■**.,»■ . -i £
http://rcin.org.pl
C H A R K Ó W — 1 9 1 8 r.
I N S T Y T U T
B A DA Ń L I T E R A C K I C H p a n B I B L I O T E K A 00 3jo W arszawa, ul. Nowy Świat 77
T e i. 2 6 -6 8 -fiS SKŁAD GŁÓWNY
K S I Ę G A R N I A P O L S K A
S U M S K A Ne 44.
D R U K A R N IA N. S Z A JN B E R G A C H A R K Ó W , ulica RY B NA N° 5.
P o r az ostatni zestrzelamy — w Z eszy
cie Zbiorowym — w jedno ognisko duchy, ostatni raz nawijamy na ojczyste krosno wspólną — z charkowskiego posielenia — myśli przędzę...
Jeszcze trwa bój olbrzymów. Czwarty rok w ażą się w nim losy świata. A w ażą n a cale stulecia. Niedawno — jak padły na rozbujałą, dziejową szalę nowe miecze, w zaatlantyckich ludwisarniach kowane.
W śród gradowych orkanów skłębionych szrapneli k rążą bez wytchnienia prom ieni
ste Walkirje, znosząc dusze pobitych b o h a terów do germ ańskiej Walhali. Marsylski trębacz dzwoni m uzyką echow ą najsławniej
szych dni nietylko po francuskich obozach, ale dociera do stalowej, angielskiej kolum
ny, brodzącej w minowych topielach i jado
ojczystej mgły.
R ozgrzany walką świat zaczyna jednak dostrzegać, że stanął na przełęczy ludzkiego wysiłku, odsłaniającej syzyfowe turnie. Nie umilkł wprawdzie wobec skamieniałego ich oblicza rolandowy róg, ale ścichło
vae victis,
głośne przez trzy lata na wszystkich szańcach.Od chwili tej dzierzga tęcza pokoju swoje kolory na skrwawionym kołowrocie świata. Rwie jeszcze jej przędziwo h u r a g a nowy wstrząs ekrazytowych kul, targają niem dyszące trupim zap ach em niszczyciel
skie wichry, ale pokojowe blaski oplatają coraz to wyraziściej wojenne ruiny, pokry
wające gruzem najbliższe obszary, rzucające jednak na całą kulę ziemską ponury swój cień.
Uchylony dopiero złoty rąbek świtu —
a już zaczynam y pić ekstazę światła i ciepła bujnego dnia, wstającego po ciem nicy i martwocie bezksiężycowej nocy. Orlą prężą się m ocą sterane tułaczką ramiona, bo poczuły rozpięte skrzydła odlotu. Słońc kaskadą, promienieje przygasły jeszcze w czo
raj wzrok, bo oto dostrzega ojczyste pobliże.
Zdrowiem żywej karjatydy faluje pierś su- chotnicza, wdychając przeczucie żywicznej woni dobroczynnej, polskiej sosny.
W racam y — a jak zmuszeni opuszczać kraj, czuliśmy cały piołun wygnańczy, na odrywanych od domowego progu ustach, tak teraz odczuw am y— wciąż jeszcze zdała od kraju — całą jego słodycz i rozkosz.
T a k kochającym i wytrwałym płaci O patrz
ność wiecznie sprawiedliwa zadatkiem ra dości n a obczyźnie za ból i mękę, poczęte w ojczyźnie.
W racam y... N a dźwięk tego słowa b u duje w duszy naszej miłość i tęsknota k a lejdoskop ojczysty, tulaczemi łzami uświę
cony. C isną się i tłoczą rodzinne obrazy, nadlatują m ary złociste, harfy anielskie do
ciągają strun do pastuszej ligawki i skrzyp
ki wioskowej. Niebo pomięszało się z zie
mią polską.
C zujem y na ustach pocałunek słońca,
kraszącego prom ienistą glorją blanki i wie
życe W arszawy, strażującego u wawelskiego mauzoleum, układającego w sitowiach Gopła do snu głowę złocistą. Migoczą nam w oczach wiatrakowe śmigi, błyszczą sierpy żniwiarzy, nawet w cygańskiej kuźni, na wygonie pod lasem, wybija stalowy młot melodję taką bliską i swojską. Toniemy każdym zmysłem w zaczarow anem wiarą rychłego powrotu zwierciadle, przybliżają- cem w izerunek ojczystych hal i rodzinnych piargów.
Nie trwożą nas ani zgliszcza i w ojen
ne pustkowia, ani sm utne cm entarne wiry- darze. Lżej na ojczystych grobowcach sia
dać, aniżeli zalegać obce parki i plaże.
Lżej rozbijać bryły domowej pogorzeli pod zrąb nowej chaty, aniżeli nurzać palce w złotym trzosie, wiążącym nas niepodżiel- nie z obczyzną.
Jakże ta miłowana wygnańczą jaźnią ziemia polska jest dziwnie podobną do gwiaździstego niebieskiego stropu. Im d łu żej w patrujem y się w oświetlone przestw o
rze, tern więcej dostrzegam y z każdą chwi
lą gwiazd, jakgdyby jakaś czarodziejska r ę ka wypędzała coraz liczniejsze, brylantowe stada, z szafirowego namiotu miesięcznej
nocy. I Ojczyzna, im z dalszego tęsknimy do niej w ygnania, im strzelistsze szlemy ku niej akty, tern więcej odsłania żniw błogo
sławionych, skarbów ukrytych, drgnień świetlistych, poruszających wciąż biegnącą po tarczy ludzkiego mozołu wskazówkę życia.
U ojczystego pogranicza powita nas gwiazda, lśniąca nad inne blaskiem m e te
orowym. Nie świeciła ona, gdyśmy w ycho
dzili z kraju w świat daleki. Wieść tylko rad o sn a dochodziła o niej do ziemi w y
gnania.
Jutrzenka wolności...
Zapaliła ją n a niebie wojna, a cud dziejowy sprawił, że ustawione przy pol
skiej płycie grobowej straże, broń p reze n tują przed jej blaskiem. Cud dziejowy, z m ęczeństw a narodowego poczęty, z bo
haterskiego ofiarnictwa, niedopuszczającego w historji praw zadawnienia
Legion ich był, polskich gladjatorów, pozdrawiających ojczyznę wszędzie, gdzie tylko krew się lala na aren ach świata.
A chrzcicielem był im: Rejtan, T rau g u t i Piłsudzki, a poświęcanej wody do chrzest
nej kruży dostarczały zaczerwienione fale:
Ty b ru i N iem n a, Elstery i Wisły, B erezyny
i Warty. Od hufców Dąbrowskiego, b udzą
cych groby Scipionów i Cezarów, po p a r tyzanckie oddziały, idące przy styczniowej pochodni w mogilne bory szukać świętojań
skiego ziela na ojczyste ołtarze, od gro
chowskich bagnetów po krechowieckie kon
cerze — nie brakło nigdy Nieśmiertelnej ochotnych dziedziców Kościuszkowskiego testamentu.
Dopełniła się na ziem; eolskiej ofiara Abrahamów i Izaków w sposób, jaki nigdy nie przewidziała biblia żadnego narodu, ale bram y piekielne europejskiej racji stanu nie przemogły opoki Piastów i Jagiellonów.
Od królewskiego zam k u w W arszawie, od witraży Marjackiego kościoła, od wszech
nicy Kazimierzowej biją dziś na kraj nasz tryumfalne światła i promienieją na świat cały. Bo oto zmartwychwstajemy w chwili, kiedy dzieje poczynają, miast mieczowych spiży, złote wagi praw kłaść na okładzinach nowej księgi ludzkości. T e sam e, które ciągną się przez wszystkie karty naszej narodowej kroniki. Bo szczerbiec Bolesła
wów był tylko probierzem siły polskiej Ar
mady, ale jej symbolem i żaglem był pierś
cień Jadwigi, była tajemnica, wydarta przez Kopernika gwiaździstym wirom, były te
6 Z E S Z Y T Z B I O R O W Y
wielkie idee i hasła, które zdołaliśmy ręką już p ętan ą spisać w majowych p erg am i
nach.
W artość i cen a odkupienia naszej oj
czyzny kreślą rozm iar i wagę naszych wo
bec niej obowiązków.
Świta...
C oraz to bliżej dzwonią sygnały po
wrotu.
Strzegący wawelskiego dworu Sinaj objawia nam w krzewie laurowym złote tablice ojczystych praw.
Ślubowaną im na obczyźnie wierność, zachowajmy do zgonu w Ojczyźnie.
A lfre d Brandowski.
KONKURS „KOŁA PAŃ“ I „LU TN I14 W MOSKWIE.
GODŁO: K ITA R ED I-sza N A G R O D A
5 Ł R W R K O Ś C I U S Z C E -
„L iberte, Egalite, F ra te r n ite “ ( H a s ła Wielkiej Rewolucyi).
C H O R U S T R IU M P H A L IS I.
K O R Y F E U S Z : „K O ŚC IU SZK O , GDY BITWY GŁOSY ŚC IC H ŁY NA P O L U RACŁAW IC
I W Y S U N Ę Ł Y SIĘ KOSY
Z R O Z W A R T Y C H P O Ś M IE R T N IE P R A W IC — A WIARA C H Ł O P Ó W TY M CZA SEM
P R Z Y W L O K Ł A Z D O B Y T E DZIAŁA, S T A N Ę Ł A P R Z Y TO B IE LASEM I SŁO W A TW E G O C Z E K A Ł A . . .
Z E S Z Y T Z B I O R O W Y
TY Ś W ŁO ŻY Ł S U K M A N Ę BIAŁĄ ZA WROGA S K R U S Z O N Y N A P Ó R , I P R Z E M IE N IE N IE SIĘ STAŁO!
TO BYŁA T W A GÓRA T A B O R —
A P O L S K A LŚNIĄC W NOWIU S IE R P IE JUŻ Z MĘKĄ Z N IEŚ Ć MOGŁA Z A B Ó R I Z LUDEM R Z E C : W S Z Y S T K O ŚCIERPIĘ!
TO BYŁ JEJ S ZC ZY T: GÓRA T A B O R —
II.
C H O R U S : „MÓWIMY: SŁA W A K O ŚC IU SZC E, SŁA W A — SŁA W A — “
K O R Y F E U S Z : „KOŚCIUSZKO, CZCI PO L SK IEJ S T R Ó Ż U , TY PŁO M IE N ISTY N A S Z DUCHU,
W U LK AN IE K O P C A NA W ZG Ó RZU ,
NIE ZGASŁY W P O W S T A Ń W Y B U C H U — TY K R Y P T Y W A W ELSK IEJ W R Ó Ż U ,
U SŁ Y S Z NA LA U R Ó W P O D U S Z C E ,
GDY ŚW IA T BRZMI: SŁA W A K O Ś C IU S Z C E — SŁA W A — SŁA W A — SŁA W A —
C H O R U S :
K O R Y F E U S Z :
C H O R U S :
K O R Y F E U S Z :
C H O R U S :
„MÓWIMY: SŁA W A K OŚCIU SZCE — SŁAW A — SŁA W A — “
„ŻE BY ŁEŚ B R A T E R S T W E M CZASÓW , ŻE, WODZU, DLA T W Y C H ZA PASÓ W , PO L SK IC H S E R C P R Ó C H N O OD SASÓW, ZM IEN IŁEŚ W S Z L A C H E T N E K R U SZC E;
MÓWIMY: SŁAW A K O ŚC IU SZC E — SŁA W A — SŁAW A — “
„MÓWIMY: SŁA W A K O ŚC IU SZC E — SŁAW A — SŁAW A — “
„Ż E CIĘ C H W A L E B N IE SZLA C H C IC U R Ó W N O Ś Ć W SU K M A N Ę U BRAŁA,
W TWÓJ DZIEŃ P R Z E M IEN IEN IA CIAŁA, BY LUD KOSAMI WZIĄŁ DZIAŁA — Z E Ś DUCH A TEGO MIAŁ W LICU
I NIÓSŁ JAK S A K R A M E N T W P U S Z C E , MÓWIMY: SŁA W A K O ŚC IU SZC E —
SŁA W A — SŁA W A — “
„MÓWIMY: SŁA W A K O ŚC IU SZC E — SŁAW A — SŁA W A — “
http://rcin.org.pl
10 Z E S Z Y T Z B I O R O W Y
K O R Y F E U S Z :
C H O R U S :
K O R Y F E U S Z :
„ZE KRAJ ZNA TA R G Ó W N IEZD O L N O ŚĆ — Ź E P O L S C E NIE ŻYĆ JAK SŁUŻCE!
Z E S TA ŁA P R Z Y T O B IE W O LN O ŚĆ NA P O L S K IC H T E R M O P Y L D R Ó Ż C E — MÓWIMY: SŁA W A K O Ś C IU S Z C E —
SŁAW A — SŁA W A — “
MÓWIMY: SŁA W A K O ŚC IU SZC E — SŁAW A — SŁA W A — “
III.
„K O ŚCIU SZK O, C ZY Ś ZABYŁ Z A LE
GDYŚ R O Z S T A Ł SIĘ Z Ł E Z PA D O ŁEM ? CZY W GWIAZD W Ę D R Ó W C E
SAM BÓG CIĘ O G EN ER A LE!
UCZYNIŁ SWYM A R C H A N IO Ł EM BYŚ WIÓDŁ MU H U F C E ?
„CÓŻ M O Z E S Z B R O N IĆ W Y ŻSZEG O
NAD WOLNOŚĆ! GDZIE DUCH A S T R Z E G Ą Z PALMAMI ŚWIĘCI —
C ZY W CW ALE, DRÓG M LE C Z N Y C H WYDMĄ,
C H O R U S : ECH O :
Z N Ó W POLSKI NIE W STA JE WIDMO W TWOJEJ PAMIĘCI?
„W P R Z E G L Ą D Z IE NIEB KOŃ CZĄ C JAZDĘ, P L A N E T Ę W OGNIU JAK GWIAZDĘ, UWAŻ SPOK O JN Y ,
NA BOSKIEJ R ADZIE MÓW DUCHU, ŹE, PÓKI P O L S K A W ŁA Ń C U C H U , ZIEMIA C H C E WOJNY! “
„SŁAWA K O Ś C IU S Z C E — SŁAWA — “
„ S Ł A W A --- “
Franciszek-Xawery Pusłowski.
12 Z E S Z Y T Z B I O R O W Y
TRDEUSZ KOŚCIUSZKO.
Sto lat upłynęło od chwili, gdy zdała od ojczyzny, w gościnnym kraju wolnych Szw ajcarów zmarł jeden z największych mężów, jakich wydała nasza ojczyzna, twór
ca irredenty polskiej— T ad eu sz Kościuszko.
Nie m a osobistości w całej naszej his- torji, która tak silnie jak on, zrosła się w pojęciu masy narodu z myślą o zbrojnej walce za odzyskanie niepodległości. Do dziś w każdym niemal domu polskim, j a ko symbol łączności tego domu z ideą n a rodu, wisi którykolwiek z tak bardzo roz
przestrzenionych obrazów, przedstawiający portret naczelnika, lub najważniejsze m o
menty jego działalności— przysięgę k rak o w ską, Racławice czy Maciejowice.
K ościuszko
— mit
oddał narodowi, podtrzym ując w stuletnią noc niewoli h art d u cha polskiego, większe może jeszcze u słu
gi, niż K o śc iu szk o —
człowiek,
który p rzecież ocalił honor Polski w chwili rozbiorów i zapoczątkował rewolucyjną obronę kraju, która przez lat 70 podtrzymywała i g ru n towała w masie ludowej świadomość n aro dową, a dla pokoleń późniejszych staje się
jedną z tych wartości, które wiążą sp o łe
czeństwo w całość moralną z równą p r a wie siłą, jak geograficzne i ekonomiczne czynniki.
Naród aby żyć, aby zdobyć siły m o ralne, które go czynią odpornym na z e wnętrzne ciosy, musi posiadać pew ną św iet
laną tradycję historyczną, ważniejszą c z ę s to, lub przynajmniej równie ważną, jak tra
dycje i dorobek kulturalny. C zem dla Francji była wielka rewolucja, która trzyma przy tym narodzie obcoplemienną Alzację, lub Korsykę, czem dla Ukrainy wojny ko
zackie, a dla Czech husyckie — tern pozo
stanie na zawsze dla nas krwawa, pełna katastrof i porażek — ale etycznie wielka epoka 1791 — 1863 roku.
Na przykładzie niedalekiego w schod
niego sąsiada m ożem y zobaczyć, jak nisko stoczyć się może w chwili próby naród, który tradycji walk o wolność nie posiada, jakkolwiek wielkiemi byłyby zapasy jego sił.
Do pow stania Kościuszki wartości tych Polska nie stworzyła, Rzeczpospolita szlachecka, której obywatelami był tylko minimalny odsetek narodu, dum nie w ypie
rający się nawet wspólnego pochodzenia z wielomiljonową m asą ludową (wywodzoną
z calą naiwnością od biblijnego Cham a) stworzyć nie mogła.
Człowiekiem, który mógł tak silnie wzbić się nad pow szechny przesąd i u g r u n tować przyszłość na fundam encie niew zru
szonym miljonów obywateli, mógł być tylko człowiek, nietylko przerastający środowisko umysłowo, ale posiadający ponadto silę nie dającą się wyliczyć, ale dającą się wyczuć—
w ew nętrzną siłę ś w i ę t o ś c i .
Wieje nią z każdego słowa i każdego czynu Naczelnika; każdy krok jego świad
czy o w ew nętrznym zrośnięciu się z ideą wolności, braterstw a ludzi, nieskazitelnego honoru, a przedewszystkiem miłości ojczy
zny. Odczuwają ją nietylko obojętni widzę, ale naw et i wrogowie, czy będzie to carski urzędnik, prow adzący śledztwo Śamojłow, czy pan i bóg dziesiątków miljonów n ie
wolników— sam o d zierżca Paweł I. Z w szyst
kich, którzy się z Kościuszką zetknęli, je den tylko nie uległ czarowi tej świętości—
ale tym wyjątkiem był obdarzony d em o n i
czną potęgą geniuszu Napoleon.
Kościuszko urodził się w Mereczo- wczyźnie na Litwie w 1746, w epoce s a s kiej, w okresie największego państwowego, m oralnego i umysłowego upadku Polski.
Pochodził z rodziny białoruskiej, oddawna spolonizowanej. Klasa, z której wyszedł, szlachta ziemiańska
nciti et possęsionati,
ekonomicznie niezawisła od rządzących rzeczpospolitą magnatów, odczuwała najży
wiej wraz z mieszczaństwem, przynajmniej w swoich najszlachetniejszych przedstawi
cielach, upokarzające i haniebne położenie, w którem znalazł się kraj, pogrążony w anarchii i ciemnocie.
Od faktycznego udziału w rządach była ta klasa oddawna przez oligarchów u su n ię
ta, odczuwała zato dotkliwie gospodarkę obcych am basadorów, ustawiczne p r z e m a r sze, połączone z gwałtami i rabunkam i, na jakie pozwalają sobie przez cały wiek XVIII wojska sąsiednich mocarstw, mało dbając o uroczyście ogłaszaną, podczas każdej z niezliczonych wojen tego okresu, neutral
ność sejm u polskiego.
Bo też ówczesne państw o polskie ni- czem nie mogło na zewnątrz wzbudzić s z a cunku. Materjalna jego siła była równa z e ru, wojsko zredukow ane do 24.0 0 0 w teorji, nie istniało w rzeczywistości nawet w trze
ciej części tej ilości i stało się ponadto tylko malowniczą dekoracją niezliczonych pomp i uroczystości, któremi zabawiali się
14 Z E S Z Y T Z B I O R O W Y
hetmani, sami nie posiadający najsłabszego pojęcia o sztuce wojennej. Skarb bez bu
dżetu, naw et bez rachunków, świecił pustka
mi, ciała prawodawcze, od sejmu zacząwszy—
a na sejmikach kończąc, zupełnie rozstrojo
ne przez „liberum v e to “, sądownictwo ch a rakteryzuje dostatecznie przysłowie „Nie
rząd jak w trybunale".
W czasie jednak największego upadku powiał od zachodu, z racjonalistycznej F r a n cji, przeżywającej swój przedrewolucyjny okres kulturalny, nowy prąd, przyjmowany z razu przez domową ciemnotę z najwięk
szą niechęcią i nieufnością. Z Leszczyńskim i K onarskim zawitała u nas „zaraza fran
cuszczyzny" — dla płytkich umysłów tylko zm iana stroju i mody, dla głębszych zawią
zanie kontaktów z europejską kulturą, któ
rej ogniwem była Polska wieku XVI, ale od której daleko odrzucił nas wiek XVII i pierw sza połowa XVIII. Nie m ożna dość silnie podkreślić znaczenia działalności tej garstki ludzi, niosących promyk światła wśród panujący, zdawało się, beznadziejny mrok. Nowe zasad y filozoficzne, stawiające ponad wszelkie kryterja rozum ludzki i gło
szone zasady etyczne jak najwięcej szczęś
cia dla jaknajwiększej ilości ludzi, zasady
których ówczesna Polska, bigoteryjna, ciem na i anarchiczna, była żywym kontrastem, okazały się żywotne: przyjęły się żywo w pokoleniu, wychowanym przez Konarskie
go. Część przynajmniej społeczeństwa zro zumiała, że stoi nad przepaścią, że koniecz- nem jest odrodzenie.
N a przeszkodzie stały jednak nie tylko zawady wewnętrzne, ciemnota masy i inte
resy oligarchów, ale i przem oc zew nętrzna;
obca gwarancja. O dradzająca się Polska potrzebowała siły zbrojnej, któraby zmusiła obcych, przywykłych widzieć w Polsce tyl
ko przedmiot targów dyplomatycznych, li
czyć się z jej głosem. Co było więc n a j
zdrowszego, najszlachetniejszego w narodzie, szło do szkół wojskowych. T ą drogą p o szedł T ad e u sz Kościuszko, wstępując do korpusu kadetów, mającego wykształcić k adry oficerskie dla armii polskiej.
Nie była to wówczas droga karjery.
S t a n oficerski był u ogółu szlachty, odwyk
łej od wojskowości niepopularny i mało c e niony. O znaczeniu w kraju rozstrzygały tylko majątek, koligacje i urzędy w pojęciu staroszlacheckim. Umysłowo zato i d u ch o wo przerastał ten stan, z którego wyszli wielcy bojownicy doby Kościuszkowskiej,
legionów i księstwa warszawskiego, społe
czeństwo swoje o całą głowę. Dowody tego dał podczas tryumfu Targowicy, kiedy zbio
rowo złożył rangi, w chwili, gdy nawet twórca konstytucji 3-go maja, Hugo Kołłą
taj ugiął się przed zwycięzcami.
T u w szkole kadeckiej krystalizowała się ideologia późniejszego w odza kosynie
rów. Z korpusu kadetów i z podróży po Mece wolności i światła, „filozoficznej"
Francji, wrócił Kościuszko zdecydowanym d em o k ra tą i republikaninem, czego dowody widzimy w stosunku do jego pańszczyźnia
nych poddanych w rodzinnych Siechnowi- czach. Do charakterystycznych cech K oś
ciuszki należało bowiem, że nie oddzielał nigdy teorji od praktyki — jego ideologia była jego życiem codziennym, a nie od
świętną, obchodową ozdobą.
Spotkał w tym czasie Rzeczpospolitą straszny gromow y cios: pierwszy rozbiór, który wydarł jej najbogatsze prowincje: w o
jewództwo ruskie i południową Małopolskę (Galicja) z jednej strony, P ru sy królewskie w raz z dostęp em do m orza z drugiej.
Ale młody kapitan inżynierji szpadą swą służyć ojczyźnie nie mógł— nie żądała
jego usług: rozbiór dokonany został za zgo
dą sejm u przy opozycji kilku tylko posłów.
Osobisty zawód w miłości i nieszczęś
cia krajowe pchnęły naszego bo h atera do wyjazdu z Polski i Europy na d rugą pół
kulę, gdzie służyć mógł ogólnoludzkiej sprawie wolności, wobec niemożności o d d a
nia swoich usług krajowi.
T a m świeżo formujący się dopiero n a ród, dotychczasowe kolonie angielskie pół
nocnej Ameryki, wprowadzały w czyn hasła wolności i równości, rzucone przez fran
cuskich filozofów, hasła dla których tak żywo biło serce późniejszego naczelnika, a których w ojczyźnie realizować nie było można.
Nowy Świat dawał E uropie wielką praktyczną naukę urządzenia państwa przez rewolucję na nowych podstawach, bogaty był w zapał i w ludzi, ale biedny, w sto
sunku do swego przeciwnika — Anglii, w środki techniczne i oficerów.
Stanowisko, jakie zajął w armii a m e rykańskiej T a d e u sz Kościuszko było trudne i odpowiedzialne, nie zapowiadało ani lau
rów, ani rozgłosu. Jako pułkownik inżynierji kierował robotami fortyfikacyjnymi niezm ier
http://rcin.org.pl
16 Z E S Z Y T Z B I O R O W Y
nie ważnych pozycji W est-Point, kryjących cały front krainy Wyżyn, on budował s zań ce Saratogi, pod któremi spotkała pam iętna katastrofa wojska wojska Bourgoyna, miał więc wybitny udział w pierwszym wielkim tryumfie oręża am erykańskiego, który stał się punktem zwrotnym w wojnie.
A jednak o zasługach Kościuszki przy
pom niano sobie dopiero później; podczas kampanii nie awansował, choć odznaczył się zdolnościami, męstwem (w wyprawie na Charleston) i rzadką umiejętnością po
stępow ania z ludźmi i przystosowania się do bardzo trudnych w arunków milicyjnej armii am erykańskiej, w których nie umieli się znaleźć oficerzy francuscy.
P rzy czy ną braku awansu była niezwy
kła skrom ność Kościuszki, który swoich zasług nie tylko nie rozgłaszał, ale wręcz krył się z nimi, a od wszelkich zaszczytów i osobistych tryumfów wprost uciekał.
P rzyp o m n ian o sobie jednak o nim przy ukończeniu wojny: Kongres specjal
nym dekretem nadał naszem u bohaterowi ran g ę generał-m ajora i znaczną posiadłość ziemską, z której on jednak nigdy nie sk o rzystał. Zapisał ją później na cel wykupna i oświaty niewolników murzyńskich.
Po powrocie do kraju gospodarował pewien czas w Siechnowiczach, ale wkrót
ce formacja 100.000 armii, uchwalona przez sejm czteroletni, otwieiala mu pole pracy w kierunku, w którym ciągnęło go uzdol
nienie i powołanie.
Uzyskał stanowisko generał - majora i k o m en d an ta brygady w nowej armii n a rodowej i z całą energią i gorliwością z a brał się do pracy.
Czas naglił i praca szła gorączkowo.
Sejm czteroletni zrzucił gwarancję rosyjską, k rępującą samodzielny rozwój kraju i p rz e prowadzał reorganizację całego życia p a ń stwowego w w arunkach niezmiernie cięż
kich Główny nerw państw a— skarb byłnie- tylko pusty, ale musiał być organizowany współcześnie z instytucjami, które się na nim opierały; reformatorzy — stronnictwo
„patrjotyczne“ stanowiło w kraju znaczną mniejszość, działaczom nie zbywało na do
brej woli, ale zupełnie prawie na doświad
czeniu, a powodzenie reformy zależało od szybkości i spraw ności. Sejm rzucił r ę k a wicę Rosji i Austrji, skrępow anym wojną turecką, ale wiadomości z placu boju sk ła
niały do pośpiechu: arm ia otom ańska p o n o siła klęskę po klęsce, wojna kończyła się,
a do P e te rs b u rg a kołatała nieprzejednana opozycja sejm owa z Potockim, Branickim i Rzewuskim na czele.
Nie dziw w takich w arunkach, że stronnictwo patryjotyczne uchwyciło się tak nieprawdopodobnej kombinacji, jak sojusz z P ru sam i, państwem zainteresow anym w wyższym stopniu niż sam a Rosja w u p a d ku Rzeczpospolitej, że tak kurczowo trzy
mało się tego sojuszu, gdy dla wszystkich w Europie stało się już jasnem , że król pruski zawarł ten sojusz tylko po to, aby pchnąw szy Polskę w nierówną wojnę, s p o wodować nowy rozbiór i wziąć w nim udział.
Wojna zastała przeto P olskę zupełnie nieprzygotowaną; armii brakowało w sz y st
kiego: nie było ani połowy planowanego składu liczebnego, brakowało wyćwiczenia, oficerów, m agazynów , broni i amunicji.
P ołudniow a a rm ia (ks. Józefa P oniatow skie
go), do której należała brygada Kościuszki, liczyła najwyżej 3 2 ,0 0 0 na prędce sform o
w anego wojska, przeciw dwa razy liczniej
szym, doskonale stosunkowo zaopatrzonym i ostrzelanym w zwycięskich bojach, za s tę pom Kachowskiego.
Mimo całego bohaterstw a Polaków,
wojna przybrała przeto obrót, jaki przy
brać musiała; arm ia wśród ustawicznych krwawych i chlubnych bojów odstępowała w głąb Rzeczpospolitej.
Wśród klęsk i niepowodzeń pełnym blaskiem zajaśniał talent Kościuszki, szcze
gólnie w uporczywej obronie w bitwie pod Dubienką, gdzie długo i skutecznie opierała się jego brygada czterokrotnie przew yższa
jącym siłom nieprzyjacielskim.
Ale bohaterstwo Kościuszki i jego to warzyszy broni nie mogło ocalić ojczyzny, na którą sypały się coraz nowe gromy:
P ru sy zrzuciły maskę, działacze sejmowi upadli na duchu i spadł cios ostateczny:
król, salwując swe stanowisko, przystąpił do Targow icy, której wodzowie wlekli się w głąb kraju w taborze zwycięzców.
W drzazgi rozbito dzieło wielkiego sejmu, zdrajcy otrzymywali od carowej hojne n a grody, zapanowała dawna an arch ia i za le żność od obcych— Kościuszko i inni ofice
rowie z ks. Józefem na czele złożyli s z a r
że, nie chcąc pozostawać pod kom endą ludzi, których jedyne miejsce na szubieni
cy, jak się wyraził jeden z w noszących dy
misję. W raz z przywódzcami stronnictwa patryjotycznego opuścił Kościuszko kraj
i wyjechał za granicę, czekając tu na chwi
lę, gdy znow u poświęcić będzie mógł swą szpadę Ojczyźnie.
T y m czasem wypadki poszły dalej, niż przypuszczali i niż chcieli sami Targow i- czanie. R osja i P ru sy nie zadowoliły się przyw róceniem Polsce dawnego ustroju, ale dokonały nowego rozbioru kraju. T y m r a zem lwia część przypadła Rcsji (Ukraina, Podole, połowa Wołynia i połowa Litwy), P ru sy wzięły Gdańsk, T o ru ń i całą Wiel- kbpolskę.
Z potężnej niegdyś Rzeczpospolitej pozostał okaleczony kadłub, niezdolny do życia, ale i ten miał tylko byt prowizorycz
ny: pozostawał w zastawie wojsk rosyjskich, dokądby nie zlikwidowała się tocząca się na zachodzie burza wojen rewolucyjnych, mógł być w każdej chwili funduszem, z któ
r e g o płaconoby k o m pensacje za w zajem ne usługi, a ew entualnie za straty poniesione w koalicyjnej wojnie wszystkich m onarchów przeciw rewolucyjnej Francji. T e ra z Polacy, chwytając za broń, nie ryzykowali już ni- czem; najgorszy wynik walki mógł w yw o
łać tylko te sam e skutki, co bierne p o d d a
nie się losowi.
W garnizonach nierozbrojonych jeszcze oddziałów wojska polskiego i po głównych m iastach powstała organizacja spiskowa, m ająca przygotować now ą walkę. R o zp ac z
liwe warunki zmusiły Rzeczpospolitą do odbycia w kilka lat ewolucji, na którą n o r
malnie trzebaby lat dziesiątków — przez okres sejm u czteroletniego przebiegła P o l
ska okres od średniowiecznej anarchii (do której wróciła w epoce saskiej) do now o
czesnego państwa, w pojęciu wieku XVIII.
T e ra z w kilka miesięcy dokonała nowego skoku naprzód: zbliżała się ideowo do przodujących wówczas demokracji: a m e r y kańskiej i francuskiej. Nowa walka miała być zorganizow ana tak, jak obrona obu tych demokracji. K am panja 1792 r. o k a
zała, że bohaterska obrona armii nie w y starczyła: postanowiono poruszyć do boju cały naród, nietylko szlachtę, ale i m asę chłopską, dotąd nie mającą żadnych do obrony państw a obowiązków, bo żadnych praw ludzkich, a tern mniej obywatelskich, nie posiadała.
Na naczelnika powstania powołała o r ganizacja generała Kościuszkę, wsławionego bojami dubieńskimi i posiadającego podwój
ną praktykę w prowadzeniu armii czynnej
i organizow aniu armii ludowej, jaką o p e
rowała republika północno-amerykańska.
Ogłoszona przez am b a sa d o ra rosyjskie
go Igelstroma redukcja wojsk polskich, przyspieszyła wybuch W ykonanie jej u n i
cestwiłoby ostatki regularnej armii. Kaw ale
ryjska brygada Madalińskiego, rozłożona nad Narwią, odmówiła jej dokonania i szerokim łukiem omijając zajętą wojskami rosyjskimi W arszaw ę, przedarła się ku Krakowowi.
R osjanie zaczęli natychmiast ściągać woj
ska w większe masy, opuszczając wiele okolic, między innymi wysunięty na kraniec południa Kraków. T u przybył bez przeszko
dy Naczelnik i 24 m arca 1794 r. złożył w iekopom ną przysięgę, powołując rów no
cześnie pod broń wszystkich obywateli k r a ju w wydanym tegoż dnia manifeście pow
stańczym.
Naczelnik otrzymuje władzę dyktator
ską, jakiej nie posiadał w Polsce nikt, od czasów Piastów .
P rz e d K ościuszką stały, poza b ezp o śred nią walką z siłami rosyjskimi, dwa wielkie zadania: stw orzenia z nielicznych kadrów wielkiej armii, którąby zaborcom przeciw
stawić było m ożna i reorganizacji społecz
nej wsi polskiej, która dostarczyć miała
m as żołnierza. O niemożliwość w danych w arunkach rozwiązania tych z a d a ń — rozbiło się powstanie. P o rażk a jednak nie świadczy przeciw zdolnościom, planom, ani energii Naczelnika i jego towarzyszy.
Mimo nierównych sił tworzył z razu zapał cuda: 4 kwietnia garść zebranego w Krakowie wojska i pospolite ruszenie chłopskie z okolicy, uzbrojone w kosy, p o biło na głowę silny oddział generała Tor- masow a, który zastąpił mu drogę pod R a c ławicami. Na wieść o zwycięstwie ruszyły się główne miasta: W arszaw a i Wilno.
W obu tych stolicach odniósł licho u zb ro jony lud w Warszawie pod w odzą szewca Kilińskiego, w Wilnie najskrajniejszego w Polsce Jakóbina— pułkownika Jasińskiego, świetne zwycięstwa nad regularną armią rosyjską, którą w W arszaw ie zniszczono prawie doszczętnie 17 kwietnia i płomień powstania ogarniał coraz to nowe woje
wództwa
W tym m om encie tryumfu ogłasza wódz naczelny wiekopomny manifest poła
niecki (7 maja 1794 r.).
Manifest usiłuje rozwiązać kom prom i
sowo najtrudniejszą kwestję — sprzeczności społeczne na wsi, pociągając do powstania
20 Z E S Z Y T Z B I O R O W Y
chłopa, a nie rzucając szlachty w ram iona nieprzyjaciela.
P o pierwszych powodzeniach szczęście zaczęło opuszczać polskie hufce. N a placu boju zjawiła się przerzucona z frontu fran
cuskiego arm ia pruska pod wodzą niedaw nego sprzym ierzeńca Polski — F ryderyka Wilhelma. Dziwne złudzenie co do neutral
ności P ru s, w którym powstanie trwało dosłownie do minuty bitwy — kosztowało K ościuszkę krw awą klęskę pod Szczekoci
nami.
Ale po klęsce zajaśniały pełnym blas
kiem, hart woli i zdolności Naczelnika.
Uporczywa obrona W arszawy .przeciw zjednoczonej armii prusko-rosyjskiej (13 lip- c a — 6 września) należy do najświetniejszych czynów Kościuszki. R ów noczesna party zan t
ka Dąbrowskiego w Wielkopolsce, uw ień czo n a przechw yceniem pruskich parków i zwycięstwem bydgoskim, skłoniła króla do zwinięcia oblężenia i powrotu na zachód, gdzie sytuacja koalicji, po przerzuceniu P r u saków na front polski, przybrała obrót roz
paczliwy. Siły prusko-austryjacko-angielskie poniosły tam jednak walne klęski, nim król pruski zdążył i Polska uzyskała mimow ol
nie wobec F rancji rozstrzygającą być może zasługę w odparciu najazdu.
W arszaw a i Bydgoszcz były to ostatnie sukcesy powstania, siły były zbyt nierówne, na placu boju zjawił się z nowymi siłami Suworow, wkróice tak krwawo wsławiony pod m uram i Warszawy.
Armie Zajączka pod Chełm em , a S ie rakowskiego pod Brześciem poniosły cięż
kie porażki, powstanie litewskie, gdzie z a cięcie walczył lud wiejski, zalano w poto
kach krwi.
Aby uprzedzić połączenie S u w o ro w a z operującą osobno arm ią F ers e n a , która przeszła na prawy brzeg Wisły, wyruszył Kościuszko z Warszawy i zaatakował F e r s en a pod Maciejowicami (10 października).
Skutkiem niedbalstwa, czy też zdrady g e n e rała Ponińskiego, który miał Rosjan o k rą
żyć i uderzyć w tył, a pozostał bezczynnym, arm ia polska poniosła zupełną klęskę, a N a czelnik po rozpaczliwej osobistej walce, p ię
ciokrotnie ranny, wzięty został do niewoli.
W ostatnich aktach rozgrywającego się dram atu (szturm i rzeź Pragi, kapitulacja W arszaw y, w ym arsz wojska na zachód i rozbrojenie jego pod Radoszycami) nie brał już Naczelnik udziału.
Zrazu przebywał jako więzień politycz
ny w P e te rs b u rg u aż do śmierci carowej i obok niegojących się ran, przenosić m u siał wszystkie uciążliwości carskiego śledz
twa, które zniósł z godnością, biorąc całą winę na siebie i nie wydając nikogo— a nie dopuszczając się przytem żadnego kłam
stwa.
A m nestjonow any przez Pawła, złożył przysięgę wierności, nie aby ratow ać sie
bie — mieszkał już wówczas w wygodnym pałacu O rłowa— ale aby ulżyć losowi 12000 tow arzyszy broni, jęczących po różnych więzieniach i miejscach zsyłki— od P e te r s burga po K amczatkę.
P ochód jego przez E u ro p ę był pocho
dem tryumfatora. Z czcią i uwielbieniem witali go nietylko obojętni Szwedzi, ale n a wet dawni wrogowie — Anglicy.
A m eryka powitała Kościuszkę z e n t u z ja zm em . N ie było mu jednak sądzonem przebyw ać długo za O ceanem . Nadzieja służenia ojczyźnie odwołała go do kraju.
R ozczarow ał się jednak. W gwiazdę N apoleona, a bardziej jeszcze w dobre c h ę ci boga wojny, nie uwierzył stary republi
kanin.
W 1806 r. wezwany przez N ap o leo n a Kościuszko do organizacji powstania, p r z e d stawił swoje warunki: 1) ustrój konstytucyj
ny na wzór Anglii; 2) zniesienie p o d d a ń stwa i 3) granice z przed rozbiorów. N a poleon żądał posłuszeństwa, a nie p rzy m ie
rza i rokowania rozbiły się.
Ostatnie lata spędził Kościuszko w Szw aj- carji, oddany usługom ludzkości i filantropii.
Kościuszko wyszedł z walki pokonany, ale wszczęta przez niego walka zbrojna przeciw zaborcom nie ucichła, w sparta o g r a nitowy fundam ent ruchu ludowego. P o m n a żało ją każde pokolenie, każda klęska i n a stępujące po niej represje poruszały coraz szersze masy narodu.
Nie dożył Kościuszko tego szczęścia, co bohaterzy wolności: Włoch Garibaldi, Ameryki półn. W ashington i połud. Bolivar, zobaczenia realizacji swego dzieła, ale mniej szczęśliwy od nich, okazywał ten sam patry- jotyzm, niezłomny hart, idealizm w ocenie ludzi, tak ważny, aby zdobyć siłę w ew n ętrz
ną do budowania ich życia w nowym lub odrodzonym organizmie i na nowych p o d stawach społecznych,
Azvicz.
2 2 Z E S Z Y T Z B I O R O W Y
KONKURS „KOŁA PAŃ“ I „LU TN I“ W MOSKWIE.
G O DŁO : S Z E R E G O W I E C I l - g a N A G R O D A .
K O Ś C I U S Z K O .
MIAST H A R C A P Ó W I Ż A B O TÓ W , MIAST K O N T U S Z Ó W I W Y LO TÓ W W ÓDZ SIERM IĘG Ę WDZIAŁ —
BO P A N S Z C Z Ę S N Y MIAŁ S T R Ó J OBCY, K O N T U S Z ZA Ś N A D W O R N E C H Ł O P C Y I B R A N E C K I MIAŁ.
A SIERM IĘGA BYŁA C ZY S TA BO JĄ MYŁY OD LA T T R Z Y S T A C H Ł O P S K IE R Z E W N E ŁZY —
W IĘC N A C Z ELN IK S T R Ó J WDZIAŁ ŚW IĘTY I W NIM POW IÓD Ł R EG IM EN TY
W RACŁA W ICK IE MGŁY.
W C Z A R N Y C H CZA K A C H FIZYLJERY, I S U K M A N N E K O S Y N IE R Y
I S Z L A C H E C K I SZYK,
ZW IĄZAŁ D U C H EM , R ZU C IŁ W BITW Ę I P R Z E Z P O L S K IC H S E R C M ODLITW Ę ZG Ł U S Z Y Ł A R M A T RYK!
C H O Ć BATALJA BYŁA W ŚCIEKŁA,
LE C Z W ÓDZ JASNY S T A Ł W Ś R Ó D PIEKŁA JAK P O R A N N Y B R Z A S K ,
I MAG1ERKA JEGO BIAŁA PO N A D LUDEM ZAJAŚNIAŁA JAKBY H OSTYI BLA SK.
K rzyszto f Radziw iłł.
http://rcin.org.pl
24 Z E S Z Y T Z B I O R O W Y
m
L E O P O L D 5 T f l F F .
W I T R A Ż E F R A N C I S Z K A Ń S K I E .
(W DZIESIĄTĄ ROCZNICĘ ŚMIERCI ICH TW Ó RCY).
C Z Y Ś T Y P R Z Y S Z Ł O Ś Ć P R Z E C Z U W A Ł , O STA N ISŁA W IE W Y SPIA Ń SK I, KIEDY, SN E M SWOIM ZDOBIĄC CZCIGODNY C H R A M F R A N C IS Z K A Ń S K I, W Ś R Ó D ABSYDY NAJBARDZIEJ E K S T A T Y C Z N E G O Z O ŁTA R ZY ,
R O Z Ł O Ż Y Ł E Ś , W P R Z E Ź R O C Z U T Ę C Z , W SIEDM IOBARW IU W ITR A ŻY , S T A R Y ŚWIAT, K T Ó R Y LUDZKIE SKALAŁO G R Z E C H E M SWYM PLEM IĘ, Z N Ó W NA OGIEŃ I W ODĘ I NA P O W I E T R Z E I ZIEMIĘ,
ABY TA K O C Z Y SZ C Z O N E P IĘK N O ŚC IĄ C Z T E R Y ŻYWIOŁY N OW Y ŚW IA T U TW O R Z Y Ł Y TAJEMNICZYMI MOZOŁY?
KIEDY P O L S C E M ĘCZEŃSKIEJ, A NIE T R A C Ą C E J NADZIEI, JAKO Z RĄ K A S C E T Y C Z N Y C H P R Z E Ś W IĘ T E J TW E J SALOMEI, U P U S Z C Z O N A , W Y PAD ŁA ZŁ O TA , K R Ó L E W S K A KORO N A,
A O JCZYZNY DUCH , W Z N O S Z Ą C K R W A W E W STY G M A TA C H RAMIONA,
WIŁ SIĘ, JAKO U BOKU ONEJ W Y B RA N E J W Ś R Ó D M NISZEK, W K R Z A K U CIERNI CIER PIĄ C Y B O L E Ś N IE ŚW IĘTY F R A N C IS Z E K :
TAM N A P R Z E C IW , W Ś R Ó D G ROM ÓW I W Ś R Ó D T W Ó R C Z E G O B U R Z SŁO W A , N O W Y Ś W IA T JUZ WYŁANIA S T W Ó R C A , P O T Ę Ż N Y JEHOW A
I ZW A L C Z O N Y J E S T C H A O S I S T A R Y C H P IE K IE Ł ZASADZKI,
W Ś R Ó D H EJN A ŁU , CO T R Ą B I NA T R Y U M F Z W IEŻY MARJACKIEJ!
2 6 Z E S Z Y T Z B I O R O W Y
Z WY<5ŃflńCZEJ <3ĘŚLI.
Już biblia, wieczna księga, wobec któ
rej milkną karty największych mędrców i fi
lozofów, — gdy chciała odmalować udrękę ludzką — skazała człowieka na wygnanie.
Z krainy niezam ąconego szczęścia i niewy
czerpanego dostatku, z której nie schodził nigdy blask laski i opieki bożej, idzie p r a ojciec rodu „w pocie czoła“ spożywać gorz
ki chleb wygnania, wśród słonecznej spie
koty i burz gradow ych głogiem i ostem za
prawiony.
Z aprzątające po dzień dzisiejszy naj
mniejszymi swoimi odłamkami głowy u czo nych bad aczy — zaliczają tablice praw staro żytnego świata wygnanie do rzędu kar, sto
sowanych przez sprawiedliwość, czy to wy
konyw aną wielotysięcznem ramieniem grec
kiego ludu, czy spoczywającą w w szech
władnej dłoni boskiego cezara. Karało zaś wygnanie głównie duchy górne, charaktery wielkie i wzniosłe, odczuwające dotkliwiej niezgłębiony ból rozstania się z ojczyzną.
O stracyzm skazuje na wygnanie: Miltiadesa, który na polach M aratonu zlał się w wieko
wą jedność z symbolem bohaterstwa i po
święcenia; dotyka sławnego Temistaklesa;
kaźni nieposzlakowanego Aristidesa, w ko
ronie cnót obywatelskich najpiękniejszego klejnotu piastuna, a elegia wygnanego Owi
diusza, żegnającego Wieczne Miasto, pozos
tanie najwymowniejszą skarg ą tułaczego sieroty, bez względu ileby jeszcze pieśni wzbogaciło chorał skarg jeremiaszowych.
Średniowieczna klątwa, otaczająca obło
kiem grozy papieską tyjarę, godziła tak z a bójczo w głowę skazanego właśnie dlatego, że nietylko trzymała go zdała od poświęca
nych ołtarzy, ale wyganiała z domowych progów i ojczystych granic. O na to z a m ie niała rycerski szkarłat na szatę żebraczą, książęcy sceptr na kostur, stukający d a re m nie do ludzkich siedlisk. Ale i świeckie Wło
chy nie wzdragają się przed banicją często najlepszych synów ojczyzny. W ygnany z pięknej Florencji, uchodzić musi Michał Anioł, mistrz barw, niestartych tchnieniem wieków z oblicza najdoskonalszej sztuki.
Czy w spom nieć może o św. H elenie, osnuwającej kirem nicości ostatnie lata wiel
kiego Korsykanina, albo kierować maszty ku Dyabelskiej Wyspie, karzącej zm oderni
zow aną deportacyą głośnego sprzedaw czyka francuskich tajemnic wojskowych?
Bliżej nas leżą obszary, wygnańczemi
kośćmi ubielone, po przez serce naszych dziejów porozbiorowych przepływa ocean łez tułaczych. Mamy sybirskie lody i bruk paryski, K am czatkę i Szwajcarję.
Na czasie przypomniał dzisiejszej emi- gracyi
Jan Andrzejewski
p. t. „Kartki z wygnania w roku 1834“ słowa i uczucia Mickiewicza z dni wygnania.Uwagi i cytaty feljetonu powtarzamy
dosłownie: >
Najpiękniejszy utwór naszej poezyi, chluba i korona wszystkiego, co dotąd wyśpiewali pieśniarze polscy — „ P an T a deusz “ został napisany na emigracyi w Paryżu.
M asowe oderw anie od kraju, ro z proszenie po niezmierzonych obszarach obczyzny, w ygnanie— to nie pierw szyzna dla nas. Z n a je porozbiorowa historya Polski. S u ro w a i nieubłagana wola dzie
jów wypisywała już takie bolesne karty w księdze naszego życia w ubiegłem stu leciu.
Żalił się na to i dumał nad niedolą polską król naszej poezyi, Adam Mickie
wicz, gdy zagnany w ichurą roku 1831,.
osiadł na dłużej w Paryżu.
O czem tu d u m a ć n a p aryskim bruku, p rzynosz ąc z m ia s ta uszy, pełne stuku,
przekleństw i k ła m stw a , n iew czesnych za m iarów , zapóźnych żalów, potępieńczych swarów?
T a k pisze Mickiewicz w roku 1834, kiedy tęsknota za Ojczyzną, do której już wrócić nie było mu sądzono, paliła mu wnętrze ogniem nieustannego bólu. O czem dumać? — wola, skoro tak źle, tyle wy- rzekań, tyle swarów, tyle niezgody wśród bratniej gromady na obczyźnie.
1 rzeczywiście, ciężką i twardą dolę zgotował los wygnańcom wówczas. Tak o niej pisze Mickiewicz dalej:
B i a d a nam , zbiegi, żeśm y w czas m orow y lękliwe nieśli za granic ę głowy,
bo gdzie stąpili, szła przed nimi trwoga, w każdym są sie d z ie znajd owali wroga;
aż n a s objęto w cia sn y krąg ł a ń c u c h a i k a ż ą oddać co najprędzej d u c h a .
A w Polsce działo się wtedy coraz gorzej. Rew olucya 1831 roku nie d o p ro w adzała do zam ierzonych wyników. Nikt nie niósł nam ratunku i pomocy, bo i ko
góż obchodzić mógł los Polski prócz nas sam ych?
http://rcin.org.pl
2 8 Z E S Z Y T Z
A gdy n a żale ten św iat nie m a ucha, gdy ich co chwila now ina przeraża, b iją c a z P olski, ja k o dzwon c m e n ta rz a ; gdy im pręd k ie g o zgonu życzą straże, wrogi ich w a b i ą zdała, ja k grabarze, gdy w niebie n a w e t nadziei nie widzą —■
nie dziw, że ludzi, świat, siebie obrzydzą, że, u traciw szy rozum w m ę k a c h długich, plw a ją n a sie b ie i żrą jedni drugich!
T a k pisze dalej Mickiewicz, tłóma- cząc, co wówczas było na wygnaniu pa- ryskiem powodem tego, iż zamiast wspie
rać się wzajem nie i podać sobie bratnie dłonie, ludzie „plwali na siebie i żarli jedni drugich".
T o też Mickiewicz mówi dalej, że:
J e d y n e sz cz ęśc ie, kto w sz arej godzinie z kilką przyja ció ł sia dłszy przy kominie, drzwi od E uropy za m y k a ł hałasów ,
w yrw ał się m y ś lą do sz cz ęśliw s zy ch czasów i d u m a ł, m arzył o swojej krainie.
T ak też było w istocie w domu Mic
kiewicza, gdzie chętnie gromadzili się wy
gnańcy, by raze m z wieszczem podum ać i pom arzyć o kraju. Płonące na k om in
ku łuczywo, przyjacielska gawęda, trochę
smutku, trochę śm iechu przez łzy — oto treść polskich wieczorów na wygnaniu, które powołały do życia arcydzieło naszej poezyi „ P a n a T a d e u sz a " .
Bo i cóż zostało na w ygnaniu dla Polaka, jeżeli nie pamięć o kraju, o zie
mi ojczystej?
Dziś — d la n a s w świecie nie p ro sz o n y ch gości w całej przeszłości i całej przyszłości
je d n a już tylko dziś k r a in a ta k a,
w której j e s t tr o c h ę sz częścia d la P o la k a : kraj lat dziecin nych!
On zawsze zostanie święty i czysty, j a k pierwsze kocha nie ...
T e kraje rad b y m m y ślam i powitał,
gdziem rzadko płakał, a nigdy nie zgrzytał...
T e n kraj szczęśliwy, u bogi i ciasny,
ja k św iat je st Boży, ta k on był n a s z własny!
J a k ż e tam w szystk o do n a s należało, ja k p o m n im wszystko, co n a s otaczało:
od lipy, która k o ro n ą w s p a n ia łą całej wsi dziecio m użyczała cienia, aż do k aż dego stru m ie n ia , k am ien ia, — ja k każdy k ą c ik ziemi był znajom y aż po g r a n ic ę — po s ą s ia d ó w domy!
T a k a miłość dla kraju paliła serce poety na wygnaniu, tak bardzo tęsknił za ziemią ojców swoich, tak brak mu było polskiego słońca, polskiego nieba i polskiego powietrza. P rzepojony miłoś
cią i tęsknotą dla swej ziemi pisał już był wówczas swego „ P a n a T a d e u sz a " . C hętnie też przy kominku gawędził o k r a ju i słuchał, co mu inni o nim opowiadali:
I przyjaciele w te n c z a s pom ogli rozmowie i do pieśni rzucali mi słowo po słowie:
j a k b a j e c z n e żórawie n a dzikim ostrowie, n a d zaklęty m p a ł a c e m p r z e la tu ją c w io s n ą i słysząc z a klę tego ch ło p c a s k a rg ę gło śną, każdy p ta k c h ło p c u je dno pióro rzucił:
on zrobił skrzydła i do swoich wrócił.
N a skrzydłach miłości i tęsknoty wrócił do kraju Mickiewicz, bo nigdy nie oddalał się od niego duszą i sercem . Im był dalej, tern więcej miał ukochania i przyw iązania do ziemi ojców i dziadów.
T o też nic dziwnego, iż, poczynając
„ P a n a T a d e u s z a " , tak boleśnie i tak sm utno zawołał od pierwszego słowa:
Ojczyzno m oja , ty je s te ś ja k zdrowie!
Ile cię trze b a cenić, ten tylko się dowie, kto cię stracił...
I zaraz dalej wolał znowu:
P a n n o Święta, co ja snej bronisz Częstochow y i w Ostrej świecisz Bramie!...
J a k m ię dziecko do zdrowia pow róciłaś cude m , gdy od płaczącej matki pod T w o ją o pie kę ofiarowany, m a r t w ą podniosłem pow iekę i z a ra z m ogłem pieszo do Twych św iątyń p ro g u iść, za w róc one życie podziękow ać B o g u ---
tak nas powrócisz cudem na Ojczyzny łono!
Tak nas powrócisz cudem na Oj
czyzny łono!
— powtarzamy za wielkim poetą w chwili, gdy znowu kartę w y g n ania wypisały dzieje w księdze życia pol
skiego, by może odwrócić ją już po raz ostatni.
* * *
W arto wsłuchać się również sercem i mózgiem w mało znany „Głos z Wygna
nia"
Juliusza Słowackiego
, po śmierci dopiero pasow anego na duchowego księcia Polski, którego u rn a czeka dotąd na obczyź
nie na uroczysty korowód, otwierający w a
welską kryptę. Autor „Anhellego" i „K róla—- Ducha" tak przemawia:
30 Z E S Z Y T Z B I O R O W Y
Z dalekiej obcej ziemi my, wygnance, śmiemy do Ciebie mówić, nieszczęśliwy n a
rodzie.
Wśród licznego narodu jesteśmy jako na puszczy, bo kamieniami i drzewami są nam ludzie, którzy twego jęku nie słyszą.
Już od smutku wyschły piersi, a jako wicher upalny niszczy kłosy jęczmienne, tak nas wieść o nieszczęściach twoich.
I zginąć nie możem, ratując was, bo snać n am ojciec niebieski jeszcze dni n a
sze do służby dla W as zachował.
1 dał nam tu na wygnaniu poznać cięż
kie winy nasze, iżeśmy żyjąc w rodzinnej ziemi, nie pełnili jego przykazań..
P ragnęliśm y swobody i szczęścia, a w ucisku i nędzy zostawali nasi bracia — chłopi.
I odwrócił P a n oblicze swoje od nie
prawości naszych.
Dziedzictwo ojców od morza oddał nieprzyjaciołom niezbożnym, rozproszył sp o łem szlacheckie i chłopskie syny na nędzę tulacką... N a dum ne karki nadepnęła nik
czem n a noga, a płacz sierot zalegał ziemię całą.
Aż w niezbożnem zaślepieniu synowie
jednej matki bratobójczej nożami wyleli p o toki krwi własnej...
Stanąłeś nad przepaścią, szlachecki r o dzie, u stóp twoich śmierć i piekło, a tam w górze Bóg i Polska .. Znaj w karaniu rękę Boga i chwal Ojca, że ją zsyła ku p o prawie.
Mierzysz chłopa swym rozum em , a on wyżej jest od ciebie w iarą swoją.
Bądź mu równym w miłości i w bo- jaźni Boga, byś go uszanował, jako brata rodzonego. Uszanuj grubą siermięgę, bo to strój przyszłych żołnierzy, co Polskę w y walczą.
R aze m z ludem idź do kościoła, byś w pokorze i modlitwie dał mu serce swoje.
Stań się ojcem chrzestnym, dziecięciu c h ło p skiemu opiekunem , wdowie i sierotom p rzy jacielem pocieszającym rodzinę zmarłego.
P o g ardź zbytkiem, byś nie hańbił darów boskich, ale zrób z nich sprawiedliwość rękom, które nie pracowały i lud wiosek twoich niechaj będzie jak rodzina pośw ię
cona praw em Boga.
1 zdobędziesz serce sercem , a gdy czasy będą spełnione, chłop c i ' poda swą prawicę do budowy wielkiej.
1 odrodzisz się na ziemi, w bohaterów
się zamienisz! wy i chłopi świat zbawicie.
Jako wylew wiślany niszczy stuletnie dęby i skały ogromne, tak my zniszczym nie
przyjaciół naszych. Bo siła nasza będzie większa, niż siła piorunu i struchleje przed nią wróg.
I zmartwychwstanie Ojczyzna nasza w wiecznej chwale i szczęściu.
* *
*
I nasza trzechletnia doba wygnańcza wzbogaciła skarbiec literatury ojczystej w nie
jedną perłę niepospolitej piękności, w nie
jeden poetycki klejnot, który długo błyszczeć będzie w dyjademie polskiego ducha. Z tę czowej powodzi wyławiamy za „Ogniskiem Polskiem" jeden taki klejnocik, zalecający się swojską nutą i serdeczną grą uczuć, dziś przedewszystkiem tak dźwięcznych i bliskich.
B R A C I O M TOLf J CZOM.
A GDY P A N KAZAŁ IŚĆ „ P IELG RZY M ST W A “ SZLAKIEM , K R Z Y Ż BÓLU MAJĄC ZA W S Z Y S T K IE DOSTATKI,
POMNIJ, O BRA CIE, Z E J E S T E Ś POLAKIEM, SY N EM TEJ MATKI —
PO L SK I N IE S Z C Z Ę S N E J! — DO SIÓDMEGO P O T U B ÓLEM I K R W A W Ą NIEDOLĄ ZGNĘBIONY
W D R O D Z E , — TRW A J B R A C IE — DO CHWILI P O W R O T U NA S W E ZAGONY.
32 Z E S Z Y T Z B I O R O W Y
SZUMIAŁY LIPY, ZŁOTYM S Y PIĄ C KWIATEM, W O ŁA ŁY ŻY TN IE ŁANY: „ P A T R Z , CO CH LEBA !.
P O R Z U C IĆ W SZY STK O... ODEJŚĆ — TAM — H E N — ŚW IATEM W D RO G Ę IŚĆ TR Z E B A !...
T Y L E TA M S Ł O Ń C A BYŁO TE G O LATA,
B R Z Ę C Z A Ł RÓJ P S Z C Z E L N Y W SAD ZIE P O N A D ULEM, BOCIAN K LEK O TA Ł ... RZUCIĆ... NA KRAJ ŚWIATA
IŚĆ Z E SWYM BÓLEM...
IŚĆ — KĘDY OCZY PO N IO SĄ — NA M A R N E...
GDZIE KOŚCI
ZŁOŻYĆ,
GDY JE Ś M IE R Ć O STU D ZI W D ROD ZE?... A ZA MNĄ ŁUNY, DYMY C ZA R N E ...TY SIĄ C E LUDZI...
N IE C H Ż E T Ę N A SZĄ O K R U T N Ą NIEDOLĘ, UKOI C H R Y S T U S MIŁOSIERDZIA ZNAKIEM!
W Y TR W A J! P O W R Ó C IS Z, B RA CIE, NA SW Ą R O LĘ, W SZA K T Y Ś — POLAK IEM !...
B oży mir.
---
^ierwszy raz w ogniu,
(Kartka z pamiętnika)
2 6 czerwca 1915 r.
N a drugi dzień po przybyciu do s a n domierskiej wioski Dziurów — zebrało się kilku oficerów w raz z kapitanem naszej d r u żyny w zajmowanej przezem nie chacie, na poobiednią herbatę. Koleżeńska rozmowa potoczyła się naturalnie około wojennych przejść ostatnich dni, przedewszystkiem oko
ło perypetji odwrotu z Opatowskich pozycji.
O wiorstę od nas pękają pociski ciężkiej artylerji austryjackiej, bombardującej zaciekle sąsiednią wieś Czyżów.
T u p o t konia przerywa gaw ędę i w drzwiach chaty stoi już ordynans z małą niebieskawą kopertą w ręku. Wiemy, co to znaczy. R o zk az bojowy. Krótki a jasny:
129 drużyna m a iść do okopów pod fol
warkiem Buczek i w esprzeć drużynę 131.
Z a minutę zostaję sam w chacie i na kilka sekund cały kłąb myśli i wspomnień obejmuje moją głowę. W chodzącem u feld
feblowi każę wyprowadzić ludzi na drogę,
sam zapinam przy pomocy deńszczyka p a s ki bojowego rynsztunku, zlecając natych
miastowe wyprawienie połową pocztą napi
sanego wczoraj do żony listu, dysponując, co zrobić z rzeczami, w razie gdybym zgi
nął i jak postąpić, gdybym został ranny.
Już przed chatą kończę dyspozycye i łączę się z moją rotą. P o zwykłem powi
taniu żołnierskiem formuję kolumnę, poczem komenda: „Na modlitwę czapki z d e jm “.
Chwila uroczystej ciszy. Żołnierze żegnają się szybko, prawosławnym obyczajem, schy
lając głowy i przyciskając do siebie prawym łokciem karabiny.
P o raz pierwszy robi mi się jakoś nie
wyraźnie. Wymyślam w duszy sam sobie, przedkładam, że gdy tylu młodszych ginie, byłaby fraszką moja śmierć, człowieka s ta r
szego i nie przyczyniłaby na pewno niebu dziury. Uczucie lęku pełza jednak w mózgu, w sercu — i to mnie irytuje.
Czuję jednak, że czas ostatni powtó
rzyć i swojej rocie rozlegającą się w innych komendę: „Na ramię broń, m a rsz", w jed
nej chwili równowaga w raca i oto idę już na czele moich żołnierzy. M aszerujemy w milczeniu, z opuszczonymi bagnetami, zagłębioną polną drogą ciekawi, czy nas
http://rcin.org.pl
też dojrzą nieprzyjacielscy obserwatorzy, co byłoby hasłem dla artylerji przeciwnika:
starać się nie dopuścić rezerw do okopów.
Wkrótce skręcam y z drogi na lewo i po przejściu około stu kroków odkrytem polem, schodzimy do głębokiego parowu. Dno p a rowu jest miejscami wązkie, maszerujem y tedy gęsiego, trzymając się zawsze strony, zasłaniającej nas od strzałów, które walą w przeciwległą ścianę, aż ziemia na nas leci.
Kończy się wreszcie wąwóz, jakiś mało przewiewny, gorący, chwil kilka i w ycho
dzimy na szeroką dolinę, przez którą bieg
nie droga do folwarku Buczek. Budynki folwarczne już widać, ale odgradza je od nas miejscowość odsłonięta. N a zakręcie drogi jest jednak, jakgdyby przez naturę dla nas zbudowany, wązki i płytki, poprzecz
ny parów ek. T a m to nakazuje kapitan sc h o wać się całej drużynie. Przylegamy doń szczelnie, jeden przy drugim; basowe dzia
ła rozsypują odłamki i szrapnelowe kulki nad naszem i głowami; jeden czerep p o d skakuje po roli i stacza się wreszcie do n aszej^ kryjówki, co wywołuje to żarty, to w yszukane przekleństwa żołnierzy. Jednemu żołnierzowi, który wychylił nieostrożnie gło
wę, zerwał wichrowaty od przelatującego pocisku pęd powietrza czapkę z głowy. Ju
nak porzucił na chwilę wąwozik, przeszedł kilkanaście kroków po kurzącem się od szrapnelowych uderzeń polu i wrócił z c z a p ką, zdrów i cały, witany żartami żołnierzy, upatrujących w tern dobrą wróżbę dla to
warzysza.
T y m czasem dowódca bojowego sektora szle rozkaz, by pierwsza rota szła n a p r a wo, czyli od zachodniej strony folwarku, do wylotu rowów komunikacyjnych, moja zaś rota prosto p rzez folwark, do wylotów w ogrodzie dworskim. Nasze położenie gor
sze, bo n ak azan a droga wiedzie dwieście kroków odkrytą przestrzenią— to też zu ch — kapitan pozostaje z nami i prowadzi, dzie
ląc nas w sekcje i kom enderując przez o d słonięte pole, gwoli uniknięcia strat, gęsiego P u szczam się pędem z ostatnią sekcją i do biegam zdyszany do najbliższej zbawczej obory. Wszyscy żołnierze mojej sekcji cali i zdrowi, a budynki folwarczne prow adzą nas już teraz bezpieczniej do rowów k o m u nikacyjnych, ostrzeliwanych przez kulomioty.
W reszcie jesteśmy w okopach. P ie r w sze wrażenie oszałamiające, przykre. Dym, kurz, zaduch, krzyk W dodatku trafiliśmy
Właśnie na chwilę austryjackiego ataku. Nie
* brak także trupów; ranni to jęczą, to w y
klinają; zdrowi wołają o ładunki, których zaczyna gwałtownie niedostawać. To też dowódca 131 drużyny rzuca nam na powi
tanie: „przyszliście w sam czas, bo już nie mamy czem strzelać, dawajcie ładunki i zaj
mujcie puste m iejsca".
■ Zaledwie zdążyliśmy uskutecznić s p r a wiedliwy podział ładunków i zająć pozy
cje — ukazała się długa, niebieskawa linia austryjackich m undurów . Ale dzięki n asze
mu przybyciu i wszystkie strzelnice zajęte i jest czem strzelać. P rz e z całą linię okopu przebiega stukot, jakgdyby gęsty grad bił po blaszanym dachu. Miarowe gdakanie ku
lomiotów coraz dosadniejsze. O jakie trzysta kroków dostrzegam wychylające się z łanu żyta szare czapki. Widzę, jak pojedynczy ludzie padają, a od lewego flanku, gdzie działają skutecznie dwa nasze kulomioty, kładą się pokotem wszyscy. Ale z żyta wy- , skak u ją coraz to nowi żołnierze i dobiegają
wzgórka, położonego od nas niedalej, jak 150 kroków, gdzie przyczajają się do dal
szego ataku.
Kule pluszczą teraz coraz gwałtowniej, bo i austryjacy zaczynają strzelać. Wstaję,
by dopilnować rozdania nowopodwiezionych ładunków, bo każdy żołnierz chciałby ich wziąść jaknajwięcej, przekonany, że będzie bezpieczniejszy, jak się ołowianemi p acz k a
mi obłoży. Nadchodzi rozkaz, aby — w r a zie, gdyby nieprzyjaciel dobiegł do d ru cia
nej zagrody, wyskoczyć z żołnierzami na burtę okopu i strzelać salwami, dopiero — gdyby drut przecięto, iść na bagnety.
Podniecenie moje wzrasta, ale lęku już ani śladu. Śledzę tylko perypetje walki i czuję dreszcz oczekiwania. Z ag ro d a d ru ciana sterczy o jakie 60 kroków od okopu, łańcuch nieprzyjacielski wstał nagle, jakgdy
by sprężyną podrzucony i biegnie. K arab i
ny nasze grzechoczą, nieprzyjacielska pie
chota widna jednak coraz bliżej, a strzały nasze wyrywają coraz to mniej luk w bie
gnących z okrzykiem h ura szeregach. S n ać atakowany nasz żołnierz traci panow anie nad nerwami i celuje coraz gorzej. R zu cam okiem po najbliższych tw arzach i o dczu
wam, że za chwilę gotowa stać się rzecz straszna, ucieczka.
Biegnący na przedzie austryjacy d opa
dają drutów. Milczące już dłuższy czas n a sze kulomioty, rozpoczynają teraz pracę na nowo. Koszą nie na żarty od prawego i le-
36 Ź E Ś Z Y T Z B I O R O W Y
wego flanku. Austryjacka linia zatrzymuje się przy drutach. T a chwila gubi nieprzy
jaciela. Żołnierze moi oprzytomnieli i strze
lają do stojących, sekunda w ahania i ata
kujący rzucają się w tył. Atak odparty.
Odzywa się artylerja nieprzyjacielska, aby osłonić odwrót swoich i zm usza niebawem żołnierzy naszych chować się do blindaży i lożementów (jam wykopanych w burcie okopu od strony nieprzyjaciela).
Mimo zachodu słońca, nie bliski koniec naszych mozołów. Zbieram y się wprawdzie, w dużym blindażu i dzieląc się wypadkami i w rażeniam i bitwy, czekamy, aż na spiry
tusowych m aszynkach zakipi herbata i z a gotuje się pożywne mleko. R aptem pocisk u d e rz a w narożnik blindażu, roznosi w puch grubą ścianę ziemi i lamie w drzazgi bel
kowanie pułapa. P rzew rócone maszynki spi
rytusowe zapalają słomę, na której leżymy, mleko ścieka w ziemię, widzimy już, że trzeba nam będzie zadowolić się nowo n a stawioną herb atą i Chlebem.
Strzelanina karabinowa trwa ciągle.
W schód księżyca ostrzega o możności noc
nego napadu, więc następuje zaciąganie bocznych wart i straży. W dodatku meldują czaty, że austryjacy okopują się za miedzą,
u której ostatnio podczas ataku przylegli.
Kapitan raportuje o tern telefonicznie dowód
cy sektora bojowego i otrzymuje rozkaz wzmocnienia po kopiących ognia z karabi
nów i kulomiotów. Z aczyna się tedy nowa wym iana strzałów, które mnie, wieśniakowi, dziwnie przypominają gdakanie podw órzo
wych pentarek.
Nad ran em ogień słabnie, bo raz w raz zaśnie to z jednej, to z drugiej strony, śmiertelnie znużony żołnierz. Wczesny, czerwcowy świt zm usza wywiadowców i wartowników wracać do okopów. Cichnie wszystko i już tylko skowronki nucą w bla
dej poświacie brzasku pieśń poranną. Chwi
lami m am wrażenie, że jestem daleko od pola ran i mordu. C zarow ną złudę p rzery wają mi jednak nagle jakieś jęki, biegnące od pola, ciągnącego się przed naszym oko
pem . Widocznie pozostał tam ran n y austry- jacki żołnierz. S n a ć ocknął się z omdlenia i cierpi coraz silniej, bo jęki rosną. W tern zawołał: „Sanitarze — Matko Boska zlituj się — ludzie ratujcie “. Wielki Boże — po polsku zawołał, aż włos zjeżył mi się na głowie, serce grom p r z e n ik n ą ł. i żal w y
strzelił do Opatrzności, bezlitosnej wobec walk bratobójczych i zwierzęcych rzezi.