• Nie Znaleziono Wyników

Wina Józefa K.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wina Józefa K."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Łukasz Trzciński

Wina Józefa K.

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5-6 (35-36), 165-179

(2)

Łukasz T rzciń ski

Wina Józefa K.

Dzieło, k tóre pozostaw ił po so­ bie F ranz K afka, stanow i jed en z najbardziej ta ­ jem niczych rozdziałów naszego stulecia, w yw ierając w p ły w nie ty lk o na lite ra tu rę , ale rów nież na po­ g lądy filozoficzne, etyczne i praw ne. W ielkość K a f­ ki polega na tym , iż „um iał stw orzyć św iat m i­ tyczny, k tó ry je st zarazem św iatem rzeczyw i­ s ty m ” i.

Połączenie m itycznego i rzeczyw istego porządku św iata u zysk ał K afk a m iędzy innym i dzięki nie­ zw ykłej sym bolice, k tó ra czyni z jego dzieła po­ rząd ek m aksy m aln ie o tw a rty . Dopuszcza ono w ie­ lość rów nie uzasad n io ny ch in te rp re ta c ji, w żadnej jed n a k z nich nie dochodzi do w yczerpania boga­ ctw a sensu zaw artego w tekście.

Z ajm ow ać m nie będzie jedno tylko spośród fu n d a­ m en ta ln y c h zagadnień K afk i — problem w iny, n a j­ pełn iej zary so w an y w Procesie. Istn ieje pogląd, iż „w tej w łaśnie książce znalazła swój w yraz dzi­ siejsza faza rozw ojow a ludzkiego problem u w iny” 2.

1 R. Garaudy: Realizm, bez granic. Warszawa 1967, s. 194. 2 M. Buber: Wina i poczucie winy. „Znak” 1967 nr 151,

s. 17.

Wpływ nie tylko na literaturę

(3)

Dw a porządki i w spólny sens

N akreślm y pokrótce sytuację, w k tó rą w p lą ta n y jest Józef Κ., b o ry k ają cy się z n iezn anym sobie sądem i nieznaną winą.

Proces rozpoczyna się w raz z m om entem a re sz to ­ w an ia Józefa K. Od tego m om entu w spółbrzm ieć będą w powieści dwa, zw iązane tajem n iczy m w ę­ złem , obce, jak się może w ydaw ać, p o rz ą d k i3. „O bcy” w stosunku do „no rm alnego” porządek nie odbiega w sw ym fo rm aln y m opisie od codziennego porządku. J e s t on obcy — jak się w y daje — przez sw e dom niem ane znaczenie, przez sens, na k tó ry zdaje się w skazyw ać. Zw iązek przyczyn o w o-sk utko ­ w y p orządku „norm alnego” łączy się z przebiegiem zdarzeń „obcego” porządku. „P an jest aresztow an y, pew nie, ale nie pow inno to p an u przeszkadzać w w ykonyw aniu zawodu. I nie pow inno to rów nież w płynąć na codzienny try b pańskiego życia” 4 — m ówi jed e n z przedstaw icieli sądu, lecz jest to de­ k laracja, k tó re j przeczy ro zw ijający się proces. W kraczam y w św iat absurdu.

K. usto su nk o w u je się do porządk u „obcego” jak o do porząd ku możliwego, lecz jakie są jego m otyw y? J e s t ostrożny, chce w każdej sy tu acji „być w y g ra ­ n y ”, „może w ystarczyło tylko roześm iać się s tra ż ­ nikom w nos, aby i oni się roześm ieli (...) m im o to b ył (...) zdecydow any nie w ypuszczać z ręk i żadnego a tu tu ” 5. Jó zef K. zauw aża „obcy” porządek, ale czyni to tylko w ty m celu, aby być gotow ym do podjęcia w alki o sw ój dotychczasow y. Obcy p o rzą ­ dek stw arza w edług niego sy tu ację zagrożenia. K. chce żyć spokojnie, każda możliwość w y rw a n ia go z u ta rte j koleiny życia je s t czym ś niebezpiecz­ nym . M ożliwość tak ą bierze „na n ib y ”.

Nie zdaje sobie spraw y, czy czasem te dw a — zd a­

5 Posługuję się tutaj koncepcją M. Walsera przedstawioną w: M. Walser: Opis formy. Studium o Kafce. W arszawa 1972.

4 F. Kafka: Proces. W arszawa 1971, s. 20. 5 Ibidem, s. 9.

(4)

167 W IN A J Ó Z E F A К .

w ałoby się obce sobie porządki — nie w sk azują na jeden sens za n im i się k ry ją c y , ale m ożliw y do u jaw n ie n ia jed y n ie poprzez pozorną sprzeczność m iędzy ciągam i zdarzeń. K. utożsam ia się z jednym z nich. Jego błąd polega n a tym , iż chce sam o k re­ ślić sens zdarzeń, odw ołując się do sw ych w y o b ra­ żeń o rzeczyw istości. W yobrażenia te k rę p u ją jego poznanie i m ożliw ość działania.

G en eraln ą tezą p rzew ijającą się poprzez Proces jest e x p licite i im plicite form uło w an e tw ierdzenie, że w szystko należy do sądu. O ty m , iż w szystko należy do sądu, w p ro st m ów i Titorelli.

K. ig n o ru je pow yższą tezę — zdaje się m u ona w swej istocie absu rd aln a. K. uw aża się za nie zw iązanego z całą rzeczyw istością i dlatego może utożsam ić się z w yodręb nio n ym z niej porządkiem . Nie p y ta jed n ak , na jakiej zasadzie to w y odręb nie­ nie się dokonuje, jak ie k ry te riu m doboru zjaw isk i zdarzeń działa p rzy ok reślan iu danego porządku. Z n am ienn a je st rozm ow a Józefa K. z Titorellim . M alarz p rzed staw ia K. trz y w ersje uw olnienia: p raw dziw e uw olnienie, pozorne uw olnienie oraz przew leczenie. Co do praw dziw ego uw olnienia od w iny, to podobno b y w ały jego p rzypadki, „tylko tru d n o je s t to stw ierd zić” , gdyż „ostateczne decyzje nie są dostępn e n a w e t sędziom ” 6. Je d n a k — jak tw ierd z i m alarz — są to jed y nie przypuszczenia, poniew aż sąd nie p od ejm u je sp raw y, nie będąc p rzek o n an y m o w inie, a ty m sam ym nie m ając w i­ doków n a w y danie w yroku. W gląd w istotę fu n k ­ cjonow ania sąd u o trzy m u jem y p rzy w e rsji pozor­ nego uw olnienia. P rz y pozornym uw olnieniu z oska­ rżen iem „nic nie uległo zm ianie, sp raw a wzbogaca się tylko o pośw iadczenie niew inności, o zw olnienie i uzasadnien ie zw olnienia. Poza ty m pozostaje w obrębie p ro cedu ry , skierow u je się ją — jak tego n ie u sta n n y tok postępow ania w ym aga — do w yż­

6 Ibidem, s. 168.

Trudno to stwierdzić

(5)

Nieskończona hierarchia kancelarii

szych instancji, sta m tą d w raca znow u do niższych i w ę d ru je tak w śród w iększych i m niejszych w ahań, w śród m niejszych przestojów , tam i z pow rotem . Te drogi są nieobliczalne. K iedy patrzeć na nie z ze­ w nątrz, może się w ydaw ać, że o w szy stk im zapo­ m niano, a k t zaginął, a uw olnienie je st całkow ite. W tajem niczony jed n ak w ie, co o ty m m yśleć. Ż a­ den ak t nie ginie, nie m a u sądu zapom nienia. P ew ­ nego dnia — n ik t się nie spodziewa — jakiś sędzia bierze ak t do ręki, poznaje, że w ty m w y padku oskarżenie nie utraciło mocy i zarządza n a ty c h m ia ­ stow e areszto w an ie” 7.

Rozwinięcie tego schem atu przynosi późniejsze dzieło K afki — Z am ek. G eom etra o trz y m u je na po­ czątku swego pobytu we wsi telefon z Z am ku in ­ fo rm u jący go, że może tam pozostać. P o tem fak t ten w y ja śn ia n y jest w n astęp u jący sposób. W Z a­ m ku istn ieje tak duża liczba telefonów i ta k duża liczba rozm ów telefonicznych, że p o w stają pew ne szum y, k tó re mogą dać pozór sensow nych w y po ­ wiedzi — tak też m ożna po trak tow ać zezw olenie, k tó re o trzy m ał G eom etra. N iem niej, jako takie, nie jest ono przypadkow e. O przy p ad k u mówić m ożna jedynie z pozycji G eom etry, lub z pozycji jakiegoś w yróżnionego u rzęd n ika zamkowego, ale nie z po­ zycji nieskończonej h ie ra rc h ii kan celarii zam ko­ wych. P rzy p ad ek nie św iadczy tu o chaosie, lecz jest w yrazem pew nego porządku. W szelkie p rz y ­ padki są z góry „w kom ponow ane” w pozorny chaos try b u n a łu ferującego w yroki. Z astanaw iające jest pytanie, jak m ożna pogodzić ab su rd a ln y zam ęt p a ­ n u jący w try b u n a le ze spraw iedliw ością oskarżenia. In te resu jąc ą in te rp re ta c ję tej kw estii dał M artin

7 Ibidem, s. 173. Podajm y jeszcze jeden opis sądu (s. 130) — „urzędnicy są... często bezradni, a ponieważ bezustannie, dniem i nocą obracają się w ciasnym kole sw ych ustaw, nie mają w łaściw ego zrozumienia dla stosunków ludzkich... Porządek rang i stopniowanie w hierarchii sądu są n ie ­ skończone i nawet wtajem niczony nie może ich ogarnąć”.

(6)

1 0 0 W IN A J O Z E F A Κ .

B uber w sw ym stu d iu m W ina i poczucie w i n y 8. B uber stw ierdza, że pow yższe p y tan ie staw ia nas wobec centralnego pro b lem u m yśli K afki, „proble­ m u stanow iącego tło tej powieści (Procesu) (...) gdzie niedostępna siła rząd zi za pom ocą n iech lu jn ej b iu ­ ro k ra c ji” 9.

O dpow iedź na to p y tan ie m ożliw a jest w edług B u- b e ra dopiero po zapoznaniu się z pew ną n o tatk ą w D zienn iku K afki, w k tó re j stw ierd za on, że in te ­ re su je go sym bol b ib lijn y p rzed staw iający niesp ra­ w iedliw ych sędziów. Chodzi o psalm 82 o sądzie Boga nad „synam i bożym i” , k tó rz y m ieli spraw o­ w ać rządy nad św iatem , a „sądzili fałszyw ie” . N a­ leży on do późniejszych psalm ów i zw iązany jest z opracow anym przez gnostyków w schodnim m item 0 a stra ln y c h duchach ściśle d eterm in u jący ch los św iata, od k tó ry ch w ładzy może uw olnić się jed y ­ nie człowiek, k tó ry odda się w zupełności u k ry te ­ m u, najw yższem u św iatłu. B u b er p rzy jm u je na podstaw ie p ry w a tn e j rozm ow y z K afką, że znał on ten m it, a koncepcja przedstaw iona w Procesie jest jego m odyfikacją.

S łuszne oskarżenie w y d ane przez najw yższy, nie­ d o stępny sąd zostaje w ręczone przez bezładny, o k ru tn y try b u n ał. O krucieństw o i bezład try b u n a łu dostępnego oskarżonem u jest tylko okrucieństw em 1 bezładem z p u n k tu w idzenia tego oskarżonego. N ajw yższy, n ied ostęp ny "sąd czy inaczej m ówiąc — u k ry te św iatło z gnostycznego m itu — z n ajd u je się i ponad oskarżonym , i ponad dostępnym oskarżone­ m u try bu nałem .

J a k Józef K. może poznać sw ą winę, skoro nie m o­ że zorientow ać się w działaniu sądu, ani nie p rzy ­ puszcza, na czym m ogłaby ona polegać? Wobec jakiego p raw a K. jest w inien? Jak ie są praw a tego zasady? Jeżeli jest to jakieś niezm ienne, ponadcza­

N iespraw ied­ liw i sędziow ie i astralne duchy

Jakie prawo 8 Buber: op. cit.

(7)

Świat

„przepełniony”

sowe P raw o, w yn ikające z sam ej egzystencji czło­ w ieka w świecie, to jak p rzed staw ia się św iat, w k tó ry m m ożna je odkryć?

O bszarem działania K. jest św iat sk ład ający się z różnych porządków . Pom iędzy zdarzeniam i ty ch p orządków istn ieją przeciw ieństw a, zniesienie k tó ­ ry c h je st celem rozw ijającego się procesu. Ś w iat Józefa K. je st pew ną całością, naznaczoną dzięki odm iennym , p rzeciw staw nym m om entom w jej skład w chodzącym , cechą „p rzep ełn ien ia” 10. Lecz „p rzep ełn ien ie” to nie je s t czym ś założonym , p ie r ­ w o tn y m dla podm iotu poznającego „grę p o rzą d ­ k ó w ”. J e s t raczej epifenom enem , czym ś, co jaw i się na sk u te k tej gry, w ynika swoiście z rela cji istn iejący ch pom iędzy zdarzeniam i sprzecznych po ­ rządków . „P rzep ełn ien ie” m ożna uchw ycić jed y n ie w ted y , gd y podm iot poznający rozszerza m ak sy m al­ nie sw oje pole w idzenia, kiedy w m ak sy m aln y m stopniu dopuszcza istnienie w szystkich możliwości. D opiero w ty m m om encie zdolny jest zauw ażyć owo „ p rzep ełnien ie” , k tó re w om aw ianym kontekście n a ­ leżałoby uznać za form ę przejaw ian ia się czegoś absolutnego, „zakotw iczonego” jed n a k w sam ych u k ład ach zdarzeń, bez k tó ry c h po p ro stu — nie istn ieje 11.

10 „Przepełnienie” to ma charakter podobny do „przepełnie­ n ia” Absolutu opisywanego przez Mikołaja z Kuzy. Jeżeli istnieje w jakimś system ie sprzeczność, to podobnie jak w system ie logicznym — wynika z niego w szystko, czy in a ­ czej mówiąc, „wszystko jest m ożliw e”. W podobnym sensie „przepełnienie”, o którym m ówimy, wynika ze sprzecznych z sobą porządków św iata Józefa K. Gdyby K. zaakceptował w szystkie porządki tworzące jego świat, m ógłby stanąć w polu w szechm ożliw ości wynikających z opisywanego „przepełnienia”.

11 Innym i słow y charakterystyka św iata Józefa K. m ożliwa jest jedynie w przypadku, gdy w ychodzim y od poznawa­ nych zdarzeń. Temu ujęciu służy też sama konstrukcja p o­ w ieści. Zmiany w akcji Procesu relacjonowane są czytel­ nikowi „poprzez” zmiany świadomości Józefa K. Autor i czytelnik „nie wiedzą w ięcej” niż sam bohater powieści.

(8)

171 W IN A J Ó Z E F A К .

Połączenie różn ych porządków nieskończoności są­ du, skończoności podm iotów procesu, rzeczy i zda­ rzeń nie zw iązanych z sobą pozornie, a zw iązanych p orządkiem wyższym , k tó ry w ygląda i p rzejaw ia się jako chaos — pow oduje w yłonienie się pew nego sensu, k tó ry m a c h a ra k te r absolutu. Ten sens to

sens sym bolu, jak im K afk a obejm uje w szystko, co W yłonienie się

k o n sty tu u je w spom niane porządki. Sym bolem ty m absolutnego

je s t sam proces. S taw an ie się, proces — podobnie sensu ja k u H egla — je st w ypadkow ą b y tu i nicości.

S tą d bierze się k ateg o ria negacji i stąd też sym bol procesu łączy w sobie kateg o rie istn ien ia i n ie ­ istnienia.

Z astan ó w m y się, czy sam sym bol procesu nie w ska­ z u je na coś, co m oglibyśm y określić słow em „życie” lub „zasada życia” 12. Sam o życie m ożna, jak i p ro ­ ces, trak to w ać w sposób staty czn y lub dynam iczny, jako ciąg poszczególnych zd arzeń — pow iązanych chociażby św iadom ością podm iotu. D ążym y do „ży­ cia” jako do czegoś, co „su b stan cjaln ie” jaw i się jak o cel naszego dążenia, ale nasze dążenie m ożliw e je s t dzięki tem u, że żyjem y. A by dążyć do jakiegoś celu, m u sim y już w pew ien sposób w ty m celu partycypow ać. Ten cel je st zawsze w szczególnym sensie nam pokrew ny.

„W ygnanie z r a ju jest w sw ej istocie wieczne: w y­ gnanie z ra ju je st w praw dzie ostateczne, a życie

wt świecie n ieuniknione, ale w ieczystość w yd arzen ia (lub posługując się w y rażen iem czasu: w ieczne po­ w ta rz a n ie się w ydarzenia) dopuszcza m im o to, że nie tylko m oglibyśm y pozostaw ać w ra ju , ale że i tam stale jesteśm y, bez w zględu na to czy o tym wiem y, czy też n ie” 13. Je ste śm y więc w pew nym

12 Zgadzam się tutaj z interpretacjam i R. Karsta (Drogi

samotności. Rzecz o Franzu Kafce. Warszawa 1960) i z in ­

terpretacją, którą przedstaw ił R. Garaudy w sw ym eseju o Kafce (Realizm bez granic. Warszawa 1967).

11 F. Kafka: Nowele i miniatury. Warszawa 1961 (R o zw aża­

(9)

Dla podejrza­ nego lepszy ruch

stanie niezależnie od naszej w iedzy o tym , a jedno­ cześnie „dzięki tej niew iedzy” może n as w tym stan ie nie być.

K afka p rzestrzeg a przed ustatycznien iem , jak ie m ia­ łoby m iejsce p rzy uw zględnieniu jednego tylko z licznych aspektów procesu. D latego też Block p rzypom ina K. „ sta rą zasadę p raw n iczą” : „dla po­ dejrzanego lepszy jest ru c h niż spokój, bo ten kto spoczyw a, może w każdej chw ili — nie w iedząc o ty m — znajdow ać się n a szali w agi i być ważo­ n ym w raz ze swoim i grzecham i” u .

W ina Józefa Κ., k tó ra jaw i się w pow yższym kon­ tekście, w y k azu je znaczne podobieństw o do w iny w ujęciu K ierk eg aard a. W edług K ierk eg aard a czło­ w iek jest syntezą nieskończoności i skończoności, do­ czesności i wieczności, w olności i konieczności. Jaźń jest stosunkiem , k tó ry u sto su n k o w u je się do sa­ mego siebie 15. Ale nie zaw sze — jaźń je st zdrow a. C horobą jaźni, na k tó rą cierpi m iędzy in n y m i J ó ­ zef Κ., jest rozpacz. Ta „choroba na śm ierć” ma w iele postaci, jej isto tą jed n a k jest zachw ianie rów ­ nowagi m iędzy członam i rela cji tw orzącym i w sy n­ tezie jaźń i osobow ość16. Józef K. pow oduje za­ chw ianie tej rów now agi, gdy nie dopuszcza do sie­ bie działania obcego porządku, nie dopuszcza inge­ ren cji dośw iadczanej przez siebie nieskończoności — sądu. Nie chce też w ejść w dziedzinę absolu tn y ch możliwości, k tó re w y n ik a ją ze w spółdziałania sprzecznych ciągów w ydarzeń. K. podobny jest w swoim stosun k u do rzeczyw istości do człow ie­ ka m orskiego z K ierkegaardow skiej przypow ieści o Agnieszce i człow ieku m orskim .

14 Kafka: Proces, s. 211.

15 S. Kierkegaard: Bo jaźń i drżenie. Choroba na śmierć. W arszawa 1972, s. 146.

18 Koncepcja podmiotu w tym kontekście możliwa jest oczy­ w iście dopiero wówczas, gdy przeniesiem y problem okre­ ślenia podmiotu z płaszczyzny substancji na płaszczyznę relacji.

(10)

173 W IN A J O Z E F A К .

K. nie dochodzi je d n a k do „dialektycznego szczytu” człow ieka m orskiego. Człowiek m orski popełnia grzech i w sensie dem onicznego p arad ok su staje nad ogólnością. J a k uw aża K ierk eg aard , dem onizm m a te sam e cechy co boskość, gdyż jed n o stk a de­ m oniczna w stąpić m oże w ab so lu tn y stosunek z absolutem . Do tej — ta k w sw ej istocie d ialek ­ tycznej — sy tu a c ji dojść może ona przez negację. Józef K. dąży do sąd u poprzez jego negację. Nie robi tego jed n ak k o nsek w entn ie, w p rzeciw ieństw ie do człow ieka m orskiego. Człowiek m orski nie staje się postacią tragiczną, lecz — jak zauw aża K ie rk e ­ g aard — poprzez sw ą ko n sek w en tn ą negację w ycho­ dzi poza określenia ety czn e i estetyczne.

Józef K. zaś to postać tragiczna. Nie re p re z e n tu je n aw et — jak G eom etra w Z a m k u — sw oistej d e te r­ m in acji „w ograniczaniu ziem i pod stop am i” . J e st niezdecydow any, letni. N ie w y b iera an i drogi abso­ lu tn e j negacji św iata, a n i drogi abso lutnej negacji siebie. Nie może w ięc dojść do „ p u n k tu A rchim e- desowego” , ta k poszukiw anego przez K afkę.

Podobnie jak u K ie rk e g a a rd a działa u K afk i k a te ­ goria w iary. K ie rk e g a a rd mówi, iż „zdrow ie w ia ry ” jest przeciw ień stw em rozpaczy, w prow adza jed n o ­ stk ę stojącą w a b so lu tn y m stosunku do ab so lutu w p rzestrzeń w szechm ożliwości. „Dla m ożliwości w szystko jest m ożliw e — pisze — ale sp ra w a się decyduje dopiero wów czas, kied y człow iek docho­ dzi do ostateczności” 17.

M yśl K afki je st podobna. Sam jed n ak K afk a spo­ strzega różnice m iędzy sw ym stanow iskiem a s ta ­ now iskiem K ierk eg aard a. Zauw aża co n a stę p u je: „K ierk eg aard stoi przed problem em : albo napaw ać się estetycznie bytem , albo przeżyw ać go m oralnie. M nie jednak w y d aje się, że tak ie ujęcie istn ieje tylko w głowie Sorena K ierk eg aarda. W rzeczyw i­ stości estetyczne rozkoszow anie się b y tem m ożna

17 Kierkegaard: op. cit., s. 176.

Boskie i demoniczne

Wiara naprzeciw rozpaczy

(11)

Poza praw em -bezimienna masa

osiągnąć jed y n ie przez pokorne przeżycie m o ra l­ n e ” 18. K afk a idzie w sw ych rozw ażaniach jed n o ­ cześnie bliżej i dalej niż K ierkegaard. Idzie dalej, gdy uważa, że samo życie jako takie m a za swój w aru n ek porządek m oralny. Idzie bliżej, kied y chce skonfrontow ać człow ieka z ty m porządkiem , nie m ówiąc — jak to czyni K ie rk e g a a rd — o Bogu czy absolucie, chociaż porządek ten powiązać m ożna e w en tu aln ie z jak ąś zasadą absolutną.

P orządek m o ra ln y stanow i istotę praw a k s z ta łtu ją ­ cego ludzkość. „Ludzkość zm ienia się w szarą, bez­ k sz ta łtn ą i ty m sam ym bezim ienną m asę ty lko w te ­ dy, gdy o dstęp u je od kształtującego ją p raw a. W ów ­ czas p rze staje istnieć góra i dół. Nie m a życia, je s t ty lko płaskie bytow anie. Nie m a dram atów , w alki, m yśli, jed y nie zużycie m aterii, rozpad” 19. Ten m o­ ra ln y porządek, stanow iący istotę ponadczasowego i po n adprzestrzennego praw a, nie jest d an y czło­ w iekow i w prost. D any jest on jako coś, co w te d y p rześw itu je poprzez bezład i zbudzenie norm alnego życia, k ied y podm iot nie zam yka się w sw ych w y ­ obrażeniach i ciasnych pojęciach.

Czy Józef K. w y stęp u je przeciw tem u p raw u ? Z w róćm y uw agę n a jeden z n ajw ażniejszych epizo­ dów Procesu, ro zg ry w ający się w K atedrze.

Tłem rozm ow y Józefa K. z księdzem jest za p ad a ją ­ ca ciemność. K siądz zw raca się do K. w p ro st, m ó­ wiąc, iż jest k apłan em w ięziennym : stw ierdza sw ą przynależność do sądu. Mówi dalej, że to on kazał przyprow adzić K. do K ated ry . K iedy zaś K. opo­ nuje, stw ierd zając, iż przyszedł do K a te d ry po k a­ zać ją cudzoziemcowi, ksiądz odpow iada: „Z ostaw w szystko co uboczne”. P orządek „obcy” i „ n o rm a l­ n y ” zd arzeń łączą się tu w y raźn ie z sobą. K. łudzi się, że w ram a ch sądu istn ieje isto tn y rozdział.

18 F. Kafka: Dzienniki. Kraków 1969, s. 246.

19 G. Janouch: R ozm ow y z Kafką. Cyt. za Garaudy: Realizm

(12)

175 W IN A J O Z E F A К .

Z w raca się do księdza jako do człow ieka, k tó rem u może okazać w ięcej zau fan ia niż in n ym p rze d sta ­ w icielom sądu. J e d n a k ksiądz ostrzega K. przed złudzeniem co do sądu. K. m niem a, że sąd jest tak i lu b inny, w yobrażając sobie jedynie, czym sąd jest. W ówczas ksiądz opow iada Józefow i K. sły n n ą opo­ wieść o odźw iernym :

„Przed sądem stoi odźwierny. Do tego odźwiernego przy­ chodzi jakiś człow iek ze w si i prosi o w stęp do prawa. Ale odźwierny powiada, że nie może mu teraz udzielić wstępu. Człowiek zastanawia się i pyta, czy nie będzie mógł w ejść później. M ożliwe — powiada odźwierny, ale teraz nie. Ponieważ brama prawa stoi otworem — jak zawsze — a odźwierny ustąpił w bok, schyla się człowiek, aby przez bramę zajrzeć do wnętrza. Gdy odźwierny to widzi, śm ieje się i mówi: — jeśli cię to kusi, spróbuj mimo mego zakazu w ejść do środka. Lecz wiedz: jestem potężny, a jestem tylko najniższym odźwiernym. Przed każdą salą stoją odźwierni, jeden potężniejszy od drugiego. Już widoku trzeciego nawet ja znieść nie mogę.

Takich trudności nie spodziewał się człowiek ze wsi. Pra­ w o powinno przecież każdemu i zawsze być dostępne, m yśli, ale gdy teraz przypatruje się dokładnie odźwiernemu w je ­ go futrzanym płaszczu, jego wielkiem u spiczastem u noso­ wi, jego długiej, cienkiej, tatarskiej brodzie, decyduje się jednak, aby raczej czekać, aż dostanie pozwolenie na w ej­ ście. Odźwierny daje mu stołeczek i pozwala mu siedzieć przed drzwiami. Tam siedzi dnie i lata. Robi w iele starań, by go wpuszczono, i zamęcza odźwiernego prośbami. Odźwierny urządza z nim nieraz małe przesłuchania, w y ­ pytuje go o jego kraj rodzinny i o w iele innych rzeczy, ale pytania te są obojętne, jakie stawiają w ielcy panowie, a w końcu wciąż mu powtarza, że jeszcze nie może go wpuścić. Człowiek, który dobrze zaopatrzył się na podróż, zużywa wszystko, nawet najcenniejsze przedmioty na prze­ kupienie odźwiernego. Ten wprawdzie w szystko przyjmuje, lecz m ówi przy tym: «Biorę to tylko dlatego, byś nie są­ dził, żeś czegoś zaniedbał». W ciągu tych w ielu lat obser­ w uje człowiek odźwiernego prawie nieustannie. Zapomina o innych odźwiernych i ten pierwszy w ydaje mu się je­ dyną przeszkodą przy w ejściu do prawa. W pierwszych latach przeklina swą nieszczęsną dolę głośno, później — gdy się starzeje — m ruczy już tylko pod nosem. Dziecin­ nieje, a że w tym długoletnim obcowaniu z odźwiernymi

Przypowieść o drzwiach prowadzących do prawa

(13)

N iegasnący blask

Jedno życie i jedno w ejście

poznał także pchły w jego futrzanym kołnierzu, prosi je również, by mu pomogły i nakłoniły odźwiernego do u stę­ pliwości. W końcu św iatło jego oczu słabnie i nie w ie już, czy wokoło niego staje się naprawdę ciem niej, czy tylko oczy go m ylą. A jednak poznaje teraz w ciemności jakiś blask, niegasnący, który bije z drzwi prowadzących do prawa. Odtąd nie żyje już długo. Przed śmiercią zbierają się w jego głow ie w szystkie doświadczenia całego tego czasu w jedno jedyne pytanie, którego dotychczas odźwier­ nemu nie postawił. Kiwa na niego, ponieważ nie może już podnieść drętwiejącego ciała. Odźwierny musi się nisko nad nim pochylić, gdyż różnica w ielkości zmieniła się bardzo na niekorzyść człowieka. — Cóż chcesz teraz jeszcze w iedzieć? pyta odźwierny. Jesteś nienasycony. — W szyscy dążą do prawa — powiada człow iek — skąd w ięc to pocho­ dzi, że w ciągu tych w ielu lat nikt oprócz m nie nie żądał wpuszczenia? Odźwierny poznaje, że człowiek jest już u kresu i, aby dosięgnąć jeszcze jego słabnącego słuchu, krzyczy do niego: — tutaj nie mógł nikt inny otrzymać wstępu, gdyż to w ejście przeznaczone było tylko dla ciebie. Odchodzę teraz i zam ykam je” 80.

Ta w spaniała p arab ola u k a z u je n am rów nież w ca­ łej w yrazistości problem w iny Józefa K. Życie składa się z różn o rakich zdarzeń i rozgryw a się w w ielu ro zm aity ch porządkach, ale człowiek m a tylko jedno życie, podobnie jak jest tylko jedno „w ejście do P ra w a ” . J a k z poprzednich m yśli K a f­ ki w ynika, życie i p o rządek m o raln y — k tó ry o k re­ ślić m ogliśm y jako istotę p raw a lub P raw o — są n ierozerw alne. K. u zn aje — podobnie jak i ksiądz — że o sta tn ie słow a odźw iernego są zbawczą w iado­ mością.

W fin ezy jnej rozm owie, k tó rą K. prow adzi z księ­ dzem, przed staw io n e są różne in te rp re ta c je i w ersje stosun k u odźw iernego do p raw a, do człow ieka ze w si i odw rotnie. M iędzy ty m i w ersjam i po w stają pozorne i fak ty czn e sprzeczności. Ale ksiądz mówi w p ro st o nieistotności różnic in te rp re ta c y jn y ch . Jeszcze raz chce zaw rócić K. z drogi „odejścia od siebie” : „w skazuję ci ty lk o różne m niem ania... Nie

(14)

1 7 7 W IN A J O Z E F A К .

pow inieneś za w iele zważać na m niem ania. Pism o jest niezm ienne, a m niem ania są w yrazem rozpa­ czy z tego pow odu” 21. K. n ato m iast p rag n ą łb y jed ­ nej tylko in te rp re ta c ji przypisać praw dę. I tu spo­ ty k am y się z niezw ykłą w ypow iedzią księdza. — „Nie trzeb a w szystkiego uw ażać za praw dę, trzeb a to tylko uw ażać za konieczne” .

Zarów no z przypow ieści o odźw iernym , jak i z o sta t­ niego stw ierd zen ia w y n ika w niosek, iż sam a p raw da w rozum ieniu K afk i jest czymś, co w ykracza poza quasi-praw dziw e m niem ania. „Ten kto chce poznać praw dę, m usi być k łam stw em ” — to jeden k ie ru ­ nek jego intuicji. D rugi to ten, że m ożna praw dą w pew nym sto p n iu i w pew ien sposób być. J a k to jest możliwe?

Być p raw d ą — dla K afk i — to przeżyć jedyność swego życia i przeżyć ty m sam ym ogólność p raw a z ty m życiem zw iązanego. J e s t to m ożliw e o tyle, o ile p o trafię uznać sw oją w inę, k tó ra stanow i je ­ den z e lem en tarn y ch czynników m ojej egzystencji: płynie stąd, że tra k tu ję siebie jako b y t w yróżniony spośród innych. W ina w ty m ujęciu p rze staje być tylko kw estią m oraln ie obow iązującego zachow ania, wiąże się n ato m iast ze szczególną aktyw nością czło­ w ieka, jak ą jest poznanie. S tanow i jed en z w a ru n ­ ków poznania p raw dy; jed n ak zaniechanie tego po­ znania jest także w iną. K afk a w sw ym pesym izm ie nie odbiega od in nych przedstaw icieli filozofii egzy­ sten cjaln ej. J e st jed n ak paradoksem , że u filozofa, przeciw k tó rem u p ierw o tn ie w ym ierzony był egzy- stencjalizm , znaleźć m ożem y m yśl podobną. „Czyn sam jest (...) rozdw ojeniem : zakłada siebie dla sie­ bie oraz przeciw staw ną tem u obcą, zew n ętrzn ą rze­ czywistość. Że tak a obca rzeczyw istość istn ieje, jest spraw ą działania — ty lk o jem u zawdzięcza ona swe istnienie. Bez w in y jest przeto tylk o niedziałanie,

Wina związana z poznaniem

21 Ibidem, s. 239.

(15)

Wina i absolutne m ożliwości

tak i byt, ja k b y t kam ienia, ale n a w e t już nie byt dziecka” 22 pisał Hegel.

Czy K afk a p ro p o n u je jakieś w yjście z sy tuacji, w k tó re j staw ia swego bohatera? W yjście ze sta n u w in y m ożliw e je st jed y n ie poprzez uznan ie się w in ­ nym , m im o że nie w idzi się rzeczyw istych p o dstaw do tego uznania. Przeżycie swej egzystencji jako zw iązanej z w iną nierozłącznie prow adzić m oże do­ piero do zniesienia w iny, p rzy czym zniesienie ta ­ kie m a c h a ra k te r dialektyczny.

P ow tarzam : Józef K. jest postacią tragiczną. Nie w idząc „na dw a k ro ki od siebie” , zbliża się do k a ­ tastro faln eg o końca. W m om encie śm ierci nie zm ie­ nia swego sto su n k u do rzeczyw istości, choć rozbłyś- nie w nim m yśl, k tó ra pow inna tow arzyszyć m u od początku: „Logika w praw dzie jest niew zruszona, ale człow iekowi, k tó ry chce żyć, nie może się ona oprzeć” 23.

Józef K. m iałby szanse przełam ania owej logiki, gdyby b ył zdolny stanąć w polu ab solu tny ch m ożli­ wości, g d yby p o d jął decyzję dojścia do kresu: u z n a ­ nia swej w iny. W tedy „w szedłby do P ra w a ” .

W olność Józefa K. stw ierdzona je s t ponad w szelką w ątpliw ość w słow ach skierow anych do niego: „sąd niczego od ciebie nie chce. P rz y jm u je cię, gdy p rz y ­ chodzisz, w ypuszcza, gdy odchodzisz” 24. W ty m p rzy p ad k u wolność i konieczność nie przeciw sta­ w iają się sobie, ale łączą się w sw ym w spólnym , n ieznan y m dla K. źródle. Nie w iadom o, czy w edług K afki źródłem ty m jest u k ry te św iatło gnostycz- nego m itu. In te rp re ta to rz y p rag n ęlib y jednoznacz­ nie rozstrzygnąć, jak a jest n a tu ra tego źródła. A u­ to r tego jed n ak nie rozstrzyga. Sym bolika Procesu w łaściw a jest dziełom m aksy m alnie o tw a rty m , do­

22 F. Hegel: Fenomenologia ducha. T. 2. Warszawa 1965, s. 39.

23 Kafka: Proces, s. 250. 24 Ibidem, s. 244.

(16)

179 W IN A J O Z E F A К .

p uszczającym wielość in te rp re ta c ji. Oczywiście nie oznacza to, że mogą być one dowolne. Podobnie jak w ieloznaczność sam ego życia ludzkiego w świecie dopuszcza wielość określeń, k tó re się nie w y k lu ­ czają, tak też dzieło K afki, będące próbą oddania p ra w d y o życiu, o tw iera p rzestrzeń m ożliw ych in­ te rp re ta c ji, k tó re tę p raw d ę przybliżają.

Dzieło otwarte

Cytaty

Powiązane dokumenty

Polacy powinni ograniczyć ilość spożywanego alkoholu, a na imprezach młodzieżowych nie powinno go być w ogóle.. Dlaczego tak nie jest, jak

Prawdomówny zawsze mówi prawdę, Kłamczuch zawsze kłamie, a Nie- zdecydowany czasem mówi prawdę, a czasem kłamie (i niekoniecznie robi to naprzemiennie). Musisz za pomocą

Z dniem 1 lipca każdy obywatel może zrezygnować w usług swojego zakładu energetycznego i podpisać umowę z innym sprzedawcą prądu, bez względu na to, gdzie znajduje się

Ważniejsze opracowania: Metodyka w okruchach (1994), Podstawy diagnostyki technicznej (1994), Diagnozowanie silnika wysokoprężnego (1995), Diagnostyka techniczna elektrycznych

Celem artykułu jest omówienie kształtowania się płac minimalnych w Polsce na tle pozostałych państw członkowskich Unii Europejskiej (UE) oraz próba odpowiedzi na

Przyjęte w rozwiązaniu zaokrąglone wartości reaktancji praktycznie nie maja wpływu na wskazanie amperomierza (1,14 A) i pozostałe

ZaÃl´o˙zmy, ˙ze moneta byÃla symetryczna i zobaczmy, jakie jest prawdopodobie´ nstwo wypadni ecia nie mniej ni˙z 5200 orÃl´ow.. Stwierdzono, ˙ze przeci etnie 30%

Jeśli któreś z ćwiczeń jest za trudne- pomiń je, ale postaraj się przyjrzeć mu się dokładnie i zapamiętać technikę jego wykonania.. Po powrocie do szkoły możemy