Irena Kitowiczowa
Człowiek wobec natury w poglądach
Brodzińskiego i Mochnackiego
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 67/3, 61-82
IRENA KITOWICZOWA
CZŁOW IEK WOBEC NATURY
W POGLĄDACH BRODZIŃSKIEGO I MOCHNACKIEGO * K ategoria n a tu ry oraz relacje pom iędzy nią a człowiekiem należą do podstaw ow ych pojęć łączących się bezpośrednio ze św iatopoglądem nie ty lk o pojedynczych ludzi, lecz i całych epok. Ponadto w pły w ają one na szereg k o n k retn y ch rozw iązań literackich, w ogóle: zw iązanych ze sztuką, z k u ltu rą. Z tej przyczyny w arto bliżej i dokładniej rozpatrzyć te kw e stie w rozw iązaniach dwóch najw iększych teoretyków i k ry tyk ów lite rackich działających przed w ybuchem pow stania listopadowego: K azi m ierza Brodzińskiego, czołowego sen tym entalisty, ale senty m entalisty już w w y dan iu rom antycznym , oraz M aurycego Mochnackiego, wielkiego (i kontrow ersyjnego) rom antyka. Przypom nijm y, w znacznym uproszcze niu, dotychczasow e, niem alże obiegowe w nioski i in terp retacje rozw iązań kategorii n a tu ry u obu pisarzy. Tw ierdzono więc, że w ujęciu Brodziń skiego n a tu ra jest uładzona — ładna, b rak jej samoistności, odbiera się ją poprzez skalę m iar i w artości, jak ą m a dla człowieka. U M ochnackie go n a tu ra m a c h a ra k te r symbolicznego znaku w yrażającego ducha — znaku tajem niczego, niezrozum iałego dla ludzi, m ożna go pojąć jedynie intuicyjnie, stą d wyeksponow anie w agi in tu icji w obcowaniu ze św iatem . S p róbujm y spojrzeć n a te spraw y jeszcze raz.
O taczający nas św iat, n a tu ra — jak pisze M ochnacki — jest bogaty i różnorodny wielością różnych kształtów i postaci. Bogactwo to po większone je st jeszcze przez fakt, iż każdy elem ent n a tu ry m a swoje odbicie, swój cień i pow tórzenie. Reguła dwoistości stanow i praw o n a tu ry, podlegają m u w szystkie jej składniki:
Nie masz podobno jawiska na świecie materialnym, które by tym spo sobem zdania naszego nie oszukiwało. Wszystko się tu na dwoje roznosi. [ML 8] 1.
* Artykuł ten jest fragmentem obszerniejszej całości. Zob. też moją pracę O świadomości ję zy k o w e j Maurycego Mochnackiego. Zarys proble m aty ki („Rocz niki Hum anistyczne” 1973, z. 1).
1 Skrótem ML odsyłamy do edycji: M. M o c h n a c k i , O literaturze polskiej
w wieku dziewiętn astym. Opracował H. Ż y c z y ń s k i . Kraków 1923. BN I 56.
Cała n a tu ra „mówi do człow ieka’’, jej głos, wszędzie obecny, rów nież m a c h a ra k te r dw oisty 2.
Głos ten jest, po pierw sze, nieu ch w ytn ą, tajem niczą przyczyną, k tó ra w yw ołuje w nas poczucie w spólnoty z n a tu rą : „Sym patyczne ogniwa łączą nas ze św iatem niem ych zjaw isk ” (M 10) — m ówi M ochnacki. D la tego też „każda dzika okolica ciągnie nas tak ą ponętą ku sobie” (ML 17). „F an tasty ck ie m iejsce, burza, pożar, w ezbranie w ód” (M 187)3, jed n y m słowem: żyw ioły przy ro d y , zjaw iska takie, jak „ trą b y napo w ietrzn e” , w y buchy w ulkanów , trzęsienia ziemi (M 188), te elem enty krajobrazu, k tó re świadczą o niszczącym i n ieustan n y m działaniu żywiołu czasu, czyli ru in y — w szystko to „odzywa się do nas n iepojętym głosem ” (M 13), głosem -hieroglifem i głosem -zagadką, tajem n icą odwieczną (M 188, 189). Ma on c h a ra k te r „czucia” , intuicji, sym patycznej nici łączącej człowieka z całym św iatem . Jego istnienie św iadczy o pow inow actw ie człowieka z n a tu rą organiczną i nieorganiczną (ML 21).
N a tu ra m ów i także w in n y sposób, nie m ający nic wspólnego z ta jem niczą nicią pow inow actw a; wówczas jej głos stanow i — znak sem io- tyczny, a dokładniej: znak językow y, nośnik jakiegoś znaczenia. Rze czywistość w idziana w k ategoriach znaku językow ego jest określana jako „księga” (M 6), w spom ina się o „sty lu n a tu ry ” (ML 60). Różnorakie z ja w iska i postaci w ystęp u jące w świecie d efin iu je M ochnacki jako „p ier w otne sylaby, rozrzucone w p rzy ro dzen iu ” (ML 13, 55). Skom plikow any m echanizm sam ośw iadom ości n a tu ry w y jaśn ia M ochnacki na przykładzie zjaw iska językow ego: łączenia ściśle wyznaczonego brzm ienia z określo n y m znaczeniem — „Tożsam ość ta [tj. n a tu ry z m yślą], k tó rą tylko do tożsam ości głosu z słowem, brzm ienia z akordem przyrów nać m oże m y ” (M 140).
W p rzekonaniu M ochnackiego głos n ie m usi być nacechow any sem an tycznie, znaczy ty le co dźw ięk, słowo n ato m iast nigdy nie jest dźw iękiem pustym , stanow i pełną jed n o stkę językow ą składającą się z brzm ienia i znaczenia — o tym w łaśnie św iadczy w yrażenie pisarza: „brzm ienie głosu, k tórem u jeszcze słow a b ra k u je ” (ML 86). Głos n a tu ry p rzy cią g ający człow ieka nie b y ł słowem, nie w iązał się więc ze znaczeniem , dlatego też m iał cechy nieokreśloności i tajem niczości. Rzeczywistość w idziana przez siatkę pojęć językow ych u k łada się w słowo, nośnik sen sów; ale — je st słow em i znaczeniem p o t e n c j a l n y m , n a tu ra m a
2 O naturze w ujęciu Mochnackiego jako o jednolitym, przekazującym „zna czenie m istyczne” głosie pisze A. W i t k o w s k a w rozprawie Rom antyczny naród:
klęska i triumf (w zbiorze: P roble m y polskiego romantyzmu. Seria 1. Wrocław 1971,
s. 22—23). — M. J a n i o n („Kuźnia n atury”. W zbiorze: Problem y polskiego ro
man tyzmu. Seria 2. Wrocław 1974, s. 15—16) ujm owanie natury w kategoriach
znakowych traktuje jako zjawisko typowe dla generacji romantyków.
3 Skrótem M odsyłamy do edycji: M. M o c h n a c k i , Pism a po raz pierw szy
edycją książkową objęte. Wydał i przedmową poprzedził A. Ś l i w i ń s k i . Lwów
cechy zbioru nie uporządkow anego ostatecznie, to przecież tylko „ r o z r z u c o n e sy laby” (ML 55; podkreśl. I. Κ.). A by złożyły się w słowo, trz e b a je n a jp ie rw uporządkow ać i scalić, dopiero w ted y księga n a tu ry je st księgą nadającą się do odczytania, dopiero w tedy można ją zrozu mieć, pojąć owo „m istyczne znaczenie” : „zebrać te sylaby, żeby całe słowo złożyły, i um ieć przeczytać to słowo — otóż um iejętność n a tu ry!...” (ML 55).
Tak więc M ochnacki całą n a tu rę widzi jako rzeczywistość m ówiącą. Je d e n sposób m ówienia to em anow anie „sym patycznych ogniw” , drugi — obdarzanie elem entów św iata cecham i językow ym i z zakresu sem antyki. Przyczyna takiego odbioru rzeczywistości tkw i w przekonaniu, iż cała ona jest przenik n ięta duchem , a to stanow i o jedności św iata, tw orzy spoiwo, scalające różnorakość kształtów -sylab w jedno znaczenie. Rzeczy wistość jest podporządkow ana duchowi, stanow i w relacji do niego czyn n ik podrzędny, poniew aż istnieje jedynie jako znak: „duch jest częścią n a tu ry . I n a tu ra z tej tylko j e s t przyczyny” (ML 25). Z naki n a tu ry nie m ają więc ch a ra k te ru autosem antycznego, nie w skazują sam e na sie bie, fu n k cjo n u ją jako symbole, czyli istnieją na praw ach form y lub n a rzędzia. Idea, „strona w ew nętrzna rzeczy” , nie m a znamion m aterialnych, zm ysłowych, nie m a cech bytu, lecz tylko w nim może się przejaw iać.
Pojm ow anie n a tu ry jako znaku, k tó ry w yraża ducha, to św iatopogląd typow o rom antyczny, św iatopogląd H am anna, H erdera, N o v alisa4. T ak że — Schellinga, filozoficznego m istrza M ochnackiego5, k tó ry przejął od niego tezę o refleksyjn y m ch arakterze ducha n atu ry . U H am anna zaś nie bezosobowy „duch m yślący”, nie jego rozw ijająca się refleksja jest organizatorem św iata, ale Bóg — transcendencja. Rzeczywistość jest św iadectw em Boga: Jego wielkości, w spaniałości i nieskończoności; istn ie je tylko jako odbicie, „cień”, „sym bol” , „znak”, „słowo” w yrażające istnienie tra n s c e n d e n c ji6.
W edle sform ułow ań Brodzińskiego w je-go pism ach poświęconych sp ra w om lite ra tu ry n a tu ra rów nież w ydaje „głos” , „wszystkie jej przed m io ty ” — „m ów ią” ( B i l , 2 9)7. Nie jest to jednakże głos intuicyjny, nie
4 Zob. W i t k o w s k a , op. cit., s. 23. — Z. Ł e m p i с к i, Renesans. Oświecenie.
Romantyzm . Warszawa—Lwów 1923, s. 127.
5 O powinowactwach Mochnackiego z Schellingiem piszą m. in. H. Ż y c z y ń- s к i, wstęp w: M o c h n a c k i , O literaturze polskiej w wieku dziewiętnastym. — J. S z a c k i , Mochnacki Maurycy. W zbiorze: Filozofia w Polsce. Słownik pisarzy. W rocław 1971. Najbardziej zaś w nikliw ie i dokładnie analizuje te sprawy K. K r z e m i e ń-O j а к w książce Maurycy Mochnacki. Program kulturalny i myśl
krytycznoliteracka. Warszawa 1975.
6 К K r z e m i e ń , J. G. Ramann o języku. W zbiorze: J ęzyk i poezja. Z dzie
jó w świadomości XV III wieku. Wrocław 1970, s. 29. — Ł e m p i с к i, op. cit., s. 127.
7 Skrótem В odsyłamy do edycji: К. B r o d z i ń s k i , Pisma estety czno-kr у -
tyczne. Opracował i wstępem poprzedził Z. J. N o w a k . Т. 1. Wrocław 1964. Liczby
m a też cech zn aku językow ego, symbolicznego, nastaw ionego n a w y ra żanie znaczeń. P ro b le m a ty k i znaczenia, m yśli n atu ry , problem u zro zu m iałości i tajem n icy — tego w szystkiego u B rodzińskiego nie ma. To, co on rozum ie jako m ow ę n a tu ry , m ożna by określić jako jej oddziały w anie. P rzem aw iają za tak ą in te rp re ta c ją sform ułow ania typu: „obraz n a tu ry [...] obudzą rozrzew nienie” , „tęsch n o ty ” (B 15), „w ielka n a tu r a ” „obudzą wzniosłe uczucia” (B 276).
Pojęcie n a tu r y w pism ach Brodzińskiego także jest dw ojakiego ro dzaju, ale nie w znaczeniu rzeczy i jej odbicia, nie w postaci rozdw o jenia jedności na elem ent w y rażan y i w y rażający, w y stęp u ją tu ta j dw a o brazy n a tu ry jako zjaw iska odrębne i rów norzędne, dopełniające się. Ś w iat w idziany je st w kateg o riach m oraln y ch nierozerw alnie zw iązanych z estetycznym i: w szystko, co dobre, jest piękne, a co złe — brzydkie; i na odw rót. N a tu ra „odznaczyła dobre pięknością, a złe o d razą” — m ówi B rodziński (B 274), „przyw iązała piękność do wszystkiego, co jest dobrym ; a złem u od rażającą postać n a d a ła ” , „ ja k u szlachetniła postać jelenia i ko nia! ja k w dzięczny głos i piórk a nadała św iat w eselącym ptaszętom !” (B 272, 273). Czyli porządek m o raln y je st — w edług Brodzińskiego — rów noznaczny z porządkiem n a tu ra ln y m i estetycznym , podobnie jak w scholastycznej filozofii francuskiego O św iecen ia8. P o rząd ek w n a tu rze jest w y razem „uspo k ajającej o p atrzności” , zn ajd uje się w całym św iecie (B 280). Scholastycy uw ażali, iż Bóg jest wszędzie, tzn. — jest w każdej su b stan cji 9, ro m an ty cy za H am annem i francu sk im m istyk iem S a in t M artin em pojm ow ali Boga jako transcendencję, k tó ra objaw ia się w świecie zm ysłow ym i m a te ria ln y m , ale nim nie j e s t 10. Podobnie B ro dziński:
Starożytni ograniczali wyobrażenie sw oje o Bogu na dziełach jego zm y słom podpadających, teraz widok natury ku Bogu nieogarnionem u porywa czucie tkliw ego serca i zapęd badającego umysłu. [...] jej niezbadane dzieła przypominają niepojętego Boga, w którym się wszystko zawiera. [B 28]
Z daniem M ochnackiego n a tu ra istn ieje tylko w swej fu n k cji sym bo licznej rozum ianej jak o znak językow y — form a m yśli oraz jako głos- -h iero g lif (o znaczeniu o k ry ty m w ieczną tajem nicą), form a dla „czucia” . Rolę znakow ą p ełn ią poszczególne elem en ty i zjaw iska: „Pełno tych znaków w p rzy ro d zen iu ” (ML 10). B rodziński zaś c h a ra k te r znakow y n ad aje nie k o n k retn y m składnikom przyrody, nie o kreślonym zjaw iskom , lecz sile porząd k u jącej sk ład n ik i i zjaw iska. W ty m ujęciu n a tu ra znaczy ty le co Boski porządek m o ra ln y (jak w Ośw ieceniu, n aw iązu jący m do
8 S. P i e t r a s z k o , Doktryna literacka polskiego klasycyzmu. Wrocław 1966, s. 109—119.
9 Zob. K. S z a n i a w s k i , wstęp w: P.-H. d’ H o l b a c h , S yste m przyrody,
czyli praw a świata fizycznego i moralnego. T. 1. Warszawa 1957, s. XVII.
tra d y c ji średniow iecznego e sen cjalizm u )n , ten porządek jest znakiem , objaw ieniem Boga. P rzy d an ie n atu rze cechy sym bolicznej wiąże ją tu ta j ze św iatopoglądem rom antyków . Czyli: teorie Mochnackiego łączą się konsekw entnie z filozofią rom antyczną, z system em Schellinga, B rodziń ski do zastanego św iatopoglądu oświeceniowego przydaje nowy p ierw ia stek, rom antyczny, jednakże — co najw ażniejsze — nie odrzuca p orządku starego, nowość jest tylko konty n u acją tego, co ju ż było.
N a tu ra w idziana w kategoriach głosu mówiącego m usi mieć swojego odbiorcę, poniew aż jej c h a ra k te r sem iotyczny może się ujaw nić dopiero w tedy, gd y zaistnieje tzw. sy tuacja znakowa 12. Odbiorcą głosu n a tu ry jest zawsze człowiek: w edle H am anna „Św iat i n a tu ra m ów ią do czło w ieka, do niego zaś należy nauczyć się słuchać” 13. W zastosow aniu do poglądów M ochnackiego staje się to stw ierdzenie ogólnikowe i niepełne: jak i człowiek, o jakich w yeksponow anych cechach odbiera głosy i znaki n a tu ry ?
Głos św iata o cechach tajem niczych jest odbierany przez czucie i in tu icję człowieka, tra fia do serca — siedliska pozarozum ow ych w ładz ludz kich: „w szystko m ówi do serca naszego, co nie jest ucyw ilizow ane” — pisze M ochnacki (M 13).
Prowadząc wzrok po nieskończonym horyzoncie przestrzeni morza lub czystego nieba, nie doświadczamyż wzruszeń niepojętych i nie dających się oznaczyć? [M 13]
Odbiór owego „głosu” n astęp u je w sy tu acji bezpośredniego k o n ta k tu z n a tu rą , jest w ynikiem niczym nie zakłóconego nastaw ienia się w szystkich zmysłów na otaczające szczegóły św iata. Dlatego pisze się tu o „prow adzeniu w zroku” , o „słyszeniu”. Są to d o ś w i a d c z e n i a u c z u c i o w e , będące efektem działania zm ysłów i intu icji — działania p o ł ą c z o n e g o , zm ysły fun k cjon u ją jako narzędzia odbioru, natom iast in tu icja podsuw a m ożliwe rozw iązania i in terp retacje, np.:
Z d a j e s i ę , że w poważnym locie kruków, w żałobnym krzyku nocnych ptaków [...] jest coś okropnie w r ó ż ą c e g o o p r z y s z ł o ś c i ! [M 13, pod kreśl. I. Κ.]
W ażne, iż m owa tu o dośw iadczeniach pozarozum owych. W łaśnie: dośw iadczeniach, nie o w ym ysłach ludzkiej fantazji, m ow a tu o faktach, o zjaw iskach istniejących napraw dę, obiektyw nie. Takich zjaw iskach, wobec k tó ry c h m yśl i rozum są bezradne. „Rozum nie zdoła w y tłu m a czyć tego fenom enu czucia i im aginacji” — stw ierdza w konkluzji
11 P i e t r a s z k o , op. cit., s. 102.
12 Składają się na nią trzy nieodzowne elem enty biorące udział w procesie przekazywania informacji oraz relacje pomiędzy nimi. Te trzy elem enty to: n a dawca znaku — sam znak — odbiorca. Zob. A. S c h a f f , Wstęp do semantyki. Warszawa 1960, s. 250—253.
M ochnacki (Μ 6). Człowiek nie rozum ie, nie pojm uje, tylko — czuje n a tu rę.
U Brodzińskiego rów nież ,,głos i w idok n a tu r y ” należy ,,pojm ow ać czuciem ” ( B i l ) — to w łaściw y odbiorca. ,,Czucie” ,,zaszczepione jest w sercu każdego” (B 15), człow iek rodzi się z nim i um iera. Aby w łaści wie, w pełni odebrać głos n a tu ry , trzeb a mieć „udoskonalone czucie” . Stopień tej doskonałości nie jest zależny od chęci i poczynań człowieka, od jego woli: każdy rodzi się z określonym , na całe życie przypisanym „piętnem c h a ra k te ru ” :
Kleant urodził się z dowcipem żywym i świetnym , lecz z sercem zimnym i oschłym; a przecież K leant chce udawać czułego. Daremnie się wysila; cha rakter jego zawsze się przebija wśród jego umysłu. [B 269]
„Czucie” ma, zdaniem Brodzińskiego, c h a ra k te r n a tu ra ln e j właściwości człowieka, poza k tó rą nie jest on w stanie w ykroczyć, przynależy ona człow iekowi jako biologicznem u bytow i. J a k głosiła filozofia oświeceniowa (nieistotne tu są jej zróżnicow ania i kierun k i), człowiek jest ograniczony sw ym i w łaściw ościam i rodzajow ym i (u m aterialistó w — m aterią, poddaną praw om przyrody; u scholastyków — p ierw iastk iem duchow ym dany m od Boga). „Nie sądzim y, jak o b y isto ty posiadały możność w ykroczenia poza swój stan n a tu ra ln y ” — pisał R o b in e t14. P rzypom nijm y: „czucie” to u M ochnackiego nie ty le przeżycie, sta n emocji, to przede w szystkim in tu icja. Nie tra k tu je jej w aspekcie przyrodzonej właściwości człowieka, ale jako jed en ze sposobów poznaw ania rzeczyw istości, a try b u ty czło w ieka jako biologicznego b y tu nie in te resu ją M ochnackiego — ta p ro b lem atyk a jest dla niego nieistotna, nie została więc w jego dziełach w y akcentow ana. Je d y n ą cechę biologiczną, k tó rą się zajął, in tu icję — w yłącza z biologii (za niem iecką filozofią przyrody), widząc w niej m e todę poznawczą. D okonuje przeszeregow ania i zatarcia granic pom iędzy w ładzam i poznaw czym i a cecham i „przyrodniczym i”, granic tak pilnie strzeżonych przez filozofię w ieku oświeconego 15.
Do „czucia” człow ieka przem aw ia — w edług Brodzińskiego — n a tu ra w znaczeniu tw orów p rzyrody, jak ptaki, drzew a, strum ienie, także — zjaw isk i żywiołów, jak w schód i zachód słońca, burza. W ym ow na jest rów nież n a tu ra w ujęciu pejzażow ym , widokowym . Jeśli w przyrodzie jest coś brzydkiego, np. d rapieżne p tak i, k tó re nie p o trafią śpiew ać, żm ije, krokodyle, itp. (B 272) — budzi to uczucie w strę tu i odrazy. Jeśli zaś przyroda jest groźna — grozą żywiołów niosących zniszczenie, grozą dzikich, górskich k rajo brazó w (B 275, 276), lasów i ru in naw iedzanych
14 Cyt. za: B. B a c z k o , Rousseau. Samotność i wspólnota. Warszawa 1964, s. 105.
15 W Polsce — np. przez H. Kołłątaja. Zob. S. M a c h e t a, Kołłątaj, Warszawa 1973, s. 82; odpowiednie fragm enty z pism filozofa cyt. na s. 205, 225.
przez okropne duchy (B 32) — w yw ołuje uczucie strachu i przerażenia, odpycha od siebie.
Rośliny, zw ierzęta i widoki mieszczące się w kategoriach „ładności” — tak ie jak: „ozdobne doliny” , „szum [...] pędzącego stru m ien ia”, „śpiew a nie p tasz ą t”, „wesele kw itnących na wiosnę i sm utek w jesieni pożół kłych kw iatów ”, „ru in y pełne w spom nień o daw nych w iekach” (B 29), a więc n a tu ra przystro jona, przyozdobiona kształtem , barw ą, dźw iękiem i nastrojem , budzi uczucia pozytyw ne, jest człowiekowi najbliższa.
W ujęciu M ochnackiego do pozarozum ow ych władz dociera głos p rzy rody nie podporządkow anej człowiekowi, „czystej” . Tylko n a tu ra nie skażona cyw ilizacją k ry je w sobie możliwości naw iązyw ania owych in tu icy jn y ch nici sym patycznych powinowactw, poniew aż tylko w tedy żyje w łasnym życiem, niezależnym od człowieka i nie p ojętym przez niego. Wobec zjaw isk przy ro d y staje on w postawie pełnej zdziwienia, je st widzem, k tó ry nie p otrafi logicznie ich w ytłum aczyć, może jedynie m nożyć pytania, natom iast nie um ie na nie odpowiedzieć:
Oto się okręt z ludźmi rozbił na morzu. Trzęsienie ziemi zrujnowało k w i tnące miasto, a inne ogień w perzynę obrócił. [...] Dlaczego wiatry poruszają fale morskie ze szkodą człowieka? Dlaczego jedna iskierka czyni takie spusto szenie? [...] Tego nie zgadniesz [...].
[...] wszystko, co [...] wielkością swoją przerażające w naturze fizycznej i moralnej, zasłona tajemnicy na w ieki pokryła. [M 188]
N atu ra niezależna, niezbadana, w ym ykająca się ludzkiej kontroli i p en etracji rozum iana jest przez M ochnackiego nie jako zbiór składni ków budujących pejzaż (np. górski, nadm orski, wiejski), nie jako po szczególne, m aterialne, a więc dostrzegalne zm ysłam i kształty. N atu ra tajem nicza to s i ł a s p r a w c z a , tw órcza i pierw otna, przyczyna w szystkiego; jest to n a tu ra w „stanie działalności” , nie — „prod uk t tej działalności” (M 134).
N a tu ry „b rzy d k iej” i „ład nej” (jak u Brodzińskiego) tu taj nie ma: M ochnacki zryw a z kanonem estetyczno-m oralnego trak to w an ia rzeczy wistości. Ogląda ją przede w szystkim w aspekcie poznawczym, podzielo na jest na to, co rozum iem y, i to, czego nie rozum iem y, a chcielibyśm y poznać i przeniknąć rozum em . Św iat grozy i dzikości, św iat niezrozu m iałej niesam owitości z a w s z e nęci człowieka na zasadzie zagadki i tajem nicy, k tó ra kusi do rozw iązania, a rozwiązać się nie daje i nie da:
Fantastyckie miejsce, burza, pożar [...] tak silnie myśl człowieka zajmuje! [...] Dlaczego? Nie z pociechy złego serca, ale że w tym, co się dzieje, loicznej nie znajdujemy przyczyny, a przeto dziwić się musimy. [...] zadziwienie n aj częściej pochodzi z nierozumienia tego, czemu się dziwiemy. [...] stary to przymiot w rodzie naszym, że kochać się musimy w tajemnicy. [M 187—188]
i piękna św iata: M ochnacki k ateg o rię estetyczną łączy z poznawczą — piękne je st jedynie to, co niepoznaw alne. N a tu ra u niego nigdy nie bu dzi w człow ieku odrazy, nigdy go od siebie nie odpycha.
Tego ty p u n eg aty w n e doznania, w yrażane w katego riach brzydoty i pojęć jej pokrew nych, w yw ołuje w nim jedynie sta n znużenia sto su nkam i cyw ilizacyjnym i (M 62), cyw ilizacja niszczy też m istyczny głos n a t u r y 16, nie m ożna jej harm onijnie, bez kolizji, z n a tu rą połączyć. J e śli u M ochnackiego p o jaw iają się ru in y — to nie w „w y d an iu ” k r a j obrazow ym , m alarsk im : jako ślad cyw ilizacji w spółistniejący zgodnie z przyrodą, ale w ujęciu n a tu ry działającej, zw iązanej z czasem -żyw io- ł e m 17. N atom iast u B rodzińskiego odw rotnie: „n ajpiękniejsze w zgórki i d o lin y ”, „R u in y pełne w spom nień” (B 29) tw orzą pejzaż z n a tu rą w jej w e rsji sen ty m en taln ej 18, tzn. — z n a tu rą pogodzoną z cywilizacją, his to rią i k u ltu rą .
Rów nież B rodziński dostrzegł, że głos n a tu ry niełatw o zrozum ieć. P rzyczy na tru d n o ści tk w i jedn ak nie — ja k tw ierdził M ochnacki — w zniekształceniu n a tu ry przez zgubny w pływ cywilizacji, lecz w „lu dziach społecznych” (określenie typow e dla sentym entalizm u), k rę p o w anych w ięzam i życia w społeczeństw ie. Pisze Brodziński:
Francuzi, roztargnieni w przyjemności, lekkości towarzystw a [...] mniej są bacznymi na wdzięki natury; [...] żyw i i m ili w salonach swoich, ziębnąć się zdają, gdy przyjdzie na otwarte pole pojmować czuciem głos i widok natury. [B 11]
W edług M ochnackiego zaś głos natury -ży w io łu, n a tu ry dzikiej jest odbierany przez każdego człow ieka z nią obcującego poprzez obserw a cję, patrzenie. D latego zawsze w tak ich sytu acjach używ a M ochnacki ogólnej fo rm u ły „m y ” albo m ówi bezosobowo, nie różnicu je odbiorców n a tu ry stosow aniem antynom ii: człow iek n a tu ra ln y — człow iek społecz ny. Np.:
Przechodząc z równin w miejsca górzyste, któż nie doznał kiedy tego na sobie, jak odmienne, coraz rozmaitsze są m yśli i uczucia nasze?... [ML 18]
16 Zob. W i t k o w s k a , op. cit., s. 24.
17 Tak jest w rozprawie O literaturze polskiej w wieku dziewiętn astym. N ato m iast w artykule O duchu i źródłach poezji w Polszczę z naturą żywiołu rozu mianą na sposób rom antyczny w spółistnieje natura typu sentymentalnego, w y stę pująca np. w nastrojowym pejzażu z ruinami: „Przyrodzenie, jaśniejące urokiem coraz nowych wdzięków, [...] zielone doliny, w esołe lasy i kryształowe źródła odwilżające mury mchem zarosłe, powietrze nasiąkłe aromatyczną wonią kwiatów w tej porze roku, która podwaja w nas rozkosz istnienia, nareszcie widok teraź niejszej kultury, obok śladów zniszczenia i zardzewiałych pam iątek olbrzymiej przeszłości [...]” (s. 26).
18 O sentym entalnej w ersji ujm owania natury zob. M. M a c i e j e w s k i , Na
Znane każdem u człowiekowi poczucie pow inow actw a z n a tu rą w y nika z tego faktu, iż został on z nią zrów nany i spokrew niony nie ty lko w procesie przekazyw ania m u przez św iat m istycznego znaczenia, jako odbiorca tajem niczych, in tu icyjn ie rozum ianych sygnałów . Człowiek rozporządza ponadto tak ą sam ą jak n a tu ra siłą spraw czą, kreacy jn ą: „tą sam ą siłą, k tó rą n a tu ra od wieków działa i tw orzy, k tó rą po w szyst kie czasy [...] działać m u si” (M 141). Człowiek w praw dzie dysponuje t ą siłą, ale jej nie pojm uje, tak samo jak n atu ra. Owa tajem nicza i od w ieczna przyczyna wszystkiego, źródło życia — to natchnienie. „Tą tylko niepojętą w ładzą [...] pojąć m ożem y związek człowieka z całym p rzy ro dzeniem ” (M 141). W pow yższym ujęciu istota ludzka jest p o tra k to w ana jako sk ładnik n a tu ry , biologiczny byt, poddany ty m sam ym p ra wom, co reszta jej składników :
Człowieku! Imię twoje ziemia! Z ziemi ciało twoje, [...] czyż się w ziem ię nie obrócisz? [ML 15—16]
Można by powiedzieć, iż widać tu w yraźny pogłos oświeceniowego m aterializm u rodem z F rancji, najw yraźniej i najkonsekw entniej sfi nalizow anego w poglądach Holbacha:
Człowiek jest dziełem przyrody, żyje w przyrodzie i podlega jej prawom; nie może w yzw olić się z jej mocy, nawet myślą nie może wyjść poza n ią 19.
Tylko pogłos — gdyż na tym zbieżność się kończy. U H olbacha osta teczną instancją, praźródłem i prapoczątkiem w szystkiego jest tylk o m ateria i ruch, nic ponadto 20. Zdaniem M ochnackiego początkiem w szyst kiego jest Bóg, n a tu ra działa — rów nież w człowieku — „z rozkazu i p rzejrzen ia boskiego” (M 148), tajem nicza siła spraw cza to „spraw y boskie” (M 186).
Podobnie B rodziński instancję nadrzędną św iata widzi w Bogu, ale odm iennie k sz ta łtu je relacje pom iędzy człowiekiem a n a tu rą . Ta o sta t nia — jak w poglądach sentym entalistów — istnieje i działa na poży tek człowieka wywyższonego ponad nią, nie tra k tu je się jej jako b y tu sa m oistnego 21. „Głos” jej działa n a ludzi kształcąco, w yzw ala w nich św iat doznań uczuciowych („uczucia czerpane z powszechnej n a tu r y ”, В 69), określa ty p i rodzaj w yobraźni:
posępna natura, bądź gdzie mgły odosobnione wyspy okrywają, bądź gdzie rozległe lasy długa noc osłania, inny nadała kierunek imaginacji. [B 24] 19 Zob. d’ H o l b a c h , op. cit., s. 53.
29 Ibidem, s. 61.
21 Zob. T. K o s t k i e w i c z o w a , Sentymentalizm w literaturze polskiego Oświecenia. Zarys problematyki. W zbiorze: Proble m y literatury polskiej okresu Oświecenia. Wrocław 1973, s. 268: „natura nie interesuje tutaj [tj. w sentym enta
lizmie] człowieka jako samodzielny czy też samoistny przedmiot. Zwraca ona uwagę nie ze względu na jej tylko przynależne cechy i walory, ale przede w szyst kim ze względu na wartość, jaką ma dla obserwatora: na rolę w yw oływ ania w nim określonych doznań i wzbudzania emocji”.
D ostarcza rów nież przyjem ności estety czn y ch (B 28, 272), a także poczucia łączności z Bogiem. Służebna wobec człow ieka fun kcja p rz y ro d y w yznaczona została przez praw o n a tu ra ln e , praw o Boskie. W a sp ek cie tego p raw a ród' lu d zk i podporządkow any jest m odelującem u dzia łan iu p rzy ro d y jak o narzędzia Boga.
N a tu ra w u jęciu M ochnackiego nie m o d eluje człow ieka — jest dla niego przede w szystkim m ateriałem poznaw czym , je st pełnow artościo w ym , sam oistnym bytem : albo rozw ikłanym i zrozum iałym , albo ta je m nicą, którą p rzen ik n ąć m ożna jed y n ie intuicyjnie. Człowiek jak o isto ta biologiczna jest w praw dzie n a ty m sam ym poziomie co przyroda, ale nie podlega pod jej w pływ em przekształceniom , k rea c ją i rozw ojem bowiem, zarów no w przyrodzie jak i w człowieku, bezpośrednio k ieru je Bóg. Od człow ieka zaś — isto ty reflek sy jn ej, św iadom ej samej siebie — n a tu ra jest zależna.
Om ówioną tu pro b lem aty k ę odbiorcy tajem niczego głosu n a tu ry p rzed staw iają głów nie dw ie ro zp raw y Mochnackiego: O duchu i źródłach
poezji w Polszczę oraz M yśli o litera tu rze polskiej. Łączy się z nią ró w
nież A r ty k u ł, do którego b y ł pow odem : „Zam ek ka n io w ski” G o szczyń
skiego. W p racach tych w yeksponow ane jest ujęcie n a tu ry w k ateg o
riach znaku-hieroglifu oraz sp raw y ,.czucia” i in tu icji jako najlepszych narzędzi, najw łaściw szych sposobów obcow ania z tak u kształtow an ym św iatem . W yeksponow ane — to n ie znaczy jedyne i ostateczne. Nie znaczy to rów nież wcale, iż poznanie in tu icy jn e jest w ogóle poznaniem pierw szoplanow ym , n ajw ażn iejszy m i — jak by m ożna powiedzieć — faw oryzow anym przez M ochnackiego, co su g eru ją p raw ie wszyscy o nim p isz ą c y 22.
W brew pozorom M ochnacki nigdy fa n ta stą nie był i przew ażnie „po ziem i chodził”, od k o n k retn y c h spostrzeżeń zaczynał (także w spraw ach in tu ic ji i uczuć — o czym tu już pisano), nie „b u ja ł w obłokach”, n a w e t m arząc m yślał, rozum ow ał. Ju ż w ty ch trzech w ym ienionych wyżej a rty k u ła c h w y raźn ie zaznaczał, że poznaw anie poprzez in tu icję i „czu cie” w skazane je st dopiero w tedy, gdy rozum zawodzi, gdy przedm iot poznaw any w y m yk a się dośw iadczeniu zm ysłowem u, poniew aż istn ieje poza m aterią:
na cóż się przyda a n a l i z a , gdzie się, że tak powiem, niczego palcem dotknąć nie możemy? Wniosek: godziż się doświadczenie uważać za j e d y n e źródło prawdy w um iejętności przyrodzonej [...]? [ML 63]
22 Zob. S. К a w y n, w stęp w: Walka rom an ty ków z klasykami. Wrocław 1960, s. X L VI. BN I 183: „Nie doświadczenie bowiem i obserwacja wytyczają drogi poznania, ale intuicja — K. K r z e m i e n i o w a , O nową cywilizację. W zbiorze: P roble m y polskiego romantyzm u, s. 52: „zarezerwowano [dla natury] moc objawiania praw dy [...] poprzez stan uczuciowy, chw ilę [...] intuicyjnego zjednoczenia z »wszechogromem« [...]”. Artykuł ten, w częściowo zmienionej postaci, zamieszczony został w książce: К r z e m i e ń-O j a k, Maurycy Mochnacki.
Pro-M ochnacki nie był d oktrynerem : m yślał trzeźwo i — chciałoby się powiedzieć — bardzo „elastycznie” 23. M etody, sposoby, drogi docho dzenia do celu, tu ta j realizującego się w postaci praw dziw ych wniosków o rzeczywistości, uw ażał za spraw y drugorzędne wobec badanego p rzed m iotu, ulegające przem ianom i bezpośrednio uzależnione od jego cha rak te ry sty cz n y c h cech: „ m e t o d ę nauki, jej try b postępow ania sto sować trzeba do własności przedm iotu” (ML 62). Przeciw staw iając się poprzedniem u pokoleniu, zakw estionow ał on u n i w e r s a l n o ś ć j e d n e j m e t o d y , był zw olennikiem specjalizacji, jak byśm y powiedzieli językiem dzisiejszym . I dlatego w swej p rak ty ce pisarskiej inne m etody stosow ał pisząc o literatu rze, o poezji, in ne — pisząc o k ry tyce i k r y ty kach 24.
M ochnacki m yślał nowocześnie, inaczej niż ludzie jego p o k o len ia 2S. W edług niego — naczelnym zadaniem człow ieka jest dążenie do pozna nia, jest to rów nież siła w rodzona o cechach n aturalneg o popędu. Nie wolno jej ham ować, poniew aż tylko dzięki jej działaniu człowiek się rozw ija:
Któż poważył się wymierzyć siłę naszego pojęcia i wrodzonej skłonności zbadania niedocieczonej tajemnicy położyć stałe granice? [M 59—60]
S tąd wniosek, iż granic poznania nie ma, człowiekowi w o l n o po znaw ać w s z y s t k o i w szystkim i sposobami. Jednostka ludzka i jej skłonności są u M ochnackiego czynnikiem nadrzędnym , przynależy im (z woli Boga) p raw o i konieczność rozw oju: po to są, a b y się realizow ały. Nie m a tu żadnego tabu, żadnych ograniczeń wolności i swobody po znawczej, odw rotnie niż w Oświeceniu. R eprezen taty w na dla oświece niowego św iatopoglądu jest np. n astęp u jąca 'w ypow iedź Jan a Śniadec kiego:
Język musi być zmysłowy, to jest wzięty z rzeczy pod zmysły podpada jących, żeby był zrozumiały.
Mam to za prawidło konstytucji ludzkiej barzo zbawienne, bo gdzie myśli przestają być zrozumiałe, tam jest granica pojętności ludzkiej, za którą prze chodzić nie n a leż y 26.
gram kulturalny i m y śl krytycznoliteracka (ukazała się ona już po napisaniu
niniejszego artykułu). Uwzględniła w niej autorka również wagę poznania rozu mowego w teoriach Mochnackiego. — W i t k o w s k a , op. cit., s. 22. — Cz. Z g o r z e l s к i, R om anty zm w Polsce. Lublin 1957, s. 7—8. — Piszę o tym również ■w pracy O świadomości ję zy k o w e j Mochnackiego, s. 84—85.
23 O tej w łaściw ości Mochnackiego — jako człowieka — pisze J. S z a c k i w książce: Historia jedynego romansu. Opowieść o Mochnackim. Warszawa 1964, s, 126. Zob. też W. K a r p i ń s k i , M. K r ó l , S ylw etki polityczne X I X wieku. Kraków 1974, s. 17.
2t K w estie te omawiam w innej części pracy o Mochnackim.
25 Zob. S z a c k i , op. cit.
26 J. Ś n i a d e c k i , Filozofia umysłu ludzkiego. W: Pisma filozoficzne. T. 2. Warszawa 1958, s. 321.
R eakcja M ochnackiego n a tak ą postaw ę poznawczą m ogła być ty lko jedna: protest. P ro te st nie przeciw ko m yśli, rozum ow i, nie przeciw ko dośw iadczeniu jak o takiem u, je s t to niezgoda n a owe granice, na tam o w anie sw obody poznaw czej. D latego pisze:
Gdzie rozum niezwyciężone znajduje przeszkody i sfera m yślenia coraz głębszą okrywa się pomroką, niepojęte w swych działaniach przyrodzenie wskazało nam drogę bezpośrednich poznawań, czyli i n t u i c j i [...]. Nie idzie za tym, abyśm y w naukach i ścisłych um iejętnościach [...] na podobnej r e- w e 1 а с j i um ysłowej nasze rozumowania i wnioski opierać mieli. Nie, zaiste, byłoby to nierozsądną śm iesznością [...]. [M 59]
M ochnacki zawsze b y ł zdania, że „m yśl je s t zasadą” w szystkiego (M 148), m yśl je st czynnikiem w n a tu rz e n ajw ażniejszym , poniew aż s ta now i najw yższy szczebel w d rab in ie jej rozw oju. M usi tak być, skoro „św iat m a te ria ln y w yobraża m yśl n iep o jętej m ądrości” (M 148), w łaśnie m y ś l : nie — „czucie”, n ie — intuicję.
W rozpraw ie O litera tu rze p o lskiej w w ie k u d zie w ię tn a sty m M och nacki p ro b lem aty k ę m yśli, jej m iejsca i znaczenia w natu rze, w procesie jej rozw oju doprow adził do apogeum , p rzejm u jąc od Schellinga system filozofii p rzyrody. W poprzednich a rty k u ła c h cały św iat w yrażał m yśl (i był od niej uzależniony), ale była to m yśl Boga. Człowiek, tak sam o jak in n e elem en ty n a tu ry , od Boga rozum nego był zależny. Takie za p a try w a n ia w ypow iedział M ochnacki w M yślach o litera turze p o lsk ie j, a liczne fra g m en ty tej p racy zostały pow tórzone w rozpraw ie n a jw ię k szej i n iew ątpliw ie najw ażniejszej w dorobku tego pisarza — O litera
tu rze polskiej w w ie k u d zie w ię tn a sty m . W tej książce nie w spom ina
ju ż ani razu o Bogu jako m yśli, Bóg został u ję ty tu ta j jako O patrzność kieru n k u jąc a w szelki rozw ój: i n a tu ry , i cyw ilizacji, i k u ltu ry , a głów nie — dziejów, histo rii. O patrzność n a d a je k ieru n e k rozw oju, ale kon k re tn ą jego realizację p rzepro w ad za tylko człowiek. W n ajw yższym etapie swego rozw oju isto ta lu d zk a nie jest p o tra k to w a n a p a rtn e rs k o w sto su n k u do n a tu ry , nie jest też podporządkow ana nikom u: realizacja rozw o ju bow iem zależy od in d y w id u aln y ch p redyspozycji jednostki, k tó re kształtow ać m usi ona w łasnym w ysiłkiem . O statnim , najdoskonalszym ogniw em w ro zw o ju n a tu ry je st człow iek m yślący, rozum ny, nie — in tu ic y jn ie „czu jący ” ; z tej p rzy czy n y m yśl jego nazw ał M ochnacki „m yślą człow ieka — a n io ła ”, „św iecznikiem przyrodzenia, lam pą św iatów ” (ML 23— 24). G dyby te j m yśli n ie było, n a tu ra b y łab y bezcelowa, byłaby chaosem — tw o rem nie dokończonym i niepełnym .
D rugi głos n a tu ry , głos u jm o w an y w k ateg oriach słowa, znaku ję zykowego, przem aw ia w łaśnie do człow ieka m yśli. Różni się on od czło w ieka „sym patycznych pow inow actw ” , k tó ry jest tylk o składnikiem n a tu ry ; te n zaś — w y k racza poza nią, uśw iad am iając sobie w łaśnie swoje pokrew ień stw a z p rzy ro d ą: wie, że je st b y tem i jako b y t jest ty lk o je d nym z jej ogniw. Rozdziela się wówczas „na d w o je”, m ówiąc języ kiem
au to ra, sam dla siebie staje się przedm iotem poznania. Od tego m om en tu stoi poza n a tu rą , gdyż skupia ją całą w swej świadomości. D opiero teraz osoba ludzka n ap raw d ę istnieje i m a praw o do zaszczytnego m iana osoby: „kto tego, że jest, nie wie, je st tak, jak b y go nie było” (ML 24) — pisze Mochnacki.
N a tu ra przekazuje sw oje znaczenia człowiekowi, k tó ry osiągnął sta n sam oświadom ości, w nim m yśli, w nim poznaje siebie. To on zbiera porozrzucane „sylaby” n a tu ry i scala je w znaczące słowo, n ad ając jej dzięki tem u sens ostateczny:
Myśli ona [tj. natura] naszą m yślą i sama siebie naszym pojmuje rozu mieniem. W człowieku, jako cząstce całości swojej, przychodzi do r e f l e k s j i . . Tu s i ę u z n a j e w s w o i m j e s t e s t w i e . W nas, w środkowym punkcie istoty naszej, staje się natura przedmiotem dla samej siebie. [ML 26]
Dopiero tak i człowiek jest istotą w ielką, jest „rep rezen tan tem całego· p rzy ro d zen ia” (ML 35).
U Brodzińskiego rów nież człowiek dorasta do reflek sji — tylko do refleksji: gdyż o świadomości w ogóle tu m ow y nie ma. W m yśl jego zasad droga ludzkiego doskonalenia p rzedstaw ia się następująco. P rz y roda w yzw ala w ludziach uczucia religijne i wszelkie inne, kształci w yo braźnię i dostarcza w rażeń estetycznych, czyli pełni ona rolę bodźca, będącego p o d s t a w o w y m w a r u n k i e m realizacji n a tu ra ln y c h przym iotów rodu ludzkiego, jakim i są pragnienia, by dostrzegać w św ie cie m ądrość, dobroć i piękność. P rzyrodzoną cechą „czucia” jest „sm ak do rzeczy p ięk n y ch ” (B 138), dlatego ładn a n a tu ra nas nęci, b rzyd k a — odstrasza.
Jednakże nie tylko n a tu ra pow abna pełni funkcję celowo d ziałają cego narzędzia Boskiego, potrzebna jest i brzydota, potrzebne zniszcze nie, strach i przerażenie. K o n trast pom iędzy dwom a rodzajam i n a tu ry i sk rajn ie różnym i em ocjam i, w yw oływ anym i przez nią, zadziwia czło w ieka i zdum iewa, a ty m samym: „um ysł do wielkości sposobi” (B 275). W zniosłość z kolei w yzw ala w nim stan „zadum ania” . I ta k człowiek od czucia przechodzi w stan pełniejszy, w któ ry m doznania em ocjo n alne h a r m o n i j n i e łączą się z m yślą: „zadum any oznacza razem m yślącą i czującą isto tę ” (B 275), osiąga dzięki tem u pełnię swego m ożli wego rozw oju d staje się godzien Boga.
Jedyn ie człow iek zadum any jest w stanie dostrzec w n atu rze nie ty lk o poszczególne jej składniki, nie tylko widoki, lecz rów nież porzą dek:
Zgoła na cokolwiek rozum oświecony uwagę zwróci, wszędzie znajdzie uspokajającą opatrzność i porządek w naturze; nie widzi już w szczególnych wypadkach okropności, ale konieczność jednego porządku i celu. [B 280]
R uiny, żyw ioły p rzy ro d y nie są w ty m ujęciu — ja k u M ochnackie go — przejaw em tajem n y ch sił tw orzenia, nie pow tórzyłby B rodziński
zdania, iż „groby i rum ow iska do życia n ależą” (ML 90). W jego p rze konaniu są przeciw ieństw em tw orzenia — niszczeniem. Om awia te sam e co M ochnacki przy k ład y : w ybuchy w ulkanów i trzęsienia ziemi, burze n a m orzu, g ru zy w spaniałych niegdyś budow li (B 276— 277), ale dostrze ga w nich tylk o śm ierć, nie wiąże ich zaś z żyw otnym i siłam i n a tu ry : „C ały św iat w aży się ciągle m iędzy niszczeniem a rozw ijaniem ” (B 279).
W n atu rze w szystko m a swój cel, śm ierć i zagłada także, poniew aż uzm ysław ia człowiekowi jego nicość, przypom ina równocześnie, że w iel kość i niezniszczalność m ożna osiągnąć jedynie po śm ierci — w Bogu: „ Z ajm ują nas ru iny , nad któ ry m i czas try u m fu je ; bo m y kiedyś nad nim tryum fow ać b ędziem y” (B 280). Nieszczęścia i k a ta stro fy żywiołowe do sk onalą ludzi, w y zw alając w nich poczucie szlachetnego b ra te rstw a
i w spólnoty — w ten sposób in te rp re to w a ł B rodziński sens i cel trz ę sienia ziemi w Lizbonie:
Dzieje mówią, że po zapadnieniu Lizbony ci, którzy wyratować się mogli, ściskali się wzajem , przyjaciele z nieprzyjaciółm i, bogaci z ubogimi, wierny z niewiernym; każdy dzielił się z innymi tym, co wyratował. Według podróż nych, podobnie dzieje się na okrętach burzą zagrożonych. [B 280]
C zynniki uszlach etn iające są w życiu każdego człowieka niezm iernie ważne, poniew aż b ra k doskonałości stanow i jego cechę rodzajow ą.
P rzyczyn a tęsk n o ty za u traco n y m stanem naturalności źródło swe m a we w łaściwościach człow ieka — isto ty niedoskonałej i przew rotnej. W artość czegokolwiek jesteśm y w stan ie docenić dopiero w tedy, gdy to s tr a c im y 27. D latego — tw ierd zi B rodziński — im bardziej cyw ilizacja oddala nas, tj. ród ludzki, od sta n u n atu raln eg o , ty m bardziej staje się on pożądany, w ręcz upragniony:
My, w wieku naszym zajęci potrzebami tak koniecznym i naszej cy w ili zacji, zniewalani do stosunków obojętnych dla naszego uczucia, im dalsi od natury, tym żyw iej porywa nas tęschność do niej, tym więcej czujemy jej wdzięki, im rzadziej rozważać je możemy. [B 16]
O ddalenie od n a tu ry , w y n atu rzen ie się osobowości człowieka, budzi tęsk n o tę do „stanu n a tu ry ” , realizow anego jed n ak nie poprzez pow rót — rek o n stru k c ję czasów idylliezno-pasterskich, ale dzięki rozw ijaniu n a turalności c h a ra k te ru poprzez w ybór takiego m odelu życia, k tó ry by w m aksym alnym stopniu ów k ieru n ek rozw oju zapew niał. Na uw adze m a zawsze B rodziński pobudki m o raln e — zw iązane z osobowością i ch a rak terem , sp raw y zaś u ty lita rn e , sp raw y konk retneg o m odelu życia „sie- lan in a na ro li” nie m ają u niego w ydźw ięku „ d y rek ty w postępow ania społecznego” 28. S pełn iają zawsze fun kcję podrzędną: odpow iednio k ształ
27 Zob. В а с z к o, op. cit., s. 132 (o Schillerowskiej interpretacji Rousseau). 28 Zob. A. W i t k o w s k a , „Slawianie, m y lubim sielanki...” Warszawa 1972, s. 95—96: „W interpretacji Brodzińskiego był to [...] zawsze model [życia i kon cepcji człowieka] oparty o dyspozycje moralne i praktyczne dyrektywy postępo
tu ją to, co Brodziński nazyw a ch arakterem m oralnym . W arunki cyw iłi- zacyjno-społeczne ty p u salonow o-m iejskiego w ypaczają n a tu rę człowieka (przykładem Francuzi), bezpośredni zaś k o n tak t z przyrodą, i to „ładn ą” , doskonali ludzkie przym ioty, dzięki czemu mogą ludzie „czuć” poprzez n a tu rę — Boga: „w n a tu rz e Boga kochamy. Miłość n a tu ry zawsze być m usi relig ijn ą [...]” (B 28). Uczucia religijne jako dom inująca siła w świecie, k tó ra łączy go z człowiekiem i z Bogiem, to główny w yznacz nik rom antycznego światopoglądu H am anna i Novalisa naw iązującego do H erdera 29. Tak więc sielski model życia służyć m iał nie korzyściom społecznym o cechach „organicznikow skiej realności” 30, ale interesom pryw atnego życia człowieka związanego tu ta j z religią, m iał przybliżyć go do Boga. N atura, naturalno ść nabiera u Brodzińskiego cech stanu idealnego, jego k o n stru k cji teoretycznej istniejącej poza czasem i p rze strzenią, w ytw orzonej przez ludzkość „w w ieku m ęskim ” , jak tw ierdził Schiller, przejm ując i system atyzując poglądy R o u sse a u 31.
Również zdaniem M ochnackiego człowiek tęskni do natu ry . Tęskni jednak nie z powodu oddalenia ludzkości od stan u idealnego i nie z po b udek religijnych, tęsknota pow staje w nim w tych m om entach, gdy udział w życiu społecznym zaczyna go męczyć w rzawą, zam ętem , sprzecz nościam i nie do pogodzenia przez rozum; w tedy, gdy człowiek jest zm ę czony poczuciem w łasnej n i e m o c y p o z n a w c z e j i znikomości w obec działania „m achin ludzkości” (jak to nazw ał Mochnacki). Chcąc rozw ikłać c h a ra k te r tej tęsknoty, trzeba n ajp ierw wyjaśnić, z jakiego p u n k tu w idzenia pisał M ochnacki o człowieku. T rak tu je on ludzi w dwóch aspektach: ogólnym, cyw ilizacyjno-kulturow ym i politycznym — tu ta j człowiek znaczy tyle co cząstka ludzkości podporządkow ana działaniu
wania społecznego. Proponowana przez poetę doskonała wizja przyszłości została bowiem mocno sprzęgnięta z organicznikowską realnością i konkretnością postu latów, ze swoistym uniwersalizmem, nadającym tej utopii pozory pozytywistycznej trzeźwości. [...] mit o narodzie sielskim [...] został poddany zabiegom aktualizu jącym. Wprowadził doń Brodziński współczesne hasła postępu i pracy. [...] Bro dziński dowodził trzeźwo, że opłaca się »lubić« sielanki. Mogą być one źródłem sw ego rodzaju społecznej terapii [...]”.
29 O Herderze i Novalisie zob. w antologii: Manifesty romantyzmu. 1790—1830.
Anglia. Niemcy. Francja. Wybór tekstów i opracowanie А. К o w a 1 с z у к o w a.
Warszawa 1975, s. 172.
30 W i t k o w s k a , „Stawianie, m y lubim sielanki...”, s. 95. Jak pisze A. W a l i c k i (Pisma filozoficzne Cieszkowskiego z lat 1838—1842 w kontekstach intele
ktualnych epoki. W: A. C i e s z k o w s k i , Prolegomena do historiozofii. [...]. War
szawa 1972, s. VIII), dopiero Marks włączył sprawy filozofii w działalność spo łeczną, przedtem (poza nowatorem Cieszkowskim, który w swoim przekształceniu system u Hegla stał się poprzednikiem Marksa) filozofia funkcjonowała jedynie w swej moralizatorskiej i spekulatywnej formie. Nie mógł w ięc i Brodziński tak społecznie ukierunkowywać swego programu.
31 O relacjach: Rousseau—Kant—Schiller pisze B a c z k o (op. cit., s. 132). — Na temat zależności Brodzińskiego od Kanta i Schillera zob.: Z. J. N o w a k ,
cyw ilizacji; o raz in d y w id u aln ym — w ty m w y padku człowiek jest istotą jed y n ą i niepow tarzalną, jednostką, k tó rej w rodzonych właściwości nie ogranicza i nie zniew ala żadna m achina polityczna lub cyw ilizacyjna (zob. M 61) 32.
W iadomo, że ró żn e teo rie i d o k try n y Oświecenia tra k to w a ły zawsze człow ieka w aspekcie jego ogólności rozum ianej jako przynależność do danej społeczności i jej sp ra w oraz do ro d u ludzkiego, nie istn iał w nich człow iek p ojedynczy ze sw oim i problem am i. Osobę p ry w a tn ą w centru m zainteresow ania p ostaw ił sentym entalizm , podobnie B rodziński — do strzegano t y l k o osobę p ry w atn ą, a kw estie społeczne, p raw a i obo w iązki z nich w yn ikające odrzucono. Obie te p ostaw y w y ra sta ły nie z realnego, ale z pojęciowego podłoża, brano pod uw agę jedynie część problem ów zw iązanych z człowiekiem , m ówiono o ludzkich „połów kach”, w yabstrahow anych, nie zaś o całym , k o n k retn y m człowieku, żyjącym i m ieszkającym w jakim ś rea ln y m społeczeństw ie i narodzie. Ż yjącym — i dla siebie, p ry w atn ie, i dla społeczeństw a, narodu, i ze społeczeństw em . S entym en talizm pokazyw ał tak że społeczne oblicze człowieka, to praw da. Ale pokazyw ał je na zasadzie negacji — jak o źródło ludzkiej udręki, stąd sen ty m en taln e ucieczki od1 cyw ilizacji i społecznych więzów w tę sknotę.
M ochnacki obie „połów ki” : p ry w a tn ą i społeczną, scalił w pojed yn czym człowieku. Scalił n a zasadzie praw d y oczyw istej, k tó rej podstaw ą jest antyn om ia; p raw d a ta b u rzy harm o n ię i spokój, a w duszy w yw o łu je ch arak tery sty czn e „ro zstro jen ie” (ML 43). W każdej osobie sfera cyw ilizacji sp lata się n ierozerw alnie ze sferą indyw idualnego życia, obie są rów noczesne i rów nie ważne! W ty m cały problem , problem tak isto t ny dla M ochnackiego.
K iedyś bowiem , w pierw szym okresie dziejów rodu ludzkiego po je d ynczy człowiek b y tow ał jed y n ie jak o n a tu ra ln y składnik przyrody, jego w yłączną w ładzą poznawczą była intuicja, nie był jeszcze istotą ro zum ną, gdyż nie w ykroczył poza n a tu rę i dlatego był szczęśliwy: „ P ierw szy człowiek [!..] spał snem tw a rd y m we śnie niew ypow iedzianego szczęścia” (ML 30).
Nie zdaw ał sobie spraw y, że coś może być dla niego lu b nie, nie ist niała w ted y ani płaszczyzna pryw atności, ani społeczności, człow iek egzystow ał tak jak inne e lem en ty przyrody, np. rośliny. Ten szczęśliwy
32 Z innego punktu widzenia rozpatruje ten problem K r z e m i e n i o w a w rozprawie O nową cyw ilizację (s. 51): „W pojęciu Maurycego Mochnackiego człowiek jest istotą złożoną. Złożoność ta polega na przynależności do dwóch światów: do św iata wieczności, z którą łączy go niepowtarzalna, indywidualizująca i twórcza sfera uczuciowości i imaginacji, oraz do historycznie zmiennego świata cywilizacji, w którym człowiek jest częścią społeczeństwa i podlega działaniu procesów rządzących rozwojem ludzkiej kultury”. Traktuje Krzemieniowa tę k w e stię w aspekcie czasu: wieczność — stałość; cyw ilizacja — zmienność i rozwój.
e ta p ludzkości pow tarza się w życiu w szystkich ludzi — jako okres dzieciństw a 33 :
Jeden raz w życiu swoim każdy z nas był w raju, nim w yszedł z lat dziecinnych [...]. Nim zaufał własnej sile i zaczął oddzielnie egzystować w so bie dla s i e b i e ! [ML 29]
W aspekcie d z ie jó w 34, z p u n k tu widzenia rozw oju n atu ry , ten sam okres jest równocześnie trak to w an y w innej skali w artości: „W szystkie władze, zdolności, rozum ienia, i d e e drzem ią uśpione w zarodku. Ciche, b ierne życie, najpodobniejsze w e g e t a c j i ! ” (ML 28).
Człowiek jako cząstka ludzkości jest podporządkow any nadrzędnem u wobec niego biegowi historii, kierow anem u przez Opatrzność, a dzieje dążą do rozum u, do refleksji, n a tu ra rów nież zdąża do myśli: człowiek więc m usi się rozw ijać, m usi stać się istotą reflek sy jną i świadomą, po niew aż jest cząstką n a tu ry . N ajw yższa w artość w skali dziejów — a z n i m i zw iązane są i cywilizacja, i społeczeństwo, naród — to m yśl, św ia domość; dla człowieka jako indyw iduum najcenniejsze jest osiągnięcie szczęścia, k tó re zapew nia nie refleksja, ale intuicja, fantazja i m arzenie. Je d n ak w aspekcie n arodu kierow anie się w yłącznie in tu icją prow adzi do zła:
Ci, co nie m yślą [...]. Tacy w niższym mieszczą się rzędzie. [...] Nieme posągi na scenie życia! Pospolicie też rządzą się instynktem, nie rozwikłanym w jasność rozumu [...]. Co jest złego na świecie, poszło z takich ludzi. N ie szczęśliwi. [ML 35]
W tym m omencie człowiek u M ochnackiego sta je się istotą tragiczną: to, co przynosi jem u, pryw atnie, poczucie szczęścia, jest zgubne dla n a rodu. G dy osiągnął sta n samoświadomości, został „reprezentantem całego p rzyrodzen ia”, dopiero w tedy został w ielki i niezależny. Ale t a s a m a ś w i a d o m o ś ć zniszczyła jego szczęście, bo uzm ysłowiła m u o b o w i ą z e k — obowiązek w ielki n a skalę jego wielkości — ż y c i a r e f l e k s y j n e g o , życia dla narodu, dla cywilizacji. Kosztem własnego szczęścia tw orzy ich dzieje i sw oją wielkość. To świadomość uzm ysło w iła istocie ludzkiej jej znikomość i małość p ry w atn y ch pragnień i d ą żeń. I tak: człowiek u M ochnackiego jest w ielki wielkością swego działa nia dla n a tu ry i dziejów, wyznaczonego m u przez Boga; jest wielki, poniew aż wie, że jako jednostka dążąca do osiągnięcia w łasnego szczęś cia — w obliczu n ieustannych i w ażkich przem ian jest niczym. Tęsknota więc rodzi się w nim wówczas, gdy służba dla cy w ilizacji35, jej tw
orze-33 Myśl wzięta z Herdera, podobne sformułowanie u Schillera. Tak samo kw estię tę przedstawia Brodziński (zob. N o w a k , Objaśnienia, s. 328).
34 Problem historii, rozwoju dziejów ludzkości jest w tym artykule pomijany świadomie.
33 Zob. K r z e m i e n i o w a , O nową cywilizację, s. 52: „Cywilizację powołują do życia siły twórcze, wewnętrzne siły ludzi i narodów, ale o jej rozwoju decydują czynniki bardziej złożone: siły organiczne w łaściw e danej cyw ilizacji [...]”.
nie i rozw ijanie, staje się w jego odczuciu przy tłaczającym ciężarem : ,,kiedy brzem ię w ieku i stosunków tow arzyskich jest dla nas n a j uciążliw sze” (M 62), w ted y m arzym y o działaniu na w łasny rachunek, k tó ry przyniósłby chw ilę szczęścia, m arzy m y o tw orzeniu poezji. P rz y czyna tęskn oty nie m a tu ch arak teru obiektyw nego, tkw i w świadomości pojedynczego człowieka.
W edług M ochnackiego istota ludzka m arzy o n atu rz e nie jako o stanie idealnej i pierw o tn ej naturalności, m arzy nie o tym , aby osiągnąć znow u stan nieśw iadom ości, lecz aby tw orzyć — jest to n a tu ra jako siła k re a cyjna i n atch nio n a 36:
Um ysł znużony ciężarem i tajemnicą niedołężnego bytu, wyższych w iado mości chciwy i upośledzony w środkach osiągnienia ich, łudzony powabem doskonałości i po tylekroć na bezdrożach prawdy obłąkany, szuka w natchnie niu rozkoszy, której mu rozum albo rączej własna jego niemoc zaprzecza [...]. [M 61]
N atchnienie poetyckiego tw orzenia zapew nia człowiekowi wolność i swobodę, daje złudę chwilow ego poczucia w spaniałości i nieom ylności, rzeczyw istej w ładzy: to w szystko, czym nie dysponuje on w konkretnym , rea ln y m życiu społecznym — i czego mieć nie może. Człowiek tęskniący do n a tu ry tęskni do nieskończonej potęgi tw orzenia, do czynu. N aw et w chw ilach słabości nie sta je się osobą bierną, nie istn ieje tak a moc, k tó re j by się poddał. O dw rotnie niż u Brodzińskiego: jest poza kształcą cym w pływ em n a tu ry , gdyż sam ją form uje, nadając jej znaczenie; je s t i poza w pływ em cyw ilizacji — jako jej tw órca, nie podlega więc żadne m u czynnikow i zew n ętrzn em u wobéc siebie. Siła rozw oju jednostki ludzkiej tkw i w niej sam ej, w jej przeżyciach i refleksjach, do których pow stania zarów no n a tu ra , jak i cyw ilizacja p rzyczyniają się jedynie na praw ach bodźców, i to tylko takich, któ re w szystko u m o ż l i w i a - j ą, ale niczego — nie w a ru n k u ją .
P rzypom nijm y: człow iek Brodzińskiego zawsze podporządkow any jest w szelkim praw om i n a tu ra ln y m , i cyw ilizacyjnym . M ała i pokorna to istota, ze wszech stro n ograniczona, w y stęp u je w roli obiektu oddziały w ań doskonalących n a tu ry i w ypaczających cyw ilizacji, nie — jako ich spraw ca. Z daniem M ochnackiego człowiek sw oją reflek sją p orządkuje św iat, poniew aż m yśli w n a tu rz e brak, jest przyw ilejem tylko ludzkiego indyw iduum . W B rodzińskiego pojęciu n a tu ry m yśl jest obiektyw nym , zupełnie niezależnym od człow ieka składnikiem rzeczywistości, n ie bez pow odu określanej m etafo rą „gospodarstw a” , w k tó ry m zawsze i w szę dzie p an u je id ealn y ład i h arm onia (B 80). Ten św iat jest dany obiek ty w nie jako porządek j e d y n y i s k o ń c z o n y . Jeśli działalność
36 O takim znaczeniu słow a „natura” u Mochnackiego wspomina A. G u z e k (Z proble m ów es tetyk i polskiego sentymentalizmu. „Przegląd Hum anistyczny” 1961, nr 1).
n a tu ry odbieram y w kategoriach tajem niczości, jeśli nie widzim y w szę dzie dobra i ładu, to fak t ten świadczy tylko o naszej ułomności, o „słabym rozum ie” (B 278). N atu ra jako byt, z jej odwiecznym, celo
w ym porządkiem , jest od ludzi niezależna — k ierun ek oddziaływ ań jest tu niezm iennie jednostronny.
W edług M ochnackiego rzeczywistość celowa i usystem atyzow ana, do pełniona sensem , nie jest dana obiektyw nie i jednoznacznie. Poniew aż każdy człowiek oddzielnie dochodzi do reflek sji i świadomości, proces ten pow tarza się stale: „codziennie przed naszym i iści [się] oczym a” (ML 30), tzn. każdy indyw idualnie „odbija” n a tu rę w swej m yśli, a po w stała w i z j a ś w i a t a jest bezpośrednio uzależniona od sta n u sam o- poznania danej jednostki. Innym i słowy: świadomość to przypisane tem u ty lk o człowiekowi widzenie rzeczywistości. Je st to w idzenie jednostko we, a więc subiektyw ne:
Myślą sporządzamy sobie świat zewnętrzny. Rozumując, budujemy gmach przyrodzenia i wszystkie ukazujące się w tym gmachu jawiska. [ML 53]
Subiektyw ność M ochnackiego w ty m w ypadku płynie nie z indyw i dualnego czucia n atu ry , ale z rozum ow ania, podobnie jak w k ręgu idealistów n iem ie c k ich 37. Dlatego św iat M ochnackiego obdarzony je st a try b u te m nieskończoności, podobnie jak św iat Brodzińskiego, ty le tylko, że jest to nieskończoność o dwu różnych podstaw ach: u Brodzińskiego — m istycznie pow iązana z Bogiem (podobnie u H erdera, H am anna, N ova- lisa); u M ochnackiego (jak u Fichtego, Schellinga, jak potem u Hegla) — z podm iotow ym ujęciem rzeczywistości, istniejącej w ścisłym uzależnie niu od rozum u człowieka. Nie fan tazja więc, nie uczuciowość, nie in sty n k to w n e dążenia duszy są na pierw szym planie św iata, ale św iado mość, logika, celowTość: w szystko, co zw iązane z rozum em .
„Czucie” i intuicja, n a tu ra ln e i bezpośrednie m etody poznania, są całkiem jednoznacznie podporządkow ane sile refleksji, sile będącej sk u t kiem rozw oju człowieka i w łaśnie dlatego nadrzędnej, w tym n ieu sta n ny m biegu naprzód niczego nie da się cofnąć. M yślenie nie neguje i nie niszczy — w edług Mochnackiego — uczucia i pierw otnego in sty n k tu , lecz je sobie podporządkow uje poprzez objęcie świadomością. Jed y nie dzięki tem u podporządkow aniu mogą one stać się celow ym i m etodam i poznawczym i, użytecznym i w kontakcie z rzeczywistością. Problem ten b ył dla M ochnackiego niezm iernie w ażny (podobne stanow isko zajęli Schlegel i N o v a lis38), jak w szystkie spraw y teoriopoznawcze istotne dla „człowieka narodu i cyw ilizacji” .
B rodziński zaś, wzorem Rousseau i sentym entalistów , za najbardziej cenny składnik duchowego życia człowieka uznaw ał „czucie” , z rac ji
37 Zob. Ł e m p i с к i, op. cit., s. 164. 38 Ibidem, s. 128.
jego pierw otności i n atu raln o ści. R efleksja może w ykształcić się dopiero po przeżyciu św iata, gdyż w szelkie poznanie rozum ow e m a c h a ra k te r w tó rn y i dlatego — drugorzędny. N ajw ażniejsze jest poznanie poprzez „czucie” i w iarę — to ono przynosi człow iekowi p ry w a tn e m u poczucie szczęścia. P rzeży w ając n a tu rę , poznajem y ją, tzn. w yczuw am y w niej obecność Boga. Ten ty p poznania bezpośredniego, n ajbard ziej cennego, faw oryzow ał H a m a n n 39. Ponad n a tu rę w yw yższa istotę ludzką w łaśnie zdolność „czucia” — je st ona w łaściw a tylko człowiekowi, od niego w y chodzi, p rzen ik a św iat i łączy w szystko z Bogiem.
„Czucie” jest elem entem pierw szoplanow ym w życiu człowieka jako jedno stki. N atom iast z p u n k tu w idzenia funkcjonow ania dla ludzkości ■— „czucia” i rozum u B rodziński nie hierarch izu je, lecz h arm o nijn ie je sp lata w postaci dwóch czynników rów norzędnych i w spółzależnych, skład ający ch się na stan zadum ania. Człowiek serca w y k ry w a w n a tu rz e obecność Boga, jest szczęśliwy, ale nie dostrzega w świecie porządku, u k ład u wyższego, scalającego celowością w szystkie indyw idualne p rz e
jaw y n a tu ry ; zauw aża ty lk o elem enty, nie widzi k o n struk cji, k tó rą tw orzą. Z tej przyczyny je st to odbiór św iata niepełny, niedoskonały — proces odbioru dopiero wów czas jest zakończony, gdy dopełniło go po znanie rozum ow e, a człow iek dzięki tem u osiągnął stan wzniosłości; B rodziński pow iela tu ta j poglądy K a n t a 40. U Brodzińskiego człowiek je s t od w ieków tak i sam : pokazany jest on jak o osoba doskonaląca się (w sensie m oralnym ), nie — ro zw ijająca się. Osiągnięcie doskonałości rów na się osiągnięciu sta n u n atu raln eg o , czyli zdobyciu szczęścia w Bogu. R ozum i reflek sja fu n k cjo n u ją w ty m ujęciu w roli czynnika dopełnia jącego osobę, czynnika dodatkow ego, podczas gdy u M ochnackiego — w y n ik a on bezw arunkow o i z rozw oju historycznego, i z rozw oju jednostk i ludzkiej, będąc jego koniecznym efektem , przynosi człowiekowi nie doskonałość pojm ow aną jako w ieczna szczęśliwość, ale wielkość — w y nikającą z tragicznego „ro zstro jen ia”.
Celem poznania, w edług M ochnackiego, jest dotarcie do obiektyw nej praw dy:
Nie pożytek m aterialny, jaki z nauk odnosimy, ale samą prawdę, bez żadnego innego względu, uważać należy jako ostateczny kres, do którego w szystkie poznawania i wiadom ości nasze zmierzają. P r a w d ą zaś jest zgod ność wyobrażeń naszych z rzeczami, które sobie wyobrażam y [...]. [ML 62]
P ra w d a to jednostkow a: w y rasta z zetknięcia m yśli poszczególnych ludzi z rzeczyw istością, je st idealnym „odbiciem ” św iata w ich św iado m ości 41. Brodzińskiego ta k a praw da nie in teresu je, tak jak nie z ajm u ją
s9 Ibidem, s. 127— 128.
40 N o w a k , Objaśnienia, s. 430—431.
41 O teoriopoznawczym aspekcie problemu odbicia u Mochnackiego zob. I. O p a c k i , „Pośmiertna w głębi jezior m aska”. W zbiorze: Studia o Leśmianie. W arszawa 1971, s. 267—270.