Roman Zimand
Tłumacz-zdrajca i
tłumaczenie-zdrada
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 6 (24), 56-71
Roman Zimand
W yuzdanie teoretyków
Tłumacz-zdrajca
i tlumaczenie-zdrada
Zgodnie z ty tu łe m m owa bę dzie o tłum aczu, a w łaściw ie o p e w n y m aspekcie czynności tłum aczenia. P rzek ład y , k tó ry m i będę operow ał, pochodzą z trz e ch książek i trzech a r ty kułów zajm ujący ch się takim i dziedzinam i, jak te oria lite ra tu ry , teo ria sztuki, teo ria film u, teoria języka i teo ria człow ieka. To o sta tn ie o k reślen ie m o że zdziwić czytelnika, jeśli jed n a k zechce się zasta nowić, to sam dojdzie do w niosku, że w dom enie w iedzy hum an isty cznej pojęcie „ te o ria ” używ ane je s t z w yu zd an y m n ieu m iarem ; jeśli m oże istn ieć „teoria lite r a tu r y ” , to n a p ra w d ę nie m a powodu, dla k tó reg o nie m iałab y istnieć — w obyczaju języko w ym — „teo ria człow ieka” .
C hciałbym podkreślić, że z sześciu pozycji, o k tó ry ch w spom niałem , pięć u w ażam za cenne, poucza jące, w a rte w ysiłku przeczytan ia; ale n a w e t w tej jed n ej, k tó ra budzi w e m n ie b ardzo siln e opory, znaleźć m ożna ciekaw e p om ysły i in te lig e n tn e in te rp re ta c je . Z resztą gdyby chodziło o te k s ty po p ro stu złe — nie byłoby o czym m ówić.
57 T Ł U M A C Z -Z D R A J C A I T Ł U M A C Z E N IE -Z D R A D A I
W łoskie tra d u tto re-tra d ito re
stosow ane je s t albo jak o u ogólnienie o m ocy p raw a, albo jako ch w y t polem iczny.
W p rz y p a d k u pierw szym „p raw o ” w yrażon e p rzy pom ocy owej g ry słów głosi, że p rzekład , każdy przek ład , m usi być n ie w ie rn y w zględem o ry g in ału . (Na ty m się opierając, P a w e ł H ertz — sam przecie tłu m acz znakom ity — n a p isa ł w jed n y m ze swoich felieto n ów w „T ygodniku P ow szech nym ” , że od now om odnego „przełożył” czy „ p rzetłu m aczy ł” woli starośw ieckie „spolszczył” , jak o że lepiej sta n rz e czy oddaje. Czy kon sek w en tn ie w olałby „zhiszpań- szczył”, „zrosyjszczył” itd.? Nie należy — uczy p o eta — w ięcej w agi przy p isyw ać słowom, niż słow a un ieść m ogą bez śm ieszności).
S am a teza, iż p rzek ład ex d efin itio n e nie m oże być w p ełn i w ie m y oryginałow i, brzm i dość p raw d o p o dobnie, szczególnie jeśli w eźm ie się pod uw agę m a r gines wolności z a w a rty w o k reślen iu „w p e łn i w ie r n y ”, Nie je s t jed n a k n a p ew n o praw em . Po p ie rw sze, w szystkie znane n iew ierno ści p rzekładó w nie w y starczą do zbudow ania p raw a . To o sta tn ie bo w iem n ie je st p ro sty m uogólnieniem p ra k ty k i, lecz w spierać się m usi na ja k ie jś teorii; w d an y m w y pad k u n a teorii języka. T ak więc, po pierw sze... nie m am y arm at. Po drugie, poza p rzy p ad k am i jaw ny ch błędów, k a te g o ria w ierności p rze k ład u je s t in tu ic y j na. I aczkolw iek d alek i jeste m od n e g a cji istn ienia czegoś tak ieg o ja k „ in tu ic ja języ k ow a” (sam ją przecie posiadam , i to — oczyw iście — znakom itą!), to przyznać trzeba, iż żadną m ia rą pow iedzieć nie m ożemy, k ied y dw ie in tu ic je językow e są sobie rów ne, a k ied y nie. A p raw o o p a rte n a czym ś, co nie da się w ysłow ić, n ie je s t p raw em .
W p rzy p ad k u d ru g im uży w a się tra d u tto re -tra d i-
to ri jako pch n ięcia polem icznego (najlepiej z w y
krzyknikiem ), tu ż przed lu b tu ż po sp rezen to w an iu
Prawo i intuicja
58
Ujaw nienie słabości oryginału
rzeczyw istych czy dom niem anych pom yłek tłu m a cza.
Tłum acze oczywiście p o p ełn iają błędy, niekiedy n a w et bardzo śm ieszne. (Lat tem u bez m ała dw adzieś cia pięć W ładysław K opaliński n apisał przezabaw n y — jeśli w olno tak pow iedzieć — p iętro w y pastisz przek ład ó w z rosyjskiego p t. T r z y pism a). Te błędy i potknięcia n o tu je p ro fe sjo n a ln y folklor, a niekiedy zapew ne je zm yśla, tak iż nie zawsze wiadomo, k tó ra opowieść o pom yłce Iksa czy Y greka jest p ra w dziwa. Na w y staw ie Podkow ińskiego ktoś napraw dę przetłu m aczy ł nazw ę wsi W ilczyce jak o She-w olves. Ale opowieść o tym , jak Peau du chagrin przełożono iako G arnek sm u tk u , sam słyszałem ze trz y razy i za każdym razem w iązano ją z nazw iskiem innego tłum acza.
W ydaje się jed nak , że prócz tego, co głosi rzekom e praw o, i prócz zbioru anegdot o k u rio zaln ych p o m yłkach tłum aczy, m ożna pow iedzenie o tłu m aczu- -zd ra jc y zastosow ać do zupełnie innej sy tuacji. Można m ianow icie powiedzieć, że nic tak nie w ydo byw a na ja w (ujaw nia, a w ięc zdradza) słabości i p o tk nięć te k stu , ja k p ra c a n a d przełożen iem go na in n y język. Odnosi się to w każdym raz ie do p iś m ien n ictw a h u m anistycznego o zacięciu ,,nauko- k sz ta łtn y m ” oraz do eseistyki.
II
Od lat m odne jest w naszej publicy sty ce grom ienie „feodalizm u” w życiu a k a dem ickim . Jaik to u n a s w zw yczaju, w alk a jest raczej jed n o stro n n a, bo n ie pom nę a n i jed n e g o głosu w obronie owego „feo daiizm u” . Nie p a m ię ta m też, by k tó ry k o lw iek ze zw ycięskich pogrom ców tego sm oka n a p isa ł po p ro stu : chodzi o auto nom ię; jakoś ta k się złożyło, że każdy z ty ch św. J e rz y c h był gongotrystą. Nie w iem czy „feodalizm ” w życiu
59 T Ł U M A C Z -Z D R A J C A I T Ł U M A C Z E N IE -Z D R A D A akadem ickim został już ostatecznie w ykorzeniony, ale przypuszczam , że zw łoki jego p rzeszy te tylom a celnym i pociskam i spoczyw ają w jakichś podzie m iach, n ajp e w n ie j w tych, w k tó ry c h grom adzili się — a m oże po dziś dzień się grom adzą? — te m plariusze, karbonariusze, kapelusze i m ęd rcy Syjo nu. N iechaj ted y w olno m i będzie nad nieznaną m ogiłą on ego pohańca, tj. akadem ickiego „feodaliz- m u” , w ypow iedzieć słów d o b ry ch kilkoro.
Otóż w śród ,,feodalnych” obyczajów un iw ersy tec kich b y ły i dobre, k tó re szkoda, że zaginęły. A w śród ty ch dobrych był z kolei taki, co polegał na praw ie tłu m acza do kom entow ania — często kry ty czn eg o — o ryginału. K a ry k a tu rą tego obyczaju są dziś tzw. przedm ow y piorunochronne, k tó ry c h au to ram i p ra w ie nig d y nie są tłum acze. M iędzy in ny m i chyba dlatego, że sikoro ktoś m oże i chce zarabiać pisząc p rzedm ow y piorunochronne, to n ie m usi już za ra biać jak o tłum acz. Rzadko się te d y zdarza, by p rze d m owa w chodziła w m ate rię języka, nie czyni tego n aw et wówczas, gdy p opraw nie o dczytuje sens dzieła, co niekoniecznie zawsze m a m iejsce. T ym czasem tłu m acz-zdrajca, jeśli jest rze teln y m „ z d ra j cą” , m u siał ja k n ik t in n y sp enetrow ać se k re ty i za k am ark i o ry g inału .
Tu zgodnie z zasadam i re to ry k i — przyk łady . 1. „Le récit cinématographique affirm e son arabesque selon sa fantaisie, mais ne laisse toutefois d’enlacer de son serpentin le m onde réellem ent perçu, tige rigide, bâton fidèle de ce caducée”.
2. “(...) We should not forget that Christian writers learned this kind of reduction of meaning from late classical men when w e find ourselves annoyed w ith the unconvincing Daphnes w ho by yielding «under a lunrer» made Apollo seize its leaves for a crown signifying triumph, or the K ing -Phaetons who cannot control — not a sun-chariot — but the fierce commons, or the Cadmuses w ho establish universities, killing serpentine error beside a fountain”. Z grzytając zębam i c y ta t p ierw szy m ożna chyba przełożyć w sposób n astępujący:
Obyczaje feudalne
Przekład ze zgrzytaniem zębami
60 la. „Opowieść film ow a potwierdza sw oje arabeski w edle własnej fantazji, lecz mimo to n ie przestaje ściśle oplatać zwojami realnie postrzeganego świata, sztywnego pnia, wiernej rękojeści tego kaduceusza”.
Sam a o p eracja przek ładu, czy raczej liczne o p eracje sk ładające się n a p rze k ład u ja w n ia ją , że m am y tu do czynienia z ciężkim p rzy p a d k iem grafom anii: zwoje opow ieści film ow ej o p la ta ją re a ln ie p o strz e gany św iat, ten zaś jest „sztyw n ym pniem ” a za razem „ w iern ą ręk o jeścią k a d u c eu sz a ” , k tó ry m to k aduceuszem jest, jak n a le ż y przypuszczać, sta n o w iąca podm iot zdania „pow ieść” . T łum acz m usi być zdrajcą, poniew aż w odró żnieniu od: zw ykłego czy teln ik a m u si się zastanow ić n a d tym , gdzie tu pod m iot, gdzie orzeczenie, gdzie p rzy d a w k a i co je s t szty w n y m kaduceuszem zwojów. Poniew aż f ra n cuski o ry g in ał i jego polski odpow iednik pow iada m iają jed y n ie o ty m , ja k a u to r w yo braża sobie „pięk ne p isan ie” i o n iczym w ięcej, m ożna b y więc ro z p a try w a n e zdainde uznać za p rzy k ła d „p ro jek cji zasady ek w iw alen cji z osi w y b o ru n a oś kom bi n a c ji” , k tó re j to p ropozycji — obaw iam się — B al- cerzan i S ław iński n igdy m i nie w ybaczą. M niejsza je d n a k o to, czy ów o w in ięty kaduceusz ara b e se k s ta now i rea liz a c ję „fu n k c ji p o e ty c k iej” , czy nie. Skoro zdanie o niczym nas n ie pow iadam ia, to jego g rafo m an ia je s t szu m em w postaci czystej — nie zakłóca żadnej in fo rm a c ji a jed y n ie zajm uje p rze strz e ń n a p apierze.
Znacznie tru d n ie j p rzed staw ia się sp raw a z c y ta tem (2). P od aje on p rz y k ła d y s k ra jn ie n a iw n y ch r a cjo nalizacji m itu, tzn. zaw iera in fo rm a c je dotyczące faktów . P ierw sze dw a n ie sp ra w ia ją kłopotu:
2a. „Nie powinniśm y jednak zapominać, że pisarze chrześ cijańscy przejęli ten sposób redukcji znaczenia od ludzi późnego antyku. To u nich zakłopotani i znudzeni sp otyk a m y ową nieprzekonującą Dafne, która skapitulow ała «pod krzew em laurowym », co sprawiło, że A pollo uznał jego liście za w ieniec sym bolizujący tryumf, lub Faetona, króla, Piękne pisanie
61 T Ł U M A C Z -Z D R A J C A I T Ł U M A C Z E N IE -Z D R A D A który nie potrafił uporać się — nie z rydwanem słonecz nym — lecz ze zwykłym narowistym zaprzęgiem
J a k n a razie w szystko icłzie gładko, ale oto przeło żyć trz e b a n a stę p n y fra g m en t i o k azu je się, że m o w a w nim o K adm osach, którzy... zakładali u n i w e rsy te ty , no, pow iedzm y, szkoły... Tłum acz, nie będąc z w yk ształcen ia znaw cą k u ltu r y późnego a n ty k u , zaczyna n a jp ie rw szukać po bibliotekach, p o tem zw raca się do polskich specjalistów , w resz cie — k o rzy stając z okazji — dopada angielskiego b iza n ty n istę. I w praw dzie sk u tk ie m ty c h zabiegów poszerza sw oją w iedzę n a te m a t an tyczn y ch in te r p re ta c ji oraz w a ria n tó w m itu o K adm osie, ale p rz e tłu m aczy ć w spom nianego fra g m e n tu n ie może. G dy by bow iem napisał, że K adm os założył u n iw e rsy te t, zostałb y ośm iany n a zawsze. Tłum acz m oże zatem przełożyć in k ry m in o w an y fra g m e n t dość dowolnie, o p e ru ją c znanym m item o K adm osie jak o tw órcy a lfa b e tu greckiego, albo postąpić w edle sły nn ej ro sy jsk iej zasady ,,dla bolszej jasn o sti w y c z e rk n u t” .
III
Ale te k s ty hu m anisty czne za w ie ra ją nie tylko in fo rm acje o fak ta ch czy też zda nia, k tó re nie są sądam i, nie odnosi się bow iem do n ich k ry te riu m p ra w d y i fałszu. In fo rm u ją nas one, często en passant, o m etodologicznych czy filozoficz n ych przekonan iach au tora. T łum acz p rze k ład a ją c te fra g m en ty n iek ied y ujaw n ia, tj. zdradza coś, co się autorow i „pow iedziało” .
P osłużm y się ponow nie p rzykładam i.
3. “It is the thoroughgoing metaphorical nature of allegory which make its possible. Like the neighboring trope of irony, m etaphor im plies what it cannot overtly state without losing the form al character w hich defines it as a figure; both figures are, as it were, open at one end, allowing interpretations which can be supported by proper evidence but not proven”.
Jak moan a rozjaśnić
62 Situation in philosophy of language Istota zdrady tłumacza
4. “The situation in philosophy of language today is re m iniscent of that in psychology near the end od the last century. In the latter case apriority led to sterility and conceptual confusion until the em pirical constrains upon psychological theory w ere m ade explicit. In succeeding years, philosophical psychology come to take its proper role, viz. the analisis of the concepts, theories, and methodo logy of scientific psychology”.
P rz y jm ijm y , że pierw szy z tych c y tató w w ygląda po polsku ja k n a stę p u je:
3a. „Jest to m ożliwe dzięki nie liczącej się z niczym m eta forycznej istocie alegorii. Metafora, podobnie jak bliska jej ironia, zakłada coś, co pod groźbą utraty kształtu czynią cego z niej figurę stylistyczną nie może być jawnie w ypo wiedziane. Obie są z jednego końca jak gdyby otwarte, co pozwala na dokonywanie takich interpretacji, które mogą być oczywiste, lecz nie dowiedzione”.
Istn ieje też d ru g a możliwość, w edług k tó re j zakoń czenie o statn ieg o zdania brzm i: „(...) co pozwala na dokonyw anie takich in te rp re ta c ji, k tó re m ogą być w sp a rte św iadectw em , lecz nie dow iedzione” . Za tą w e rsją p rzem aw iałab y frazeologia („supported by p ro p e r evid en ce” ), p rzeciw niej fak t, że „evidence” zostało u ży te w liczbie pojedynczej.
P rzy w ołu jąc ten p rzyk ład, nie m iałem zam iaru „dzielić się tru d n o ściam i” . Chodziło m i o coś zupeł nie innego. Oba m ianow icie w a ria n ty zaw ierają w sobie pew ne koncepcje — w szerokim sensie — m etodologiczne. W p rzy p ad k u pierw szy m E uklide sowe p rzekonanie, że pew n iki nie m ogą być dowie dzione (notabene p rzek o n an ie daw no p rzez m atem a ty k ę zarzucone); w p rzy p a d k u d ru g im — założenie w łaściw e naukom in d u k cy jn y m , w edług k tó reg o tezy m ogą być w sp a rte św iadectw em przykładów , lecz nie m ogą być dow iedzione. Istota zdrady, jakiej dokonuje tu tłum acz, polega n a tym , że w toku p rac y n ad p rzek ład em jaw i się w sposób n a trę tn y , iż żaden z ty c h dw óch „chw ytów ” m etodologicznych nie m a nic w spólnego z procesem eksplikacji m e ta fory; w gruncie rzeczy oba w a ria n ty są w tym kontekście ró w nie bezprzedm iotow e.
63 T Ł U M A C Z -Z D R A J C A I T L U M A C Z E N IE -Z D R A D A
K ło p o ty z cytatem (4) są w łaściw ie żadne. W ykłada się go p o polsku jak n astęp u je:
4a. „Obecna sytuacja w filozofii języka stanowi rem inis cencję stanu, w jakim znajdowała się pod koniec ubiegłego w iek u psychologia. Wówczas to aprioryzm doprowadził do bezpłodności i konfuzji pojęć. Trwało to dopóki, dopóty em piryczne sprawdziany teorii psychologicznej nie zostały w yraźnie sform ułowane. W następnych latach filozoficzna psychologia zaczęła pełnić w łaściw ą rolę, tj. zajęła się ana lizą pojęć teorii i metodologią psychologii naukow ej”. W ypow iedź ta zabaw na jest n iejak o podw ójnie. Za w iera w y jątk o w o optym isty czn ą w izję „naukow ości” w spółczesnej psychologii. Jeżeli au to rzy chcieliby uczynić z teorii języka — teo rię „praw dziw ie n a u k o w ą” , to p raw d ę m ówiąc, obrali sobie kiepski w zór scjentyficzności. W c y tacie zaw arta jest im plicite C arn ap ow ska koncepcja filozofii jak o m etodologii i teorii języ k a nauki, co jest o ty le ucieszne, że po chodzi on z te k s tu gw ałtow nie z C arnapem polem i zującego.
I jeszcze jeden przy k ład tego, co m ożna nazw ać m e todologią w trąconą:
5. „My widim nie w sie fakty srazu, nie wsiegda widim odni i tie że i nie w siegda nużdajemsia w raskrytii odnych i tiech że sootnoszenij. Nie wsio, czto m y znajem iii możem znat’, sw iazyw ajetsia w naszem priedstaw lenii tiem iii drugim sm ysłow ym znakom — priewraszczajetsia iz słu - czajnosti w fakt izw iestnogo znaczenija (...) Tieorija dajot prawo i wozm ożnost’ w w iesti w sistiem u czast’ jego pod tiem iii drugim sm ysłow ym znakom. Wnie tieorii niet i isto- riczeskoj sistiem y, potomu czto niet princypa dla otbora i osm yslenija faktów.
Odnako wsiakaja tieorija — raboczaja gipotieza, podska- zannaja intieriesom k sarnim faktam: ona nieobchodima dla togo, cztoby w yd ielit’ i sobrat’ w sistiem u nużnyje fakty, i tolko. Samaja nużda w etich ila drugich faktach, samaja potriebnost’ w tom iii drugom sm ysłow om znakie diktu- jetsia sow riem iennostju — problemami, stojaszczim i na oczeriedi. Istorija jest’, w suszcznosti, nauka słożnych ana- łogij, nauka dwojnogo zrienija: fakty proszłogo rozlicza- jutsaa nami kak fakty znaczim yje i wchodiat w sistiem u, niei zmienno i nieizbieżno, pod znakom sowriemdennych
Przykład rosyjsiki z w trą cseniem
64
Teoria jest hipotezą roboczą
problem. Tak odni problemy sm ieniajutsia drugimi, odni fakty zasłoniajutsia drugim i”.
Po p o lsku tek st tein brzm i:
5a. „Dostrzegamy nie w szystkie od razu fakty, nie zawsze też widzim y te sam e i nie zawsze odczuw am y potrzebę an a lizy tych sam ych relacji. N ie w szystko co wiem y, lub w ie dzieć możemy, łączy się w naszym wyobrażeniu z takim czy innym sensownym znakiem — przekształca się często z przypadku w fakt o pewnym znaczeniu. (...) Teoria daje nam prawo i m ożliwość wprowadzenia do danego układu części m ateriału w postaci tego lub innego znaku. Poza teorią nie istnieje również układ historyczny, nie ma bo w iem zasady pozwalającej na dobór i zrozum ienie faktów. Jednak każda teoria jest hipotezą roboczą, podpowiadaną nam przez zainteresowanie się faktami: hipoteza taka potrzebna jest do w yodrębnienia i ułożenia w system n ie zbędnych faktów i tylko do tego. Sama potrzeba tych czy innych faktów, potrzeba tego czy innego znaku dyktowana jest przez współczesność, przez te problemy, które aktualnie domagają się rozwiązania. Historia jest w istocie nauką skomplikowanych analogii, nauką podwójnego widzenia: fakty z przeszłości wyróżniam y jako znaczące d wciągam y do układu stale i nieuchronnie pod ciśnieniem w spółczes nych problemów. W ten sposób jedne problem y ustępują m iejsca innym , jedne fakty przesłaniają in n e”.
T en tek st przekład ając, tłu m acz n iejako proszony je s t o to, by zadać sobie py tanie: jaka koncepcja n a uki, a w szczególności h isto rii jako n a u k i o p rz e szłości, jest tu zaw arta? Nie podejm uję się udzie lenia odpow iedzi n a to p y tan ie tu i teraz; w yd aje się, że nie b y łab y ona ani prosta, ani łatw a do sfo r m ułow ania. W ystarczy zwrócić uwagę, że w yłożona w (5) koncepcja fa k tu kreow anego przez te o rię jest a n typozytyw istyczna, n ato m iast koncepcja te o rii — „każdej teo rii” — jako hipotezy roboczej podpow ie dzianej przez zain teresow anie się faktam i głosi coś w ręcz przeciw nego i stanow i pogłos p o zy ty w isty cz nej m etodologii i teorii nau ki.
A oto c y ta t ostatni, przydługi, ale jakże za to sm a kow ity:
6. „Je ne suis pas plus, moi qui dis «je», dans m on corps, ma boîte crânienne, ma cervelle, que dans cette lampe, ce
65 T Ł U M A C Z -Z D R A J C A I T Ł U M A C Z E N IE -Z D R A D A m ur ou l’éotile qui scintille là-bas par le cadre de ma f e nêtre ouverte. Je suis un point de vue sur le monde dans sa totalité. Je m e donne une conscience en refusant là-bas d’être lam pe, m ur ou étoile. Ce qui précisém ent les fait paraître. C oextensif au monde, je suis donc, en un sens, a v e c 1’étoàle. J’y suis pour ne pas l’être. Je nie que l ’étoile et les autres objets soient suffisants et c’est cela qui fait briller l ’éto ile et donne form e aux objets. Je suis refus de me laisser enfermer et boucler en une convenance m utuelle de toutes ces choses, une parfaite adaptation sans fissure qui éteindrait de mêm e coup le monde et ma vision, m ’engloutirait dans l ’absolue réciprocité des choses qui sont ce qu’elles sont et annulent leurs échanges dans l’in conscience d’une compensation totale. Je suis une façon de dire «non» au m onde et c’est ce recul qui en fait un spectacle. Je suis le m onde qui se n ie dans une certaine perspective”.
Pow iedzm y, że fra g m e n t te n m ożna przełożyć, i że m ożna go przełożyć tak :
6a. „Ja, który m ówię «ja», nie jestem bardziej lw moim ciele, czaszce, mózgu niż w tej lampie, tej ścianie lub gw ieździe, która miga tam przez ram y m ego otwartego okna. Jestem punktem w idzenia na ten świat w jego cał kowitości. Nadaję sobie świadom ość odmawiając tam bycia lam pą, ścianą, gwiazdą. I to w łaśnie w yw ołuje rzeczy na jaw . Współrozciągły ze św iatem , jestem w pew nym sensie 2 gwiazdą. Jestem tam po to, by nią nie być. Odmawiam gw ieździe i innym przedmiotom wystarczalności i to w łaś nie czyni gwiazdę błyszczącą, nadaje kształty przedmiotom., Jestem niezgodą na zam knięcie mnie w e wzajem nej zgod ności rzeczy, w doskonale szczelnym przystosowaniu, które stłum iłoby zarazem św iat i m oje widzenie, wchłonęłoby m nie w absolutną wzajem ność rzeczy, które są tym, czym są, w nieświadom ości zrodzonej przez całkowitą kom pen sację unieważniając sw oje stosunki. Jestem sposobem m ówienia «nie» św iatu i to ta odmowa czyni zeń widowisko. Jestem światem , który w pewnej perspektyw ie neguje sam siebie”.
G dybym m iał n a se m in a riu m tłum aczyć stu d en to m tezę C arnapa, w edług k tó re j pseudotw ierdzenia sk ład ają się albo ze słów pozbaw ionych znaczenia, a lbo z sensow nych słów połączonych w bezsensow ny sposób, to bez w a h a n ia w y b ra łb y m tek st pow yższy jak o ilu s tru ją c y oba p rzy p ad k i. A le to w ram ach
Ostatni, ale sm akowity cytat
66 Ponura p o s t- . -sartre’ow ska grafomania Sytuacja przekładu
w yzłośliw iania się. M ówiąc n a to m ia st pow ażnie: t łu m acz p rze k ład a ją c ten fra g m e n t w ydobyw a na jaw szczególny rodzaj p o s ts a rtre ’ow skiej grafom anii filozoficznej. M am y tu bow iem do czynienia z p re zen tacją pew nej teo rii poznania, k tó ra to całość (te o ria p lu s sposób p rezen tacji) cechuje się tym , że
m u si być w yłożona w sposób n iejasn y. J a k się bo
w iem w yd aje, ja sn y w ykład u k azy w ałb y au to m a tyczn ie w tórność tej koncepcji sto su n k u ,,ja — nie- - ja ” . Nie m oją rzeczą jest sądzić, na ile ta po n u ra g rafo m an ia je st in d y w id u aln y m tw o rem autora, a w jak im stop n iu u jaw n ia cechy w szelkiej egzys- ten cjalisty czn ej teorii poznania.
IV
Załóżm y, że dobór p rz e d sta w ionych tu cytatów , przek ład i uw agi b y ły tra fn e. Może jed n ak pow stać pytan ie, czy a b y każdy czy te ln ik o ry g in ału n ie b y ł w stanie poczynić podob n y ch obserw acji; każdy czytelnik, tzn. zarów no ten, dla k tórego dan y język je s t ojczystym , ja k i ten , k tó ry sp raw nie posłu gu je się danym obcym językiem Jeżeli tak, to w szystko to nie m a nic w spólnego z czynnością tłum aczenia.
T eoretycznie rzecz biorąc, odpowiedź na powyższe py tan ie pow inna być pozytyw na. T w ierdzę jednak, że w p rak ty c e operacje, jak ich m u si dokonać t łu macz, sta w ia ją go w szczególnej pozycji w zględem tek stu . I to w dw u całkow icie różn ych płaszczyz nach.
P ierw sza dotyczy tego fra g m e n tu psychologii poz nania, jak im jest psychologia le k tu ry . T łum acz m u si czytać inaczej.
Z przytoczonych t u fra g m en tó w (1) o raz (4) sta n o w ią p rzy k ład y czystej red u n d an cji. W praw dzie bez red u n d a n c ji n ie m a kom un ikacji, ale zarazem p r a k tycznie żaden c z y te ln ik te k stó w h u m an isty czn y ch
67 T Ł U M A C Z -Z D R A J C A I T Ł U M A C Z E N IE -Z D R A D A n ie z w ra ca n a n ią uw agi. C zy teln ik zachow uje się n ie ty lk o tak, ja k gdyby zawsze w iedział, że te k sty h u m a n isty c z n e m uszą zaw ierać pew ien pro cen t' ,,n a d m ia ru ” czy też „szu m u ” (estetycznego, ideolo gicznego, e ty k ietaln eg o itp.), tzn . um ie k o n c e n tro w ać uw ag ę n a tym , co „szum em ” n ie jest, a zatem czy tać n ieuw ażnie to, co „szum em ” jest. (Dla u p ro szczenia p o m ijam fak t, że pojęcia „in fo rm acji” i „ szu m u ” w tek sta ch i w b adan iach hu m an isty cz n y ch są w zględne, zależne od tego, o co pytam y; g dy b y m chciał badać p o ety k ę w ypow iedzi eg zysten- cjali,stycznej, to (6) n ie by ło b y d la m nie „szum em ” , lecz n iezw y k le c e n n ą inform acją). Tłum aczow i oczy w iście n ie w olno posługiw ać się w ybiórczością uwagi. D la tłum acza k a żd e zdanie te k s tu , nad k tó r y m pra
cuje, je st jed nako w o w ażne. Różni się on tu od n o r
m alnego czytelnika, od większości hum anistów , ese istów i prozaików (o ile ty lk o nie są F lau b ertam i, co zdarza się rzadko); ró żn i się w reszcie od k o rek to ra, dla k tó reg o w ażne je s t p rzed e w szystkim sło
wo, a dopiero potem , ew en tualn ie, zdanie.
P rz y k ła d y (2) o raz (5) to z kolei p rzy p a d k i w trętó w n ierzad k o sp o ty k an y ch w p iśm ien nictw ie h u m an i stycznym . O kreśliłb ym je m ian em „ re d u n d a n c ji m e todologicznej” . Zazw yczaj p o jaw ia się ona wówczas, gdy badacz o skłonnościach em p iry sty czn y ch uw aża, iż pow inien en passant sform ułow ać sw oje m etodo logiczne credo. R e z u lta ty b y w a ją — pow iedzm y — różne, ale poniew aż tak ie d e k la rac je w ia ry po ja w ia ją się n ajczęściej ja k o w sta w k i w pracach poś w ięconych k o n k re tn y m i często znakom itym an ali zom, p rzeto czy teln ik rzad k o k ied y p rzy w ią z u je w a gę do dośw iadczeń tego ro d zaju . T łum acz m usi je przełożyć, tzn. p rzede w szystkim uw ażnie przeczy tać i zrozum ieć, p rzy n a jm n ie j w płaszczyźnie czysto językow ej.
R eakcja n a k s z ta łt p rzy k ła d u (6) zależy od in te le k tu aln y ch i em ocjonalnych p red y sp o zycji czytelnika. Je śli lubi tego ro d z a ju filozofię, to p ogrąży się w
Dla tłum acza w szystko ważne
Metodologicz na redundancja
68
,.A tall girl” i „tall rush”
niej z zachw ytem ; zap y tan y „co to zn aczy?” , spoj rz y z p o g ard ą n a sym plaka, k tó ry o d zyw ając się w te n sposób, zdrad za tym sam ym zasadniczy brak wzniosłości, głębi, p iękna o raz u m iejętn o ści wczu- w ania się. Otóż z tłu m aczem rzecz m a się inaczej. Choćby b ył p rzy sięgły m e n tu z ja s tą S a r tr e ’a i Hei deggera, m u si pow iedzieć „co to z n aczy ” w tym p rzy n a jm n ie j zakresie, w jak im k ażdy p rzek ład od pow iada n a to p y tan ie. To znaczy że — biorąc za p rzy k ład (6) — m u si zdecydow ać, co zrobić z ko n s tru k c ją przym iotnikowo-^rzeczow nikow ą „coexten- sif a u m onde” lub ze szczególnym przypadkiem użycia „ le u rs échanges” . T u ze s fe ry psychologii le k tu ry przechodzim y do dziedziny w ied zy o języku. (U w ażny czy te ln ik spostrzeże, że n ie opatrzy łem ko m en tarzem p rzy k ła d u (3), a le też n ie proponow a łem p rze k ład u całości tego cy tatu ).
P rz y jm ijm y n a chw ilę sk ra jn ie uproszczone, a więc fałszyw e założenie, że czynność tra n s la c ji to ty le, co poszukiw anie synonim iczności. K toś, k to przeło żyłby n a angielski „w ysoka gorączka” jak o „tali ru s h ” , opierając się n a ty m , że „a ta li g irl” = „w y soka dziew czyna” , „gorączka złota” zaś = „gold ru s h ” , m iałb y w łaśnie kłopoty z synonim icznością. Mimo żartobliw ość p rzy k ła d u nie n a le ż y lekcew ażyć tego a sp e k tu zagadnienia. Istn ieją, ja k wiadomo, ta k ie sposoby u p raw ia n ia filozofii, k tó re p olegają n a poszukiw aniu p ra w d y w — i poprzez — dość po etycko ro zu m ian ą etym ologię. Jeśli oceniać pom ysły w yłącznie w edle daw ności, to te n b y łb y n a d e r za cny. W śród licznych jego realizato ró w zn alazłb y się i M ickiewicz; a le n ie dlatego im ię jego sław ne jest. E tym ologie tak ie u p raw ia dziś H eidegger, i b yw a za to podziw iany. Filozofia ta exp licite o p iera się n a pew n y m założeniu dotyczącym sto su n k u sło w a do rzeczyw istości (czy m ożna by tu w ogóle m ów ić o t e o rii referen cji?). Im p licite n a to m ia st m u si p r z y j m ow ać dw a założenia: a) m usi negow ać znaczenie synonim iczności, b) m usi po cichu uznaw ać, że d a n y
jęz y k — n p . n iem iecki albo bask ijsk i— jest „z n a t u r y rzeczy ” b ard ziej filozoficzny i bliższy praw dzie niż inne. To o sta tn ie n a jła tw ie j b y się broniło, gdy by dow iedziono, że nim P a n rzek ł „zstąpm y, a po m ie sz ajm y tam języ k ich ” , ludzie m ów ili po b a sk ij- s k u lub po niem iecku.
P rz y jm ijm y te d y n a chw ilę (skrajnie uproszczone założenie, że czynność tłu m aczen ia to tyle, co po szu k iw an ie synonim iczności. Otóż w p raw d zie w ie m y , że w jęz y k u polskim „ lu stro ” i „zw ierciadło” są sy n o n im am i (nie totalnym i), podobnie jak w a n gielskim „ m irro r” i „looking-glass” , ale... pojaw ia się tu m en d el ró żny ch „ ale” .
Po pierw sze, zw iązane z teo rią znaczenia, reg u ły synonim iczności n ie są b y n a jm n ie j jasn e dla jednego jęz y k a n a tu ra ln e g o , a co dopiero m ówić o ró w no - znaczności m ięd zy w yrażen iam i w dw óch językach. Czyli, inaczej m ów iąc, n ie p o tra fim y sform ułow ać reg u ł, k tó re ste ro w a ły b y czynnością tłum aczenia w jego s k ra jn ie uproszczonej w ersji. Ten kłopot, m im o iż w y m ien io n y n a p ierw szy m m iejscu, nie w y d a je m i się n ajw ażn iejszy ; .przynajm niej póki m o w a o ludziach, a n ie o m aszynach. Na sw ój p ry w a tn y u ż y te k uw ażam , że w h u m an isty c e n ie b ra k teo rii je s t n iebezpieczn y — n a p ra w d ę niebezpieczny jest b ra k w iedzy i fałszy w e m niem anie, że się teorię po siada. G dy chodzi o p rzek ład , w iedza o języ k u w y d a je m i się w ażniejsza od ew en tu aln ej teo rii języka, czyli — odw ołu jąc się do p rz y k ła d u — to, co robili p rzed staw iciele szkoły o ksfordżkiej, bardziej jest p rzy d a tn e dla tłu m ac z a od tego, co ro b i Chom sky. W y starczy t u zastanow ić się n a d problem am i, w o bec jakich m oże sta n ą ć tłum acz, m ając do czynienia ze w spom nianym i p a ra m i synonim ów : „ lu stro — zw ierciadło” oraz „looking-glass — m ir ro r ” . T łu m acz. do b ry tłum acz, pow inien posiadać uw ew nę- rznioną — i n iem a łą — w iedzę n a tem a t sposobu u życia słów (czterech słów). G d y b y ktoś chciał zbu dować p o p raw n ą teo rię, k tó ra stan o w iłab y a rty k u la
T Ł U M A C Z -Z D R A J C A I T Ł U M A C Z E N IE -Z D R A D A Zanłm Pan pom ieszał języki Wiedza czy teoria... ...oksfordczycy czy Chomsky
70
Leksykalne dowolności
cję tej w iedzy dobrego tłum acza, to g ra nie w a rta b y łab y św ieczki. A lbow iem ogrom nym nakładem p rac y osiągnięty b y został tw ó r niep o ręczn y i w ą t pliw e czy p rzy d atn y .
Otóż ja k sądzę — obok zasady „k a ż d e zdanie je st jednakow o w a ż n e ” — w łaśn ie w iedza o sposobie użycia słó w pow oduje, że czynność tłum aczenia b y w a czynnością bezlitosnego u ja w n ia n ia potknięć orygin ału.
Przykładow o:
7. „Un peu plus tard, en 1953, l ’effort m arginal de la biologie m oléculaire réussit à opérer la brèche d écisive qui ouvre la biologie vers le «bas» par la découverte de la structure chimique du code génétique (Watson et Crick)”.
Otóż w szystko w ty m zd an iu je s t jasne z w y jątkiem sposobu, w ja k i a u to r u żyw a o k reśle n ia „ l’effo rt m arg in al de la biologie m o lécu laire” w sto su nk u do odkrycia s tr u k tu r y chem icznej kodü genetycznego. Eyć m oże p o tra k to w a n o tu n a serio szczególną poe ty k ę zn ak om itej książki W atsona P odw ójna spira
la ? A le co m a robić tłum acz? P rzetłu m aczy ć jak o
„m argin eso w y w y siłek ” ? „D la jasności w y k reślić” ? D ziw aczne użycie słów to jed en z działów obszerne go i rozpisanego n a w iele dziedzin i języków „ te k s tu ” pt. „M yślow e i językow e n iec h lu jstw a h u m an i s ty k i” . Zasadniczym zaś powodem , dla którego czynność tłu m aczen ia prow adzić m usi do u jaw n ia n ia ow ych n iech lu jstw , je s t — p rzy p o m n ijm y — fak t, iż dila tłum acza każd e zdanie te k stu , n a d k tó ry m p rac u je, je s t jednakow o ważne.
Odpow ie ktoś, że w spom niana uprzed n io w iedza o sposobach użycia słów pozw ala tłum aczow i w toku jego pracy o dk ryw ać piękności i głębie. To praw da. A le te n p o d ejm u jąc w ątek, w pisałbym się n a długą listę ro ztk liw iający ch się n a d dolą tłum acza, co tro skliw ie p o ch y lo ny n a d genialnym dziełem , heroicznie podejmuje się Syzyfowej pracy, wiedząc, że ta k czy inaczej zaw ieść m u si zaufanie (czyje?).
71 T Ł U M A C Z -Z D R A J C A I T Ł U M A C Z E N IE -Z D R A D A Może w a rto zwrócić uw agę n a fakt, że pochyla jąc się tro sk liw ie n ad dziełem , tłum acz pochyla się m. in. n a d n iech lu jstw em językow ym , luk am i w ro zum ow aniu, p reten sjo n aln ością i dziw olągam i m yśli o raz języka, k tó re raz po ra z przyw odzą n a pam ięć taką, z pozoru p aradoksalną, m yśl Słowackiego: „Język stworzyć narodowi jest to szatańska przysługa. W krótce z form y wydobyć się nie może, leniw ieje duchem — i łatw ość tłumaczenia bierze za obfitość m yśli”.
Użyte w tym artykule przykłady pochodzą z następują cych (w porządku publikacji) pozycja: B. Eichenbaum: Li- tieratu rnyj byt. W: Moj wriemiennik. Leningrad 1929; J. Katz i J. Fodor: What is Urong w ith Philosophy of Lan guage. „Inquire” 1962 nr 3; A. Laffay: Logique du cinéma. Paris il964; R. Tuve: Allegorical Imegery. Princeton 1966; E. Morin: Le paradigme perdu: la nature humaine Paris 1973.
Szatańska przysługa