• Nie Znaleziono Wyników

Nieznajoma z podróży

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Nieznajoma z podróży"

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)

Mieczysław Inglot

Nieznajoma z podróży

Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza 11, 43-56

(2)

M ieczysław Inglot

NIEZNAJOM A Z PODRÓŻY

O „jednej scenie” A. F red ry pt. Ś w ieczka zgasła

M otto „Arcydzieło — arcydzieło — arcydzieło. P rze­ baczyć można autorowi niektóre dowcipki, w yw ołu jące rumieniec na tw a rze kobiet, u w a ­ ża liśm y jednak, że n iew ia sty rumieniąc się, śmiały się jednocześnie. Widocznie niezbyt obrażały się żartam i starego Fredry”. („Dzien­

nik P olski”, 1877, nr 37).

1

Akcja jednoaktów ki pod m ów iącym ty tu łem Ś w ieczka zgasła rozgry­ wa się w dwóch fazach: kom ediow o-satyrycznej i kom ediow o-lirycznej. Przejście od jednej do drugiej, nagłe i ^kontrastow ane (w. 260), tw orzy dom inantę kom pozycyjną efek tu komicznego. Niem niej jed n ak w obrę­ bie każdej fazy tej psychologicznie zorientow anej kom edyjki, w której przem iana n astro jó w góruje nad zm iennością w yd arzeń zew nętrznych, istn ieją od rębne dom inanty, w spółdecydujące o arty sty czn ej ekspresji ca­

łości.

Zgodnie z ogólnym i zasadam i budow y kom edii, k o n stru kcja akcji o p a rta została tu na kilku założeniach groteskow ych. Podstaw ow ym zało­ żeniem, decydującym o głównej cesze kom icznej bohatera, jest jego szcze­ gólny m yzogenizm : uczulenie na to w arzystw o dam n ie pierw szej m ło­ dości. Inaczej niż w trad y cy jn y ch kom ediach — nie jest to cecha dana raz na zawsze, n a tu ra ln a , w rodzona. U czulenie młodego człowieka w ynika z określonych doświadczeń tow arzyskich. P an znajdow ał się kilkakrotnie

(3)

w sytuacji zobowiązanego do pomocy damie. Za każdym razem udzielał tej pomocy, narażając swe zdrowie. N iestety: typow e m elodram atyczne i rom ansogenne sytuacje, takie jak a) w yrato w anie dam y z płom ieni, b) wynoszenie dam y na rękach z tonącej łodzi, c) zatrzym anie spłoszonych rum aków , ponoszących powóz, w którym znajdow ała się dam a — ko ń ­ czyły się w sposób w y b itn ie antyrom ansow y. J a k stw ierdzał sm ętnie bohater:

„wszystkie moje damy, wyratowane przeze m nie tak w ielkim poświęceniem , nie wyszczególniały się ani młodością, ani powabami duszy ni ciała. Fatum !” (w. 220 - 223)1

Myzogenizm, w połączeniu z w y darzeniam i zew nętrznym i, tw orzy w ew nętrzny im p eraty w działania. Przezw yciężenie tej w ady przyw róci w świecie kom ediow ym harm onię i stw orzy podstaw ę dla kom ediowego odprężenia, o bjaw iając ludzkie możliwości panow ania n ad przeznaczeniem i sprzecznościam i św iata 2.

Owe w y d arzen ia zew nętrzne to przypadki wzbogacające (zgodnie z praw am i gatunku) w achlarz założeń groteskow ych. P rzypadek p ie rw ­ szy stanow i podróż bohaterów P an a i Pani, jadących tylko we dw oje p o ­ cztową k a re tą do Lwowa. P rzyp adek drugi — to złam anie koła. W w y n ik u tej przygody podróżni zm uszeni są do spędzenia nocy w spólnie, ale tylko we dwoje, w leśnej chacie. Pocztylion poszedł szukać nowego pojazdu i koni. W łaścicielka ch aty uciekła przerażona niespodziew aną w izytą. Jak widać przypadki u k ład ają się n a zasadzie postępu geom etrycznego. K ażdy n astępny potęguje możliwość zbliżenia dw ojga obcych sobie ludzi, pozo­ staw ionych w efekcie sam n a sam i zdanych n a siebie w kłopotliw ych sytuacjach zew nętrznych. Będą to jednocześnie sytuacje konfliktow e. Bo leśna c h ata dopiero po pew nym czasie przekształci się w rom antyczną chatkę kochanków 3.

W pierw szej fazie utw o ru F redro u kłada akcję w ten sposób, że p rzy ­ padki zew nętrzne jaw ią się w świadomości P an a jako kolejny dowód dzia­ łania prześladującego go losu. P an ogląda rzeczyw istość przez okulary swoich dotychczasow ych przygód, dla niego tragicznych, a dla w idza tr a ­ gikom icznych, bo paro d iujący ch rom ansow ą fikcję. Tajem nicza w spółto- w arzyszka podróży o tw a rz y zasłoniętej woalką, nie budzi w nim r o ­ m ansow ych skojarzeń i nadziei. Wręcz przeciw nie.

„Zapaliłbym -cygaro, ale stara dewotka będzie wrzeszczeć. Stara — pew nie, bo nie bylibyśm y w yw rócili tak szkaradnie. Młoda nie schowałaby się w zakw efiony ka­ pelusz jak w kaptur kapucyński.” (w. 224 - 227)

— stw ierdza z przekąsem , nie dopuszczając n aw et rom ansow ej m yśli, że w oalka m oże u kryw ać tw arz osoby godnej m iłosnych z a in te re ­ sowań. W arto dodać, że cytow ana powyżej uw aga stanow i drugi z kolei p rzy ty k do w ieku dam y i do zw iązanej z ty m przygody w podróży. W w ierszach 30 - 32, a więc n a początku kom edyjki P an mówi do siebie:

(4)

„Im starsza, tym dla m nie niebezpieczniejsza; nie bylibyśm y się tak ogromnie w yw rócili, ale tak ie to ju ż m oje przeznaczenie, fatu m !”

P a rale la obrazu starej dew otki i p rzy p ad k u na drodze m a nie tylko m otyw ację w ew nętrzną, o p a rtą na indy w id ualn y ch przeżyciach bohatera. 0 nich dowie się w idz z woli pisarza znacznie później. F orm ułując już na początku u tw o ru aluzję zestaw iającą sta rą kobietę i uszkodzenie k a­ retk i na zasadzie przyczyny i skutku, liczy pisarz n a w yw ołanie efektu komicznego w oparciu o in n ą zasadę niż m yzogenizm Pana.

W ydaje się m ianowicie, że Fredro, zgodnie z ogólnym i zasadam i b u ­ dowy farsy 4, tak dobiera sytuacje kom ediowe w pierw szej fazie jed n o­ aktów ki, aby kojarzyły się one w świadomości w idza nie tylko z parodio­ w anym w zorcem rom ansow ych przygód, ale także z u trw alonym i w przy ­ słow iach w yobrażeniam i n a tem a t stary ch bab. I ta k przygoda n a gościń­ cu nasuw a skojarzenie aż z dw om a przysłow iam i. Pierw sze, bezpośred­ nio zw iązane z sytuacją, to przysłow ie „Baba 5 z w ozu — koniom lżej” kojarzone ówcześnie z in n y m „Bieda z wozu, koniom lżej” 6. D rugie sko­ jarzenie może w ynikać z zabobonu. Przytoczym y je w literackiej w ersji, w edług W incentego Pola:

Gdy zajechał na Polesie, hot-hau! Aż tu diabeł babę niesie, hot-hau!

Z próżnym przeszła baba drogę, hot-hau! Koń na moście skręcił nogę — a tp rru .7

Nie jest to w cale jed y n a sytuacja ew okująca takie skojarzenia. W śród licznych aluzji P an a wobec Pani zn ajd u ją się rów nież zarzuty w y ty k a ­ jące n iepotrzebną (u starszej pani) troskę o ubiór. P an zaznacza z przeką­ sem, że „gdyby ta pani nie straciła była niepotrzebnie pół godziny czasu, ale ja k się zaczęła rozbierać, przebierać, ubierać, nie było końca” (w. 42 - 44). W kolejnym zarzucie, w y ty k a tow arzyszce podróży preten sjo n al­ ny w ygląd i układ fry zu ry , kończąc w y ty k słow am i m orału:

„Cieszcie się, panie, swoim i w łosam i, czarne czy białe, rude czy żółte, ale nie przypinajcie waszych perukarskich pakietów ostrym i szpilkam i, które zagrażają życiu podróżującego obywatela.” (w. 72 - 75)

W spom niane aluzje (z oburzeniem odrzucone przez Panią!) u ru ch a­ m iają kolejne pole skojarzeniow e, dokum entow ane znanym i przysło­ w iam i: „Trefi się stara, w ałk u je i stroi, jed n a k jej przecie cale nie przy­ stoi’ lub „Nie pomoże bielidło, kiedy baba straszydło” 8. Na ty m jednak nie koniec. Pani, zaskoczona niew ygodam i podróży zasypuje P an a żąda­ niam i. Główne z nich, uzasadnione z jej p u n k tu w idzenia, ale tru d n e do w ykonania (ulewa) — sprow adza się do p rośby o opuszczenie c h a ty po to, aby bohaterka m ogła się sw obodnie przebrać w suchą odzież. Inne, to prośba o wodę, o rozpalenie ogniska, w reszcie o kartofle. W śród żądań są 1 takie, które ograniczają swobodę korzystania z nikłych udogodnień po­ mieszczenia. I tak Pani uw aża za rzecz nieprzyzw oitą ułożenie się na sto­

(5)

jącym w chacie łóżku, ale jednocześnie nie pozwala zrobić tego także Panu. co ten k w itu je uszczypliw ym zw rotem przysłow iow ym : „sam a nie chcia­ łaś, i m nie nie pozw oliłaś” (w. 237 - 238). Ale w idzowi m ogą się w y ­ m agania P ani kojarzyć z kolejną serią porzekadeł o p retensjon aln ych b a­ bach. Takich jak „Daj babie wierzch, to ona jeszcze czubka chce” lub „Gdy się baba rozpanoszy, to i diabła w ypłoszy” 9.

Nasza analiza, zm ierzająca do rek on stru kcji pola skojarzeniow ego: stara kobieta = baba = przypadek na gościńcu i dalsze perypetie, an a­ liza zakładająca, iż pisarz konstruow ał owo pole skojarzeniow e świadomie, jako podstaw ę komicznego efek tu — była analizą hipotetyczną. Niemniej jed n ak istnieje w tekście sy tu acja pozw alająca upraw dopodobnić naszą hipotezę. U naocznia ona zarów no sam proces ko nstru ow an ia skojarzeń jak i ich aluzyjno-kom iczną intencję. K iedy Pani, zakłopotana dwuznacz­ nością sytuacji, prosi o przyw ołanie w łaścicielki ch a ty w roli przyzw oitki, Pan odpow iada przysłow iem : „Tej kobiety nie m a; wołałem , krzyczałem , w yjechała pew nie baba na m iotle” 10 (w. 99 - 100). Przysłow ie to Pani skom entuje słow am i świadczącym i, że uznała je za aluzję: „K om inem — p raw da? S ta ry koncept, a nie bardzo grzeczny”.

Najogólniej rzecz biorąc, przebieg in try g kom ediow ych realizuje się w kształcie litery U. Początkow o in try g a „zapada się w głąb potencjalnie tragicznych pow ikłań, po czym w ybiega nagle n a w yżyny szczęśliwego rozw iązania” n . Dzieje się tak dlatego, że owe „potencjalne tragiczne po­ w ik łan ia” w y n ik ają z w artości i zasad, które w świecie kom ediow ym zo­ stają przezwyciężone, bo okazują się pozorne. W skutek przypadkow ego zbiegu okoliczności realizacja w spom nianych zasad prow adzi do rez u lta ­ tów tak dalece nieoczekiw anych, że staw iających pod znakiem zapytania sensowność dotychczasow ych poczynań. Pod koniec kom edii bohaterow ie w yzw alają się z kręgu niesłusznych m niem ań i o dn ajd u ją siebie.

Podobnie dzieje się w Św ieczce. Znużona dama, zdejm uje w reszcie kapelusz, odk ry w ając piękne jasne włosy. M yzogenizm b o h atera okazuje się w tej sytuacji postaw ą n ieprzydatną. Co więcej, niepożądaną, ponie­ waż stał się źródłem pom yłki. I w ted y w y stęp u je znam ienne dla farso ­ wego d u k tu zjaw isk w ew nętrzne spotęgow anie ab su rdu 12. Dogm atyczny m yzogenista, o g arn ięty pragnieniem rehab ilitacji przed obliczem pięknej i młodej dam y, zdobyw a się nie tylko na liryczny zachw yt, lecz wręcz na oświadczyny. Z kolei dama, po zdjęciu w oalki może lepiej zorientow ać się w w alorach młodego człowieka. Młoda (ale uboga, bo poszukująca pracy) panienk a z dobrego, szlacheckiego domu, córka pułkow nika, J a d ­ wiga M oniecka z ap ro b atą p rzy jm uje ośw iadczyny W ładysław a Poraja, właściciela „niew ielkiego dom ku” oraz posiadłości ziem skiej. I tym razem nie odbyw a się bez fatum , które jednakow oż, na praw ach farsowego kon­ tra stu zapow iada pom yślny rozwój w ypadków . Na słowa prezentacji Pan,

(6)

dotąd anonim owy, w y k rzy k u je „Jadw iga! A ja W ładysław ! Co za szczęś­ cie!” (w. 346). 13

Zw rot w akcji m a m iejsce w w ierszu 260. Przez n astępne 141 wersów (cała kom edia liczy ich 402) toczy się drug a faza akcji. Rozw ija się przy kontrastow o i znacząco d o g a s a j ą c e j świeczce, w atm osferze lirycz­ nego napięcia, rozkw itającego zmysłowo w in tym n ym sam na sam. Ten liryczno-zm ysłow y n astrój k o n trastu je z niedaw ną wrogością i tw orzy dom inantę dram atycznego napięcia w drugiej części utw oru. Części roz­ gryw ającej t się przy czynnym w spółudziale gry świateł. Dogasająca świeczka zbliża m łodych coraz bardziej ku sobie. N astęp ują oświadczyny. Pocałunki (na razie w rękę) n a stę p u ją jedne po drugich. W reszcie świecz­ ka gaśnie, ale jednocześnie „Słychać uderzenie w trąb ę pocztarską i tu rk o t powozu. Św iatło przez okienko coraz m ocniejsze, oświeca nareszcie całą izdebkę” . 14 Tak niedaw no upragniony pow rót pocztyliona kom entuje Po­ raj słowami pełnym i żalu: „A bodaj ci trąb iło !” A Jadw ig a z przeraże­ niem odkryw a nagle dwuznaczność sytuacji ośw iadczając w roli „w spół­ w in n e j” : „W ybiegnijm y prędko, aby nie w idzieli...”

2

Owa dwuznaczność, jak już wspom niano, okazuje się w łaśnie dom inan­ tą drugiej fazy analizow anego tekstu. „Drobiazgowy św iat babuszerii” 13 pęka w oczach widza, odsłaniając liryczną sielankę. Tak bowiem skłonni bylibyśm y ocenić dzisiaj nastrój drugiej części utw oru. Ale w X IX w., w św ietle ówczesnych norm przyzw oitości odbierano Ś w ieczkę zgoła in a­ czej. Jako kom edyjkę dwuznaczną, p ikantną, n ien a tu ra ln ą i naw iązującą do nagannej trady cji literackiej.

P rzy jrzy jm y się zatem n ajp ierw ówczesnym norm om odbioru, a n a ­ stępnie owej trady cji, zgodnie z k tó rą au to r zaproponow ał efekt arty sty cz­ ny, nastaw iony na obyczajow ą prow okację widza.

Św ieczka w ystaw iona 14 lutego 1877 r. na scenie lw ow skiej, 18 lutego

w K rakow ie a 28 czerw ca tegoż roku w W arszawie, doczekała się kilku­ n astu prem ierow ych recenzji. Oceniano tę jednoaktów kę rozmaicie. W du­ żej części recenzji pojaw ił się w spom niany przez nas problem obyczajo­ wej przyzw oitości utw oru, chociaż tylko w trzech w y padkach podniesio­ nej bezpośrednio. W pozostałych au to rzy ograniczyli się do zarzutów po­ średnich, w ytyk ając Fredrze niepraw dopodobieństw o w budow ie intrygi drugiej fazy utw oru.

„Arcydzieło — arcydzieło — arcydzieło. Przebaczyć można autorowi niektóre dcwcipki, wyw ołujące rumieniec na twarze kobiet, uważaliśm y jednak, że niew ia­ sty rumieniąc się, śm iały się jednocześnie. Widocznie niezbyt obrażały się żartami starego Fredry.”

(7)

Polskie-go” 16. Podobny problem poruszył n iechętny jednoaktów ce F ry d e ry k Le- w estam kończąc k ry ty czn ą recenzję, pozytyw ną oceną gry Rom any P o ­ piel i J a n a T atarkiew icza, którzy ,,w tej pozycji, nieco drażliw ej, ta k w y ­ bornie się uw inęli, że zanim jeszcze «zgasła świeczka» w la ta rn i stajen - nej, k tó ra przyśw iecała nocnej tej scenie, układ form alny już stanął i oboje podróżni puścili się w dalszą drogę do... k rain y H im enu” 17.

W śród w ypow iadających się o budow ie intrygi, tylko recenzent „Cza­ su” pow itał bez zastrzeżeń k o n trastow ą (i w św ietle regu ł farsy całko­ wicie uzasadnioną!) przem ianę sytuacji i n astęp u jący po niej przebieg w y p a d k ó w 18. Pozostali k rytycy, tra fn ie dostrzegając dwuczęściowość komedii, dopatryw ali się w drugiej części znam ion w yraźnego obniżenia poziomu. D ecydujące w tej m ierze znaczenie m iał n ien a tu ra ln y ich zda­ niem przew rót w uczuciach b ohatera. „Ta w łaśnie n agła miłość i forsow ­ ne rozw iązanie grzeszy niepraw dziw ością pośpiechu, a przez to druga część tego obrazka o w iele n ie dorów nyw a pierw szej pod w zględem sw o­ body, hum oru, natu raln o ści” 19 — pisał recenzent w arszaw skiego „T y ­ godnika Ilustrow anego” . In n y z w arszaw skich k ry ty k ó w w y tk n ą ł pow ią­ zanie ośw iadczyn z nastro jem gasnącej świeczki. S tw ierdzał on, że ta scena została „na szczęście” p rzerw ana odgłosem pocztow ej trą b k i i ode­ g ran a przez aktorów w sposób „nie przechodzący ani n a włos granic s a ­ lonowej przyzw oitości” 20. Z adufany m oralista nie dostrzegł farsow ego, artystycznie 'kapitalnego efektu i ekspresji scenki, której tem po zostało podyktow ane przez gasnący blask św iatła. K ry ty k a była ta k pow szechna a zarzuty tak tendencyjne, że znany recenzent w arszaw ski E dw ard Lu- bowski uznał za w skazane w ystąpić z obroną pisarza, akcentując jego praw o do tw orzenia kom izm u sytuacyjnego, w iązanego nie ty le z p ra ­ widłowościam i rzeczywistości ile z regułam i g atu n k u 21.

3

N iechętni Fredrze recenzenci zdaw ali sobie spraw ę, że pisarz b u d u jąc swą jednoaktów kę, naw iązyw ał do określonej konw encji i określonej tradycji. Ale w odróżnieniu od Lubowskiego atakow ali u tw ó r rów nież w kontekście owej trady cji, w im ię obrony zagrożonych obyczajów.

„Świeczka zgasła jest to «obrazek» [...], z którym obeznany jest każdy, kto

w idział na scenie Indianę i Charlesmagne’a, Pew nego jegomościa i pewną jejmość, cały jednym słow em dość liczny ów szereg dramatów, w których w ystępują On i Ona, tylko ich dwoje, zmuszeni, skutkiem jakichś przygód podróżnych albo b a­ lowych przepędzić noc w jednej izdebce, z czego w yw iązuje się oczywiście naprzód miłość, a potem małżeństwo. W szys;ko tu jednostajne: niechęć pana do poświęceń na rzecz galanterii, kłopoty nieprzesadnej wprawdzie skrom ności pani, ułożony następnie modus vivendi, który wkrótce jednak się przełam uje, gdy się strony w a l­ czące przekonywają, że w danych wypadkach lepiej jest brać położenie takim , jakim samo się w ytw orzyło, aniżeli chcieć je sztucznie naciągać.” 22

(8)

Tak pisał cytow any już Law estam . W y traw ny k ry ty k tra fn ie połą­ czył Ś w ieczkę z określonym tem atycznie rodzajem jednoaktów ek tzw. pièce en d e u x (czy causerie en deux) i słusznie w skazał n a bal lub po­ dróż jako n a sytuację um ożliw iającą naw iązanie intrygi. Z balem zwią­ zana była np. tem aty k a popularnej n a scenach polskich od lat trzydzie­ stych do siedem dziesiątych X IX w. jedn o ak tów k i J. F. A B ayarda i P. F. P inela Indiana i Charlesmagne 23, k ilkakrotnie zakazyw anej ,,ze w zglę­ dów m o raln ych ” 24. N atom iast in teresu jąca nas tu ta j szczególnie pièce

en d e u x o tem atyce podróżniczej m iała o w iele bogatszą trad y cję i stąd

też w arto poświęcić tej odm ianie nieco więcej uwagi.

Ju ż nieodrodny potom ek Don Juana, richardsonow ski Low elas zau­ ważył, że „Podróż w spólna stw arza okazję do poufałości m iędzy obiema płciam i” , w w yniku czego a u to r K la ry sy nie om ieszkał wzbogacić swo­ jej powieści pouczeniem, że „K obiety ted y w in n y zważać, z jakim i oso­ bam i w y b ierają się w podróż” 25. Ż artobliw ie i zmysłowo zarazem , odbie­ gając „zręcznie od obiegow ych w ątków twórczości sen ty m e n ta ln e j” 26, spojrzał na nieznajom ą w podróży Yorick, b o h ater słynnej powieści W a­ w rzyńca Sterna. Było ow ych nieznajom ych ja k wiadom o w tej powieści kiika, ale najbardziej rozbudow any został w ą te k „nieznajom ej z Calais” i anonim ow ej dam y w gospodzie, z k tó rą w sk u tek przypadkow ego zbiegu okoliczności przyszło Yorickowi dzielić w spólną sypialnię. Szczególnie to ostatnie spotkanie zostało św iadom ie p rzedstaw ione w sposób prow oku­ jący w yobraźnię czytelnika, d y sk retn ie w ykpionego przez nagłe p rzerw a­ nie powieściowej gry przy końcu Podróży sen tym en ta ln ej.

„W ykpionego”, bo ja k tra fn ie podkreśliła au torka opracow ania po­ wieści w serii Biblioteki Narodow ej, miłość przedstaw iona n a kartach tego utw o ru okazyw ała się zawsze m iłością nieodpow iedzialną, niedookre­ śloną i n ie sp e łn io n ą 2V. W arto dodać, że n a rra to r dostrzegał możliwość innego rozw oju w zajem nych kontaktów z nieznajom ym i, ale trak to w ał tę m ożliwość z żartobliw ym dystansem , godnym rasow ego Anglika.

„C’est bien comique, to bardzo zabawne, rzekła dama, uśmiechając się na myśl, że oto po raz drugi pozostawiono nas samych dzięki splotowi niedorzecznych oko­ liczności. C’est bien comique — powiedziała.

— Do tego, by sytuacja taką się stała — odrzekłem — brakuje tylko komicz­ nego użytku, jaki zrobiłby z niej dworny Francuz, który zalecałby się do Ciebie pani, w pierwszej zaraz chwili, a w następnej oświadczyłby gotowość oddania ci sw ojej osoby.” 28

W taki oto sposób został spreparow any scenariusz sytuacji kom edio­ wej (być może w zorow any przez S te rn a n a jakiejś autentycznej a nam m e znanej kom edii francuskiej), któ ry w X IX w. zrobił nieoczekiw aną k a rie rę we w spom nianych już francuskich jednoaktów kach o w yraźnie farsow ym zabarw ieniu. Obok Indiany, bardzo znaną okazała się w spom ­ n iana przez L ew estam a comedie vaudeville en u n acte pt. Un m onsieur et

(9)

une dame pióra A. T. L auzanne de V aurouzel, g ran a na naszych scenach

pod ty tu łem Pew ien jegomość i pew na jejmość 29. Do niej to najp raw d o­ podobniej naw iązyw ał Fredro, w prow adzając w Świeczce sytuację podróż­ n ą i bohaterów określonych m ianem P an a i Pani.

In try g a jednoaktów ki V aurouzela w ynika z sy tu acji dam y z tow a­ rzystw a, eleganckiej paryżanki, k tó ra zdecydow ała się n a sam otną po­ dróż po kraju. W czasie podróży dyliżansem , jest ona przedm iotem ado­ racji n atrętn eg o w ielbiciela. D am a chroni się n a stacji pocztowej. Ale w łaścicielka zajazdu sprzy ja adoratorow i, którym je s t' jej w ychow anek (tzw. m leczny syn). W tej sytuacji zaniepokojona P ani decyduje się na rozpaczliwy krok. Oświadcza ęberżyście, że obecny w zajeździe przystoj­ ny mężczyzna, w yglądający statecznie i nobliw ie jest jej mężem, oczeku­ jącym n a przyjazd. P ani liczy na szybką zm ianę koni i ry ch ły w yjazd. Ale w skutek pery p etii kom unikacyjnych „m ałżeństw o” zmuszone jest przedłużyć pobyt. O trzym uje w spólny pokój i oczywiście w spólne łóżko. Dalsze pery p etie rozgryw ają się podobnie ja k w Podróży sentymentalnej, a później w Świeczce. Spotkanie obcych sobie dotąd ludzi umieszczonych w intym nej sytuacji sam n a sam zaczyna owocować sytu acjam i pełnym i dwuznaczników, w śród których w p ik anty sposób dom inuje n a scenie pro­ blem rozbierania się i problem łóżka. Jed n oaktó w ka kończy się prezen ta­ cją i ośw iadczynam i.

Bardziej niż budow a in try gi istotnym problem em om aw ianej jedno­ aktów ki okazał się jed n ak problem świadomego, prow okacyjnego p rzek ra­ czania określonej norm y przyzw oitości. J a k w iem y, podobna sytuacja za­ rysow ała się już w obrazkach S terna, ale tam inicjatorem gry z norm ą (oraz z w yobraźnią czytelnika) był m ężczyzna. U V aurouzela rola Y oricka przypada Pani. P rzy n ajm n iej w planie teoretycznym . D ek laru je ona bowiem stale pragnienie w ystępow ania przeciw u tarty m obyczajom. Co więcej, decyzja sam otnej podróży zostaje p rzedstaw iona jako próba w cie­ lania w życie określonej, em ancypacyjnej ideologii. Mimo obaw rozko­ szuje się sy tu acją stw ierdzając z ap ro batą w duchu Low elasa: „ J ’ai r e ­ m arque, q u ’en voyage on fait vite connaissance” 30. M ężczyzna nie może zrozum ieć tej sytuacji i p atrzy na nią przez okulary tradycyjnych, przez rom anse spopularyzow anych wzorców. Uważa ją m ianow icie albo za m ężat­ kę uciekającą przed mężem, albo za narzeczoną obrażoną na kochanka. E m ancypantka rip o stu je zdecydow anie: „Skądże! nie um ie p an zgadywać. Podróżuję z przyjem ności, dla podkreślenia w łasnej niezależności” , a po chwili dodaje: „Zawsze sam a (z zapałem :) A nie obaw iam się pyszałków, którzy m nie prześladują, i siedzę bez obaw y z panem , którego nie znam,

poniew aż szanująca się kobieta w zbudza szacunek u in n y ch ” 31.

Po w ysłuchaniu w spom nianych d ek laracji P a n skłpnny jest zaliczyć narzuconą przez los tow arzyszkę podróży do grona saint-sim onistek.

(10)

W naszym przekonaniu ideologia Pani przypom ina raczej w yznania czy­ telniczki rom ansów Rousseau niż b u n t bojow nika o w yzw olenie kobiet. Św iadczy o ty m treść zasadniczej deklaracji ideow ej, w której roi się od ch araktery sty czn ych dla N ow ej Heloizy a n ty cyw ilizacyjnych i antysalo- now ych akcentów :

„Jeszcze jedna przygoda!... szczęśliwie, że się nie boję!... Ah! moje drogie pary­ żanki, wy, które żyjecie nieruchome, ow inięte w wasze w yperfum owane ciuchy jak m umie, ożywiające się tylko w noce balów i świąt, gdyby któraś z was zna­ lazła się nagle w środku Berry, sama w zajeździe, jako prześladowana przez za­ kochanego szaleńca i brodacza, co za strach!... co za rozpacz!... To jest życie, któ­ rego w y nie znacie, życie pełne emocji, życie otwarte, na w ielkich drogach; tutaj jest dobrze [...] i mniej niebezpiecznie, ponieważ, w ierzcie mi, najbardziej światły salon ukrywa często dla nas w ięcej niebezpieczeństw niż gościniec; i amant, który głośno krzyczy i woła jest mniej groźny niż ten, który jęczy bądź szepcze uniże­ nie.” 32

T ak w yglądała obca trad y cja, do której niew ątpliw ie naw iązyw ał F redro kreśląc szokującą k ry tyk ó w jednoaktów kę. M iał nasz pisarz jednakże i w polskiej trad y cji literackiej poprzednika, k tó ry w skrom ­ niejszych rozm iarach podjął w ątek „nieznajom ej z podróży” . Był nim Józef K orzeniow ski.

M amy na m yśli nie ty le początek Kollokacji, gdzie w spom niany mo­ tyw pełni rolę epizodu otw ierającego szereg p erypetii bardziej zasadni­ czych dla utw oru, ile kom edyjkę z 1846 r. pt. Stacja pocztowa w Hulczy. W tej kom edyjce doszło m ianow icie do spotkania dw ojga m łodych nie­ znajom ych, Erazm a i H ortensji. B yła to spotkanie przypadkow e, ale w odróżnieniu od om aw ianych dotychczas rozgryw ało się w przestrzeni scenicznej respektującej zarów no reguły obyczajow e jak i konw encjo­ n alne zasady kom ediow ych rom ansów . Erazm jechał na k o n tra k ty du- bieńskie z lokajem i spotkał się z H ortensją, k tóra zdążała w tym sam ym k ieru n k u z ciocią i służącą. W ażną rolę w rozw oju rom ansu odegrała oberżystka Rejcia, w yposażona w rolę etatow ej sw atki, a także szybko i bezpośrednio przebiegający flirt m iędzy służącą pann y 1 lokajem . Służ­ ba została w y ko rzy stan a przez m łodych (według znanej kom ediowej tr a ­ dycji) do ułatw ien ia bezpośredniego spotkania. T rw ało ono zaledwie przez jed n ą scenę, n a n e u tra ln y m gruncie, a dialog rozw ijany przez Eraz­ m a u jaw n iał jego uczucia w sposób wielce dyskretny.

J a k widać K orzeniow ski podjął m otyw nieznajom ej z podróży w da­ leko skrom niejszych rozm iarach. Z jednej stro n y ograniczono do m in i­ m um scenę spotkania sam n a sam, z drugiej zaś m łodzi od samego po­ czątku zostali naw zajem poinform ow ani nie tylko o cechach ch arakteru , ale także o nazw iskach i m ajątku, w czym isto tn ą rolę odegrała zarówno sw atk a jak i służba. Tym sam ym , m otyw anonim owości, znam ienny za­ rów no dla S te rn a ja k i Y aurouzela, został ograniczony do w stępnej k w e­

(11)

stii Erazma, gotowego zacząć kłótnię o p rio ry te t o trzy m ania koni, ale k a­ pitulującego naty ch m iast pod w rażeniem urody H ortensji. Rozbudowa realiów obyczajow ych zbliżała n atom iast Korzeniow skiego do trad y cji ,,komedii gościńca”, chętnie zresztą skądinąd upraw ianej przez Fredrę zarówno wcześniej, w okresie D y liż a n s u 33, jak i później, czego dowodem była jednoaktów ka Lita et Compagnie. Zbliżała w szczególności do tej odm iany „kom edii gościńca”, w której oberża staw ała się dogodnym punktem obserw acyjnym dla poznania nieznanej przedtem narzeczonej (narzeczonego), bądź też dla śledzenia zachow ań m ężów czy żon. W ko­ m ediach tego ty pu , przy najm n iej jedn a osoba znała sw ego rozmówcę, a źródłem kom izm u była przeb ierank a bądź też nieśw iadom ość p a rtn e ra 34.

4

Prem ierow i k ry ty cy Świeczki, zarów no ci, którzy pozytyw nie ocenili jej artyzm , ja k i ci, k tórych raziła „nieprzyzw oitość” i „ n ien atu raln o ść” intrygi, tra fn ie w iązali jednoaktów kę z lż e js z ą 35 odm ianą g atu n k u ko­ mediowego, określając ją m ianem b l u e t k i 36. Do lżejszej odm iany komedii zaliczano rów nież Indianę 37, Po maskaradzie czy Stację pocztową w Hul-

czy, o której k ry ty k pisał, że „jest jed ny m z ty ch utw orów lekkich bez

pretensji, jest to igraszka um ysłowa, k tó rą znakom ity nasz a u to r napisał naw iasem ” 38. Recenzenci, bagatelizując tem at i dąsając się n a sposób jego przedstaw ienia, nie docenili zarów no now atorskiej w ym ow y obycza­ jow ej, jak i oryginalnego ujęcia tem aty k i Świeczki.

A przecież F redro w ystęp u jąc w swoim utw orze z d y sk re tn ą polem iką wobec obyczajow ych uprzedzeń, okazał się jak na owe czasy (lata sześć­ dziesiąte X IX w.) now atorskim rzecznikiem naturalności w stosunkach między ludźmi. Rzecznikiem bezpośredniości zarów no w sy tuacjach kon­ fliktow ych, ja k i m iędzy osobami połączonym i nicią w zajem nej sym patii. Okazał się now atorem rów nież w św ietle dostępnej m u tra d y c ji literac­ kiej. B ohateram i S te rn a i francuskich jednoaktów ek byli panow ie, dla k tórych zew nętrzne zalety pięknych nieznajom ych nie stanow iły tajem ­ nicy i którzy od początku rozpoczynali m niej lub bardziej konsekw entną i poważną, ale zawsze bardzo konw encjonalną grę o pozyskanie ich wzglę­ dów. Pisarz w istotny sposób zm ienił ekspozycję p rzesuw ając m om ent rozpoczęcia um izgów n a środek akcji i nadając zalotom cechę k o n trasto ­ wego zw rotu sytuacyjnego. Jednocześnie w a rto dodać, że w przedfre- drowskiej tradycji literackiej kom ediow a podróż m iała z reguły m o ty­ w ację in dyw idualną i najczęściej w y nik ała ze sw obodnej decyzji pań. Była zatem typow ą „podróżą sen ty m en taln ą”. Sam otność i podróż J a d ­ wigi uzasadnił pisarz realistycznie, przedstaw iając ją jako ubogą g uw er­ nantkę, poszukującą pracy w mieście.

(12)

Takie obyczajow o dem okratyczne a zarazem realistyczne ujęcie związ­ ków m iędzy ludźm i zrobi z czasem karierę w e współczesnej nam lite ra ­ tu rz e i film ie (por. np. Pociąg J. K aw alerow icza oraz liczne film y ty p u ko­ bieta i m ężczyzna — np. John i Mary P. Y atesa — czy Dziewczyna

w mieście).

Na zakończenie niniejszego szkicu w arto dodać, że k a rie ra m otyw u nieznajom ej z podróży była uzasadniona historycznie i społecznie. Roz­ wój kom unikacji i naw yków podróżow ania w n a tu ra ln y sposób zbliżał różne środow iska i stw arzał sytuacje sprzyjające poszerzaniu kręgu doz­ n ań także o nowe szanse w dziedzinie k ontaktów m iędzy paniam i a p a­ nami. W tym sensie Świeczka, podobnie jak tow arzysząca jej tra d y c ja literacka, a n astępnie współczesne nam w cielenia om aw ianego m otyw u tow arzyszyły w iernie au tentycznym w ydarzeniom ży cio w y m 39.

P r z y p i s y

1 Cytaty zawar;e w niniejszym artykule pochodzą z w ydania Świeczki w Pis­

mach wszystkich, w opracowaniu S. Pigonia, ze wstępem K. Wyki, Warszawa 1957,

t. 9.

2 Na tem a t’'wady komicznej por. P. Goodman, The Structure of Literature, Chicago and London 1962, s. 81 i nast. O prawidłowościach przestrzeni komediowej interesująco pisze F. Schiller, Listy o estetyczn y m w ychowaniu człowieka i inne

rozprawy. Warszawa 1972, s. 346.

3 Eyć może przestrzeń sceniczna Świeczki, owa chata w lesie, tworzy w in­ tencji komediopisarza sytuację parodiującą słynny domek czy chatkę ze śpiewu Gustawa w IV cz. Dziadów (w. 51 -5 8 ). M otyw ten został sparodiowany w znanym liryku W. Syrokom li Do *. Ale ten sam pisarz, nawiązując ponownie do M ickiewi­ czowskiego dramatu, a także do przysłowia „Choćby w chatce — byle z nim”, na­ pisał dramat Chatka w lesie (1855), w którym ów schillerow ski m otyw został po­ nownie rehabilitowany. (Por. M. Inglot, Dom ojczysty w twórczości Władysła w a

Syrokomli w: S yrokom li w 150-lecie urodzin. Inowrocław - Toruń 1973, s. 61-62).

Tak w ięc m otyw chatki kochanków przeżywał w okresie poprzedzającym powstanie naszej jednoaktówki swój renesans.

4 Jak stwierdzają niektórzy badacze, farsa składa się z aforyzmów i akcji ilu ­ strującej ich stałą aktualność. (Por. J. Hein, Spiel und Satire in der Köm edie Jo­

han Nestroys. Berlin 1970, s. 10).

5 Jak świadczy przysłowie „Kiedy baba puści się w tany, w ięcej robi kurzawy niż młoda” (Nowa księga przy słów polskich, pod red. J. Krzyżanowskiego, t. 1, s. 38), baba oznaczała niew iastę nie pierwszej młodości.

6 Nowa księga p rzy słó w polskich, op. cit., s. 32.

7 W. Pol, S zajne-kata rynka, cyt. za Księga cy tatów z literatury polskiej ułożo­ na przez P. Hertza i W. Kopalińskiego. Warszawa 1975, s. 398.

8 Nowa księga p rzy słó w polskich. Op. cit., t. 3, s. 310 i t. 1, s. 41. 9 Nowa księga p rzy słó w polskich. Op. cit., s. 35.

(13)

10 Jak bowiem m ówi przysłowie „I w e dnie mądre baby jeżdżą na ożogu”

(tamże, s. 37).

11 N. Frye, Mit, fikcja, przemieszczenie. „Pamiętnik Literacki”, 1969, z. 2, s- 288. 12 Określenie Bergsona, por. M. Merchant, Comedy. London 1972, s. 10-11. 13 Jak słusznie komentuje Pigoń, szczęście polega w tym wypadku na tym, że młodzi noszą „imiona pary królewskiej: Jadwigi i W ładysława Jagiełły; można stąd rokować, że i oni utworzą parę m ałżeńską”. (Objaśnienia do w. 346, op. cit., s. 435).

14 War,o dodać, że gra św iateł, obdarzona wyraźną funkcją dramatyczną, była zaprogramowana na teatr X IX -w ieczny, o w idowni ośw ietlonej w czasie spektaklu. Taka konwencja teatralna w zm acniała istotnie ekspresję sytuacji. W podobny spo­ sób wykorzysta dramatyczny efekt św iatła T. Rittner w jednoaktówce Odwiedzin y

o zmroku, tem atycznie zbliżonej do treści komedyjki Fredry w jej drugiej fazie.

(Por. T. Rittner, Odw iedzin y o zmroku, Dramaty. Warszawa 1966, t. 1, s'. 178). 15 W yrażenie W. Pola (Teatr i Aleksander Fredro w: Polska k r y ty k a literacka, oprać. M. Grabowska i M. Straszewska. Warszawa 1959, t. 2, s. 45).

18 „Dziennik P olski” 1877, nr 37.

17 F. H. L[ewestam ], Przegląd te a tra ln y ■ „Kłosy” 1877, nr 629, s. 39.

18 „W końcu jakże jest naturalna ta m etamorfoza wzajem nych względem sie­ bie usposobień obojga podróżnych, którzy póki otuleni w ciepłe okrycia i z zakry­ tymi twarzami w ciem nej, jedną tylko świeczką ośw ietlonej izdebce, uważali się za podeszłych, nie m ieli dla siebie nawet w zględów prostej uprzejmości, a potem tak jak on, gdy ujrzał, że jego towarzyszka jest młodą i piękną, w m gnieniu oka z rubasznej i opryskliwej obojętności przeszedł do roli nadskakującego galanta, również i ona zm ieniła natychm iast ton, przekonawszy się, że niegrzeczny dotąd towarzysz jej nie jest s;arcem.” (Teatr, „Czas” 1877, nr 42).

19 W. Noskowski, Przegląd Teatralny. „Tygodnik Ilustrow any” 1877, nr 80, s. 5. 20 St. M. Rz., Przegląd Teatralny. „Biesiada Literacka” 1877, nr 80, s. 24. 21 Por. E. Lubowski, Przegląd teatralny. „Bluszcz” 1877, nr 28, s. 222. 22 F. H. Lfewestam ], op. cit.

23 Na podstawie tej komedii F. Skarbek napisał swoją „krotochwilę w 1 akcie ze śpiewkam i” pt. Po maskaradzie.

24 K. Estreicher, Teatra w Polsce. Warszawa 1876, t. 2, s. 137.

25 Cyt. za D. Danek, Nos a łydka. O powieśc iowych spisach rzeczy. „Teksty'’ 1975, nr 4, s. 60 - 61.

28 Z. Sinkowa, W stęp do L. Sterne, Podróż sentymentalna do Francji i Włoch. Wrocław 1973, BN, s. II, nr 174, s. XLIV.

27 Por. Z. Sinkowa, op. cit., s. XLV.

28 L. Sterne, Podróż sentymentalna, op. cit., s. 32. 29 Por. K. Estreicher, op. cit., t. 2, s. 289, 308, 442.

30 Xavier, Duvert et Lauzanne [A. T. Lauzanne de Vaurouzel], Un monsieur

et une dame. C om edie-vaudevïlle en un acte. Berlin 1858, s. 13.

31 Tamże, s. 13 i 14. 32 Tamże, s. 5.

33 Na temat „zajazdowych” komedii i kom edyjek Fredry, por. K. Wyka, Wstęp do A. Fredro, Pisma w szystkie. Op. cit., t. 1, s. 88 i nast.

34 Komedie tego typu kopiowały model intrygi Igraszek trafu i miłości Mari­ vaux. Tak np. W Stacji poczto wej C. Goldoniego „Dwoje nie znających się uprzed­ nio przyszłych m ałżonków (układy rodzinne!) kierowanych, każde z osobna prag­ nieniem niezależnego poznania się, chcą się nawzajem podejść i spotykają się

(14)

w oberży [...] On w ie z kim mówi, ale ona go nie zna”. (C. Goldoni, L ’auberge de

la poste. C hefs-d’oeuvre des théâtres étrangères. Paris 1822, t. 9, s. 425). Panna

podróżuje z opiekunem lub służącą, a pan młody z przyjaciółmi. Na podobnej za­ sadzie rozgrywa się akcja w Stacji poczto wej w Frauenbraten A. Kotzebuego. Mo­ tyw anonim owości zostaje w tych i podobnego typu utworach istotnie ograniczony, a autorzy przestrzegają reguł obyczajowych w ukazywaniu spotkań między przy­ szłymi kochankami. Do tego nurtu komediowego nawiąże Fredro w komedii Lita

et Compagnie. Równolegle rozwijała się trzecia w ersja tego komediowego w końcu

m otywu stosunkowo najmniej związana z m otywem macierzystym. W takich utwo­ rach jak Kaw ia renka wenecka C. Goldoniego, Popas F. Skarbka czy Noc 1002-ga C. Norwida, oberża stawała się miejscem spotkania ludzi (małżonków, kochanków) niegdyś dobrze sobie znanych, potem rozdzielonych przez okoliczności — często za­ w inione przez siebie. Akcja tego typu utworów zmierzała do ukazania renesansu owej dawnej znajomości.

35 W św ietle reguł poetyki klasycystycznej rzecz rozpatrując, chodzi o tzw. ko­ m edię dawną, „która w szystkiego sobie pozw alała”, nie licząc się zadaniami dydak­ tycznymi. (F. K. Dmochowski, Sztuka rymotw órcza, oprać. S. Pietraszko. Wrocław 1956, BN, s. I, nr 158, s. 125 - 126).

зв w b rew pozorom pojęciu bluetki nie odpowiadał jakiś określony gatunek sceniczny. Miało ono charakter określający rozmiary i sposób pisania różnych ga­ tunkow o tekstów. W poszczególnych wydaniach encyklopedii Larousse’a czytamy 0 blu ette co nas;ępuje: „Petit ouvrage d’esprit sans importance, mais finement écrit”.

37 K. Estreicher określał Indianę mianem „niebudującej krotochwili” (op. cit., t. 2, s. 639).

38 Teatr Rozmaitości. „Stacja pocztowa w Hulezy. „Artyku ł nadesłany”. „Gazeta W arszawska” 1845, nr 165.

89 Małżeństwo z nieznajomą z podróży zawarł Zorian Dołęga Chodakowski, który, jak stwierdza jego biograf, „Na drodze do Pskowa za Sobieżem zjechał się z jakąś panną, odbywającą podróż do Petersburga do matki. Rzecz to zwykła na owe czasy. Panna miała przy sobie służącą i kuzynkę Lutkę [...] Jechali pocztą. Równocześnie zaprzęgano im konie na stancjach, równocześnie zatrzym ywali się dia odpoczynku lub posilenia się. Czarnocki, bardzo łatw y w zawiązywaniu sto­ sunków, poznał się z nią rychło”. W trakcie podróży znajomość stawała się coraz bardziej zażyła. „W Pskow ie zatrzymali się oboje: on w celach naukowych, ona dla wypoczynku. Tutaj rozpoczął się atak p. Adama, który się zakończył ślubem. N ieodstępnie przez kilka dni — pisze — błagałem ją, użyłem całej w ym ow y mojej 1 na koniec otrzymałem zezw olenie, że Konstancja Flem ing będzie Chodakowską. Psków od niedawna w łaśnie posiadał kościół katolicki, w którym ślub się odbył 21 września [1819 r., dop. M. I.]. Nadaremnie panna Konstancja, zgadzając się w za­ sadzie ha poropozycję Czarnockiego, prosiła o zwłokę, o odłożenie tego do Peters­ burga, ażeby się w szystko stało za wiedzą i pod okiem matki — nie pomogły żadne persw azje” (Fr. Raw ita-G aw roński, Zorian Dołęga Chodakowski. Lwów 1888, s. 71 - 72).

Gawroński oparł swoją relację na listach Chodakowskiego do Ł. G ołębiowskie­ go (listy z 30 X i 3 XI 1819 r.) i L. Kropińskiego (list z 22 I 1820 r.). Listy do Go­ łębiow skiego były drukowane w spółcześnie w „Pamiętniku U m iejętności Moralnych i Literatury” (Warszawa 1830, t. 4), a następnie przedrukowane w Krakowie, w 1835 roku. List do Kropińskiego został opublikowany w 1866 r. w t. 2. „Biblioteki War­

(15)

szawskiej”. Jak wiadomo komedia rozkwitała nie tylko na glebie konw encji, lecz także na niwie życiowego autentyzmu. Nie jest zatem rzeczą w ykluczoną, że pi­ sarz znał historię Chodakowskiego bądź też inne, podobne wypadki.

(Na epizod z życia Z. Chodakowskiego zwróciła mi uprzejmie uwagę dr Milica Jakóbiec-Sem kowowa).

Cytaty

Powiązane dokumenty

W zbiorze zatytułowanym Wykłady z historii ustroju państwa i prawa na zachodzie Europy zebrano cztery kursy Estreichera: Historia ustroju państwa na zachodzie Eu- ropy, Historia

10 przysiadów , w leżeniu na brzuchu ręce wyprostowane w bok dotykamy prawą nogą lewą rękę lekko się przekręcając , na przemian 10 razy1. Otwórzcie link i proszę

Wiem dobrze, źei wykonaniu pom ysłu jakim sobie w myśli utoźył, wiele je s z c ie niedostawa; ale chociażbym się też tylko o ezęści do niego zbliżył,

INSTYTUT ŚLĄSKI W KATOW ICACH. Komunikat

 Jest to zawód, który - według prognoz rynku pracy - pojawi się wkrótce, lub już powoli wchodzi na rynek, ale nie będzie miał jeszcze dominującej pozycji... Zanim podejmie

Planowany wzrost płacy minimalnej z gospodarki o lekko powyżej przeciętnej płacy minimalnej uczynię Polskę gospodarkę o jednej z wyższych na świecie i najwyższej proporcji

Najwyżej położona waratwa łupku ilastego uległa spękaniu wraz z wyżej położonymi warstwami piaskowoa 00 około 180 - 200imn U n i a załamania stropu przebiegała od

Pozwalają one kontrolować nie tylko skład spalin, ale dzięki dodatkow em u wyposażeniu i oprogram ow aniu m ogą być wyznaczane także inne interesujące