• Nie Znaleziono Wyników

9 (1184).

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "9 (1184)."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

«>«

u 9 (1184).

IsCt

Warszawa, dni/ 4 grudnia 1904 r. Tom XXIII.

T Y G O D N IK P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „WSZECHŚW IATA4*. Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata

W W arsz a w ie: rocznie rub. S. kwartalnie rub. 2.

„ , - i we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Z p rz e sy łk ą p o c z to w ą : rocznie rui). 10, półrocznie rub. *>. J j & i Redaktor Wszechświata przyjmuje ze sprawami redakcyjnemi codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.

A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.

O M ETA FIZ Y C E W PR ZY R O D O ZN A W STW IE.

„Przyroda tworzy, czyni usiłow ania i p ró ­ by, miewa określone zam iary, a naw et pe­

wien interes w ziszczeniu swych celów“

i t. d., oto zw roty mowy, napotykane nader często nie tylko w utw orach o zakroju poe­

tyckim, ale naw et w poważniejszych rozu­

m owaniach badaczów przyrody. Dopóki ta ­ kie w yrażenia byw ają stosow ane ze świado­

mością o przenośnem icli znaczeniu, nie mo­

żna autorom czynić z tego powodu istotnego zarzutu. Z toku rozpraw y łatw o bowiem wywnioskować, że au to r nie przypisuje tu przyrodzie własności psychicznych człowie­

ka, nie „antropom orfizuje 44 jej, ale chodzi mu ty lk o o barw ność stylu. Gdy jed n ak przy­

rodnik staje na gruncie poglądu m ateryali- stycznego, lub witałistycznego, gdy z jednej strony dogm atycznie utrzym uje, że zjaw iska życia odbywają się z w yłącznym udziałem czynników fizyczno-chemicznycli, z drugiej zaś usiłuje „w yśw ietlić 41 tajniki przyrody ożywionej zastosowaniem pojęć „siły tw ó r­

czej 44 lub „odżywczej“, „dążności celowej lub organizacyjnej41, „bodźców form acyjnych4' i t. d., w tedy zbacza z granic ściśle nauko­

wego spostrzegania w dziedzinę mniej lub więcej fantastycznej spekulacyi, wkracza na manowce bujnej „m etafizyki14.

Głęboko zakorzeniona w umyśle ludzkim żądza „w iedzy44, dążność do bezgranicznego uogólniania skupionych wiadomości szczegó­

łowych, do zdobycia jednolitego poglądu na świat, na całość bytu, stanow iąca pierwotnie głów ny cel właściwej filozofii spekulacyjnej, spowodowała w drugiej połowie zeszłego wieku także i w naukach przyrodniczych nadm ierne bujanie hypotezy czyli kierunku spekulacyjnego. Po czasowem panowaniu po­

glądu m ateryalistycznego ustaliło się u więk­

szości przyrodników przekonanie, że rzetel- ny pogląd na św iat w inien być oparty jed y ­ nie na danych, jakich dostarcza przyrodo­

znawstwo ogólne, a ponieważ to ostatnie przedstawiało zbyt dużo braków, u tru d n ia­

jących wytworzenie jednolitego poglądu, sta ­ rano się niedostatek wiedzy realnej wypełnić hypotezami, które w następstw ie zbyt bujnie się rozrosły i zaczęły wywierać wpływ uje­

m ny na ścisłość nauki. Przykłady takich daleko sięgających hypotez będą poniżej przytoczone. Ten kierunek spekulacyjny czyli

j

pocliopność do hypotez spowodował ostrą reakcyę wśród badaczów, nader trzeźwo za-

! patrujących się na zadania i środki rzetelnej i nauki. U trzym ując, że praw dziw a wiedza

j

może być zdobyta jedynie na drodze do­

świadczalnej, czyli empirycznej, uznali oni

za niezbędne usunięcie z nauki wszystkich

twierdzeń nie dowiedzionych przez obserwa-

I cyę przedmiotową. „M etafizyka 44 pow inna

(2)

770

W S Z E C H Ś W IA T

JMs 49 w edług nich w zupełności być w yrugow ana

z nauk, m ających jedynie do czynienia ze zjawiskową (fenomenalną) stroną przyrody.

Jak o żarliwy obrońca tego realistycznego kierunku w ystępow ał m ianowicie w różnych dziełach i rozpraw ach E. Mach, do którego przyłączyli się następnie także inni znako­

mici badacze przyrody.

Ponieważ pojęcie w yrazu m etafizyka wy- dawać^się może niejednem u czytelnikow i ni­

niejszego arty k u łu nie dość jasn o określone, pożytecznem w ydaje się podanie tu w k ró t­

kości znaczenia, w jakiem obecnie w yraz ten się używa, pom ijając dzieje jego rozw oju od

i

czasów A rystotelesa. W dziele zatytułow a- i nem „ Prolegom ena “ m etafizyki naukow ej [ K a n t dowodzi, że tw ierdzenia m etafizyczne (transcedentalne) m ogą być w yprowadzone tylko z pojęć apriorycznych, t. j. w ytworzo- j nych przez „czysty r o z u m c a ł a wiedza po- j została polega n a w yw odach a posteriori, czjdi

j

na empiryzm ie (doświadczeniu). M ianowicie : czysta, t. j. nie stosowana m atem atyka stano-

i

wi wiedzę op artą na apriorycznem usposo­

bieniu (A nschauung). In n e pojęcia zasadni­

cze rozw ijają się w prawdzie przy pomocy | doświadczenia (E rfahrung), ale w człowieku

i

istnieje i dla nich aprioryczne (wrodzone) | usposobienie, ja k m ianowicie dla pojęć prze- j strzeni, czasu i przyczynowości. Uczeni za- | liczają odtąd do m etafizyki wszystkie ogólne

j

pojęcia i poglądy w ysnute z m yślenia czy­

sto samodzielnego, nie opartego na bezpo- średniem doświadczeniu. T u więc obok w y­

m ienionych poglądów m ateryalistycznych i w italistycznych należą m ianowicie pojęcia atom u i eteru, nie dające się uzasadnić do­

świadczalnie; dalej przyznaw anie elem entar-

j

nych własności p sych iczn ych , np. czucia i woli, cząsteczkom m ateryi, z których współ-

j

działania pow staw ać m ają złożone zjaw iska duchowe, i długi jeszcze szereg innych tw ier­

dzeń i poglądów, będących w bezustannem

j

użyciu potocznem, o któ rych poniżej jeszcze niejednokrotnie wspom inać nam wypadnie.

W przytoczonych tu przykładach speku- lacya metafizyczna przedstaw ia się w nie­

zbyt obiecującem świetle i uspraw iedliw ia poniekąd walkę, wytoczoną jej przez ścisłą naukę przyrodniczą. Jeżeli jed n a k podstaw y m atem atyki czystej stanow ią w samej rze­

czy jeden z działów metafizyki, to ta strona

rozum ow ania ludzkiego nie może być pozba­

wiona podstaw realnych, owszem, stanowi jeden z najpow ażniejszych środków do usta­

lenia w iedzy rzetelnej. Zasadność takiego wniosku ujaw ni się bardzo jaskraw o w roz- 1 w ażaniach n astęp u jący ch :

W iadom o każdem u badaczowi, że naw et

j

najbardziej udoskonalone m etody i przyrzą­

dy m iernicze nie w ystarczają do w ykonania pom iaru absolutnie ścisłego. K ażde ozna­

czenie. ciężaru, długości, czasu, tem peratury i t. d. uskutecznia się w nieuniknionych, choć m inim alnych, granicach błędu, zależ­

nych w części od niedającej się osiągnąć do­

skonałości absolutnej przyrządów m iern i­

czych i różnych stałych wpływów ubocz­

nych, w części zaś od braków i wadliwości zmysłów ludzkich, które nie dozwalają do­

strzedz drobnych różnic we w rażeniach zm y­

słowych, nie dosięgających pewnych stopni natężenia (intensywności). K ażdy badacz za­

p atruje się naw et z nieufnością na rezultaty pom iaru, ściśle zgodnego z obliczeniem teo- retycznem , np. na w yniki analizy chemicznej odpowiadającej jaknajdokładniej liczbom cię­

żaru atomowego. Otóż, na jakiej zasadzie uznajem y nasze pom iary za w ie rn e j pom ija­

m y błędy dostrzeżone? Skąd wiemy, że jedna część tlenu łączy się zawsze z ośmioma częściami wodoru, że woda zam arza stale w jednakow ej tem peraturze, że obrót ziemi naokoło osi odbywa się zawsze w jednako­

wym czasie i t. d., skoro absolutnie ścisłych pom iarów dokonać nie możemy? D opełnia­

m y tu nasze wiedzę zapomocą rozw ażań by­

najm niej nie spraw dzonych przez doświad­

czenie, owszem, w ysnutych z samego um y­

słu. Pom im o więc wadliwości i braków do­

świadczenia ustanaw iam y stałe dane, które w ystarczają nam do wyciągania dalszych wniosków, do osiągnięcia pewnych celów, ale tak a w iedza nie jest absolutna, lecz ty l­

ko Avzględna, nie zdobywam y pewników, ale zadow alam y się w iarą niezłomną w do­

stateczną dokładność naszych badań, ufam y im praw ie bezwzględnie, a prak ty k a życiowa uspraw iedliw ia dość stale to zaufanie.

Takie samo przekonanie o rzetelności wy­

ników osiągniętych z badań dokonanych

z możliwą ścisłością ujaw nia się nie tylko

we w szystkich zastosowaniach praktycznych

zdobyczy wiedzy doświadczalnej, ale także

(3)

.Nó 49

W SZ EC H ŚW IA T

771 w całym kierunku m yślenia. W nioskujem y

stale w taki sposób, jakgdybyśm y mieli do czynienia z pewnikam i niewzruszonemi, choć absolutnej pewności w żadnym dziale wiedzy empirycznej nie możemy osiągnąć. I tak:

twierdzim y, że przyrodą rządzą stałe praw a, że m aterya i energia nigdy nie giną i z nicze­

go nie pow stają, że czas i przestrzeń nie ma- ' ją granic i t. p. Skąd czerpiemy te wiado-

j

mości? Przecież doświadczalnie sprawdzić ich nie zdołamy. Otóż są to w ytw ory samo­

dzielnej działalności naszego um ysłu, wnio­

ski m etafizyczne, choć nie aprioryczne.

Ja sn ą jest rzeczą, że taki kierunek rozu­

m owań nie może w zupełności być błędnym , albowiem bez tw ierdzeń, dopiero co wym ie­

nionych, nauka nie m iałaby żadnych pod­

staw. W iedza przecież oparta je s t na nie- złomnem przekonaniu, że wszystko w świe­

cie dzieje się w edług praw stałych. Bez praw logiki naturalnej m yślenie byłoby nie- możliwem, a bez pow tarzania się zjawisk w świecie w jednakow ych w arunkach (albo ja k zwykliśm y w yrażać się: bez istnienia stałej przyczynowości) pow stałby w naszej głowie jedynie straszliw y zam ęt zam iast wie­

dzy uporządkowanej. Niepodobna w yobra­

zić sobie istnienia bytu stałego pośród zupeł­

nego chaosu w ydarzeń światow ych.

Że powyższe tw ierdzenia nie w ynikają ze stanowczego doświadczenia, z wydarzeń sta­

le pow tarzających się, okazuje się z istnienia pośród ludzkości przekonań wręcz przeciw­

nych, opartych niby również na doświadcze­

niu, a mianowicie przekonań, że wszystko | w świecie miewa swój początek i koniec, że

j

obok prawidłowości w świecie rządzi także przypadkowość, że wolność woli nie może być podana w wątpliwość, że niema nigdzie stałości, lecz przeciwnie wszystko bezustan­

nie się zmienia (r.a;na psi, ja k się w yraził He- rakliti. Nie potrzebujem y oddzielnie udo­

wadniać, że ostatnie tw ierdzenia należą rów ­ nież do dziedziny m etafizyki.

Z powyższych rozum owań wynika, że pe­

w na część wnioskowań m etafizycznych nie tylko w zupełności jest uzasadniona, ale dla naukowego m yślenia niezbędna. U stanow ie­

nie np. ogólnej praw idłow ości w całym świe­

cie m ateryalnym i psychicznym wchodzi w za­

kres m etafizyki, a jednak polega na niem możność całej wiedzy, wnioskowania i p ra ­

ktycznej czyli celowej działalności człowieka.

Badanie zjaw isk przyrody, zastosowanie od­

powiednich k u tem u metod i środków oparte jest na stanowczem przekonaniu, że w da­

nych w arunkach pewne zjaw iska w jednako­

wy sposób powtarzać się winny. Do takie­

go samego rzędu poglądów należy tw ierdze­

nie o jedności bytu, czyli wzajemnej (przy­

czynowej) zależności w szystkich zjawisk w świecie (skupiające się w pojęciu wszech­

świata), o ciągłości i bezgraniczności prze-

| strzeni i czasu, o zachowaniu energii (resp.

[ m ateryi) i t. p. Dla swej konieczności wy­

mienione poglądy bywają przez niektórych autorów zaliczane do oddzielnej g ru py w y­

tworów umysłowych. K a n t i W u n d t nazy­

wają je ideami transcedentalnem i; Ostwald oznacza je jako zupełnie upraw nione uzu­

pełnienia ustalonych szeregów wnioskowań (interpolacye), podobne do uzupełnień ujed­

nostajnionych szeregów liczbowych, albo do ustanow ienia jednociągłości czasu, pomimo że pewne jego okresy zostają wyłączone ze świadomości człowieka w czasie snu, choro­

bowej u tra ty przytom ności i t. p. Czy jed ­ nak wobec nowych spostrzeżeń nad własnoś­

ciami rad u tw ierdzenia o zachow aniu energii, stałości pierwiastków chemicznych i ciążenia dadzą się utrzym ać? Czas dopiero udzieli na to pytanie odpowiedzi stanowczej.

Obok poglądów wym ienionych p an u ją w nauce inne jeszcze zapatryw ania, które z powodu zaw artych w nich sprzeczności nie mogą być uznane za stanowcze i niezbędne, a naw et byw ają przez niektórych uczonych bezwarunkowo odrzucane, choć cieszyły się dawniej ogólnem uznaniem, a w celach dy­

daktycznych i heurystycznych posiadają i do chwili obecnej niepoślednią wartość. Należy tu mianowicie t. z. pogląd m echanistyczny, sprowadzający wszystkie zjawiska w przy­

rodzie do ruchów cząsteczek, a obok tego pojęcia atom u i eteru. W związku z temi poglądam i zostaje twierdzenie o przetrw aniu samych atomów w związkach chemicznych (np. wodoru i tlenu w wodzie), teorya „po­

w inow actw a 11 chemicznego i t. d. Prócz tego w ypada tu zaznaczyć, że tw ierdzenia o przy­

ciąganiu i odpychaniu wzajemnem ciał, ele­

ktronach i t. d. należą również do dziedzi­

ny metafizyki o dość chwiejnych podsta­

wach. To samo odnosi się i do t. zw. teoryi

(4)

772

W S Z E C H ŚW IA T

J\f» 49 D arw ina czyli właściwiej filogenii, k tó ra |

w istocie jest metafizyczną. Jeżeli nareszcie przyrodnik przypisuje wymoczkom duszę i świadomość albo przynajm niej czucie i wo­

lę; jeżeli zjaw iska biologiczne u owadów stawia na równi ze świadomą działalnością człowieka; jeżeli um iejscaw ia czynność poje­

dynczych zmysłów lub organ woli, spostrze­

gania i kojarzenia w określonych okolicach mózgu, obraca się na gruncie m etafizycznym i to wielce bagnistym .

Z przytoczonych tu przykładów okazuje się, że ogólne podstaw y nauk przyrodniczych nie są tak stałe i niew zruszone, ja k to się zwykle przypuszcza. Przew yższa je pod względem pewności m atem atyka. P o d staw o ­ we dane innych gałęzi wiedzy ludzkiej przed­

staw iają za to nierów nie większą chwiej- ność. M etoda em piryczna, n a której opiera się przeważnie przyrodoznaw stw o, z n a tu ry swojej nie może stw orzyć wiedzy niew zru­

szonej, absolutnej; ustanaw ia tylko dane (uchodzące zwykle za pewniki) m niej lub więcej przybliżone do praw dy, stosow nie do częstości spraw dzania się spostrzeżeń. Obok em piryi w naukach przyrodniczych doniosłe m ają znaczenie także w nioskow ania m etafi­

zyczne. Zasadność ostatnich pow inna jed nak być udowodniona, co jed y n ie dokonane być może przez ścisły rozbiór właściwości w ładz um ysłowych.

Ruchliw y um ysł ludzki nie zadaw ala się jedn ak rezultatam i osiągniętem i zapomocą doświadczenia i trzeźwej spekulacyi, ale usi­

łuje zgłębić wszędzie „isto tę 11 rzeczy, wykazać

„ostateczne przyczyny 11 zjaw isk. Nie w y sta r­

cza mu wiadomość o w arunkach, w jak ic h od­

byw ają się zjaw iska przyrody, ale dom aga się wskazania początków i źródeł czynników działających w przyrodzie. Prócz tego tra p i go bezustannie żądza poznania zagadek ży­

cia psychicznego, stosunku tego życia do św iata m ateryalnego, przyczyn dobra i złego W świecie, w ogóle celów bytu. Rozum owi naiwnemu w ydaje się, że m yśl p ow staje go­

tow a wprost z intuicyi i pow inna być uzdol­

niona „do p o zn ania' w szystkiego, do zgłę­

bienia w szystkich tajników bytu. Po szcze­

gółowym rozbiorze procesu m yślenia okazu­

je się jednak, że to, co nazyw am y pozna­

niem, nietylko stanow i spraw ę n ad er złożo­

ną, ale zam knięte jest w granicach, które

przekroczyć się nie dają. „Ostatecznych p rzyczyn 11 by tu um ysł ludzki zgłębić nie zdo­

ła. Nie w szystko daje się „wyświetlić'-' czyli

„w ytł um ączyć11.

Pom im o, że ta nieudolność uznaw ana by­

wa przez w szystkich badaczów przyrody, sław ne orzeczenie K irchhoffa, że zadaniem nauki nie je s t tłum aczenie zjawisk, lecz n a j­

dokładniejszy ich opis, narobiło w swoim czasie dużo wrzawy. Tymczasem K irchhoff I zam ierzał tylko z naciskiem zaznaczyć, że poznanie m a swe granice, że zgłębienie źró­

deł czynników, działających w przyrodzie, nie je s t dostępne; należy zadowolić się ści- słem określeniem w zajem nych stosunków tych czynników.

Myśliciel uznający zasadność tego tw ier­

dzenia zadaje sobie jedn ak z konieczności pytanie, na czem polega ta nieudolność um y­

słu ludzkiego, skąd ona pochodzi? Odpowie­

dzi będzie szukał przedewszystkiem w roz­

w iązaniu pytania: co to jest wiedza czyli po­

znanie? ja k ona powstaje? do czego dąży proces myślowy, oznaczany wyrazem „roz- , św ietlenie11?

Otóż m nie się wydaje, że żądza otrzym a­

nia zadaw alającej odpowiedzi na ostatnie p y tan ia pow inna zaprzątać umySł każdego I badacza przyrody. Nie pojm uję, jak można posługiw ać się zasadniczem i pojęciam i na- j uki, nie upewniwszy się o ich upraw nieniu,

| ja k m ożna mówić o praw ach przyrody, o sta­

łości m ateryi i energii, o nieograniczoności wszechświata, o atom ach, eterze i t. d., nie zbadaw szy wpierw , ja k pojęcia w um yśle ludzkim wogóle się w ytw arzają, ja k się po­

m iędzy sobą kojarzą dla utw orzenia „wie­

d z y 11. W różnych arty k u łach o treści filozo­

ficznej, pom ieszczonych w latach ostatnich we „ W szechświecie“ , ujaw nia się jaskraw ię u przyrodników poczucie potrzeby filozoficz­

n ych podstaw nauki, ale to poczucie nie m a

; jeszcze jasno zakreślonego celu. W spom nia- j ne a rty k u ły stanow ią zresztą bez w y jątk u tłum aczenia z obcych języków i bynajm niej nie w ystarczają do utworzenia jednolitego filozoficznego poglądu na zjaw iska przyro­

dy. Z żalem za to szukałem napróżno w a r­

ty k ułach oryginalnych naszych przyrodni­

ków jakiegokolw iek śladu znakom itych w y­

wodów Macha, rozbierających ta k dosadnie

wym ienione tu kw estye. W yborne tłu m a-

(5)

J\6 49

W S Z E C H ŚW IA T

773 czenia kilku fu ndam entalnych jego rozpraw

na język polski nie w yw arły trwalszego w pływ u na zapatryw ania naszych badaczów.

Sam pomieściłem przed 7 laty w „K rytyce lekarskiej “ arty k u ł o pow staw aniu zasadni­

czych pojęć naukowych, o party przeważnie na wywodach Macha, ale i ten u tw ó r prze­

szedł praw ie niedostrzeżony; zyskał jedynie kilka wzm ianek szyderczych w pismach peryodycznych. Taki stan rzeczy pow strzy­

m ywał mię dotąd od dalszych prac nad tym samym przedmiotem.

W strzemięźliwość ta okazała się tem bar- dziej uzasadniona, że litera tu ra naukow a po­

siada od kilku la t dzieło poważne, w którem podany jest szczegółowy i bardzo p rzystęp ­ nie wyłożony rozbiór wspom nianych zasad­

niczych pojęć. Dzieło to pod tytułem :

„Odczyty o filozofii p rzy ro d y “, dedykowane Machowi, skreślone zostało przez wysoko zasłużonego badacza i przew odnika młodzie­

ży w samodzielnych pracach naukowych, profesora chemii w uniw ersytecie Lipskim , W ilh. O stw a ld a 1), k tó ry wśród wszystkich swych zabiegów naukow ych uczuw ał nie­

przepartą potrzebę zdania sobie dokładnej spraw y z podstaw rozum owych swej nauki.

W każdem z jego dzieł specyalnych spoty­

kam y ustępy, usiłujące wzbudzić w czytel­

niku przekonanie o niezbędnej potrzebie w ia­

domości fundam entalnych z dziedziny t. zw.

teoryi poznania; naw et w elem entarnej swej

„Szkole chemii “ Ostwald widzi się zniewolo­

nym do poinform ow ania początkującego ucznia o znaczeniu i pochodzeniu pojęcia praw przyrody. „Odczyty" były wygłoszone w r. 1901 przed bardzo licznem gronem słu ­ chaczów ze w szystkich w ydziałów uniw ersy­

tetu . Tłumaczenie dzieła Ostwalda w cało­

ści na język polski nie wydaje mi się koniecz­

nie wskazanem ; ale ogłoszenie w jednem z pism peryodycznych um iejętnego i w ier­

nego streszczenia pierwszej połowy odczy­

tów powinno okazać się wielce pożytecznem.

T a część dzieła rozbiera istotę pojęć, ich po ­ w staw anie i kojarzenie dla w ytw arzania w ie­

dzy, oraz zasadnicze pojęcia przyrodoznaw ­ stw a, gdy tym czasem część dru g a zapełnio­

na jest dociekaniam i odnoszącemi się do b a r­

dziej złożonych objawów życia umysłowego człowieka. Ostwald przyznaje zasadniczo znaczenie naukowe tylko teoryom w ysnutym |

z danych, opartych na doświadczeniu przed- miotowem, gdy tymczasem odmawia takiego znaczenia hypotezom czyli w ytworom umy-

| słowym o czysto spekulacyjnym charakte-

■ rze. W drugiej połowie odczytów widzi się jednak zniewolonym do oparcia licznych w y­

wodów na dość w iotkich analogiach. Mach poglądów swych nie zestaw ił w wykładzie system atycznym , ale w yjaw ił je tylko oko­

licznościowo w różnych rozdziałach swych dzieł i ro z p ra w 2), co wielce u tru d n ia zapo­

znanie się z ich całością. U kazała sięw praw - dzie w h andlu księgarskim broszura B e e ra s), skupiająca niby w całość wywody Macha, ale jest to raczej panegiryk skreślony w zwro­

tach przesadnych i często dziwacznych, an i­

żeli przedm iotow y refe ra t z poglądów by ­ strego myśliciela... Istnieje w literaturze jesz­

cze kilka innych dzieł, rozw ijających poglą­

dy istotnie zgodne z wywodami M acha i Ostwalda, ale nierównie m niej przystępnie skreślone i dla tego mniej przy d atn edo oswo­

jenia przyrodnika z elem entam i teoryi po- I znania (Stallo ł), A venarius 5). Zaznaczyć tu

| zresztą należy, że w zeszytach „Przeglądu

| filozoficznego11 z ostatnich la t podano są dość obszerne spraw ozdania z dzieł tu ta j w y­

mienionych.

Rozbiór krytyczny pytań: na czem polega

j

ta k zwane „w yjaśnienie11, ja k pow staje wie­

dza? i t. d. w ydaje się tem bardziej n a czasie, gdy przez doniosłe odkrycie radu i zdum iewa­

jących jego własności — dotychczasowe po­

glądy na pierw iastki chemiczne, ich stałość i odwieczność, jak i na praw o zachowania energii przedstaw iają się jak b y zachwiane- mi. Jeżeli nowo-dostrzeżone czynniki przed- : staw iają pewne wspólne w łasności z prom ie­

niam i światła, to tajemniczość ich przez to

! bynajm niej się nie rozśw ietla. W ykazanie pewnej analogii nie jest jeszcze wyjaśnie­

niem. Okaże się zapewne w najbliższym 1 czasie potrzeba stw orzenia nowych pojęć za

j

przykładem już stosow anych ,,em anacyi', i i ,,pram ateryi“ i uzupełnienie od daw na ju ż używanych, mianowicie „pierwiastku**,

„energii** i t. d. H . Hoyer sen.

!) L ite ra tu ra cytow ana: W . O stw ald. Vorle-

| sungen tib e r N aturphilosophie. L ip sk 1 902.

2) M ach. B e itra g e zu r A n alyse d e r Em pfin-

dungen. J e n a 1886. — D ie M echanik in ih re r

E n tw ic k elu n g . L ip sk 1 8 8 9 .— D ie P rin c ip ie n d e r

(6)

774

W S Z E C H ŚW IA T

JMÓ 49

W arm eleh re. L ip sk 1 8 9 6 . -P o p u la r-w isse n sc h a ft- liche V orlesungen. L ip sk 1896.

3) D r. T h. B eer. Die W e lta n sc h a u u n g ein er m odernen N atu rfo rsc h ers. D rezno i L ip s k 1 9 0 3 .

4) J . B. S tallo. D ie B e g riffe u n d T h eo rie n d e r m odernen P h y sik . T łum aczenie z an g ielsk ieg o . L ip sk 1 9 0 1 .

5j R . A venarius. K ritik d e r rein e n E rfa h ru n g . 2 tomy. L ip sk 1 8 8 0 — 1 8 9 0 .

O T W O R Z E N IU S IĘ PRÓCH NICY

(w edług najnow szych b a d a ń C. J . K o n in g a x).

Próchnica, czyli g ru n t bogaty w ciała or­

ganiczne, pow staje w lasach w skutek roz­

kładu, gnicia liści i innych szczątków roślin­

nych.

Proces polega na tem, że substancye b iał­

kow ate złożone, wchodzące w skład tych szczątków roślinnych, przechodzą w związki azotowe prostsze, w związki, które m ogą na nowo służyć jako pożywienie dla roślin ży ją­

cych. Mało m am y jeszcze ścisłych w iadom o­

ści, jak im m ianowicie zmianom kolejnym ulegają liście od czasu oderw ania się od drze­

w a aż do chwili, gdy stan ą się częścią skła­

dową próchnicy (humus).

Najnowsze bardzo grun to w ne i obszerne prace C. J . K oninga m ają w łaśnie za zada­

nie zbadać rozm aite stadya tego zawiłego procesu, ja k również w yjaśnić w spółudział w tej sprawie rozm aitych organizm ów niż­

szych. Oddawna było znanem , że rozm aite rodzaje bakteryj biorą żyw y udział w proce­

sie tw orzenia się próchnicy, ja k wogóle wszę­

dzie, gdzie następuje rozkład substancyj or­

ganicznych. W pracy swej K oning zwrócił szczególniejszą uw agę na grzyby i wykazał, że właśnie one w tym procesie odgryw ają rolę przeważną, chociaż nie w yłączną. Obraz m ikroskopowy, podany nam przez K oninga, wykazuje obecność podczas tw orzenia się próchnicy rozm aitych przedstaw icieli nie ty l­

ko flory lecz i fauny. Znane są usługi, jakie oddaje w danym ,przypadku zw yczajna dżdżo­

wnica (Lumbricus terrestris), k tó ra przepy­

chając przez swój przew ód pokarm ow y sto­

sunkowo wielkie ilości g ru n tu , rozkłada przy-

*) Archiyes neerlandaises des sciences exactes et naturelles t. I X , 1 9 0 4 . 1 i 2 str. 24.

tem zaw artą w nim celulozę roślinną. Ze św iata roślinnego przew ażnie spotykane tu są organizm y najniższe: b akterye i grzyby.

Ażeby w ykazać dokładnie znaczenie grzy­

bów w procesie pow staw ania próchnicy, K o ­ ning badał grzyby obecne nie tylko ju ż w sa­

mej próchnicy w rozm aitych stadyach jej pow staw ania, lecz zwrócił również uw agę na grzyby, istniejące na liściach świeżo spa­

dłych, lub będących jeszcze na drzewach.

W edług niego bowiem proces rozkładow y może być zapoczątkow any jeszcze na liściach nieoderw anych od drzewa. Proces ten nawet, jeżeli nie przyczynia, to przynajm niej p rzy ­ spiesza sam. upadek liści.

Rozm aite rośliny różnią się bardzo co do ilości grzybów , jak ie zostały w ykryte na ich liściach; stąd wniosek, że liście rozm aitych roślin nie z jednakow ą łatw ością przechodzą w próchnicę, gdyż n aturalnie te, które żywią n a sobie najw iększą ilość grzybów, n a jła ­ twiej też ulegają procesowi rozkładowemu.

Największem bogactw em grzybów odzna­

czają się liście dębu; w ykryto na nich m ia­

nowicie aż 42 gatunki. N a liściach buku znaleziono tylko 27 gatunków ; najniższy sto­

pień pod ty m względem z pomiędzy naszych drzew pospolitych pow inna zająć sosna—na igłach sosnowych bowiem znaleziono tylko 12 gatunków grzybów; z fak tu tego łatw o możemy wnioskować, że w lasach sosnowych tw orzenie się próchnicy postępuje wolniej niż w lasach liściastych.

Pom iędzy znalezionemi i badanem i przez K oninga grzybam i dwa g atu nk i m ają w edług niego znaczenie najważniejsze, czego zda­

je się dowodzić chociażby stała obecność tych dw u gatunków tak na liściach n aj­

rozm aitszych roślin, ja k również w samej próchnicy w rozm aitych stadyach jej roz­

woju. To też K oning przeprow adził bardzo w yczerpujące i ścisłe badania nad tem i dw o­

m a gatunkam i, nazwanem i przez odkrywcę:

1) Trichoderm a K oningi, 2) Cephalosporium K oningi. W yniki tych obszernych badań po­

staram y się tu w głów nych zarysach streścić.

Trichoderm a K oningi rozwija się zawsze i wszędzie, gdzie tylko tw orzy się próchnica.

Najkorzystniejszem jednak stanowiskiem dla

niej zdają się być same liście. Trichoderm a

K . rozw ija się zwykle na liściach, będących

jeszcze na drzewie; na drzewie więc zaczyna

(7)

j\(a 49

w s z e c h ś w i a t

775 się już proces rozkładowy, przyspieszający

samo opadanie liści. G rzyb ten, podobnie ja k inne, rozprzestrzenia się i zakaża liście ze współudziałem pew nych owadów — np.

m uchy domowej i innych. W iatr wpływa również na zakażenie roślin, gdyż znaleziono zarodniki grzybów w powietrzu.

Trichoderm a rośnie bardzo szybko w kró­

tkim względnie czasie strzępki tego grzyba rozw ijają się bardzo silnie i tworzą żółto- zielonawą pilśń na liściach. Specyalne do­

świadczenia w ykazały, że Trichoderm a a ta ­ kuje i rozkłada przeważnie celulozę roślinną, ja k również pewną substancyę w drewnie, k tóra jednak bliżej nie została określona;

drewno pi’zytem zachowuje doskonale swą budowę m ikroskopową. Znaleziono również ten grzyb w sam ym gruncie próchniczym, lecz w ilościach m niejszych, co wskazywało­

by, że środowisko to je s t dla niego daleko mniej korzystne. Kwasy, w ytw arzające się w próchnicy, nie są dobrem pożywieniem dla Trichoderm y, ze związków tych zostaje przez nią asym ilow any jedynie azot. Rozkład ce­

lulozy w liściach przez Trichoderm ę odbywa się pod wpływem specyalnego enzymu -cy - tazy, wydzielanej przez tego pasorzyta je d y ­ nie pod warunkiem , aby jego grzybnia ściśle przylegała do tkanek żywiciela. Podczas roz­

kładu celulozy wydziela się wolny węgiel, który zostaje zużytkow any przez Trichoder­

mę. G-dy tylko liść opadnie, Trichoderm a zaczyna bardzo energicznie owocować; sztu­

cznie, zapomocą poranienia można ją zmu­

sić do form owania naw et w większej ilości konidyów, w w arunkach norm alnych nie zauważono tego jednak. Trichoderm a owo­

cuje silniej pod wpływem prom ieni świetl­

nych.

Z poszczególnych prom ieni największy wpływ w yw ierają prom ienie fiołkowe i błę­

kitne; pod działaniem prom ieni czerwonych, a także w ciemności m ycelium tego grzyba rozw ija się pomyślnie, owocowanie jednak znacznie się w strzym uje. W idzimy więc, że światło wywiera pewien, chociaż pośredni wpływ na opisywane tu zjawiska. Jed ną z najciekawszych rzeczy, w ykazanych przez autora, jest twierdzenie, że odór próchnicy, przypisyw any przez różnych badaczy jej substancyom lotnym , je st charakterystycz­

nym zapachem Trichoderm y. Ta ostatnia,

jeżeli nie je s t wyłączną przyczyną odoru, to przynajm niej przyczynia się i wzmacnia go w znacznej mierze.

W idzieliśmy, że Trichoderm a zapoczątko­

wuje proces rozkładow y liści, znajdujących się jeszcze na drzewie. Grzyb ten potrzebuje dość wysokiej tem peratury dla swego nor­

malnego rozwoju: optim um jego termiczne jest mniej więcej 30° C. Czynność więc tego grzyba jest najbardziej intensyw na latem, z nadejściem zaś jesieni i z obniżeniem się tem peratury działalność jego zostaje w znacz­

nej mierze w strzym ana — przychodzi teraz kolej na działanie drugiego ze wspom nia­

nych grzybów : Cephalosporium K oningi.

Optimum jego term iczne jest znacznie niższe niż poprzedniego, a mianowicie około 18° C.;

a więc działalność jego przypada głównie na jesień i wiosnę, poczem znów wzm aga się proces Trichoderm y. Badania w ykazały, że najkorzystniejszem środowiskiem dla Cepha­

losporium są liście bardziej już posunięte w rozkładzie i sama próchnica. Związki w y­

tw arzające się w próchnicy są dla niej b ar­

dzo dobrem pożywieniem: potrzebny dla sie­

bie azot pobiera ona z soli kwasów nieorga­

nicznych i tłuszczowych, pod działaniem en­

zymu wydziela się wolny węgiel, k tó ry zo­

staje przyswojony przez Cephalosporium.

Ciała arom atyczne nie są dla tego grzyba dogodnem źródłem azotu i węgla, gdy prze­

ciwnie pirydyna i jej pochodne stanow ią przeważnie dobre pożywienie ze względu na zaw arty w nich azot. W ogóle K oning w y­

kazał, że dla grzybów wartość pokarm owa rozm aitych substancyj zależy w znacznej mierze od ich koncentracyi.

W idzim y więc, że przekształcenie liści w próchnicy następuje pod wpływem roz­

m aitych organizmów zwierzęcych i roślin­

nych. Podczas życia liści i po ich opadzie rozwija się na nich ogromnie bogata flora, złożona przeważnie z bakteryj i grzybów.

J e st ona tak charakterystyczna, że może słu­

żyć za wskazówkę wieku liścia umierającego, lub m artwego. Podczas rozkładu związków zbyt złożonych na pro duk ty możliwe do przysw ojenia dla w egetacyi przyszłej — grzyby (przeważnie Hyphomycetes) wyw ie­

rają wpływ ważniejszy od b ak tery j. Trzeba tu

jednak zauważyć z naciskiem, że to wcale

nie wyklucza ogromnego znaczenia bakteryj

(8)

776

W S Z E C H Ś W IA T

JMŚ 49 i że owe 2 gatunki grzybów, zbadane szcze­

gółowo przez autora, bynajm niej nie są je- dynemi przedstawicielami tej klasy, a jed y ­ nie, o ile się zdaje, mają, znaczenie od innych

ważniejsze. J. B .

D Z IA Ł A N IE CHEM ICZNE P R O M IE N I KATODALNYCH.

Em . Bose zbadał możliwie najprostszy przypadek działania chemicznego prom ieni katodalnych, żeby się przekonać, czy re a k ­ cye chemiczne, zachodzące pod w pływ em tych promieni, powinny być przypisane w y­

łącznie elektrochem icznem u działaniu, t. j.

czy ulegają praw u F arad ay a, czy też nie.

Doświadczenie było przeprow adzone w taki sposób, że prom ienie katodalne bardzo in te n ­ sywne oświetlały przez dłuższy czas większą (około 200 cm2) powierzchnię elektrolitu (ogrzanego i stężonego roztw oru w odoro­

tlenku potasu), ponad którym była próżnia.

Następstwem działania było w ytw orzenie się znacznej ilości wodoru. Ilość elektryczności, w ytw orzona równocześnie i odprow adzona przez elektrodę platynow ą, w topioną w n a­

czynie do badań, została zmierzona zapo- mocą w oltam etru wodorowego pod ciśnie­

niem zmniejszonem. Z najdująca się w próżni para wodna, w której zachodziły w yładow a­

nia, została częściowo rozłożona na wodór i tlen, tak , że zapomocą pom py rtęciowej stale wydobywano m ieszaninę wodoru z tle ­ nem, lecz z przew agą wodoru. W yw ołując eksplozyę usuwano gaz w ybuchający i m ie­

rzono nadw yżkę wodoru.

Jeżeli działanie chemiczne prom ieni k a to ­ dalnych zachodziło w edług praw a F arad ay a, a więc "było czysto elektro-chem icznem dzia­

łaniem, to powinnoby się otrzym ać ilość wo­

doru rów ną tej, jak a wydzieliła się w wolta- metrze. N aturalnie, że wielkiej ścisłości nie można się było spodziewać, gdyż n a w e t j a ­ kościowe badanie działania chemicznego p ro ­ mieni katodalnych połączone je s t z tru d n o ­ ściami, a ilości elektryczności, wchodzące w grę, były stale bardzo m ałe (w artości oko­

ło 1 kulomba po kilku dniach doświadczenia).

Ale rezultat badań w ypadł zupełnie inaczej, niż Bose przypuszczał. W ydzielonego w p ró ­ żni w odoru było 10—30 i więcej razy więcej,

niż wodoru, otrzym anego w woltam etrze.

Ten stale pow tarzający się rezu ltat dowodzi, że poza elektrochernicznem działaniem we­

dług praw a F aradaya, które to działanie bezw ątpienia m a miejsce, istnieje jeszcze in ­ ne działanie chemiczne prom ieni katodal­

nych. Za drugi czynnik działający trzeba tu przyjąć energię cynetyczną cząstek pro­

mieni katodalnych, a rachunek wykazuje, że energia ta je s t w stanie wywołać działa­

nie chemiczne, przewyższające wielokrotnie to, które zostało zbadane woltam etrycznie.

Przyjm ijm y, że jeden prom ień katodalny unosi z sobą ilość elektryczności rów ną 1 ku- lombowi, to odpowiadałoby tem u elektro­

chemiczne wydzielenie się wodoru w ilości

0 ,1 1 6 cm3, ważących 1 , 0 4 X 1 0 “ ' g. P rz y j­

m ijm y masę cząstki katodalnej = ^ooo niasy atom u wodoru, to ciężar elektronów , unie­

sionych przez prom ień katodalny, wynosi

0 ,5 2 X 1 0 “ 8 g. Prędkość prom ienia katodalne- go będziemy uw ażali za rów ną 3 0 0 0 0 km /sek., albo 3 , 1 0 7 m jsek., wtedy energia cynetyczną prom ienia w yniesie:

Ł/ 0 ,5 2 X 10~8X 0 x l 0 14 . ___ , 9 .S 1 X 1 0 0 0 ' - ^ " ‘ = 239 % »•

Żeby tę ilość energii wyrazić rachunkowo, jako m aksym alne działanie chemiczne, t. j.

takie działanie chemiczne, któreby zaszło, gdyby cała energia została zużyta na rozło­

żenie wody na tlen i wodór, przyjm ijm y, że ta dysocyacya odbywa się pod wpływem ciepła. W tedy będziemy mogli, n aturalnie zawsze w przybliżeniu, przeprowadzić rach u­

nek z ciepłem pow staw ania wody. Powyżej obliczonej ilości energii odpow iadałaby wte-

. , 239 1

dy llosc w odoru X - (. g , czyli J8b cm3 wodoru, a więc około 1600 razy więcej, niż elektrochem iczna ilość wodoru. To do­

wodzi, że energia m echaniczna prom ieni ka­

todalnych może w pewnych razach w ytw a­

rzać daleko większe działanie chemiczne, niż to, które odpowiada doprowadzonej ilości energii elektrycznej. W praktyce, w w ięk­

szości przypadków , przew ażająca ilość ener­

gii cynetycznej promieni katodalnych prze­

m ienia się w prost w ciepło. W każdym razie znaczne w ytw arzanie się gazu piorunującego w próżni przedstaw ia już część tego działa­

n ia dynam iczno-chem icznego promieni kato­

dalnych. D alsza część tego działania zacho-

(9)

JMs 49

W SZ E C H ŚW IA T

777 dzi tylko w ew nątrz elektrolitu, którem u za­

wdzięczamy w każdym razie wielką przew a­

gę wodoru, otrzym anego we wszystkich do­

świadczeniach. Dlaczego jed n ak następstw em działania dysocyacyjnego promieniowania je s t tylko wodór i dlaczego nie widzimy ró­

wnocześnie powstałego tlenu? Bose objaśnia lo w taki sposób, że tlen w daleko większej części je s t zatrzym yw any przez elektrolit i w rzeczy samej okazało się, że uw alnia się dopiero po dłuższym przeciągu czasu po do­

świadczeniu.

R ezultaty doświadczeń tych prow adzą do wniosków pośrednich między różnemi poglą­

dami na działanie prom ieni katodalnych.

Z jednej bowiem strony uczeni, jak C. Gr.

Schm idt, przytaczają dowody, że promienie katodalne są w stanie w ytw arzać działania chemiczne, z drugiej strony inni badacze m niem ają, że objawy chemiczne pod w pły­

wem tych prom ieni są w yłącznie spowodo- I wane przez jakieś fizyczne przem iany ciał w inne modyfikacye.

Takie zapatryw anie wypowiadał Abegg,

j

który nie zdołał wykazać zmian chemicznych w haloidkach m etali i dowiódł, że te prze- m iany pod wpływem samych prom ieni kato- j dalnych, byle w ytw arzających dosyć silne działanie cieplne, m ogą pow staw ać na nowo dowolną ilość razy. Doświadczenia Bosego godzą te skrajne poglądy. Te chemiczne działania, których istnienie nie podlegało żadnej wątpliwości, wyw ołane zostały przez ilość elektryczności, doprowadzoną przez promienie, było to więc działanie elektroche­

miczne, co zgadza się z zapatryw aniam i Schm idta. Te jednak działania, których nie można było w każdym p rzypadku uważać za chemiczne, albo które pod wpływem działa­

nia cieplnego promieni m ogą się wznawiać, ja k np. zabarw ianie się haloidków potasow- ców, są działaniam i dysocyacyjnem i prom ie­

ni, choć ostatecznie przebieg dysocyacyi pod względem grupow ania się atomów nie jest jeszcze stwierdzony. C haraktery stycznem je s t przytem , że w chlorkach potasowców najruchliw szy jest chlor, gdyż można go otrzym ać w przestrzeni gazowej, podczas gdy w doświadczeniach au to ra takim ruchli­

wym pierw iastkiem był wodór, a więc ciało elektrododatnie. A zatem z produktów dy- j soeyaćyi, istniejących obok siebie swobodnie j

| we w nętrzu elektrolitu, po gw ałtow nym roz­

dziale mechanicznym, w przestrzeń gazową uchodzi zawsze część składowa najbardziej ruchliwa.

Prom ienie Becąuerela zachowują się zupeł­

nie analogicznie w działaniach chemicznych, skutkiem jedn ak wyższej ich energii cyne- tycznej, działanie dynam iczne jest tu taj dale­

ko wydatniejsze. Zabarw ienia szkła, otrzy­

mywane pod wpływem prom ieni Becąuerela, Bose uważa za analogiczne z zabarwieniami haloidków potasowców, które zresztą w ystę­

pują zarówno pod wpływem prom ieni Bec­

ąuerela, jak i katodalnych. W szkle ogrza- nem do 500 stopni tak samo zjawisko znika w jednym i w drugim razie, gdyż pierw iast­

ki rozdzielone przez dysocyacyę znowu się ze sobą łączą. Mamy więc do czynienia z pokrewnemi zjawiskami i zapatryw ania, wypowiedziane dla prom ieni katodalnych do­

tyczą i prom ieni Becąuerela. Można zatem oczekiwać, że, przechodząc do coraz powol­

niejszych promieni katodalnych, które zdo­

łano otrzym ać w nowszych czasach, będzie­

my otrzym yw ali coraz słabsze działania dy- namiczno-chemiczne i będziemy mogli obser­

wować zjaw iska czysto elektrochemiczne.

Praw dopodobnie i inne postaci w yładowań elektrycznych w gazach są odpowiednie do badania elektrochemicznych działań elektro­

nów i w przyszłości można będzie mówić o elektrochemii bez elektrod m etalicznych.

Dla samej elektrochemii byłoby nader cieka- wem dowiedzenie tego, że nieruchom a kato­

da w rzeczywistości działa, jako źródło elek­

tronów odjemnych, że może przeto do pew­

nego stopnia być zastąpiona przez powierzch­

nię wolną elektrolitu, do której w jak ik o l­

wiek sposób doprowadzam y elektrony od­

jemne.

(P h y sik alisch e Z eitschrift). D . T.

SPR A W O ZD A N IE.

K . H e r m a n n . Lehrbuch der Physiologie W y d a n ie X I I I . 1905.

W przeciągu 4 2 lat ukazuje się trzy n a ste w y­

danie tego p ięknego podręcznika łizyologii. P rzez

ten czas u le g ał on w ielu bard zo ch a rak te ry sty c z ­

nym zmianom, a w łaśnie w ydanie o sta tn ie je s t

może pod tym w zględem bardzo ciekaw e. P oraź

(10)

pierw szy w podręczniku fizyologii sp o ty k am y zła­

m anie tra d y c ja przez w prow adzenie ra c h u n k u nieskończónościowego; ja k to w e w stę p ie a u to r zaznacza, znajomość p rzynajm niej zasad m atem a­

ty k i wyższej je s t obecnie w aru n k iem w p ro s t n ie­

odzownym do śledzenia p o stęp u n a u k p rz y ro d n i­

czych. C iekaw y bardzo, je s t u k ła d rozdziałów w ydania ostatniego; na p o cz ątk u dzieła znajduje- je m y oddzielny b ard z o ja sn y , ale k ró tk i w y k ład trzech n au k pom ocniczych dla fizyologii, fizyki teoretycznej, chem ii i m orfologii. Ż ałow ać ty lk o należy, że b ra k u je w y jaśn ien ia zasad c y n e ty k i chem icznej, bez czego s ta je się niezrozum iałem wiele zjaw isk w organizm ie zachodzących.

W o g ó le mówiąc, p odręcznik fizyologii H e rm a n ­ na, pow inien znaleźć się w rę k u k ażd eg o biologa, każdy n aw e t fizyolog fachow y znajdzie tu w iele rzeczy p o budzających do m yślenia, w ieie u w ag ja sn y ch i k ry ty cz n y ch . P ra w d a , że chcąc z dzie­

ła tego w yciągnąć w szystko co można, n ależy nie żałow ać pracy , ale opłaci się ona sow icie.

J a n Sosnowski.

778

K R O N IK A N A U K O W A .

— N utacya dzienna ziem i. W a ru n k ie m mo­

żliwości n u ta cy i dziennej ziem i je s t, b y ru c h sko­

ru p y sztyw nej b y ł m niej łu b w ięcej niezależny od ru ch u zaw arteg o w niej ją d r a ciekłego. Owóż najlepsze obserw acye dow odzą istn ien ia nutacy i:

stą d w niosek, że pom ienione ru c h y są od siebie niezależne. C zem użby w ięc sk o ru p a ziem ska nie m iała b y ć p o d d an a w sw ym ru ch u obrotow ym dokoła sw ej osi w pływ om atra k c y j księżyco- wo-słonecznych, podobnie ja k u le g a im ocean w sw ych p rzy p ły w a ch i odpływ ach, k tó ry c h w a­

h an ia w ielk ą p o sia d ają analo g ię do w ah ań ,tej skorupy.

Skoro zaś ta k . te d y m a je sta ty c z n y z e g a r n ie ­ bieski, na k tó reg o b ezw zg lęd n ej regularności astronom ow ie w szystkich czasów opierali sw e ob ­ serw acye, u leg a pery o d y czn y m ffuktuacyom w cią­

gu k ilk u godzin, a człow iek m óg łb y zbudow ać p rzy rzą d y , ożyw ione ruchem b ard z iej je d n o sta j­

nym , niż ru c h sk o ru p y sz ty w n ej kuli ziem skiej dokoła je j chw ilow ej osi obrotu.

J u ż od r. 1 8 8 4 astronom b e lg ijsk i F . F olie bronił ty c h poglądów w ro zp raw ie p. t. T h eo rie des m ouvem ents d iu rn e, annuel e t secu laire d e l ’axe du M onde; ale pozostaw ało jeszcze dow iedze­

nie ek sp erym entalne niezależności międzyT ją d re m a skorupą ziem ską w ruchach o k ró tk im p ery o d zie albo n ieregularności ru ch u sk o ru p y , co bez o d ­ w oływ ania się do żadnej ob se rw ac y i astronom icz­

n ej w y starczy ło b y do ustan o w ien ia n u ta c y i d z ie n ­ nej. W innej rozpraw ie p. t. R evision des con- sta n te s d e 1’A stronom ie ste łla ire te n sam au to r po d ał w y k w in tn e w yrażenie w ary ac y i p rędkości

sk o ru p y ziem skiej; otóż w ary acy e posiadają pe- ry o d półdzienny, a w ięc nie o d b y w ały b y się w stro n ę przeciw n ą po o dstępach sześciomiesięcz­

nych, tak ja k Avaryacye szerokości.

J e d n y m z w yników n u tacy i dziennej b y ły b y nierów ności pery o d y czn e w ru ch u ziem i dokoła jej osi bezw ładności Z , gd y n u ta cy e eulerow ska i ch an d lero w sk a w yw ołują je d y n ie b ardzo słab e pręd k o ści pow łoki skorupy ziem skiej dokoła osi

X i Y pro sto p ad ły ch do pierw szej i stw ie rd z e ­ nie fizyczne ta k ic h niepraw idłow ości rów now ażne te d y je s t ustan o w ien iu istn ien ia n u ta c y i dziennej.

Nosząc się odd aw n a z takiem i m yślam i, F olie m usiał w sposób n a tu ra ln y w paść n a pom ysł zbu­

d ow ania in stru m e n tu , o partego w yłącznie na dzia­

łaniach ciężkości i bezw ładności; zadał on sobie p y ta n ie, czy w ahadło w sta n ie spoczynku nie mo­

głoby na sk u te k sw ej b ezw ładności oraz n ie p ra w i­

dłow ości pręd k o ści p u n k tu zaw ieszenia, p rz e su ­ w ać się w sposób d o strze g aln y n a w schód lub za­

chód. J e d e n z je g o uczniów d r. R o n k a r w yw nio­

skow ał n a pod staw ie ra c h u n k u , że odpow iednie przesunięcie b y ło b y w yraźne i dostrzegalne.

P o d jąw sz y ponow nie ca łkow ite rach u n k i, F o lie w niósł, że w ahadło o około 3,7 m długości mo­

głobym n a s k u te k sw ej bezw ładności odchylić się 0 0 ,4 mm od sw ego położenia norm alnego, bez in- te rw e n c y i inn y ch sił zew nętrznych ja k ty lk o cięż­

kości. Z udziałem inży n iera R oum y pow iodło m u się sk o n stru o w ać przyrząd, k tó ry p o tw ierd za w y­

raźnie re z u lta t teo ry i; zbytecznem b y ło b y opisy­

w ać tu ta j szczegółowo ten in stru m e n t, k tó reg o isto tn a część sk ła d a się z w ielkiego w tthadła ru ­ chom ego dokoła osi zw róconej w k ie ru n k u połu­

d n ik a.

T ak w ięc ustanow ione zostało fizycznie istn ie­

nie n u ta c y i dziennej, niereg u larn o ść ruchu skoru­

py ziem skiej a przeto i niezależność jej i ją d ra w ruchach o k ró tk im peryodzie, ja k to okazał b y ł uprzednio au to r w T h eo rie d u m ouvem ent de 1 ecorce solide d u G lobe, 1 8 9 8 .

K o n sek w en ey e ta k ieg o fa k tu m ają d la astro ­ nom ii doniosłość k a p ita ln ą : nasam przód istnienie n u ta c y i dziennej i d w u n u tacy j początkow ych, w łaściw ej eulerow skiej (3 0 5 dni) i C handlera (4 3 0 dni), w łączając jej w y ra z roczny (M onthly N otices, 1903); n astęp n ie i zw łaszcza w ary acy i szerokości nie b ęd z ie można rozw iązać, póki nie u w zg lę d n i się d okładnie ty c h d w u ruchów , dzien­

nego i eulerow skiego. A ileż stracono od la t d w u d z ie stu b ezużytecznych w ysiłk ó w i ofiar, ileż ro zp raw le kkom yślnych i sprzecznych o w aryacyi szerokości.

A by w zupełności w y św ietlić doniosłe zaga­

d nienie. odm łodzone przez Foliego. w obec tego.

że w ielu astronom ów nie je s t jeszcze p rześw iad­

czonych o w ary ac y ac h p eryodycznych pionu i o n u ta cy i dziennej — b ard z o b y ło b y w ażne p rze p ro w ad z en ie jednoczesnych obserw acyj w ró ­ żnych m iejscach. W te n sposób, stosując w aha­

dło, zawieszone n a osi położonej w płaszczyźnie

Ke 49

W SZ E C H ŚW IA T

(11)

W SZ EC H ŚW IA T

779

pionow ej, m ielibyśm y w ahania, odby w ające się w południku i niezależne od w ary acy i skorupy ziem skiej, u ja w n ia ły b y w ięc one je d y n ie peryo- dyczne odchylenia pionu.

Te d w ojakie ob serw acy e jednoczesne dokonają zapew ne doniosłego postępu w astronom ii oraz

w geofizyce. m. h. h.

(R evue gen. des Sciences).

— A nalogia e le k try c z n a dla z ja w is k d iam a- gnetycznych. W iadom o, że pom iędzy in d u k cy ą m agnetyczną, a in d u k cy ą elek tro sta ty c z n ą w d i­

elek try k ac h można p rzeprow adzić zupełną analo­

gię. Z nane są ta k że dośw iadczenia, k tó re w y­

kazują:

1) przy ciąg an ie przez m agnes ciała o wyższym w spółczynniku in d u k cy i niż ośrodek;

2) odpychanie ciała o m niejszym w spółczynni­

k u in d u k cy i niż ośrodek;

3) przy ciąg an ie przez ciało naelek try zo w au e ciała o w iększej stałej d ie lek try c zn e j niż ośro­

dek.

Z daniem L . P uccian teg o na to ostatnie d o św iad ­ czenie należałoby kłaść w iększy nacisk w w y k ła­

dach i rozpraw ach zasadniczych, w niern bowiem z a w arta je s t praw d ziw a an alogia działania elek ­ trycznego z działaniem m agnesu n a ciało param a- I gnetyczne. D ośw iadczenie to zresztą nie p rze d ­ sta w ia żadnych trudności; w skażem y tu ty lk o dla ścisłości, że koniecznem je s t w ykonyw ać j e z cia­

łem d o k ład n ie izolow anem .

D la u zupełnienia je d n a k analogii koniecznem j e s t jeszcze c z w arte dośw iadczenie, k tó re, ja k sądzi P uccian ti; n ig d y jeszcze nie było w ykonane a k tó re dow odzi, że d ie le k try k o stałej d ie le k try ­ cznej niższej niż ośrodek w y k az u je w polu elek- trycznem zachow anie się analogiczne z tem , ja k ie w polu m agnetycznem w y k azu je ciało diam agne- tyczne, czyli ciało o niższym w spółczynniku in­

d u k cy i niż ośrodek.

Zachęcony przez prof. R oiti. P u ccian ti w ykonał to dośw iadczenie usiłując p rzeprow adzić j e w spo­

sób m ożliw ie p ro sty , poniew aż ma ono p rze d e­

w szystkiem znaczenie d y d a k ty c z n e i należałoby się sta ra ć , żeby mogło b y ć w ykonyw ane na w y ­ kładach elem entarnych.

K ie u d aje się ono je d n a k ta k łatw o j a k inne dośw iadczenia. U siłując w ykazać d ziałania te ' na ciałach sta ły c h zanurzonych w cieczach, napo­

ty k a m y n a skom plikow ane zjaw isko, polegające n a p rzeprow adzaniu ła d u n k u przez unoszenie i przew odzenie; d o starczy ły one m a te ry a łu do b adań Q uinckego, H ey d w eille ra , V icentiniego.

D ośw iadczenie u d aje się n atom iast, g d y p rze j­

dziem y do pęcherzyków pow ietrznych, w y tw a rz a ­ nych w w azelinie ciekłej, k tó rą j e s t z pew nością je d n ą z cieczy najlepiej izolujących.

A by w ykonać dośw iadczenie, P u ccian ti użył naczynia z mosiądzu, zgiętego w kształcie litery U , do k tó reg o b y ły przy ciśn ięte d w ie tafle szklane p rz y pomocy tasiem ek gum ow ych.

N aczynie napełnia się w azeliną ciekłą, w k tó ­ rej je s t zanurzona m ała m etalow a k u lk a przy­

tw ierd zo n a do dobrze izolow anego d ru tu ; w na­

czyniu zanurza się jeszcze ru rk ę szklaną z zagię­

tym do góry końcem kapilarnym , k tó ra służy do w y tw arzania pęcherzyków pow ietrza. Część roz­

szerzająca się ru rk i napełniona je s t zb itą w atą,

| a b y pęcherzyki b y ły m niejsze i reg u la rn ie nastę- j pow ały po sobie. Do te j ru rk i w tłacza się po-

’ w ietrze przy pomocy pom py, lu b w prow adza się ze zbiornika, w któ ry m początkowo było ści­

śnięte.

W każdym razie koniecznem je s t regulow ać I w ypływ , ab y pęch erzy k i n astępow ały po sobie, w nierozerw anym łańcuchu. Ł ańcuch ten p rze d ­ sta w ia linię prostą, g d y k u lk a m etalow a nie ma ład u n k u , g d y je d n a k podniesiem y ją zapomo­

cą m aszyny elektrycznej do p o tencyału odpow ia­

dającego długości iskry 2 — 3 mm b ą d ź d o d a tn ie ­ go, bądź też odjem nego, łańcuch pęcherzyków w y g in a się i to w takim k ie ru n k u , że się od kulki

j

oddala. P rz y jm u je on znow u k ie ru n e k pionow y, skoro ty lk o k u lk a zostanie rozbrojona.

W id o k dośw iadczenia może być up rzy stęp n io ­ n y d la w ielu osób. jeżeli obraz p rzy rzą d u , od­

pow iednio pow iększony, rzucim y na ek ra n zapo­

mocą lam py elektrycznej i soczewki.

N ajw y raźn iejszy rez u ltat otrzym ujem y w p rzy ­ pad k u , k iedy pęcherzyki n astęp u ją po sobie tak szybko, że sp raw ia ją w rażenie ciągłego paska.

(P h y sik alisch e Z eitschrift). M. P. 8.

— O dw racalność re a k c y i zm yd lan ia tłusz

CZ ÓW

przez enzymy. U żyw ając lipazy z nasion R icinus, p. T ay lo r otrzym ał oleinę z g lic ery n y i kw . oleinowego; z kw . octowego, masłowego, palm itynow ego i stearynow ego, w ten sposób j e ­ d n ak nie udało się otrzym ać glicerydów . P o n ie­

waż R icinus zaw iera p raw ie ty lk o oleinę, mamy w ięc tu pewno p rzy p a d ek specyficznego działania

enzym u. J. K . 8.

— Dalsze badania nad w p ły w e m prom ie­

ni b arw n ych na za b a rw ie n ie O s c y lla ry j. Pan N . G aidukow b ad a ją c w dalszym ciągu w pływ prom ieni b arw nych n a zabarw ienie w odorostów (ob. W sze ch św ia t r. 1 9 0 3 . s tr. 65 0 ) stw ierd ził, że O scillaria culdariorum , pozostając pod działa­

niem kolorow ego św iatła zarówno ja k O. S ancta zm ienia sw oje zabarw ienie w ed łu g p raw a t, z.

„dopełniającego przystosow ania b arw n eg o ” . W o ­ dorosty nieżyw e lub e k s tra k t ich b a rw n ik a nie

j

p o d le g ają tem u praw u, w spom niane te d y wyżej

! zjaw isko je s t czysto fizyologiczne i w ym aga j w spółdziałania żyw ej zarodzi.

P odobną zm ianę zab arw ien ia można stw ier-

j

dzić też u F lo rid eae.

(Bot. C entral blatt). Ad. Cz.

— M etoda o czyszczania wód od w o d o ro s­

tó w i niektó rych b a k te ry j c h o ro b o tw ó rc zy c h .

I D ep a rtam e n t rolnictw a w W asz y n g to n ie ogłosił

(12)

780

W S Z E C H ŚW IA T

j Y o 48

niedaw no re z u lta ty dośw iadczeń z m e to d ą p r a k ty ­ cznego i taniego w yjałow iania wód. K ilk a k ro t­

ne pró b y w ykazały, że b ard z o sła b y ro ztw ór siarczanu m iedzi niszczy szybko i z m ałym kosz­

tem w odorosty, k tó re n a d a ją w odzie k o lo r i sm ak nieprzyjem ny. P ie rw sz e p ró b y rozpoczęto w r. . 1901 w w odzie, zarosłej ru k w ią (rzeżuchą), a za­

rażonej S p iro g y rą. U żyto 1 część siarczan u na 50 milionów w ody, w te m p e ra tu rz e 70° F . Po k ilk u dniach w odorosty zupełnie znikły, a ru k ic w w ca­

le nie ucierpiała od siarczan u m iedzi.

W p o czątk u lipca ro k u 1 9 0 3 robiono d alsze : dośw iadczenia w K en tu c k y w b asen ie w odnym , zanieczyszczonym ogrom nie w odorostam i. A n a­

liza m ikroskopow a w ykazała, że w 1 C)Hi w ody | było w łókien:

A n a b o e n a ... 7 4 0 0 C lath ro cy stis . . . . . . 1 1 0 0 E u d o r i n a ... 2 0 0 B asen zaw ierał 25 m ilionów galonów w ody | i uw ażano za konieczne użycie 1 części sia rc za n u ! na 4 m iliony w ody ze w zg lę d u na silne zanieczj'- szczenie w odorostam i. Umieszczono 5 0 fu n tó w siarczanu m iedzi w w orku z g ru b e g o płótna, uw iązanym u p rzodu łó d k i i przejeżdżano pow oli w zdłuż całego basenu, póki cała sól nie rozpuści­

ła się, zupełnie ja k g d y b y pługiem orano ziemię, a k ażd a bró zd a oddalona b y ła od d ru g ie j o 10 — 2 0 stóp.

P rz ez 2 d n i n astęp n e przykry' zapach jeszcze i się pogorszył i w oda z a b a rw iła się na kolor b ru - n a tn y , z pow odu w y p ły n ię cia za b ity c h w odoros­

tów ; lecz po k ilk u d niach zły zapach u s ta ł i w oda

j

w b asen ie od zy sk ała swój p rzy ro d zo n y k o lo r nie- biesko-zielony.

A naliza w yk azała, że w 1 cm :i pozostało w łó­

kien A naboena:

6 l i p c a ... . 3 4 0 0

10 „ 5 4

11 » 8

1 i i A

W y d a tk i nie przew yższały' 5 0 dolarów . D a l­

sze pró b y z basenam i zaw ierającem i n a w e t 6 0 mil.

galonów uw ieńczone zostafy rów nież pow odze­

niem.

D odatnie w y niki do św iad czeń n a d w o d o ro sta­

mi p odały „T o w a rz y stw u b ad a ń n a d fizyologią i patologią r o ś lin “ m yśl zrobienia ta k ic h do­

św iadczeń nad b a k tery am i chorobotw órczem i.

Otóż okazało się, że w ro ztw orze siarczanu m iedzi 1 na 1 0 0 0 0 giną b a k te ry e ty fu su i cholery, w ie c ie w przeciągu 3 — 4 godzin, w zim ie w p rze cią g u 24.

O kazało się, że tej k o n ce n trac y i ro ztw ó r nie je s t d la ry b ani żab szkodliw y.

M etoda pow yższa jeżeli nie zastąpi d o ty c h cz a­

sow ych sposobów sterydizacyi i filtrow ania, to w każdym razie sta n ie w rzędzie najlep szy ch m e­

to d te g o rodzaju, z pow odu sw ej taniości i ła tw o ś­

ci zastosow ania.

(R ev. scient.) A . E .

— P rzem iany chem iczne podczas fe rm e n - ta c y i a lk o h o lo w e j. M echanizm rozszczepiania c u k ru podczas ferm en tac y i alkoholow e nie je s t jeszcze zupełnie w yjaśniony. N ig d y w do św iad ­ czeniach z sokiem w y ciśn ięty m z drożdży m etodą B u c h n era nie d aje się o trzym ać ilości alkoholu i d w u tle n k u w ęg la, k tó re o d p o w iad a ły b y w zu­

pełności ilości c u k ru rozłożonego. Zaw sze 1 3 — 16$

c u k ru ja k o b y nie ro zk ła d a się na w spom niane zw iązki. W obec tego koniecznem b.yło bliższe zbadanie, czy nie tw orzą się z c u k ru jednocześnie i pew ne inne ciała; szczególniejszą zaś należało zw rócić u w ag ę na k w asy octow y i m leczny. Z a ­ ję li się tem pp. E . B u c h n er i J . M eisenheim er i isto tn ie u dało im się stw ierd zić, że podczas sferm en to w y w an ia c u k ru przez sok, w y ciśn ięty z drożdży dolnych, tw orzą się oba te k w asy (B er.

d. deu t. chem. Gesel. X X X V II. 1904, s tr. 41 7 — 4 2 8 ). Do dośw iadczeń użyrto soków, do których dodaw ano 1% toluolu, ab y w ykluczyć możliwość w y tw a rz a n ia w yżej w ym ienionych zw iązków przez baktery7e; k w a s m leczny przeprow adzano w roz­

puszczalną sól ołow ianą i ważono w postaci soli cynkow ej, przyczem oznaczano ilość jego a) w so­

k u św ieżym , b) w cieczy, k tó ra sta ła czas ja k iś po d o d an iu do niej c u k ru i w reszcie c) w ta k ie j sam ej, lecz c u k ru z zew nątrz dodanego nie zaw ie­

rającej. W y n ik i otrzym ane tym sposobem w y­

p adły dość sprzecznie, g d y bowiem w dośw iad­

czeniach początkow ych po czterech d n iach kw as m leczny zn ik ał zupełnie w soku, n a w e t po doda­

n iu pew nej je g o ilości, w sokach p rzy g o to w y w a­

n y ch w p a rę m iesięcy potem nie stw ierdzono ani zm niejszenia się ani zw iększenia się jego ilości;

n areszcie jeszcze później w ykazano tw orzenie się w ciąż now ych ilości tego zw iązku.

T ak ie różnice w w ynik ach dośw iadczeń auto­

row ie tłum aczą sobie przypuszczeniem , że podczas ferm en tac y i alkoholow ej działają d w a enzymy:

je d e n rozszczepia cu k ie r n a kw as m leczny, d ru g i zaś ro zk ła d a te n o sta tn i dalej na alkohol i d w u­

tle n e k w ęgla.

K ie d y , ja k to je s t w p rzy p a d k u drożdży' ży­

w ych. oba te enzym y m ogą tw orzyć się wciąż, otrzy m u jem y w końcu p rocesu ferm entacyjnego alkohol i C 0 2; o dw rotnie, g d y użyjem y so k u w y ­ ciśn ięteg o z kom órek, enzym y tw orzyć się nie m ogą i w y n ik procesu zależy w zupełności od s ta ­ n u u ż y ty c h dro żd ży , t. j. od tego, czy sok z nich o trzy m an y będzie zaw ierał oba te enzym y w do­

stateczn ej ilości. P rzypuszczenie to w ym ienieni au to ro w ie chcą zb a d ać b liżej, w każdym zaś razie za w y n ik przytoczonych dośw iadczeń uw ażają,

„że kw as m leczny m a w y b itn e znaczenie w roz­

szczepianiu c u k ru i w y stę p u je ja k o p ro d u k t p ie rw ­ szy procesu fe rm en tac y jn eg o 11.

Z d an ie to z n a jd u je poparcie w nadzw yczaj cie­

k aw y c h dośw iadczeniach D u clauxa (1 8 8 6 — 1887).

U czony te n stw ie rd z ił m ianow icie, że glukoza na św ie tle słonecznem p o d działaniem w odzianu po­

tasow ego rozpada się na alkohol i C 0 2. Z a uży-

Cytaty

Powiązane dokumenty

P iasek p ustyń afrykańskich silnie bardzo rozgrzewa się od prom ieni słońca i szybko ciepła swego udziela powietrzu, kiedy tym czasem lody i śniegi północy

EGZAMIN TESTOWY Z FIZYKI 23 VI 2000 dla I roku Wydziału Inżynierii Środowiska II termin.. Arkusz testowy należy podpisać na obu stronach imieniem, nazwiskiem i

Istotnie, gdyby dla którejś z nich istniał taki dowód (powiedzmy dla X), to po wykonaniu Y Aldona nie mogłaby udawać przed Bogumiłem, że uczyniła X (gdyż wówczas Bogumił wie,

Drugi Medal Sprawiedliwy wśród Narodów Świata dostała rodzina Jana Strójwąsa.. Ten, zmarły przed kilkoma laty hrubieszowianin, urodził się we Władysławówce pod

dr Honoraty Limanowskiej-Shaw uzmysłowił nam, że podstawą każdego leczenia endodontycznego jest nale- żyte opracowanie kanałów korzeniowych i znalezienie tych,

Rozwiązania należy oddać do piątku 29 listopada do godziny 15.10 koordynatorowi konkursu. panu Jarosławowi Szczepaniakowi lub przesłać na adres jareksz@interia.pl do soboty

Do naj- większych miast należały: Chełm – stolica ziemi chełmskiej, Hrubieszów, Kryłów, Luboml, Opalin, Pawłów, Ratno, Rejowiec, Sawin, Siedliszcze, Świerże (z

Jego przygotowanie okazało się znacznie trudniejsze niż po- czątkowo można się było spodziewać, i to właśnie stało się przyczyną opóźnienia edycji w stosunku do