Artur Hutnikiewicz
"Fryderyk Nietzsche w
piśmiennictwie polskim lat
1890-1914", Tomasz Weiss,
Wrocław-Kraków 1961, Zakład
Narodowy imienia Ossolińskich,
Wydawnictwo Polskiej Akademii
Nauk.... : [recenzja]
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 53/4, 641-649
balladowych oraz z rozumienia istoty epiki w ynika, iż w balladzie, w odróżnie niu od utworu lirycznego, nie sytuacja jest pretekstem do zaprezentow ania treści em ocjonalnych ani też sytuacja nie bywa w yłącznie jak gdyby środkiem pomoc niczym do w ydobycia odpowiedniego nastroju, lecz sytuacja (cykl zdarzeniowy) posiada konstrukcję stwarzającą w arunki do zaistnienia odpowiedniego nastroju w zględnie do ukształtow ania określonego system u ocen. Ballada jest epicka, gdyż wychodzi od zdarzenia, a jej ew entualna liryczność jest następstw em samej struktury zdarzenia. Innym i słow am i — w balladzie epickość jest przyczyną, a liryczność skutkiem . Stąd też ballada opiera się zdecydowanie na technice epic kiej, jednakże z uw agi na em ocjonalne w alory prezentowanego zdarzenia bardzo chętnie posługuje się metodam i w łaściw ym i liryce, rów nież w zakresie form w ier szowych.
Najbardziej chyba dyskusyjna w ogóle jest sprawa dram atyczności ballady. K onfliktow ość w kom pozycji oraz dialogowość formy podawczej naturalnie nie w yczerpuje zagadnienia choćby dlatego, że ujęcia te (celowo prym ityw izując sprawę) nie są bynajm niej specyficzne w yłącznie dla dramatu. Chyba że terminu „dram atyczność” będziem y u żyw ali w znaczeniu czysto konwencjonalnym , bez wyraźnego nacechowania rodzajowego.
A nalitycznie przedstawiona historia ballady w Polsce jest zarysem wzorowym . U szeregow anie faktów literackich rządzi się nie samą m echaniką chronologii, lecz praw em w yrazistego sproblem atyzowania, zasadą narastania form arty stycznych i m etod kompozycyjnych. Imponujący zestaw antologiczny, piękne św iadectw o erudycji i pracowitości, to nie tylko ciekawy m ateriał lekturowy, ale i corpus przydatne do studiów. Co do niektórych utw orów można się wprawdzie spierać, czy słusznie uznane zostały za ballady (np. Żołnierz polski B roniew skiego); jednakże autor antologii m ógłby bez trudu odeprzeć ten ew entualny zarzut przytoczeniem dających się wskazać cech balladowych.
Ś w iat polonistyczny przyjm ie z w dzięcznością Balladę polską w opracowa niu Czesława Zgorzelskiego.
Jan Trzynadlow ski
T o m a s z W e i s s , FRYDERYK NIETZSCHE W PIŚMIENNICTWIE POL SKIM LAT 1890— 1914. W rocław—K raków 1961. Zakład N arodowy im ienia Ossolińskich, W ydawnictw o Polskiej Akadem ii Nauk, s. 100, 2 nlb. Polska A ka demia Nauk. Oddział w K rakowie. Prace K om isji H istorycznoliterackiej. Nr 4.
Badanie zw iązków literatury z dziejam i i prądami m yśli filozoficznej należy n iew ątpliw ie do przedsięw zięć naukowych niesłychanie interesujących i atrak cyjnych, co w ięcej, jest, dla pew nych zwłaszcza epok, postulatem badawczym w prost oczyw istym i pierwszorzędnego znaczenia. B yw ają okresy w historii literatury, w których owe powiązania są tak ścisłe i organiczne, ciśnienie p ew nych abstrakcyjnych koncepcji intelektualnych tak silne i nieodparte, że n ie podobna po prostu zrozumieć pew nych zjaw isk literackich i klim atu duchowego epoki bez odwołania się do owej filozoficznej nadbudowy. Przełom w. X IX i X X może być tu przykładem w yjątkow o pouczającym, prawie klasycznym , ponieważ tak filozofię, jak literaturę okresu w równej mierze animują ten sam w ielk i n ie pokój i ta sama świadom ość załamania się w artości uchodzących dotąd za n ie w zruszone i w ynikająca w reszcie z tego duchowego i społecznego zamętu ten dencja z jednej strony do bezwzględnej i bezkom promisowej w alk i z istn ieją
-суш układem rzeczy, który w ydaw ał się nie do przyjęcia, z drugiej zaś — do in tensyw nego szukania jakichś dróg w yjścia z sytuacji, odczuwanej powszechnie jako stan totalnego bankructwa i zagrożenia. N iechęć do rozwiązań społecznie i politycznie radykalnych, zupełnie zrozumiała u twórców, których gen ealo gia socjalna w iązała na ogół jak najściślej z owym św iatem przez nich sam ych skazyw anym na potępienie, skłaniała do szukania rem ediów w koncepcjach i pom ysłach najzupełniej niekiedy oderwanych od rzeczyw istości życia. W ten spo sób m yśl filozoficzna, jeśli tylko w ew nętrznie dostrojona była do ogólnego tonu i atm osfery czasów, zyskiw ała w yjątkow y w p ływ na um ysłow ość generacji. Gdy w szystk o zdawało się zawodzić, głośni i atrakcyjni filozofow ie epoki staw ali się rew elatoram i i nadzieją pokolenia.
Sprzyjał pogłębieniu tych zw iązków i oddziaływań nowy typ i styl filozofo w ania, jaki rozpowszechnił się szczególnie pod koniec ubiegłego stulecia. Nie w iele m iał on w spólnego z rygoryzmem intelektualnym filozofii akademickiej, b yw ał częściej grą w yobraźni i poezją niż ścisłym i system atycznym rozumo waniem . Schopenhauera można było czytać niem al jak dzieło literatury, dla estetycznej przyjem ności i dla zawartego w nim ładunku piękna. Filozofia tego rodzaju, bagatelizowana na ogół przez uniw ersyteckich profesjonalistów, podana w literacko ujm ującej form ie przestawała być domeną zam kniętą, zarezerwowaną w yłącznie dla fachow ców , staw ała się popularna w dosłow nym znaczeniu. P o pularyzacji sprzyjało czasopiśm iennictwo, dzienniki, tak znam ienne dla czasów dem okratyzowania się ośw iaty i kultury upowszechniające broszurki. Filozofia rozm ieniona na drobne, podawana w dziennikarskich pigułkach, w ekstraktach, w streszczeniach i w yciągach, dostąpiła zaszczytu niesłychanej w ziętości, ale też i narażona była na interpretacje zgoła przez jej tw órców nie przewidziane. Tak w ięc um ysłowość epoki nasycała się w rozległym zakresie surogatam i filozoficz nego m yślenia. Moda i snobizm stw arzały pesym istów , co nie przeczytali nigdy ani jednej stronicy Schopenhauera, i nietzscheanistów , którzy znali sw ego m i strza i proroka z gazeciarskich elaboratów. Na w yższych kondygnacjach kultury k ontakty te realizow ały się już oczyw iście w form ie bezpośredniej, przez samo dzieło. D otyczy to przede w szystkim literatury, która coraz częściej staje się dla m yśli filozoficznej transm isją w życie.
Sprawy te nie b yły dotąd bliżej i głębiej badane, a w ydaje się, że trzy co najm niej nazw iska z przełomu dwu stuleci zasługiw ałyby na osobne książki, które by określiły ich udział i znaczenie w form owaniu św iadom ości i kultury um y słow ej epoki: Schopenhauer, Nietzsche i Bergson.
Jest rzeczą zrozumiałą w św ietle tych uwag, że czytelnik biorący do ręki książkę Tomasza W eissa o N ietzschem w piśm ienictw ie polskim sprzed pierw szej w ojny usposobiony jest już z góry niejako w zględem autora jak najżyczli- w iej. Książka o tym tytule była potrzebna i w łaściw ie każdy zajmujący się z profesji literaturą polską ostatniego stulecia czekał na nią od dawna.
Z ow ych trzech m yślicieli, których udział w kształtow aniu fizjonom ii okresu był szczególnie w ydatny, N ietzsche jest postacią na pewno najciekawszą, ale jednocześnie najbardziej kontrowersyjną. A daptow any w w iele lat po śm ierci przez ideologów i teoretyków faszyzm u znalazł się w sytuacji, w której cień w ielkich zbrodni politycznych naszego w ieku pada na całą jego postać i dzieło. Po okresie entuzjastycznego uw ielbienia przyszedł dla N ietzschego czas n ie chętnych podejrzeń i na apriorycznym raczej uprzedzeniu niż na gruntownym ro zeznaniu opartej dezaprobaty. W podręcznikowych inform acjach, w publicystyce obiegow ej przypisuje mu się rolę duchowego inspiratora i poprzednika prym i ty w n ej i brutalnej ideologii gwałtu, bezprawia i zoologicznego nacjonalizm u.
A le sąd taki i ocena, niesłychanie — powiedzm y z góry — upraszczające i ba- nalizujące istotę fenom enu, zupełnie nie tłumaczą niebywałej fascynacji, jaką wzbudzał ongiś twórca Z aratu stry wśród elity intelektualnej i artystycznej sw o jego czasu. Jak to się stało, że filozofia stojąca jakoby u początku najbardziej antyhum anistycznych koncepcji polityczno-społecznych, jakie w yobrazić sobie można, niejako im plicite je w sobie jakoby zawierająca, zdołała owładnąć w y obraźnią pokolenia, pociągnąć ku sobie najbardziej subtelne um ysły ludzi nauki i artystów? Czyżby nie potrafili jej odczytać i trzeba było dopiero aż H itlera i Rosenberga, żeby ją w łaściw ie zrozumieć? Jakim sposobem dzieła tego g ło si ciela przem ocy zdołały pozyskać tak w w iększości w ypadków przychylny prze cież rezonans w społeczeństw ie dostatecznie uczulonym na w szelkiego rodzaju eksterm inacyjne szowinizm y junkiersko-pruskiego nacjonalizmu? Skąd owe trzy w znow ienia na przestrzeni lat ledw ie kilku na rynku czytelniczym do lektury dzieł filozoficznych nie tak bardzo znowuż pochopnym i przysposobionym? Są to k w estie zasadnicze dla zrozum ienia w ielu przejawów kultury i literatury n a szej doby stosunkowo niedawnej.
Książka W eissa w yjaśnia te sprawy tylko cząstkowo. Założenia jej i cele są w łaściw ie m inim alistyczne i autor się w cale z tym nie kryje. Rozprawa chce być jed ynie inform acją, uprzątnięciem i przygotowaniem terenu. Wyłącza św ia domie z zasięgu obserwacji literaturę piękną, skupiając się na wypow iedziach krytycznych, naukowych i publicystycznych. Chce unikać z zasady interpre tacji i w yraźnych sądów oceniających, aczkolwiek nie zawsze udaje się autorowi w ytrw ać w owej pozycji nie zaangażowanego jedynie informatora. W olelibyśm y zapew ne otrzymać książkę, która by sprawę nietzscheanizm u w literaturze p ol skiej „załatw iała” niejako „d efinityw nie”, ale nie podobna m ieć pretensji do autora o to, czego dać nie zam ierzał i czego być może zrobić naw et nie mógł, w ażąc się na przedsięwzięcie, którego nikt w łaściw ie przed nim nie podejmował. Nie pozostaje zatem nic innego, jak zgodzić się na tę ograniczoność celów i przyj rzeć się bliżej tem u, co autor dał w w yznaczonym sobie zakresie i jak to zrobił. Po określeniu i uzasadnieniu ram chronologicznych rozprawy dał w ięc n aj pierw k rótki przegląd pierw szych prac, wprowadzających Nietzschego w krąg kultury polskiej. Należą tu zarówno książki i studia tłumaczone: Brandesa, H ans- sona, R iehla, V aihingera, Lichtenbergera, jak oryginalne: Przew óskiej, D aszyń skiej, Feldm ana, K urnatowskiego, Spasowskiego, Rzym owskiego, Szumana. Z kolei zajął się autor przeciwnikam i filozofa. Charakterystyczne, że rekrutow ali się oni przew ażnie z kół politycznej i społecznej konserw y oraz sfer klerykalnych i że ich głów ną baza była pozytyw istyczna Warszawa. N ależeli tu przede w szy stkim osław ien i pogromcy dekadencji i modernizmu jak najopaczniej uznający N ietzschego za patrona schyłkowców : Jeske-Choiński, Gostomski, Struve, K oz łow ski, Krzym uska i niektórzy pom niejsi. Osobny rozdział poświęcony został S tan isław ow i Przybyszew skiem u ze względu na jego zupełnie odrębną od ogól nie p rzyjętej interpretację nietzscheanizm u i z uwagi na przesunięcie centrum zainteresow ania z ideologii na psychologię i estetykę, w czym m iał zresztą Przy b yszew sk i znakom itego poplecznika w Ignacym M atuszewskim . Rozdział V, najob szerniejszy w rozprawie, zajął się polskim i w yznaw cam i i entuzjastam i N ietzschego, przy czym , zgodnie z w stępnym założeniem , autor uwzględnił w owym prze glądzie tych jedynie przedstaw icieli piśm iennictw a pięknego, którzy w ypow iadali się na tem at N ietzschego w form ie publicystycznej. Centralne postacie tego roz działu to Berent i Brzozowski oraz jedyny bodaj w Polsce istotnie „prefaszyzu- jący” interpretator N ietzschego — S tan isław Pieńkowski. Rozdział VI przyniósł krótkie podsum owanie i rzut oka na zaw iłe losy pośm iertne filozofii N ietzschego,
na ów spór w okół niego, dziś jeszcze żyw y i nie w ygasły. Obfita, prawie arkusz druku zajmująca bibliografia przekładów dzieł N ietzschego oraz prac o nim kry tycznych, polskich i obcych, w yzyskanych w rozprawie, stanow i istotne i cenne uzupełnienie książki.
Jakież są pozytyw ne ustalenia rozprawy W eissa, pomocne historykow i lite ratury polskiej tam tych czasów? Otóż na poczet zysków należałoby przede w szystkim zapisać staranne na ogół zestaw ienie oraz zreferow anie n ajw ażn iej szych pozycji krytycznych, jakie ukazały się w Polsce o N ietzschem w okresie jego najżywszej aktualności i działania. Chciałoby się naw et powiedzieć, że bibliograficzne zestaw ienie polskich nietzscheanów jest może naw et trw alszej w artości, niż tek st referujący rozprawy, który jak każdy w ykład naukowy, może być przedm iotem dyskusji.
Nie brak też w studium W eissa osiągnięć istotniejszych, m erytorycznych. A czkolw iek autor w interpretacje zasadniczo w daw ać się nie zamierzał, to prze cież nawet ów referująco-inform acyjny skrót dziejów recepcji filozofa rzuca pew ne rozjaśniające św iatło na tajem nicę jego szczególnego uroku dla um ysło- w ości pokolenia z przełomu w ieków . Z rozprawy w ynika na j oczy w iście j, że filo zofia Nietzschego, którą tak ciężko obarczyły jej nieoczekiw ane perypetie po- zgonne, była najzupełniej inaczej odczytyw ana, odczuwana i rozumiana przez generację moderny. N ietzsche pociągnął przede w szystkim sw oim burzycielskim rozmachem. Był pogromcą swojej epoki, jej krytykiem najbardziej bezw zględnym i bezkom prom isowym , a to w łaśnie odpowiadało ogólnemu poczuciu totalnego za łam ania się społecznego i m oralnego porządku, stworzonego przez m ieszczański w iek XIX. Wbrew temu, co m niem ali o N ietzschem jego ów cześni przeciwnicy, bardziej św iadom i istotnego stanu rzeczy interpretatorzy nietzscheanizm u n ig dy go nie kojarzyli z dekadencją, z rozkładowym i nastrojam i schyłkow ej re zygnacji i pesymizmu. N ietzsche, który w yszedł z Schopenhauera, ale u siłow ał go przezw yciężyć, uchodził dla w iększości w spółczesnych za głosiciela nadziei i twórczego optymizmu. Jego koncepcja nadczłowieka odczuwana była od po czątku jako nierealne, poetyckie marzenie, ale zachow yw ała niesłabnący urok jako idealny sym bol najw yższych i najpiękniejszych aspiracji. Nie znaczy to, by w yzn aw cy N ietzschego nie zdaw ali sobie już w ów czas sprawy z pew nych n iepo kojących m ożliwości interpretacyjnych, tkw iących w tej doktrynie, z jej sw oistej podatności na prostackie, a społecznie niebezpieczne zabiegi adaptacyjne, ale przyczyn m ożliwości tego rodzaju dopatrywano się nie ty le w intencjonalnych założeniach tej filozofii, ile w jej m yślow ym niedopracowaniu, fragm entarycz ności, aforystyczności, w jej w ew nętrznych niekonsekw encjach i sprzecznościach, tak charakterystycznych dla „filozofa”, co filozofem był poniekąd z am ator- stwa, będąc n iew ątpliw ie autentycznym poetą, i któremu przedwczesny, tragiczny koniec nie pozwolił dociągnąć m yśli do poziomu absolutnej jasności i w ew n ętrz nej zgody. Charakterystyczne, że mimo w szelkich zastrzeżeń zdobywali się prze cież w zględem N ietzschego i na słow a aprobaty ludzie polskiej lew icy i p o stępu, N ałkow ski, Krzywicki, a Brzozowski, którego stosunek do autora Z a ra t u s t r y przeszedł ciekawą ew olucję, zachował przecież do końca uznanie dla jego filozofii zaangażowania. Rozprawa uw ydatniła też charakterystyczną lin ię po działu, w yrażającą się i w tym , że polscy przeciwnicy N ietzschego b yw ali na ogół w swoich sądach i ocenach o całą klasę niżsi od jego w yzn aw ców i apolo getów .
O siągnięciem książki w ydają się rów nież uw agi pośw ięcone Przybyszew skiem u. W ynika z nich niedwuznacznie, że Przybyszew ski, interesując się N ietzschem n iem al od pierwocin swej twórczości, nietzscheanistą de facto nigdy w łaściw ie
ani przez m oment nie był, brał z Nietzschego, co mu było przydatne, i snuł na tej kanw ie w ątek w łasnych m yśli. W N ietzschem interesow ał go więcej fe nomen psychologiczny i artysta niż ideolog i m yśliciel, w idział w nim sojusznika w w alce z realizm em i naturalizm em literackim , z owym, w edług osobliwej nom enklatury Przybyszew skiego, „bezdrożem duszy” i sztuki, zachwycał się stylem i językiem N ietzschego, doszukiwał, podobnie jak później M atuszewski, pokrew ieństw m iędzy Überm ensch’em a Królem Duchem. W swym sceptycyzm ie w zględem N ietzschego-filozofa nie był Przybyszew ski zresztą tak bardzo odo sobniony, ponieważ już w ów czas filozoficzne i życiowe znaczenie autora Poza dobrem i złem w ydaw ało się w ielu dość problem atyczne, gdy znaczenie literac kie uchodziło na ogół za bezsporne.
N ietzschego zw ykło się kojarzyć z m odernistyczną dekadencją. Tymczasem w św ietle przekonyw ających spostrzeżeń W eissa rzecz w ydaje się przedstawiać trochę inaczej. Okazuje się m ianowicie, że m łodopolski Kraków najm niej urze czony był osobowością głośnego sam otnika z Maria Sils, że o w iele żyw iej zaj m owano się nim w e Lw ow ie, w Poznaniu, a przede w szystkim w Warszawie. O dczytyw ano go w ięc po w iększej części w cale nie po „krakowsku”, młodopolsku, w yd aw ał się zaprzeczeniem w szelkich nirwanicznych w estchnień i spleen’ô w, a w yjątk ow o aktyw ny w jego recepcji udział Warszawy dowodził najoczyw iściej, że zjaw isko traktow ano bez literackiej afektacji minoderii, że po prostu sta rano się być „na poziom ie”, dotrzymać kroku Europie, gdzie Nietzsche był no w alią intelektualną pierwszej jakości.
Przy w szystk ich zaletach pracy Weissa nasuwa ona przecież i niejakie za strzeżenia. Odpadają oczywiście pretensje o m inimalizm celów jako bezprzed m iotowe. W olelibyśm y zapewne otrzymać w ięcej, ale niepodobna owego w ła - snow olnego ograniczenia poczytyw ać autorowi za błąd. Niem niej jednak i w przy jętych granicach można było chyba niejedno w ykonać lepiej. Streszczenia refe rujące w ypow iedzi o N ietzschem byw ają niekiedy tak zdawkow e i ogólnikowe, że gdyby ktoś zam ierzał problem atykę rozprawy Weissa o krok naprzód po sunąć, czego sam autor przecie się domaga i co sugeruje jako program na przy szłość, i przyjąć książkę za swą bazę w yjściow ą, to na owych relacjach oprzeć by się nie mógł i m usiałby w łaściw ie całą tę robotę raz jeszcze na w łasną rękę w ykonać. N iedosyt w tym zakresie pogłębiają na domiar rzeczy niekonsekw encje m etodologiczne autora. Weiss chciał pierwotnie tylko informować, ale niepo dobna mu było powstrzym ać się od ocen i szczątkowej choćby interpretacji, skoro przedm iot rozprawy jest tak bardzo kontrow ersyjny i to, co o nim napisa no, zachęca do sporu lub dyskusji. Minim alizm zamierzeń poznawczych i badaw czych nie dał się zatem bezw zględnie utrzym ać przy tem acie tego rodzaju, kro jono tu zbyt skrom nie i ciasno od początku i ostatecznie trzeba było trochę w yjść za granice, jakie się zakreśliło pierwotnie. Skoro jednakże zdecydowano się na osądzanie i w artościow anie, to należało być przygotowanym na ew entu alność bardzo przecież prawdopodobną, że czytelnik zażąda dowodów sprawy. W ynikające stąd rozterka i rozdw ojenie m iędzy w łasnow olnie narzuconym sobie ograniczeniem a świadom ością, że niepodobna utrzymać się w pozycji obiektyw nego jedynie sprawozdawcy, sprowadziły w rezultacie znowuż zbyt znaczną n ie k ied y powierzchow ność, a zatem niezbyt w ielką siłę dowodową orzeczeń. Ope ruje się w łaściw ie w tej książce aprobującymi lub deprecjonującymi słówkam i, ale bez uzasadnień, arbitralnie, na dobrą wiarę autora. Zajmując stanow isko w obec rozpatrywanych m ateriałów, W eiss chcąc nie chcąc w artościuje, przy znaje racje lub odmawia, ale na jakiej zasadzie opiera owe w yroki, tego w ła
ściw ie książka nie w yjaśnia. Autor referuje i opiniuje, przesłanki zaś opinii za chowuje dla siebie.
Wydaje się, że ta istotna słabość, powiedzm y nawet: powierzchow ność, aż do przesady doprowadzona skrótowość w ykładu, w ynika z innej, dość zasadniczej w naszym rozumieniu niezręczności m etodologicznej, a m ianow icie z zupełnego w yelim inow ania z dyskusji głosu osoby pierwszej w tym dialogu, głosu sam ego filo zofa. Dyskutuje się tu od pierwszej do ostatniej stronicy o poglądach ludzkich na pewien przedmiot, a nigdy w łaściw ie nie odwołuje się to studium bezpośred nio do owego przedmiotu, do sam ych źródeł, choćby dla konfrontacji, dla ek s- plikacji i egzem plifikacji, dla uzasadnienia stanow iska w łasnego, dla u w yd atn ie nia przez zestaw ienie słuszności czy bezzasadności czyichś twierdzeń. Książka poświęcona N ietzschem u ani razu nie przem awia do czytelnika głosem samego m yśliciela. A jak konfrontacja byłaby tu przydatna, tego przykładem mogłaby być choćby sprawa owej zagadkowej „zmowy m ilczenia”, jaka na ogół panuje w an a lizowanym przez W eissa m ateriale krytycznym na tem at rzekom ych czy rzeczyw istych powiązań N ietzschego z nacjonalistycznym obłędem w spółczesnych mu ideologów pangermanizmu, poprzedników przecież jego dw udziestow iecznych pogrobowców. Jeśli w ówczesnej publicystyce krytycznej tak w łaśn ie odczytuje się niekiedy N ietz schego, to są to interpretacje raczej dość rzadkie i nie bardzo wiadomo, czy su gestie tego rodzaju w yn ik ały ze szczególnej przenikliw ości k rytyków Nietzschego, czy z polem icznej dem agogii tego sam ego autoramentu, co „dyskredytow anie” filozofa tragicznym om rokiem jego ostatnich lat życia. W istocie trudno by w oparciu o teksty w yprow adzić bezpośrednią lin ię w iodącą od Nietzschego do hitleryzm u, i cały ów los pośm iertny filozofa w ydaje się być jednym z n aj w iększych w dziejach kultury ostatniego stulecia nadużyć i m istyfikacji. Fana tyczny frankofil, przekonany najgłębiej, że „artysta nie ma w Europie ojczyzny poza Paryżem ”, żyw iołow o i m anifestacyjnie nie cierpiał N iem ców. Wszak to on pisał w Ecce h o m o : „wierzę tylko w w ykształcenie francuskie i uważam w szy stko, co poza tym w Europie zw ie się »wykształceniem «, za nieporozumienie, nie m ówiąc o w ykształceniu niem ieckim ”. „Niem cy n i e s ą z d o l n i do żadnego pojęcia w ielk ości” *. W poezji nie stw orzyli oni nic, co można by porównać z Szekspirem. W szystko, co w m uzyce niem ieckiej ma jakąś w artość i znaczenie, to twór w łaściw ie zasym ilowanych obcokrajowców, Słow ian, Włochów, H olen drów, Żydów lub N iem ców starego typu, należącego już do bezpowrotnej prze szłości, jak Bach lub Händel. A ponad całą muzyką św iatow ą jest — Chopin. Naród pozbawiony geniusza i w yraźnej fizjonom ii duchowej sztucznie usiłuje siebie określić przez rozpalanie szowinizm ów. Stąd to w ieczne w Niem czech pytanie: „co jest niem ieckie?”, to w yw yższanie Germ anów jako tw órców kultury, to śm ieszne aż do absurdu Deutschland über alles, gdy w istocie „ w s z y s t k i e w i e l k i e z b r o d n i e k u l t u r a l n e c z t e r e c h s t u l e c i m a j ą n a s u m i e n i u ! ”, a przede w szystk im „tę n a j b a r d z i e j p r z e c i w n ą k u l t u r z e chorobę i niedorzeczność, jaka istnieje, n a c j o n a l i z m , tę n é v r o s e n a t i o n a l e , na którą Europa choruje [...]” 2.
W książce W eissa niedostatecznie w ydaje się być uwzględniony aspekt h i storyczny zjawiska, a to nie pozwala w ym ierzyć i określić jego w łaściw ej roli i znaczenia w danym kulturalnym kontekście. Trudno też w łaściw ie w yw niosk o w ać z tej książki, czy jej autor ma jakiś w łasny, oparty na sam odzielnym prze
1 F. N i e t z s c h e , Dzieła. [Suplement:] Ecce homo. Jak się sta je — k im się jest. Przełożył L. S t a f f . W arszawa 1909, s. 33, 35.
traw ieniu N ietzschego sąd o jego dziele. Nie ulega natom iast w ątpliw ości, że jest pod w yraźną sugestią interpretatorów w spółczesnych, dopatrujących się w N ietzschem poprzednika faszyzm u. Tym czasem niczego się nie wytłum aczy, jeśli się będzie nakładać na przeszłość kąt widzenia późniejszy i w dodatku bardzo sporny i dyskusyjny. To rozpatrywanie Nietzschego z perspektyw y w yda rzeń, za które niepodobna mu w ytaczać procesu, wprowadza tylko do książki sporo zamętu, poniew aż obiektyw na w ym ow a przywiedzionych w niej m ateriałów prżteczy sugestiom autora. W ydaje się, że o w iele lepszym przewodnikiem dla książki byłby nie doceniony przez Weissa głos w ielkiego hum anisty, patrioty i europejczyka Tomasza Manna, który naw et z perspektyw y doświadczeń h itle ryzmu afirm ow ał przecież twórcze i zapładniające dzieło Nietzschego. Tak też odczytyw ała je po najw iększej części krytyka okresu, którym Weiss się zajmuje. Dla uform owania się ideologii nacjonalizm u i imperializm u w jego najbardziej od rażającej dwudziestow iecznej postaci o w iele w iększe znaczenie od m oralistyczno- -poetyckich koncepcji N ietzschego m iał Joseph Arthur Gobineau ze sw oim trakta tem o wrodzonej niższości niektórych ras (Essai sur l’inégalité des races humaines, 1853—1855) i jego rodak Vacher de Lapouge, badacz „zanieczyszczeń rasow ych” pierw otnie czysto nordyckiej Francji (La dépopulation de la France, 1888; L’Aryen, 1899) oraz osław iony archeolog G ustav K ossinna i fanatyczny aż do m aniactwa entuzjasta w szystkiego, co germ ańskie, Houston Stewart Chamberlain (Die Grund lagen des neunzehnten Jahrhunderts; wyd. 1: 1899). To oni z Chrystusa i Dantego robili „dobrych Teutonów ”. N ietzsche nigdy by się do takich bzdur nie posunął.
Podobnie kw estia antydem okratyzm u i arystokratyzm u Nietzschego, jego m a rzeń o sile i potędze, jego rzekomej amoralności, w ym agałaby interpretacji, która by w ydobyła w szystk ie ciemne, psychoanalityczne zaw iłości tej sprawy, w szystkie jej bardzo niekiedy subiektyw ne uwarunkow ania i przesłanki. „By tylko coś niecoś z mego Zaratustry zrozumieć, trzeba być może w warunkach podobnych, jak ja jestem — jedną nogą p o z a życiem ...” 3. Z choroby i z w oli życia w yrosła cała filozofia Nietzschego: „uczyniłem z swej w oli zdrowia, ż y c i a , filozofię swoją... Bo zw ażcie: b yły to lata najniższej żyw otności mojej, gdym p r z e s t a ł być pe sym istą; in stynk t w rócenia do zdrowia z a b r o n i ł mi filozofii ubóstwa i znie chęcenia...” 4.
B yła to zatem jakaś w sw ej istocie niesłychanie dramatyczna próba rekom pensaty. Sam otnik, przez długie, najbardziej aktyw ne lata twórcze żyjący w cał kow itym nieom al odosobnieniu w sw ojej górskiej pustelni Engadinu, N ietzsche nie znał w łaściw ie tego tłum u, tego „stada” ludzkiego, które roiło się w dolinach i którem u nie oszczędził ani jednej ze sw ych potępiających inw ektyw . Biografie filozofa podają, że N ietzsche m iał jakoby w owych latach, gdy tw orzył pod staw ow e idee sw ej filozofii, tylko dwukrotnie zetknąć się bezpośrednio z szerszym środowiskiem. Raz było to spotkanie z gromadą podchm ielonych bawarskim pi w em studentów niem ieckich, drugi raz pobyt w Bayreuth, kiedy to przeraził go tłum publiczności teatralnej, niczego nie rozum iejącej z tej sztuki, w której odrodzeniu miała w spółdziałać i uczestniczyć. Lud z całą jego subtelną, sam o rodną kulturą, sztuką, poczuciem piękna, pracowitością, organizacyjnym i zdol nościami, b ył mu w istocie nie znany. Dem okracja, równość kojarzyły mu się z tą przypadkowo spotkaną pijaną i hałaśliw ą gromadą burszów i z tym stadem m ieszczańskich snobów i filistrów , których obecność w św iątyni sztuki w ydala mu się w ów czas nieporozum ieniem i św iętokradztw em . Ż yw iołow a pogarda i n ie
3 Ibid em , s. 14. 4 Ibidem, s. 11.
nawiść do najw iększych osiągnięć wieku, tj. do utw ierdzenia się w św iadom ości ogółu idei demokratycznej równości, kierowała się w istocie przeciw m ieszczaństw u jako synonim ow i najpodlejszej m iernoty i pospolitości duchowej. W ydaje się, że N ietzschego niepodobna inaczej odczytywać, jak z tą istotną poprawką, uw zględ niającą ów subiektyw ny kąt w idzenia, co zresztą tak doskonale w yczuw ali w łaśnie najbardziej subtelni i w rażliw i czytelnicy filozofa z okresu, którym Weiss się zajmuje, przypisując rzekom y antydem okratyzm N ietzschego prostej nieśw iado mości bez głębszego zresztą znaczenia dla ogólnego charakteru jego m yśli.
Słów jeszcze kilka o Przybyszewskim . Pisząc o jego stosunku do N ietzschego autor rozprawy słusznie podkreślił, że twórczość Przybyszew skiego to prawdziw y labirynt pom ysłów i poglądów najprzedziwniejszej prow eniencji, w którym n ie łatw o się zorientować. N ietzsche interesow ał Przybyszew skiego jako artysta i jako fenom en psychologiczny, ten ostatni bodaj najw ięcej. Wydaje się, że cały ów osobliwy i w łaściw ie bagatelizujący stosunek do m yślow ych treści nietzscheanizm u w ytłum aczyć by można tak bardzo znam iennym dla całej przecież „filozofii” P rzy byszew skiego jej fizjologicznym podłożem. Przybyszew ski przy w szystk ich sw ych m etafizycznych aspiracjach i pretensjach był w najgłębszej sw ej istocie m ateriali stą i naturalistą, i to w owej ciasnej, typow o d ziew iętnastow iecznej, p ożytyw i- styczno-biologicznej w ersji. Najbliższą dziedziną zainteresow ań była mu do końca życia psychopatologia. Jego zajęcie się średniowieczem m iało swe źródło nie tyle w m istycyzm ie, ile w psychopatycznych przede w szystkim znam ionach jego k u l tury. W czasie, gdy Przybyszew ski staw iał pierwsze kroki literackie w Berlinie, głośne były w całej Europie i w N iem czech rew elacje Cesarego Lombrosa. W Moich współczesnych bodaj tylko raz czy dwa ogólnikowo napom knął pam iętni- karz o głośnym psychopatologu turyńskim , ale to zacieranie śladów nie powinno nas omylić. W roku 1887 ukazało się w Lipsku niem ieckie w ydanie podstawowej książki Lombrosa Genie und Irrsinn w przekładzie A. Courtha, w r . 1890 w H am burgu Der geniale Mensch w przekładzie Karla Fränkla, a w r. 1894 znowuż w Lipsku zbiór studiów Entartung und Genie w tłum aczeniu Hansa Kurelli. Każda z tych publikacji w yw oływ ała głośny i sensacyjny odzew. Niepodobna przyjąć, by ów czesny student m edycyny, tak rozm iłowany w e w szelk ich anomaliach p sy chicznych życia, nie zajął się tą dyskutowaną szeroko intelektualną sensacją. W N ietzschem zafascynow ało go w łaśnie to lom brosowskie sprzęgnięcie m yśli uchodzącej za genialną z w ieloletnim obłędem mózgu, który ją z siebie w ysnuł. Zajął w ięc fenom en fizjologiczny, cała zaś idealna nadbudowa pozostała zupełnie obojętna. W szyscy „mocni lu dzie” Przybyszew skiego z Falkiem na czele są oczy w istym zaprzeczeniem nietzscheanizm u.
K siążkę W eissa można by dopełnić o pozycje bibliograficzne przez autora prze oczone. Podajem y dwie tylko, jakie nasunęły się recenzentow i w toku lektury, a nie wykluczone, że przy gruntow niejszej penetracji można by te polskie n ie- tzscheana pomnożyć. Jedna z owych przeoczonych pozycji to szkic Antoniego Lan gego Tarde i Nietzsche, zaw arty w zbiorze Studia i wrażen ia (Warszawa 1900), druga to w ykłady Haralda H öffdinga, w ygłoszone na uniw ersytecie w Kopen hadze w r. 1902, Współcześni filozofowie, w których osobny rozdział poświęcono Nietzschem u; przetłum aczył te w ykłady B ronisław G ałczyński (Kraków 1909). Na s. 93 (poz. bibl. 149) w łaściw e brzm ienie nazw iska w inno być G a r b o w s k i , a nie, jak podano m ylnie, Gałkowski.
Na koniec jeszcze uwaga natury raczej m etodyczno-technicznej. Autor cytuje z dzieł obcojęzycznych w brzmieniu oryginalnym . N ie trudno wyobrazić sobie rozprawę naukową, w której przytoczeń będzie w ięcej, i to z różnych języków. Jakaż to męczarnia czytanie książki pisanej m iędzynarodow ym v olapü k’ iem!
Ostatecznie dzieło naukowe, zwłaszcza z zakresu hum anistyki, w inno m ieć rów nież pewną urodę zew nętrzną. Cytowanie w języku oryginału wydaje się konieczne jedynie w ów czas, gdy w grę wchodzą kw estie natury filologicznej. W przypadkach innych należałoby tłumaczyć.
A r tu r H u tn ikiew ic z
„WESELE” WE WSPOMNIENIACH I KRYTYCE. Opracowała A n i e l a Ł e m p i c k a . [KALENDARZ PRZEDSTAWIEŃ „WESELA”. Opracował J e r z y G o t . — BIBLIOGRAFIA „WESELA”. Opracowała M a r i a S t o k o w a ] . (Kraków 1961). W ydawnictwo Literackie, s. 465 + 36 w klejek ilustracyjnych. Polska A kade mia Nauk — In stytu t Badań Literackich.
Pewna, m niej lub bardziej uzasadniona, nieufność w stosunku do badań an ali tycznych lub interpretacyjnych, przyczyniła się do wzrostu opracowań w typie k a lendarza życia i twórczości. Towarzyszą im często m onografie ukazujące pisarza na tle w spom nień w spółczesnych. Najnowsza książka A nieli Łempickiej przypo m ina jeden i drugi schem at kompozycyjny; znajdziem y w niej obszerną antologię w spcm n.eń i kalendarz przedstawień Wesela opracowany przez Jerzego Gota. Charakterystyczną jednak nowością ujęcia jest postaw ienie w centrum poszukiwań nie twórcy, ale dzieła. Wybór był jak najbardziej celow y zarówno ze w zględu na pozycję Wesela w całokształcie dram atycznego dorobku W yspiańskiego, jak i z uwagi na bogatą skalę rezonansu, ujaw niającą różnorodne postaw y percepcyjne zarówno jednostek, jak naw et całych generacji.
Byłoby n iew ątpliw ie uproszczeniem, gdyby w yjaśniać częstotliw ość prac ogra niczających się do system atyki biograficznego lub anegdotycznego materiału, spro wadzając je tylk o na powyżej zaznaczoną płaszczyznę dystansu wobec studiów w artościujących i dystansu wobec rozkruszającego opisu. Jeśli bowiem w k alen darzach życia i tw órczości istotnie w ystępuje m aksym alne odsubiektywizow anie metod wyboru faktów i sposobów stylistycznego sform ułowania, w portretach tw ór cy, konstruow anych z doboru wspom nień, działa intensyw nie zasada selekcji. Rola autora takiej rozprawy czy poświęconej takiemu tem atow i książki nie da się zredukować do funkcji redakcyjnej. O kierunku intencjonalnym świadczą w równej m ierze tek sty uwzględniane, jak skrócone lub pominięte. N asuw a się zatem konsekw en tnie w niosek, że to nie lęk przed interpretacją doradza ukrycie w łasnych celów badawczych w gąszczu w ypisów , ale że następuje po prostu prze sunięcie przedm iotu badania. Zamiast rozpatrywać dzieło w jego sam otności for malnej lub w jego korzeniach genetycznych — rozważa się potencjał dynam iki inspiracyjnej, socjologiczne skutki dzieła, rozrzut m ożliw ości jego deform owania.
W odniesieniu do Wesela A niela Łempicka jest historykiem literatury o bez spornie i pow szechnie uznanej kom petencji erudycyjnej. Toteż nikogo n ie zdziwi, że „Wesele” w e wspomnieniach i k ry ty c e można uznać za pozycję fundam entalną Jest zrozum iałe, że na gruncie tak polonistycznie ekskluzyw nym , jak „Pam iętnik L iteracki”, w ystarczą takie dwa deklaratyw ne — w dodatnim tego słowa znacze niu — zdania, by określić i podkreślić ogólny sąd recenzenta o referowanej książce, co pozw ala z kolei na bezpośrednie przejście do szczegółów.
Część I książki składa się z czterech grup tekstów: Wspomnienia o W y s p ia ń skim, w e selu Rydla i p ie rw sz ych inscenizacjach „Wesela”; Inspiracje, konfrontacje; Pierwsze re cenzje i dyskusje; „Wesele” w p olityc zn e j aktualizacji. Sądzę, że ostat ni punkt można było kom pozycyjnie przesunąć do cz. II (refleksy krytyczne), za chowując w ten sposób wyraźniej podział na w spom nienia i późniejsze odbicia