KONGRES TECHNIKÓW POLSKICH KATOWICE 1 do 4 grudnia 1946.
Rok IV. listopad 1946 Nr 3
P R Z E G L Ą D C H E M I C Z N Y
Iorgan
Stowarzyszenia Inżynierów i Techników P r z e m y s ł u C h e m i c z n e g o w P o l s c e
oraz
C e n t r a l n e g o Z a r z ą d u P r z e m y s ł u C h e m i c z n e g o w P o l s c e
™ * e s i ę c z n i k
3
U , I ro i. d r Józef Z A W A D Z K I : P ro b le m kształcę- Str
(U
n ia s ił fa ch o m ych d la p rz e m y s łu c h e m ic z
nego m P o lsce 47
E
P rof. d r W a c ła m L E Ś N IA Ń S K I: S yn te tyczn e tm o rzym a o rg a n ic z n e . . 53 3 Inż. S ta n isła in M A R C Z E W S K I: P o d sta m y od-b u d o m y a p a ra tu ry c h e m ic z n e j m Polsce 72 C Z ja z d In ż y n ie ro m i T e c h n ik o m P rze m ysłu Che-
m ic z n e g o m Polsce 76
' O S p ra m o zd a n ia Z je d n o c z e ń P rz e m y s łu C h em icz-
n eg o za okres 1945/6 80
-cn P rze g lą d lite ra tu ry . . . 87
0) W s p o m n ie n ie p o ś m ie rtn e 90
W ia d o m o ś c i bieżące 94
u Z ja z d y i W y s ta m y . . 96
£*—»
Komunikaty
99O m y łk i d ru k u 102
R e d a k c j a
i Adm inistracja G l i w i c e
Politechnika
I l l l ll l l ll iH iiiiiiiu iiiiiiiitiu iM flu m iiiiiiiiiiiu i»
Zjednoczenie
Przemysłu Nawozów Sztucznych
G L IW IC E , ul. Górnych Wałów 28 .
Państmoiua Fabryka Zmiązkóm Azotoiuych in C h o r z o i n i e
Państmoiua Fabryka Zmiązkóm Azotoiuych ui M o ś c i c a c h
Zakłady Chemiczne uj Biraujie k/K ę d z i e r z y n a
Giesche S. A. Fabryka Chemiczna
uj K at o m i c a c h - B o g u c i c a c h D r Roman May, Fabryka Chemiczna
L u b a ń k/P o z n a n i a Zakłady Chemiczne POLCHEM
k / G r y f o g ó r y
Państmoiua Fabryka Superfosfatu UBOCZ k / G r y f o g ó r y
Państmoiua Fabryka Superfosfatu
„ W r o c ł a m - S m o j e c“
Państmome Zakłady Strzemieszyce
uj S t r z e m i e s z y c a c h
„CERES“ S. A. dla Frzem. Chem. Brzezie k/R a c i b o r z a
Zakłady Chemiczne „FOSFAT“
uj K i e l c a c h
Kopalnia Fosforytom „JAM I i JAN II„
A n n o p ó l - C h a ł u p k i (
P r o d u k t y
N aw ozy sztuczne;
A zotniak Saletrzak
Siarczan amonu Wapnamon Saletra sodoma
Superfosfat (min. i kostny) Mączka fosfory to ina Mączka kostna Mieszanki namozome
Artykuły Karbid
Amoniak skrupiony Woda amoniakalna Kmas azotomy Nitroza
Azotyn sodomy Saletra amonoma Salmiak
Soda kalcynomana
techniczne:
Węglan amonomy Sole kmasu fosforomego Klej kostny i skórny Tłuszcz kostny Krzem ofluorek sodu Metanol
Tlen sprężony Azot sprężony
wszelkich inform acji w sprawach sprzedaży udziela
Centrala Handlowa Przemysłu Chemicznego
Biuro Sprzedaży N aw ozów Sztucznych
GLIWICE, ul. Zawiszy Czarnego 7.
i
Tel. 45-75 Tel. 30-02
Rok IV.
listopad 1946 Nr 3
PRZEGLĄD CHEMICZNY
organ
Stowarzyszenia inżynierów i Techników P r z e m y s ł u C h e m i c z n e g o w Pol s c e
oraz
Centralnego Zarządu Przemysłu Chemicznego w Polsce
T y m c z a s . K o m . R e d a k c y j n y : Błasiak E u g e n i u s z , Bobrownicki W ł o d z i m i e r z , Haw liczek J ó z e f ,
==r"~ ' . 1 — : Joszt A d o l f , Ktuczycki K a z i m i e r z , Lesniański W a c i a w , Pukas T a d e u s z , S z a £ n ł | k £ J ó z e f , W nęk M i e c z y s ł a w .
— ... —
PROF. DR JÓZEF ZAW AD ZKI
P olitechnika W arszawska
Problem kształcenia sił fachowych dla przemysłu chemicznego w Polsce
(Referat wygłoszony na posiedzeniu plenar
nym, „Zjazdu Inżynierów i Techników P rze
myślu Chemicznego w Polsce“ w Gliwicach, w dniu 9 września 1946 r.).
Przed dziewięciu la ty o d b y ł się w W ar*
szawie pierw szy Z ja z d inżynierów schem ików . Spotkała mnie zaszczytna propozycja objęcia przew odnictw a tego zjazdu i w ty m charak*
terze, ja k rów nież w charakterze gospodarza gmachu (zjazd o d b y ł się w A u li P o lite ch n iki W arszaw skiej) w ypow iedziałem k ilk a uwag, które dziś po ty lu latach m ają znowu być tematem mego referatu.
R ył wówczas okres, k ie d y po przełamaniu długotrw ałego kryzysu gospodarczego.zaryso*
wa}y się Pewne oznaki popraw y, zaczęto mó*
" ić o now ych inw estycjach, któ re p o z w o liły podciągnąć w górę dość zaniedbany przem ysł chemiczny. W te d y po raz pierw szy pozw7o*
.Idem sobie użyć zw rotu, często od tego czasu, ecz z m ałym , niestety, skutkiem powtarza*
nego, że najw ażniejszą in w estycją jest czło*
Yuek do pracy tw órczej zd o ln y i do pracy tej na czacie przygotow any. Przygotow anie ta*
n ie *0 CZ*OW*ek a w in n o być je d n y m z najważ*
niejszNch zadań przew idującej p o lity k i pań*
s m ow ej, a co za tym idzie, trzeba, b y b y li U( Zlc’ ł ()rzy przygotow anie człow ieka uznają Za cc' swego życia.
M ó w iłem tQ w c2asiej gdy szerok> koła społeczeństwa n ie zdaw ały sobie spraw y, że
s to im y przed groźbą zb yt m ałej ilości odpo*
w iednio przygotow anych fachow ców i że w dziale tw órczości naukow ej i technicznej coraz dalej pozostajem y w ty le poza sw ym i sąsiadami. A je d n a k pow ierzchow ny nawet rzut oka w yka zyw a ł ju ż w tedy, że przeciętny w iek profesora stale się zwiększał; zwiększało się również, wobec w zrostu ilości studentów^, obciążenie spraw am i d y d a k ty c z n y m i i admi*
n is tra c y jn y m i. Z aw ód profesora i badacza naukowego przestał być zawodem ponętnym . Pod względem finansow ym sytuacja była taka, że ty lk o niepop raw ni idealiści, łub co gorsza, ludzie niezdolni do pracy w przemyśle, pozostaw ali na stanow iskach asystenckich, źle płatnych, zmuszających do szukania za*
ro b kó w dod atko w ych z w ie lką szkodą dla pracy naukow ej i dla poziom u nauczania.
Do pewnego stopnia możria zrozumieć sprawę, dlaczego społeczeństwo i, ja k to zaw*
sze bywa, za społeczeństwem rząd, nie zda*
w a li sobie spraw y z istotnego stanu rzeczy.
U fano pozorom ; statystyka w ykazyw ała w zrost liczb y studentów , o d b y w a ły się zja zd y naukowe, zja zd y in żyn ie ró w ; w ydaw ało się, że życie idzie n o rm aln ym trybem . M ało k to w iedział, że jest inaczej, że krz y w a osiągnęła swe m axim um i zaczęła spadać.
G d y po pierwszej w o jn ie św iatow ej po*
w sta ły nowe polskie szkoły akademickie, nie odczuw aliśm y’wielkiego braku sił naukowych.
Str. 48
Przegląd Chemiczny
N r 3D o staliśm y rów nież pow ażny zastrzyk sił fa*
chow ych z głębi R osji. Niezależnie od włas*
nyeh szkół w K ra ko w ie i we L w o w ie m ieliśm y bardzo w ielu w y b itn y c h profesorów i badaczy w uczelniach rosyjskich, niem ieckich, szwaj*
carskich, b e lgijskich i innych. T łu m a czyło się to tym , że m łodzież z aspiracjam i wyższym i, na ogół zamożniejsza, niż w okresie później*
szvm i mogąca sobie pozw olić na w yjazd, nic znajdując m ożliw ości zajm ow ania w yższych stanow isk a d m in istra cyjn ych w kra ju , nie wszędzie, np. w zaborze pruskim dopuszczana do pracy na kie row niczych stanowiskach w przemyśle, chętnie kie row ała się na iłro g ę naukowa, a w a ru n ki pracy naukow ej na uni*
w ersytetach i uczelniach technicznych h\J.y wówczas wszędzie w Europie ze względu na.
mniejsze obciążenie a d m in istra cyjn e i d y d ą k *' tycznie znacznie lepsze. G d y p o w sta ły poi*
skie szkoły wyższe, gdy do szkół ty c h napły*
nęła masowo inłodzież, gdy większą część czasu i energii trzeba b y ło pośw ięcić na prace ad m in istra cyjn e i organizacyjne, w arunki pracy naukow ej znacznie się pogorszyły.
Przez pewien czas m ogliśm y mieć iluzję, że w szystko jest w porządku, że szkoły się roz*
w ija ją ; w łożono w to dużo w y siłku . W k ró tc e je dnak zarysow ały się poważne trudności, związane z brakie m nowego n a ryb ku nauko*
wego, rozsądnego stosunku m iędzy liczbą nauczających i uczących się, oraz niskim upo*
sażeniem szkół. P rzyczyn y tego są jasne.
W A m eryce w y d a tk i na szko ln ictw o wyższe i naukę sięgały przed w o jn ą 350 m ilio n ó w do*
larów , u nas po przeliczeniu 5,5 m iliona dola*
rów , to znaczy 60 razy m niej, a m iehśm y wówczas 35 m ilio n ó w mieszkańców, t. j. nie*
spełna 4 razy m niej, niż w A m eryce. W A me*
ryce, A n g lii, Niem czech, R o sji przypadał jeden profesor na 8 dó 20 studentów , u nas w Politechnice W arszaw skiej 1 na 70. N ie chcę dalej zagłębiać się w te spraw y, o któ*
rych m ów ię stale, gdy ty lk o nadarzy się oka*
zja, mając je dnak wciąż jeszcze wrażenie, że jestem głosem przem awiającego na puszczy, a samopoczucie — proszę m i w ybaczyć drą*
styczne w yrażenie — dziada, przem aw iają*
cego do obrazu.
N ie m ieliśm y w Polsce pracy zespołowej, któ ra powszechnie upraw ianą jest na Zacho*
dzie i w R osji i któ ra jest niezbędnym w a run A h e m w ie lk ic h postępów w ie d zy dzisiejszej (choćby ta klasyczna energia atom ow a); u nas każdy zaw alony robotą codzienną siedział
w swoim zakątku i mało w iedział, co robią inni.
W kró tce ukaże się w druku w ykaz najważ*
niej szych strat polskich w dziale chemii. N a j*
większe stra ty ponieśliśm y w dziale pracow*
n ik ó w najw yższej klasy, w y b itn y c h uczo*
nyeh, profesorów , kie ro w n ik ó w w ie lkich przedsiębiorstw, nie pozostało nawet 50%
stanu przedw ojennego; duże stra ty są w śród m łodzieży, szykującej się do zawodu che*
micznego, mniejsze nieco, ale jednak poważne w śród personelu technicznego przem ysłu.
Poza ty m wszyscy postarzeliśm y się, m niej lat pracy m am y przed sobą, a co gorsza, i siły w ielu z nas są sterane i z b y t mało w iem y o postępach nauki i te ch n iki św iatow ej i nic 4 m am y tego, co jest niezbędne dla badań, t. j. czasopism, książek i przyrządów . Trochę ten brak rów no w aży może zapał do pracy nad odbudow ą po bardzo ciężkich latach okupa*
c ji, je dnakow oż w a run ki, w ja k ic h pracować trzeba, stopniow o gaszą z pow rotem świeżo obudzoną energię.
W okresie o kup acji dużo m ów iło się o bra*.
kach przedw oje nnych i o konieczności pracy planow ej, gdy w o jn a się skończy. N ie ste ty, nie wszystko, pow iem m ocniej, bardzo nie*
wiele ro b iło się ostatnio w dziedzinie naszej według ogólnego planu. Szczególnie duże nie*- domagania są na terenie badań naukow ych, przede w szystkim w dziedzinie nauk przy*
roduiczych i technicznych oraz organizacji PO w o jn ie szkół wyższych. M ie liś m y przed wojną_ 2 p o lite c h n ik i; ponieśliśm y o lbrzym ie stra ty wśród ciała nauczającego. Podczas o kup acji często zastanaw ialiśm y się, ja k po*
m im o tych strat obsadzić te p o lite c h n ik i i za*
cząć prace organizacyjne w trzeciej, oraz ja k drogą pew nych przekształceń skrócić czas studiów i dawać różne ty p y fachow ców , z któ*
r.vch duża część m ogłaby po krótszych stu*
diach wchodzić do życia. Tym czasem zorga*
nizow ano aż 6 p o lite ch n ik na starą modłę.
S zkoły te nie mają pracow ni, książek, czaso*
pism. Pomimo w yko rzysta n ia w szelkich sił ń io ż liw y c h nic udało się obsadzić bardzo w iciu podstaw ow ych katedr nawet przez za*
-stępców profesora. A przecież grymaszenia co do ka n d yd a tu r na ka te d ry nie było , prze*
ciw nie należy się obawiać, że doryw cza ob*
sada łącznie z zupełnym brakiem obsady w w ielu przypadkach doprow adzi do niesły*
chanego obniżenia poziom u. Są w y d z ia ły che*
miczne, na k tó ry c h nie ma praw ie sił nauczą*
Przegląd Chemiczny Str. 49 Nr 3
jącyc , m ających na sum ieniu choć jedną po«
ważniejszą pracę naukową. W ynagrodzenie Pr o esorów, docentów, asystentów je st takie, ze w yżyć z niego nie można. Z ajęcia uboczne oiała nauczającego mogą być nawet pożądane w tedy, gdy profesorow ie i docenci są dorad«
cami w przem yśle i przez to u trzym u ją z prze«
niysłem ścisły ko n ta kt, gdy u siebie opraco«
w u ją zagadnienia, wysuwane przez przemysł,
£dy naw et łączą fu n kcje profesora z fu n kcją pracow nika in s ty tu tu badawczego. N iestety, dziś w dużej części p rzyp a d kó w zajęcia uboczne są właściw ie zajęciam i głów nym i, nieraz po prostu a d m in istra cyjn ym i, pozosta«
w ia ją c y m i m inim alną ilość czasu na zajmo«
wanie się studentam i i na pracę naukową.
(A, k tó rz y chcieliby w pełni ro b ić to, co do nich należy, stopniow o się w ykańczają. T o samo do tyczy asystentów, k tó rz y żyć muszą, a więc pracować naukow o nie mogą. Obser«
w u je m y masową ucieczkę asystentów na le«
piej płatne stanowiska; nie wiadom o, k to w końcu zostanie. Skąd m ają się wziąć w tych warunkach p rzyszli docenci i profesorowie, k ie ro w n ic y in s ty tu tó w badawczych i ich od«
działów , k ie ro w n ic y fa b ry k tw orzący nowe działy? Brak ich dziś, brak będzie szczególnie ju tro na miejsce tych, k tó rz y za ła t parę odejdą. Przecież dziś, nawet, gdy m am y do d ysp o zycji stypendia zagraniczne, nie ła tw o jest znaleźć kandydata. Ten, o którego n ik t w k ra ju nie walczy, nie jest najczęściej odpo«
w iedni. A in s ty tu ty badawcze? C zy stać nas na ty le in s ty tu tó w w ch w ili, gdy odczuwam y tak w ie lk i b ra k lu dzi? C zy zdajem y sobie sprawę, że niczego nie można zaczynać od środka, że w in stytu cja ch muszą pracować ludzie, k tó rz y .n a b yli znajom ość m etod pracy badawczej; czy m yśli się na serio o koordy«
na cji pracy ty c h in s ty tu tó w ? Co w ty m w szystkim najgorsze, to to, że zamiast piano«
wego ujęcia łącznego w szystkich ty c h spraw p o zw o liliśm y na to, b y ka żd y ro b ił, co chciał na własną rękę..S zkoły w y d z ie ra ły sobie kan«
d yd a tó w na profesorów , każda p o litechn ika chciała mieć w szystkie ka te d ry, ja k ie miała dawna P olitech nika W arszawska bez względu na to, czy b y ły to k a te d ry podstawowe, czy k a te d ry specjalne, któ re p o w in n y być ty lk o w je d n e j lub w dw óch szkołach. T o samo je st z in stytu ta m i. A przecież to jeszcze nie koniec; jeszcze coraz to nowe pow stają p ro « je k ty , coraz większe stawiające sobie zadania z pom inięciem zagadnienia m ateriału ludz«
kiego. Ciągle p ró b u je m y iść wszerz, a nie
id zie m y w głąb, pozw alam y na to, że płyt«
kość staje się zatrważająca. A czy przynaj«
m niej ludzie, k tó rz y się do czegoś przygoto«
w yw a li, zakłady, k tó re w pew nych dziedzi«
nach pracow ały, są racjonalnie wyzyskane?
N ic podobnego. O rga niza torzy rzeczy no«
w ych często nie wiedzą n ic o .tym, co było, zaczynają od początku. N ie w iem do czego może doprow adzić w w arunkach nędzy poi«
skiej taka metoda pracy. D la porządku zazna«
ezam, że sprawy, k tó re mam na m yśli, doty«
czą n a jró żnorodniejszych dziedzin. W prze«
m yślę chem icznym dużą trudność sprawia rozbicie tego przem ysłu m iędzy różne Za«
rządy Centralne.
M yśląc o przyszłości, pam iętać trzeba i o długiej przerw ie w ojen nej. W związku z ty m w większości uczelni, ta k naprawdę, to is tn ie ją ty lk o studenci p o czą tkujący i koń«
czący; środkow e ro c z n ik i są niepełne. W y«
stąpi więc duża lu ka w d o p ływ ie now ych fa«
chowców.
W dyskusjach, prow adzonych w czasie okupacji, a pośw ięconych refo rm ie szkół aka«
dem ickich, wiele się m ó w iło o potrzebie więk»
szego ko n ta k tu i w sp ółp racy m iędzy naucza«
ją c y m i i nauczanym i. N ie m y pierw si rzuci«
liś m y tę m yśl, ju ż daw niej w w ielu kra ja ch poruszano tę sprawę. U nas prof. Z a w i d z k i w sw ym podręczniku nazyw a w y k ła d y ustne przeżytkiem średniow iecznym . Pracująca pod«
czas o ku p a cji ko m isja szkół w yższych uznała za podstaw ow ą w ytyczn ą przeniesienie, w m o żliw ie ja k najszerszym zakresie, pun ktu ciężkości nauczania z w y k ła d ó w dawnego typ u na wykłady«sem inaria, w zględnie ćwi<
czenia, podczas k tó ry c h odbyw a się ścisła współpraca nauczającego z nauczanym. Ob«
serw ow aliśm y, ja k dobrze szło nauczanie na tajnych, kom pletach, pom im o braku, ja k się zdawało, elem entarnych w arunków . W związ«
ku z ty m podkreślano konieczność zwiększę«
nia personelu nauczającego, przede wszyst«
k im drogą stw orzenia now ej ka te g o rii nau«
czycieli akadem ickich o charakterze pośre«
dnim m iędzy profesorem, a asystentem na w zó r angielski i am erykański, wreszcie do«
starczenia m łodzieży podręczników i mono«
grafii, k tó re b y u m o ż liw iły ograniczenie ma«
te ria łu w ykładow ego i przeniesienie go na seminaria, konw ersatoria i ćwiczenia; wykła«
dów pow inno być m niej, sem inariów itp . wię«
cej. W ysuw ano też konieczność bardziej pla«
now ej a k c ji p ra k ty k fabrycznych, k tó re po«
Str. 50 Przegląd Chemiczny
N r 3w in n y stanow ić część składową nauczania.
D o tego wszystkiego potrzeba jednak lu ; dzi i jeszcze raz ludzi. O pracowanie planu mniejsze nastręczy trudności, gdy będzie k im ten plan w ykonyw ać.
W szystko, co m ówię, do tyczy nie ty lk o chem ii i przem ysłu chemicznego, lecz w szyst;
kich dziedzin pracy naukow ej i gospodarczej.
Zagadnienia te w ystępują na polu chemii, a także fiz y k i teoretycznej i stosowanej wv?
ją tk o w o jaskraw o z pow odu o lb rzym ich po;
stępów w tych dziedzinach w całym świecie, (o k tó ry c h nie w iem y, nie m ając dostępu do czasopism i książek), z pow odu naszego za;
późnienia, z pow odu niesłychanego ubóstwa m ateriału ludzkiego na stanowiskach naucza;
ją cych i kie ru ją cych pracą badawczą, wresz;
cie zupełnego "zniszczenia pracow ni i zupek nego braku a k c ji planow ej w kie ru n ku ich odbudow y.
'P ow staje pytanie, co m y w gronie na zjeź;
dzie zebranym, m ożem y w ty c h sprawach zrobić, bo chyba nie w ystarczy ograniczenie się do platonicznego wskazania istniejących potrzeb. D la u ła tw ie nia sobie odpow iedzi na to pytanie, chcę dodać jeszcze k ilk a in fo r;
m acji.
Zebrałem podczas w o jn y dużo m ateria;
łów , dotyczących szkół akad em ickich i orga;
nizacji in s ty tu tó w badawczych w różnych krajach. W szystko to m i się spaliło, muszę się oprzeć na pam ięci i na tym , co teraz udało m i się dowiedzeć. O tóż chcę podkreślić, żc:
„Massachusetts In s titu te o f T ech nology“ , jedna z pierw szych, a w dziale technologii i in ż y n ie rii chemicznej pierwsza uczelnia świata, m iała przed w o jn ą 1939 r. coś około 3/,( liczb y studentów , ja k ą m iała P olitechnika W arszawska, że w tej uczelni jest obecnie, nie licząc profesorów honorow ych, k tó rz y częściowo zajęcia prowadzą:
18 profesorów fiz y k i (W arszawa m iała 2, obecnie ko rzysta z sił zastępczych), 5 profesorów chem ii nieorganicznej, 3 profesorów chem ii analitycznej,
5 profesorów i 1 prof.«asystent chem ii orga;
nicznej (u nas docent e tatow y),
7 profesorów i 4 p r o f.; asystentów chemii fizycznej,
10 profesorów i 3 prof.«asystentów in ż y n ie rii chemicznej łącznie z technologią ogólną, technologią ko lo id ó w i mas plastycznych, 11 profesorów i 2 prof.;asystent. m etalurgii,
1 profesor i 1 prof.;asystent ceram iki,
4 profesorów i 1 prof.«asyst. chem ii i tech;
nologii środków spożywczych,
1 profesor technologii w o d y i przedm iotów pokrew nych.
D o tego dochodzą in s tru kto rzy, pracow nicy badawczy, a więc typ u pracow nika u nas nieznanego. D ziału b a rw n ików , farbiarstw a i technologii w ęglow odanów w szkole tej nie ma; gdyb y te d ziały b y ły , liczba profe;
sorów zw iększyłaby się jeszcze o kilkanaście
osób. ,
C hyba odrazu zorientujecie się, K oledzy, żc jedna jedyna wyższa szkoła am erykańska mająca m niej studentów , niż przedw ojenna P olitechnika W arszawska, ma w iększy perso;
nel profesorski niż w szystkie ń po lite ch n ik w Polsce razem; a je że li do liczym y „H a rw a rd U n iv e rs ity “ , k tó ry zn a jduje się w tej samej m iejscowości, co po lite ch n ika w Cam bridge;
Massachusetts, uniw ersytet, k tó ry ma też od;
d zia ły in ż y n ie ry jn e i w spółpracuje z p o litech;
niką, to o trzym a m y liczbę profesorów fiz y k i, chemii i technologii przewyższającą liczbę profesorów w uniw ersytetach i po lite ch n i;
kach w całej Polsce. A. H a rw a rd nie je st b y;
n a jm n ie j najw iększym uniw ersytetem am ery;
kańskim , co do liczb y studentów stoi może gdzieś na 10 miejscu. Szkół typ u politech;
picznego p rzy uniw ersytetach jest bardzo wiele, u n iw e rsyte tó w b lisko 100; lepszych za;
pewne około 20.
Budżet „C o lu m b ia ;U n iv e rs ity “ w N o w y m Y o rk u przewyższa, o ile pamiętam, c a łk o w ity J przedw ojenny, a tym b a rd zie j obecny (jeśli przerachujem y na d o la ry po kursie urzędo;
w ym ) budżet szkół wyższych w Polsce.
W A m eryce nie ma na ogół szkół pań;
stw ow ych, są je d yn ie szkoły wyższe, u trz y ;
i
mywane przez poszczególne stany oraz szko* : ły pryw atne. Jednym z głów nych źródeł do;
chodów, poza stanow iącym i ty lk o niew ielką ; część w p ły w ó w opłatam i studentów są sub;
sydia b y ły c h w ychow ańców szkoły, k tó rz y tw orzą specjalne zw iązki, oraz w p ły w y od przem ysłu. W iększość in s ty tu tó w badaw;
ezych założona została przez przem ysłów ; cow. O czywiście, zupełnie inaczej je st w Ro; j sji. I am, wobec pełnego upaństw ow ienia ż y ;j ci a gospodarczego, na szkoły i in s ty tu ty łożv.
państwo, trzeba je dnak powiedzieć, że łoży sumy bardzo w ielkie, choć m niejsze od ame;
rykańskich. N ie mam, niestety, danych do;
kładnych, z wszelką je dnak pewnością sumy łożone na kształcenie fachow ców i na naukę
Przegląd Chemiczny Str. 51 Nr 3
w R osji w obliczeniu na jednego mieszkańca w ielokrotnie przewyższają sum y łożone 11 nas. Poza ty m wszędzie na świecie zrozu*
’Hiano doskonale, że w arunkiem rozw oju 1 Uuk technicznych jest rozw ój nauk podsta*
wowych. Bez nich m ożliw a jest praca w prze*
myślę nad d ro b n ym ulepszeniem, n ig d y nad tw orzeniem rzeczy nowych. Bez nich będzie*
m y zawsze naśladowcami, n igdy w sp ółtw ó r*
ca mi.
W tej specjalnie sprawie jesteśmy, nie*
stety, w praktyce całkow icie głusi na głosy z całego świata.
T a k b yło przed w ojną; ta k w jeszcze w iększym stopniu jest teraz. Jest jeszcze jeden m oment, zasługujący na podkreślenie.
Wszak w iem y, że pracow nie nasze zostały zniszczone, zamiast uniw e rsyte tó w we Lwo*
wie i w W iln ie i p o lite c h n ik i we Lw ow ie m am y odpow iednie szkoły we W ro cła w iu i G dańsku; szkoły te je dnak wym agają bar*
dzo w ie lk ic h sum na odbudowę i urządzenia.
A cóż m ów ić o W arszawie, szczególnie o po*
litechnice, gdzie zniszczenia w yrażają się sumą 80—90%. A przecież qjamy. jeszcze nowe uczelnie, k tó ry c h założenie nastąpiło może częściowo z b y t pośpiesznie, jest je*
dnakże faktem dokonanym , k tó ry można może co kolw iek zm odyfikow ać z pun ktu w idzenia gospodarki planow ej, nie można jednak odw rócić.
M o d y fik a c je p o w in n y polegać na podziale pracy. Chcąc dać d o b ry p rzykład , zlikw id o * w aliśm y w W arszaw ie katedrę b a rw n ikó w i farb iarstw o, licząc, że p o w in n y one być w Ł o d z i i katedrę m etaloznawstwa specjał*
nego, ktorego w łaściw ym m iejscem jest Śląsk i to jest rzecz bardzo ważna.
1 rudno zrozum ieć sens zakładania, w brew przez w szystkich niem al głoszonym na pa*
pierze poglądom, szkół w yłącznie o najw yż*
sz>m poziom ie, o typ ie przedw ojennym , o je d n ym dla w szystkich studentów progra*
m,e. .Takie postępowanie wobec braku możli*
wosci fa ktyczn ych pow oduje, że poziom się o bm /a i ze szkoły nie stoją na w ysokości za*
dama. N a to m ia st nic praw ie się nie robi w kierunku organizow ania t. zw. szkół in ż y nierskich, któ re znaczną część m łodzieży kie ru ją ce j się do p o lite ch n ik, m o g łyb y w c h ło nąć szybciej i szybciej skierow yw ać do życia M u sim y mieć śro d k i nie ty lk o na prowadzę*
nie uczelni, lecz rów nież na ich odbudowę.
To, że szkoła o trzym u je dotacje na pra*
cownie w wysokości potrzebnej na skromne prowadzenie ćwiczeń w założeniu, że rozpo*
rządza ona pomieszczeniami i aparaturą, nie pozw oli jeszcze, oczywiście, na prowadzenie sensowne tych ćwiczeń, d op óki nie będzie pomieszczeń i aparatury. N a to są potrzebne śro d ki specjalne, nadzw yczajne i to musi być zrozumiane, o ile nie m am y żyć fik c ja m i i cała robota nie ma iść na marne.
N iew iele, zdaje się, można liczyć na od*
szkodowania i dary z zagranicy, o czym tak dużo m yślało się podczas w o jn y . Trzeba od*
budowę prow adzić niem al w yłącznie włas*
n ym i środkam i; ze zw ykłego budżetu pań*
stwowego tego się nie zrobi. A le przecież państw o przejęło m ajątek poniem iecki na ziemiach daw nych i odzyskanych i m ajątek z ty tu łu refo rm społecznych. O dpow iednia część tego m a ją tku pow inna iść na cele od*
b ud ow y zniszczeń m ajątkow ych, szczególnie tych n a jb ardziej d o tk liw y c h , k tó re innych źródeł nie mają. In s ty tu c je takie, ja k M in i*
sterstwo O św iaty, m ają w y b itn ie charakter konsum entów, biorą ze Skarbu, a dają wza*
m ian rzeczy, m oim zdaniem, bardzo ważne, może naw et najważniejsze, t. j. ludzi, nie*
stety, nie gotów kę; stąd głos ich w skarbie, gdzie o tę gotów kę chodzi, nie je st w ielki.
D o tk liw ie odczuwam y b ra k w a lu ty na za*
k u p y zagraniczne, bo w k ra ju aparatury praw ie dostać nie można. Przemysł, k tó ry potrze*
buje fachowców, k tó ry , je ś li nie dostanie lu*
dzi, stojących na poziom ie św iatow ym , nie dogoni przem ysłu zagranicznego, lecz coraz bardziej będzie pozostawał w tyle, jest tym , k tó ry nie ty lk o bierze, lecz daje; stąd kierów * n icy i p racow nicy przem ysłu w in n i dopomóc w uzyskaniu w kła d ó w z m a ją tku państwo*
wego na in w e stycje i domagać się ułatw ień, któ re um ożliw ią im przygotow anie fachów*
ców.
Czas najw yższy zerwać z tą pozostałością ubiegłego- okresu, związanego z ustrojem , ka p ita listyczn ym , że w bilansach przedsię*
bio rstw uważa się za in w estycje b u d y n k i i m aszyny; ludzie zaś fig u ru ją w yłącznie w p o z y c ji „pensje i płace“ . D o bre to było, gdy lu d zi za pieniądze można b y ło mieć pod dostatkiem ; przy dzisiejszym zaw rotnym tem pie rozw oju przem ysłu in w estycje w ma*
teriale lu d zkim stają się niesłychanie ważne, szczególnie tam, gdzie m ate riał ten w dużej części w yg in ą ł (a tak jest u nas) i w y d a tk i na nie mogą być w całości am ortyzow ane
Str. 52 Przegląd Chemiczny Nr 3
od razu, ty lk o traktow ane w odpow iednim stosunku tak, ja k inne inw estycje.
T o też fundusze na stypendia i to w bar*
dzo poważnej ilości w in n y znaleźć miej«
sce w budżetach zakładów przem ysłow ych i w funduszach stypendialnych, opa rtych na rą a ją tku państw ow ym .
Przygotow anie naukow ców i fachow ców technicznych wym aga w iele czasu i pracy i na to n ic się poradzić nie da. Trzeba na serio pom yśleć o skróceniu czasu przygoto?
wania in żyn ie ró w ruchu (przeszło 50% pra?
co w n ikó w z w yższym w ykształceniem ), ale reszta p ra co w n ikó w tw ó rczych musi studio?
wać dłużej.
W ie lk ie konce rn y zagraniczne przed woj?
ną przeznaczały znaczne sum y na przygoto?
wanie sobie ró ż n y m i sposobami fachowców, wobec obecnych zm ian u s tro jo w y c h u nas jest to sprawa zasadnicza.
Już przed w o jn ą nie tra fia ł m i do przeko?
nania argum ent, że nie ma pieniędzy, bo by?
łem święcie przekonany, że b ra k ten jest spow odow any je d y n ie fałszyw ą oceną hierar?
c h ii potrzeb. D ziś obse rw uje m y często wiel?
kie w k ła d y na spraw y kró tko fa lo w e , co do k tó ry c h celowości można b y nieraz się spie?
rać. W obec tego w alkę o należyte uwzględ?
nianie przez skarb państw a zagadnień długo?
falow ych, n ie w ą tp liw ie ważniejszych, powin?
niśm y prow a dzić z całą energią.
T y le o przeznaczeniu części m a ją tku pań?
stwowego na zainteresowanie w człow ieku.
D ruga sprawa, to bezpośrednia pom oc prze?
m ysłu. U s tró j nas£ odbiega od amerykań?
skiego, ale ró żn i się też od sow ieckiego; me?
to d y też muszą być dostosowane do warun?
k ó w naszych. N a in w estycje w m ateriale lu d z k im dla przem ysłu m usi częściowo łożyć i przem ysł; to, co ło żyć może w warunkach istn ie ją cych skarb państw a bezpośrednio, je st o wiele za m ało. O ty m w gronie naszym pom yśleć trzeba. Przed w o jn ą szkoły wyż?
sze, to w a rzystw a naukowe, o trz y m y w a ły bar?
dzo duże sum y od przem ysłu tą, czy inną drogą. W szystkie nowe za kła d y P o lite c h n ik i W arszaw skiej p o w sta ły w yłącznie z fundu?
szów, w płaco nych przez przem ysł. Przem ysł finansow ał także w szystkie zja z d y naukowe i ich w yd a w n ictw a . N ie sposób nie w ym ie n ić w tej c h w ili nazwiska inż. S o m m e r a, k tó ry najw ięcej zasłużył się w ty c h sprawach. Dziś, g dy przem ysł w ie lk i je st upaństw ow iony, spraw y te można załatw ić i ła tw ie j i prędzej.
N ie ty lk o je dnak pieniądze są potrzebne od przem ysłu dla należytego zorganizowania pracy nad przygotow aniem badaczy nauko?
w ych i profesorów oraz fachow ców wszel?
k ic h szczebli. N iezbędną poza ty m jest ścisła współpraca środow iska naukowego i nau?
czającego ze środow iskiem przem ysłow ym , współpraca, k tó rą nazw ałbym współpracą producenta z konsumentem.
W szkole, o k tó re j m ów iłem , w „Massa?
chusetts In s titu te o f T ech nology“ , istn ie je k ilk a oddziałów w fabrykach, gdzie studenci kształcą się p rzy warsztacie, zaznajam iając się z najw a żn ie jszym i zagadnieniam i mży?
n ic rii chemicznej w szerszym znaczeniu tego słowa, to znaczy nie ty lk o z zagadnieniami przew o dnictw a ciepła, ruchu cieczy, absorp?
cją, w yparką, destylacją itp., ale także z pro?
cesami, p row a dzonym i pod w y s o k im i ciśnie?
niam i, piecami, generatoram i, ele ktro lizą itp . W A n g lii w oddziale te chnologii szkła w uni?
w ersytecie S h ieffield przed w o jn ą można b y ło ukończyć studia i otrzym ać d yp lo m albo przerabiając n o rm a ln y kurs w uniw ersytecie z k ró tk ą p ra ktyką , albo przebyw ając m niej więcej połow ę czasu w szkole, połow ę zaś w hutach szklanych, w k tó ry c h nauczanie jest zorganizowane odpow iednio w porożu?
m ieniu ze szkołą.
W czasie rozm ów , prow adzonych w okre?
sie o ku p a cji z k o ła m i in ż y n ie rs k im i, interesu?
ją c y m i się organizacją nauczania, pad ały np.
poglądy, że mało celowe je st szczegółowe om awianie w ielkiego pieca na w ykła d zie w politechnice, że lepiej b y ło b y w y k ła d ten prow a dzić w hucie. A u to rz y tych poglądów uważali, że p o lite c h n ik i p o w in n y mieć przy?
dzielony szereg zakładów fabrycznych, w któ?
T ych prow adzona b y ła b y część nauczania politechnicznego czy to przez delegowanych docentów, czy też przez in żyn ie ró w fabrycz?
nych o odpow iednich k w a lifik a c ja c h nauko?
wych. In żyn ie ro w ie ci m usieliby, oczywiście, mieć odpow iednio uregulowane z w ykłe zaję?
cia w fabryce. Sprawa, oczywiście, nie jest jeszcze dojrzała, ale nad je j w sp óln ym prze?
m yśleniem przez uczelnie akadem ickie i koła' in żyn ie rskie w a rto b y się zastanowić. Sprawa ta "w ią że się ściśle z sprawą t. zw. p ra k ty k w a ka cyjn ych , pow staje p rz y tym pytanie, czy m ają one być isto tn ie ty lk o , a naw et głów nie w akacyjne. Poza ty m p ra k ty k i, ja k o część składow a nauczania, w in n y być organizo?
wane łącznie przez ciało nauczające politech?
Nr 3 ' Przegląd Chemiczny
nik i koła inżynierskie. N ied o b rze -je st, gdy p ra k ty k a m i zajm ują się w yłącznie szkoły i stowarzyszenia studenckie, niedobrze je*
dnak również, gdy sprawa ta jest wyłącznie w rękach ludzi, nie związanych bezpośrednio ze szkołam i i nauczaniem.
Z n a tu ry rzeczy m ówię ty lk o o rzeczach najbardziej ogólnych. Oczywiście, tem atów znalazłoby się więcej; przede w szystkim sprawa dostosowania sposobów nauczania w szkole do potrzeb życia w całej rozciągło?
ści, a więc i do twórczości naukowóftechnicz?
h e j, k tó re j brak szczególnie mocno odczu?
wam y i do ruchu fabrycznego. T y lk o stały k o n ta k t może w płyną ć na wzajem ne zrozu?
mienie, zbliżenie poglądów i na zwalczenie jednostronności, nie rzadko u obu stron obserwowanej. D ziś brak zupełnie wspólnego języka, bo n ik t praw ie wobec przeciążenia pracą nie ma czasu na m yślenie wszech?
stronne o całości. D latego pragnąłbym , by jako w y n ik m oich zb yt może długich wywo?
Str. 53
dów zapadło w yłonienie przez Zarząd Stówa?*
rzyszenia In żyn ie ró w i T e ch n ikó w Przemy?
słu Chemicznego ko m is ji, w skład k tó re j we?
szliby przedstawiciele stowarzyszenia, ale także i przedstaw iciele ciała nauczającego i naukowego i b y ta kom isja starała się przy?
czynić n a s w y m o d c i n k u c h e m i c z ? n y m do rozwiązania n ie w ą tp liw ie najważ?
niejszego zagadnienia, ja kie stoi przed Pol?
ską, z a g a d n i e n i a o d b u d o w y c z ł o?
w i e k a i s t w o r z e n i a p o k o l e n i a lu?
d z i t w ó r c z y c h.
Jest 5 m in u t przed dwunastą. Jeśli nie w eźm iem y się na serio do uzupełnienia bra?
ków przedw ojennych i dopuścim y do dal?
szego pogorszenia się sytuacji, staniem y na poziom ie k ra jó w , nie zaliczanych do k ra jó w ku ltu ra ln ych , do k ra jó w o niesłychanie ni?
skim poziom ie’ życia, kra jó w , k tó re nie biorą udziału w postępie św iatow ym , k ra jó w , które się nie liczą.
PROF. DR WACŁAW LEŚNIANSKI
P olitech nika Śląska, G liw ice
S y n t e t y c z n e t w o r z y w a o r g a n i c z n e
(Odczyt wygłoszony na posiedzeniu od- Zależnie od ko lejn ości procesów można zau?
działu „Stowarzyszenia Inż. i Techn. Przem Chem. w Polsce“ w Chorzowie, w dniu 12 lipca
1946 r.). .
M ożna śmiało powiedzieć, że h isto ria cy?
w iliz a c ji, to dzieje celowego przekształcania rozm a itych tw o rz y w w p rze d m io ty użytkow e.
Zacząwszy od p ry m ity w n y c h narzędzi czło?
w ieka przedhistorycznego sprzed dziesiątek tysięcy lat, a kończąc na najbardziej wy?
m yśłnych w yroba ch współczesnych, m am y do czynienia z coraz kunsztow nie j szym kształtow aniem i m o d yfiko w a n ie m tw o rz y w m aterialnych.
W początkach b y ły tw o rzyw e m naturalne m ateriały, pochodzenia bądź nieorganicznego, a więc skały i m inerały, bądź też m ate riały pobrane z p rz y ro d y o żyw ion ej, ja k drewno, róg, kości, żywice — jedne i drugie nadające się do bezpośredniej o b ró b k i mechanicznej.
Później zaczęto poddawać surowiec natu?
ra ln y nie ty lk o kszta łto w a n iu mechaniczne?
m u,-ale także chemicznemu uszlachetnieniu, w pierw szym rzędzie p rzy pom ocy ognia.
ważyć dwa k ie ru n k i postępowania. Jeden, to uprzednie mechaniczne urabianie m ateriałów plastycznych, np. gliny, połączone z następ?
n ym utw ardzaniem przez w ypalanie; meto?
dyka ta jest charakterystyczna dla w ytw ór?
czości ceram icznej. D ru g i kierunek zaczyna od zm o d yfiko w a n ia naturalnego surowca za?
pomocą procesów chemicznych, po czym w dalszym stadium odbyw a się modelowanie zmienionego w swej istocie, a zatem ju ż po?
nieką-d sztucznego tw orzyw a. Jako pierwo?
cin y tego drugiego kie ru n ku można podać w ytapianie m etali z rud, w yró b masy szklą?
nej, ferm entacyjną obróbkę c z y li roszenie w łó kie n łyko w ych , garbowanie skór zwierzę?
cyeh i futer, oraz analogiczne m etody che?
micznego m o d yfiko w a n ia surow ców na two?
rzyw o półsyntetyczne.
W miarę przem iany rzemiosła w w ytw ór?
czość wielko?przem ysłową w kro czyła pro?
d ukcja sztucznych tw o rz y w na drogę wielo?
stopniowego chemicznego uszlachetniania su?
rowca w yjściow ego. D o p ro w a d z iło to do
Str. 54 Przegląd Chemiczny Nr 3
W ytwarzania pełnosyntetycznych tw o rzyw , w k tó ry c h m a te ria ł naturalny, d a jm y na to, węgiel kam ienny, drogą k o le jn y c h przem ian chemicznych, prow adzonych często w sze*
regu odrębnych zakładów i p rz y współdzia*
laniu najro zm a itszych pom ocniczych śród*
k ó w chemicznych, fa b ryko w a n ych w licz*
nych in n ych zakładach, przechodzi w końcu w niespotykane w przyro dzie nowe tw orzy*
wo, np. bake lit. T e syntetyczne p ro d u k ty po*
siadają zespół własności chem icznych i me*
chanicznych n ie je d n o kro tn ie zupełnie orygi*
nalny i odm ienny od tw o rz y w naturalnych.
Z tą chw ilą w stą p iliśm y na drogę praw ie nie*
ograniczonych m ożliw ości w zakresie nada*
wania tw o rz y w u dowolnego zespołu cech fizycznych, zaspokajając w coraz wyższym stopniu w yrafino w an e p o trze b y współczesnej c y w iliz a c ji.
W pow yższym skrócie m ieści się od razu zasada podziału. N a pierw szy plan wysuwa się sprawa m echanicznej o b ró b k i tw orzyw a, a m ianow icie m eto dyka nadawania kształtu.
Z drugiej s tro n y w y ła n ia się kw e stia syntezy, obejm ująca sposoby chemicznego m o d yfiko * wania surowca naturalnego i jego przem iany w tw o rz y w o półsyntetyczne, oraz chemię i technologię tw o rz y w pełnosyntetycznych.
O bie dziedziny, mechaniczną i chemiczną, łączy ka p ita ln e zagadnienie, ja ka też jest za*
leżność własności fizyczn ych tw o rzyw a od jego b u d o w y chemicznej.^ Sprawę tę u jm u je się dziś w najszerszych granicach, zaczynając od k o n s ty tu c ji d ro b in y, ja k o u tw o ru zbudo*
wanego z poszczególnych atom ów związa*
nych siłam i pow inow actw a, "ą. przechodząc w końcu do zespołów m olekularnych, utrzy*
m yw anych siłam i m iędzycząsteczkow ym i.
K S Z T A Ł T O W A N IE T W O R Z Y W . W zakresie o b ró b k i m echanicznej dadzą się w y ró ż n ić trz y k ie ru n k i:
1. Sporządzanie elem entarnych kształtów e k u m iarow ych w postaciach rozm aitych, a m ianow icie:
a) u tw o ró w je d n o w ym ia ro w ych , ja k cień*
k ic h prętów , d ru tó w i w łó kie n ;
b) u tw o ró w d w u w ym ia ro w ych , ja k o cień*
k ic h lub grubszych wstęg, względnie p ły t; a wreszcie
c) u tw o ró w tró jw y m ia ro w y c h , o kształcie grubych prętów , je dnostajnych rur, lub u m ia ro w ych b ry ł.
2. N a kład anie cienkich w arstew ek na pod*
kła dzie m aterialnym , a więc sporządzanie
lakierow anych skór, ceraty, linoleum , suro*
gatów skóry, rękaw ic gum ow ych i t. p.
3. W ytw a rza n ie tró jw y m ia ro w y c h przedm io*
tó w u żytko w ych o specyficznym kształcie i żądanych profilach, a zatem k o n ta k tó w elektrycznych, uchw ytó w , okładzinek, gu*
zików , zębatek i in n ych m odelowanych części mechanizm ów etc.
Również sama m etodyka kształtow ania tw o rz y w obejm uje, trz y odrębne systemy.
Pierw szy z nich, na jd a w n ie j znany, polega na zim nej obróbce tw a rd ych tw o rz y w za po*
mocą narzędzi tnących i zdejm ujących wióra.
Jako o b ra b ia rki służą tokarnie , strugarki, w ie rta rk i, m aszyny do przecinania, polero*
wania, s z lifie rk i i t. p. O bróbka odbyw a się zazwyczaj w tem peraturze p oko jow ej, na m ateriale ew entualnie ju ż preform ow anym w norm alne k s z ta łtó w k i. U fo rm o w a n e ele*
m enty służą do b u d o w y p rzedm io tów użyt*
ko w ych drogą łączenia części stosow nym i łą cznika m i (śrubami, n ita m i etc.), lub zespa*
lania za pomocą substancyj adhezyjnych, c z y li klejów-, albo wreszcie stopienia, czyli samorodnego spawania.
D ru g i system kszta łto w a n ia nadaje się*do substancyj plastycznych, zdolnych do trw a*
le j d e fo rm a cji pod w yso kim naciskiem, albo przechodzących p rz y ‘ogrzaniu w stan pół*
cie kły, w k tó ry m można je ła tw o form ow ać.
W szczególności rozróżnia się tu m a te ria ły term oplastyczne i term oreaktyw ne. Pierwsze z nich są w praw dzie tw arde w zw ycza jne j tem peraturze i w te d y można je poddawać obróbce za pomocą narzędzi ścinających.
Ogrzane je d n a k m iękną i wówczas dają się modelować, po czym ostudzone zachowują nadany k s z ta łt (p rz y k ła d : celuloid). Pewnym ich przeciw ieństw em są masy term oreak*
tyw ne. Te można w praw dzie rów nież kształ*
tow ać w stanie ogrzanym, lecz w dalszym stadium przerobu, w sku tek dłuższego przeby*
wania w wyższej tem peraturze, ulegają w tó r*
n ym reakcjom , prow adzącym do utw ardzę*
nia na ciepło. M asy tego ty p u przechodzą w p ro d u k ty nieto pliw e, a za trzym ując k s z ta łt nadany im w prasie, nie dają się ju ż pow tór*
nie deform ow ać przez ogrzanie. Przem iany te rm o re a ktyw n e są więc nieodwracalne. Jako p rz y k ła d ta kich ciał służy bakelit.
M e to d yka o b ró b ki ty c h grup mas pla*
stycznych obejm uje sporządzanie, odlew ów m asywnych w form ach (rye. 1), wyciąganie n ite k z stopniow ej masy lub odlewanie dwu*
Nr 3 Przegląd Chemiczny Str. 55
w ym ia ro w ych film ó w , dalej maglowanie czyli kalandrow anie m ateriału zmiękczonego uprze*
dnio przez ugniatanie m iędzy walcami, a na*
stępnie w tłaczanie w odpow iedni podkład (ryc. 2). T u ta j też zalicza się rozdym anie ru ro w ych kształtów ek za pomocą gorącej pary w zam kniętych form ach trvc. 3). N a j*
powszechniej używane są do kształtow ania rozdrobnione m ate riały plastyczne drogą przetłaczania ich przez odpow iednio pro filo * wane dysze, z k tó ry c h w ychodzi m ateriał w postaci ciągłej, ja k o pręt, wąż lub rura (kształtow anie przez wyciskanie, ryc. 4).
W grę w chodzi rów nież kom binow ana me*
toda odlew u w ytryskow eg o (ryc. 5), oparta na uplastycznieniu przez ogrzanie i zgniot,
p ły t. W ówczas podgrzaną p ły tę wtłacza stempel do ogrzewanej fo rm y ; w rezultacie tego sztancowania pow stają przedm io ty, po*
siadające na każdym p rze kro ju tę samą gru*
bóść ścian (ryc. 7).
1 rzeci system kształtow ania nadaje się do tw o rz y w rozpuszczalnych. Gęsto*płynne roz*
tw o ry (rzadziej emulsje) pozw alają sporzą*
dzać u tw o ry cienkościenne przez zanurzanie czyli maczanie fo rm (ryc. 8), albo przez na*
kładanie pastowatego tw o rzyw a na odpowie*
dni pod kład (ryc. 9). D la m niej zawiesistych ro z tw o ró w jest dostępna metoda natrysko*
wego osadzania p o w ło k i drogą lakierow ania (ryc. 10). W przem yśle w łókien sztucznych
rys. 1. Odiom zmykły ")
rH». 4. K s z ta łto w a n ie przez tu ycisk
«L ■■■(>•:
rysTb. Prasowanie
rys, 3. W ydym anie:
r ys. 7. S ztancom anio
po czym półciekłe tw o rzyw o dostaje się do chłodzonej fo rm y, gdzie zastyga i krzepnie.
ar zo.uzywaną je st metoda tłoczenia sprosz*
kowanego lub tabletkow anego tw o rz y w a wy*
P ch a ją c e g o m atrycę zazw yczaj w słanie
— ;7 P<?? naciskiem tło ka (300 do oOO k g /e n r) w prasach od 5 ton aż do H 000 ton spaja się m ateriał w je d n o lity b lok odpow iadający kształtem u żyte j fo rm ie ( r y l cina 6). Bardzo p ro sty sposób form ow ania nadhje się dla tw o rz y w preform ow anych w postaci w ym aglow anych je d n o sta jn ych
) rys. 1 do 11 inedlug R. II <, „ ¡ „ k, GrumJriss d. Kunjtstoff
panuje system przędzenia, o p a rty na tłoczt niu wiskozowego ro ztw o ru przez delikatn dysze, a połączony z wyciąganiem i w y d łi żaniem utw orzonej n itk i (ryc. 11). W syste mie ty m utw ardzanie polega na usunięciu ro*
puszczalnika albo przez odparowanie, alb działaniem ką p ie li rozcieńczających rozczyn n ik i koagulujących substancję tw orzyw s albo wręcz zm ieniających ją w sposób nieod w racałny. W podobny sposób odbyw a si odlew wstęgi n. p. celofanow ej (ryc. 12).
Technologie (19441.
Str. 56 Przegląd Chemiczny N r 3
Z A L E Ż N O Ś Ć W Ł A S N O Ś C I F IZ Y C Z * N Y C H O D B U D O W Y C H E M IC Z N E J .
O zespole najw ażniejszych własności me?
chanicznych, w a run kują cych użyteczność tw orzyw a, decyduje spójność, c z y li kohezja jego cząsteczek. Podczas gdy chemiczna in*
M ożna jc nazwać ogólnie siłam i v a n d e r W a a 1 s’a. Jedne i drugie wiązania są u trzy*
mywane ostatecznie działaniem elektron ów i dodatnich nabojów ją d ro w ych . Z w iązek m iędzy atom ami ty p o w y c h d robin organic/*
nych u trz y m u ją d w ó jk i elektronów homeo*
M o n o m e r : C6Hi2Û6 CHzOH
H OH
ß d-gJnko/„>
r» *. 13.
dyw idualność d ro b in y zależy od głów nych wiązań m iędzyatom ow ych, k tó re sym bolizu*
je m y kreskam i w artościow ości, to spójność d ro b in jest w y n ik ie m o d d ziaływ an ia w tór*
nych, resztko w ych sił elektrycznych , nie znaj*
dujących w yrazu w wzorze stru k tu ro w y m .
polarnie z sobą sprzężonych. Jednak na sku*
tek różnic w przyciąganiu zew nętrznych elek*
tro n ó w przez ją dra atom owe poszczególnych pierw ia stków , rozmieszczenie ła dunkó w elek*
tryczn ych w drobinie ulega przesunięciu.
D z ię k i temu pow staje dwubiegunowość, di*
Nr 3 Przegląd Chemiczny Str. 57
polarność, drobin, k tó ry c h różnoim ienne la*
dunki przyciągają się w zajem nie i są powo*
dem spójności m iędzy drobinow ej. Ostatecz*
nie u kład cząsteczek jest siedliskiem licznych resztkow ych sił elektrycznych, na ogol sto*
k ro tn ie słabszych w praw dzie od wiązań war*
tościowości głównych, ale w w ypadku drobin dużych w ieloatom ow ych, coraz do b itn ie j przychodzących do głosu, ja k o źródło spój*
ności.
P ra ktyka wykazuje, że w y b itn ą spójno*
¿cią odznaczają się ciała, zbudowane z bar*
dzo w ielkich, wręcz gigantycznych drobin.
Zwłaszcza, gdy geom etryczny ks z ta łt dro*
więc zw yczajne niskódrobinow e ciała orga*
niczne dają m onodyspersyjne ro z tw o ry o nie*
w ie lkie j lepkości, to m onodyspersyjne roz*
tw o ry ciał m akro dro bin ow ych odznaczają się specjalnie wysoką lepkością, ja k o k o lo id y praw dziw e, czyli eukołoidy. Ciała niskodrobi*
nowe składają się z cząsteczek zbudowanych z m ałej stosunkowo ilości atom ów ; ja k o górną granicę p rz y ję to 1000 atom ów, co odpowiada ciężarowi drobinow em u około 10000. Czą*
steczki ciał m akro dro bin ow ych zaw ierają znacznie więcej atomów, a ich ciężar wynosi conajm niej 10 000 i znacznie więcej, aż do m iliona. \
c
e oh y '
S u b s t a n c j en i s k o d r o b i n o me m a k r o d r o b i n o w e
Ilość atomów poniżej 1.000 ponad 1.000
Ciężar drobinowy do 10.000 powyżej 10.000
Rodzaj drobin jednakowe
(izomolekularne) polimolekularne
Własności drobin identyczne warlości średnie
Roztwory mono - dyspersyjne koloidalne
Lepkość niska bardzo wysoka
b in y um ożliw ia scisłe zbliżenie się d robin do siebie i ich przyleganie na znacznej długości, wówczas drobne z n a tu ry s iły v a n d e r W a a l s a dają w sumie efekt dużej spójno*
ści m ateriału.
P rzykładem takiej m akro dro bin ow e j sub*
sta n cji jest celuloza (rys. 13). Składa się na n ią k ilk a tysięcy elementów beta*glukozy, pow iązanych z sobą m ostkam i tle n o w ym i długi łańcuch w artościow ości głównych.
t r R e mP0,imCryzacji L1kladu podstawowego
X
7 , Wynosi u celulozy od 800 do 3 000, ws u e czego ciężar d ro b in o w y leży w gra*mcach od 150000 do 500000. O ddzielne d ro ,
o m m o n o 11* postać n itk i, grubej zaledwie O.OOOOOtk, mm, ale długiej Za,o od 0,0004 do
0.0015 mm (stosunek grubości do długości wynos, 1:700 do 1:2500). Substancje ta k zbu, c t T n daW ^ ro z tw o r>' koloidalne, ehoebj przez rozpuszczenie nastąpiła całko w ,ta dyspersja m ateriału na samodzielne d r.»
biny, unoszące Mc swobodnie w śród drobin rozpuszczalnika. Długość bow iem ta kich dro bin odpowiada przeciętnym rozm iarom cza- stek ko loid alnych , k tó ry c h norm alna średnica leży m iędzy 0/0000001 a 0,00005 mm G dy
Specjalnie ważną cechą ciał m akrodrobi*
now ych jest ich polim olekularność. Z a ró w n o naturalne ja k sztuczne ciała tej grupy połą*
ożeń są w rzeczywistości m ieszaninam i poli*
m erów i składają się z cząsteczek różnej wiel*
kości. N p. dany gatunek celulozy ma obok nadm iernie długich drobin (C 6H 1(l*O6) 2B00, także całą skalę niższych polim erów , p rzy czym stopień ro zrzu tu może być wcale znacz*
ny. Z azw yczaj w mieszaninie przeważa ilo*
ściowo pewien najczęstszy średni stopień p o lim e ryza cji, którego w ielkość da się ocenić na podstaw ie pom iarów lepkości rozcieńczo*
nych roztw orów . Ciała m akro dro bin ow c przedstaw iają zatem homologiczne miesza*
n in y polim erów i tym różnią się od ciał nisko*
drobinow ych. Każda substancja niskodrobi*
nowa składa się z id entycznych indyw idua!*
nych drobin, o niezm iennym ciężarze drobi*
now ym , natom iast ciała m akrom olekularne w ystępują w licznych odmianach, różniących się średnim stopniem polim eryzacji, m im o id entycznych własności chemicznych. Mogą zatem istnieć rozm aite odm iany celulozy zło*
żonę przeważnie z długich drobin, albo prze*
ciw nie o k ró tk ic h łańcuchach. O własnościach
Str. 58 Przegląd Chemiczny Nr 3
fizycznych takich odm ian, a zwłaszcza o ce?
chach zależnych od spójności m ateriału, roz?
strzyga średnia w ielkość dro b in y, czyli średni stopień p olim eryzacji, im w yższy stopień polim eryzacji, ty m wyższa spójność, w y trz y j małość na zerwanie i szereg in n ych własno?
ści; tym wyższa też lepkość ro ztw o ró w . K s zta łt drobin decyduje o własnościach mechanicznych ciał m akrom olekularnych w stopniu znacznie większym , niż u substan?
cyj n iskodrobinow ych. N ajczęstszym typem są m a kro d ro b in y linearne, k tó ry c h przedsta?
w icielem może być kauczuk naturalny, oraz celuloza, a z syntetycznych p o lim e ry che?
m icznie czystego styrenu. Przeciwstawieniem tego typu., są tró jw y m ia ro w e u kłady sferoi?
dalne, ja k ie w ystępują w drobinach skrobi, zwłaszcza zwierzęcej, czyli glikogenu. W śród sztucznych sfe ro ko lo id ó w ty p o w y m je st poli?
mer p?dwuwinylobenzenu, tudzież utw ardzone żywice fenolowe, czyli«rezyty; ja k o pólsynte?
tyczne tw o rz y w o sferoidalnej b u d o w y można w ym ie n ić ebonit. Ciała tak zbudowane są zazwyczaj nierozpuszczalne i nietopliw e, a z reguły obdarzone znaczną twardością i w ysoką odpornością chemiczną. Także linearne d ro b in y, o ile posiadają dość wiązań p od w ójnych, albo liczne boczne grupy reak?
tyw ne, można przez dodatkow ą obróbkę ter?
miczną lub chemiczną przeprow adzić w układ sferoidalny. W ówczas luźne i niezależne ma?
k ro d to b in y n itk o w a te zostają połączone wią?
zaniam i w artościow ości głów nych w jedną superdrobinę tró jw y m ia ro w ą , w sku tek po?
wstania m ostków w miejsce p ie rw o tn ych po?
d w ó jn ych wiązań, albo przez zbudowanie m ostków z atom ów now ych, lub now ych dwu?
w artościow ych grup atom owych. N a tej za?
sadzie przez cykliza cję kauczuku, albo przez przew ulkanizow anie kauczuku dużym i ilo?
ściam i siarki, osiągamy przem ianę d ro b in y linearnej w sko m p liko w a n y u kład prze?
strzenny. P ły ta ebonitu stanow i u kład zło?
żony w łaściw ie z je d n e j superdrobiny, k tó re j ciężar m ógłby sięgać do k ilk u s e t gramów. Po?
średnie miejsce m iędzy p rzyto czo n ym i skraj?
n ym i typ a m i zajm ują m a k ro d ro b in y o budo?
wie siatkow ej. P rzy tej stru ktu rze szeregi łań?
cuchów ty lk o w niew ielu punktach wiążą się ' z sobą grupam i m o stko w ym i. Siatkow ą bu?
dowę posiada ńp. zw ycza jn y niskoprocen?
to w y w u lka n iza t ka u c z u k u .1 W y s tę p u ją tam w praw dzie bardzo duże zespoły łańcuchów, lecz nie ta k gęsto wiązane atom am i siarki,
ja k u właściwego sferokoloidu, ebonitu. Wv?
b o rn ym przykładem siatkow ej b ud ow y jest w sp ó łp o lim e ryza t styrenu z dodatkiem za?
ledwie 0,01% dw uw inylobenzenu. O czyw iście ciała tak zbudowane nie dadzą się przepro?
wadzić w roztw ór. N ie m niej jednak m iędzy poszczególne łańcuchy, w miejscach nieza?
blokow anych bocznym i m ostkam i fenyleno?
w ym i, mogą się wcisnąć d ro b in y rozpuszczał?
nika i w yw ołać naprawdę zdum iewające e fe k ty pęcznienia. W spom niany kopolim ery?
zat styrenu i p?dwuwinylobenzenu pęcznieje w benzynie, zwiększając swą objętość kilka?
dziesiąt razy, lecz nie może n ig d y rozpuścić się całkow icie. Liczne łańcuchy główne zwią?
zane w rzadką w praw dzie, lecz wieloczłono?
wą sieć superdrobiny, u tra c iły bow iem ruch?
liwość drobin prostych, n itk o w a ty c h , z ja k ic h składa się n orm aln y po lim e ryza t chemicznie czystego styrenu. W analogiczny sposób wy?
jaśnia się trudna rozpuszczalność polimery?
zatu l,4?butadienu, c z y li syntetycznej Buny, w przeciw ieństw ie do ściśle linearnego w swej m a kro d ro b in ie kauczuku naturalnego.
O bok bow iem norm alnej p o lim e ryza cji łań?
cuchowej na zasadzie łączenia się d robin mo?
nomeru, w położeniach 1,4, odbyw a się ubocz?
nie add ycja anormalna p rz y węglach 1,2.
W sku te k tego n itk o w a ty łańcuch dostaje gdzieniegdzie k ró tk ie o d ro stki nienasycone, stanowiące zaczątek dla now ych łańcuchów, zrastających się w układ w ielołańcuchow y
o budow ie sieciow ej. „
Z przyto czonych rozważań w yn ika , że niem al w szystkie własności fizyczne ciał ma?
kro m o le ku la rn ych zn a jd u ją teoretyczne uza?
sadnienie w stru ktu rze chem icznej. D o ty c z y to, m iędzy in n ym i, rów nież w yso kiej ela?
styczności kauczuków. D ro b in y tych węglo?
w o dorów , o licznych d w u w a rto ścio w ych gru?
pach C H 2, p rz y jm u ją postać w ie lo k ro tn ie pozginanych i skłębionych niteczek. T a k i bo?
wiem k s z ta łt jest statystycznie najbardziej praw dopodobny, z uwagi na swobodę obrotu pojedyńczego w iązania m iędzy sąsiadującym i atom am i węglowego łańcucha. U kła d , dążąc do stanu najwyższego bezładu, ja k o odpowia?
dającego m axim um e n tro p ii, musi składać się zatem z niteczek n iew yciągniętych' w prostą linię, lecz pogiętych w sposób bezładny. Po przyło że n iu s iły rozciągającej ulegają nitecz?
kowe d ro b in y w yp ro sto w a n iu , a zewnętrz?
nym tego w yrazem je st specyficzna rozciągli?
wość kauczuków. G d y ustanie działanie siły
Nr 3 Przegląd Chemiczny Str. 59
zew nętrznej, d ro b in y zdążają znowu do stanu najprawdopodobniejszego, dzięki czemu kau*
czuk powraca do długości pierw otnej. Po do*
bne zachowanie się jest mało prawdopodobne u celulozy, k tó re j elementarne człony glukoz
■zowe są utrzym yw ane m ostkam i tlenow ym i, dając drobinę o kształcie bardziej prostolinijs nym.
Poznanie zależności cech fizycznych od s tru k tu ry m akrodrobin, um ożliw ia celową syntezę takich tw o rzyw , które będą posiadały własności poniekąd z góry przewidziane.
O czywiście badania w tej dziedzinie wyma*
gają ustawicznego sprawdzania cech fizycz*
nych u tw o rz y w nowospreparowanych, za po*
mocą w ielostronnych pom iarów. Oznacza to konieczność wyposażenia odnośnych zakła*
dów badawczych w bardzo zróżniczkowaną aparaturę dla k o n tro li własności fizycznych, aparaturę o wiele bardziej różnorodną, niż urządzenia dośw iadczalnych stacyj metalom znawczych. .
T W O R Z Y W A P Ó Ł S Y N T E T Y C Z N E . Synteza now ych m akrom olekularnych two*
rzyw organicznych ma do w yb o ru dwie alter*
n atyw y. M ożem y oprzeć się albo na natural*
nym m ateriale m a kro dro bin ow ym i ten prze*
twarzać chemicznie, nie naruszając w sposób s k ra jn y zasadniczej s tru k tu ry łańcuchów, albo też możemy budować układ wielkocfro*
b in o w y z elementów niskocząsteczkowych, wiążąc tysiące jednako w ych cegiełek w gmach m akro dro bin y. Pierwsza droga, to w yrób two*
rzyw p ó łsyntetyczn ych i m odyfikow anych, druga prow adzi do tw o rz y w pełnosyntetycz*
nych.
Specjalnie w naturalnej celulozie znale*
z*°no m ateriał nadatny do chemicznego mo*
dyfiko w a n ia , z uwagi na liczne boczne grupy wodorotlenow e, nie biorące udziału w wiąza*
mach łańcucha głównego. Przez tworzenie om pleksów ku p ram in ow ych w rozczynniku C, , w e i t z e r a można zw iększyć h y d ro fil*
osc tego polialkoholu. M a te ria ł przechodzi b in v °r W° rij ’ a so^w a ty?owane oddzielne dro*
cn rh v ° Zr)a. s*9 częściowo na krótsze łań*
k i temu niZ? ym Stopn^u P olim eryzacji. Dzię*
„ L ' Z * do kształtowa--
przez dvszr ^ zenie- Podczas przeciskania przez dysze i wyciągania n itk i układaia sic d ro b in y równolegle do osi „ 14 * Q kna. Skoagulowana nić p r z ^ t a w ^ 0 ^ rowaną i « « j c i o w o - z d e S t y Z . ^ T
^ ° — w - T O ;
i dzięki temu spojonych siłam i międzyczą*
steczkowym i, decydującym i o spójności ma*
teriału. Jest to sztuczny jedw ab m iedziow y.
Bardziej korzystną okazała się sołwatyzacja celulozy na drodze e s try fik a c ji dwusiarcz*
kiem węgla, ja k o bezw odnikiem dwuzasado*
wego kwasu ksantogenowego. W obecności ługu sodowego pow staje sól sodowa kwaśne*
go estru, usym bolizowana wzorem (C^EIgO,.
O. CS. SNa). D z ię k i licznym grupom tiokar*
bonow ym rozpuszcza się ona ła tw o w wodzie.
W czasie koagulacji w yprzędzonej n itk i nie*
trw a ły ester ksantogenow y ulega zm ydlenlu, przy czym regeneruje się celuloza w pożąda*
nym stopniu zdepolim eryzowana. Jest to t. zw. jedwab w iskozow y, najw ażniejsze włó*
kno półsyntetyczne, wraz z lic z n y m i odmia*
nami w łó kie n ciętych. W iskoza nadaje się też do sporządzania odlew ów, w postaci je*
dnolitego film u celofanowego. I tu ta j o spój*
ności decyduje wyciąganie film u podczas koagulacji, celem paralelizacji drobin.
E s try fik a c ja celulozy za pomocą kwasu
■ azotowego lub bezw odnikam i kwasu octowe*
go Wizgi, jego homologów, daje m ate riały hy*
drofobow e, ale rozpuszczalne za to w roz*
czynnikach organicznych. O bok p ro d u k c ji sztucznego je dw a biu octanowego przez koa*
gulację za pomocą odparowania rozpuszczał*
nika, zarówno acetyloceluloza i je j analogi, ja k i nitroceluloza, u m o ż liw iły w yró b licz*
nych mas plastycznych drogą zmiękczenia za pomocą dodatku p la styfika to ró w . Octan celulozy zm iękczony dodatkiem ftalanu dwu*
m etylow ego daje m ateriał term oplastyczny, zwany tro lite m . Sposobem tłoczenia two*
rzyw o to przerabia się na części aparatów telefonicznych, guziki, grzebienie, zabawki i t. p. przedm ioty. Liczne inne p la s ty fik a to ry , zwłaszcza fosforan tró jfe n y lo w y dają z ace*
tylocelulozą t. zw. cellon. P ły t cellonowych używa się do w yrobu szyb okiennych w auto*
mobilach, aeroplanach, namiotach, okienek dla masek gazowych i podobnych celów.
Wreszcie nitroceluloza zmiękczona kam forą daje znany m ateriał term oplastyczny, celu*
loid, jedno z najstarszych tw o rz y w półsynte*
tycznych, E s try celulozowe, a zwłaszcza azo*
tan, mają ponadto ważne zastosowanie do w yrobu lakierów szybkoschnących.
M o żliw ym jest rów nież m od yfiko w a n ie celulozy drogą e te ry fik a c ji grup w odorotle*
nowych za pomocą chlorkó w alkilow ych, zwłąszcza metylowego, etylowego i benzyle*