M 16. Warszawa, d. 18 kwietnia 1897 r. Tom X V I.
TYG O D N IK P P P U LA R N Y , P O Ś W IĘC O N Y NAUKOM P R Z Y R O D N IC Z Y M .
PRENUMERATA , , WSZECHŚWIATA”
W W arszaw ie:
rocznie rs.
8, kw artałye rs.
2 l p rzesy łką pocztow ą:rocznie rs. lo, półro5»aje rs.
5Prenumerować można w Redakcyi .W szechświata*
i we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.
Kom itet Redakcyjny W szechświata
stanowią Panowie:
Deike K.*-D ickstein S., Hoyer H., Jurkiewicz K ., Kwietniewski Wl., Kramsztyk S., Morozewicz J „ Na- tanson J „ Sztolcman J ., Trzciński W. i Wróblewski W.
Adres ZESed-ałccyi: I^ralso^skie-Przedinieście, n S T r GS.
W yprawy podbiegunowa
W dziejach podróży podbiegunowych rok 18t>6 zapisał się złotem i głoskam i. Powrót Nansena, którego własne spraw ozdanie z wy
prawy podaliśmy w naszem piśmie przed nie-, dawnym czasem, zajm uje wybitne miejsce, a N ansen odtąd słusznie powinien być zali
czony do najznakom itszych podróżników.
Oprócz tego w roku ubiegłym siedem wypraw znajdowało się w okolicach podbiegunowych i jakkolwiek nie miały one n a celu dosięgnię
cia bieguna, przyczyniły się je d n a k nie mało do zbadania tej części' naszej planety, a szczególniej okolic położonych pomiędzy Grenlandyą a ziemią F ran ciszk a Józefa.
Oprócz tego trzy wyprawy badały Islandyą i wyspy F a r Oer.
Niezmordowany am erykanin P e a ry odbył swą siódmą podróż do G renlandyi i zebrał podczas niej zajm ujące spostrzeżenia to p o graficzne. W minionym roku lody u wy
brzeży G renlandyi przedstaw iały ciekawe zboczenie.v W iadomo, że wzdłuż wybrzeża wschodniego p rą d biegunowy unosi niezm ier
ne masy lodu, które wraz z prądem okrążyw-
I sz_y przylądek F arvel, pod wpływem wiatrów kierują się wzdłuż brzegu zachodniego ku cieśninie Davisa i sięgają 65° szer. półn.
W bieżącym roku posunęły się ^one aż do Egedesminde pod 69°, a to pod wpływem nieustających wiatrów południowych.
Thoroddsen w dalszym ciągu b ad a Islan- dyą; w minionym roku polem tych badań by
ły przeważnie wybrzeża północne w okolicach zatoki Hunafloi i Skagafiordu. J a k o punkt wyjścia b ra ł on osadę A kureyri, najw ażniej
szy punkt północny Islandyi. P o zbadaniu wybrzeży podążył ku w nętrzu wyspy, gdzie wznosi się pokryty lodowcami, potężny Hofs- jokull. B adanie wyżyny środkowej przed
stawia nadzwyczajne trudności, je stto głucha pustynia usiana głazam i, pokryta potokam i chropawej lawy, lub lotnemi piaskam i. N i
gdzie śladów stopy ludzkiej. W yżynę prze
cinają rwące potoki, przez k tó re przepraw a połączona jest z wielkiem niebezpieczeństwem.
Dotkliwie daje się czuć b ra k paszy i T h o / roddsen dla swoich ponneyów m usiał zabie
rać zapas prasow anego siana, na szczęście u podnóża Hofsjókull znalazł trzy pastwiska i to mu pozwoliło zatrzym ać się dłużej śród tego sm utnego pustkowia. Z lodowca, poło
żonego na pólnoco-zachód Hofsjókullu, wy
tryska T hjorsaa, najznaczniejsza rzeka Islan-
«
24 2 WSZECHSWIAT iS r 16 dyi. T a część wyspy je s t przeważnie pokryta
law ą z epoki przedlodowcowej.
Brunn zwiedził Islandyą w celach archeo
logicznych i dokonał odkryć ciekawych. B a d a ł on szczątki m ieszkań i obwarowań. N ie
które m ieszkania sięgają X wieku, posiadają typ wspólny z grenlandzkiem i i nie różnią się od obecnych. Z badań p. B ru n n a wynika, źe od X wieku, epoki wylądowania n o rm an dów na Islandyi, w arunki bytu na tej wyspie znacznie się pogorszyły. W wiekach średnich lodowce zajęły znaczne obszary i odtąd ich nie opuściły; potoki ławy i m ateryały wyrzu
cane przez wulkany zmieniły przestrzenie urodzajne w pustynie kam ieniste. Można wnioskować z wymiarów dawnych stajeń i obór, że wyspa żywiła dawniej znacznie
większą ilość bydła i koni.
K a p ita n W andel, na statk u Ingolf odbył d ru g ą wyprawę na wodach pomiędzy Islaif- dyą i G renlandyą (cieśnina duńska), doko
n a ł wielu pomiarów batym etrycznych (sondo- wań), b ad ał tem p eratu rę i faunę głębinową.
Najw ażniejszym wynikiem b ad ań k ap itan a W a n d la było odkrycie długiego podm orskie
go grzbietu, który odbiega od Islandyi koło R eykianaes i ciągnie się n a 600 mil morskich ku południo-zachodowi. Przedłużeniem tego grzbietu je s t grzbiet oznaczony przez sta te k V alours, położony na 1*297 m pod poziomem m orza o 360 mil ku południo-wschodowi od przylądka F a ry e l (57° szer. i 35° dług. zach.
od G reen.), a otoczony głębiam i na 2 800 i 2400 to . Głębie te zasypane są głazam i, zdaje się pochodzenia narzutow ego, które zd arły dragi Ingolfa, przeciwnie grzbiet je s t wolny od tych głazów. S tą d kap. W andel wyprowadza wniosek, że grzbiet ten je s t p o chodzenia polodowcowego i zapewne pow stał wskutek działania sił wulkanicznych, d otąd czynnych w okolicy R eykianaes. G rzbiet ten wraz z grzbietem F aro-Islan d zk im dzieli A tlan ty k północny na trzy zlewiska : jedno stanow i cieśninę Duńską, drugie leży pom ię
dzy grzbietam i Reykianaes i F a ro , trzecie pomiędzy tym ostatnim a Norw egią. W oko
licy Islandyi W andel zbadał ławico odwie
dzane przez dorsze (stokfisż).
N aw et pobieżny przegląd m ateryalu ze
branego żapomocą dragi, w ykazuje znaczne różnice pomiędzy fauną na północ i na po
łudnie od grzbietu F aro-Islandzkiego. N a
południu tej przegrody grom adzą się ciepłe wody G olfstrem u, stoki północne pozostają pod wpływem zimnych wód biegunowych.
Z ajm u jące badania K nudsena, który na p o kładzie Ingolfa zajm ował się studyam i che- micznemi, w ykazały wpływ planktonu na zaw artość gazów w wodzie oceanu. N akoniec B oerg i Jen sen badali mchy i wodorosty wy
brzeży wysp F a r Oer; w edług p. B oerg wo
dorosty są identyczne z wodorostami wybrze
ży Norw egii z pod tejże samej szerokości, tylko flora wysp je st uboższa. Mchy podob
ne są do zachodnio-europejskich i norwe
skich, porastających n a południe od Trond- hiemu, a szczególniej do mchów z H ebrydów i wysp Szetlandzkich; mniejsze je st podobień
stwo do Islandzkich. W yspy F a r O er nie
| posiadają gatunków arktycznych i subarktycz- nych. Powyżej 300 m wyniosłości są pokryte szczególniej g ęstą d arn ią G rim ia hypnoides.
Szpicberg dotychczas był zwiedzany tylko przez łowców fok, lub wyprawy naukowe;
rzadziej jakiś miłośnik sportu ścigał tu re n i
fe ra lub białego niedźwiedzia. W minionem lecie sta ł się dostępniejszym naw et dla tu rystów i obecnie z H am m erfestu, w ciągu tygodnia, można odbyć wycieczkę n a Szpic
berg i z powrotem, a pewne stowarzyszenie norweskie pobudowało w Isfiordzie, na brze
gu A dw entbay, hotel niewielki, ale zaopatrzo
ny we wszystkie potrzeby. Zapewne wkrótce, za ra d ą N ordenskjolda, założone tu zostanie sanatoryum dla cierpiących na piersi. S tacy a w A dventbay oddała już znaczne usługi dwum wyprawom n a Szpicberg.
Aż dotąd wnętrze wielkiej wyspy zachod
niej pozostało praw ie nieznane. W r. 1890 przedwcześnie zm arły G ustaw N ordenskjóld przebył lodowce położone między H ornsun- dem i Belsundem , a w 18i»2 K aro l R ab o t przebył górzysty przesm yk, oddzielający Sa- senbay, n ajd alszą wschodnią gałąź Isfiordu od A g ard hb ay leżącej na wschód— na p rze
bycie je d n a k całej wyspy zakrakło mu czasu.
Dopiero w minionym roku słynny alpinista
sir M. Convay przebył tę drogę,—zwiedftł
on znaczną część w nętrza wyspy, uzupełnić
m apę i wraz z p. G regorym zb adał j ą pod
względem geologicznym. Znaleziono tu śla
dy dwu epok lodowcowych, które poprzedziły
Nr 16. W SZBCHS WIAT 243 wielką, epokę lodowcową czwartorzędową.
Ju ż poprzednio Heusch zrobił takież samo spostrzeżenie w okolicach Y arangerfiordu w Laponii. N a podstawie badań skam ienia
łości można wyprowadzić wniosek, że po epoce lodowcowej n astąpił na Szpicbergu pe- ryod tem peratury znacznie wyższej niż obec
na, lodowce cofnęły się na wyniosłości, a ni
ziny zalał ocean o wodach cieplejszych. N a wybrzeżach napotykają się muszle mięcza
ków, które nie mogą żyć w zimnych wodach oblewających Szpicberg obecnie. Podobne zjawiska napotykam y na wybrzeżach Norw e
gii, np. w m orenach lodowca Swartisen i Hollandsfiordu. W edług de G re era , cof
nięcie się lodowców i utworzenie na Szpic
bergu pokładów muszli polodowcowych, od
powiada przybyciu do Szweoyi człowieka używającego kamieni wygładzonych.
Podczas kiedy sir M. Convay i M. Grego- ry zwiedzali okolice położone ku wschodowi Isfiordu, pp. T revor-B attye i H . Convay zwiedzali stronę zachodnią tego wielkiego fiordu, gdzie zauważyli wyjątkowy fa k t cofa
nia się lodowców. W końcu lipca wszyscy członkowie wyprawy udali się morzem ku siedmiu wyspom, a stąd przez cieśniny Hin- lopen i Olgi dostali się aż w okolice ziemi króla K aro la i gdyby przejście prowadzące do Storfiordu było wolne, opłynięcie Szpic-, bergu byłoby dokonane. Po powrocie na wybrzeże zachodnie Garnwood i B atty e od
byli wycieczkę na najwyższy szczyt archipe
lagu H ornsund Tind (1 520 m wysoki).
Do najważniejszych wypraw naukowych na Szpicberg wypada zaliczyć odbytą minio
nego la ta przez de G eera. W ynikiem jej było zdjęcie, przeważnie m etodą fotograficz
ną, mapy (w podziałce ‘/ iooooo ) całego zle- j wiska Isfiordu. Przedm iotem badań były też kwestye geologiczne, a szczególniej p y ta nia, dotyczące pow stania fiordów. W edług de G eera, powstanie Isfiordu, największego z fiordów zachodnich, zależy od zapadnięcia się skorupy ziemskiej. T u szeroka zatoka, wraz ze wszystkiemi rozgałęzieniam i i nad- brzeżnemi równinami przedstaw ia obszerne pole obniżenia, które przez liczne pęknięcia je st oddzielone od gór otaczających. P. de G eer przypisuje tejże przyczynie powstanie większej części fiordów Szpicberga i Norwe
gii. Tenże uczony ju ż od roku 1882 zajm u
je się kwestyą ruchu lodowców i przy pomocy zdjęć dokładnych zdołał oznaczyć, że lodo
wiec Sefstrom posunął się o 4 km i pokrył m ałą wysepkę w zatoce E km anbay— w o stat
nich jed n ak czasach dał się zauważyć ruch wsteczny. Podczas ostatniej wyprawy de G eer zd jął dokładne mapy 4-ch lodowców z ozna
czeniem zwałów czołowych, pozwoli to w przy
szłości rozwiązać to zajm ujące pytanie.
K oszty tej wyprawy ponieśli król O skar i b a
ron O. Dickson.
Śm iała wyprawa A ndreego, który, ja k wiadomo, zam ierzał balonem dostać się do bieguna, wróciła z niczem ze Szpicbergu nie doczekawszy się pomyślnego w iatru połud
niowego. A nd rće trw a w zam iarze odbycia tej podróży w roku bieżącym. Poglądy N a n sena na możliwość pomyślnej wyprawy są bardzo pesymistyczne, wobec wielkiej niesta
łości wiatrów w okolicach podbiegunowych, szczególniej podczas pory letniej.
Od r. 1894 angielska wyprawa p. Jackson a bada ziemię F ranciszka Józefa z nieporów
naną wytrwałością. O działalności tej wy
prawy, również o pomocy jakiej N ansen do
znał od Jacksona, wspomnieliśmy na innem miejscu Jackson urządził na przylądku F lory, w Elmwood, wyborną stacyą, którą corocznie parowiec W indw ard zaopatruje w zapasy. S tąd każdej wiosny p. Jackson przedsiębierze dalekie wycieczki, system a
tycznie badając rozm aite części tej ziemi.
Z daje się, że jestto najwłaściwsza m etoda badań. O statnie sprawozdanie, przesłane Towarzystwu geograficznemu londyńskiemu, zawiera szczególniej doniosłe dane.
W lipcu 1895 Jackson posunął się na z a chód, wzdłuż wybrzeża południowego ziemi F ranciszka Józefa dalej niż wszystkie p o przednie wyprawy. P rzekonał się on, że t. zw. ziemia Aleksandry ciągnie się dalej niż sądzono. W yspa ta, wysoka na 650 m, po
k ry ta je st potężną m asą lodowcową. W edług p. Brice, ziemia A leksandryny odpowiada t. zw. ziemi Gilesa, odkrytej przez holendrów w r. 1707 i zaledwo parokrotnie później wi
dzianej przez łowców fok norweskich. Ziem ia Gilesa była przedm iotem wielu sporów i na
wet po odkryciach Jacksona, aż do zupełne-
*) W szechświat z r. 1896 str. 177 i 806.
244 WSZECHSWIAT. NV 16 go zbadania ziemi F ranciszka Jó zefa pozo
stan ą pewne wątpliwości. Jackson oznaczył położenie astronom iczne i z d ją ł m apę wy brzeży aż do 43° dług. wschód, od G renv.
P rze d ziemią A leksandryny w lipcu morze było wolne i według Jacksona najpom yślniej
sze warunki istnieją tu w czerwcu i lipcu, kiedy przeciwnie Szpicberg najdostępniejszy je s t w sierpniu i wrześniu.
Zim a 1895/6 była wyjątkowo łagodna, w połowie lutego term om etr podniósł się do punktu m arznięcia i pod wpływem tej te m p eratu ry śnieg nie zatrzym yw ał człowieka.
D nia 18 m arca Jac k so n wyruszył na nową wyprawę ku północy, zaraz potem nastąpiły mrozy i wyprawa mogła przebyw ać fiordy po lodzie. D . 27 m arca wyprawa dosięgła przy
lądka R ichthofen skąd widać było k an ał wolny od lodów, ciągnący się daleko n a p ó ł
noc. W tej okolicy ju ż w r. 1894 Jack so n znalazł lód popękany, śród którego widniały liczne płaty wody. P a y e r w 1874 także za
znaczył w tej okolicy istnienie wolnego mo
rza. W szystko to dowodzi, że wskutek miejscowych warunków odwilż i kruszenie się lodów następuje tu bardzo wcześnie, a n a wet prawdopodobnie część m orza nie za
m arza i tem u można przypisać ta k łag o d n ą zimę 1895/6 r.
W edług P a y e ra ziemia F ran ciszk a Józefa składa się z dwu wysp : ziemi Zichy n a za
chód i ziemi W ilczka, które dzieli k a n a ł ciągnący się z północy na po łu d n ie—A u stria Sund, ku południu ziemi Zichy leży kilka wysp. W ed łu g Jac k so n a rzecz się m a ina
czej; w pośrodku ziemi Zichy ciągnie się szeroki B ritish C hannel, ten, który wiosną 1896 wolny był od lodów, tym sposobem zie
m ia Zichy je s t daleko mniejsza. N a wschód od k an a łu B rytańskiego leży g ru p a drobnych wysp. Ziem ię F ran c isz k a Jó zefa stanowi zatem grom ada wysp silnie rozczłonkow a
nych i przeciętych dwuma k a n a ła m i: cieśni
n ą A u stria i kanałem B rytańskim .
N a zasadzie tych danych, m apy P a y e ra były mocno krytykow ane, musimy jed n ak przypomnieć, ja k ie trudności przy zdejm owa
niu map n ap o ty k ają badacze k rain podbie
gunowych. M gły i m iraże sprow adzają szczególne złudzenia, na skutek refrakcyi zm ieniają się kontury, a te wpływy szczegól
niej niekorzystnie oddziaływ ają na ziemi I
F ran c isz k a Józefa z powodu istnienia pośród lodowisk niezam arzłych przestrzeni wody.
Ogrom ne, oślepiająco białe przestrzenie u tru d n ia ją rozpoznanie granic lądu i wody, k tó re nikną pod całunem śnieżnym. P o k ry ta lodem zato ka zdała przybiera wygląd doliny, ram ię morskie m a pozór równiny otoczonej góram i. W tych w arunkach zdjęcie mapy je s t możliwe tylko przy urządzeniu gęstych stacyj pomiarowych (geodezyjnych), ja k to uczynił Jackson , wymaga to jed n ak wiele czasu, którym P ay er nie rozporządzał.
W ed ług spostrzeżeń p. Jack so n a lodowce ziemi F ran ciszk a Józefa różnią się tem od G renlandzkich, źe nie w ytw arzają gór lodo- : wych, ja k d otąd sądzono. Jakkolw iek sko-
! ru p a lodowa pokryw a wszystkie wyspy archi
pelagu, ale w wyższych częściach nie posiada
| ona warunków potrzebnych do wytw arzania
i
tych olbrzymich mas i tylko wyjątkowo w kilku punktach lodowce dosięgają fiordów.
Jed e n tylko lodowiec, położony na południo
wo-wschodniej stronie wyspy H ooker, wysu
wa w morze d ługą groblę lodową i daje po
czątek bryłom prostokątnym bardzo szerokim i długim , ale nie posiadającym wysmukłych kształtów gór lodowych, najeżonych niby
| basztam i i wieżami, ja k ie pow stają z lodow
ców G renlandyi. Ż aden zresztą lodowiec ziemi F ran ciszk a Józefa nie je st dostatecznie potężny aby wytwarzać góry tej objętości.
N ajw iększa b ry ła lodowa, ja k ą napotkał p.
Jackso n, wznosiła się zaledwo na 25 m nad powierzchnią m orza, daleko więc do gór lodowych Grenlandyi, sięgających niei-az 100 m.
B otanik wyprawy, p. H a rry F ischer, po dwuletnim pobycie wrócił minionego lata do Anglii. F lo ra jawnokw iatow a ziemi F r a n ciszka Józefa, k tó ra liczyła dotąd zaledwo 12 gatunków , została wzbogacona o 15 no
wych, z pomiędzy których najciekawszy Pleu- ropogon Sabinii Br. znaleziony na jednem stanowisku.
Z aopatrzony przez W indw ard, p. Jackson spędza obecnie trzecią zimę śród lodów bie
gunowych ku wielkiemu pożytkowi nauki.
Z pomiędzy projektów na rok bieżący wy
mienimy p ro jek t wyprawy przedstawiony
przez N a th o rs ta szwedzkiemu Towarzystwu
antropologii i geografii. W ypraw a naukow a
u dałaby się na wschodniem wybrzeżu Szpic-
JSIr 16. WSZBCHSW1AT. 245 bergu, skąd dostałaby się na ziemię Gilisa
i spędziłaby tam dłuższy czas.
Niezmordowany P eary je st zawsze zd a
nia, źe dawna droga anglików, przez Sm ith Sund, najłatw iej doprowadzi do bieguna.
W ypraw a powinna posuwać się zwolna, sy
stem atycznie i wytrwale wzdłuż wysp arch i
pelagu, który leży w końcu G renlandyi. W y prawa powinna być nieliczna, zapewnić sobie współudział rodzin eskimoskich i nie przery
wać badań nawet podczas zimy, s ta ra ją c się aby z nadejściem wiosny znajdować się na stanowisku, o ile można najdalej wysuniętem ku północy. O kręt powinien zaopatryw ać wyprawę w niezbędne środki i urządzać składy żywności. W razie potrzeby wyprawa może przetrw ać 10 la t (!). Powyższy p ro gram p. P eary przedstaw ił am erykańskiem u Towarzystwu geograficznemu.
Z am iar A ndreego dostania się do bieguna balonem z powodu brak u pomyślnego w iatru spełzł w roku minionym na niczem. P rzytem okazało się, że balon napełniony gazem na Szpicbergu, trac ił dziennie 100 m 3 gazu, po ponownem zaś pokryciu lak ierem —60 m 3, zawsze jestto s tra ta zbyt znaczna, przytem szron, śnieg, lód mogą obciążyć balon i unie
możliwić jego wzlot. W dziejach aeronau- tyfci niema ani jednego przykładu, aby balon utrzym yw ał się w powietrzu dłużej niż 21 go
dzin. Zanim p. A ndree puści się do bieguna, należałoby odbyć próbę dłuższej podróży po Europie.
Pomimo tego pp. G odard i Surcouf, p ra g nąc współzawodniczyć ze śmiałym szwedem, wystąpili z projektem zbudowania balonu, m ającego 11000 m 3 objętości. Balon ma posiadać dwie niezależne powłoki, a we
w nątrz balonik kompensancyjny oraz dwa
naście przyczepionych do balonu satelitów, których zaw artość służyłaby do wynagro
dzenia s tra t gazu w skutek dyfuzyi; każdy taki satelita zaw ierałby 250 m 3 gazu. P o dobnie ja k A ndreego, balon G odarda ma być zaopatrzony w guide-rope wagi 300 kg, utrzym ujący balon na nieznacznej nad zie
mią wysokości. Główny pomysł do tego b a lonu dali jeszcze w r. 1890 pp. Besanęon i H erm ite, brak funduszów s ta ł na zawadzie w urzeczywistnieniu i sprawdzeniu pomysłu.
W . Wr,
0 powstawaniu płci.
(Dokończenie).
I I I . PRZYPADKU, W KTÓRYM PŁKĆ OKREŚ LA S I Ę PU Z A P Ł O D N IE N I U .
Wogólności płeć określa się dopiero po długim przeciągu czasu po zapłodnieniu:
zarodek czy poczwarka je s t rzeczywiście ni
jakiego rodzaju, potem płeć rozstrzyga się w jednym lub w drugim kierunku, pociągając za sobą odpowiedni rozwój związanych z tą spraw ą narządów oraz drugorzędnych oznak płciowych. S tan obojętny trw a przez d łu ż
szy lub krótszy czas, zależnie od g a tu n k u : u żab płeć rozstrzyga się w stadyum kijanki, które zaczyna się po upływie 10 lub 15 dni po zapłodnieniu; u człowieka płeć można już rozpoznać zapomocą badania histologicznego gruczołu rodnego u zarodków, których d łu gość wynosi 12— 13 mm, m ających około pię
ciu tygodni (Nagel).
1. Rośliny. Hoffmann hoduje rośliny dwupienne (M ercurialis, Lychnis, Rumex, Spinacia), jedne w większych odstępach od siebie, inne w mniejszych, wskutek czego pierwsze otrzym ują pożywienie obfitsze, niż drugie. Otóż w drugim przypadku rozwija się 2— 3 razy więcej kwiatów męskich, niż w pierwszym.
M echan zauważył, źe stare gałęzie drzew iglastych, nad którem i wyrosły młode g ałę
zie, okrywające pierwsze swym cieniem, m ają kwiatki wyłącznie męskie. Zdaniem kilku botaników, cytowanych przez H eyera, p rz e d rostki paproci (P rothalium ), które wyrosły w niepomyślnych w arunkach, w ytw arzają wy
łącznie plemnie (A ntheridium , narządy m ę
skie), a nie w ytw arzają wcale rodni (Arche- gonium, narządów żeńskich).
Ze spostrzeżeń tych zdaje się zatem wynikać, że u roślin odżywianie niepo
myślne sprzyja wytwarzaniu rodzaju m ęs
kiego.
2. Owady. P odług M ary T re a t i G entry
gąsienice źle żywione, lub głodzone przed
przejściem w sta n poczwarki, dostarczają
motyli samczych, gdy tymczasem gąsienice,
246 WSZECHS WIAT. N r IB.
k tó re się wykluły z ja je k zniesionych razem z tem i, które dostarczyły powyższych gosie- nic, dostarczają samiczek, jeżeli były żywio
ne obficie.
3. Ż aby. Zwłaszcza u żab znajdujem y dowody przekonywające. B orn używał ja je k B,anae fuscae, zapłodnionych sztucznie, które umieścił w pewnej liczbie akwaryów : w je d nych kijanki żywione były traw ą, w drugich mięsem (kijanki i części żab siekane), w trz e cich traw ą i mięsem; wreszcie n a dnie jedne- J
go z akwaryów znajdow ał się muł, ja k to w n atu rz e m a miejsce. W e wszystkich razem j akw aryach z kijanek rozw inęła się ogrom na ilość sam iczek— 95°/0, a w niektórych naw et 100% ; tylko w naczyniu z m ułem znaleziono 2 8 % samców. Poniew aż w naturze ilości samców i samic są praw ie równe, przeto oczywistą je st rzeczą, ja k wielki wpływ na wytwarzanie płci w yw arła w tym przypadku żywność.
Y ung z B a n a esculenta otrzym ał wyniki analogiczne, określił on tylko z większą niż B orn ścisłością w arunki doświadczenia.
W w arunkach norm alnych gatunek ten m a 5 7 % mniej więcej samic. Y ung żywił część kijanek mięsem wołowem, część rybiem i wreszcie część żabiem. O trzym ał on w pierwszej grupie 78% sam ic, w drugiej — 8 1 % , w trz e c ie j—92% . P o k arm zwierzęcy, daleko bardziej przyjazny dla rozwoju niż roślinny, sprzyja zatem w znacznym stopniu w ytw arzaniu płci samiczej.
Z pewnością nie wszystkie te doświadcze
nia są w jednakow ym stopniu przekonyw ają
ce, lecz je s t rzeczą, bardzo ciekawą stw ier
dzenie ich wzajemnej zg odności: ja k się zdaje, zawsze wpływ odżywczy określa płeć.
Je ż e li zarodek przed okresem określenia płci odżywia się obficie, m a on wszelkie p ra w d o podobieństwo zostania sam icą; jeżeli odżywia się źle, m a wszelkie prawdopodobieństwo zo
stania samcem. Jak im sposobem taki nad m iar pożywienia może w tym względzie wpływ swój wywierać, to je s t rzeczą zupełnie niezrozum iałą; z pewnością bowiem nie po
trzeb a różnych ilości m ateryi dla zbudowania sam ca lub samicy, początkowo zaś niem a żadnej absolutnie różnicy w wielkości p o między jajnikiem , a ją d re m . Pomimo tego jed n ak nadm iar ten zdaje się wywierać wpływ pierw szorzędnej wagi.
I V . OK REŚ LEN IE PŁC I U SSĄ C YC H, A ZWŁASZCZA.
U CZŁOWI EKA .
Co do ssących, to tu taj teorye miały pole wolne, wobec całkow itego niemal braku do
wodów doświadczalnych; ale pomimo znacz-
! nej liczby tych teoryj (przeszło 500) część tylko bardzo niewielka zasługuje na uwagę.
K ilka faktów jest, o ile się zdaje, pew
nych : 1) gruczoł rodny różnicuje się histo
logicznie w jajn ik lub ją d ro dopiero po upły
wie dłuższego przeciągu czasu po zapłodnie
niu i m niem ać można, że określanie płci p rzyp ada właśnie na czas tego różnicowania, lub b ardzo niewiele wcześniej; 2) zdarzają się m atki, nieliczne zresztą, rodzące dzieci tylko tej sam ej płci i właściwość ta jest częstokroć dziedziczna; 3) w w arunkach przeciętnych stosunek ilościowy obu płci je s t zawsze mniej więcej jednakowy : 106 chłop
ców n a 100 dziewcząt, 100 ogierów na 99,7 klaczy i t. p. Stałość ta k a daje się w ytłu
m aczyć dwuraa sposobam i: albo w ytw arza
nie płci podlega sam oregulacyi, której istota nie jest nam znaną (Diising), albo warunki określające są takiego rodzaju, że szanse w ytw arzania jednej lub drugiej płci są rów
ne. W yżej stoi d ru ga z powyższych hypotez, tłu m acząca lepiej nieustające w ahania około przeciętnej.
W iększość teoryj o p arta je st na podstawie statystycznej; ale z w orka statystyki wyciąg
nąć można zazwyczaj wszystko, co się komu podoba; po najbardziej przekonywających zestawieniach n astępu ją inne tablice, nie mniej przekonywające, obalając swe poprzed
niczki. T ak i był los H ofackera i Sadlera, później G o hlerta, L egoyta, B oulangera, Noi- ro ta , B re s la u a : doszli oni do wniosku, źe m ałżonek starszy wiekiem m a więcej szans przekazania swej płci potomstwu. P rosta obserwacya, oraz statystyki Stiedy i B ernera obaliły to przypuszczenie.
B ardzo rozpowszechnioną, choć nadzwyczaj nieokreśloną je s t teorya „siły względnej”
(vigueur com parative). P od ług jednych (Gi- ron i inni) silniejsze z rodziców przekazuje swą płeć potom stw u; podług innych (Jankę, S tarkw eath er) rzecz ma się wręcz odw rotnie:
wyższe z rodziców wytwarza płeć przeciwną.
T a sprzeczność je st sarna dostateczną oceną
teoryi; zresztą ja k wytłumaczyć, że u ssą-
N r 16 W SZECHS W JAT. 24/
cych, rodzących odraza większą ilość małych, spotykamy wśród potom stw a praw ie zawsze obie płci? A potem, co to m a znaczyć owa siła względna? J a k ą m iarą j ą mierzyć na- j leży? Jednem słowem, zasługują na uwagę dwie tylko teorye, a mianowicie teorya wieku [ względnego wytworów płciowych oraz teorya wpływu odżywiania; różnią się one niestety na punkcie, którego usunąć niepod obna: | pierwsza przypuszcza, źe płeć określa się
jw chwili zapłodnienia, gdy tymczasem po
dług drugiej zarodek je st rzeczywiście nijaki, obojętny przez mniej lub więcej długi prze- j ciąg czasu życia wewnątrzmacicznego.
1. Teorya wieku względnego. T eory a wie- i ku względnego, proponowana zwłaszcza przez U nbera, T huryego i Diisinga, m a znaczną [ liczbę zwolenników : podług nich element j płciowy młodszy i silniejszy (młody i silny w znaczeniu wyłącznie komórkowem) wywie
ra przeważający wpływ na drugi element i modyfikuje wytwór obojga we własnym kierunku: np. jajko, które się świeżo od jajnika oddzieliło, ma skłonność do wytwo
rzenia samicy, gdy tym czasem ja jk o dawno czekające na zapłodnienie, ma skłonność do dostarczenia samca. W ynika stąd, że moźna- by przewidzieć, a naw et określić płeć potom- i stwa, zestaw iając starannie daty zapłodnienia i peryodu : przypuśćmy np., źe jajk o oddziela się na jeden dzień przed początkiem peryodu;
jeżeli zapłodnienie miało miejsce na jakiś czas przedtem , to ciałka nasienne czekać muszą przez pewien czas, a zatem komórki te starzeją się i już jako tak ie zapładniają jajk o młode; dla obu tych względów potom
stwo będzie z pewnością płci żeńskiej; prze
ciwnie jeżeli zapłodnienie m a miejsce ku końcowi peryodu, wtedy ja jk o musi kilka dni czekać, ciałka zaś nasienne będą świeże—
potomstwo będzie płci męskiej. T hury, Cor- naz i K u ig h t chełpili się nawet, że mogą określić na tej zasadzie płeć u b ydła: matki, zapłodnione na początku ru i —okres, odpo
wiadający peryodowi— dostarczą samic, po zapłodnieniu zaś ku końcowi rui potomstwo będzie przeważnie męskie. Przeciwnie F iirtz , opierając się na statystyce 193 przypadków, w których zanotowany był dzień ostatniego peryodu oraz dzień zapłodnienia, dowodzi, że rzecz się ma wręcz przeciwnie : aż do czw ar
tego dnia po peryodzie szanse są na stronie
chłopca, od tego zaś czasu—na stronie dziew
czyny; zresztą nie przeczy to bezwzględnie teoryi powyższej; d a ta peryodu niema zasad
niczego znaczenia, należałoby wiedzieć dzień oderwania się ja jk a ; niestety nie wiemy z pewnością czy'jajko oddziela się już przed peryodem, czy dopiero podczas tego o stat
niego.
B ardzo jest trudno odeprzeć tę teoryą, k tó rą uznaje wielu lekarzy; ma ona, ja k się wydaje na pierwszy rzut oka, niezm ierną wyższość w tym względzie, że wyjaśnia sa- moregulacyą płci (Diising); gdy samców je s t zanadto, samice oczywiście będą zapładniane na początku rui, będą usposobione do wy
tw arzania samic, wskutek tego równowaga zostanie przywrócona. A le ta wyższość je s t tylko pozorna, nie daje się bowiem żadną m iarą stosować do człowieka, u którego je d nakowoż istnieje równość liczebna obu płci.
Teorya ta nie wyjaśnia też przypadku, opisa
nego przez D arw ina, w którym klacz a ra b ska siedrn razy z róźnemi ogierami miewała zawsze potomstwo płci żeńskiej; ani przy
padków, w których kobiety, zamężne kilka
krotnie, m iały zawsze dzieci jednej i tej sa
mej płci; nieprawdopodobne jest, ażeby ja jk a zawsze zapładniane były w jednako
wym stopniu dojrzałości. W reszcie achille- sową piętę tej teoryi stanowi przypuszczenie, że określenie płci m a miejsce w chwili zai- płodnienia; nie zgadza się to z wynikami doświadczeń, dokonanych nad roślinam i, owadami i żabami.
2. T eorya wpływu odżywiania. Ploss, Diising, Wilkins, Geddes i Yhomson, Orszań- ski i inni, rozciągając na człowieka wyniki, zdobyte na innych istotach żywych, m niem a
ją , że płeć żeńską określa bardzo obfite p o żywienie w ciągu pierwszych tygodni życia, zaś pożywienie skąpe nieco—płeć m ęską.
W iele spostrzeżeń popiera tę hypotezę : D ii
sing zauważył, że kobiety, m ające m ałe ło żyska i ubogie peryody (które zatem m ają gorzej zarodki swoje odżywiać) rodzą więcej chłopców niż dziewcząt; zazwyczaj owce grubsze rodzą ja g n ię ta płci żeńskiej. G iron podzielił trzodę, złożoną z 300 owiec, n a dwie części: w pierwszej owce, bardzo obfi
cie żywione, zapładniane były przez dwa
młode tryki i dały 6 1% samic; owce drugiej
połowy, żywione skąpo, były zapładniane
248 WSZECHSWIAT N r 16.
przez dwa stare tryki i dały 40 % samic;
doświadczenie to przedstaw ia wprawdzie kom binacyą kilku warunków, ale je s t przez to niemniej nauczające. F ak tem je st, że ro dziny bogate i przeciętnie zdrowe m ają wię
cej dziewcząt, chłopcy zaś liczniejsi są w k la sie biednej, żyjącej z pracy rąk . Co zaś dotyczę m atek, których dzieci są zawsze jednej i tej samej płci, to tłum aczy się dość łatw o przez usposobienie ustrojowe macicy, w skutek czego odżywianie płodu odbywa się zawsze w taki sam sposób—niedostateczny, lub przyjazny,— co pociąga za sobą pow sta
wanie zawsze tej samej płci.
J e s t jed n ak potężny argum ent, przem aw ia
jący przeciw tej te o ry i: z pewnością w yobra
zić sobie nie można m atek z bardziej nie
przychylnym stanem odżywiania, niż ane
miczne i suchotnice, a jed n ak rodzą one zarówno dziewczyny, ja k i chłopców, chociaż w istocie przew aga zdaje się być na stronie tych ostatnich; możnaby z a rz u t ten odeprzeć przypuszczeniem , że mogą mieć one wielkie łożyska, odżywiające w pierwszych czasach płód bardzo obficie i źe niem a żadnego d o wodu, ażeby krew m atek dotkniętych anem ią lub gruźlicą, była dla płodów mniej pożywna niź krew m atek zdrowych. W ogólności teo- ry a o określaniu płci przez odżywianie nie je s t jeszcze dowiedziona, lecz zdaje się mieć za sobą więcej szans niź pierwsza.
Czy nie udałoby się wyciągnąć z tego wszystkiego jakich wniosków praktycznych?
Czy może człowiek mieć nadzieję określania kiedyś dowolnie płci swoich dzieci? Obecnie tru d n o w tym względzie orzec coś stanow czego. Przedew szystkiem potrzeba tu wiel
kiej ilości doświadczeń nad ssącemi. Jeżeli słuszność je s t na stronie teoryi o wieku względnym kom órek płciowych, to określanie płci dowolne nie byłoby rzeczą niem ożebną do wykonania; trzebaby tylko zestawiać d aty zapłodnienia i peryodu, jakeśm y to powie
dzieli wyżej, z tem tylko zastrzeżeniem , że nie je s t to rzecz bardzo pewna, ażeby czas oddzielania się ja jk a odpowiadał począt
kowi peryodu. Jeż eli przypuścimy, źe wpływ decydujący m a odżywianie, to będzie rzeczą daleko tru d n iejszą postawienie płodu w wa
ru n k ach mniej lub więcej sprzyjających; fak t, źe m atki anemiczne lub dotknięte gruźlicą rod zą zarów no dziew częta ja k i chłopców
każe powątpiewać o skutkach usiłowań do
wolnego określania pici, opartych na teoryi odżywiania. W każdym razie nie należy uważać rzeczy za zupełnie niemożliwą; kto wie, może substancya ja k a , ja k np. lecytyna,, w yw ierająca ta k ciekawy wpływ na wzrost i rozm nażanie się komórek '), mogłaby rów
nież mieć wpływ n a określanie płci? K w estya d aleką je s t od rozwiązania, lecz i to już je s t wiele, jeżeli można j ą jasno sformułować.
L . Cuenot.
Przełoży! Z. Szymanowski.
W AŻNE ODKRYCIE HISTORYCZNE.
Z uczuciem głębokiego szacunku staje b a dacz dziejów nauki przed zabytkam i prze
szłości, wykryw ającem i mu nieznane szcze
góły życia umysłowego w zamierzchłych czasach i odsłaniającem i mu drogi, jakiem i kroczyli pracownicy w zakresie wiedzy ku wyższym szczeblom poznania. Te ślady pierwszych niemowlęcych kroków dawnych pokoleń m ają dla nas nieocenioną wartość, jak o początkowe ogniwa ciągłości rozwoju naukowego i dlatego historyk nie gardzi n a
wet najpospolitszym napozór zabytkiem , j e żeli m a cechę wiarogodności. Niewysłowione atoli, dla wtajemniczonych tylko zrozumiałe,, uczucie rozkoszy przejm uje badacza, gdy stanie przed zabytkiem , z którego „40 wie
ków na niego spogląda”, zwdaszcza, gdy p o trafi znaleźć klucz do zrozum ienia zaklętych w nim tajem nic; gdy spodziewa się, że zba
danie go rzuci nieznane dotąd światło n a początki wiedzy ludzkiej.
T akim zabytkiem był odkryty przed nie
dawnym czasem, a opisany i wyjaśniony do
piero przed 20 laty przez prof. E isenlohra papyrus R h inda, przechowywany w M uzeum brytańskiem . Z ab ytek ten odsłonił nam niezm iernie ciekawe tajem nice m atem atyki egipcyan, poczytywanych przez H erod ota za ojców nauki heleńskiej. Takim też je st opi-
■) B; D anilew ski. Sur l ’influence de la leci- th in e sur la croissance et la m ultiplication des cellules. Com ptes rendus Acad. Sc. Paris,.
30 g ru d n ia 1895 r.
N r 16 WSZECHSW1AT 249 sany przed kilkoma miesiącami również
przez Eisenlohra zabytek nauki mierniczej babilońskiej '), starszy o 7 wieków od papy- ru su egipskiego, bo sięgający roku 2400 przed narodzeniem C hrystusa.
Znany badacz, E. Y. Scbiel, znalazł w M u
zeum ottomańskiern w K onstantynopolu t a bliczkę glinianą babilońską, pochodzącą z Tello, której obie strony zapełnione są planem i obliczeniami. P la n sporządzony za czasów króla Ine-Sin z drugiej dynastyi U ra, przedstawia pole króla Dungi, który żył 0 kilka wieków wcześniej i zażywał u po- ; tomnych czci boskiej, jak o rządca państw a 1 twórca miar.
Dwaj miernicy pracowali nad tym p la
nem i obaj podpisali się z nazwiska i tytułu.
Autorowie, dla dokonania swej pracy, n a
kreślili n a tabliczce postać pola dość niere
gularnego i podzielili je na prostokąty, tr a pezy i tró jk ąty . N a bokach tych figur wy-
jpisali liczby, wyrażające długości, otrzym ane z pomiarów; po drugiej stronie boków, ku środkowi—liczby, w yrażające wielkość obli
czonych powierzchni (oczywiście w jednost
kach kwadratowych). J a k wykazuje bliższe zbadanie, rysunek był dość lichy, bo stosunki nakreślonych boków często nie odpowiadają stosunkom liczb, obok nich wypisanych.
Okazuje się tedy, że plan był niejako szki
cem odręcznym, ułatw iającym wykonywanie obliczeń. I dziś przecież zdarza się wielo
krotnie, że kreślimy sobie rysunek jedynie jak o schem at przy wykonywaniu rachunków, nie dbając bynajm niej o jego poprawność.
Z resztą na podstawie danych liczbowych można bardzo łatwo odtworzyć geom etrycz
nie dokładny rysunek planu, co też uczynił I Eisenlohr.
Z ato obliczenia naszych mierników daleko bardziej są zadaw alające. Obliczali oni p r a widłowo powierzchnię p rostokąta, mnożąc , jego dwa boki przyległe; powierzchnię tró j- ] k ą ta prostokątnego, biorąc połowę iloczy
nu przyprostokątnycb; powierzchnię trapezu
j(o jednym boku prostopadłym do podstaw), mnożąc połowę sumy podstaw jego przez wysokość. W ykonane przez E isenlohra po
dług podanych długości obliczenia powierzch-
') E in A ltbabyloriischer F elderplan. L ipsk, 1896.
ni cząstkowych doprowadziły do liczb, zgod
nych prawie zupełnie z liczbami wypisanemi przez mierników. Zasługuje na szczególną uwagę okoliczność, że powierzchnie części wewnętrznych planu, które są prostokątam i, podane są na tabliczce podwójnie i niejedna
kowo. Pochodzi to stąd, źe pom iar pola odbywał się z dwu stron; z jednej przez je d nego, z drugiej przez drugiego miernika-.
K ażdy z nich zapisywał na planie wyniki swego pom iaru i obliczał powierzchnię.
N a odwrotnej stronie tabliczki miernicy sum ują obliczone częściowo wyniki dla zna
lezienia całkowitej powierzchni pola; tam gdzie rezultaty ich są niezgodne, biorą śre d nią arytm etyczną obu obliczeń.
Prócz tych ciekawych faktów, odnoszących się do mierzenia powierzchni i obliczeń, Eisenlohr wyprowadza z tabliczki nie mniej interesujące wnioski, dotyczące samych je d nostek długości i powierzchni. Rzeczy te, jako zbyt specyałne, musimy tu pominąć, nadm ieniając tylko, że wynik tego badania j potwierdza i uzupełnia dotychczasowe re z u l
ta ty poszukiwań O pperta, R eisnera i innych asyryologów nad systemem m iar babiloń
skich.
T ak więc, dzięki pracy Eisenlohra pozys
kaliśmy nowy, niezmiernie ważny dokum ent, uzupełniający dotychczasowe szczupłe wia
domości nasze o m atem atyce asyryjskiej i babilońskiej.
S. Dickstein.
SPRAWOZDANIE.
A natom ia głow y ludzkiej w ra z z szyją. W y
kład poglądowy z tekstem objaśniającym przez d -ra med. M. F laum a. W arszawa. 1897.
W ydany w ro k u zeszłym atlas p. t. „Ciało- człowieka” , uzupełniony i powiększony został znakomicie przez „A natom ią głowy lu d z k iej” , k tó ra przedstaw ia w sposób łatw y i zajm ujący budowę części organizm u ludzkiego niezmiernie ważnej i in 'eresu jąc ej, a bardzo skomplikowanej.
Rozm aite utw ory anatom iczne głowy i szyi uło
żone są w naturalnym p o rządku tak, że m ogą być stopniowo poznawane, na szeregu przecięć coraz głębszych,idących w tym samym porządku, w jakim je anatom przez um iejętne cięcia spoty
ka. Je stto atlas utw orzony z tablic nałożonych-
25 0 "WSZECHŚWIAT. N r 16.
je d n e na drugich w tak i sposób, że całość ma k s z ta łt głowy ludzkiej z szyją. P ierw sza ta b li
ca, najm niejsza, obejm uje okolicę oka i ucha (praw ej strony) i rozdziela się na trz y c z ę śc i:
a) I A z mięśniami otaczającem i oko i najbliż- szemi nosa; b ) I J 5 z mięśniem skroniowym i częścią oczodołu; c) I C z kością skroniową, w raz z kanałem zew nętrznym ucha, częścią kości czołowej i ciemieniowej.
N a tablicy I I przedstaw ione są mięśnie głowy,
& zatem mięśnie tw arzy i czaszki oraz mięśnie szyjow e— ta k dokładnie, że m ożna się tu ta j z a poznać z k sz tałtam i, położeniem i przyczepam i mięśni pokryw ających głowę. T ablica I I I za
p o zn a je z tętnicam i głowy i szyi, a w części i z niektórem i nerw am i i żyłami; do tablicy są dodane dwie dodatkowe m niejsze — III .A) na k 'ó re j um ieszczona je s t żuchw a czyli szczęka dolna z kością skroniow ą i częścią oczodołu, oraz mięśniem okrężnym u s t i żwaczem i III B , p rzedstaw iająca w nętrze ja m y nosowej i ustnej.
Tablica IV p rzedstaw ia ja m ę czaszkow ą z kością sitow ą, siodłem tureckiem i innemi częściami kostnem i, a nadto kanał kręgowy, przecięcia k r ę gów, dalej ja m ę nosową z uw ydatnionem i m usz
lam i nosowemi, otw oram i nosa zew nętrznym i wewnętrznym; następnie ja m ę m tn ą , gardło i k rta ń z tchaw icą. T ablica t a posiada dwie dodatkow e, ja k o to : W7 A , na k tórej p rz e d sta wiony je s t mózg (praw a półkula), spoidło w iel
kie, ciałka czw oracze, kom ory pierw sza i tr z e cia,— m óżdżek z drzewkiem życia, z kom orą czw artą, m ostem W a ro la i rdzeniem p rze d łu żo nym; oraz IV B, z głębszemi przecięciam i m ózgu, substancyą białą, spoidłem wielkiem, m óżdż
kiem i t. d. W reszcie na tablicy V widzieć się d aje mózg, m óżdżek, mięśnie oka, ślinianki, j ę zyk, kość podjęzykow a z przyczepionem i do niej mięśniami.
Do atlasu właściwego, kolorow anego, ja k o uzupełnienie, dodane są jeszcze drzew oryty w tekście (5 figur), przedstaw iające budowę zę
bów, budowę k rtan i, mianowicie chrząstk i k rta n i, stru n y głosowe i głośnię,— dalej dolną p ow ierzch
n ią mózgowia z początkam i nerwów czaszkowych o raz n arz ąd y łzowe oka.
T ekst nietylko objaśnia odpow iednie tablice, ale nadto zaw iera ja sn o , zrozum iale i w y cz erp u ją c o wyłożoną budowę różnych organów , ja k b u dowę zębów, k rtan i, mózgu, oka i ucha. W ogóle A łlas giowy w raz z tekstem p rzystępnie a j e d n ak dokładnie naucza o budowie głowy, a prze- dew szystkiem o mięśniach głowy, mózgowia, k rta n i i jam ach nosowych, ustnej i gardle.
W ydanie sta ra n n e, rysunki dokładne, czysto w ykonane, bardzo dobrze kolorow ane, te k st wy
drukow any czytelnem pismem.
N iewątpliw ie te ż „A natom ia głow y lu d z k ie j”
o dda istotne usługi p rz y zapoznaw aniu się z po d staw am i budow y ciała ludzkiego.
A . Ś.
S EK C Y A CH EM IC ZNA.
Posiedzenie 2-gie w r. 1897 Sekcyi chemicz
nej odbyło się dnia 23 stycznia w gmachu M uzeum przem ysłu i rolnictw a.
P ro to k u ł posiedzenia poprzedniego został od
czytany i przyjęty.
P . Ja n Zagleniczny wypowiedział rzecz o na
wozach fosforowych.
P o uzasadnieniu potrzeby stosowania nawozów fosforowych w rolnictw ie, re feren t rozpoczął ich p rzegląd od superfosfatów . Superfosfaty winny zaw ierać kw as fosforny w postaci rozpuszczczal- nej w wodzie bądź w stanie kw asu wolnego, bąd ź w stanie jednozasadow ego fosforanu w ap
nia. B łędy fabrykacyi : wysoka tem p eratu ra suszenia, czas m agazynowania spraw iają, że ortofosforan przechodzi w m etafosforan wapnia nierozpuszczalny w wodzie, przez co zm niejsza się zaw artość kw asu fosfornego, rozpuszczalnego w superfosfacie. W glebie fosforan wapnia je d - nozasadowy pod wpływem zetknięcia z węglanem w apnia przechodzi odrazu w fosforan trójza«a- dowy, zaś kwas fosforny wolny w fosforan dwu- zasadowy, łatw iej dla roślin przystępny, przez co superfosfat, zaw ierający wolny kwas fosforny, byw a nawozem skuteczniejszym od superfosfatu, zaw ierającego jedynie fosforan jednozasadow y.
Zuzie Thom asa, silnie w ostatnich czasach re k la mowane, zaw ierają orto-, pyro- i m etafosforany.
F osforany te w rozm aitym stopniu rozpuszczają się w cytrynianie amonu. Zuzie Thom asa za
wiodły pokładane w nich nadzieje i stosowanie ich w rolnictw ie j e s t obecnie dosyć ograniczone.
Fosforyty byw ają pochodzenia rozm aitego : w u l
kanicznego, wodnego i organicznego; zaw ierają one wogóle kwas fosforny nierozpuszczalny w cy
trynianie i m ają też m ałą w artość nawozową.
N atom iast dużą zaw artością kw asu fosfornego rozpuszczalnego w cytrynianie odznaczają się m ączki kostne i dlatego uważać je należy za nawozy znacznej w artości Tymczasem prof.
M arcker i inni kw estyonują starannie, ja k p rzy puszcza referen t, ich w artość nawozową.
W żywej dyskusyi nad tym przed7nio‘em brali u dział pp. L eppert, Z atorski, Konic i M utniań- ski, p rzytaczając argum enty na korzyść super- fosfratów i tw ierdząc, że p ra k ty k a gospodarska nie przem aw ia za stosowaniem kości.
N astępnie p. Czesław Boczkowski odczytał rozpraw kę o tak zwanem piwie zwyczaj nem.
W pierw szej części przedstaw ił zasady fab ry
kacyi piw a : w yrobu słodu, w arzenia i ferm enta-
cyi brzeczki piw nej, a w drugiej zebrał ciekawe
dane o w yrobie piw w Polsce w czasach daw
niejszych, co go doprow adziło do wniosku, że
piwra w edług tych sposobów w arzone, nie p rz y
: \ r 16. W SZECHSWIAT 251 padałyby do smaku teraźniejszej ludności k raju .
Np. w skład dawnego piw a marcowego wchodziła lukrecya, w skład piwa szczecińskiego—im bir, w skład piwa angielskiego dla k o b ie t— im bir, ko
lender, kw iat bzowy i pom arańcze. Nie były to wigc piw a w ścisłem znaczeniu tego wyrazu.
P rzy obecnem opodatkowaniu brow arów , pobo
rze akcyzy od wielkości kotła nie opłacałby się wyrób piw słabych o sm aku dawnych piw zwy
czajnych, ja k to referent wykazał rachunkiem . W prowadzenie m onopolu wódczanego od roku przyszłego sprzyja rozwojowi piw iarni ale refe
rent nie wątpi, że lud nasz zagustow ał w piwach bawarskich i że jego sm aku nie mogłoby ju ż za- dowolnić piwo zwyczajne. H erbaciarnie lub miodziarnie nie mają, widoków powodzenia.
W dyskusyi nad tym przedm iotem przem aw iali pp. R utkowski, L ep p e rt i Z atorski.
W spraw ach bieżących p. L ep p e rt zakom uni
kował o zgodzie Głównego Z arządu Tow arzystw a na pobieranie od członków, nie m ających jeszcze stanowisk intratnych, zapłaty 7 '/ 2 zam iast 15 r u bli rocznie, następnie— o projekcie kasy pomocy dla osób, pracujących na polu technicznem , o szkole technicznej Świecimskiego i zapropono
wał wybór p. Kolendy na delegał a Sekcyi do Muzeum rzemieślniczego, na miejsce ustęp u jące
go p. Jarnuszkiew icza. Na prośbę Sekcyi p Ko
lendo wybór przyjął,
N a tem posiedzenie ukończone zostało.
Posiedzenie 3 cie Sekcyi chemicznej w r. 1897 odbyło się dnia 6 lu łego.
Przew odniczący Sekcyi, p. Z atorski, zagaja posiedzenie oświadczeniem, że posiedzenie dnia tego Sekcya poświęca uczczeniu zasług profesora Marcelego Nenckiego i proponuje wysłanie od Sekcyi do P rofesora depeszy gratulacyjnej n astę
pującej : P o u r celebrer le vingt-einquiem e anni- versaire de V otre tra y a il si u til a la science et a 1’hum anite, les m em bres de la Section chimiąue dedient la seance d ’au jo u rd h u i en honneur de Vos m erites et to u t en ex prim ant le u r estime sincere souhaitent chaleureusem ent, que Vous puissiez continuer le plus longtem ps possible Yos t r a - veaux aussi celebres que fru cfueux.
N astępnie p ro f Jó z ef B oguski odczytał rzecz :
„P rofesor M arceli Nencki. Z powodu ukończenia 25-letniego okresu pracy nauczycielskiej i nauko- i w ej” (ob. W szechśw iat z r. b. n -r 6, str. 81);
jd r Ja n P ruszyński odczytał „P rzegląd p rac prof. N enckiego i je g o uczniów, dotyczących bakteryologii” , a p. T rzciński : „P rze g ląd prac prof. M. Nenckiego z dziedziny chem ii” . W za
kończeniu p. L e p p e rt w kilk u gorących słowach scharakteryzow ał stosunek prof. Nenckiego do uczniów.
Na tem posiedzenie zostało ukończone.
K R O N I K A N A U K O W A .
— Fotografia słoń ca na płytach osłoniętych.
P . Heen zdołał otrzym ać fotografią słońca na płycie starannie osłoniętej, um ieszczając ją w ognisku szkła przedmiotowago niewielkiej lu n ę^'; czas wystawienia wynosił około dwu sekund.
Zdolność ta promieni słonecznych przedzierania się przez przegrody w zrasta w m iarę, ja k posu
wamy się od środka ku brzegowi słońca. P ro mienie, któ re tę własność posiadają, p. Heen uważa za promieni" odrębne od zwykłych p r o mieni św iatła i określa je ja k o prom ienie elek tryczne i pozaelektryczne. Ponieważ zaś najw y
raźniej działają prom enie przybyw ające od b rz e gów tarczy słońca, wysyłane zatem przez atm o sferę, au to r wnosi więc 8‘ąd, że fotosfera sło
neczna je s t siedliskiem prom ieniowania świetlne- I go, prom ienie zaś elektryczne i pozaelektryczne wysyłane są głównie przez atm osferę. Jeżeli spostrzeżenia te i wnioski są słuszne, da nam to I możność otrzym yw ania fotografii atm osfery sło
necznej w każdej porze, nietylko podczas całko
witego zaćm ienia słońca.
— Elektroliza i ele ktro s yn teza zw ią zk ó w o r
ganicznych. Od czasu ja k w r. 1849 Kolbe do
konał elektrolizy octanu potasu, doświadczenia podobne nad związkami organicznemi były r o bione dość rzadko. I obecnie jeszcze badania elektrochem iczne w dziedzinie ciał organicznych zarówno pod względem ilościowym ja k i co do swej dokładności u stęp u ją podobnym badaniom nad związkami nieorganicznem i. Główną tego przyczyną je s t oczywiście znaczniejsza złożoność napotykanych tu reakcyj. Jednakże czasy o sta t
nie i na tem polu przyniosły sporo zdobyczy, k tó re w bardzo sumiennej i dokładnej pracy ze
brał p. W". Lob. Kilka ważniejszych ogólnych rezultatów , osięgniętych w tej dziedzinie badań, przytoczym y na tem miejscu.
D ziałanie p rąd u elektrycznego na związki o r
ganiczne bardzo je s t różnorodne. W pewnych tylko przypadkach mamy tu właściwą elektrolizę ciała organicznego, ja k np. w rozkładzie kw asu octowego na dwutlenek węgla, wodór i etan :
2CH3 . COOH — CH3 + 2 C 0 2 + H2 I
c h
3
P rzytem oczywiście mogą jeszcze zachodzić i reakcye wtórne. W iunych przypadkach na- sam przód rozkłada się od p rą d u rozpuszczalnik, zmiany zaś zachodzące z rozpuszczonemi zw iąz
kam i organicznem i należy sprowadzić do w za
jem nego na się oddziaływania produktów ro zk ła
du. Ponieważ śród tych ostatnich bardzo często
znajduje się wodór lub tlen, przeto owe reakcye
w tórne przeważnie polegają na utlenianiu lub
2 5 2
W SZECHS WIAT N r 16.
odtlenianiu. Tak np. wiadomo ju ż od dłuższe
go czasu, że sole anilinowe p rzy elektrolizie u tle nia ją się na czerń anilinową, a w pewnych wa
runkach na azobenzol; (a ostatnia reak cy a z a chodzi zgodnie z równaniem :
2C6H5 . NH2 + 0 2 = 2H20 + C0H5 . N 2 . C6H3.
Z pow odzeniem badano w la ta c h os‘atnich re- dukcyą analityczną ciał nitrow ych. P o w stają tu, zależnie od warunków dośw iadczenia, rozm aite produkty. Z nitrobenzolu m ożna w ta k i sposób otrzym ać anilinę. W pewnych wszakże okolicz
nościach bieg reakcyi się zm ienia i otrzym ujem y paraam idofenol. G atterm ann, który pierw szy badał te procesy elektrolityczne, przypuszcza, że przytem nitrobenzol naprzód red u k u je się na fenylohydroksyliak, ten ostatni zaś następnie przechodzi w izom eryczny p ara am id o fe n o l:
C0H3 . NOj— >-C6H5 . U H . O H - ^ - C Ą C
o h2 • E lek tro sy n tezy związków organicznych w sy- stem a'yczny sposób zaczęli badać dopiero Crum Brown i W alker w roku 1890. W yszli oni z z a łożenia, że kw aśne estry kwasów dwuzasadowych muszą się zachowywać p rz y elektrolizie j a k k w a sy jednozasadow e. Podobnie ja k p rzy ro z k ła dzie kw asu octowego obiedwie odszczepione g r u p y metylowe łą cz ą się ze sobą na etan, ta k ocze
kiwać należało, że elektroliza owych kw aśnych estrów kwasów dwuzasadowych doprow adzi do kwasów o w yżs/ej zaw artości w ęgla w cząsteczce.
Istotnie, w ta k i sposób z kw asu etylomalonowego lub raczej ze soli tegoż otrzy m u je się obojętny eter kw asu bursztynow ego :
^ r o o o H
c h2 .
c o o c2
h5
2CH* ^ C O O H = 1 _ + 2 C 0 2 + H2 CH2.C 0 0 C 2H5
Je stto , ja k widać, reakcya zupełnie analogicz
n a z pow yższym rozkładem kw asu octowego.
W sposób podobny dokonano całego szeregu syn
te z, np. syntezy kw asu sebacynowego z kw asu adypinowego i t. p. W. M iller i H ofer ro zsz e
rzyli zak res tych b a d a ń .— P ra c a L o b a pozw ala zoryentow ać się doskonale w śród tego m ateryału, ja k i dotychczas zdobyto na p o lu elektrolizy i elektrosyntezy związków organicznych.
A . L.
— O czyszczanie acetylenu. W iadom o, że wielce szkodliw ą domieszkę acetylenu, p rzy g o to wanego działaniem wody na węglik wapnia, s ta nowią siarkow odór i fosforyak, k tó re znajdow ać się tam m ogą z pow odu zaw artości siarczanu i fosforanu w apnia w użytym do w yrabiania węg
liku kam ieniu wapiennym. Oba te gazy m a ją woń p rz y k rą i są d la zdrow ia szkodliwe, oba zm niejszają siłę św iatła płom ienia, a nadto s ia r kow odór niszczy części m etaliczne przyrządów , gdy fosforyak może wpływać n a samowolne za-
! pałanie się gazu w chwili zetknięcia z powietrzem..
Próbowano oczyszczać acetylen od wspomnianych gazów zapom ocą brom u, który je d n a k zbyt je s t kosztowny, tem bardziej, że następnie regenero
wać go nie można, a nadto, z powodu swych ostrych własności, w zastosow aniu technicznem wcale niedogodny. Obecnie pp. Berge i Reych- le r proponują usuwać siarkow odór przez ług po-
| tażowy, a ta k oczyszczony gaz w prowadzać do
| płóczek z roztw orem sublim atu, zakwaszonym kwasem solnym. W tym ostatnim tw orzy się
| biały osad, niezaw ierający acetylenu i z którego można otrzym ać sublim at napow rót, rozpuszcza- j ją c go w kw asie azotnym i strąc ając kw. solnym.
Podana m etoda oczyszczania może być rów nież u ży ta w celu określenia ilościowego zanieczysz
czeń w acetylenie. N ależy wtedy w ługu p o ta
żowym oznaczyć siarkę zwykłą drogą, a osad rtęciow y, rozpuszczony w kw. azotnym, za doda-
; niem m ieszaniny m agnezyalnej, osadza fosfor w postaci fosforanu magnezu i am onu.
(Chem. C trbl., zesz. X III, 1897).
| Zn.
•
— B ilans gospodarki ciepln ej w o rg anizm ie I ludzkim obliczany był dotychczas zawsze na pod-
| staw ie liczb, zdobytych przez Helm holtza, Vie~
j zo rd ta, R osenthala i in. Lecz liczby te pod wie-
j