanych sytuacji, ale ty c h sytuacji tw orzeniem .

P o lity k i państw ow ej dotychczas nie m am y, mamy jed y n ie ugrupow ania p a rty jn e, k tó re odpow iedzialności za losy narodu na swoje barki brać nie m ogą.—

I byłoby to rzeczą najgłębiej tra g icz n ą i w prost rozpaczliw ą, g d y b y nie to, że już na długo przed w ojną była u nas garść ludzi, która wiedziała, czego chce i jakiem i drogam i iść ku realizow aniu swej woli. Z ro­

zum iała ona, że im naród je s t w większym pohańbieniu, im trudniej mu żyć, im się w ydaje słabszym , ty m za- wzięciej musi tw o rzy ć swe siły, tym pracow iciej zbierać zapasy energji. Zrozum iała, że w epoce najw iększego rozrostu m ilitaryzm u ty lk o żołnierz może się o swe praw a upom nieć. I ludzie ci stanęli wobec zadania stw orzenia żołnierza polskiego. A przecież działo się to na kilka lat przed wojną, gd y nikom u z „trzeźw o m yślących polityków " nie śniło się jeszcze, jak ie n ie­

spodzianki przy n iesie rok 1914, g dy ci, co uzurpow ali sobie miano polityków narodow ych, wałęsali się po przedpokojach P etersburga, tak, jak dziś robią to samo jed n i po dw orach koalicyjnych, d ru d zy po siedzibach tym czasow ych wielkorządców . W brew „zw ykłem u ro z ­ sądkow i", wbrew szyderstw u i śm iechow i naszych „mia­

rod ajn y ch czynników " niem ożliw ość w cielano w życie.

1 dokonano istotnie cudu. Wojna zastała ju ż ż o ł­

nierza naszego, przygotow anego do pełnienia swych ciężkich zadań tachowo i ideowo.

W śród garstki ludzi, którzy zdobyli się na tę rzecz niepraw dopodobną, znalazł się człow iek, k tó ry od p o ­ czątku wysunął się na czoło całej p rac y i objął w ładz­

two dusz w całej robocie.

Człowiek dziw ny. Bez poprzedników , sam. W y ­ rósł z g ru n tu ucisku i niew oli, dojrzew ał w atm osferze w ięzienia, niepodległość zobaczy! w zam ęcie rew olucji 1905 i 1906 roku. Tw órca polskiego ruchu zbrojnego, w ychow aw ca dusz żołnierskich — genjalny wódz, w ielki c h a ra k te r, człow iek kryształow ej przejrzystości ducha.

Ten, k tó ry poznał drogi do sił narodow ych. Ten, k tó ry nie oglądał się na zagraniczne dw ory i zagraniczne o b ie tn i­

ce, ale długo, pracow icie tw o rzy ł czyn narodow y, ten, k tó ry nie przeraził się nadludzkiej wprost odpow iedzial­

ności rzucenia w niepew ne losy wojny ty sięcy n a jle ­ pszej m łodzi naszej, ale dopełnił czynu na m iarę w iel­

kości zakrojonego.

Żołnierz?^— Tak, żołnierz do najgłębszej treści swej istoty. Czyżby inaczej m ógł rozpalić żołnierskie serca takiem uczuciem ku sobie?

P o lity k ? — Tak, p o lity k , t. j. człow iek, um iejący stw arzać now e siły narodow e.

M ówiliśmy, że w k ry ty c z n y c h chw ilach dla narodu Całość jeg o życia po lity czn eg o musi się składać z sił zastanych, z polityka, t. j. ucieleśnienia woli i wiedzy, w reszcie z now opow stających sił narodow ych. P ie rw ­ szych nie posiadam y, a raczej posiadam y w stanio cha­

osu i uśpienia. Mamy zato po lity k a, którem u można zaufać, i całą potęgę m łodych, bujnych sil, przez niego zorganizow anych. To je s t nasz ca ły k a p ita ł chw ili obecnej. Z tym — i z niczem więcej idziem y w ciężką drogę do wolności.

Potrzeba.

Znów powiał wichr. Jak

iv

sierpniowy dzień, rozbłysła gęstwa drzew zamiecią lśnień.

Rozkazu Twego wybił dźwięk.

Przebudzeń dreszcz nad ranny zginął lęk.

Snów starych i ślubowań krwawią się stygmaty znów, jak

ip

dni owe, jak przed laty...

Łopotem skrzydeł tętni step i hasło rzuca lwa bezsenna straż-.

Młodości, wolę tęż i krzep —

ty, co przez czyny dla czynu trwasz! — Na progach świątyń drzemią lwy, po graniach gryfy skamieniały —

Na dzień! — do broni! — na dzień nasz!! — piorunem zszarpan omam zły,

po Polsce pierwsze wymodlone strzały...

Rozkazu Twego dźwięk.— echo — przysięga — i dusze Słowo

ic

klucze sprzęga,

lecące

iv

Sprawę pod skłon nieba — / znów, jak

tv

owe dni, przed laty, po stepie tętnią rżąc bachmaty,

poszumy wichru, skrzydeł chrzęst i tęcza lśnień...

Skroś dusze leci krzyk-. Potrzeba, hej Potrzeba!—

Twój, Wodzu, i nasz wstaje Dzień!

Warszawa 13 marca 1917.

Rozmowa.

(Rozmowa następująca dzieje się W chwili, którą każdy z nas przeżywa, gdy z trudu dnia dzisiejszego podniesie clowę, gdy wśród łomotu wypadków znajdzie chwilę milczenia, W której duch czasu mówi ponad wypadkami i odsłania na mgnienie oka, głęboką rze­

czywistość).

Łegjoilista-. W yszedłem z domu, aby budzić siłę sam odzielną narodu. Jaw iła mi się po krw aw ym tru d z ie dnia w ciężkich snach obozow ych. Jaw iła mi się, jako morze ludu polskiego napływ ające do naszego obozu, ja ­ ko o k rz y k narodu bijący o m ury Warszawy...

Peowiak'. G dyś Ty śnił ton son w obozie, ja tu pa­

trz y łe m na naród um arły... Z tego samego ducha, któ­

ry Ci zesłał ton sen na dalekie pole walki, ja obudziłem się tu w kraju snu i wstałem.

Legionista-. Daleko byliśm y od siebie, a bliskol

Peowiak'. 1 uczynił ze m nie duch ten, k tó ry Cie- bio prow adził, iskrę, która zapalała się od Tw oich bojów i podkładała pożar pod um arło serca...

Legionista-. W yszedłem z dom u, aby budzić sa­

m odzielną siłę narodu... Nie wiedziałem , że idę — do Ciebie. Maszerowałem przez wsie i m iasteczka, k tó ry c h ju ż dziś nie pam iętam . P rzedzierałem się przez m ur roz­

wścieczonych, oszalałych tw arzy, najeżonych bagnetam i.

N ie wiedziałem , że idę po to, aby Tw oją tw arz zoba­

czyć, w yczytać w Tw oich oczach, ze je s t ju ż dziś sam o­

dzielna si-ła w narodzie...

Peowiak'. B racie mój! Byliście płom ieniem , k tó ry

napotkał m ur niep rzeb y ty skam ieniałych dusz. M yśmy

isk ry wasze przez m ur przerzucone... P o tajem n ie tliły

się i rozszerzały po kraju, aby w ybuchnąć płom ibniem ,

gdy czas nadejdzie i z Wami się połączyć...

(6)

6

RZĄD I W O JSK O M 13 Legjonista'. Mur n iep rz eb y ty ... On to spraw ił, że

za trzy m a ła się rzeka... On to sp raw ił, żem dziś sk ręp o ­ w any obcym i w ięzam i...

Peowiak'. K iedy to ujrzał duch, k tó ry was tw o­

rzył, odw rócił głow ę, skinął ręk ą i nowe w ytrysło źródło...

Legionista'. Nowa siła z narodu... N iech dzisiaj

wstaje, niech bieży na pomoc, niech m nie ratuje z rąk obcych... Niech się dziś złączę, abym ducha swego za­

chował!

Peowiak-. N iech się z nią złączę z Tobą, abym d u ­ cha Twego zdobył!

Legjonista'. Z jednego m y ź ró d ła dwie rzeki...

Z frontu legjonowego.

W okopach.

Ś w iatło białe wsącza się przez dwie szybki w sufi­

cie, ja k w pracow ni m alarskiej na poddaszu. Solidna, z kom fortem urządzona ziem ianka. Cześć saperom , k tó ­ rzy tę stylow ą, mocno podstem plow aną, 4 m etry długą, 3 szeroką izbę zbudowali! T rochę nizka —trzeba leżeć pod belkow aniem z m ocnych konarów sosnowych. Ściany słom ianą m atą w ytapetow ane o przedziw nie p ro sty c h , złocistych deseniach. P o d oknem piecyk żelazny pierw ­ szorzędnej jakośoi. B rak ty lk o drzw i, k tó re b y otw ór m e­

tra kw adratow ego zabiły.

Oczywiście Oskar, k tó ry m inuty nie może przeżyć bezczynnie, żyw y ja k iskra chłopak, z inicjatyw ą i an drusow skim hum orem , zapowiada szereg instalacji w n a ­ szym pałacu. J u ż w y k o n a ł kilka napraw ek i trz y g o ­ dziny z rzędu spędził p rzy piecu, bezlitośnie się pa­

stw iąc nad nim i nad sobą. R ąbał drzew o m okre na drobne drzazgi i wsuwał coraz to nowe w iechcie słom y, aż ciepło — dziś boskie i rozkoszne — rozlało się w on­

nym k ręgiem po ziem iance i zw arzył się obiad u k o ro n o ­ w any herbatą.

W łaśnie się zbudził — godzina p iąta po połu­

dniu — ze słowami: „a cóżbyś pan pow iedział, gdy- byśm y tak poszli w pole?" — to znaczy, jak o niew inny p a tro l ku rzece.

W izbie zim no, piec, ja k lód. Na okopach od rana wczesnego zbiesił się w icher. Z w ściekłością smaga po­

zycję i pola deszczem i śniegiem , jęcząc na d ru ta c h i na w ęgłach rowów naszych. M arzec spóźniony. Zim no.

S trz a ły pojedyncze padają. W taką pogodę — chyba dla rozgrzew ki. Z m ierzch m ętny, ołow iany opada na szyby. M rok. M yśli pły n ą sennym lotem . M arzym y głośno o m orzu — wszyscy trzej go nie znamy — o po- łudniow em , słonecznem morzu. — O czem m yśleli i m ó­

wili nasi poprzednicy w ty m salonie, grzejąc się p rz y piecyku — najm ilszej istocie na świecie?

Z zadum y budzi nas okrzyk: kawa!

N ieboska szaruga m arcowa. Zły w ich er garśćm i śniegu pierze sam otną w row ie straż. Z jęk ie m i p rz e ­ ciągiem piekialnem pogw izdyw aniem zawisa na d ru tach kolczastych. Z im ny zm ierzch lalam i zmroku zalewa p o ­ zycję.

Kawa!—P rz y ku ch n i wąż z m a rzn ię ty c h , drżących postaci z kociołkam i w ręk ach . N iecierp liw ie czekają, aż ukończy się cicha ich rozmowa: najm łodszego i n aj­

starszego żołnierza w kom panji.

B y d liński pod chochlę przysuw a m enażkę, czarne- mi oczam i oszukuje, p rzy m ila się kucharzow i.

— Ale ju ż wzięliście swoją porcję... — zgryźliw ie pro testu je stary , nalew ając drugą, w ym ierzoną, rów ną, bez uszczerbku.

— N aw et w ypiłem — dziękuję — wasze zdrow ie, dziadku! — pi je bezw stydnie przy kuchni dru g ą porcję n ajstarszy żołnierz naszej kom panji. On jeden z ówcze­

sną kom panją czw artą 3-go bataljonu w yruszył do K r ó le ­ stwa pod por. Sarm atem -Śzyszłow skim . Czarny B ydliński, lat szesnastu, dzieciak z w zrostu i drobnego ciała, o tw a­

rzy już postarzałej, sp ry tn y ch , wesołych oczach. W po­

staw ie, ubraniu i gestach sta ry w yga kom panijny. Re­

zolutny chłopak, m ający w całej brygadzie znajom ych bez liku. Do każdego potrafi przem ów ić. Gra w k a rty z nam iętnością, najczęściej p rzegryw a.

Słońce. Po śnie żołnierskim , zdrow ym pełnia rzeźkości i sił. Staw isko N idy pod okopami lśni. Sko­

w ronki w niebow zięte jęczą komuś hejnały.

— L ećcie w tem słońcu nasze m yśli, nasze uśm iechy, godziny zabaw y i śpiew u. P o g łęb iajm y okopy i kon­

stru k c ję myśli.

Fam oni, na ty łach , bawią się m ieszkają z kom ­ fortem ... Mój Bożel —

I ak pięknie tu i dobrze. Piszę to w słońcu ju ż nie wiosennem, śród jedynego w polskie po łu ­ dnie letn ie pobrzęku m uch. R odzi się p ragnienie zro­

bienia komuś dobrze, dać mu w ten sposób m arn y bo­

daj refleks (g ru chnęła salwa a rty le rji rosyjskiej, k tó rą nasza przed chw ilą sprow okow ała) tego piękna po łu d n io ­ wego i dobra. K ilka słów...

P rzefrun^ły niedaleko pociski naszej a rty le rji. W oka­

m gnieniu pochowali się po row ach tak oni, ja k i nasi.

Śród chłopców oburzenie na arty łerzy stó w , nie m ogą­

c y ch uszanow ać tej ciszy w dżungli, tej św iętej, sło­

necznej ciszy. Nowe dwa g ra n a ty poszybow ały, jęcząc w stro n ę naszej baterji. P o leciały ze zg rzy tem , jak b y po stalow ych sk rętach szedł ich lot. W okopie sen po­

łudniow y. C hłopcy po niszach, w nękach i ziem ian ­ kach.

Popołudniu wzdłuż row u, kędy szeregiem pracow a­

liśm y nad pogłębieniem pozycji, przeleciał szept: K o­

m endant na pozycji!

Szedł blady, pochylony, szybko — nie spojrzał na

nas. Za nim kom endant odcinka, oficer insp ek cy jn y i dwu

cywilów . Rząd oczu m łodych, żołnierskich, w p a trzo n y ch

w bladą tw arz: w nich miłość cicha dla wodza, cześć

i bezgraniczne zaufanie.

(7)

N° 13 RZĄD I W O JSK O 7

Jak tworzyć wojsko polskie.

II.

W N- rze 10. „Rządu i W ojska" podaliśm y pro jek t, jak tw orzyć wojsko polskie, wbrew przeszkodom , z k tó ­ remi ono się dzisiaj spotyka. A rty k u ł ten w yw ołał praw ­ dziw y paroksyzm wściekłości w szeregach austrofilskich.

Pojm ując dobrze, iż w razie w ykonania naszego p rojektu ru n ę ły b y wszelkie nadzieje na aneksję IC.iólestwa przez A ustro-W ęgry, w ytoczono przeciw ko nftm zarzut, jako- byśmy chcieli odsunąć L egjony od udziału w arm ii p o l­

skiej. Tezę powyższą usiłują obronić autorow ie a rty k u ­ łu „Z przełomów politycznych iv Królestwie* w k ra ­ kowskiej „Nowej R eform ie" z d. 24 lutego oraz „P.O. W.

przeciwko leg jonom" W N rze 14 „ S t r a ż n i c y o r g a n u austrofilskiej „L igi Państw owości Polskiej".

Oba te a rty k u ły mają jedną wspólną cechę, m iano­

wicie — arg u m en tu ją na zasadzie sfałszowanych cytat.

M ianowicie „Nowa R eform a" zarzuca nam następujący pogląd:

„Żądać praw no państw ow ego uzależnienia wojska od R ady Stanu, w ypłacania żołdu ze skarbu polskiego, oddania w erbunku w ręce P a d y Stanu... to droga śliska i zaw’o d n a “,

W rzeczyw istości zaś c y tata odnośna brzm i, jak n a­

stępuje: *

„Jak ternu zaradzić (mowa o braku entuzjazm u, koniecznym przy tw orzeniu ‘ wojska na m odlę pana S i­

korskiego)? Targować się z władzami nicmieckiemi, żądać prawno państw ow ego uzależnienia wojska od R ady Stanu, w ypłacania żołdu ze skarbu polskiego, oddania w erbunku w rę o Rady Stanu, z Austro-W cgrami p er­

traktować o oddanie Legjonów Polsce! Zapewne, taka droga jest pożądana, zresztą jest ona konieczna, i o He wiemy, polskie czynniki miarodajne od początku na nią weszły. Ale ta droga jest śliska i zawodna. Trzcbube operować argumentami logicznymi, dawać państwom centralnym obiecanki, żądając wzamian realnych u- stępstw*. (U stępy, przepuszczone w „N. Ref.", zostały podkreślone).

Oto, jak b rzm iał praw dziw y tekst! G łosił on prze­

ciw ieństw o tego, czego dowodzi korespondent „N. Ref."

Nie odradzał dom agania się Legjonów , ale przeciw nie zalecał to. stw ierdzając, że je s t to robione przez Radę Stanu. W skazyw ał tylko, że taka akcja nie w ystarczy i dlatego doradzał jednocześnie pow ołanie P.O .W . do szeregów , dla w ykazania Niem com i A u strjakom , czem rozporządzam y.

Oto zaś, co podsuwa nam „S trażnica". Zdaniem tego pism a żądaliśm y:

„W ydania przez R adę Stanu odezw y, w yjaśniającej, że „z oferty A u stro-W ęgier użycia Legjonów jako ka­

drów wojska polskiego skorzystać nie m oże".

W rzeczyw istości zaś, oto co było napisane (zno­

wu podkreślam y ustępy zeskamot.owane):

Wyjaśnić iv te j sam ej odezwie, dlaczego R ada S tanu nie może skorzystać z o fe rty A u stro-W ęgier — użycia Legionów , jako kadrów wojska polskiego, oraz z oferty niemieckiej, wskazując jednocześnie, od cze­

g o zależy dojście do porozumienia tv tej sprawie.

I w ty m więc w ypadku fakt bije w oczy, a in te n ­ cje naszych przeciw ników aż nadto' są w idoczne. My usiłujem y znaleźć drogi dla zużytkow ania Legjonów zgo­

dnie z potrzebam i narodu, nie zaś dla czynienia zadość obcym interesom lub karjerze osobistej kilku ludzi, któ­

rzy z wojskowością bardzo mało mają w spólnego. Oni

zaś w m aw iają w nas, że my zasadniczo nie prag n iem y użycia Legjonów.

W ykazane powyżej fałszerstw a dowodzą najlepiej, jakiej wartości są a rg u m e n ty naszych przeciw ników . Nie będziem y się zatem więcej tem i elukubraójam i zaj­

m owali, ale przejdziem y do rzeczy.

Od czasu pojaw ienia się naszego pierw szego a rty k u ­ łu upłynął m iesiąc, podczas k tó reg o nic się nie zm ieniło na lepsze. L egjony, jak dawniej tak i dotąd, nie zosta­

ły oddane R adzie Stanu. To też nie zdradzim y chyba tajem nicy, jeżeli pow iem y, że nastrój wśród legjonistów jest, przygnębiony. Nasi ch ło p cy przy w y k li co praw da do tego, że droga ich różami nie jest, usłana, ale to, co się teraz dzieje, może w y trącić z rów now agi nawet isto ­ ty o tak zahartow anych nerw ach, jak or.i. Droga w y j­

ścia musi być zatem znaleziona i to jaknajprędzej. T rz e ­ ba, żeby te siły, które naród polski w ciągu w ojny na polu wojskowości stw orzył, przestały trw ać w bezczyn­

ności i w harm onijnym zespole u ż y te zostały.

P rz y jrz y jm y się jeszcze raz sytuacji.

Je d n ą z zasług P.O.W. i to nie najm niej ważną, jest to, że ona poruszyła społeczeństw o w k ieru n k u mi- litary zm u polskiego, nauczyła je dążyć do stw orzenia własnej arm ji, przebiła, choćby częściow o, gru b e w a r ­ stw y obojętności, ba—nienaw iści do wojska, którem i na­

sze społeczeństw o obrosło w ciągu 4 pokoleń niewoli.

Pod tym względem P.O.W. spełnia w dalszym ciągu m i­

sję dziejową Legjonu Piłsudskiego z d.

(i

sierpnia 1914 r., jost tego Legjonu naturalnem dopełnieniem . Dlatego przeciw staw iać P.O.W. Logjonoin, utrzym yw ać, że P.O.W.

wrogo się do Legjonów odnosi—może tylko człow iek b ar­

dzo zacietrzew iony, albo — zła wola.

Nie dość tego. P ubliczną tajem nicą je s t fakt, że P.O.W. nie skądinąd, ale właśnie z Legjonów, m iędzy in- nomi, wyszła i tw orzona była w pierw szym rzędzie za pieniądze, wyłożone przez legjonistów . I tu zatom m ię­

dzy tem i dwoma insty tu cjam i m am y żyw y zw iązek, nie zaś ąntagonizm , jak to usiłuje wmówić prasa L .P .P .

W reszcie: dlaczego trzeb a było w strzym ać w erbu­

nek do Legjonów i utw orzyć P.O .W ? D latego, że L egjo- nom nie dawano prawa państw ow ego stanow iska, odpo­

w iadającego interesom Polski. L egjony — w iedzieliśm y o tern w szyscy—pow inny b y ły zależeć od rządu polskie­

go, nie zaś od tego czy owego oficera austrjackiego. To było żądanie, stoim ułow ane przez R adę pułkow ników legjonow ych, przez Z jednoczone S tronnictw a N iepodle­

głościowe, przez C.K.N. A czego dom aga ię dzisiaj R a­

da Stanu? Tego samego-, praw no państw ow ego uzależ­

nienia L egjonów , i wogóle wojska polskiego od siebie.

Daw ne zatem dążenie niepodległościow ców i dzisiejszo—

R ady Stanu, zlewają się z sobą, są identyczne.

Jednem słowem; w spraw ie wojska polskiego P.O.W., L egjony i Rada Stanu jed n e g o są zdania, do p eł­

niają się. T ypow ym w yrazem stosunku jed n e j z ty c h in sty tu cji do drugiej je s t harm onja, nie zaś antagonizm .

T eraz nie tru d n o będzie sform ułow ać wnioski:

1) N ie chcem y odsunięcia Legjonów , ale przeci wnie —ich w cielenia jako kadrów do szeregów przyszłej arm ii polskiej *). Chcem y ty lk o , żeby polskość tej a r ­ mii była zagw arantow ana w w iększym stopniu, niż to działo się z Legjonam i.

*) Podczas pisania artykułu zjawiła się jeszcze jedna pole­

miczna ocena artykułu naszego z d. 1041, mianowicie „Nie podo­

bna milczeć w .Głosie Stolicy" z 10,411. ! tu, choć sfałszowanych cytat niema, ale treść jest jednym wielkim falsyfikatem: utrzymuje się, jakobyśmy nie chcieli Legjonów w armii polskiej, a pragnęli wysłać je do Tyrolu czy Albanji. Insynuacja ta niema sensu, a Wska­

zuje tylko, że projekt nasz przedstawia rzeczywiście niebezpieczeń­

stwo—dla obozu austrjackiego.

(8)

8 RZĄD I WOJSKO N* 13 2) „Zakonspirow ana armia**, jak ą je s t P.O.W ., nie

ty lk o nie stanow i naszego ideału, ale przeciw nie, p ra ­ g niem y zerw ać z tym p rze ż y tk ie m , k tó ry m iał w ar­

tość ty lk o w tedy, k ie d y nie m ożna było tw orzyć nic in ­ nego. D latego pragniem y właśnie ujawnienia P.O.W.

przez Radę Stanu i zw rócenia się do okupantów z żąda­

niem: a) środków, k tó re b y um ożebniły przetw arzan ie P.O.W . w arm ję regularną, więc p ieniędzy, m undurów , am unicji i t. p.; b) Legjonów, k tó ry c h A u stro -W ęg ry d o tychczas nam nie dały, a k tó re do państw a polskiego należeć pow inny.

Ale, żeby m ódz dokonać pow yższego, trzeba, zda­

niem naszem, zacząć właśnie od tw orzenia przez R adę Stanu własnej armji, bez oglądania się na to, co pań­

stw a sprzym ierzone dadzą R adzie Stanu. G dy zaś Rada S tanu będzie posiadała tę własną arm ję ochotniczą, d o ­ m agającą się natychm iastow ego p rzetw orzenia jej W p ra ­ wdziwą armję stałą, w tedy będziem y m ieli szanse p o w o ­ dzenia. Nasi sp rzy m ierzeń cy zobaczą, iż R ada Stanu p o ­ siada w pływ na tę część narodu polskiego, k tó ra, mimo w szystkie przeszkody, chce się bić, że zatem R ada S ta ­ nu zasługuje, żeby dać jej środki po tem u.

A tego właśnie boją się przeciwnicy armji p o l­

skiej.

Jeszcze jed n a uwaga: tw orzenie arm ji polskiej bę­

dzie w ielkim przew rotem w życiu naszem, rodzajem trzęsien ia ziem i, które zwali w iele gm achów . Runie w tedy m iędzy in n y m i i skrom ny gospodarski budynek, zw any D ep artam entem W ojskow ym N .K N . A le n ie c h ­ że panow ie z D. W. nie w yobrażają sobie, że trzęsienie ziem i m iało na celu w yłącznie zw alenie ich gospodar­

skiego budynku...

A. W.

Konsekwencje.

W n-rze 14 „Strażnicy**, organu L igi Państw owości Polskiej, znajdujem y, obok a rty k u łu „P.O.W. przeciw Le- gjonom** o oszczerczym ty tu le i oszczerczej treści, także inne zajm ujące w yw ody, ale już o znacznie sp o k o jn ie j­

szym tonie. Pozw olim y sobie z n ich kilka zdań p rz y ­ toczyć:

„ L .P .P . należy do ty c h niew ielu g ru p politycznych, k tó ry c h program w bardzo stosunkow o krótkim czasie został w ogrom nej swej części w ypełniony (sic!)...

„ L .P .P . podniosła jak w idzieliśm y -sz ta n d a r n ie ­ podległości w K rólestw ie —na nowo i na innym zatknęła go gruncie. Twardą, wytrwałą obroną praw swoich wobec wszystkich trzech zaborców—

wM ą.

bezw zględną z Rosją i w ykorzystaniem w ojny m iędzy zaborcam i, m iał naród budować państwo własne, krok za kro­

kiem, w y k o rz y stu ją c okoliczności chw ili obecnej. .“ i t. d., i t. d.

„Do żyw iołów , skupionych pod sztandarem pań­

stwowości polskiej, dziś należy dążyć, ażeby to K rólest­

wo P olskie było silne i samoistne... Przedew szystkiem zaś muszą one zapew nić posłuszeństw o i powagę Rządowi P o lskiem u i pracować nad najszybszym stworzeniem silnej armji polskiej.. “

W obec tu p rzy to c zo n y c h zdań w zyw am y L igę P a ń ­ stwowości P olskiej, aby głośno i w yraźnie z a p ro te sto ­ wała przeciw przew lekającej się w n iebezpieczny sposób obstru k cji a u stry ja c k ie j, odm aw iającej oddania L egjonów Rządowi polskiem u i ham ującej spraw ę arm ji. W zywa­

m y, by jako ta g ru p a, k tó ra „podniosła sztandar niepo­

dległości**, przyłączyła się w tej spraw ie do walki przez

obóz niepodległościow y prow adzonej. W zyw am y, by uczyniła to przynajm niej z taką energją, z jak ą zw alcza

„w roga L eg jo n ó w 11 P.O.W. i inne czynniki, budujące

„krok za krokiem** nowe siły i walczące o siły dawniej stworzone...

Z CAŁEJ POLSKI.

W e rb u n e k a R ad a S ta n u . Pisma codzienne zamieściły komunikat p. Sikorskiego, który donosi, że po wydaniu odezwy werbunkowej przez Radę Stanu, Werbunek obejmie Krajowy zaciąg wojskowy pod kierownictwem p. Sikorskiego. O zależności tego Zaciągu od Rady Stanu niema ani słowa, mowa natomiast jest o tern, że ogólny nadzór nad agitacją Werbunkową mieć będzie Departament... spraw wewnętrznych Rady Stanu.

Pan Sikorski chciałby zapewne ułożyć sprawę tak, by i na- ' dal zależeć wyłącznie od władz okupacyjnych, — Rada Stanu po­

trzebna mu jest tylko do wydania odezwy werbunkowej i do... ogól-

!, nego nadzoru nad agitacją Uśmiechają mu się dawne czasy, kie­

dy to działał pod firmą N K. N., a zależał w sprawach wojsko­

wych wyłącznie od komend austrjackich. Ale Rady Stanu nie uda mu się niewątpliwie zrobić N. K. N-em.

Społeczeństwo domaga się już nie dziś, l,y cały aparat wer­

bunkowy bezwzględnie poddany był pod rozkazy Rady Stanu.

Posterunki ściśle wojskowe poddane być Winny jej organowi woj­

skowemu. Departamentowi Wojny. Władze wyłonione ze spo­

łeczeństwa, z tych mianowicie .instytucji, które już społeczeństwo samorzutnie wytworzyło, jak Komitety Popierania Wojskowości Polskiej, a które temu aparatowi wojskowemu rekruta dostarczać będą, również uzależnione być muszą od Departamentu Wojny, bó on jedynie do faktycznego prowadzenia spraw wojskowych może być uprawniony.

Takie załatwienie sprawy werbunku jest jedynie normalne

— i ono jedynie dać może pożądane rezultaty.

W s p r a w ie o d d a n ia L e g jo n ó w Radzie Stanu budzić się zaczyna W kraju całym żywy ruch i zaniepokojenie Mamy W rękach dwie rezolucje z łomżyńskiego, które w tej sprawie sta­

nowczo się wypowiadają. Pierwsza z nich uchwalona na zjeździe i obywateli z całej ziemi odbytym w marcu b r. głosi:

„Opóźnienie W organizowaniu armji narodowej, związane we­

dle powszechnego mniemania ze zwloką W oddaniu Legjonów pol­

skich przez naczelne Władze austro Węgierskie Radzie Stanu, bu­

dzi w społeczeństwie żywy niepokój.

Oddziały strzeleckie, które 6 sierpnie 1914 r. na rozkaz Jó­

zefa Piłsudskiego przekroczyły granicę, i powstałe z nich Legjony polskie, walczące w związku armji sprzymierzonych, wyruszyły w pole, aby polskiej sprawie służyć i dla chwaty polskiego imienia obficie przelały już krew. Są one własnością narodu polskiego Społeczeństwo polskie oczekuje, aby Legjony rzeczywiście i fo r­

malnie zostały oddane Radzie Stanu i aby w rzędzie innych waż­

nych spraw pilna i radosna konieczność tworzenia armji narodo­

wej zaczęła się jaknajrychlej urzeczywistniać".

Druga rezolucją, zaopatrzona podpisami 60 Włościan, dowo- j dzi, jak szeroko zainteresowanie sprawą się rozchodzi. Brzmi ona:

„Zebrani dnia 11 marca 1917 r. przedstawiciele gminy Cz.

pow. O. żądają, ażeby Legjony p, h kie mające służyć za kadry dla armji polskiej oddane zostały Tymczasowej Radzie Stanu i prze­

szły na utrzymanie Narodu polskiego.

Od kogo z a le ż y a p a r a t w e rb u n k o w y p. S ik o r s k ie ­ go? Sprawa ta coraz większy budzi niepokój wobec mnożących się dziwnych faktów z jego działalności. Znanem już jest, że za- pomocą tego aparatu organizuje się akcje polityczne, czysto par­

tyjne, jak zjazd ludowy p. Chmielewskiego, który założył nową partię t. zw. Zjednoczenie Ludowe. Znanem jest także, że zapo- tnocą tego aparatu kolportuje się po kraju anonimowe pamflety zwrócone przeciw ruchowi niepodległościowemu, i wskrzesicielom idei państwa polskiego (odezwa Staro-zarzewiaków). Obecnie z różnych stron kraju dowiadujemy się o systematycznie prowa­

dzonej akcji wywiadowczej tyczącej się nastrojów politycznych w społeczeństwie. Systematycznie rozsyłane po kraju patrole wypytują o przekonania polityczne głoszone przez osoby zajmują­

ce urzędowe stanowiska, nauczycieli, księży wójtów i t. p. — do­

wiadują się o szczegóły, tyczące się mieszkających jeszcze tu i ówdzie byłych urzędników rosyjskich. Sami werbunkowcy zgo-

(9)

JS6 13 RZĄD I W O JSK O 9 dnie w różnych stronach oświadczają, że czynią to na wyraźny roz- '

kaz i obowiązani są z tych wywiadów składać ścisłe raporty.

Rzecz ta byłaby zupełnie na miejscu; wie każdy, że w pań­

stwie istnieć musi policja i żandarnierja, do której takie funkcje należą. Chodzi tylko o to, że nigdzie Wojsko regularne do tego używane nie je s t— za wyjątkiem chyba Rosji, gdzie W latach 1905—7 całe pułki dzielone były na patrole policyjne — ze zna­

nym każdemu skutkiem dla ich wartości wojskowej. Nie dlatego chyba */3 Legjonów rozprószono po kraju, by dawać im do speł­

niania funkcje policyjne. Tych Legjonów, które mają być użyte za kadry wojska polskiego, nie mamy chyba za dużo - a do funkcji policyjnych Rada Stanu potrafi chyba wytworzyć osobną organizację, me naruszając tak dla nas drogocennego materjału wojskowego, jakim są Legjony.

Ud Rady Stanu aparat werbunkowy dotąd nie zależy, bo jest to wykluezonem, jak długo sprawa wojska z Władzami okupa- eyjiiemi załatwioną nie jest.

Dotychczas uważaliśmy, że za tego rodzaju dziwne zjawiska tyczące się aparatu Werbunkowego odpowiedzialna jest c. i k.

Komenda Legjonów i pułkownik Szeptycki. Obecnej jednak oka­

zuje się, co z całą ścisłością natychmiast stwierdzamy, że aparat ! werbunkowy, czyli t. zw. organizacja „zaciągu krajowego" z panem Sikorskim na czele. Wcale od Komendy Legjonów zależną nie jest, lecz odbiera rozkazy Wprost od Władz okupacyjnych. Tein cha- 1 rakterystyczmejszego więc i smutniejszego zabarwienia nabierają powyższe fakty. Werbunek, jak Wiadomo, Wstrzymany został przez władze okupacyjne, aparat zaś cały zatrzymany rzecz jasna nie od parady. Legioniści sami oczywiście o tem nie wiedzą od kogo dostają obecnie rozkazy, na mocy których pełnią funkcje policyjne — i to wcale nie na użytek Rady Stanu. Wie o tem jednak dobrze p. Sikorski.

K o m ite ty P o p i e r a n ia W o js k o w o ś c i P o l s k ie j .

Po zjeź- dzie warszawskim Pomocniczych Komitetów Wojskowych, o któ­

rym pisaliśmy W ostatnim numerze, samodzielna akcja społeczeń­

stwa w celu przygotowania akcji pomocniczej dla Wojska Weszła na nowe, szersze drogi. Pomocnicze Komitety Wojskowe, powsta­

jące w różnych miejscowościach już od lata 1916 r., związane są ściśle z P.U.W. Stanowią one niejako patronat szerokich kół spo­

łeczeństwa nad tą organizacją, popierają ją stanowiskiem, autoryte- , tem i wpływami swych członków, dostarczają pomocy technicznej i materjalnej, pozatem formują sekcje zawodowe, jak sądowo-woj- skowa, lekarska, techniczna i t. p„ które albo już świadczą Wie­

le usług organizacji, albo przygotowują swycli członków do świad- , czeń takich na rzecz przyszłe) armji.

Na zjeździe zainicjowano organizację szerszą, nie ogranicza­

jącą się tylko do pomocy dla P O. W. lecz przygotowującą pomoc ta­

ką dla przyszłego wojska. Obejmować ma ona i akcję werbun­

kową, i materjalną pomoc dla rodzin żołnierzy i inwalidów i sprawy czerwonego krzyza. Takich Komitetów Pof ierania Wojskowości Pol­

skiej zawiązało się w ostatnich dwuch tygodniach kilkadziesiąt po 1 różnych ziemiach Królestwa, jak w ziemi Łukowskiej, Siedleckiej, Kieleckiej, Łomżyńskiej, w Częstochowie, Grójcu, Łowiczu, Skier­

niewicach i t. p. Wiele takich komitetów — nie lokalnych, lecz reprezentujących ziemie całe lub powiaty, zgłosiło się już do Rady Stanu, meldując o swem istnieniu i prosząc o instrukcje.

Pozatem w Warszawie powstało i organizuje się W dalszym ciągu Towarzystwo Przyjaciół Armii Narodowej o celach pokrew­

nych Komitetom Pomocy, z głównym naciskiem na pomoc facho­

wą, oraz Stowarzyszenie Przyjaciół Żołnierza Polskiego, mające na celu głównie pomoc materjalną Legjonistom i przyszłym żoł­

nierzom — oraz ich rodzinom.

Są to wszystko objawy coraz to bujniej krzewiącego się zrozumienia dla spraw wojska, które drogą samoistnej inicjatywy spieszą z pomocą Radzie Stanu przygotowując grunt pod jej przy­

szłą pracę organizacyjno-wyjskową.

N a L it w ie

najpoważniejsza organizacja sformułowała nastę­

pujące żądania:

„Zanim sprawa Litwy, jako całości zostanie zdecydowana ostatecznie, społeczeństwo polskie na Litwie żąda natychmiast;

1. wznowienia samorządu miejskiego i gminnego, zwłaszcza pierwszego, gdyż po roku gospodarki okupacyjnej niektóre miasta

— m. in. Wilno — znajdują się w przededniu bankructwa,

2.

pozwolenia na otwarcie Rad Opiekuńczych w Wilnie i na prowincji,

3. zwiększenia obwodu, z którego Wilno ma prawo otrzy­

mywać artykuły spożywcze, gdyż miastu grozi głód,

4. zakazania poszczególnym oficerom i urzędnikom rekwi­

zycji na Własną rękę,

5. wprowadzenia chociażby niewielkich ułatwień komuni­

kacyjnych,

6. pozwolenia na oświatę pozaszkolną,

7. pozwolenia na sprowadzanie podręczników szkolnych z Warszawy,

8. pozwolenia na wydawanie politycznego pisma polskiego, 9 pozwolenia ziemianom, usuniętym z iclt majątków przez

„Wirtschaftsausschuss" na objęcie zarządu swymi majątkami, gdyż po roku gospodarki okupacyjnej Wielu majątkom nieodwołal­

nie grozi bankructwo.“

Pod Wpływem Wiadomości o mającej się ukazać odezwie werbunkowej Rady Stanu wydano w Wilnie 14 b.m. proklamację, w której czytamy:

„ . . . Nadchodzi czas, mamy tworzyć nasz los. Oto mamy dźwignąć własną naszą a świętą sprawę. Oto mamy odkrzyknąć na zew wspólnej matki, my dzieci z nad Wisły, Niemna, Bugu i Wilji i stanąć twardo pod jednym sztandarem.

Lada dzień padnie z ust Rady Stanu rozkaz: do broni!

A więc czuwajcie, zbierajcie siły, gotujcie się wy. któryście postanowili złożyć ofiarę krwi. Czas Wasz nadchodzi! Wy, chwiej­

ni wątpiący rozbudźcie sumienia wasze, rozpalcie w sercach przy­

gasłe ogniska uczucia, uwierzcie W siebie i siłę własną. .

Ze zmian administracyjnych warto zanotować, że dwa do­

tychczasowe okręgi zarządu okupacyjnego na Litwie, okr. Kowień­

ski i Wileński (obejmujący także i Suwałki) połączone zostały ra­

zem — a szefem zarządu został dotychczasowy szef okręgu Ko­

wieńskiego ks. Isenburg, który przenosi siedzibę swoją do Wilna.

Być może, że W związku z tem jest fakt, o którym alarmu­

jące pogłoski rozeszły się W dniach ostatnich. Miała mianowicie wyjechać niedawno do Berlina delegacja złożona wyłącznie z Li­

twinów i Białorusinów, która omówić ma projekt samodzielnego organizmu państwowego, utworzonego z ziem litewsko-bialoruskich i przyłączenia go do Rzeszy niemieckiej. Byłby to dowód chęci połowicznego traktowania sprawy państwa polskiego, oraz rozwią­

zania kwestji Litwy u brew tradycjom, oraz interesom Polski i Li­

twy samej.-

W G a lic ji

W ostatnich czasach (jak donosi Biuletyn 79.) nastąpił wyraźny zwrot antypolski w polityce austrjackiej Odwo­

łanie zamierzonego na początku marca przyjazdu cesarza Karola do Galicji stoi z tem w związku. Dymisja namiestnika bar. Dille- ra, który zaskarbił sobie opinję uczciwego i sprzyjającego ludno­

ści urzędnika, jest jednym z objawów kursu antypolskiego. Dille- rowi zaproponowano podanie się do dymisji z powodu stwierdzo­

nego „zbyt pomyślnego położenia aprowizncyjnego Galicji w po­

równaniu z innemi prowincjami monarchji".

Sprawa wyodrębnienia Galicji poszła na razie w kąt, nato­

miast z przyjęciem przez cesarza polityków ukraińskich łączone są pogłoski o koncesjach dla Rusinów kosztem Polaków.

Wszystko to, wraz z zagadkowetn stanowiskiem Austrji wo­

bec Legjonów wywołuje nastrój przygnębienia w społeczeństwie polskiem W Galicji. N.K N. dano do poznania, że pośpieszenie się jego z ofiarowaniem Legjonów T. Radzie Stanu zostało bardzo źle przyjęte w sferach miarodajnych.

Ze świata.

Ponieważ długotrwałe ociąganie się Austrji W sprawie Le­

gjonów nie byłoby możliwe, gdyby Niemcy miały wolę szybkiego

tworzenia armji polskiej, trzeba przyjąć, że już dziś obu państwom

centralnym na pośpiechu w tej sprawie przestało zależeć. Może

tu grać rolę wzgląd, że armja ta nie może już brać udziału W ofen-

zywie wiosennej, czy letniej, pozatem nadzieje przywiązane do

akcji łodzi podwodnych, nadzieje, że Anglja W przeciągu kilku

miesięcy będzie nuisiała uznać się za zwyciężoną. Stworzenie

armji polskiej nabierałoby z tych względów raczej znaczenia faktu

prawnego, który idzie po linji polityki mocarstw centralnych, nie zaś

faktu potrzebnego im realnie i to w najbliższym czasie. Interesy

ich, nie byłyby w takim razie identyczne z naszymi, dla których

szybka budowa naszej niezawisłości związana jest ze sprawą armji

i utworzeniem jej przed rokowaniami pokojoWemi.

Cytaty

Powiązane dokumenty

ne. Panowie! Jeżeli w jednej stronie widnokręgu wstają nadzieje, nawet uzasadnione nadzieje, grzechem jest śmiertelnym nie patrzyć w drugą stronę, tam gdzie czają

Wprzęgnie do pługa wielkie rody i wielkie majątki, które dziś ręce zgoła od pracy odjęły; porwie za sobą inteligencję, która, wyjścia odnaleźć nie

Wódz ten zjawia się dziś znów przed nami — zjawia się i jego żołnierz, ten, który więziony, upo­.. karzany i katowany zyskał sobie obywatelskie

dzą się przyjaciele i Wrogowie, jaką jest rola polaków, - dzień ten niech będzie stwierdzeniem naszej jednolitej Woli, gotowości do walki, przeglądem naszych

lega tutaj na efekcie często przez komediopisarzy wyzyskiwanym, a polegającym na ustawicznych niespodziankach, wynikających z ustawicznych qui pro (|uo. Powstała

Austrja, z którą pomimo Sadowej, Bismark tak łagodnie się obszedł, którą Niemcy tyle razy w ciągu tej wojny wyciągały z dna przepaści — czyż nie jest

żyliśmy w stosunku do Rady Stanu, że stać ją będzie na przetworzenie się na rząd polski. Dziś wiemy, że obecna Rada Stanu, to już martwe ciało, które

powołaną została do pracy nad odbudowaniem Państwa Polskiego w nadziei, iż mocarstwa centralne przystąpią szczerze do realizowania aktu 5/XI, zważywszy dalej,