• Nie Znaleziono Wyników

Musica libera i musica adhaerens

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Musica libera i musica adhaerens"

Copied!
19
0
0

Pełen tekst

(1)

Stefan Jarociński

Musica libera i musica adhaerens

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 1 (37), 122-139

(2)

Źródło n iepo­ koju racjonali­ stów

Musica libera

i

m usica adh a eren s

M uzyka zawsze sp raw iała m nó­ stw o kłopotów tym , k tó rz y ją chcieli na gw ałt use- m antyczniać, nie ty lk o politykom , lecz rów nież sa ­ m ym tw órcom . W szystkich racjo nalistó w — zarów ­ no p o k ro ju idealistycznego, jak i m aterialisty czn e- go — niepokoił fak t, że oto istn ieje w y tw ó r lud z­ ki, p ro d u k t k u ltu ry , k tó ry w ym yka się w ładzy ro ­ zum u i nie d a je isto ty swego przekazu, tego co k o ­ m u n ik u je, u jąć w ścisłe k ateg o rie pojęciowe. Cho­ dziło oczywiście o m uzyk ę czystą, tzw . w olną od zw iązku ze słow em czy poezją, m uzykę, k tó rą w iek X IX n azw ał „ a b so lu tn ą ”.

To, że tak a m u zy k a m usi zaw ierać jakieś posłanie, nie ulegało dla nikogo w ątpliw ości. Złożyły się na to prześw iadczenie długie dzieje m uzyki eu ro p e j­ skiego k ręg u k ulturow ego, gdzie tra d y c ja p rzy p i­ sy w an ia jej w łasności ek sp re sy jn y c h i psychago- gicznych sięgała co n a jm n ie j pitagorejczyków . Moż­ na powiedzieć, iż od z a ra n ia naszej k u ltu ry m uzyce p rzyznaw ało się zdolność p oruszania sfery uczucio­ wej i zm ysłow ej człow ieka. S fera in te le k tu a ln a zaczęła w chodzić w zakres rozw ażań n ad m uzyką stosunkow o późno, w m iarę kształto w an ia się jej

(3)

1 2 3 „ M U S I C A L I B E R A ” I „ M U S I C A A D H A E R E N S ” zw artego logicznie system u i jego obrastan ia w p ew ­ ną w arstw ę znaczeniow ą, przek ład aln ą z grubsza na język pojęciow y 1.

D zisiejsza estety k a m uzyczna, gdy zastanaw ia się n ad problem am i odbioru m uzyki przez słuchacza, przechodzi do porządku nad stosow anym przez daw ną psychologię podziałem życia psychicznego na trz y sfe ry — m yśli, woli i uczucia i, pod w pływ em niew ątp liw ych zdobyczy psychologii „postaci”, za­ sadniczy akcent kładzie na jedność procesu p sy ­ chicznego człowieka. W całościowej ciągłości p rze­ życia estetycznego w yw ołanego przez dane zjaw isko m uzyczne nie sposób przew idzieć, jaki c h a ra k te r odbioru przew aży. „To czy u tw ór m uzyczny — po­

1 Ostatnio Anna Barańczak, dając widocznie wyraz zanie­ pokojeniu słabymi postępami muzykologii w wypracowaniu metod odczytywania „znaczeń” muzyki, rzuciła szereg tra f­ nych spostrzeżeń, a nawet sugestii metodologicznych, ale w zakończeniu swego interesującego wystąpienia, w iedzio­ na z pewnością najlepszym i intencjami w niesieniu pom o­ cy „zacofanej” dyscyplinie, chyba trochę przesadziła, u kie­ runkowując ambicje jej przedstawicieli na — cytuję — „roz­ patrywaniu muzyki jako pełnoprawnego, bo również obda­ rzonego możliwością znaczenia, składnika kultury”. W yni­ kałoby bowiem z tej konkluzji, że po pierwsze, muzyka nie była dotąd i nie jest nadal „pełnoprawnym składnikiem kultury”, oraz po drugie, że dopóki m uzykologia nie znaj­ dzie odpowiedniego klucza do rozszyfrowania znaczeń m uzy­ ki, dopóty ani m uzyka nie ma co marzyć o „równouprawnie­ niu” kulturalnym z innym i sztukami, ani muzykologia — o doścignięciu innych nauk humanistycznych w postępach interpretowania zjaw isk artystycznych. Temat wymaga m o­ że szerszej dyskusji, warto wszelako przypomnieć autor­ ce, że „walka o treść” muzyki toczy się co najmniej od stu lat i że w ten „niewinny” spór estetyczny włączały się aż nazbyt często m otywacje ideologiczne, aby nas to szczególnie zachęcało do prób jego rozwikłania, które skąd­ inąd, być może, w ogóle jest nieosiągalne. A poza tym, czy autorka jest pewna, że rozszerzanie zasobu konotacji m uzycznych nie idzie w parze z zubożaniem przeżyć do­ starczanych przez muzykę — Por. Barańczak: Jak m u z y ­ ka zn a c zy ? „Teksty” 1976 nr 6.

Spór o istnienie świata znaczeń

(4)

Dużo zależy od słuchaczy

w iad a L. B. M eyer — prow adzi do przeżycia efek­ tyw nego czy in telektu alneg o, zależy od dyspozycji i w y k ształcen ia słuchacza” 2.

To słuszne stw ierd zen ie należałoby może uzupełnić m ocniejszym podkreśleniem socjokulturow ego as­ p ek tu , jak to czyni M. W allis: „K ażde dzieło sztuki p o w staje w p ew n y m określonym kręg u k u ltu ro ­ w ym , w pew nej epoce, w p ew nym narodzie i w p e ­ w n y m środow isku, i jest przeznaczone przede w szystkim dla odbiorcy z tego k ręg u kulturow ego, z te j epoki, z tego n a ro d u i z tego środow iska”. W dalszych zaś w yw odach W allis dodaje jeszcze, że odbiorca, k tó re m u b ra k odpow iednich kw alifik acji (wiedzy, zasobu dośw iadczeń w ew n ętrzny ch , w ra ­ żliwości i uczuciowości), lu b nie należy do tego sa­ mego naro d u, środow iska, epoki i k u ltu ry , może nie doznać przeżycia estetycznego, jakie chciał w nim w yw ołać a rty sta , lu b m ylnie z in terp reto w ać jego p r z e k a z 3. W ym ienione tu w aru n k i, jakie m uszą zaistnieć, ab y dzieło sztu ki odebrane zostało w obie­ gu społecznym zgodnie z in ten cjam i tw órcy, sk ła­ d ają się n a to, co n azw aliśm y potocznie k o n tek stem k u ltu ro w y m , d ecy du jącym o w y m iarach „horyzon­ tu oczekiw ań” odbiorcy (określenie K. M annheim a). K ied y tw ó rca p rzek racza granice owego „horyzon­ t u ”, a dzieje się to często z dziełam i ory gin alny m i i now atorskim i, n a ra ż a się na k o n flik t z odbiorcą i m u si upłyn ąć pew ien czas, zanim odbiorca oswoi się z ich „innością” i nauczy w łaciw ie odczytyw ać za w a rte w nich posłanie a rty sty . S p ra w y te są o ty le w ażne dla naszych rozw ażań, że rzu c a ją sporo św ia­

tła n a problem o b rastan ia m uzyki, a ściślej danego sy stem u m uzycznego czy sty lu w a rstw ą

znaczenio-2 L. B. Meyer: Emocja i znaczenie w muzyce. Kraków 1974 PWM, s. 56.

8 M. W allis-W alfisz: W y raz i życie psychiczne. O rozu ­ mieniu dzieł sztuki przedsta w ia ją cych p rze d m io ty p sy ch i­

(5)

1 2 5 „ M U S I C A L I B E R A ” I „ M U S I C A A D H A E R E N S ” wą. W jaki sposób znaczenia osadzają się na m uzy­ ce, zanalizow ał to szczegółowo cytow any już przez nas L. M eyer. My zaś ograniczym y się tu w yłącz­ nie do p a ru uw ag ogólnych.

W system ie m uzycznym dźw ięk zm ienia swój try b Nuta, czyli

istnienia, staje się n u tą, czyli swego rodzaju zna- znak kiem , k tó ry może, ale nie m usi odnosić się do jakiejś rzeczyw istości pozam uzycznej. Ze św iata ak u sty k i przeniesiony zostaje w św iat ab strak cji, jakim jest system m uzyczny, gdzie podobnie jak w języku poety i pisarza, rządzą reg u ły sw oistej g ram aty k i i składni, niekoniecznie zgodne z praw idłam i a k u ­ styki i logiki. Za pomocą tego system u kom pozytor może nadaw ać różnoraki „sens” swoim dziełom, a jego tale n t (jeśli go ma) bądź w yciska na nich in ­ dyw idualne piętno w ram ach panującego w dan ym czasie sty lu m uzycznego, bądź zapow iada jego zm ia­ nę. Jed n akże sam system m uzyczny, na bazie k tó re ­ go dokonują się te niejako pow ierzchniow e p rze ­ m iany stylistyczne, trw a niew zruszenie jedynie w um ysłach teoretyków , a w istocie zm ienia się nieu stan n ie z upływ em czasu i wciąga, jak długo się da, w orbitę sw ych skodyfikow anych reguł w szel­ kie od nich odstępstw a, nadając im cechy legalności. W praw dzie poeta rów nież dopuszcza się stosow ania rozm aitych licencji, ale jego baza językow a jest m niej płynna, i co najw ażniejsze, bezpośrednio zw ią­ zana z rzeczyw istością. Dlatego też porów nyw anie system u m uzycznego z językow ym w ym aga szcze­ gólnej ostrożności.

Ani pojedynczy dźwięk, ani ich szereg nie jest ró w ­ now ażny słowu, czyli znakowi. F u n k cję znaku p e ł­ ni w m uzyce zw iązek m iędzy dźw iękam i uzależnio­ ny od pew nych układów całościowych. K o m uni­ k at m uzyczny nie odsyła słuchacza do jakiejś k o n ­ k re tn e j rzeczyw istości, lecz do św iata podw ójnie fikcyjnego, stw orzonego przez system i przez a r ty ­ stę, nie m ożna zatem zaw artego w kom unikacie sym bolu przed staw ien ia czy „sensu” zw eryfikow ać,

(6)

Muzyczne zagadki

zw łaszcza że sens te n jest zakodow any tylko częś­ ciowo i jako ta k i zdany na su b iek ty w n e odczucie odbiorcy i jego dow olną in te rp re ta c ję . J a k daleko sięga w ko m unikacie m uzycznym stopień sym boli- zacji, czyli zakodow ania sensu, zależy to od kom ­ pozy tora, od sto p nia skonw encjonalizow ania sy s te ­ m u m uzycznego, a także od g a tu n k u m uzyki, jej sty lu , epoki, k u ltu ry , wreszcie od stopnia „ w ta je m ­ n iczen ia” słuchacza, czyli jego „ho ryzon tu oczeki­ w a ń ” . W yobraźnię słuchacza n aw et obytego z m u ­ zyką oblega w iele zagadek łatw ych , tru d n y c h lub w ręcz niem ożliw ych do rozszyfrow ania, bow iem w św iecie znaczeń, jakie ona zaw iera, stosunki m ię­ dzy dźw iękam i (czyli to, co w system ie językow ym odpow iadałoby w p rzy b liżeniu znakom ) m ogą po­ chodzić z ró żnych układów całościow ych i k o n w en ­ cji, zarów no daw nych, w spółczesnych, jak i nowo p ow stających, jaw nie tra fia ją c y c h do świadom ości słuchacza i ja k b y tylko in sty n k to w n ie przezeń w y ­ czuw anych, z oporam i to ru ją cy c h sobie drogę do jego estetycznego przeżycia lub przy jm o w an y ch p rzez niego jako coś natu raln eg o , choć w istocie m u siały być niegd yś zaakceptow ane i tylko dzięki d łu g o trw a łem u k rąż e n iu w k u ltu rz e n a b ra ły c h a­ r a k te ru n atu raln eg o .

K on o tacje p o w stają w w y n ik u ko jarzen ia przez odbiorcę p ew ny ch s tr u k tu r dźw iękow ych z pojęcia­ mi, obrazam i i w yobrażeniam i pozam uzycznym i. Cechę in tersu b iek ty w n o ści n a d a je ty m skojarzeniom k u ltu ra danego czasu i m iejsca. D źw ięki jak iejś s tr u k tu ry czy całościowego u k ładu niczego nie de- n o tu ją , w y ty czają tylko słuchaczom granice sk o ja­ rzeń. D ebussy w ty m w łaśnie w idział zaletę i w y ż­ szość m uzyki n ad in nym i sztukam i, że ona „nie podlega jak ko lo ry czy słow a ścisłym w yznaczni­ kom ” 4. A pel V e rla in e ’a z 1882 r.: „De la M usique

avant toute chose (...) Où l’Indécis au Précis se 4 R. Peter: Claude Debussy. Paris 1944 Gallimard, s. 119.

(7)

1 2 7 „ M U S I C A L I B E R A ” I „ M U S I C A A D H A E R E N S ”

joint” 5, p o d jęty przez sym bolistów , był św iad ect­

w em podniesienia m uzyki do rangi w zoru dla poezji i nic bardziej znam iennego niż to odw rócenie ról w przesiąkłej pozytyw istycznym racjonalizm em świadomości fran cu sk ich poetów , co p raw d a do­ piero u schyłku „ro m an ty czn ej” epoki.

P o w tarzan ie i pow ielanie, czyli stan dard yzacja „kom pleksów k on o tacy jn y ch ” (określenie M eyera) czy wiązek kojarzeniow ych w yobrażeń u trw ala w praw dzie i upow szechnia „rozum ienie” m uzyki przez słuchacza, ale rów nocześnie prow adzi sto p ­ niowo i nieuchronnie, podobnie jak w m etaforyce poetyckiej, do ich spłaszczenia, zbanalizow ania i u- tra ty pierw o tn ej siły ek sp resy jnej. Toteż sztuka zachodnia, w przeciw ieństw ie do w schodniej, broni się jak dotąd skutecznie p rzed tendencjam i do sfo r­ m alizow ania swej sym boliki i m etafo ry k i m uzycz­ nej, poetyckiej czy ikonicznej, pisarze zaś w spół­ cześni jak zauw aża N. Frye, broniąc się „przed de­ finiow aniem i identyfikow aniem w łasnych arc h e ­ ty p ó w (tw orzących w spom niane w yżej w iązki ko­ jarzeniow e — S. J.), sta ra ją się zapew nić im niejaką płynność i niejednoznaczność oraz uchronić je przed skostnieniem w obrębie jednego m odelu in te rp re ta ­ cyjn ego ” «.

D ebussy, k tó ry jeszcze jako świeżo opierzony kom ­ pozytor śledził pilnie od początku ru c h sym bolistów, w lot chw ycił istotę apelu V erlain e’a i przykładu M allarm égo, w każdym razie lepiej niż m łodzi de­ z e rte rz y ruchu, n aw racający później do k lasycy - stycznych wzorów, i kiedy jeden z nich skarżył się przed nim , że „pozłota pew nych słów języka f r a n ­ cuskiego zm atow iała od zbyt częstego obracania się w szk arad n y m św iecie”, dla D ebussy’ego nie była

5 P. Verlaine: A r t poétique. W: Oeuvres poétiques com ­ plètes. Paris 1973 Gallimard („Pléiade”), s. 326, wersy 1 i 8. 8 N. Frye: An atom y of Criticism. Four Essays. Princeton

1957, s. 102.

Skuteczna obrona sztuki Zachodu

(8)

U niw ersalny system

to żadna now ina, gdyż w iedział od daw na, że n aw et w m uzyce „stało się podobnie z w ielom a akordam i, k tó ry c h brzm ien ie zbanalizow ało się (...) tracąc rów nocześnie sw oją n a tu rę sym boliczną” 7. P rz e ­ w rót, jakiego zaczął dokonyw ać w m uzyce, uw ol­ niw szy się od m agii W agnera, którego e ste ty k a była m u obca, a leitm o ty w y tow arzyszące niezm iennie postaciom w operach W agnera przyw odziły m u na m yśl „obłęd kogoś, kto w ręczając w izytów kę, w y ­ śpiew yw ałb y jej tre ś ć ” 8, polegał w łaśnie na tym , aby „zapom nieć w szystkiego co go nauczono w k o n ­ se rw ato riu m ” (jego w łasn e słow a — S.J.), odejść od w szelkich szablonów, w tej liczbie od ow ych W agnerow skich „w izytó w ek”, k tó re nie b y ły niczym in n y m jak sem an tyczny m i znakam i, a p ro cedu ra sam a try w ia liz a cją m uzyk i uciekającej od jed no ­ znaczności, i w reszcie w yzw olić ją z k ajd anó w n a ­ rosłych znaczeń. Czy m ożna go w inić, że pod d ziała­ niem n o w a to rstw języka i składni, jakie w p ro w a ­ dził do m uzyki, trzeszczące już p rzed nim od n a d ­ m ia ru „od chy leń ” w iązadła system u zaczęły się g w ałtow nie rozpadać? S y stem y nie trw a ją w iecz­ nie, a jem u p rzy p ad ła w ielka ro la dziejow a — o tw arcie szerokiego pola pod budow ę nowego sy ste ­ m u m uzycznego, bardziej chłonnego i elastycznego, a p rzy ty m praw dziw ie uniw ersalnego, bardziej do­ stosow anego do spożytkow ania zarów no zdobyczy technicznych cyw ilizacji przem ysłow ej, jak i boga­ ctw a k u ltu r pozaeuropejskich.

Z anim w szakże doszło w m uzyce do tej „rew o lu cji” u stro jo w ej, k tó ra burząc p odstaw y panującego sy ­ stem u, nie zniszczyła jed nak w szystkich s tr u ­

7 C. D ebussy w liście do E. Chaussona z 6 września 1893 r. W: „La Revue M usicale” 1 grudzień 1925.

8 C. Debussy: Impressions sur la tétralogie à Londres. „Gil B las” 1 czerwiec 1903.

(9)

1 2 9 „ M U S I C A L I B E R A ” I „ M U S I C A A D H A E R E N S ” k tu r m ogących potencjalnie w yw oływ ać skoja­ rzenia pozamuzyczne, problem y znaczenia oraz „ tre ści” i jej sym boliki pozostaw ały nadal nie rozw iązane w sposób, k tó ry m ógłby zadowolić u m ysły ścisłe. Nie przesądzając spraw y, czy one w ogóle mogą być rozw iązane, w arto p rzy ­ toczyć to, co mówi na ten tem at jeden z dzisiej­ szych lum in arzy m uzykologii, szczególnie dbały 0 jak najdalej idące uściślenie term inologii m uzycz­ nej: ,,do rodzaju nośników sensu, do g atun k u kom ­ pozycji i s tru k tu ry dzieła przenika jako treść z jed ­ nej stro n y to co w a ru n k u je ich pow stanie, treść leżąca w in ten cji kom pozytora, z drugiej — czas historyczny tk w iący w stru k tu rz e nośników sensu 1 jego in tencjo naln ej treści: od narodowości i k ra jo ­ brazu, w arunków nauczania i szkół, konk retny ch

historycznych znaczeń i fu n k cji m uzyki w koście­ le, szkole, na sali koncertow ej i w domu, k ulturow o h istorycznych sytuacji, kieru n kó w i tendencji aż po ingerencję u w aru nk o w ań społecznych. (...) W er- balno-technologiczna analiza (łącznie z jej w łasnym językiem znakow ym , tak im jak np. red u k cje obrazu nutow ego, diagram y, cyfry, lite ry itd.) doprow adza w praw dzie badacza” — stw ierdza a u to r — ,,do po­ jęciowego poznania bezpojęciowego sensu m uzyki”, ale n a ty m nie powinno się kończyć jego zadanie, gdyż „m uzyka nie w yczerpuje się nigdy i nigdzie w okrzyczanym tzw . «czysto m uzycznym » sensie, lecz posiada treści (...) zw iązane z sensem m uzycz­ nym . (...) T reścią — przypom ina raz jeszcze cy to­ w any a u to r — jest nie tylko to w szystko, co zado­ m owiło się w m uzyce w m om encie jej pow staw ania, zgodnie z in ten cją, sy tu acją historyczną, rzeczy­ w istością społeczną, lecz rów nież to, co rozw inęło się w historii jej recepcji i na nią złożyło”. N ieste­ ty — p rzy znaje a u to r — „M etoda naukow ego od­ k ry w an ia i nazyw ania treści m uzycznych, jak też

przeprow adzania dowodu jej «zadom owienia się»

Pojęciowe poznanie b ez­ pojęciowego

(10)

Pokusa wszystkich rom antyków

w m aterialn o ści m u zy czn ej” jest „jeszcze m niej za­ aw ansow ana niż analiza technologiczna” 9.

D em o k raty zacja k u ltu ry m uzycznej w X IX w. i sil­ n a p re sja swoistego snobizm u m ieszczaństw a, p rz e ­ jaw iającego się w górnych jego w a rstw ac h potrzebą m uzyki, k tó ra by służyła, podobnie jak daw niej ary sto k racji, nie tylko celom rozryw kow ym , ale i duchow ym , byle by m uzyki bardziej dostępnej m n iej dośw iadczonym uszom słuchaczy w odczy ty­ w an iu jej zawiłości, p rzyspieszyły w dużym sto p ­ n iu n a jp ie rw proces konw encjonalizow ania się sym ­ boliki m uzycznej, a w n astęp stw ie — rozkład u sy ­ ste m u będącego jej podstaw ą. Poku sie „obrazow a­ n ia ” n a tu ry , w y zy skiw an ia „k o lo ry tu lokalnego” z jego folklorem , stw a rz a n ia odpow iednich n a s tro ­ jów, b o h aterskich eposów, n ie m ów iąc już oczywiście o ek sp resji uczuciow ej, ulegali niem al w szyscy ro ­ m an ty c y , począw szy od B eethovena, poprzez Be- rlioza, L iszta, S chu m an na i M endelssohna, aż do M ahlera, S trau ssa, S ibeliusa i Schónberga. Tym ce­ lom służyła cała akuszeria kom pozytorska: tzw. pro- gram owość, litera c k ie ty tu ły u tw oró w i ich części, o d au to rsk ie k o m en tarze — w szystko co mogło u ła t­ wić m ieszczańskim słuchaczom w łaściw e „rozum ie­ n ie ” i odczuw anie m uzyki. Nic też dziwnego, że p ro blem „ tre ści” i zdolności ek sp resy jn ej m uzyki stał się od dw u dziestych lat X IX w. naczelnym przedm iotem rozw ażań estetyczny ch n a jw y b itn ie j­ szych filozofów pierw szej połow y tego stulecia oraz niekończących się sporów m iędzy estety k am i w d r u ­ giej jego połow ie i nieom al aż do naszych czasów. P rob lem ten podzielił estetyków n a dw a głów ne obozy: 1) rzecznicy heteronomii m uzyki u trz y m y ­ wali, że istota m uzyki leży poza św iatem dźwięków, że jest ona w y razem i sym bolem lu b też ucieleśnie­

9 H. H. Eggebrecht: Uwagi o m eto dzie analizy m u z y c z ­ nej. Tłum. M. Stanilewicz. „Res Facta” 1973 nr 7, s. 45, 47.

(11)

1 3 1 „ M U S I C A L I B E R A ” I „ M U S I C A A D H A E R E N S ” niem (inkarnacją) i m an ifestacją jakiejś rzeczyw i­ stości pozam uzycznej, n atom iast 2) zwolennicy

autonomii m uzyki uw ażali, że m uzyka jest k reacją

czegoś nowego, w łasnego i nieporów nyw alnego, że jej istota leży w niej sam ej i nie m a odniesienia do czegokolwiek poza nią.

O ile poglądy autonom istów m ożna uznać za z ja ­ w isko nowe w tra d y c ji m yśli o m uzyce, a w ich rosnącej z połową w ieku popularności dopatryw ać się objaw u raczej obrony m uzyki przed inw azją ten d en cji sem anty zacy jny ch niż jakiejś określonej ideologii społeczno-politycznej, to prześw iadczenie o heteronom ii m uzyki panow ało, jak już m ówiliśm y na w stępie naszych rozw ażań, od początków eu ro ­ pejskiej k u ltu ry . Nowością n ato m iast tego stan o­ w iska była dość zasadnicza różnica, jaka zarysow ała się w pojm ow aniu h eteronom ii m uzyki w śród este­ tyków i kom pozytorów rom antycznych, dzieląc ich z kolei na dw a odłam y: jednych, k tó rz y głosili p ry ­ m at „treści” , rozum iejąc przez nią albo to w szystko pozadźw iękow e, czego m uzy k a jest w yrazem , sy m ­ bolem czy znakiem , albo to, czego m uzyka jest ucieleśnieniem (inkarnacją), obojętnie b y tu re a ln e ­ go czy m etafizycznego, oraz drugich, którzy w y su­ w ali p ry m a t „fo rm y ” . Jakkolw iek oba odłam y łą ­ czyło podkreślanie przeciw ieństw a „treść” — „for­ m a”, co różniło je w spólnie od „autonom istów ” , dla k tó ry c h ten problem w ogóle nie istniał, to jednak w p rak ty c e rzeczników p ry m a tu „form y” zaszere- gowyw ało się m ylnie do autonom istów lub naw et oni sami, ew oluując przew ażnie w tym k ieru n k u , za tak ich się u w a ż a li10.

10 F. Gatz: M u sik -Aesthetik in ihrem Hauptrichtungen. Stuttgart 1929. Publikacja ta jest przykładem, jak nawet estetykow i profesjonalnemu trudno jest rozgraniczyć ściśle w ed le tego podziału filozofów, teoretyków, poetów i nawet kompozytorów. W rezultacie np. Schumanna czy Liszta raz zalicza się do heteronom istów, a innym razem, na pod­ staw ie ich pism — do autonomistów.

Rozłam wśród hetero­ nomistów

(12)

Cudowny pomnik Kanta

M im ow olnym sp raw cą w ydobycia na św iatło dzien­ ne zagadnienia treści i form y, k tó re w oczach e ste ­ tyków d ru g iej połow y X IX w. nab rało c h a ra k te ru podstaw ow ej anty nom ii i zarazem przedm iotu ko n­ tro w e rsji w sam ym podejściu do niego i sposobie jego n aśw ietlenia, był I. K a n t ze sw oją nauką o dwóch ty p ac h piękna: pięknie „zw iązanym ” (pulchritudo

adhaerens), z aw arty m w dziełach sztuki w prow a­

dzających w swój zakres elem enty treści, i pięknie „w olny m ” (pulchritudo vaga). Na pierw szy ty p p iękna pow oływ ała się este ty k a „tre ści” , n a drugi — e ste ty k a „ fo rm y ” . Dla K anta, k tó ry usiłow ał po­ godzić racjo nalizm z em piryzm em , a ściślej z sen- sualizm em , isto ta piękna leżała w harm onii rozum u i zmysłowości. H arm onię ty ch w ładz poznawczych, czyli rów now agę osiąga się n a jła tw ie j w k o n tem ­ placji i p rzeżyciu estetyczn y m zwłaszcza układów bezprzedm iotow ych, czysto form alnych, nie pobu­ dzający ch nas do żadnych odniesień do św iata rz e ­ czyw istego, słow em — bezinteresow nych.

F ascynacji, jak ą w zbudza do dziś cudow ny pom nik w ystaw iony przez K a n ta rozum ow i ludzkiem u na p rzełom ie ośw iecenia i ro m an tyzm u , m usieli ulegać ludzie X IX w. i n ik t, kto szukał w łasnego sam o- określenia, nie m ógł m inąć obojętnie idei i m etod, dzięki k tó ry m pow stała ta k w sp aniała budow la na chw ałę racjonalizm u. Poniew aż jednak najdosk o­ nalsze n aw et dzieło m yśli ludzkiej może być źró­ dłem błędów, jeśli poszczególne jego fra g m en ty u zn an e zostaną przez następców , bez w nikania w in te n c je całościow e tw órcy, za podstaw ę do k o n ­ stru o w an ia w łasn y ch system ów poznaw czych, więc też i przytoczony w yżej pom ysł teo rety czn y K a n ta o dw óch rodzajach p iękn a doczekał się osobliw ej k a rie ry , i za sp raw ą tych, którzy chcieli na nim , a w łaściw ie na w yw iedzionym z niego sztucznie o stry m podziale n a „ tre ść ” i „fo rm ę” oprzeć ogólną n aukę estety k i czy później teorii sztuki, do dziś jeszcze w prow adza zam ęt w um ysłach.

(13)

L 3 3 „ M U S I C A L I B E R A ” I „ M U S I C A A D H A E R E N S ” Również poglądy K an ta n a m uzykę znalazły żywy oddźw ięk w um ysłowości dziew iętnastow iecznej. W edle K anta, „z p u n k tu w idzenia k u ltu ry (...) m u ­ zyka zajm u je w śród sztu k p ięknych najniższe m ie j­ sce o tyle, że up raw ia jedynie grę w rażeniam i” . Z anim doszedł do tak ie j konkluzji, w yjaśniał: „Bo przem aw ia ona za pom ocą sam ych tylko czuć (bez pojęć), a ty m sam ym nie pozostawia, jak poezja, niczego, co należałoby przem yśleć. (...) Je st ona oczywiście więcej rozkoszow aniem się niż k u l­

tu rą (...). Poniew aż m odulacja jest niejako powsze- Więcej

chrią, zrozum iałą dla każdego człowieka m ową delektacji niż

uczuć, m uzyka u p raw ia ją (...) jako mowę afek - kultury tów i na tej drodze przek azu je (...) idee estetyczne.

Wobec tego jednak, że te idee estetyczne nie są pojęciam i (...), form a układ u ty ch czuć (harm onia i m elodia) służy zam iast form y m ow y do tego, aby przez proporcjonalne stopniow anie ich ogólnego cha­ ra k te ru w yrazić ideę estetyczną pew nej całości (...) stosow nie do tem atu, któ ry m jest dom inujący w utw orze a fe k t” n .

Na lekcew ażącym w porów naniu do innych sztuk stosunku K a n ta do w artości poznaw czych m uzyki zaciążyła p an u jąca w Niemczech przez dwa wieki (XVII i XVIII) w n auczaniu m uzyki osław iona

A ffe k te n le h re , k tó ra w praw dzie bocznym i schoda­

mi weszła do racjonalistycznego system u wielkiego filozofa, ale zyskaw szy sobie w ten sposób jego con­

sensus (skoro jej nie odrzucił, by przem yśleć rzecz

na nowo), odzyw ać się będzie jeszcze n iejed n o k ro t­ nie aż do naszych czasów, w patrzen iu na m uzykę przez p ry zm at kantow ski, zarówno estetyków , jak polityków i pisarzy, a n aw et sam ych m uzyków. Hegel, mimo że doprow adził racjonalizm do n a j­ sk rajn iejszej postaci, jaką sobie m ożna wyobrazić,

11 I. Kant: K r y ty k a w ładzy sądzenia. Tłum. A. Landman. Warszawa 1964 PWN, s. 264—266. Biblioteka Klasyków F i­ lozofii.

(14)

rozciągając panow anie ro zu m u z epistem ologii k an - tow skiej n a całą rzeczyw istość (,,Sein un d d e nken

sind identisch”) i przy p isu jąc logikę całości św iata

i jego historii, znacznie w yżej niż K a n t oceniał rolę m u zyk i w k u ltu rz e. W praw dzie w zm ysłow ą form ę p rzek azu m uzycznego nie wchodzi przestrzen n a przedm iotow ość (dźw ięki zanikają), ale za to może m u zy k a w yrażać doskonale a b stra k c y jn ą podm ioto-

Wyższa ocena wość. „D latego też ■— pow iada Hegel, królestw o to

-Hegla nów nie zm uszone służyć tylko za system znaków, może w swej w olności rozw inąć tak i sposób k sz ta ł­ tow ania, k tó ry w idzi swój isto tn y cel w w yposaże­ n iu fo rm y w a rty sty c z n ie bogatą k o n stru k c ję dźw ięków (...) Dzieło m uzyczne, jeśli zrodziło się z uczucia i p rzen ik n ięte jest bogactw em duszy i se r­ ca, m oże rów nie silnie (jak poezja) oddziaływ ać na słu ch aczy ”12.

Cokolw iek pow iedziałoby się o ty m poglądzie H eg­ la n a m uzykę, tra fia ł on do przeko nan ia w ielu ro ­ m an ty k ó w , ty m w ięcej że sam H egel w idział w s z tu ­ ce ro m an ty czn ej (do k tó re j zaliczał poezję, m uzykę i m alarstw o , podczas gdy do sym bolicznej a rc h ite k ­ tu rę , a do k lasycznej rzeźbę) szczytow y e ta p dziejów św iata, po jm o w anych jako dialek ty czne w znoszenie się k u rzeczyw istości abso lu tn ej, czyli k u Rozum o­ wi.

W filozofii K ierk eg aard a, w jego w ypow iedziach o m uzyce sp o ty k a ją się w ą tk i m yślow e pochodzące zarów no od K a n ta , ja k i od Hegla. K ie rk e g a a rd po­ w iada, że „m uzyka stanow i m edium bezpośrednio­ ści”, a działanie jej u zn aje za silniejsze niż słowa, gdyż „ jest (to — S. J .) m edium b ardziej zm ysłow e od ję z y k a ” i zaczyna się „ ta m gdzie się kończy m o­ w a ”, co nie znaczy, że jest m edium bogatszym od języka. Przeciw nie, „stoi n iż e j” niż słowo, gdyż ty

l-12 G. W. F. Hegel: W y k ła d y o estetyce. Tom III. Tłum. J. Grabowski i A. Landman. Warszawa 1967 PWN, s. 172— 173. Biblioteka K lasyków Filozofii.

(15)

1 3 5 „ M U S I C A L I B E R A ” I „ M U S I C A A D H A E R E N S ” ko to, co m oże być w yrażone słow am i, uw aża K ierke- g aard za „duchow e” i n aw et odw ołuje się tu do świadom ości ludow ej, w k tó rej podaniach „m uzyka w y stę p u je jako siła dem oniczna” 13.

W agner, w ychodząc z inn y ch pozycji, u p a try w a ł nie ty le niższość, co słabość m uzyki w tym , że nie od­ daje ona pew nych treści w sposób jednoznaczny i po to m .in., żeby tej „słabości” zaradzić, stosow ał w spom niane tu już „w izytów ki” w postaci leitm o- tyw ów , a do swego m onum entalnego G esam tkunst- w erku, budow anego na fundam encie m uzyki i spo­ tęgow anej ek sp resji uczuciowej, wzyw ał do pom ocy w szystkie in ne sztuki.

Nie odosobnione b y n ajm n iej stanow isko K ierkegaar- da, usuw ającego m uzykę ze sfery ducha w św iat zm y­ słow y, p ierw o tny i m agiczny, u kazu je w ym ownie, jak w epoce rom an ty zm u, k tó ry wzniósł m uzykę na najw yższe m iejsce w h ierarch ii sztuk za to w łaśnie, że „nie p o trzeb u je ona pośrednictw a m yśli” i przeto „bliższa jest naszem u «ja» w ew nętrznem u niż in te ­ lig en cja”, wciąż jeszcze silnie oddziaływ ała rac jo ­ nalistyczna m yśl oświecenia. Jednakże, w przeci­ w ieństw ie do id ealisty K ierkegaarda, nie przeszka­ dzało to a n ty heglow skiem u m aterialiście L. F e u ­ erbachow i nobilitow ać m uzyki w imię tego, że „w zm ysłowości leży tajem n ica bezpośredniej w iedzy”. R ów nież E. A. Poe, nie m niej w yb itn y p oeta niż a u to r niesam ow itych opowieści, ale też rzecznik s k ra jn ie racjo n alisty czn ej techniki przekazu a r ty ­ stycznego, w którego uszach obco m usiało brzm ieć tak ie obiegowe w E uropie rom antycznej słowo, jak „ n atc h n ie n ie ” , choć już au ten ty czni tw órcy p rze ­ staw ali je w stydliw ie używać, um iał dostrzec w m u ­

13 S. Kierkegaard: Albo — albo. Tom I. Tłum. J. Iw asz­ kiewicz. Warszawa 1976 PWN, s. 76—78, 81. Biblioteka K la­ syków Filozofii.

14 Cyt. wg W. Tatarkiewicz: Historia filozofii. Tom III. War­ szawa 1958 PWN, s. 54.

Oświeceni w romantyzmie

(16)

Głowy (fran­ cuskie) nazbyt racjonalne

zyce w artości jej tylko właściwe, gdy ostrzegał kom ­ pozytorów : „Jeżeli w yrażacie dźw iękam i idee zbyt określone, odbieracie m uzyce jej c h a ra k te r ducho­ wy, idealny, w e w n ętrzn y i jak najb ard ziej istotny. (...) M uzyka sta je się w te d y ideą d otykalną i łatw o uchw y tn ą, rzeczą ziem ską i p ro sta c k ą ” ls. Nie dość tego — Poe sam próbow ał, z niem ałym pow odze­ niem , um uzyczniać tok w ersu poetyckiego (The Ra­

ven, Ulalume, The Bells), a V erlaine i sym boliści

fran cu scy u zn ają to zadanie niem al za kanon poe­ tyck iej twórczoości.

Jeśli idzie o sto su nek do m uzyki, anglosascy w cze­ śni ro m a n ty c y bliżsi by li niem ieckim niż f r a n ­ cuskim , k tó ry c h dopiero M allarm é i sym bolizm , ale też n a krótko, p rzy p ra w ił o lekki zaw rót głow y aż n azb y t racjo n aln ie m yślącej. Shelley, szukając unii swej w yobraźni i serca ze w szechśw iatem , m arzył 0 n iep rz erw an e j m uzyce, k tó ra by m u w ty m do­ pom ogła; Coleridge w ielbił sztukę gotycką za jej wzniosłość. W jej obliczu „rzeczyw istość, k tó ra m nie otacza, staje się nieobecna, a m oje całe jestestw o zw raca się i rozszerza k u nieskończoności (...)”. W y­ stęp u jąc zaś przeciw kopiow aniu n a tu ry już stw o ­ rzonej (natura naturata) przez arty stó w , k tó rzy po­ w inni czuć się tw órcam i (natura naturans), w sk azy ­ w ał n a p rzy k ład m uzyki „ n ajp ełn iej ludzkiej ze sztuk pięk n ych i n a jm n ie j m ającej analogii z n a ­ tu r ą ” i dodaw ał: „człow iek jest przeznaczony do wyższego sta n u istnien ia; i to jest głęboko zaw arte w m uzyce, w k tó re j zawsze istn ieje coś więcej 1 coś oprócz bezpośredniej e k sp re sji” 16.

I aby zam knąć to su m ary czn e z konieczności p rz y ­

15 E. A. Poe w przedm owie do drugiego wydania Poems (1831). Cyt. wg A. Coeuroy: Musique et littérature. Paris 1923 Bloud & Gay, s. 184— 185.

16 S. T. Coleridge: Ogólny charakter literatury i sztuki go­ ty ckie j oraz O poezji czyli sztuce. W: Manifesty ro m an­ ty zm u 1790—1830. Warszawa 1975 PWN, s. 71, 83, 87 (tłum. J. Kamionkowa).

(17)

1 3 7 „ M U S I C A L I B E R A ” I „ M U S I C A A D H A E R E N S ” pom nienie czytelnikom rozm aitych stanow isk, jakie wobec m uzyki zajm ow ali filozofowie, estetycy i bardziej św iadom i sw ych celów arty sty czn y ch poe­ ci rom antyczni, w arto zatrzym ać się przynajm niej na chw ilę nad poglądam i Schopenhauera, które od­ działyw ać zaczęły w praw dzie w drugiej połowie X IX w., a szczególną popularność zdobyły sobie do­ piero u jego schyłku, jednakże głów ny ich kościec uform ow ał się już pod koniec drugiej dekady w ie­ ku 17.

S chopenhauer w yszedł od problem ów, jakie staw iał sobie K ant, jed y n y z filozofów tej epoki, którego szanow ał, choć w łaśnie w polemice z nim k ry sta li­ zow ały się jego w łasne odm ienne poglądy. Innych, jak Fichtego, Schellinga, a zwłaszcza Hegla, uw ażał za szarlatan ów tum aniących um ysły m ło d z ie ż y 18. S chopenhauer zgadzał się z K antem , że dla pod­ m iotu poznającego św iat jest tylko W yobrażeniem św iata rzeczyw istego, czyli że podm iot jest id e n ty ­ czny z przedm iotem poznania, wielość zaś p rze d ­ m iotów odpow iada wielości podm iotów poznania. Poniew aż jed nak św iat to nie tylko wielość p rzed ­ m iotów zm ysłow ych poznaw anych przez podmiot, lecz rów nież ich u k ierunkow ana wolą ruchliw ość i zmienność, więc podm iot i przedm iot poznania jest rów nież podm iotem i przedm iotem woli, a zatem św iat jest nie tylko w yobrażeniem , lecz także W o­ lą. P odstaw ow ą form ą poznania jest ogląd. Na sumę w iedzy ludzkiej składa się ogląd ponadindyw

idual-17 Mowa tu o głównym dziele Schopenhauera Die Welt als Wille und Vorstellung (1819).

18 Zwłaszcza Heglowi nie szczędził Schopenhauer złośliwych epitetów i to już w przedmowie do II wydania (1847) swej rozprawy doktorskiej (1813), mówiąc o „nierozumie Hegla” i „niezdarnym szarlatanie jak H egel”, w samym zaś tekście rozprawy — „taki ubożuchny dobrodziej jak H egel” itp. — A. Schopenhauer: Poczwórne źródło twierdzenia o podstawie dostatecznej. Tłum. I. Grabowski. Warszawa 1904 nakła­ dem tłumacza, s. XII, XIII i 12.

Poglądy Schopenhauera

(18)

Praca dla fantazji

ny, k iero w an y przez p o n ad in dyw idu alną wolę. Ro­ lę m yśli w n au ce sprow adza Scho penhau er do p rze ­ k azy w ania p rzy pom ocy pojęć, a zatem w postaci m ocno zubożonej i schem atycznej, tej w iedzy, jaką um ysł uzy sk u je w oglądzie k o n k retn y c h przedm io­ tów św iata rzeczyw istego. S ztu k a jest także form ą w iedzy jak nauka, z ty m że ta o sta tn ia daje nam ty lk o pojęcie przedm iotu, podczas gdy sztu ka w y ­ raż a lub w yo braża jego ideę. „N a p y tan ie «czym jest życie?» (...) każde praw dziw e, u dane dzieło sz tu ­ ki odpow iada zupełnie praw idłow o w sobie w łaści­ w y sposób (...). M uzyka odpow iada też n a nie, i to głębiej niż w szystkie inne sztuki, w ypow iada bo­ w iem najgłębszą isto tę w szelkiego życia i b y tu w ję ­ zyku zrozum iałym całkiem bezpośrednio, k tó ry nie d aje się jed n a k przełożyć n a język ro zu m u ” . Je d e n tylk o w a ru n e k m usi być spełniony, dodaje S chopen­ h a u e r — a dotyczy to obcow ania z każdą sztuką — a m ianow icie, że odbiorca „m usi p rzyczynić się w łasnym i siłam i do w ydobycia n a jaw tej m ąd ro ­ ści”, bow iem „w dziełach sztuki jest za w a rta w szel­ ka m ądrość, ale tylko virtu aliter lub im plicite”. „Dzieło sztuki nie d ostarcza zm ysłom w szy stk ie­ go bez reszty, lecz tylko tyle, ile trzeba, by sk ie­ row ać fa n ta z ję n a w łaściw ą drogę; zawsze m usi jeszcze zostać jak aś p raca dla niej, i to n a jw a ż n ie j­ sza” i®.

W szystkie te idee, zarów no oryginalnego chow u epoki, jak i p rz e ję te z bardziej lub m niej odległej przeszłości, w n iejed n y m sw ym aspekcie zbieżne, w in n y ch różniące się m iędzy sobą, k rąż y ły w k u l­ tu rz e X IX w., k sz ta łtu jąc opinie i w yobrażen ia lu ­ dzi o m uzyce i c h a ra k te rz e jej oddziaływ ania na

19 A. Schopenhauer: Über das Innere Wesen der Kunst. W II tomie Die W elt als Wille und Vorstellung. Tłum. J. Garewicz: Schopenhauer. Warszawa 1970 WP, s. 208— 210. Myśli i Ludzie. Znakom ity wykład w stępny tłum acza w tej ostatniej pozycji ułatw ił autorowi zw ięzłe ujęcie in ­ teresującej go tu problem atyki.

(19)

1 3 9 „ M U S I C A L I B E R A ” I „ M U S I C A A D H A E R E N S ” nich. W iele z ty ch idei p rzetrw ało do dziś, jed­ nym pom agając w odsłanianiu jej bezpojęciowego sensu, in n y ch zniechęcając sw oją ogólnikowością, k tó ra um ie ty lk o — jak praw dziw ie czysta m uzyka

(musica libera) — sugerow ać uchw ycone przez jej

tw órców tajem nice tego czy innego św iata, zam iast je nazyw ać po im ieniu.

Sugerowanie tajemnic obu światów

Cytaty

Powiązane dokumenty

Oczywiście jest, jak głosi (a); dodam — co Profesor Grzegorczyk pomija (czy można niczego nie pominąć?) — iż jest tak przy założeniu, że wolno uznać

nie duszy — zazwyczaj przyjmuje się bowiem, że dusza jest tym składnikiem człowieka, który po śmierci ciała nie ginie, lecz przebywa w jakiejś rzeczywis­.. tości

W matematyce natomiast, akceptując osłabiony logicyzm, uznawał możliwość sprowadzenia jej pojęć (pierwotnych) do pojęć logicznych - przy niesprowadzalności

Wiadomo, że dla strumienia zgłoszeń który jest procesem Poissona prawdopodobieństwo, że pierwsze zgłoszenie nadejdzie nie wcześniej niż po pół godziny wynosi

Tragedja miłosna Demczuka wstrząsnęła do głębi całą wioskę, która na temat jego samobójstwa snuje

Pewnego dnia Helenka obudziła się, spojrzała na budzik i zauważyła, że jest już godzina 8.00?. Budzik nie

Jeśli jednak, z jakiegoś powodu niemożliwe jest stosowanie detekcji cech ad hoc i magazynowanie ich w bazie danych (np. w przypadku dynamicznie aktualizowanej bazy danych w

Ma t€n srEk!a.kl swoią klasę' choć, po mojemu' zubaża treść lit€rackie8o pier.. wowzoru' Jakoś mar8iMlnym