• Nie Znaleziono Wyników

^.dres IRed-a-lscyi: IKIrałrcT^rsł^ie-^rzed. mieście, 2STr ©S. JM

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "^.dres IRed-a-lscyi: IKIrałrcT^rsł^ie-^rzed. mieście, 2STr ©S. JM"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JM 13. Warszawa, d. 27 Marca 1887 r. T om V I.

PRENU M ERA TA „ W S Z E C H Ś W IA T A "

W W a rs z a w ie : ro c z n ie rs. 8 k w a rta ln ie „ 2 Z p rz e s y łk ą poc zto w ą : ro c zn ie „ 10 p ó łro c z n ie „ 5 P re n u m ero w a ć m o żn a w R e d a k c y i W sz ec h św ia ta

i w e w s z y s tk ic h k s ię g a rn ia c h w k r a ju i zagranicy.

Kom itet R edakcyjny stan o w ią: P. P . D r. T. C h a łu b iń sk i, J . A le k sa n d ro w ic z b. d z ie k an U niw ., m ag . K. D eike, m ag. S. K ra m szty k , W ł. K w ietn ie w sk i, J . N atan so n ,

D r J . S ie m ira d z k i i m ag. A. Ś ló sarsk i.

„W sze ch św iat11 p rz y jm u je ogłoszenia, k tó r y c h tre ś ć m a ja k ik o lw ie k zw iązek z n a u k ą, n a n a stę p u ją c y c h w a ru n k a c h : Z a 1 w iersz zw ykłego d r u k u w szpalcie a lb o jeg o m ie jsc e p o b ie ra się za p ierw szy r a z kop. 7 ‘/a>

za sześć n a s tę p n y c h ra z y kop. 0, za dalsze kop. 5.

^.dres IRed-a-lscyi: IKIrałrcT^rsł^ie-^rzed. mieście, 2S T r ©S.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

DW A \ Y S r O \ I M E \ l V

STULETNIE.

W dwu różnych punktach E uro p y , w D u­

brow niku czyli Raguzie i w M onachijum , współcześnie niem al, obchodzono uroczyście wspom nienie dw u mężów, któ rzy w dzie­

ja c h nauki dobrą, po sobie pozostaw ili p a­

mięć. C hw ila zgonu jednego zeszła się p ra ­ wie z dniem urodzenia drugiego: R oger J ó ­ zef Bosko wicz, czyli w edług pisowni w ło­

skiej, jaką. p rzy jął, Boscovich, zm arł d. 13 L utego 1787 r., Jó ze f F rau n h o fer urodził się d. 6 M arca 1787 roku. K oniec zeszłego stulecia stanow i też niejako rozgraniczenie między daw niejszym i nowym okresem roz­

woju wiedzy przyrodniczej, żyw oty tedy dw u tych ludzi rysują się na tle rozmai tem, które zm ieniło się pod wpływem w ielkich odkryć i w ynalazków ,znam ionujących schy­

łek osiemnastego i początek dziew iętnaste­

go stulecia, że przypom nim y tu tylko stos galw aniczny, w ytw orzenie się chemii i udo­

skonalenie m achiny parow ćj. Samo w resz­

cie wzmożenie się zastępu pracow ników na polu badań przyrodniczych n adaje odm ien­

ny ch a rak ter najnowszym dziejom nauki.

R oger Józef BoscoYich u ro dził się w D u ­ brow niku d. 11 M aja 1711 roku; w czterna­

stym już roku życia w stąpił do zakonu je ­ zuitów, ale z w yjątkiem jednój misyi dyplo­

matycznej do W iedn ia w spraw ie niepodle­

głej jeszcze podówczas rzeczypospolitćj L ukki, oddaw ał się w yłącznie pracom n au ­ kowym. W roku 1740 został profesorem w kolegijum rzymskiem , następnie profeso­

rem w Paw ii; L u dw ik X V I wezwał go w ro ­ ku 1775 do P a ry ż a i pow ierzył m u stano­

wisko optyka m arynarki; względy w szak­

że królew skie, okazywane cudzoziemcowi, w zbudziły zawiść ciała akadem ickiego, wró­

cił tedy do W łoch i osiadł w M edyjolanie, gdzie u m arł d. 13 L utego 1787 r., nie w n a­

padzie gw ałtow nego szaleństwa, ja k to roz­

głaszali jego nieprzyjaciele, ale w skutek wrzodu na piersi. Pozostaw ał w bliskich stosunkach z wielu współczesnymi uczony­

mi, znaczną część życia przepędził w po­

dróżach, które opisał w dziele „Jo u rn al d ’un

(2)

194

W SZECHŚW IAT.

N r 13.

voyage de C onstantinople en P o lo g n e.” Ż y­

ciorys jego skreślił słynny astronom L a la n - de, zw iązany z nim w ęzłam i przyjaźni; od­

daje on hołd jeg o przym iotom tow arzyskim , wychwala jego zdolności, dobry zawsze h u ­ mor, wymowę i dobroczynność. Starszy je ­ go b ra t P io tr Boskowicz pam iętny je st w pi­

śm iennictwie chorw ackiem ja k o tłum acz ,.C yda”, siostra, Anica, rów nież znaną jest w oj czy stój swój literatu rze.

Boscoyich pozostaw ił znaczną, liczbę dzieł w ytw ornie pisanych, poem at o zaćmieniach wyłożony je s t pięknym wierszem łacińskim i zapełniony obrazam i poetycznem i. P r a ­ cow ał nad oznaczeniem czasu obrotu słońca około osi, który wszakże z późniejszych do­

piero badań mógł być należycie określony.

W roku 1755 dokonał w państw ie kościel- nem pom iaru długości stopnia p ołudnika ziemskiego, w czem pom agał mu M aire i po­

dobnie ja k Buffon i de la C ondam ine sądził, że ziemia w ogólności nie posiada postaci praw idłow ej, ale że południki nie są m iędzy sobą podobne: pom iary czasów najnow szych pogląd ten potw ierdziły.

Choćby z rysunku, każdem u je st znaną w spaniała kopuła k atedry św. P io tra w R zy­

mie; obita obręczami, tą drogą ocaloną zo­

stała od ru in y w edług skazów ek Boskowi- cza, do którego zw rócił się o radę papież B enedykt X IV .

P am iętny je st wszakże Boskowicz głów - nie z poglądów swoich filozoficzno-przyro- dniczych, a pod tym w zględem p rzy p ad a mu jedno z najw ybitniejszych miejsc śród twórców teoryi atomistycznój budow y ma- teryi.

W m iarę, ja k fizycy osw ajali się coraz bardziój z nauką Newtona o ciążeniu po- wszechnem, starano się siłam i w zajem nego przyciągania tłum aczyć objaw y w ytrzym a­

łości ciał, włoskowatości, sprężystości i t. d., przyjm ow ano wszakże dla w yjaśnienia róż­

nych tych zjaw isk także i odrębne siły, a niepodzielność atomów nap otykała sta­

now czych przeciw ników . M onady L eibn i­

za były to u tw o ry zbyt osobliwre, aby się fizyka z niem i zaprzyjaźnić m ogła, a E u le r oświadczył się stanow czo przeciw poglądom Leibniza. Otóż na polu tych sporów i d o ­ ciekań w ystąpił Boscovich, a system swój rozw inął w k ilku rospraw ach i w- głów nem

swem dziele, ogłoszonem w W iedniu, w ro­

ku 1759: „Philosophiae n atu ra lis theoria, re- d acta ad unicam legem yirium in n a tu ra existen tium ”. M ateryja, w edług niego, skła­

da się z punktów nieposiadających roscią- głości, k tóre w przestrzeni nieskończonej mogą się między sobą oddalać do nieskoń­

czoności, ale nigdy tak do siebie zbliżać się nie mogą, by ich w zajem ne odległości do­

chodziły do zera. P u n k ty te nie są to tylko m iejsca w przestrzeni, nie są to p u n k ty m a­

tem atyczne, ale p u n k ty fizyczne, obdarzone bezw ładnością i pew ną siłą, w skutek której odpychać się i przyciągać mogą. C zynna ta siła w całym wszechświecie je s t jednego ro d zaju i zależy tylko od położenia p u n k ­ tów. W najd ro bn iejszy ch odległościach dw u punktów staje się odpychającą i w m ia­

rę zm niejszania się odległości w zrasta do nieskończoności, dlatego to właśnie punkty te zetknąć się nie mogą. P rz y pow iększa­

niu się natom iast odległości siła odpychają­

ca m aleje do zera i przechodzi w siłę p rzy ­ ciągającą, a skoro odległość staje się wido­

czną, siła ta staje się ciążeniem powszech- nem, k tó ra m aleje w stosunku odw rotnym kw adratów z odległości. P rz y pomocy tćj siły hipotetycznój tłum aczy on w sposób p ro sty zasadnicze własności m ateryi, ja k spójność, sprężystość, ciężkość; cząstki ciał stałych pozostają w takich w zajem nych od­

ległościach, że siła właśnie z odpychającej przechodzi w przyciągającą. Gdy ciało ros- ciągam y, cząstki oddalają się m iędzy sobą, siła międzyatomowra staje się przyciągającą

| i dąży do sprow adzania cząstek do pierw o­

tnego położenia; gdy ciało ściskamy, siła przechodzi w odpychanie i rów nież dąży do p rzyw ró cen ia pierw otnego stanu rów no­

wagi.

Z pobieżnego tego przedstaw ienia czytel­

n ik łatw o wnieść może, że system Boskowi- cza zbliżony je s t do dzisiejszój atom istyki, a przynajm niój, ja k była rozum ianą, zanim teo ry ją m echaniczna ciepła różne stany sku ­ pienia m ateryi rucham i cząsteczek w yjaśni­

ła. W każdym razie powiązał on szczęśli­

w ie w ielkie badania N ew tona z atom istyką daw niejszą, a tą drogą n au k a i dalćj się po­

sunęła.

Pom im o to zasługi Boskowicza nie były

należycie uznaw ane. W Niemczech po my-

(3)

N r 13. 195 sły jego zaćmione zostały przez poglądy

K anta, któ ry w trzydzieści la t później p rz y ­ pisał m ateryi dw ie siły, odpychającą, i p rzy ­ ciągającą, które się wszakże w działaniach swych ujaw niają, ja k je d n a siła Boskowi- cza. W e F ra n c y i i

W

A n g lii system Bos- kowicza znalazł nieco więcej uznania. P rie - stley w swój historyi optyki uznaje, że n au ­ ka ta może najlepiej usunąć wszelkie tr u ­ dności panującej podówczas teoryi em isyj­

nej św iatła, a F ech n er w swój nauce o ato­

mach zw rócił znów uw agę n a Boskowicza i podał wyciąg z jego dzieła.

W sto la t po śmierci tego znakom itego m yśliciela słow iańskiego należało i pismu naszem u pam ięć jego ożywić.

Nazwisko F rau n h o fera lepiej je s t znane ogółowi, zw iązało się ono bowiem z linijarni czarnemi, przerzynającem i widmo słonecz­

ne, które zyskały tak rozgłośne znaczenie w fizyce i astronom ii,— pomimo to i zasługi F raun h o fera, ja k ie położył dla optyki teore­

tycznej i praktycznej, a pośrednio i dla astronom ii, niedostatecznie są uznaw ane.

Józef F ra u n h o fe r należy do zastępu tych w ybitnych w dziejach nauki mężów, którzy, zrodzeni w w arunkach niesprzyjających w ykształceniu um ysłow em u, w łasną tylko dzielnością pokonać um ieli w szelkie prze­

szkody, w łasną pracą zdobyli wiedzę a d al­

szemu rozwojowi nauki now e otw orzyli d ro ­ gi. F rau n h o fer bowiem , urodzony d. 6 M ar­

ca 1787 r. w S traub in g w B aw aryi, by ł sy­

nem ubogiego szklarza, któ ry go do w łasne­

go tylko zapraw ić m ógł rzem iosła; osieroco­

ny w czternastym ro k u życia, term inow ał w Monacliijum u fab rykanta zw ierciadeł i szlifierza szkła. Nieszczęśliwy przypadek dobrze mu posłużył, — dom bowiem jego pryncypała zaw alił się w gruzy, on sam wszakże został ocalony i z tego powodu przez króla M aksym ilijana Józefa obdarzo­

ny 18 dukatam i. Za drobną tę kwotę n a­

był w arsztacik szlifierski, a szkła jeg o op­

tyczne w krótce tak zasłynęły, że uzyskał miejsce optyka w m atem atyczno-m echanicz- nym instytucie Reichenbacha, U tzschneide- r a i L iebherra, gdzie obliczał i szlifował szkła pochodzące z huty szklanej w Bene- diktbeuern. W r. 1814 instytut m atem aty- czno-mechaniczny oddzielony został od za­

k ładu optycznego w B enediktbeuern, a od­

tąd ten ostatni prow adzony był przez U tz- schneidera i F rau nh ofera, który go wreszcie, po przeniesieniu do M onacliijum, pod w y­

łączny swój k ierun ek objął. Osiadłszy w sto­

licy, został profesorem fizyki, a w r. 1823 konserw atorem gabinetu fizycznego w ba­

warskiej akadem ii nauk. Niedługo wszak­

że stanowisko to zajm ow ał, w krótce bowiem um arł w czterdziestym ledwie roku życia, d. 7 Czerwca 1826 r.

Zasługi jego, ja k powiedzieliśmy, zaró-

A vn o

są doniosłe w optyce praktycznej ja k i teoretycznej. W szczególności astronom i- ja zawdzięcza mu udoskonalenie lu n et achro- m atycznych. Do końca zeszłego stulecia nie um iano w yrabiać w ielkich, je d n o ro ­ dnych płyt flintglasu, a tem samem nie mo­

żna było zestawiać wielkich soczewek achro- m atycznych W początku dopiero bieżące­

go stulecia G uin and w S zw ajcaryi w ykrył metodę, k tó ra mu dozw oliła otrzym yw ać płyty llintglasowe nieosięganej poprzednio wielkości i czystości. Na propozycyją, U tz- schneidera G uinand przeniósł się w r. 1807 do B enediktbeuern i tam dostarczał m ate- ry jału surowego dla F rau n h o fera, który w ła­

śnie w owym czasie do insty tutu U tzschnei- dera wstąpił. Soczewki achrom atyczne, w yrabiane przez F raun ho fera, zainauguro­

w ały now ą erę w budowie szkieł optycz­

nych i insty tu t m onachijski zyskał powsze­

chną sławę. N aw et m niejsze lunety zdo­

były pierwszeństwo nad najcelniejszem i po­

przednio lunetam i Dollonda, a w ielkie re- frak to ry o 24 cm średnicy i 4 m etrach odle­

głości ogniskowój, dostarczone przez insty­

tu t w r. 1824 do D orpatu, a w r. 1837 do B erlina, ryw alizow ać m ogły z teleskopam i H erschla średniej wielkości, dla celności zaś swych urządzeń m echanicznych i m niejszych w ym iarów w yrugow ały zupełnie praw ie po­

tężne refrak to ry zw ierciadlane.

L u n ety astronom iczne, wynalezione jesz­

cze przez K ep lera, z powodu niemożebności

! nadania soczewkom achrom atyzm u, ustąpić

| musiały teleskopom , złożonym ze zw iercia­

deł; dzięki F raunhoferow i odniosły znów

| zw ycięstwo nad temi ostatniemi, a wielkie refrak to ry (przyrządy soczewkowe) łączą

j

się z nazwiskiem F raunhofera, podobnie ja k

wielkie reflektory (przyrządy zw ierciadła-

I ne) związane są z nazwiskiem H erschla.

(4)

196

w s z e c h ś w i a t .

N r 13.

Z licznych innych przyrządó w astrono- J micznych przez F ra u n h o fe ra obm yślanych lub udoskonalonych, wspom nim y tu tylko j 0 helijom etrze, um ożebniającym ścisłe m ie­

rzenie drobnych na niebie odległości; ju ż

j

sam ten przyrząd m ógłby sławę jeg o zape­

wnić.

W zakresie optyki teoretycznej prace F ra u n h o fe ra nie u stępują doniosłością p ra k ­

tycznym jeg o robotom . K lasyczne jeg o b a­

dania nad zdolnością załam yw ania i ros- szczepiania różnych rodzajów szkieł zw ró ­ ciły jego uw agę na linije ciemne w idm a sło- I necznego, które w praw dzie dostrzeżone 1 opisane były jeszcze w r. 1802 przez W ol- lastona, ale k tóre dopiero F ra u n h o fe r do­

kładn ie zbadał i położenie ich ściśle ozn a­

czył w latach 1814 •— 1815.

W odniesieniu

do tych linij, które są ja k b y stałem i w skaźni­

kam i różnych okolic widm a, mógł dopiero F ra u n h o fe r dokładnie oznaczyć zdolności załam yw ania i rosszczepiania św iatła przez różne substancyje. P rze z udoskonalenie spo­

sobów oznaczania długości fal różnych rod za­

jów św iatła, zarów no ja k i przez w skazanie ' now ych m etod w yw oływ ania i badania z ja ­ w isk uginania, zajął F rau n h o fer ja k o nastę­

pca F resnela, godne stanow isko w rzędzie tw órców teoryi u n dulacyjućj św iatła.

Jeżeli krótkość życia F ra u n h o fe ra zesta­

wimy z tą okolicznością, że był sam oukiem i do pracy naukow ej późno stosunkowo mógł się zw rócić, to znaczna ilość prac, tak tru d n y ch i tak dla dalszego rozw oju nauki ważnych, czyni go niew ątpliw ie człow ie­

kiem niezw ykłym .

S. K.

WYCIECZKA BOTANICZNA

W rÓLNOCNE OKOLICE

A U G U S T O W S K I E G O .

(Z m apą na s tr. 2 0 1 ).

W iadom o, że od gór U ralskich, od źródeł P eczory i D źw iny północnej, poczyna się i ciągnie w poprzek S arm ackiej i G erm ań ­

skiej niziny, aż do półwyspu Ju tlandzkiego , ta k zw ana U ralo-B ałtycka wyżyna, k tó rą p rz erz y n ają w szystkie rzeki większe, w lew a­

jące wody swe do B ałtyku. Część tćj w y ­ żyny, zam knięta pomiędzy W isłą i N ie ­ m nem, nosi nazw ę P ojezierza Polskiego z tój przyczyny, że zagłębienia w niej u tw o ­ rz y ły m nóstwo jezior, których liczba w sa­

mej gubernii Suwalskiój przenosi 480. W P o ­ jezierzu tem m ożna rozróżnić trzy typy m iejscowości: 1) najw yższą, środkow ą część zajm uje pasmo jezio r, 2) do niego od p o łu ­ dnia przylega pasmo żwirów i piasków , mniój więcej strom o zlew ające się z sąsie­

dnią ró w n in ą środkow ej W isły, a 3) od pół­

nocy przechodzi ono nieznacznie w g lin ia­

stą rów ninę.

W celu zaznajom ienia się z florą okolic nadniem eńskich, zw iedziłem w 1885 i 1886

i

rok u część w łaśnie

t e j

rów niny, zaw artej w granicach tró jk ą ta prostokątnego, k tó re ­ go przeciw prostokątn ą stanow i Niemen od K ow na do S u darg, a z dw u innych boków dłuższy —

k o i e j

żelazna od K ow na do W ył- kowyszek, krótszy zaś — linija, łącząca d o ­ piero co wym ienioną miejscowość z W ład y ­ sław ow em i gran ica pruska z rzeką Szeszu- pą. W trójk ącie wspom nianym rossiadł się cały powiat W ładysław ow ski, część pół­

nocna M aryjam polskiego i W yłkow yskiego i

o

tych tylko miejscowościach mówić tu będę.

T ró jk ą t ten w ogólnych zarysach pochyla się zlek ka ku zachodow i, ja k to wskazuje bieg rzek i rzeczek, tycli ostatnich zacho­

dn ią g ran icą pochylenia je s t Szeszupa. D a­

ne, przez ja k ie wysokości w k ieru nk u rzek przebiega kolej żelazna, jeszcze lepiej wy­

każą stopień pochylenia. I tak, stacyja K o­

wno w dolinie N iem na wznosi się na 33,85 m nad poziom m orza, pierw sza stacyja za K o­

wnem, M aurucie, je s t najwyżej w yniesioną, dosięga bowiem 92,68 m, odtąd następuje stopniow e zniżanie się plantu kolejowego, gdyż d ru g a stacyja, K ozłow a R uda, je s t w zniesiona n a 68,64 m, Pilw iszki, gdzie k o ­ lej p rzecin a Szeszupę, tylko 44,42 m, a W y ł- kow yszki 54,24 m .

P o w ierzch n ia tego tró jk ąta, znacznie

wzniesiona nad poziom wód Niem na i Sze-

szupy, przedstaw ia, rzec można, dokładną

rów ninę, zniżającą się ku głównej rzece li-

(5)

N r 13.

WSZECHŚWIAT.

197 tewskiój dwoma tarasam i (upłazam i): 1) wy­

żej wzniesiony nad zw ierciadło wód nie- mnowych zajm uje praw ie całą, przestrzeń zwiedzoną i 2) nadbrzeżny, biegnący ró ­ w nolegle do rzeki, w m iejscach niższych za­

lew any podczas wylewów, być może, je s t tylko odsepiskiem wód rzecznych z tego czasu, kiedy Niem en b y ł obfitszym w wody i płynął szerszem korytem , od daw nych g ra ­ nic którego poczyna się obecnie taras wyż­

szy. R ów nina ta w stronie zachodniej p rze­

chodzi w m ałe wzgórki, stopniowo zniżają­

ce się w m iarę posuw ania się k u północy, chociaż niektóre z nich naw et nad samym Niemnem przechodzą średnią wysokość (64,33 w ) o parę dziesiątków m etrów . P u n k t najwyższy, leżący na połow ie drogi pomię­

dzy W yłkow yszkam i a W ładysław ow em , dochodzi 71,18 m. L ew y brzeg (66,87 m) Szeszupy pod W ładysław ow em je st nieco wyższy od praw ego (65,97 to). Dalój zaś ku północy aż do Słow ik, leżących przy ujściu C esarki do Szeszupy, wysokość wznie­

sień pow ierzchni w aha się od 55,75 to do 64,20 to; wspom niana miejscowość leży na 62,13 to nad p. m., a S ud arg i nad Niemnem podniosły się jeszcze o 2 2 to wyżej (84,30 m).

P iękny w idok odsłania się z tego pagórka:

oko daleko biegnie po zw ierciedle wód nie- mnowych, na łąk i i niw y, dopóki się nie oprze o Z m ujdzi świętej lasy.

T ró jk ą t pow yższy, należący do zlew u ma­

cierzy rzek litew skich, oprócz rzeczki Jesi, płynącej w k ieru n k u północno-w schodnim i wlew ającej wody swe powyżej K ow na do Niemna, niem ówiąc ju ż o tój ostatniej rze­

ce, zroszony je s t głównie przez Szeszupę, od P ilw iszek do W ładysław ow a, k tó ra ma bieg zachodni, następnie północny, by nie- dochodząc do S u d arg znow u zw rócić się na zachód. Z dopływ ów Szeszupy na teryto- ryjum powyższem p rzep ły w ają następujące:

Szejm ena pod W yłkow yszkam i, w padająca w łaściw ie doS zy rw in ty , a ta ostatnia do Sze­

szupy, J u ra , Nowa, C esarka, nad którą leżą Szaki, je d y n e m iasteczko, oprócz stolicy po­

wiatu, w powiecie W ładysław ow skim i Jo - tyja. W szystkie te rzeki, chcąc się przedo­

stać przez w spom nianą Uralo-JBaltycką w y­

żynę, m usiały wyżłobić głębokfe doliny i p a­

row y, przez które płyną. Rzeczki pow iatu W ładysław ow skiego biorą początek w m iej-

scowościach błotnistych lub leśnych p rz e­

strzeniach lewego brzegu Niem na i płyną

j

rów nolegle do siebie w kieru nk u, ja k po­

wiedzieliśmy, zachodnim.

Część tej rów ninnej wyżyny ponad N ie­

mnem przecięta je s t licznemi i głębokiem i parow am i, ju ż to pojedyńczemi, posępnem i i wilgotnem i, j a k np. pod Błogosławień­

stwem, ju ż to do głównego wąwozu zbiega­

j ą się m niejsze na podobieństwo m ałych rzeczek, spływ ających do większych, ja k pod G iełgudyszkam i, a szczególniej pod It- gowem. L itw in i zachw ycają się pięknem położeniem tego ostatniego i zowią go „Dja- blim wąwozem ”, „W elnerew is” (welnes — djabeł, riaw as — rów , wąwóz). Zw ykle dnem tych wąwozów płyną małe strum yki, tocząc swe czyste wody do królow ej rzek litewskich.

Strom e bardzo brzegi Niemna, Szeszupy, Jesi, poszarpane w parow y, odznaczają się pięknością i malowniczością, przytem p o ­ k ry te są wieńcem bujnej roślinności: tu (Sło­

wiki, S ud arg i) ciem ną zielenią n a t l e j a - śniejszem ry sują się kępy jesionów , złożone

j

z kilkudziesięciu drzew, tam (Poniem uń dolny), klony, grusze i jabłon ie dzikie, cze-

| rem chy, lipy i inne drzew a splatają swe g a­

łęzie w jed en w spaniały bukiet, owdzie (G iełgudyszki) cały wzgórek literaln ie r u ­ mieni się (w Sierpniu) od dojrzew ających jag ó d bzu koralow ego (Sam bucus racem o- sa L .), a wiadomo, że krzew ten je s t bardzo rzadkim i dotąd dostrzegany był w p o łu ­ dniowej części K rólestw a.

W rów ninnej części wyżyny jezio r nie­

ma, zwiedziłem tylko jed n o , P ojeziory pod W yłkow yszkam i, lecz obszerne błota pod Sapieżyszkam i świadczą zapewne o istnie­

jących niegdyś, a z czasem zarosłych jezio ­ rach.

W niektórych miejscach w śród rów niny znajdują się podm okłe zagłębia, obfitujące w torf, z którego mieszkańcy w braku p ali­

wa coraz więcój korzystają; sąsiedztwo bo­

wiem spław nego Niemna i kolei żelaznej,

przechodzącej przez pow iat W yłkow ysld

i M aryjam polski, spraw iło, że lasy zaledw ie

w ynoszą 10% ogólnej przestrzeni; pierw sze

miejsce z drzew , tw orzących lasy, p rzypada

świerkowi, dalej idzie sosna, olcha, brzoza,

dąb, lipa i jesion. Najw iększe lasy zn ajd u -

(6)

198

W SZECHŚW IAT.

N r 13.

ją się w okolicy Sapieżyszek, położone są.

najczęściej w m iejscach niskich, skąd są.

podmokłe, z nadzw yczaj gęstem podszyciem bagna (Ledum p alu stre L .) i mniej licznem łochyni (Y accinium uliginosum L .). Ł ąk wogóle niew iele, najw ięcej nad Szeszupą;

nad Niem nem zajęły one m iejscami niższy taras i ujścia parowów.

B adania gieologiczne w ostatnich latach dokonane przez księcia G iedroycia (P am ię­

tn ik F izy jo g r. t. Y I, dz. U , str. 17) w yka­

zały, że tery to ry ju m , o którem mowa, zale­

gają. u tw o ry kredow e, które jednakow oż praw ie na całej przestrzeni są. pokryte n a­

pływ am i: dawniejszem i dyluw ijalnem i i no- wszemi aluw ijalnem i, obnażenia zaś w arstw kredow ych w postaci białego m arglu k re ­ dowego badacz odkrył tylko w m ajątku K a j- mele i koło G iełgudyszek nad Niemnem;

w spom ina wszakże nadto, że prof. G re- w ingk w okolicy K ow na n ad rzeczką Jesią rów nież o d k ry ł i opisał kredę.

Z tw orów m ineralnych torf, k tó ry służy jak o m ateryjał opałow y, w ydobyw any jest w n ader pierw otny sposób: k ra ją go ręcznie w cegiełki, k tó re u k ład ają się w niew ielkie piram idy dla przesuszenia, lub też z błota torfow ego robią m ałe cegiełki. W okolicy K ow na nad Niemnem pom iędzy głazam i na- rzutow em i dużo znajduje się kam ieni w a­

piennych, używ anych do w ypalania w apna.

P otężne pokłady gliny ułatw iają rozwrój ce­

gielni szczególniej pod K ow nem . R udę że­

lazną darniow ą w niew ielkiej ilości w idzia­

łem kilka razy podczas mych wycieczek.

W spom nieć też jeszcze m uszę o bursztynie, ja k i wym yty wodami N iem na mieszkańcy Poniem unia dolnego (F ergussa) znajd ują niekiedy na jeg o brzegach. Jed e n tak i k a­

w ałek otrzym ałem w darze od ks. D w ora- nowskiego, proboszcza miejscowego, który u dzielił mi powyższej wiadomości i dodał, j a k o tem słyszałem i od innych osób, że |

b u rsztyn bywa i w większych odległościach od brzegów rzeki przypadkow o znajdow a­

n y p rzy kopaniu studzien, rowów , funda­

mentów i t. d. P rzy taczam te k ilk a słów I dlatego, że ks. G iedroyciow i, badającem u właśnie strony nadniem eńskie, nie udało się zauważyć nigdzie b u rsztynu , j a k o tem wspom ina w swój pracy. Naw iasow o d o ­ dam, że w P oniem uniu z piaszczystych brze­

gów najw iększej rzeki litew skiej w ynurza się od czasu do czasu jak i przedm iot bron- zowy; w posiadaniu ks. D w oranow skiego zn ajd u je się bardzo piękna iglica bronzowa, a przed p aru laty kilka takich przedm iotów po darow ał zw iedzającem u te okolice archeo­

logowi czy też am atorow i wykopalisk.

G ru n t wyższego tarasu je s t gliniasty, niż­

szego i ponad Szeszupą piaszczysty; gdzie­

niegdzie w pobliżu rzek występuje szczery piasek, n iep o k ry ty żadną lub nader sk ro ­ m ną roślinnością, w okolicy K ajm el prze­

chodzi on n aw et w lotny. C h arak tery sty ­ czną bardzo cechą tych stron je st zupełny brak kam ieni. N a drodze, na polu, naw et w m iejscowościach, gdzie czysty piasek wy­

stępuje, najm niejszego kam yka nie u jrzy zw iedzający te pow iaty. G łazy narzutow e (większe bardzo rzadko ) można spotkać ty l­

ko na dnie głębokich parow ów , po brzegach strum yków i rzek, z czego w ynika, że choć niezby t licznie, jednakow oż się znajdują, p rz y k ry te grub ą bezkam ienistą w arstw ą gliny, lub co pew niejsza, zrzadka rossiane w napływ ow ych w arstw ach, a przez wody w ym yte i osadzone w parow ach. J a k po­

szukiw anym m ateryjałem są tu kamienie, można pow ziąć w yobrażenie z tego, że

| m ieszkańcy zakordonow i w yszukują kam ie­

ni n a dnie i praw ym brzegu Szeszupy i p rz e­

noszą je pod wodą na swój brzeg lewy.

j

Środki kom unikacyjne przy takich w arun­

kach są w stanie pierw otnym , szczególniej w powiecie W ładysław ow skim , gdzie droga bita od W ładysław ow a do S yntow t wynosi zaledw ie kilkanaście w iorst długości. Nic więc dziw nego, że po każdym większym

| deszczu, a przedew szystkiem podczas rosto- pów wiosennych i jesiennych, w drogę wy-

j

rusza tylko ten, kto koniecznie musi.

K ied y roln ik rów n in M azowsza sprzątn ął ju ż szczęśliwie z pola plon swej

Całorocznej

pracy, wtedy up raw iacz nadniem eńskich okolic drży jeszcze z obawy, by deszcz lub g ra d nie zniszczył niw posrebrzanych ży­

łem, w yzłacanych pszenicą. W ogóle

można

powiedzieć, że owoce i zboże w okolicy W arszaw y n a dw a lub trzy tygodnie wcze­

śniej do jrzew ają niż ponad Niemnem: tak znaczna je st różnica w klimacie.

Okolice nadniem eńskie zam ieszkują L i­

tw ini; nie sk up iają się oni w długie wioski,

(7)

ja k to ma miejsce w innych stronach K ró ­ lestwa, lecz osiedlają się w oddzielnych ko­

lon ij ach, m ających często 3 do 5 w łók ob­

szaru, co, przy oszczędności i pracowitości, pozw ala im dochodzić do znacznej zamoż­

ności. T ak a kolonija zabudow ana jest w czworobok, je d e n z jego boków zajm uje zazwyczaj wznoszący się na p arę stóp nad ziemią śpichlerz, do którego w lecie cala rodzina się przenosi: tu śpią, tu przyjm ują gości. L itw in nie uczuw a zakłopotania, ja k chłopek m azurski, wobec gości nie z jego sfery pochodzących, a śmiało, w itając ich, podaje rękę; je st przy tem gościnny nadzw y­

czaj, przybyłych zaraz częstuje wódką, h e r­

batą i pysznemi wędlinami, sąsiad dla uczcze­

nia gościa chętnie użycza sąsiadow i trunku lub przekąski.

P rzy każdej zw ykle chacie, ja k ie budują z drzew a, składającej się z paru, często b a r­

dzo obszernych izb, znajduje się sad owoco­

wy, w którym na jed nej lub kilku olbrzy­

mich tyczkach pnie się fantastycznie chmiel, nadający odrębny w dzięk chatom , zw łasz­

cza wtedy, je śli ich kilk a leży niedaleko j e ­ dna d rug iej. W pobliżu kolonii parę zago­

nów zajętych je st pod up raw ę lnu, a po sto­

kach parow ów pasie się po kilka czarnych i białych owiec, w nadniem eńskich bowiem okolicach mężczyźni i kobiety ubierają się w rą k własnych wyroby, na które w arsza­

wiacy może nie zw rócili uw agi na ostatniej przem ysłow ej wystawie, a pochodziły one właśnie z pow iatu W ładysław ow skiego.

P rzem ysł w tych stronach je s t jeszcze w kolebce; lud litew ski z zam iłowaniem od­

daje się rolnictw u, u p raw iając też same ga­

tunki zboża, co w całym k raju ; używa on w yłącznie swego rodzinnego języka, nieli­

czne tylko jed n o stk i znają nieco polskiego, chętnie oddają dzieci swe do szkół publicz­

nych, a uczniow ie gim nazyjum M aryjam - polskiego praw ie wszyscy są pochodzenia włościańskiego.

O byw ateli P olaków w stronach nadnie­

meńskich praw ie niem a, zato znaczne ob­

szary ziemi znajdują się w rękach Niemców;

oprócz kolonistów niem ieckich, rossianych po całym obszarze tego zakątka k ra ju nasze­

go, jeśli nie połowa, to najm niej trzecia część pow iatu W ładysław ow skiego należy do potom ka K rzyżaków , którego liczne fol-

N r 13. 199

w arki są również zarządzane przez jeg o ro­

daków.

O m iastach nie mówiłem, — na opisywa- nem tery to ry ju m je s t ich tylko trzy: W y ł- kowyszki, W ładysław ów i Szaki, zamiesz­

kane, ja k wszystkie nasze miasteczka, przez żydów, a tu dodać należy i Niemców.

W iększa część miejscowej ludności je s t k ato liek ą, relig iją protestancką w yznają tylko koloniści niemieccy i nieliczna garst­

ka Litw inów , dla których odbyw ają się n a ­ bożeństwa w ich ojczystym języku.

W spom niany północny zakątek K ró le­

stw a zw iedzałem od połowy L ipca do poło­

wy S ierpnia 1885 i 1886 roku i w tym prze­

ciągu czasu zanotow ałem lub zebrałem prze­

szło 500 gatunków roślin, z tych do trzech rodzin skry tok wiatowych naczyniow ych na­

leży 14 gatunków , do 82 rodzin jaw nokw ia- towych — pozostała liczba. Ciekawego czy­

telnika, chcącego się dowiedzieć na jak ich stanow iskach i ja k ie mianowicie rośliny ze­

brałem , odsyłam do Y II tom u P am iętnika F iz jo g ra fic z n e g o , m ającego wyjść w roku bieżącym.

Karol D r y mm er.

BRZUCHOMÓWCY

i

BRZUCHOMÓWSTWO.

(D okończenie).

P rzedstaw iw szy rozm aite rodzaje, sposo­

by i sztuczki brźuchomówców, a nadto ich znaczenie w historyi, przejdźm y teraz do teoryi brzuchom ówstwa.

S ztuka brzuchom ówcza polega przede- wszystkiem na pewnem zjaw isku akustycz- nem, a mianowicie na trudności odróżnienia uchem pun ktu skąd głos wychodzi. Tę n ie­

pewność k ierunk u łatw o spraw dzić dośw iad­

czeniem.

Znany kuglarz S tu a rt C um berland w y­

konyw ał, po swych zw ykłych sztuczkach, małe doświadczenie akustyczne, które za­

wsze wywoływało w widzach zdumienie.

WSZECHŚWIAT.

(8)

200

w s z e c h ś w i a t .

N r 13.

K tórakolw iek osoba z publiczności sie­

dzi na środku salonu z zaw iązanem i oczy­

ma, C um berland trzym a w palcach m onetę srebrną i uderza w nią kluczykiem , a osoba owa ma oznaczać k ierunek i odległość z k tó ­

rej dźwięk przychodzi. O tóż m yli się ona

zawsze, a b łęd y te byw ają tak znaczne, że widzowie ciągle w ybuchają śmiechem. Co w ięcej, gdy C um berland trzym ał ciągle w jednem m iejscu pieniądz, zasłaniając go dłonią, przed uchem owój osoby, zdaw ało się jój, że dźw ięk biegnie z coraz to innego p u n k tu , choć C um berland ani krokiem z miejsca się nie ruszył.

W eźm y inny jeszcze przyk ład. Jeżeli 0 k ilk a kroków przed nami stoi szereg wie­

lu osób i jeśli k tóra z nich wryda ton p rze­

ciągły, niew ym agający poruszenie w arg np.

aaaa, to nie będziemy mogli rozeznać, k tó ra

z nich głos w ydała.

G dy brzuchom ów ca stoi obok lalek i m ó ­ wi, nieporuszając wcale w argam i, podczas

j

gdy lalki są w ciągłym ru c h u , m achają rę ­ kam i i poruszają w argam i, to złudzenie, j a ­ kiego doznajem y, polega w łaśnie na wyżej wspom nianem zjaw isku akustycznem . N a j­

trudniejsze zadanie brzuchom ów cy polega w łaśnie na um iejętności zachow ania pod­

czas mowy zupełnej nieruchom ości tw arzy, tak, aby ani je d e n mięsień nie d rg n ą ł. B rzu­

chomówca m ówiąc do swój lalki, staw iając pytania, w ym aw ia w yrazy swym głosem zw yczajnym , lecz gdy lalka odpow iada, m ię­

śnie tw arzy brzuchom ów cy ju ż się nie k u r ­ czą a w argi zaledw ie się odchylają dla lek­

kiego uśm iechu. Nieruchom ość tw arzy pod­

czas mowy da się w ytłum aczyć na zasadach gram atycznych, a raczej na zasadach fizyjo- logii głosu. O o

M ow a artykułow ana (członkow ana), któ­

ra odróżnia mowę człow ieka od mowy zw ie­

rz ą t, dzieli się, j a k uczy gram atyka, n a sa­

mogłoski i spółgłoski. Pierw sze tw orzą dźw ięki ciągłe i jednostajne, które mogą w ydaw ać organy mowy, m ożna j e p rz e d łu ­ żać bez końca np. aaaaa.

Sam ogłoskom m ożna nadaw ać dźw ięk różny, co je s t tylko rezultatem większego lub mniejszego ściśnięcia w arg, gdyż język 1 inne organy głosowe nie podlegają żadnej

zmianie. T ak np. dla a są dźw ięki w y ra­

żane w alfabecie francuskim a, a, ;'i, fi, ó, o,

0, ou, ou; dla e: ó, ó, óo, e, eu, eux; dla i:

1, i, u, vi.

W ym aw iając którąkolw iek z tych głosek, jeżeli bez zm iany pozycyi języ k a i warg, cofniem y podstaw ę języ k a k u k rta n i, to otrzym am y dźw ięk nosowy tej głoski. I i y niem ają dźw ięku nosowego dlatego, że p rzy ich w ym aw ianiu podstaw a języ k a leży z ty ­ łu w ten sposób, że mało się różni od pozy­

cyi, k tó rą usiłujem y im nadać ton nosowy.

Ze stanow iska brzuchom ów stw a należy zauw ażyć, że dla w ym aw iania sam ogłosek nie potrzeb a wcale poruszać wargam i: dość żeby cokolw iek b y ły odchylone, co osięga się zw ykle zapomocą uśmiechu. Podobnież można sam ogłoski w rozm aity sposób mo­

dyfikować, niezdradzając na tw arzy żadne­

go ruchu.

Nie ta k się rzecz ma ze spółgłoskam i.

W ym aw ianie niektórych szczególniej bez poruszania w argam i stanow i trudność, któ­

rą brzuchom ów ca musi przezw yciężyć usil- nością i w praw ą. R adzi sobie też „przybli- żonem w ym aw ianiem ”, t. j . zastępuje głoski k tó re trud no wymówić bez poruszania w arg, głoskam i, do których potrzeba tylko ruchu organów w ew nętrznych ust. Spółgłoski dzielim y na kategoryje stosownie do orga­

nów głosowych, używ anych do ich w ym a­

wiania. W każdój znów k ateg ory i dzielą się na słabe i mocne. Ze stanow iska brzu- chomówczego w ażnym je s t ich podział na dw a szeregi, w edług następującej tabliczki:

I. S półgłoski w ym aw iane zapomocą n arzą­

dów w ew nątrz ja m y ust się znajdujących.

mocne słabe

g a r d ł o w e ... k <T języ ko w o -podniebienne ł 1 języ k o w o -zęb o w e. . . r —

zębowe . . . . . . t d

zębow o-podniebienne . n n

syczące zębowe . . s z

syczące g ard ło w e. sz z

II. S półgłoski w argow e.

mocne słabe

dm uchająco-w argow e . w argow e proste . . . w argow e w ciągające. .

f

£

w

1.

(9)

N r 13.

WSZECHŚWIAT.

201

(10)

202

W SZECHŚW IAT.

N r 13.

Zastanaw iając się nad tą tablicą spółgło­

sek, widzimy, że można je w ym aw iać ru ­ chem języka albo sam ego, albo działającego przy pomocy gardzieli, podniebienia lub zę­

bów, bez pom ocy w a rg i mięśni tw arzy.

B rzuchom ów ca więc może w ym aw iać wszel­

kie w yrazy składające się z głosek p ierw ­ szego szeregu bez najm niejszego ruch u tw a­

rzy. Inaczej rzecz się ma ze spółgłoskam i wargowem i f, w, p, b, m. S ztuka brzu - chom ów stw a polega w łaśnie na w ym aw ia­

n iu tych głosek bez ruchu w arg lub mięśni tw arzy. P rz y pew nej w praw ie łatw o dojść do tego rezultatu z głoskam i f i w, które można wymówić, poruszając tylko mięśnie w ew nętrzne w arg. P i b a nadew szystko m przedstaw iają więcej trudności i najczę­

ściej brzuchom ówcy nie w ym aw iają wcale tych głosek ja k b y się należało, lecz zastę­

pu ją je wogóle pewną arty k u la cy ją podobną do n, dlatego też daleko lepiej n aśladują dzieci i prostaków niż osoby praw idłow o mówiące.

T a k więc złudzenie w yw ołane przez brzu - chomówców, każących mówić swym lalkom , je st rezultatem naprzód zjaw iska akustycz­

nego, a m ianow icie niepew ności k ieru n k u dźw ięku, a następnie osięgniętćj przez brzu - chomówcę w praw y w w ym aw ianiu bez po­

ruszania mięśni tw arzy.

D la położenia nacisku na kieru n ek , skąd ma głos niby przychodzić, brzuchom ów ca używ a wydatnej m imiki, zw raca oczy ku tej stronie i w skazuje palcem, gdy tw arz zd ra­

dza w yraz przestrachu, zajęcia lub zdum ie­

nia; w skutek naśladow nictw a widz łatw o przychodzi do przekonania, że dźw ięk, któ­

ry słyszy, przychodzi rzeczywiście z m iejsca w podobny sposób jak b y bezw iednie w ska­

zanego. W yrazy w ym aw ia on w sposób zw ykle dość niedokładny, głosem tajem ni­

czym, a najczęściej stara się uczynić ie zro- zum iałem i, pow tarzając je swym głosem zw ykłym , ak centując je i objaśniając; w m a­

wia tym sposobem w słuchaczy, że to są w łaśnie słowa, k tó re słyszeli.

D la w ym ów ienia dźw ięku zamglonego, zdającego się pochodzić ze znacznej odle­

głości, brzuchom ów ca używ a języ k a w ten sposób, że koniec jego, albo podstaw a, przy­

legając do podniebienia tw orzy rodzaj p rz e­

pony przepuszczającej głos słabo. G dy zaś

arty k u łu je swe w yrazy z silnym głosem gardłow ym , zdaje się, że głos wychodzi z ziem i lub z m iejsca zam kniętego np. z gro­

ty, skrzyni, szafy. G dy przeciw nie, przy tem samem położeniu języka, brzuchom ów ­ ca mówi głosem ostrym , to pow staje złudze­

nie, że głos przychodzi z miejsca w yniosłe­

go, np. z sufitu, z w ierzchołka drzew a, z da­

chu. W każdym zaś razie w ydając głos przytłum iony, niezbyt w yraźny, brzucho­

m ówca ma płuca rozdęte i wym aw ia albo w ciągając pow ietrze albo też przynajm niej 0 ile można najm niej wydechnjąc.

Z nakom ity fizyjolog R iclieran d, który m iał sposobność zbadania brzuchom ówcy F itz -Jam esa powiada:

„C ały mechanizm polega tu na powolnem 1 stopniow em w ydechaniu, poprzedzanem zawsze zaczerpnięciem znacznego zapasu pow ietrza, którego potem brzuchom ówca oszczędnie używ a”.

Co się tyczy naśladow ania głosu starców i dzieci, głosów zakatarzonych i nosowych, krzyków zw ierząt, szm eru tłum u, dźw ięku piły, hebla i t. d., to brzuchom ówca osięga to wszystko zapomocą w praw y. W szakże nietylko brzuchom ówcy um ieją naśladować te głosy. I pom iędzy czytelnikam i znaj­

dzie się wielu, k tó rzy robiąc próby dla p rze­

konania się o praw dziw ości teoryi, o d kryją w sobie ten talent, który po k ilk u albo k il­

kunastogodzinnej w praw ie może ju ż dojść do roskw itu. Co więcej, może odk ry ją w so­

bie talen t brzuchom ów stw a, tak ja k ów S aint Gilles, k tó ry w tydzień został słyn­

nym brzuchom ówcą! P o d ając ten arty k u ł, nie mieliśm y bynajm niej na celu stw orzenia falangi rodzim ych brzuchom ówców, kiero­

waliśm y się je d y n ie chęcią zarysow ania zna­

czenia brzuchom ów stw a w historyi ludzko­

ści i w ykazania, że to zjaw isko, jak ko lw iek służy do rozm aitych niby nad naturaln ych ku glarstw , nie m a w sobie nic n ad n a tu ral­

nego ani n iezrozum iałego1).

Bronisłaiu Rejchmcin.

*) C zęsto s p o tk a ć się m o żn a z p o g lą d e m , o k tó ry m a u to r słu szn ie p o b ież n ie ty lk o w sp o m in a, że b r z u ­ chom ów cy mówi% n ie p rz y w y d y c h an iu , a le p rz y

(11)

N r 13.

w s z e c h ś w i a t .

203

OSTATNIE

T R Z Ę S I E N I E Z I E M I

W PO Ł U D N IO W E J FRAN CYI.

N otatka, zamieszczona w zeszłotygodnio- wym num erze naszego pisma, dala ogólne wyobrażenie o przebiegu lutow ego trz ę sie ­ nia ziemi; uzupełniam y je dziś niektórem i szczegółami, które czerpiem y głównie z fran ­ cuskiej N aturę.

P ierw sze w strząśnienie dało się uczuć w M entonie w d. 23 L utego około godziny 5 '/ 2 z rana, w pół godziny potem o 5 m. 58 miało miejsce wstrząśnienie najsilniejsze.

Pom im o znacznej siły w strząśnienia wszyst­

kie praw ie przedm ioty w m ieszkaniu kores­

pondenta pozostały na m iejscu, tylko woda z dzbanka stojącego na krześle została wy­

rzuconą. na odległość 60 cm z każdej strony na P nZ i P d W . P o czterech oscylacyj ach początkowych dom zaczął drżeć na miejscu, j a k pokryw ka gotującego się kotła, z prze­

rażającym hałasem szyb, naczyń i t. d. K a ­ w ałki ty n k u opadały z sufitu, a m ury u de­

rzając jed n e o drugie w ydaw ały huk podo­

bny do dźw ięku pustej beczki na wozie szyb­

ko jadącym po b ruku. W 10 m inut potem wstrząśnienie słabsze, później trzecie, jesz­

cze słabsze. W strzęśnienie pierw sze trw a­

ło około 25 sekund. W pół godziny póź­

w d y c h a n iu p o w ie trz a . T łu m a c z en ie to w ła śn ie po­

d a ł w sp o m n ia n y w a r ty k u le k sią d z d e la C h ap elle, o b ecn ie j e d n a k n ie je s t ono p rz y jm o w a n e . M ożna w p ra w d z ie , p o m im o tru d n o ś c i, u r a b ia ć głos p rz y w d y c h a n iu i p rz e d s ta w ia on w te d y zap ew n e n ie ja ­ k ie p o d o b ień stw o do g ło su b rz u c h o m ó w c y , w ed łu g w szakże z d a n ia fizyjologa J a n a M u llera m o żem y d a ­ leko ła tw ie j m ow ie sw ej n a d a ć c h a r a k te r y s ty k ę w ła ­ śc iw ą m ow ie b rzu ch o m ó w c ó w , je ż e li w d y c h a m y g łę ­ b oko, t a k a b y p rz e p o n a o d e p c h n ę ła ku p rzo d o w i trz e w ia b rz u szn e , a n a s tę p n ie m ó w im y p rz y w y d y ­ c h a n iu , je ż e li p rz y te m s z p a ra głosow a je s t b a rd zo zw ężona a u su w an ie p o w ie trz a z p łu c d o k o n y w a się je d y n ie p i zez śc ią g a n ie śc ian ja m y p iersio w ej. P o ­ n iew aż w te d y , p o d czas m ó w ien ia, ja m a b rzu szn a p o zo staje w y d ęta, ła tw o u led z m o żn a złu d zen iu , że b rzu ch o m ó w ca m ów i p rz y w d y c h an iu .

(P rzyp. R ed.).

niej znow u dwa słabe w strząśnienia, o 8 '/ 2 dwa silne w strząśnienia poprzedzone ostrym świstem. Późniśj jeszcze kilk a lekkich drgań aż do południa. Od południa do go­

dziny 11 w nocy spokój, o l l '/ 2 dwa dość znaczne w strząśnienia. O 1-ej w nocy sil­

ne uderzenie, m ury pękają znowu. P rze z noc naliczono dziewięć wstrząśnień, we C zw artek d. 24 z ran a pięć nowych w strzą­

śnień.

Spomiędzy najciekaw szych skutków ka­

tastrofy zaznaczyć należy, że wszystkie przedm ioty zrzucone przez w strząśnienie:

wazony kw iatow e, kominy, balustrady, bez w yjątku spadły na P d W względem swego pierw otnego położenia. M ury są poryso­

wane na krzyż. Na Prom enade du M idi słup kam ienny złożony z trzech kam ieni o 60 cm grubości został zm ieniony w ten sposób, że każdy z kamieni obrócił się na pew ien k ąt około osi środkowej, ja k to wska­

zuje załączona rycina; kam ień najwyższy

PdW

najw iększe w ykazuje zboczenie, dolny zaś pozostał na miejscu. N a ulicach potw orzy­

ły się rospadliny, chodniki są oddzielone od b ruk u. B arom etr żadnej zm iany nie w ska­

zywał.

W ogóle w M entonie trzęsienie ziemi dało się uczuć z w ielką gwałtownością w pasie około 500 m etrów szerokim, przecinającym miasto ukośnie z P nZ na P d W . W pasie tym domy są zburzone, ziem ia spękana, a w ew nątrz nielicznych domów, które oca­

lały na zew nątrz, wszystkie sprzęty pozrzu- cane na ziemię, najw iększe szkody na wyż­

szych piętrach, na parterze praw ie żadnych.

Co je s t godnem zaznaczenia jeszcze, to, że morze pozostało przez cały czas trw an ia k a­

tastrofy zupełnie spokojnem.

W Nizzy wstrząśnienie dnia 23 L utego

o godz. 5 m. 53 z ran a było faliste, a w czę­

(12)

ści pionowe, trw ało około 35 sekund. W pięć m inut potem w strząśnienie nowe, bardzo silne, słabsze je d n a k od poprzedniego, trw a ­ ło 5 — 10 sekund. S kutki trzęsienia były bardzo oryginalne: niektóre rogi domów zo­

stały zniesione ja k b y uderzeniem piorunu, je d n e domy są zrujn o w an e do szczętu, tuż obok inne żadnej nie poniosły szkody; o go­

dzinie 8-<5j trzecie w strząśnienie słabe. D o­

mów uszkodzonych niewiele, najwyżej oko­

ło 20, osób zabitych 1, rannych 5 czy 6.

O 2-ój z ra n a w strząśnienie nowe, lekkie.

S łabe w strząśnienia trw a ły do 28 L utego wieczorem. D . 1 M arca zapanow ał spokój.

W Cannes pom iędzy godz. 11 wieczorem a 5 rano naliczono 12 słabych wstrząśnień.

W A ntibes morze cofnęło się, obniżając p o ­ ziom swój o dwa m etry. W P erp ig n an seis- m ograf Secchiego w ykazał w strząśnienie fa­

liste, dochodzące am plitudy 1°,8'.

W Szw ajcaryi podług obserw acyj profe­

sora F o rela z G enew y w strząśnienia aczkol­

w iek bardzo niewinnej n atu ry , dały się uczuć na znacznćj przestrzeni. W strząśnie­

nia przedw stępne nie doszły do Szw ajcaryi.

W strząśnienie głów ne objaw iło się pow sze­

chnie w Szw ajcaryi południow ej, w k an to ­ nach Tessino, Y aud, Valais, G enew a, F r y ­ burg, Neuchatel, B ern. W północnej, w nie­

których .p u n k ta ch rów nież je zauważono.

P ro m ień pasa seismicznego wynosi conaj- mniej 400 kilom etrów . W niektórych m iej­

scowościach d rgania były południkow e, w innych — rów nikow e, ze W — Z. D rgania pionowe były bardzo słabe lu b żadne. Ze­

g a r obserw atoryjum w Bazylei stanął o go­

dzinie 6 min. 4 sek. 17, co odpow iada 5 g.

43 m. 35 s. czasu paryskiego, 5 g. 55 m.

43 s. czasu m arsylijskiego, 6 g. 3 m. 21 s.

czasu nicejskiego, 6 g. 24 m. 3 s. czasu rzym skiego; cyfry te służyć mogą do porów - n a n ia d a t wstrząśnieńszwajcai^sltichz w strzą- śnieniam i francuskiej i włoskiej Riviery.

D la w yjaśnienia wreszcie przyczyn tego groźnego zjaw iska odwołać się nam w ypada do teoryi pow staw ania gór, podanój przez Suessa *). T u dostatecznem będzie przypo-

204

*) Ob. „O ro g ien icz n a te o r y ją Suessa i H e im a w za­

stosow aniu do g ieo lo g icz n ej b u d o w y A n d ó w 11, p rz e z J ó z e fa S ie m ira d zk ieg o (W s z e c h ś w ia t z r . 188f>, str.

385 i n a st.)

N r 13.

m nieć, że podług tej teoryi wszelkie w ięk­

sze garby ziemskiej skorupy, tw orzące ła ń ­ cuchy górskie, są jednostronno, to znaczy, że z jed n aj strony m ają one upad bardzo strom y, gdy z przeciwnej stopniowo się zle­

w ają z okalającą rów niną. P iren eje od stro ­ n y francuskiej, A lp y od strony m orza Ś ród­

ziem nego, K a rp a ty od W ęg ier, A ndy od stron y O ceanu Spokojnego, H im alaje od stro n y Indyj przedstaw iają spadki urw iste, a rów nin y ciągnące się u podnóża tych u r ­ w isk przedstaw iają linije najsłabszego opo­

ru , w których sko ru pą ziemska n ajsil­

niej spękaną i pokurczoną została.

O d czasu, gdy ścisłe pom iary w ykazały, że siedlisko trzęsień ziemi nie w ew nątrz ogniopłynnego ją d ra , lecz znacznie bliżej pow ierzchni, w odległości najwyżej k ilk u m il, częstokroć zaś bliżej jeszcze się zn ajd u ­ je , teo ry ją Suessa w rozmieszczeniu naw ie­

dzanych przez trzęsienia ziemi okolic, czyli t. zw. pasów seismicznych, znakom ite znala­

zła poparcie. W samej rzeczy, jeżeli wyo­

brazim y sobie, że A lp y np. lub K o rd y lijery nie są nieruchom e, lecz jeszcze się n ieustan­

nie podnoszą, sk u tk i tego ruchu, o bjaw iają­

ce się pękaniem i w strząśnieniam i skorupy ziem skiej muszą się w postaci trzęsień zie­

mi u ich podnóża objawiać. W istocie też, pom ijając ju ż inne okolice, z liczby 4620 trzęsień ziem i, zaznaczonych w latach 1850 — 1857 p rzy p ad a na same A lpy 1086, a na am erykańskiem pobrzeżu oceanu S po­

kojnego trzęsienia także należą do zjaw isk codziennych, z lctóremi ludność miejscowa je s t bardzo oswojoną. Poniew aż pew na w arstw a sk orup y ziemskiej pęka wzdłuż pe- wnój linii, zw ykle rów noległej do górskie­

go pasm a, w strząśnienie da się najsilniej uczuć w k ieru n k u pionow ym nad tą now o­

utw orzoną szparą, po obu zaś stronach linii pęknięcia w strząśnienie będzie znacznie słabszem , niekiedy m ija praw ie niepostrze­

żenie. Stosow nie do w arunków lokalnych oraz do k ieru n k u , w jak im fala seismiczna przecina poziom ą pow ierzchnię, w strząśnie­

nie byw a pionowe, dające się uczuć jak o uderzenie z dołu, częstokroć pomimo w iel­

kiej siły zrządzające bardzo nieznaczne szkody, lu b też faliste,najniebespieczniejsze, p rz y ru c h u tym bowiem przedewszyatkiem roschodzącym się w różne strony od pionu,

W SZECH ŚW IAT.

(13)

w skutek falow ania pow ierzchni, m ury d o ­ mów pękają, a najpospolitszym objawem je st podówczas zapadanie się sklepień w g ó r­

nych piętrach domów.

F ak ty przytoczone pow yżej, zwłaszcza ta rozległość pasa seismicznego, k tó ry sięgał od południowej F ran c y i do B ałkanów w ska­

zuje, że trzęsienie ziemi N icejskie należy za­

równo ja k słynne trzęsienie Lizbońskie lub K alabryjskie do liczby zjaw isk orogienicz- nycli, zw iązanych z pow staw aniem gór łańcu­

chowych, niem ających natom iast nic wspól- nego z właściwym wulkanizm em .

T rzęsienie ziemi n atu ry w ulkanicznej, d a­

je się uczuw ać w najbliższej tylko okolicy czynnego w ulkanu, zw ykle poprzedzając j e ­ go w ybuchy. Znaczenie ich je s t też czysto lokalne, do liczby tych zjaw isk należą czę­

ste choć słabe w strząśnienia w ulkanicznych okolic N eapolu lub Sycylii.

T rzecią wreszcie k ateg o ry ją trzęsień zie­

mi, jeszcze bardziej lokalny c h a rak ter n o ­ szącą, przedstaw iają trzęsienia, w których mamy do czynienia z zapadaniem się jaskiń obszernych, w yługow anych w rospuszczal- nych pokładach w apienia, gipsu lub soli

•przez wody podziemne, lub, ja k w Casa- m iccioli, w p ro st niedbalstw u ludzkiem u istnienie swe zaw dzięczających, albo też z obsuwaniem się gór w skutek własnego ciężaru, nasiąknięcia wodą i rozm iękczenia w arstw podkładow ych, ja k to m iało miejsce w Zagrzebiu.

J ó z e f Siem iradzki.

_ N,,i 3-

Towarzystwo Ogrodnicze.

P o s i e d z e n i e p i ą t e K o m i s y i t e o - r y i o g r o d n i c t w a i n a u k p r z y r o d n i c z y c h p o m o c n i c z y c h o d b y ło się d n ia 17 M a rca 1887 ro k u , w lo k alu T o w a rz y stw a , o g o d z in ie 8 w ie­

czorem .

1. P ro to k u ł p o sie d ze n ia p o p rz e d n ie g o zo stał o d ­ c z y ta n y i p rz y ję ty .

2. P . II. C y b u lsk i p o k a z y w a ł liś ć i k w ia t S t r a ­ c en ia C helsonii, w y h o d o w an y w c ie p la rn i O grodu B o tan ic zn e g o . O sobliw a i o k a za ła ta ro ś lin a ow a- d o ż e rn a , n a le ż ą c a d o ro d z in y S a rra c e n ia c e a e , o d ­ z n acza się liśćm i w k s z ta łc ie d łu g ic h n a 25 cm lejków , słab o zg ięty ch , k tó r y c h o tw ó r o ś re d n ic y 4,5 cm p o sia d a b rz e g z g ru b ia ły , c ie m n o -b r u n a tn y .

O tw ór lejk o w ateg o liścia o p a trz o n y jo3t blaszkow a- ty m w y ro s tk ie m , elip ty czn ej fo rm y , o śre d n ic y d łu ższe j 8 cm a k ró tsz e j 4 cm. N e rw y ta k w blasz- k o w aty m w y ro stk u , ja k o te ż w lejk o w atej części są, b r u n a tn e g o koloru.

K w iat w y ra sta n a b a rd z o d łu g ie j szy p u lce (00 cm) p o sia d a p rz y k w ia te k złożony z tr z e c h łu seczek , k ie lic h p ięcio -listk o w y fo rem n y , o lis tk a c h od z e ­ w n ą trz b ru n a to a w y c h , od w e w n ą trz zielonych. K o ­ r o n a p ię e io p ła tk o w a fo rem n a , o p ła tk a c h k s z ta ł­

t u sk rz y p có w bez szy jk i; p ła tk i w 2/3 g ó rn y ch czę­

ś c iac h są c ze rw o n o zab a rw io n e, w dolnej ja- sn o żó łte. P rę c ik ó w w iele, o p y ln ik a c h d u ży ch dw u - worc czk o w y ch . S łu p e k je d e n , z aw ią ze k m a g ó r- ny, js jo w a to -p ię c io ś c ie n n y , p ięe io k o m o ro w y , sz y j­

k a n ie z b y t k ró tk a i zn am ię b a rd z o w ielk ie, j a s n o ­ zielo n e, w k s z ta łc ie g w iazd y o {ńęciu k ró tk ic h p r o ­ m ie n ia c h , n a k o ń c u d w u d z ieln y ch . Ś re d n ic a z n a ­ m ie n ia w ynosi 7 cm. Z n am ię p rz y k ry w a n a p o d o ­ b ień stw o p a ra so la p rę c ik i. S ar. C h elso n ii j e s t m ię- sz ań ce m S ar. p u r p u r e a i S ar. D ru m m o n d ii.

3. N a stę p n ie p. S. G rosglik m ó w ił o b u d o w ie i p o w s ta w a n iu c ia łe k chlorofilu.

R ospoczął od o k re ś le n ia c h ro m ato fo ró w i p o d z ia ­ łu ic h n a ch lo ro -, leu k o - i c h ro m o p las ty . N a stę p n ie o k re ślił ch lo ro p las ty , m ów ił o ic h k s z ta łc ie u w o ­ d o ro stó w i w yższych ro ślin , z ależn o ści fu n k c y i od k s z ta łtu ( I l a b e r la n d t ) , o b u d o w ie w ew n ętrzn ej.

P rz y to c z y ł te o ry ją pęch erzy k o w ą (S p re n g el, T u r - p in , R is p a il, M eyen, N iigeli, w n o w szy ch czasach T sc h irc h 1834), b a d a n ia M ohla 1837, S achsa 1862 i 1863 (cia ło b iałk o w e i b a rw n ik ), d a le j b a d a n ia P riu g s h e im a 1879 (su b s ta n c y ią p o d sta w o w a czyli s tro m a i b i r w n i k n ie są p o łączo n e c hem icznie:

p ierw sza p rz e d s ta w ia ciało g ą b c z a s te , n a p o jo n e ro s tw o re in zielo n y m , złożonym z s u b s ta n c y i o le i­

stej, w k tó re j ro sp u szczo n y je s t b a rw n ik ), o raz p o ­ g lą d y S c h m itz a (1882), M ey era (18S3) i S chim pc- r a (1885). W k o ń c u zastan o w ił się n a d p y ta n ie m , czy stro m a je s t z u p ełn ie b e z b a ’ w na czy też z a ­ b a rw io n a .

W dalszy m c ią g u o p isał leu k o p lasty , k s z ta łt ic h , siedlisko, w łasn o ści c h em icz n e (Z a c h a ria s ), z n acze­

n ie fi/.yjologiczne w e d łu g S h im p era i D eh n eck eg o (1880), w reszcie m ó w ił o p rz ejśc iu leu k o p lastó w w c h lo ro p las ty . P rz e s z e d ł n a stę p n ie p. S. do ch ro - m o p lastó w p o d a ł ich o k re ślen ie i p o w staw an ie.

W k ońeu z a trz y m a ł się d łu że j n a d k w e sty ją po ­ w sta w a n ia ch ro m a to fo ró w , p rz y to c z y ł te o ry ją p ro - to p la z m a ty c z n ą , b a d a n ia ł lik o s c h a (1885) n a d li- śc ien iam i sło n e c z n ik a , liśćm i c eb u li, w ie rzch o łk iem w z ro stu E lo d e a ; d a le j m ów ił o te o r y i S o h m itza (w o d o ro sty ) i S c h im p e ra (k o m ó rk i ja jo w e , spory, 1883), o d a w n iejszy ch p o g ląd ach n a p o w staw a n ie chlo ro filu . B a d a n ia m i M ohla (1855), H a b e r la n d ta i M ikoscha (rze k o m e c ia ik a chlorofilu), dalej z a ­ p rz e c z e n ie m D e h n ec k e g o i S c h im p e ra (1880), p r z y ­ to c z e n ie m p o g ląd ó w G risa (1856) i T r e c u ls , o ra z ro z m n a ża n iem ch ro m ato fo ró w p rz ez p o d zia ł, z a k o ń ­ c zy ł p. G rosglik sw o ją p o g a d an k ę .

N a te m posiedzenie ukończone z o stało .

205 _

W EŚZCHŚW IAT.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Podczas płciowego rozm nażania się wodo­.. rost wydaje dwojakiego rodzaju k o m ó

Może się też jed n ak zdarzyć, że, naodwrót, organ, który się zgina szybciej niż inny, jest jednak mniej czułym i że jego sil­. niejszy heliotropizm

wiem w północno-zachodniej stronie jeziora Szczyrbskiego, od strony Soliska, znajduje się inne, które, chociaż wodę swą już tak dalece utraciło, że zamieniło

wierających powyższe bakteryje, wyciągnąć je do rurki włoskowatej, która stanowi prawdziwą pułapkę- W ten sposób udawało się autorowi oddzielać bakte-

cięciu we wszystkiem ojca rzeczywistego... 519 Rodzina jego staje się rodziną przybysza. Synowie i córki ojca przybranego uchodzą za rodzonych jego braci i siostry

jącego opór rosszerzaniu się gazu, część zaś, w wieloatom owych cząsteczkach, służy do spotęgowania ruchu atomów w cząsteczce. L ekk ie więc atomy, skupiając

przebiegają, dłuższą drogę w atm osferze i to właśnie przez w arstw y dolne, obfitujące najw ięcej w drobne cząsteczki; prom ienie zatem czerw one słabiej

dziekan Uniw., mag. G, za dalsze kop.. Prżew alskago, pułkow nika g ienieral- nago sztaba, djejstw itielnago czlena Inip.. w ym ierzyć wysokość garbów.. uast.) 493.. KBONfKA