• Nie Znaleziono Wyników

Dziś i Jutro : katolicki tygodnik społeczny, 1946.07.14 nr 27

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Dziś i Jutro : katolicki tygodnik społeczny, 1946.07.14 nr 27"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

C ena 7 *Ł

O śm dziesięciom ilionow y w sumie b lo k n ie m ie c k i w centrum E u ro p y stanow i groźne niebezpieczeństwo d la narodów i państw, k tó re m a ją z n im ja kie ś p o ra ­ c h u n k i; na zachód — dla F ra n c ji, na wschód — dla P olski.

O ile F rancja, pańs+wo stare, zn a ko m i­

cie zagospodarowane, bogate, pożądane ja k o pierw szorzędna siła sprzym ierzeń­

cza, od północy, zachodu i w znacznej części od p ołudnia, oblana wodą, m a w stosunku do e w e ntualnej agresywności n ie m ie c k ie j poważne i liczne a tu ty za­

bezpieczające — o ty le położenie nasze je s t w w y s o k im s to p n iu niekorzystne.

T ra g izm nasz przed stu kikudziesięeiu la ty polegał na tern, że będąc liczebnie narodem n ie w ie lk im , sąsiadow aliśm y od zachodu i od wschodu z fo rm a c ja m i na­

rodow o - p a ń s tw o w y m i k ilk a k ro tn ie w ię kszym i.

P e rs p e k ty w y k r o iły b y się niebardzo wesołe, g d yb y stosunek pow yższy m ia ł być . specyfikow any, stały, niezm ienny, w ie k u is ty .

Na szczęście ta k n ie jest.

Na szczęście stosunek ilo ś c io w y różnych narodów do siebie je s t czemś n ie p ra w d o ­ podobnie zm iennym i p ły n n y m .

Że liczebność naro d ó w m usiała ulegać w ahaniom w ciągu w ie kó w , o ty m zdaje się świadczyć tru d n a inaczej do zrozu­

m ie n ia ro la histo ryczn a narodów , dziś n ie je d n o k ro tn ie zupełnie drobnych, a k tó re niegdyś s ta n o w iły pierwszorzędne potęgi.

Już .średniowiecze nasze nasuwa nam p rz y k ła d lu d u , k tó r y ulec m u sia ł potę­

żnym flu k ta c io m od ogrom nych mas n ie ­ gdyś, aż do strzępów nieom al, ja k ie po­

zostały po n im dziś. Są to ta k dobrze i od ta k daw na znani nam T atarzy.

Wówczas, gdy pod wodzą Batuchana, ja k potop z a le w a li całą nizinę sarmacką, g d y tr a p ili daw ną Rzeczpospolitą p e rio ­ d y c z n y m i najazdam i za W azów , m u s ie li T a ta rz y także liczebnie przewyższać na­

ro d y wschodnio _ europejskie.

W szczególności m usiało to być p o tę ­ żne i w ie lk ie p lem ię w stosunku do W ie lko ru só w , skoro m ogło ich podbić i przez w ie k i trzym ać w n ie w o li.

Dziś, liczba W ie lk o ru s ó w d o ch o d zi1 szybko do stu m ilio n ó w , gdy w szystkich T a ta ró w , nad W ołgą, na K ry m ie itd . n ie ­ m a nad dziesięć m ilio n ó w .

Jeszcze p la styczn iejszy je s t n rz y k la d L itw in ó w .

T ru d n o u w ie rzyć, że ten lilip u c i n a ro . dek, którego liczba n ie przenosi dziś dw óch m ilio n ó w dusz, b y ł kie d yś potęgą m ilita rn ą , k tó ra m ogła trz y m a ć w zale­

żności od siebie Ruś, aż do K ijo w a i za ­ grażać przez d łu g i czas M oskw ie.

F a kt, że n a ro u y w sw ym ro z w o ju l i ­ czebnym u le g ają znacznym wahaniom , dostarcza nam nader ciekawego ko m e n ­ tarza do objaśnienia w zajem nego sto­

su n ku do siebie N iem iec i F ra n c ji w cza­

sach najnow szych.

W ciągu X I X w ie k u dw a razy p a ń ­ stw a te z m ie rz y ły się ze sobą w ro z­

strzygającym b o ju : w ro k u 1806 i 1870.

Pod Jeną zmiażdżoną została potęga pruska, pod Sedanem francuska.

A le też abstrahując od m nóstw a in n ych czyn n ikó w , zgo-la inaczej w y g lą d a ł sto­

sunek ilo ś c io w y jednego, a drugiego z ty c h państw w ro k u 1806, a 1870. Stosu­

n e k ten w całej p e łn i zrozum iem y i oce- n im y , gdy za p u n k t w y jś c ia do rozważań w eźm iem y stan rzeczy w naszych cza­

sach.

W iadom o, że F ra n c ja je s t fenom enal­

n y m k ra je m , w k tó ry m s ta ty s ty k a od szeregu la t .w yka za ła p rz y b y te k ludnoś­

ci ta k n ik ły , że p ra w ie żaden, w ostatnim zaś ro k u przed pierw szą w o jn ą św iatową, po raz p ie rw szy w y ka za ła ludności tej u b y te k , do któ re g o ro zw ó j stosunków p a rł n ie u chro n n ie i coraz groźniej. Osła­

w io n y „syste m “ d w o jg a dzieci w m a ł­

żeństw ie i w ogóle upadek życia rod zin n e ­ go, pochodzące z ogólnego obniżenia się m oralności, pociągnęły za sobą sta ły i rosnący w ciąż u b y te k ludności, k tó r y w naszych oczach p rz y b ie ra ć począł ch a ra kte r k a ta s tro fa ln y .

Proces w p ro s t p rz e c iw n y o d b y w a ł się ró w n o le g le w Niemczech, gdzie do czasu przed pierw szą w o jn ą św ia to w ą ro k ­ rocznie p rz y b y te k ludności na zasadzie n a d w y ż k i u ro d zin nad śm iertelnością i e m ig ra cją w y ra ż a ł się potężną c y frą 800.000.

W rezu lta cie ty c h obu p rze ciw n ych so­

bie procesów F ra n c ja przedw ojenna, k u r ­ cząc się coraz b ardziej w swej sile lic z e ­ bnej, lic z y ła m ieszkańców 39 m ilio n ó w , a N ie m cy 67 m ilio n ó w , z czego p ra w ie o krągłe 60.000.000 N iem ców . Stosunek ju ż mocno zbłiżon3r do tego stanu rzeczy is tn ia ł około ro k u 1870, ro k u k lę s k i fr a n ­ cuskiej. P rzyro st ludności F ra n c ji b y ł z ro k u na ro k coraz słabszy, podczas gdy

\ a m a r

V A R S O V IE M A C A B R E

■ a / Y D A W A N Y przez Zarząd M iejski

* ** „Miesięcznik Statystyczny“ p rzy­

nosi — niestety z w ielkim opóźnieniem—

ciekawe dane z życia stolicy. W idzimy ja k powoli liczba małżeństw wraca do normy po ogromnym nasileniu, jakie wykazały ostatnie miesiące przed...

wprowadzeniem ślubów cywilnych. M ie ­ liśmy w listopadzie 457 ślubów, w g ru ­ dniu — 1251, w sytczniu — 111, w lutym

— 206, w marcu — 226. (Twórcom no­

wego prawa małżeńskiego poleca sie pójść na sowiecki film p. t. „Powrót“

grany właśnie w Warszawie a obrazują­

cy amoralny skutek rozwodów). Dalej widzim y ja k Warszawa wym iera. Liczba urodzeń w styczniu, lutym i marcu w y ­ niosła: 88, 164, 392, podczas gdy liczba zgonów w tym samym czasie: 504, 489, 590. Wśród chorób śmiertelnych na pierwszym miejscu trzeba wymienić cho­

robę serca (25 proc. zgonów), i gruźlica (17 proc.).

L IG A NARODÓW S IE D Z IB Ą ONZ

■ j r R Y G V E Lie sekretarz Organizacyj Narodów Zjednoczonych oświad­

czył, że O N Z przejmie dawną siedzibę Ligi Narodów w Genewie od 1 sierpnia b. r. i ż eRada U N R R A zbierze się tam następnego już dnia na obrady. Oby ty l­

ko wraz z siedzibą O N Z nie przejął tra ­ dycji Ligi!

W P A L E S T Y N IE CORAZ GORZEJ W A L K I przybrały na sile, a o ich

natężeniu świadczą w ielkie tytuły p rz y prze d sta w ia n iu się w y m ó w ił z po- angielskieh gazet, opisujących na p ie rw ­ szej stronnicy przebieg wypadków. W Iz ­ bie Gmin zabrał głos w tej sprawie pre­

m ier Attlee, mówiąc, że „wprawdzie fai-

N ie m có w co ro k p rz y b y w a ło k ro c ie t y ­ sięcy.

A zgoła inaczej w yg lą d a ła spraw a w okresie Jeny.

W ko lo sa ln ych przedsięwzięciach w o ­ je n n y c h N apoleona I-g o trzo n a rm ii fra n ­ cuskiej s ta n o w ili F rancuzi.

F ra n c ja b y ła przez szereg la t n ie w y ­ czerpanym re ze rw u a re m lu d z k im .

G dy w ro k u 1812 w ie lk a arm ia g in ie na śnieżnych obszarach R osji, N apoleon I, d a le k i od zw ątpienia, śpieszy n ie m a l sp o ko jnie do Paryża, aby w yczarow ać now e z a s tę p z b r o jn e i pod L ip s k ie m z ja w ia się znow u na czele a rm ii k ro c io ­ w e j. O bjaśnia nam tę prężność napo.

leo ń skie j potęgi fa k t, iż F ra n c ja w ow ym czasie je s t k ra je m o grom nie lu d n y m , lu ­ d n ie jszym w szczególności od ówcze­

snych Niem iec, k tó re z czasem m a ją tę sarną F ra n cję s w y m i zasobam i ludnościo.

w y m i ta k s tra s z liw ie zdystansować.

F ra n c ja N apoleońska s to i z N ie m ca m i nie ty lk o al p a rł, lecz tro ch ę je przewyższa.

Jej ludność w yn o s i 26 m ilio n ó w , gdy niem iecka o m ilio n m n ie j — 25 m ilio ­ nów . Z ty c h 25 m ilio n ó w N ie m cy w cią ­ gu dw óch g e n e ra cji skoczyły na 60, Fran_

cja z 26 posunęła się ślim aczo na 30 i k ilk a .

W e F ra n c ji ten le n iw y p rz y b y te k lu ­ dności, k tó r y się w reszcie p rze isto czył

g i n e s i e

szywym jest twierdzenie, iż W ielka B ryta­

nia wypowiedziała wojnę Żydom“, to je ­ dnak niedopuszczalną jest rzeczą istnienie w Palestynie pod płaszczykiem Agencji Żydowskiej nielegalnej arm ii. Oświadcze­

nie premiera nie zostało przyjęte życzliwie przez cały Labour P arty. Niektórzy je j posłowie uważają iż w a lk i z Haganah przynoszą więcej szkód prestiżowi an­

gielskiemu na Środkowym Wschodzie niż pożytku i twierdzą, że otrzym ują więcej protestów listownych z k ra ju w sprawie konfliktu palestyńskiego niż z powodu ., wprowadzenia na nowo kartek na chleb.

żydzi w Polsce j w Czechach przystąpili do akcji protestującej przeciwko rozbra­

janiu Haganahu.

K R Y Z Y S A M E R Y K A Ń S K I

JjjjT N IE S IE N IE kontroli cen w Ame- ce stworzyło na rynku żywnościo­

w ym niebywały chaos. Ceny na mięso i zboża wzrosły bardzo gwałtownie. Stan ten jeżeli nie zostanie szybko zahamowa­

ny może spowodować inflancję, a w każ­

dym razie spowoduje na pewno podnie­

sienie się cen na artykuły dostarczane głodującej Europie. Nowina wcale nie wesoła.

W C H IN A C H

^ Z A N G K A I S ZE K oświadczył, że gotów jest pertraktować z komuni­

stami i nie zaataku.le wojsk komunistycz- nyeh tak dłuSo, póki trwać będą rozmov'y.

Ostrzegł jednak, że jeśli zostanie zaata­

kowany, podejmie natychmiast działania, wojenne.

O S M A N C Z Y K A „Sprawy Polaków"

A ZECZ,. na którą koniecznie trzeba zwrócić uwagę to artykuł E. Os- mańczyka w 63 i 64 numerze „Przekro­

ju “. Ujęcia śląskiego pisarza są nowe, kapitalne i wstrząsające.

w u b y te k , zrozum iano 1 odczuto, ja k o k a ta stro fę narodową.

W o jn a św iatow a, k tó ra osierociła m i­

lio n y ko b ie t, p o g łęb iła jeszcze bardziej to odczucie i zrozum ienie, ś w ia tłe u m y ­ s ły w lite ra tu rz e i p u b licystyce u d e rz y ły na alarm . U n ik a n ie liczniejszego p o ­ tom stw a celem dłuższego zachowania m łodości, u w yg o dn ie n ia . a zarazem d łu ż­

szego u żyw a n ia życia, z a k w a lifik o w a n o , ja k o zbrodnię, a p rz y n a jm n ie j przestęp­

stw o narodow e. P odjęto u s iln ą p ropa­

gandę p rz e c iw k o ilo ścio w e j szczupłości ro d z in y fra n c u s k ie j oraz p rze ciw w szyst­

kie m u , co degeneruje rasę i czyni ją n ie ­ zdolną do n o rm alnego rozradzania się.

A k c ji te j przyszedł potężnie w pomoc znany z w ro t fra n c u s k i k u re lig ijn o ś c i i dziś można powiedzieć, że niebezpie­

czeństwo dalszego to p n ie n ia rasy fr a n ­ cuskiej znacznie się zm niejszyło.

Te same p ra w a socjologiczne, k tó re w ta k fa ta ln y sposób o d b iy się na życiu F ra n c ji, nie są także nieczynne po s tro ­ n ie n ie m ie ckie j.

A ostatnio, ju ż od szeregu miesięcy, cała prasa niem iecka w różnych fo rm a ch b ije na a la rm p o p u la c y jn y , O cóż im chodzi? O rzecz bardzo prostą: aby m a t­

k i germ ańskie ro d z iły w ię ce j dzieci, bo N iem com zagraża w p ro s t k a ta s tro fa ln y u b y te k ludności...

Już na parę la t przed pierw szą w o j­

ną św iatow ą znana badaczka ru c h u lu ­ dności dr. Z o fia Dasz3rńska-G olińska z w ró c iła uwagę, że także, n ie m ie c k i p rz y ­ b y te k ulega system atycznej, stałej, acz pow olnej- re d u k c ji. Zauważono, że p ro . ces ow ej re d u k c ji zostaje w zw iązku^

p rz3'czynow ym z ro zw o je m skupień w ie l-- k o m ie jskich , a w szczególności ognisk w ie lk o przemysłowych,.

K w itn ą c e centra w ie lk o m ie js k ie , dające możność łatw ego i obfitego zarobku, oraz sposobność do ró żn o ra kich uciech życio­

w ych, nie s p rz y ja ją życiu ro dzinnem u i, co za ty m idzie, pom nażaniu się rodzin, a w ięc p rz y b 3'tk o w i ludności, k tó ra n a . rasta n ie t3rle d z ię k i n a tu ra ln e m u p rz y ­ b y tk o w i, ile przez im ig ra cję , c z y li k o ­ sztem w si.

N ie m cy w eszły w okres szalonego ro z­

w o ju po ro k u 1870, zasilone fra n c u s k im zlotem k o n try b u c y jn y m . Od w te d y to zaczęła się g w ałtow na em igracja ludności ze w si do m iast, ro z k w it p rze m ysłu i przeistaczanie się samego, dawnego ty p u

„S ta d t“ w nowoczesne ,,Grosstadt“ , k tó ­ re d la życia ro d z in y i d la naturalnego p rz y ro s tu ludności stanow i podścielłsko zgoła niekorzystne.

D r. Go liń ska podaje w sw oich studiach szczegółowe tablice, w ykazujące, ja k p rz y ­ rost ludności n ie m ie c k ie j ulega ciągłem u zm niejszeniu się i ja k w procesie t 3’ m w ie lk ie m iasta g ra ją głów ną rolę. Już w latach p rze d w o je n n ych zwrócono na to z ja w isko uwagę w Niemczech i u s iło w a ł no przeciw działać m u zapomocą spe­

c ja ln e j propagandy. A g ita c ja je d n a k na ogół n ie p rz y jm o w a ła się szczególnie.

N iedaleka przyszłość pokaże, ja k i o b ró t weźmie w dalszym ciągu kw e stia ru ch u ludności w Niemczech, potędze tra d y c y j­

n ie i z n a tu ry sw ej w ro g ie j Polsce, ja k i w e F ra n c ji, n a tu ra ln e j i ró w n ie ż tra d y ­ c y jn e j naszej sojuszniczce.

D la P o lski k r y je się w zagadnieniu ty m pierwszorzędnie doniosły p roblem b ytu .

Od tego, czy szczep fra n c u s k i okaże się w dalsiz3'm ro z w o ju w y p a d k ó w usychają­

cą rośliną, czy k w itn ą c y m i ro d za jn ym drzew em życia, zależy, czy F ra n cja spro­

sta sw em u historycznem u zadaniu straży nad Renem, straży, czuw ającej nad bez.

(2)

S tr.2 D Z I Ś I J U T R O N r 27 (33)

pieczeństw em zarów no w łasnym , ja k i E u ro p y.

D a le k o w ię ce j jeszcze zależy od tego, w ja k i sposób u ło ż y się p ro p o rc ja .ż y w o tn o , ści i zdolności ro z w o jo w e j rasy naszej do ra s y n ie m ie c k ie j, czy niebezpieczny sto­

sunek c y fro w y przesunie się i w ja k im k ie ru n k u ?

N ie przesądzając fa k tó w przyszłości, w o ln o stw ie rd zić, że horoskopy u kła d a ją się d la nas ja k n a jp o m y ś ln ie j.

S iła rozrodcza N iem iec ulega osłabie­

n iu .

J u ż n ie pomnaża się ludność ich, ja k niedaw no, o przeszło m ilio n g łó w rocznie, ju ż n a w e t ustalona od dłuższego czasu c y fra p rz y ro s tu rocznego 800.000 zach­

w ia ła się in m inus.

I m d a le j, ty m p rz y b y te k N iem ców o- b ie c u je b y ć coraz m niejszy,

j N aodlw rót zaś s iła rozrodcza P olaków z w y ją tk ie m okresu w o jn y stała się je d ­ ną z najznaczniejszych w E uropie, sta­

nowczo zaś przewyższa s ił? niem iecką.

J e j to , te j nieśw iadom ie działającej

„ś le p e j“ , lecz z n a jw ię k s z y c h po kła dó w z d ro w ia rasy pochodzącej sile, zawdzię­

czam y plem ię polskie, że zdołało z n ih ilo - w a ć ty ie p ie k ie ln y c h na siebie zamachów przem yślnego w roga, począwszy od pa­

m iętnego w ypędzenia przez B ism a rka 40.000 P o la k ó w z zaboru pruskiego, a kończąc na ustaw ach w y ją tk o w y c h , m a ­ ją c y c h na celu zm niejszenie ludności p o l­

s k ie j i na zbrodniach w oje n n ych , k tó re ta k fa ta ln ie o d b iły się n a naszym ru c h u ludnościow ym .

W szystkie „k o n c e p ty “ „p ra w o d a w c ó w “ h a ka tystyczn ych ro z b iły się o ten prosty, p rz y ro d n ic z y fa k t, że m a tk i polskie ro d z i­

ł y w ięcej dzieci, n iż m a tk i niem ieckie.

P ro f. Buzek w sw ej zn a ko m ite j książ­

ce o stu la ta ch prześladow ania ż y w io łu polskiego w Prusdech, przytacza ta b lice porów aw cze s iły rozrodczej Polek, a N ie m e k w P oznańskim . W y n ik a z nich, że m atek, m a ją cych pew ną w iększą ilość dzieci, ojp. pięcioro, sześcioro, ośmioro lu b dziesięcioro, w y k a z u je s ta ty s ty k a po s tro n ie p o ls k ie j daleko w ięcej, n iż po n ie m ie c k ie j, o He zaś chodzi o re ko rd , o liczb ę m aksym alą, to ta je s t p rz y P o l­

kach.

Mnożnością tą w y ró w n y w a li P olacy w sw ej w alce z N iem cam i m nóstw o lu k , w y w o ła n y c h przez p rze ciw n ika ,

P o lity c z n ą stronę z ja w iska dostrzegł b y ł .w sw o im czasie kanclerz B illó w i u ją ł ją słyn n e m pow ie d ze n iu :; ,,o p o i.

śkśch k ró lik a c h “ , pow iedzeniu podszytem bezsilną złością i zawiścią.

N ie m c y w ięc w e szli na pe w ie n dłuższy o kre s d z ie jo w y w stan liczebnego cofania się, P olacy w stan w zrostu.

N a te j drodze dokonać się może prze­

m ia n a w p ro s t n ie w y m ie rn e j w agi.

W razie dłuższego d zia ła n ia przyczyn, w y w o łu ją c y c h osłabienie p rz y ro s tu lu d ­ ności, ta k , ja k działo się F ra n c ji, N ie m ­ cy z n a d m ie rn ie rozrodzonego plem ienia m ogą zm ienić się w naród drugiego rzę­

du. Polacy, stojąc dziś na czele narodów ,,m a ły c h “ , mogą przesunąć się do katego­

r i i naro d ó w pod w zględem lic z e b n y m — w iększych.

Z m ia n a taka p o sta w iła b y nas w sytu a ­ c ji z g ru n tu odm iennej, n iż dzisiejsza, sko ro prze sta lib yśm y być narodem d ro b ­ n ym . •

W n a jż y w o tn ie js z y m interesie narodu polskiego le ży w yzyska n ie , w zględnie n ie zm a m o w a n ie te j ko rzystn e j dla niego k o n iu n k tu ry .

S praw ą o w ie le donioślejszą od w szyst.

k ic h razem w z ię ty c h a m b icyj i aspiracyj naszego życia politycznego je s t u trz y m a ­ n ie rasy p o lskie j na poziome, g w a ra n tu ją , cym , w zględnie o tw ie ra ją c y m w id o k i w zn ie sie n ia się je j do rzędu liczniejszych s k u p ie ń narodow ych.

A tm o s fe ra w ie lk e g o m iasta jest w y lę ­ g a rn ią zepsucia, pod k tó re j w p ły w e m o- słabia się spoistość i zw artość ro d zin y, a następnie je j zdolność do odegrania r o li w ła ńcuchu ro z w o jo w y m , zabezpieczają­

c ym n o rm a ln y w z ro s t ludności.

T a k b y ło w e F ra n c ji, gdzie od m ia st za­

czął się proces zm niejszania się p rz y ro s tu zaludnienia. T a k b yło, w zględnie jest i w Niemczech.

W N iem czech zaznaczyło się w ostatnich la ta c h niesłychane zepsucie obyczajów w śró d m łodzieży m ę skie j i żeńskiej, spe­

c ja ln ie ze s fe r b u rżu a zji.

D u m a N iem iec, ich ta k liczna centra w ie lk o m ie js k ie , z k tó r y m i ró w n a ć się t y l ­

k o m ogą W łochy, s ta ły się z b io rn ik a m i, za.

tru w a ją c e m i organizm narodu.

M iasta, j,ak B e rlin , H a m b u rg i inne, za­

m ie n iły się w o lb rz y m ie ce n tra zepsucia.

Życie_ niem ieckie, kip ią ce dokoła cen- tró w n ie m ie ckich i prom ieniejące dokoła nich, zam ieniło się w rynsztok, w k tó ry m bez śladu giną stare c n o ty germ ańskie, te, k tó ry m N iem cy zaw dzięczały dotychczas sw ój ta k groźny d la sąsiadów m ilio n o w y p rz y b y te k ludności.

A ja k w yka za ła obserw acja ostatnich m iesięcy, procesow i u b y tk u ludności z je d ­ n e j strony, a rozw iązłości z d ru g ie j — nie s tw o rz y ły ham ulca n a w e t płom ienne m o­

w y i surow e nakazy H itle ra .

Na szczęście, na w ie lk ie szczęście, je s t

Władysław Że gacki

P O L S K A , „ p ó ł A z ja “ o .setki m il od super

„E u ro p y “ b e rliń skie g o typ u .

Poniew aż je d n a k czło w ie k ie m rządzą w szelkie m n ie j w ięcej te same pra w a so­

cjologiczne, b y ło b y wskazane, aby m y ś lą ­ ca część społeczeństwa ju ż od dziś sposo­

bem zapobiegawczym sta ra ła się u trw a lić to, co sp rz y ja u nas k rz e w ie n iu się z w a r­

tości i zd ro w ia ro d zin y, a n ih ilo w a ć to, co pow oduje je j rozprężenie i upadek.

O lb rzym ią , n ie w y m ie rn ą zasługą Polek, zasługą w p ro s t dziejow ego znaczenia, jest u trz y m a n ie w czystości gniazda rodzinne­

go. Stąd b o w ie m w znacznej m ierze w y ­ p ły w a ła ta siła m oralna, k tó ra pozw alała n a ro d o w i naszemu w y trw a ć w obronie

i ¡przetrwać straszną n ie w o lę , ja k ie j p rz y ­ k ła d u nie znają dzieje.

D latego z n a jw ię k s z y m naciskiem nale­

ży zaznaczyć, że n a jd zie ln ie js z y m czyn n i­

kie m , c h ro n ią cym m o ra ln o -fizyczn ą cze r- stwość ro d z in y i ja k najw yższą je j w a r­

tość społeczną, je s t c z y n n ik re lig ijn y , k tó ­ r y ta k cudow nie u m ia ła w c ie lić w życie ko b ie ta polska.

In te re s n a ro d o w y i r e lig ijn y schodzą się tu przedziw nie.

W ychow anie re lig ijn e przez dom i szko­

łę, to pom yślna przyszłość naszego k r a ju i narodu.

Stanisław Jasiński

. N. Z.

H iszpania pod rzą d a m i generała F ra n - cieszącą się c a łk o w itą swobodą dalszego co je st dziś fa k ty c z n ie je d yn ą pozosta­

łością p o lity k i osi H it le r — M ussolini, ro zw o ju . S p rytn a p o lity k a w okresie w o ­ je n n y m oraz szczęśliwe położenie geo­

graficzne u m o ż liw iły •' tem u re ż im o w i prześlizgnięcie się przez w szystkie nie ­ bezpieczeństwa zew nętrznych in te rw e n . c y j, k tó ry c h n ie u c h ro n n y m s k u tk ie m b y ­ ła b y k a ta s tro fa reżim u.

W okresie hiszpańskiej w o jn y dom owej opinia publiczna w Polsce śledziła z n a j­

w ię kszym «lapięciem , choć z ró ż n y m na­

staw ieniem , w iadom ości dochodzące z pola b itw y . Wszyscy, k tó rz y w id z ie li w kom u n izm ie — w ro g a n u m e r jed e n — id e n ty fik o w a li interes H is z p a n ii ze spra­

w ą generała Franco, wszyscy, k tó ry c h przekonania ideowe w ią z a ły z rządem re ­ p u b lik a ń s k im — w id z ie li w buncie w o j.

skow ym — w stęp do św ia to w e j ofensy­

w y faszyzm u i h itle ry z m u .

N ie wszędzie po d ział o p in ii pu b liczn e j W stosunku do hiszpańskiej w o jn y domo­

w e j .b y ł ta k prosty, ja w Polsce. W e F ra n ­ c ji n a p rz y k ła d część o p in ii p u b liczn e j, re ­ prezentowanej przez k a to lic k i ,,E s p n t“ , zajęła niedwuznacznie w ro g ie sta n o w i­

sko wobec a k c ji generała Franco, w sa­

m ej zaś H iszpanii, o ile większość ka to ­ lic k ą rep re ze nto w a ł a n tyrzą d o w y G il R o.

bies, o ty le i po s tro n ie re p u b lik a ń s k ie j znalazły się fo rm a cje k a to lic k ie , re p re ­ zentowane przez Jose Bergamos. B y ły one je d n a k W w yra źn e j m niejszości i p rz y ­ tłoczone a n ty -k a to lic k ą m arksistow ską i anarchistyczną większością.

W m ia rę tego jednak, ja k w o jn a dom o­

wa w H is z p a n ii p rz y b ie ra ła c h a ra k te r wstępnej ro z g ry w k i m iędzynarodow ych s ił kom u n istyczn ych z je d n ej, faszystow ­ skich z d ru g ie j — k o n flik t id e lo o g łi za­

m ie n ia ł się w k o n flik t p o lity c z n y , a z w y ­ cięski re żim gen. Franco przeistoczył się szybko w ekspozyturę p o lity c z n ą h itle ­ ro w s k ic h Niemiec.

Jest w ięc bezw ątpienia rzeczą dziwną, swoiście cechującą dzisiejszy u k ła d p o li­

tyczny, że po z w y cię skim zakończeniu w o jn y S przym iei-zeni nie p o d ję li n a ty c h ­ m iast k ro k ó w , zdążających do z lik w id o ­ w a n ia rządów jaw nego s a te lity H itle ra i M ussoliniego. Można to w y tłu m a c z y ć t y l ­ ko zmęczeniem zwycięsców, oraz fa kte m , iż ciężar ro z g ry w e k p o lity c z n y c h m iędzy w ie lk im i m o ca rstw a m i odsunął się znacz­

n ie od pó łw ysp u pirenejskiego.

W k w ie tn iu bieżącego ro k u P olska re ­ prezentowana przez ambasadora O. L a n ­ gego, w niosła na porządek dzienny Rady Bezpieczeństwa N arodów Zjednoczonych spraw ę re żim u gen. Franco. W o parciu o fa k t, iż Zgrom adzenie Ogólne jednogłoś­

nie o drzuciła ewentualność zaproszenia H iszp a n ii ze sw ym obecnym rządem do org a n iza cji N arodów Zjednoczonych, o.

raz o dane w skazujące na niebezpieczeń­

stw o pow stania pow ażnych fe rm e n tó w w p o lity c e m iędzynarodow ej, w y w o ła n y c h działalnością gen. F ranco — p rze d sta w i­

cie l P o lski w n o s ił o uznanie tego re żim u ja k o szkodliw ego d la sp ra w y p o k o ju i żądał zalecenia przez Radę Bezpieczeń­

stw a wszczęcia przez N a ro d y Z jedncczo.

ne k ro k ó w , m ających przyśpieszyć prze­

w ró t w H iszpanii.

Od c h w ili złożenia tego w n io sku m in ę ­ ło ju ż b lis k o trz y miesiące i spraw a h i­

szpańska nie w ie le .posunęła się naprzód i obserw atorzy p o lity k i m iędzynarodow ej nie ro k u ją w ie le nadziei na je j szybkie rozstrzygnięcie.

Is tn ie ją b o w ie m tr z y rozbieżne stano­

w iska, zajęte przez państwa, reprezento­

w ane w o rg a n iza cji N arodów Z jednoczo­

nych. J a k k o lw ie k wszyscy zgadzają się na to, iż re ż im gen. Franco je s t w artością negatyw ną, ta k przez w zgląd na sw ą przeszłość, ja k przez fa k t, iż s ta ł się dziś je d y n ą ostoją d la w ie lu u c ie k in ie ró w z N iem iec i W łoch, ja k i wreszcie dla tego, iż n ie ulega n a jm n ie jsze j w ą tp liw o ś c i, że u trz y m u je się s iłą w b re w w o li w iększo­

ści ludności — to je d n a k poważne ro zb ie ­ żność izachodzą p rz y rozw ażaniu c h a ra k ­ te ru a k c ji p rz e c iw gen. Franco, oraz k o m ­ p e te n c ji N a ro d ó w Zjednoczonych do in ­ gerow ania w w ew n ę trzn e s p ra w y hisz­

pańskie.

Stanow isko n a jb a rd z ie j s kra jn e z a jm u ­ je ZSRR, 1 żądająca n a jb a rd z ie j katego­

ryczn e j a k c ji, m ającej n,a celu najszyb­

sze w yw ró ce n ie obecnego x*eżknu. Należy bow iem pamiętać, iż ZSRR je s t nie ty lk o n a jb a rd z ie j zaangażowany ideowo w k o n ­ f l i k t z H iszpanią faszystowską poprzez swą a k ty w n ą pomoc, udzieloną rządow i re p u b lik a ń s k ie m u w czasie w o jn y domo­

w e j, lecz posiada w zanadrzu pow ażny rachunek do u re g u lo w a n ia przez gen.

Franco za u d z ia ł jego w o js k po stonie n ie m ie c k ie j w czarnie h itle ro w s k ie j w y ­ prąW y na Rosję. ZSRR żąda w ięc n ie t y l ­ ko zerw ania stosunków dyplom atycznych, lecz ró w n ie ż zastosowania sankcyj go.

spodarczych, nie cofając się naw et przed ewentualnością zbrojnego poparcia em i­

g ra c ji hiszpańskiej na w ypadek, gdyby w y b u c h ło a n ty.rzą d o w e powstanie.

Stanow isko bard zie j um iarkow ane, choć nie m n ie j zdecydowane, re p re ze ntu ­ je F ra n cja , k tó ra zresztą pierw sza jesz­

cze w m a rcu b. r. w ysunęła przez swego m in is tra sp ra w zagranicznych B id a u lt (M . R. P.) in ic ja ty w ę a k c ji a n ty -fra n k ó w . sfciej. Żąda ona b o w ie m zerw ania stosun­

k ó w z reżim em , poparcia m a terialnego i m oralnego em igracyjnego rządu G irala, w y k lu c z a je d n a k ewentualność z b ro jn e j in te rw e n c ji, ja k i je s t zasadniczo przeci­

w na p o p ie ra n iu ja k ie jk o lw ie k re w o lty w e w n ą trz H iszpanii.

W reszcie rząd a n g ie ls k i reprezentuje, zastrzegając ideową wrogość L a b o u r P a rty wobec Franco, zgoła odmienne sta­

now isko, gdyż je st w zasadzie p rze ciw n y w sze lkie j fo rm a ln e j in g e re n c ji w sp ra w y, hiszpańskie. Racje, k tó re w ysuw a, są m o­

że pozbawione m om entów ideow ych, lecz zato ja k zaiwsze u A n g lik ó w , bardzo p ra k ­ tyczne. S tw ie rd za on z je d n e j stro n y, że zerw anie stosunków h a n d lo w ych spowo­

dow ałoby poważną lu k ę w h a n d lu b r y ­ ty js k im , im p o rtu ją c y m w ie le z H iszpanii, od ru d począwszy, na pom arańczach(i) kończąc, z d ru g ie j strony, że je d y n ą szan­

są szybkiego pozbycia się re ż im u Franco b y ła b y inge re n cja zb ro jn a , co kosztow a­

ło b y w ie le o fia r, przede w szystkim wśród sam ych H iszpanów . Prasa angielska do­

daje do tego sceptycznie, że dotychczaso­

we doświadczenia historyczne wskazują, iż na p iętn o w a n ie i odosobnienie jakiegoś re ż im u wzmcanda go raczej, gdyż bu d zi

m egalom anię narodu, wreszcie, że zerw a­

nie stosunków d y p lo m a tyczn ych d a ło by gen. Franco c a łk o w itą w o ln ą rę kę w je ­ go p o lic y jn e j p o lityce , ham ow anej dou tychczais w zg lę d a m i w łaśnie d yp lo m a tycz­

n y m i.

J a k w idać, stanow iska ró żn ią się znacz­

nie. W spólne teoretyczne potępienie d zi­

siejszego re żim u hiszpańskiego osłabia też fa k t, iż is tn ie ją dość rozbieżne tenden­

cje ćo do ch a ra kte ru , ja k i m ia łb y p rzyb ra ć następny rząd hiszpański. W yd a je się, że A n g lia , p rze ciw n ie n iż ZSRR, p ra gnęłaby rz ą d u dość um iarkow anego, m ającego p o . parcie s fe r w o js k o w y c h hiszpańskich, podczas gdy np. F ra n c ja fa w o ry z u je w y ­ raźnie so cja listó w hiszpańskich, choć są.

o n i w dalszym ciągu w k o n flik c ie z h i­

szpańską p a rtią kom unistyczną.

W niosek p o ls k i p rz y ję ty został przez Radę Bezpieczeństwa z szeregiem zastrze­

żeń. B odajże n a jw a żn ie jszym b y ła w ą tp li­

wość, czy is to tn ie Rada Bezpieczeństwa ma p ra w o w g lą d u w w e w nętrzne stosun­

k i hiszpańskie. Po ogólnych debatach, w k tó ry c h zarysowane zostały stanow iska poszczególnych m o ca rstw wobec p ro b le ­ m u hiszpańskiego, przekazano ostatecz­

nie spraw ę specjalnej p o d k o m is ji, złożo­

nej z p rze d sta w icie li A u s tra lii, B ra z y lii, Chin, F ra n c ji i P olski. P odkom isja m ia ła zbadać treść zarzutów , sta w ia n ych obec­

nem u rz ą d o w i H iszp a n ii, podczas gdy rze­

czoznawcy m e li s tw ie rd zić, czy w niosek P o ls k i zgodny je s t z treścią K a r ty N a ro ­ dów Zjednoczonych.

Sprawozdanie p o d ko m isji, złożone na początku czerwca, stw ierdza, iż: „d z ia ­ łalność re żim u gen. Franco, m im o że nie stanow i bezpośredniej groźby d la p o ko ju, stw arza je d n a k sytuację, k tó ra je s t po­

tencjalnym . zagrożeniem p o k o ju m ię d z y , narodow ego“ . M im o to p o d ko m isja s tw ie rd z iła , p rze ciw czemu zaprotestow ał amfo. Lange, iż nie w id z i p odstaw dla za­

lecenia czy to użycia s iły , czy też zerw ania stosunków dyp lo m a tyczn ych przez po­

szczególne państw a O. N. Z.

W ty c h ostrożnych fo rm u łk a c h k r y je się oczyw ista chęć odw leczenia decyzji, a może i zagubienia całej sprarwy w śró d obrad Zgrom adzenia Ogólnego N arodów Z j ednoczonych, na k tó re spraw a z o sta ła - przekazana.

Spraw a u tonęła w zaw iłościach proce­

d u ra ln ych . Od c h w ili, gdy na je d n y m z posiedzeń R ady Bezpieczeństwa zasady p ro ce d u ry re fe ro w a ł prze d sta w icie l C h in

— dr. L i — zostały one słusznie nazwane

„chińszczyzną“ . Is to tn ie od czasów, gdy w ła d cy C hin u s ta la li swój bardzo sko m ­ p lik o w a n y p ro to k ó ł, n ie b y ło chyba ta k z a w iły c h fo rm postępowania, ja k te, k tó ­ ry m i posługuje się Rada Bezpieczeństwa, Jest je d n a k w ty c h zawiłościach pew na m y ś l — k r y ją one m ia n o w icie niepew no­

ści, n u rtu ją c e poszczególnych czło n kó w zgromadzenia co do is to ty ko m p e te n c ji i m ożliw ości w ykonaw czych te j jeszcze bardzo m łodej in s ty tu c ji. ,

Spraw a hiszpańska je s t w łaśnie ch a ra k­

te ry s ty c z n y m dowodem , ja k jeszcze nie- sprecyzowane są w ła c iw e zadania orga­

n iz a c ji N a ro d ó w Zjednoczonych.

J a k ie stanow isko w in iliś m y zająć w o­

bec hiszpańskiego problem y? W ydaje się nam, że zainteresow anie Polsce tą .-sprawą jest dotychczas zbyt powięrzcłkO»

(3)

)

I łr 2T'(3S) D Z I Ś I J U T R O Str.' 3

w ne i fo rm a ln e , miano, że w łaśnie od nas w yszła in ic ja ty w a . T ru d n o je s t z odle­

głości oceniać, ja k a m etoda in te rw e n c ji je st słuszna, ja k k o lw ie k w yd a je się nam oczywiste, że trzeba za w szelką cenę u- n ik n ą ć ro zle w u k rw i. W ydaje się jednak, że -w okół s p ra w y hiszpańskiej w aży się p ro b le m o w ie le donioślejszy niż proce­

d u ra ln y , czy fo rm a ln o -p ra w n y . W aży się bow iem spraw a n a jis to tn ie js z e j kom pe­

te n c ji N arodów Zjednoczonych — praw a o b ro n y lu d ó w uciśnionych. J a k k o lw ie k p ra w n ic y stw ie rd za ją , iż podm iotem p ra .

nadm iernego rozszerzenia, kom p e te n cji tej in s ty tu c ji — to m u sim y stw ie rd zić, iż w naszym m n ie m a n iu nie będzie p o kcju na świecie, nie będzie spraw iedliw ości i postępu, je ś li pod p rz y k ry w k ą suw eren­

ności państw ow ej k ry ć się będzie m ógł ucisk i d y k ta tu ra . W yd a je się, że w ię k ­ szość narodów c y w iliz o w a n y c h dorosła ju ż do tego poziom u, by można b y ło bez obaw y pow ie rzyć w ręce ich rep re ze nta n ­ tó w obronę pra w a narodów, a me ty lk o rządów. Jestemy, rzecz oczywista, rzeczni.

w a N arodów Zjednoczonych są ty lk o k a m i o brony praw a suw erenności n a ro . państwa, a nie społeczeństwa, ja k iro lw ie jr dów. Jeśli je d n a k ma istnieć rzeczyw ista p o lity c y stw ie rd za ją niebezpieczeństwa organizacja narodów , to m usi się ona o-

Wałerian Lachniłł

przeć na w yrzeczeniu się na je j korzyść z n ie k tó ry c h p ra w suw erennych, przede w szystkim tych, k tó re stać się mogą przyczyną k o n flik tó w .

Dlatego jesteśm y zdania, że spraw a h i­

szpańska słusznie znalazła się na porząd­

k u dziennym R ady Bezpieczeństwa N a ro ­ dów Zjednoczonych i życzym y, by, bez w zględu na to, ja k ie zapadną decyzje p raktyczne — spraw a ta stała się prece­

densem u dow adniającym praw o N a ro ­ dów Zjednoczonych do in te rw e n io w a n ia p rze ciw w sze lkim reżim om , depczącym wolność ludów.

Władysław Żegocki

O ET €S m SM Ś

Świat, oały szuka dziś odpow iedzi na dręczące go pytanie, ja k ie losy zgotuje m u jeszcze atom. Czy będzie straszącym ludzkość w id m e m zagłady, czy sianie się ziarnem dalszego postępu,, czy będzie przekleństw em , czy błogosław ieństwem .

E nergia atom owa stała się p rzedm io­

tem w sp ó ln ych obrad w szystkich n a ro ­ dów św iata, obrad w ażniejszych niż k w e ­ stie granic, czy u stro jó w . W szak s iły iu k ry te w atom ie uranu, z m ia ta ją z p o w ie ­ rz c h n i ziem i całe miasta, w paru sekun­

dach zw ęglają se tki »tysięcy lu d z i, a m ie j­

sce, na k tó ry m ż y li, czynią n iezdatnym do zamieszkania. S iły te w y z w a la ją się z małego atom u, którfego n ik t n ig d y nie w id z ia ł. D rzem ią w istocie pow stałej w ła ściw ie w ge n ialn ym mózgu czło w ie ­ ka, a raczej narastającej przez w ie k i z m y ś li badaczy i o d kryw có w .

2000 la t przeszło to czył się bieg m y li lu d z k ie j, ja k rw ą c y potok, osad dośw iad­

czeń i badań składając w o k ó ł id e i atom u.

Od zarania człow ieka m yśl ludzka zasta­

n a w ia ła się nad istotą, budow ą i celem wszystkiego, co człow ieka otacza. W szy­

stko je st z czegoś zbudowane, wszystko do czegoś służy, w szystko m usi m ieć ja ­ kąś, choćby u k ry tą , lu b w d anym razie nieznaną przyczynę. B adanie przyczyn z ja w is k przeciw staw ia się m ito w i bogów, tw ó rc z y duch obala magiczne zaklęcia zaJ bo-bonów i wiar» Badanie, n a tu ry prow a­

dzi do je j opanowania.

S ta ro żytn y filo z o f ŁeuJcipp pisał, że n ic nie dzieje się samo 'z siebie, lecz w szystko je s t następstwem ja k ie jś p rzyczyny, a dzieje się pod naciskiem konieczności.

T a tęsknota do zgłębienia m echanizm u św iata u c z y n iła ucznia L e u kip p a , D em o- k ry ta Z A b d e ry, tw órcą te o rii atom ów.

Jeszcze przed D e m o kryte m próbow ano w y ja ś n ić p o w staw anie rzeczy z ja k ie jś p ra -m a te rii. Tales z M ile tu za taką u w a ­ żał wodę, H e ra k lit ogień, Pytagoras boski duch. * stanow iący istotę w szystkiego, w idizi w liczbie. Em pedokles uczy, że p ie rw o tn y m i elem entam i budow y św iata i życia na n im są: woda, ogień, ziemia i pow ietrze. Zauważono je d n a k ry c h ło , że w szystko je st pod zielne, ‘n a w e t owe czte­

r y podistawowe elem enty. A czego nie można ostrzem noża podzielić, m usi ulec a n a lityczn e j m y ś li lu d z k ie j, p ytającej N a tu rę o n a jb a rd z ie j podstawowe cegieł, k i, z k tó ry c h zbudowany je st św iat. To w łaśnie p yta n ie p ie rw s i rzucają L e u k ip p i D e m o k ry t.

Przed d w u tysiącam i la t ludzkość w e ­ szła na drogę, po k tó re j w iedziona przez um ysły' dziesiątków i setek badaczy od Paracelsu&a, Layo isie ra do S kłodow skiej i R utheforda, dochodzi do je j krańca, gdzie spotyka się z n ie o b lic z a ln y m i m o ­ żliw o ścia m i samozniszczenia, lu b c a łko ­ w ite g o opanowania n a tu ry.

Żadna m a te ria nie jest w, sobie cało­

ścią, je st częścią czegoś i sama z części się

•składa. Bo 's p ó jrz m y w o k ó ł siebie: pr.d- ogrzew ającym i p ro m ie n ia m i słońca z ży_

c.odajnej gleby w zrastają rośliny'. N im i ż y w i się czło w ie k i zw ierzęta, on i one u m ie ra ją , w ra ca ją do ziem i ich części składowe, stając się pożyw ieniem nowego wzrostu, skazanego na now y. zgon. G ra ­ nic podziału podać nie można, ale prze­

cież muszą być jakieś. K ie d y wszystko gin ie i rodzi się na nowo, w ty m nieusta­

ją c y m nurcie pow staw ania i zaniku, ato.

m u r— owe ce g ie łki ogrom nej budow y św iata w swej istocie n ie p o d z ie ln a (stąd ich nazwa: atomos — po grecku — nie ­ p o d zieln y), atom y owe są istnieniem w procesie staw ania się, w ieczystym spoko­

je m . w nieustającym ru ch u i zmianie.

A le czyż same cegły są w stanie zgro­

madzić się w budowlę? Czy to n y m u ­ zyczne mogą same z siebie złożyć się na melodie? Czy ty lk o przypadek je st p ra ­ wem rządzącym światem? Wszak bogo­

w ie — m ó w i D e m o k ry t — są tw o re m lu d z k im , są sym bolem św iatotw órczej substancji, a to, co. zw iem y przypadkiem , to ty lk o gąm ookłarayw anie się człowieka, szukającego płaszczyka na p o k ry c ie swo­

je j bezradności. W szystko ma ja k iś k s z ta łt — uczy D e m o k ry t — a każda fo r ­ m a dąży do wyższej fo rm y , każda je st w yrazem kszta łtu ją ce j w o li. C iała wsze­

la k ie są z m a te rii i fo rm y , k tó rą w isto­

tach żyw ych je s t dusza. Poza w szystkim , oo ma ja k ik o lw ie k kształt, tk w i W ola ja ­ ko w y ra z P ra w o li, stw arzającej ze św ia ­ ta wszechświat.

Ś w ia t otaczający poznajem y — m ó w i m istrz z A b d e ry — dw om a sposobami.

O rganam i poznania zawodnego są zm y­

sły, a k ie d y badany p rze d m io t nie da się ju ż n im i ani zobaczyć, a n i słyszeć, czuć, smakować lu b dotknąć, w te d y zaczyna­

m y posługiw ać się doskonalszym sposo­

bem poznania, posiadającym n a jp re c y z y j­

n ie js z y aparat do badania p ra w d y — m y ­ ślenie. G dy zm ysły zawodzą, m y ś l w ie ­ dzie w głąb. sięga od w id zia ln e g o w nie ­ w idzialne, od z ja w iska do jego istoty, od zm ienności do stałej jye w n tę rzn e j budo­

w y św iata — do atom ów. Ic h liczba, po­

łożenie i porządek są celem poznania, od nich zależy Organizacja, d yn a m ika i w ła ­ ściwości w szystkiego, co istnieje. Ilo ścio ­ we. stosunki atom ów względem siebie są podstawą jakościow ych w łaściw ości rze­

czy.

W te n śm ia ły i zdecydowany sposób sta w ia D e m o k ry t nauce program , k tó ry .tysiąclecia będą ro z w ią z y w a ły , w skazu­

jąc zarazem drogę nowoczesnej fizyce i chem ii, zapoczątkow ując n ie p rze rw a n y ciąg p yta ń i odpowiedzi na nie, zaw iera­

ją cych now e p y ta n ia z koniecznością no­

w ych odpowiedzi. Pozostaje o tw a rte t y k ko p yta n ie głów ne o tw órcze s iły b u d u ­ jące oałość z jednostek,, a poznawczego ducha ludzkiego dręczące n ie ty lk o p y ta . niem „s k ą d “ i „dlaczego“ , ale „d o k ą d “ i „p o co “ .

Barbara Silimewicz

M A J K A

Słyszę cię m oja b a jko w lic i szeleście, B a jk o m ądra i dobra, ja k ręce matczyne, K tó re g ła d z iły m n ie po gło w ie w e śnie.

D awno to b yło. Już nie przypom inam . Dziś jestem dorosła. B a jk i są d la dzieci, A zdaje m i się, ja k b y m coś zgubiła,

J a k b y m w w ę d ró w ka ch po szerokim świecie

Przeszła gdzieś obok P r a w d. y, k tó rą w bajce żyłam,

Riemens Oleksik

Z A G A J IM B K

Ten granat o d m ie n ił k ra jo b ra z ; w a ta ku na białe b rzó zki n ie znajdziesz i nie rozpoznasz te j, z ostatniej m a jó w k i.

Je śli w yrzeźbisz w przestrzeni le j ro zg rza n ym granatem — w iosną się zazieleni

kasztan przed tw o ją chatą i w te d y, słysząc pszczoły z odnowionego ula —

będziesz p rzyg lą d a ł się kw ia to m , ja k w ystrze lo n ym kulom .

Aleksander Ścibor-Rylski

L E Ś N A P O D K O W A

Tam b y ło piekło.

Noce b y ły najgorsze. Od szyby ła m a ł się k ie ł chm urnego księżyca. D yszał mróz,

■jak Stasiek, k ie d y tam na Bielanach... Czarność d ła w iła . B y ła n a b ita tw arzam i.

Z każdej szpary w podłodze p a ro w a ł ję k. Jęk, ję k, ję k. —

Sosny w a liły pięściam i w okno. C h cia ły się w łam ać i zadusić. W icher, ja k czołg, chodził w śród pni. O Jezu, Jezu...

A z bandaża c ie kło — cie k ło —

W dzień — ot, b y ło się zagubionym w ty m d n iu . Oczy z b ie ra ły przerażenie, choć dokoła — kuchnia, barszcz, „s z m a tła w ie c “ , świeca. W świecy o tw ie ra ł usta Chudy i trzepał pow iekam i. Zawsze za d rz w ia m i d o b ija ła się A lm a . Uderzała torbą s a n i­

tarną, D rzew o d rz w i w drzazgi. I drzazgi w oczy, w usta, w skórę, w m yśli...

K a żd y k o p n ię ty kam ień — cztery sekundy lęku, że granat! Każde o tw a rte pole—

nadziane u k ry ty m i żądłam i peemów.

W szystko na nic, napluć, zgnoić! A le Stasiek — i A lm a -— i C hudy — i Grot-—

Pozwól,, ja usiądę tu ca łkie m cichutko. Ja nie będę przeszkadzał. Nie, nie! — czytaj dalej Chestertona. (Czy w idać, że n ubłociłem , psia m a ć!). Chcę ty lk o siedzieć i widzieć, że można jeszcze uczyć się słów ek i żyć.

Pow iedz m i — czy ja także kiedyś potrafię?...

To w ła śn ie ostatnie p yta n ie na d łu g ie stulecia w cień zapom nienia odsunęło znakom itą m y ś l D e m c k ry ta . Sokrates, Plato, A rysto te le s ponad p ytanie „s k ą d “ i „dlaczego“ sta w ia ją p ytanie ,(dokąd“ i

„poco“ , ponad badanie przyczyn s ta w ia ­ ją szukanie celu.

W ychodząc ze spostrzeżenia że czie ry elem enty Empedoklesa mogą się mieszać i przechodzić jedne w dru g ie (w oda w p a ­ rę i lód, m etale w ciecze i t. p.), czasy lu ­ bujące się w fantastyce, czasy średnio­

wiecza — zro d z iły astralogię i alchemię, usiłującą p rz y pomocy s ił nadziem skich a w oparciu o doświadczenie sprowadzić ra j na ziemi, zm ienić przez w ynalezienie tajem niczego ka m ie n ia filozoficznego m e.

tale nieszlachetne na złoto.

D o p ie ro w połow ie X V I I w ie k u Gas- semdi i Semnert ła m ią a u to ry te t A ry s to ­ telesa, p rzypom inając św ia tu staną naukę o atomach, k tó ra teraz św ięcić zaczyna sw ój ponow ny triu m f. Na przełom ie X V I I I w ie k u o d k ry w a ją Francuzi, N iem cy i A n g lic y pierwsze p ra w a rządzące w św iecie chem ii, p ra w a dające w y tłu m a ­ czyć gię je d y n ie p rzyję cie m istn ie n ia a . tom ów. Raz jeszcze w ie k X I X ożyw i fa u - s to w ski p ro b le m alchemicznego p rze rzu ­ cenia m ostu m iędzy życiem a śmiercią.

A le alchem icy X I X w . o d k ry w a ją ty lk o skarbiec atom ów w terze z węg!a; k a . miennegio, zapoczątkowując m im o w o li bogaty d zia ł chem ii, syntetycznej. A to m y sitajją się potęgą, chem ia ła m ie monopole, ba! w kracza naw et w życie polityczne narodów . C zło w ie ko w i udaje się w y n a ­ leźć p ra w a rządzące ty m i n a jd ro b n ie js z y ­ m i cząsteczkami m a te rii, znaleźć m etody technicznego ich w yko rzysta n ia , pianow e­

go kom ponow ania z ciegiełek — atom ów now ych b u d o w li — zw ią zkó w chemicz­

nych o żądanych właściwościach, p ro d u ­ kow ana ich w fa b ryka ch .

D ługą, n ie zm ie rn ie ciekaw ą drogę prze- b y ł tr iu m fu ją c y ' rozum lu d z k i. O bserwa­

cja rzekom ej przypadkow ości, je j p o w ta ­ rza n ie się, fa n ta zja i doświadczenie, to je s t p ro w o ko w a n ie n ie ja k o przyp a d ko w o ­ ści — to narzędzie poznawczego w a rszta ­ tu ludzkiego rozum u.

Aż w ie k X X dochodzi do w niosku, że atom y D e m o kryta nie są zgoła czymś o.

statecznym i niepodzielnym , że wcale nie są atom am i. F izycy z b u rz y li gmach św iata zbudowanego z atomów, o d k ry w a ­ ją c w e w n ę trzn y ś w ia t atom u. , B udow a wszechświata z słońcam i i p la n eta m i zn a jd uje swój, odpotwiedndk. w św iecie atom u.

U czeni n a u c z y ł się ro z b ija ć atom y na części, k tó ry c h ilość i porządek ich ru ch u stanow ią o istocie rzeczy, w racając ty m sam ym do w ia ry sta ro żytn ych w jedność m a te rii i re a liz u ją c m arzenia alchem ików , sen o k a m ie n iu filo zo ficzn ym .

Im. g łębiej badacze w g lą d a ją w św ia t atomu, ty m bardziej g u b i się pojęcie m a ­ te rii. M a te ria może rozprężać się w ener­

gię, energia zagęszczać się w m aterię. Im m niejsze są owe p ie rw o tn e części s k ła ­ dowe św iata, ty m większa energia je s t z n im i związana. Czy w atomach dostrzeże się s iły rządzące życiem k o m ó re k ż y ­ wych? C zyżby teraz badacze atom ów z b liż y li się do poznania owej k s z ta łtu ją ­ cej duszy, k tó rą naw et w k a m ie n iu w i­

dział D e m o kryt? Czy p o tra fią dać osta­

teczną odpowiedź na p yta n ie , ja k ie s iły rządzą ruchem p ro to n ó w i e le k tro n ó w , ow ych słońc i planet zam kniętych w a to ­ mie? Czy poza w szystkim , co nazyw am y m aterią, energią, życiem, poza wszyst­

kim , co działa i tw o rz y , tk w i Wola? Na przestrzeni d zie jó w badawczej m y ś li lu d z k ie j rozegrał się fascynujący d ra m a t atom u, jego powstanie, zanik, z m a rtw y c h ­ w stanie i przeistoczenie.

P opłynęła na wyspę B ik in i w a rchipe­

lagu wysp- M a rsh a lla nowoczesna A rk a Noego, parow iec „B u rle s o n “ . P rz y w ió z ł on na pokładzie n ie z w y k ły c h pasażerów:

5 tysięcy różnych zw ierząt, do drobnou­

s tro jó w w łącznie, dla doświadczeń nad re a kcją organizm ów ż yw ych na detona­

cję bom by atom ow ej. W ybuch w atolu Bskini, to próba znalezienia odpowiedzi na p yta n ie : czy d ra m a t atom u będzie t y l ­ k o je d n y m z etapów procesu w n ika n ia człow ieka w tajem nice wszechświata, czy stanie się zarodkiem dram atu ludzkości o rozm iarach kosm icznych. A może z w y ­ cięży rządząca św iatam i — o-a atomu do rozsianych w przestrzeniach m ię d zyp la ­ n e ta rn ych kosmosów — Wofe Boąa? D ra ­ m at atom u trw a .

Cytaty

Powiązane dokumenty

niają one raczej rolę ognisk, w których kształtować się musi program racjonalnej p o lity k i kulturalnej dla polskiego

Dlatego właśnie stoimy na stanowisku nie uciekania od tego/ co się dzieje w Polsce, ale staramy się wobec rzeczywistości rewolucyjnej, którą pojmujemy tak, jak

Obecność dwóch wybitnych fachowców, jakim i są kustosze: Gośrim- ski i Chojnacki, zmieni, ja k należy się spodziewać, oblicze tego pisma. Nie mniej ważną

Zresztą sława przyszła zaraz, już bowiem następne przedstawienia „C yrulika“ cieszyły się ogromnym powodzeniem, publiczności, jest pierwszym, który powstał na

Wydaje nam się jednak, że postawa katolików stanowczo daleka jest od niej, i że w wie­.. lu Wypadkach należałoby poddać rewizji swoje

Aż w pewien wieczór gwiaździsty Ktoś pocztą dostał koniczynki listek I wtedy się żołnierz Rzepa rozczulił I list napisał do swej matuli,.. List zaprawiony

leczenia Niemców z ubóstwiania wojny. Te 'm yśli jednak muszą bu- Traktatu Wersalskiego potraktowany nie- dzić pewne wątpliwości dla tych naro- zmiernie

cuski i głupia komedia niemiecka, może więc strzelający Kanadyjczycy są naj- lę-pcj?.. Taniość ludz kiego życia siała się faktem. Przez kontrast trzeba wykazać,