• Nie Znaleziono Wyników

_A.ćLres R e d a k c y i : Kra^o-wskie - ^Przedmieście, IbT-r 6 8 .

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "_A.ćLres R e d a k c y i : Kra^o-wskie - ^Przedmieście, IbT-r 6 8 ."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JV° 6. W arszawa, dnia 10 lutego 1901 r. Tom X X .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOWI PRZYRODNICZYM.

P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W IA T A " . W W a r s z a w ie : r o c z n ie ru b . 8, k w a r ta ln ie ru b . Z. Z p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą : ro c z n ie ru b . 1 0 , p ó łro c z n ie ru b . " , P r e n u m e r o w a ć m o ż n a w R e d a k c y i W szec h św ia ta i w e w szy st­

k ic h k s ię g a rn ia c h w k r a ju i z a g ra n ic ą .

K o m i t e t H e d a k e y j n y W s z e c h ś w i a t a s ta n o w ią P a n o w ie : C zerw iń sk i K ., D e ik e K ., D ic k s te in S ., E ism o n d J ., F la u m M , H o y e r H . J u rk ie w ic z K ., K ra m s z ty k S ., K w ietn ie w sk i W l., L ew iński J . , M o ro zo w icz J ., N a ta n so n J . , O k o lsk i S., S tru m p f B .,

T u r J . , W e y b e r g Z., Z ieliń sk i Z .

Redaktor Wszechświata przyjmuje ze sprawami redakcyjnemi codziennie od g. 6 do 8 wiecz. w lokalu redakcyi.

_A.ćLres R e d a k c y i : Kra^o-wskie - ^Przedmieście, IbT-r 6 8 .

R z u t o k a n a r o z w ó j b u d o w y m a s z y n p a r o w y c h .

W ystaw a paryska w ostatnim roku X I X stuleciu pozwoliła na przegląd postępów w technice, przemyśle i handlu, przyczyniła się też niemało do sporządzenia wykazów dorobku umysłowego ludzkości w kierunku ujarzm ienia sił przyrody przez człowieka.

W ystawy powszechne, wytwór ubiegłego stu­

lecia, jakkolwiek m ają poważne strony ujem­

n e —kosztując wiele, pochłaniając czas spe- cyalistów, pracujących w rozmaitych gałę­

ziach wiedzy stosowanej, posiadają jednak duże zalety, które cechowały je poprzednio i o ile sądzić można występują i dziś juź, j a ­ ko wynik wystawy ostatniej. Mam tn na myśli przedewszystkiem dążenie do dopro­

wadzenia c ? jednego poziomu wiedzy tech­

nicznej rozm aitych narodowości i zlanie się w jednym prądzie ogólnym usiłowań, prze­

jaw iających się na całej kuli ziemskiej.

Pierwsze wystawy powszechne uderzały zwie­

dzających pewnem rozstrzeleniem kierunku pracy technicznej; wyjaśniła się jednak przez to konieczność pracy wspólnej bardziej sku- piopej, wystawa też ostatnia daw ała wraże­

nie skoncentrowania, prowadzonego u sta ­

wicznie i doprowadzonego w chwili obecnej do wysokiego stopnia rozwoju. Przechodząc pomiędzy szeregami maszyn, strzelających miejscami pod samo wiązanie dachowe wy­

niosłych hal, lub pełgających po ziemi, którą zakrywały metalową siecią składowych swych części, badacz uważny spostrzegał przede- wszy-itkiem wspólny cel zasadniczy tych wszystkich u rz ą d z e ń : wyzyskanie sił p rzy ­ rody w sposób najbardziej racyonalny i eko­

nomiczny. G inął tu widok miejscowości p r a ­ wie zupełnie lub teź całkowicie, wysuwały się zaś na pierwszy plan cechy wspólne dla zja­

wisk całej przyrody; wyzyskanie zaś tych ostatnich musi iść szlakiem niwelacyjnym, doprowadzającym do jednego poziomu, jed n a bowiem może być tylko droga prawdziwa i najkrótsza, prow adząca od założeń podsta­

wowych do celów ostatecznych. Pod tym względem wystawa paryska była ciekawym i pouczającym sprawdzianem ogólno ludz­

kich charakterystycznych cech cywilizacyi i poszczególnych narodów. Gdy w jednej czę­

ści terenu wystawowego szereg pawilonów państw najrozm aitszych, narodowości licz­

nych, wykazał w całej pełni stan ich cywili­

zacyi, jako wynik warunków miejscowych obecnych i dawnych, gdy w drugiej części dzieła sztuki wszechświatowej przedstawiły rozwój i sposób pojmowania piękna przez

(2)

82 Nr 6 ludzi, trzecia— skupiona przeważnie na polu

M arsowem , poświęcona została technice, j a ­ ko um iejętności wyzyskania sil przyrody na korzyść ludzkości. I gdy pierwsze dwie były stwierdzeniem myśli, że „co k raj, to oby­

czaj”, ponieważ opierały się na odmiennych w arunkach miejscowych, n a odmiennem od­

czuwaniu piękna przez rozmaitych ludzi, o tyle ta ostatn ia jaskraw ym była dowodem, że siły przyrody są ogólne, wyzyskanie ich opierać się może jedynie na ich poznaniu, w arunki zaś poszczególne wpływać mogą wy­

łącznie na ich rozkład lub rozwój historycz­

ny, bynajm niej zaś nie na c h a rak ter pracy technicznej. N ie należy przypuszczać, żeby wypowiedziany ogólny pogląd na kierunek techniki nie dopuszczał wyjątków w chwili obecnej i by wyjątki te nie były widoczne na wystawie. Zauw ażyć jed n ak należy na u s p ra ­ wiedliwienie icb, że tech n ik a w swej postaci dzisiejszej je s t wytworem młodym, że roz­

wój poglądów o wszechświatowym jej biegu d a tu je zaledwie od la t kilkudziesięciu, j e ­ żeli nie kilkunastu. Z drugiej zaś strony liczyć się należy z w arunkam i pracy lu d z­

kiej, zaw ierającej zawsze błędy, nie dosko­

n ałej, lecz statecznie dążącej do doskonało­

ści. W obudwu je d n a k kierunkach wystawy powszechne przyczyniły się znakomicie do usuw ania istniejących b łę d ó w : utrwaliły, m ożna naw et powiedzieć, wyrobiły pojęcie o doniosłości i racyonalności wspólnej ogólno­

ludzkiej pracy technicznej. Pozatem zaś wywierały znaczny, dziś zaś wywierają jesz­

cze silniejszy wpływ na udoskonalenie sposo­

bów pracy technicznej. Zauw ażm y tylko, że każda wystawa pow szechna skupia w so­

bie najlepsze wytwory pracy ludzkiej i wy­

tw arza ryw alizacyą w zajem ną. Zwycięstwo w tym turn ieju je st warunkiem powodzenia m ateryalnego jednostki wytwórczej i samo dążenie egoistyczne, nie mówiąc ju ż o celach ogólniejszych, skłania techników do rugow a­

nia urządzeń nieracyonalnych, wprowadzenia zaś do użytku technicznego tego, co je s t naj- lepszem i uzasadnionem . W ocenie zaś g ra ro lę nietylko sąd grona sędziów, „ju ry ” wy­

stawowego, lecz i opinia, w ytw arzana i roz­

szerzana przez znawców fachowych. Oni też niejeden objaw dodatni pozyskują dla sk arb ­ nicy swej wiedzy i stosują następnie w swej pracy wytwórczej.

P rag n ąc wykazać na przykładzie potw ier- dzenie istnienia prądów ogólnych naukowych w technice, wybraćbym mógł dowolny jej odłam i w nim niewątpliwie znalazłby się odpowiedni m ateryał do uzasadnienia. Do wyboru działu maszyn parowych skłoniła mnie doniosłość ich w naszem życiu codzien- nem, dostępność tem atu i zainteresowanie, jak ie wzbudzają powszechnie. Pozatem m ia­

łem na widoku przedstawienie w krótkim za­

rysie rozwoju ich budowy, do czego wiek X I X niejednę przyłożył cegiełkę. Z e wzglę­

du zaś, że zaczątki ich k ry ją się w wieku X V I I I i sam rdzeń wynalazku sięga zaled­

wie końca tego stulecia, sięgnijmy naprzód do historyi rozwoju maszyn parowych, przejdźm y następnie do stanu ich na wysta­

wie paryskiej, tym bilansie końca stulecia, zastanówmy się wreszcie nad czynnikami podstawowemi, kierującemi w chwili obecnej .losam i tego działu techniki.

I.

Pierwsze początki maszyn parowych kryją się w zamierzchłej przeszłości, m ają jedn ak ta k słaby związek z późniejszem ich zastoso­

waniem praktycznem , że wątpliwemi się wy­

d a ją przypuszczenia, wysnuwane obecnie przez niektórych badaczów co do stosowania tych maszyn w starożytności lub wiekach średnich. Niepodobieństwem jest twierdzić, by starożytni nie znali zasadniczych własno­

ści pary. P rak ty k a bowiem życiowa m usiała zwrócić uwagę na fakt, że woda, gotująca się w zam kniętem naczyniu, może wyrzucić po­

krywę lub naw et spowodować wybuch, wsku­

tek nagrom adzenia znacznej ilości pary. Z ja ­ wisko to było ta k znane, że A rystoteles i Seneka przypisywali naw et powstawanie trzęsienia ziemi działaniu pary podziemnej, skąd nie wynika jednak, by p a ra wodna by ła zaprzęgnięta do pracy w maszynie, jak to już w owe czasy m iało miejsce z żaglam i, w iatrakam i lub młynami wodnemi, opartem i na działaniu w iatru lub wody. N ajlepiej znanym przyrządem , dowodzącym jakoby zapoczątkowania m aszyn parowych w staro ­ żytności, jest opisany przez H ero na alek san ­ dryjskiego (na 120 lat przed Chrystusem) i podany również przez W itruw iusza mecha­

nizm eolipili. Z asad a tego przyrządu (fig. 1 )

(3)

Ni 6 83 polega na ogrzewaniu naczynia a, zaw iera­

jącego wodę, opartego na dwu łożyskach cc i połączonego z ru rk ą zam kniętą b, prosto­

padłą do osi obrotu. P ara , wytworzona wskutek ogrzewania, wychodząc przez otwór, pozostawiony w ściance bocznej rurki, wywo-

F ig. 1.

łuje obrót przyrządu w kierunku przeciw­

nym do kierunku wychodzącej pary przez oddziaływanie, podobnie ja k to ma miej­

sce z cofaniem się arm aty w chwili wy­

strzału.

Wieki średnie pozostawiły teź po sobie niejedno podanie o stosowaniu siły pary, np.

0 zbudowaniu w 980 roku organów z m iecha­

mi, wprawianemi w ruch siłą pary, o budo­

wie w X V wieku przez słynnego m alarza 1 mechanika L eo narda Vinci arm aty, w któ­

rej prężność pary m iała zastąpić siłę wybu­

chową prochu i t. d. Pierwsze jed n ak wia- rogodne wiadomości, dotyczące fizyki pary i historyi maszyny parowej, związane są z życiem francuza Dyonizego P apina, uro­

dzonego w d. 22 kwietnia 1647 roku. Z b li­

żenie w P ary żu z Chrystyanem Huyghensem, słynnym rywalem Newtona, zwróciło P apina z drogi studyów medycznych do badań fizycz­

nych, nad którem i w następstwie pracował wspólnie z R obertem Boylem, gdy w r. 1665 pojechał do Anglii. W r. 1681 opisał wy­

nalazek. znanego kociołka parowego z klapą bezpieczeństwa. N astępnie P apin pracował nad nowym motorem o działaniu wybucho- wem— bezowocnie, wreszcie nad maszyną parową, zbudowaną na zasadzie gotowania i skraplania wody '). W r. 1705 Leibnitz

*) M yśl urzeczyw istniona została w krótce przez Newkomena.

zawiadomił P apina o wynalazku Saveryego, czern skłonił go do ubiegania się o pierw­

szeństwo swego wynalazku i zbudowania pa­

rostatku na Fuldzie. P róbne jazdy tego parostatku były nawet uwieńczone w r. 1707 pewnem powodzeniem. Papin zm arł w roku 1714 i przez swoich rodaków został uznany za niewątpliwego wynalazcę maszyn p a ­ rowych.

P race Papina nie doprowadziły go jednak do wyników niezaprzeczenie praktycznych i mogą być nazwane zaledwie pierwszemi krokami, chwała zaś nietylko obmyślenia, lecz i wykonania mechanizmu, działającego zapomocą pary, należy się kapitanowi angiel­

skiemu Savery. Z asada maszyny Saverye- go, opatentowanej w r. 1698, polega na skropleniu pary, wskutek ochłodzenia zawie­

rającego ją zbiornika; wynikiem tego jest o tyle znaczne zniżenie ciśnienia w nim, że za połączeniem zbiornika z pompowaną wo­

dą, ta ostatnia zostaje wessana do jego wnę­

trza; po rozłączeniu zbiornika ochłodzonego z pompowaną wodą i następnie po połącze­

niu go z kotłem parowym, ciśnienie pary zmusza słup wody do podniesienia się na pewną wysokość. J a k widzimy, maszyna Saveryego opierała się na ciśnieniu, wywie- ranem przez świeżą parę i ssaniu podczas skraplania je j,d z ia ła ła zaś bez tło k a i w swej konstrukcyi przedstaw iała pierwowzór m e­

chanizmu, używanego dziś dosyć często w praktyce i zwanego pulsometrem.

Maszyna Saveryego d ziałała nieekono­

micznie i m iała tę niedogodność, źe służyć mogła wyłącznie do podnoszenia wody; p ra ­ gnąc więc otrzymywać pracę mechaniczną, należało zbudować koło wodne, obracane zapomocą wody podniesionej Wobec tego za pierwszą prawdziwą silnicę, z której bez­

pośrednio otrzymać można było siłę, uważać należy maszynę tłokową, zwaną w n astęp ­ stwie atm osferyczną i zbudowaną przez T o ­ masza Newkomena wspólnie z Janem Caw- lay i opatentow aną przez nich w r. 1705.

Z asada, przeprowadzona w tej maszynie, przypominała pomysł Papina; budowa je j posiadała jed n ak ta k duże zalety praktycz­

ne, że w krótce została zastosowana w tech­

nice. P rzetrw ała też przez bardzo długi przeciąg czasu, ciesząc się szczególnem uzna-

| niem i wziętością w kopalniach. F ig. 2 daje

(4)

84 WSZECHSW IAT N r 6 pojęcie o urządzeniu maszyny Newkomena.

W kotle a wytworzona zostaje p ara, prze­

chodząca za otwarciem k u rk a b do cylindra c, zamkniętego tłokiem d. T łok ten za p o ­ średnictwem łańcucha i belki e f je s t zrówno­

ważony przez ciężar g i trzon pompy h. P o wpuszczeniu p ary do cylindra, tłok podnosi się do góry, trzo n zaś pompy opuszcza się nadół. W chwili gdy tło k dochodzi do g ó r­

nej kraw ędzi cylindra, kurek b zostaje z a ­ m knięty, natom iast otw arcie k u rk a i wywo­

łu je w ytrysk zimnej wody ze zbiornika lt do cylindra. W skutek tego p a ra sk rap la się, ciśnienie jej w cylindrze ulega znacznemu zmniejszeniu i tłok d zostaje zepchnięty n a ­ dół wskutek ciśnienia pow ietrza, d ziała ją ce­

go zgóry na jego powierzchnię, jednocześnie

Fig. 2.

zaś ciężar g i trzon pompy h podnosi się do góry. W o d a wpuszczona do cylindra i po­

chodząca ze skroplenia pary znajduje na­

stępnie ujście przez ru rk ę m , poczem prze­

bieg działan ia maszyny pow tarza się po­

nownie.

Znakom ite ulepszenie do maszyny New­

kom ena wprow adził młody m aszynista O n u­

fry P o tte r w r. 1713, urządzając mechanizm rozdziału pary czyli szereg drążków, które poruszane bezpośrednio wahaczem (balansye rem ), otw ierały autom atycznie kurki wpusz­

czające p arę lub wodę w tym porządku, jaki był niezbędny do prawidłowego działania mechanizmu. W sk u tek tego wynalazku ilość skoków tło k a na m inutę m ożna było powięk­

szyć z 10 do 16, zużycie jed n ak węgla n a konia parowego było bardzo znaczne,

gdyż w przeciągu godziny wynosiło aż 25 kg «).

Następnie Beighton, J a n Smeaton i inni wprowadzili w maszynie Newkomena dalsze udoskonalenia, które przyczyniły się znako­

micie do rozpowszechnienia jej, ponieważ zu­

życie węgla zostało zmniejszone do 14—15 kg na godzinę i konia. Maszyny te wkrótce zyskały tak duże i trw ałe uznanie i rozpo­

wszechnienie, szczególniej w kopalniach, że kilka z nich zachowało się do dnia dzisiej­

szego; koło Bristolu np. w jednej kopalni węgla do chwili obecnej pompuje wodę m a­

szyna parow a Newkomena, zbudowana w ro ­ ku 1745.

70 letni okres czasu, następujący po wpro­

wadzeniu w użycie maszyny Newkomena, zaznaczył się nieznacznemi tylko ulepszenia­

mi ich budowy. O ile się też bliżej bada przyczyny tej ospałości, dochodzi się do wniosku, że głównym czynnikiem, h am u ją­

cym rozwój po wzniesieniu fundamentów przez Saveryego i Newkomena, było po­

wierzchowne traktow anie istoty maszyn p a ­ rowych przez następców. Wszyscy oni przy­

puszczali, że ulepszenia maszyn polegać po­

winny na dowcipnych i szczęśliwie wynale­

zionych mechanizmach, żaden zaś nie ze­

chciał szukać przyczyn głębiej, nie zastano­

wił się, że o zjawiskach ciepła i o własno­

ściach pary nie należy sądzić z pozorów, po­

znać zaś je można jedynie drogą badań ści­

słych, posiłkując się metodami naukowemi.

T akie jedn ak zapatryw ania przerastały zdol­

ności i przygotowanie techników współczes­

nych; dopiero geniusz Jak ó b a W a tta roz­

strzygnął kwestye nie rozwiązane w dawnych maszynach, w skazał zaś i wprowadził do życia myśli praktyczne, których uzasadnie­

nie naukowe nastąpiło w kilkadziesiąt la t później.

Z atrzym ajm y się dłużej nad żywotem tego człowieka, przerastającego współczesnych działaczy potęgą swych sił, których wyniki zapisały się nazawsze w księdze dorobku

*) Jak wiadomo, jednostką, pracy je s t k ilo- gram etr czyli praca, w ykonana p rzez silę 1 kg na drodze 1 m . Jednostką, zaś dzielności je s t 1 koń parowy, równający się 75 kilogram om e- from , rozw iniętym w przeciągu sekundy.

(5)

WSZECHŚWIAT 85 umysłowego ludzkości i nadały mu miano

istotnego twórcy maszyn parowych.

Jak ó b W a tt urodził się w Greenock d. 19 stycznia 1736 roku. W ychowanie otrzymał w domu, gdzie przykładem świecił mu skrom­

ny, lecz niezwykle czynny ojciec, trudniący się rozm aitem i rzem iosłami, związanemi z żeglugą. Ojcu też wielki wynalazca za­

wdzięcza rozbudzenie i podtrzymanie w n a j­

wcześniejszej epoce życia zamiłowania do pracy samodzielnej; to też młody W att w zrastał w warunkach zupełnie odmiennych od swych rówieśników: czytał dużo i o ile mógł doświadczeniem bezpośredniem s ta ra ł się stw ierdzać wyczytane lub zasłyszane wia­

domości. System atycz­

ne wykształcenie W a tt pozyskał w szkole po­

czątkowej, później zaś w gimnazyum, w któ- rem w 13-ym roku ży­

cia zaznaczył swe wy­

bitne zdolności do ma­

tem atyki i mechaniki.

N astępnie pracował ze szczególnym zapałem nad fizyką i chemią, um ysł jego był jednak dziwnie wszechstron­

ny i nie p otrafił się zasklepić w tych tylko n a u k a c h : równolegle więc pracow ał nad in- nemi naukam i, z k tó ­ rych przez całe życie szczególniejszy pociąg odczuwał do medycy­

ny. C zytał też bardzo dużo i jak twierdził nie było książki, z którejby się nie dowie­

dział czegośkolwiek pożytecznego lub cieka­

wego. Oprócz tego pom agał swemu ojcu, który zaopatrzył go w narzędzia, urządził osobne ognisko kowalskie i pozwolił mu r o ­ bić to, do czego ciągnęło Ja k ó b a zamiłowa­

nie. M łody W a tt b ra ł też udział poważny w wykonywaniu modeli maszyn, sty kał się bezpośrednio z pracą kowali, ślusarzy, stola­

rzy i cieśli, poznawał własności m ateryałów , sposób ich obrabiania, zagłębiał się w p ra k ­ tyczną stronę techniki, co mu umożliwiło w przyszłości stworzyć dzieło rzeczywiście potężne, jakiem je s t jego maszyna parowa.

S tan interesów W a tta (ojca) nie był bardzo pomyślny, wobec czego synowie Jak ó b i J a n wcześnie zmuszeni byli myśleć o zabezpiecze­

niu sobie p rzyszłości: J a n wstąpił na drogę handlową, Jak ó b zaś postanowił zostać m ajstrem przyrządów precyzyjnych (m ate­

matycznych), ponieważ zaś prawdziwi fa­

chowcy w tej gałęzi pracy znajdowali się w Londynie, wyjechał w sierpniu 1756 r. do Londynu i po przezwyciężeniu wielu trudno­

ści został wreszcie przyjęty przez dobrego m ajstra M organa. Po roku W att, dzięki wybornemu przygotowaniu, poprzedzającem u praktykę, mógł już opuścić Londyn, jako wykwalifikowany fachowiec, wrócił więc do Grlasgowa, po wykona­

niu zaś poważnej robo­

ty, polegającej na na­

prawie narzędzi a stro ­ nomicznych dla uni­

wersytetu, został m ia­

nowany w r. 1757 m e' chanikiem uniwersyte­

ckim, poczem jednocze­

śnie otrzym ał odpowie­

dnie pomieszczenie dla warsztatu. Osoba W a t­

ta zwróciła powszech­

ną uwagę profesorów i słuchaczy z powo­

du niezwykłej wiedzy, gruntownej i wszech­

stronnej, to też pokoik jego był punktem zbor­

nym do dyskusyi nad rozm aitem i gałęziami wiedzy. P ra k ty k a też jego, początkowo niewielka, od 1759 roku zwiększyła się znacznie, ponieważ narzędzia wykonane przez W a tta zaczęto poszukiwać i cenić z powodu ich zalet niewątpliwych.

W r. 1764 W a tt dotyka się poraź pierwszy maszyny parowej Newkomena, której model dostarczył mu do naprawy jeden z profeso­

rów uniwersytetu. Z asad a działania mecha­

nizmu i jego braki zwróciły uwagę spostrze­

gawczego W a tta , który wkrótce całkowicie zagłębił się w badanie istoty tego przyrządu.

T u w całej pełni zajaśniało bogactwo pomy­

słów W a tta i one, w połączeniu z m etodą rozwiązywania napotykanych zagadnień, zło­

żyły się n a wynalazek, stanowiący jednę

(6)

86 WSZECHSWIAT JSr 6 z najciekawszych i najbardziej pouczających

k a r t w historyi rozwoju techniki.

Początkowo W a tt traktow ał maszyny N ew ­ komena wyłącznie jako mechanizm p rze­

kształcający ruch postępowy tłoka na ruch wahadłowy w ahacza (balansyera) w celu wy­

konania pewnej pracy. W krótce jednak spostrzegł, że ciągłe i prawidłowe działanie przyrządu zależne je s t od wzajemnego sto ­ sunku kociołka do cylindra i od ilości wody, wtryskiwanej do cylindra w celu wywołania skroplenia; następnie zastanowił się nad d o ­ niosłym wpływem zjawisk ciepła wogóle na wykonywaną p racę i pierwszy wypowie­

dział jako zasadnicze wymaganie od maszyny parowej to, co dziś uważanem je st jak o ogól­

na zasada techniki, mianowicie, by p raca żądana wykonana była możliwie ekonomicz­

nie, czyli, by wytworzenie pracy wymagało ilości opału jaknajm niejszej, m aszyna zaś przy pracy zużywała możliwie m ałą ilość pary.

Co do w ytw arzania pary W a tt doszedł do następujących wniosków: po pierwsze, że ciepło, wytworzone wskutek spalenia, powin­

no przechodzić jaknajw ięcej do kotła i służyć do wytworzenia pary, jaknajm niej zaś ucho­

dzić w produktach spalania, wyciąganych przez komin. Cel ten osięgnięty być może przez zwiększenie tak zwanej powierzchni ogrzewalnej kotła, to je st powierzchni ze­

tknięcia się gazów spalenia ze ściankami ko­

tła ;— powtóre, że stra ty niezbędne kotła, wynikające z prom ieniowania i przewodni­

ctw a powierzchni jego, zarówno jak kanałów i przewodów parowych, powinny być ja k n a j­

mniej sze.

B ezpośredniem doświadczeniem p o stara ł się W a tt o określenie wpływu wymienionych czynników w kotle, ja k również i oporów w samej maszynie; przekonał się jed n ak wkrótce, że ulepszenia, wprowadzone w ten sposób, nie były istotnem i i źe rdzeń wad w mechanizmie leżał nie w kotle i w kon­

strukcyjnej części maszyny, lecz w sposobie wyzyskania pracy pary wodnej. Ponieważ je d n a k p raca ta była w związku z innemi własnościami p ary wodnej, okazało się nie- zbędnem zbadanie ich zapomocą szeregów doświadczeń. Pierw sze prace, przeprow a­

dzone przez W a tta w tym kierunku, d o ty ­ czyły określenia ilości pary, niezbędnej do

ogrzania wody; okazało się, że przy pomocy 1 fu n ta pary o tem peraturze 100° C można uzyskać podwyższenie tem peratury 6 funtów wody od 11° do 100° *). N astępnie W a tt określił powiększenie objętości wody w chwili przejścia ze stanu ciekłego w stan p a r y : wiele doświadczeń, przeprowadzonych w tym kierunku, stwierdziło, że woda, parując w tem peraturze 100°, powiększa swą obję­

tość 1728 razy. W reszcie W a tt poddał b a ­ daniu zmianę ciśnienia pary w zależności od jej tem p eratu ry i wyniki tego poszukiwania zestaw ił w tablicy graficznej. W tablicy tej tem peratury (niższe i wyższe od 100°) odło­

żone były na linii poziomej (osi X ), odpo­

wiednie zaś ciśnienia pary na linii pionowej (osi Y ) i w ten sposób otrzym ane punkty połączone krzywą ciągłą. O statnia praca teoretyczna m iała odrazu znaczenie p ra k ­ tyczne, gdyż zwróciła uwagę W a tta na wadę maszyny Newkomena, polegającą na tem, że podczas opuszczania się tłoka, tem p eratu ­ r a pod nim była zbyt wysoka (65°), skąd wy­

nikało, że ciśnienie opierające się opuszcza­

niu było zaduże (*/4 at.), ponieważ zaś w d o ­ d atku pod tłok przedostaw ało się w chwili wpuszczania oprócz wody i powietrze, ogólne ciśnienie p o i tłokiem w zrastało przeciętnie do y 2 atmosfery. Oczy wistem było, że przez zmniejszenie tego przeciwdziałającego pracy maszyny ciśnienia w pewien sposób zwięk­

szało się odpowiednio pracę, wykonaną przez maszynę, przyczem ilość zużytej pary zm ia­

nie nie ulegała. P od dając maszynę N ewko­

mena dalszemu badaniu, W a tt zwrócił uwa­

gę na zupełnie nieuzasadnione oziębianie tłok a przez zetknięcie z powietrzem ze- wnętrznem i oziębianie cylindra roboczego w celu skroplenia, z czego wynikała niepo- w rotna s tra ta znacznej ilości ciepła. Z d ru ­ giej zaś strony spostrzegł s tra tę pary, wyni­

kającą z wypełnienia p a rą przestrzeni szko­

dliwej, to je s t przestrzeni, istniejącej pom ię­

dzy denkiem cylindra a tłokiem i części rury, doprowadzającej parę od kurka wpusz­

czającego parę do denka. W ynikiem tych

') W ynik ten zgadzał się z danemi, otrzym a- uemi przez Blacka, profesora chem ii w G lasgo- w ie, tw órcy nauki o cieple utajonem , który w y­

ło ż y ł W attow i treść sw ych badań po p rzed sta­

w ieniu mu cyfr, otrzym anych p rzez W atta.

(7)

N r 6 W SZECHŚW IAT 87 spostrzeżeń było: 1) zmniejszenie przestrzeni

szkodliwej, 2) zamknięcie denkiem cylindra zgóry, 3) wpuszczanie pary zgóry, w chwili opuszczania się tłoka i zdołu, podczas jego podnoszenia się, 4) uszczelnienie trzona tło­

kowego górnego zapomocą dławnicy, zapo­

biegającej wydostawaniu się pary z cylindra nazew nątrz, i 5) przeprowadzanie skraplania w osobnym zbiorniku, skraplaczu czyli kon­

densatorze. J u ż w r. 1768 W a tt zbudował ulepszoną przez siebie maszynę w kopalni węgla w Kinneil, w 1769 zaś roku otrzymał p a te n t na „sposoby zmniejszenia zużywania pai’y w maszynach ogniowych", t. j. Newko- menowskicb.

Początek pomysłów W a tta , odnoszących się do maszyny parowej, pochodzi z r. 1765.

Przeszkodą początkową w rozwoju tego wy­

nalazku było zawiązanie spółki z bardzo ruchliwym przemysłowcem dr. Roebukiem, zawdzięczającym swój m ajątek wynalazkowi nowego sposobu w yrabiania kwasu siarcza- nego; następnie R oebuk przerzucił się na no­

we pole— przem ysłu metalurgicznego i w tym celu zakupił obszerne kopalnie węgla i żela­

za, zalewane jed n ak przez wodę. Prof. Black zaznajom ił d -ra Roebuka z zasadą i w arto­

ścią wynalazku W a tta , to też sprytny p rze­

mysłowiec, rozum iejąc doniosłość maszyny dla swych przedsiębiorstw, zawiązał z W at- tem spółkę. Roebuk przerachował się je d ­ nak w swych planach, tem bardziej, że rok 1770 zaznaczył się kryzysem handlowym w Anglii, i po kilku latach chwiania się w swych interesach zbankrutow ał w r. 1773.

W a tt zaś w okresie pomiędzy 1768 a 1773 r.

zarab iał n a swe utrzym anie p raktyką inży­

nierską, budując kanały, pogłębiając porty i rzeki, opracowując projekty mostów, które mu powierzano skutkiem wyrobionych już stosunków oraz ufności w jego niepospolitą wiedzę i sumienność. W tym czasie W att otrzym ał niejednę propozycyą w yrabiania wynalezionych maszyn, odrzucał je jednak bez wahania, uważając się za związanego umową z doktorem Roebukiem i dopiero w r. 1774 po ogłoszeniu bankructw a R oebu­

ka w stąpił do spółki z wybitnym fabrykan­

tem M. Boultonem. O dtąd d atu je się po­

wodzenie maszyny parowej. W nowej spółce pracuje z jednej strony genialny wynalazca, wprowadzający do swej maszyny ustawiczne

ulepszenia, zwracający uwagę na doskonałe jej obrobienie i znający się na tem dzięki swej wiedzy praktycznej, z drugiej zaś strony zabezpieczeniem wynalazków od nie­

sumiennych konkurentów zapomocą pozyski­

wanych patentów i rozpowszechnieniem m a­

szyn zajm uje się Boulton, wyborny k u ­ piec, człowiek obdarzony sprytem i p o ­ glądem praktycznym na kwestye przem y­

słowe.

Otrzymane zapomocą nowyoh maszyn re ­ zultaty wzbudzały też podziw, gdy je zesta­

wiano z przytoczonemi powyżej liczbami, od- noszącemi się do maszyny Newkomena : zu­

życie opału sprowadzone zostało do */3 zu­

życia pierwotnego, gdyż na wytworzenie sprawności 1 konia parowego w przeciągu go­

dziny okazało się potrzebnem około 4 ‘/,2 leg węgla. Wobec tego w arsztaty w Soho zo­

stały zasypane obstalunkami, tem bardziej że fabryka daw ała gw arancyą roboty dobrej, licząc dla siebie 1/3 oszczędności na opale, wynikającej przy zaprowadzeniu swych m a ­ szyn. W ten sposób na doskonałości maszy­

ny zyskiwały obiedwie strony, t. j. odbiorca i wytwórca; kontrolę zaś nad istniejącemi urządzeniami W a tt zaprowadził, posiłkując się w tym celu wynalezionym przez siebie przyrządem , liczącym ilość obrotów lub wahań wykonanych przez maszynę. N ie­

małym przyczynkiem do rozwoju fabryki i wzbudzenia zaufania był czynny udział W a tta w zaprowadzaniu nowych urządzeń.

Praw ie cały czas od roku 1775 do 1783 spę­

dził on w kopalniach, ustaw iając nowe m a­

szyny lub przerabiając stare i ton bezpośredni dozór wynalazcy i wytrawnego praktyka wpły­

nął ogromnie na wartość urządzeń, wytworze­

nie zaufania, rozgłos maszyny parowej i fa­

bryki w Soho. N iebacząc na ogromne obcią­

żenie pracą, czas ten je st dla W a tta jednym z najbogatszych w pomysły, których wartość istotna oceniona została dopiero znacznie później. Wspomnieć tu należy o mechaniz­

mach, służących do zamiany ruchu prostoli­

nijnego tłoka na obrotowy wału (równoległo- bok W a tta i t. d.), wprowadzeniu regulatora i m anom etru, o wynalazku indykatora, służą­

cego do mierzenia pracy, wykonanej przez parę w cylindrze maszyny i o zastosowaniu pracy, powstającej wskutek rozszerzenia pary, bez dopływu pary świeżej, opartem n apraw ie

(8)

88 WSZECHSWIAT N r 6 Boylea, znanem dla gazów. >) W następ­

stwie W a tt opracował p rojekt maszyny paro­

wej o iucbu wyłącznie obrotowym, dalej za­

sadę budowy maszyn sprzężonych, zbudo­

w ał pierwszy m łot parowy, który od roku 1782 pracow ał w fabryce w Soho, wprowa­

dził rozm aite ulepszenia do budowy kotłów i palenisk, m ające na celu jaknajbardziej ekonomiczne zużywanie opalu, wynalazł po­

wszechnie znaną prasę kopiową, maszynę do liczenia, k tó ra jednak nigdy nie została roz­

powszechniona, wreszcie n astąpił wynalazek, który mu zapełniał czas w starości—maszyna do kopiowania rz<źb (tak zwany ejdograf).

Około r. 1800 W a tt wycofał się z labryki, zapewniwszy sobie dostatni byt i spędził resztę owocnego życia w spokoju. Zdrowie, k tóre mu często niedopisywało, praw dopo­

dobnie wskutek przepracow ania i w yczerpa­

nia nerwowego, wzmocniło się w tym czasie i życie jeg o popłynęło spokojnie wśród po­

dróży, podtrzym yw ania przyjacielskich sto sunków, czytania i wynalazków, które mu weszły w krew i przeniknęły cały organizm.

Ja sn y horyzont jego myśli zaciem niły straty dzieci i bliskich przyjaciół, którzy schodzili do mogiły. Zycie swe zakończył spokojnie w dniu 19 sierpnia 1819 r., pozostawiając nieskazitelne nazwisko jedynem u synowi J a - kóbowi (zm arł bezpotomnie w r. 1848).

S łynna fabryka pod firmą Jam es W a tt i sp.

p rzetrw ała do dnia dzisiejszego; konserw a­

tyzm doprowadził ją przed paru laty do upadku, z którego się jed n ak wkrótce po- dźwignęła. Przodownictwo jed n ak w dzie­

dzinie budowy m aszyn parowych przeszło obecnie do innych postępowych fabryk, mniej bogatych w pełną tradycyi historyą.

(C. d. nast.).

S. J . Okolski.

*) Zwanem często prawem Mariott* a. Prawo to , odkryte zostało ja k wiadom o prawie jed n o ­ cześn ie przez francuza M ariottea (1 6 7 6 ) i an­

g lik a B oylea (1 6 6 2 ) ; g ło si ono, że iloczyn ciśnie­

nia p rzez objętość pewnej m asy gazu je s t sta ły .

flajnou/sze badania nad telegonią.

Pod nazwą telegonii (ty)Xs—zdaleka i fó- voę) znanem je s t w biologii zjawisko dziwna i zagadkowe, wchodzące w zakres zagadnień najbardziej w nauce o życiu spornych i za- wikłanych— w zakres spraw dotyczących dzie­

dziczności. Szeroko rozpowszechnionem po­

między hodowcami jest mniemanie, że samica pewnej rasy określonej, m ając raz potomstwo z samcem innej rasy danego gatunku, nie- tylko przekazuje cechy tegoż sam ca swemu pierwszemu pomiotowi, lecz, do pewnego, rozumie się, stopnia naw et i następnym po­

miotom, z innym już, rasy odmiennej spłodzo­

nym samcem. N ajbardziej znanym, klasycz­

nym przykładem telegonii, je st cytowany przez D arw ina przypadek z klaczą lo rd a M ortona. K lacz ta, o ł/ 8 krwi arabskiej i '/d angielskiej, została w r. 1815 p o kryta przez ogiera-kwaggę, rodzaj zebry, i wy­

d ała na świat źrebię-m etysa: pół konia, pół kwaggę. N astępnie taż sam a klacz w la­

tach 1817 i 1818 została dwa razy pok ry ta przez ogiera czarnego swojej krwi, i urodziła dwoje źreb iąt—usianych pręgam i, tak ja k ­ by miały, podług słów lorda M ortona, l/ 1#.

krwi kwaggi, naw et grzywy ich przypominały grzywę kwaggi. W r. 1823 taż sam a klacz m iała jeszcze jedno źrebię, również posia­

dające niektóre cechy kwaggom właściwe.

C ytują wiele jeszcze innych faktów w tym rodzaju. T ak np. E w a rt w r. 1896 opisał przypadek telegonii również u konia; klacz k tó ra m iała potomstwo z dzikim ogierem pręgowanym (E quus burchelii), będąc następ­

nie pokrytą przez ogiera zwyczajnego, d a ła źrebięta o uwłosieniu prążkowanem.

Pozatem lite ra tu ra naukowa posiada kilk a jeszcze faktów stwierdzonych dokładnie, a znacznie więcej niestwierdzonych. D o­

świadczenia Darwina nad psami, N ouela nad owcami, M ac K a y a nad królikam i, przy­

taczane przez Spencera, stw ierdzają, o ile się zdaje, fak t istnienia telegonii zupełnie do­

kładnie. Spencer podaje naw et spostrzeże­

nia prof. F lin ta nad telegonią u człowieka, lecz stwierdzenie podobnych danych je s t, oczywiście, niezmiernie trudnem . K om anes swego czasu zbierał opinie różnych hodow--

(9)

N r 6 89 ców w kwestyi telegonii, i przekonał się o po­

wierzchowności mniem ania cof do „wpływu pierwszego sam ca”.

Pomimo to wielu badaczów nie uznaje zna­

czenia wspomnianych faktów i odrzuca samo istnienie telegonii. Jed e n z najbardziej zdecy- v dowanych przeciwników telegonii, słynny bio­

log niemiecki A. W eism ann, cytuje długolet­

nie obserwacye L anga, czynione nad psami, które doprowadziły do rezultatów zupełnie ujemnych. Również nie udało się otrzymać żadnych faktów zgodnych z pojęciem o tele­

gonii Bellowi, który czynił odpowiednie do­

świadczenia nad psami i gołębiami. Niedaw­

no też vom R a th (w r. 1899) stanowczo wy­

stąp ił przeciw telegonii, tłum acząc niektóre oznaczone tą nazwą fakty, jak o zjawiska prostego zwrotu atawistycznego ku cechom przodków bardzo odległych.

T ak więc sprawa telegonii do dzisiejszego dnia pozostaje na gruncie spornym. W o stat­

nich miesiącach znowu nader ożywione w tej kwestyi rozprawy m iały miejsce w p a ­ ryskiej Akademii Nauk, i o tych właśnie t u ­ taj mówić będziemy.

N a ostatniem posiedzeniu listopadowem roku zeszłego panna B erthelet przedstawiła Akadem ii wyniki swych doświadczeń nad telegonią u myszy. Wychodząc z zasady źe odm iany: szara i biała myszy domowej (Mus domesticus), są „autentycznemi i z u ­ pełnie ustalonemi odmianami jednego i tegoż samego g atunku”, i że przez łączenie sam i­

czek białych z samcami szaremi otrzymuje się zawsze potomstwo szaro ubarwione, a więc „mamy tu do czynienia z przeważa­

jącym wpływem ojcowskim”, panna B erth e­

let u rządziła trzy następujące doświadczenia:

1. Cztery białe samiczki zostały po raz pierwszy złączone z tylomaż samcami sza­

remi, i wydały razem dwadzieścia pięć m j- sząt o ubarwieniu zupełnie szarem. N astęp­

nie też same samiczki były łączone z sam ­ cami białemi, i urodziły dwadzieścia osiem sztuk m ałych— białych bez żadnej domieszki.

2. Sam iczka biała, m iała trzy razy potom ­ stwo z samcem szarym —razem 17 sztuk, zu­

pełnie szarych. N astępnie została pokryta przez sam ca białego i urodziła sześcioro m ałych, zupełnie do ojca albinosa podob­

nych.

3. J e d n a i taż sam a sam ica b iała była

cztery razy łączona naprzemiany z samcem to białym , to szarym, i za każdym razem po­

tomstwo jej posiadało ubarwienie ojcowskie bez żadnej domieszki.

W obec takich wyników swych doświadczeń wymieniona autorka przechyla się ku zapa­

trywaniom tych biologów, którzy stanowczo przeczą istnieniu telegonii, uważając ją za przesąd hodowców i u p atru ją c w oznaczonych tem mianem zjawiskach wprost objawy zwro­

tu wstecznego, lub zmienności danego g a­

tunku.

K om unikat panny B arthelet wywołał je d ­ nak szeroką dyskusyą. W sprawozdaniach akademii znajdujem y (podane na posiedzeniu z dnia 24 grudnia roku zeszłego) dwie ob­

szerne uwagi co do znaczenia pomienionych doświadczeń: p. E dw arda Rogeza i A lfreda G iarda.

Rogez zwraca uwagę na tę okoliczność, że telegonia nie znosi w zupełności wpływu róż­

nych, następujących po sobie ojców, i wpływ ten może nieraz w zupełności zamaskować

„wpływ pierwszego sam ca”, co jednak nie upoważnia nas jeszcze do zupełnego od­

rzucania możliwości istnienia telegonii.

Przeciwnie „wystarcza jeden fakt stwier­

dzonej dokładnie telegonii, aby uznać jej istnienie. Uogólnianie zaś wszystkich w tej mierze wyników ujemnych winno być czynione z jaknajw iększą ostrożnością”.

Z drugiej zaś strony ta okoliczność, że, pod­

ług panny B arthelet, „u myszy wpływ ojca na cechy potomstwa przeważa wpływ m a t­

ki”—stanowi właśnie broń najważniejszą przeciw własnym jej wnioskom, gdyż świad­

czy o niezdolności organizmów macierzystych tego gatunku do zachowania i przekazywania cech dziedzicznych, i właśnie dlatego wpływ każdego z samców następnych może znieść w zupełności wpływy swych poprzedników.

Sam więc przedm iot badania był wybrany nieodpowiednio, a wnioski wcale nie odpowia­

dają przesłankom.

G iard zgadza się zupełnie z wywodami Rogeza, i zaznacza przedewszystkiem ten fakt, że białe uwłosienie myszy przedstaw ia zjawisko albinizm u, t. j. stanu nawpół pato­

logicznego, o przyczynach dotąd nieznanych:

te właśnie przyczyny mogą w sposób zupełnie niespodziewany powikłać warunki doświad­

czenia. Np. w przypadku, w którym sam ica

(10)

N r 6 szara, spłodziłaby z samcem-albinosem po­

tom stwo białe, a następnie m iałaby dzieci również białe po samcu szarym —nie można upatryw ać zjaw iska telegonii, gdyż pozosta­

w ałaby tu jeszcze niemożliwa do rozstrzyg­

nięcia wątpliwość, czy nie mamy w tym razie do czynienia z zarażeniem ustroju danej sa ­ micy jakim ś nieznanym czynnikiem, powodu­

jącym albinizm. Z drugiej strony wogóle badania nad telegonią są niezmiernie u tru d ­ nione przez możliwą interw encyą nieprzewi­

dzianych zwrotów ataw istycznych, oraz przez to, że doświadczenia takie winny być prow a­

dzone nad rasam i absolutnie „czystem i”.

Co zaś do myszy białych, to wiadomą je st rzeczą, że trzym ane w niewoli w ym ierają one n ad e r szybko, zdradzając wyraźne oznaki zwyrodnienia, ja k rachityzm i t. p., a zapo- biedz tem u można jedynie przez krzyżowanie ich od czasu do czasu ze zwyczajnemi my­

szami szaremi. Gdzież więc tu czystość ra sy ?

Oddaw na ju ż,b o w r. 1824, Prevost iD u m as zwrócili uwagę na tę okoliczność '), że myszy szare z białem i nie d a ją mieszańców, lecz że zawsze z krzyżowania ich pow stają osobniki bądź białe zupełnie, bądź też wyłącznie szare, chociaż w jednym i tym samym p o ­ miocie zd a rza ją się osobniki obu tych barw.

Wogóle więc biorąc, doświadczenia nad zwie­

rzętam i temi tyle przedstaw iają możliwości różnych kom plikacyj wtórnych, że za roz­

strzygające w k w e 3 ty i telegonii uważane być nie mogą.

T ak się przedstaw ia obecnie kwestya tele­

gonii. Widzimy, że pozostaje ona wysoce sporną, i że koniecznemi są ściślejsze w tej mierze badania, n a utniejętnio dobranym m ateryale. W idzim y jed n ak , że pomimo licznych zarzutów, pojęcie telegonii licz­

nych znajduje zwolenników i znajduje rów ­ nież i teorye, zapomocą których próbowano zjawisko to objaśnić, jak o to teorye o wpły­

wie płodu na ustró j m atki, lub o nadzw y­

czajnej żywotności plemników, które, prze­

chowane w narządach płciowych samicy, mogą zapłodnić jajk o po upływie długiego naw et czasu. Nie będziemy się tu zatrzym y­

wali nad temi teoryam i, gdyż wobec braku

i) Stw ierdzoną p rzez Colladona.

ścisłych danych co do samego faktu, próby jego tłum aczenia są jeszcze przedwczesne.

Zwrócimy tylko uwagę czytelników naszych na tę okoliczność, że przy pewnej dozie zainteresowania się tą spraw ą i niezbędnej ostrożności i cierpliwości, można zawsze ze­

brać pewną ilość spostrzeżeń w kwestyi tele­

gonii, spostrzeżeń, które wobec braku danych ściśle stwierdzonych w tym względzie, mogą przyczynić się do wyświetlenia tego ciekawe­

go zagadnienia, a przytem spostrzeżenia takie, byle ścisłe, nawet choćby na bardzo m ałą były prowadzone skalę, zachowują zawsze swą wartość, bez względu na ich re­

zultaty.

J a n T u r.

Oświetlenie elektryczne pociągów.

Zastosowanie elektryczności do oświetlenia wagonów pociągów osobowych je s t rzeczą znaną oddawna, gdyż pierwsze próby w tym kierunku były już około r. 1880, t. j. w cza­

sie, kiedy dzisiejsza „elektrotechnika” spo­

czywała jeszcze w kolebce. B rak postępów na tem polu, a nawet zaniedbanie tego d z ia ­ łu udoskonaleń technicznych, przypisać n ale­

ży wadom pierwotnych urządzeń i doznanym wskutek tego zawodom. Obecnie, wobec co­

raz częściej zdarzających się wypadków p o ­ żaru pociągów, spraw a zmiany systemu ich oświetlenia staje się ważnem pytaniem .

N aj bardziej rozpowszechnionem dotychczas je st oświetlenie wagonów gazowe. G az oświe­

tlający wytwarza się z parafiny lub nafty w umyślnych retortach, rozgrzewanych w tym celu do czerwoności, przepuszcza następnie przez szereg aparatów oczyszczających, zgęsz- czających i mierniczych, i zam yka w zbior­

nikach (pod ciśnieniem do 10 atm.), znajdu ­ jących się w każdym wagonie. W razie ro z­

bicia się pociągu, lub jednego choćby wago­

nu następuje wybuch gazu i k atastro fa k o ­ lejowa, straszna już sama przez się, powięk­

sza swe rozmiary stosem spalonych żywcem ciał ludzkich. W skutek stosowanego w o s ta t­

nich czasach mieszania acetylenu z gazem parafinowym, niebezpieczeństwo pożaru staje się jeszcze większem.

(11)

N r 6 W SZECHSW IAT 91 Wyższość oświetlenia elektrycznego pole­

ga na tem, źe pęknięcie przewodnika nie s ta ­ je się, ja k to ma miejsce w oświetlenia ga zowem, przyczyną pożaru, lecz przeciwnie—

przeryw ając prąd, wyklucza możliwość po­

dobnego wypadku. Ponieważ koszt oświetle­

nia samego je st mniej więcej taki sam, a n a­

wet w razie szerszego zastosowania energia elektryczna mogłaby się okazać tańszą, całą więc trudność w przeprowadzeniu zmiany sta ­ nowi pokrycie kosztów nowego urządzenia.

Zastosowanie elektryczności na kolejach zawdzięczamy ojczyznie śmiałych przedsię­

wzięć— Ameryce. W prowadzony tam po­

czątkowo system polegał na zastosowaniu akum ulatorów i pomimo licznych prób zmia­

ny, okazał się dziś jeszcze, wobec udoskona­

lenia tych o statn ich —najlepszym. K ażdy wagon posiada przytem oddzielną bateryą, jednę lub dwie, zależnie cd długości drogi, ja k ą przebyć musi. Ładow anie odbywa się na stacyach, posiadających specyalne urzą­

dzenia do tego celu.

W Niemczech oddawna ju ż zaprowadzono oświetlenie elektryczne w wagonach poczto­

wych; obecnie kursuje ich około 2 0C0, oraz istnieje 27 stacyj odpowiednio urządzonych do ładowania akumulatorów.

Pomimo znacznej wagi, akum ulatory lżej­

sze są jeszcze od zbiorników gazu równej pojemności; różnica dochodzi do 600 kg na jeduym wagonie P ullm ana, posiadającym 18 szesnastoświecowych lampek, zasilanych przez 3 baterye. Tam , gdzie chodzi o oświetlenie całego pociągu bezpośredniej komunikacyi, który wagonów po drodze nie zmienia, sp ra­

wa oświetlenia elektrycznego przedstawia się prościej i d aje się przeprowadzić w rozmaity sposób. Próbowano np. w A nglii używać do tego celu maszyny dynamo, którą ustawiano w wagonie z rzeczami i wprawiano w ruch od osi wagonu za pośrednictwem przekładni pasowej. W czasie zwolnionego biegu oraz postoju pociągu maszynę dynamo zastępowa­

ła b atery a akum ulatorów , ustawiona w tym ­ że wagonie. Urządzenie to kosztuje drożej z powodu komplikacyi w układzie przewod­

ników i łączenia ich naprzem ian to z m a­

szyną, to z bateryą, opłaca się jednak przez to, źe nadm iar zużytego przez lokomotywę węgla, odpowiadający sile, oddanej maszynie dynam o, je s t bardzo nieznaczny.

Jed no z najnowszych urządzeń w tym ro ­ dzaju składa się z maszyny dynamo, otrzy­

mującej, ja k wyżej, ruch od jednej z osi w a­

gonu, oraz z bateryi akum ulatorów. Ta ostatnia pracuje sam a jedn a dopóty, aż n a ­ pięcie maszyny, wzrastające mniej więcej proporcyonalnie do szybkości ruchu obroto­

wego jej osi, a więc i do szybkości biegu po­

ciągu, nie osięgnie jednakowej wielkości z jej własnem napięciem. Gdy tylko to nastąpi, przerywacz samodziałający łączy bateryą z maszyną równolegle i ta ostatnia oddaje część prądu potrzebnego dla lamp i dla wzbudzenia magnesów.

P rzy większej jeszcze szybkości biegu po­

ciągu (od 50 km na godz.) m aszyna dynamo przewyższa napięciem bateryą i oddaje c a ł­

kowity p rąd 28 amp. sama, ładując jed no ­ cześnie tę ostatnią. P rą d wzbudzający wy­

nosi wówczas 4, ładujący 8, a oświetlający 16 amperów. K ażdy wagon posiada trzy­

naście 9 cioświecowych lam pek, z których każda pochłania 18,3 w atta : 1,22 amp. przy 15 woltach napięcia. Sam a baterya je st w stanie zastąpić maszynę w ciągu 8 —9 go­

dzin, oddając prąd 20 amp. t. j. posiada po­

jemność 180 amp.-godzin.

Z chwilą, gdy maszyna zacznie oddawać całkowity prąd 28 amp., rozdzielając go w wyżej opisany sposób, rozpoczyna swe działanie regulator sam odziałający, utrzy­

mujący nadal s ta łą wielkość p rą lu , bez względu na dalsze zwiększanie się szybkości biegu pociągu.

O. S.

S P R A W O Z D A N I E .

— Prof. d-r Józef Nusbaum. Z zagadek Życia. Szkice i odczyty z dziedziny biologii.

Ze zbioru „W iedza i życie" H. A ltenberga we Lwowio. Lwów — Warszawa. E . W eade i Sp.

1900.

Tomik drugi Szkiców biologicznych prof. N ia- bauma przedstaw ia również jak i pierw szy („Z zagadnień biologii i filozofii przyrody” ), zbiór rozpraw popularnych i odczytów , porusza­

jących najbardziej ważne i ciekawe zagadnienia biologii nowoczesnej i jej filozofii. Znajdujem y więc tu ciekawą rozpraw ę o „Granicy pom iędzy światem roślinnym a zwierzęcym "; zarys dziejów poglądów em bryologicznych wraz z danemi ebryo-

(12)

92

lo g ii doświadczalnej („D aw n iejsze i now sze p o ­ g lą d y na rozwój osobnika zw ierzęceg o ”); poza­

tem zestaw ienie najnow szych badań zoopsycholo- gicznych, szczególniej dotyczących u sp o łecz­

nionych owadów błonkoskrzydłych;— rozpraw y 0 „parazytyzm ie i sym biozie w p rzyrodzie” — 1 w reszcie głęboko odczuty i przem yślany szkic o „etycznej korzyści studyów biologicznych” . N ie będziem y się tu zastanaw iali nad zaletam i pedagogicznem i i język ow em i k s ią ż k i: w tej m ierze imię autora mówi samo ze siebie, pow ie­

my tylk o, że szkice prof. N usbaum a m ogą od ­ dać znaczną usługę nietylko w ykształconym nie- specyalistom , chcącym się zapoznać z najw ażniej- szem i zagadnieniam i i w spółczesnem i syn'ezam i nauki o życiu, lecz że i k ażdy biolog-3pecya- lista z przyjem nością i pożytkiem przeczyta to zestaw ienie faktów i wniosków, rozsianych po mniej lub więcej suchych rozpraw ach specyal nycb, a skreślone barwnie i um iejętnie p rzez ro z­

m iłowanego w swej nauce badacza.

J a n T u r.

SEKCYA CHEMICZNI.

P osied zen ie d. 2 6 stycznia, 2 -g ie w r. b.

P rotok u ł posiedzenia poprzedniego został o d ­ czy ta n y i przyjęty.

D -r A Goldsobel m ów ił „ 0 barwniku k osze- n ili” .

Z trzech najw ażniejszych barwników natural­

nych : alizariny, indygo i k oszen ili tylk o ten ostatni oczekuje je s z c z e ostateczn ego zbadania, a tem samem i syn tezy. Zbadanie jeg o przed ­ sięw ziął w r. 1 8 4 7 W arren de la Rue, lecz w o­

bec niedokładnych m etod w zór, ja k i dlań znalazł, był nieścisły.

P óźniejsze badania (m iędzy innem i Schunka i M archlew skiego) podają w zór C ^H ^O g jako bardzo prawdopodobny. Liebermann przem aw ia za wzorem zdw ojonej cząsteczk i C22H220 ) 3 . Zbadanie produktów działania kw asu azotnego, bromu i nadsiarczanu sodu na k oszen ilę w yka­

zało położenie w szystkich 11 atomów w ęgla, istn ien ie pierścienia b enzolow ego, grupy m etylo­

wej, grupy karboksylowej i hydroksylow ej. Na podstaw ie badań L ieberm anna i je g o uczniów uczony ten wraz z Landauem rozpoczął próby syntetyczne, w ychodząc z dwuindonu W islicenusa, k tóry uw aża za rdzeń cząsteczk i k o szen ili. D o ­ tychczasow e ciekawe badania nie dały oczekiw a­

nego ostatecznego rezultatu, lecz przyczyn iły się w ielce do w yjaśnienia budow y tego w ażnego barwnika pochodzenia zw ierzęcego.

P . M. Stępow ski odczytał rzecz p. t. „R zut oka na dzieje farm acyi w Polsce w X IX stu - le c iu “.

N r 6

M ówca podzielił zgrom adzony przez siebie m ateryał.do dziejów aptekarstw a na cztery czę­

ści, stosow nie do 4-ch placów ek, na których kw i­

tła nauka farmaceutyczna; mówił więc o W il­

nie, Krakowie, Lwow ie i W arszaw ie. Skreśliw szy dzieje utw orzenia pierw szych katedr farmacyi i farm akognozyi w Polsce, p. S t. m ów ił o zasłu ­ gach, jakie położyli na poiu dźw ignięcia a p te ­ karstwa w kraju : Jędrzej Śniadecki, Jan W olf­

gang, Jan Szaster, trzej Saw iczew scy, T eodor T orosiew icz, J ó z e f Celiński, Adam K itajew ski, Ferdynand W erner, Szymon Fabian, Teofil L e- siński, Ferdynand Karo, Julian Trapp, M ieczy­

sław Dunin W ąsow icz, W ilhelm Zajączkowski i w. innych. Prócz tego mówca skreślił dzieje czasopism i tow arzystw farm aceutycznych oraz owoce ich działalności.

Na zakończenie prelegent mówił o tru d n o­

ściach, jak ie napotyka u nas każdy, kto podej­

m uje zadanie kreślenia dziejów zawodowych, a to skutkiem niedostępności źródeł archiwal­

nych, braku materyału i chęci do szperania.

Posiadam y w iele je szcze m ateryałów niew yzy- skanych, ukrytych lub zapom nianych, których odnajdowanie przechodzi m ożność pojedyńczego człow ieka; p. St. je s t zdania, że gdyby grupa ludzi dobrej w oli złączyła się do wspólnej akcyi,

! możnaby w ykryć jeszcze niejeden ciekaw y przy­

czynek do dziejów kultury kraju rodzinnego,

| a z rozproszonych tu i ow dzie zabytków dałoby się niew ątpliw ie zgrom adzić polskie muzeum chem iczno-farm aceutyczue na wzór tych, jak ie istnieją w N orym berdze i Sztokholm ie, Czas

j j e s t w ielki, aby resztkam i, które jeszcze od za-

j głady ocalić można, zaopiekow ać się troskliw ie.

M ówca ma tu na m yśli stare księgi lekarskie, i herbarya, naczynia apteczne, przyrządy chem icz- ) ne i t. p zabytki, z jakiem i dość często je s z c z e spotkać się można po aptekach prowincyonal- nych, dworach w iejskich, klasztorach i t. p„

Mówca proponuje utw orzenie specyalnej sekcyi historycznej, któraby obok grom adzenia zbioi’ów podjęła zadanie opracowania nistoryi chem ii i farm acyi w Polsce.

W dyskusyi p L eppert uznał myśl p. S. za trafną i sym patyczną, lecz wykonanie jej uważał ze w zględów praktycznych za odpow iedniej­

sze w gronie Towarz. farm aceut.; przyczem chętnie zapisuje się do w spółpracownictwa.

N a tem posiedzenie zostało ukończone.

KRONIKA NAUKOWA.

— Nowe poszukiwania nad promieniami Bec- querela. F izyk niem iecki F . H im stedt ogłosił w „Physikalische Z eitschriftn sw e poszukiw ania nad preparatam i z nowego pierw iastku radu.

Aby stw ierdzić, czy prom ieniowanie posiada sw e WSZECHSW 1AT

(13)

WSZECHSWIAT 93 źródło w długotrwałych procesach chem icznych,

H im stedt badał preparaty te w tem peraturze p o ­ w ietrza ciekłego. N atężenie św ietlne ekranu fluoroscencyjnego nie okazyw ało przytem zm niej­

szenia; w yładow anie jednak elektroskopu za ch o ­ dziło nieco pow oluiej, gdy rad m usiał prom ienio­

wać przez ciekłe pow ietrze, co zresztą możnaby objaśnić przez w iększe pochłanianie promieni w gęstszym ośrodku. P. Himstedt; przepro­

w adzał także promienie radow e przez alkohol w tem peraturze zwyczajnej i następnie w tem p e­

raturze krzepnięcia i nie znajdował przytem żad­

nej różnicy w natężeniu promieniowania.

W edług doświadczeń Giesla oko zamknięte od­

czuwa to prom ieniowanie, jak o zw ykłe św iatło, przyczem wrażenie szybko słabnie; niektórzy ślepi odczuw ają także wrażenie św iatła od p r o ­ m ieni B ecąuerela. Dalej p. H im sfedt znalazł, że p łytk i selenow e zm niejszają swój opór pod dzia­

łaniem prom ieni radu, podobnie jak pod w pły­

wem prom ieni B ontgena. N a tej zasadzie autor ten próbuje nawet oprzeć metodę pomiaru na­

tężenia promieni Rontgena.

Z bliżanie radu wpływa na zanikanie iskier;

H im stedt stwierdza toż samo działanie i dla pro­

m ieni Rontgena, czem u przeczą dawniejsze po­

dania E lstera i Geitla.

Ciekawe badania nad zachowaniem się radu w niskiej tem peraturze ogłosił także ostatnio O. Belirendsen w „Drudes Ann. d. P h y s.” . Beh- rendsen ju ż nieco dawniej ogłosił nowe sp o strze­

żenie, że zawarte w polonie substancye czynne w ykazują zm niejszenie natężenia promieniowania w niskich tem peraturach. Obecnie zaś badania te pow tórzył autor z jednym preparatem , który w zględnie do nowych preparatów radu Elstera i G eitla nie odznaczał się czułością. W yładow a­

nie równych ilości elektryczności następowało w czasie, który w ykazuje tabelka :

Czas w sekundach

w 19° C ... 0 6 ,5 14 2 2 ,2 3 2 ,2 4 4 ,2 w tem peraturze p o ­

w ietrza ciekłego . 0 14 3 0 5 2 7 8 1 10

Podane tu sekundy odnoszą się do czasu, w ciągu którego podziałki na kw adrant - elektro- m etrze zm niejszały się stopniowo o 10, p oczyn a­

ją c od 5 0 . Promieniowanie w tem peraturze p o ­ w ietrza ciekłego przebiega zgodnie ze sp ostrze­

żeniem Lum ierea w jego badaniach wpływu o z ię ­ biania na ciała fotograficzne.

Preparaty polonu, które p. Behrendsen p rzy ­ gotow ał przed rokiem i zachował pod szklanym kloszem , wykazywały w tak niskich tem peratu­

rach bardzo silne zm niejszenie swego w yładow u­

ją ceg o działania; spostrzeżenie to potwierdza daw niejszą obserw acyą, ogłoszoną przez Giesla w „W ied. Annalen” (6 9 , 1 8 9 9 )

— W pływ długości iskry na powstawanie promieni Rontgana. Poprzednie dośw iadczenia F. Campanila i E . S ‘romei, jak rów nież i samego Rontgena, zgodnie w skazyw ały, że pow ięk­

szenie długości iskry w ogólności pow iększa i natężenie promieni Rontgena. Pytanie to św ie­

żo podjął znany fizyk niemiecki A. Winkelmann, dyrektor instytutu fizycznego w uniw ersytecie jen ajsk im ,i przeprow adził szereg sumiennych b a­

dań i pomiarów nad rurkami rozm aitego kształtu i wymiarów. Maximum ciśnienia w rurze, pod jakiem pow stają jeszcze promienie Rontgena, za­

leży, ja k okazały badania Winkelmaua, od : 1) rozm iarów iskry, której długość zmienia się w zależności od użytej kąpieli i od zawar­

tości ostatniej;

2) od położenia iskry;

3 ) od natury zawartych w rurce gazów; róż­

nicę przy stosowaniu powietrza, dwutlenku w ęgla i pary wodnej były rozmaite w zależuości od r o z ­ miarów rurki; i

4) od kształtu sam ych rurek ja k o też i ich w y ­ miarów. W razie bardzo wąskich rurek, o gru­

bości nie przew yższającej 0,5 cm, można było otrzym ywać promienie Rontgena pod ciśnieniem 10 mm rtęci i pow ietrza. O dległość elektrod w razie użycia większych rurek nie m iała w ięk­

szego znaczenia, dla m ałych-zaś rurek wpływ ten na promieniowanie róntgenow skie objawiał się z rozmaitem natężeniem dla różnych gazów.

(Drudes Ann. d. Phys, str. 757. 1900).

9■

— 0 odbijaniu się promieni katodalnych.

W rozpraw ie p. t. „Ueber die Reflexion der Kathodenstrahlen” (D rudes Ann. d. Pliys. 1900) H. Starkę podaje swe nowe badania nad odbija­

niem się prom ieni katodalnych. P . Starkę w y­

znaczył zdolność odbijania się dla glinu i m iedzi, w prowadzając jednocześnie kilka niezbędnych, teoretycznie uzasadnionych poprawek; w spółczyn­

nik ten ma wartość dla glinu 0,283, dla m iedzi 0,455. D la większej pewności rezultat dla m ie­

dzi wyznaczony został inną m etodą, która dała wyniki nadzwyczaj zgodne z poprzednią. Bada­

nie H. Starkego ma to ważne znaczenie, że w niem współczynnik odbijania dla glinu i miedzi został w sposób m ożliw ie dokładny i pewny ozna­

czony, co je s t ważne ze w zględu na wiele spor - nych kwestyj w tym w zględzie.

9■

— Samozapisujący przyrząd do mierzenia energii promieniowania słonecznego. Jednym z ostatnich aktynografów je s t przyrząd, zbudo­

wany niedawno przez amerykańskiego fizyka Isha- ma; daje on w zględne wartości energii słonecz­

nej w kaloryach i je s t w ielce podobny co do w yglądu do znanego barografu Sprunga iF u e ss a . Składa się on w głównej części z rurki, n apełnio­

nej rtęcią w sposób podobny, jak to się robi

Cytaty

Powiązane dokumenty

24 Definicja wskaźnika Liczba osób pracujących 6 miesięcy po opuszczeniu programu (łącznie z pracującymi na własny rachunek), Załącznik 2b, op.. Pracujący to

Utrata praw obejmuje prawo do sprzedaży produktów Kyäni oraz prawo do otrzymywania przyszłych prowizji, premii i innych przychodów ze sprzedaży i innych działań byłej

Pod nazwą SEAT Financial Services oferowane są usługi bankowe (przez Volkswagen Bank Polska GmbH sp. z o.o.) oraz usługi ubezpieczeniowe (przez Volkswagen Bank Polska GmbH sp. Oddział

Ilekroć mowa jest o miesięcznym koszcie elementu wyposażenia opcjonalnego rozumie się przez to zwiększenie raty miesięcznej SEAT i CUPRA Leasing Moc Niskich Rat wyliczonej

Konwencja poświęca dużo uwagi kobietom, ponieważ obejmuje formy przemocy, których doświadczają jedynie kobiety!. (przymusowa aborcja, okaleczenie

ŹRÓDŁO: OPRACOWANIE WŁASNE NA PODSTAWIE DANYCH GUS.. Omawiając rynki pracy koniecznym jest również spojrzenie na stopę bezrobocia. Zdecydowałem, aby pokazać stosunek

Ilekroć mowa jest o miesięcznym koszcie elementu wyposażenia opcjonalnego rozumie się przez to zwiększenie raty miesięcznej CUPRA i CUPRA Leasing Moc Niskich Rat wyliczonej

Ilekroć mowa jest o miesięcznym koszcie elementu wyposażenia opcjonalnego rozumie się przez to zwiększenie raty miesięcznej CUPRA i CUPRA Leasing Moc Niskich Rat wyliczonej