M . 2 0 . Warszawa, d. 15 maja 1898 r. T om X V II.
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA11.
W W ars za w ie: rocznie rs. 8, kw artalnie rs. 2 l p rze s y łk ą pocztow ą: rocznie rs. lo , półrocznie rs. 5 Prenum erow ać można w Redakcyi .W szechśw iata*
i w e w szystkich księgarniach w kraju i zagranica.
K om itet Redakcyjny W szechśw iata stanow ią P anow ie D eike K., D ickstein S., H o y er H . Jurkiew icz K., K w ietniew ski W ł., K ram sztyk S., M orozew icz J., Na
tanson J „ Sztolcm an J., T rzciński W . i W ró b lew sk i W .
A.dres lESed-a-lccyi: Klra.l^o-wsfeie-^rzed.rriieście, 2STr S6.
0 życiu zwierząt morskich kopalnych.
W edług J. WALTHEKA ')•
L ą d stały powierzchni ziemskiej je s t za
mieszkany przez organizmy, należące do kró
lestwa zwierząt lub roślin; różnice między obiem a grupam i są ta k widoczne, że zali
czenie danego organizmu do jednej z nich nie spraw ia nikomu najmniejszego kłopotu.
Inaczej rzecz się m a z mieszkańcami mórz i wód słodkich, których system atyka często liczne nastręcza trudności. G ąbka, zielona wielokrotnie rozgałęziona alcyonarya są ta k podobne do roślin, okrzemki i perydineje m ają ta k wiele cech wspólnych z jednoko- mórkowemi organizm am i zwierzęcemi, źe z trudnością tylko możemy wydać sąd o ich położeniu w system atyce; dawny zaś wyraz
„zwierzokrzewy” świadczy o licznych wąt
pliwościach, napotykanych przez naturali- stów przy klasyfikacyi organizmów morskich.
Pierwszy J a n M uller (1850) próbował roz
dzielić te ostatnie na grom ady bionomiczne, i wszystkie twory, zam ieszkujące wody peł-
■) Zeitschr. d. d. geol. Ges. 1897.
nego oceanu, zarówno duże meduzy i salpy, ja k i mikroskopijne drobne żyjątka nazwał
„pelagicznemi”. W roku 1888 W iktor Hen- sen oznaczył ściślej mianem „plankton” (od greckiego irXaixcóę, co znaczy zbłąkany) o r
ganizmy, unoszące się biernie na wodach oceanu. Dzięki niemieckiej ekspedycyi plan- ktonicznej nazwa ta prędko pozyskała w n au ce prawo obywatelstwa.
W roku 1890 E rn e st H aeckel w swych studyach nad planktonem zaproponował wprowadzenie do term inologii bionomicznej kilka nowych nazw w celu rozczłonkowania świata organicznego. M ianem „bentos” (to (
5śvi>oę—dno m orza) oznacza on zwierzęta i rośliny przytwierdzone do dn a morskiego lub po niem pełzające. „N ekto n” (vYjXtó~
płynę) oznacza zw ierzęta pływające sam o
dzielnie, np. ryby, delfiny. Liczne zw ierzęta bentoniczne przechodzą w rozwoju swym stadyum larw swobodnie pływających, które znów tw orzą t. zw. „m eroplankton” czyli
„plankton częściowy” (od [lipcę — część).
Schiitt użył wreszcie wyrazu „pseudoplan- kton” do oznaczenia takich organizmów, któ
re, ja k np. Sargassum , rosły początkowo bentonicznie, a następnie, oderwane od swe
go podłoża i unoszone prądam i morskiemi,
dostały się do planktonu.
3 0 6 WSZECHSWIAT
N r 20.
N auk a o organizm ach kopalnych nie po
winna ograniczać się wyłącznie n a studyach morfologiczno- system atycznych. Pierw szo
rzędne znaczenie dla geologii i paleontologii przedstaw ią lcwestya sposobu życia o rganiz
mów kopalnych, gdyż z kw estyą tą związane są podstawowe zasady stratygrafii, nauki 0 charakterystycznych skam ieniałościach 1 podziale formacyj geologicznych. Pomimo, że w licznych studyach paleontologicznych można dostrzedz zainteresow anie się tą s p ra wą, brak jed n ak ścisłej term inologii staw ał zawsze na przeszkodzie tego rodzaju dążno
ściom. W niniejszym arty k u le postaram y się dowieść zapomocą całego szeregu przykła
dów ja k pożytecznem może być używanie w dyskusya ih nad zagadnieniam i paleontolo- giczno-geologicznemi term inów, wprow adzo
nych niedawno do lite ra tu ry zoologicznej.
1 . P l a n k t o n .
Żywy plankton zaw iera w sobie rozmaite organirm y roślinne i zwierzęce, należące do różnych grom ad system atycznych. W iększa część mieszkańców planktonu odznacza się m ikroskopijnem i rozm iaram i, nie brak mu jed n ak form , k tóre, ja k np. meduzy, m ają do 50 cm, w średnicy. W iększe zw ierzęta planktoniczne opatrzone są silnemi mięśnia
mi i mogą swobodnie pływać. P lankton unosi się na połnem morzu i m a tkanki prze
siąknięte wodą. C iała zw ierząt planktonicz- nych s/.klisto-przejrzyste są barwy blado-nie- ; bieskiej lub fioletowej. Z w ierzęta te zwykle są pozbawione nieprzejrzystych szkieletów wapiennych i nieliczne tylko formy opatrzone bywają w delikatne powłoki wapienne, odzie
dziczone po przodkach bentonicznych.
M ałe wymiary ciała i częsty b ra k specyal- nych organów ruch u tłum aczy nam, dlaczego zw ierzęta planktoniczne nie są w stanie od
bywać samodzielnie dalekich wędrówek i czy
ni jednocześnie zrozum iałem zjawisko g ro m adnego ich w ystępow ania: ja ja , złożone przez zw ierzęta dojrzałe płciowo, porywane są prąd am i m orskiemi wspólnie z rodzicami, z którem i pozostają aż do Chwili swego roz
woju.
F a u n a p lan k to n u zamieszkuje nietylko po-
jw ieizchnię oceanu, lecz tak że i głębsze w a r
stwy wody, aż do dna samego zasiedlone [
przez niezliczone organizm y planktoniczne.
W edług A gassiza najlepszem i warunkam i źyciowemi odznaczają się warstwy wody n a j
bardziej powierzchowne i najgłębsze, ro z
dzielone pasem wód zupełnie prawie pozba
wionych życia organicznego.
Ponieważ całkowity proces życia planktonu odbywa się na pełnem morzu, większość za
tem zwierząt i roślin planktonicznych nie opuszcza się nigdy na dno i służy jak o poży
wienie różnym zwierzętom morskim. P la n kton obum arły opuszcza się powoli na dno m orskie i ponieważ je st pozbawiony tw a r
dych części szkieletu, tworzy przeto pożywny śluz, którym k arm ią się liczne zwierzęta ben- toniczne. P lan k to n zatem , jak o pierw otne źródło pokarm u dla organizmów morskich m a w gospodarstwie m orza znaczenie olbrzy
mie.
Ekspedycye głębinowe ostatnich la t dzie
siątków wykazały, źe ogrom ne przestrzenie dn a morskiego pokryte są szkieletam i zwie
rz ą t i roślin planktonicznych okrzem ki, ra- diolarye, globigeryny tw orzą tu grub e pokła
dy, pozbawione zupełnie m ateryalu okrucho
wego.
Często przypisywano głębinowe pochodze
nie skałom , w których znajdowano pojedyn
cze okazy okrzemków, promieniowców i glo- bigeryn, niezwracając przytem uwagi na charakterystyczne cechy współczesnych iłów głębinowych, Pojedyńcze osobniki zw ierząt planktonicznych, unoszone biernie przez p r ą dy morskie, mogą być pogrzebane w najro z
m aitszych osadach m orskich. Lecz rzeczy
wiste osady głębinowe zawsze pozbawione byw ają wszelkiej domieszki okruchów mine
ralnych i sk ład ają się całkowicie z resztek organizmów planktonicznych. N aw et n a jb a r
dziej bogate w radiolarye pokłady geologicz
ne zaw ierają zawsze bogatą domieszkę ma- tery a łu nieorganicznego i nie mogą być za
tem uważane za osady mórz głębokich. To samo stosuje się do bogatej w globigeryny kredy piszącej : rozsiane w niej wśród masy nieorganicznogo m atery ału otwornice nie n a
leżą nawet wcale do fauny planktonu: wszyst
ko to są ciężkie formy bentoniczne.
Z organizmów planktonicznych współczes
nych następujące mogą przechować się w s ta
nie kopalnym i służyć z biegiem czasu do
charakterystyki pokładów geologicznych :
N r 20. WSZECHSWIAT 307
wiele bardzo okrzemek,
21rodzajów otwor- ! nic, wszystkie radiolarye, skrzydłonogie raki i O stracoda. Z form wymarłych należą tu praw dopodobnie: paleozoiczny Hyolithes, T entaculites Styliola; b jć może także Oonu- laria.
2
. N e k t o n .
G ru p a ta zwierząt m orskich ma w grom a
dzie ryb przedstawicielki najwybitniejsze.
P rzedni koniec ciała dwubocznie sym etrycz
nego, mającego k sz ta łt torpedowca, opatrzo- J n y je s t głową a ca ła m uskulatura skoncen- , trow ana na tylnym końcu tułowia; stawowate przyrostki odegryw ają przy poruszaniu się | w wodzie rolę wioseł. S ilna m uskulatura ciała daje zwierzęciu możność samoobrony lub ucieczki przed nieprzyjacielem, wskutek czego przejrzystość tkanek jest mniej nie
zbędna i mogły się rozwinąć tw arde utwory szkieletowe, nadające tułowiowi większą od
porność. W szystkie zw ierzęta nektoniczne m ają skórę gładką, pokrytą tylko cienkiemi łuskam i elastycznem i, a wydzieliny licznych gruczołów śluzowych jeszcze bardziej zm niej
szają tarcie podczas ruchu w wodzie.
Prócz ryb do nektonu należą liczne skoru
piaki, a z mięczaków Loligidae. Ssaki, wio
dące morski żywot, wyrobiły zew nętrzną po
stać tak podobną do ryb, źe dawniej za nie uważane były—zadziwiający przykład przy
stosowania się do nektonicznego sposobu ży cia!
Zdolność swobodnej zmiany miejsca daje zwierzętom nektonicznym możność puszcza
nia się w dalekie wędrówki; należałoby przy
puszczać, że wśród ryb a tak że wielorybów i delfinów tra fia ją się formy, m ające szerokie rozmieszczenie geograficzne. N ależy jed n ak pam iętać, źe ryby ja k również i olbrzymie wieloryby karm ią się planktonem , że przeto rozmieszczenie tych zw ierząt znajduje się w zależności od rozmieszczenia fauny plan
ktonu.
Mimo swej silnej m uskulatury zw ierzęta nektonu po większej części nie należą do form kosmopolitycznych, lecz przeciwnie m a
ją zwykle dość ograniczone miejsce zamiesz
kania. Ze zw ierząt kopalnych do fauny nektonu należały Ichtyozaury, ja k to każe przypuszczać ich k sz ta łt zewnętrzny podobny do ryby. B adania D am esa wykazały, że
Ichtyozaury, podobnież ja k inne zwierzęta nektonu, nie należały wcale do form kosmo
politycznych : ze wszystkich znanych g atun
ków cztery tylko są wspólne dla Niem iec i Anglii, co wobec wspólności innych form wieku liasowego tem bardziej zadziwiającem się wydaje. Ciężka G ryphaea arcu ata, wielka L im a gigantea i inne bez kwestyi bentonicz- ne formy wspólne są dla Szwabii i A nglii, a d,zielny pływak Ichtyozaur reprezentowany je s t w obu m orzach przez gatunki odmienne.
3. B e n t o s .
W szystkie zw ierzęta i rośliny, zamieszku
jące dno morskie, H aeckel oznacza mianem
„bentos”. Jed n e z nich, przytwierdzone do podłożą, tw orzą t. zw. bentos osiadły; inne pełzające lub biegające po dnie, tw orząc t. zw. bentos koczowniczy. T en ostatni pod wielu względami przypom ina nekton, lecz je s t bardziej przywiązany do dna morskiego.
Budowa ciała zwierząt bentonicznych je st dwubocznie sym etryczna; wyraźnie w yodręb
niona głowa je s t opatrzona w organy zm ys
łów; skóra — najeżona różneini tw ardem i utw oram i, slużącęm i do ochrony części ciała miękkich. Z eb rą, zęby i kolce rozm aitych kształtów upiększają zwierzęta bentoniczne, k tóre pstrem zabarwieniem swojem rywali
zują z kwiatam i lądu stałego. W alk a o byt prow adzona je s t wśród zw ierząt bentonicz- nyćh z wielką zaźartością; zw ierzęta bento
niczne powinny również posiadać w wysokim i stopniu zdolność przystosowywania się do różnych właściwości dna morskiego, wskutek czego świat ten odznacza się nadzwyczaj- nęm bogactwem form. Do bentosu osiad
łego należą różne wodorosty, a także traw y w płytkich wodach rosnące i niższe o rg a
nizmy zwierzęce, przytw ierdzone do podłoża, jako to : gąbki, polipy, korale, ramienionogi, mszywioly i lilie morskie. Budowa ciała tej grupy zwierząt często bywa doskonale prom ienistą, np. u lilij morskich.
W szystkie zw ierzęta bentoniczne i wiele roślin zaopatrzone są w szkielety wapienne.
J e s tto przedewszystkiem cechą bentosu osiad
łe g o : wspomnijmy tylko o rafach koralo
wych, ławach ostrygowych i koloniach ser-
pulid; lub o całych pokładach wapienia,
i utworzonych z pancerzy zielonorośli.
30 8 WSZECHSWIAT N r 20
Bentos osiadły, a w mniejszej mierze ta k że i koczowniczy rodzi się, żyje i u m iera na jednem i tem sam em m iejscu; kolebka zwie
rzęcia je st zarazem jeg o grobem . Inaczej rzecz się m iała z nektonem i planktonem . S korupka globigeryny pow stała na
10m pod powierzchnią m orza, po śm ierci s ta ła się igraszką prądów m orskich i nakoniec po c a łych la t dziesiątkach opada na dno w m iej
scu, może bardzo oddalonem od okolicy zamieszkiwanej niegdyś przez zwierzę żyjące.
4. M e r o p 1 a n k t o n.
Niezdolny do sam odzielnej zmiany miejsca, bentos rozm naża się za pośrednictw em larw żyjących planktonicznie, k tóre są w stanie odbywać dalekie wędrówki i obierać sobie nowe siedliska. E . H aeckel oznaczył takie larw y planktoniczne zw ierząt bentonicznych mianem „m eroplanktonu”.
Ogromne je st znaczenie m eroplanktonu dla geograficznego rozmieszczenia o rganiz
mów. Przypuśćm y, że wskutek nastąp ien ia niekorzystnych warunków zew nętrznych ca ła fauna danej miejscowości uległa zniszczeniu;
opuszczone przez nią siedlisko o k rą ż a ją je d nak tysiące delikatnych larw , k tóre w razie powrotu warunków sprzyjających osiedlą się i spowodują odnowienie się starej fauny od ra zu w zastępach tysiącznych.
K ażdy niem al przekrój w arstw osadowych dostarcza nam przykładów, świadczących 0 znaczeniu geologicznem m ero p la n k to n u : do skam ieniałości najczęściej spotykanej we wszystkich poziomach turyngijskiego wapie
nia muszlowego należy G ervillia socialis.
F o rm a ta, począwszy od retu, trafia się we wszystkich w arstw ach górnego i dolnego wapienia muszlowego. W edług poszukiwań R. W a g n e ra muszli tej nie znaleziono tylko w dolnej ławie terebratulow ej o grubości 30 cm, szeroko rozpostartej i odznaczającej się nadzwyczajnem bogactw em skam ienia
łości, J a tak że w leżącej wyżej warstwie wa
pienia striatow ego.
L eżące powyżej niebieskie łupki gliniaste 1 kruche wapienie odznaczają się bogactwem dużych i dobrze zachowanych muszli G . so
cialis, k tóre w mniejszej ilości tra fia ją się w całej m asie pokładu. G órna w arstw a z T e re b ra tu lą je st znowu pozbawiona G. so
cialis, która w poziomach wyższych pojawia się znowu w wielkiej ilości okazów.
Gdybyśmy w danym przypadku mieli do czynienia z jakiem ś rządkiem zwierzęciem planktonicznem lub nektonicznem, lub gdyby muszle nosiły na sobie ślady tran sp o rtu , rzecz byłaby do wytłumaczenia. Lecz mowa tu o pojawiającej się i zanikającej nagło muszli, k tó ra pędzi żywot towarzyski, osiadło-bento- niczny.
R ozp atrując takie profile i m ając na myśli faunę m eroplanktoniczną zdumiewamy się n ad tym cudownym mechanizmem, reg u lu ją
cym życie organizmów m orskich. Z rozrzut
ną szczodrobliwością przyroda rzuca w mo
rze miliony delikatnych zarodków, a prądy morskie unoszą je ponad rozmaicie ukształ- towanem dnem oceanu. Gdy potok mero- planktoniczny przepływ a nad ra fą koralową, miliony drobnych czułek czyhają na zbliża
ją c ą się m atery ą pokarmową; ryby filtrują wodę m orską swemi skrzelauni, zatrzym ując części pożywne, a największe zw ierzęta m or
skie, olbrzymie wieloryby, karm ią się plan
ktonem i m eroplanktonem . Jeżeli jed nak osobniki, którym udało się uniknąć tych wszystkich niebezpieczeństw, n ap o tk ają na swej drodze duo morskie, którego własności sprzyjają ich rozwojowi, natenczas w miejscu tem rozwija się nagle bogata fauna bento- niczna.
M eroplankton nie może być zachowany w stanie kopalnym, gdyż albo ulega z a g ła dzie, przy czem pozbawione tw ardego szkie
letu zarodki szybkiemu podlegają rozkłado
wi, lub też znalazłszy korzystne warunki bytu, d a ją początek faunie bentonicznej.
Ponieważ wszystkie zw ierzęta bentoniczne
przechodzą w swym rozwoju stadyum larw
m eroplanktonicznych, możnaby więc było
przypuszczać, że wszystkie one należą do
form kosmopolitycznych i źe dno m orskie,
przeważnie w okolicach prądów morskich,
zasiedlone je s t przez jed n o litą faunę bento-
niczną. Je d n a k geograficzne rozmieszczenie
współczesnych organizmów bentonicznych nie
potw ierdza wcale tego przypuszczenia, a to
dla przyczyny łatw o z ro z u m ia łe j: delikatne
larw y bardziej jeszcze niż zw ierzęta dojrzałe
są czułe n a zmiany tem p eratu ry i różne
własności wody m orskiej; m ogą one osiedlić
się wtedy tylko, gdy p rą d morski unosi je
N r
2 0.
ponad tak ą częścią dna oceanu, która p rz ed staw ia warunki, korzystne dla rozwoju orga
nizmów młodocianych.
5. P s e u d o p l a n k t o n .
Pojęcie pseudoplanktonu zostało wprowa
dzone do nauki przez S chiitta; pobudkę do tego nastręczyły mu obserwacye czynione nad sposobem życia wodorostu morskiego Sargassum , który rośnie na rafach podwod
nych wysp B aham skich. Roślina, oderwana przez fale morskie od swego podłoża kamien
nego, nie obum iera jednak, lecz rozwija się dalej i wraz z innemi organizm am i plankto- nicznemi unosi się biernie na powierzchni oceanu.
Do pseudoplanktonu, a mianem tem bę- | jdziemy oznaczali wszystkie organizmy wtórne planktoniczne, należą prócz wspomnianego wyżej S argassum , organizm y żyjące na tej i roślinie, np. polipy i mszywioły, jak o t o : I M em branipora tu berculata, P lu stra membra- naces, F . tu b ercu lata i P. periginea. O rga
nizmy te, wraz ze swern podłożem oderwane od dna morskiego, nagrom adzają się i u le
gają rozkładowi często daleko od swej o j
czyzny pierw otnej, a mianowicie w miejscach płytkich i zacisznych, gdzie słabnie siła uno
szących je prądów m orskich. D o pseudo
planktonu należą dalej liczne raki wąsonogie.
R odzaje L epas, rzadziej B alanus, chętnie przytw ierdzają się do unoszonych przez wo
dę przedmiotów. W skutek tych wędrówek j pseudopłanktonicznych raki te mogą być znajdowane następnie w najrozm aitszych ! osadach m orskich, jakkolw iek zamieszkują one tylko strefy przybrzeżne.
Zobaczymy niżej, ja k wielkie je st znacze
nie geologiczne pseudoplanktonu; to pojęcie bionomiczne daje nam klucz do rozwikłania wielu zagadek geologicznych.
(D ok. nast.).
Streściła A . Missuna.
0 własnościach elektrycznych selenu.
O pierw iastku tym , który w przyrodzie je s t zwykłym towarzyszem siarki, niedaw
no jeszcze cisza panow ała głęboka; teraz,
wskutek wynalazku Szczepanika, selen zwra
ca na siebie uwagę większą. Dowiadujemy się bowiem, że je s t on składową i zasadniczą częścią przyrządu, który ma przenosić o b ra zy na odległość. Z tej racy i, nie w dając się w ocenę wynalazku, może wielce doniosłego, pozwolimy sobie dotknąć w artykuliku niniej
szym tak szczególnych własności we wzglę
dzie elektrycznym selenu, n a których się za
pewne cały ten wynalazek opiera.
Selen w stanie szklistym, amorficznym od
znacza się tak wysokim oporem elektrycznym (około czterdziestu tysięcy milionów razy, 3,
8.1 0 10, przewyższającym opór miedzi), że w zwykłych w arunkach może uchodzić za nieprzewodnik. Gdy jedn ak ciało to szkliste, bezkształtne, będziemy ogrzewali, tedy za u ważymy, że około 80° zaczyna ono przewo
dzić prąd, przy dalszem zaś ogrzewaniu przewodnictwo wciąż będzie rosło, przyczem selen przechodzić będzie w odmianę szarą o ziarnie krystalicznem , w k tó rą przy 150°
przejdzie całkowicie. P rzy powolnym ogrze
waniu do
200° przewodnictwo selenu ciągle będzie rosło, przy
200° dozna spadku aż do tem peratury topienia (około 217° C), poczem znowu rośnie przy dłuższem ogrzewaniu.
Jeż eli selen, który przez czas dłuższy był trzym any w tem peraturze
200°, będziemy zwolna oziębiali, tedy przewodnictwo jego rosnąć będzie stopniowo, jeżeli oziębiać bę
dziemy szybko, to przewoduictwo stanie się blisko 16 razy większe od przewodnictwa przy
200°, chociaż z czasem zrówna się z tam tem .
Gdy selen nie dość długo utrzym ywany był przy
200°, przewodnictwo jego przy ozię
bianiu najpierw się zmniejszy, po chwili zaś w zrastać będzie tem prędzej, im dłuższem było ogrzewanie. G dy to ostatnie tiw ało zakrótko, przewodnictwo selenu podczas ostygania zm niejszać się będzie zupełnie prawidłowo.
Z faktów tych wysnuć m ożna wniosek, źe około
200° selen ziarnisty doznaje przekształ
cenia w jak ąś odm ianę m etaliczną, która le
piej przewodzi podczas spadku tem peratury.
P rzy ziębieniu zachodzi więc jakby przebieg
podwójny a mianowicie normalny przyrost
przewodnictwa ta k ja k w m etalach tudzież
jednocześnie powolny ubyt, spowodowany
przez powrót seleriU do stanu krystalicznego
WSZECHSW1AT 309310 W SZECHŚW IAT N r 20.
kom pensujący do pewnego stopnia ów przy
rost. Zm iany w budowie przy ogrzewaniu mniej lub więcej się niweczą, przez co przy
rost przewodnictwa znowu może wziąć górę nad spadkiem.
T ak objaśnia G. W śedem ann zmiany w przewodnictwie elektrycznem selenu pod wpływem tem peratury, których zbadanie do
kład ne przedewszystkiem zawdzięczamy W e r
nerowi Siemensowi i Adamsowi. Badacze ci zauważyli nndto, źe siła elektrom otoryczna bateryi może mieć również wpływ na selen.
W . Siemens b ra ł pokolei
1do 9 ogniw D a - niella i w obwód ich w trą cał blaszkę selenu, przekształconego przy 205° i utrzym yw aną w kąpieli naftowej przy
0°, a to w celu unik
nięcia wpływów ogrzania. Odchylenia wska
zywały wyraźnie, że przewodnictwo zwiększa
ło się w razie powiększenia liczby ogniw.
Zjawisko to jeszcze wcześniej zauważone by
ło przez A dam sa.
Gdy p rąd przechodzi przez czas dłuższy, rozm aite blaszki selenu okazują znaczne o d stępstw a od uwag powyższych, jedne w m niej
szym, inne w większym stopniu. W iele pły
tek po rozłączeniu z b a te ry ą i połączeniu elektrodo w z galw anom etrem daje p rąd po
laryzacyjny w kierunku przeciwnym pierw ot
nemu prądowi. N a blaszkach, które prze
szły modyfikacyą przy
2 0 0°, daje się to zau
ważyć już dla prądów bardzo słabych. N a tężenie p rądu' pierw otnego skutkiem tego zjawiska musi stopniowo słabnąć. G dy k ie
runek prąd u pierw otnego n araz zostanie zmieniony, tedy w pojedynczych przypadkach następuje najpierw bardzo m ałe wychylenie, potem naraz ogromne (blisko
1 0 0 0krotne) i znowu m ałe wychylenie. T en nadzwyczajny
■wzrost prądu odwrotnego również zaobser
wowany był przez A dam sa. N a zakłócenia wpływać również m ogą pewne zmiany, za
chodzące w przewodnictwie selenu w m iej
scach zetknięcia z elektrodam i skutkiem zmieniających się ogrzewań. Zauważono n adto (J . M oser), źe w m iejscach zetknięcia z elektrodam i m iedzianem! wytwarza się w arstw a o błękitnem zabarw ieniu selenku miedzi, k tó ry posiada przewodnictwo daleko lepsze niż selen.
Z jaw iska, zachodzące w selenie, które do
tychczas opisaliśmy, nie są jeg o cechą wy
łączną, gdyż p o siadają je również w stopniu
w ysokim s ia rk a , fosfor,
węgiel i bardzo
wieleinnych ciał w przyrodzie. B ardziej ud erza
ją c ą , gdyż posiadaną w stopniu najwyższym z ciał dotąd znanych, własnością selenu jest zm iana przewodnictwa pod wpływem światła.
W praw dzie i tu ta j nie je s t on wyjątkiem w przyrodzie, ale bądźcobądź jedynem dotąd ciałem, które ta k wielkim zmianom ulega pod wpływem światła. W pływ ten je s t tak znaczny, że już wobec rozprószonego św iatła dziennego
wprądzie, przebiegającym przez blaszkę lub
la s k ęselenu,
d a je sięzauważyć przyrost natężenia, blisko dwa do trzech ra zy większy niż w ciemności, co wobec znacz
nego opóru tego ciała w porównaniu z innemi częściami obwodu elektrycznego d a się ob
jaśnić tylko przez wzrost przewodnictwa w
S elenie.W oświetleniu słońca przewod
nictwo zwiększa
się p rz e s z ło 10razy,
n iezmienia się zaś:, wobec ciemnych prom ieni cieplikowych.
Z doświadozeń Salea wynika, źe rozmaite
o k o licewidma słonecznego w różny sposób oddziaływają na selen, umieszczony w głębi
p u d e łk a , O p atrz o n eg ow zasuwkę. Blaszka ta selenu, o wymiarach 37
X12,6
X0,12 m m ,
W trą c o n abyła jako opór badany w m ost W heatstonea' W tedy opór blaszki, wysta
wianej pokolei ila rozm aite promienie widma, w yrażał się ja k następuje, jeżeli za jednostkę obrano
103omów : .
w ciem n o ści . . . .
330
fio let . . .2 /9
c z e rw o n a . . .256
p o m a ra ń c z o w a . . .277
z i e l o n a . .... . .278
. tu ż p r z y cz e rw o n e j . . 220 ś r o d e k cz erw ie n i. . .255
p o za C z erw o n a . . ..228
ś w ia tło ro z p ro s z o n e .270
N ajm niejszy opór je st w okolicy jasnej widma tuż przy czerwieni, a zatem ubyt oporu nie możemy przypisać działaniu t e r micznemu promieni ciepła. Przekonać się o tem można lepiej, ustaw iając n a drodze promieni św iatła roztwór ałunu; wtedy dzia
łanie widocznie się nie umniejszy, zato ro z
tw ór jodu w siarku węgla zatrzym a je prawie zupełnie.
Ciemny płomień bunsenowski niema wpły
wu na opór selenu, zato świecący płomień
N r 20.
WSZECHSWIAT 311(bez dopływu powietrza) działa potężnie.
N aw et światło księżycowe wywiera wpływ na selen.
B adając wpływ światła na rozmaite blasz ki selenowe, W. Siemens i A dam s doszli do ważnego wniosku, sprawdzonego następnie przez innych, że przewodnictwo blaszek selenu oświetlonych rozm aitem i lampami, w przybliżeniu je s t proporcyonalne do p ier
wiastku kwadratowzgo z natężenia światła lampy. Natrafiono więc poniekąd na zasadę nowego fotom etru, z którego praktycy za
pragnęli zaraz skorzystać, przeważnie pod egidą znanej n a polu wynalazków firmy Sie
mens i H alske.
B laszka selenowa, umieszczona w głębi zaczernionej rurki mosiężnej, zastępuje w tym razie ekran zwyczajnego fotom etru i podob
nież ustaw ia się na ławie fotometrycznej w kierunku norm alnym do ogniska światła.
Nieodzownemi dalej częściami przyrządu są galwanom etr zwierciadełkowy i baterya wol- taiczna, w trącona w jeden obwód z blaszką selenu. T ę ostatnią wystawia się najpierw na działanie jednostki św iatła i notuje od
chylenie galw anom etru, następnie dopiero wystawia się na działanie św iatła badanego.
Zm ieniając odległość blaszki selenowej od św iatła badanego, można doprowadzić od
chylenie galw anom etru do wartości zaobser
wowanej w razie jednostki św iatła. W ów
czas oświetlenia, wytworzone przez jednostkę i światło badane, są równe i przeto stosunek natężeń św iatła da się wyrazić zapomocą ogólnego praw a odwrotności oświetleń do kw adratów odległości. F otom etr powyższy przed łaty dwudziestu tu i owdzie był używa
ny, wkrótce jed n ak porzucono go, skoro przekonano się, źe powrót selenu do pierw ot
nego przewodnictwa przy dłuższem oświetle
niu nie je s t dość szybki. In n ą wadę stanowi okoliczność, że komórki selenowe, budowane według sposobu Siemonsa;'z drutam i miedzia
nem]', z czasem sta ją się nieczułemi na światło, poczem ich opór znakomicie się zmniejsza. N astępnie wobec mocnych p r ą dów komórki te sta ją się nieczułemi na światło, chociaż opór spada do •/„„. Niedo
godną je st również konieczność sporządze
nia do każdego przyrządu, resp. do każdej komórki selenu, oddzielnej tablicy, którą od czasu do czasu sprawdzać należy. W szyst
ko to komplikuje przyrząd i czyni go nie
praktycznym .
J a k dalece preparaty selenowe są czułemi na światło, dowodzą badania Obacha, który wystawiał selen na działanie blaszki szklanej powleczonej ciałem fosforycznem, k tó rą wy
staw ia się na działanie rozmaitych źródeł św iatła, np. na światło sufitowe, światło nie
ba o godź. 5 popołudniu, płonącej wstęgi magnezu, słońca i t. p. W ted y przyrosty przewodnictwa selenu przedstaw iały się ja k 0,7 : 4,6 : 5,1 : 7,8. Badacz ów zmieniał nadto czas wystawienia oraz odległość. W ten sposób udało mu się i w tym przypadku stwierdzić prawo, ju ż dawniej wykryte przez Siemensa, źe przewodnictwo selenu zmieniało się niemal odwrotnie proporcyonalnie do od
ległości lub do pierw iastku kwadratowego z jasności. Jeżeli światło forsforyczne prze
chodziło przez szkło białe, niebieskie, zielo
ne, czerwone lub żółte, ted y działanie w pierwszym przypadku nie zmieniało się, w innych było °/7, */7 i 0.
Zm iany w przewodnictwie pod wpływem św iatła szybko-zmiennego następują po so
bie bardzo szybko. Z okoliczności tej sko
rzystali pp. G rah am Bell i Sum ner T ain ter do budowy następującego przyrządu, którego zasadę opiszemy poniżej.
F ig . 1.
N a zwierciadło M heliostatu pada światło słoneczne, które skupia soczewka L" i rzuca na obracającą się tarczę D, której brzeg opatrzony jest w otworki okrągłe. Soczewki 1 / i L zw racają to światło na laskę selenu S.
P rzy obrocie tarczy, dajm y, 435 razy n a se
kundę, opór selenu zmienia się również 435 razy na sekundę, a tem samem i natężenie, co wywoła w telefonie 435 drgań podwójnych na sekundę i słuchacz usłyszy ton la. Z a m iast św iatła słonecznego można użyć łuku woltaicznego, a w takim razie zwierciadło płaskie M zastąpić należy parabolicznem.
F otofon właściwy składa się z tuby A (fig. 2),
zamkniętej cienką blaszką metalową, k tóra
3 1 2 N r 20.
może drgać a zarazem odbijać światło. So
czewka B rzuca n a tę blaszkę wiązkę p ro mieni, które prostuje soczewka C i rzuca na odbieracz se^now y E , umieszczony w ognis
ku reflektora D i w trącony w obwód, zawie
rający ogniwo P i telefon Gr. Skoro mówimy do A, zwierciadło drga; stąd w E w ystępują zmiany w natężeniu św iatła, szybko zmie
niając opór selenu. Zm iany te dokładnie odpowiadają drganiom w przesyłaczu—mowa odtw arza się w telefonie Gr. O dbieracz sele
nowy powinien mieć powierzchnię jak n aj- większą, a zarazem opór możliwie niewielki;
forma je s t płaska lub cylindryczna.
Odbieracz płaski sk ła d a się z dwu blaszek miedzianych, przedzielonych miką; w górnej blaszce zn ajdują się otwory stożkowate, w dolnej kolce, które wchodzą w tam te, bez stykania się jed n ak z brzegam i. W szystkie przestrzenie obrączkowe, zaw arte pomiędzy kolcami a brzegam i otworów, wypełnione są selenem. P rą d idzie od blaszki górnej do dolnej, przechodząc przez wszystkie pierście
nie selenu. O pór tej k ra tk i selenowej wy
nosi pociemku 300 omów, w oświetleniu 150 omów.
F o rm a walcowata sk ład a się ze znacznej liczby krążków metalowych, przedzielonych nieco mniejszemi blaszkam i miki. P rz e strzenie obrączkowe, wytworzone pomiędzy blaszkam i metalowemi przez mikę, wypełnia selen. W szystkie krążki parzyste łączą się z jednym biegunem bateryi, wszystkie nie
parzyste z drugim. O pór kolumny wynosi pociemku 1200 omów, zaś w oświetleniu 600 omów. O dbieracze te przed użyciem ogrzewane są nad płomieniem gazowym póty, aż błyszcząca powierzchnia selenu zm ętnieje, czyli przez stopienie przyjm ie bu
dowę ziarnistą; kryształki wtedy ustaw ią
się w postaci słupków na podobieństwo u k ła
du bazaltu. W edług zapewnień wynalazców przyrządy te pozwalały przesyłać mowę członkowaną aż do 2 hm przy użyciu światła słonecznego lub Drummonda. Był to więc przyrząd, który co do przeznaczenia swojego poprzedzał nowoczesne usiłowania n a polu telefonii i telegrafii bez drutu.
Pod wpływem św iatła, np. Drum m onda, w świeżych kawałkach selenu powstaje nie
raz prąd elektryczny; przytem rozm aite k a
wałki selenu, a nawet rozmaite miejsca j e dnego i tego samego kaw ałka okazują czu
łość rozm aitą. Najczęściej p rąd przebiega od miejsca oświetlonego do nieoświetlonego, czasem jed n ak dzieje się odwrotnie. P rąd y te nie są wynikiem rozgrzania miejsc, w k tó rych styka się selen z platyną, bo prąd, k tó ry przebiega przez kontakt, wystawiony na światło skupione soczewki kondensującej, ma zawsze kierunek od selenu do platyny. Z ato mogą one pochodzić z nierówności w s a mym selenie, których następstwem przy oświetleniu m ogą być prądy term oelektrycz
ne. Jeżeli przez kaw ałek selenu o oporze stosunkowo niewielkim przepuścimy słaby p rąd i miejsce, kędy p rąd wchodzi oświetli
my, tedy p rą d się wzmocni; naodwrót prąd słabnie skoro oświetlone będzie miejsce, z którego prąd wychodzi. I tu ta j jed nak m ogą zachodzić objawy drugorzędne, za
ciemniające przebieg ogólny. W edług Shel- forda Bidwella, zupełnie czysty selen jest zupełnym nieprzewodnikiem, dopiero przy zetknięciu z elektrodam i,np. z miedzią, sk u t
kiem powstawania selenku miedzi, który roz
chodzi się po całej masie, staje się elektro
litycznym przewodnikiem, czułym na światło.
Zupełnie prawidłowe badania, dotyczące pojaw iania się siły elektromotorycznej w se
lenie pod wpływem oświetlenia, podejmowali w ostatnich czasach Kalischer, U ljanin i Ri- ghi. Uczeni ci stwierdzili, źe w p re p a ra tach selenowych robionych na platynie, po
między elektrodam i mosiężnemi, albo pom ię
dzy miedzią a cynkiem wobec mocnego świa
tła , np. słonecznego, łukowego, magnezyo- wego lub D rum onda, pojaw iają się przy oświ#tleniu siły elektrom otoryczne około 0,12 do 0,085 wolta.
Nareszcie, by dopełnić obrazu, dodamy,
że podług badań Righi ściskanie również
N r 20. WSZECHS WIAT 313
może wywierać wpływ na własności elektro
motoryczne selenu. Gdy więc pomiędzy dwie
m a jednakow em i blaszkam i metalowemi, np.
z mosiądzu, umieścimy selen krystaliczny i będziemy wywierać ciśnienie na jeden lub drugi elektrod, stosownie do tego powsta
wać będą siły elektromotoryczne w tę lub ową stronę. Gdy oba elektrody są nacis
kane, działanie się niweczy. Jeżeli elektro dy są z rozmaitych m etali, np. z cynku i mie
dzi, platyny i cynku, platyny i gliny, siła elektrom otoryczna zmniejsza się wyraźnie.
Widzimy, ja k charakterystycznem jest za
chowanie selenu wobec światła. W e wnę
trzu tego ciała pod wpływem św iatła n aj
wyraźniej odbywają się zmiany w budowie, zachodzi p ra ca międzycząsteczkowa, której wyrazem je st elektryzacya i p rąd elektrycz
ny. Jed n ak że w jakim stopniu zmiany te przypisać możemy samemu selenowi, a w j a kim stopniu przymieszkom, dotąd nie wiemy.
Ażeby własności elektrooptyczne selenu wy-, stąpiły w całej pełni, należałoby mieć ciało to w stanie chemicznie czystym. Ze wska
zówek, jak ie nam się udało zebrać w dzie
łach fizycznych, a przeważnie w dziele G.
W iedem anna „N auka elektryczności”, są dzimy, że zbadanie wszechstronne i naukowe selenu je st dopiero rzeczą przyszłości.
S . Stetkiewicz.
0 zwabianiu owadów przez kwiaty.
Przeszło sto la t już minęło od czasu, ja k Sprengel w ydarł wielką tajem nicę naturze, wyjaśniwszy istotne znaczenie kwiatu i jego części składowych oraz stosunek do niego owadów. Słuszność pojęć S pren gla poparli następnie liczni uczeni, wśród których znaj
dują się K a ro l D arw in i Lubbock; zebrano wiele, wiele nowych faktów, znaleziono nawet dowody w u k ry tjc h we w nętrzu ziemi w ar
stwach, stw ierdzając w pokładach geologicz
nych jednoczesne ukazanie się owadów z wyż- szemi roślinam i kwiatowemi. Z asa d a ogólna p rzybrała c h a rak ter pewnika i pozostały do wyjaśnienia jedynie różne szczegóły odmien
ne, szerszych granic nie obejmujące.
N ie mamy tu zam iaru, ani możności szero
ko rozpisywać się o zdobyczach i zagadnie
niach tego odłam u wiedzy, który prawie już wyrósł w osobną gałąź nauki. J a k o przy
kład takiego faktu odmiennego, co się pod ogólną zasadę niby podciągnąć nie daje, można przytoczyć np. niepozorne i niepach- nące kwiaty przestępu (Bryonia), rojące się pomimo tego od licznie je odwiedzających owadów. B ad ania dokładne i tu pozwoliły jednakże z czasem zastosować ogólną zasadę, albowiem stwierdzono, źe kwiaty takie odbi
ja ją znaczną ilość promieni zafioletowych, które niewidoczne dla oka naszego, mogą wywierać działanie na narządy wzrokowe owadów.
Bądź co bądź, to odkrycie, wyjaśniające stosunek owadów do kwiatów, stało się może jedn ą z najbardziej popularnych zdobyczy wiedzy. N iem a chyba jako-tako w ykształ
conego człowieka, któryby nie słyszał o tem, że kwiaty zawdzięczają swe piękne barwy i kształty tej czynności pomocniczej, ja k ą pełnią względem nich owady. Cały świat zżył się z tym poglądem, podziwiając i cie
sząc się kunsztowną harm onią natury, a nau- • ka budowała na tej podstawie dalsze wnioski i teorye, wyjaśniając szczegóły budowy i zja
wiska życiowe roślin.
Tem większym przeto grom em by ła ogło
szona przed kilkunastu miesiącami rozpraw a profesora belgijskiego F eliksa P łateau , w któ
rej na zasadzie licznych spostrzeżeń usiłuje obalić gmach pracy przeszło stuletniej,ośm ie
liwszy się twierdzić, że ani barwy, ani kształ
ty kwiatów żadnego znaczenia w zwabianiu owadów nie m ają. Po rozprawie pierwszej rychło n astąp iła druga, po niej— trzecia i świeżo czw arta, wciąż pełne nowych dowo
dów, nowych faktów i spostrzeżeń.
W szechświat pisał ju ż dwa razy ') o do
świadczeniach p. Plateau, przeto powtarzać tu ich opisu już nie będziemy. P om ijając tedy stronę faktyczną tej sprawy, chcielibyśmy w notatce niniejszej zastanowić się nad tem, ja k się ona przedstaw ia w świetle krytyki naukowej. W yrazem opinii tej strony może być ogłoszona w tych dniach odpowiedź P.
') Rok 1896 n r 52 (str. 821) i rok 1897
str. 574,
31 4 WSZECHSWIAT N r 20.
K n u th a ■), profesora z K ielu, który od wielu la t już zajm uje się biologią kw iatu i musi być uważanym za znawcę przedm iotu. Z d a nie jego tem bardziej przeto zasługuje na
uw a gę .Prof. P la te a u zakryw ał zielonemi liśćmi kwiaty wielu roślin (z początku georginii, później innych złożonych, następnie baldasz- kowatych i in.) i obserwował pomimo tego liczne odwiedziny owadów. N a tej zasadzie wnioskuje, że barw a kwiatów nie ma znacze
nia w zwabianiu owadów, które kierują się w wynajdowaniu miodu kwiatowego w każ
dym razie nie wzrokiem, lecz zapomocą in
nego zmysłu, prawdopodobnie węchu. Otóż, jakkolw iek fakt spostrzeżony został najzu
pełniej prawdziwie, mylnie wyprowadzony je st wniosek powyższy. Z faktów, obserwo
wanych przez p. P la te a u , nie mamy praw a wyrokować wogóle o udziale wzroku, który przy zakryw aniu kwiatów w żadnym razie zastosowania mieć nie może; widocznem je s t tylko, źe owady, oprócz wrażeń wzrokowych mogą się też kierować węchem, lecz d ziała
nie jednego z tych zmysłów wcale nie wyklu- . cza drugiego.
N astępnie, jak o dowód, że owady nie kie
ru ją się wzrokiem, P la te a u uw aża to, że nie robią one żadnej różnicy w barw ie kwiatów;
łatw o można obserwować—m ó w i—źe owady odwiedzają zarówno błękitne, białe, purpuro
we i różowe kwiaty bław atka, czerwone, p u r purowe, różowe, białe i pomarańczowe głów
ki georginii i t. p. W edług K n u th a fakt ten dowodzi tylko istnienia u owadów n ad e r ro z
winiętego zmysłu rozpoznaw ania kształtów , który pozwala im, pomimo różnic w z a b a r
wieniu, zauważyć, że m ają do czynienia z kwiatami jednego gatunku; barw a ich staje się wówczas, oczywiście, rzeczą zupełnie obo
jętn ą.
Zkolei następują doświadczenia z jask ra - weini kwiatam i (P elargonium zonale, Phlox, Convolvulus Sepium), które zwykle stosun
kowo rzadko odwiedzane przez owady, zaczy
n a ją się roić od gości, skoro włożymy do ich w nętrza trochę miodu. Doświadczenia te, zarówno ja k przytoczone wyżej, dowodzą je-
‘) Botanisches Centralblatt n-r 15, 1898.
Wie locken die Blumen die Insekten an?”
dynie, że owady kierować się też mogą powo
nieniem, nigdy zaś nie upow ażniają nas do odm aw iania wzrokowi wogóle wszelkiego udziału w wynajdowaniu kwiatów. Z resztą, jestto rzecz znana oddawna, źe owady są ła kome na miód : niepotrzeba go też osłaniać barwnemi płatkam i kwiatów, a dość pozosta
wić n a pierwszym lepszym przedmiocie, aby zwabić całe chm ary owadów.
P la te a u robił też doświadczenie z kwiatam i sztucznemi, które, jakkolwiek łudząco po
dobne do naturalnych, nie zwabiały swą sza
t ą zewnętrzną owadów. Należy zauważyć, że kwiaty sztuczne, wydając się nam bardzo naturalnem i, mogą jednakże nie wprowadzać w b łąd owadów, gdyż powierzchnia ich z b a r
dzo bliskiej odległości musi się wydawać zu
pełnie inną, niż u kwiatów żywych; mamy też wszelką zasadę do przypuszczania, że owady m ogą dostrzegać nieuchwytne dla naszego oka różnice w odcieniu barwy, jakie zachodzą niewątpliwie między naturalnem i i sztuczne
mi kwiatami.
Co do wzroku owadów, niejednę wskazów
kę d a ją obserwacye H erm an a M ullera. O pi
suje on, że pszczoły, zoryentowawszy się w sytuacyi, odwiedzają tylko jednakowe kwiaty, om ijając znajdujące się między n ie
mi wszelkie inne; o ile zaś kwiaty różnych gatunków i o różnym zapachu są zupełnie do siebie podobne, ja k np. pospolite chwasty polne H aphanus raphanistrum i Sinapis ar- vensis, wówczas nie robią między niemi ró ż
nicy; widać stąd, że powonienie w każdym razie nie je st wskazówką wyłączną.
D ahl czynił spostrzeżenia nad zachowa
niem się względem kwiatów owadów w róż
nym wieku życia. Pszczoły młode na wiosnę odwiedzają bez wyboru wszystkie kwiaty; na tych kwiatach, gdzie miód zbyt głęboko schowany je s t dla nich niedostępny, robią próżne wysiłki i dopiero doświadczywszy nie
powodzenia opuszczają niegościnne miejsce.
Pszczoły starsze, zbliżywszy się do takich kwiatów, spojrzą tylko n a nie i niesiadając podążają dalej. T utaj z,łaje się też widocz
nem działanie wzroku.
W końcu o statn ia g ru p a doświadczeń.
U naparstnicy (D igitalis p urp u rea) i innych kwiatów P la te a u odcinał jaskraw y wierzcho
łek korony, pręciki i szyjkę słupka, zostaw ia
ją c jedynie drobną resztkę rurki kwiatowej,
N r 20. WSZECHSWIAT 315
otaczającą dno kw iatu wraz ze znajdującem i
się na niem miodownilcami. Szczątki takie były licznie odwiedzane przez owady.
W brew przypuszczeniom p. P lateau , który i tu wyciąga wniosek, źe barwne korony nie m ają udziału w zwabianiu owadów, K nuth tłum aczy zjawisko powyższe w sposób n a
stępujący : w szczątkach kwiatów, przedsta
wiających po wyżej opisanej operacyi coś w rodzaju napełnionych miodem miseczek, miód ów, podlegając obecnie w znaczniej
szym stopniu działaniu słońca i w iatru, b a r dziej napełnia zapachem otaczającą atm o
sferę, aniżeli schowany we w nętrzu głębokich ru rek całych kwiatów, łatwi j zwraca teź na siebie uwagę owadów.
W yjątkow e stanowisko zajęły w tych do
świadczeniach kwiaty „lwiej paszczęki” (An- tirrhinu m m ajus), albowiem po operacyi nie m iały wcale odwiedzin owadów; według p. P la teau , kwiaty operowane przedstaw iały pew
ne trudności dla odwiedzających zazwyczaj ten gatunek trzm ieli, które nie mogły obec
nie ze zwykłą łatwością sięgać ich wnętrza, albowiem ostra krawędź uciętej rurki nie m ogła zastąpić pod tym względem przed
stawiających dobry punkt oparcia, szeroko rozłożonych na wierzchołku korony płatków.
K n u th natom iast wątpi o racyi powyższego tłum aczenia, zw racając uwagę, że trudności podobnych nie przedstaw iają inne, w takiż sposób operowane kwiaty. Skłania się on do przypuszczenia, że sam zapach, bez po
mocy jaskraw ej korony, je s t u A ntirrhinum niewystarczający do zwabiania owadów.
T ak się przedstaw iają wnioski P la teau w świetle krytyki K nutha, Z arzuca on b a daniom uczonego belgijskiego pewną jedno
stronność, oraz negowanie dotychczasowych danych o życiu owadów, rzucających światło na tę sprawę. T ak np. wielce waźnemi w tym względzie są doświadczenia Forela, który obserwował, że pszczoły oślepione nie oryentują się zupełnie w odwiedzaniu kw ia
tów, kiedy osobniki, pozbawione zaw ierają
cych narządy węchu maćków, w najlepsze odbywają swą wędrówkę od kwiatu do kwiatu.
Doświadczenia p. P la teau nie pozbawione są jed n ak pewnego znaczenia: wykazały one, że zmysł powonienia m a u owadów przy wynajdowaniu kwiatów także niepoślednie
znaczenie — większe, niż to przypuszczano dotychczas. Pogodzić zaś udział obudwu zmysłów można w taki sposób, źe powonieniu przypisywać należy przeważające znaczenie w znaczniejszych odległościach: cząsteczki aromatyczne, unoszone przez w iatr, dają pierwszą, najogólniejszą wskazówkę co do kierunku, ja k i przyjąć należy w wędrówce;
wraz ze zbliżeniem się do przedmiotu odwie
dzin (w odległości 1— 2 m ) owad zaczyna się posługiwać wzrokiem w wyszukiwaniu odpo
wiednich postaci—z początku barw i k ształ
tów ogólnych, a w końcu poszczególnych cząstek i prążek na kwiatach, tych drogo
wskazów, wiodącjch wprost i bezpośrednio do miodu.
Z daje się tedy, że istotne niebezpieczeń
stwo nie grozi poglądowi, pielęgnowanemu już drugie stulecie, z którym tak zżyliśmy się i z myślą o obaleniu którego bardzo się trudno pogodzić.
E dw ard S tr.
Zakrycie Wenery przez księżyc.
Do zjawisk ciekawych, jak ie dadzą się ob
serwować u nas w roku bieżącym, prócz cał
kowitego zaćmienia słońca w dniu 21 stycznia (w W arszaw ie widziane było przy wschodzie słońca), oraz trzech zaćmień księżyca (cząst
kowe d. 7 stycznia i 3 lipca, całkowite d. 27 grudnia) zaliczyć trzeb a i zakrycie W enery przez księżyc w dniu 22 m aja.
Posuwając się między gwiazdami z zacho
du n a wschód, księżyc zakryw ać może tę lub ową gwiazdę lub planetę. W roku bieżącym zakryw a 55 gwiazd od 1-ej do 6-ej wielkości, przyczem niektóre po kilka razy, oraz plane
ty : W enus, M erkurego i M arsa. Zakrycie M erkurego w naszych szerokościach nie b ę
dzie widziane; zakrycie M arsa nastąpi w dniu 9 września o godz. 2 min. 46,2 po poł. czasu warszawskiego. Z gwiazd wielkich jedynie a Niedźwiadka, wielkości 1,3 , będzie zakry
w ana 8 razy, u nas zjawisko to raz jeden mogło być obserwowane w dniu 13 marca;
w r. b. księżyc zakrywa przeważnie gwiazdy
5 -ej wielkości.
316 WSZECHŚWIAT N r 20.
W roku przyszłym jedynie m ałe gwiazdki będą zakrywane, a z p la n e t—tylko N eptun, dla gołego oka niewidzialny. W latach ubiegłych warunki dla podobnych zjawisk były dogodniejsze: w r. 1884 księżyc zakry
wał kilka razy pierw szorzędną gwiazdę a By
ka (A ldebaran ), a w r. 1894 trzy gwiazdy pierwszej w ielkości: a Lw a, a Panny, a N iedź
wiadka.
Zjaw iska te są n ad e r zajm ujące dla oka;
posiadają przytem znaczenie naukowe, słu żąc do wyznaczania długości geograficznych oraz do poprawek tablic astronomicznych, są więc badane system atycznie w wielu obser- watoryach.
Zakrycie W enery przez księżyc zalicza się
do zjawisk odbywających się d la różnych miejsc kuli ziemskiej nie współcześnie, ale zależnie od położenia geograficznego danego punktu, podobnie ja k i zaćm ienia słońca, przejścia p lan et przez tarczę słoneczną oraz zakrycia gwiazd stałych. W yznaczenie cza
su początku i końca zjawiska oraz m iejsca na tarczy księżyca, w którem nastąp i zetknię
cie, wym aga szeregu specyalnych dla k ażde
go miejsca wyliczeń: m ożna jednakże przed
stawić cały przebieg zjaw iska graficznie, przyczem b łą d możliwy w oznaczeniu po
czątku oraz końca zakrycia wynosi około minuty.
Niech linia P Q (fig. 1) w yobraża rz u t koła zboczeń księżyca i W e n e ry na sklepienie nie
ba w chwili ich złączenia, przyczem W enus znajduje się w punkcie W . N a linii P Q , począwszy od punktu W , odcinamy W L o
= różnicy zboczenia księżyca i W enery, 50,9', wyrażonej w jednostkach linijnych; Lo jestto punkt, w którym przedstawiłby się w chwili złączenia środek księżyca, obserwowany ze
| środka ziemi. Przeprowadziwszy z L o p ro sto p ad łą do P Q , otrzym am y linią M N, na której odcinać będziemy różnicę wznoszeń prostych. Księżyc posiada ruch własny od strony prawej ku lewej, zatem odcinamy w lewo od Lo linią L o K , równą godzinnej zmianie wznoszenia prostego księżyca 27,5';
gdy z punktu K , prostopadle do M N popro wadzimy linią K L ,, równą godzinnej zmianie
____
zboczenia księżyca — 1,7', wtedy punkt L, będzie oznaczał miejsce geocentryczne księ
życa w godzinę po jego zetknięciu z W enerą.
Łączym y punkty L oL , linią prostą i n a prze
dłużeniu jej odcina ny długości równe L oL ,, przyjm ując w ciągu kilku godzin ruch księ
życa za równomierny. Linia L 2L _ a jest drogą księżyca, obserwowaną ze środka zie«
mi; punkty L _ a i L _ , oznaczają położenia
księżyca na dwie i n a jednę godzinę przed
złączeniem; punkty L, i L a — w godzinę
i w dwie godziny po złączeniu. A by znaleść
drogę księżyca, widzianą z danego punktu
powierzchni ziemi, należy wykreślić paralaksy
zboczeń i wznoszeń prostych, odpowiadające
szerokości geograficznej m iejsca obserwacyi
N r 20. w s z r o h s w j a t 317
w godzinnych i dwugodzinnych odstępach
czasu przed i po złączeniu planety z księ
życem; wielkości paralaks zboczenia s ą : L_ ,n i , L
q71q ) Łjłłj j■ zaś paralaksy wznoszeń prostych: n_iX _!, n0X0, «,Xt , «2X2;
linia X_,X0X, X2 przedstawia drogę księżyca, widzianą w W arszaw ie w dniu 22 m aja. Z a kreśliwszy z punktu W promieniem księżyca 14,8' koło, otrzym am y punkty Xp i X*, w k tó rych znajdować się będzie środek księżyca, posuwając się po linii X0X2, znajdować się będzie w Xi,, nastąpi zetknięcie się tarczy księżyca z planetą W ; gdy środek księżyca będzie w Xk — planeta wynurzy się zza tarczy.
W iedząc, że księżyc przebiega każdą z od
ległości X0X, i X,X2 w okresach godzinnych, łatwo jest wyznaczyć chwilę początku i koń
ca zakrycia przez porównanie X0XJ) z X0X, oraz X, X* z X,X2 . Czas zetknięcia geome
trycznego wynosi 7 godz. 16,3 minut według południka warszawskiego; odległość X0Xi> księ
życ przejdzie w 52,1 minuty, X,X* w 43,1 m.
Zatem w W arszaw ie początek zjawiska n a
stąpi w 52,1 min. po przejściu księżyca przez X0 , które nastąpi o godz. 7 min. 16,3, a ko niec w 43,1 min. po przejściu księżyca przez X,, czyli:
początek zakrycia
7 g. 16,3 m. -f- 52,1 m. = 8 g. 8,4 m.
koniec zakrycia
8 g. 16,3 m. + 43,1 m. = 8 g. 59,4 m.
Czas trw ania zakrycia dla W arszawy 51 min.
Z akreślając z punktów X* i Xp koła pro
mieniem, równym pozornemu promieniowi księżyca, otrzym amy miejsca n a brzegu t a r czy, w których nastąpi początek oraz koniec zjawiska; trzy m ając rysunek tak, aby linia kreskowana ab była w położeniu pionowem, łatwo zrozumiemy cały przebieg zjawiska, przedstawiony wyraźniej na fig. 2. W enera zniknie w punkcie A , wynurzy się zza tarczy w B. Gdy zaś patrzeć będziemy przez lu n e
tę astronom iczną, obraz będzie odwrócony.
Zakrycie W enery nastąpi przeszło w dwa dni po nowiu; będzie więc ku słońcu zwrócony wąski sierp, a ciemna część tarczy zbliżać się będzie ku planecie. W chwili zakrycia zda
wać się będzie, że p lan eta gdzieś znikła, nie zetknąwszy się z brzegiem tarczy.
W W arszawie zjawisko zakrycia odbywać ■ się będzie w warunkach dość sprzyjających J
obserw acyi: początek n astąpi po upływie 10 minut po zachodzie słońca; koniec w go
dzinę po zacho
dzie.
AV maju W e
nera posuwa się ruchem prostym w gwiazdozbio
rze Byka, prze
chodząc od g ru py P lejad ku Bliźniętom; księ
życ przebieży tęż sam ą drogę w trzy dni. Na fig. 3 jest przed
stawiona pozor
na droga księ
życa (kreskam i) w drugiej poło
wie m aja wraz z oznaczeniem miejsc, w k tó rych księżyc znajduje się w południe dnia każdego. Linia 1 ciągła oznacza drogę W euery w maju; liczby
j
podkreślone da-
| ją nam daty,
| kiedy planeta znajduje się w danym punkcie.
W miejscu,ozna- czonem kresko
waną linią pio
nową , nastąpi zetknięcie. T e
goż dnia o godz.
8 m. 42,3 wiecz.
n astąp i zakrycie gwiazdy 5,4 wiel
kości, 132 By
ka, przez księ
życ. Zakrycie trw ać będzie 51,4 minuty.
G. Tołw iński■
Fig. 3.Droga pozorna księżycai Weneryw maju r.
31 8 W SZECHS WLAT
N r 20.
S P R A W O Z D A N I E .
— D -r C. H in tze. H andbuch d er M ineralogie.
Tom II. K rzem iany i ty ta n ia n y . L ipsk, 1897.
Stronic 1841, drzew orytów 632.
Olbrzymie to dzieło p. Kai-ola H intzego, prof.
m ineralogii we W rocław iu, je s t encykłopedyą m i
neralogii opisowej. Z zadziw iającą zaiste sk rz ę t- nością autor zebrał w niem wszystko to, co się odnosi do krystalografii, chemii i geografii krze
mianów, tych najw ażniejszych części składow ych skorupy ziemskiej Opis każdego m inerału z a czyna się od wyliczenia i krytycznego zestaw ienia w szysfkich dokonanych na jego kry ształach p o miarów geom etrycznych, od szczegółowego bardzo ro zp atrzen ia wszystkich zbadanych d o tą d jego własności fizycznych, a więc optycznych, term icz
nych, m agnetycznych, elektrycznych i t. d.; dalej podana je s t historya odkrycia m inerału i szcze
góły, dotyczące jego synonimiki; potem następuje wyczerpujący opis miejscowości, w których dany m inerał je s t z ziemi wydobywany lub wogóle wy
stę p u je ,— opis ten prow adzony je s t według p o jedynczych k rajów i prow incyj; w reszcie podane są w szystkie dotychczas dokonane ro zbiory che
miczne m inerału oraz jego syntezy.
Dzieło prof. IIin ‘zego zostało bardzo p rz y chylnie, a nawet radośnie p rzy ję te p rze z m inera
logów, wypełnia ono bowiem lukę w lite ra tu rz e ogólno naukow ej, k tó rej dotychczas zbywało na dziele nowem, na ta k szeroką skalę przedsięw zię- tem . Szkód i je d n a k , że autor, ta k dokładnie obeznany z literatu ra m i mineralogicznemu g er- mańskiemi i romariskieini, zupełnie pom inął lite r a tu r y słowiańskie. Te ostatnie, jakkolw iek ubogie, dostarczyłyby mu je d n a k szczegółów k r a jó w słowiańskich dotyczących, że ta k powiem z pierwszej rę k i i uw olniły au to ra „h an d b u ch u ” od zupełnie słusznego z a rz u tu niekom pletności.
P rof. H intze wydał nap rzó d tom ł l swego bądźcobądź kapitalnego dzieła; w r. b zaczął ju ż wychodzić zeszytam i i tom I; obejm ie on pierw iastki, siarki, tlenki, chlorki, w ęglany, s ia r czany, borany i fosforany. W zeszycie 1-ym, który leży p rzed nami, zw racają na siebie uwagę szczegółowem bardzo opracowaniem ro zd z iały , poświęcone dyamentowi, grafitow i, siarce i p la tynie.
J . M.
KRONIKA NAUKOWA.
— K a n a ły na M a rs ie . W n-rze 3 4 9 0 cza
sopism a „ A stronom iscbe N achrichten” V. Ce
rulli, d y rek to r pryw atnego obserw atoryum w Te- ram o we W łoszech, po d ał ciekaw ą wiadomość
0 kanałach na M arsie. W spom niany Cerulli je s t zawodowym i dobrym astronom em , który przez dwa lata pilnie obserwował M arsa i jego mniemane kanały.
W zimie tego roku uważał on księżyc w pełni zapomocą zwykłej lornetki i nadm iernie zdziwił się, g ly na powierzchni tegoż u jrz a ł linie m ające ta k i wygląd, ja k podziwiane na M arsie kanały.
P rzypatrzyw szy się raz i drugi tym liniom, z r o bił ich rysunek, chociaż dobrze wiedział, że księ
życ nie posiada podobnych linij i żaden teleskop dostrzedz ich nie dozwolił.
Są na powierzchni księżyca to jasne, to ciem
ne części, ale takie kanały, ja k ie widział Ce
ru lli przez lornetkę, wcale nie istnieją. S^to złudne zjaw iska, pochodzące stąd, że nasz wzrok mimowolnie sta ra się w najprostszy sposób p o łączyć ze sobą ciemne części powierzchni k się
życa, które przy pomocy ta k niedostatecznego n arzędzia optycznego, jakiem je s t lornetka, nie d ają się od siebie oddzielić, ale zlew ają się w nieprzerw aną pozornie linią.
To spostrzeżenie naprow adziło Ccrulliego na m yśl następującą :
Jeżeli zwrócimy uwagę na odległość M arsa 1 księżyca od ziemi, możemy z łatw ością powie
dzieć, że M ars przedstaw ia się w teleskopie tak blisko, ja k księżyc uw ażany przez lornetkę;
z tego powodu niebardzo można się omylić tw ier
dząc, że kanały na M arsie są tylko złudnemi zjawiskami, dostrzeganem i zapomocą niedos‘a- tecznych narzędzi optycznych.
Lecz nietylko na tem Cerulli opiera swoje tw ierdzenie; powołuje s*lę on także na b ez p o śred nie spostrzeżenia, które poczynił nad mniema- nerni kanałam i M arsa przy różnej odległości tegoż od ziemi. Gdyby te kanały były rzeczy- wistemi utw oram i na pow ierzchni M arsa, m u siałyby pokazać się w tedy zwiększonemi i wy
raźniej szemi, kiedy plan eta zbliży się do ziemi.
Tymczasem p rzy zmianie odległości M arsa nie daje się zauważyć żadna zm iana w obszerności i w yrazistości kanałów; przedstaw iają się one je d n ak o p rzy każdej odległości planety. Oprócz tego kanały, albo ich części, dostrzegane w u k o ś
nym kierunku, — gdy zn ajdują się blisko brzegów ta rc z y M arsa,— w ydają się szerszem i i ciemniej- szemi, aniżeli w tedy, kiedy w skutek wirowego ruchu planety zwrócą się ta k do obserw atora, że tenże widzi j e w środku tarczy. Gdyby po- m ienione kanały były m ateryalnem i liniami, m u
siałyby właśnie w swojem centralnem stanow i
sku pokazać się najgrubszem i,
C erulli p rzytacza jeszcze tę okoliczność, że p rzy pomocy wielkich i silnych teleskopów d a leko trudniej widzieć ślady kanałów, o których mowa, aniżeli p rzy pomocy lu n et średniej w ielkości Gdy bowiem w wielkich i optycznie silnych lunetach dostrzega Bię daleko więcej drobnych szczegółów, aniżeli w małych, a nawet średnich, przeto w zrok obserw atora nie ta k ł a two ulega złudzeniu i łącząc z sobą widziane