• Nie Znaleziono Wyników

Współwięźniowie - Stefan Przesmycki - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Współwięźniowie - Stefan Przesmycki - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

STEFAN PRZESMYCKI

ur. 1928, Lublin

Współwięźniowie

Z nazwisk, których pamiętałem kilkadziesiąt w pamięci utkwiło mi tylko 3 nazwiska.

Wychodząc z więzienia więźniowie chcieli mi dawać grypsy. Na to ja się nie zgodziłem, bo myślę sobie: „Tu już wyszedłem a tu wezmę sobie grypsy i co ja potem znowuż wrócę w razie czego”. Zapamiętałem około trzydziestu nazwisk i przekazywałem informacje do rodzin o tych ludziach. W pamięci utkwił mi jeden taki młody chłopak, szlagon podlaski Byczak Byczkowski. Chodził w tej celi i śpiewał ruskie, wojskowe piosenki: „Eto byli towariszce, eto byli druzja”.

Był tam również taki, co mówił, że się nazywa Chłopicki, że był komendantem BCh okręgu lubartowskiego. Był starszym celi, był niezbyt sympatycznym typem, nie wierzyłem, że on tam rzeczywiście [pełnił taką funkcję].

Trzecim, którego zapamiętałem był Theodor Schöllen, esesman z Majdanka. Właśnie jego proces trwał. Jak wyszedłem, to byłem na Majdanku, kiedy wieszali sześciu czy pięciu esesmanów, tych skazanych w tym procesie. W normalnym sądzie to by został skazany na parę lat. Wtedy jednak trzeba było szukać oprawców, potrzebna była pożywka dla tłumów. On był gdzieś w intendenturze, nie brał udziału w żadnych szykanach, zresztą nie wyglądał na takiego. Wygląd to jest zresztą druga rzecz. Theodor Schöllen znalazł sobie miejsce przy kiblu, jak gdyby znał warunki więzienne. Nie chciał żeby mu wskazano miejsce, więc sam sobie je zajął. Tam spał, siedział oparty. Jak wracał z rozprawy to wyciągał zdjęcia i tak przyglądał się im. Ciekawy był właśnie stosunek więźniów, w większości wybitnych akowców to niego. Nie czuli do niego nienawiści, nie chcieli brać odwetu, maltretować go, bić, torturować. Podchodzi jeden i pyta się go po niemiecku:

„Jak Theodor, jak na procesie?”. On pokazywał gestem na szyi, że będzie wisiał.

Rzeczywiście - przewidywania jego się sprawdziły. Oni pokazują, pytają o te zdjęcia.

On mówi: „Das ist meine Frau, mein Sohn, meine Tochter”.

Muszę jeszcze powiedzieć, że któregoś razu w nocy, tak znienacka jakiś dwóch facetów do nas wprowadzili. Nie wiem, w jaki nadzwyczajny, telepatyczny sposób natychmiast wszyscy wiedzieli, że to są Banderowcy czy Bulbowcy, jak ich nazywano. Zaczęli ich tak katować, że strażnicy wbiegli i ich uratowali przed niechybną śmiercią. Więźniowie zdejmowali buty, saperki z podkówkami i kantami tych butów zadawali im ciosy. To była taka kipiąca nienawiść.

Tytuł fragmentu relacji Współwięźniowie Zakres terytorialny i czasowy Lublin, 1944-1956

Słowa kluczowe Lublin, okres stalinowski, Schöllen, Theodor (1904-1944); procesy zbrodniarzy z Majdanka, więźniowie na Zamku Lubelskim, stosunki polsko-ukraińskie, relacje międzywięźniami

(2)

No był jeden taki bardzo sympatyczny Lwowiak, który pięknie śpiewał batiarskie, lwowskie piosenki. To był utalentowany człowiek i malował portrety ze zdjęć na ścianie. W ogóle był bardzo ruchliwy, w średnim wieku, gdzieś ponad trzydziestkę. Tymi piosenkami umilał nam trochę pobyt.

Data i miejsce nagrania 2012-05-28, Męćmierz

Rozmawiał/a Łukasz Kijek

Transkrypcja Łukasz Kijek

Redakcja Łukasz Kijek

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Bo to było w takiej dolinie, gdzie rosły olchy, była taka zakrzaczona, i pamiętam, że ci chłopcy niemieccy, młodzi, już nie żyli.. I ci sowieccy, Rosjanie,

Mama wyszła wtedy do sklepu, ja byłam trochę przeziębiona, chorowałam, sąsiadka szła po wodę, pamiętam właśnie takie jakby sceny, obrazki bezpośrednio

Mianowicie on miał pewną głębię, której sam jakby nie do końca rozumiał - co się tam w jego życiu kryło, w tych głębinach - i od czasu do czasu, przez jakąś poetycką

Natomiast drugi aspekt tego wydarzenia był taki, że on nigdy nikogo nie zabił.. Gdyby nie zapalił się pierwszego dnia powstania, to na pewno, mając broń w ręku, nie jedną

Kiedy dowiedziałem się, że moja praca nie liczy się jako odrabianie wojska [dwa lata obowiązkowej służby wojskowej] odszedłem z pracy.. Jak się milicja dowiedziała, że

Bo koks w piecu zwykłym się nie spalał, bo to był za mały ciąg powietrza, ale na tej kuźni polowej - dziadek mówił felczmyda, no to tam spalał się, była wysoka temperatura..

Była spora przestępczość, to wynikało z biedy po prostu, bo było bezrobocie, była bieda.. Mówiłem o tym, że mieliśmy sąsiada furmana, który

To już nam później było lepiej, bo tak na początku jak pracował, to tak byle jak było, ale później to już jak zakładali te centrale telefoniczne, to już dobrze nam było żyć,