Marian Kwaśny
Norwid - poeta źle rozumiany
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 59/4, 191-202
M A R IA N * K W A ŚN Y
U w ażany różnym i czasy za poetę n i e z r o z u m i a ł e g o czy n i e- r o z u m i a n e g o , zyskuje sobie N orw id ostatnio powoli, w m iarę w zro stu popularności — paradoks oczywisty! — szansę po tem u, aby zacząć być z kolei poetą ź l e r o z u m i a n y m . A — nota benel — nie idzie tu b yn ajm niej o jakieś w yjątkow o tru d n e lub mało znane utw o ry, ale w łaśnie o u tw o ry należące do najłatw iejszy ch i stąd m. in. rów nież n a j bardziej znanych liryków N orwida.
Oto p rzy k ład jeden, choć nie jedyny.
O m aw iając T r z y strofki, czytane przez siebie kiedyś na wieczorze poświęconym Norwidowi, Ju lia n Przyboś w rozpraw ce pt. Próba N o r
wida, ogłoszonej w r. 1961, pisze, co n astępuje:
Jest to erotÿk pożegnalny. Zawarł w nim Norwid i treść swojej miłości, i dał jej osąd, i skazał ukochaną, która go odtrąciła, na najwyższą karę — i uczucie swoje zw yciężył i odrzucił. [...]
A jaka kara! Recytując trzecią strofę, w ypowiedziałem ten nakaz kary: „I m y ś 1” — fortissim e, krzykiem, i podniósłszy zaciśniętą pięść do góry. Norwid skazał ukochaną, która odrzuciła jego miłość, na karę m y ś l e n i a . Najszlachetniejsza, najwyższa kara! Najwyższa — bo m yśl jest rzeczą naj trudniejszą na św iecie do osiągnięcia. W św iecie uczuć świątecznych, od św iętnych, sztucznie podniosłych i poszufladkowanych [...], nakaz m yślenia był pragnieniem najszlachetniejszej ze szlachetnych zem stys
I wreszcie — po k ilk u jeszcze zdaniach wynoszących pod niebo n ie zwykłość owej „najszlachetniejszej ze szlachetnych zem sty” czytam y tam że, iż N orw id
Ten rozkaz m yślenia powtarza i podkreśla, że obowiązywać on w inien nawet w tedy, gdy wrodzy mu plotkarze pomówią go o to, że żyje tylko przeszłością, skam ieniały i martwy, że w ięc nie tworzy i nie myśli, „że grób to tylko, co umarłe chowa” b
NORWID — POETA ŹLE ROZUMIANY
1 J. P r z y b o ś , Próba N orwida. W zbiorze: Nowe studia o N orwidzie.
1 9 2 M A R IA N K W A Ś N Y
W zw iązku z pow yższym i rozw ażaniam i recenzu jąca w roku n astęp nym szkic Przybosia Zofia S tefanow ska stw ierdza polem icznie:
W ątpliwości budzi [...] interpretacja zwrotki trzeciej, w szczególności jej pierwszego wiersza [...].
Czy doprawdy słow a te mają znaczenie nakazu m yślenia w ogóle, na kazu podjęcia sam odzielnego trudu intelektualnego? Czy też raczej jest to zdanie eliptyczne, w którym zaw ieszenie w ypow iedzi po słowach „I m y ś l —” każe dom yślać się nie dopowiedzianej sugestii: „myśl o mnie, że...”, „myśl, że ja...” Na to, że przedmiotem m yśli ma być autor wiersza, w skazują para- . lelne układy zwrotek 2 i 3, zwłaszcza sym etria budowy pierwszego i trze
ciego wiersza zwrotki 3. N ie chodzi w ięc o to, żeby adresatka stała się człow ie kiem m yślącym , lecz o to, co m a m yśleć o autorze wówczas, gdy opinia będzie w nim w idziała już tylko „grób”. Jak zawsze, gdy chodzi o przem il czane ogniwo w ypow iedzi poetyckiej, tak i tu trudno o argumenty rozstrzyga jące. Za proponowaną interpretacją przem awiają jednak nie tylko wskazane paralelizmy, ale i najbliższy kontekst im peratywnego: „I m y ś l —”. D lacze góż bowiem nakaz m yślenia w ogóle, gdyby o taki poecie chodziło, uzależ niony by m iał być od nieprzychylnego autorowi zwrotu w opinii, od m o m entu, gdy postać jego otoczy lekceważąca rezygnacja? Moim w ięc zdaniem, analiza T rzech stro fe k w szkicu Przybosia nie w pełni jest przekonywająca i znamienne, że najsłabszy punkt tej analizy jest rezultatem przeoczenia tak typowo N orwidow skiego środka ekspresji, jak przem ilczenie 2
W ro ku 1966 w reszcie, k o m en tu jąc o statn ią zw rotkę Trzech strofek w edycji Dzieł zebranych N orw ida, w ydaw ca, Ju liu sz W iktor Gom ulicki, p ragnie sprostow ać nieporozum ienie, co
trafiło do pięknego skądinąd i pobudzającego do m yślenia eseju Juliana Przybosia Próba N orw ida [...], w którym ten znakomity poeta i znawca poezji w yosobnił i uautonom icznił pierw szy nakaz ostatniej strofki, twierdząc, że
Norwid skazał ukochaną kobietę na karę — m yślenia [...].
Po zacytow aniu drugiego z przytoczonych na początku niniejszego a r ty k u łu fra g m en tó w ro zp raw k i Przybosia, p rzed kładając rów nocześnie czytelnikow i w łasną in te rp re ta c ję tego m iejsca w utw orze, pisze dalej Gom ulicki:
Otóż owego nakazu nie w olno wyo-sabniać, ostatnia strofa Norwidowego w iersza jest bowiem zdaniem złożonym wieloczłonowym , w którym zdania „I m yśl” oraz „A m ów ” są zdaniami współrzędnym i, a zdanie podrzędne „że gwiazda ma była rozpaczną” jest w spólnym dla nich obu zdaniem do pełnieniow ym . N ależy w ięc czytać i kojarzyć:
I m yśl —
że gwiazda ma była rozpaczną A mów...
— analogicznie do drugiej strofy, gdzie z kolei należy czytać:
2 Z. S t e f a n o w s k a , rec.: N owe studia o N orw idzie. „Pamiętnik L ite racki’’ 1962, z. 2, s. 550—551.
N O R W ID — P O E T A ŻLE R O Z U M IA N Y 1 9 3
I n ie m yśl —
ziemskie iż są marne cele I nie mów,
(zdania podrzędne: „jak cię nauczyli w świecie...” oraz „gdy nawet o mnie mówić zaczną...” — są zdaniami okolicznikowymi).
Słuszność tego rodzaju wiązania zdań potwierdza w pewnej m ierze tekst Czaykowskiego, w którym strofa II ma brzmienie: „I nie mów (...), ani m yśl (...)”, strofa III zaś: „A m yśl (...), i mów
Poeta nie s k a z a ł w ięc ukochanej na k a r ę m y ś l e n i a , ale raczej nakazał jej m y ś l e ć i m ó w i ć , że urodził się pod nieszczęśliw ą gwiazdą, wbrew zdaniu tych wszystkich, którzy radzi by widzieć w ńim jedynie „grób” (niespełnionych zamiarów i nadziei).
W ten sam nb. sposób, przeciw interpretacji Przybosia, odczytała tę strofę Zofia Stefanowska, słusznie zwracając uwagę na jej charakter eliptyczny, tak typowy dla poezji Norwida (w recenzji, z eseju Przybosia [...]). [DZ 2, 454—455]3.
O w zm iankow anym przez siebie „tekście Czaykowskiego” pisze Go- m ulicki nieco wcześniej:
W tym samym roku, w którym T rzy stro fk i ukazały się po raz pierwszy w druku (1858), Leon Czaykowski, przebywający wtedy w Paryżu, otrzymał od poety tekst trochę odmiennej redakcji tego wiersza, a prócz niego rew e lacyjną informację, że jest to „pożegnanie Polski”, napisane „w chw ili przy jazdu jego do Ameryki, gdzie dość długi czas przebywał” (L isty sprzed pól
w ieku. Podał do druku Bogusław Kraszewski. [Wstępem opatrzył Wiktor
Gomulicki], „Kraj” 1904, nr 20)4. [DZ 2, 453]
Zanim przejdziem y do in teresu jącej nas tu spraw y właściwego rozu m ienia sensu strofy 3 om aw ianego utw oru, na sam początek zauw ażm y, że „ tek st C zaykow skiego”, na k tó ry w swej in te rp re ta c ji pow ołuje się J. W. Gom ulicki, posiada niezbyt w ielką w artość dowodową. W e w spom nianym bowiem liście Leona Czaykowskiego do Bogusława K raszew skie go nie m a nigdzie m ow y o tym , jakoby „o trzy m ał” on „od p o e ty ” ów tek st w raz z ową —- jak pisze w ydaw ca Dzieł zebranych — „rew elacy jną in fo rm a c ją ” . Przytoczony przez siebie tek st utw o ru poprzedził Czay kow ski jed yn ie zwięzłą notatk ą, następującą po n iezbyt obszernej relacji o zaw arciu znajom ości z N orw idem oraz m ianej z nim rozm owie (skąd
3 W ten sposób oznaczamy edycję: C. N o r w i d , D zieła zebrane. Opracował J. W. G o m u l i c k i . T. 1—2. Warszawa 1966. Liczba przed przecinkiem w ska zuje tom, po przecinku — stronicę. — Taką samą zresztą składnię zawartości strof 2 i 3 jak w przytoczonym cytacie sugeruje w ydawca w szczegółowym komentarzu do w. 5—8 oraz 9—11 (DZ 2, 452—453).
4 Lokalizacja nieścisła, przejęta z edycji: C. N o r w i d , Pism a zebrane. T. A. Warszawa—Kraków 1911 [1912], s. 938; winno być: „Życie i Sztuka”, do
datek do „Kraju” (Petersburg) 1904, nr 20, s. 10.
194 M A R IA N K W A Ś N Y
m ożna by n aw et w nioskować, że rozm aw iał z nim dotychczas tylko jeden raz), w k tó re j to n o tatc e da się w yczytać tylko tyle:
Na zakończenie przesyłam Ci trzy strofki [!] Norwida, które są pożegna niem Polski, pisane w chw ili przyjazdu jego do Ameryki, gdzie dość długi czas przepędził.
Sam zaś tek st u tw o ru — w nosząc z dość pow ażnych różnic brzm ienia w stosunku do w e rsji ostatecznej — w najlepszym razie może się w y wodzić z jakiegoś w cześniejszego rzu tu , ale już nic nie w iadom o, jak ą drogą d o tarł on do rą k Czaykowskiego, a n astęp nie jakim jeszcze uległ przem ianom , zanim u kazał się w d ru k u ; w jedn ym n ato m iast m iejscu zaw iera on tak pow ażne zniekształcenie sensu (druga część w. 10 brzm i tam : ,,co u m arły ch chow^a”), że raczej nie budzi większego zaufania. Od niósł się doń bardzo k ry ty czn ie — ja k zresztą i do pozostałych in fo rm a cji Czaykowskiego — Zenon Przesm ycki, stw ierd zając w n im „pełno zm ian i błęd ó w ” 5. A i sam G om ulicki — oprócz tego jednego w y padku — niezbyt w ielką do owego te k stu p rzy k ła d a wagę, skoro w sw ym w y daniu, k ry ty czn y m , nie p rzy tacza zeń żadnych w arian tów , a tak że i z sa m ą in fo rm acją Czaykowskiego nie bardzo się liczy, d atu jąc pow stanie utw oru, zgodnie z d a tą roczną w id niejącą w au to g rafie pod tek stem — w łaśnie n a koniec p o b y tu N orw ida w A m eryce (DZ 2, 95), chociaż, dla silniejszego chyba po d k reślen ia w łasn ej niekonsekw encji i dowolności w tra k to w a n iu źródeł — na podstaw ie tejże inform acji sn uje sw oją kon cepcję dw uadresow ości Trzech s tr o fe k : M aria K alergis i... w łasne społe czeństwo! (DZ 2, 453—454).
Z kolei n a tym m iejscu stw ierdzić jeszcze w ypadnie, że Gom ulicki niezupełnie tra fn ie p rzytacza pogląd S tefanow skiej jako arg u m en t na rzecz swego w łasnego odczytania. Zgadzają się bowiem oboje tylko co do przenośnego ro zu m ien ia w y ra z u „g ró b ” w w. 10, lecz za to nie „przeciw in te rp re ta c ji P rzy b o sia” , tylko w łaśnie zgodnie z nią. A le poza ty m — albo pierw sze zdanie o m aw ianej stro fy m a c h a ra k te r eliptyczny, jak n a praw dę odczytała Z. S tefanow ska, albo też istn ieje w tekście zw iązane z nim składniow o zdanie podrzędne, jak sądzi G om ulicki: oba przecież poglądy naw zajem się w ykluczają.
Tak więc, in n y m i słowy, m am y tu ta j do czynienia — w liczając rów nież sąd P rzybosia — aż z trz e m a różnym i in te rp re ta c jam i.
Różniąc się zasadniczo m iędzy sobą — in te rp re ta c je te w y n ik ają ze wspólnego im rozum ienia sensu zaw artości w ersu 10. I Przyboś, i S tefa nowska, i G om ulicki tw ierd zą zgodnie, że w y raz „g ró b ” został tu ta j użyty w znaczeniu przeno śn y m i m a oznaczać... samego N orw ida. Pod
N O R W ID — P O E T A ŹLE R O Z U M IA N Y 195
w zględem składniow ym m iałyby więc być tu: rów now ażnik zdania dopeł nieniow ego „Że grób to ty lk o ” (gdzie w yraz „grób” pełni fun k cję orzecz nika), zw iązany stosunkiem podrzędności ze zdaniem okolicznikow ym czasow o-w arunkow ym zaw arty m w w ersie poprzednim „gdy n aw et 0 m nie mówić zaczną”, oraz zdanie przydaw kow e względne „co u m arłe chow a” (gdzie w yraz „ u m a rłe ” jest dopełnieniem bliższym), zw iązane z kolei stosunkiem podrzędności ze w spom nianym rów now ażnikiem zda nia dopełnieniow ego.
Dla w yraźniejszego u w ypuklenia tak pojętego sensu u po rządkujm y szyk w yrazów w w ersie 10 — w którym akcent logiczny p ada tym r a zem na „grób” i „ u m a rłe ” — i uściślijm y w k lam rach ich znaczenie. A więc poeta pisze jakoby o czasach, kiedy o nim zaczną mówić, „Że [jest] to tylko grób, co [ = który] chowa u m arłe [»niespełnione zam iary 1 nadzieje« — jak dopowiada nawiasowo Gomulicki, zgodnie z in te n c ja m i pozostałych in te rp re ta to ró w ]” .
P rzy takim rozum ieniu sensu tej p a rtii tek stu nasu w ają się jedn ako woż pow ażne w ątpliw ości.
N ajpierw — pom ijając już naw et niepokojącą okoliczność, skąd N or w id mógł wiedzieć aż tak dokładnie, że go nieżyczliwa opinia nazw ie w łaśnie „grobem ” — intrygow ać m usi fak t, dlaczego ta k o poecie „mówić zaczną” dopiero w przyszłości? Co więcej — przyszłości określonej dość n aw et dokładnie co do term in u a quo. Rów noległy bowiem stosunek pod rzędności zw rotów „I m y ś l ” w w. 9 oraz „A m ó w ” w w. 11 w odnie sieniu do zdania okolicznikowego czasow o-w arunkowego w w. 9 „gdy n aw et o m nie mówić zaczną” im plikuje równoczesność czynności w y szczególnionych w obu tych zw rotach. (Gomulicki rów nież zresztą stw ie r dza ową równoczesność, tylko w innym pow iązaniu składniow ym .) W r e zultacie więc stw ierdzenie: „gwiazda m a była rozpaczną” , zaw arte w zdaniu dopełnieniow ym zw iązanym stosunkiem podrzędności ze zw ro tem „A m ó w ” w w. 11, sform ułow ane w czasie przeszłym , wnosić po zwala, że m owa tu o chwili, kiedy poety nie będzie już w śród żyjących; „ b y ła ”, a więc już jej nie ma, wszak „gw iazda” — w ujęciu astrologicz n ym czy, jeśli kto woli: m etaforycznym , odpow iednik zdeterm inow anego fatalizm em losu — zarów no szczęśliwa, jak i nieszczęśliwa, świeci każ dem u niezm iennie do końca. Byłbyż więc to „grób” w grobie? A przecież nie od dziś wiadomo, że N orw id uskarżał się na złe języki trapiące go już za życia, i to zarów no przed, jak i po n apisaniu Trzech strofek, ale za to co do swej p ośm iertnej sław y poetyckiej nie m iał nigdy w ą tp li wości. Sam zresztą J. W. Gom ulicki ty le na tem at owego fatum , p rześla dującego N orw ida za życia, napisał w kom entarzach do innych utw orów
(.Pierwszy list, co mnie doszedł z Europy (DZ 2, 447); Obyczaje (DZ 2,
1 9 6 M A R IA N K W A Ś N Y
z łatw ością m ożna dotrzeć śladem odsyłacza zaw artego w łaśnie w obja śnieniu do w. 11 T rzech strofek, że słusznie zdum iew ać nas m oże niedo- strzeżenie przez ed y to ra pow ażnej sprzeczności pom iędzy znaczeniem przytoczonego zw ro tu a proponow aną przez siebie in te rp re ta c ją tej strofy.
I czem uż to w reszcie w w. 9 użył N orw id w y razu „ n a w e t” ? W ręcz przeciw nie — w łaśn ie raczej nieżyczliw ej poecie opinii należałoby tym bardziej przeciw staw ić arg u m e n t w postaci „gw iazdy rozpacznej” .
Zgodne rozum ienie sensu zaw artości w. 10 w e w szystkich trzech in te rp re ta c ja c h posiada w spólny m ianow nik w w e rsji tej zw rotki, jak ą zapoczątkow ał bodajże J a n L orentow icz w antologii Polska pieśń m iłos
na jeszcze z początkiem drugiego dziesięciolecia naszego w ieku 6, p rzejął
S tan isław C yw iński 7 i pow ielali późniejsi w y daw cy — z jed ny m chyba tylko w y jątk iem , Tadeusza P in ie g o 8; p od jął ją z kolei Ju liu sz W iktor G om ulicki w opracow anych p rzez siebie edytorsko w ydaniach p o p u lar n y c h 9, a w reszcie u trw a lił w Dziełach zebranych (1, 359) w n a stę p u ją cej postaci (w. 9— 12):
I m y ś l — gdy nawet o mnie m ówić zaczną, Że grób to tylko, co umarłe chowa —
A m ó w ... że gwiazda ma była rozpaczną, I — bywaj zdrowa...
A tym czasem w e rs ja o ry g in aln a tej zw rotki, niem al zgodna w au to grafie 10 i p ie rw o d ru k u 11 (brak tu tylko d w ukro pk a w w. 10), w ygląda nieco inaczej:
I m y ś l : gdy nawet o m nie m ówić zaczną; Że: grób to tylko, co umarłe, chowa; A m ó w... że gwiazda ma, była rozpaczną
I — bywaj zdrowa...
No cóż — rew e la c ji specjalnych n a pozór tu nie m a: słowa te same i w tym sam ym układzie, różnice są w idoczne tylko w obrębie in te r punkcji. N ie w szystko i w ty m zresztą zakresie rów nie ważne: tra fn ie G om ulicki w y tk n ą ł N orw idow i „w y jątk o w ą niekonsekw encję in te rp u n k c y jn ą ” i z n iejak ą słusznością pisze, że „u p raw n ia [ona] edytora do k ry tycznego sp ojrzenia n a a la rm y niedośw iadczonych badaczy, dom agają 6 J. L o r e n t o w i c z , P o ls k a pieśń m iłosna. B. m. [1913]. Wyd. 2: War szawa [1921].
7 C. N o r w i d , W y b ó r poezji. Opracował S. C y w i ń s k i . Kraków 1924, s. 102. BN I, 64.
8 C. N o r w i d , D zieła. Wydał, objaśnił i wstępem krytycznym poprzedził T. P i n i . Warszawa 1934, s. 81.
9 Zob. zestaw ienie w DZ 2, 26—29 (poz. 23, 26, 30, 33). 10 Bibl. Jagiellońska, rkps 7924 IV, k. 108.
N O R W ID — P O E T A ŻLE R O Z U M IA N Y 1 9 7
cych się zdecydow anego uszanow ania »indyw idualnej« i »przem yślanej« in te rp u n k c ji tego poety [...]” (DZ 1, 924 i 925) — jakkolw iek w y d a je się, że czyni on to o sta tn ie m etodą budzenia śpiącego, w yłożoną tak o b ra zowo na sam ym początku Norwidowego Milczenia.
A le in te rp u n k c ja n iekonsekw entna — to nie znaczy przecież: zupełnie zła. W ydaw cę obowiązuje w ty m zakresie bardzo ostrożna selekcja: trz e ba się dobrze zastanow ić nad tym , co tu m ożna opuścić, co zmienić, co przesunąć, a co wreszcie k o n i e c z n i e z o s t a w i ć n a d a w n y m m i e j s c u . Zważm y, że popraw ne rozczłonkow anie składniow e tek stu za pom ocą znaków in te rp u n k cy jn y c h — to e l e m e n t a r n y w a r u n e k w s z e l k i e j p o p r a w n e j i n t e r p r e t a c j i .
W naszym tekście idzie w łaściw ie o jeden tylko przecinek — „kom ę” , jak by się w yraził sam N orw id — po w yrazie „ u m a rłe ” w w ersie 10. U sunięcie go przez w ydaw ców nie było niczym uzasadnione, p rzy w ró cenie go zaś m a dla właściwego rozum ienia sensu tej zw rotki znaczenie
podstaw ow e.
W w ersie 10 bowiem pow staje teraz now a konstelacja składniow a: w y rażen ie „co u m a rłe ” staje się rów now ażnikiem zdania dopełnieniow e go (gdzie w y raz „ u m a rłe ” jest orzecznikiem), w trąconym do nadrzędnego d lań zdania dopełnieniow ego zaw artego w pozostałej reszcie w ersu (przy czym w y raz „g ró b” p rzejm u je tu fun k cję podm iotu), akcent logiczny spo czywa już teraz n a w yrażeniach: „to tylko, co u m arłe ” — i w rezu ltacie zryw a się w szelki związek m yślow y ze zdaniem okolicznikow ym czaso- w o-w arunkow ym z w ersu poprzedniego, bo trzeba by bardzo dużo dobrej woli, aby zaw artości w. 10 w dalszym ciągu przypisyw ać znaczenie su gerow ane w przedstaw ionych uprzednio trzech in terp retacjach . Dla za w artości tego w ersu poszukać trzeba innego pow iązania składniow ego i myślowego.
S tru k tu ra składniow a zaw artości treściow ej zw rotek 2 i 3 om aw ia nego u tw o ru niekoniecznie m usi być identyczna — ja k by p rag n ą ł Go m ulicki, uw y d atn iając n a jp ie rw rzecz dość dow olnym użyciem m y ślni ków w w. 5, 6 i 9, 10, a następn ie podając ją w kom entarzu do w ierzenia. W strofie 2 m ożna bowiem rów nie dobrze, a może naw et jeszcze lepiej, w. 5— 6 oraz 7— 8 trak to w ać jako dwie rów norzędne, p aralelne w ypo wiedzi (wszak na końcu w. 6 postaw ił N orw id średnik, nie dając kon sekw en tnie po „I n i e m y ś 1” w w. 5, jak rów nież i po „I n i e m ó w ” w w. 7, żadnego znaku), tyle tylko, że w w. 5 należałoby uznać istn ie nie sk ró tu myślowego: „I nie m y ś l [tak, w ten sposób], jak cię n a u czyli...” etc. Tak więc ukształtow anie składniow e zw rotki 3 m ożna tra k tow ać zupełnie autonom icznie.
W całym wyw odzie Gom ulickiego jedno tylko tw ierdzenie jest słusz ne, m ianowicie, że „o statn ia strofa Norwidowego w iersza jest [...]
zda-M A R IA N K W A Ś N Y
niem złożonym wieloczłonow ym , w k tó ry m zdania »I m yśl« oraz »A mów« są zdaniam i w spółrzędnym i Ale każde z tych dwóch zdań posiada ,w łasne zdanie podrzędne:
I m y ś l — [...]
Że grób to tylko, co umarłe, chowa; A m ó w... że gwiazda ma była rozpaczną...
N iew ątpliw ie w yrazem takiego w łaśnie pow iązania treści m iała być tu ta j o ry g in a ln a in te rp u n k c ja N orw ida w au to g rafie i pierw o d ruk u: śred n ik n a końcu w. 9, od cinający silnie zdanie „gdy n aw et o m nie mó wić zaczną” od zaw artości treściow ej w ersu następnego, oraz (już tylko w autografie) pow tórzenie d w u k ro p k a w w. 9 i 10, m ogące oznaczać łącz ność pom iędzy zdaniem poprzedzającym pierw szy z nich a zaw artością treśckrw ą w e rsu 10.
Po zerw aniu się pierw otnego zw iązku podrzędności m iędzy z aw arto ścią treściow ą w. 10 a zw rotem początkow ym w. 9 „I m y ś 1” , z rów no czesnym , b łędnym naw iązaniem takiegoż zw iązku m iędzy zaw artością treściow ą w. 10 a zdaniem okolicznikow ym czasow o-w arunkow ym w po zostałej części w. 9 — nie w iadom o ju ż było, co zrobić z owym „I m y ś l ” : stąd w łaśnie poszły różne p ró by in te rp re ta c ji tego nakazu.
W now ym więc układzie stw ierdzenie: „gdy n aw et o m nie mówić zaczną” przypuszcza ew entualność, że po p ro stu zacznie się mówić, roz m aw iać o poecie w obecności a d re sa tk i u tw o ru (przy czym — nauczony dotychczasow ym dośw iadczeniem — m iał on pow ażne powody, by po treści ty ch rozm ów nie spodziewać się dla siebie niczego dobrego) — o poecie, k tó ry opuszczając E uropę skazał się św iadom ie i dobrow olnie na zapom nienie. W p o stscrip tum do ostatniego, krótkiego listu pożegnal nego, pisanego jeszcze na sta ry m kontynencie, skierow anego do K on stancji G órskiej, czytam y bowiem:
proszę spalić w szystko, co im ię moje nosi, niech św iat zapomni o nim, kiedy tak się nie umie ze św iatem porozumieć. Wszak m ogę na to liczyć? Wszak to jedyna prośba, jaką zanoszę do P a n i? 12
W k ontekście tym w y raz „ n a w e t” w w. 9 zabarw ia ową ew entualność jako coś bardzo m ało praw dopodobnego; w agę tego w y razu u w y d a tn ił sil niej N orw id p rzestaw iając jego kolejność z w yrażeniem „o m n ie” i prze suw ając go n a pozycję przedśredniów kow ą jeszcze w autografie.
Ja k się już rzekło — rów noległy stosunek podrzędności zw rotów „I m y ś 1” w w. 9 oraz „A m ó w ” w w. 11 w odniesieniu do zdania oko- licznikow ego czasow o-w arunkow ego w w. 9: „gdy n a w e t o m nie mówić
12 List datowany przez Z. Przesm yckiego na koniec listopada 1852. C. N o r w i d , W szy stk ie pism a po dziś w całości lub fragm entach odszukane. Wydanie i nakład Z. P r z e s m y c k i e g o . T. 8. Warszawa 1937, s. 135.
N O R W ID — P O E T A ŻLE R O Z U M IA N Y 1 9 9
zaczną”, im plik u je równoczesność czynności wyszczególnionych w obu ty ch zw rotach, z ty m że spójnik „A” n a początku w. 11 pełn i bardzo w y razistą fun k cję przeciw staw ną (nie zaś łączną, jak su geruje Gomulicki), rozum ieć więc należy: „I m y ś l [co innego], A m ó w [co innego]” 13.
Szyk w yrazów w w. 9 i 10 podporządkow any jest z jednej stro n y re gu larn em u ukształtow aniu reto ry czn em u stro f 2 i 3, w yznaczonem u u ży ciem rozkaźników stale rozpoczynających w ersy nieparzyste: 5, 7, 9 i 11, z drugiej zaś — w ew n ętrzn ej organizacji rytm icznej obu ty ch wersów; w tym stanie rzeczy n ietru d n o w tej p a rtii tek stu o niezam ierzoną n a w et inw ersję. S tąd w łaśnie w skazany co dopiero ścisły związek rów - noczesności pom iędzy zw rotam i rozpoczynającym i w. 9 i 11 oraz zdaniem okolicznikow ym czasow o-w arunkow ym w pozostałej reszcie w. 9 upow aż nia do przyjęcia istn ien ia takiej in w e rs ji— i do odw rócenia jej w celu w łaściw ego zrozum ienia sensu tej p a rtii tekstu. Otóż rozum ieć należy: „I — gdy n aw et o m nie mówić zaczną — m y ś l , Że grób to tylko, co um arłe, chowa, A m ó w ...” etc.
W tej sy tu acji sens zaw artości treściow ej w. 10, podanej adresatce u tw o ru do m yślenia, staje się jednoznaczny: „grób to tylko, co um arłe, chow a” , lub, jeszcze prościej, i tu ta j rów nież bez inw ersji: „grób to tylko chowa, co u m a rłe ”, a więc p rzetrw ać poza grób m usi to w szystko, co ży we, trw ałe, nieśm iertelne. Toż to Norwidowa w ersja H oracjańskiego:
N o n om nis m o ria r m ultaque pars m ei v ita b it L ib itin a m [...]
(Carm. I I I 3 0 , w . 6 — 7 )
Tak więc ,,grób” w w. 10 nie jest b y najm niej m etaforą, zgodnie z w yjaśnionym tu już uprzednio znaczeniem zw rotu o „gwieździe roz- p aczn ej” w w ersie następnym .
Nie pierw szy to raz zresztą i nie o statn i mówi poeta o w ł a s n y m grobie czy też w ł a s n y m zgonie (obojętne n aw et czy bliskim , czy d alekim jeszcze, czy w znaczeniu w łaściwym , czy przenośnym , ale o w ł a s n y m ) w owym czasie. W ystarczy odczytać chociażby tylko
po-13 Jeśliby nawet, oczywiście bardzo ostrożnie, przyjąć, że początki w. 5, 7, 9 i 11 w przekazie Czaykowskiego nie uległy późniejszemu zniekształceniu i zwroty strofy 2: „I nie m ów ”, „Ani m yśl”, oraz strofy 3: „A m yśl”, „I m ów”, są tam w iernym odbiciem stanu pierwotnego, to widać najwyraźniej, że w za kresie użycia początkowych spójników poeta przeszedłby w ostatecznej redakcji od przeciwstawienia sobie strof 2 i 3 (i tak zresztą nadal pozostających w sto sunku przeciwstawności dzięki opozycji rozkaźników: przeczących w strofie 2 i twierdzących w 3) — w łaśnie do wyraźniejszego przeciwstawienia zawartości treściowej zdań zaczynających się zwrotami wyznaczającymi początki w. 9 i 11 w strofie 3.
200 M A R IA N K W A Ś N Y
bieżnie jego listy oraz zaw arte w nich u tw o ry poetyckie pisane tuż przed w yjazdem do A m eryki, ja k rów nież i te datow ane już z Nowego Jo rk u — aby się o ty m naocznie przekonać. Jego to przecież bowiem samego dotyczy zw rot: ,,A ty u m ieraj sam o tn ie” w w. 12 u tw o ru Na pokładzie
Marii-Stelli, rozpoczynającego list do A u g u sta Cieszkowskiego 14 z um iesz
czonym i n a o statn iej stronie słow am i dołączonym i do p rzesy łanej (czy odsyłanej) ad resatow i książki T. T. T rip p lin a Pan Z y g m u n t w Hiszpanii: „To nie do m nie — oddajcie kom u jeszcze żyjącem u — d ziękuję — ”, przy czym w szystko to w iąże się z dziejam i uczucia poety do M arii K a- le r g is 15. W liście do M ichaliny D z ie k o ń sk ie j16 z n a jd u jem y d w u k ro tn ą w zm iankę o w łasn y m grobie poety: „w ted y ja będę m iał grób ta k i pięk ny, zobaczy P a n i i na zakończenie raz jeszcze: „Zobaczy P ani, ja ki będę m iał g ró b ” . Toż w liście w ierszow anym do M arii Trębickiej 17 (w. 8— 10):
O! w ierz mi, Pani, Że dla zabawki nie szuka się grobu Na półokręgu przeciwległym globu.
W liście do tejże a d re sa tk i 18, k tó ry zdaniem J. W. Gom ulickiego jest „ reakcją e p isto la rn ą ” n a „jakieś słow a w ypow iedziane przez nią [tj. M arię K alergis] n a tem a t jej nieszczęśliw ego a d o ra to ra ” (DZ 2, 451), za czym m iała pójść „re a k c ja p o ety c k a ” w łaśnie w p ostaci Trzech stro
f e k — rzecz została w yrażo n a w rów nie pięknej co p rze jrz y ste j p a
raboli:
Przebacz mi Pani, że śm iałem się oprzeć o ramię Pani na chwilę jedną — człowiek upadający z w ieży gdyby obłamał gałązkę topoli zielonej, drzewko niem e przebaczyłoby m u tę niedelikatność... chwilową... i ocieniło grób... Natura jest tak grzeczna...
I nieco dalej w obszernym postscriptum do tegoż listu czytam y: U m ierałem już — rozsądkiem — zapomnieniem, a najwięcej znużeniem — ostatnim, i spokojnie mi było.
W w ierszu wreszcie pt. Rzeczyw istość i marzenia (!), skierow anym do Deotym y, a rozpoczynającym list ad reso w any znowuż do M arii T rębic kiej 19, zn a jd u jem y d w u k ro tn e stw ierdzenie (w. 15, 63):
Ja m oże umrę tu — od was daleko A ja tu umrę m oże jeszcze pierwej
14 List z datą stempla pocztowego: 23 VIII 52. N o r w i d , W szystkie pisma..., t. 8, s. 127— 128.
15 Skom plikow any ten splot w yjaśnia wydaw ca w DZ 2, 425—427.
16 List z datą stempla pocztowego: 19 IX 52. N o r w i d , W szystkie pisma..., t. 8, s. 133.
17 List z datą: N ew York, 10 IV 1853. Jw., s. 138. 18 List nie datowany. Jw., s. 145.
N O R W ID — P O E T A 2 L E R O Z U M IA N Y 2 0 1 Szczególniejszej w ym ow y nab iera m otyw w łasnego grobu czy zgonu w utw orze skierow anym bezpośrednio do nie odw zajem niającej uczuć ad resatk i: w łaśnie w Trzech strofkach. I znowuż nie po raz pierw szy ani o sta tn i czyni to N orw id w tym utw orze. Zrobi to znacznie już w cześniej, bo w Pamiątce zwróconej do byłej swej narzeczonej, K am ili (zob. DZ 1, 17; 2, 328), w k tó ry m to w ierszu J. W. G om ulicki — dostrze gając ty lko pow ierzchow ną i mało isto tn ą zbieżność frazeologiczną z Trzem a stro fka m i w postaci zw rotów „byw aj zdrow a” i „bądź zdro w a ” (DZ 2, 453) — najopaczniej pojm uje sens zw rotki 1 (to jeszcze jeden przy k ład „ in te rp re ta c ji” m yśli N orw ida — poety źle rozum ianego!), tłu macząc „p łatn e serca dzw onów ” jako „tow arzyszące [...] dzw onieniem opłaconem u w kościele obrzędow i zaślubin” (DZ 2, 332), podczas gdy idzie tu w łaśnie o dzw ony pogrzebowe! I jeszcze raz postąpi ta k poeta — już po Trzech strofkach — w w ierszow anym liście do T rę b ic k ie j20, pisanym po odrzuceniu przez nią jego oświadczyn, zaczynającym się sło wam i:
Smutną zaśpiewam pieśń — nie w odpowiedzi, Bo odpowiedzi nie chcesz — pieśń, tak sobie!... Że m i położysz s ł o w a t r z y na grobie, Które Cię dojdą kiedyś od gawiedzi,
Jeśli od ludzi nie dojdą poczciwych! — ...
— z tym , że i w yraz „grobow iec” pojaw i się pod koniec utw oru, w w ersach 52 i 56 21.
I znowu na tym m iejscu, jak poprzednio w w ypadku niew łaściw ego rozum ienia sensu „gw iazdy rozpacznej”, może nas słusznie zdum iew ać fak t, że w ydaw ca Dzieł zebranych, k tó ry zw raca uw agę w sw ych obja śnieniach do utw orów N orw ida n a błahe niejed no krotn ie zbieżności fra zeologiczne, nie dostrzegł na tle przytoczonego wyżej ko ntekstu episto-20 List datowany przez Gomulickiego na koniec listopada lub grudzień 1856 (DZ 2, 102—103). N o r w i d , W szystkie pisma..., t. 8, s. 145—147.
21 Rzecz interesująca, że ten nieszkodliwy — można by nawet rzec: n iew in ny — szantaż w stosunku do nieczułej kochanki uprawiali również nasi trzej w ielcy romantycy, którzy zresztą dość chętnie, przynajmniej w poezji, oglądali w łasny grób — i Norwid jest w tym wypadku tylko kontynuatorem bogatej już tradycji. M ickiewicz rozpocznie rzecz dyskretnie w strofie obejmującej w . 33—36 utworu D o M*** („Precz z moich oczu!...”), by wkrótce dojść do stra szenia ukochanej własnym upiorem (Upiór, w. 38 п., a szczególniej w. 83—92), bliskim krewnym upiorów balladowych, powracających z zaświatów w celu po rywania niewiernych kochanek lub żon; Słowacki uczyni to już znacznie sub telniej w w ierszu w pisanym W sztam buchu M a r ii W o d z iń s k ie j; u Krasińskiego zaś rzecz w eszła po prostu w nieznośną manierę, piętnującą wszystkie niem al jego erotyki, przy czym z utworem jego Zaw sze i wszędzie z r. 1840 uderzające podo bieństwo wykazują w łaśnie T rz y s tro fk i Norwida.
202 M A R IA N K W A Ś N Y
larno-poetyckiego — właściw ego znaczenia w y razu „g ró b” w w. 10
Trzech strofekl
Tak więc wciąż jeszcze w przy p ad k u om aw ianego u tw o ru daje znać o sobie trw ają ca ju ż z g ó rą pół w ieku — by rzec słow am i samego N or w ida —
Głuchota —
Gdy słowo słyszysz — ale ginie k o m a...
Dosłownie! T rzeba tę „kom ę” koniecznie do tek stu w. 10 p rzyw ró cić, z zachow aniem oczywiście i śred n ika na końcu tegoż w ersu, dla jednoznacznego zaś zd eterm in o w ania sensu zdania w w. 9: „gdy naw et o m nie m ówić zaczną” — ująć je o b ustro n n ie w m yślniki.
A sw oją drogą — n aw et i p rzy w adliw ej in te rp u n k c ji — popraw ne o dczytanie sensu w. 9 i 10 nie pow inno nastręczać większych trudności Nie należy tu ta j m oże przyw iązyw ać zb y t w ielkiej w agi do fak tu , że P in i w swoim jednotom ow cu zachow ał ów arcyw ażny dla zrozum ienia sensu w. 10 przecinek: p rzed ru k o w ał tak po p ro stu m echanicznie za edycją Pism zebranych N orw ida w opracow aniu Przesm yckiego. Ale zna m ienną w ym ow ę może mieć tu ta j in n y fak t: jakiś bezim ienny czytelnik w prow adził ów b ra k u ją c y m u najw idoczniej przecinek ołów kiem do tek stu Trzech strofek w egzem plarzu Polskiej pieśni miłosnej znajdującym się w zbiorach B iblioteki Jag iellońskiej 22, a stanow iącym drugie z kolei w ydanie tej w łaśnie antologii L orentow icza, od k tó re j w ydania p ierw szego zaczęło się tak szkodliw e w sk u tk ach opuszczanie owego przecinka. K raków , kw iecień 1967