C ena 7 *Ł
O śm dziesięciom ilionow y w sumie b lo k n ie m ie c k i w centrum E u ro p y stanow i groźne niebezpieczeństwo d la narodów i państw, k tó re m a ją z n im ja kie ś p o ra c h u n k i; na zachód — dla F ra n c ji, na wschód — dla P olski.
O ile F rancja, pańs+wo stare, zn a ko m i
cie zagospodarowane, bogate, pożądane ja k o pierw szorzędna siła sprzym ierzeń
cza, od północy, zachodu i w znacznej części od p ołudnia, oblana wodą, m a w stosunku do e w e ntualnej agresywności n ie m ie c k ie j poważne i liczne a tu ty za
bezpieczające — o ty le położenie nasze je s t w w y s o k im s to p n iu niekorzystne.
T ra g izm nasz przed stu kikudziesięeiu la ty polegał na tern, że będąc liczebnie narodem n ie w ie lk im , sąsiadow aliśm y od zachodu i od wschodu z fo rm a c ja m i na
rodow o - p a ń s tw o w y m i k ilk a k ro tn ie w ię kszym i.
P e rs p e k ty w y k r o iły b y się niebardzo wesołe, g d yb y stosunek pow yższy m ia ł być . specyfikow any, stały, niezm ienny, w ie k u is ty .
Na szczęście ta k n ie jest.
Na szczęście stosunek ilo ś c io w y różnych narodów do siebie je s t czemś n ie p ra w d o podobnie zm iennym i p ły n n y m .
Że liczebność naro d ó w m usiała ulegać w ahaniom w ciągu w ie kó w , o ty m zdaje się świadczyć tru d n a inaczej do zrozu
m ie n ia ro la histo ryczn a narodów , dziś n ie je d n o k ro tn ie zupełnie drobnych, a k tó re niegdyś s ta n o w iły pierwszorzędne potęgi.
Już .średniowiecze nasze nasuwa nam p rz y k ła d lu d u , k tó r y ulec m u sia ł potę
żnym flu k ta c io m od ogrom nych mas n ie gdyś, aż do strzępów nieom al, ja k ie po
zostały po n im dziś. Są to ta k dobrze i od ta k daw na znani nam T atarzy.
Wówczas, gdy pod wodzą Batuchana, ja k potop z a le w a li całą nizinę sarmacką, g d y tr a p ili daw ną Rzeczpospolitą p e rio d y c z n y m i najazdam i za W azów , m u s ie li T a ta rz y także liczebnie przewyższać na
ro d y wschodnio _ europejskie.
W szczególności m usiało to być p o tę żne i w ie lk ie p lem ię w stosunku do W ie lko ru só w , skoro m ogło ich podbić i przez w ie k i trzym ać w n ie w o li.
Dziś, liczba W ie lk o ru s ó w d o ch o d zi1 szybko do stu m ilio n ó w , gdy w szystkich T a ta ró w , nad W ołgą, na K ry m ie itd . n ie m a nad dziesięć m ilio n ó w .
Jeszcze p la styczn iejszy je s t n rz y k la d L itw in ó w .
T ru d n o u w ie rzyć, że ten lilip u c i n a ro . dek, którego liczba n ie przenosi dziś dw óch m ilio n ó w dusz, b y ł kie d yś potęgą m ilita rn ą , k tó ra m ogła trz y m a ć w zale
żności od siebie Ruś, aż do K ijo w a i za grażać przez d łu g i czas M oskw ie.
F a kt, że n a ro u y w sw ym ro z w o ju l i czebnym u le g ają znacznym wahaniom , dostarcza nam nader ciekawego ko m e n tarza do objaśnienia w zajem nego sto
su n ku do siebie N iem iec i F ra n c ji w cza
sach najnow szych.
W ciągu X I X w ie k u dw a razy p a ń stw a te z m ie rz y ły się ze sobą w ro z
strzygającym b o ju : w ro k u 1806 i 1870.
Pod Jeną zmiażdżoną została potęga pruska, pod Sedanem francuska.
A le też abstrahując od m nóstw a in n ych czyn n ikó w , zgo-la inaczej w y g lą d a ł sto
sunek ilo ś c io w y jednego, a drugiego z ty c h państw w ro k u 1806, a 1870. Stosu
n e k ten w całej p e łn i zrozum iem y i oce- n im y , gdy za p u n k t w y jś c ia do rozważań w eźm iem y stan rzeczy w naszych cza
sach.
W iadom o, że F ra n c ja je s t fenom enal
n y m k ra je m , w k tó ry m s ta ty s ty k a od szeregu la t .w yka za ła p rz y b y te k ludnoś
ci ta k n ik ły , że p ra w ie żaden, w ostatnim zaś ro k u przed pierw szą w o jn ą św iatową, po raz p ie rw szy w y ka za ła ludności tej u b y te k , do któ re g o ro zw ó j stosunków p a rł n ie u chro n n ie i coraz groźniej. Osła
w io n y „syste m “ d w o jg a dzieci w m a ł
żeństw ie i w ogóle upadek życia rod zin n e go, pochodzące z ogólnego obniżenia się m oralności, pociągnęły za sobą sta ły i rosnący w ciąż u b y te k ludności, k tó r y w naszych oczach p rz y b ie ra ć począł ch a ra kte r k a ta s tro fa ln y .
Proces w p ro s t p rz e c iw n y o d b y w a ł się ró w n o le g le w Niemczech, gdzie do czasu przed pierw szą w o jn ą św ia to w ą ro k rocznie p rz y b y te k ludności na zasadzie n a d w y ż k i u ro d zin nad śm iertelnością i e m ig ra cją w y ra ż a ł się potężną c y frą 800.000.
W rezu lta cie ty c h obu p rze ciw n ych so
bie procesów F ra n c ja przedw ojenna, k u r cząc się coraz b ardziej w swej sile lic z e bnej, lic z y ła m ieszkańców 39 m ilio n ó w , a N ie m cy 67 m ilio n ó w , z czego p ra w ie o krągłe 60.000.000 N iem ców . Stosunek ju ż mocno zbłiżon3r do tego stanu rzeczy is tn ia ł około ro k u 1870, ro k u k lę s k i fr a n cuskiej. P rzyro st ludności F ra n c ji b y ł z ro k u na ro k coraz słabszy, podczas gdy
\ a m a r
V A R S O V IE M A C A B R E
■ a / Y D A W A N Y przez Zarząd M iejski
* ** „Miesięcznik Statystyczny“ p rzy
nosi — niestety z w ielkim opóźnieniem—
ciekawe dane z życia stolicy. W idzimy ja k powoli liczba małżeństw wraca do normy po ogromnym nasileniu, jakie wykazały ostatnie miesiące przed...
wprowadzeniem ślubów cywilnych. M ie liśmy w listopadzie 457 ślubów, w g ru dniu — 1251, w sytczniu — 111, w lutym
— 206, w marcu — 226. (Twórcom no
wego prawa małżeńskiego poleca sie pójść na sowiecki film p. t. „Powrót“
grany właśnie w Warszawie a obrazują
cy amoralny skutek rozwodów). Dalej widzim y ja k Warszawa wym iera. Liczba urodzeń w styczniu, lutym i marcu w y niosła: 88, 164, 392, podczas gdy liczba zgonów w tym samym czasie: 504, 489, 590. Wśród chorób śmiertelnych na pierwszym miejscu trzeba wymienić cho
robę serca (25 proc. zgonów), i gruźlica (17 proc.).
L IG A NARODÓW S IE D Z IB Ą ONZ
■ j r R Y G V E Lie sekretarz Organizacyj Narodów Zjednoczonych oświad
czył, że O N Z przejmie dawną siedzibę Ligi Narodów w Genewie od 1 sierpnia b. r. i ż eRada U N R R A zbierze się tam następnego już dnia na obrady. Oby ty l
ko wraz z siedzibą O N Z nie przejął tra dycji Ligi!
W P A L E S T Y N IE CORAZ GORZEJ W A L K I przybrały na sile, a o ich
natężeniu świadczą w ielkie tytuły p rz y prze d sta w ia n iu się w y m ó w ił z po- angielskieh gazet, opisujących na p ie rw szej stronnicy przebieg wypadków. W Iz bie Gmin zabrał głos w tej sprawie pre
m ier Attlee, mówiąc, że „wprawdzie fai-
N ie m có w co ro k p rz y b y w a ło k ro c ie t y sięcy.
A zgoła inaczej w yg lą d a ła spraw a w okresie Jeny.
W ko lo sa ln ych przedsięwzięciach w o je n n y c h N apoleona I-g o trzo n a rm ii fra n cuskiej s ta n o w ili F rancuzi.
F ra n c ja b y ła przez szereg la t n ie w y czerpanym re ze rw u a re m lu d z k im .
G dy w ro k u 1812 w ie lk a arm ia g in ie na śnieżnych obszarach R osji, N apoleon I, d a le k i od zw ątpienia, śpieszy n ie m a l sp o ko jnie do Paryża, aby w yczarow ać now e z a s tę p z b r o jn e i pod L ip s k ie m z ja w ia się znow u na czele a rm ii k ro c io w e j. O bjaśnia nam tę prężność napo.
leo ń skie j potęgi fa k t, iż F ra n c ja w ow ym czasie je s t k ra je m o grom nie lu d n y m , lu d n ie jszym w szczególności od ówcze
snych Niem iec, k tó re z czasem m a ją tę sarną F ra n cję s w y m i zasobam i ludnościo.
w y m i ta k s tra s z liw ie zdystansować.
F ra n c ja N apoleońska s to i z N ie m ca m i nie ty lk o al p a rł, lecz tro ch ę je przewyższa.
Jej ludność w yn o s i 26 m ilio n ó w , gdy niem iecka o m ilio n m n ie j — 25 m ilio nów . Z ty c h 25 m ilio n ó w N ie m cy w cią gu dw óch g e n e ra cji skoczyły na 60, Fran_
cja z 26 posunęła się ślim aczo na 30 i k ilk a .
W e F ra n c ji ten le n iw y p rz y b y te k lu dności, k tó r y się w reszcie p rze isto czył
•
g i n e s i e
szywym jest twierdzenie, iż W ielka B ryta
nia wypowiedziała wojnę Żydom“, to je dnak niedopuszczalną jest rzeczą istnienie w Palestynie pod płaszczykiem Agencji Żydowskiej nielegalnej arm ii. Oświadcze
nie premiera nie zostało przyjęte życzliwie przez cały Labour P arty. Niektórzy je j posłowie uważają iż w a lk i z Haganah przynoszą więcej szkód prestiżowi an
gielskiemu na Środkowym Wschodzie niż pożytku i twierdzą, że otrzym ują więcej protestów listownych z k ra ju w sprawie konfliktu palestyńskiego niż z powodu ., wprowadzenia na nowo kartek na chleb.
żydzi w Polsce j w Czechach przystąpili do akcji protestującej przeciwko rozbra
janiu Haganahu.
K R Y Z Y S A M E R Y K A Ń S K I
JjjjT N IE S IE N IE kontroli cen w Ame- ce stworzyło na rynku żywnościo
w ym niebywały chaos. Ceny na mięso i zboża wzrosły bardzo gwałtownie. Stan ten jeżeli nie zostanie szybko zahamowa
ny może spowodować inflancję, a w każ
dym razie spowoduje na pewno podnie
sienie się cen na artykuły dostarczane głodującej Europie. Nowina wcale nie wesoła.
W C H IN A C H
^ Z A N G K A I S ZE K oświadczył, że gotów jest pertraktować z komuni
stami i nie zaataku.le wojsk komunistycz- nyeh tak dłuSo, póki trwać będą rozmov'y.
Ostrzegł jednak, że jeśli zostanie zaata
kowany, podejmie natychmiast działania, wojenne.
O S M A N C Z Y K A „Sprawy Polaków"
A ZECZ,. na którą koniecznie trzeba zwrócić uwagę to artykuł E. Os- mańczyka w 63 i 64 numerze „Przekro
ju “. Ujęcia śląskiego pisarza są nowe, kapitalne i wstrząsające.
w u b y te k , zrozum iano 1 odczuto, ja k o k a ta stro fę narodową.
W o jn a św iatow a, k tó ra osierociła m i
lio n y ko b ie t, p o g łęb iła jeszcze bardziej to odczucie i zrozum ienie, ś w ia tłe u m y s ły w lite ra tu rz e i p u b licystyce u d e rz y ły na alarm . U n ik a n ie liczniejszego p o tom stw a celem dłuższego zachowania m łodości, u w yg o dn ie n ia . a zarazem d łu ż
szego u żyw a n ia życia, z a k w a lifik o w a n o , ja k o zbrodnię, a p rz y n a jm n ie j przestęp
stw o narodow e. P odjęto u s iln ą p ropa
gandę p rz e c iw k o ilo ścio w e j szczupłości ro d z in y fra n c u s k ie j oraz p rze ciw w szyst
kie m u , co degeneruje rasę i czyni ją n ie zdolną do n o rm alnego rozradzania się.
A k c ji te j przyszedł potężnie w pomoc znany z w ro t fra n c u s k i k u re lig ijn o ś c i i dziś można powiedzieć, że niebezpie
czeństwo dalszego to p n ie n ia rasy fr a n cuskiej znacznie się zm niejszyło.
Te same p ra w a socjologiczne, k tó re w ta k fa ta ln y sposób o d b iy się na życiu F ra n c ji, nie są także nieczynne po s tro n ie n ie m ie ckie j.
A ostatnio, ju ż od szeregu miesięcy, cała prasa niem iecka w różnych fo rm a ch b ije na a la rm p o p u la c y jn y , O cóż im chodzi? O rzecz bardzo prostą: aby m a t
k i germ ańskie ro d z iły w ię ce j dzieci, bo N iem com zagraża w p ro s t k a ta s tro fa ln y u b y te k ludności...
Już na parę la t przed pierw szą w o j
ną św iatow ą znana badaczka ru c h u lu dności dr. Z o fia Dasz3rńska-G olińska z w ró c iła uwagę, że także, n ie m ie c k i p rz y b y te k ulega system atycznej, stałej, acz pow olnej- re d u k c ji. Zauważono, że p ro . ces ow ej re d u k c ji zostaje w zw iązku^
p rz3'czynow ym z ro zw o je m skupień w ie l-- k o m ie jskich , a w szczególności ognisk w ie lk o przemysłowych,.
K w itn ą c e centra w ie lk o m ie js k ie , dające możność łatw ego i obfitego zarobku, oraz sposobność do ró żn o ra kich uciech życio
w ych, nie s p rz y ja ją życiu ro dzinnem u i, co za ty m idzie, pom nażaniu się rodzin, a w ięc p rz y b 3'tk o w i ludności, k tó ra n a . rasta n ie t3rle d z ię k i n a tu ra ln e m u p rz y b y tk o w i, ile przez im ig ra cję , c z y li k o sztem w si.
N ie m cy w eszły w okres szalonego ro z
w o ju po ro k u 1870, zasilone fra n c u s k im zlotem k o n try b u c y jn y m . Od w te d y to zaczęła się g w ałtow na em igracja ludności ze w si do m iast, ro z k w it p rze m ysłu i przeistaczanie się samego, dawnego ty p u
„S ta d t“ w nowoczesne ,,Grosstadt“ , k tó re d la życia ro d z in y i d la naturalnego p rz y ro s tu ludności stanow i podścielłsko zgoła niekorzystne.
D r. Go liń ska podaje w sw oich studiach szczegółowe tablice, w ykazujące, ja k p rz y rost ludności n ie m ie c k ie j ulega ciągłem u zm niejszeniu się i ja k w procesie t 3’ m w ie lk ie m iasta g ra ją głów ną rolę. Już w latach p rze d w o je n n ych zwrócono na to z ja w isko uwagę w Niemczech i u s iło w a ł no przeciw działać m u zapomocą spe
c ja ln e j propagandy. A g ita c ja je d n a k na ogół n ie p rz y jm o w a ła się szczególnie.
N iedaleka przyszłość pokaże, ja k i o b ró t weźmie w dalszym ciągu kw e stia ru ch u ludności w Niemczech, potędze tra d y c y j
n ie i z n a tu ry sw ej w ro g ie j Polsce, ja k i w e F ra n c ji, n a tu ra ln e j i ró w n ie ż tra d y c y jn e j naszej sojuszniczce.
D la P o lski k r y je się w zagadnieniu ty m pierwszorzędnie doniosły p roblem b ytu .
Od tego, czy szczep fra n c u s k i okaże się w dalsiz3'm ro z w o ju w y p a d k ó w usychają
cą rośliną, czy k w itn ą c y m i ro d za jn ym drzew em życia, zależy, czy F ra n cja spro
sta sw em u historycznem u zadaniu straży nad Renem, straży, czuw ającej nad bez.
S tr.2 D Z I Ś I J U T R O N r 27 (33)
pieczeństw em zarów no w łasnym , ja k i E u ro p y.
D a le k o w ię ce j jeszcze zależy od tego, w ja k i sposób u ło ż y się p ro p o rc ja .ż y w o tn o , ści i zdolności ro z w o jo w e j rasy naszej do ra s y n ie m ie c k ie j, czy niebezpieczny sto
sunek c y fro w y przesunie się i w ja k im k ie ru n k u ?
N ie przesądzając fa k tó w przyszłości, w o ln o stw ie rd zić, że horoskopy u kła d a ją się d la nas ja k n a jp o m y ś ln ie j.
S iła rozrodcza N iem iec ulega osłabie
n iu .
J u ż n ie pomnaża się ludność ich, ja k niedaw no, o przeszło m ilio n g łó w rocznie, ju ż n a w e t ustalona od dłuższego czasu c y fra p rz y ro s tu rocznego 800.000 zach
w ia ła się in m inus.
I m d a le j, ty m p rz y b y te k N iem ców o- b ie c u je b y ć coraz m niejszy,
j N aodlw rót zaś s iła rozrodcza P olaków z w y ją tk ie m okresu w o jn y stała się je d ną z najznaczniejszych w E uropie, sta
nowczo zaś przewyższa s ił? niem iecką.
J e j to , te j nieśw iadom ie działającej
„ś le p e j“ , lecz z n a jw ię k s z y c h po kła dó w z d ro w ia rasy pochodzącej sile, zawdzię
czam y plem ię polskie, że zdołało z n ih ilo - w a ć ty ie p ie k ie ln y c h na siebie zamachów przem yślnego w roga, począwszy od pa
m iętnego w ypędzenia przez B ism a rka 40.000 P o la k ó w z zaboru pruskiego, a kończąc na ustaw ach w y ją tk o w y c h , m a ją c y c h na celu zm niejszenie ludności p o l
s k ie j i na zbrodniach w oje n n ych , k tó re ta k fa ta ln ie o d b iły się n a naszym ru c h u ludnościow ym .
W szystkie „k o n c e p ty “ „p ra w o d a w c ó w “ h a ka tystyczn ych ro z b iły się o ten prosty, p rz y ro d n ic z y fa k t, że m a tk i polskie ro d z i
ł y w ięcej dzieci, n iż m a tk i niem ieckie.
P ro f. Buzek w sw ej zn a ko m ite j książ
ce o stu la ta ch prześladow ania ż y w io łu polskiego w Prusdech, przytacza ta b lice porów aw cze s iły rozrodczej Polek, a N ie m e k w P oznańskim . W y n ik a z nich, że m atek, m a ją cych pew ną w iększą ilość dzieci, ojp. pięcioro, sześcioro, ośmioro lu b dziesięcioro, w y k a z u je s ta ty s ty k a po s tro n ie p o ls k ie j daleko w ięcej, n iż po n ie m ie c k ie j, o He zaś chodzi o re ko rd , o liczb ę m aksym alą, to ta je s t p rz y P o l
kach.
Mnożnością tą w y ró w n y w a li P olacy w sw ej w alce z N iem cam i m nóstw o lu k , w y w o ła n y c h przez p rze ciw n ika ,
P o lity c z n ą stronę z ja w iska dostrzegł b y ł .w sw o im czasie kanclerz B illó w i u ją ł ją słyn n e m pow ie d ze n iu :; ,,o p o i.
śkśch k ró lik a c h “ , pow iedzeniu podszytem bezsilną złością i zawiścią.
N ie m c y w ięc w e szli na pe w ie n dłuższy o kre s d z ie jo w y w stan liczebnego cofania się, P olacy w stan w zrostu.
N a te j drodze dokonać się może prze
m ia n a w p ro s t n ie w y m ie rn e j w agi.
W razie dłuższego d zia ła n ia przyczyn, w y w o łu ją c y c h osłabienie p rz y ro s tu lu d ności, ta k , ja k działo się F ra n c ji, N ie m cy z n a d m ie rn ie rozrodzonego plem ienia m ogą zm ienić się w naród drugiego rzę
du. Polacy, stojąc dziś na czele narodów ,,m a ły c h “ , mogą przesunąć się do katego
r i i naro d ó w pod w zględem lic z e b n y m — w iększych.
Z m ia n a taka p o sta w iła b y nas w sytu a c ji z g ru n tu odm iennej, n iż dzisiejsza, sko ro prze sta lib yśm y być narodem d ro b n ym . •
W n a jż y w o tn ie js z y m interesie narodu polskiego le ży w yzyska n ie , w zględnie n ie zm a m o w a n ie te j ko rzystn e j dla niego k o n iu n k tu ry .
S praw ą o w ie le donioślejszą od w szyst.
k ic h razem w z ię ty c h a m b icyj i aspiracyj naszego życia politycznego je s t u trz y m a n ie rasy p o lskie j na poziome, g w a ra n tu ją , cym , w zględnie o tw ie ra ją c y m w id o k i w zn ie sie n ia się je j do rzędu liczniejszych s k u p ie ń narodow ych.
A tm o s fe ra w ie lk e g o m iasta jest w y lę g a rn ią zepsucia, pod k tó re j w p ły w e m o- słabia się spoistość i zw artość ro d zin y, a następnie je j zdolność do odegrania r o li w ła ńcuchu ro z w o jo w y m , zabezpieczają
c ym n o rm a ln y w z ro s t ludności.
T a k b y ło w e F ra n c ji, gdzie od m ia st za
czął się proces zm niejszania się p rz y ro s tu zaludnienia. T a k b yło, w zględnie jest i w Niemczech.
W N iem czech zaznaczyło się w ostatnich la ta c h niesłychane zepsucie obyczajów w śró d m łodzieży m ę skie j i żeńskiej, spe
c ja ln ie ze s fe r b u rżu a zji.
D u m a N iem iec, ich ta k liczna centra w ie lk o m ie js k ie , z k tó r y m i ró w n a ć się t y l
k o m ogą W łochy, s ta ły się z b io rn ik a m i, za.
tru w a ją c e m i organizm narodu.
M iasta, j,ak B e rlin , H a m b u rg i inne, za
m ie n iły się w o lb rz y m ie ce n tra zepsucia.
Życie_ niem ieckie, kip ią ce dokoła cen- tró w n ie m ie ckich i prom ieniejące dokoła nich, zam ieniło się w rynsztok, w k tó ry m bez śladu giną stare c n o ty germ ańskie, te, k tó ry m N iem cy zaw dzięczały dotychczas sw ój ta k groźny d la sąsiadów m ilio n o w y p rz y b y te k ludności.
A ja k w yka za ła obserw acja ostatnich m iesięcy, procesow i u b y tk u ludności z je d n e j strony, a rozw iązłości z d ru g ie j — nie s tw o rz y ły ham ulca n a w e t płom ienne m o
w y i surow e nakazy H itle ra .
Na szczęście, na w ie lk ie szczęście, je s t
Władysław Że gacki
P O L S K A , „ p ó ł A z ja “ o .setki m il od super
„E u ro p y “ b e rliń skie g o typ u .
Poniew aż je d n a k czło w ie k ie m rządzą w szelkie m n ie j w ięcej te same pra w a so
cjologiczne, b y ło b y wskazane, aby m y ś lą ca część społeczeństwa ju ż od dziś sposo
bem zapobiegawczym sta ra ła się u trw a lić to, co sp rz y ja u nas k rz e w ie n iu się z w a r
tości i zd ro w ia ro d zin y, a n ih ilo w a ć to, co pow oduje je j rozprężenie i upadek.
O lb rzym ią , n ie w y m ie rn ą zasługą Polek, zasługą w p ro s t dziejow ego znaczenia, jest u trz y m a n ie w czystości gniazda rodzinne
go. Stąd b o w ie m w znacznej m ierze w y p ły w a ła ta siła m oralna, k tó ra pozw alała n a ro d o w i naszemu w y trw a ć w obronie
i ¡przetrwać straszną n ie w o lę , ja k ie j p rz y k ła d u nie znają dzieje.
D latego z n a jw ię k s z y m naciskiem nale
ży zaznaczyć, że n a jd zie ln ie js z y m czyn n i
kie m , c h ro n ią cym m o ra ln o -fizyczn ą cze r- stwość ro d z in y i ja k najw yższą je j w a r
tość społeczną, je s t c z y n n ik re lig ijn y , k tó r y ta k cudow nie u m ia ła w c ie lić w życie ko b ie ta polska.
In te re s n a ro d o w y i r e lig ijn y schodzą się tu przedziw nie.
W ychow anie re lig ijn e przez dom i szko
łę, to pom yślna przyszłość naszego k r a ju i narodu.
Stanisław Jasiński
. N. Z.
H iszpania pod rzą d a m i generała F ra n - cieszącą się c a łk o w itą swobodą dalszego co je st dziś fa k ty c z n ie je d yn ą pozosta
łością p o lity k i osi H it le r — M ussolini, ro zw o ju . S p rytn a p o lity k a w okresie w o je n n y m oraz szczęśliwe położenie geo
graficzne u m o ż liw iły •' tem u re ż im o w i prześlizgnięcie się przez w szystkie nie bezpieczeństwa zew nętrznych in te rw e n . c y j, k tó ry c h n ie u c h ro n n y m s k u tk ie m b y ła b y k a ta s tro fa reżim u.
W okresie hiszpańskiej w o jn y dom owej opinia publiczna w Polsce śledziła z n a j
w ię kszym «lapięciem , choć z ró ż n y m na
staw ieniem , w iadom ości dochodzące z pola b itw y . Wszyscy, k tó rz y w id z ie li w kom u n izm ie — w ro g a n u m e r jed e n — id e n ty fik o w a li interes H is z p a n ii ze spra
w ą generała Franco, wszyscy, k tó ry c h przekonania ideowe w ią z a ły z rządem re p u b lik a ń s k im — w id z ie li w buncie w o j.
skow ym — w stęp do św ia to w e j ofensy
w y faszyzm u i h itle ry z m u .
N ie wszędzie po d ział o p in ii pu b liczn e j W stosunku do hiszpańskiej w o jn y domo
w e j .b y ł ta k prosty, ja w Polsce. W e F ra n c ji n a p rz y k ła d część o p in ii p u b liczn e j, re prezentowanej przez k a to lic k i ,,E s p n t“ , zajęła niedwuznacznie w ro g ie sta n o w i
sko wobec a k c ji generała Franco, w sa
m ej zaś H iszpanii, o ile większość ka to lic k ą rep re ze nto w a ł a n tyrzą d o w y G il R o.
bies, o ty le i po s tro n ie re p u b lik a ń s k ie j znalazły się fo rm a cje k a to lic k ie , re p re zentowane przez Jose Bergamos. B y ły one je d n a k W w yra źn e j m niejszości i p rz y tłoczone a n ty -k a to lic k ą m arksistow ską i anarchistyczną większością.
W m ia rę tego jednak, ja k w o jn a dom o
wa w H is z p a n ii p rz y b ie ra ła c h a ra k te r wstępnej ro z g ry w k i m iędzynarodow ych s ił kom u n istyczn ych z je d n ej, faszystow skich z d ru g ie j — k o n flik t id e lo o g łi za
m ie n ia ł się w k o n flik t p o lity c z n y , a z w y cięski re żim gen. Franco przeistoczył się szybko w ekspozyturę p o lity c z n ą h itle ro w s k ic h Niemiec.
Jest w ięc bezw ątpienia rzeczą dziwną, swoiście cechującą dzisiejszy u k ła d p o li
tyczny, że po z w y cię skim zakończeniu w o jn y S przym iei-zeni nie p o d ję li n a ty c h m iast k ro k ó w , zdążających do z lik w id o w a n ia rządów jaw nego s a te lity H itle ra i M ussoliniego. Można to w y tłu m a c z y ć t y l ko zmęczeniem zwycięsców, oraz fa kte m , iż ciężar ro z g ry w e k p o lity c z n y c h m iędzy w ie lk im i m o ca rstw a m i odsunął się znacz
n ie od pó łw ysp u pirenejskiego.
W k w ie tn iu bieżącego ro k u P olska re prezentowana przez ambasadora O. L a n gego, w niosła na porządek dzienny Rady Bezpieczeństwa N arodów Zjednoczonych spraw ę re żim u gen. Franco. W o parciu o fa k t, iż Zgrom adzenie Ogólne jednogłoś
nie o drzuciła ewentualność zaproszenia H iszp a n ii ze sw ym obecnym rządem do org a n iza cji N arodów Zjednoczonych, o.
raz o dane w skazujące na niebezpieczeń
stw o pow stania pow ażnych fe rm e n tó w w p o lity c e m iędzynarodow ej, w y w o ła n y c h działalnością gen. F ranco — p rze d sta w i
cie l P o lski w n o s ił o uznanie tego re żim u ja k o szkodliw ego d la sp ra w y p o k o ju i żądał zalecenia przez Radę Bezpieczeń
stw a wszczęcia przez N a ro d y Z jedncczo.
ne k ro k ó w , m ających przyśpieszyć prze
w ró t w H iszpanii.
Od c h w ili złożenia tego w n io sku m in ę ło ju ż b lis k o trz y miesiące i spraw a h i
szpańska nie w ie le .posunęła się naprzód i obserw atorzy p o lity k i m iędzynarodow ej nie ro k u ją w ie le nadziei na je j szybkie rozstrzygnięcie.
Is tn ie ją b o w ie m tr z y rozbieżne stano
w iska, zajęte przez państwa, reprezento
w ane w o rg a n iza cji N arodów Z jednoczo
nych. J a k k o lw ie k wszyscy zgadzają się na to, iż re ż im gen. Franco je s t w artością negatyw ną, ta k przez w zgląd na sw ą przeszłość, ja k przez fa k t, iż s ta ł się dziś je d y n ą ostoją d la w ie lu u c ie k in ie ró w z N iem iec i W łoch, ja k i wreszcie dla tego, iż n ie ulega n a jm n ie jsze j w ą tp liw o ś c i, że u trz y m u je się s iłą w b re w w o li w iększo
ści ludności — to je d n a k poważne ro zb ie żność izachodzą p rz y rozw ażaniu c h a ra k te ru a k c ji p rz e c iw gen. Franco, oraz k o m p e te n c ji N a ro d ó w Zjednoczonych do in gerow ania w w ew n ę trzn e s p ra w y hisz
pańskie.
Stanow isko n a jb a rd z ie j s kra jn e z a jm u je ZSRR, 1 żądająca n a jb a rd z ie j katego
ryczn e j a k c ji, m ającej n,a celu najszyb
sze w yw ró ce n ie obecnego x*eżknu. Należy bow iem pamiętać, iż ZSRR je s t nie ty lk o n a jb a rd z ie j zaangażowany ideowo w k o n f l i k t z H iszpanią faszystowską poprzez swą a k ty w n ą pomoc, udzieloną rządow i re p u b lik a ń s k ie m u w czasie w o jn y domo
w e j, lecz posiada w zanadrzu pow ażny rachunek do u re g u lo w a n ia przez gen.
Franco za u d z ia ł jego w o js k po stonie n ie m ie c k ie j w czarnie h itle ro w s k ie j w y prąW y na Rosję. ZSRR żąda w ięc n ie t y l ko zerw ania stosunków dyplom atycznych, lecz ró w n ie ż zastosowania sankcyj go.
spodarczych, nie cofając się naw et przed ewentualnością zbrojnego poparcia em i
g ra c ji hiszpańskiej na w ypadek, gdyby w y b u c h ło a n ty.rzą d o w e powstanie.
Stanow isko bard zie j um iarkow ane, choć nie m n ie j zdecydowane, re p re ze ntu je F ra n cja , k tó ra zresztą pierw sza jesz
cze w m a rcu b. r. w ysunęła przez swego m in is tra sp ra w zagranicznych B id a u lt (M . R. P.) in ic ja ty w ę a k c ji a n ty -fra n k ó w . sfciej. Żąda ona b o w ie m zerw ania stosun
k ó w z reżim em , poparcia m a terialnego i m oralnego em igracyjnego rządu G irala, w y k lu c z a je d n a k ewentualność z b ro jn e j in te rw e n c ji, ja k i je s t zasadniczo przeci
w na p o p ie ra n iu ja k ie jk o lw ie k re w o lty w e w n ą trz H iszpanii.
W reszcie rząd a n g ie ls k i reprezentuje, zastrzegając ideową wrogość L a b o u r P a rty wobec Franco, zgoła odmienne sta
now isko, gdyż je st w zasadzie p rze ciw n y w sze lkie j fo rm a ln e j in g e re n c ji w sp ra w y, hiszpańskie. Racje, k tó re w ysuw a, są m o
że pozbawione m om entów ideow ych, lecz zato ja k zaiwsze u A n g lik ó w , bardzo p ra k tyczne. S tw ie rd za on z je d n e j stro n y, że zerw anie stosunków h a n d lo w ych spowo
dow ałoby poważną lu k ę w h a n d lu b r y ty js k im , im p o rtu ją c y m w ie le z H iszpanii, od ru d począwszy, na pom arańczach(i) kończąc, z d ru g ie j strony, że je d y n ą szan
są szybkiego pozbycia się re ż im u Franco b y ła b y inge re n cja zb ro jn a , co kosztow a
ło b y w ie le o fia r, przede w szystkim wśród sam ych H iszpanów . Prasa angielska do
daje do tego sceptycznie, że dotychczaso
we doświadczenia historyczne wskazują, iż na p iętn o w a n ie i odosobnienie jakiegoś re ż im u wzmcanda go raczej, gdyż bu d zi
m egalom anię narodu, wreszcie, że zerw a
nie stosunków d y p lo m a tyczn ych d a ło by gen. Franco c a łk o w itą w o ln ą rę kę w je go p o lic y jn e j p o lityce , ham ow anej dou tychczais w zg lę d a m i w łaśnie d yp lo m a tycz
n y m i.
J a k w idać, stanow iska ró żn ią się znacz
nie. W spólne teoretyczne potępienie d zi
siejszego re żim u hiszpańskiego osłabia też fa k t, iż is tn ie ją dość rozbieżne tenden
cje ćo do ch a ra kte ru , ja k i m ia łb y p rzyb ra ć następny rząd hiszpański. W yd a je się, że A n g lia , p rze ciw n ie n iż ZSRR, p ra gnęłaby rz ą d u dość um iarkow anego, m ającego p o . parcie s fe r w o js k o w y c h hiszpańskich, podczas gdy np. F ra n c ja fa w o ry z u je w y raźnie so cja listó w hiszpańskich, choć są.
o n i w dalszym ciągu w k o n flik c ie z h i
szpańską p a rtią kom unistyczną.
W niosek p o ls k i p rz y ję ty został przez Radę Bezpieczeństwa z szeregiem zastrze
żeń. B odajże n a jw a żn ie jszym b y ła w ą tp li
wość, czy is to tn ie Rada Bezpieczeństwa ma p ra w o w g lą d u w w e w nętrzne stosun
k i hiszpańskie. Po ogólnych debatach, w k tó ry c h zarysowane zostały stanow iska poszczególnych m o ca rstw wobec p ro b le m u hiszpańskiego, przekazano ostatecz
nie spraw ę specjalnej p o d k o m is ji, złożo
nej z p rze d sta w icie li A u s tra lii, B ra z y lii, Chin, F ra n c ji i P olski. P odkom isja m ia ła zbadać treść zarzutów , sta w ia n ych obec
nem u rz ą d o w i H iszp a n ii, podczas gdy rze
czoznawcy m e li s tw ie rd zić, czy w niosek P o ls k i zgodny je s t z treścią K a r ty N a ro dów Zjednoczonych.
Sprawozdanie p o d ko m isji, złożone na początku czerwca, stw ierdza, iż: „d z ia łalność re żim u gen. Franco, m im o że nie stanow i bezpośredniej groźby d la p o ko ju, stw arza je d n a k sytuację, k tó ra je s t po
tencjalnym . zagrożeniem p o k o ju m ię d z y , narodow ego“ . M im o to p o d ko m isja s tw ie rd z iła , p rze ciw czemu zaprotestow ał amfo. Lange, iż nie w id z i p odstaw dla za
lecenia czy to użycia s iły , czy też zerw ania stosunków dyp lo m a tyczn ych przez po
szczególne państw a O. N. Z.
W ty c h ostrożnych fo rm u łk a c h k r y je się oczyw ista chęć odw leczenia decyzji, a może i zagubienia całej sprarwy w śró d obrad Zgrom adzenia Ogólnego N arodów Z j ednoczonych, na k tó re spraw a z o sta ła - przekazana.
Spraw a u tonęła w zaw iłościach proce
d u ra ln ych . Od c h w ili, gdy na je d n y m z posiedzeń R ady Bezpieczeństwa zasady p ro ce d u ry re fe ro w a ł prze d sta w icie l C h in
— dr. L i — zostały one słusznie nazwane
„chińszczyzną“ . Is to tn ie od czasów, gdy w ła d cy C hin u s ta la li swój bardzo sko m p lik o w a n y p ro to k ó ł, n ie b y ło chyba ta k z a w iły c h fo rm postępowania, ja k te, k tó ry m i posługuje się Rada Bezpieczeństwa, Jest je d n a k w ty c h zawiłościach pew na m y ś l — k r y ją one m ia n o w icie niepew no
ści, n u rtu ją c e poszczególnych czło n kó w zgromadzenia co do is to ty ko m p e te n c ji i m ożliw ości w ykonaw czych te j jeszcze bardzo m łodej in s ty tu c ji. ,
Spraw a hiszpańska je s t w łaśnie ch a ra k
te ry s ty c z n y m dowodem , ja k jeszcze nie- sprecyzowane są w ła c iw e zadania orga
n iz a c ji N a ro d ó w Zjednoczonych.
J a k ie stanow isko w in iliś m y zająć w o
bec hiszpańskiego problem y? W ydaje się nam, że zainteresow anie Polsce tą .-sprawą jest dotychczas zbyt powięrzcłkO»
)
I łr 2T'(3S) D Z I Ś I J U T R O Str.' 3
w ne i fo rm a ln e , miano, że w łaśnie od nas w yszła in ic ja ty w a . T ru d n o je s t z odle
głości oceniać, ja k a m etoda in te rw e n c ji je st słuszna, ja k k o lw ie k w yd a je się nam oczywiste, że trzeba za w szelką cenę u- n ik n ą ć ro zle w u k rw i. W ydaje się jednak, że -w okół s p ra w y hiszpańskiej w aży się p ro b le m o w ie le donioślejszy niż proce
d u ra ln y , czy fo rm a ln o -p ra w n y . W aży się bow iem spraw a n a jis to tn ie js z e j kom pe
te n c ji N arodów Zjednoczonych — praw a o b ro n y lu d ó w uciśnionych. J a k k o lw ie k p ra w n ic y stw ie rd za ją , iż podm iotem p ra .
nadm iernego rozszerzenia, kom p e te n cji tej in s ty tu c ji — to m u sim y stw ie rd zić, iż w naszym m n ie m a n iu nie będzie p o kcju na świecie, nie będzie spraw iedliw ości i postępu, je ś li pod p rz y k ry w k ą suw eren
ności państw ow ej k ry ć się będzie m ógł ucisk i d y k ta tu ra . W yd a je się, że w ię k szość narodów c y w iliz o w a n y c h dorosła ju ż do tego poziom u, by można b y ło bez obaw y pow ie rzyć w ręce ich rep re ze nta n tó w obronę pra w a narodów, a me ty lk o rządów. Jestemy, rzecz oczywista, rzeczni.
w a N arodów Zjednoczonych są ty lk o k a m i o brony praw a suw erenności n a ro . państwa, a nie społeczeństwa, ja k iro lw ie jr dów. Jeśli je d n a k ma istnieć rzeczyw ista p o lity c y stw ie rd za ją niebezpieczeństwa organizacja narodów , to m usi się ona o-
Wałerian Lachniłł
przeć na w yrzeczeniu się na je j korzyść z n ie k tó ry c h p ra w suw erennych, przede w szystkim tych, k tó re stać się mogą przyczyną k o n flik tó w .
Dlatego jesteśm y zdania, że spraw a h i
szpańska słusznie znalazła się na porząd
k u dziennym R ady Bezpieczeństwa N a ro dów Zjednoczonych i życzym y, by, bez w zględu na to, ja k ie zapadną decyzje p raktyczne — spraw a ta stała się prece
densem u dow adniającym praw o N a ro dów Zjednoczonych do in te rw e n io w a n ia p rze ciw w sze lkim reżim om , depczącym wolność ludów.
Władysław Żegocki
O ET €S m SM Ś
Świat, oały szuka dziś odpow iedzi na dręczące go pytanie, ja k ie losy zgotuje m u jeszcze atom. Czy będzie straszącym ludzkość w id m e m zagłady, czy sianie się ziarnem dalszego postępu,, czy będzie przekleństw em , czy błogosław ieństwem .
E nergia atom owa stała się p rzedm io
tem w sp ó ln ych obrad w szystkich n a ro dów św iata, obrad w ażniejszych niż k w e stie granic, czy u stro jó w . W szak s iły iu k ry te w atom ie uranu, z m ia ta ją z p o w ie rz c h n i ziem i całe miasta, w paru sekun
dach zw ęglają se tki »tysięcy lu d z i, a m ie j
sce, na k tó ry m ż y li, czynią n iezdatnym do zamieszkania. S iły te w y z w a la ją się z małego atom u, którfego n ik t n ig d y nie w id z ia ł. D rzem ią w istocie pow stałej w ła ściw ie w ge n ialn ym mózgu czło w ie ka, a raczej narastającej przez w ie k i z m y ś li badaczy i o d kryw có w .
2000 la t przeszło to czył się bieg m y li lu d z k ie j, ja k rw ą c y potok, osad dośw iad
czeń i badań składając w o k ó ł id e i atom u.
Od zarania człow ieka m yśl ludzka zasta
n a w ia ła się nad istotą, budow ą i celem wszystkiego, co człow ieka otacza. W szy
stko je st z czegoś zbudowane, wszystko do czegoś służy, w szystko m usi m ieć ja kąś, choćby u k ry tą , lu b w d anym razie nieznaną przyczynę. B adanie przyczyn z ja w is k przeciw staw ia się m ito w i bogów, tw ó rc z y duch obala magiczne zaklęcia zaJ bo-bonów i wiar» Badanie, n a tu ry prow a
dzi do je j opanowania.
S ta ro żytn y filo z o f ŁeuJcipp pisał, że n ic nie dzieje się samo 'z siebie, lecz w szystko je s t następstwem ja k ie jś p rzyczyny, a dzieje się pod naciskiem konieczności.
T a tęsknota do zgłębienia m echanizm u św iata u c z y n iła ucznia L e u kip p a , D em o- k ry ta Z A b d e ry, tw órcą te o rii atom ów.
Jeszcze przed D e m o kryte m próbow ano w y ja ś n ić p o w staw anie rzeczy z ja k ie jś p ra -m a te rii. Tales z M ile tu za taką u w a żał wodę, H e ra k lit ogień, Pytagoras boski duch. * stanow iący istotę w szystkiego, w idizi w liczbie. Em pedokles uczy, że p ie rw o tn y m i elem entam i budow y św iata i życia na n im są: woda, ogień, ziemia i pow ietrze. Zauważono je d n a k ry c h ło , że w szystko je st pod zielne, ‘n a w e t owe czte
r y podistawowe elem enty. A czego nie można ostrzem noża podzielić, m usi ulec a n a lityczn e j m y ś li lu d z k ie j, p ytającej N a tu rę o n a jb a rd z ie j podstawowe cegieł, k i, z k tó ry c h zbudowany je st św iat. To w łaśnie p yta n ie p ie rw s i rzucają L e u k ip p i D e m o k ry t.
Przed d w u tysiącam i la t ludzkość w e szła na drogę, po k tó re j w iedziona przez um ysły' dziesiątków i setek badaczy od Paracelsu&a, Layo isie ra do S kłodow skiej i R utheforda, dochodzi do je j krańca, gdzie spotyka się z n ie o b lic z a ln y m i m o żliw o ścia m i samozniszczenia, lu b c a łko w ite g o opanowania n a tu ry.
Żadna m a te ria nie jest w, sobie cało
ścią, je st częścią czegoś i sama z części się
•składa. Bo 's p ó jrz m y w o k ó ł siebie: pr.d- ogrzew ającym i p ro m ie n ia m i słońca z ży_
c.odajnej gleby w zrastają rośliny'. N im i ż y w i się czło w ie k i zw ierzęta, on i one u m ie ra ją , w ra ca ją do ziem i ich części składowe, stając się pożyw ieniem nowego wzrostu, skazanego na now y. zgon. G ra nic podziału podać nie można, ale prze
cież muszą być jakieś. K ie d y wszystko gin ie i rodzi się na nowo, w ty m nieusta
ją c y m nurcie pow staw ania i zaniku, ato.
m u r— owe ce g ie łki ogrom nej budow y św iata w swej istocie n ie p o d z ie ln a (stąd ich nazwa: atomos — po grecku — nie p o d zieln y), atom y owe są istnieniem w procesie staw ania się, w ieczystym spoko
je m . w nieustającym ru ch u i zmianie.
A le czyż same cegły są w stanie zgro
madzić się w budowlę? Czy to n y m u zyczne mogą same z siebie złożyć się na melodie? Czy ty lk o przypadek je st p ra wem rządzącym światem? Wszak bogo
w ie — m ó w i D e m o k ry t — są tw o re m lu d z k im , są sym bolem św iatotw órczej substancji, a to, co. zw iem y przypadkiem , to ty lk o gąm ookłarayw anie się człowieka, szukającego płaszczyka na p o k ry c ie swo
je j bezradności. W szystko ma ja k iś k s z ta łt — uczy D e m o k ry t — a każda fo r m a dąży do wyższej fo rm y , każda je st w yrazem kszta łtu ją ce j w o li. C iała wsze
la k ie są z m a te rii i fo rm y , k tó rą w isto
tach żyw ych je s t dusza. Poza w szystkim , oo ma ja k ik o lw ie k kształt, tk w i W ola ja ko w y ra z P ra w o li, stw arzającej ze św ia ta wszechświat.
Ś w ia t otaczający poznajem y — m ó w i m istrz z A b d e ry — dw om a sposobami.
O rganam i poznania zawodnego są zm y
sły, a k ie d y badany p rze d m io t nie da się ju ż n im i ani zobaczyć, a n i słyszeć, czuć, smakować lu b dotknąć, w te d y zaczyna
m y posługiw ać się doskonalszym sposo
bem poznania, posiadającym n a jp re c y z y j
n ie js z y aparat do badania p ra w d y — m y ślenie. G dy zm ysły zawodzą, m y ś l w ie dzie w głąb. sięga od w id zia ln e g o w nie w idzialne, od z ja w iska do jego istoty, od zm ienności do stałej jye w n tę rzn e j budo
w y św iata — do atom ów. Ic h liczba, po
łożenie i porządek są celem poznania, od nich zależy Organizacja, d yn a m ika i w ła ściwości w szystkiego, co istnieje. Ilo ścio we. stosunki atom ów względem siebie są podstawą jakościow ych w łaściw ości rze
czy.
W te n śm ia ły i zdecydowany sposób sta w ia D e m o k ry t nauce program , k tó ry .tysiąclecia będą ro z w ią z y w a ły , w skazu
jąc zarazem drogę nowoczesnej fizyce i chem ii, zapoczątkow ując n ie p rze rw a n y ciąg p yta ń i odpowiedzi na nie, zaw iera
ją cych now e p y ta n ia z koniecznością no
w ych odpowiedzi. Pozostaje o tw a rte t y k ko p yta n ie głów ne o tw órcze s iły b u d u jące oałość z jednostek,, a poznawczego ducha ludzkiego dręczące n ie ty lk o p y ta . niem „s k ą d “ i „dlaczego“ , ale „d o k ą d “ i „p o co “ .
Barbara Silimewicz
M A J K A
Słyszę cię m oja b a jko w lic i szeleście, B a jk o m ądra i dobra, ja k ręce matczyne, K tó re g ła d z iły m n ie po gło w ie w e śnie.
D awno to b yło. Już nie przypom inam . Dziś jestem dorosła. B a jk i są d la dzieci, A zdaje m i się, ja k b y m coś zgubiła,
J a k b y m w w ę d ró w ka ch po szerokim świecie
Przeszła gdzieś obok P r a w d. y, k tó rą w bajce żyłam,
Riemens Oleksik
Z A G A J IM B K
Ten granat o d m ie n ił k ra jo b ra z ; w a ta ku na białe b rzó zki n ie znajdziesz i nie rozpoznasz te j, z ostatniej m a jó w k i.
Je śli w yrzeźbisz w przestrzeni le j ro zg rza n ym granatem — w iosną się zazieleni
kasztan przed tw o ją chatą i w te d y, słysząc pszczoły z odnowionego ula —
będziesz p rzyg lą d a ł się kw ia to m , ja k w ystrze lo n ym kulom .
Aleksander Ścibor-Rylski
L E Ś N A P O D K O W A
Tam b y ło piekło.
Noce b y ły najgorsze. Od szyby ła m a ł się k ie ł chm urnego księżyca. D yszał mróz,
■jak Stasiek, k ie d y tam na Bielanach... Czarność d ła w iła . B y ła n a b ita tw arzam i.
Z każdej szpary w podłodze p a ro w a ł ję k. Jęk, ję k, ję k. —
Sosny w a liły pięściam i w okno. C h cia ły się w łam ać i zadusić. W icher, ja k czołg, chodził w śród pni. O Jezu, Jezu...
A z bandaża c ie kło — cie k ło —
W dzień — ot, b y ło się zagubionym w ty m d n iu . Oczy z b ie ra ły przerażenie, choć dokoła — kuchnia, barszcz, „s z m a tła w ie c “ , świeca. W świecy o tw ie ra ł usta Chudy i trzepał pow iekam i. Zawsze za d rz w ia m i d o b ija ła się A lm a . Uderzała torbą s a n i
tarną, D rzew o d rz w i w drzazgi. I drzazgi w oczy, w usta, w skórę, w m yśli...
K a żd y k o p n ię ty kam ień — cztery sekundy lęku, że granat! Każde o tw a rte pole—
nadziane u k ry ty m i żądłam i peemów.
W szystko na nic, napluć, zgnoić! A le Stasiek — i A lm a -— i C hudy — i Grot-—
Pozwól,, ja usiądę tu ca łkie m cichutko. Ja nie będę przeszkadzał. Nie, nie! — czytaj dalej Chestertona. (Czy w idać, że n ubłociłem , psia m a ć!). Chcę ty lk o siedzieć i widzieć, że można jeszcze uczyć się słów ek i żyć.
Pow iedz m i — czy ja także kiedyś potrafię?...
To w ła śn ie ostatnie p yta n ie na d łu g ie stulecia w cień zapom nienia odsunęło znakom itą m y ś l D e m c k ry ta . Sokrates, Plato, A rysto te le s ponad p ytanie „s k ą d “ i „dlaczego“ sta w ia ją p ytanie ,(dokąd“ i
„poco“ , ponad badanie przyczyn s ta w ia ją szukanie celu.
W ychodząc ze spostrzeżenia że czie ry elem enty Empedoklesa mogą się mieszać i przechodzić jedne w dru g ie (w oda w p a rę i lód, m etale w ciecze i t. p.), czasy lu bujące się w fantastyce, czasy średnio
wiecza — zro d z iły astralogię i alchemię, usiłującą p rz y pomocy s ił nadziem skich a w oparciu o doświadczenie sprowadzić ra j na ziemi, zm ienić przez w ynalezienie tajem niczego ka m ie n ia filozoficznego m e.
tale nieszlachetne na złoto.
D o p ie ro w połow ie X V I I w ie k u Gas- semdi i Semnert ła m ią a u to ry te t A ry s to telesa, p rzypom inając św ia tu staną naukę o atomach, k tó ra teraz św ięcić zaczyna sw ój ponow ny triu m f. Na przełom ie X V I I I w ie k u o d k ry w a ją Francuzi, N iem cy i A n g lic y pierwsze p ra w a rządzące w św iecie chem ii, p ra w a dające w y tłu m a czyć gię je d y n ie p rzyję cie m istn ie n ia a . tom ów. Raz jeszcze w ie k X I X ożyw i fa u - s to w ski p ro b le m alchemicznego p rze rzu cenia m ostu m iędzy życiem a śmiercią.
A le alchem icy X I X w . o d k ry w a ją ty lk o skarbiec atom ów w terze z węg!a; k a . miennegio, zapoczątkowując m im o w o li bogaty d zia ł chem ii, syntetycznej. A to m y sitajją się potęgą, chem ia ła m ie monopole, ba! w kracza naw et w życie polityczne narodów . C zło w ie ko w i udaje się w y n a leźć p ra w a rządzące ty m i n a jd ro b n ie js z y m i cząsteczkami m a te rii, znaleźć m etody technicznego ich w yko rzysta n ia , pianow e
go kom ponow ania z ciegiełek — atom ów now ych b u d o w li — zw ią zkó w chemicz
nych o żądanych właściwościach, p ro d u kow ana ich w fa b ryka ch .
D ługą, n ie zm ie rn ie ciekaw ą drogę prze- b y ł tr iu m fu ją c y ' rozum lu d z k i. O bserwa
cja rzekom ej przypadkow ości, je j p o w ta rza n ie się, fa n ta zja i doświadczenie, to je s t p ro w o ko w a n ie n ie ja k o przyp a d ko w o ści — to narzędzie poznawczego w a rszta tu ludzkiego rozum u.
Aż w ie k X X dochodzi do w niosku, że atom y D e m o kryta nie są zgoła czymś o.
statecznym i niepodzielnym , że wcale nie są atom am i. F izycy z b u rz y li gmach św iata zbudowanego z atomów, o d k ry w a ją c w e w n ę trzn y ś w ia t atom u. , B udow a wszechświata z słońcam i i p la n eta m i zn a jd uje swój, odpotwiedndk. w św iecie atom u.
U czeni n a u c z y ł się ro z b ija ć atom y na części, k tó ry c h ilość i porządek ich ru ch u stanow ią o istocie rzeczy, w racając ty m sam ym do w ia ry sta ro żytn ych w jedność m a te rii i re a liz u ją c m arzenia alchem ików , sen o k a m ie n iu filo zo ficzn ym .
Im. g łębiej badacze w g lą d a ją w św ia t atomu, ty m bardziej g u b i się pojęcie m a te rii. M a te ria może rozprężać się w ener
gię, energia zagęszczać się w m aterię. Im m niejsze są owe p ie rw o tn e części s k ła dowe św iata, ty m większa energia je s t z n im i związana. Czy w atomach dostrzeże się s iły rządzące życiem k o m ó re k ż y wych? C zyżby teraz badacze atom ów z b liż y li się do poznania owej k s z ta łtu ją cej duszy, k tó rą naw et w k a m ie n iu w i
dział D e m o kryt? Czy p o tra fią dać osta
teczną odpowiedź na p yta n ie , ja k ie s iły rządzą ruchem p ro to n ó w i e le k tro n ó w , ow ych słońc i planet zam kniętych w a to mie? Czy poza w szystkim , co nazyw am y m aterią, energią, życiem, poza wszyst
kim , co działa i tw o rz y , tk w i Wola? Na przestrzeni d zie jó w badawczej m y ś li lu d z k ie j rozegrał się fascynujący d ra m a t atom u, jego powstanie, zanik, z m a rtw y c h w stanie i przeistoczenie.
P opłynęła na wyspę B ik in i w a rchipe
lagu wysp- M a rsh a lla nowoczesna A rk a Noego, parow iec „B u rle s o n “ . P rz y w ió z ł on na pokładzie n ie z w y k ły c h pasażerów:
5 tysięcy różnych zw ierząt, do drobnou
s tro jó w w łącznie, dla doświadczeń nad re a kcją organizm ów ż yw ych na detona
cję bom by atom ow ej. W ybuch w atolu Bskini, to próba znalezienia odpowiedzi na p yta n ie : czy d ra m a t atom u będzie t y l k o je d n y m z etapów procesu w n ika n ia człow ieka w tajem nice wszechświata, czy stanie się zarodkiem dram atu ludzkości o rozm iarach kosm icznych. A może z w y cięży rządząca św iatam i — o-a atomu do rozsianych w przestrzeniach m ię d zyp la n e ta rn ych kosmosów — Wofe Boąa? D ra m at atom u trw a .