Seminarjum Duchownego ob. łać. w e Lwowie.
Dr. C a d e u ö Z C r z c in s h i
PRftCn SPOŁECZNA
CZĘŚCIĄ L C
DUSZPASTERSTWA
a a a a a a a a a a a
Wyhtad mianu na hu rsis społecznym w Poznaniu dnia 25 listopada 1907 r.
a a a a a a a a a a a
POZNAN.
n a k ł a d e m i c z c i o n k a m i d r u k a r n i l k s i ę g a r n i $w. w u i c i e c h a.
1908.
Ł |% V# ' :. ^ f e ' - ,fe_ ; n ; 1 -
: V - ■ " .' ■ '■ ■ ' ' f * , y - <■- r'\ • :■ - ... fi? '%,:.
■ =*■ y r- ’: '■ :; ' ■' : • ■ ■
''■'.'■-'T- ' - i
• ., • . -• - -•' -- ■ ••■ . . V->: , ■'. • • -v
.I& .. ‘^ - ^ v * ■ : v
: •* r ' - - ,V, - ;■ , v>--
X. Dr. üadeusz Urzcinshi
p r a c A SPOŁECZNA
cz Ę śc in
DUSZPASTERSTWA
0
B0
B0
S0 0
B S BW ykład miany na bursie społecznym w Poznaniu dnia 25 listopada 1907 r.
F i H m r n m n i R i s i r a r n r c i
Bibljoteka
Seminarjum Duchownego
obrządku łacińskiego
— w e Lwowie. ---
W
POZNAN.
NAKŁADEM 1 CZCIONKAMI DRUKARNI I KSIĘGARNI Ś\V. WOJCIECHA.
] DOS.
• /p o w o ł a n y do wygłoszenia wstępnego słowa kursu społecznego dla kapłanów z góry zaznaczyć muszę, że kurs ten od samego początku ma znamię studyum wybitnie praktycznego. Nie zatrzymujemy się zatem przy całym szeregu kwestyi fundamentalnych, ważnych dla teoryi, a je
dnak nie objętych obecnym naszym programem. Do takich zaliczyć należy pytania: Czem jest kwestya społeczna?
Jaka jej geneza historyczna? Co rozumiemy przez pracę społeczną? Jak ją pojmowały i pojmują różne grupy my
ślicieli i działaczów? Wszystkie te punkty musimy obecnie pominąć, przypuszczając, że są tutaj zgromadzonym znane, przynajmniej co do istotnej treści. Ścisłe zaś i umiejętne sformułowanie tych przedmiotów tymczasem niekoniecznie dla naszych praktycznych celów jest potrzebne.
Lecz z drugiej strony bezużyteczną i niegodną obec
nego zgromadzenia rzeczą byłoby ogólne tylko zachęcanie do pracy społecznej, przedstawianie jej pożytków i powta
rzanie ogólnych pobudek czynienia dobrze. Byłaby to egzorta, a do prawienia nauk moralnych takiemu, jak dzi
siejsze, audytoryum, nie upoważnia mnie ani mój wiek, ani okoliczności, w których przemawiam. Niewielkaby zresztą stąd wypadła korzyść. Bo nie każda rzecz dobra dla wszystkich jest wykonalna. Aby jakaś dążność zna
lazła stałe miejsce wśród codziennych naszych zabiegów,
na to potrzeba przekonania, że ona jest nieodłączną częścią
naszego powołania. To też zadaniem naszem w obecnej
chwili jest wykazanie, w jakim stosunku do właściwego
powołania kapłana pozostaje praca społeczna.
Mianem pracy społecznej możnaby oznaczyć każdy wysiłek, jakiegobądź rodzaju, dotyczący nie jednostki, lecz wielości osób. I rzeczywiście niejeden łączy z terminem
»pracy społecznej« wyobrażenia bardzo nieokreślone. Weźmy do rąk artykuł, który niedawno się ukazał1 i niemałe wśród duchowieństwa wywołał zaniepokojenie, a zobaczymy, że autor do pracy społecznej zalicza raz pisanie dzieł o sztucz
nych nawozach i walucie papierów zagranicznych, to znów działalność polityczną kardynała Richelieu. Natomiast w znaczeniu utartem i ogólnie dziś przyjętem nazywają się pracą społeczną systematyczne wysiłki, zmierzające do ule
czenia lub złagodzenia najpowszechniejszego i najgroźniej
szego niedomagania współczesnej ludzkości, czyli do zała
twienia t. zw. kwestyi socyalnej. Ponieważ zaś kwestya ta tkwi w t r u d n e m i n i e k o r z y s t n e m p o ł o ż e n i u , w jakiem znaleźli się robotnicy i drobni przedsiębiorcy (włościanie, rzemieślnicy i niezasobni kupcy) wskutek nowo
żytnego rozwoju produkcji kapitalistycznej (przemysłu fa
brycznego, od XVIII wieku), stąd praca społeczna dąży do poprawy bytu robotników i klasy średniej, do podniesienia tych stanów z upadku i obrony ich przed niszczącym wpływem przemożnego, ślepo działającego kapitału.
Czy ta praca ma związek z posłannictwem Kościoła i z powołaniem kapłana? Oświata powszechna, hygiena, polepszenie bytu materyalnego są to w sobie przedmioty świeckie. Nie można jednak stąd wnioskować, że zadania te, z których się składa praca społeczna, obce są celom kapłaństwa. Charakter i wartość jakiejbądź działalności nie zawsze tkwi w samym przedmiocie, lecz często wynika z towarzyszących jej warunków, zwłaszcza z jej celu. Tak n. p. budowa świątyni niczem się nie różni pod względem technicznym i majątkowym od budowy jakiegobądź gma
chu. A jednak nikt nie powie, że staranie o wzniesienie lub utrzymanie kościoła jest rzeczą obcą dla powołania kapłańskiego. Cel bowiem, któremu ta budowla jest poświę
cona: służba Boża — wymaga koniecznie zajęcia się tą sprawą
I.1 Ks. K r z e s z k i c w i c z, 0 ob o w ią z k a c h du szp a s terza ( P r z e g lą d k o ś c ie ln y X I [ 1 9 0 7 | 4 1 9 — 4 3 0 ) .
ze strony kapłana. Coś podobnego możnaby zauważyć 0 całej, tak obszernej dziedzinie majątkowości kościelnej.
Jeżeli wypada kapłanowi dbać o rolę i budynki kościelne 1 wogóle o podstawy materyalne swego urzędowania, owszem jeżeli jest to jego obowiązkiem, to przynajmniej tak samo ważnym obowiązkiem jest troska o podstawy egzystencyi budowania duchownego, t. j. całej parafii.
Przecież nie jakabądź praca ekonomiczna i kulturalna za
licza się do działalności społecznej, lecz tylko praca pod
jęta dla dobra klas niezamożnych, lub przynajmniej za słabych, by bez pomocy cudzej i zbiorowych wysiłków sanie sobie radzić mogły. Tem samem praca społeczna jest wybitnym sposobem praktykowania c z y n n e j m i ł o ś c i b l i ź n i e g o , owszem wprost najlepszym sposobem, o ile chodzi o uczynki miłosierne co do ciała. Skoro zatem kapłan czynem ma dawać przykład miłości, której słowem naucza, to też od pracy społecznej zupełnie odsuwać się nie powinien.
Lecz współczesna kwesty a społeczna nie kończy się na polu gospodarczem. Jest ona zarazem w jądrze swem palącą k w e s t y ą m o r a l n ą , i to zarówno ze względu praktycznego, jak zasadniczego. Co do pierwszego wiadomą jest rzeczą, że jakaś, choć szczupła, miara dobrobytu ma- tervalnego jest zazwyczaj nieodzownym warunkiem życia moralnego i prawidłowego rozwoju władz przez lloga czło
wiekowi nadanych, Możemy mówić, że ubóstwo jest sta
nem duchowo wyższym, doskonalszym od bogactwa, -leźli jednak przez to chcemy wyrazić zasadę ewangeliczną, nie powinniśmy zapominać o dwu warunkach. Najprzód, że tylko dobrowolne ubóstwo jest objawem doskonałości ewan
gelicznej, nie zaś ubóstwo sprowadzone niedbalstwem, nie
udolnością lub indolencyą. Nadto do stanu ubóstwa ewan
gelicznego powołaną jest tylko maleńka liczba osobników;
przeważna większość, owszem ogół ludzi ma według myśli
Bożej starać się o dobra doczesne, by z pomocą tego
środka spełnić w każdym kierunku zadanie swe życiowe-
I rzeczywiście trzeba być albo uprzedzonym, albo mało
przenikliwym, by nie uznać, że wielką część moralnych
uchybień ludu naszego nietyle na karb przewrotnej woli,
ile raczej niekorzystnych w a r u n k ó w m a t e r y a l n y c h
— 6 —
i wogóle społecznych położyć należy. Bolejemy nad częstem jeszcze pijaństwem wśród robotników wiejskich i miejskich i wyrzucamy im przy sposobności złość tego nałogu. Lecz czy zwiedziliśmy mieszkania tych ludzi? Jeżeli tak, przesta
niemy się dziwić; bo zrozumiemy, że ciasnota, smutny stan i niezdrowe położenie ogromnej części domów robotniczych mieszkańców wprost do gościńców wyganiają. Czemu tyl&
pustoty i tyle zdziczenia znieprawia wypoczynek świą
teczny, zwłaszcza młodzieży? Głównie dla tego, że brak jej sposobności do szlachetnej rozrywki i kształcenia du
cha. Nie ulega wątpliwości, że niekorzystne warunki zdro
wotne, zarobkowe i brak oświaty potężnie przykładają się do wzrostu niemoralności. Jeźli więc w dzisiajszym stanio społeczeństwa te warunki dla największej części ludu są rzeczywiście niekorzystne, to już w interesie etyki clirze- ściańskiej należy pracować nad ich naprawą. Praca spo
łeczna nie może wprost stworzyć moralności, ale może i powinna dać w a r u n k i n i e z b ę d n e do rozwinięcia życia moralnego. Przy skądinąd równych okolicznościach miara praktycznej moralności będzie tem większą, a panowanie- poziomych nałogów tem mniejsze, im więcej rozwiniemy w parafii celowej pracy społecznej.
Lecz praca ta w głębszym jeszcze pozostaje związku z bytem zasad, których my kapłani powołanymi jesteśmy stróżami. W oczach naszych toczy się wielka walka, obej
mująca rozmiarami wszystkie społeczeństwa cywilizowane całego świata, elektryzująca swemi hasłami uświadomione umysły wszelkich warstw i stanów. Gdy się przypatrzymy właściwym zasadom i ostatecznym celom tej walki spo
łecznej, przychodzimy do przekonania, że chodzi w niej wprost o byt chrześciańskiego systemu moralnego. Wła
sność prywatna, wolność osobista we wyborze stanu i za
wodu życLowego, byt rodziny w znaczeniu chrześciańskiem, wychowanie młodzieży, cały zasób ideałów niemateryal- nych są to postulaty, które odrzuca radykalny socyalizm w rzekomym interesie klas dzisiaj upośledzonych. Równo
cześnie zaś ten sam socyalizm występuje na każdym kroku
jako opiekun i obrońca ludu roboczego. I nie można już
dzisiaj mówić, że to z jego strony rola uzurpowana, słowo-
bez treści. Owszem, rosnącemu wpływowi partyi socya-
listycznej zawdzięcza już dziś robotnik, bezpośrednio lub pośrednio, sporo urządzeń w dziedzinie prawa i organiza- cyi pracy fabrycznej, które zaspokoiły najnaglejsze jego potrzeby. Jeżeli chcemy, by rzesza proletaryuszów oparta się hasłom rewolucyi socyalnej, niedość rozwodzić się nad zdrożnością celów socyalizmu. T r z e b a r ó w n o c z e ś n i e u d z i e l i ć j e j t e j p o m o c y d o r a ź n e j , k t ó r ą j e j so- c y a l i z m o f i a r u j e . Zachowanie zbożnych tradycyi i zasad katolickich wśród ludu naszej opiece powierzonego, jest bezwątpienia obowiązkiem kapłańskim. Obowiązku tego spełnić niepodobna, wobec parcia agitacyi socyalistycznej, inaczej, jak p r z y k ł a d a j ą c s i ę r z e t e l n i e d o t w ó r c z e j r e f o r m y s p o ł e c z n e j . Tylko przez pracę nad lu
dem wszechstronną, w kościele i poza kościołem, można czoło stawić socyalizmowi i biwti, którą on godził w posłannictwo Kościoła, użyć do nowego tryumfu idei katolickiej.
Kto mimo to twierdzi, że kapłan obyć się może bez pracy społecznej, ten chyba zupełnie inne stosunki ma na myśli, niż te, w których my żyjemy. Gdzieindziej mógłby jakiś świątobliwy kapłan, zwrócony jedynie ku sferze ży
cia nadprzyrodzonego, zachować zupełną obojętność dla interesów materyalnych swych p arafian; bo choć te inte
resy są może w złym stanie, nie grozi stąd bezpośrednie niebezpieczeństwo całej parafii. Takie zapatrywanie by
łoby do pewnego stopnia zrozumiałe, choć wątpić należy, czy w jakichbądź warunkach jest zupełnie słuszne. U nas inaczej. U n a s p r a c a s p o łe c z n a je st p o p r o s tu w a r u n k ie m b y tu K o ś c io ła k a to lic k ie g o . Ludność nasza, nieza- prawiona do walki ekonomicznej, ulegnie przeważnym siłom obcego, olbrzymiego kapitału i zaborczym środkom obcej kultury. A gdy lud nasz zginie lub bez wodza rozproszy się po świecie, któż zajmie jego miejsce?... Nie będzie to już lud nasz, lud katolicki, lecz obcy jacyś przybysze, obcy nie- tylko obyczajem i językiem, lecz wiarą. Smutną zaiste rzeczą jest patrzeć na parafię pozbawioną świątyni. Lecz stokroć rozpaczliwszą jest patrzeć na świątynię opusto
szałą, świątynię, w której niegdyś brzmiała chwała Hoża,
a teraz zaległa cisza grobowa, bo niema już wiernych,
którzyby wzywali w niej imię Pańskie! A czy takie obrazy
są tylko chimerą? Przeciwnie, zaczynają się u nas stawać
— 8 —
straszną rzeczywistością. Jest pod Gnieznem kościół nie
g d y ś parafialny w Skórkach, do którego należało według wykazu z roku 1890 jeszcze 180 dusz. Wskutek nabytków komisyi kolonizacyjnej gmina tak uszczuplała, że w roku 1906 liczyła tylko 7 dusz. W roku zaś 1907 niema już ani jednej duszy. Jestto klasyczny przykład wrogich Kościo
łowi katolickiemu przemian odbywających się na całym obszarze naszej dzielnicy. W bardzo wielu parafiach pa
trzymy na zupełnie podobne przemiany, które, choć dotych
czas może nie doprowadziły do zupełnej zagłady, jednak liczbę parafian zmniejszyły o liczne setki dusz, a świątynię naraziły na niebezpieczeństwo ruiny; parafia bowiem licze
bnie zmniejszona i majątkowo osłabiona nie jest zdolną do poniesienia wydatków potrzebnych do należytego utrzy
mania budynku i opędzenia jego wymagań. Prawda, że klęski te wynikają z walki nam wydanej w imię haseł po
litycznych. Jednakże komisya kolonizacyjna nie zadałaby nam, mimo olbrzymie środki, tak wielkich klęsk, gdyby słabość i niezaradność ekonomiczna właścicieli ziemskich drogi jej nie utorowała.
Że praca społeczna jest już dziś częścią nieodłączną duszpasterstwa, uznaje obecnie nawet akademicka teorya.
Najświeższy zarys teologii pastoralnej1 poświęca sporo miejsca czynności kapłana w towarzystwach, w oświatowych itp. dziełach.
II.
Zdaje się nam nieraz, że jesteśmy o pewnej prawdzie przekonani; tymczasem tkwią w głębi myśli i uczuć pewne uprzedzenia, które nas powstrzymują od postępowania zgodnego z przekonaniem. Tak też jest z zasadą o ścisłej przynależności pracy społecznej do obowiązków duszpa
sterskich. Przeprowadzeniu jej w życiu przeszkadzają często
kroć pewne zarzuty i wątpliwości.
Najprzód: c z y w o g ó l e p o d o b i e ń s t w e m j e s t j e d n o s t k o m n i e l i c z n y m w p ł y n ą ć n a u k s z t a ł -
1 K r i e g , W i s s e n s c h a f t d e r S e e le n l e it u c g , F r e ib u r g 1 9 0 4 , I 5 1 1 — 5 5 1 .
t o w a n i e s t o s u n k ó w s p o ł e c z n y c h ? Jest to temat ciekawego sporu naukowego około wzajemnego stosunku człowieka do ludzkiego ogółu. Według jednych w towa
rzystwie ludzkiem rzeczywistością jest tylko jednostka.
Społeczeństwo, siły społeczne są tylko abstrakcyą. W rze
czywistości jest to tylko konglomerat indywiduów i ich działań. Inni znów kładą towarzystwo ludzkie na pierw- szem miejscu i twierdzą, że tylko zbiorowy człowiek wy
twarza historyę i cywilizacyę. Jednostka nie ma według tego poglądu większego znaczenia, niż atom w jakimbądź ustroju nieorganicznym, lub komórka w organicznym, t. j.
w odosobnieniu żadnego nie ma znaczenia. Zapoczątkował ten drugi z kierunków już Platon u starożytnych. Zda
niem tego wielkiego filozofa idealisty człowiek jest tylko przebłyskiem, odbiciem idei ludzkości, a nie istotą wy
kończoną w sobie i samodzielną. Tę myśl przyswoiło sobie znów wielu nowożytnych historyków i socyologów.
Taine wytworzył teoryę o środowisku (milieu) detenninu- jącem pod tysiącznymi względami byt i działalność je
dnostki do tego stopnia, że ta jednostka jest tylko wyni
kiem sił i stosunków złożonych w łonie społeczeństwa.
Jeden ze współczesnych uczonych, L. Gumplowicz, posuwa się nawet do twierdzenia, że człowiek poszczególny właści
wie nie myśli, lecz społeczność ludzka myśli przez niego.
■Gdyby te poglądy krańcowe były prawdziwemi, rzeczy
wiście odbierałyby wszelką ochotę do walki z silneini nie- domaganiami spolecznemi. Na przeciwnym znów biegunie teoryi stoi taki Carlyle lub Cousin ze swą czcią dla boha
terów, t. j. osobistości przewodniczących w historyi, które myślą swą i czynem tworzą wprost warunki bytu dla wie
ków i narodów. Najdalej pewno posunął kult genialnego indywiduum głośny Nietzsche, według którego ludzkość dla tego tylko istnieje, by być podścieliskiem bytu dla kilku wyjątkowych osobistości. Prawda leży w pośrodku. Jedno
stka jest zależną od otoczenia, w którem wyrosła i żyje;
ze środowiska czerpie prawie wszystkie elementy swego ustroju psychicznego. Jednakże ze swej strony znów na otoczenie, na grupę socyalną oddziaływać może i rzeczy
wiście oddziałuje, w dodatnim lub ujemnym kierunku. Uczy
nas tego zarówno zdrowy rozsądek i codzienne spostrze-
- 10
żenie, jak bezstronna refleksya historyczna. Tacy Kon
stantyn, Kopernik, Napoleon nie byliby tem. czem są rze
czywiście, gdyby okoliczności czasu, w których żyli, ich wiel
kości nie były przygotowały. Nikt jednak zaprzeczyć nie może, że mężowie ci wpłynęli decydująco na kierunek po
lityki, umysłowości lub cywilizacyi poprzez całe wieki. Lecz nawet zwykłe jednostki, które do procesu rozwoju społe
czeństwa żadnego nowego elementu nie wnoszą (a takich jest przeważna liczba), w swój jednak sposób do wzrostu lub upadku całości się przyczyniają, wybierając wśród mo
mentów danych w społeczeństwie jedne lub drugie, doda
tnie lub ujemne, i wzmacniając tem samem twórcze lub roz
kładowe siły społeczne. Jakkolwiek nieznaczny jest wpływ jednostki w stosunku do całej ludzkości, jednak jakiś sku
tek koniecznie się okaże po rzetelnych zabiegach około swego otoczenia. A będzie on tem większy, im liczniej do pracy społecznej się rzucimy, im ściślej ograniczone posta
wimy sobie zadania, i im trafniej uderzymy w potrzeby przez ogół już odczute.
Można nadto podnieść pytanie: Czy wystarczają wysiłki jednostek, choć licznych, oparte t y l k o na d o b r e j wo l i ? Czy raczej nie potrzeba do naprawy niedomagań społecz
nych akcyi podjętej przez organizacyę polityczną, uposa
żoną w możność wywarcia przymusu, t. j. państwoV I pod tym względem wygłaszano twierdzenia wprost sobie prze
ciwne. Liberalizm spodziewał się wszystkiego po prywatnej inicyatywie; socyalizm tylko w upaństwowieniu całego życia gospodarskiego i całej cywilizacyi widzi ratunek. Lecz spo
kojna rozwaga i przekonanie dziś dominujące mówią nam, że zarówno państwo jak społeczeństwo, zarówno organy prawodawcze jak prywatna inicyatywa powołane są do pracy socyalnej. Niektóre środki reformy, wymagające ujednostajnienia, centralizacyi, wielkiego kapitału, udają się najlepiej w rękach państwa, jak n. p. przeprowadzenie spo
czynku niedzielnego, ubezpieczenia robotników od niezdol
ności do pracy. Ale choćby państwo wiele więcej i lepiej jeszcze działało na polu społecznem, niż działa obecnie, pozostaną zawsze liczne dziedziny dla prywatnych zabie
gów. Cóż zresztą pomogą naszym robotnikom najlepsze
urządzenia państwowe, jak ubezpieczenia od wypadku:
— 11 —
i niemocy, jeźli dla braku pouczenia z nich nie utnieją ko
rzystać?
Lecz czy czynna praca społeczna zgadza się z chara
kterem kapłaństwa? Istnieje u wielu mniemanie, że praca poza kościołem i czysto duchownemi funkcyami, jakkolwiek niezupełnie zła, jednak bardzo jest niebezpieczna dla księ
dza. Wielu sądzi, iż d l a i d e a l n e g o k a p ł a n a , prócz praktyk i posług czysto religijnych, o d p o w i e d n i e m j e s t n a j w y ż e j j e s z c z e m i ł o s i e r d z i e , i to we for
mie bezkrytycznego wspierania ubóstwa. Myśląc o wzorach naszych, o bohaterach kapłaństwa Chrystusowego, wyobra
żamy ich sobie częstokroć jako ludzi zupełnie obojętnych na ustrój stosunków materyalnych współczesnego im towa
rzystwa. Tymczasem jest to mylne wyobrażenie. Chrześciań- stwo pierwotne kładło wielki nacisk na instytucye dobro
czynne i wogóle pożyteczne; i miało ich tak wiele i tak dobrze zorganizowanych (aż do wieku V), że cesarz Julian Apostata wziął je sobie za wzór do naśladowania. Insty
tucye te, o których tak pisarze kościelni jak pogańscy wia
domość nam podali, zdradzały wielką i zdrową myśl spo
łeczną. Te przytułki dla sierót, starców, chorych nietylko dawały opatrzenie nieszczęśliwym, lecz sposobność i uzdol
nienie do pożytecznej pracy zarobkowej. W średnich wie
kach zagadnienia społeczne cofają się na drugi plan wobec potężniejących do olbrzymich rozmiarów walk politycznych i procesów kulturalnych. Prawda, umysł takiego św. To
masza z Akwinu był dość genialnym, by z jasnością i zro
zumieniem zajmować się także wielu problematami społe
czeństwa. W życiu jednak, przyznać to trzeba, działacze średniowieczni wiele mniej okazują zrozumienia dla niedo- magań i reform społecznych, niż starożytni. Lecz nowe czasy dają znów Kościołowi takich mężów świętych, którzy świadomie analizowali otaczające ich środowisko i genialnie obmyślaną akcyą oddziaływali na zrównoważenie rozchwia
nych sił współczesnego im towarzystwa; że wymienimy tylko św. Filipa ^ereusza, reformatora Rzymu (+ 1595) i św. Wincentego a Paulo, organizatora prawdziwego, mądrego i nietyle w biedę, ile w źródła biedy godzącego miłosierdzia.
Od chwili, w której wyłoniła się obecna wielka kwe-
— 12 —
stya społeczna, katolicyzm poważnie zaczął się z nią liczyć.
Zrazu oczywiście tylko poszczególni myśliciele i pisarze poświęcali jej swą uwagę i proponowali środki do jej za
łatwienia w myśl wiary objawionej. Do takich należą prze- dewszystkiem francuzi Bücher, Roux-Lavergne, Lammenais, Jannet. W drugiem stadyum powstają wybitni członko
wie episkopatu i głośno stwierdzają, że p r a c a s p o ł e c z n a n a l e ż y d z i ś d o n i e w ą t p l i w y c h z a d a ń z a r ó w n o c a ł e g o K o ś c i o ł a , j a k k a ż d e g o d u s z p a s t e r z a . Są to wiekopomne postacie i niezatarte w historyi nazwiska: Ketteler, Perin, Mermillod, a przed innymi Manning. Kończy się ta ewolucya urzędowym głosem naj
wyższej głowy Kościoła, encykliką Rerum novarum Leona XIII (1891); poczem ruch socyalny no wem, szybszem tętnem popłynął przez wszystkie części Kościoła katolickiego.
II nas ś. p. X. arcybiskup Stablewski wyraźnie oświadczył kilkakrotnie, wobec kapłanów i wobec wysokich urzędni
ków, że pracę nad ludem, także poza kościołem, uważa za ścisły obowiązek kapłański.
Wielką część winy za niewytłumaczoną niechęć do czynnego udziału w pracy oświatowej, ekonomicznej i wogóle społecznej spada na b r a k r z e t e l n e g o wn i k n i ę c i a w same źródła objawienia, zwłaszcza P i s m o ś w. I twierdząc to, nie czynię nikomu z osobna zarzutu. Zarzut uczynił sam panujący obecnie papież Pius X, i to nie osobom, lecz sy
stemowi kształcenia duchowieństwa. Najprzód w osobnej encyklice, ostatnimi zaś czasy w postanowieniu o reformie studyów seminaryjnych we Włoszech domaga się wyzna
czenia studyum biblijnemu większego niż dotąd, dominują
cego w całokształcie nauk duchownych miejsca. Gdy wola najwyższego pasterza stanie się czynem, gdy każdy młody kapłan wychodzić będzie z uczelni duchownej ze znajo
mością Pisma św. całego do tyła dokładną, aby każdy problem bez trudności ocenić ze stanowiska objawienia, od razu padnie jasne światło na niejedno, co dotychczas wydaje nam się ciemnem. Gdy zapoznamy się z wszyst- kiemi księgami pod tchnieniem Ducha św. napisanemi, zo
baczymy, jak wielkie znaczenie przypisuje objawienie roz
tropności życiowej i gospodarskiej, i wogóle cnotom
ekonomicznym. Jeżeli Duch św. poucza nas o sposobach
— 13 —
utrwalenia zdrowia1, o zachowaniu się w towarzystwie2,, o poszanowaniu nauki i sztu k i3, o zajęciach i korzystnym wpływie dobrej gospodyni4, z jakiejże racyi ma być nie- odpowiedniem dla kapłana zaprawianie ludzi do postępu materyalnego i do miłości oświaty?
Usilne czytanie ksiąg świętych uchroni nas też od niepewnych, a, co zatem idzie, niebezpiecznych domysłów, jak ten: ...gdyby dzisiaj św. Paweł zjawił się na świecie, z pewnością... powtarzałby ciągle o mocy i potędze łaski Bożej..« Coby P a w e ł św. robił, gdyby żył w naszych cza
sach, o tem różne wygłoszono zdania. Twierdzono nawet, że oddałby się powieściopisarstwu lub zawodowi redaktora.
Co do mnie, podziwiam ludzi, którzy tajniki rzeczy nie
istniejących, a tylko możliwych przenikać umieją. Zdaje mi się jednak, że dla zwykłego teologa zupełnie wystarczy wiedzieć, jak Paweł św. faktycznie mówił i działał, gdy z woli Bożej stąpał po tej ziemi. Otóż z pism kanonicznych, przez niego (listów) i o nim (Dziejów apostolskich) napisa
nych wynika, że doktor narodów bynajmniej nie wyczer
pywał swego posłannictwa w opowiadaniu »mocy i potęgi łaski Bożej.« Mówił i pisał o tej tajemnicy płomienistemi literami, gdy była pora po temu. Przy tem jednak za
chował żywe zainteresowanie dla zupełnie pospolitych stron życia ludzkiego. Czyż osobiście nie uczestniczył w prze
myśle tkackim5? Czyż nie on właśnie pierwszy z ludzi zwrócił uwagę na uniwersalne znaczenie pracy6, a tem- samem nie przygotował w pewnej mierze wywodów nowo
żytnej ekonomii o czynnikach produkcyi, i wogóle tej po
wszechnej uwagi, jaką cieszy się robota ręczna i robotnik w stadyum dzisiejszej cywilizacyi? Czyż Paweł św. nie napi
sał słów znamiennych o związku cnót gospodarskich z wiarą, 0 posłannictwie społecznem kobiety7? Cóż lepiej nam ma
luje charakter apostoła św., wielki właśnie swą prostotą 1 naturalnością, jak zachowanie się jego podczas uciążliwej i długiej podróży morskiej do Rzymu? Okręt porwany przez wzburzone fale pędzi, niewiadomo dokąd. Wszyscy
1 E c c l e s i a s t i c u s 3 0 , 1 4 — 2 7 ; 3 7 , 3 2 - 3 8 , 1 5 . — ż T a m ż e 3 1 , 1 2 — 3 2 , 1 4 . — 3 T a m ż e 3 8 , 2 5 — 3 9 , 1 5 . — 4 P ro v erb ia 3 1 , 1 0 — 3 1 .
— 5 Act. Ap. 1 8 , 3 . — 6 2 T h e s s . 3 , 1 0 - 1 2 . — .7 1 Tim . 5 , 2 — IG.
14 —
podróżni pewni są już ostatecznej zguby. Cóż czyni Paweł św.? Może wzywa pogańskich swych towarzyszów do wiary i pokuty? Tegobyśmy się spodziewali, lecz Pismo św.
o tem nic nie wspomina. Natomiast przedstawia nam męża B ożego radzącego o sposobach wyjścia z niebezpieczeństwa, obiecującego ratunek w imię Boga, któremu 011 służy, i za
chęcającego wszystkich pasażerów do dobrej myśli i bra
nia posiłku1. Pomnikowa postać Pawła św., narysowana sło
wami samego Pisma św., najlepiej nas poucza, że nietylko duchowne, lecz i materyalne dobro otoczenia naszego jest
godnym celem pracy kapłańskiej, owszem apostolskiej.
Kto podnosi pewne zarzuty przeciw pracy społecznej kapłana, czerpie je zazwyczaj z tego rzekomego spostrze
żenia, że p r a c a t a k a ma p r z e s z k a d z a ć c z y s t o d u c h o w n y m f u n k c y o m p a s t e r s k i m . Tymczasem rzecz ma się u nas z u p e ł n i e p r z e c i w n i e . Dopiero praca społeczna daje pasterzowi tę szczegółową, indywi
dualną znajomość parafian, której wymaga teorya wzoro
wego duszpasterstwa. Bez wątpienia działalność w konfe- syonale i przy innych funkcyach duchownych daje kapła
nowi wielką znajomość duszy ludzkiej; jednak znajomość ta byłaby jednostronną, gdyby nie uzupełniać jej obser- wacyą ludzi przy codziennej, domowej i zawodowej, pracy.
Skoro zaś obszerność parafii u nas rzadko pozwala na zapoznawanie się z każdą rodziną i każdym parafianinem z osobna, należy w pi’zedsięwzięciach społecznych, zwłaszcza w towarzystwach powitać znakomity środek zbliżenia się kapłana do wiernych. Tu dopiero on pozna wszechstronnie sposób myślenia i rzeczywiste potrzeby ludu; tu otworzą mu się oczy na drzemiące zdolności i ukryte zalety tych niepozornych warstw, które dotychczas znał głównie z uje
mnej strony, t. j. z ciemnoty, pijaństwa i innych smutnych wybryków. Po wzroście nakoniec towarzystw i rozkwicie instytucyi oświatowych (jak czytelnie) i ekonomicznych (jak banki ludowe) będzie mógł kapłan najlepiej osądzić, o ile jego duchowne zabiegi ku wykorzenieniu nałogów i po
ważniejszemu patrzeniu się na życie były skutecznemi.
1 A ct. Ąp. - 2 7 , 1 4 — 3 6 .
— 15 —
III.
Skoro jest rzeczą pewną, iż praca społeczna jest dla kapłana częścią duszpasterstwa, zachodzi jeszcze pytanie,
<id zie, w ja k ic h chw ilach i okolicznościach m a się ona p r ze ja w ia ć ? W jakim ma pozostawać stosunku z całokształ
tem zabiegów pasterskich? Nie wdając się w zbyt drobia
zgowe i zawiło podzielone programy, możemy zupełnie swo
bodnie rozróżnić trzy stopnie kapłańskiej pracy społecznej.
Już w naszent n a u cza n iu kościelncm liczyć się po
winniśmy więcej, niż dotychczas, z faktem życia społecznego, jego niedomaganiami i naprawą. Wykładając moralność robić powinniśmy zastosowania odpowiednie do tych po
trzeb. Innemi słowy: uczyć mamy nietylko cnót indywi
dualnych, lecz i społecznych, nietylko ascetycznych, lecz i gospodarskich. I gdy wypowiadamy to wymaganie, nie żądamy bynajmniej wprowadzenia do kaznodziejstwa i ka- techizacyi jakiegoś pierwiastku obcego i nowego zupełnie, lecz chcemy jedynie przywrócenia słowu Bożemu tej ob
szernej skali, jaką obejmowało w złotej epoce kaznodziej
stwa kościelnego, a przedtem w epoce Ojców, jaką zwłasz
cza mu wskazuje same Pismo św. Obecna literatura homi
letyczna, na której najczęściej wzorują się kaznodzieje, niezupełnie jeszcze wyemancypowała się z płytkości i je
dnostronności, w jakie popadła we wieku rokoka i pa-negi- ryzmu. To też wiele stron życia chrześciańskiego jest w niej zupełnie pominiętych lub zbyt pobieżnie, w stosunku do ważności swojej, traktowanych. Jakże często np. mówi się o złości kradzieży i wszelkiego nieuczciwego nabytku, a jakże rzadko o obowiązku nabywania majątku i użyciu go wedle myśli Bożej. Stąd nieraz widzimy, że młodzież cały swój, nieraz znaczny, zarobek rozrzuca na różne, po większej części niepotrzebne, wydatki, nie domyślając się wcale, że żle czyni. Gdy młodzieniec taki przywłaszczy sobie rzecz cudzą, gdy użyje grosza na rzecz wprost grzeszną, jak pijaństwo, wtedy wie przynajmniej, że źle zrobił. Lecz o obowiązku moralnym oszczędzania, kładze
nia zawczasu własnemi siłami podwalin swej przyszłej egzystencyi ekonomicznej, a zatem o charakterze niemoral
nym rozrzutności i niedbalstwa, ludzie ci młodzi najmniej
— 16 —
szego nie mają pojęcia, bo im nikt tego nie powiedział, a przynajmniej w przekonywający sposób nie wyłożył.
A podobnych przykładów więcej możnaby przytoczyć.
W ogólności wypada przyznać, że uczymy starannie, czego ludzie mają unikać; ale z a m a ł o m ó w i m y o tein . j a k p o z y t y w n i e m a j ą b u d o w a ć ż y c i e p o d k a ż d y m w z g l ę d e m c h r z e ś c i a ń s k i e . Uczymy, co ludzie po
winni w sobie i około siebie tłumić i tępić (strona ascety
czna); ale wiele mniej wskazujemy im, jak wszelkie dobre popędy wzmacniać i pielęgnować, jak wszelkie okoliczności życiowe zgodnie z wolą Bożą, świadomie i celowo wyzy
skać mają (strona aktywna). Tymczasem et hoc erai facien
dum , et Ułud non om ittendum .
Tak pojęta praca społeczna należy oczywiście do sa
mej istoty duszpasterstwa. Pozatem są sposoby inne, nie będące w sobie duchownemi, lecz pozostające z właściwem duszpasterstwem w najściślejszym związku. Jest to praca o św ia to w a i ekonom iczna.
Oświata ogólna jest niezbędną podstawą wykształcenia religijnego i moralnego. Zresztą, jeżeli nauczanie wiary i obyczajów jest posłannictwem Boskiem Kościoła, to sze
rzenie zdrowej oświaty powszechnej jest jego misyą histo
ryczną i prawem nabytem przez tysiącletnią pracę nad lu
dami Europy. Troskę o umiejętność czytania, potrzebną dla dzieci do korzystnego uczestniczenia w nauce do sa
kramentów św., polecają kapłanom już nasze ustawy dye- cezalne. Lecz równie bliskimi są nam inne cele oświa
towe. Zwłaszcza chodzić nam powinno o dostarczenie ludowi sposobności czytania dobrych książek i zdrowej, uczciwej rozrywki. Tym celom oświatowym służy, prócz specyalnych dzieł, jak osobno zorganizowane czytelnie, wykłady lub ogródki zabaw dziecinnych, większość towa
rzystw naszych, przeznaczonych dla różnych warstw lu
dności (robotników, terminatorów, czeladników itd.; w braku osobnych takich towarzystw powinne funkcyę oświatową wziąć na się tymczasem kółka różańcowe). Oczywiście ksiądz osobiście i czynnie nie może w równej mierze od
dawać się wszystkim tym towarzystwom. Sam czas nieraz
na to nie pozwala, a nadto jest rzeczą rozumnej i celowej
polityki socyalnej zostawić samodzielność, owszem budzić
— 17 —
ja w tych kolach, które jej potrzebują i do niej dojrzały.
W ogólności można powiedzieć, że bezpośredni udział ka
płana potrzebny jest w towarzystwie robotników i różnych towarzystwach młodzieży. W innych tern większej spra
wności i tem większego taktu kapłan dowiedzie, im zupeł
niej da im kierować się własnemi siłami, nie tracąc jednak z niemi kontaktu i interweniując zawczasu w razie chwilo
wego uśpienia lub zaniku potrzebnej ruchliwości. Oczy
wiście w wielu razach okoliczności miejsca i osób nakazują kapłanowi zachowanie stosunku wiele bliższego.
Już niektóre z towarzystw, należących do poprzedniej kategoryi, mają lub przynajmniej mieć powinny charakter zawodowy, powinne dawać członkom pewne korzyści ze względu na ich życie zarobkowe (towarzystwa przemysłowe, kupieckie, kółka włościańskie). Pozatem mamy instytucye czysto ekonomiczne dla różnych potrzeb (kredytu, parcela
c ji itp.), zorganizowane powszechnie we formie spółek. I te dzieła nie są obce sferze interesów duszpasterskich. Pewna miara dobrobytu materyalnego jest niezbędną podstawą rozwoju władz wyższych w człowieku. Bez środków mate- ryalnych niema oświaty, niema zdrowego życia rodzinnego.
A nawet Kościół św., instytucya strzelająca celami swymi wysoko ponad ziemię, jednak bez środków materyalnych obyć się nie może; bez nich upadają świątynie, zamykają się skarbnice wiedzy duchownej, wyludniają się szeregi szafarzy posług religijnych. Stąd prosty wniosek, że także przy wysiłkach nad ekonomicznem podniesieniem ludu księdza zabraknąć nie powinno. Przyznaję, że w tym kie
runku potrzeba kapłanowi pewnego umiarkowania; jednak niebezpieczeństwo posunięcia się zadaleko roztropnemu księdzu grozić nie może. Oczywiście nie we wszystkich przedsiębiorstwach ekonomicznych kapłan może brać czynny udział. Nie w tych, które noszą charakter czysto spekulacyjny i dążą do jaknajwiększego zysku pieniężnego uczestników. Tego zakazuje same prawo kościelne. Nie można jednak tego zakazu żadną miarą stosować do przed
siębiorstw zbiorowych, poczętych z ducha obywatelskiego, zwłaszcza takich, którym kapłan, wstępując do nich, więcej pracy ze swej strony daje, niż korzyści osobistej od nich odbiera. O ile w różnych tych dziełach kapłan czynnie
2
— 1-8 —