Jerzy Jastrzębski
Pojęcie "formy" u Gombrowicza
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 62/4, 69-96
Pamiętnik Literacki LXII, 1971, z. 4
JERZY JARZĘBSKI
PO JĘCIE „FORM Y” U GOMBROWICZA
D w uletni już z górą okres czasu, jaki upły n ął od śm ierci W itolda Gom
browicza, i ostateczne zam knięcie jego dzieła um ożliw iają rozpoczęcie
bardziej szczegółowych badań nad podstaw ow ym i pojęciam i jego filozofii.
P isarstw o Gom browicza jest bowiem tyleż spontaniczną m anifestacją
w yobraźni, co zdyscyplinow anym intelektualnie „w ykładem ” św iatopoglą
du autora. Do najczęściej używ anych, najbardziej uniw ersalnych pojęć
w tej twórczości należy „form a” .
Zagadnienie „form y” jest zagadnieniem kluczowym, osią łączącą filo
zoficzne, etyczne i estetyczne poglądy Gombrowicza. Do takiego tw ie r
dzenia upow ażnia frag m en t jego listu do A rtu ra Sandauera:
m oje poglądy stanowią organiczną całość. [...] mój stosunek do sztuki czy na rodu, czy innych spraw tym podobnych jest po prostu rozgałęzieniem drzewa, którego korzeń to moja koncepcja formy. [D 2, 70]1
0 uniw ersalnym zastosow aniu pojęcia „form y” świadczy w sam ej rze
czy cała twórczość Gombrowicza. D efinicja jej, zresztą bardzo n ieprecy
zyjna i być może ad hoc sform ułow ana n a potrzeby jednego arty k u łu , po
jaw ia się dopiero w jednym z ostatnich tekstów pisarza:
J’etends par „forme” toutes nos façons de nous manifester, comme la p a role, les idées, les gestes, les décisions, actes etc. 2
D efinicja powyższa może w ydać się zbyt wąska, gdy tylko zapozna
m y się z całą rozpiętością znaczeń, w jakich tego słowa Gom browicz uży
wa. Dopiero przyw ołanie k onkretnej tradycji filozoficznej pozwala z in te r
pretow ać w łaściw ie to zdanie. Rozpocznijm y więc od przeglądu rozm aitych
kontekstów , w jakich się „form a” u Gom browicza pojaw ia.
1 W ten sposób odwołujem y się do Dziennika W. G o m b r o w i c z a : 1 = С1953—1956); 2 = (1957—1961); 3 = (1961—1966). Paryż 1957, 1962, 1966. Liczby po przecinku wskazują stronicę. — Przy zapisie innych tytułów Gombrowiczowskich pomijamy nazwisko autora.
2 J’étais structuraliste avant tout le monde. W zbiorze: Gombrowicz. Le ca hier dirigé par C. J e l e ń s k i et D. de R o u x . Paris 1971, s. 229. Éditions de „L’H erne”.
Interpretacja „socjologiczna”
Z „form ą” spotykam y się po raz pierw szy w m łodzieńczych felieto
nach i recenzjach literack ich pisarza. Przytoczę dla przyk ładu kilka fra g
m entów :
zawsze w yprow adzały m ię z równowagi doktorowe, profesorowe i inżyniero- w e z miasta, używ ające sobie w Zakopanem na góralskim folklorze. W tym delektow aniu się gwarą, która nigdy nie była lub też przestała być naszą, za w iera się jakieś nieprzyjem ne i nieprzekonyw ujące pom ieszanie fo r m 3
„F orm a” je s t tu n ajw y raźn iej „form ą języ k a”, dialektem , a może n a
w et obyczajem . Samo p rzez się rozum ie się używ anie pojęcia „form a”
w odniesieniu do kom pozycji i sty lu u tw o ru literackiego:
Przeto ograniczenie i spętanie tym zdeformowanym stylem pisarz now o czesny odczuwać musi stokroć silniej niż dawni pisarze i dlatego problemat przezw yciężenia form y i stylu, odzyskania suwerenności w obec dzieła, odzy skania — po prostu — swobody m ówienia staje się dziś najtrudniejszym i ka pitalnym zagadnieniem prozy i poezji 4.
N ieprzypadkow o p ojaw ia się zagadnienie „form y” w zw iązku z osobą
Schulza. Po latach napisze G om brow icz o Schulzu i o sobie :
Pochłonięci byliśm y eksperym entow aniem z pewnym m ateriałem w yb u chowym , który nazywa się Forma. Ale nie była to form a w znaczeniu zw y kłym — tu chodziło o „stwarzanie form y”, jej „produkowanie” i o „stwarza n ie się poprzez stw arzanie form y”. [D 3, 16]
Zaw artość in teresująceg o nas pojęcia rozszerza się więc ogromnie.
W 1936 roku, p rzy okazji rozw ażań nad stylem Zofii Nałkowskiej, u sta
w ia G om browicz „form ę” w nowym , obszernym kontekście:
Pisarze, których kariera toczy się jawnie, na oczach publiczności, sam i są najw ażniejszym i sw oim i bohaterami. Każdy inną przyjm uje formę, inną posta w ę, styl, fason, ton, sposób bycia w stosunku do świata, m y zaś, przypatrując się z boku, m ożem y w idzieć, które z form są nieporadne i niezręczne, a które okazują się skuteczne, przychylne, w łaściw e, szczęśliwe w obec życia.
W odpowiedzi n a zarzu ty polem istów dodaje jeszcze:
w iększość artystów nie tylko stylizuje książki, lecz również organizuje, przy rządza, stylizuje siebie dla celów owej w alki o byt literackiej. Ażeby narzu cić innym sw oją formę, aby zm usić do uznania tego w łaśnie gatunku człow ie czeństwa 5.
3 Droga p rze z w ieś czy droga do wsi. Literackie w y r o b y ludowe. [Rec.: W. B u r e k , Droga p rze z wieś]. „Kurier Poranny” 1935, nr 223.
4 Twórczość Brunona Schulza. „A pel” (dod. „Kuriera Porannego”) 1938, nr 31. 5 O sty lu Zofii N ałkowskiej. „Św iat” 1936, nr 5. — Grube nieporozumienie. Jw., nr 11.
P O JĘ C IE „F O R M Y ” U G O M B R O W IC Z A
71
„Form a”, „postaw a”, „sty l”, „fason”, „ton” , „sposób bycia” , „gatunek
człow ieczeństw a” — przyda się to nagrom adzenie pojęć przy analizie po
glądów Gombrowicza, używ a on ich bowiem zam iennie. Je st tu ta j „for
m a” pojęciem socjopsychologicznym, jest pew ną postaw ą wobec życia,
kształtem człowieka, któ ry określa go w opozycji do świata. Mieści tu
Gom browicz jedną jeszcze podstaw ow ą właściwość „form y” : je st ona zaw
sze „form ą-ku-czem uś” , „form ą-wobec-czegoś” . Ten asp ek t precyzuje w y
raźniej dopiero po latach:
Zawsze starałem się artystycznie uwydatnić tę „sferę m iędzyludzkiego”, która, w Ślubie na przykład, urasta do w yżyn siły twórczej, przewyższającej świadomość indywidualną — czegoś nadrzędnego, jedynego dostępnego nam bóstwa. Tak dzieje się, ponieważ m iędzy ludźmi w ytwarza się elem ent Formy, który określa każdego człowieka z osobna. Jestem jak głos w orkiestrze, który musi dostroić się do jej brzmienia, znaleźć m iejsce sw oje w jej m elodii; lub jak tancerz, dla którego nie tyle jest ważne, co tańczy, ile to, by złączył się z innym i w tańcu. Stąd ani m yśl moja, ani uczucie nie są naprawdę wolne i w łasne; m yślę i odczuwam „dla” ludzi, aby zrymować się z nimi; doznaję spaczenia w następstw ie tej najwyższej konieczności: zestrojenia się z innymi w Formie. [D 1, 282—283]
I — już całkiem otw arcie:
ja sam dla siebie nie potrzebuję formy, ona mi jest potrzebna po to tylko, aby ten drugi mógł mnie zobaczyć, odczuć, doznać. [D 2, 10]
O kreślając zatem „form ę” jako „sty l” czy „sposób bycia” pojedynczego
człowieka, ujm ujem y tylko jed en biegun zjaw iska. Form a jest bowiem
także, a może przede w szystkim , w artością tw orzącą się w kontakcie m ię
dzyludzkim i k o n tak t ten um ożliw iającą. O bejm uje ona w tym rozum ieniu
określony język środow iska socjalnego, kodeks norm postępow ania, sło
wem , zbiór stereotypów społecznych.
A negdoty, przypowieści i dowcipy, w ydobywane przez autora ze skarbni cy pamięci, nie w szystkie, być może, są najpierwszej jakości [...]. W szystkie jednak posiadają nieoszacowany walor, na którym zbywa teraźniejszem u św ia tu, m ianow icie wyraźny, określony styl. [...] A poniewż ustalenie pewnej w sp ól nej form y określonego genre’u w obcowaniu niezm iernie ułatwia w szelką w y powiedź, w ięc też dawniejszym artystom i literatom łatw iej było rozmawiać, śm iać się i wzruszać niż spółczesnym. [...] Byli zgrani w pewien sposób i w ogó le lepiej w y ch o w a n ie.
Tak rozum iany „styl bycia”, obowiązujący w pew nym tow arzystw ie,
je s t niesłychanie w rażliw y na każde odchylenie od norm y. N ieustannie
w eryfikow any przez środowisko, może — w razie jakichkolw iek zakłóceń
6 „Talent, dziw actw o i coś jeszcze”. Wspomnienia z dawnych lat. [Rec.: T. H i ż,
form y — spowodować daleko idące rep e rk u sje dla jednostki. Żyje ona
stale pod naciskiem tej k ształtu jącej siły, rodzącej się z ludzi:
Wyobraźmy sobie, że człowiek przeświadczony o nieistotności, zm ienności i płynności form tego św iata poczyna na boku stwarzać sobie jakąś inną for mę, staje się dziw akiem i na przykład przywdziewa nowy i fantastyczny ubiór.
Jeżeli to będzie człow iek towarzyski, w stafym kontakcie z ludźmi i z rzeczy
w istością, w ów czas — oczyw iście — ten nowy jego a dziwaczny sposób bycia natrafi na sprzeciw ze strony innych ludzi, w yw iąże się starcie i w rezultacie człowiek ten nie tylko nie oddali się od życia, ale wręcz przeciw nie — w łaśnie odrębność jego jeszcze in tensyw n iej i boleśniej zwiąże go z ż y c ie m 7.
P rzy okazji F erdyd u rke określa się po raz pierw szy G om browicz jako
pisarz, którego naczelną em ocją jest spraw a form y, i rek a p itu lu je niejako
sw oje poglądy:
istota ludzka nie wyraża się w sposób bezpośredni i zgodny ze swoją naturą, ale zaw sze w jakiejś określonej form ie i [...] form a owa, ów styl, sposób b y cia, nie jest tylko z nas, lecz jest nam narzucony z zewnątrz — i oto ten sam człow iek m oże objaw iać się na zew nątrz m ądrze albo głupio, krwawo lub anielsko, dojrzale albo niedojrzale, zależnie od tego, jaki styl mu się napa toczy i jak uzależniony jest od innych ludzi. [...]
O, potęga Formy! Przez nią um ierają narody. Ona w yw ołuje wojny. Ona sprawia, że pow staje w nas coś, co nie jest z nas. Lekceważąc ją nie zdołacie nigdy pojąć głupoty, zła, zbrodni. Ona rządzi naszym i najdrobniejszym i od ruchami. Ona jest u podstaw y życia zbiorowego. Jednakże dla w as Forma i S tyl w ciąż jeszcze są pojęciam i z dziedziny ściśle estetycznej — dla w as styl jest li tylko stylem na papierze, stylem w aszych opowiadań 8.
Iry ta cja pisarza była całkiem uspraw iedliw iona. Form ę G om brow icza
zawsze rozum iano zbyt wąsko, a jeśli n aw et in te rp re ta c ja przeczuw ała
rozległe pole znaczeniow e, k o m en tato r nie dostrzegał w ielorakich konsek
w encji tego sta n u rzeczy.
I tak dla M irosław a S taro sta „ fo rm a” — to tylko „ p an -au to m aty zm ”,
„bezw ład”, pozbaw iona żyw ej treści „fo rm u ła” , słowem, społeczny stereo
typ, dla Ignacego F ika w form ie zam y k ają się treści k u ltu ry 9. O ile jed
n ak antag o n ista Gom browicza, Fik, sensu w alki z fo rm ą nie pojm uje,
o ty le żarliw y jego zw olennik, B runo Schulz, podobnie rozum iejąc zna
czenie tego term in u , w idzi w form ie m askę, za k tórą dopiero k ry je się
człow iek p ra w d z iw y 10; form a jest dla Schulza źródłem w ew nętrzn ego
7 Twórczość Brunona Schulza. 8 Ferdydurke. W arszawa 1957, s. 87.
e M. S t a r o s t , W itold Gom brow icz, „F erdydu rke”. „Życie Literackie” 1938, nr 4. — I. F i k, M in y trudne i m in y łatw e. Uwagi na marginesie książki G om bro
w icza „Ferdydurke”. „Nasz W yraz” 1938, nr 3.
10 B. S c h u l z , Proza. Kraków 1964, s. 486: „Można powiedzieć za G om browi czem, że cała kultura ludzka jest system em form, w których się człow iek sam w idzi
P O JĘ C IE „ F O R M Y ” U G O M B R O W IC Z A
73
kon fliktu jednostki, której „treści nieoficjalne” burzą się pod schem atycz
ną skorupą k u ltury . Podobnie — jako składnik k u ltu ry — pojm uje form ę
L udw ik F ry de, lecz o ileż różnie tra k tu je w zajem ny ich stosunek! P od
czas gdy dla Schulza niezm ierzonem u bogactw u nie ujaw nionych, podkul-
tu raln y ch treści w człowieku przeciw staw ia się ograniczający i ubożący
św iat form, dla Frydego — odw rotnie: na prostym , biologicznym schem a
cie życiow ym ufundow ana jest cała, oszałam iająco różnorodna nadbudow a
k u ltu ry 11.
N ajbliższy praw d y z przedw ojennych k ry ty kó w był w in te rp re ta c ji for
m y H enry k Vogler. Pomogło m u w tym z pewnością porów nanie tw órczo
ści Gom browicza i Schulza, którego trudno, zaiste, pom aw iać o „socjolo-
gizow anie” :
D zieło Gombrowicza jest niestrudzonym zmaganiem się z formą, a w ięc z duchem, który panuje nad ciałem, czyli nad treścią, który ją ujarzmia, czyli nadaje jej wyraz. Gdy u Schulza materia działa w sw ojej swobodnej, anar chicznej, żyw iołowej potędze, u Gombrowicza boryka się ona w naczyniu d y scypliny m ózgowej, w konieczności znalezienia swej formy, rozkłada się, fer m entuje, „robi gęby”. [...]
Przyjm ując rzeczyw istość za punkt wyjścia, widzi ją skonw encjonalizow a ną, stryw ializow aną w skutek narzucenia jej abstrakcyjnej form y syntezy. Aby zrozumieć i uporządkować świat, nadał mu człowiek pewną form ę, ale ta forma musi być z konieczności schematyzowaniem , skoro przecież w żadnym skończo nym kształcie nie można zamknąć wielorakiego, zmiennego świata. Stąd każda synteza jest uproszczeniem, subtelnym kłamstwem , odgrywającym swoją po m ocniczą rolę w w alce o b y t 12.
Ta jedy n ie słuszna droga in te rp re ta c ji nie od razu jednak została po
V oglerze podjęta.
W pow ojennych om ów ieniach twórczości Gom browicza p ow tarza się
rów nież najczęściej koncepcja form y jako sposobu istnienia w społeczeń
stw ie, jako konw enansu czy m aski. I tak J a n Józef Szczepański za fo rm ę
uw aża pew ien „sposób bycia w świecie” , u A ndrzeja Kijowskiego form a
i w których ukazuje się człow iekow i. Człowiek nie znosi swej nagości, nie styka się ani z samym sobą, ani ze swoim i bliźnim i inaczej niż za pośrednictwem form , stylów , m asek”.
11 L. F г y d e, W y bór pism krytycznych . Opracował A. B i e r n a c k i . War szaw a 1966, s. 384: „»Głównym problemem Ferdydurke jest problem formy« — pisze autor w cytowanym komentarzu. A to jest problem zasadniczy, p r o b l e m k u l t u r y . Bo treść życiow a jest prosta, powtarza się niezm iennie w e w szystkich w ie kach, pod każdym stopniem szerokości i długości geograficznej; wyczerpująco okre ślają ją sym bole biologii, a z innej strony — katechizmu. T a j e m n i c a k u l t u r y — nieprzebranego bogactwa zjawisk: narodów, epok, stylów , obyczajów, gestów ohydnych i w zniosłych — t k w i w f o r m i e ”.
12 H. V o g l e r , Dwa św ia ty romantyczne. O B. Schulzu i W. G om brow iczu . „Skam ander” 1938, nr 99/101, s. 249, 250—251.
pojaw ia się jako „form a obyczajow a”, Z ygm unt G reń uważa, że Gom bro-
w iczow e zm agania z form ą sto su ją się jed y n ie do sytu acji tow arzyskich,
Jerzy K m ita w reszcie u jm u je form ę jako pew nego rodzaju kształt osobo
wości czy też pozycję s p o łe c z n ą 13. Z „rolą społeczną” utożsam ia form ę
Z dzisław Łapiński; koncepcję form y jako składnika k u ltu ry podejm uje po
w ojnie M e n cw e l14.
Z niedostateczności w szystkich dotychczasow ych in te rp re ta c ji form y
u G om browicza zdaje sobie spraw ę S andauer, jakkolw iek nie podejm uje
tru d u usystem atyzow ania różnorodnych znaczeń i funkcji tego pojęcia:
Czymże jest Forma? Czy tylko konwenansem , z którym w alczyło tylu obrazoburców, i czyżby Gom browicz był tylko kontynuatorem Boya? Gdy jed nak dawni „odbrązowiacze” w ierzyli, że — po zdarciu m aski z człowieka — odnajdą jego oblicze naturalne, to stanow isko Gombrowicza jest bardziej skom plikow ane. Po pierw sze — nie dem askuje on człow ieka jako istoty b io-13 J. J. S z c z e p a ń s k i , Drugie odkrycie Gombrowicza. „Tygodnik P ow szech n y ” 1957, nr 34: „Walka Gom browicza o form ę jest tylko ubocznie problem em lite rackim . Stanowi ona pochodną w alk i o form ę bytu Polaka w nowoczesnym św ie cie”. — A. K i j o w s k i , „H am let” okresu dojrzewania. „Teatr i F ilm ” 1958 nr 2, s. 24: „Ludzie Gom browicza nie dociekają żadnej prawdy o sobie. Przeciwnie, bro nią się przed nią, uciekają przed nią w form ę obyczajową, która ich obrasta i prze żera na w skroś”. — Z. G r e ń , S ztu ka i ży cie praktyczn e. „Życie L iterackie” 1958, nr 1: „Zakres jego obserw acji to kawiarnia i konw encjonalny salon drobnom iesz- czański; zakres jego w ied zy to plotka, zręczny paradoks, dwuznaczna pointa. Z w ąt p ienie w sensow ność św iata narodziło się w w ąskim kręgu życia towarzyskiego. Gęba i mina, nieautentyczność człow ieka, fałsz i upozowanie — to są zjawiska poznane i praktykowane w salon ie”. — J. K m i t a , rec. Bakakaju. „Tygodnik Z achodni” 1958, nr 29: „Formę można pragnąć przyswoić sobie — daremnie (Bie
sia da), m ożna z nią w alczyć (Z darzenia ), m oże być ona narzucona siłą (Bankiet),
m oże w reszcie form a jakaś obezwładniać, hipnotyzować, jak Filipa w opowiadaniu
Na kuchennych schodach. Gom browicza szczególnie interesuje przypadek narzuca
nia jednostce pew nej Formy, w alk a z nią, usiłow anie w ybronienia Formy w łasnej, in d yw id u aln ej”.
14 Z. Ł a p i ń s k i , „Slub w kościele lu d zk im ”. (O kategoriach in terakcyjnych
u Gombrowicza). „Twórczość” 1966, nr 9, s. 98: „Dla Gombrowicza form a w sztuce
je st tylko jednym z w ariantów form y w ogóle, form y w życiu. N iedopasowanie do form y, »niedojrzałość«, jest w p ow ieści przedm iotem opisu. Ponadto nowość tego d zieła [tj. F e rd yd u rk e] ma w in tencji autora pozw olić samemu pisarzow i w yzw o lić się spod w ładzy form y, którą narzuca w spółczesny konw enans literacki. Otóż • p ojęcie form y m ożna z powodzeniem zastąpić term inem »rola społeczna«. Akcja
F e rd yd u rk e to uzew nętrzniony przebieg w ew nętrznej interakcji m iędzy partnerami,
popychającym i się w zajem nie w obce im ro le”. — A. M e n c w e l , A n ty groteska
Gom brow icza, „F e rd y d u rk e ” i te o retycz n e p ro b le m y je j in terpretacji. W zbiorze:
Z p ro b le m ó w litera tu ry polskiej X X wieku. T. 2. W arszawa 1965, s. 248—249; „Po m iędzy pierw szym a następnym i rozdziałam i części szkolnej [Ferdydurke] zacho dzi b ow iem znam ienna inw ersja. Intencją jej jest chęć ukazania, że św iat kultury zaw iera w stanie gotowym każdą naszą naturę. Nasza rzekoma autentyczność ist n ieje już w św iecie gotowych form — przestaje być autentycznością”.
P O JĘ C IE „ F O R M Y ” U G O M B R O W IC Z A
logicznej; przeciwnie, podkreśla — wraz z całym m yśleniem w spółczesnym — jego ludzką specyfikę, jego antynaturalność. Po drugie — to, że głosi w alkę z konwenansem , nie znaczy bynajmniej, jakoby w ierzył w jej skuteczność: nie ma dla niego „ja” pozaspołecznego, człowiek jest do głębi przesiąknięty Formą, cokolwiek robi, robi „dla in nych ”, jego w alka o autentyczność jest beznadziej na i stajem y tu wobec nierozw iązalnej — przynajmniej na razie — an tyn o mii. Po trzecie — Forma jest pojęciem znacznie od konwenansu szerszym: lu dzie „zgrywają s ię ” z sobą w kombinacje coraz to inne i zyskują — jak ton w m elodii — sens zależnie od s y tu a c ji15.
„ Jest pojęciem znacznie od konw enansu szerszym ” — bez w ątpienia,
ale jed n ak dla Sand au era pozostaje term inem w całym tego słow a zna
czeniu socjologicznym. Form a je st w ty m rozum ieniu: n a jp ie rw sposobem
bycia człowieka, zespołem jego stereotypow ych zachowań, stylem języka,
n astęp n ie kształtem , w jakim u jm u je jednostkę inny, k o n tak tu jący się
z nią człowiek lu b gru p a ludzi, w końcu stereotypem grupow ym , klaso
w ym , narodow ym . Pierw szy p u n k t można byłoby w łaściw ie skreślić, ew en
tu aln ie włączyć w treść pun k tó w następnych, p am iętam y bowiem, że czło
w iek sam dla siebie jest am orficzny, „sam dla siebie nie p o trzeb uje fo r
m y ” . Z drugiej stro n y pojęcie form y mieści w sobie także całą ogrom ną
dziedzinę społecznych, grupow ych „obrzędów ”, obyczajów, g ier — a pa
m iętajm y , że dla G om browicza elem ent gry istnieje w każdej niem al g ru
pow ej czynności. Zbliża się w ty m auto r F erdydurke do poglądów H uizin-
gi. „Ludzie »zgryw ają się« z sobą w kom binacje coraz to inne” — pow ia
d a S andauer, ale — rozszerzając rozum ienie form y — gubi chyba nadal
cały kom pleks zagadnień, k tó re przy tej okazji w inny być przyw ołane.
Są bowiem u Gom browicza w zm ianki, k tó re pozw alają na jeszcze obszer
niejsze po trak tow anie tego term inu.
„Form a” jako kategoria filozoficzna
„Nie m ogłem znaleźć form y na w ypow iedzenie m ej rzeczyw istości” —
czytam y w D zien n iku [1, 246] o problem ach życiow ych i pisarskich Gom
brow icza z okresu m iędzyw ojennego. A więc już nie tylko „ ja ”, „m oja
osobowość”, ale także „m oja rzeczyw istość” obciążona jest zależnością od
form y. J a k to w cześniej i później w ielokrotnie odnotował, G om brow icz
uw aża, że każdy człowiek nosi cały swój św iat przy sobie. Nic poza odbi
ciem Kosm osu w naszej świadomości nie je st nam dostępne, ale też to
um ożliw ia nam „być zawsze u siebie”, niezależnie od tego, gdzie się zn aj
dujem y. Ju ż w 1935 r. pisał Gom browicz:
Ta książka [tj. Don Kichot] dziś, dla nas — w yraża pewną niezmiernie aktualną, a nawet groźną m yśl, m ianowicie m yśl do głębi indyw idualistyczną 15 A. S a n d a u e r , Witold Gombrow icz — człowiek i pisarz. W: Dla każdego
— iż każdy ma inną, w łasną rzeczyw istość, a św iat w każdym inaczej się za łam uje. [...]
Musimy się pogodzić z twardym i bardzo niew ygodnym faktem , że ilu ludzi, tyle odm iennych kosmosów, tyle pryzm atów, załam ujących drzewa, w ia traki i krow y w ed le w łasnych suwerennych praw 16.
Po latach doda:
ojczyzną w aszą w y sami jesteście! Cóż z tego, że nie przebywacie w Grodnie,. K utnie lub Jedlińsku? Czyż kiedykolw iek człowiek przebywał gdzie indziej niż w sobie? Jesteście u siebie, choćbyście znajdowali się w Argentynie lub w Kanadzie, poniew aż ojczyzna nie jest m iejscem na m apie, ale żywą is t— nością człowieka. [D 1, 90—91]
Nieco dalej w in te rp re ta c ji poglądów Gom browicza idzie Czesław Mi
łosz:
Ja, urodzony choć o to nie prosiłem, rzucony w świat, nie mam żadnych podstaw do tego, żeby orzekać, że cokolw iek poza moim „ja” istnieje. D ostępne mi są tylko dane m ego um ysłu (Gombrowicz zawsze powtarzał: Descartes, Kant, H u sse rl)17.
T ym sam ym w y p ły w a w ięc Gom browicz na szerokie w ody personaliz
m u filozoficznego, czyniąc ośrodkiem zainteresow ania osobę ludzką — k o -
re la t św iata jednostkow ego, tego „m ikrokosm osu”, ja k go nazyw a S che-
ler 18. K om unikacja m iędzyludzka polega w łaściw ie na w zajem nym „ tłu
m aczeniu sobie” przez ludzi fragm entów ich osobistych kosmosów na
intersu b iek ty w n y , społeczny języ k sym boli i znaków, jest więc także pro
cesem n ad aw ania f o r m y . Idąc dalej stw ierdzam y zatem , że w szelka
ekspresja zw iązana jest z form ą. Ale i osobisty kosmos każdego z nas, by
m ógł być w yrażony, w ym aga ujęcia, co z kolei jest nie do pom yślenia
bez form y, narzędzie to je st nam niezbędne w każdej św iadom ej m yślo
16 Don Kichot obecnie. „Kurier Poranny” 1935, nr 91.
17 Cz. M i ł o s z , K i m je st Gom brow icz? „K ultura” (Paryż) 1970, nr 7/8, s. 46. 18 Warto przytoczyć dla porównania poglądy M. S c h e l e r a (Der Formalis
mus in der Ethik und die m ateria le Wertethik. Cyt. za: L. K o ł a k o w s k i , K. P o
m i a n , Filozofia egzystencjalna. W arszawa 1965, s. 109— 110): „Przedmiotowy kore- lat osoby nazw aliśm y ś w i a t e m . Każdej osobie indyw idualnej przyporządkowa ny jest tedy jakiś ś w i a t indyw idualny. Każdy przedm iot »należy« z istoty do jakiegoś ś w i a t a , podobnie jak każdy akt do jakiejś osoby. Istotna budowa św ia ta jest w szakże a p r i o r i w yznaczona przez esencjalne i strukturalne zw iązki m iędzy jakościam i idealnym i rzeczy, zarazem jednak w szelki św iat jest św iatem konkretnym w yłącznie jako ś w i a t jakiejś o s o b y . W szelkie dające się w yróż nić obszary przedm iotów — przedm ioty św iata w ew nętrznego i zewnętrznego, cie lesności (a z nią cała m ożliwa dziedzina życia), obszary przedm iotów idealnych i w artości — w szystk ie one m ają jedynie abstrakcyjną przedmiotowość. W pełni konkretne staną się dopiero w chodząc w skład św iata jakiejś osoby. Tylko o s o b a nigdy nie stanow i »części« św iata, lecz jest zawsze k o r e l a t e m św iata, w któ rym siebie samą przeżyw a”.
P O JĘ C IE „ F O R M Y ” U G O M B R O W IC Z A
77
w e j operacji. Tak rozum iana form a jest już o krok od „form y sym bolicz
n e j” C assirera 19.
Pom iędzy człowiekiem a jego form ą ujęcia rzeczywistości w y tw arza
■się podobnie am biw alentny stosunek jak w w ypadku form y — stereoty p u
społecznego. Z jednej strony człowiek nadaje form ę tem u, co postrzega,
z drugiej stro n y w ytw orzona form a narzuca sw ą konsekw encję i nagina
d o siebie rzeczyw istość:
deform acja ściśle m iędzyludzka nie jest jedyna przede w szystkim dlatego, że człowiek w najgłębszej swojej istocie ma coś, co chętnie nazwałbym „im pe ratyw em form y”.
To coś jest chyba nieodzowne w szelkiej istocie organicznej. Na przykład wrodzona nam konieczność „zaokrąglania kształtu”. W szelki kształt napoczęty domaga się uzupełnienia, gdy powiem „a”, coś m nie zmusza do powiedzenia „b” i tak dalej. Ta konieczność zaokrąglania, dopowiadania w m yśl jakiejś logiki im m enentnej kształtu, gra bardzo w ielką rolę w moich utworach.
W Kosmosie akcja polega na tym, że insynuują się pewne kształty z po czątku em brionalne, stopniowo coraz wyraźniejsze... na przykład idea w iesza nia... mój bohater jest na ich tropie, już, już, wydaje mu się, że coś w yłoni się określonego, że rebus będzie odczytany... boi się, ale pragnie... i za każ dym razem kształt zapada się w chaos 20.
19 E. C a s s i r e r , Zur Logik des Symbolbegriffs. Cyt. za: A. S c h a f f , Język
(i poznanie. W arszawa 1964, s. 50, przypis: „Jeśli prawdą jest, że wszelka ob iek tyw
ność, w szystko, co nazyw am y naocznością przedmiotową czy wiedzą, jest nam dane tylk o w określonych formach i tylko poprzez nie jest nam dostępne — to nigdy nie będziem y m ogli w yjść poza te formy, a każda próba rozważania ich jak gdyby »z zewnątrz« jest od sam ego początku beznadziejna. Jedynie w tych formach m o żem y oglądać, doświadczać, przedstawiać sobie i m yśleć; jesteśm y związani ich czysto i m m a n e n t n y m znaczeniem i siłą. Jeśli w ięc tak jest, w ówczas pozo staje całkow icie problem atyczne to, jakim prawem możemy ,w ogóle tworzyć p o jęcia w zględem czystej form y przeciwstawne i korelatywne. Gdy m ówim y o »ma terii« rzeczyw istości, która »zamyka się« w form ie i zostaje przez nią ukształto w ana, nie jest to nic innego jak zw ykła metafora. Nic bowiem nie jest nam dane w naszym poznaniu jako coś, co — jeśli można tak powiedzieć — ma tylko nagi byt, co by nie było już określone przez jakąś formę. Tego rodzaju coś jest raczej zw yk łą abstrakcją o charakterze nader w ątpliw ym i podejrzanym ”. Dla Cassirera „poznanie jest konstrukcją umysłu poznającego”, który narzuca arbitralnie form ę obiektyw nem u światu. H. B u c z y ń s k a (Cassirer i symboliczne fo rm y poznania. W zbiorze: Filozofia i socjologia X X wieku. Wyd. 2, rozszerzone i uzupełnione. Cz. 1. W arszawa 1965, s. 53—54) tak referuje te poglądy: „Umysł w poznaniu jest czynnikiem aktywnym . Poznanie jest procesem »obiektywizacji ducha« — rozumie przez to Cassirer, iż św iat empiryczny jest różnorako ujm owany i kształtowany przez umysł, że różnorodne twory kultury są różnorodną organizacją dośw iadcze nia. Bez tej syntetyzująco-organizującej funkcji umysłu istniałby jedynie chaos w rażeń. A ktyw ność umysłu polega na przekształceniu chaotycznego świata wrażeń w zorganizowane i ukształtowane twory kultury”. — Nigdzie w pism ach Gom browicza nie ma śladu lektury Cassirera, można w ięc przypuszczać, iż go autor
K osm osu nie znał. A jednak podobieństwo poglądów jest uderzające — określa je
w spólny kantow ski rodowód koncepcji obu m yślicieli.
W św ietle ty ch ostatn ich spostrzeżeń m ożem y stw ierdzić, że te rm in
form a m a znaczenie o w iele jeszcze szersze od in te rp re ta c ji czysto „socjo
logicznej” . Form a w iąże się nieodłącznie z każdą percepcją, każdym u j ę
c i e m św iata, jest ona u n iw ersaln y m narzędziem służącym n adaw aniu
kształtu rzeczyw istości. T en u n iw ersaln y zakres zastosow ania „form y”
podkreśla Błoński, gdy m ów i o form ach jako „kształtach zaprogram ow a
nych przez n a tu r ę ”, a n astępnie, tłum acząc poglądy Gom browicza, sięga
po szeroką in te rp re ta c ję pojęcia:
Słowem , pod opozycją subiektyw nego i obiektyw nego rozpoznaje jakby Gombrowicz k onflikt dwu potęg, rządzących z a r ó w n o człow iekiem jak n a turą: form y (dojrzałości) i energii (młodości). Tropiąc te potęgi w rozmaitych dziedzinach, nadaje swej twórczości — albo raczej działalności? — znaczenie społeczne, erotyczne i filozoficzne jed n o cześn ie21.
Ja w i się kusząca analogia z A rystotelesem . P om ijając różnice term in o
logiczne (u A rystotelesa enérgeia jest siłą już ukierunkow aną, w łaśn ie
stw arzającą m o rfé — form ę, a czystą potencjalność tkw iącą w rzeczyw i
stości nazyw a się dynam is), koncepcja form y i energii jak o dwóch zasad
rzeczyw istości żywo przypom ina A ry stotelesow ską opozycję: m ateria —
form a 22.
Podobna k orelacja zachodzi u G om brow icza pom iędzy N iedojrzałością
21 J. B ł o ń s k i , O G ombrowiczu. „M iesięcznik L iteracki” 1970, nr 8, s. 47. 22 W tekstach oryginalnych brzmi to następująco (cyt. za: Filozofia starożytn aGrecji i Rzymu. Teksty w ybrał i w stępem poprzedził J. L e g o w i c z . Wyd. 2. War
szawa 1971, s. 198):
„Metaph. VII 7. 1032b. 1. Formą nazywam istotę rzeczy i jej pierwszą sub stancję.
Metaph. IX 8. 1050b 1. Forma jest rzeczyw istością rzeczy, jej aktem.
Metaph. VII 7. 1032b 30 nn. Zgodnie z aksjom atem , nie m oże nic powstać, j e żeli nie istn ieje coś w cześniej. O jednej części w iadom o, że z konieczności m usi być w cześniej. Tą częścią jest m ianow icie materia. M ateria bowiem jest częścią składową w procesie pow staw ania i sam a rów nocześnie się staje, ale dopiero fo r ma, która jest treścią pojęcia, m usi, powiadam , uczynić z niej rzecz określoną.
Metaph. XII 3. 1070a ln . W szystko, cokolw iek się zmienia, zm ienia się jakc* coś, przez coś i w coś. To, przez co jakąś rzecz się zmienia, jest przyczyną sprawczą, to, co się zm ienia, m aterią, to, w co się zm ienia, form ą”.
J. L e g o w i c z (Z arys historii filozofii. E le m e n ty doksografii. Wyd. 2. War szawa 1967, s. 94) rekapituluje te w yw ody: „ M a t e r i a nie oznacza tu ciała, a le nieokreśloną i n iem ożliw ą do określenia jego zasadę, a w ięc elem en t zm ienny, m ożnościowy, substrat zm ienności i podstaw ę w szelkiego staw ania się^ F o r m a natom iast w powiązaniu z pojęciem kształtu czy figury oznacza zasadę aktualizu jącą w ew nętrzne m ożliw ości m aterii i jest tym, przez co m ożnościowo nieok reślo na m ateria staje się jednostkow o-konkretną rzeczą. Dlatego też można nazw ać f o r m ę u r z e c z y w i s t n i e n i e m i a k t u a l i z o w a n i e m s i ę m a t e r i i . Pełna s u b s t a n c j a rzeczy powstaje dopiero w w yniku połączenia się m a terii z formą, czyli przez aktualizację określonych m ożliw ości”.
PO JĘ C IE „ F O R M Y ” U G O M B R O W IC Z A
79
(chaosem) a Dojrzałością (formą). W arty k u le „w prow adzającym ” F erdy
du rke na literacki ry n ek tak o ty m pisze:
Głównym problemem F erdydurke jest problem form y. Żyjem y w epoce gw ałtow nych przemian, przyśpieszonego rozwoju, w której dotychczas ustalone form y pękają pod naporem życia. Człowiek jest dziś bardziej niż kiedykolw iek zagrożony sferą niższą, sferą ciem nych i nieposkrom ionych instynktów , zarów no w łasnych jak obcych 23.
Dalej w spom ina o potrzebie „znalezienia form y n a to, co w człow ieku
jest jeszcze niedojrzałe, nie skrystalizow ane, niedorozw inięte”, i o bezna
dziejności tego postulatu.
Nie tylko więc człowiek, ale i odbicie św iata w jego świadomości prze
jaw ia się zawsze w jakiejś f o r m i e . J e st ona nieodłączna od każdej
treści m ającej z a i s t n i e ć w um yśle ludzkim lub stać się przedm iotem
zrozum iałego kom unikatu. Treści nie objęte formą, niedojrzałe, nie do
stę p u ją zaszczytu obiektyw izacji. Pozostają p ry w atn ą w łasnością jed no st
ki, żyją na p ery feriach świadomości i tw orzą wokół człowieka specyficzną,
nieprzekazyw alną aurę, osobistą, sek retn ą kryjów kę człowieka, której n ik t
nigdy nie pokaże nikom u, po pro stu dlatego, że b rak m u klucza-form y,
by ją otw orzyć dla cudzego wzroku.
Człowiek nie m oże wyrazić siebie na zewnątrz [...], przede w szystkim dla tego, że tylko to, co w nas jest już uładzone, dojrzałe, nadaje się do w yp o w iedzi, a cała reszta, czyli w łaśn ie niedojrzałość nasza, jest m ilczeniem . [D 2,
11]
Dojrzew ając, człowiek z plazm ow atego oceanu potencjalności w ydoby
w a pew ne treści, selekcjonuje, n ad aje konstruk cję i hierarchię* nazyw a,
podnosi je n astępnie z podświadomości w sferę in tersu biek tyw ną, spo
łeczną. Treść otrzy m u je form ę — a tym sam ym sta je się przedm iotem
oglądu cudzych świadomości, przedm iotem ich oceny. M arzy o ty m z po
czątku b o h ater F e rd y d u rk e :
Z tumanu, z chaosu, z m ętnych rozlewisk, w irów, szum ów, nurtów, ze trzcin i szuwarów, z rechotu żabiego m iałem się przenieść pomiędzy form y klarow ne, skrystalizow ane — przyczesać się, uporządkować, w ejść w życie społeczne dorosłych i rajcować z nimi 24.
S chem at: potencjalność — aktualizacja, łączy więc m odele A rysto te
lesa i Gombrowicza, prow okując, jak się rzekło, do porów nań. Czas jed nak
w ydobyć istotne różnice dzielące obie koncepcje. Pierw sza i podstaw ow a
leży w fakcie, iż A rystoteles budow ał system określający zasadę o b i e k
t y w n e j r z e c z y w i s t o ś c i , Gom browicz n atom iast in te resu je się
23 A b y uniknąć nieporozumienia. „Wiadomości Literackie” 1937, nr 47. 24 Ferdydurke, s. 7.
w yłącznie s u b i e k t y w n y m ś w i a t e m j e d n o s t k i . Form a A ry
sto telesa p rzysłu g u je obiektyw nie każdej rzeczy, form a Gom browicza zo
sta je n a r z u c o n a przez jed n o stk ę rzeczy w sub iekty w ny m akcie u j ę
c i a rzeczyw istości, w pew nym sensie więzi ową rzecz w sobie 25. Co za
ty m idzie, A rystotelesow ska form a istotn ie przy sług uje rzeczy, u Gom
brow icza n atom iast rozg ry w a się n ieu sta n n a w alk a jednostek, k tó re usi
łu ją przeforsow ać sw oją form ę w idzenia św iata, p rzy czym niedorzeczna
się staje ocena praw dziw ości czy adekw atności tych form — p an u je dosko
nały relatyw izm . Człowiek A rystotelesa p o z n a j e formę, człowiek Gom
brow icza jest jej niezm ordow anym w y t w ó r c ą 26.
Za ty m spostrzeżeniem m usi iść n astęp n e: człow iek A rystotelesa m a
do czynienia z form ą już „zam k n iętą” , tzn. przylegającą ściśle do rzeczy,
im m an en tn ą — człow iek G om brow icza mozolnie „w ciska” treść w rażeń
tkw iącą w świadom ości w ko n stru o w an y przez siebie kształt. K ształt ów
n ie zawsze okazuje się stosow ny, czasem pęka pod n aporem now ych w ra
żeń, czasem z kolei zm usza do specyficznego doboru treści docierających
do nas przez zm ysły. Człowiek Gom brow icza nieu stan n ie o r g a n i z u j e
s o b i e d o ś w i a d c z e n i e , a z d rugiej stro ny form a, jak ą w ten spo
sób pow ołuje do życia, poczyna organizow ać się sama, posłuszna nad rzęd
nym praw om sy m etrii i analogii; w ten sposób m a on do czynienia zawsze
z form ą in sta tu nascendi, z form ą w stan ie pośrednim : jak b y do połowy
jeszcze w nim u k ry tą, a od połow y jaw ną. Pom agając jej w yłonić się
całkow icie, w idzi jednocześnie, ja k form a odryw a się od niego, staje się
zam knięta, niepodległa ingerencji, obca, m artw a. S tąd jego stosunek do
form y — niesłychanie osobisty, nacechow any sprzecznym i nam iętnościa
mi. Człowiek G om brow icza przypom ina rzeźbiarza, dla którego obcy jest
zarów no nie obrobiony pień drzew a, ja k gotow y już posąg: zam knięte,
zobiektyw izow ane „dzieło” ; k tó ry wobec tego p o trafi naw iązać kontakt
z opornym m ateriałem jed y n ie w trak cie obróbki, w trakcie nadaw ania
form y, gdy form a owa tkw i jeszcze „jed n ą nogą” w świadom ości tw órcy.
25 Por. poglądy Sartre’a i M. M erleau -P on ty’ego — W. G r o m c z y ń s k i , Czło
wiek, św ia t rzeczy , Bóg w filozofii S artre’a. Warszawa 1969, s. 32: „Zapożyczając
od psychologii postaci pojęcie form y, M erleau-Ponty i Sartre, w przeciw ieństw ie do psychologów postaci, odm awiają formom fizycznym w aloru bytu w sobie. Układ fizyczny nie jest im m anentną w łasnością bytu znajdującego się poza sferą jego stosunku do człow ieka działającego. Fizyczna czy biologiczna struktura, potrakto w ana jako byt przyrody en-soi, rozpadłaby się, powiada M erleau-Ponty, na n ie skończoną ilość m olekularnych, pojedynczych faktów , w zajem nie na siebie oddzia łujących, »gdzie w szystk o byłoby uzależnione od w szystkiego i gdzie żadna grani- ca-w arunek odrębności nie byłaby m ożliw a«”.
29 D 1, 247—248: „Chodziło tu, ni m niej ni w ięcej, tylko o przew ekslow anie z człow ieka m ającego form ę na człow ieka (dotyczy to także narodu) w ytw arzają cego form ę...”
P O JĘ C IE „ F O R M Y ” U G O M B R O W IC Z A
81
Tu w arto w ięc skorygow ać zdanie Błońskiego: form a istotnie rządzi n a tu
rą, ale jedynie n a tu rą u w e w n ę t r z . n i o n ą w świadomości. To w ażne !
J a k widać, Gom browicz daleko odbiegł od antycznego m istrza. Poczy
nione tu porów nanie odsłania jed n ak fakt, że Gom browiczow ska form a
posiada zakres zastosow ania rów nie uniw ersalny jak form a A rystotelesa,
rów nie u n iw ersaln y — choć na gruncie innej rzeczywistości. O biektyw
nem u m akrokosm osow i A rystotelesow skiem u odpowiada bowiem jed no st
kow y m ikrokosm os Gombrowicza.
Rola zw yk łego człow ieka i rola artysty
w procesie „w ytw arzania form y”
K iedy już — przeprow adziw szy porów nanie z A rystotelesem — za
kreśliliśm y Gom browiczowskiej form ie obszerne granice zastosowania,
przyjdzie nam powrócić do współczesnej trad y cji filozoficznej, gdy pytam y
0 św iat, w k tó ry m form a egzystuje. Gombrowicz w tej trad ycji nie zaj
m u je stałego m iejsca, ale m łodzieńcza jeszcze fascynacja K antem pozwala
zestaw iać jego poglądy z m yślą neokantystów , a szczególnie płodne jest
porów nanie z Cassirerem . Dla Cassirera św iat form założony jest a priori.
Treści zm ysłowe zostają „uczłowieczone” przez włączenie ich w a rb itra ln ą
s tru k tu rę ludzkiego św iata, poprzez ujęcie ich w „form y sym boliczne” .
Tym sam ym poznanie, podług Cassirera, jest sw oistym aktem tw órczym 27.
Podobnie ja k człowiek Gombrowicza, człowiek C assirera rów nież n ieu sta n
27 B u c z y ń s k a , op. cit., s. 55: „Świat doświadczenia jest, zdaniem Cassirera, pew ną zorganizowaną całością, ta zorganizowana całość jest czymś w ięcej niż kombinacją prostych elem entów . Dominującą rolę w poznaniu odgrywa całość i jej struktura, poszczególne fragm enty i składniki są jej podporządkowane i nie po siadają sam oistnego znaczenia. Dominuje konstrukcja całości. Ta ogólna struktura nie ma charakteru em pirycznego, m usi być wcześniejsza od tego zbioru dośw iad czenia, który m a organizować, jest dana a prio ri”. — E. C a s s i r e r , Der Begriff
der symbolischen Form im Aufbau der Geisteswissenschaften. Cyt. za: S c h a f f ,
op. cit., s. 54: „Przez »formę symboliczną« należy rozumieć w szelką energię du cha, dzięki której duchowa treść znaczenia zostaje związana z konkretnym zna kiem zm ysłow ym i łączy się z tym znakiem w ew nętrznie. W tym sensie język, św iat m ityczno-religijny i sztuka przedstawiają się nam jako owe szczególne for m y sym boliczne. W nich w szystkich bowiem przejawia się to podstaw owe zjaw i sko, że nasza świadom ość nie zadowala się jedynie otrzym ywaniem w rażeń ze św iata zewnętrznego, lecz łączy każde w rażenie ze swobodną czynnością w yrażania 1 przepaja nią wrażenie. Świat znaków i obrazów przez nas stworzonych przeciw staw ia się tem u, co nazywam y obiektyw ną rzeczywistością rzeczy, i utrzymuje się w brew niej w niezależnej pełni i z pierwotną m ocą”. — Poznanie, w edług C a s s i r e r a (Le Langage et la construction du monde des objets. Cyt. jw., s. 47), „nie odtwarza wzoru już danego w przedmiocie, lecz im plikuje akt pierwotny, który tw orzy model. Nigdy w ięc nie jest prostą kopią; jest w yrazem oryginalnej siły twórczej. Intelektualne obrazy świata, które posiadam y w poznaniu, w sztuce czy w języku, są zatem — by użyć słów Leibniza — »żywym i zw ierciadłam i świata«.
nie w y t w a r z a f o r m ę , jest reżyserem w łasnej świadomości, w łasnej
w izji św iata — i nie darm o w p isarstw ie G om brow icza m otyw reżyserii
odgryw a ta k decydującą rolę: jest ona — reżyseria, czyli nadaw anie sensu
rzeczom i w ydarzeniom oraz kierow anie nim i — procesem nieodłącznym
od ludzkiej percepcji. J a k zauw ażyliśm y w cześniej, form a Gom browicza
może być utożsam iana ze społecznym rytuałem , obrządkiem , grą; człowiek
bezustannie g r a z innym i ludźm i o w łasną osobowość, o autentyczność.
P odobny proces zachodzi w stosunkach: człow iek — jego mikrokosmos.
I tu m am y do czynienia z su b teln ą rozgryw ką, ze skom plikow anym obrząd
kiem i sform alizow aną procedurą. Człowiek reży seru je ciągle sytuacje
m iędzyludzkie — i jednocześnie reż y se ru je sw oją w ew n ętrzn ą w izję św ia
ta (zaw ierającego, rzecz p rosta, także i tam te sytuacje), człowiek gra
bezustannie z ludźm i — i g ra podobnie z nap ły w ającym i danym i zm ysło
w ym i. I w pierw szym , i w d rugim p rzy p ad k u staw ką jest panow anie nad
św iatem : św iatem ludzi i św iatem przedm iotów świadomości. O ile w ięc
Pornografia p rez e n tu je reżyserię sy tu a c ji w g ru p ie ludzi — o tyle Kosm os
jest ju ż przede w szystkim opisem zm agań n a rra to ra z w łasną świadom o
ścią, opisem skom plikow anej gry, jak ą prow adzi z chaotycznie n ap ływ a
jącym i w rażeniam i, by n adać im sensow ną czy gtm si-sensow ną stru k tu rę .
N a tle tej n ieu sta n n ej p racy ludzkości, polegającej n a w y tw arzan iu
form y, a zatem n a „uczłow ieczaniu” św iata, szczególnie ry su je się rola
a rty s ty : jest on człow iekiem , k tó ry ig ra z form ą, w y tw arza ją na u żytek
społeczny, ale się z nią nie id en ty fik u je, obdarza sensow nym kształtem
i k o n stru k cją u ro jo n e treści, słowem, p o stęp u je podobnie ja k każdy z nas,
ale — w przeciw ieństw ie do nas — robi to jaw nie, na oczach w szystkich.
M agia sztuki polega n a tym , że w ięzi ona fra g m en t rzeczyw istości w fo r
m ie i owej form ie n a d a je n ie n a tu ra ln ą, nie sp oty kan ą w norm aln ym św ie
cie trw ałość. P otęga a rty s ty leży w jego niedostępnej zw ykłym śm iertel
nikom ś w i a d o m o ś c i f o r m y , świadomości, k tó ra pozw ala uchylać
się definicjom , szty w n o określonym rolom społecznym , m askom , leży za
tem w um iejętności n arzu can ia w ydarzeniom w łasnej reżyserii. W ty m
sensie a rty stą-reży serem -d em iu rg iem je st dla G om brow icza dem oniczny
F ry d e ry k z Pornografii, G onzalo z T ra n s-A tla n ty k u , H en ry k ze Ślubu.
P am iętajm y jednak, że z drugiej stro n y a rty s ta — w edług G om brow icza —
jest praw ie zaw sze „niezupełny, n ie dokształtow any, że przede w szyst
kim p r a g n i e s t a ć s i ę a r t y s t ą .
Sam Gom browicz początkow o
uw ażał podział n a „ a rty stó w ” i „resztę lu d zi” za bzd urny :
Przede w szystkim zerw ijcie raz na zaw sze z tym słowem : sztuka, a także z tym drugim: artysta. P rzestańcie nurzać się w tych słow ach, które pow ta-Nie są to proste recepcje i bierne rejestracje, lecz akty um ysłu, a każdy z tych oryginalnych aktów rysuje przed nami obraz szczególny i nowy, zakreśla hory zont obiektyw nego św iata”.
P O J Ę C IE „ F O R M Y ” U G O M B R O W IC Z A
83
rzacie z nieskończoną monotonnią. Czyż nie jest tak, że każdy jest po trosze artystą? Nie jestże prawdą, że ludzkość tworzy sztukę nie tylko na papierze lub na płótnie, ale w każdym momencie życia codziennego — i gdy dziewczę w pina kw iat w e w łosy, gdy w rozm owie w ypsnie się wam żarcik, gdy rozta piam y się w zm ierzchowej gamie światłocienia, czymże to w szystko jest, jeśli nie praktykowaniem sztuki? Po cóż w ięc ten podział dziwaczny i bzdurny na „artystów ” i resztę ludzkości? I czyż nie byłoby zdrowiej, gdybyście, zam iast m ienić się dumnie artystami, m ów ili po prostu: „Ja m oże nieco w ięcej niż inni zajm uję się sztuką”? 28
W epoce F erdydurke „arty sty czn a” i „życiow a” p rocedura stw arzania
form y jeszcze się, w rozum ieniu Gombrowicza, nie różniły. Słowo „ a rty
s ta ” utożsam iał wówczas pisarz ze społecznie usankcjonow aną „m aską a r
ty s ty ” lub, dosadniej, „gębą a rty s ty ”, k tó rą otoczenie p rzy p in a tw órcy.
W yśm iew ał pisarzy, który ch im p eratyw owej „gęby” pozbaw iał ind yw i
dualności — ta k jak to się stało z owym literatem , którem u w deb iu
tanckiej powieści „pierw sze zdania w ypadły heroicznie”, co w ostatecz
nych konsekw encjach uczyniło go na stałe „pisarzem heroicznym ” 29. Od
tw órcy w ym agał przede w szystkim szczerego p rzyznania się do niedo jrza
łości, niedoskonałości, niedokształtow ania, a jego rolę najw ażniejszą w i
dział w u p a rty m kształtow aniu samego siebie na oczach innych, w dosko
n alen iu w łasnej form y poprzez n ieu stan ne starcia z lu d ź m i30.
Stopniow o dopiero uzna Gombrowicz za istotę twórczości owo „igranie
fo rm ą ” . Doskonałość będzie wówczas — o paradoksie! — śm iercią dla
arty sty . P o latach napisze o sobie:
On — proteuszowy, jawne i jaskrawe przeciwieństw o m onolitów, on — gracz! Gdybyśm y zgłosili się do niego z pretensją, powiedziałby swoje: że oso bowość jest jak strój, który nakładamy na w łasną nagość, gdy m am y się spot kać z kimś; że w samotności nikt nie jest osobowością; że m ożem y być naraz kilkom a odm iennym i osobami, a przeto zaleca się pewną lekkość w m anew ro w aniu nimi. [...] Parafrazując w łasne jego słow a można by powiedzieć, że „artysta to forma w ruchu”. W przeciw ieństw ie do filozofa, m oralisty, m y śli ciela, teologa, artysta jest grą nieustanną, nie jest tak, że artysta ujm uje św iat z jednego punktu w idzenia — w nim samym dokonują się nieustannie przesu nięcia i jedynie tylko w łasny ruch może przeciwstaw ić ruchowi świata. Stąd lekkość staje się często głębią — dla artysty. Lekkość — oto może najgłębsze, co artysta ma do powiedzenia filozofow i. [D 3, 64]
28 Ferdydurke, s. 84. 29 Ibidem, s. 79—80.
30 Ibidem, s. 88—89: „ten pisarz, o którym m ówię, nie będzie oddawał się p i saniu dlatego, że uważa się za dojrzałego, lecz w łaśnie ponieważ zna swą niedoj rzałość i w ie, że nie posiadł form y i że jest tym, kto się w spina, ale nie w ylazł jeszcze, i tym , kto się robi, ale jeszcze się nie zrobił. I jeśli przytrafi mu się napi sanie dzieła nieudolnego i niem ądrego, powie: — Doskonale! Napisałem głupio, lecz nie zaw ierałem z nikim kontraktu na dostawę samych dzieł mądrych, dosko nałych. Dałem wyraz mej głupocie i cieszę się z tego, bowiem niechęć i surowość ludzka, jaką pobudziłem przeciw sobie, kształtuje m nie i urabia, stwarza jak gdy by na nowo, i oto jestem jeszcze raz na nowo urodzony”.
Język, m it (rełigia, obrządek, k onw encja) i sztuka
jako form y k o n stytu u ją ce literatu rę oraz św iadom ość ludzką
Pozostaje jeszcze zapytać, czym jest ta form a, k tó rą operu je arty sta.
W R ozm ow ach z G om brow iczem znajdziem y passus n astępu jący :
Malarz dzisiejszy nauczył się rozkładać św iat w idziany na elem enty bar w y i kształtu i z nich zestaw ia nową, arbitralną kom pozycję. Ja robię mniej w ięcej to samo, choć u m nie św iat nie rozpada się nigdy całkow icie. I, d o dajm y, pędzel m alarza tu się zatrzym uje, m alarz nie m oże przywrócić tak roz bitego św iata człow iekow i, każe mu się raczyć grą „czystą” owej form y i k o niec na tym. N atom iast słow o jest narzędziem bez porównania bogatszym, po tężniejszym niż pędzel, o kilku odm iennych sposobach działania, i pełne za życie słowa czyni m ożliw ym ponowne uczłowieczenie form y 31.
W kontekście in n y ch w ypow iedzi Gom brow icza w olno nam w niosko
w ać n astęp u jąco : m alarz rozkłada św iat w idziany na elem enty barw y
i kształtu — Gom browicz czyni ,,m niej w ięcej to sam o” , a zatem rozkłada
św iat na cząstki stosow nie do m ożliwości swojej sztuki. Ja k ie to są
cząstki? Jak k o lw iek w edług C audw ella „powieść, w odróżnieniu od utw o
ru poetyckiego, nie je s t w »istocie« zbudow ana ze słów, lecz ze scen, akcji,
m ate ria łu życiowego, postaci literackich itp .” 32, to jed n ak w w yp ad ku
G om brow icza szczególnie ostro jaw i się fa k t „nieprzezroczystości” znaku
słownego, a zatem w olno n am słowo w łaśriie przyjąć za cząstkę elem en
ta rn ą prozy a u to ra F erd yd u rke. Gom browicz rozkłada św iat na cząstki-po-
jęcia posiadające odpow iedniki w języku. Czyni to niczym M istrz A nalizy
z Filidora, k tó ry n a z y w a j ą c części ciała pani F ilidor — w yodrębnił
je z całości osoby.
M alarz z elem entów w izualnych „zestaw ia nową, a rb itra ln ą kom pozy
c ję” — Gom browicz k om ponuje ze słów, zdań, a n a w yższym piętrze: ze
zdarzeń, now ą rzeczyw istość-m ikrokosm os. Dlaczego tera z skazuje m alar
skie dzieło n a m artw o tę, rzeczyw istości zaś słow nej p rzy pisu je bogactw o
i potęgę? A by w ytłum aczyć to stanow isko, w yp adn ie nam wrócić do roz
w ażań z D ziennika:
Słow o rozw ija się w czasie, to jak pochód mrówek-, a każda przynosi coś nowego, nieoczekiw anego, ten, kto w yraża się słow em , co chw ila odradza się na nowo, zaledw ie skończyło się jedno zdanie, już następne je uzupełnia, do powiada, i oto ruchem słów wyraża się gra nieustanna mojego istnienia — w y rażając się słow em , jestem jak drzewo na w ietrze, szum iące, drgające. A m a larz jest w yw alon y bez reszty w jednym rzucie, cały w przestrzeni, nierucho m y na płótnie — jak bryła. Całość obrazu ogarniam y od razu wzrokiem . I co z tego, że w obrazie dostrzegam pew ną grę elem entów , jeśli ta gra nie rozw ija 31 De R o u X, op. cit., s. 126.
32 Cyt. za: J. S ł a w i ń s k i , S e m a n ty k a w y p o w ie d z i narracyjnej. W zbiorze:
P O JĘ C IE „ F O R M Y ” U G O M B R O W IC Z A
85
się, nie toczy? M alarstwo może niew ątpliw ie przekazać nam w idzenie malarza, jego przygodę duchową ze światem , alé tylko w przecięciu jednego momentu — a na to, abym ja m ógł na dobre w niknąć w jego osobowość, m usiałbym mieć takich w izji tysiące, dopiero one, w szystkie razem, zdołałyby wprowadzić mnie w jego ruch w ew nętrzny, jego życie, jego czas. [D 2, 63]
Podług Gom browicza więc m alarstw o jest konstruow aniem statycznych
w izji z ab strak cyjn y ch elem entów , lite ra tu ra natom iast „dzieje się”, stw a
rza w łasny m ikrokosmos, rządzący się sw oistym i p ra w a m i33. M aterią owe
go m ikrokosm osu są znaki językowe, a dalej pew ne m otyw y i w ątki. Po
dobnie — jako m ikrokosm os — określiliśm y świadomość każdej jednostki.
Czy takie zestaw ienie jest upraw nione? J a k to już wyżej zaznaczyłem,
m aterią m ikrokosm osu świadomości są f o r m y . Liczne paralelizm y po
m iędzy poglądam i Gom browicza i Cassirera pozw alają nam włączyć po
glądy a u to ra F erdydurke w wyw odzącą się jeszcze od H erdera trad y cję
przypisującą f o r m i e j ę z y k a decydującą rolę w k o nstytu cji św iado
mości 34.
33 Pojęcie dzieła jako m ikrokosmosu jawi się u Gombrowicza bardzo wcześnie. Odpowiadając na artykuł F i k a Literatura choromaniaków, ustawia na jednej płaszczyźnie „kosmos dzieła” i „kosmos autora” (O myślach chudych. Trudna lite
ratura i pro domo mea. „Kurier Poranny” 1935, nr 307): „Wyobraźmy sobie s y
tuację takiego pogromcy. Cóż ma on do dyspozycji? Trzysta, czterysta w ierszy w gazecie. To n iew iele, gdyby nawet szło o jedną książkę. A tu kupa nazwisk, ku pa książek, z których żadna nie chce być do drugiej podobna. W dodatku każda stanow i indyw idualny, odrębny, m ały, a czasem i w iększy, kosmosik, rządzony sw ym i prawami, różny od w szystkich innych, a także i od kanciastego kosmosu autora artykułu. Jakże tu zm ieścić to wszystko w swoim kosm osie i na przestrze ni czterystu w ierszy?”
34 Według A. S c h a f f a (Problem roli ję zy k a w poznaniu od Herdera do
teorii „pola ję z y k o w e g o ”. „Przegląd Hum anistyczny” 1963, nr 1, s. 2—3): „Intere
sująca nas tutaj teoria Herdera da się streścić w następujący sposób. Język jest nie tylko narzędziem, lecz również skarbnicą oraz formą m yślenia. Przez p ierw sze należy rozum ieć fakt, iż doświadczenie i wiedza pokoleń gromadzi się w łaśnie w języku, przez który jest w procesie wychow ania przekazywana następnym po koleniom . M yślim y bowiem zawsze nie tylko w jakim ś języku, lecz i z a p o ś r e d n i c t w e m jakiegoś języka. To ostatnie w łaśnie mamy na m yśli, gdy m ów im y, iż język jest f o r m ą naszego m yślenia. Idzie w ięc o to, że język form uje i w rezu l tacie w pew nym sensie ogranicza proces m yślowy. Tę form ę tworzy język ojczy sty, który stanow i akum ulację w iedzy danego narodu, odpowiadającej jego do św iadczeniom , warunkom i charakterowi. Język jest »formą nauk, nie tylko w k tó rej, lecz rów nież zgodnie z którą kształtują się m yśli«”. Te poglądy Herdera, roz w in ięte następnie przez Humboldta, Fincka, Triera, Bühlera, W eisgerbera, podjęte przez neopozytywizm (dla W ittgensteina: „Granice mego języka oznaczają granice m ego św iata”), konwencjonalizm , stają się też osnową poglądów neokantysty Cas sirera — zob. B u c z y ń s k a , op. cit., s. 62: „Język swoją budową predykatywną, swoją formą definicji gatunkowych narzuca taką zasadę organizacji świata do świadczenia, narzuca taki obraz świata, który można nazwać naturalnym lub
zdro-W łączywszy G om brow icza w tę trad y cję filozoficzną zauw ażym y, iż
ponad w szelką w ątpliw ość m ate rią m ikrokosm osu świadomości, o którym
mówi, będą treści zm ysłow e u jęte i sklasyfikow ane w edług kodu języko
wego. Ję zy k je s t kluczem do sensu św iata (np. „język taje m n ic y ” w Pa
m ię tn ik u S tefa n a C zarnieckiego); n iejed n ok rotn ie n a rra to r Gom browicza
zatrzy m u je się u d erzony m yślą, że jego ujęcie p rzedm iotu polega jedynie
n a o patrzen iu go etykietą, nazw ą — cała zaś swoistość rzeczy pozostaje
nieprzenikalna, obca, niem al straszna. To dośw iadczenie n astęp u je zaw
sze w tedy, kiedy po raz pierw szy w n ieznanym otoczeniu człow iek spoglą
da na w szystko okiem nie przyzw yczajonym , jeszcze zanim zdążył nadać
w szystkiem u, co się tam znajduje, jak ąś ogólną, p orządkującą i rozgrze
szającą z tej „sw oistości” form ę. T ak spogląda na św iat Ada zaraz po
przyj eździe do T andilu:
„Co to za koń?”. „Koń jak koń, zupełnie zw ykły, przecież w id zisz”. „Ten koń nie jest zw ykły, bo ja tu jeszcze nie zam ieszkałam !” [D 2, 83]
Dla A dy więc spoza ety k iety -p o jęcia „koń” w yziera przepaść treści
nie u ję te j form ą. A u to r D ziennika n ato m iast odpow iada tautologią: istota
tego oto konia nie w ykracza ju ż dla niego poza treść pojęcia w yrażoną
przez znak językow y.
Form a zatem , w jak ą u ję ta jest treść m ikrokosm osu świadom ości — to
form a języka. Z estaw ienie m ik ro św iata świadom ości z m ik rośw iatem dzie
ła literackiego zy sk uje sankcję. Idąc dalej dostrzegam y w ięcej jeszcze pa-
ralelizm ów pom iędzy św iatem jednostki a św iatem dzieła. Dotyczą one
działania specyficznego im p e raty w u form y. W świecie u tw o ru litera c
kiego:
Jedno słowo w yw ołuje drugie... jedna sytuacja inną... nieraz jakiś szczegół pęcznieje albo, przez powtarzanie, zdania nabierają niezm iernego znaczen ia...35
W św iadom ości:
zauw ażyłem od dawna pew ną logikę w narastaniu w ątków . Gdy jakaś m yśl sta je się dominująca, zaczynają m nożyć się fakty zasilające ją z zewnątrz, to w yląda, jakby rzeczyw istość zew nętrzna zaczynała w spółpracow ać z w ew n ętrz ną. [D 2, 92]