B r o n is ła w G r a b o w s k i.
--- <Tragikomedya żakowska w pięciu sprawach.
-BRONISŁAW GRABOWSKI
KRZYSZTOFOR
TRAGIKOMEDYA ŻAKOWSKA W PIĘCIU SPRAWACH
N a u c z c z e n i e 5 0 0 l e t n i e g o j u b i l e u s z u A k a d e m i i k r a k o w s k i e j
W KRAKOWIE
W DRUKARNI « CZASU* FOD ZARZĄDEM JÓZEFA ŁAKOC1ŃSKIEGO
r>/
NASTĘPCOM STARODAWNYCH ŻAKÓW
POŚWIĘCA
PERSONY TRAGIKOMEDYI:
K r ó le w n a A n n a . B ie ta \
M arta f panny sluźebne-B o g n a J a r u s z a n k a . S t a s z e k W ie lo ń Jan B o ń c z a O d y m a ls k i B a r t o s z S z c z e p i e ń } Żacy. M aćko K r ą ż e k K a c p e r G r o m a ła M istr z K r z y s z t o f o r . R ek to r a k a d e m ii. P r o f e s o r . M a g i s t e r . B e d e 1. D o w ó d c a d r a b ó w m a r s z a łk o w s k ic h . W o j c ie c h o w a przekupki krakowskie. dyabli. M a tu s z o w a Ś le p in a S z c z u r z e c k a Mi e s z c z a n i n. L e le k L a t a w ie c P r z e c h e r a W ą g lik
Służebnice Anny, Ludzie zamkowi, Żacy, Żaczki mendyczki, Bedele, Przekupki, Draby, Lud krakowski, Dyabli.
S P R A W A PIER W SZA.
Krzemionki. P om iędzy skałam i w idok na Wisłę, W awel i część K rakow a. Zm rok, po niejakim czasie ukazują się g w ia zd y, k s ię ży c w kw adrze i kometa. Po górach A nna, Bieta, M arta i słu
żebnice z^leraja Z^°^a‘ W szystkie z koszami.
ANNA, BIETA, MARTA, SŁUŻEBNICE.
BIETA.
Gdy człowiek zgina grzbiet, jęczy i stęka, A tu taj... patrzcie... królewska panienka Z uśm iechem w tw arzy chyli się, by ziele Poziom e zerw ać. Ach, rzec się ośmielę, Źe to nie w aszych, najjaśniejsza pani,
R ąk dzieło zryw ać zioła.
ANNA.
W ięc mię gani Gorliwość tw oja?
BIETA.
Zaż m e słow o znaczy N aganę? Ale wasza miłość raczej
I nas to boli, gdy tru d słuźebniczy
K rólew ska córa p e łn i. . . Czyż nie liczy Na pilność naszą?
ANNA.
Kusisz mię do pychy. Ach, ja wiem dobrze, iźrem robak lichy P rzed m ajestatem P ana nad Panam i. Nie, Bieto m iła, m nie blask nie om am i,
Acz on i na m nie z króla głow y spływ a. D arem nie, święta ziem ia h o łd u chciwa I darów swoich nie da w źdyć nikom u,
K to się nie schyli ku n ie j. . . W ięc bez srom u, Acz jam królewska córa, grzbiet swój chylę.
W żdyć przyjdzie w końcu c z a s , kiedy w m ogile O d ziółka niżej ja będę leżała
I w proch się m arny rozsypie ta chw ała, Co dziś mię zdobh
MARTA.
Już zachodzi słońce I chłodny w ietrzyk wiać poczyna. Gońce W ieczora dają znać, że kres się zbliża Bożego dzionka.
BIETA.
T ak, tak.
MARTA.
11
ANNA.
Najlepsze takie na zbawienne leki, Boć mają znamię niebieskiej opieki,
Gdy z Nieba spada na nie jak chrzest święty Ożywcza wilgoć.
BIETA.
Na górze przeklętej
Piekielny szkodnik z mrokiem się pojawia.
ANNA.
Krzyż Pański z nami, ten’ od czarta zbawia.
MARTA.
Niebawem ujrzym na niebie kometę Z okrutną rózgą.
BIETA.
Na świętą Elżbietę, Patronkę moją, strach przenika człek a; Na widok taki każdy w net ucieka,
Bo widzieć nie chce . . .
ANNA.
Pańskiej mocy znaków, Złych jeno straszą one . . .
MARTA.
Nocnych ptaków, Sów, nietoperzy, stada się zerw ały.
BIETA.
Jak wieść powiada, chadzał na te skały Czarownik słynny, co się zw ał za życia
S y n p iek ieł u c z y ł go czaró w potęgi, A te T w a rd o w sk i w p isy w a ł do księgi. P o d staro ść u c z u ł, że się już kres zbliża G rzeszn eg o życia, p o szed ł do stóp k rzyża S w ą d u szę om yć, tak go zd jęła sk ru ch a. A księgę, w której z a m k n ą ł złeg o d u ch a F o rte le zg u b n e , rz u c ił w p rz e p a ś ć __
ANNA.
B aśnie !
BIETA.
N i e ... p ra w d a s z c z e r a ... na tern m iejscu w łaśn ie T o się z d a rz y ło p rzed la ty nie w ielu.
ANNA.
T o w sty d i h a ń b a będzie stać u celu, P rz e d so b ą w idzieć p rz y ro d ze n ia d ary , A u jść z bojaźni, żeby jakieś m a ry
N ie z a stąp iły d r o g i . . . G d y w as trw o ż y T o m iejsce i ta k m ało pieczy B ożej
D ufacie, pójdziem jeszcze dalej w g ó ry , T a m nie ch ad zają chyba piekieł ciury.
M iesiączek w kw ad rze w schodzi n a stro p n ieb a, N a ta k ą nockę d łu g o czekać trzeb a.
Z abierzcie kosze, p ó jd ziem m iędzy sk ały I zió ł zb aw ien n y ch będziem y szu k ały D o ra n a . T a k a cu d o w n a p o g o d a !
G dy się boicie, pieśń w am m ęstw a doda.
(O dchodzą na lewo w górjr śpiew ając p ieśń ).
N ajśw iętsza P an ien k o N iebieską su k ien k ą
T3
Niech Twojej moc dłoni Od złego pogoni
Ochroni nas. Bo Twoja opieka
Ochrania człowieka
W najgorszy czas.
(Pieśń cichnie w oddali. Z p ra w ej wchodzi Bogna % węzełkiem na plecach).
BOGNA.
Niebieski Panie, K raków ! Zaż być może ?
Co domów, wieżyc, by drzew w gęstym borze! A toć tam ludzi musi być bez liku
By na odpuście. Co wrzawy i krzyku,
Aż strach przejmuje, aż mi wstrząsa duszą, Toż tam się w ciżbie ludzie dusić muszą. A jednak prawią, że, gdy kogo nędza,
Złość ludzka, przemoc ze wsi precz wypędza, Ten prosto tutaj do Krakowa bieży
Jak pod ochronę do dobrej macierzy. I ludzie idą z blizka i z daleka.
O Matko Boża, co mię tutaj czeka?
O Boże wielki, bądź Tw a święta w o la! Gdy mię już żywić nie chce ojców rola, To świat otworem staje dla sieroty. . . Co tam być muśi grzechu i niecnoty,
Co chytrej złości! Ujść mi ztąd potrzeba, Gdzieindziej szukać sobie kęsa chleba.
Do wsi nie wrócę — tam z krewniaków złości Snadźbym gdzieś gryzła pod płotami kości.
Z ielo n y traw n iczek ,
N a nim białe kw iatki. B ied n ać ja siero ta
Bez ojca bez m atk i.
Ścieżka przez w ieś idzie T o ć puścizna cała, Jak a po ro d zicach
Sierocie o sta ła .
T a nasza ścieżka — bied n aż m oja g ł o w a ! — D o p ro w a d z iła m ię aż do K rak o w a.
{P a trzy w stronę K ra k o w a i śpiew a).
E j ścieżko, d ro ż y n o , K rę ta i zaw ita, T o ć i ty m i stopki
C iern iem skaleczyła. K to ś id z ie ! B o ż e ! Z aż do tej u stro n i Jak o w y ś niecn y zbójca za m n ą g o n i ? . - . A cóż m i w eźm ie, n a p a d n ą w sz y skrycie ? T e szm aty w e ź m ie? C h y b a liche życie. Jed n ak że skryję się gdzie, bo się trw o żę. W opiekę sw oją w eź m ię, w ielki B oże.
(U su w a się m ię d zy sk a ły . Z głębi w chodzą S ta szek i Bońc^a).
STASZEK.
A gdzież m ię w iedziesz ?
BOltfCZA.
Szlachcic się p rz y m ierza N ie do p ta sz y n y , lecz g ru b e g o zw ierza,
15
STASZEK.
W ięc po co?
BOŃCZA.
T u taj m ieszkał on sław iony Czarodziej.
STASZEK.
K tóry ?
BOŃCZA.
T w ardow skim go zw ano. Zaż nie słyszałeś?
STASZEK.
Znam sław ę i m iano, Lecz cóż nam z tego?
BOŃCZA.
Ponoć go tu wzięli Do piekła czarci.
STASZEK.
Baba od kądzieli
R az m i praw iła, że przedśm iertna skrucha W y d a rła m ędrca z m ocy złego ducha.
BOŃCZA.
Do nieba wzleciał pewnie, lecz na bierni Zaniechać m usiał c o ś . •.
STASZEK.
BOŃCZA.
C o ? M ądrem i S ło w a m i jakieś zapisane księgi,
C o uczą, jakby nieziem skie p o tęg i Z jed n y w ać sobie i m ieć na u słu g i.
STASZEK.
C o pleciesz ?
BOŃCZA.
M ów ięć to , co jeden, d ru g i I setn y pow ie to b ie __ K sięgi b y ł y . . .
I z czarodziejem nie sz ły do m o g iły .
STASZEK.
T e księgi czarci n iep o ch y b n ie w zięli.
BOŃCZA.
W ię c je dobędziem z piekielnej topieli. Z aklęcia sła w a p ow iem j a . . . Z obaczę,
C zy m am nad p iek łem w ła d z ę . . .
(S łych a ć hukanie p u c h a c zy ). STA SZ EK . E j, p u ch acze J ę k n ę ły ! S łyszysz ? BOŃCZA. N iechaj jęczą sobie!
N am nie przeszk o d zą. C o m zam y ślił, zrobię. M am kij, w św ięconej w odzie u m o c z o n y , G d y złe d o p ad n ie, starczy do o b ro n y .
— i 7 —
H ej L u c y p e ró w słu g o , B elzeb u b ie,
C zy in n y c z a r c ie . . . rząd zisz ku zag u b ię, L ecz g łu p c ó w j e n o . . . m ą d rz y i zu ch w ali S ą p o d o p iek ą t w ą . . .
BOGNĄ ( w y b ie g a % %a s k a ły ) .
S tó j! N ie m ó w d a le j! Sw ej d u szy nie g u b !
STASZEK.
Z k ąd że ta d ziew czy n a ?
BOŃGZA.
N ie k a ż d y kończy, kto d o b rze zaczyna. J u ż m ia łb y m księgę, g d y b y nie to lich o .
C zem jesteś, dziew ko ?
BOGNA.
S łu ż e b n ic ą cichą P a n ie n k i św iętej, co k ró lu je w niebie.
BOŃCZA.
N iech d y a b e ł z p ie k ie ł w ziem ię cię za g rz e b ie , Żeś m i tu w d ro g ę w eszła n ie w o ła n a .
BOGNA.
Ja się nie bo ję k lą tw , b o m w ręk u P a n a . A raczej ty się b ó j . . . ty , co z u c h w a ły S z a ta n a w o ła ć w szed łeś m iędzy sk a ły .
BOŃCZA.
Idź p r e c z !
STASZEK.
C o w id zę? S n a d ź cię z w oli boskiej S p o t y k a m ... T o ż to dziew czę z naszej w ioski
T a śliczna p a n n a , m o żn y ch g o sp o d a rz y Je d y n a c ó rk a!
BOŃCZA.
N ie p rzy k ra ć na tw a r z y !
H m , h m , to p r a w d a ... aleć najpiękniejsza
N iech n a m precz z d ro g i id z ie , bo - to zm n iejsza D o stan ia księgi m ożność.
BOGNA.
Z n a m cię, żaku, U bogie) w d o w y b ied n y jed y n ak u ,
C oś n am p rzed b ied ą u sz e d ł do K rak o w a. N o , jak ta m źyjesz?
STASZEK.
H a , n iejedna g ło w a , C o m a rła z g ło d u w e w si, ta m się żyw i N iezg o rzej, boć ta m lu d zie m iło ściw i.
Z b o g a ty c h sto łó w kęs d o sta tn i sp ad a, A te n w y ży w i i żaka i dziada.
T a m nie brak lu d zi, k tó ry c h bieda wzrusza*
BOGNA.
Z ty ch słó w o tu c h ę bierze m o ja d u s z a ; Z w ą tp ia łe serce n a b ie ra o ch o ty
Iść do K ra k o w a.
STASZEK.
Jezu C h ry ste z ło ty !
T y . . . do K ra k o w a ? A to ż n a co, po co ? N ie jed n a p an i, co jeździ k arocą,
x9
T w ó j ojciec liczy. C h o ć nie u ro d z o n y ,
N i też s ła w e tn y , lecz c h ło p z k ażd ej stro n y , G o tu je p o sag dla p rzy szłeg o zięcia,
Z a k tó ry d ostać m ó g łb y c h o ć . . . książęcia.
BOŃCZA.
K siążęcia ? . . . G riib o ś p a l n ą ł ! . . . Acz p rz e sa d a , Jed n ak że dosyć jasn o w y p o w ia d a
O w o rk u o jc a . . . P o sa ż n a ź , za kąty, C h ło p ia ń sk a c ó r a !
BOGNA.
D ziś m a jeno szm aty , K tó re m i nagie p rzy o d ziew a ciało.
STASZEK.
S tra c iła ś w s z y s t k o ! ... Jakże się to s ta ło ?
BOŃCZA.
H is to ry a d ziw n a, jeślić się nie m ylę.
BOGNA.
Z rz ąd zen iem N ieba ojciec już w m ogile I m a tk a także.
STASZEK.
T a m po życia p ra c y P ó jd ziem y ć w szyscy.
BOGNĄ.
Z biegli się k rew n iacy , Z a b rali m ienie w zag ro d zie b o g atej,
BOŃCZA.
Ja k o w y m p ra w em ?
BOGNA.
Z n a la z ło się p raw o . U rzęd n ik pański w o lą n ie łask aw ą
O są d z ił, że jest słu szn o ść po ich stro n ie, B o czem uż rodzic dziew kę na zagonie, N ie sy n a n ie c h ał? STASZEK. T o p ra w o h ajd u cze ! BOŃCZA. G d y księgę będę m ia ł, ja ich n a u c zę ; P o m szczo n a będziesz. BOGNA.
C zem ? S n ad ź c z arta w ła d z ą .
BOŃCZA.
Im ż a d n e p ra w a n a nic się nie zd ad zą, C h o c ia ż b y n a w e t w m a rm u r w y k o w an e. L ecz te ra z o d e jd ź . . . księgi nie d o stan ę, G d y ty przeszkadzasz.
B O G N A .
N ie o d ejd ę w cale! I nie p rzy zw o lę, byś w b e z b o żn y m szale O d d a w a ł duszę w szatań sk ie uściski,
C h o ciażb y m z tego ciągnąć m ia ła zyski.
STASZEK.
O b ied n a dziew o, w ięc się p rz y g o d ziło
2 I
M ojem u sercu byłaś . . . R osło serce,
G dym głos twój chocia s ły s z a ł. . . W poniew ierce Nie zginiesz teraz . . . w szystkiem się podzielę,
C o m am , m ieć będę.
BOŃGZA.
G ładko język m iele, Lecz z takiej m ąki chleba nie upiecze. Azaliś z b y ł się ro z u m u , człow iecze?
C o m asz? Mieć m ożesz? Bieda by pies w arczy. T o , co w yźebrzesz, ledw ie tobie starczy,
Byś z g ło d u nie m arł.
STASZEK.
Z nam się, żem ubogi, L e c z . . .
BOŃCZA.
W niebie głow a, a w popiele nogi. Ż ebrzący stu d en t w sparcia daw ać hojne
Z a p r a g n ą ł! . . . Azaż ukończyłeś wojnę Z tą biedą, co ci przez pięty w yziera?
STASZEK.
A ch, czem um biedny ?
BOŃCZA.
P ra w d a każę szczera Rzec to b ie : boś jest g ł u p i . . . na żądanie
P ieniędzy m ógłbyś m ieć w b r ó d ... Lecz ty w stanie Ż ebraczym wolisz ży w o t pędzić lichy.
G dy bieda m iłą c i . . . idź m iędzy m nichy, K apicą szarą osłoń tw arz w y ch u d łą,
BOGNA.
P rzecz m u u rą g a sz ?
BOŃCZA.
B ierze z ło ś ć . . . u celu J u ż stoi, lecz s ię ..
BOGNA.
Z m ilk n ij, k u s ic ie lu ! Z a trac a d uszę tw a p o d stęp n a rad a.
BOŃCZA.
P o m y ślcie jeno, jak się w szy stk o sk ład a. O n b ied n y , ty zaś w y g n a n a z zag ro d y . M iło w ać siebie w zajem bez p rzeszk o d y
M o g ły b y serca w a s z e . . . byle jeno B y ł g ro sz p rzy duszy.
STASZEK.
W ię c jakow a ceną G ro sz kaźesz zyskać?
bończa
.
C o tu p raw ić d u b y ! S am w iesz najlepiej,* to w a rz y sz u lu b y .
Z a w ez w a ć czarta i z a w ła d n ą ć księgą, A w te d y b ied ą sobie i m itrę g ą
J u ż w ięcej psow ać nie będziem ż y w o ta . N an o sić czarto m k ażem k u p y z ło ta ,
T y pojm iesz lu b ą , bo m ieć będziesz za co, G d y się tw e p u ste kieszenie z b o g a c ą ;
C o chcesz, to w e ź m ie s z . . . n a w e t p o m stę w chw ili W ła śc iw e j n a ty ch , có ją w ypędzili
23
BOGNA.
G dy go p o słu ch asz, duszy tw o jej b iad a!
STASZEK.
B ogienko d r o g a !
BOGNA.
Ciebie m ocą ca łą Jednego ty lk o serce m iło w a ło . . .
C zek ałam z m yślą, że po dniach nauki P ow rócisz do wsi . . .
BOŃCZA.
D o k azałaś s z tu k i! Nie w yszłaś za m ąż, w zięto ci z a g r o d ę .. . I traw ić w nędzy będziesz la ta m ło d e.
A w nędzy w yżyć tru d n o i M inerw ie. M iłosny w ęzeł w asz o nać ro zerw ie.
BOGNA.
N ie, tej m iłości nic nie zerw ie w ię c e j. . . I nędza s a m a . . . C o w duszy dziewczęcej Z ro d zo n e, w zrośnie jeszcze z w iększą siłą. N ie, S taszku l u b y . . . gdy ci jestem m iłą T a k o w ą , jako w idzisz m ię w tej porze,
M iłości naszej ruszyć nic nie m oże.
STASZEK.
A ch d ro g a, kiedyś skończy się czas p ró b y .
BOGNA.
I ja ci w ie rn ą o sta n ę do g ro b u . D a B ó g d o ży jem czasu i sp o so b u , C o n as p o łą c zą . BO ŃCZA-A ż m nie w g ard le d u s i . . . W ię c z m o jej ra d y n ic ? BOGNA. Idź z tą d , tu kusi Ju ż m iejsce sam o . C h o ć a n io ły strz e g ą , U ciekać czło w iek w in ie n sam od z łeg o , B o ć o n o w o ła n a ń : czekaj, człow iecze . . . C h o ć się o b e jr z y j. . . T e n ju ż nie uciecze, K to się o b e jrzy w ty ł, b o ć ta k u p a d n ie ,
Iż się nie w strz y m a , c h y b a w piekle n a dnie. N ie czekaj c z arta , biegnieć o n skw apliw ie.
BOŃCZA.
T o chodź, u l i c h a . . . Z ap ijem n a piw ie
D zisiejszy k ł o p o t __D ziew ka pójdzie z n am i.
BOGNA.
N ie p ó jd ę , bądźcie p e w n i__
STASZEK.
T o ć nie p la m i, G d y m ło d e dziew czę w ż a k ó w siędzie g ro n ie
BOGNA.
2 5
STASZEK.
Dokąd?
BOGNA.
Nie m am dom u. Ach, nie m am , ale P an Bóg mi litośnie
N astręczy strzech ę. . .
STASZEK.
Litość tu nie rośnie Na górach, chocia pełno na nich ziela; Pom iędzy ludźm i szukaj przyjaciela,
A ludzie w m ie ście... Chodźże więc, chodź z nam i.
BOGNA.
Nie . . . nie . . . zostanę tu między skałam i. Noc ja s n a ... gw iazdy przyświecają z nieba, Do m iasta jutro pójdę szukać chleba,
A dziś tu z a s n ę ... Bywaj, Staszku, zdrow y I ufaj Bogu i Niebios K rólow ej.
STASZEK.
Zostanę z tobą.
BOGNA.
Bóg mię tu strzedz b ę d z ie ... Idź, idź, mój luby.
BOŃGZA.
C h o d ź ż e ... miej na w zględzie, Że i gospody z czasem zam ykają.
BOGNA.
P ija n y c h . L eg n ij z m o d litw ą na ło ż e I w ierz, że, jeśli n as zrzą d z e n ie B oże
P o łą c z y ć zechce, zn ajd ziem się n ieb aw em .
(S ta szek ściska B o g n ^ f p o ć \e m wra% % Bońcęą odchodzą w głąb)*
bogna (sam a).
T a k m o cn o w ierzę, iż N ieb o ła sk a w e m N am się o k aże, iż się nic nie boję,
C h o c ia żb y p ie k ła b y ły tu p o d w o je.
(P a tr z y w g łą b ).
C o d o m ó w , ś w ia te ł! J a k to m ia sto ciasne B yć m u s i . . . tu ta j sto k ro ć lepiej z asn ę P o d sk a łą , w pieczy C h ry stu so w e j d ło n i,
C o o d napaści z łe g o m ię o ch ro n i.
(K lęka na \ie m i, \e g n a się i m ó w i p a c ie rę, po- czem kła d zie się p o d ska łą na lew o. Z głębi
pow oli w k r a d a się K r z y s z to fo r ) .
K R Z Y SZ T O FO R .
A to co ? C oś się m ig a ! C zy w id z ia d ło N a m o ją d ro g ę n iesp o d zian ie sp a d ło , A żeb y c h y trz e sp lątać m e z a m ia r y ?
P o sk a rb g d y idziesz, to p o d o b n o czary N a d ro d z e sta ją m a m ią c ą p rzeszk o d ą.
L ecz d a rm o , one dziś m ię nie o d w io d ą
O d m eg o c e l u . . . C o to ? W śnie s p o c z y w a ... D ziew czy n a jakaś m ło d a . . . u ro d z iw a . . .
K w iateczek p o ln y . . . śliczn iu tk a za k ą t y ! Z a p ra w d ę , g o d n a , by nosić b ła w a ty .
27
BOGNA (budząc się).
K tó tu jest? K to w zbrania Ubogiej dziewce w pośród skał posłania?
S zatanem jesteś snadź, czy m arą z piekła ?
KRZYSZTOFOR.
A gdybym b y ł nim , cobyś na to rzekła ? B yłoby dziw nem położenie tw oje.
BOGNA.
K tokolw iek jesteś, id ź . . . ja się nie boję.
M am krzyż na piersiach, więc on m nie obroni. T y ch co w eń w ierzą, B óg ratu je w toni,
N ajgorszej naw et.
KRZYSZTOFOR.
P rzestań praw ić dziwy.
N o, w stań, u licha. (B ogna \ r y w a się). Jestem [człow iek żyw y, Cielesne ręce w yciągam do ciebie.
(Chce uścisnąć Bognę).
BOGNA.
N ad czarta gorszyś, ale Bóg jest w niebie I m nie na pastw ę nie odda złej chuci.
{Ucieka i k r y j e się m ię d zy skałam i).
KRZYSZTOFOR.
U ciekła? W ró ci j e d n a k ... pew nie w r ó c i ... Z niknęła . . . w idzę d o b rz e . . . gdzieś w skaliska
P rz e p a d ła . . . M niejsza o n i ą . . . Jestem zbliska M ojego celu . . . szkoda jednak dziewTk i !
Jeżeli b y ła ź y ją cą isto tą,
U ścisku g o d n a . . . M n iejsza! W ź d y ć nie po to P rz y sz e d łe m t u t a j . . . Jeślić ż y w ą o n a ,
T o sn ad ź p o g rą ż ę d ło n ie w czarach ło n a , U ścisnę kiedyś kibić jej dziew częcą,
L ecz dzisiaj niech m ię te rzeczy nie nęcą. Jeżeli te ra z d o p n ę p rzed sięw zięcia,
C z a ra m i d ziew ę ściąg n ę w m e objęcia, A w te d y sam a w ręce m i się p o d a.
{ Z \a s k a ły na lewo u ka zu ją się R ekto r, P ro fe sor i M a g ister). A to co ? Idzie ktoś . . . N o w a p rz e s z k o d a ! R E K T O R . A ch, salve, m is tr z u ! KRZYSZTOFOR. S alvete. REKTOR. W tej stro n ie W noc n ieb ezp ieczn o ch o d zić. G d y z a p ło n ie N a niebie g w iazd a, po sło ń c a zach o d zie,
29
KRZYSZTOFOR.
E h , dajcie pokój !
REKTOR.
Azaż tobie siła N ieczysta straszn ą nie jest?
KRZYSZTOFOR.
Nie.
PROFESOR.
P o słu ch y Po mieście chodzą, iż ze złem i duchy
K rzysztofor kum a się.
REKTOR.
N o, pow iedz szczerze. T y sam szatana szukasz ?
KRYSZTOFOR. z
Śm iech m ię bierze. P rzek lęta zaw iść bezm yślnego tłu m u ?
G dy kto nad gaw iedź troszkę choć ro zu m u P osiada więcej, juźci go posądzą
O w spółkę z czartem .
PROFESOR.
A sam i się żądzą Z naczenia, grosza, lub błyskotnej sław y
O d d ają piekłu.
MAGISTER.
B yw a, że niepraw y
REKTOR.
C zy t a m . obcujesz z piekielnem i duchy^
C zy n i e . . . któż zg ad n ie, lecz ch o d zą p o słu c h y O to b ie, m istrzu , dziw ne.
PROFESOR.
P rz e d niew ielu L a ta m i p o noś, m ą d ry p rzy jacielu ,
T a m w H essyi p o to p p rzep o w ied ział, lu d zie W o k ro p n y m żyli stra c h u i u łu d z ie ,
C z ek ała zg u b y każda ch rzczo n a dusza, T y m c za se m w o n y m ro k u b y ł a . . . susza. P ro ro k a k łam cę z H essyi w y p ę d z o n e.
MAGISTER.
Ja zn ó w sły sz a łe m in n ą w ieść, a pono D o w ia ry w cale, żeś w jakiejś k ra in ie P o k o c h a ł p a n n ę co z piękności sły n ie ; G rafskiego ro d u b y łać o n a có ra.
N ie ch ciała n aw et i p atrzeć na g b u ra , C o to ni z ro d u , ani też z u ro d y .
Z acząłeś robić z ło to , by do m ło d ej G rafianki p ieniądz u to ro w a ł d ro g ę.
G d y ś w ty g lu sm aży ł, sp ra w iłe ś pożogę I całe m iasto z g o rz a ło .
PROFESOR.
W okow y
S ied ziałeś sk u ty w ciem nicy zam k o w ej, Lecz z nich r o z k u ło . cię złodziejskie ziele.
MAGISTER.
— 3 I —
PROFESOR.
Do nas się takich z różnego pow odu
N acisło dosyć... W dom u b rakło strzechy, W ięc tu nas trap ią za jakoweś grzechy.
REKTOR.
C óż, m istrzu powiesz na to?
KRZYSZTOFOR.
K łam stw o , baśnie ! Niech ogień spali, piorun niech zatrzaśnie
T y ch , którzy niecne puszczają potw arze.
PROFESOR.
T am nie byliśm y, lecz ci takich wskażę, Co to słyszeli od kupców z krainy
Niemieckiej.
MAGISTER.
T am to znają tw oje czyny!
KRZYSZTOFOR.
T a m baśnie tw orzą, tu zaś pow tarzają! C złek wszędzie żyje m iędzy g łu p ią zgrają, Co plotkom w ierzy, dziw nych wieści chciwTa, Zaiste, dola m ędrca nieszczęśliwa.
Dla niego m ądrość rozkoszą i karą, Zazdrości tłu m u staje się ofiarą,
P otw arzy brzem ię by kam ień go tłoczy.
REKTOR.
KRZYSZTOFOR.
Ż eby oczy W id z ia ły lepiej na niebiosach dziw o, G w iaźd zistą rózgę, k o m etę straszliw ą.
REKTOR.
O g ląd aj z d ro w y , lecz m iej na baczności, B y dzisiaj lepiej w ró ży ć o p rzy szło ści, G dyż p ro ro k o w i z n ó w się stanie zd rad n ą .
PROFESOR.
C o w ró ży sz z teg o ?
KRZYSZTOFOR.
K lęsk i, k tó re sp ad n ą.
MAGISTER.
N a jg o rsza m oże p rzy p aść p ro ro k o w i.
REKTOR. N o . . . vale, m istrzu ! PROFESOR. MAGISTER. Y a le ! KRZYSZTOFOR. B ądźcie z d r o w i!
(R e k to r, P ro feso r, M a g iste r odchodzą w głąb)
H a , poszli so b ie! D łu g ie p łaszcze, b ro d y P o pas, p o sta w a m ęd rcó w , w iek n ie m ło d y , L ecz u m y s ł p ło c h y , języki n iew ieście;
Im słó w k o pisnąć, w n e tb y po w szem m ieście, N o w in a b ie g ła , że K rz y sz to fo r d u szę
33
Pozyskać k s ię g ę ... skoro ją posiędę,
W n e t we m nie widzieć przestaną przybłędę, K tórego z ojców w ypędzono z ie m i!
Bo ja zabłysnę im zalety w szem i, Pieniędzy, złota będę m iał nie m ało I sprawię, że mię darzyć będą chw ałą I m iłość zyszczę niejednej dziewicy,
Nie będą ze m nie śmiać się przeciwnicy, Ni tam , ni t u t a j . . . No dalej dó d z ie ła !.,.. By wiedzieć miejsce, w którem pochłonęła Piekielna przepaść k sięg ę! . . .
GŁOS Z POD ZIEMI.
T u t a j !
KRZYSZTOFOR.
H o la! T o tu ta j! D obrze!
GŁOS Z ZA SKAŁY.
Jeśli waści w ola
Zaklęcia p ó c z n ij. . . tylko nie nudź długo.
(K r^ys^to fo r nakreśla laską koło i w środku niego staje).
KRZYSZTOFOR.
W im ieniu pana, któregoś jest sługą, K tórego w ładza m oc sw ą rozpościera . . .
(Czarna chmura o k ryw a niebo, błyska się, grzm i, % pod %iemi w ychodki Lelek).
LELEK.
N o, d o sy ć ! b a s ta ! . . . W imię L ucypera Przed to b ą s t a j ę . . . Czego waść pożądasz?
KRZYSZTOFOR.
S tra sz liw a p o s ta ć !
LELEK.
W a s ć g o rzej w y g lą d a sz W tej d łu g iej szacie, by u capa b ro d a,
B yć zd a się w aści lic h ą m a u ro d a .
H a , tru d n o ! Je d n y m z piekielnej h o ło ty Jać jestem ty lk o . . . In n i, A sta ro ty ,
A sm o d eu sze, alb o B e lz e b u b y
S ą u ro d z iw si, niźli j a . . . bez c h l u b y . . . C z a r t p o sp o lity .
KRZYSZTOFOR.
Jak ież tw o je m ia n o ?
LELEK.
E h , co ta m p y ta ć ! Jak z w a n o , ta k z w a n o ! A to li, kiedy jeg o m o ść ciekaw y,
N azw isk o rz ek n ę i o p o w ie m sp raw y . M nie z o w ią L elek, bies i n o cn a z łu d a . D rzem iące w p racy b a b y trą c a ć w u d a ,
W y le w a ć d ziew k o m z p e łn y c h k o n w i w o d ę, G d y się z a p a trz ą n a ch ło p c ó w u ro d ę ,
G w a rz ą c y m z n iem i brzęczeć k o ło u ch a, N a trę tn y nib y k o m a r alb o m u c h a ,
P a s tu c h ó w g łu p ic h stra sz y ć w ciem nej nocy, Iż u ciek ają od sta d , jak b y z p ro c y
— ’ 35
KRZYSZTOFOR.
Azaliż ty masz w mocy swojej księgę?
LELEK.
Mam, m am , u lic h a ! Ale ci przysięgę
Z łożyłbym n a w e t. . . gdy chcesz o to pytać . . . Że jej nie czytam , boć nie um iem czytać.
Co c h c e s z !... Jak rz e k łe m ... jam czart pospolity, Kondycyi chłopskiej. . . Na wszelkie zaszczyty
Me serce nigdy nie byw ało czułem , Nie udarow ał mię żadnym tytułem ,
Ni też orderem pan nasz, który w piekle K ró lu je . . . Z książką nudzę się ja wściekle,
Lecz cóż poradzić? Mam być przy niej strażą, Ukazem srogim pilnow ać jej każą.
Lucyperow y ukaz nie żarcik i!
Kto nieposłuszny, może dostać wnyki, L ub Madejowe łoże sobą zmierzyć. A to nie rozkosz, proszę mi uwierzyć. W ięc siedzę cicho niby piskorz w bagnie, Aż przyjdzie dudek, co księgi zapragnie.
KRZYSZTOFOR.
C zy dasz ją?
LELEK.
Owszem, bierz się w net do pióra ?
KRZYSZTOFOR.
A po co?
LELEK.
Po co? F iu, patrzajźe g b u ra! E h, po co? Dziwy? O to mi pytanie! Zą księgę duszę. Zyskasz na zamianie.
M ądrości p e łn a k a ż d a w księdze k arta, A w aści d u sza ? K to ta m w ie, co w a r t a ! K u p u je m kota w w o rk u , m ości panie,
N a n ie w id z ia n e ... Z yskasz n a z a m i a n i e ... W ię c daj c y r o g r a f ... KRZYSZTOFOR. N ie dam . LELEK. Co ta m zn o w u ? N ie w ie rzy n aw et żyd p ro ste m u sło w u ,
C h o ć szlacheckiem u . . . nie w p rz ó d się zabierze D o w o rk a , aż się szlachcic na p apierze
Z apisze.
KRZYSZTOFOR.
D a rm o , jam z in n eg o k r a j u ; T a m żydow skiego nie m a obyczaju.
LELEK.
C o w aść tu m a n is z ? N a nic się nie p rz y d a W y m ó w k a . U w as g o rszy m jest od żyda
O c h rz c z o n y c z ło w ie k . . . C h o ćb y ś d a ł pisanie, O szw ab ić zechcesz, cudzoziem ski panie.
C zem P o lak dla w as ? W a m polskiego czarta Uczciwra sp raw a h a le rz a nie w arta.
S to cy ro g rafó w , a n a w e t tra k ta ty
Z ap rzy siężo n e, to są u w a s . . . szm aty, C o się n a śm ietn ik b e z w sty d n ie rzu cają.
G d y nie ch cesz, nie daj p i s m a . . . M y ze z g ra ją N iem ieck ą dajem sobie w końcu r a d ę . . .
N o b ierz w aść k s ię g ę . . . tu p rzed to b ą k ład ę.
37
Dajeray darmo, byś nie nudził d łu ż e j. . . I tak się ona dobrze nam wysłuży.
Z natchnienia czartów prżed laty powstała, W ięc nią się zawsze mnoży piekieł chw ała.
KRZYSZTOFOR.
Azaliż mogę wziąć ją ?
LELEK.
Bierz niezwłocznie.
(Kr$ys%tofor bierce księgę).
Życzymy szczęścia. T eraz ona pocznie
Ze wszech stron hojnie tobie ściągać złoto. Używaj wąść go z wesołą ochotą.
Nie żałuj sobie, wino pij, niewiasty
Co najpiękniejsze ściskaj, w strój buchasty, Obrębion złotem , przyodziewaj ciało,
Lecz pomnij, by się jakiej nie dostało
Cząsteczki T em u, co jest naszym w rogiem ...* Na złe niech wszystko idzie, jeślić drogiem
T w e własne szczęście... Gdyby choć grosz jaki M iał chwałę Jego m nożyć, lub biedaki
Litośnie wspierać, mścić się będzie piekło Na tobie zemstą straszną i zaciekłą.
(Znika, błyska się, gręmi, chm ury ro^chod^ą się).
KRZYSZTOFOR.
W ięc to jest ona księga nad tysiące Cenniejsza, której żądały gorące
G ierm ańskiej z ie m i. . . T a k ich w szelka p raca N ie im , lecz n am się na k orzyść o braca.
O b cem u księga sp a d ła dziś w spuściźnie I już się w ięcej z ty ch rąk nie w yśliźnie.
G ierm an in m ą d ry dziś nią silnie w ład a. B yw ajcie zd ro w e, d u c h y !
GŁOSY Z ZA GÓR.
B iad a, b ia d a !
KRZYSZTOFOR.
T a k , b iad a, b iad a, jeno nie m n ie w cale, L ecz im i tem u m iastu , co zu ch w ale U rąg o w isk iem p rzy b y sza p rz y jęło .
P o lsk ieg o m istrza m ó żg u i rą k dzieło N a szkodę im się obróci. P osiędę,
C okolw iek jeno z a p ra g n ę . P rz y b łę d ę
C zcić, w ielbić m u szą. (S ły ch a ć hukanie p u c h a c z y ).
C o ? jęczą p u ch acze!
(G ro^i w stronę K r a k o w a ) .
A ch, ta m niejeden zajęczy, z a p ła c z e ! S zydzące w k ró tce p o sm u tn ie ją tw arze, B oć, kto ja jestem , w k ró tce im pokaźę.
(O dchodzi w głąb. Z \a s k a ły w y b ieg a B ogna).
BOGNA.
O B oże, r a t u j ! A ch, cóżem w id z ia ła ! O k ro p n o ść ! Je z u C h ry ste ! A ż d rż ę c a ła !
T o ż w m oich oczach czło w iek , ten tw ó r P a n a , S am d o b ro w o ln ie d a ł się w m oc s z a ta n a !
39
W tych m urach! Gdzież iść? Dla m nie już zam knięte Do wsi ojczystej d ro g i. . . tu przeklęte
Piekielne broić będzie zła narzędzie. I tu, i tam mi biada, biada wszędzie.
( Z lew ejy g ó r y schodzą A nna, B ieta, M a rta , służebnice % koskam i pełn em i \ió ł).
ANNA.
No prędzej Cenniejszą niesiem rzecz nad w ór pieniędzy. Lecz czas do d o m u ! Niech każda pam ięta
O swoim koszu.
BOGNA.
O pani cna, św ię ta ! Mnie serce mówi, że ochronne dłonie
Sam Bóg nad tobą d z ie rż y . . . Stań w obronie Mej, m ożna p a n i!
ANNA.
Ktoś ty ?
BOGNA.
Jam sierota W ygnana niecnie za ojczyste w ro ta ;
Do m iasta idę, lecz się strasznie boję.
Ach, pani, weź mię, weź w opiekę sw o ję . . . Do śmierci wiernie służyć będę tobie,
Co każesz, choćby rzecz najcięższą, zrobię I płacy nie chcę.
ANNA.
BIETA.
S nadź o b łąk an a!
BOGNA.
S traszn ą rzecz w idziało Me oko, pani.
(O d stro n y W isły w chodzi kilku sług % pocho dniami}.
1 SŁUGA.
P atrzcie tam pod skałą T o ć o n e! H ej, h ej! N ajjaśniejsza p a n i!
ANNA.
K toś w o ła ! K toście ? K to ?
2 sługa.
W y sła n i Z zam kow ych k o m n at po w as.
ANNA.
A to po co?
1 SŁUGA.
By was odszukać i przybyć z pom ocą.
ANNA.
Z p o m o cą? C zem u ? Z kądźe o nas trw o g a ? N am nie groziło żadne z łaski Boga
N iebezpieczeństw o.
i SŁUGA.
Aż nam cierpła sk ó ra, Bo w idzieliśm y, jako czarna ch m u ra
ANNA.
My o tem
Nie w iem y . . . chyba błyskania żadnego, Ni grzm otu tutaj nie b y ło . . .
BOGNA.
W as strzegą I osłaniają anioły skrzydłam i
Białemi.
BIETA.
M gła szła cięgle po za nam i.
MARTA.
Nic więcej.
BOGNA.
A nioł swą zasłoną białą Przed wami zakrył to, co się tu działo.
Był tutaj człowiek, co w zyw ał szatana, T en m u się z ja w ił...
ANNA.
Snadź jesteś zbłąkana I przerażona stra c h em . . . prawisz dziwy.
BOGNA.
Nie. Praw dęć m ówię... praw dę, jak Bóg żywy Człek zły i szatan byli t u . . .
ANNA.
BOGNA.
Z n ać niebo daje, że jego opieka
N ad to b ą , p an i, chociażby w czeluści P iekielnej, n igdzie ciebie nie opuści,
Ni tych co z to b ą. (Klęka i obejm uje kolana A n n y ).
P a n i, z lito w a n ia! T w a św ięta ręk a niechaj m ię o ch ran ia
W sieroctw ie m o jem . Z to b ą się nie boję I piekielnika n aw et.
ANNA.
D ziecię m oje,
O d m oich ko lan w s ta ń . . . w s t a ń ! K lękać trz e b a Jed y n ie ty lk o p rz e d M o n arch ą N ieba
L u b p rzen ajśw iętszą C h ry stu so w ą M atką.
(B ogna w staje).
C hcesz iść do słu ż b y m e j? ... O h , nie tak g ła d k ą Jest u m nie s ł u ż b a . . . M usisz w staw ać ra n o ,
Iść szu k ać tak ich , co z g ło d n ia li w stan ą, P o siłe k nieść i m . . . o w ieczornej p o rze N ak arm ić b ied n y ch w u stro n n e j k o m o rze, A w dzień g o to w ać dla nich . . .
BOGNA.
B ędzieć m iła T a p raca . . .
ANNA.
D uszę lu d z k ą jam z ło w iła.
W ięc pó jd ź... pójdź z n am i. T a k , nie będzie sro m u , N i k rzy w d y to b ie u n a s . . . C zas do d o m u .
SP R A W A DRUGA.
C^ęść ryn ku w Krakowie. W głębi połać od ulicjr Gołębiej, Na lewo Sukiennice, na p ra w o połać od ulicy Sęew ckiej, na rogu kamienica K r^ys^toforjr. Na scenie stragany, p r \ y których siedzą Wojciechowa, M atus^owa, Ślepina, S$c{u- r^ecka i inne przekupki, L ud od cęasu do c^asu
przechodni pr^eę scenę.
MA TUSZOWA.
Hej, W o jciech o w a!
Wojciechowa (budząc się z d r n y m k i).
W szelki d u c h ! Co znow u ?
MA TUSZOWA.
Złodziejom widać życzycie połow u,
Że tak niebacznie w biały dzień drzymiecie.
WOJCIECHOWA.
Z asnęłam trochę. Na tym bożym świecie Przeróżne dziwy, a urw iszów chm ara Po rynku kręci się . . .
ŚLEPIŃA.
SZGZURZECKA.
T a n i o . . . bez pieniędzy.
MATUSZOWA.
T e niecne ło tr y p rę d k o b y do nędzy P rz y w io d ły człeka, g d y b y nie baczenie N a w łasn e d o b ro ; . .
WOJCIECHOWA.
Z bójeckie s u m ie n ie ! Z a h a le rz sk rad n ie, a grzech n a się bierze,
K tó re g o żad n e nie z g ła d z ą pacierze. (Z a m y k a oc%jr).
MATUSZOWA.
C o, z n o w u śpicie ? C o to w am się sta ło ?
WOJCIECHOWA.
W ż d y ć z łą o k ro p n ie m ia ła m nockę całą. Z aledw ie oczy z m ru ż y ła m z w ieczora,
W n e t m i n a piersiach sia d ła b rz y d k a zm o ra I daw aj dusić do sam ego ra n a.
SZCZURZECKA.
A m nie o n eg d aj, k u m u siu k o ch an a.
ŚLEPINA.
I ja od trzech dni m am jej od w ied zin y .
MATUSZOWA.
Ja od ty g o d n ia j u ż . . .
WOJCIECHOWA.
45 —
ŚLEPINA.
A zaź niem a rady?
SZCZURZECKA.
E j, zm ora kryje się m iędzy sąsiady;
Z a dnia kum oszką, by przyłóż do rany, A w nocy dręczy.
MATUSZOWA.
W ięc człek niew yspany
Sam niby zm ora cały dzień się kiwa. (Ziew a).
ŚLEPINA.
Ej, w y już śpicie.
WOJCIECHOWA.
D olo nieszczęśliwa!
G dy siędę, oko sam o się zam yka. (D rzy m ie ).
ŚLEPINA.
L a B oga! Cóż to? I m nie sen przenika. (D rzem ie). (Przekupki zasypiają, z ° ^ u stron wchodzą Prze chera, W ągliki i inni dyabii w postaci w ę g la rzy i uw ijając się m ię d z y przekupkam i kradną im
pieniądze).
CHÓR DYABŁÓW.
H ej, hej!
Dalej do dzieła! K ażda zasnęła,
T eraz jest lżej,
Lecz baczność miej I strzeż się, strzeż,
Nie bierz w szystkiego, Bo się sp o strzeg ą.
B ierz jeno źle zaro b io n grosz I dalej w k o sz!
Z ro b i się z tego su m a nie m a ła B oć każda ch y trze lu d zio m u rw a ła
• P o rz ą d n y grosz, D alej go w kosz!
N aszym niech będzie oszustw a p lon,
L ecz spieszcie się — w n e t zab rzm i dzw on.
(Z a sceną dzw on kościelny, d y a b li unikają, p r z e ku p ki budzą się).
WOJCIECHOWA.
D uch w szelki chw ali P a n a .
MATUSZOWA. I ja chw alę. ŚLEPINA. I ja też przecie. SZCZURZECKA. A to d o s k o n a le ! D o k o ła w szystkie p o sp a ły się b aby.
WOJCIECHOWA.
C óż za d z iw o ta ! W sz a k ci w iek nasz słab y , A k o m u z m o ra w nocy sen zak łó ci,
T e n się do sp an ia w b ia ły dzień n aw ró ci.
(P rzechera, W ąglik i inni d y a b li z w o rk a m i w ęg li na plecach w postaci w ę g la r z y przechodzą P r %e%
47
ŚLEPIN A .
P atrzajcie, kum y, co to?
WOJCIECHOWA.
Niech B óg skarżę! D o tego dom u idą znów w ęglarze,
A każdy niezły w orek m a na grzbiecie.
SZCZURZECKA.
A na co one węgle, azaż wiecie ?
WOJCIECHOWA.
T a katby w iedział.
SZCZURZECKA.
G łów uczonych psota, W ciąż w ty g lu sm ażą, by n aro b ić złota. T e n cudzoziem ski m istrz — alchem ik pono.
MATUSZÓW A.
Z apew ne m a on kiesę n a p e łn io n ą ;
W ciąż sobie m łode kupuje dziew częta.
SZCZURZECKA.
Sw aw oli takiej człow iek nie pam ięta
Jak ż y w . . . toć codzień w w odzi w dom podw ikę N iep rzy k rą wcale.
ŚLEPINA.
N a św iętą M onikę,
P a trz a jc ie . . . znow u . . . o h ań b o , o w stydzie ! Z jakow ąś dziew ką stary grzesznik idzie.
( Z lewej stro n y wchodzi K r z y s z to fo r , p r o w a
BOGNA.
G dzież p an m ię w iedziesz ?
KRZYSZTOFOR.
N ie bój się, d z ie w c z y n o ! W m y m d o m u b ło g o tobie dni p o p ły n ą .
BOGNA.
N i e . . . puść p a n ! B oże, ach, b ra k ło m i s i ł y !
KRZYSZTOFOR.
Z o b aczy sz, jak ci m ój d om będzie m iły ,
Z w dzięcznością w sp o m n isz szczęsną tę g o d z in ę , G d y ś p ró g m ój p rzeszła. (W chodzi % B o g n ą do domu). - MATUSZOWA. C a p n ą ł ju ż dziew czynę. ŚLEPINA.
K ro c z y ła b ied n a niby o zio n ięta S za ta ń sk ą m ocą.
SZGZURŻEĆKA.
B y ła sn ad ź p o n ęta
B rzęcząca... na n ią k ażd ą dziew kę c h w y c i...
\ WOJCIECHOWA.
W sieć sz a rą p tak a, człeka w z ło te nici.
ŚLEPINA.
A m y sied ziały tu by urzeczo n e. L a B o g a, k u m y , żad n a n a o b ro n ę
49
SZCZURZECKA.
A jeślić sam a chciała tego ?
WOJCIECHOWA.
M oże.
ŚLEPINA.
P rzeszk ad zać grzechom p rzy k azan ie B oże.
SZCZURZECKA.
O b erw ać p rz y tern s n a d n o ... co w am w g ło w ie ?
MATUSZOWA.
K to w ie, tak o w y człek sn ad ź z piekłem w zm ow ie.
SZCZURZECKA.
N ie d ra żn ić z łe g o . . . lepszać z takim zgoda.
ŚLEPINA.
A żal d z ie w c z y n y ... u ro d ziw a, m ło d a !
(Z a sceną % lew ej słych a ć śpiew %aków).
śpiew żaków (\a sceną).
N a św iętego G rzeg o rza Idzie W is ła do m o rza,
C h ło p ak idzie do szk o ły , * N a książkow e m o zo ły ,
Idzie g ło d n y i o b d a rty
B rać n au k ę z m ąd rej k a rty , W ięc na p ap ier grosz m u daj, P a n B óg za to daje raj.
ŚLEPINA.
A CO tO ?
WOJCIECHOWA.
Ż acy, k tó rz y ż e b rzą pono.
SZCZURZECKA.
Z o b aczy m , w k ró tce p rz y jd ą ze sk a rb o n ą.
śpiew żaków (\a sceną).
Ś w ięty G rz eg o rz u , szk o ln y p a tro n ie ,
T y św iecisz w niebie wr zło tej koronie. K to chce do niego m ieć p rz y stę p ła tw y , B ądź m iło sie rn y m dla szkolnej d ziatw y , B ędzieć ra to w a ł n a ziem i, w m o rz u ,
P ła ć d o b ry m lu d z io m , św ięty G rz eg o rz u
MATUSZOWA.
H a , h a , po zia rn a lecą zn ó w w róbelki.
SZCZURZECKA.
M iej się do w o rk a, k u m o , to niew ielki W y d a te k , grosik jeno.
WOJCIECHOWA.
D ość h alerza.
MATUSZOWA.
O j, dość, dość. N iechaj ręka ciągle zm ierza D o kieski. K ażdej chw ili ktoś się cłapie,
W y c ią g a łap ę.
SZCZURZECKA.
P a ln ą ć go po łap ię, N iech się ro b o ty im ię.
WOJCIECHOWA.
5 1
ŚLEPINA.
Lecz cóż zarobić m ogą niebożęta?
T o ć m ałe jeszcze, z książką wiek swój traw ią.
SZGZURZECKA.
Podrosną z czasem . . . w tedy się zabawią Inaczej, kumo.
MATUSZOWA.
Strzeżm y córek wtedy.
WOJCIECHOWA.
I sióstr.
SZCZURZECKA.
Eh, z siostrą kum y wcale biedy Nie będzie.
PRZEKUPKI.
H a, ha!
WOJCIECHOWA.
Czego się śmiejecie?
SZCZURZECKA.
Panienek m łodych dość na Bożym świecie, W ięc wdow y, baby w kąt.
ŚLEPINA.
Eh, nieraz wdowa Do grzechu więcej od panny gotow a.
lewej wchodzi p ro cesja %aków, naprzód naj młodsi , potem coraz starsi; w końcu \a k ze
skarboną).
młodsi żacy (śp iew a ją ).
M y, szkolne dziatki, Bez ojca, m atk i, Jeno p rz y tu la B u rsa m a tu la ,
A kto się B ogu nie przeciw i, D a p rzy o d ziew ek , jeszcze żywi*
starsi żacy (śpiew ają).
M y szkolne żaki, C h u d e c h ło p a k i, N a p a p ie r p roszę, D ajcie n am g ro sze’,
N a p a p ie r grosz, albo dw a. Z a p ła tę św ięty G rzeg ó rz da.
(Ż a k p o trzą sa skarboną).
G rosz d la żak ó w nie zu b o ży , A le nieb o w a m o tw o rz y .
(Ż a k p o trzą sa ska rb o n ą ).
PRZEKUPKI.
N o, naści, naści. (W k ła d a ją p ien ią d ze do sk a rb o n y ). ŹkYL.
N iech P a n B ó g zap łaci. K to d a je b ied n y m grosz, te n go nie straci.
( Do W ojciechów ej)
S ła w e tn a jejm ość i w y dajcie grosze.
WOJCIECHOWA.
N a trę tn e c h ły s tk i... m a s z ... b ie r z ... jeno p ro szę, B y nie p o w racać t u . . . ni d n iem , ni nocą.
53 ŻAK. Kto to wie? WOJCIECHOWA. A po co? ŻAK. No, ta k . . . w zaloty. WOJCIECHOWA. T y , niecny pachole! O książce tobie myśleć i o szkole,
Nie waż się, bo cię pogłaszczę óźogiem.
ŻAK.
Bywajcie z d ro w e !
PRZEKUPKI.
Idźcie z Panem Bogiem.
żacy {śpiewają).
Święty G rzegorzu, szkolny patronie, N agrodę dasz im w niebieskiej stronie. W as grosz na papier nie zuboży,
Lecz jeszcze niebo w am otw orzy.
(Odchodzą na praw o).
SZCZUR ZECKA.
Jałm użnę naszą żaczek popam ięta,
G dy się odpasie na niej, nam dziewczęta U w odzić będzie.
WOJCIECHOWA.
T e bezbożne smyki Z uchw ałe oczy a sprośne języki!
ŚLEPINA.
X
Z g arn ęli sobie kw oteczkę nie m a łą .
WOJCIECHOWA.
L a B oga, k u m y !
MATUSZOWA.
J e z u !
ŚLEPINA.
C o się sta ło ?
WOJCIECHOWA.
W ż d y ć m ia ła m tu ta j, jako p rzy n ależy , C a lu tk i d u k a t . . . teraz m i h alerzy
B rak u je. (L ic ^ jr ). N ie m a.
ŚLEPINA.
Jezu C h ry ste m iły , I m n ie się jakoś grosze z a tra c iły ,
WOJCIECHOWA.
S z ła ra n o p an i jak sło ń ce o g n iste,
P a c h o łe k w b u ta c h za n ią p o w łó czy ste N ió sł r u c h o . . . p y ta : a co za to ? P o n o • Ja jej za w szy stk o zace n iła m sło n o .
C o c h c ie ć ! W ż d y ć p a n i ! . . . W w acku g ro sz y s iła , B ez ta rg u zaraz w szy stk o z a p ła c iła .
A któż m a płacić, jeśli nie p an o w ie ?
Sześć g ro szy m ia ła m w z y s k u ... N iech k to p o w ie, C zy to co z ł e g o . . . T e r a z p a trz c ie , proszę,
55
MATUSZOWA.
P rzy szło trzech żołnierzy, Nie targow ali się, jak p rz y n a le ż y . . .
W żd y ć żołnierzow i płacić nie dziw ota. N a w ojnie przecie dość nagrabi zło ta , Nie orze pola, nie przędzie kądzieli.
T rz y grosze m iałam w zysku. D yabli wzięli T rz y grosze w łaśnie.
ŚLEPINA.
Ż aden tu nieznany W tym czasie nie był.
WOJCIECHOWA.
C hybać to szatany G m erały w kieskach naszych.
SZCZURZECKA.
T a k . . . zaiste. W tern m u szę jakieś być m oce nieczyste, Boć to w am w zięły, coście niepoczciw ie W y d a rły innym . . .
WOJCIECHOWA.
N o, słyszcie o d z iw ie ! O niepoczciw ość spraw a m iędzy nam i.
O baczcie lepiej, azaż m acie sami Pieniądze spełna.
SZCZURZECKA.
MATUSZOWA.
T a k ? W ła śn ie c h ło p a Ó te dw a grosze w yście dziś odrw ili.
1 PRZEKUPKA.
I m n ie b r a k !
2 PRZEKUPKA.
M nie też.
3 PRZEKUPKA.
I m nie, ludzie m ili.
ŚLEPINA.
O Jezu C h ry ste, co się dzieje w ś w ie c ie ! D ziś nie u trz y m a sz grosika w kalecie,
T o się oszukasz n a czem ś, to złodzieje C oś ci w yciągną.
SZCZURZECKA.
Jeszcze się ten śm ieje, Z nas, b ab szalonych, k tó ry się o b ło w i.
WOJCIECHOWA.
A n iesp o d zian y zysk w n e t się czartow i D o s ta je . . .
MATUSZOWA.
Nie w tern jeno p iek ła sp raw a.
SZCZURZECKA.
A w czem że jeszcze? M ów cie, bom ciekaw a.
MATUSZOWA.
P o jrzy jcie jeno, jakie to te rm in y
57
N aszego k r ó l a . . . D a rm o ż o g o n sro g i K o m e ta ciągnie po niebie ? . . . P o żo g i, P o m o re k b y d ła , zbóż n ieu ro d zaje
W ra z z nią n a d c ią g ły ... a za tern n astaje
Z ły g łó d . . . u m o rz y nas w s z e c h , jestem p ew n a
ŚLEPINA.
E h , jeszczeć żyje na zam k u k r ó le w n a ,’ C n a , św ięta p a n i . . . o n ać to o b ro n i
I w y ra tu je w ostatecznej to n i,
B oć jej m o d litw y ch y b a B óg w y słu c h a .
MATUSZOWA.
N ie g łu c h y n a nią, boć o n a nie g łu c h a N a p łacz ch u d zin y i na ch o ry ch jęki.
ŚLEPINA.
O j, w ielu w biedzie p o m o c m a z jej ręki.
SZCZUR ZECKA.
A toli w szy stk o to nie bez p rzy czy n y . D alib ó g , w arto zb ad ać, z czyjej w iny T a k nas fo rtu n a tra p i.
ŚLEPINA.
T o ć za grzech y , Z a tw a rd e serca i sp ro śn e uciechy.
SZCZURZECKA.
E h , po w sze czasy lu d zie grzesznie ży li, L ecz jeszcze takiej nie b y w a ło chw ili
P o ż y te k sobie bez su m ien ia bierze, A nas uboży.
MATUSZOWA.
P o w iem k u m o m szczerze, Żeć tu n a p raw d ę m u szą d ziałać czary, L ecz gdzież czarodziej ?
SZGZURZECKA.
Acz nie dacie w iąry , W ż d y m ię się zdaje, że to t e n . . . n a ro g u .
(W ska ku je na dom K r ^ jr s ^ ło fo r a ).
WOJCIECHOWA.
O j, z oczu p a trz y m u , jak o b y B ogu N ie s łu ż y ł, ch y b a szatan o w i prędzej.
SZGZURZECKA.
T o ć o n . . . p rzek lęty s z w a b ... sp raw ca w szej n ę d z y , C o nas d o ty k a . . . Jegoć to jest p s o ta !
N iety lk o robi on ta m k u p y z ło ta ,
L ecz i nieszczęścia w szelkie n a nas ściąga. A ch , g d y b y n a la z ł się ktoś z kęsem d rą g a , C o b y m u w szystkie p o g ru c h o ta ł kości,
M ożeby p rz y sz ed ł kres ty ch niepraw ości.
(JZ lew ej w chodzi Staszek %e spus^ę^oną g ło w ą , na nogach ma p a ń skie, czerw one b u ty ).
MATUSZOWA.
P a trz ajc ie . . . idzie ż a k , przez biedę k u ty N a cztery nogi.
WOJCIECHOWA.
59
ŚLEPINA.
Były one stare Dla jakowegoś pana.
SZCZURZEGKA.
Na ofiarę
Ubogim raczył dać, co się nie przyda.
ŚLEPINA.
Żakowi lepiej oddać niż do żyda.
MATUSZOWA.
H a, po cholewach jeszcze poznać pana.
SZCZURZEGKA.
Zkąd wziąłeś buty? Nie m iałeś ich z rana.
STASZEK.
Nie drw ijcie. . . nie czas dziś na płoche żarty.
MATUSZOWA.
Co? łeb zwiesiłeś? Moźeś przegrał w karty?
SZCZURZEGKA.*
A cóżby przegrał, chyba duszę gołą?
ŚLEPINA.
No, powiedz, chłopcze, czego chm urzysz czoło.
STASZEK.
O, stokroć gorsza tknęła mię przygoda.
WOJCIECHOWA.
Co? jaka? Powiedz.
ŚLEPINA.
SZCZURZECKA.
E h , g ad atliw e babska ! . . . N o, u licha !
N iech pow ie przecie, czem u sm u tn ie w zd y ch a
STASZEK.
Z aiste, w zd y ch ać m a ło , tu b y trz eb a Jerem iaszow yrti p łaczem w zyw ać nieba O ry c h łą pom oc.
ŚLEPINA.
B o ż e ! C o to b y ło ?
SZCZURZECKA.
U ro d n e dziew czę p ew n o się stra c iło , Z a k tó rem żaczek g o n ił.
STASZEK.
B y łać o n a M ojem u sercu z d aw n a p o ślu b io n a,
B oć w jednej w iosce m y śm y się chow ali.
MATUSZOWA. U ciekła tobie ? ŚLEPINA. Z d ra d z iła ? WOJCIECHOWA. C óż dalej ? STASZEK.
6 1
MATUSZOWA.
R z u ć ju ż żale, M ó w raczej, bo się nie d o w iem y w cale, C o ci się s ta ło . STASZEK. U k ró le w n y naszej S łu ż y ła w z a m k u . . . ŚLEPINA. Z nią. też do p o d d a sz y , D o piw nic p e w n o ć c h a d z a ła c h u d z in ie
P o siłe k nosić, leki.
SZCZURZECKA.
C óż d ziew czy n ie, K ró lew sk iej słu d z e , stać się m o g ło ?
STASZEK.
B o ż e ! A zaliż w iem ja ? . . . C o d zień o tej p o rz e
W id z ia łe m , jak o sz ła z z a m k u do m iasta, Z n ią w ż d y c h a d z a ła leciw a n ie w ia sta*
S p u ściw szy oczy, k ro c z y ła b y m n is z k a . . . D ziś p a t r z ę . . . n ie m a j e j . . . a to w a rz y sz k a M ó w iła z p ła c z e m , że stra ż ją w id z ia ła , J a k w y c h o d z iła z a p ło n io n a c a ła ,
B y o m a m io n a s z ł a . . . oczu ź ren ice Z a m k n ię te miała.*
WOJCIECHOWA.
STASZEK.
N ie jeden w id z ia ł ją, lecz żad en nie wie, G dzie się p o d ziała.
WOJCIECHOWA.
H ej, słu ch ajcie, k u m y , D o tego d o m u ch o d zą dziew ek tłu m y .
SZCZUR ZECK A.
I onać p o szła tam . . . tak . . . bez pochyby.
STASZEK.
T o być nie m o że!
SZCZURZECKA.
C zem u ?
MATUSZOWA.
N o, a g d y b y T o o n a b y ła , k tó rą g rzeszn ik sta ry
P ro w a d z ił dzisiaj sobie ? . . .
STASZEK.
N ie do w ia ry ! N ie, to nie ona!
WOJCIECHOWA.
D ziś w niedaw nej dobie K rz y sz to fo r śliczną dziew kę c ią g n ą ł sobie.
STASZEK.
Ja k w y g lą d a ła ?
MATUSZOWA.
63
STASZEK.
I cóż więcej ?
WOJCIECHOWA.
Forem na postać, m iała wdzięk dziewczęcy.
ŚLEPINA.
O dzianą była w ubranie wieśniacze.
STASZEK.
O Boże! toć to ona! (Z a k r y w a tw a r \ rękom a)
MATUSZOWA.
G łupi płacze, A m ądry myśli jeszcze o sposobie, Jak sobie radzić.
STASZEK.
Boże, cóż ja z ro b ię ! Ach! chyba pójdę utopić się w W iś le ...
ŚLEPINA.
Ech, grzeszne myśli.
WOJCIECHOWA.
A ja wszakże m yślę, Że byle jeno olej kto m iał w głowie,
T o się i sposób najdzie.
MATUSZOWA.
Ci żakowie T oć jeno z książek m ądrzy.
SZCZURZECKA.
C hłop z postaci, A gorzej niźli baba rozum traci,
( Z lew ej w chodzą Bońc^a, B artos^, M aćko, K a cper i inni %acjr % kijam i, obusękam i, Czekanami
w ręku). BOŃCZA. H ej, k am racie, B y s łu p tu s to is z ! STASZEK. I w y u rąg acie Z m ej ciężkiej biedy ? KACPER. C óż się p rz y g o d z iło ? ŚLEPINA.
U tra c ił c u d n ą dziew kę, sercu m iłą.
SZCZURZECKA.
Ju ż się n a la z ła .
BARTOSZ.
W ię c nie b y ło stra ty ?
MATUSZOWA.
C óż, gd y ją u w ió d ł sobie ten b o g a ty A lchem ik, k tó ry w o n y m d o m u m ieszka!
^5
MAĆKO.
Azaliż m ożem?
BOŃCZA.
W źdyć obuszki mamy, Czekany, k ije ... W alić tnu do bram y!»
(Żacy walą do bram y domu K r^ys^tofora obusę- kami, Czekanami i kijami).
N o . . . hejże, p a n ie ... otw órz!
krzysztofor (z<* sceną).
Kto tam taki?
BOŃCZA.
W gościnę idziem do ciebie, my żaki, Z pokorną prośbą, byś puścił z czeluści T o, coś nam porw ał.
BARTOSZ.
Darmo, on nie puści.
krzysztofor ( j a sceną).
Precz, precz ztąd!
MAĆKO.
Słyszcie! Prosi niedwuznacznie.
BOŃCZA.
W yw alić bramę, insząć piosnkę zacznie.
(Żacy walą energicznie w bramę, ta otwiera się. Ż a c y wpadają do domu K rzysztofor aj.
WOJCIECHOWA.
No, będzieć teraz cudna aw antura!
SZCZURZECKA.
A ch, żeby d o b rze zbili teg o g b u ra .
(Pr^eę okna dom u buchają p ło m ien ie),
ŚLEPINA. L a B oga, d o m m u p alą. MATUSZOWA. C o się dzieje ? ( Z dom u K r ^ y s ^ to fo r a w y p a d a ją ża c y ), SZCZURZECKA.
U ciek ły zu ch y , jak, gdy k u r zapieje, U m y k a szatan .
( Z dom u w ych o d ki K rzy s^ to fo r, ąa n^m w y s u w a się Staszek % księgą * ucieka na p r a w o ),
KRZYSZTOFOR.
H o la , n a p a s tn ik i!
W d o m sam o tn ik a w paść, jakby tłu m dziki, Z a p ra w d ę cu d n a u czo n y ch z a b a w a !
L ecz ja za sobą m am opiekę p ra w a I w n e t tu p rzy jd ę w o rężn y ch o rsz a k u . O j będzieć tobie ciepło, m ości żak u , I to w arzy szo m tak że. C a łą z g rają Z ły c h n a p a stn ik ó w d ra b y p o ch w y tają.
(O dchodzi na p r a w o ),
WOJCIECHOWA.
T a m co się stało ? KC o w as w y k u rz y ło Z o n eg o d o m u ?
KACPER.
67
BARTOSZ.
Z w ażcie, ludzie m oi, W ty m d om u szatan siedzi i złe broi,
Boć jeno sobie pom yślcie, u kata, Ż e chyba nigdy od początku św iata N ie b y ło jeszcze takow ej p rzy g o d y ,
B y ogień b u c h a ł sam i gasł bez w ody, N am p a lił d ło n ie, a oszczędzał ściany.
MAĆKO.
T ern się też b ro n ił ło trz y k zad u fan y W o b ro n ę piekła.
KACPER.
C zarty go b ro n iły , Boć sprzym ierzeniec tó piekielnej siły.
( Z p r a w e j w chodzi M ieszcza n in , z a n^m ludzi).
MIESZCZANIN.
H ej, m ości żacy, w n o g i! Idą d rab y .
tłum
BOŃCZA.
N iech sobie id ą! A zaliż m y baby, P odw iki trw o żn e ?
SZCZURZECKA.
Śliczni mi panicze! N a grzbiecie sajan, panieńskie oblicze, A z bab d w o r u ją !
BOŃCZA.
Bo się nie zlękniem y Sam ego czarta.
MATUSZOWA.
A leć i to w iem y , Ż e kiedy baba m io tłę sw ą n a żaka
P o d n ie sie , ry cerz daje w n e t d rap ak a.
WOJCIECHOWA.
D o lisiej jam y żak p rzed b a b ą zm yka.
BOŃCZA-B o w alczyć z w am i ż a d n a p o lity k a. SZCZURZECKA. N ie z n am i w alczy ć, z d ra b a m i sp ró b u jcie! P rz e d nim i w n o g i! BOŃCZA. N ie uciekniem . StÓjcie! N ie straszn e d la n as p ach o łk i i d ra b y ,
N ie b ę d ą z nas się dzisiaj śm iały baby.
BARTOSZ.
N a k ro k nie u jd ziem , niech n a d c h o d zą sobie.
MIESZCZANIN.
N o, m ło d e z u c h y ! A leż w ty m sposobie W a s ca p n ą n ib y w ró b elk i do sieci.
MAĆKO.
C h o ć k to się zło w i, to później w yleci.
MIESZCZANIN.
69
BOŃCZA.
Nas nie uw iężą na pew ne w ratu szu , Z aw iodą jeno do rektora. T ak i
P rz y w ile j: jeden rektor sądzi ż a k i. . . I karze.
) Z p ra w e j wchodzą K rę y s^ to fo r i oddział drabów)
KRZYSZTOFOR.
T o są napastnicy oni.
(W chodzi do sw ego dom u).
DRAB.
Spokojnie stoją, w idać się pogoni
Nie boją n a s z e j. . . H ej, mości żako w ie !
ŻACY.
Do u s łu g ! Czego ?
DRAB.
Niechaj k tóry pow ie, A zaliż p raw d a to, co m istrz pow iada.
BOŃCZA.
A co on praw i ?
DRAB.
Że w asza gro m ad a N a dom n ap ad ła jego.
( Z domu w ybiega K r^ y s^ lo fo r).
KRZYSZTOFOR.
T o ty ś ją u k ra d ł!
(R%uca się na B artosza i obmacuje g o ).
N i e . . . to ten !
(Podobnie^ robi K acprem ).
T e n p o n o !
(Chce się rzucić na Bońc^ę).
BOŃCZA.
Z d alek a, w aszm ość ! . . . P a łk ę m asz szaloną?
KRZYSZTOFOR.
O ddajcie, ło try ! D ajcie ją co p ręd zej!
K to w z ią ł, niech raczej zażąd a pieniędzy. D o s ta n ie ! D a jc ie !
BOŃCZA.
S w ych ksiąg dość u lic h a !
SZCZURZECKA.
N a książkę łaszczyć się, to ć trz e b a m n ich a,
N ie m ło d z ie n ia s z k a . . . Inszeć m a on w g ło w ie.
KRZYSZTOFOR.
T a k , księgę w zięli mi oni żako wie Z ło d z ie jsk ą sztu k ą, lisią, p o k ry jo m u .
Z a sto d u k a tó w nie d a łb y m jej z d o m u .
T o sk a rb d la m ę d r c a . . . g łu p co m bez w a lo ru
.-DRAB.
O d d ajcież, p roszę, bez zw ad y i sp o ru . Z akończcież przecie n iep rzy sto jn e ż a rty .