• Nie Znaleziono Wyników

Łańcuch życia

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Łańcuch życia"

Copied!
3
0
0

Pełen tekst

(1)

wil.org.pl

WIELKOPOLSKA IZBA LEKARSKA

16

T

o spotkanie w Kinie „Słonko”, organizowane 24 marca wspólnie przez Śremski Ośrodek Kultury i śremskie koło Polskiego Towarzystwa Lekar- skiego, miało ważny cel – pokazać symboliczny łańcuch życia. Tak chcia- ły organizatorki – dr Barbara Siwińska i Ewa Kaźmierczak. Na jego początku jest wiedza, medycyna, lekarze, potem ludzie chorzy i uzdrowieni, na końcu tego ciągu – cały ten ruch społeczny propagujący ideę tworzenia banku szpi- ku. I ten warunek został tu spełniony.

Prof. Mieczysław Komarnicki, szef Katedry i Kliniki Hematologii i Cho- rób Rozrostowych Układu Krwio- twórczego Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Pozna- niu, poświęcił swój wykład „Przeszcze- pom komórek macierzystych szpiku”.

Dzisiejsza wiedza na ten temat przekra- cza nasze potoczne wyobrażenia.

Wydaje się nam, zwykłym zjadaczom chleba, że tutaj wszystko dzieje się już na pograniczu cudu. Usłyszeliśmy, jak daleko wiedza i wyspecjalizowane urządzenia potrafią sprawić, że tak się stanie. Wiedzy bowiem stale przybywa i leczenie jest coraz skuteczniejsze, ale nigdy nie wie się wszystkiego. Tego uczy historia postępu w tej dziedzinie medycyny.

W 1969 r., uważanym za przełomo- wy, nastąpiła pierwsza udana próba przeszczepu u rodzeństwa, jednak stan ówczesnej wiedzy nie pozwalał na określenie, dlaczego tak się stało. Od tamtego czasu minęły 42 lata. Dla tych, którym nie zdołano pomóc, to było za wiele i za wolno. Jednak w dziedzinie hematologii dokonał się postęp nieby- wały, przyprawiający słuchacza wręcz o zawrót głowy. Bo lekarze wydają się być na właściwym tropie, aby „zarzą- dzać” naszą chorą krwią. Ale profesor ukazał też cały żmudny, rygorystyczny proces przygotowania do przeszczepu, jego przebieg i to wszystko, co powin- no być potem. Wyraźnie podkreślał, że przeszczep jest zaplanowanym etapem leczenia choroby. Pokazał nam swoją klinikę, jej wyposażenie, warunki, jakie

trzeba stworzyć chorym. Dziesięć sta- nowisk, a w kolejce stu pacjentów. Dla- czego?

Jest wiedza, są lekarze, urządzenia, leki... Takie „zaglądanie Panu Bogu w okno”, osiąganie takich wyników jest oczywiście kosztowne. Ale argu- ment to jeszcze nie usprawiedliwienie.

Tak się dzieje zresztą w innych dziedzi- nach medycyny i nawet w najprost- szych sprawach jej dotyczących.

Muszę więc zapytać, kto ma prawo skłaniać lekarzy, aby dokonywali wyboru – kogo ratować, a kogo nie, komu pomóc, a komu nie? Czyż nie narusza to samych podstaw moralnych tego zawodu – powołania?

Na przykład koszty autoprzeszczepu to 50 tys. zł, przeszczepu alogenicznego od rodzeństwa – 100 tys. złotych, a od osoby niespokrewnionej 240 tys. Za wstępne badanie trzeba zapłacić 350 zł.

Za poszukiwanie dawcy w krajowej bazie danych – 20 tys., korzystanie z bazy zagranicznej jest niepomiernie droższe. Stąd tak ważne jest poszerza- nie naszego krajowego banku szpiku.

U nas, w Śremie, najsilniej zaznacza swą obecność fundacja Anny Wierskiej Dar Szpiku kierowana przez Dorotę Raczkiewicz, laureatkę śremskiej Żyra- fy za rok 2010. Anna Wierska, choć przegrała walkę z chorobą, zdążyła zało- żyć tę fundację, aby pomagać innym.

Powstały i powstają „drużyny szpiku”, w których biegają i osoby znane, i nie- znane. Wszyscy złączeni tym wspólnym celem, że można podzielić się życiem.

W Śremie w barwach drużyny biega także burmistrz Adam Lewandowski.

I to jest pierwsze miasto, które tak się otwarło na tę inicjatywę. Tu odbywa się ten najważniejszy bieg. W tym roku jego termin wyznaczono na 21 maja.

Anna Wierska była stąd, a na sali 24 marca wśród publiczności była jej siostra. A także, oczywiście, drużyna w czerwonych koszulkach, młodzież z liceum ogólnokształcącego i zespołu szkół ekonomicznych. Młodzież liceal- na zorganizowała na dziedzińcu szkol- nym akcję oddawania krwi. Może nie wszyscy, ale pewnie część z nich zało- ży w maju te czerwone koszulki z bia-

Łańcuch życia

(2)

WIELKOPOLSKA IZBA LEKARSKA

MAJ 2011

17

łym napisem „Drużyna szpiku”, aby rosła świadomość, że tworzenie banku szpiku, oddanie go biorcy, jest formą dzielenia się życiem w najbardziej prawdziwym sensie tego słowa. Taki też nosiło tytuł spotkanie w kinie

„Słonko”, któremu honorowego patro- natu udzielił burmistrz miasta, miejsco- we media, WTK i Radio Merkury –

„Podziel się życiem”.

Na ścieżce życiowych bezdroży spotkały się

niepewność proszalnego czekania z gorącą potrzebą dzielenia się sobą z innymi

i stało się...

świat rozkrzyczał się spełnieniem poeta zaśpiewał „Świecie nasz”.

Nina Szmyt na spotkanie 24 marca 2011 r.

Niezmiernie wzruszający był moment, kiedy na scenie obok prof. Komarnickie- go stanęły mała Julka i Anita Błąkała – osoby po przeszczepie – i Dorota Racz- kiewicz. To był właśnie ten łańcuch życia. Pierwsze jego ogniwo to medycy- na i lekarze. Na początku spotkania pre- zes śremskiego koła PTL, dr Barbara Siwińska, poinformowała o decyzji zarządu głównego nadania dr Halinie Kurnatowskiej-Służewskiej tytułu Medi- cus Nobilis, dr Annie Gendaszyk Tiszer odznaki Bene Meritus, dr Halinie Fur- maniuk odznaki Zasłużonemu – Polskie Towarzystwo Lekarskie. Tak się dobrze złożyło, że te najwyższe zaszczyty towarzystwa można było wręczyć przy takiej właśnie niecodziennej okazji.

Przedstawiając laureatkę tytułu Medicus Nobilis, dr Siwińska przyto- czyła w skrócie informacje świadczące, jak niezwykłym lekarzem i człowie- kiem jest dr Halina Służewska. Warto niektóre z nich przywołać. W Śremie przepracowała bowiem prawie pół wieku, przeszła wszystkie szczeble kariery zawodowej, będąc kilkadziesiąt lat ordynatorem oddziału dziecięcego, także noworodkowego. W latach 60.

XX w. była jedynym pediatrą w po- wiecie, stąd liczne nocne wezwania do szpitala, w dzień powszedni i święta.

Prócz pracy w szpitalu kierowała poradnią dla dzieci chorych i zdro- wych, była inspektorem powiatowym, a także znanym społecznikiem. Prowa- dziła przez wiele lat Ligę Kobiet.

Odwiedziła prawie każdą wioskę w powiecie z profesjonalnymi wykła- dami, a Przedszkole Słoneczna Groma- da to jej inicjatywa i wspólne społecz- ne dzieło. Jest czynnym do dzisiaj członkiem założycielem śremskiego koła PTL.

Pani doktor, dziękując za wyróżnie- nie, swoimi słowami zrobiła wielkie wrażenie na słuchaczach. Dziś już rzadko słyszy się je ze strony środowi- ska lekarskiego. Oto one:

Szanowni Państwo!

Pozwólcie, że w tym uroczystym dniu zabiorę Wam kilka minut, ale chcę powiedzieć i podzielić się z Wami czymś, co czuję!

Przede wszystkim pragnę gorąco podziękować Zarządowi Głównemu Polskiego Towarzystwa Lekarskiego i przewodniczącej naszego koła w Śre- mie, dr Barbarze Siwińskiej, za uhono- rowanie mnie tak cennym dyplomem – Medicus Nobilis. Nie spodziewałam się nigdy, że Pan Bóg i szczęśliwy los pozwolą doczekać tych 90 lat, które w tym roku kończę i takiego wielkiego zaszczytu, jaki mnie dzisiaj spotyka.

Przypuszczam, że mój świętej pamięci mąż, Tadeusz Służewski, internista, wszystkim w tym mieście znany lekarz, patrzy na mnie z nieba i szepce: „Ta miała szczęście”. Ale jest i drugi lekarz, żyjący, mój kochany syn, Wojciech, profesor pediatrii, i trzeci lekarz, moja droga wnuczka, Monika, rezydentka neurologii – którzy dalej niosą palmę rodzinnej tradycji lekarskiej wysoko i dumnie.

Dawno temu, bo jeszcze przed II wojną, byłam w grudziądzkim liceum i odbywałam szkolne ćwiczenia między innymi na sali operacyjnej szpi- tala wojskowego. Nagle, po skończo- nym zabiegu lekarz odwrócił się i zoba- czył mnie. Powiedział: – A co to dziecko tutaj robi? – Uczę się – odpo- wiedziałam.

Wystarczyły te słowa! Zrozumiałam, że przecież to jest ten zawód, którego szukam i pragnę! Nie mniej byli zdzi- wieni moi rodzice, którym powiedzia- łam o swojej decyzji. Mój tato prawie się rozchorował, wszyscy byli przera- żeni. Bo ta „stara” medycyna była zupełnie inna niż jest teraz. – Czy dasz sobie radę? – pytała mama.

(3)

WIELKOPOLSKA IZBA LEKARSKA

Po tym przyszła straszna wojna świa- towa, w której straciłam ojca, cały dom się rozleciał, a ja z moją matką i siostrą, z jedną torbą dobytku, znalazłyśmy się na wysiedleniu, uciekając przed zsyłką na Daleki Wschód. Trwało to pięć dłu- gich lat.

Po zakończeniu wojny uparcie szu- kałam miejsca na uniwersytecie. Po wielu trudach i przeszkodach zdałam egzamin na Akademię Medyczną w Poznaniu, gdzie przez pięć lat uczy- łam się i otrzymałam wreszcie wyśnio- ny dyplom lekarski.

Wyszłam za mąż za śremianina i zgodnie z panującym wtedy obowiąz- kiem zostałam skierowana „za mężem”

do pracy w Szpitalu Powiatowym w Śremie.

Przepracowałam na tej ziemi i w tym zawodzie 49 lat. Starsze pokolenie, nie- stety, już odchodzi, ale ich dzieci jesz- cze mnie pamiętają. Zdarza się, nie tak rzadko, że mnie „zaczepiają” ze słowa- mi: – Pani doktor mnie przecież leczy- ła, czy pani pamięta?

Dzisiejsza nowoczesna medycyna, jakże różna jest od dawnej – kosztow- na, oparta na nieco innych założeniach naukowych, stała się trudna do zrozu- mienia przez chorego człowieka!

Chory potrzebuje pomocy, ciepła, rady i to od swego lekarza, do którego ma zaufanie i wiarę, że to on właśnie mu pomoże. Dzisiejszy lekarz jest bardzo

„szybki” i „krótki”, pędzi od jednej pracy do drugiej, ma ręce pełne roboty i brakuje mu nieraz czasu na spokojną rozmowę z chorym – bowiem czas to pieniądz! A tych ostatnich zawsze bra- kuje: lekarzowi, pielęgniarce, położnej, czy innemu pracownikowi służby zdro- wia. W gazetach opisywane są nieludz- kie przypadki odsyłania chorego czło-

wieka z jednego dyżurnego szpitala do drugiego, tłumaczone brakiem miejsc!

Jak pamiętam, te 40 lat temu, mój szef, dr Antoni Paul, chirurg, dyrektor Szpitala Powiatowego w Śremie, zała- twiał tę sprawę krótko! Podnosił słu- chawkę telefonu i mówił do siostry, która była na dyżurze: – Posyłam chorą na oddział, niech siostra ją przyjmie i wykona takie i takie badania!

Na tym sprawa się kończyła. W szpitalu musi być prawdziwa dyscyplina. Każdy chory musi znaleźć swoje łóżko, uzyskać pierwszą pomoc lekarską i opiekę pielę- gniarską. Życzę wszystkim mieszkańcom Śremu i okolicy, ażeby warunki naszego szpitala, w końcu nowego, stale odnawia- nego i ulepszanego własnymi rękami, dobrze służyły naszemu społeczeństwu.

Wszyscy na to liczymy. A w treści tego wystąpienia zawarte są owe podstawowe dylematy – nowoczesność – tak, ale za jaką cenę? I wcale nie chodzi tu przede wszystkim o pieniądze, lecz o styl i zasa- dy pracy ludzi w tym najważniejszym miejscu łańcucha życia. Lekarz, pochyla- jąc się nad pacjentem, wchodzi równo- cześnie w rolę jego obrońcy, pełniąc także ogromną funkcję społeczną. Dobrze, że na różnych polach ma tu sprzymierzeńców.

Takich chociażby jak śremskie koło PTL, którym odwdzięczając się, zarząd główny nadał w tym roku dyplomy Przyjaciel Pol- skiego Towarzystwa Lekarskiego. Wręczo- no je Danucie Szafrańskiej (Społem PSS), dr Ludwice Własińskiej (Acrylmed), Honoracie i Grzegorzowi Wilczkowiakom (gospodarstwo rolno-sadownicze) i Roma- nowi Tiszerowi (Książ-Rol). – Dobro, które czynią nasi przyjaciele, to są ich pomniki – powiedziała dr Barbara Siwiń- ska. I tak to naprawdę jest.

BARBARA NOWICKA Doktor Halina Kurnatowska-Służewska z synem prof. Wojciechem Służew- skim i wnuczką Moniką, lekarzem neurologiem – trzy pokolenia lekarzy.

Zdjęcie wykonał nasz szpitalny biochemik mgr Karol Doliński.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ostatnio głośno było o tej placówce w poznańskich mediach nie tylko dlatego, że uro- dziły się w niej kolejne trojaczki.. Otóż zakończona została kolejna ważna inwestycja

Więc jeżeli będziemy zaśmiecać, będziemy zabudowywać, będziemy zmniejszać te powierzchnie dolin, które zajmują rzeki, to tak naprawdę niedługo będziemy mogli

Jeżeli jeszcze dodamy, że na 250 istniejących na Lubelszczyźnie klubów Rolnika, 50 w ogóle nie prenumeruje prasy a w żadnym się prasy nie sprzedaje, że sprzedaż prasy w

Widać już, że coś się zmieniło i zmienia się z dnia na dzień.. Co znaczy, gdy przyjdzie odpowiedni człowiek na odpowiednie

Choć z jedzeniem było wtedy już bardzo ciężko, dzieliliśmy się z nimi czym było można.. Ale to byli dobrzy ludzie, jak

Wydaje się, że na rynku polskim, ale także zagranicznym, nie było do tej pory publikacji podejmującej całościowo zagadnienie religii w nowoczesnym ustroju demokratycznym

W mojej pierwszej pracy trafiłem na towarzystwo kolegów, którzy po robocie robili „ściepkę” na butelkę i przed rozejściem się do domów wypijali po kilka

Bobkowski znał zresztą Macha z tekstów publikowanych w „Twórczości”, gdzie – przypomnijmy – ukazywały się od 1945 roku fragmenty jego wojennych dzienni- ków, znanych