• Nie Znaleziono Wyników

Krzysztofor : tragikomedya żakowska w pięciu sprawach : na uczczenie 500 letniego jubileuszu Akademii krakowskiej / Bronisław Grabowski.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Krzysztofor : tragikomedya żakowska w pięciu sprawach : na uczczenie 500 letniego jubileuszu Akademii krakowskiej / Bronisław Grabowski."

Copied!
160
0
0

Pełen tekst

(1)

B r o n is ła w G r a b o w s k i.

--- <

Tragikomedya żakowska w pięciu sprawach.

(2)
(3)
(4)
(5)

-BRONISŁAW GRABOWSKI

KRZYSZTOFOR

TRAGIKOMEDYA ŻAKOWSKA W PIĘCIU SPRAWACH

N a u c z c z e n i e 5 0 0 l e t n i e g o j u b i l e u s z u A k a d e m i i k r a k o w s k i e j

W KRAKOWIE

W DRUKARNI « CZASU* FOD ZARZĄDEM JÓZEFA ŁAKOC1ŃSKIEGO

(6)

r>/

(7)

NASTĘPCOM STARODAWNYCH ŻAKÓW

POŚWIĘCA

(8)
(9)

PERSONY TRAGIKOMEDYI:

K r ó le w n a A n n a . B ie ta \

M arta f panny sluźebne-B o g n a J a r u s z a n k a . S t a s z e k W ie lo ń Jan B o ń c z a O d y m a ls k i B a r t o s z S z c z e p i e ń } Żacy. M aćko K r ą ż e k K a c p e r G r o m a ła M istr z K r z y s z t o f o r . R ek to r a k a d e m ii. P r o f e s o r . M a g i s t e r . B e d e 1. D o w ó d c a d r a b ó w m a r s z a łk o w s k ic h . W o j c ie c h o w a przekupki krakowskie. dyabli. M a tu s z o w a Ś le p in a S z c z u r z e c k a Mi e s z c z a n i n. L e le k L a t a w ie c P r z e c h e r a W ą g lik

Służebnice Anny, Ludzie zamkowi, Żacy, Żaczki mendyczki, Bedele, Przekupki, Draby, Lud krakowski, Dyabli.

(10)
(11)

S P R A W A PIER W SZA.

Krzemionki. P om iędzy skałam i w idok na Wisłę, W awel i część K rakow a. Zm rok, po niejakim czasie ukazują się g w ia zd y, k s ię ży c w kw adrze i kometa. Po górach A nna, Bieta, M arta i słu­

żebnice z^leraja Z^°^a‘ W szystkie z koszami.

ANNA, BIETA, MARTA, SŁUŻEBNICE.

BIETA.

Gdy człowiek zgina grzbiet, jęczy i stęka, A tu taj... patrzcie... królewska panienka Z uśm iechem w tw arzy chyli się, by ziele Poziom e zerw ać. Ach, rzec się ośmielę, Źe to nie w aszych, najjaśniejsza pani,

R ąk dzieło zryw ać zioła.

ANNA.

W ięc mię gani Gorliwość tw oja?

BIETA.

Zaż m e słow o znaczy N aganę? Ale wasza miłość raczej

(12)

I nas to boli, gdy tru d słuźebniczy

K rólew ska córa p e łn i. . . Czyż nie liczy Na pilność naszą?

ANNA.

Kusisz mię do pychy. Ach, ja wiem dobrze, iźrem robak lichy P rzed m ajestatem P ana nad Panam i. Nie, Bieto m iła, m nie blask nie om am i,

Acz on i na m nie z króla głow y spływ a. D arem nie, święta ziem ia h o łd u chciwa I darów swoich nie da w źdyć nikom u,

K to się nie schyli ku n ie j. . . W ięc bez srom u, Acz jam królewska córa, grzbiet swój chylę.

W żdyć przyjdzie w końcu c z a s , kiedy w m ogile O d ziółka niżej ja będę leżała

I w proch się m arny rozsypie ta chw ała, Co dziś mię zdobh

MARTA.

Już zachodzi słońce I chłodny w ietrzyk wiać poczyna. Gońce W ieczora dają znać, że kres się zbliża Bożego dzionka.

BIETA.

T ak, tak.

MARTA.

(13)

11

ANNA.

Najlepsze takie na zbawienne leki, Boć mają znamię niebieskiej opieki,

Gdy z Nieba spada na nie jak chrzest święty Ożywcza wilgoć.

BIETA.

Na górze przeklętej

Piekielny szkodnik z mrokiem się pojawia.

ANNA.

Krzyż Pański z nami, ten’ od czarta zbawia.

MARTA.

Niebawem ujrzym na niebie kometę Z okrutną rózgą.

BIETA.

Na świętą Elżbietę, Patronkę moją, strach przenika człek a; Na widok taki każdy w net ucieka,

Bo widzieć nie chce . . .

ANNA.

Pańskiej mocy znaków, Złych jeno straszą one . . .

MARTA.

Nocnych ptaków, Sów, nietoperzy, stada się zerw ały.

BIETA.

Jak wieść powiada, chadzał na te skały Czarownik słynny, co się zw ał za życia

(14)

S y n p iek ieł u c z y ł go czaró w potęgi, A te T w a rd o w sk i w p isy w a ł do księgi. P o d staro ść u c z u ł, że się już kres zbliża G rzeszn eg o życia, p o szed ł do stóp k rzyża S w ą d u szę om yć, tak go zd jęła sk ru ch a. A księgę, w której z a m k n ą ł złeg o d u ch a F o rte le zg u b n e , rz u c ił w p rz e p a ś ć __

ANNA.

B aśnie !

BIETA.

N i e ... p ra w d a s z c z e r a ... na tern m iejscu w łaśn ie T o się z d a rz y ło p rzed la ty nie w ielu.

ANNA.

T o w sty d i h a ń b a będzie stać u celu, P rz e d so b ą w idzieć p rz y ro d ze n ia d ary , A u jść z bojaźni, żeby jakieś m a ry

N ie z a stąp iły d r o g i . . . G d y w as trw o ż y T o m iejsce i ta k m ało pieczy B ożej

D ufacie, pójdziem jeszcze dalej w g ó ry , T a m nie ch ad zają chyba piekieł ciury.

M iesiączek w kw ad rze w schodzi n a stro p n ieb a, N a ta k ą nockę d łu g o czekać trzeb a.

Z abierzcie kosze, p ó jd ziem m iędzy sk ały I zió ł zb aw ien n y ch będziem y szu k ały D o ra n a . T a k a cu d o w n a p o g o d a !

G dy się boicie, pieśń w am m ęstw a doda.

(O dchodzą na lewo w górjr śpiew ając p ieśń ).

N ajśw iętsza P an ien k o N iebieską su k ien k ą

(15)

T3

Niech Twojej moc dłoni Od złego pogoni

Ochroni nas. Bo Twoja opieka

Ochrania człowieka

W najgorszy czas.

(Pieśń cichnie w oddali. Z p ra w ej wchodzi Bogna % węzełkiem na plecach).

BOGNA.

Niebieski Panie, K raków ! Zaż być może ?

Co domów, wieżyc, by drzew w gęstym borze! A toć tam ludzi musi być bez liku

By na odpuście. Co wrzawy i krzyku,

Aż strach przejmuje, aż mi wstrząsa duszą, Toż tam się w ciżbie ludzie dusić muszą. A jednak prawią, że, gdy kogo nędza,

Złość ludzka, przemoc ze wsi precz wypędza, Ten prosto tutaj do Krakowa bieży

Jak pod ochronę do dobrej macierzy. I ludzie idą z blizka i z daleka.

O Matko Boża, co mię tutaj czeka?

O Boże wielki, bądź Tw a święta w o la! Gdy mię już żywić nie chce ojców rola, To świat otworem staje dla sieroty. . . Co tam być muśi grzechu i niecnoty,

Co chytrej złości! Ujść mi ztąd potrzeba, Gdzieindziej szukać sobie kęsa chleba.

Do wsi nie wrócę — tam z krewniaków złości Snadźbym gdzieś gryzła pod płotami kości.

(16)

Z ielo n y traw n iczek ,

N a nim białe kw iatki. B ied n ać ja siero ta

Bez ojca bez m atk i.

Ścieżka przez w ieś idzie T o ć puścizna cała, Jak a po ro d zicach

Sierocie o sta ła .

T a nasza ścieżka — bied n aż m oja g ł o w a ! — D o p ro w a d z iła m ię aż do K rak o w a.

{P a trzy w stronę K ra k o w a i śpiew a).

E j ścieżko, d ro ż y n o , K rę ta i zaw ita, T o ć i ty m i stopki

C iern iem skaleczyła. K to ś id z ie ! B o ż e ! Z aż do tej u stro n i Jak o w y ś niecn y zbójca za m n ą g o n i ? . - . A cóż m i w eźm ie, n a p a d n ą w sz y skrycie ? T e szm aty w e ź m ie? C h y b a liche życie. Jed n ak że skryję się gdzie, bo się trw o żę. W opiekę sw oją w eź m ię, w ielki B oże.

(U su w a się m ię d zy sk a ły . Z głębi w chodzą S ta ­ szek i Bońc^a).

STASZEK.

A gdzież m ię w iedziesz ?

BOltfCZA.

Szlachcic się p rz y m ierza N ie do p ta sz y n y , lecz g ru b e g o zw ierza,

(17)

15

STASZEK.

W ięc po co?

BOŃCZA.

T u taj m ieszkał on sław iony Czarodziej.

STASZEK.

K tóry ?

BOŃCZA.

T w ardow skim go zw ano. Zaż nie słyszałeś?

STASZEK.

Znam sław ę i m iano, Lecz cóż nam z tego?

BOŃCZA.

Ponoć go tu wzięli Do piekła czarci.

STASZEK.

Baba od kądzieli

R az m i praw iła, że przedśm iertna skrucha W y d a rła m ędrca z m ocy złego ducha.

BOŃCZA.

Do nieba wzleciał pewnie, lecz na bierni Zaniechać m usiał c o ś . •.

STASZEK.

(18)

BOŃCZA.

C o ? M ądrem i S ło w a m i jakieś zapisane księgi,

C o uczą, jakby nieziem skie p o tęg i Z jed n y w ać sobie i m ieć na u słu g i.

STASZEK.

C o pleciesz ?

BOŃCZA.

M ów ięć to , co jeden, d ru g i I setn y pow ie to b ie __ K sięgi b y ł y . . .

I z czarodziejem nie sz ły do m o g iły .

STASZEK.

T e księgi czarci n iep o ch y b n ie w zięli.

BOŃCZA.

W ię c je dobędziem z piekielnej topieli. Z aklęcia sła w a p ow iem j a . . . Z obaczę,

C zy m am nad p iek łem w ła d z ę . . .

(S łych a ć hukanie p u c h a c zy ). STA SZ EK . E j, p u ch acze J ę k n ę ły ! S łyszysz ? BOŃCZA. N iechaj jęczą sobie!

N am nie przeszk o d zą. C o m zam y ślił, zrobię. M am kij, w św ięconej w odzie u m o c z o n y , G d y złe d o p ad n ie, starczy do o b ro n y .

(19)

— i 7 —

H ej L u c y p e ró w słu g o , B elzeb u b ie,

C zy in n y c z a r c ie . . . rząd zisz ku zag u b ię, L ecz g łu p c ó w j e n o . . . m ą d rz y i zu ch w ali S ą p o d o p iek ą t w ą . . .

BOGNĄ ( w y b ie g a % %a s k a ły ) .

S tó j! N ie m ó w d a le j! Sw ej d u szy nie g u b !

STASZEK.

Z k ąd że ta d ziew czy n a ?

BOŃGZA.

N ie k a ż d y kończy, kto d o b rze zaczyna. J u ż m ia łb y m księgę, g d y b y nie to lich o .

C zem jesteś, dziew ko ?

BOGNA.

S łu ż e b n ic ą cichą P a n ie n k i św iętej, co k ró lu je w niebie.

BOŃCZA.

N iech d y a b e ł z p ie k ie ł w ziem ię cię za g rz e b ie , Żeś m i tu w d ro g ę w eszła n ie w o ła n a .

BOGNA.

Ja się nie bo ję k lą tw , b o m w ręk u P a n a . A raczej ty się b ó j . . . ty , co z u c h w a ły S z a ta n a w o ła ć w szed łeś m iędzy sk a ły .

BOŃCZA.

Idź p r e c z !

STASZEK.

C o w id zę? S n a d ź cię z w oli boskiej S p o t y k a m ... T o ż to dziew czę z naszej w ioski

(20)

T a śliczna p a n n a , m o żn y ch g o sp o d a rz y Je d y n a c ó rk a!

BOŃCZA.

N ie p rzy k ra ć na tw a r z y !

H m , h m , to p r a w d a ... aleć najpiękniejsza

N iech n a m precz z d ro g i id z ie , bo - to zm n iejsza D o stan ia księgi m ożność.

BOGNA.

Z n a m cię, żaku, U bogie) w d o w y b ied n y jed y n ak u ,

C oś n am p rzed b ied ą u sz e d ł do K rak o w a. N o , jak ta m źyjesz?

STASZEK.

H a , n iejedna g ło w a , C o m a rła z g ło d u w e w si, ta m się żyw i N iezg o rzej, boć ta m lu d zie m iło ściw i.

Z b o g a ty c h sto łó w kęs d o sta tn i sp ad a, A te n w y ży w i i żaka i dziada.

T a m nie brak lu d zi, k tó ry c h bieda wzrusza*

BOGNA.

Z ty ch słó w o tu c h ę bierze m o ja d u s z a ; Z w ą tp ia łe serce n a b ie ra o ch o ty

Iść do K ra k o w a.

STASZEK.

Jezu C h ry ste z ło ty !

T y . . . do K ra k o w a ? A to ż n a co, po co ? N ie jed n a p an i, co jeździ k arocą,

(21)

x9

T w ó j ojciec liczy. C h o ć nie u ro d z o n y ,

N i też s ła w e tn y , lecz c h ło p z k ażd ej stro n y , G o tu je p o sag dla p rzy szłeg o zięcia,

Z a k tó ry d ostać m ó g łb y c h o ć . . . książęcia.

BOŃCZA.

K siążęcia ? . . . G riib o ś p a l n ą ł ! . . . Acz p rz e sa d a , Jed n ak że dosyć jasn o w y p o w ia d a

O w o rk u o jc a . . . P o sa ż n a ź , za kąty, C h ło p ia ń sk a c ó r a !

BOGNA.

D ziś m a jeno szm aty , K tó re m i nagie p rzy o d ziew a ciało.

STASZEK.

S tra c iła ś w s z y s t k o ! ... Jakże się to s ta ło ?

BOŃCZA.

H is to ry a d ziw n a, jeślić się nie m ylę.

BOGNA.

Z rz ąd zen iem N ieba ojciec już w m ogile I m a tk a także.

STASZEK.

T a m po życia p ra c y P ó jd ziem y ć w szyscy.

BOGNĄ.

Z biegli się k rew n iacy , Z a b rali m ienie w zag ro d zie b o g atej,

(22)

BOŃCZA.

Ja k o w y m p ra w em ?

BOGNA.

Z n a la z ło się p raw o . U rzęd n ik pański w o lą n ie łask aw ą

O są d z ił, że jest słu szn o ść po ich stro n ie, B o czem uż rodzic dziew kę na zagonie, N ie sy n a n ie c h ał? STASZEK. T o p ra w o h ajd u cze ! BOŃCZA. G d y księgę będę m ia ł, ja ich n a u c zę ; P o m szczo n a będziesz. BOGNA.

C zem ? S n ad ź c z arta w ła d z ą .

BOŃCZA.

Im ż a d n e p ra w a n a nic się nie zd ad zą, C h o c ia ż b y n a w e t w m a rm u r w y k o w an e. L ecz te ra z o d e jd ź . . . księgi nie d o stan ę, G d y ty przeszkadzasz.

B O G N A .

N ie o d ejd ę w cale! I nie p rzy zw o lę, byś w b e z b o żn y m szale O d d a w a ł duszę w szatań sk ie uściski,

C h o ciażb y m z tego ciągnąć m ia ła zyski.

STASZEK.

O b ied n a dziew o, w ięc się p rz y g o d ziło

(23)

2 I

M ojem u sercu byłaś . . . R osło serce,

G dym głos twój chocia s ły s z a ł. . . W poniew ierce Nie zginiesz teraz . . . w szystkiem się podzielę,

C o m am , m ieć będę.

BOŃGZA.

G ładko język m iele, Lecz z takiej m ąki chleba nie upiecze. Azaliś z b y ł się ro z u m u , człow iecze?

C o m asz? Mieć m ożesz? Bieda by pies w arczy. T o , co w yźebrzesz, ledw ie tobie starczy,

Byś z g ło d u nie m arł.

STASZEK.

Z nam się, żem ubogi, L e c z . . .

BOŃCZA.

W niebie głow a, a w popiele nogi. Ż ebrzący stu d en t w sparcia daw ać hojne

Z a p r a g n ą ł! . . . Azaż ukończyłeś wojnę Z tą biedą, co ci przez pięty w yziera?

STASZEK.

A ch, czem um biedny ?

BOŃCZA.

P ra w d a każę szczera Rzec to b ie : boś jest g ł u p i . . . na żądanie

P ieniędzy m ógłbyś m ieć w b r ó d ... Lecz ty w stanie Ż ebraczym wolisz ży w o t pędzić lichy.

G dy bieda m iłą c i . . . idź m iędzy m nichy, K apicą szarą osłoń tw arz w y ch u d łą,

(24)

BOGNA.

P rzecz m u u rą g a sz ?

BOŃCZA.

B ierze z ło ś ć . . . u celu J u ż stoi, lecz s ię ..

BOGNA.

Z m ilk n ij, k u s ic ie lu ! Z a trac a d uszę tw a p o d stęp n a rad a.

BOŃCZA.

P o m y ślcie jeno, jak się w szy stk o sk ład a. O n b ied n y , ty zaś w y g n a n a z zag ro d y . M iło w ać siebie w zajem bez p rzeszk o d y

M o g ły b y serca w a s z e . . . byle jeno B y ł g ro sz p rzy duszy.

STASZEK.

W ię c jakow a ceną G ro sz kaźesz zyskać?

bończa

.

C o tu p raw ić d u b y ! S am w iesz najlepiej,* to w a rz y sz u lu b y .

Z a w ez w a ć czarta i z a w ła d n ą ć księgą, A w te d y b ied ą sobie i m itrę g ą

J u ż w ięcej psow ać nie będziem ż y w o ta . N an o sić czarto m k ażem k u p y z ło ta ,

T y pojm iesz lu b ą , bo m ieć będziesz za co, G d y się tw e p u ste kieszenie z b o g a c ą ;

C o chcesz, to w e ź m ie s z . . . n a w e t p o m stę w chw ili W ła śc iw e j n a ty ch , có ją w ypędzili

(25)

23

BOGNA.

G dy go p o słu ch asz, duszy tw o jej b iad a!

STASZEK.

B ogienko d r o g a !

BOGNA.

Ciebie m ocą ca łą Jednego ty lk o serce m iło w a ło . . .

C zek ałam z m yślą, że po dniach nauki P ow rócisz do wsi . . .

BOŃCZA.

D o k azałaś s z tu k i! Nie w yszłaś za m ąż, w zięto ci z a g r o d ę .. . I traw ić w nędzy będziesz la ta m ło d e.

A w nędzy w yżyć tru d n o i M inerw ie. M iłosny w ęzeł w asz o nać ro zerw ie.

BOGNA.

N ie, tej m iłości nic nie zerw ie w ię c e j. . . I nędza s a m a . . . C o w duszy dziewczęcej Z ro d zo n e, w zrośnie jeszcze z w iększą siłą. N ie, S taszku l u b y . . . gdy ci jestem m iłą T a k o w ą , jako w idzisz m ię w tej porze,

M iłości naszej ruszyć nic nie m oże.

STASZEK.

A ch d ro g a, kiedyś skończy się czas p ró b y .

BOGNA.

(26)

I ja ci w ie rn ą o sta n ę do g ro b u . D a B ó g d o ży jem czasu i sp o so b u , C o n as p o łą c zą . BO ŃCZA-A ż m nie w g ard le d u s i . . . W ię c z m o jej ra d y n ic ? BOGNA. Idź z tą d , tu kusi Ju ż m iejsce sam o . C h o ć a n io ły strz e g ą , U ciekać czło w iek w in ie n sam od z łeg o , B o ć o n o w o ła n a ń : czekaj, człow iecze . . . C h o ć się o b e jr z y j. . . T e n ju ż nie uciecze, K to się o b e jrzy w ty ł, b o ć ta k u p a d n ie ,

Iż się nie w strz y m a , c h y b a w piekle n a dnie. N ie czekaj c z arta , biegnieć o n skw apliw ie.

BOŃCZA.

T o chodź, u l i c h a . . . Z ap ijem n a piw ie

D zisiejszy k ł o p o t __D ziew ka pójdzie z n am i.

BOGNA.

N ie p ó jd ę , bądźcie p e w n i__

STASZEK.

T o ć nie p la m i, G d y m ło d e dziew czę w ż a k ó w siędzie g ro n ie

BOGNA.

(27)

2 5

STASZEK.

Dokąd?

BOGNA.

Nie m am dom u. Ach, nie m am , ale P an Bóg mi litośnie

N astręczy strzech ę. . .

STASZEK.

Litość tu nie rośnie Na górach, chocia pełno na nich ziela; Pom iędzy ludźm i szukaj przyjaciela,

A ludzie w m ie ście... Chodźże więc, chodź z nam i.

BOGNA.

Nie . . . nie . . . zostanę tu między skałam i. Noc ja s n a ... gw iazdy przyświecają z nieba, Do m iasta jutro pójdę szukać chleba,

A dziś tu z a s n ę ... Bywaj, Staszku, zdrow y I ufaj Bogu i Niebios K rólow ej.

STASZEK.

Zostanę z tobą.

BOGNA.

Bóg mię tu strzedz b ę d z ie ... Idź, idź, mój luby.

BOŃGZA.

C h o d ź ż e ... miej na w zględzie, Że i gospody z czasem zam ykają.

BOGNA.

(28)

P ija n y c h . L eg n ij z m o d litw ą na ło ż e I w ierz, że, jeśli n as zrzą d z e n ie B oże

P o łą c z y ć zechce, zn ajd ziem się n ieb aw em .

(S ta szek ściska B o g n ^ f p o ć \e m wra% % Bońcęą odchodzą w głąb)*

bogna (sam a).

T a k m o cn o w ierzę, iż N ieb o ła sk a w e m N am się o k aże, iż się nic nie boję,

C h o c ia żb y p ie k ła b y ły tu p o d w o je.

(P a tr z y w g łą b ).

C o d o m ó w , ś w ia te ł! J a k to m ia sto ciasne B yć m u s i . . . tu ta j sto k ro ć lepiej z asn ę P o d sk a łą , w pieczy C h ry stu so w e j d ło n i,

C o o d napaści z łe g o m ię o ch ro n i.

(K lęka na \ie m i, \e g n a się i m ó w i p a c ie rę, po- czem kła d zie się p o d ska łą na lew o. Z głębi

pow oli w k r a d a się K r z y s z to fo r ) .

K R Z Y SZ T O FO R .

A to co ? C oś się m ig a ! C zy w id z ia d ło N a m o ją d ro g ę n iesp o d zian ie sp a d ło , A żeb y c h y trz e sp lątać m e z a m ia r y ?

P o sk a rb g d y idziesz, to p o d o b n o czary N a d ro d z e sta ją m a m ią c ą p rzeszk o d ą.

L ecz d a rm o , one dziś m ię nie o d w io d ą

O d m eg o c e l u . . . C o to ? W śnie s p o c z y w a ... D ziew czy n a jakaś m ło d a . . . u ro d z iw a . . .

K w iateczek p o ln y . . . śliczn iu tk a za k ą t y ! Z a p ra w d ę , g o d n a , by nosić b ła w a ty .

(29)

27

BOGNA (budząc się).

K tó tu jest? K to w zbrania Ubogiej dziewce w pośród skał posłania?

S zatanem jesteś snadź, czy m arą z piekła ?

KRZYSZTOFOR.

A gdybym b y ł nim , cobyś na to rzekła ? B yłoby dziw nem położenie tw oje.

BOGNA.

K tokolw iek jesteś, id ź . . . ja się nie boję.

M am krzyż na piersiach, więc on m nie obroni. T y ch co w eń w ierzą, B óg ratu je w toni,

N ajgorszej naw et.

KRZYSZTOFOR.

P rzestań praw ić dziwy.

N o, w stań, u licha. (B ogna \ r y w a się). Jestem [człow iek żyw y, Cielesne ręce w yciągam do ciebie.

(Chce uścisnąć Bognę).

BOGNA.

N ad czarta gorszyś, ale Bóg jest w niebie I m nie na pastw ę nie odda złej chuci.

{Ucieka i k r y j e się m ię d zy skałam i).

KRZYSZTOFOR.

U ciekła? W ró ci j e d n a k ... pew nie w r ó c i ... Z niknęła . . . w idzę d o b rz e . . . gdzieś w skaliska

P rz e p a d ła . . . M niejsza o n i ą . . . Jestem zbliska M ojego celu . . . szkoda jednak dziewTk i !

(30)

Jeżeli b y ła ź y ją cą isto tą,

U ścisku g o d n a . . . M n iejsza! W ź d y ć nie po to P rz y sz e d łe m t u t a j . . . Jeślić ż y w ą o n a ,

T o sn ad ź p o g rą ż ę d ło n ie w czarach ło n a , U ścisnę kiedyś kibić jej dziew częcą,

L ecz dzisiaj niech m ię te rzeczy nie nęcą. Jeżeli te ra z d o p n ę p rzed sięw zięcia,

C z a ra m i d ziew ę ściąg n ę w m e objęcia, A w te d y sam a w ręce m i się p o d a.

{ Z \a s k a ły na lewo u ka zu ją się R ekto r, P ro fe sor i M a g ister). A to co ? Idzie ktoś . . . N o w a p rz e s z k o d a ! R E K T O R . A ch, salve, m is tr z u ! KRZYSZTOFOR. S alvete. REKTOR. W tej stro n ie W noc n ieb ezp ieczn o ch o d zić. G d y z a p ło n ie N a niebie g w iazd a, po sło ń c a zach o d zie,

(31)

29

KRZYSZTOFOR.

E h , dajcie pokój !

REKTOR.

Azaż tobie siła N ieczysta straszn ą nie jest?

KRZYSZTOFOR.

Nie.

PROFESOR.

P o słu ch y Po mieście chodzą, iż ze złem i duchy

K rzysztofor kum a się.

REKTOR.

N o, pow iedz szczerze. T y sam szatana szukasz ?

KRYSZTOFOR. z

Śm iech m ię bierze. P rzek lęta zaw iść bezm yślnego tłu m u ?

G dy kto nad gaw iedź troszkę choć ro zu m u P osiada więcej, juźci go posądzą

O w spółkę z czartem .

PROFESOR.

A sam i się żądzą Z naczenia, grosza, lub błyskotnej sław y

O d d ają piekłu.

MAGISTER.

B yw a, że niepraw y

(32)

REKTOR.

C zy t a m . obcujesz z piekielnem i duchy^

C zy n i e . . . któż zg ad n ie, lecz ch o d zą p o słu c h y O to b ie, m istrzu , dziw ne.

PROFESOR.

P rz e d niew ielu L a ta m i p o noś, m ą d ry p rzy jacielu ,

T a m w H essyi p o to p p rzep o w ied ział, lu d zie W o k ro p n y m żyli stra c h u i u łu d z ie ,

C z ek ała zg u b y każda ch rzczo n a dusza, T y m c za se m w o n y m ro k u b y ł a . . . susza. P ro ro k a k łam cę z H essyi w y p ę d z o n e.

MAGISTER.

Ja zn ó w sły sz a łe m in n ą w ieść, a pono D o w ia ry w cale, żeś w jakiejś k ra in ie P o k o c h a ł p a n n ę co z piękności sły n ie ; G rafskiego ro d u b y łać o n a có ra.

N ie ch ciała n aw et i p atrzeć na g b u ra , C o to ni z ro d u , ani też z u ro d y .

Z acząłeś robić z ło to , by do m ło d ej G rafianki p ieniądz u to ro w a ł d ro g ę.

G d y ś w ty g lu sm aży ł, sp ra w iłe ś pożogę I całe m iasto z g o rz a ło .

PROFESOR.

W okow y

S ied ziałeś sk u ty w ciem nicy zam k o w ej, Lecz z nich r o z k u ło . cię złodziejskie ziele.

MAGISTER.

(33)

— 3 I —

PROFESOR.

Do nas się takich z różnego pow odu

N acisło dosyć... W dom u b rakło strzechy, W ięc tu nas trap ią za jakoweś grzechy.

REKTOR.

C óż, m istrzu powiesz na to?

KRZYSZTOFOR.

K łam stw o , baśnie ! Niech ogień spali, piorun niech zatrzaśnie

T y ch , którzy niecne puszczają potw arze.

PROFESOR.

T am nie byliśm y, lecz ci takich wskażę, Co to słyszeli od kupców z krainy

Niemieckiej.

MAGISTER.

T am to znają tw oje czyny!

KRZYSZTOFOR.

T a m baśnie tw orzą, tu zaś pow tarzają! C złek wszędzie żyje m iędzy g łu p ią zgrają, Co plotkom w ierzy, dziw nych wieści chciwTa, Zaiste, dola m ędrca nieszczęśliwa.

Dla niego m ądrość rozkoszą i karą, Zazdrości tłu m u staje się ofiarą,

P otw arzy brzem ię by kam ień go tłoczy.

REKTOR.

(34)

KRZYSZTOFOR.

Ż eby oczy W id z ia ły lepiej na niebiosach dziw o, G w iaźd zistą rózgę, k o m etę straszliw ą.

REKTOR.

O g ląd aj z d ro w y , lecz m iej na baczności, B y dzisiaj lepiej w ró ży ć o p rzy szło ści, G dyż p ro ro k o w i z n ó w się stanie zd rad n ą .

PROFESOR.

C o w ró ży sz z teg o ?

KRZYSZTOFOR.

K lęsk i, k tó re sp ad n ą.

MAGISTER.

N a jg o rsza m oże p rzy p aść p ro ro k o w i.

REKTOR. N o . . . vale, m istrzu ! PROFESOR. MAGISTER. Y a le ! KRZYSZTOFOR. B ądźcie z d r o w i!

(R e k to r, P ro feso r, M a g iste r odchodzą w głąb)

H a , poszli so b ie! D łu g ie p łaszcze, b ro d y P o pas, p o sta w a m ęd rcó w , w iek n ie m ło d y , L ecz u m y s ł p ło c h y , języki n iew ieście;

Im słó w k o pisnąć, w n e tb y po w szem m ieście, N o w in a b ie g ła , że K rz y sz to fo r d u szę

(35)

33

Pozyskać k s ię g ę ... skoro ją posiędę,

W n e t we m nie widzieć przestaną przybłędę, K tórego z ojców w ypędzono z ie m i!

Bo ja zabłysnę im zalety w szem i, Pieniędzy, złota będę m iał nie m ało I sprawię, że mię darzyć będą chw ałą I m iłość zyszczę niejednej dziewicy,

Nie będą ze m nie śmiać się przeciwnicy, Ni tam , ni t u t a j . . . No dalej dó d z ie ła !.,.. By wiedzieć miejsce, w którem pochłonęła Piekielna przepaść k sięg ę! . . .

GŁOS Z POD ZIEMI.

T u t a j !

KRZYSZTOFOR.

H o la! T o tu ta j! D obrze!

GŁOS Z ZA SKAŁY.

Jeśli waści w ola

Zaklęcia p ó c z n ij. . . tylko nie nudź długo.

(K r^ys^to fo r nakreśla laską koło i w środku niego staje).

KRZYSZTOFOR.

W im ieniu pana, któregoś jest sługą, K tórego w ładza m oc sw ą rozpościera . . .

(Czarna chmura o k ryw a niebo, błyska się, grzm i, % pod %iemi w ychodki Lelek).

LELEK.

N o, d o sy ć ! b a s ta ! . . . W imię L ucypera Przed to b ą s t a j ę . . . Czego waść pożądasz?

(36)

KRZYSZTOFOR.

S tra sz liw a p o s ta ć !

LELEK.

W a s ć g o rzej w y g lą d a sz W tej d łu g iej szacie, by u capa b ro d a,

B yć zd a się w aści lic h ą m a u ro d a .

H a , tru d n o ! Je d n y m z piekielnej h o ło ty Jać jestem ty lk o . . . In n i, A sta ro ty ,

A sm o d eu sze, alb o B e lz e b u b y

S ą u ro d z iw si, niźli j a . . . bez c h l u b y . . . C z a r t p o sp o lity .

KRZYSZTOFOR.

Jak ież tw o je m ia n o ?

LELEK.

E h , co ta m p y ta ć ! Jak z w a n o , ta k z w a n o ! A to li, kiedy jeg o m o ść ciekaw y,

N azw isk o rz ek n ę i o p o w ie m sp raw y . M nie z o w ią L elek, bies i n o cn a z łu d a . D rzem iące w p racy b a b y trą c a ć w u d a ,

W y le w a ć d ziew k o m z p e łn y c h k o n w i w o d ę, G d y się z a p a trz ą n a ch ło p c ó w u ro d ę ,

G w a rz ą c y m z n iem i brzęczeć k o ło u ch a, N a trę tn y nib y k o m a r alb o m u c h a ,

P a s tu c h ó w g łu p ic h stra sz y ć w ciem nej nocy, Iż u ciek ają od sta d , jak b y z p ro c y

(37)

— ’ 35

KRZYSZTOFOR.

Azaliż ty masz w mocy swojej księgę?

LELEK.

Mam, m am , u lic h a ! Ale ci przysięgę

Z łożyłbym n a w e t. . . gdy chcesz o to pytać . . . Że jej nie czytam , boć nie um iem czytać.

Co c h c e s z !... Jak rz e k łe m ... jam czart pospolity, Kondycyi chłopskiej. . . Na wszelkie zaszczyty

Me serce nigdy nie byw ało czułem , Nie udarow ał mię żadnym tytułem ,

Ni też orderem pan nasz, który w piekle K ró lu je . . . Z książką nudzę się ja wściekle,

Lecz cóż poradzić? Mam być przy niej strażą, Ukazem srogim pilnow ać jej każą.

Lucyperow y ukaz nie żarcik i!

Kto nieposłuszny, może dostać wnyki, L ub Madejowe łoże sobą zmierzyć. A to nie rozkosz, proszę mi uwierzyć. W ięc siedzę cicho niby piskorz w bagnie, Aż przyjdzie dudek, co księgi zapragnie.

KRZYSZTOFOR.

C zy dasz ją?

LELEK.

Owszem, bierz się w net do pióra ?

KRZYSZTOFOR.

A po co?

LELEK.

Po co? F iu, patrzajźe g b u ra! E h, po co? Dziwy? O to mi pytanie! Zą księgę duszę. Zyskasz na zamianie.

(38)

M ądrości p e łn a k a ż d a w księdze k arta, A w aści d u sza ? K to ta m w ie, co w a r t a ! K u p u je m kota w w o rk u , m ości panie,

N a n ie w id z ia n e ... Z yskasz n a z a m i a n i e ... W ię c daj c y r o g r a f ... KRZYSZTOFOR. N ie dam . LELEK. Co ta m zn o w u ? N ie w ie rzy n aw et żyd p ro ste m u sło w u ,

C h o ć szlacheckiem u . . . nie w p rz ó d się zabierze D o w o rk a , aż się szlachcic na p apierze

Z apisze.

KRZYSZTOFOR.

D a rm o , jam z in n eg o k r a j u ; T a m żydow skiego nie m a obyczaju.

LELEK.

C o w aść tu m a n is z ? N a nic się nie p rz y d a W y m ó w k a . U w as g o rszy m jest od żyda

O c h rz c z o n y c z ło w ie k . . . C h o ćb y ś d a ł pisanie, O szw ab ić zechcesz, cudzoziem ski panie.

C zem P o lak dla w as ? W a m polskiego czarta Uczciwra sp raw a h a le rz a nie w arta.

S to cy ro g rafó w , a n a w e t tra k ta ty

Z ap rzy siężo n e, to są u w a s . . . szm aty, C o się n a śm ietn ik b e z w sty d n ie rzu cają.

G d y nie ch cesz, nie daj p i s m a . . . M y ze z g ra ją N iem ieck ą dajem sobie w końcu r a d ę . . .

N o b ierz w aść k s ię g ę . . . tu p rzed to b ą k ład ę.

(39)

37

Dajeray darmo, byś nie nudził d łu ż e j. . . I tak się ona dobrze nam wysłuży.

Z natchnienia czartów prżed laty powstała, W ięc nią się zawsze mnoży piekieł chw ała.

KRZYSZTOFOR.

Azaliż mogę wziąć ją ?

LELEK.

Bierz niezwłocznie.

(Kr$ys%tofor bierce księgę).

Życzymy szczęścia. T eraz ona pocznie

Ze wszech stron hojnie tobie ściągać złoto. Używaj wąść go z wesołą ochotą.

Nie żałuj sobie, wino pij, niewiasty

Co najpiękniejsze ściskaj, w strój buchasty, Obrębion złotem , przyodziewaj ciało,

Lecz pomnij, by się jakiej nie dostało

Cząsteczki T em u, co jest naszym w rogiem ...* Na złe niech wszystko idzie, jeślić drogiem

T w e własne szczęście... Gdyby choć grosz jaki M iał chwałę Jego m nożyć, lub biedaki

Litośnie wspierać, mścić się będzie piekło Na tobie zemstą straszną i zaciekłą.

(Znika, błyska się, gręmi, chm ury ro^chod^ą się).

KRZYSZTOFOR.

W ięc to jest ona księga nad tysiące Cenniejsza, której żądały gorące

(40)

G ierm ańskiej z ie m i. . . T a k ich w szelka p raca N ie im , lecz n am się na k orzyść o braca.

O b cem u księga sp a d ła dziś w spuściźnie I już się w ięcej z ty ch rąk nie w yśliźnie.

G ierm an in m ą d ry dziś nią silnie w ład a. B yw ajcie zd ro w e, d u c h y !

GŁOSY Z ZA GÓR.

B iad a, b ia d a !

KRZYSZTOFOR.

T a k , b iad a, b iad a, jeno nie m n ie w cale, L ecz im i tem u m iastu , co zu ch w ale U rąg o w isk iem p rzy b y sza p rz y jęło .

P o lsk ieg o m istrza m ó żg u i rą k dzieło N a szkodę im się obróci. P osiędę,

C okolw iek jeno z a p ra g n ę . P rz y b łę d ę

C zcić, w ielbić m u szą. (S ły ch a ć hukanie p u c h a c z y ).

C o ? jęczą p u ch acze!

(G ro^i w stronę K r a k o w a ) .

A ch, ta m niejeden zajęczy, z a p ła c z e ! S zydzące w k ró tce p o sm u tn ie ją tw arze, B oć, kto ja jestem , w k ró tce im pokaźę.

(O dchodzi w głąb. Z \a s k a ły w y b ieg a B ogna).

BOGNA.

O B oże, r a t u j ! A ch, cóżem w id z ia ła ! O k ro p n o ść ! Je z u C h ry ste ! A ż d rż ę c a ła !

T o ż w m oich oczach czło w iek , ten tw ó r P a n a , S am d o b ro w o ln ie d a ł się w m oc s z a ta n a !

(41)

39

W tych m urach! Gdzież iść? Dla m nie już zam knięte Do wsi ojczystej d ro g i. . . tu przeklęte

Piekielne broić będzie zła narzędzie. I tu, i tam mi biada, biada wszędzie.

( Z lew ejy g ó r y schodzą A nna, B ieta, M a rta , służebnice % koskam i pełn em i \ió ł).

ANNA.

No prędzej Cenniejszą niesiem rzecz nad w ór pieniędzy. Lecz czas do d o m u ! Niech każda pam ięta

O swoim koszu.

BOGNA.

O pani cna, św ię ta ! Mnie serce mówi, że ochronne dłonie

Sam Bóg nad tobą d z ie rż y . . . Stań w obronie Mej, m ożna p a n i!

ANNA.

Ktoś ty ?

BOGNA.

Jam sierota W ygnana niecnie za ojczyste w ro ta ;

Do m iasta idę, lecz się strasznie boję.

Ach, pani, weź mię, weź w opiekę sw o ję . . . Do śmierci wiernie służyć będę tobie,

Co każesz, choćby rzecz najcięższą, zrobię I płacy nie chcę.

ANNA.

(42)

BIETA.

S nadź o b łąk an a!

BOGNA.

S traszn ą rzecz w idziało Me oko, pani.

(O d stro n y W isły w chodzi kilku sług % pocho dniami}.

1 SŁUGA.

P atrzcie tam pod skałą T o ć o n e! H ej, h ej! N ajjaśniejsza p a n i!

ANNA.

K toś w o ła ! K toście ? K to ?

2 sługa.

W y sła n i Z zam kow ych k o m n at po w as.

ANNA.

A to po co?

1 SŁUGA.

By was odszukać i przybyć z pom ocą.

ANNA.

Z p o m o cą? C zem u ? Z kądźe o nas trw o g a ? N am nie groziło żadne z łaski Boga

N iebezpieczeństw o.

i SŁUGA.

Aż nam cierpła sk ó ra, Bo w idzieliśm y, jako czarna ch m u ra

(43)

ANNA.

My o tem

Nie w iem y . . . chyba błyskania żadnego, Ni grzm otu tutaj nie b y ło . . .

BOGNA.

W as strzegą I osłaniają anioły skrzydłam i

Białemi.

BIETA.

M gła szła cięgle po za nam i.

MARTA.

Nic więcej.

BOGNA.

A nioł swą zasłoną białą Przed wami zakrył to, co się tu działo.

Był tutaj człowiek, co w zyw ał szatana, T en m u się z ja w ił...

ANNA.

Snadź jesteś zbłąkana I przerażona stra c h em . . . prawisz dziwy.

BOGNA.

Nie. Praw dęć m ówię... praw dę, jak Bóg żywy Człek zły i szatan byli t u . . .

ANNA.

(44)

BOGNA.

Z n ać niebo daje, że jego opieka

N ad to b ą , p an i, chociażby w czeluści P iekielnej, n igdzie ciebie nie opuści,

Ni tych co z to b ą. (Klęka i obejm uje kolana A n n y ).

P a n i, z lito w a n ia! T w a św ięta ręk a niechaj m ię o ch ran ia

W sieroctw ie m o jem . Z to b ą się nie boję I piekielnika n aw et.

ANNA.

D ziecię m oje,

O d m oich ko lan w s ta ń . . . w s t a ń ! K lękać trz e b a Jed y n ie ty lk o p rz e d M o n arch ą N ieba

L u b p rzen ajśw iętszą C h ry stu so w ą M atką.

(B ogna w staje).

C hcesz iść do słu ż b y m e j? ... O h , nie tak g ła d k ą Jest u m nie s ł u ż b a . . . M usisz w staw ać ra n o ,

Iść szu k ać tak ich , co z g ło d n ia li w stan ą, P o siłe k nieść i m . . . o w ieczornej p o rze N ak arm ić b ied n y ch w u stro n n e j k o m o rze, A w dzień g o to w ać dla nich . . .

BOGNA.

B ędzieć m iła T a p raca . . .

ANNA.

D uszę lu d z k ą jam z ło w iła.

W ięc pó jd ź... pójdź z n am i. T a k , nie będzie sro m u , N i k rzy w d y to b ie u n a s . . . C zas do d o m u .

(45)

SP R A W A DRUGA.

C^ęść ryn ku w Krakowie. W głębi połać od ulicjr Gołębiej, Na lewo Sukiennice, na p ra w o połać od ulicy Sęew ckiej, na rogu kamienica K r^ys^toforjr. Na scenie stragany, p r \ y których siedzą Wojciechowa, M atus^owa, Ślepina, S$c{u- r^ecka i inne przekupki, L ud od cęasu do c^asu

przechodni pr^eę scenę.

MA TUSZOWA.

Hej, W o jciech o w a!

Wojciechowa (budząc się z d r n y m k i).

W szelki d u c h ! Co znow u ?

MA TUSZOWA.

Złodziejom widać życzycie połow u,

Że tak niebacznie w biały dzień drzymiecie.

WOJCIECHOWA.

Z asnęłam trochę. Na tym bożym świecie Przeróżne dziwy, a urw iszów chm ara Po rynku kręci się . . .

ŚLEPIŃA.

(46)

SZGZURZECKA.

T a n i o . . . bez pieniędzy.

MATUSZOWA.

T e niecne ło tr y p rę d k o b y do nędzy P rz y w io d ły człeka, g d y b y nie baczenie N a w łasn e d o b ro ; . .

WOJCIECHOWA.

Z bójeckie s u m ie n ie ! Z a h a le rz sk rad n ie, a grzech n a się bierze,

K tó re g o żad n e nie z g ła d z ą pacierze. (Z a m y k a oc%jr).

MATUSZOWA.

C o, z n o w u śpicie ? C o to w am się sta ło ?

WOJCIECHOWA.

W ż d y ć z łą o k ro p n ie m ia ła m nockę całą. Z aledw ie oczy z m ru ż y ła m z w ieczora,

W n e t m i n a piersiach sia d ła b rz y d k a zm o ra I daw aj dusić do sam ego ra n a.

SZCZURZECKA.

A m nie o n eg d aj, k u m u siu k o ch an a.

ŚLEPINA.

I ja od trzech dni m am jej od w ied zin y .

MATUSZOWA.

Ja od ty g o d n ia j u ż . . .

WOJCIECHOWA.

(47)

45 —

ŚLEPINA.

A zaź niem a rady?

SZCZURZECKA.

E j, zm ora kryje się m iędzy sąsiady;

Z a dnia kum oszką, by przyłóż do rany, A w nocy dręczy.

MATUSZOWA.

W ięc człek niew yspany

Sam niby zm ora cały dzień się kiwa. (Ziew a).

ŚLEPINA.

Ej, w y już śpicie.

WOJCIECHOWA.

D olo nieszczęśliwa!

G dy siędę, oko sam o się zam yka. (D rzy m ie ).

ŚLEPINA.

L a B oga! Cóż to? I m nie sen przenika. (D rzem ie). (Przekupki zasypiają, z ° ^ u stron wchodzą Prze­ chera, W ągliki i inni dyabii w postaci w ę g la rzy i uw ijając się m ię d z y przekupkam i kradną im

pieniądze).

CHÓR DYABŁÓW.

H ej, hej!

Dalej do dzieła! K ażda zasnęła,

T eraz jest lżej,

Lecz baczność miej I strzeż się, strzeż,

(48)

Nie bierz w szystkiego, Bo się sp o strzeg ą.

B ierz jeno źle zaro b io n grosz I dalej w k o sz!

Z ro b i się z tego su m a nie m a ła B oć każda ch y trze lu d zio m u rw a ła

• P o rz ą d n y grosz, D alej go w kosz!

N aszym niech będzie oszustw a p lon,

L ecz spieszcie się — w n e t zab rzm i dzw on.

(Z a sceną dzw on kościelny, d y a b li unikają, p r z e ­ ku p ki budzą się).

WOJCIECHOWA.

D uch w szelki chw ali P a n a .

MATUSZOWA. I ja chw alę. ŚLEPINA. I ja też przecie. SZCZURZECKA. A to d o s k o n a le ! D o k o ła w szystkie p o sp a ły się b aby.

WOJCIECHOWA.

C óż za d z iw o ta ! W sz a k ci w iek nasz słab y , A k o m u z m o ra w nocy sen zak łó ci,

T e n się do sp an ia w b ia ły dzień n aw ró ci.

(P rzechera, W ąglik i inni d y a b li z w o rk a m i w ęg li na plecach w postaci w ę g la r z y przechodzą P r %e%

(49)

47

ŚLEPIN A .

P atrzajcie, kum y, co to?

WOJCIECHOWA.

Niech B óg skarżę! D o tego dom u idą znów w ęglarze,

A każdy niezły w orek m a na grzbiecie.

SZCZURZECKA.

A na co one węgle, azaż wiecie ?

WOJCIECHOWA.

T a katby w iedział.

SZCZURZECKA.

G łów uczonych psota, W ciąż w ty g lu sm ażą, by n aro b ić złota. T e n cudzoziem ski m istrz — alchem ik pono.

MATUSZÓW A.

Z apew ne m a on kiesę n a p e łn io n ą ;

W ciąż sobie m łode kupuje dziew częta.

SZCZURZECKA.

Sw aw oli takiej człow iek nie pam ięta

Jak ż y w . . . toć codzień w w odzi w dom podw ikę N iep rzy k rą wcale.

ŚLEPINA.

N a św iętą M onikę,

P a trz a jc ie . . . znow u . . . o h ań b o , o w stydzie ! Z jakow ąś dziew ką stary grzesznik idzie.

( Z lewej stro n y wchodzi K r z y s z to fo r , p r o w a ­

(50)

BOGNA.

G dzież p an m ię w iedziesz ?

KRZYSZTOFOR.

N ie bój się, d z ie w c z y n o ! W m y m d o m u b ło g o tobie dni p o p ły n ą .

BOGNA.

N i e . . . puść p a n ! B oże, ach, b ra k ło m i s i ł y !

KRZYSZTOFOR.

Z o b aczy sz, jak ci m ój d om będzie m iły ,

Z w dzięcznością w sp o m n isz szczęsną tę g o d z in ę , G d y ś p ró g m ój p rzeszła. (W chodzi % B o g n ą do domu). - MATUSZOWA. C a p n ą ł ju ż dziew czynę. ŚLEPINA.

K ro c z y ła b ied n a niby o zio n ięta S za ta ń sk ą m ocą.

SZGZURŻEĆKA.

B y ła sn ad ź p o n ęta

B rzęcząca... na n ią k ażd ą dziew kę c h w y c i...

\ WOJCIECHOWA.

W sieć sz a rą p tak a, człeka w z ło te nici.

ŚLEPINA.

A m y sied ziały tu by urzeczo n e. L a B o g a, k u m y , żad n a n a o b ro n ę

(51)

49

SZCZURZECKA.

A jeślić sam a chciała tego ?

WOJCIECHOWA.

M oże.

ŚLEPINA.

P rzeszk ad zać grzechom p rzy k azan ie B oże.

SZCZURZECKA.

O b erw ać p rz y tern s n a d n o ... co w am w g ło w ie ?

MATUSZOWA.

K to w ie, tak o w y człek sn ad ź z piekłem w zm ow ie.

SZCZURZECKA.

N ie d ra żn ić z łe g o . . . lepszać z takim zgoda.

ŚLEPINA.

A żal d z ie w c z y n y ... u ro d ziw a, m ło d a !

(Z a sceną % lew ej słych a ć śpiew %aków).

śpiew żaków (\a sceną).

N a św iętego G rzeg o rza Idzie W is ła do m o rza,

C h ło p ak idzie do szk o ły , * N a książkow e m o zo ły ,

Idzie g ło d n y i o b d a rty

B rać n au k ę z m ąd rej k a rty , W ięc na p ap ier grosz m u daj, P a n B óg za to daje raj.

ŚLEPINA.

A CO tO ?

(52)

WOJCIECHOWA.

Ż acy, k tó rz y ż e b rzą pono.

SZCZURZECKA.

Z o b aczy m , w k ró tce p rz y jd ą ze sk a rb o n ą.

śpiew żaków (\a sceną).

Ś w ięty G rz eg o rz u , szk o ln y p a tro n ie ,

T y św iecisz w niebie wr zło tej koronie. K to chce do niego m ieć p rz y stę p ła tw y , B ądź m iło sie rn y m dla szkolnej d ziatw y , B ędzieć ra to w a ł n a ziem i, w m o rz u ,

P ła ć d o b ry m lu d z io m , św ięty G rz eg o rz u

MATUSZOWA.

H a , h a , po zia rn a lecą zn ó w w róbelki.

SZCZURZECKA.

M iej się do w o rk a, k u m o , to niew ielki W y d a te k , grosik jeno.

WOJCIECHOWA.

D ość h alerza.

MATUSZOWA.

O j, dość, dość. N iechaj ręka ciągle zm ierza D o kieski. K ażdej chw ili ktoś się cłapie,

W y c ią g a łap ę.

SZCZURZECKA.

P a ln ą ć go po łap ię, N iech się ro b o ty im ię.

WOJCIECHOWA.

(53)

5 1

ŚLEPINA.

Lecz cóż zarobić m ogą niebożęta?

T o ć m ałe jeszcze, z książką wiek swój traw ią.

SZGZURZECKA.

Podrosną z czasem . . . w tedy się zabawią Inaczej, kumo.

MATUSZOWA.

Strzeżm y córek wtedy.

WOJCIECHOWA.

I sióstr.

SZCZURZECKA.

Eh, z siostrą kum y wcale biedy Nie będzie.

PRZEKUPKI.

H a, ha!

WOJCIECHOWA.

Czego się śmiejecie?

SZCZURZECKA.

Panienek m łodych dość na Bożym świecie, W ięc wdow y, baby w kąt.

ŚLEPINA.

Eh, nieraz wdowa Do grzechu więcej od panny gotow a.

lewej wchodzi p ro cesja %aków, naprzód naj­ młodsi , potem coraz starsi; w końcu \a k ze

skarboną).

(54)

młodsi żacy (śp iew a ją ).

M y, szkolne dziatki, Bez ojca, m atk i, Jeno p rz y tu la B u rsa m a tu la ,

A kto się B ogu nie przeciw i, D a p rzy o d ziew ek , jeszcze żywi*

starsi żacy (śpiew ają).

M y szkolne żaki, C h u d e c h ło p a k i, N a p a p ie r p roszę, D ajcie n am g ro sze’,

N a p a p ie r grosz, albo dw a. Z a p ła tę św ięty G rzeg ó rz da.

(Ż a k p o trzą sa skarboną).

G rosz d la żak ó w nie zu b o ży , A le nieb o w a m o tw o rz y .

(Ż a k p o trzą sa ska rb o n ą ).

PRZEKUPKI.

N o, naści, naści. (W k ła d a ją p ien ią d ze do sk a rb o n y ). ŹkYL.

N iech P a n B ó g zap łaci. K to d a je b ied n y m grosz, te n go nie straci.

( Do W ojciechów ej)

S ła w e tn a jejm ość i w y dajcie grosze.

WOJCIECHOWA.

N a trę tn e c h ły s tk i... m a s z ... b ie r z ... jeno p ro szę, B y nie p o w racać t u . . . ni d n iem , ni nocą.

(55)

53 ŻAK. Kto to wie? WOJCIECHOWA. A po co? ŻAK. No, ta k . . . w zaloty. WOJCIECHOWA. T y , niecny pachole! O książce tobie myśleć i o szkole,

Nie waż się, bo cię pogłaszczę óźogiem.

ŻAK.

Bywajcie z d ro w e !

PRZEKUPKI.

Idźcie z Panem Bogiem.

żacy {śpiewają).

Święty G rzegorzu, szkolny patronie, N agrodę dasz im w niebieskiej stronie. W as grosz na papier nie zuboży,

Lecz jeszcze niebo w am otw orzy.

(Odchodzą na praw o).

SZCZUR ZECKA.

Jałm użnę naszą żaczek popam ięta,

G dy się odpasie na niej, nam dziewczęta U w odzić będzie.

WOJCIECHOWA.

T e bezbożne smyki Z uchw ałe oczy a sprośne języki!

(56)

ŚLEPINA.

X

Z g arn ęli sobie kw oteczkę nie m a łą .

WOJCIECHOWA.

L a B oga, k u m y !

MATUSZOWA.

J e z u !

ŚLEPINA.

C o się sta ło ?

WOJCIECHOWA.

W ż d y ć m ia ła m tu ta j, jako p rzy n ależy , C a lu tk i d u k a t . . . teraz m i h alerzy

B rak u je. (L ic ^ jr ). N ie m a.

ŚLEPINA.

Jezu C h ry ste m iły , I m n ie się jakoś grosze z a tra c iły ,

WOJCIECHOWA.

S z ła ra n o p an i jak sło ń ce o g n iste,

P a c h o łe k w b u ta c h za n ią p o w łó czy ste N ió sł r u c h o . . . p y ta : a co za to ? P o n o • Ja jej za w szy stk o zace n iła m sło n o .

C o c h c ie ć ! W ż d y ć p a n i ! . . . W w acku g ro sz y s iła , B ez ta rg u zaraz w szy stk o z a p ła c iła .

A któż m a płacić, jeśli nie p an o w ie ?

Sześć g ro szy m ia ła m w z y s k u ... N iech k to p o w ie, C zy to co z ł e g o . . . T e r a z p a trz c ie , proszę,

(57)

55

MATUSZOWA.

P rzy szło trzech żołnierzy, Nie targow ali się, jak p rz y n a le ż y . . .

W żd y ć żołnierzow i płacić nie dziw ota. N a w ojnie przecie dość nagrabi zło ta , Nie orze pola, nie przędzie kądzieli.

T rz y grosze m iałam w zysku. D yabli wzięli T rz y grosze w łaśnie.

ŚLEPINA.

Ż aden tu nieznany W tym czasie nie był.

WOJCIECHOWA.

C hybać to szatany G m erały w kieskach naszych.

SZCZURZECKA.

T a k . . . zaiste. W tern m u szę jakieś być m oce nieczyste, Boć to w am w zięły, coście niepoczciw ie W y d a rły innym . . .

WOJCIECHOWA.

N o, słyszcie o d z iw ie ! O niepoczciw ość spraw a m iędzy nam i.

O baczcie lepiej, azaż m acie sami Pieniądze spełna.

SZCZURZECKA.

(58)

MATUSZOWA.

T a k ? W ła śn ie c h ło p a Ó te dw a grosze w yście dziś odrw ili.

1 PRZEKUPKA.

I m n ie b r a k !

2 PRZEKUPKA.

M nie też.

3 PRZEKUPKA.

I m nie, ludzie m ili.

ŚLEPINA.

O Jezu C h ry ste, co się dzieje w ś w ie c ie ! D ziś nie u trz y m a sz grosika w kalecie,

T o się oszukasz n a czem ś, to złodzieje C oś ci w yciągną.

SZCZURZECKA.

Jeszcze się ten śm ieje, Z nas, b ab szalonych, k tó ry się o b ło w i.

WOJCIECHOWA.

A n iesp o d zian y zysk w n e t się czartow i D o s ta je . . .

MATUSZOWA.

Nie w tern jeno p iek ła sp raw a.

SZCZURZECKA.

A w czem że jeszcze? M ów cie, bom ciekaw a.

MATUSZOWA.

P o jrzy jcie jeno, jakie to te rm in y

(59)

57

N aszego k r ó l a . . . D a rm o ż o g o n sro g i K o m e ta ciągnie po niebie ? . . . P o żo g i, P o m o re k b y d ła , zbóż n ieu ro d zaje

W ra z z nią n a d c ią g ły ... a za tern n astaje

Z ły g łó d . . . u m o rz y nas w s z e c h , jestem p ew n a

ŚLEPINA.

E h , jeszczeć żyje na zam k u k r ó le w n a ,’ C n a , św ięta p a n i . . . o n ać to o b ro n i

I w y ra tu je w ostatecznej to n i,

B oć jej m o d litw y ch y b a B óg w y słu c h a .

MATUSZOWA.

N ie g łu c h y n a nią, boć o n a nie g łu c h a N a p łacz ch u d zin y i na ch o ry ch jęki.

ŚLEPINA.

O j, w ielu w biedzie p o m o c m a z jej ręki.

SZCZUR ZECKA.

A toli w szy stk o to nie bez p rzy czy n y . D alib ó g , w arto zb ad ać, z czyjej w iny T a k nas fo rtu n a tra p i.

ŚLEPINA.

T o ć za grzech y , Z a tw a rd e serca i sp ro śn e uciechy.

SZCZURZECKA.

E h , po w sze czasy lu d zie grzesznie ży li, L ecz jeszcze takiej nie b y w a ło chw ili

(60)

P o ż y te k sobie bez su m ien ia bierze, A nas uboży.

MATUSZOWA.

P o w iem k u m o m szczerze, Żeć tu n a p raw d ę m u szą d ziałać czary, L ecz gdzież czarodziej ?

SZGZURZECKA.

Acz nie dacie w iąry , W ż d y m ię się zdaje, że to t e n . . . n a ro g u .

(W ska ku je na dom K r ^ jr s ^ ło fo r a ).

WOJCIECHOWA.

O j, z oczu p a trz y m u , jak o b y B ogu N ie s łu ż y ł, ch y b a szatan o w i prędzej.

SZGZURZECKA.

T o ć o n . . . p rzek lęty s z w a b ... sp raw ca w szej n ę d z y , C o nas d o ty k a . . . Jegoć to jest p s o ta !

N iety lk o robi on ta m k u p y z ło ta ,

L ecz i nieszczęścia w szelkie n a nas ściąga. A ch , g d y b y n a la z ł się ktoś z kęsem d rą g a , C o b y m u w szystkie p o g ru c h o ta ł kości,

M ożeby p rz y sz ed ł kres ty ch niepraw ości.

(JZ lew ej w chodzi Staszek %e spus^ę^oną g ło w ą , na nogach ma p a ń skie, czerw one b u ty ).

MATUSZOWA.

P a trz ajc ie . . . idzie ż a k , przez biedę k u ty N a cztery nogi.

WOJCIECHOWA.

(61)

59

ŚLEPINA.

Były one stare Dla jakowegoś pana.

SZCZURZEGKA.

Na ofiarę

Ubogim raczył dać, co się nie przyda.

ŚLEPINA.

Żakowi lepiej oddać niż do żyda.

MATUSZOWA.

H a, po cholewach jeszcze poznać pana.

SZCZURZEGKA.

Zkąd wziąłeś buty? Nie m iałeś ich z rana.

STASZEK.

Nie drw ijcie. . . nie czas dziś na płoche żarty.

MATUSZOWA.

Co? łeb zwiesiłeś? Moźeś przegrał w karty?

SZCZURZEGKA.*

A cóżby przegrał, chyba duszę gołą?

ŚLEPINA.

No, powiedz, chłopcze, czego chm urzysz czoło.

STASZEK.

O, stokroć gorsza tknęła mię przygoda.

WOJCIECHOWA.

Co? jaka? Powiedz.

ŚLEPINA.

(62)

SZCZURZECKA.

E h , g ad atliw e babska ! . . . N o, u licha !

N iech pow ie przecie, czem u sm u tn ie w zd y ch a

STASZEK.

Z aiste, w zd y ch ać m a ło , tu b y trz eb a Jerem iaszow yrti p łaczem w zyw ać nieba O ry c h łą pom oc.

ŚLEPINA.

B o ż e ! C o to b y ło ?

SZCZURZECKA.

U ro d n e dziew czę p ew n o się stra c iło , Z a k tó rem żaczek g o n ił.

STASZEK.

B y łać o n a M ojem u sercu z d aw n a p o ślu b io n a,

B oć w jednej w iosce m y śm y się chow ali.

MATUSZOWA. U ciekła tobie ? ŚLEPINA. Z d ra d z iła ? WOJCIECHOWA. C óż dalej ? STASZEK.

(63)

6 1

MATUSZOWA.

R z u ć ju ż żale, M ó w raczej, bo się nie d o w iem y w cale, C o ci się s ta ło . STASZEK. U k ró le w n y naszej S łu ż y ła w z a m k u . . . ŚLEPINA. Z nią. też do p o d d a sz y , D o piw nic p e w n o ć c h a d z a ła c h u d z in ie

P o siłe k nosić, leki.

SZCZURZECKA.

C óż d ziew czy n ie, K ró lew sk iej słu d z e , stać się m o g ło ?

STASZEK.

B o ż e ! A zaliż w iem ja ? . . . C o d zień o tej p o rz e

W id z ia łe m , jak o sz ła z z a m k u do m iasta, Z n ią w ż d y c h a d z a ła leciw a n ie w ia sta*

S p u ściw szy oczy, k ro c z y ła b y m n is z k a . . . D ziś p a t r z ę . . . n ie m a j e j . . . a to w a rz y sz k a M ó w iła z p ła c z e m , że stra ż ją w id z ia ła , J a k w y c h o d z iła z a p ło n io n a c a ła ,

B y o m a m io n a s z ł a . . . oczu ź ren ice Z a m k n ię te miała.*

WOJCIECHOWA.

(64)

STASZEK.

N ie jeden w id z ia ł ją, lecz żad en nie wie, G dzie się p o d ziała.

WOJCIECHOWA.

H ej, słu ch ajcie, k u m y , D o tego d o m u ch o d zą dziew ek tłu m y .

SZCZUR ZECK A.

I onać p o szła tam . . . tak . . . bez pochyby.

STASZEK.

T o być nie m o że!

SZCZURZECKA.

C zem u ?

MATUSZOWA.

N o, a g d y b y T o o n a b y ła , k tó rą g rzeszn ik sta ry

P ro w a d z ił dzisiaj sobie ? . . .

STASZEK.

N ie do w ia ry ! N ie, to nie ona!

WOJCIECHOWA.

D ziś w niedaw nej dobie K rz y sz to fo r śliczną dziew kę c ią g n ą ł sobie.

STASZEK.

Ja k w y g lą d a ła ?

MATUSZOWA.

(65)

63

STASZEK.

I cóż więcej ?

WOJCIECHOWA.

Forem na postać, m iała wdzięk dziewczęcy.

ŚLEPINA.

O dzianą była w ubranie wieśniacze.

STASZEK.

O Boże! toć to ona! (Z a k r y w a tw a r \ rękom a)

MATUSZOWA.

G łupi płacze, A m ądry myśli jeszcze o sposobie, Jak sobie radzić.

STASZEK.

Boże, cóż ja z ro b ię ! Ach! chyba pójdę utopić się w W iś le ...

ŚLEPINA.

Ech, grzeszne myśli.

WOJCIECHOWA.

A ja wszakże m yślę, Że byle jeno olej kto m iał w głowie,

T o się i sposób najdzie.

MATUSZOWA.

Ci żakowie T oć jeno z książek m ądrzy.

SZCZURZECKA.

C hłop z postaci, A gorzej niźli baba rozum traci,

(66)

( Z lew ej w chodzą Bońc^a, B artos^, M aćko, K a ­ cper i inni %acjr % kijam i, obusękam i, Czekanami

w ręku). BOŃCZA. H ej, k am racie, B y s łu p tu s to is z ! STASZEK. I w y u rąg acie Z m ej ciężkiej biedy ? KACPER. C óż się p rz y g o d z iło ? ŚLEPINA.

U tra c ił c u d n ą dziew kę, sercu m iłą.

SZCZURZECKA.

Ju ż się n a la z ła .

BARTOSZ.

W ię c nie b y ło stra ty ?

MATUSZOWA.

C óż, gd y ją u w ió d ł sobie ten b o g a ty A lchem ik, k tó ry w o n y m d o m u m ieszka!

(67)

^5

MAĆKO.

Azaliż m ożem?

BOŃCZA.

W źdyć obuszki mamy, Czekany, k ije ... W alić tnu do bram y!»

(Żacy walą do bram y domu K r^ys^tofora obusę- kami, Czekanami i kijami).

N o . . . hejże, p a n ie ... otw órz!

krzysztofor (z<* sceną).

Kto tam taki?

BOŃCZA.

W gościnę idziem do ciebie, my żaki, Z pokorną prośbą, byś puścił z czeluści T o, coś nam porw ał.

BARTOSZ.

Darmo, on nie puści.

krzysztofor ( j a sceną).

Precz, precz ztąd!

MAĆKO.

Słyszcie! Prosi niedwuznacznie.

BOŃCZA.

W yw alić bramę, insząć piosnkę zacznie.

(Żacy walą energicznie w bramę, ta otwiera się. Ż a c y wpadają do domu K rzysztofor aj.

WOJCIECHOWA.

No, będzieć teraz cudna aw antura!

(68)

SZCZURZECKA.

A ch, żeby d o b rze zbili teg o g b u ra .

(Pr^eę okna dom u buchają p ło m ien ie),

ŚLEPINA. L a B oga, d o m m u p alą. MATUSZOWA. C o się dzieje ? ( Z dom u K r ^ y s ^ to fo r a w y p a d a ją ża c y ), SZCZURZECKA.

U ciek ły zu ch y , jak, gdy k u r zapieje, U m y k a szatan .

( Z dom u w ych o d ki K rzy s^ to fo r, ąa n^m w y s u w a się Staszek % księgą * ucieka na p r a w o ),

KRZYSZTOFOR.

H o la , n a p a s tn ik i!

W d o m sam o tn ik a w paść, jakby tłu m dziki, Z a p ra w d ę cu d n a u czo n y ch z a b a w a !

L ecz ja za sobą m am opiekę p ra w a I w n e t tu p rzy jd ę w o rężn y ch o rsz a k u . O j będzieć tobie ciepło, m ości żak u , I to w arzy szo m tak że. C a łą z g rają Z ły c h n a p a stn ik ó w d ra b y p o ch w y tają.

(O dchodzi na p r a w o ),

WOJCIECHOWA.

T a m co się stało ? KC o w as w y k u rz y ło Z o n eg o d o m u ?

KACPER.

(69)

67

BARTOSZ.

Z w ażcie, ludzie m oi, W ty m d om u szatan siedzi i złe broi,

Boć jeno sobie pom yślcie, u kata, Ż e chyba nigdy od początku św iata N ie b y ło jeszcze takow ej p rzy g o d y ,

B y ogień b u c h a ł sam i gasł bez w ody, N am p a lił d ło n ie, a oszczędzał ściany.

MAĆKO.

T ern się też b ro n ił ło trz y k zad u fan y W o b ro n ę piekła.

KACPER.

C zarty go b ro n iły , Boć sprzym ierzeniec tó piekielnej siły.

( Z p r a w e j w chodzi M ieszcza n in , z a n^m ludzi).

MIESZCZANIN.

H ej, m ości żacy, w n o g i! Idą d rab y .

tłum

BOŃCZA.

N iech sobie id ą! A zaliż m y baby, P odw iki trw o żn e ?

SZCZURZECKA.

Śliczni mi panicze! N a grzbiecie sajan, panieńskie oblicze, A z bab d w o r u ją !

BOŃCZA.

Bo się nie zlękniem y Sam ego czarta.

(70)

MATUSZOWA.

A leć i to w iem y , Ż e kiedy baba m io tłę sw ą n a żaka

P o d n ie sie , ry cerz daje w n e t d rap ak a.

WOJCIECHOWA.

D o lisiej jam y żak p rzed b a b ą zm yka.

BOŃCZA-B o w alczyć z w am i ż a d n a p o lity k a. SZCZURZECKA. N ie z n am i w alczy ć, z d ra b a m i sp ró b u jcie! P rz e d nim i w n o g i! BOŃCZA. N ie uciekniem . StÓjcie! N ie straszn e d la n as p ach o łk i i d ra b y ,

N ie b ę d ą z nas się dzisiaj śm iały baby.

BARTOSZ.

N a k ro k nie u jd ziem , niech n a d c h o d zą sobie.

MIESZCZANIN.

N o, m ło d e z u c h y ! A leż w ty m sposobie W a s ca p n ą n ib y w ró b elk i do sieci.

MAĆKO.

C h o ć k to się zło w i, to później w yleci.

MIESZCZANIN.

(71)

69

BOŃCZA.

Nas nie uw iężą na pew ne w ratu szu , Z aw iodą jeno do rektora. T ak i

P rz y w ile j: jeden rektor sądzi ż a k i. . . I karze.

) Z p ra w e j wchodzą K rę y s^ to fo r i oddział drabów)

KRZYSZTOFOR.

T o są napastnicy oni.

(W chodzi do sw ego dom u).

DRAB.

Spokojnie stoją, w idać się pogoni

Nie boją n a s z e j. . . H ej, mości żako w ie !

ŻACY.

Do u s łu g ! Czego ?

DRAB.

Niechaj k tóry pow ie, A zaliż p raw d a to, co m istrz pow iada.

BOŃCZA.

A co on praw i ?

DRAB.

Że w asza gro m ad a N a dom n ap ad ła jego.

( Z domu w ybiega K r^ y s^ lo fo r).

KRZYSZTOFOR.

(72)

T o ty ś ją u k ra d ł!

(R%uca się na B artosza i obmacuje g o ).

N i e . . . to ten !

(Podobnie^ robi K acprem ).

T e n p o n o !

(Chce się rzucić na Bońc^ę).

BOŃCZA.

Z d alek a, w aszm ość ! . . . P a łk ę m asz szaloną?

KRZYSZTOFOR.

O ddajcie, ło try ! D ajcie ją co p ręd zej!

K to w z ią ł, niech raczej zażąd a pieniędzy. D o s ta n ie ! D a jc ie !

BOŃCZA.

S w ych ksiąg dość u lic h a !

SZCZURZECKA.

N a książkę łaszczyć się, to ć trz e b a m n ich a,

N ie m ło d z ie n ia s z k a . . . Inszeć m a on w g ło w ie.

KRZYSZTOFOR.

T a k , księgę w zięli mi oni żako wie Z ło d z ie jsk ą sztu k ą, lisią, p o k ry jo m u .

Z a sto d u k a tó w nie d a łb y m jej z d o m u .

T o sk a rb d la m ę d r c a . . . g łu p co m bez w a lo ru

.-DRAB.

O d d ajcież, p roszę, bez zw ad y i sp o ru . Z akończcież przecie n iep rzy sto jn e ż a rty .

Cytaty

Powiązane dokumenty

The construction costs of the design option appear to be higher than those of the quay wall in the reference project, but the difference in costs reduces considerably when

&#34;Albert Einsztein - sobranie. naucznych trudow&#34;,

wyróŜnili w trakcie badań wyładowań prowokowanych cztery typy prądu długo- trwałego. Po analizie rejestracji wyładowań naturalnych szybką kamerą wideo M.M.F. [28]

ży nie przymusza, ale tylko zaleczając, radę daje; także wiemy, że człowiek nie powinien majętności opuścić, i owszem może być wedle Boga używana; na ostatek

[r]

Monografia jednego z najw ybitniejszych przedstaw icieli w arszawskiego kupie­ ctw a XVI w ieku, M elchiora Walbacha, jest niem al jedyną pozycją na tem at War­ szaw y

Niemiecki jest językiem dzieła, niegermańskie i nieromańskie tytuły są nań tłumaczone, nie- mieckojęzyczne są wstępy i objaśnienia do poszczególnych po- zycji, obowiązują

W alka z Rosyą zaczęła się pomyślnie świetnem zwycięztwem, odniesionem nad M oskalami w bitwie pod Racławicam i, przecież nie dopisało szczęście orę żowi