• Nie Znaleziono Wyników

Wokół "Karmazynowego poematu" Jana Lechonia

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wokół "Karmazynowego poematu" Jana Lechonia"

Copied!
46
0
0

Pełen tekst

(1)

Ireneusz Opacki

Wokół "Karmazynowego poematu"

Jana Lechonia

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 57/4, 439-483

(2)

IR E N E U SZ OPA CK I

WOKÓŁ „KARMAZYNOWEGO POEMATU” JANA LECHONIA

1

Dzieje recepcji Karmazynowego poem atu Lechonia są świadectwem siły, jaką dysponują pierw si czytelnicy wiersza poety. Są przykładem, jak model konkretyzacji, ukształcony przez pierwszych odbiorców, może w pływ ać na pokolenia całego półwiecza czytelników i krytyków , jak determ inuje on rozum ienie i ocenę poezji, jak wyznacza kon tu ry k ry ­ tycznych sporów. Ja k n a koniec tw orzy legendę tak sugestywną, że ona to — a nie rzeczywista twórczość poety — staje się praw dziw ym punk­ tem odniesienia wszelkich sądów o tej twórczości wypowiedzianych. Dzieje te pokazują także, jak istotnym czynnikiem dla społecznego modelu konkretyzacji wiersza jest mom ent jego w ydania. K arm azynow y

poem at ukazał się w czasie, k tóry fetow ał świeżo odzyskaną, po stu

z górą latach, niepodległość kraju. W czasie, w którym — zacytujm y współczesnego —

jaw iła się młoda ojczyzna, w alcząca o istnienie, zakw itająca bohaterstwem, sztuką ogłaszającą w olność, poezję tryum fu i radości w państw ie o granicach zbroczonych krw ią Polaków, ale jeszcze nie uznanym 4

I ten właśnie mom ent ukształtow ał model konkretyzacji Lechonio- wego poematu, decydując równocześnie o ogromnej jego popularności i sławie. Model ów kształtow ał się zresztą na różnych poziomach „dookreślenia”. W cytowanym przed chwilą wspomnieniu Rafał Mal­ czewski notuje:

Ojciec dopytyw ał się wciąż:

— Kto to jest ten Lechoń? Co to za nazwisko pachnące Polską, Słowackim, legendą, tajemnicą?

Kazał sobie czytać po w iele razy w iersz pt. Jacek M alczew ski, wiersz o P ił-1 R. M a l c z e w s k i , Śpiew. W zbiorze: Pamięci Jana Lechonia. Londyn ił-1958, s. 35.

(3)

sudskim, Panią S łowacką, Mochnackiego i resztę. Pytał, czy rozum iemy owe w iersze.

— N i e r o z u m i e m n i c — m ów ił ojciec — ale cóż to za poeta — i pro­ sił, aby mu znów przeczytać któryś z utw orów Lechonia 2.

Ta niechwalebna zasada „nierozum ienia” często podówczas w ystar­ czała; ona też kształtow ała model konkretyzacji:

P ow itał [Lechoń] w olność siedm iom a pieśniam i i ow inął je w karmazyn jak w sztandar. Ta barwa dawnych m ożnowładców polskich nie m iała w sk a ­ zyw ać żadnego z nim i związku. W ten sposób zam yślił poeta wyrazić symbol polskości, najbliższy jej rdzenia i powszechnego jej ducha [...]. Cokolwiek sądzić o tym zam yśle, poeta chciał powitać wracającą w olność w szystkim , co było, jakim ś narodowym uniw ersałem [...]3.

Ba — cokolwiek sądzić... W istocie wybór pozostawał niewielki: ogra­ niczał go ten sam mom ent „pierwszej recepcji”, kładąc na Lechoniową poezję cień anachronizmu.

Raził m nie — w spom ina Iwaszkiew icz — tradycyjny, „patriotyczny” ton pikadorskich jego [tj. Lechonia] wierszy. W szyscy w ów czas za przykładem A ntoniego Słonim skiego łudziliśm y się, że „odrzuciliśmy z ramion płaszcz Konrada”. Lechoń bynajm niej tego konradowskiego płaszcza nie odrzucał, przeciwnie, zdawał się go jeszcze piękniej na sw ych plecach drapować, Je­ go poetyka nie m ieściła się w tej epoce, którą przeżyw aliśm y w latach 1918—1921. [...]

Wtedy, [...] w niezw ykłym m om encie jesieni 1918 roku, nie pasowała ona do powszechnego entuzjazm u, powszechnego krzyku. Słonim ski zachłystyw ał się swoją potężną Czarną wiosną [...]. Tuwim ogłaszał się „pierwszym w P ol­ sce futurystą”, W ierzyński upajał się codziennością. [...]

Lechoń był tem u w szystkiem u obcy. [...] Tworzył podług bardzo znanych w zorów — dzisiaj dopiero w idzim y, ile w nim było Słowackiego, ile W yspiań­ skiego, ile po prostu Or-Ota... [...]

To spokojne naw iązyw anie do tradycji [...] nie mogło się nam podobać, nam, którzyśm y chcieli być przede w szystkim „now i” 4.

Sąd ten był nieuchronny: że „jakoś się zbyt głęboko Lechoń w ro­ m antyczną przeszłość w eśnił” 5, że

czytelnik K arm azyn ow e go poem atu [...] ulega nieokreślonem u rozczarowaniu: [...] spotyka niespodzianie tem aty tak pachnące myszką, tony słyszane tak dawno, iż mimo w oli zaczyna szukać roku w y d a n ia 6.

2 Ibidem. W szystkie podkreślenia w cytatach — I. O.

3 K. W i e r z y ń s k i , O poezji Lechonia. W: Pamięci Jana Lechonia, s. 55. 4 J. I w a s z k i e w i c z , Lechoń i Tuwim . W: K siążka moich wspomnień. Warszawa 1957, s. 337—340.

5 J. S t u r , „Skamander” i „ K a r m a zy n o w y poem at”. W: Na przełomie. Lwów 1921, s. 108.

6 W. H o r z y c a , „ K a r m a z y n o w y po em a t”. „Skam ander” 1920, s. 159; przedruk w: Dzieje Konrada. Warszawa 1930.

(4)

Stąd już tylko krok do sądu najsurowszego: że to „stylizacja, przy­ w ołanie rom antycznego sentym entalizm u, robota zręcznego literata- -epigona” 7.

O berwało się Przybosiowi za ten osąd, został nazw any „wiecznym stu ­ dentem postępu” 8 — bo też próbowano wybronić Lechonia przed za­ rzu tem anachronizmu, głównie w oparciu o tezę, że myśl o postępie w sztuce jest niedorzeczna9. Ale n ie o abstrakcyjną ideę postępu tu chodzi: chodzi po prostu o to, że poezja podejm uje problem atykę swojego czasu, jem u — a nie przeszłości — towarzyszy. I skoro model konkre- tyzacyjny Lechoniowego poem atu ukształtow any został przez mom ent odzyskania niepodległości — trudno Przybosiowi racji odmówić, jego osąd pozostaje w mocy. Oczywiście: w odniesieniu do tego modelu.

2

Model ten zresztą ukształtow ał się również na znacznie dokładniej­ szym poziomie „dookreślenia” : znaleźli się i tacy krytycy, którzy sta­ rali się zrozumieć, o co Lechoniowi w tych wierszach chodziło, starali się wyczytać w nich coś więcej ponad li tylko „symbole zamierzchłej polskości”. P erspektyw ę tych odczytań wyznaczał wszelako ten sam mom ent „pierwszej recepcji”, m om ent odzyskanej niepodległości 1918 ro ­ ku. Horzyca więc wkomponował w swój wywód o polszczyźnie K arm a­

zynowego poematu nowelę o tym , jak to rozwarcholony Zagłoba re j-

teruje przed Piłsudskim , nie chcąc mu naw et szczątka placu w pojedynku na karabele dotrzym ać 10, Baliński zaś osądził:

każdy w iersz zdaje się [...] przestrzegać, aby w próbie nowych przemian nie zm arnować kulturalnego i duchowego dziedzictwa przeszłości. Lechoń prze­ czuw ał grozę idących niszczycielskich czasów [dookreślmy: w r. 1918 przeczu­ w ał II w ojn ę światową!], przeczuwał ją podświadomie, jak żaden inny z poe­ tów polskich. Stąd jego zapatrzenie się w p rzeszłośćn .

Najczęściej orzekano, iż K arm azynow y poemat to rozrachunek z tr a ­ dycją na progu „Polski now ej”, „kam ień grobowy” 12 przeszłości, iż „miał wyzwalać spod obezwładniającego czadu historii, wywoływał jej mary, by je na zawsze pogrzebać [...]” 13. Najbliższe to zapewne praw dy

W O K Ó Ł „ K A R M A Z Y N O W E G O P O E M A T U ” J A N A L E C H O N I A 1 4 1

7 J. P r z y b o ś , Szele st papieru. W: Linia i gwar. T. 2. Kraków 1959, s. 132. 8 J. S a k o w s k i , Żałobny pas lity. W: Pamięci Jana Lechonia, s. 6.

9 Ibidem. Zob. też I w a s z k i e w i c z , op. cit., s. 340. 10 H o r z y c a , op. cit., s. 162.

11 S. B a l i ń s k i , Lechoń-poeta. W: Pamięci Jana Lechonia, s. 60. 12 H o r z y c a , op. cit., s. 160.

(5)

— ale taki czyn poetycki na progu niepodległości pozostawał jednak w granicach anachronizmu. Po prostu inaczej wówczas przeszłość grze­ bano:

raz założywszy protest przeciwko w szelkiej upiorności [tj. rom antycznym m i­ tom narodowym ], poszli [poeci] drogą w łasną, ukazując naród nie jako ideę i rozm owę wśród chmur, ale jako treść życia codziennego, jako wartość obecną w każdej ch w ili naszego istnienia i każdym kształcie ś w ia ta 14. Po prostu autom atycznie zm ienił się sens słowa „Ojczyzna” — po­ częło ono nie m ity narodowe oznaczać, jak w czasach stuletniej niewoli, ale zwyczajny, zwyczajnie ludzki, kraj. U Lechonia — w oczach k ry ­ tyki — trw a sens sta ry tego słowa. To siłą rzeczy było anachroniczne: oznaczało opóźnienie wobec historii. Oczywiście — i to próbowano w y­ tłumaczyć. Stając na gruncie tego modelu konkretyzacji, najrozważniej rzecz u ją ł w swoim w yśm ienitym szkicu Jerzy Kwiatkowski: „zmylił polityczny kom pas”, „zmyliły go gwiazdy, których przesunięcia się na firm amencie nie dostrzegł”, słowem — „towarzyszy ideowemu niedo- określeniu sanacji i jej m itotwórczym pasjom ” 15. W ten sposób „nie­ podległościowy” model konkretyzacji znalazł związki ze swoją współ­ czesnością — o tyle może nie dość dokładne, że sanacja w istocie była zjawiskiem o kilka lat późniejszym od pierwszych w ydań K arm azyno­

wego poematu, ale za to bardzo dla Lechonia korzystne: w tym świetle

poetę, k tó ry już przed r. 1920 przeraził się widma Zagłoby w sejmie — trzeba było nazwać „prorokiem ” ! 16

To uchodzi za metodycznie niepoprawne: uciekać się przy in ter­ pretacji poezji do „życiowego” po rtretu artysty. Ale tu w łaśnie otwiera się znam ienny paradoks, k tó ry stał się oparciem dla stworzonej przez współczesnych legendy o Lechoniu, legendy o jego „dwóch profilach”. Z jednej strony — jak nakazyw ał mniemać przyjęty modus odczytania

Karmazynowego poem atu — Lechoń był od współczesnego życia ode­

rw any, zapatrzony w przeszłość, m ylił polityczne kompasy, prowadził „rozmowy wśród chm ur” 17, jego „życie było nieustannym w ymykaniem się, nieustanną ucieczką przed rzeczywistością [...]. Nikt [...] nie żył tak bardzo, tak wyłącznie w świecie wyobraźni, jak on” 18. Z drugiej strony —

w nim samym przelewało się pełnią życia, chłonął je nam iętniej niż przysięgli jego piewcy, najbardziej frenetyczni bardowie chw ili. Brał żyw szy od innych 14 H o r z y c a , op. cit., s. 162.

15 J. K w i a t k o w s k i , Czerw one i czarne. O poezji Jana Lechonia. W: Szkice

do portretów. Warszawa 1960, s. 15—16.

16 Ibidem, s. 12.

17 H o r z y c a , op. cit., s. 162.

(6)

i bardziej bezpośredni udział w rodzącej się z dnia na dzień rzeczyw istości; obchodziły go jej sprawy w ielkie i małe: intrygi w polityce, plotki w teatrze,

awanse w dyplom acji — życie i jego kulisy. [...]

Do końca sław ił „jeszcze jeden darowany cudownego życia dzień” 19. To był Lechoń Królewsko-polskiego kabaretu, autor saty r na współ­ czesność, doskonale zorientow any w najdrobniejszych szczegółach poli­ tycznych kulis — tak drobnych, że po kilkudziesięciu miesiącach były już zapomniane, w ym agały objaśniającego k o m e n tarza20.

Oczywiście: to nie jest niemożliwe. Budzi tylko wątpliwości. Nie to, że poeta miał swój świat wyobraźni i swoje życie publiczne. Natom iast to, że owe dwa św iaty były tak jaskrawo, tak absolutnie rozbieżne, nieomal bez punktów stycznych. Taka biegunowość pachnie literatu rą, mitem, legendą — szczególnie gdy powstaje w momencie, w którym rzeczywistość entuzjastycznie chłonie człowieka, nakazuje zwrócić się ku sobie. A taką przecież rzeczywistość dał oczom współczesnych rok 1918, rok w strząsu tak radosnego, że radość ta przesłaniała w szelkie cienie: po stu latach wróciła niepodległość!

3

Tam gdzie model konkretyzacji operuje wysokim stopniem uogól­ nienia, jest bardzo tru d no sprawdzalny: nie zawsze jego związek z re ­ aliami epoki da się wykazać dowodnie i dobitnie. Trzeba wówczas zejść niżej, do szczegółowych podstaw modelu, do konkretyzacji jego cząstek elem entarnych. W w ypadku Lechoniowego poematu jeden taki, wielo­ krotnie potwierdzony, ślad konkretyzacji się zachował: mowa o Piłsud­

skim, najlepszym i najważniejszym — obok Mochnackiego — wierszu

„karm azynowego” cyklu.

Recepcja była tu jednoznaczna.

W w ierszu noszącym w tytu le nazwisko dyktatora jest [...] opisany, odtw o­ rzony przy pomocy luźnych obrazów nastrój jesieni 1918 roku [...] 21.

Jeszcze dokładniej:

prowadzi nas [Lechoń] przed polską katedrę, słychać hejnał mariacki, idzie wojsko, „szeregi za szeregiem , sztandary, sztandary”, radość rozsadza piersi, w zruszenie dławi w gardle i nikt już nic m ówić nie może, ani poeta, ani

bo-W O K 0 Ł „ K A R M A Z Y N O bo-W E G O P O E M A T U ” J A N A L E C H O N I A 4 4 &

19 S a k o w s k i , op. cit., s. 3—4.

20 Toteż zaopatrzył w takow y te w iersze Lechoń w: Rzeczpospolita Babińska.

Ś p ie w y historyczne. W arszawa 1920.

(7)

hater. [...] jest coś z atm osfery ow ych niezapom nianych czasów, ich „radosna trw oga” i ekstatyczny chaos sz częścia 22.

Zacytujm y — Lechonia:

W ielkim i ulicam i morze głów urasta, I czujesz, że rozpękną ulice się miasta, Że Bogu się jak groźba położą przed tronem I krzykną w ielką ciszą... lub głosów m ilionem . A teraz tylko czasem kobieta zapłacze — Aż nagle na katedrze zagrali trębacze!! Mariackim zrazu cicho śpiew ają kurantem , A później, później bielą, później amarantem, Później dzielą się bielą i krwią, i szaleństwem , W yrzucają z trąb radość i m iłość z przekleństwem , I dław ią się wzruszeniem , i płakać nie mogą, I nie chrypią, lecz sypią w tłum radosną trwogą,

A ranek, mroźny ranek sypie w oczy świtem , A konie? K onie w alą o ziem ię kopytem. Konnica ma rabaty pełne galanterii. Lansjery-bohatery! Czołem kawalerii!

Hej, k w iaty na armaty! Żołnierzom do dłoni! Katedra oszalała! Ze w szystkich sił dzwoni.

Księża idą z katedry w czerw ieni i złocie, Białe kw iaty padają pod stopy piechocie, Szeregi za szeregiem! Sztandary! Sztandary! A On m ówić nie może! Mundur na nim szary.

(Piłsudski)

„Ekstatyczny chaos szczęścia”? Zapewne, wiele go tu taj. Ale też pojaw iają się na nim niepokojące, mącące pęknięcia: wiersz okazuje się o wiele bardziej emocjonalnie skomplikowany, niż chce tego bardzo prosta konkretyzacja Wierzyńskiego. Skąd w tym — arcyradosnym pono — momencie bierze się owa „groźba”, co ma się „Bogu położyć przed tronem ”? I dlaczego ulice m ają Bogu grozić: z okazji odzyskania niepodległości? Dlaczego „m roźny ranek s y p i e w o c z y św item ”? Jak piaskiem: przekształcenie znanego porzekadła aż nazbyt przecie widoczne; „św it” zaś w owoczesnym języku oznaczał „wyzwolenie ojczyzny” 23. Dlaczego miłość łączy się z p r z e k l e ń s t w e m? Co ma oznaczać dziwna ironia, łatwo czytelna w nieosobowej formie gram a­ tycznej rym ow anki „L ansjery-bohatery”, w przedrzeźniance „Czołem kawalerii! Hej, kw iaty na arm aty!”, w złośliwym podkreśleniu, że „Konnica ma rab aty p e ł n e g a l a n t e r i i ”? Każdy z tych elementów te k stu wnosi odmienne znaczenia, kom plikuje obraz ekstatycznej i pa­

22 W i e r z y ń s k i , op. cit., s. 56. 23 Por. s. 458 n. tego szkicu.

(8)

W O K O Ł „ K A R M A Z Y N O W E G O P O E M A T U ” J A N A L E C H O N I A

446

tetycznej radości, przedrzeźnia go i łamie. Sum a określonej w tym fragm encie emocji staje się wieloznaczna, w ew nętrznie sprzeczna: jest ekstatyczna radość („I dławią się w zruszeniem ”), ale jest również tr a ­ giczny patos (ów oksymoron: krzyk wielkiej ciszy); jest miłość, ale jest i przekleństw o; jest radość — ale i trwoga. W te zaś biegunowe, pate­ tyczne przeciw ieństw a w krada się jeszcze i ironia, aż do d rw iny chwi­ lam i posunięta. Z tym wszystkim emocja ta nie przystaje do momentu odzyskania niepodległości: wówczas była zestrojona w jeden ton 24.

Dodajmy, iż dość skrupulatne przeszukiwanie źródeł nie pozwoliło stw ierdzić, że listopadowa W arszawa 1918 r. oglądała taką ułańską i katedralną paradę; Piłsudski przyjechał do stolicy w przeddzień wyzwolenia, przejęcie przezeń władzy od Rady Regencyjnej odbyło się bez rządowych m anifestacji, na głowę zw aliły mu się kłopoty zwią­ zane z rozbrojeniem wojsk niedawno zaborczych25. Tworzyły się, co praw da, pochody — ale organizowane sam orzutnie przez ludność cy­ w ilną, im prowizowane 26.

A jednak Lechoń nie stw orzył tu obrazu całkowicie fikcyjnego. W arszawa oglądała taki „Parademarsch”, z trzaskiem w ielkim odbyty: w październiku 1917, podczas intronizacji przesław nej Rady Regencyjnej w groteskowym K rólestwie Polskim, utw orzonym przed rokiem z łaski dwóch cesarzy i von Beselera 27. Uroczystość została zaplanowana z nie­ miecką pedanterią, z m inutow ym „rozkładem jazdy” 28 i niezwykle pompatycznie: chodziło przecie Niemcom o to, by urzeczone pozorną niepodległością społeczeństwo dostarczyło im żołnierzy, mocno potrzeb­ nych dla nadszarpniętych w ojną a r m ii29. Toteż uroczystość m usiała wypaść imponująco dla częściowego chociaż zrównoważenia nieprzy­ chylnych okoliczności, w jakich została zaaranżowana: rok egzystencji marionetkowego K rólestw a Polskiego wiele W arszawę nauczył.

Jak o że tuż po akcie proklam acyjnym z 5 listopada 1916 Beseler zagalopował się i z miejsca ogłosił odezwy poborowe — jeszcze przed form alnym ustanow ieniem polskich władz. Nastąpił, oczywiście, krach:

24 Zob. I w a s z k i e w i c z , op. cit., s. 163. — K. C z a c h o w s k i , Obraz w s p ó ł­

czesnej literatury polskiej. T. 3. Warszawa 1936, s. 105 (cytowane tam jest w sp o­

m nienie A. S ł o n i m s k i e g o ) .

25 Zob. B. H u t t e n - C z a p s k i , Sześćdziesiąt lat życia politycznego i to w a ­

rzyskiego. T. 2. Warszawa 1936, s. 602 n.

26 Zob. I w a s z k i e w i c z , op. cit., s. 163.

27 Zob. S. A r s к i, My, Pierw sza Brygada. Warszawa 1962, s. 129 n.

28 S. K a r p i ń s k i e g o Pamiętn ik dziesięciolecia 1915—1924 (Warszawa 1931, s. 152—154) przekazuje program tej uroczystości, który w iernie odpowiada rela­ cjonowanem u tu jej przebiegowi.

29 Zob. A r s к i, op. cit., s. 134 n. Notują to rów nież H u t t e n - C z a p s k i i K a r p i ń s k i w sw ych pamiętnikach.

(9)

odezwy trafiły niemal w p ró ż n ię30, społeczeństwo zaś stało się tym mocniej nieufne. Rok 1917 — po chwilowym popraw ieniu nastrojów przez ustanowienie polskiej Tymczasowej Rady Stanu — przyniósł Niemcom kolejny cios: Piłsudski z Rady Stanu dość m anifestacyjnie w ystąpił, czym zaskarbił sobie naówczas popularność w w arszaw skim społeczeństwie, która niesłychanie wzrosła po jego aresztow aniu przez Niemców w lipcu 191731, i wszelkie niemieckie deklaracje względem Polaków z góry zostały skazane na nieufne przyjęcie. Toteż przygoto­ wania do pom patycznej intronizacji Rady Regencyjnej były w yjątkow o staranne, obliczone na osiągnięcie m aksym alnie korzystnych efektów psychologicznych32, sama zaś uroczystość m iała przebieg m onum ental­ nego spektaklu teatralnego.

Po uroczystym wjeździe na Zamek nastąpiła w najbardziej rep rezen­ tacyjnej sali w ym iana deklaracyj i przem ówień pomiędzy Beselerem i Szeptyckim z jednej a Radą Regencyjną z drugiej strony. Dalsza zaś faza spektaklu — posłuchajm y głosu współczesnego — w yglądała tak:

prezentowały broń polskie oddziały na dziedzińcu zam kowym, polska kapela w ojskow a odegrała Jeszcze Polska nie zginęła, na w ieży zam kowej w y w ie­ szono chorągiew polską, a dwóch trębaczy zatrąbiło z w ieży hejnał. W ielo­ tysięczny tłum na placu Zamkowym pow itał chorągiew narodową hucznym „Niech żyje!” na cześć niepodległej Polski.

Po tej uroczystości udali się w szyscy [...] na nabożeństwo do położonej obok katedry S w . Jana. [...] jechali w powozach regenci, eskortow ani przez ułanów polskich z trębaczam i na siwkach. [...] tworząca szpaler piechota polska pre­ zentow ała broń przed regentam i [...].

U w ejścia do katedry generał-gubernatorow ie [tj. Beseler i Szeptycki] zo­ stali przyjęci przez duchow ieństw o i przy dźwiękach fanfar poprowadzeni poprzez szpaler w ojskow ych polskich na m iejsca sw e [...]. Skoro w szyscy zasiedli, przyjęto z tym sam ym cerem oniałem Radę R egen cyjn ą33.

Nabożeństwo było niezwykle uroczyste, potem naród śpiew ał Boże,

coś Polskę, potem odbył się paradny powrót na Zamek, p rzy czym

defiladę zam ykały oddziały piechoty polskiej, a potem honorow a salwa z arm at, już bez niem iecko-austriackiej asysty. Entuzjazm b y ł ponoć powszechny — w jednym tylko miejscu przebieg uroczystości w yłam ał

30 Zob. A r s к i, op. cit., s. 136 n. N iem cy obliczyli, że wśród Polaków znajduje się 1 400 000 mężczyzn zdolnych do służby w ojskow ej, i spodziew ali się przy po­

dejm ow aniu kolejnych prób werbunkow ych, że zdobędą m ilion rekrutów (zob.

ibidem, s. 147—148). Liczba to ważna dla zrozum ienia w iersza Lechonia!

31 Ibidem, s. 183 n.

32 H u t t e n - C z a p s k i (op. cit., s. 488) w spom ina o liście, w którym przy opracow yw aniu planu uroczystości intronizacyjnej zwracał H atzfeldtow i uwagę na działanie przepychu na psychikę polską.

(10)

W O K O Ł „ K A R M A Z Y N O W E G O P O E M A T U ” J A N A L E C H O N I A 447

się z ram przewidzianego protokołem porządku, co pam iętnikarz, jakby specjalnie dla Lechoniowego wiersza, odnotował skrupulatnie:

Po drodze publiczność tylko z rzadka w znosiła okrzyki na cześć regentów, natom iast — burzliw e na cześć Piłsudskiego 34.

W arszawiacy bowiem to naród bystry, zorientowali się w mig, że regenci w ygadali się do woli — uwięziony zaś w M agdeburgu Piłsudski był dla nich w ty m momencie człowiekiem, któ ry „mówić nie może! M undur na nim szary”. W skutek czego efekt w erbunkow y spektaklu — rzecz jasna — przepadł.

Lechoń we wszystkich tych kw estiach orientow ał się znakomicie. Jeszcze w styczniu 1917 — „na kilka dni przed otwarciem Tymczasowej Rady S tan u ” 35 — rozpoczął pisanie swojego Królewsko-polskiego kaba­

retu, k tó ry od tej pory w iernie tow arzyszył „kontuszowo” wystylizowaną

kpiną kuluarom R ady Regencyjnej i k tó ry też w całości „N ajdostoj­ niejszej Radzie R egencyjnej” poeta d ed y ko w ał36. Znakomicie również orientow ał się w istotnych intencjach Beselerowskich proklam acji — wszak pisał w kom entarzu do jednego z „kabaretow ych” wierszy:

jak zw ykle na jesieni — wraz z likw idacją nieudanych na Zachodzie ataków szykow ali się N iem cy do nowych podarków dla Polski. Po w szechnicy, n i e ­ p o d l e g ł o ś c i i r e g e n t a c h c h c i a n o w z i ą ć P o l s k ę n a n o w ą u r o c z y s t o ś ć [...], m i a n o z a a t a k o w a ć n i e ś m i e r t e l n ą t r o m - t a d r a c j ę p o l s k ą 37.

Osądzono słusznie: „ r e a l i z m Lechonia w yraził się w Rzeczypospo­

litej B abińskiej” 38, realizm i polityczna trzeźwość.

I jedno, i drugie wygląda też — najniespodziewaniej dla uświęconego tradycją modelu konkretyzacji — z cytowanego fragm entu Piłsudskiego. Realia zarejestrow ane zadziwiająco wiernie: i te tłum y w iwatujące, i ten h ejn ał w hym n przechodzący („biel i am aran t”), i ci pełni galan­ terii ułani, i księża wychodzący z katedry na spotkanie Radzie Regen­ cyjnej, i szeregi piechoty... Spotyka się tu K arm azynow y poemat z K ró­

lew sko-polskim kabaretem. Kabaret to śmiech i drw ina trzeźwa,

„struganie m archew ki” — fragm ent Piłsudskiego to druga strona tego samego medalu. Strona tragiczna: tę intronizację Rady Regencyjnej nazwano już „ b o l e s n ą m askaradą” 39.

34 Ibidem, s. 493.

35 Komentarz Lechonia do w iersza Tym czasow ej Rady Stanu Polonez. W:

Rzeczpospolita Babińska, s. 15.

36 Ibidem, s. 9. 37 Ib id em, s. 35.

38 W i e r z y ń s k i , op. cit., s. 55.

39 Tak brzmi tytu ł rozdziału książki S. G ł ą b i ń s k i e g o Wspomnienia poli­

(11)

Perspektyw y bowiem politycznych skutków Beselerowskieh spekta­ kli nie były w istocie groźne: i Warszawa, i całe K rólestw o Polskie doskonale orientow ały się, jak w ygląda podszewka tego kontusza z te ­ atralnej rekw izytorni — i na dobrą spraw ę nie było obawy, że dadzą się nabrać tudzież w ydelegują milion rekrutów dla zaborczych armii. Powtórzmy: n a d o b r ą s p r a w ę , gdyż z tłum em różnie byw a i dla współczesnego obserw atora rzecz wcale nie w yglądała na przesądzoną, odpowiedzią na Beselerowskie gesty mogło być w jego oczach zarówno milczenie społeczeństwa jak i — spodziewany przez Niemców milion rekrutów . Teraz jasne jest, co oznaczają wersy:

Że Bogu się jak groźba położą przed tronem I krzykną w ielk ą ciszą... lub głosów milionem.

I jeśli poeta „groźbą” nazwał również „krzyk wielkiej ciszy” — a w ięc to, co w istocie byłoby w te j sytuacji trium fem politycznej dojrzałości warszawskiego społeczeństwa — to również nie bez przy­ czyny. Obok bowiem perspektyw politycznych te atr Beselera w yw ierał nieuchronne skutki psychologiczne: opierał się przecie na w ygrywaniu w yrafinow anym tęsknot i m arzeń narodu snutych w czasie stuletniej niewoli, w ygryw aniu nieludzkim. W arszawa pragnęła bodaj złudzenia, bodaj widoku chorągwi polskiej. Współcześni notują:

Natom iast co już jest popularnym [...], to sław a Legionów, m undur polski, w ojsko polskie. Warszawa nam iętnie tęskni za w idokiem munduru polskiego. Gdyby tu w szedł jakikolw iek nasz pułk i przem aszerował porządnie przez m iasto, zwłaszcza z dodatkiem konnicy, prawdziw ych armat, a jeszcze ze śp ie­ wem , upadłyby w szelk ie inne orientacje. To jest niew ątpliw a p ra w d a 40. Tak W arszawa tęskniła w sierpniu 1915 roku. G rudzień roku 1916 to potwierdził. W kroczyły wówczas do W arszawy oddziały legionowe; rzecz została zainscenizowana przez Beselera, k tóry chciał w ten sposób wzbudzić zaufanie ludności, nadszarpnięte niedawnym blamażem z po­ śpiesznie w ydanym i odezwami poborow ym i41. W arszawa — nieufnie nastroszona — gest te n przyjęła chłodno, z rezerw ą. A jednak pam iętni- karz zanotował:

Drugi pułk ułanów, który przejeżdżał na ostatku, tłum powitał hucznie, kawaleria jest bowiem ulubionym w Polsce rodzajem b r o n i42.

Beseler w ykorzystał to doświadczenie przy szopce intronizacyjnej...

40 List I. M o s z c z e ń s k i e j z 25 VIII 1915. Cyt. za: „Kwartalnik H isto­ ryczny” 1960, nr 3, s. 736.

41 Zob. A r s к i, op. cit., s. 161 n. 42 H u t t e n - C z a p s k i , op. cit., s. 370.

(12)

W O K O Ł „ K A R M A Z Y N O W E G O P O E M A T U ” J A N A L E C H O N I A 449

Z takich cegiełek zbudowaną emocję Lechoń odnotował w poetyckim zapisie bardzo w iernie: mom ent upragnionego „św itu”, k tó ry — jak piasek — „sypie w oczy” . Świadomą swej ułudności radość Warszawy. Zmieszanie entuzjazm u i drw iny — tragiczny splot uczuć zgromadzo­ nego tłum u. Ten Lechoń nie jest ani epigoński, ani wśniony w rom an- tyczność, ani anachroniczny. Swojej współczesności towarzyszy n a j­ w ierniej: tej, w której „świt się robi naraz. I staje zlękniony” .

Czas, k tó ry niesie przem iany poezji, ma bieg inny od czasu, m ie­ rzonego rów nym obrotem sekundnika. M ierzy się on zmianami form acji człowieka, uwikłanego w nierów nom ierne obroty historii. Dlatego nie­ kiedy poezja przez dziesiątek lat zmienia się mało lub wcale. A innym razem — niem al dni przynoszą jej kolejne, szybkie przemiany.

W takim właśnie czasie przyśpieszonych przem ian poetyckich po­ w staw ał K arm azynow y poemat. Rok ledwie upływ ał od końcowych działań w ojennych — a już popularny podówczas poeta, Józef Reli- dzyński, pisał w przedmowie do tomu swoich poezji:

Miałem pew ne skrupuły, czy książka moja nie będzie spóźniona [...]; czy n ależy powracać do tych czasów, co będąc już historycznym i, są jeszcze zbyt św ieże [...]; czy mam poruszać prochy przeszłości, niedalekiej, a tak dalekiej, w yprowadzać na św iatło dzienne cienie, niedawne, a tak dawno zapomniane; czy, w reszcie, na tle modnych dzisiaj eksperym entów poetyckich naszych n aj­ m łodszych, te [...] zwrotki nie wydadzą się głosem upiora z innego św ia ta 43. W ystarczyło przesunięcie modelu konkretyzacji o rok — a już wiersz staw ał się anachroniczny, bo tak jego odbiór zmieniało „mknące z za­ w rotną szybkością życie dni współczesnych” 44, przez nieporozumienie w ypełniające „miejsca niedookreśleń” w artystycznym schemacie utworu. Tego właśnie doświadczył poemat Lechonia. W ierny swoim czasom, ale skonkretyzow any w świadomości społecznej o rok za późno, na tle nie swojej już m acierzystej współczesności — staw ał się stylizacją, epigoństwem, anachronizmem. Staw ał się poem atem niejasnym , mało zrozumiałym. W najlepszym wypadku — poematem, którem u przypi­ sywano mgliście określone związki z sanacją, gdy przecie o zupełnie inne czasy i o zupełnie inne spraw y w nim chodzi!

A jeśli mimo to, mimo te niezrozumienia i nieporozumienia — urze­ kał, zrodził dla poety legendę, społeczeństwo odnajdywało w nim siebie? Powiedzmy: w ielkiej m iary musi to być poezja, skoro w ytrzym ała próbę tak fatalnej omyłki, próbę nie swojej gleby.

43 J. R e l i d z y ń s k i , Pędząca sława. Warszawa 1921, s. 3. 44 Ibidem.

(13)

4

Je j bowiem gleba m acierzysta była zupełnie odmienna: w yrastała owa poezja z tej połaci obszaru językowego, której granice zakreśliły tendencje niepodległościowe lat 1914— 1918.

Tendencje, pozostające w kręgu oddziaływania tradycji pow stań­ czych — jedynych polskich trad ycji wolnościowych, jakim i naród od wieku dysponował w zakresie „czynu samodzielnego”. Zagrzebane przez kieskę powstania styczniowego, odżywały silnie od przełom u stuleci XIX i XX, szerzone głównie przez PP S oraz Ligę Polską, działającą na terenie k raju jako Liga Narodowa 45. Te też tradycje stanęły u bez­ pośrednich podstaw działalności niepodległościowej Piłsudskiego, który uważał się za bezpośredniego spadkobiercę Tajnej Pieczęci Rządu Naro­ dowego z roku 1863 46. Do zewnętrznego w ystroju tego naw iązania do tradycji czynu sprzed półwiecza obóz Piłsudskiego wielką przyw iązyw ał wagę: wszak nieprzypadkowo w ym arsz Kompanii Kadrowej w ypadł dokładnie w pięćdziesiątą rocznicę egzekucji sierpniowej na stokach Cytadeli warszawskiej, egzekucji, w której zginęli Romuald T raugutt i członkowie Rządu Narodowego. I nie darmo biograf późniejszego m arszałka podkreślał, że czyn Piłsudskiego „był w swej naturze tym, czym była Noc Listopadowa, czym było Powstanie Styczniowe” 47.

Na tym miejscu nie chodzi o analizę i ocenę politycznych przyczyn i skutków podejmowania tych tradycji w r. 1914; to zadanie historyka. T utaj chodzi o konsekwencje psychologiczne owego powstańczego w y­ stroju, konsekwencje w arunkujące język i poezję okresu. Obecność nowych wzorców językowych — takich jakie byłyby odpowiednikiem faktycznego układu sił społecznych i ideologicznych na ziemiach pol­ skich w tych dniach — w najżywotniejszym podówczas nurcie poezji jest niesłychanie nikła, niem al żadna. Przyczyny w ydają się dość oczy­ wiste: ugrupow ania rew olucyjne, które pow inny były związać ruch rew olucji społecznej z ruchem niepodległościowym, nie potrafiły tego uczynić i przegryw ały w latach przedostatnich dw ukrotnie. Raz, gdy SDKPiL nie um iała docenić roli niepodległościowych dążeń narodu, skupiając się u progu stulecia niem al wyłącznie na program ach socjal­ nych, co zresztą zostało jej mocno w ytknięte przez L e n in a 48. D rugi

45 Zob. A r s к i, op. cit., s. 21, 37.

46 Zob. J. S t a r z e w s k i , Obraz duszy. W zbiorze: Idea i czyn Józefa Piłsu d­

skiego. Warszawa 1934, s. 84.

47 W. R z y m o w s k i , Życiorys. W: jw., s. 40.

48 Zob. A r s к i, op. cit., s. 12, 21—22. Błędy SDK PiL oraz przyczyny i skutki niezgodności jej postępowania ze w skazaniam i Lenina dokładniej om awia H. J a- b ł o ń s k i , Narodzin y Drugiej Rzeczypospolitej. Warszawa 1962, s. 15 n.

(14)

W O K O Ł „ K A R M A Z Y N O W E G O P O E M A T U ” J A N A L E C H O N I A 4 5 1

raz — gdy rew olucję w r. 1905 spotkała klęska. Te dwie głównie przy­ czyny spraw iły, że nie w ykształtow ała się nowa postać języka, przysta­ jąca do haseł niepodległościowych, że nie stworzono tu żadnych dosta­ tecznie mocnych tradycji, które m ogłyby wpłynąć na poezję związaną z owymi tendencjam i.

Zupełnie inaczej rysowała się sytuacja po przeciwnej stronie „ba­ riery ideologicznej”. Silne zaakcentowanie powiązań z tradycjam i po­ wstańczym i, łożenie nacisku nie na społeczną, „klasową”, ale na ogólno­ narodową rolę walki o niepodległość49 — apelowały do bardzo konkretnego modelu językowego, któ ry przystaw ał do tak właśnie zarysowanego program u. Był to językowy model poezji rom antycznej. Nie tylko w poezji zresztą powinowactwa te w ystępują. Jeśli dla publi­ cystyki rom antycznej słowami kluczowymi były słowa takie, jak ojczyzna,

niepodległość, zm artw ychw stanie, wolność, grób (ojczyzny, wolności,

narodu), naród, walka 50 — to w ystarczy wziąć pierwszą z brzegu bro­ szurę lub arty k u ł niepodległościowy z lat 1914— 1918, by stwierdzić, że takie w łaśnie słowa są kluczowe również dla nich 51.

I choć język ten u swoich w tym czasie podstaw wiązał się z pro­ gram em niepodległościowym ugrupow ań Piłsudskiego, z program u owego w yrastał — w użytkowaniu właściwie zatracał tak pojęty charakter „ideologiczny”. W skutek tego, że brakło mu konkurenta zaproponowa­ nego przez obóz o poglądach odmiennych — stał się językiem powszech­ nym , po prostu j ę z y k i e m n i e p o d l e g ł o ś c i o w y m , używanym we wszelkich publikacjach o charakterze wolnościowym, bez względu n a istniejące między nim i różnice ideologiczne. Był „językiem patrio ty ­ zm u” szeroko pojętego, a nie tylko „językiem piłsudczyków”. Był ogólnym znamieniem tych lat po prostu.

Tej praktycznie i szeroko upraw ianej afirm acji romantycznego języka w poezji i pozbawieniu go wyłączności związków z określonym ugru­ powaniem politycznym sprzyjał jeszcze jeden moment: przecież bezpo­ średnim sąsiadem z bardzo bliskiej przeszłości, a dość żywotnym rów nolegle jeszcze — był poetycki model Młodej Polski, aż nadto w yraźnie m anifestujący swe rom antyczne proweniencje. Zaznaczył on też mocne ślady na poezji niepodległościowej tych lat — aczkolwiek sposób ich odciśnięcia ma równocześnie tę w yrazistą specyfikę, która

49 A r s к i, op. cit., s. 21. Ówczesna publicystyka stale akcentuje, że Piłsudski jest „w cieleniem narodu”, a nie jakiejś partii. Zob. np. J. J ę d r z e j e w i c z ,

Józef Piłsudski. Warszawa 1920, s. 7, 65. Wyd. 1: 1918.

50 Zob. F. P e p ł o w s k i , S łown ictwo i frazeologia p u b licy sty k i okresu O św ie­

c enia i R om antyzm u . Warszawa 1961, s. 9 oraz indeks haseł.

(15)

pozwala jednoznacznie stwierdzić, iż nie z kontynuacją rom antyzujących tendencji młodopolskich, lecz z całkowicie odmiennym modelem poezji ma się tu do czynienia.

N ajpełniej, rzecz jasna, w yraził się ten język i ten model w poezji „obozu niepodległościowego”. Poczucie więzi z tradycjam i powstańczymi, poczucie kontynuacji ich poczynań — określa podstawowy zrąb poetyki w ierszy niepodległościowych. Pisano w nich:

Spod Białołęki, spod Grochowa ułański oddział idzie nasz —

[ ]

Któż by się oparł rwącej fali? — Sam X iążę Józef rozkaz dał!

(E. Ligocki, Tryum fato rzy)

Współczesność otrzym uje imię — m itu. I taką właśnie poezję, poezję mitu, tworzą te wiersze, ogniskujące m otyw y wszelkich możliwych walk o niepodległość w Polsce. Współczesność, określana tu taj — staje się syntezą wolnościowych dążeń narodu z całego ubiegłego wieku:

Bo dzień idzie, o którym ty ś śniła Poprzez sto lat niew oli; gdy iści Sen się w ieszczów [...].

(J. R elidzyński, Warszawo!)

Nierzadko odwołanie wiedzie głębiej w historię: do C eco ry 52, do jkrólów i książąt piastow skich53. N ajpopularniejsze jednak odsyłacze

wiodą do zmitologizowanych już w świadomości polskiej bitew dzie­

więtnastowiecznych: S om osierry 54, G rochow a55, O stro łęk i56; popular­ nością dorów nywa im tylko m it R acław ic57. Równolegle rozszerza się siatka mitów osobowych: T ra u g u tta 58, jeszcze częściej K ościuszki59 i „zapowiedzianego im ieniem 44” 60, najczęściej zaś — księcia Józefa 61,

52 Szantroch, O ziemio polska!; Zahorski, Kom en dantow i; W ójcicki, Z w y c ię zc y.

53 Zahorski, K om en dantow i; Bezim ienny, Marszałek.

54 Ligocki, Inwokacja; Zbierzchowski, Legionista; Relidzyński, Na wigilię; Bukowski, Wodzu!; Pysznik, R o s yjsk a Somosierra; Solski, Ułani polscy pod Ro-

kitną; Kopacz, Legiony.

55 Liczne w iersze Relidzyńskiego, Szantrocha, Ligockiego, Rygiera i innych. 56 Jw.; te m ity zazwyczaj się łączą.

57 Liczne w iersze Rygiera, R elidzyńskiego, Arnsztajnowej, Bułhaka, Mączki i innych.

58 Wiersze W olskiego, Zahorskiego, Orłowskiego, Stwory, Rygiera i innych. 59 Wiersze Arnsztajnowej, Rygiera, Relidzyńskiego, Ligockiego, Orłowskiego, Jussa i innych.

60 Wiersze M iłaszewskiego, D icksteinów ny, Borow skiej, W ójcickiego, Rygiera, Bielańskiej, Hiża, M irskiego, Okszy, Reny Maryth, W olskiego i innych.

61 Wiersze Starzewskiego, Ligockiego, R elidzyńskiego, Rygiera, Orłowskiego i innych.

(16)

W O K Ó Ł „ K A R M A Z Y N O W E G O P O E M A T U ” J A N A L E C H O N IA

żyjącego w legendzie (i tak też przywoływanego) jako strażnik „honoru Polaków ” 62.

M ity te funkcjonują na praw ach aluzji czysto słownikowej najczę­ ściej: pojaw iają się po prostu jako nazwa, użyta dla oznaczenia faktu współczesnego — tak jak Somosierra staje się w ym ienną bądź równo­ ległą nazwą R o k itn y 63, wsławionej szaleńczą szarżą ułanów Wąsowicza w roku 1915. Wówczas m onum entalizują one współczesność, od razu n a­ dając jej w ym iar bohaterskiej legendy. Bardzo często bywa jednak ina­ czej; oto w świecie tych wierszy zmitologizowany bohater narodowy bądź literacki jawi się na praw ach uczestnika, zostaje skonfrontow any ze współczesnością: książę Józef bądź Kościuszko z P iłsu d sk im 64, współ­ czesny żołnierz — ze swym powstańczym lub napoleońskim proto­ plastą 65, a także z W ernyhorą 66.

Znam y te spektakle, w których m it koegzystuje ze współczesnością: to narodow y spektakl m odernistyczny Wyspiańskiego. Romantyzm m ity tw orzył od podstaw — modernizm zaś budował jakby drugie ich piętro w ykorzystując m ity stare. Spowijał swoje konstrukcje poetyckie w grę gęstej siatki aluzji literackich bądź kulturow ych, które pojaw iały się na praw ach „odsyłacza” do nie rozszerzanego w bezpośrednio danym tekście „kon trapu nk tu ”. Tworzył się spektakl o podwójnym dnie; jed­ nym była określana współczesność, drugim — ewokowana przez aluzje pierw otna postać m itu, na tle której pełnym dopiero blaskiem w ybły- skiw ały znaczenia w ersji nowej. To — Wyspiańskiego W yzwolenie. W yspiański dokonał wielkiej rzeczy dla ówczesnego języka niepodle­ głościowego: spopularyzował „język m itów ”, aparat słownych odsyłaczy, aparat języka aluzji ewokujących narodowe tradycje.

Tym właśnie językiem od początku operuje poezja niepodległościowa la t 1914— 1918. Ale zużytkowuje go w zupełnie odmiennych celach i zupełnie odmiennych kształtach kompozycyjnych — tak, jak to dy­ ktow ała odmienność sytuacji historycznej. M odernistyczne w ersje mitów były uwspółcześnionym rozrachunkiem z w ersjam i pierwotnymi, aran ­ żowały narodowy „rachunek sum ienia”. M odernistyczne w ersje mitów pokazywały ich słabość, negliżowały je. Stąd właściwym dla nich kształ­ tem był wielki spektakl teatralny, k tó ry rzeczy obiektywizował, p o- k a z y w a ł z dystansem, zezwalającym na refleksję.

Inaczej w latach 1914— 1918, w atmosferze podjętego „czynu”. Mit nie był tu środkiem do analizy cech współczesnego społeczeństwa i na­

62 Typow y przykład — ballady Rygiera z tomu Wieść o Archaniele (1916). 63 Zob. w iersze w ym ienione w przypisie 54.

64 Np. ballady Rygiera z tomu Wieść o Archaniele.

65 W iersze Rygiera, Ligockiego, Mączki, Słońskiego i innych. 66 Np. Starzewskiego Rozmowa.

(17)

rodowych tradycji. Nie m iał ich negliżować. Przeciwnie, m iał służyć za punkt oparcia. Za w yraz związków z tradycjam i historycznym i. I m iał dawać poczucie siły: gdyż tak się właśnie złożyło, że polskiemu żoł­ nierzowi tych czasów przychodziło częściej rozmawiać ze zm arłym i niż z żywymi. Zbrojna w alka o niepodległość została bowiem podjęta przy niezbyt sprzyjających nastrojach w społeczeństwie. Tradycje zbrojne wygasły już dawno, nie były najchętniej widziane, pozytywizm wszak zrobił swoje na długo, Młoda Polska nie lansowała am bicji m ilitarnych — stąd też tak poezja ówczesna jak publicystyka pełne są utyskiw ań na obojętność społeczeństwa wobec garstki walczących, pełne są akcen­ tów uw ydatniających „konflikt z pokoleniem”, podejmowanie walki niejako w brew woli ogółu 67.

W tych w arunkach historyczne m ity były przywoływane w atm o­ sferze bezwzględnej afirm acji: daw ały poczucie siły, poczucie godności w łasnej — i kto wie, czy nie to właśnie stanow i główną przyczynę, dla której tak gęsto poprzetykana jest nim i poezja tych czasów. Poezja afirm ująca historię, zapatrzona w przeszłość i przyszłość, a unikająca panoram y społeczności współczesnej.

To wszystko jaskraw o odcinało tę poezję od młodopolskiego sąsiedz­ twa, wskazując, że stanow i ona nowy etap w ewolucji literatu ry . Tę nowość i odległość od tendencji młodopolskich podkreśla fakt, że niektóre w ersje mitów, stworzone bądź opracowane przez modernizm — znajdują tu swoje kontynuacje o zupełnie odmiennym profilu. Jeśli w finale

Nocy listopadowej Niki usnęły — to w udram atyzow anym poemaciku

Leona Rygiera Przed pom nikiem Sobieskiego (1916) P iotr Wysocki znów spotyka się z Korą w Łazienkach, a Niki powtórnie zryw ają się do lotu. Jeśli w Warszawiance konnica przy dźwiękach granej na klawikordzie pieśni odjeżdżała na bój po z góry przew idzianą klęskę i wiadomo było, że panienka w białej sukni otrzym a skrwawioną szarfę i ułańskie przestrzelone czako — to w wierszu Relidzyńskiego W noc listopadową (1916) w starym dworku pow tórnie zjaw iają się ułani, a panienka — obecnie siwa już babunia — patrząc na pam iątkow y kask znów żegna ich graną na pianinie Warszawianką, gdy odjeżdżają na bój zwycięski. Podobnie odżywa m otyw Złotego Rogu, k tó ry — zgubiony w W eselu — odnajduje się, przechodząc do poezji niepodległościowej jako jeden z najczęściej pow tarzanych motywów: tym razem gra 68, a śpiący w Ta­ trach rycerze budzą się 69.

67 Znam ienne w iersze Ligockiego w tom ie T ryu m fa to rzy (1920), a także w ier­ sz e Kleszczyńskiego.

68 Т. O., Naczelnikowi; por. też w iersze Mączki, Mayzela, Zahorskiego i innych. 69 Bielańska, Pieśń oczekiwania.

(18)

W O K O Ł „ K A R M A Z Y N O W E G O P O E M A T U ” J A N A L E C H O N IA 455

5

Fakt, że afirm atyw nie podejmowany m it m a służyć za p u nkt oparcia dla siły człowieka współczesnego, determ inuje też rodzaj literacki tych utworów: to, oczywiście, ani dram at, ani poemat. To — liryka, zmie­ niająca zobiektywizowany kształt m itu w subiektyw ny ekwiwalent emocji podmiotu, mówiącego zazwyczaj w im ieniu zbiorowości.

W tym miejscu liryka niepodległościowa na trw ałe żegna swoje młodopolskie koneksje, naw iązując do kompozycyjnych kształtów poezji rom antycznej, przede wszystkim powstańczej. Jeśli naw et pojawia się w niej sonet — a pojawia się bardzo często — to nie jako w ynik młodo­ polskiej sonetomanii, ale jako bezpośrednie naw iązanie do sonetomanii rom antycznej; licznego bowiem potomstwa doczekuje się odmiana nie znana Młodej Polsce, a głośna w rom antyzm ie: „sonet w ojenny”, spopu­ laryzow any ongiś przez Kajsiewicza i Garczyńskiego, a odżywający obecnie pod pióram i Godlewskiego, Mączki, Bukowskiego, Schmeidla, Szantrocha 70. T utaj sama odmiana gatunkowa staje się aluzją literacką — naw iązując do kompozycji nierozerwalnie sprzężonej z powstaniem listopadowym. Podobną rolę odgryw ają liczne parafrazy M azurka Dą­

browskiego 71, wyznaczając związki współczesnej piosenki z mitologi-

zującym i ją tradycjam i. Często też naw iązuje ona do piosenki i dumki powstańczej, nie tylko przyw ołując znane konstrukcje fabularne (ów nieśm iertelny — na przykład — od dum y wywodzący się motyw po­ żegnania przy wyjeździe na bój, z tragicznym finałem o kwiatuszku, co na grobie sam otnym w y ra s ta 72). Łączą się one z tradycją przede w szystkim centralnym i m otywam i oraz w ystrojem językowym.

C entralny motyw — to k u lt ułana, staropolskiego dworku i panienki w białej sukience.

Ów „dworek z panienkam i”, owo to, w czym streszcza się piękność pol­ skiego życia; ów „ułan z ostrogam i”, owo to, w czym się streszcza m ęstwo polskiego życia: będą sobie podawały ręce od etapu do etapu, aż w ty ł w ięcej niż setki lat sięgną. Wszakci do „panienek z dworku” zalecali się nawet żelaźni, pancerni rycerze — i m yślę, że dworek zniknie w życiu polskim, ale pieśń o nim nie zniknie

— pisał w r. 1916 Tetm ajer, określając tomik poezji niepcdległościo-70 Cykle: Godlewski, 1914; Schm eidel, W o jn a ; Szantroch, Bitw a; szereg sone­ tów Mączki z tomu S ta ry m szlakiem; Bukowski, Po bitwie.

71 Zob. tek sty zebrane w antologii Pieśń o Józefie P iłsudskim (Zamość b.r.) w dziale Pieśni i piosnki.

(19)

w ej 73. Odzywają się też te m otyw y raz po raz 74 — nie tylko ciągłość powstańczej piosenki podkreślając, ale także zam ieniając ją w m anife­ stację p o l s k o ś c i . Zupełnie tak samo, jak do tradycyjnych, uświęco­ nych kultów narodowych starała się apelować w realnej rzeczywistości kaw aleria Beliny:

U łani polscy — m itologizowano w spółcześnie — honor, splendor, zaszczyt i cała radość, jaką ten term in w sobie m ieści, są znowu... [...] Nie w zięli się ani z płótna, ani z wiersza, a z w alki, z życia, z zasługi bojowej. Ich m undur dzisiejszy i ten w ielk i, srogi kask, te sznury dawne, zaw iesiste, są w idom ym sym bolem łączności z p rzeszłością75.

Ku temu też zdąża w ystrój językowy tych piosenek. Słownictwo proste, „swojskie”, prym ityw paralelicznych konstrukcji składniowych, anafor i powtórzeń słownych — wszystko to zbliża je do cech Pieśni

Janusza Pola, wzorca aż nadto otartego w tradycjach 7G.

Obok tego rozw ija się nader bujnie liryka „wysokiego to n u ” — jak to zwyczajnie byw ało w okazjach wszelkich polskich insurekcji, którym pogłosy klasycystycznej reto ry k i koniecznie towarzyszyć musiały, dzię­ k i czemu uzyskały naw et rom antyczne obyw atelstwo w dziedzinie liryki powstańczej. Tendencje klasycystycznej ody w pływ ają przede wszystkim na obrazowanie — hiperbolizujące, kosmiczne. Jeśli o sto lat wcześniej pisano:

ö w olbrzym, postrach narodów, Co czołem strącał lazury, D eptał nogą biegun lodów

(K. Koźmian, Oda na pożar M oskw y, 1812) — to podobne rysy obrazowe i obecnie wystąpią:

Olbrzyma w idzę — — siadł jakoby w św iata kąt

i zaparł drogę — —

(K. Tetmajer, Wódz, 1916)

Te w yraźnie klasycystyczne prow eniencje uzyskują jednak sankcję, m otywującą charakter hiperbolizacji, w poetyce gatunku romantycznego: wizji. W zacytow anym w ypadku odbija się to na znacznie mniejszej

73 Ibidem, s. 7 (przedmowa).

74 W iersze Relidzyńskiego, Mączki, Szantrocha, Łepkowskiego, Słońskiego i innych.

75 J. K a d e n - B a n d r o w s k i , Piłsudczycy. Warszawa 1921, s. 60. Wyd. 1: 1915.

76 Piosenkow e w iersze R elidzyńskiego, Słońskiego, Rygiera, Piotrowskiego, Ży- powskiego, Zbierzchowskiego, Długosza, A. Sienkiew icza, Zahorskiego, Czarnockiego

(20)

W O K O Ł „ K A R M A Z Y N O W E G O P O E M A T U ” J A N A L E C H O N IA 457

konkretności obrazu („świata k ą t” w miejsce znacznie konkretniejszych „lazurów ” i „bieguna lodów”). W w ypadkach innych, najczęstszych, prow eniencja rom antyczna ujaw ni się w postaci znacznie bardziej zmodernizowanych, w izyjnych motywów legendowych:

Zbroja Twa czarna i m iecz lśniący Łyska nad kaskiem złotych piór.

(B. Niemira, Apoteoza)

Zmodernizowanych — wszak nasuw a się tu poetyka Słowackiego, jednocząca dw a okresy poezji polskiej.

Retoryczności obrazowania towarzyszy retoryczność składni, san ­ kcjonowana najpopularniejszym i w tym czasie gatunkam i: pobudki, apelu, roty. Składnia w ykrzyknień, najczęściej w ystępujących w formie rozkaźników 77 rozwichrza tok wiersza, wprowadzając częste a silne przedziały pozametryczne. Towarzyszy tem u niesłychanie rozprzestrze­ niona m aniera apostrofy. Z reguły bowiem jest to liryka zwrócona do adresata, liryka „drugiej osoby” — i tu retoryczność energiczna bojo­ wych wezwań i spontanicznych w ykrzyknień spotyka się ze znacznie bardziej koturnow ą, w yraźniej klasycystyczną retorycznością apostrofy:

Polsko — Ty Królowo w złocie i purpurze, pełna św iętej dumy i m agnackiej buty — Polsko — Męczennico [...]

(J. Torczyńska-Korulska, Polska — Piłsudskiemu)

D odajmy do tego ciągłą obecność p e ry fra z y 78 i słownictwo nie­ zwyczajne, patetyczne, o silnej barw ie stylistycznej, obecne naw et w tedy, gdy w ystrój wiersza pozbawiony jest w yraźnych „figur retorycz­ nych” 79 — a obraz liryki tego n u rtu stanie się względnie pełny: liryki towarzyszącej „chwili niezw ykłej” w dziejach pokolenia.

Chwili, która zrodziła w poetyce tych w ierszy tendencje do wprowa­ dzania bardzo ujednoliconych związków frazeologicznych, „frazeologii kalki” . Dotyczy to głównie obrazowania „m omentu przełomowego”, jakim dla tego pokolenia była walka o niepodległość. I tu sięgnięto do starej, mitologicznej tradycji: do m itu w alki dnia z nocą, jako walki dobra ze złem, a wolności z niewolą. Sen — to słowo wszechobecne w tej poezji, słowo-klucz, rozmieszczone na dwóch przeciwstawnych

77 Nawrocki, Pobudka; Orkan, Pobudka; Tarzyca, Do broni!; Smolarski, Pod

broń!; Bieder, Bij, legionisto!; Neumanowa, Idącym w bój; Rysiewicz, Do młotóto!;

także w iele w ierszy Mączki, Relidzyńskiego, Bielańskiej, Zahorskiego i innych. 78 W iersze K orulskiej, W ójcickiego, D icksteinów ny, Gąsiorowskiej, Przybyl­ skiego, Bułhaka, Zaleskiego, Zarzyckiej, Czerkawskiej i innych.

79 Chodzi tu o wiersze „z placu boju”, utrzymane w tonacji elegijnej — o ten ­ dencjach „uposągow iających”.

(21)

biegunach semantycznych. Na biegunie pierwszym, gdzie rodzi m niej rozgałęzione związki frazeologiczne, ma sens pozytywny, oznaczając stuletnie rojenia o wolności — to sen o szpadzie, sen o chwale, sen

0 wolności, sen o sła w ie 80. Wkroczenie tego związku frazeologicznego

rodzi z reguły wiersz patetyczny, ale jednolity zazwyczaj w swojej kompozycji stylistycznej, pozbawiony dysonansów i antytez: sława 1 szpada ogarniają tu taj jednolicie pokolenia daw ne i współczesne, przodków i dziedziców. Tutaj też bierze początek charakterystyczna „m etaforyka miecza”, rozprzestrzeniona w tej poezji, a oznaczająca realizację testam entu przodków przez pokolenie współczesne: „Coś podjął Ojców rdzew iejący miecz” (J. Mirski, Piłsudski).

Inaczej — na biegunie sem antycznie przeciwstawnym , gdzie słowo „sen” ma zabarw ienie zdecydowanie negatywne, oznaczając ‘m artw otę narodu’. T utaj związki frazeologiczne rozbudow ują się w postaci antytez, a stylistyczna kompozycja w iersza oparta jest na konfliktow ych zesta­ wieniach konstrukcji językowych. T utaj też związki frazeologiczne są o wiele bogatsze: kluczowe słowo sen w raz ze swoją antytezą, obudze­

niem, rodzi całą grupę słów kluczowych, bliskoznacznych w sferze przy­

jętej m etaforyki. Z jednej strony w ystąpią noc, sen, letarg, śpiący, usnąć,

senny, ociężały, drzemać, kojarząc się z takim i słowami, jak: grób, trum na, niewola, kam ienny, m artw y. Z drugiej strony w ystąpi antyteza

— św it, jutrzenka, jutrznia, zorza, ranek, dzień jasny, wschód słońca,

obudzić, świtać, dnieć, wstać, przebudzenie, jaśnieć, b rza sk 81. T utaj

w krąg skojarzeniow y wchodzą wolność, niepodległość, życie — w ytw a­ rzając związki frazeologiczne typu św it swobody, zorza wolności. Ta „kluczowa” frazeologia niemal bez reszty ogarnia omawianą poezję — tak, że cytowane słowa nigdy nie w ystępują w swoim potocznym, norm alnym znaczeniu: potoczny staje się ich sens m etaforyczny, ogar­ niając także publicystykę tego czasu 82.

Synonimięznym odpowiednikiem św itu sta je się też kluczowe słowo

wiosna, przeciwstawiane jesieni bądź zimie, najczęściej w ystępujące

jednak, w przeciwieństwie do antytetycznej pary noc—świt, w postaci frazeologicznych związków jednolitych, złożonych z semantycznego roz­ budowania słowa kluczowego: wiosenne w iatry, wiosenne słońce, spie­

niony prąd wód, ruń zielona, orka, siew, okwiecić się, zakwitnąć,

80 Wiersze Czerkawskiej, Relidzyńskiego, Mączki, Rygiera, Ligockiego i innych. 81 Np. jutrznia nowa, w y złoc ą się zorze, św it sw obody, wsch odzący Polski św it itp. w w ierszach Relidzyńskiego, Smolarskiego, B ielańskiej, Mączki, Rygiera, Szan- trocha, Słońskiego, Dzięciołow skiego, Musialika, Popoffa, Zahorskiego, Ciecha­ now skiej, Borowskiej, M irskiego, Orłowskiego, Falkiew icza i innych.

82 Zob. J ę d r z e j e w i c z , op. cit. — В. H e r t z , „P ierw szy dzień wolności”, „Życie P olsk ie” 1917, numer specjalny.

(22)

W O K O Ł „ K A R M A Z Y N O W E G O P O E M A T U ” J A N A L E C H O N IA

odrodzić83. Wszystko, rzecz jasna, w sensie metaforycznym , określają­

cym perspektyw ę niepodległości i walkę o nią.

Tu też, na przecięciu się pól sem antycznych wyszczególnionych grup wyrazów kluczowych, w yrastają trzy charakterystyczne dla poezji niepodległościowej wizje Polski: rzadko Polski współczesnej (napisano już, że ta poezja unika panoram y społeczeństwa współczesnego), z re ­ guły zaś niepodległej „Polski przyszłości”. Wizje te — niesłychanie ograniczone w aspekcie swojej konkretności programowej, w aspekcie program u państwowego bądź społecznego przyszłej ojczyzny — rodzą się jedynie na gruncie emocjonalnego przeżywania w alki o wolność przybierając poetyckie kształty pod w pływ em praw skojarzeniowych,, które rządzą układem słów-kluczy.

Wizja pierwsza wywodzi się ze skrzyżowania trzech słów kluczo­ wych: snu, obudzenia i wiosny. Szczególnie ważny jest tu w kład

w iosny, konstruującej obraz: wiosna w tym wypadku ewokuje święto

Zm artw ychw stania.

biją dzwony tryum fem Życia — wśród przestworzy, niby skowronek, śpiew ich buja — śpiew zm artw ychw stania: Alleluja!

(J. Relidzyński, Na Z m a rtw yc h w sta n ie biją dzwony)

Klucz snu ew okuje w tym w ypadku wizję grobu. I tu w yrasta — mniej lub bardziej ewangelicznie w ystylizowana — wizja Polski zm ar­ tw ychw stającej, pow stającej na grobach i kurhanach rycerstw a lub żołnierzy, kiedy indziej rozwalającej ewangeliczny kam ień grobowy i odnajdującej w ten sposób związki z rom antyczną symboliką m esja- nistyczną, bez akcentow ania wszakże teorii o „Polsce — Mesjaszu naro­ dów”. Nawiązanie do tradycji jest tu czysto zew nętrzne 84

Wizja druga w yrasta z zamkniętego kręgu semantycznego w iosny: to „Polska rolników ”. Polska, która

Za pługiem swoim idzie... Wolny lud ją orze I w pracy zbożnej złote, sypkie ziarno sieje.

(Z. Dębicki, Sen)

To Polska „haftow ana zbożami”, zakw itająca „kobiercem łą k ”, rozdzwoniona k o sam i85 — jedyna konkretniejsza w izja przyszłości obecna w tych wierszach.

83 Np. wiersze R elidzyńskiego w tom ie Wieją wiosenne wiatry.

84 Wiersze Dzięciołow skiego, Relidzyńskiego, K ietlińskiego, Mączki i innych. 85 Dębicki, Sen. Por. też w iersze Ejsmonda, Słońskiego, Relidzyńskiego, Jussa, Mączki, Okszy, Zahorskiego i innych.

(23)

Tu też pow staje uboczny — tym niem niej częsty — związek znaczeń kluczowych: w alki i spokoju, Polski w ykrw aw iającej się i Polski już niepodległej. Odpowiadają tej antytezie pojęć dwa naczelne „hasła wywoławcze” : żołnierz i rolnik. Z pierwszym kojarzy się łańcuch słów wojennych, z drugim — krąg słów semantycznie „w iejskich” . Często te dw a łańcuchy słowne zachodzą na siebie — sem antyka „rolnicza” przechodzi na teren znaczeń „żołnierskich” i wojennych, zabarw ia go, łącząc w jedność oba przeciw stawne kręgi: krew staje się substancją użyźniającą rolę pod siew ziarna, w ybuchy arm atnich pocisków w yko­ n u ją orkę, ran y żołnierzy zakw itają jak czerwone kw iaty w olności86.

Wizja jedności dwóch pokoleń, obecnego (walczącego) i przyszłego (upra­ wiającego rolę), uwidoczniona w językowych związkach frazeologicznych owej poezji — rozprzestrzenia się także na te konstrukcje, w których skojarzenia już nie tyle w w arstw ie języka, ile w w arstw ie przedstaw ień przedmiotowych rządzą: pojawia się w izja rolnika lemieszem w yorują- cego z ziemi hełm i kości poległych 87. Tu również funkcja takiego zobra­ zowania Polski jest widoczna — upraw iana lemieszem rola m a przy­ pominać o tych, którzy wywalczyli dla niej wolność 88. I tu taj ta wizja Polski odnajduje związki z tradycją: z jednej strony ewokując odwieczny konflikt narodu zamiłowanego w rolnictwie, a przymuszanego do wo­

jen 89, z drugiej zaś odwołując się do uświęconego przez prerom antyczną i późnoromantyczną sielankę narodową modelu Polski, odwołując się do Wiesława Brodzińskiego, do jego Pieśni rolników polskich, do siel­ skiej twórczości Lenartow icza — by poprzestać na w ym ienieniu zjawisk najbardziej znanych, wśród których i dla Pola miejsca zbraknąć nie powinno. Toteż właśnie poetyka sielanki tradycyjnej modeluje i obraz, i słownictwo tych wizji „Polski sielskiej” 90.

Najuboższa jest wizja Polski trzecia, zbudowana w oparciu o k lu ­

czowy krąg św itu. N ajbardziej nieokreślona, stanowi jedynie ekwi­

w alent emocji podmiotu mówiącego: obraz prom ieni jawiących się na brzegu n o c y 91. Ale też ona w ystępuje najczęściej, najsilniej charakte­ ryzuje serls istotny tych wizji — nie będących żadnym programem, lecz m anifestacją emocji wolnościowej. Próg świadomości utrw alonej

86 Wiersze Szantrocha, Mączki, Relidzyńskiego. 87 Zob. Słoński, Przed zorzą.

88 Zob. Mączka, Wam; Szantroch, A w y , sy n ow ie k ie d yś nasi...

89 Zob. J. L e c h o ń , O literaturze polskiej. N ew York 1946, s. 24, 90, 92. Zbli­ żona teoria stanęła u podstaw „sielankow ych” m anifestów B r o d z i ń s k i e g o u progu lat dwudziestych X IX wieku.

90 Np. Słoński, Dziad; Mączka, Jesienią; Szantroch, Cm entarz-sad.

(24)

W O K Ó Ł „ K A R M A Z Y N O W E G O P O E M A T U ” J A N A L E C H O N IA 4 6 1

w tych wierszach stanowi myśl, że Polska wolna ma być ucieleśnieniem p o l s k o ś c i . Tak też podówczas pisano:

[jej] treść jest kw intesencją polskości, zrozumianej w najgłębszym jej zna­ czeniu. Wżyć się w nią można poprzez rozpam iętyw anie m inionych czasów. [...] Wątpię, aby zagadnienia narodowe, którym i on [tj. walczący w spółcześnie żołnierz] żyje i dla rozwiązania których działa, kształtow ały się w jego duszy w form ie konkretnej. Ta Polska, którą on w ypracowuje, dla której przeszedł przez śm ierć i rany, przez twardą pracę żołnierską [...], żyje tak prawdziwie, że nie wym aga żadnych wypow iedzi. On tę Polskę w idzi oczami swej duszy; zna ją; jej atm osferą oddycha, w sobie ją czuje [...]. N ie posiada żadnego sprecyzowanego programu sp ołeczn ego92.

Tak właśnie — w tej poezji. Biorąc początek z narodowych mitów dla usankcjonowania podejmowanej walki, kres owej w alki znów ku mitom zwraca narodowym, obracając się w zaklętym kręgu „polskości” i m anifestując ją każdą swoją tkanką.

6

Tak jak K arm azynow y poemat Lechonia. Ośrodkiem jego problem a­ tyki jest polskość, tworzywem polskość ukazującym — m ity narodowe, a podstawowym problem em — stosunek człowieka do tych mitów 93.

Z obszarem poezji niepodległościowej poemat Lechonia związany jest bardzo mocno. Raz po raz w ystąpią w nim charakterystyczne mo­ tywy: Polska pojawi się jako „kościotrup spod wszystkich kurhanów ”

(Herostrates) 94, „w cierniowej koronie”, to znów skojarzy się z „ofiarną

chustą z Chrystusa odbiciem”, by za chwilę dał się usłyszeć jej „szept zm artw ychw stający” (Duch na seansie, Polonez artyleryjski) — co wprowadza nie tylko związki wyobrażeniowe z omówionym nurtem poetyckim, ale już frazeologiczne.

Wystąpi, oczywiście, i wizja Polski inna, równie charakterystyczna, osnuta wokół klucza snu i św itu wraz z pochodnymi, synonimicznymi w zakresie skojarzeń słowami. Ta Polska się pojawi, która „w iruje lekko, sennie” (Jacek M alczewski), „sennie [...] kręci się i kręci” (M och-

nacki), „idzie w przód jak senna”, „nikogo nie chce budzić”; ta, w której

jest „senność, ciepło, zmiętość” (Piłsudski), która przychodzi do „omdla­ łych, pośniętych” (Pani Słowacka). Będzie tu i świt: „i św it się robi naraz”, „świt różowy przez żaluzje w nika”, „ranek sypie w oczy świtem ”

(Piłsudski); w promieniach lamp „jak słońce jasne [...] dzień kw itnie” (Duch na seansie). Wszystko ma sens m etaforyczny.

92 J ę d r z e j e w i c z , op. cit., s. 11, 63.

93 Zob. H o r z y c a , op. cvt. — K w i a t k o w s k i , op. cit.

94 Dla analogii por. np. Słoński: Ta, co nie zginęła, Już ją widzieli id ącą; K uź­ mińska, Polska być musi...; R elidzyński, Na dzień 6 sierpnia.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Euzebiusz Słowacki był w części za­ leżny wprost od Sulzera (Pam. VII), Mickiewicz, jeśli był, to w ogromnej przynajmniej części tylko pośrednio. 37), nawet

20 F. Bentkowski, Spis medalów polskich lub z dziejami krainy polskiej stycznych, w Gabinecie Król. Uniwersytetu w Warszawie znajdujących się, tudzież ze zbiorów i pism

Bardzo ożywiona dyskusja dotyczyła problemu procesu brunatnienia rędzin, w arunków, w jakich się on odbywa, oraz procesu terra fusca — jego specyfiki i w ie­

Glosa do uchwały Sądu Najwyższego z dnia 11 września

Wskazują jednak także i na inne kwestie, które już zamieszcza się w niektórych propozycjach teologii moralnej szczegółowej, błogosławieństwa, dary Ducha Świętego,

Our key conclusion is that the joint PDF of relative velocities and separations of particles in the absence of gravity in a turbulent flow can be accurately predicted by the model

After assigning class labels to the input point cloud, we consider only the points which are labelled as trees and we separate individual trees

When TS waves are excited upstream of the wavy walls, substantial delays in the onset of transition are observed for certain spanwise wavelengths compared with the flat-plate