Ireneusz Opacki
Wokół "Karmazynowego poematu"
Jana Lechonia
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 57/4, 439-483
IR E N E U SZ OPA CK I
WOKÓŁ „KARMAZYNOWEGO POEMATU” JANA LECHONIA
1
Dzieje recepcji Karmazynowego poem atu Lechonia są świadectwem siły, jaką dysponują pierw si czytelnicy wiersza poety. Są przykładem, jak model konkretyzacji, ukształcony przez pierwszych odbiorców, może w pływ ać na pokolenia całego półwiecza czytelników i krytyków , jak determ inuje on rozum ienie i ocenę poezji, jak wyznacza kon tu ry k ry tycznych sporów. Ja k n a koniec tw orzy legendę tak sugestywną, że ona to — a nie rzeczywista twórczość poety — staje się praw dziw ym punk tem odniesienia wszelkich sądów o tej twórczości wypowiedzianych. Dzieje te pokazują także, jak istotnym czynnikiem dla społecznego modelu konkretyzacji wiersza jest mom ent jego w ydania. K arm azynow y
poem at ukazał się w czasie, k tóry fetow ał świeżo odzyskaną, po stu
z górą latach, niepodległość kraju. W czasie, w którym — zacytujm y współczesnego —
jaw iła się młoda ojczyzna, w alcząca o istnienie, zakw itająca bohaterstwem, sztuką ogłaszającą w olność, poezję tryum fu i radości w państw ie o granicach zbroczonych krw ią Polaków, ale jeszcze nie uznanym 4
I ten właśnie mom ent ukształtow ał model konkretyzacji Lechonio- wego poematu, decydując równocześnie o ogromnej jego popularności i sławie. Model ów kształtow ał się zresztą na różnych poziomach „dookreślenia”. W cytowanym przed chwilą wspomnieniu Rafał Mal czewski notuje:
Ojciec dopytyw ał się wciąż:
— Kto to jest ten Lechoń? Co to za nazwisko pachnące Polską, Słowackim, legendą, tajemnicą?
Kazał sobie czytać po w iele razy w iersz pt. Jacek M alczew ski, wiersz o P ił-1 R. M a l c z e w s k i , Śpiew. W zbiorze: Pamięci Jana Lechonia. Londyn ił-1958, s. 35.
sudskim, Panią S łowacką, Mochnackiego i resztę. Pytał, czy rozum iemy owe w iersze.
— N i e r o z u m i e m n i c — m ów ił ojciec — ale cóż to za poeta — i pro sił, aby mu znów przeczytać któryś z utw orów Lechonia 2.
Ta niechwalebna zasada „nierozum ienia” często podówczas w ystar czała; ona też kształtow ała model konkretyzacji:
P ow itał [Lechoń] w olność siedm iom a pieśniam i i ow inął je w karmazyn jak w sztandar. Ta barwa dawnych m ożnowładców polskich nie m iała w sk a zyw ać żadnego z nim i związku. W ten sposób zam yślił poeta wyrazić symbol polskości, najbliższy jej rdzenia i powszechnego jej ducha [...]. Cokolwiek sądzić o tym zam yśle, poeta chciał powitać wracającą w olność w szystkim , co było, jakim ś narodowym uniw ersałem [...]3.
Ba — cokolwiek sądzić... W istocie wybór pozostawał niewielki: ogra niczał go ten sam mom ent „pierwszej recepcji”, kładąc na Lechoniową poezję cień anachronizmu.
Raził m nie — w spom ina Iwaszkiew icz — tradycyjny, „patriotyczny” ton pikadorskich jego [tj. Lechonia] wierszy. W szyscy w ów czas za przykładem A ntoniego Słonim skiego łudziliśm y się, że „odrzuciliśmy z ramion płaszcz Konrada”. Lechoń bynajm niej tego konradowskiego płaszcza nie odrzucał, przeciwnie, zdawał się go jeszcze piękniej na sw ych plecach drapować, Je go poetyka nie m ieściła się w tej epoce, którą przeżyw aliśm y w latach 1918—1921. [...]
Wtedy, [...] w niezw ykłym m om encie jesieni 1918 roku, nie pasowała ona do powszechnego entuzjazm u, powszechnego krzyku. Słonim ski zachłystyw ał się swoją potężną Czarną wiosną [...]. Tuwim ogłaszał się „pierwszym w P ol sce futurystą”, W ierzyński upajał się codziennością. [...]
Lechoń był tem u w szystkiem u obcy. [...] Tworzył podług bardzo znanych w zorów — dzisiaj dopiero w idzim y, ile w nim było Słowackiego, ile W yspiań skiego, ile po prostu Or-Ota... [...]
To spokojne naw iązyw anie do tradycji [...] nie mogło się nam podobać, nam, którzyśm y chcieli być przede w szystkim „now i” 4.
Sąd ten był nieuchronny: że „jakoś się zbyt głęboko Lechoń w ro m antyczną przeszłość w eśnił” 5, że
czytelnik K arm azyn ow e go poem atu [...] ulega nieokreślonem u rozczarowaniu: [...] spotyka niespodzianie tem aty tak pachnące myszką, tony słyszane tak dawno, iż mimo w oli zaczyna szukać roku w y d a n ia 6.
2 Ibidem. W szystkie podkreślenia w cytatach — I. O.
3 K. W i e r z y ń s k i , O poezji Lechonia. W: Pamięci Jana Lechonia, s. 55. 4 J. I w a s z k i e w i c z , Lechoń i Tuwim . W: K siążka moich wspomnień. Warszawa 1957, s. 337—340.
5 J. S t u r , „Skamander” i „ K a r m a zy n o w y poem at”. W: Na przełomie. Lwów 1921, s. 108.
6 W. H o r z y c a , „ K a r m a z y n o w y po em a t”. „Skam ander” 1920, s. 159; przedruk w: Dzieje Konrada. Warszawa 1930.
Stąd już tylko krok do sądu najsurowszego: że to „stylizacja, przy w ołanie rom antycznego sentym entalizm u, robota zręcznego literata- -epigona” 7.
O berwało się Przybosiowi za ten osąd, został nazw any „wiecznym stu dentem postępu” 8 — bo też próbowano wybronić Lechonia przed za rzu tem anachronizmu, głównie w oparciu o tezę, że myśl o postępie w sztuce jest niedorzeczna9. Ale n ie o abstrakcyjną ideę postępu tu chodzi: chodzi po prostu o to, że poezja podejm uje problem atykę swojego czasu, jem u — a nie przeszłości — towarzyszy. I skoro model konkre- tyzacyjny Lechoniowego poem atu ukształtow any został przez mom ent odzyskania niepodległości — trudno Przybosiowi racji odmówić, jego osąd pozostaje w mocy. Oczywiście: w odniesieniu do tego modelu.
2
Model ten zresztą ukształtow ał się również na znacznie dokładniej szym poziomie „dookreślenia” : znaleźli się i tacy krytycy, którzy sta rali się zrozumieć, o co Lechoniowi w tych wierszach chodziło, starali się wyczytać w nich coś więcej ponad li tylko „symbole zamierzchłej polskości”. P erspektyw ę tych odczytań wyznaczał wszelako ten sam mom ent „pierwszej recepcji”, m om ent odzyskanej niepodległości 1918 ro ku. Horzyca więc wkomponował w swój wywód o polszczyźnie K arm a
zynowego poematu nowelę o tym , jak to rozwarcholony Zagłoba re j-
teruje przed Piłsudskim , nie chcąc mu naw et szczątka placu w pojedynku na karabele dotrzym ać 10, Baliński zaś osądził:
każdy w iersz zdaje się [...] przestrzegać, aby w próbie nowych przemian nie zm arnować kulturalnego i duchowego dziedzictwa przeszłości. Lechoń prze czuw ał grozę idących niszczycielskich czasów [dookreślmy: w r. 1918 przeczu w ał II w ojn ę światową!], przeczuwał ją podświadomie, jak żaden inny z poe tów polskich. Stąd jego zapatrzenie się w p rzeszłośćn .
Najczęściej orzekano, iż K arm azynow y poemat to rozrachunek z tr a dycją na progu „Polski now ej”, „kam ień grobowy” 12 przeszłości, iż „miał wyzwalać spod obezwładniającego czadu historii, wywoływał jej mary, by je na zawsze pogrzebać [...]” 13. Najbliższe to zapewne praw dy
W O K Ó Ł „ K A R M A Z Y N O W E G O P O E M A T U ” J A N A L E C H O N I A 1 4 1
7 J. P r z y b o ś , Szele st papieru. W: Linia i gwar. T. 2. Kraków 1959, s. 132. 8 J. S a k o w s k i , Żałobny pas lity. W: Pamięci Jana Lechonia, s. 6.
9 Ibidem. Zob. też I w a s z k i e w i c z , op. cit., s. 340. 10 H o r z y c a , op. cit., s. 162.
11 S. B a l i ń s k i , Lechoń-poeta. W: Pamięci Jana Lechonia, s. 60. 12 H o r z y c a , op. cit., s. 160.
— ale taki czyn poetycki na progu niepodległości pozostawał jednak w granicach anachronizmu. Po prostu inaczej wówczas przeszłość grze bano:
raz założywszy protest przeciwko w szelkiej upiorności [tj. rom antycznym m i tom narodowym ], poszli [poeci] drogą w łasną, ukazując naród nie jako ideę i rozm owę wśród chmur, ale jako treść życia codziennego, jako wartość obecną w każdej ch w ili naszego istnienia i każdym kształcie ś w ia ta 14. Po prostu autom atycznie zm ienił się sens słowa „Ojczyzna” — po częło ono nie m ity narodowe oznaczać, jak w czasach stuletniej niewoli, ale zwyczajny, zwyczajnie ludzki, kraj. U Lechonia — w oczach k ry tyki — trw a sens sta ry tego słowa. To siłą rzeczy było anachroniczne: oznaczało opóźnienie wobec historii. Oczywiście — i to próbowano w y tłumaczyć. Stając na gruncie tego modelu konkretyzacji, najrozważniej rzecz u ją ł w swoim w yśm ienitym szkicu Jerzy Kwiatkowski: „zmylił polityczny kom pas”, „zmyliły go gwiazdy, których przesunięcia się na firm amencie nie dostrzegł”, słowem — „towarzyszy ideowemu niedo- określeniu sanacji i jej m itotwórczym pasjom ” 15. W ten sposób „nie podległościowy” model konkretyzacji znalazł związki ze swoją współ czesnością — o tyle może nie dość dokładne, że sanacja w istocie była zjawiskiem o kilka lat późniejszym od pierwszych w ydań K arm azyno
wego poematu, ale za to bardzo dla Lechonia korzystne: w tym świetle
poetę, k tó ry już przed r. 1920 przeraził się widma Zagłoby w sejmie — trzeba było nazwać „prorokiem ” ! 16
To uchodzi za metodycznie niepoprawne: uciekać się przy in ter pretacji poezji do „życiowego” po rtretu artysty. Ale tu w łaśnie otwiera się znam ienny paradoks, k tó ry stał się oparciem dla stworzonej przez współczesnych legendy o Lechoniu, legendy o jego „dwóch profilach”. Z jednej strony — jak nakazyw ał mniemać przyjęty modus odczytania
Karmazynowego poem atu — Lechoń był od współczesnego życia ode
rw any, zapatrzony w przeszłość, m ylił polityczne kompasy, prowadził „rozmowy wśród chm ur” 17, jego „życie było nieustannym w ymykaniem się, nieustanną ucieczką przed rzeczywistością [...]. Nikt [...] nie żył tak bardzo, tak wyłącznie w świecie wyobraźni, jak on” 18. Z drugiej strony —
w nim samym przelewało się pełnią życia, chłonął je nam iętniej niż przysięgli jego piewcy, najbardziej frenetyczni bardowie chw ili. Brał żyw szy od innych 14 H o r z y c a , op. cit., s. 162.
15 J. K w i a t k o w s k i , Czerw one i czarne. O poezji Jana Lechonia. W: Szkice
do portretów. Warszawa 1960, s. 15—16.
16 Ibidem, s. 12.
17 H o r z y c a , op. cit., s. 162.
i bardziej bezpośredni udział w rodzącej się z dnia na dzień rzeczyw istości; obchodziły go jej sprawy w ielkie i małe: intrygi w polityce, plotki w teatrze,
awanse w dyplom acji — życie i jego kulisy. [...]
Do końca sław ił „jeszcze jeden darowany cudownego życia dzień” 19. To był Lechoń Królewsko-polskiego kabaretu, autor saty r na współ czesność, doskonale zorientow any w najdrobniejszych szczegółach poli tycznych kulis — tak drobnych, że po kilkudziesięciu miesiącach były już zapomniane, w ym agały objaśniającego k o m e n tarza20.
Oczywiście: to nie jest niemożliwe. Budzi tylko wątpliwości. Nie to, że poeta miał swój świat wyobraźni i swoje życie publiczne. Natom iast to, że owe dwa św iaty były tak jaskrawo, tak absolutnie rozbieżne, nieomal bez punktów stycznych. Taka biegunowość pachnie literatu rą, mitem, legendą — szczególnie gdy powstaje w momencie, w którym rzeczywistość entuzjastycznie chłonie człowieka, nakazuje zwrócić się ku sobie. A taką przecież rzeczywistość dał oczom współczesnych rok 1918, rok w strząsu tak radosnego, że radość ta przesłaniała w szelkie cienie: po stu latach wróciła niepodległość!
3
Tam gdzie model konkretyzacji operuje wysokim stopniem uogól nienia, jest bardzo tru d no sprawdzalny: nie zawsze jego związek z re aliami epoki da się wykazać dowodnie i dobitnie. Trzeba wówczas zejść niżej, do szczegółowych podstaw modelu, do konkretyzacji jego cząstek elem entarnych. W w ypadku Lechoniowego poematu jeden taki, wielo krotnie potwierdzony, ślad konkretyzacji się zachował: mowa o Piłsud
skim, najlepszym i najważniejszym — obok Mochnackiego — wierszu
„karm azynowego” cyklu.
Recepcja była tu jednoznaczna.
W w ierszu noszącym w tytu le nazwisko dyktatora jest [...] opisany, odtw o rzony przy pomocy luźnych obrazów nastrój jesieni 1918 roku [...] 21.
Jeszcze dokładniej:
prowadzi nas [Lechoń] przed polską katedrę, słychać hejnał mariacki, idzie wojsko, „szeregi za szeregiem , sztandary, sztandary”, radość rozsadza piersi, w zruszenie dławi w gardle i nikt już nic m ówić nie może, ani poeta, ani
bo-W O K 0 Ł „ K A R M A Z Y N O bo-W E G O P O E M A T U ” J A N A L E C H O N I A 4 4 &
19 S a k o w s k i , op. cit., s. 3—4.
20 Toteż zaopatrzył w takow y te w iersze Lechoń w: Rzeczpospolita Babińska.
Ś p ie w y historyczne. W arszawa 1920.
hater. [...] jest coś z atm osfery ow ych niezapom nianych czasów, ich „radosna trw oga” i ekstatyczny chaos sz częścia 22.
Zacytujm y — Lechonia:
W ielkim i ulicam i morze głów urasta, I czujesz, że rozpękną ulice się miasta, Że Bogu się jak groźba położą przed tronem I krzykną w ielką ciszą... lub głosów m ilionem . A teraz tylko czasem kobieta zapłacze — Aż nagle na katedrze zagrali trębacze!! Mariackim zrazu cicho śpiew ają kurantem , A później, później bielą, później amarantem, Później dzielą się bielą i krwią, i szaleństwem , W yrzucają z trąb radość i m iłość z przekleństwem , I dław ią się wzruszeniem , i płakać nie mogą, I nie chrypią, lecz sypią w tłum radosną trwogą,
A ranek, mroźny ranek sypie w oczy świtem , A konie? K onie w alą o ziem ię kopytem. Konnica ma rabaty pełne galanterii. Lansjery-bohatery! Czołem kawalerii!
Hej, k w iaty na armaty! Żołnierzom do dłoni! Katedra oszalała! Ze w szystkich sił dzwoni.
Księża idą z katedry w czerw ieni i złocie, Białe kw iaty padają pod stopy piechocie, Szeregi za szeregiem! Sztandary! Sztandary! A On m ówić nie może! Mundur na nim szary.
(Piłsudski)
„Ekstatyczny chaos szczęścia”? Zapewne, wiele go tu taj. Ale też pojaw iają się na nim niepokojące, mącące pęknięcia: wiersz okazuje się o wiele bardziej emocjonalnie skomplikowany, niż chce tego bardzo prosta konkretyzacja Wierzyńskiego. Skąd w tym — arcyradosnym pono — momencie bierze się owa „groźba”, co ma się „Bogu położyć przed tronem ”? I dlaczego ulice m ają Bogu grozić: z okazji odzyskania niepodległości? Dlaczego „m roźny ranek s y p i e w o c z y św item ”? Jak piaskiem: przekształcenie znanego porzekadła aż nazbyt przecie widoczne; „św it” zaś w owoczesnym języku oznaczał „wyzwolenie ojczyzny” 23. Dlaczego miłość łączy się z p r z e k l e ń s t w e m? Co ma oznaczać dziwna ironia, łatwo czytelna w nieosobowej formie gram a tycznej rym ow anki „L ansjery-bohatery”, w przedrzeźniance „Czołem kawalerii! Hej, kw iaty na arm aty!”, w złośliwym podkreśleniu, że „Konnica ma rab aty p e ł n e g a l a n t e r i i ”? Każdy z tych elementów te k stu wnosi odmienne znaczenia, kom plikuje obraz ekstatycznej i pa
22 W i e r z y ń s k i , op. cit., s. 56. 23 Por. s. 458 n. tego szkicu.
W O K O Ł „ K A R M A Z Y N O W E G O P O E M A T U ” J A N A L E C H O N I A
446
tetycznej radości, przedrzeźnia go i łamie. Sum a określonej w tym fragm encie emocji staje się wieloznaczna, w ew nętrznie sprzeczna: jest ekstatyczna radość („I dławią się w zruszeniem ”), ale jest również tr a giczny patos (ów oksymoron: krzyk wielkiej ciszy); jest miłość, ale jest i przekleństw o; jest radość — ale i trwoga. W te zaś biegunowe, pate tyczne przeciw ieństw a w krada się jeszcze i ironia, aż do d rw iny chwi lam i posunięta. Z tym wszystkim emocja ta nie przystaje do momentu odzyskania niepodległości: wówczas była zestrojona w jeden ton 24.
Dodajmy, iż dość skrupulatne przeszukiwanie źródeł nie pozwoliło stw ierdzić, że listopadowa W arszawa 1918 r. oglądała taką ułańską i katedralną paradę; Piłsudski przyjechał do stolicy w przeddzień wyzwolenia, przejęcie przezeń władzy od Rady Regencyjnej odbyło się bez rządowych m anifestacji, na głowę zw aliły mu się kłopoty zwią zane z rozbrojeniem wojsk niedawno zaborczych25. Tworzyły się, co praw da, pochody — ale organizowane sam orzutnie przez ludność cy w ilną, im prowizowane 26.
A jednak Lechoń nie stw orzył tu obrazu całkowicie fikcyjnego. W arszawa oglądała taki „Parademarsch”, z trzaskiem w ielkim odbyty: w październiku 1917, podczas intronizacji przesław nej Rady Regencyjnej w groteskowym K rólestwie Polskim, utw orzonym przed rokiem z łaski dwóch cesarzy i von Beselera 27. Uroczystość została zaplanowana z nie miecką pedanterią, z m inutow ym „rozkładem jazdy” 28 i niezwykle pompatycznie: chodziło przecie Niemcom o to, by urzeczone pozorną niepodległością społeczeństwo dostarczyło im żołnierzy, mocno potrzeb nych dla nadszarpniętych w ojną a r m ii29. Toteż uroczystość m usiała wypaść imponująco dla częściowego chociaż zrównoważenia nieprzy chylnych okoliczności, w jakich została zaaranżowana: rok egzystencji marionetkowego K rólestw a Polskiego wiele W arszawę nauczył.
Jak o że tuż po akcie proklam acyjnym z 5 listopada 1916 Beseler zagalopował się i z miejsca ogłosił odezwy poborowe — jeszcze przed form alnym ustanow ieniem polskich władz. Nastąpił, oczywiście, krach:
24 Zob. I w a s z k i e w i c z , op. cit., s. 163. — K. C z a c h o w s k i , Obraz w s p ó ł
czesnej literatury polskiej. T. 3. Warszawa 1936, s. 105 (cytowane tam jest w sp o
m nienie A. S ł o n i m s k i e g o ) .
25 Zob. B. H u t t e n - C z a p s k i , Sześćdziesiąt lat życia politycznego i to w a
rzyskiego. T. 2. Warszawa 1936, s. 602 n.
26 Zob. I w a s z k i e w i c z , op. cit., s. 163.
27 Zob. S. A r s к i, My, Pierw sza Brygada. Warszawa 1962, s. 129 n.
28 S. K a r p i ń s k i e g o Pamiętn ik dziesięciolecia 1915—1924 (Warszawa 1931, s. 152—154) przekazuje program tej uroczystości, który w iernie odpowiada rela cjonowanem u tu jej przebiegowi.
29 Zob. A r s к i, op. cit., s. 134 n. Notują to rów nież H u t t e n - C z a p s k i i K a r p i ń s k i w sw ych pamiętnikach.
odezwy trafiły niemal w p ró ż n ię30, społeczeństwo zaś stało się tym mocniej nieufne. Rok 1917 — po chwilowym popraw ieniu nastrojów przez ustanowienie polskiej Tymczasowej Rady Stanu — przyniósł Niemcom kolejny cios: Piłsudski z Rady Stanu dość m anifestacyjnie w ystąpił, czym zaskarbił sobie naówczas popularność w w arszaw skim społeczeństwie, która niesłychanie wzrosła po jego aresztow aniu przez Niemców w lipcu 191731, i wszelkie niemieckie deklaracje względem Polaków z góry zostały skazane na nieufne przyjęcie. Toteż przygoto wania do pom patycznej intronizacji Rady Regencyjnej były w yjątkow o staranne, obliczone na osiągnięcie m aksym alnie korzystnych efektów psychologicznych32, sama zaś uroczystość m iała przebieg m onum ental nego spektaklu teatralnego.
Po uroczystym wjeździe na Zamek nastąpiła w najbardziej rep rezen tacyjnej sali w ym iana deklaracyj i przem ówień pomiędzy Beselerem i Szeptyckim z jednej a Radą Regencyjną z drugiej strony. Dalsza zaś faza spektaklu — posłuchajm y głosu współczesnego — w yglądała tak:
prezentowały broń polskie oddziały na dziedzińcu zam kowym, polska kapela w ojskow a odegrała Jeszcze Polska nie zginęła, na w ieży zam kowej w y w ie szono chorągiew polską, a dwóch trębaczy zatrąbiło z w ieży hejnał. W ielo tysięczny tłum na placu Zamkowym pow itał chorągiew narodową hucznym „Niech żyje!” na cześć niepodległej Polski.
Po tej uroczystości udali się w szyscy [...] na nabożeństwo do położonej obok katedry S w . Jana. [...] jechali w powozach regenci, eskortow ani przez ułanów polskich z trębaczam i na siwkach. [...] tworząca szpaler piechota polska pre zentow ała broń przed regentam i [...].
U w ejścia do katedry generał-gubernatorow ie [tj. Beseler i Szeptycki] zo stali przyjęci przez duchow ieństw o i przy dźwiękach fanfar poprowadzeni poprzez szpaler w ojskow ych polskich na m iejsca sw e [...]. Skoro w szyscy zasiedli, przyjęto z tym sam ym cerem oniałem Radę R egen cyjn ą33.
Nabożeństwo było niezwykle uroczyste, potem naród śpiew ał Boże,
coś Polskę, potem odbył się paradny powrót na Zamek, p rzy czym
defiladę zam ykały oddziały piechoty polskiej, a potem honorow a salwa z arm at, już bez niem iecko-austriackiej asysty. Entuzjazm b y ł ponoć powszechny — w jednym tylko miejscu przebieg uroczystości w yłam ał
30 Zob. A r s к i, op. cit., s. 136 n. N iem cy obliczyli, że wśród Polaków znajduje się 1 400 000 mężczyzn zdolnych do służby w ojskow ej, i spodziew ali się przy po
dejm ow aniu kolejnych prób werbunkow ych, że zdobędą m ilion rekrutów (zob.
ibidem, s. 147—148). Liczba to ważna dla zrozum ienia w iersza Lechonia!
31 Ibidem, s. 183 n.
32 H u t t e n - C z a p s k i (op. cit., s. 488) w spom ina o liście, w którym przy opracow yw aniu planu uroczystości intronizacyjnej zwracał H atzfeldtow i uwagę na działanie przepychu na psychikę polską.
W O K O Ł „ K A R M A Z Y N O W E G O P O E M A T U ” J A N A L E C H O N I A 447
się z ram przewidzianego protokołem porządku, co pam iętnikarz, jakby specjalnie dla Lechoniowego wiersza, odnotował skrupulatnie:
Po drodze publiczność tylko z rzadka w znosiła okrzyki na cześć regentów, natom iast — burzliw e na cześć Piłsudskiego 34.
W arszawiacy bowiem to naród bystry, zorientowali się w mig, że regenci w ygadali się do woli — uwięziony zaś w M agdeburgu Piłsudski był dla nich w ty m momencie człowiekiem, któ ry „mówić nie może! M undur na nim szary”. W skutek czego efekt w erbunkow y spektaklu — rzecz jasna — przepadł.
Lechoń we wszystkich tych kw estiach orientow ał się znakomicie. Jeszcze w styczniu 1917 — „na kilka dni przed otwarciem Tymczasowej Rady S tan u ” 35 — rozpoczął pisanie swojego Królewsko-polskiego kaba
retu, k tó ry od tej pory w iernie tow arzyszył „kontuszowo” wystylizowaną
kpiną kuluarom R ady Regencyjnej i k tó ry też w całości „N ajdostoj niejszej Radzie R egencyjnej” poeta d ed y ko w ał36. Znakomicie również orientow ał się w istotnych intencjach Beselerowskich proklam acji — wszak pisał w kom entarzu do jednego z „kabaretow ych” wierszy:
jak zw ykle na jesieni — wraz z likw idacją nieudanych na Zachodzie ataków szykow ali się N iem cy do nowych podarków dla Polski. Po w szechnicy, n i e p o d l e g ł o ś c i i r e g e n t a c h c h c i a n o w z i ą ć P o l s k ę n a n o w ą u r o c z y s t o ś ć [...], m i a n o z a a t a k o w a ć n i e ś m i e r t e l n ą t r o m - t a d r a c j ę p o l s k ą 37.
Osądzono słusznie: „ r e a l i z m Lechonia w yraził się w Rzeczypospo
litej B abińskiej” 38, realizm i polityczna trzeźwość.
I jedno, i drugie wygląda też — najniespodziewaniej dla uświęconego tradycją modelu konkretyzacji — z cytowanego fragm entu Piłsudskiego. Realia zarejestrow ane zadziwiająco wiernie: i te tłum y w iwatujące, i ten h ejn ał w hym n przechodzący („biel i am aran t”), i ci pełni galan terii ułani, i księża wychodzący z katedry na spotkanie Radzie Regen cyjnej, i szeregi piechoty... Spotyka się tu K arm azynow y poemat z K ró
lew sko-polskim kabaretem. Kabaret to śmiech i drw ina trzeźwa,
„struganie m archew ki” — fragm ent Piłsudskiego to druga strona tego samego medalu. Strona tragiczna: tę intronizację Rady Regencyjnej nazwano już „ b o l e s n ą m askaradą” 39.
34 Ibidem, s. 493.
35 Komentarz Lechonia do w iersza Tym czasow ej Rady Stanu Polonez. W:
Rzeczpospolita Babińska, s. 15.
36 Ibidem, s. 9. 37 Ib id em, s. 35.
38 W i e r z y ń s k i , op. cit., s. 55.
39 Tak brzmi tytu ł rozdziału książki S. G ł ą b i ń s k i e g o Wspomnienia poli
Perspektyw y bowiem politycznych skutków Beselerowskieh spekta kli nie były w istocie groźne: i Warszawa, i całe K rólestw o Polskie doskonale orientow ały się, jak w ygląda podszewka tego kontusza z te atralnej rekw izytorni — i na dobrą spraw ę nie było obawy, że dadzą się nabrać tudzież w ydelegują milion rekrutów dla zaborczych armii. Powtórzmy: n a d o b r ą s p r a w ę , gdyż z tłum em różnie byw a i dla współczesnego obserw atora rzecz wcale nie w yglądała na przesądzoną, odpowiedzią na Beselerowskie gesty mogło być w jego oczach zarówno milczenie społeczeństwa jak i — spodziewany przez Niemców milion rekrutów . Teraz jasne jest, co oznaczają wersy:
Że Bogu się jak groźba położą przed tronem I krzykną w ielk ą ciszą... lub głosów milionem.
I jeśli poeta „groźbą” nazwał również „krzyk wielkiej ciszy” — a w ięc to, co w istocie byłoby w te j sytuacji trium fem politycznej dojrzałości warszawskiego społeczeństwa — to również nie bez przy czyny. Obok bowiem perspektyw politycznych te atr Beselera w yw ierał nieuchronne skutki psychologiczne: opierał się przecie na w ygrywaniu w yrafinow anym tęsknot i m arzeń narodu snutych w czasie stuletniej niewoli, w ygryw aniu nieludzkim. W arszawa pragnęła bodaj złudzenia, bodaj widoku chorągwi polskiej. Współcześni notują:
Natom iast co już jest popularnym [...], to sław a Legionów, m undur polski, w ojsko polskie. Warszawa nam iętnie tęskni za w idokiem munduru polskiego. Gdyby tu w szedł jakikolw iek nasz pułk i przem aszerował porządnie przez m iasto, zwłaszcza z dodatkiem konnicy, prawdziw ych armat, a jeszcze ze śp ie wem , upadłyby w szelk ie inne orientacje. To jest niew ątpliw a p ra w d a 40. Tak W arszawa tęskniła w sierpniu 1915 roku. G rudzień roku 1916 to potwierdził. W kroczyły wówczas do W arszawy oddziały legionowe; rzecz została zainscenizowana przez Beselera, k tóry chciał w ten sposób wzbudzić zaufanie ludności, nadszarpnięte niedawnym blamażem z po śpiesznie w ydanym i odezwami poborow ym i41. W arszawa — nieufnie nastroszona — gest te n przyjęła chłodno, z rezerw ą. A jednak pam iętni- karz zanotował:
Drugi pułk ułanów, który przejeżdżał na ostatku, tłum powitał hucznie, kawaleria jest bowiem ulubionym w Polsce rodzajem b r o n i42.
Beseler w ykorzystał to doświadczenie przy szopce intronizacyjnej...
40 List I. M o s z c z e ń s k i e j z 25 VIII 1915. Cyt. za: „Kwartalnik H isto ryczny” 1960, nr 3, s. 736.
41 Zob. A r s к i, op. cit., s. 161 n. 42 H u t t e n - C z a p s k i , op. cit., s. 370.
W O K O Ł „ K A R M A Z Y N O W E G O P O E M A T U ” J A N A L E C H O N I A 449
Z takich cegiełek zbudowaną emocję Lechoń odnotował w poetyckim zapisie bardzo w iernie: mom ent upragnionego „św itu”, k tó ry — jak piasek — „sypie w oczy” . Świadomą swej ułudności radość Warszawy. Zmieszanie entuzjazm u i drw iny — tragiczny splot uczuć zgromadzo nego tłum u. Ten Lechoń nie jest ani epigoński, ani wśniony w rom an- tyczność, ani anachroniczny. Swojej współczesności towarzyszy n a j w ierniej: tej, w której „świt się robi naraz. I staje zlękniony” .
Czas, k tó ry niesie przem iany poezji, ma bieg inny od czasu, m ie rzonego rów nym obrotem sekundnika. M ierzy się on zmianami form acji człowieka, uwikłanego w nierów nom ierne obroty historii. Dlatego nie kiedy poezja przez dziesiątek lat zmienia się mało lub wcale. A innym razem — niem al dni przynoszą jej kolejne, szybkie przemiany.
W takim właśnie czasie przyśpieszonych przem ian poetyckich po w staw ał K arm azynow y poemat. Rok ledwie upływ ał od końcowych działań w ojennych — a już popularny podówczas poeta, Józef Reli- dzyński, pisał w przedmowie do tomu swoich poezji:
Miałem pew ne skrupuły, czy książka moja nie będzie spóźniona [...]; czy n ależy powracać do tych czasów, co będąc już historycznym i, są jeszcze zbyt św ieże [...]; czy mam poruszać prochy przeszłości, niedalekiej, a tak dalekiej, w yprowadzać na św iatło dzienne cienie, niedawne, a tak dawno zapomniane; czy, w reszcie, na tle modnych dzisiaj eksperym entów poetyckich naszych n aj m łodszych, te [...] zwrotki nie wydadzą się głosem upiora z innego św ia ta 43. W ystarczyło przesunięcie modelu konkretyzacji o rok — a już wiersz staw ał się anachroniczny, bo tak jego odbiór zmieniało „mknące z za w rotną szybkością życie dni współczesnych” 44, przez nieporozumienie w ypełniające „miejsca niedookreśleń” w artystycznym schemacie utworu. Tego właśnie doświadczył poemat Lechonia. W ierny swoim czasom, ale skonkretyzow any w świadomości społecznej o rok za późno, na tle nie swojej już m acierzystej współczesności — staw ał się stylizacją, epigoństwem, anachronizmem. Staw ał się poem atem niejasnym , mało zrozumiałym. W najlepszym wypadku — poematem, którem u przypi sywano mgliście określone związki z sanacją, gdy przecie o zupełnie inne czasy i o zupełnie inne spraw y w nim chodzi!
A jeśli mimo to, mimo te niezrozumienia i nieporozumienia — urze kał, zrodził dla poety legendę, społeczeństwo odnajdywało w nim siebie? Powiedzmy: w ielkiej m iary musi to być poezja, skoro w ytrzym ała próbę tak fatalnej omyłki, próbę nie swojej gleby.
43 J. R e l i d z y ń s k i , Pędząca sława. Warszawa 1921, s. 3. 44 Ibidem.
4
Je j bowiem gleba m acierzysta była zupełnie odmienna: w yrastała owa poezja z tej połaci obszaru językowego, której granice zakreśliły tendencje niepodległościowe lat 1914— 1918.
Tendencje, pozostające w kręgu oddziaływania tradycji pow stań czych — jedynych polskich trad ycji wolnościowych, jakim i naród od wieku dysponował w zakresie „czynu samodzielnego”. Zagrzebane przez kieskę powstania styczniowego, odżywały silnie od przełom u stuleci XIX i XX, szerzone głównie przez PP S oraz Ligę Polską, działającą na terenie k raju jako Liga Narodowa 45. Te też tradycje stanęły u bez pośrednich podstaw działalności niepodległościowej Piłsudskiego, który uważał się za bezpośredniego spadkobiercę Tajnej Pieczęci Rządu Naro dowego z roku 1863 46. Do zewnętrznego w ystroju tego naw iązania do tradycji czynu sprzed półwiecza obóz Piłsudskiego wielką przyw iązyw ał wagę: wszak nieprzypadkowo w ym arsz Kompanii Kadrowej w ypadł dokładnie w pięćdziesiątą rocznicę egzekucji sierpniowej na stokach Cytadeli warszawskiej, egzekucji, w której zginęli Romuald T raugutt i członkowie Rządu Narodowego. I nie darmo biograf późniejszego m arszałka podkreślał, że czyn Piłsudskiego „był w swej naturze tym, czym była Noc Listopadowa, czym było Powstanie Styczniowe” 47.
Na tym miejscu nie chodzi o analizę i ocenę politycznych przyczyn i skutków podejmowania tych tradycji w r. 1914; to zadanie historyka. T utaj chodzi o konsekwencje psychologiczne owego powstańczego w y stroju, konsekwencje w arunkujące język i poezję okresu. Obecność nowych wzorców językowych — takich jakie byłyby odpowiednikiem faktycznego układu sił społecznych i ideologicznych na ziemiach pol skich w tych dniach — w najżywotniejszym podówczas nurcie poezji jest niesłychanie nikła, niem al żadna. Przyczyny w ydają się dość oczy wiste: ugrupow ania rew olucyjne, które pow inny były związać ruch rew olucji społecznej z ruchem niepodległościowym, nie potrafiły tego uczynić i przegryw ały w latach przedostatnich dw ukrotnie. Raz, gdy SDKPiL nie um iała docenić roli niepodległościowych dążeń narodu, skupiając się u progu stulecia niem al wyłącznie na program ach socjal nych, co zresztą zostało jej mocno w ytknięte przez L e n in a 48. D rugi
45 Zob. A r s к i, op. cit., s. 21, 37.
46 Zob. J. S t a r z e w s k i , Obraz duszy. W zbiorze: Idea i czyn Józefa Piłsu d
skiego. Warszawa 1934, s. 84.
47 W. R z y m o w s k i , Życiorys. W: jw., s. 40.
48 Zob. A r s к i, op. cit., s. 12, 21—22. Błędy SDK PiL oraz przyczyny i skutki niezgodności jej postępowania ze w skazaniam i Lenina dokładniej om awia H. J a- b ł o ń s k i , Narodzin y Drugiej Rzeczypospolitej. Warszawa 1962, s. 15 n.
W O K O Ł „ K A R M A Z Y N O W E G O P O E M A T U ” J A N A L E C H O N I A 4 5 1
raz — gdy rew olucję w r. 1905 spotkała klęska. Te dwie głównie przy czyny spraw iły, że nie w ykształtow ała się nowa postać języka, przysta jąca do haseł niepodległościowych, że nie stworzono tu żadnych dosta tecznie mocnych tradycji, które m ogłyby wpłynąć na poezję związaną z owymi tendencjam i.
Zupełnie inaczej rysowała się sytuacja po przeciwnej stronie „ba riery ideologicznej”. Silne zaakcentowanie powiązań z tradycjam i po wstańczym i, łożenie nacisku nie na społeczną, „klasową”, ale na ogólno narodową rolę walki o niepodległość49 — apelowały do bardzo konkretnego modelu językowego, któ ry przystaw ał do tak właśnie zarysowanego program u. Był to językowy model poezji rom antycznej. Nie tylko w poezji zresztą powinowactwa te w ystępują. Jeśli dla publi cystyki rom antycznej słowami kluczowymi były słowa takie, jak ojczyzna,
niepodległość, zm artw ychw stanie, wolność, grób (ojczyzny, wolności,
narodu), naród, walka 50 — to w ystarczy wziąć pierwszą z brzegu bro szurę lub arty k u ł niepodległościowy z lat 1914— 1918, by stwierdzić, że takie w łaśnie słowa są kluczowe również dla nich 51.
I choć język ten u swoich w tym czasie podstaw wiązał się z pro gram em niepodległościowym ugrupow ań Piłsudskiego, z program u owego w yrastał — w użytkowaniu właściwie zatracał tak pojęty charakter „ideologiczny”. W skutek tego, że brakło mu konkurenta zaproponowa nego przez obóz o poglądach odmiennych — stał się językiem powszech nym , po prostu j ę z y k i e m n i e p o d l e g ł o ś c i o w y m , używanym we wszelkich publikacjach o charakterze wolnościowym, bez względu n a istniejące między nim i różnice ideologiczne. Był „językiem patrio ty zm u” szeroko pojętego, a nie tylko „językiem piłsudczyków”. Był ogólnym znamieniem tych lat po prostu.
Tej praktycznie i szeroko upraw ianej afirm acji romantycznego języka w poezji i pozbawieniu go wyłączności związków z określonym ugru powaniem politycznym sprzyjał jeszcze jeden moment: przecież bezpo średnim sąsiadem z bardzo bliskiej przeszłości, a dość żywotnym rów nolegle jeszcze — był poetycki model Młodej Polski, aż nadto w yraźnie m anifestujący swe rom antyczne proweniencje. Zaznaczył on też mocne ślady na poezji niepodległościowej tych lat — aczkolwiek sposób ich odciśnięcia ma równocześnie tę w yrazistą specyfikę, która
49 A r s к i, op. cit., s. 21. Ówczesna publicystyka stale akcentuje, że Piłsudski jest „w cieleniem narodu”, a nie jakiejś partii. Zob. np. J. J ę d r z e j e w i c z ,
Józef Piłsudski. Warszawa 1920, s. 7, 65. Wyd. 1: 1918.
50 Zob. F. P e p ł o w s k i , S łown ictwo i frazeologia p u b licy sty k i okresu O św ie
c enia i R om antyzm u . Warszawa 1961, s. 9 oraz indeks haseł.
pozwala jednoznacznie stwierdzić, iż nie z kontynuacją rom antyzujących tendencji młodopolskich, lecz z całkowicie odmiennym modelem poezji ma się tu do czynienia.
N ajpełniej, rzecz jasna, w yraził się ten język i ten model w poezji „obozu niepodległościowego”. Poczucie więzi z tradycjam i powstańczymi, poczucie kontynuacji ich poczynań — określa podstawowy zrąb poetyki w ierszy niepodległościowych. Pisano w nich:
Spod Białołęki, spod Grochowa ułański oddział idzie nasz —
[ ]
Któż by się oparł rwącej fali? — Sam X iążę Józef rozkaz dał!
(E. Ligocki, Tryum fato rzy)
Współczesność otrzym uje imię — m itu. I taką właśnie poezję, poezję mitu, tworzą te wiersze, ogniskujące m otyw y wszelkich możliwych walk o niepodległość w Polsce. Współczesność, określana tu taj — staje się syntezą wolnościowych dążeń narodu z całego ubiegłego wieku:
Bo dzień idzie, o którym ty ś śniła Poprzez sto lat niew oli; gdy iści Sen się w ieszczów [...].
(J. R elidzyński, Warszawo!)
Nierzadko odwołanie wiedzie głębiej w historię: do C eco ry 52, do jkrólów i książąt piastow skich53. N ajpopularniejsze jednak odsyłacze
wiodą do zmitologizowanych już w świadomości polskiej bitew dzie
więtnastowiecznych: S om osierry 54, G rochow a55, O stro łęk i56; popular nością dorów nywa im tylko m it R acław ic57. Równolegle rozszerza się siatka mitów osobowych: T ra u g u tta 58, jeszcze częściej K ościuszki59 i „zapowiedzianego im ieniem 44” 60, najczęściej zaś — księcia Józefa 61,
52 Szantroch, O ziemio polska!; Zahorski, Kom en dantow i; W ójcicki, Z w y c ię zc y.
53 Zahorski, K om en dantow i; Bezim ienny, Marszałek.
54 Ligocki, Inwokacja; Zbierzchowski, Legionista; Relidzyński, Na wigilię; Bukowski, Wodzu!; Pysznik, R o s yjsk a Somosierra; Solski, Ułani polscy pod Ro-
kitną; Kopacz, Legiony.
55 Liczne w iersze Relidzyńskiego, Szantrocha, Ligockiego, Rygiera i innych. 56 Jw.; te m ity zazwyczaj się łączą.
57 Liczne w iersze Rygiera, R elidzyńskiego, Arnsztajnowej, Bułhaka, Mączki i innych.
58 Wiersze W olskiego, Zahorskiego, Orłowskiego, Stwory, Rygiera i innych. 59 Wiersze Arnsztajnowej, Rygiera, Relidzyńskiego, Ligockiego, Orłowskiego, Jussa i innych.
60 Wiersze M iłaszewskiego, D icksteinów ny, Borow skiej, W ójcickiego, Rygiera, Bielańskiej, Hiża, M irskiego, Okszy, Reny Maryth, W olskiego i innych.
61 Wiersze Starzewskiego, Ligockiego, R elidzyńskiego, Rygiera, Orłowskiego i innych.
W O K Ó Ł „ K A R M A Z Y N O W E G O P O E M A T U ” J A N A L E C H O N IA
żyjącego w legendzie (i tak też przywoływanego) jako strażnik „honoru Polaków ” 62.
M ity te funkcjonują na praw ach aluzji czysto słownikowej najczę ściej: pojaw iają się po prostu jako nazwa, użyta dla oznaczenia faktu współczesnego — tak jak Somosierra staje się w ym ienną bądź równo ległą nazwą R o k itn y 63, wsławionej szaleńczą szarżą ułanów Wąsowicza w roku 1915. Wówczas m onum entalizują one współczesność, od razu n a dając jej w ym iar bohaterskiej legendy. Bardzo często bywa jednak ina czej; oto w świecie tych wierszy zmitologizowany bohater narodowy bądź literacki jawi się na praw ach uczestnika, zostaje skonfrontow any ze współczesnością: książę Józef bądź Kościuszko z P iłsu d sk im 64, współ czesny żołnierz — ze swym powstańczym lub napoleońskim proto plastą 65, a także z W ernyhorą 66.
Znam y te spektakle, w których m it koegzystuje ze współczesnością: to narodow y spektakl m odernistyczny Wyspiańskiego. Romantyzm m ity tw orzył od podstaw — modernizm zaś budował jakby drugie ich piętro w ykorzystując m ity stare. Spowijał swoje konstrukcje poetyckie w grę gęstej siatki aluzji literackich bądź kulturow ych, które pojaw iały się na praw ach „odsyłacza” do nie rozszerzanego w bezpośrednio danym tekście „kon trapu nk tu ”. Tworzył się spektakl o podwójnym dnie; jed nym była określana współczesność, drugim — ewokowana przez aluzje pierw otna postać m itu, na tle której pełnym dopiero blaskiem w ybły- skiw ały znaczenia w ersji nowej. To — Wyspiańskiego W yzwolenie. W yspiański dokonał wielkiej rzeczy dla ówczesnego języka niepodle głościowego: spopularyzował „język m itów ”, aparat słownych odsyłaczy, aparat języka aluzji ewokujących narodowe tradycje.
Tym właśnie językiem od początku operuje poezja niepodległościowa la t 1914— 1918. Ale zużytkowuje go w zupełnie odmiennych celach i zupełnie odmiennych kształtach kompozycyjnych — tak, jak to dy ktow ała odmienność sytuacji historycznej. M odernistyczne w ersje mitów były uwspółcześnionym rozrachunkiem z w ersjam i pierwotnymi, aran żowały narodowy „rachunek sum ienia”. M odernistyczne w ersje mitów pokazywały ich słabość, negliżowały je. Stąd właściwym dla nich kształ tem był wielki spektakl teatralny, k tó ry rzeczy obiektywizował, p o- k a z y w a ł z dystansem, zezwalającym na refleksję.
Inaczej w latach 1914— 1918, w atmosferze podjętego „czynu”. Mit nie był tu środkiem do analizy cech współczesnego społeczeństwa i na
62 Typow y przykład — ballady Rygiera z tomu Wieść o Archaniele (1916). 63 Zob. w iersze w ym ienione w przypisie 54.
64 Np. ballady Rygiera z tomu Wieść o Archaniele.
65 W iersze Rygiera, Ligockiego, Mączki, Słońskiego i innych. 66 Np. Starzewskiego Rozmowa.
rodowych tradycji. Nie m iał ich negliżować. Przeciwnie, m iał służyć za punkt oparcia. Za w yraz związków z tradycjam i historycznym i. I m iał dawać poczucie siły: gdyż tak się właśnie złożyło, że polskiemu żoł nierzowi tych czasów przychodziło częściej rozmawiać ze zm arłym i niż z żywymi. Zbrojna w alka o niepodległość została bowiem podjęta przy niezbyt sprzyjających nastrojach w społeczeństwie. Tradycje zbrojne wygasły już dawno, nie były najchętniej widziane, pozytywizm wszak zrobił swoje na długo, Młoda Polska nie lansowała am bicji m ilitarnych — stąd też tak poezja ówczesna jak publicystyka pełne są utyskiw ań na obojętność społeczeństwa wobec garstki walczących, pełne są akcen tów uw ydatniających „konflikt z pokoleniem”, podejmowanie walki niejako w brew woli ogółu 67.
W tych w arunkach historyczne m ity były przywoływane w atm o sferze bezwzględnej afirm acji: daw ały poczucie siły, poczucie godności w łasnej — i kto wie, czy nie to właśnie stanow i główną przyczynę, dla której tak gęsto poprzetykana jest nim i poezja tych czasów. Poezja afirm ująca historię, zapatrzona w przeszłość i przyszłość, a unikająca panoram y społeczności współczesnej.
To wszystko jaskraw o odcinało tę poezję od młodopolskiego sąsiedz twa, wskazując, że stanow i ona nowy etap w ewolucji literatu ry . Tę nowość i odległość od tendencji młodopolskich podkreśla fakt, że niektóre w ersje mitów, stworzone bądź opracowane przez modernizm — znajdują tu swoje kontynuacje o zupełnie odmiennym profilu. Jeśli w finale
Nocy listopadowej Niki usnęły — to w udram atyzow anym poemaciku
Leona Rygiera Przed pom nikiem Sobieskiego (1916) P iotr Wysocki znów spotyka się z Korą w Łazienkach, a Niki powtórnie zryw ają się do lotu. Jeśli w Warszawiance konnica przy dźwiękach granej na klawikordzie pieśni odjeżdżała na bój po z góry przew idzianą klęskę i wiadomo było, że panienka w białej sukni otrzym a skrwawioną szarfę i ułańskie przestrzelone czako — to w wierszu Relidzyńskiego W noc listopadową (1916) w starym dworku pow tórnie zjaw iają się ułani, a panienka — obecnie siwa już babunia — patrząc na pam iątkow y kask znów żegna ich graną na pianinie Warszawianką, gdy odjeżdżają na bój zwycięski. Podobnie odżywa m otyw Złotego Rogu, k tó ry — zgubiony w W eselu — odnajduje się, przechodząc do poezji niepodległościowej jako jeden z najczęściej pow tarzanych motywów: tym razem gra 68, a śpiący w Ta trach rycerze budzą się 69.
67 Znam ienne w iersze Ligockiego w tom ie T ryu m fa to rzy (1920), a także w ier sz e Kleszczyńskiego.
68 Т. O., Naczelnikowi; por. też w iersze Mączki, Mayzela, Zahorskiego i innych. 69 Bielańska, Pieśń oczekiwania.
W O K O Ł „ K A R M A Z Y N O W E G O P O E M A T U ” J A N A L E C H O N IA 455
5
Fakt, że afirm atyw nie podejmowany m it m a służyć za p u nkt oparcia dla siły człowieka współczesnego, determ inuje też rodzaj literacki tych utworów: to, oczywiście, ani dram at, ani poemat. To — liryka, zmie niająca zobiektywizowany kształt m itu w subiektyw ny ekwiwalent emocji podmiotu, mówiącego zazwyczaj w im ieniu zbiorowości.
W tym miejscu liryka niepodległościowa na trw ałe żegna swoje młodopolskie koneksje, naw iązując do kompozycyjnych kształtów poezji rom antycznej, przede wszystkim powstańczej. Jeśli naw et pojawia się w niej sonet — a pojawia się bardzo często — to nie jako w ynik młodo polskiej sonetomanii, ale jako bezpośrednie naw iązanie do sonetomanii rom antycznej; licznego bowiem potomstwa doczekuje się odmiana nie znana Młodej Polsce, a głośna w rom antyzm ie: „sonet w ojenny”, spopu laryzow any ongiś przez Kajsiewicza i Garczyńskiego, a odżywający obecnie pod pióram i Godlewskiego, Mączki, Bukowskiego, Schmeidla, Szantrocha 70. T utaj sama odmiana gatunkowa staje się aluzją literacką — naw iązując do kompozycji nierozerwalnie sprzężonej z powstaniem listopadowym. Podobną rolę odgryw ają liczne parafrazy M azurka Dą
browskiego 71, wyznaczając związki współczesnej piosenki z mitologi-
zującym i ją tradycjam i. Często też naw iązuje ona do piosenki i dumki powstańczej, nie tylko przyw ołując znane konstrukcje fabularne (ów nieśm iertelny — na przykład — od dum y wywodzący się motyw po żegnania przy wyjeździe na bój, z tragicznym finałem o kwiatuszku, co na grobie sam otnym w y ra s ta 72). Łączą się one z tradycją przede w szystkim centralnym i m otywam i oraz w ystrojem językowym.
C entralny motyw — to k u lt ułana, staropolskiego dworku i panienki w białej sukience.
Ów „dworek z panienkam i”, owo to, w czym streszcza się piękność pol skiego życia; ów „ułan z ostrogam i”, owo to, w czym się streszcza m ęstwo polskiego życia: będą sobie podawały ręce od etapu do etapu, aż w ty ł w ięcej niż setki lat sięgną. Wszakci do „panienek z dworku” zalecali się nawet żelaźni, pancerni rycerze — i m yślę, że dworek zniknie w życiu polskim, ale pieśń o nim nie zniknie
— pisał w r. 1916 Tetm ajer, określając tomik poezji niepcdległościo-70 Cykle: Godlewski, 1914; Schm eidel, W o jn a ; Szantroch, Bitw a; szereg sone tów Mączki z tomu S ta ry m szlakiem; Bukowski, Po bitwie.
71 Zob. tek sty zebrane w antologii Pieśń o Józefie P iłsudskim (Zamość b.r.) w dziale Pieśni i piosnki.
w ej 73. Odzywają się też te m otyw y raz po raz 74 — nie tylko ciągłość powstańczej piosenki podkreślając, ale także zam ieniając ją w m anife stację p o l s k o ś c i . Zupełnie tak samo, jak do tradycyjnych, uświęco nych kultów narodowych starała się apelować w realnej rzeczywistości kaw aleria Beliny:
U łani polscy — m itologizowano w spółcześnie — honor, splendor, zaszczyt i cała radość, jaką ten term in w sobie m ieści, są znowu... [...] Nie w zięli się ani z płótna, ani z wiersza, a z w alki, z życia, z zasługi bojowej. Ich m undur dzisiejszy i ten w ielk i, srogi kask, te sznury dawne, zaw iesiste, są w idom ym sym bolem łączności z p rzeszłością75.
Ku temu też zdąża w ystrój językowy tych piosenek. Słownictwo proste, „swojskie”, prym ityw paralelicznych konstrukcji składniowych, anafor i powtórzeń słownych — wszystko to zbliża je do cech Pieśni
Janusza Pola, wzorca aż nadto otartego w tradycjach 7G.
Obok tego rozw ija się nader bujnie liryka „wysokiego to n u ” — jak to zwyczajnie byw ało w okazjach wszelkich polskich insurekcji, którym pogłosy klasycystycznej reto ry k i koniecznie towarzyszyć musiały, dzię k i czemu uzyskały naw et rom antyczne obyw atelstwo w dziedzinie liryki powstańczej. Tendencje klasycystycznej ody w pływ ają przede wszystkim na obrazowanie — hiperbolizujące, kosmiczne. Jeśli o sto lat wcześniej pisano:
ö w olbrzym, postrach narodów, Co czołem strącał lazury, D eptał nogą biegun lodów
(K. Koźmian, Oda na pożar M oskw y, 1812) — to podobne rysy obrazowe i obecnie wystąpią:
Olbrzyma w idzę — — siadł jakoby w św iata kąt
i zaparł drogę — —
(K. Tetmajer, Wódz, 1916)
Te w yraźnie klasycystyczne prow eniencje uzyskują jednak sankcję, m otywującą charakter hiperbolizacji, w poetyce gatunku romantycznego: wizji. W zacytow anym w ypadku odbija się to na znacznie mniejszej
73 Ibidem, s. 7 (przedmowa).
74 W iersze Relidzyńskiego, Mączki, Szantrocha, Łepkowskiego, Słońskiego i innych.
75 J. K a d e n - B a n d r o w s k i , Piłsudczycy. Warszawa 1921, s. 60. Wyd. 1: 1915.
76 Piosenkow e w iersze R elidzyńskiego, Słońskiego, Rygiera, Piotrowskiego, Ży- powskiego, Zbierzchowskiego, Długosza, A. Sienkiew icza, Zahorskiego, Czarnockiego
W O K O Ł „ K A R M A Z Y N O W E G O P O E M A T U ” J A N A L E C H O N IA 457
konkretności obrazu („świata k ą t” w miejsce znacznie konkretniejszych „lazurów ” i „bieguna lodów”). W w ypadkach innych, najczęstszych, prow eniencja rom antyczna ujaw ni się w postaci znacznie bardziej zmodernizowanych, w izyjnych motywów legendowych:
Zbroja Twa czarna i m iecz lśniący Łyska nad kaskiem złotych piór.
(B. Niemira, Apoteoza)
Zmodernizowanych — wszak nasuw a się tu poetyka Słowackiego, jednocząca dw a okresy poezji polskiej.
Retoryczności obrazowania towarzyszy retoryczność składni, san kcjonowana najpopularniejszym i w tym czasie gatunkam i: pobudki, apelu, roty. Składnia w ykrzyknień, najczęściej w ystępujących w formie rozkaźników 77 rozwichrza tok wiersza, wprowadzając częste a silne przedziały pozametryczne. Towarzyszy tem u niesłychanie rozprzestrze niona m aniera apostrofy. Z reguły bowiem jest to liryka zwrócona do adresata, liryka „drugiej osoby” — i tu retoryczność energiczna bojo wych wezwań i spontanicznych w ykrzyknień spotyka się ze znacznie bardziej koturnow ą, w yraźniej klasycystyczną retorycznością apostrofy:
Polsko — Ty Królowo w złocie i purpurze, pełna św iętej dumy i m agnackiej buty — Polsko — Męczennico [...]
(J. Torczyńska-Korulska, Polska — Piłsudskiemu)
D odajmy do tego ciągłą obecność p e ry fra z y 78 i słownictwo nie zwyczajne, patetyczne, o silnej barw ie stylistycznej, obecne naw et w tedy, gdy w ystrój wiersza pozbawiony jest w yraźnych „figur retorycz nych” 79 — a obraz liryki tego n u rtu stanie się względnie pełny: liryki towarzyszącej „chwili niezw ykłej” w dziejach pokolenia.
Chwili, która zrodziła w poetyce tych w ierszy tendencje do wprowa dzania bardzo ujednoliconych związków frazeologicznych, „frazeologii kalki” . Dotyczy to głównie obrazowania „m omentu przełomowego”, jakim dla tego pokolenia była walka o niepodległość. I tu sięgnięto do starej, mitologicznej tradycji: do m itu w alki dnia z nocą, jako walki dobra ze złem, a wolności z niewolą. Sen — to słowo wszechobecne w tej poezji, słowo-klucz, rozmieszczone na dwóch przeciwstawnych
77 Nawrocki, Pobudka; Orkan, Pobudka; Tarzyca, Do broni!; Smolarski, Pod
broń!; Bieder, Bij, legionisto!; Neumanowa, Idącym w bój; Rysiewicz, Do młotóto!;
także w iele w ierszy Mączki, Relidzyńskiego, Bielańskiej, Zahorskiego i innych. 78 W iersze K orulskiej, W ójcickiego, D icksteinów ny, Gąsiorowskiej, Przybyl skiego, Bułhaka, Zaleskiego, Zarzyckiej, Czerkawskiej i innych.
79 Chodzi tu o wiersze „z placu boju”, utrzymane w tonacji elegijnej — o ten dencjach „uposągow iających”.
biegunach semantycznych. Na biegunie pierwszym, gdzie rodzi m niej rozgałęzione związki frazeologiczne, ma sens pozytywny, oznaczając stuletnie rojenia o wolności — to sen o szpadzie, sen o chwale, sen
0 wolności, sen o sła w ie 80. Wkroczenie tego związku frazeologicznego
rodzi z reguły wiersz patetyczny, ale jednolity zazwyczaj w swojej kompozycji stylistycznej, pozbawiony dysonansów i antytez: sława 1 szpada ogarniają tu taj jednolicie pokolenia daw ne i współczesne, przodków i dziedziców. Tutaj też bierze początek charakterystyczna „m etaforyka miecza”, rozprzestrzeniona w tej poezji, a oznaczająca realizację testam entu przodków przez pokolenie współczesne: „Coś podjął Ojców rdzew iejący miecz” (J. Mirski, Piłsudski).
Inaczej — na biegunie sem antycznie przeciwstawnym , gdzie słowo „sen” ma zabarw ienie zdecydowanie negatywne, oznaczając ‘m artw otę narodu’. T utaj związki frazeologiczne rozbudow ują się w postaci antytez, a stylistyczna kompozycja w iersza oparta jest na konfliktow ych zesta wieniach konstrukcji językowych. T utaj też związki frazeologiczne są o wiele bogatsze: kluczowe słowo sen w raz ze swoją antytezą, obudze
niem, rodzi całą grupę słów kluczowych, bliskoznacznych w sferze przy
jętej m etaforyki. Z jednej strony w ystąpią noc, sen, letarg, śpiący, usnąć,
senny, ociężały, drzemać, kojarząc się z takim i słowami, jak: grób, trum na, niewola, kam ienny, m artw y. Z drugiej strony w ystąpi antyteza
— św it, jutrzenka, jutrznia, zorza, ranek, dzień jasny, wschód słońca,
obudzić, świtać, dnieć, wstać, przebudzenie, jaśnieć, b rza sk 81. T utaj
w krąg skojarzeniow y wchodzą wolność, niepodległość, życie — w ytw a rzając związki frazeologiczne typu św it swobody, zorza wolności. Ta „kluczowa” frazeologia niemal bez reszty ogarnia omawianą poezję — tak, że cytowane słowa nigdy nie w ystępują w swoim potocznym, norm alnym znaczeniu: potoczny staje się ich sens m etaforyczny, ogar niając także publicystykę tego czasu 82.
Synonimięznym odpowiednikiem św itu sta je się też kluczowe słowo
wiosna, przeciwstawiane jesieni bądź zimie, najczęściej w ystępujące
jednak, w przeciwieństwie do antytetycznej pary noc—świt, w postaci frazeologicznych związków jednolitych, złożonych z semantycznego roz budowania słowa kluczowego: wiosenne w iatry, wiosenne słońce, spie
niony prąd wód, ruń zielona, orka, siew, okwiecić się, zakwitnąć,
80 Wiersze Czerkawskiej, Relidzyńskiego, Mączki, Rygiera, Ligockiego i innych. 81 Np. jutrznia nowa, w y złoc ą się zorze, św it sw obody, wsch odzący Polski św it itp. w w ierszach Relidzyńskiego, Smolarskiego, B ielańskiej, Mączki, Rygiera, Szan- trocha, Słońskiego, Dzięciołow skiego, Musialika, Popoffa, Zahorskiego, Ciecha now skiej, Borowskiej, M irskiego, Orłowskiego, Falkiew icza i innych.
82 Zob. J ę d r z e j e w i c z , op. cit. — В. H e r t z , „P ierw szy dzień wolności”, „Życie P olsk ie” 1917, numer specjalny.
W O K O Ł „ K A R M A Z Y N O W E G O P O E M A T U ” J A N A L E C H O N IA
odrodzić83. Wszystko, rzecz jasna, w sensie metaforycznym , określają
cym perspektyw ę niepodległości i walkę o nią.
Tu też, na przecięciu się pól sem antycznych wyszczególnionych grup wyrazów kluczowych, w yrastają trzy charakterystyczne dla poezji niepodległościowej wizje Polski: rzadko Polski współczesnej (napisano już, że ta poezja unika panoram y społeczeństwa współczesnego), z re guły zaś niepodległej „Polski przyszłości”. Wizje te — niesłychanie ograniczone w aspekcie swojej konkretności programowej, w aspekcie program u państwowego bądź społecznego przyszłej ojczyzny — rodzą się jedynie na gruncie emocjonalnego przeżywania w alki o wolność przybierając poetyckie kształty pod w pływ em praw skojarzeniowych,, które rządzą układem słów-kluczy.
Wizja pierwsza wywodzi się ze skrzyżowania trzech słów kluczo wych: snu, obudzenia i wiosny. Szczególnie ważny jest tu w kład
w iosny, konstruującej obraz: wiosna w tym wypadku ewokuje święto
Zm artw ychw stania.
biją dzwony tryum fem Życia — wśród przestworzy, niby skowronek, śpiew ich buja — śpiew zm artw ychw stania: Alleluja!
(J. Relidzyński, Na Z m a rtw yc h w sta n ie biją dzwony)
Klucz snu ew okuje w tym w ypadku wizję grobu. I tu w yrasta — mniej lub bardziej ewangelicznie w ystylizowana — wizja Polski zm ar tw ychw stającej, pow stającej na grobach i kurhanach rycerstw a lub żołnierzy, kiedy indziej rozwalającej ewangeliczny kam ień grobowy i odnajdującej w ten sposób związki z rom antyczną symboliką m esja- nistyczną, bez akcentow ania wszakże teorii o „Polsce — Mesjaszu naro dów”. Nawiązanie do tradycji jest tu czysto zew nętrzne 84
Wizja druga w yrasta z zamkniętego kręgu semantycznego w iosny: to „Polska rolników ”. Polska, która
Za pługiem swoim idzie... Wolny lud ją orze I w pracy zbożnej złote, sypkie ziarno sieje.
(Z. Dębicki, Sen)
To Polska „haftow ana zbożami”, zakw itająca „kobiercem łą k ”, rozdzwoniona k o sam i85 — jedyna konkretniejsza w izja przyszłości obecna w tych wierszach.
83 Np. wiersze R elidzyńskiego w tom ie Wieją wiosenne wiatry.
84 Wiersze Dzięciołow skiego, Relidzyńskiego, K ietlińskiego, Mączki i innych. 85 Dębicki, Sen. Por. też w iersze Ejsmonda, Słońskiego, Relidzyńskiego, Jussa, Mączki, Okszy, Zahorskiego i innych.
Tu też pow staje uboczny — tym niem niej częsty — związek znaczeń kluczowych: w alki i spokoju, Polski w ykrw aw iającej się i Polski już niepodległej. Odpowiadają tej antytezie pojęć dwa naczelne „hasła wywoławcze” : żołnierz i rolnik. Z pierwszym kojarzy się łańcuch słów wojennych, z drugim — krąg słów semantycznie „w iejskich” . Często te dw a łańcuchy słowne zachodzą na siebie — sem antyka „rolnicza” przechodzi na teren znaczeń „żołnierskich” i wojennych, zabarw ia go, łącząc w jedność oba przeciw stawne kręgi: krew staje się substancją użyźniającą rolę pod siew ziarna, w ybuchy arm atnich pocisków w yko n u ją orkę, ran y żołnierzy zakw itają jak czerwone kw iaty w olności86.
Wizja jedności dwóch pokoleń, obecnego (walczącego) i przyszłego (upra wiającego rolę), uwidoczniona w językowych związkach frazeologicznych owej poezji — rozprzestrzenia się także na te konstrukcje, w których skojarzenia już nie tyle w w arstw ie języka, ile w w arstw ie przedstaw ień przedmiotowych rządzą: pojawia się w izja rolnika lemieszem w yorują- cego z ziemi hełm i kości poległych 87. Tu również funkcja takiego zobra zowania Polski jest widoczna — upraw iana lemieszem rola m a przy pominać o tych, którzy wywalczyli dla niej wolność 88. I tu taj ta wizja Polski odnajduje związki z tradycją: z jednej strony ewokując odwieczny konflikt narodu zamiłowanego w rolnictwie, a przymuszanego do wo
jen 89, z drugiej zaś odwołując się do uświęconego przez prerom antyczną i późnoromantyczną sielankę narodową modelu Polski, odwołując się do Wiesława Brodzińskiego, do jego Pieśni rolników polskich, do siel skiej twórczości Lenartow icza — by poprzestać na w ym ienieniu zjawisk najbardziej znanych, wśród których i dla Pola miejsca zbraknąć nie powinno. Toteż właśnie poetyka sielanki tradycyjnej modeluje i obraz, i słownictwo tych wizji „Polski sielskiej” 90.
Najuboższa jest wizja Polski trzecia, zbudowana w oparciu o k lu
czowy krąg św itu. N ajbardziej nieokreślona, stanowi jedynie ekwi
w alent emocji podmiotu mówiącego: obraz prom ieni jawiących się na brzegu n o c y 91. Ale też ona w ystępuje najczęściej, najsilniej charakte ryzuje serls istotny tych wizji — nie będących żadnym programem, lecz m anifestacją emocji wolnościowej. Próg świadomości utrw alonej
86 Wiersze Szantrocha, Mączki, Relidzyńskiego. 87 Zob. Słoński, Przed zorzą.
88 Zob. Mączka, Wam; Szantroch, A w y , sy n ow ie k ie d yś nasi...
89 Zob. J. L e c h o ń , O literaturze polskiej. N ew York 1946, s. 24, 90, 92. Zbli żona teoria stanęła u podstaw „sielankow ych” m anifestów B r o d z i ń s k i e g o u progu lat dwudziestych X IX wieku.
90 Np. Słoński, Dziad; Mączka, Jesienią; Szantroch, Cm entarz-sad.
W O K Ó Ł „ K A R M A Z Y N O W E G O P O E M A T U ” J A N A L E C H O N IA 4 6 1
w tych wierszach stanowi myśl, że Polska wolna ma być ucieleśnieniem p o l s k o ś c i . Tak też podówczas pisano:
[jej] treść jest kw intesencją polskości, zrozumianej w najgłębszym jej zna czeniu. Wżyć się w nią można poprzez rozpam iętyw anie m inionych czasów. [...] Wątpię, aby zagadnienia narodowe, którym i on [tj. walczący w spółcześnie żołnierz] żyje i dla rozwiązania których działa, kształtow ały się w jego duszy w form ie konkretnej. Ta Polska, którą on w ypracowuje, dla której przeszedł przez śm ierć i rany, przez twardą pracę żołnierską [...], żyje tak prawdziwie, że nie wym aga żadnych wypow iedzi. On tę Polskę w idzi oczami swej duszy; zna ją; jej atm osferą oddycha, w sobie ją czuje [...]. N ie posiada żadnego sprecyzowanego programu sp ołeczn ego92.
Tak właśnie — w tej poezji. Biorąc początek z narodowych mitów dla usankcjonowania podejmowanej walki, kres owej w alki znów ku mitom zwraca narodowym, obracając się w zaklętym kręgu „polskości” i m anifestując ją każdą swoją tkanką.
6
Tak jak K arm azynow y poemat Lechonia. Ośrodkiem jego problem a tyki jest polskość, tworzywem polskość ukazującym — m ity narodowe, a podstawowym problem em — stosunek człowieka do tych mitów 93.
Z obszarem poezji niepodległościowej poemat Lechonia związany jest bardzo mocno. Raz po raz w ystąpią w nim charakterystyczne mo tywy: Polska pojawi się jako „kościotrup spod wszystkich kurhanów ”
(Herostrates) 94, „w cierniowej koronie”, to znów skojarzy się z „ofiarną
chustą z Chrystusa odbiciem”, by za chwilę dał się usłyszeć jej „szept zm artw ychw stający” (Duch na seansie, Polonez artyleryjski) — co wprowadza nie tylko związki wyobrażeniowe z omówionym nurtem poetyckim, ale już frazeologiczne.
Wystąpi, oczywiście, i wizja Polski inna, równie charakterystyczna, osnuta wokół klucza snu i św itu wraz z pochodnymi, synonimicznymi w zakresie skojarzeń słowami. Ta Polska się pojawi, która „w iruje lekko, sennie” (Jacek M alczewski), „sennie [...] kręci się i kręci” (M och-
nacki), „idzie w przód jak senna”, „nikogo nie chce budzić”; ta, w której
jest „senność, ciepło, zmiętość” (Piłsudski), która przychodzi do „omdla łych, pośniętych” (Pani Słowacka). Będzie tu i świt: „i św it się robi naraz”, „świt różowy przez żaluzje w nika”, „ranek sypie w oczy świtem ”
(Piłsudski); w promieniach lamp „jak słońce jasne [...] dzień kw itnie” (Duch na seansie). Wszystko ma sens m etaforyczny.
92 J ę d r z e j e w i c z , op. cit., s. 11, 63.
93 Zob. H o r z y c a , op. cvt. — K w i a t k o w s k i , op. cit.
94 Dla analogii por. np. Słoński: Ta, co nie zginęła, Już ją widzieli id ącą; K uź mińska, Polska być musi...; R elidzyński, Na dzień 6 sierpnia.