• Nie Znaleziono Wyników

Kenoza Maryi

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Kenoza Maryi"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

Roman E. Rogowski Kenoza Maryi

Salvatoris Mater 2/1, 237-255

2000

(2)

O

n ogołocił [έκένωσεν] samego siebie, przyjąwszy postać sługi, [...] uniżył [έταπείνωσεν] samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci (Flp 2, 7-8). Wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej (Łk 1, 47).

Bernard z Clairvaux, święty i doktor Kościoła z XII wieku, pisał w jednym z listów: Mówisz, że Matkę Patia należy czcić bardziej. Słusznie napominasz, lecz cześć Królowej lubi umiar, gdyż Królewska Panna nie potrzebuje czci fałszywej. Ma pełno prawdziwych tytułów do chwały1.

Ten brak um iaru, o którym mówi św. Bernard, ta pewnego ro­

dzaju przesada zarów no w kulcie, jak i nauczaniu o M aryi, objawiała się najpierw w tym, że Jej przywileje ujmowano jako autonom iczne, wprawdzie jakoś związane z Osobą Syna, ale nie wynikające z naśla­

dowania Go, a potem w tym, że podkreślano i podnoszono u M aryi przede wszystkim przywileje o charakterze radosnym i chwalebnym, mniej natom iast zwracano uwagę na Jej przywileje o charakterze pa­

syjnym i kenotycznym. Być może, że działo się tak dlatego, iż teolo­

gia katolicka nie zajmowała się na ogól szeroko sprawą „kenozy” Chry­

stusa, gd yż nie była ona należycie dow artościow ana2. Tymczasem w pismach nowotestamentowych, zwłaszcza w Listach św. Pawła, pro­

blem ten jest ważny i zajmuje jedno z naczelnych miejsc. Wa­

żny jest także dla mariologii, bo jeżeli los Maryi tkwił korzenia­

mi w losie Chrystusa i jeżeli - zgodnie z Jego w ezw aniem (M t 16, 24) - przede wszyst­

kim Maryja była Tą, która Go

naśladowała, to musiała uczestniczyć w Jego kenozie i doznawać ogoło­

cenia i uniżenia.

1. Kenoza Chrystusa - kenoza Maryi

Wielkość i niezwykłość Wcielenia i O dkupienia polegają szcze­

gólnie na tym, że Bóg, Syn Boży, z miłości do człowieka rezygnuje ze swojej wszechmocy, podejm uje kenozę pod postacią „Baranka za ­ bitego od założenia św iata” (Ap 13, 8 ) \ Nawiązując do określeń Pa-

1 B E R N A R D Z CLAIRVAUX, L ist d o K a n o n ik ó w Laterańskich·. PL 1 8 2 , 3 3 3 . Por. H . BARRE, La m a te r n ité sp iritu e lle dan s la p en sée m éd ié va le. R ép erto ire d es te x te s , „E tudes M a ria les” 1 8 (1 9 5 9 ) 87-1 18.

2 P. S C H O O N E N B E R G , K en oza c z y li sa m o w y m szc ze n ie C h rystu sa, „ C o n ciliu m ” 1 - 1 0 (1 9 6 5 -6 6 ) 7 2 .

' P. E V D O K IM O V , W ieki ż y c ia d u c h o w e g o , K raków 1 9 9 6 , 120.

Ks. R o m a n E. R o go w sk i

K enoza M aryi

SALVATORIS M A T E R 2 (2 0 0 0 ) n r 1, 2 3 7 -2 5 5

2 3 7

ŚCIEŻKI MARIOLOGIIWSPÓŁCZESNEJ

(3)

Ks.RomanE. Rogowski

2 3 8

wlowych można powiedzieć, że „ogołocił samego siebie” z przejawów Bóstwa, „siebie samego uczynił pustym [έκενωσεν]”, jakby pozbaw io­

nym przym iotów Boskich, zrezygnował z chwały Bożej (Flp 2, 5-8).

Kenoza C hrystusa nie oznacza oczywiście, że przestaje być Synem Bożym, ale rezygnuje z tego, co w edług ludzi byłoby godne życia Syna Bożego, godne Boga, czyli - jak to określa Paweł - n i e skorzy­

stał ze sposobności, aby na równi b yć z Bogiem (Flp 2, 6). Przyjął za to n o rm a ln e życie ludzkie, u w aru n k o w a n e h isto ry czn ie, z jego wszystkimi uciążliwościami, z cierpieniem i śmiercią; życie bez przy­

wilejów i ulg; życie człowieka doświadczonego we w szystkim na nasze podobieństwo, z ivyjqtkiem grzechu (H br 4, 15). C o więcej, to życie jakby sku m u low ało w sobie wszystkie nędze i cierp ienia św iata, wszystkie krzyże i udręki ludzkie. Ale m ożna powiedzieć p arad o k ­ salnie, że w tej kenozie Chrystus nie przesłonił swego Bóstwa, lecz właśnie przez nią objawił Bóstwo zarówno swoje, jak i Ojca, ponie­

w aż „Bóg jest m iłością” *, a do jej natury należy być razem z cier­

piącym, współczuć z nim, brać na swoje ram iona jego krzyże. To w ła­

śnie poprzez kenozę i przez uniżenie [ταπείνωσις] wyraża się miłość, k tóra jest naturą Boga.

Człowiek, naw et jeżeli jest Synem Bożym, wiąże ze sobą innych ludzi, zwłaszcza m atkę. Paweł zapisując w Liście do G ałatów zdanie:

G dy nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z nie­

wiasty (Ga 4, 4), zapisał tym samym praw dę o nierozłączności lo­

sów Syna i M atki, praw dę o wspólnocie losu M aryi z losem Jezusa.

W tym zapisie mieści się także praw da o wspólnej kenozie. Jeśli ż y ­ cie Syna - pisze H.U. von Balthasar - ukazyw ane jest jako coraz głęb­

sza kenoza, to życie M atki okazuje się iviernym tow arzyszeniem '. Jej życie, pełne uniżenia, jest po prostu uczestnictwem w ogołoceniu i uni­

żeniu Jej Syna. Jeżeli kenoza Jezusa była rezygnacją w wym iarach egzystencjalnych z Boskich praw i prerogatyw, i przyjęciem postaci i postawy sługi, to kenoza Maryi opierała się na fakcie, ż e - z a n im ujaw­

niły się Jej prawa jako M atki Mesjasza - wyzbyła się ich, ukazując się jako kobieta podobna do innych. To, że był Synem Bożym, nie oszczę­

dziło Chrystusowi upokorzenia, także Maryi nie oszczędził upokorzeń przyivilej Bożego M acierzyństw a6. To p raw d a, że imię „ M ary ja”,

„M arjam ” może się wywodzić od „M arom ”, „Najwyższy” i może być

4 P. SC H O O N E N U F .R G , K e n o za ..., 7 8 -7 9 . Pur. P. H E N R I, Ke'nose, w: D iction aire d e la B ibie, S ap p i. V, k ol. 7 -1 6 1 .

' H .U . V O N BALTH ASAR , M e d y ta c ja ch rześcijań ska, Poznań 1 9 9 8 , 4 8 . 6 R. CA NTALA M ESSA , M aryja zw ie rc ia d łe m dla K ościoła, W arszawa 1 9 9 4 , 94.

(4)

tłum aczone jako „Najwyższa”, „Wywyższona” 7, ale to też praw da, że O n a sam a nazywa siebie „Służebnicą Pańską” i m ówi o swoim

„uniżeniu” (Łk 1, 38. 48). To „uniżenie” może mieć szeroki wachlarz znaczeń, począwszy od niskiej pozycji społecznej, poprzez u p o k o ­ rzenia, aż do ogołocenia, do biblijnej kenozys .

Kluczem do tych znaczeń i odpow iadających im sytuacji jest profetyczna zapow iedź Sym eona: A Twoją duszę m iecz przeniknie, aby na jaw ivyszly zam ysły serc wielu (Łk 2, 35). Biorąc pod uwagę pow ołanie M aryi i Jej życie, term inu „miecz” nie m ożna ograniczyć jedynie do współcierpienia M aryi pod krzyżem, ale należy nim o b ­ jąć całą misję M atki Zbawiciela, Jej całą kenozę związaną z tą m i­

sją9 . W arto przy tym zwrócić uwagę, że Bóg przewidując ten „miecz”, w zyw a M aryję do radości i obdarza Ją nią, gdy przez anioła nie p ozdraw ia Jej zwykłym „szalom !”, ale niezwykłym χαΐρε!, „raduj się!”, co zresztą w praw iło w zamieszanie samą M aryję (por. Łk 1, 28-29). Bóg bow iem w ten sposób także przygotowuje M atkę M e ­ sjasza do przyszłej kenozy. Z tą sytuacją dobrze w spółbrzm i aforyzm z Talmudu: Św ięty Błogosławiony przygotuje bandaże, a potem rani.

N ie tru d n o przy tym zauważyć, że profetyczna zapowiedź Symeona naw iązuje do p ro ro ctw a Starego Przymierza, zwłaszcza do Proto- ewangelii (Rdz 3, 15) i Izajaszowych „Pieśni o Słudze Jahw e” (Iz 42, 4 9 -5 5 )10. Być m oże, że w ezw anie Boga, przekazane przez anioła M aryi: N ie bój się [μή φοβοΰ] (Łk 1, 30), odnosiło się nie tylko do sytuacji aktualnej, ale także do tych wszystkich wydarzeń, które miały nastąpić, a które - z ludzkiego p unktu widzenia - m ogły nieść ze sobą lęk i przerażenie - tym bardziej że - jak podkreśla Łukasz - M a ry ja z a c h o w y w a ła w s z y s tk ie te sp ra w y i r o zw a ża ła je w sw oim sercu [έν xfj καρδια] (Łk 2, 19; por. 2, 51). Piszemy „być m oże”, gdyż dotykam y wielkiej tajemnicy, o której możemy tylko tyle powiedzieć, na ile pozwalają święte teksty i konteksty. Dlatego na­

leży przyznać rację Starcowi Sylwanowi z G óry Athos, który mówił:

N igdy nie osiągamy całej pełni miłości M atki Bożej, dlatego też nie jesteśm y w stanie dośw iadczyć całego ogrom u Jej cierpień. M oże w tym kontekście miał także rację A nton M akarenko, pedagog i pi­

sarz rosyjski, który pisał: M oże na trwodze polega szczęście m a tk i?!

7 Por. A. T R O N IN A , N a jw y ż s z y (M iiróm ) i W y w y ższo n a (M arjam ), „Salvatoris M a te r ” 1 (1 9 9 9 ) nr 3 , 1 9 3 -2 0 0 .

* Por. S. H A R Ę Z G A , Bóg M a r y i w ś w ie tle h y m n u M agn ificat, „Salvatoris M a ter ” 1 (1 9 9 9 ) nr 2 , 1 3 2 -1 4 6 .

9 Por. J. K UDA SIEW ICZ, M atka O d k u p ic iela , K ielce 1 9 9 6 , 121.

10 Por. B. PONIŻY, M aryja Arkif P rzym ierza i C órą Syjonu , „Salvatoris M a ter”

1 (1 9 9 9 ) nr 3 , 2 0 1 - 2 1 3 .

(5)

To m isterium kenozy M aryi bardzo um ownie podzielm y na trzy części, trzy dziedziny i trzy sytuacje, by łatwiej się mu przyjrzeć, jak­

kolw iek w rzeczywistości są one nierozdzielne i nawzajem się prze­

nikają, tw orząc tajemniczą perychorezę.

2. Kenoza wiary

Jeżeli Paul Evdokimov pisze o „wierze ukrzyżowanej”, to przede wszystkim taką „wiarą ukrzyżow aną” była wiara M aryi. To „ukrzy­

żow anie” objawiało się w tym, że w iara M aryi była w iarą tru d ną, wym agającą wielkiego zaw ierzenia, gdyż przeciw sobie m iała całą powszednią rzeczywistość, która jakby sprzysięgła się przeciw tem u wszystkiemu, do czego M aryja została powołana. W idać to szczegól­

nie w dwóch sytuacjach: w ubóstwie i pozornym braku Opatrzności.

Gdy chodzi o u b ó s t w o, należy je rozum ieć w znaczeniu szerokim i w sensie biblijnym, w tym, w jakim św. Paweł odnosi je do C hrystusa: Znacie laskę Pana naszego, Jezusa Chrystusa, który będąc bogaty, dla was stal się ubogim, aby was ubóstw em [πτω χεία]

sw oim ubogacić (2 Kor 8, 9). N ajpierw to ubóstw o objaw iło się w miejscu zamieszkania: N azaret i Galilea. Region odległy, rasow o m ieszany, czyli Galilea pogan (1 M ch 5, 15). M ała m iejscow ość z gm iną synagogalną (M k 6, 1-2), którą m ogło utw orzyć już dzie­

sięciu mężczyzn11, miejscowość o wątpliwej sławie, sądząc po reto ­ rycznym pytaniu N atanaela: C zyż m oże być co dobrego z N azaretu?

(J 1, 46). Popularne imię „M iriam ” czy „M arjam ” odpow iadało fak­

tow i, że M aryja była „Dziewczyną bez rodziny”, co w środow isku izraelskim m ogło wzbudzić zdziwienie i nie przyczyniało się do d o ­ brej opinii. D opiero gdzieś w II wieku Tradycja, żeby ratow ać sytu­

ację, podaje im iona rodziców M aryi. W praw dzie Józef jest synem Dawida, ale M aryja w m om encie, kiedy wkracza na arenę dziejów zbawienia, jeszcze nie została włączona do jego dom u i dlatego nie m a prawa do jego odziedziczonego statusu, i dlatego też nie zostaje przedstawiona w żaden sposób, który by Ją rekomendował jako oso­

bę szczególnie godną szacunku albo c z c i 12. Sytuacji nie ratuje „krew ­ n a” M aryi (Łk 1, 36), a sam o pochodzenie Józefa od D aw ida nie spraw ia, żeby m łode M ałżeń stw o z N azaretu należało do „kasty k aplanow ” 1’. Co gorsza, w oczach uczonych w Piśmie rodzice Jezu-

" J. G N IL K A , z N a z a re tu , K raków 1 9 9 7 , 9 5 .

12 M . MIKOŁAJCZAK, Pozycja społeczna Maryi, „Salvatoris M ater” 1 (1999) nr 3, 224.

11 Por. Brat EFRAIM, Jezus Ż y d p ra k ty k u ją c y , K raków 1994, 3 2 .

(6)

sa uchodzili za „am haareców”, czyli ludzi przypisanych do ziem i lub rzemiosła l4. Byli zatem oboje „ubogim i Jahw e [anawim J H W H ]”.

Z akłopotanie M aryi, wręcz lęk, a także niepokój i bezradność Józe­

fa, dow odzi, że oboje nie rościli sobie żadnych pretensji do szcze­

gólnego w ybrania i związanych z nim honorów.

Betlejem jest kontynuacją Nazarem : jeżeli nie było dla nich miej­

sca w gospodzie (Łk 2, 7), to przede wszystkim dlatego, że widziano w nich ubogich. M aryja więc porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie (Łk 2, 7). M aryja, jak każ­

da m atka Żydów ka, i jeśli była do tego przygotowana, owinęła Dziec­

ko w dw a kawałki płótna: mniejszym przykryła główkę, większym owinęła całe ciało15. Upłynie trzydzieści kilka lat i ponow nie owiną ciało Jezusa, składając je do grobu. Z królewskim prawem, bez miej­

sca w Ojczyźnie, Syn Boży między zwierzęty się rodzi - napisze N or­

wid o urodzeniu Ubogiego Dziecka w „Litanii do M aryi Panny”.

Betlejem to nie tylko żłób, ale to także pasterze (Łk 2, 15-17).

To byli ludzie niewiele znaczący, ludzie z marginesów społecznych, którzy nie cieszyli się najlepszą reputacjąie. W praw dzie przyszli, w e­

zwani przez anioła, ale to, co zobaczyli, było bardzo zwyczajne, wręcz szare. Patrząc na tę scenę z boku, tak po ludzku, m ożna by tylko pow iedzieć, że swoi przyszli do swoich, ubodzy do ubogich. Św.

H ieronim w „H om ilii na N arodzenie Pańskie” tak to skom entow ał:

Cale miasto w ypełniła żydow ska niewierność. N ie znalazł Chrystus miejsca w świątyni, która lśniła od złota, klejnotów, jedwabiu i srebra.

N ie narodził się wśród złota i bogactw, lecz w gnoju, w stajni (bo gdzie stajnia, tam i gnój), w biocie naszych grzechów. Narodził się w stajni, aby podnieść tych, co leżeli w g n o ju 17. A Grzegorz W ielki w „H om i­

lii VIII” napisał: A O n rodzi się nie w dom u rodziców, lecz w drodze, aby w sposób oczywisty pokazać, że przez swoje Człowieczeństwo, które przyjął, rodził się niby w obcym mieście. W arto przy tym zauważyć, że sytuacji tej nie ratow ał hołd trzech M ędrców, składających dary, bo podkreślał on tylko kontrast między darami a ubóstw em , wręcz nędzą Obdarowanego 18.

Jeżeli William B. Yeats w „Trzech królach” pisał o nich, że pa­

trzyli, aby raz jeszcze ujrzeć na bydlęcym klepisku niepojęte Misterium,

14 J. D U Q U E SN E , Jezus, G dańsk 1 9 9 6 , 46.

15 Por. J. K UDASIEW ICZ, M a tk a ..., 103.

“ T A M Ż E , 1 0 7 .

17 H IE R O N IM , H o m ilia o N a ro d ze n iu Jezusa, w: O jc o w ie K ościoła łacińscy. T eksty o M a tce B ożej (B ea tem m e d ic e n t, 2 ), red. S.C. N A PIÓ R K O W SK I O F M C on v, N ie p o k a la n ó w 1 9 8 1 , 1 0 1 .

,s J. D U Q U E S N E , J e zu s..., 3 7 .

(7)

to było to jednocześnie wielkie m isterium ubóstw a i kenozy.

Ale ta kenoza, objawiająca się w ubóstw ie, objaw iła się także w innej sytuacji, o której pisze Łukasz: M ieli zło żyć w ofierze parę synogarlic albo dwa m łode gołębie, zgodnie z przepisem Prawa Pań­

skiego (Łk 2, 12-36). Była to typow a „ofiara ubogich” (Kpł 12, 2- 8), którą złożono zgodnie z Prawem. W wydarzeniu tym M aryja uka­

zuje się z jednej strony jako w ierna Izraelitka, nie licząca na przyw i­

leje i ulgi, z drugiej - jako zivykła, biedna ko b ieta 19. Jej Syn był tyl­

ko „cieślą” i uw ażany był za „syna cieśli” (M k 6, 3; M t 13, 55).

Zakres prac ciesielskich obejmował nie tylko pracę nad drew nem , ale także nad kamieniem i obejm ował szereg czynności .Jezus - pisał J u ­ styn w „Dialogu z Żydem Tryfonem ” - w ykonyw ał ciesielskie prace, pługi i jarzma, исщ с sym bolów sprawiedliwości i życia pracowitego.

W środow isku nazaretańskim jest jeszcze jedna sytuacja, która ciążyła nad sercem M atki i m ogła stanow ić źródło zm artw ień i nie­

pokojów, a w oczach m ieszkańców N azaretu być w jakimś stopniu poniżeniem . C hodzi o Jezusa i Jego stan cywilny. Rabini stawiali sprawę jasno i radykalnie: Ten, kto się nie ożenił do dwudziestego roku życia, będzie wydany na pastwę grzechu10. O tóż w judaizm ie rabini- sty c zn y m człow iek bezżenny byw ał traktow any na rów ni z takim , któ ry rozlewa krew i nie mógł zostać rabinem11. Tymczasem Jezus jest bez żony, nie zakłada rodziny i nie zamierza tego robić. Czyż w m a­

łym miasteczku taka sytuacja nie budzi kom entarzy, nie jest p o w o ­ dem złośliw ych ocen, być m oże n aw et podejrzliw ych? I czyż to wszystko m oże być obojętne M aryi, M atce Jezusa? Nic zatem dziw­

nego, że p otem , kiedy Jezus odchodzi z dom u, z N azaretu, mówią o Nim : O to żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników (M t 11, 19). Takie wieści rozchodzą się szybko i jest pełno „życzliwych”, któ­

rzy zaniosą je M atce.

Inna spraw a, że otoczenie Jezusa, gdy wyrusza, by głosić D o­

brą N ow inę o Królestwie Bożym, jest rzeczywiście podejrzane, bo są to ludzie, którzy c zym ś zawinili, celnicy podejrzani o coś, pogar­

dzani, zepchnięci na margines społeczeństwa, k tó ry m życie się nie udało, którzy nie widzą ju ż żadnego wyjścia, są zrozpaczeni., a poza tym chorzy, opętani, epileptycy i niew idom i oraz cały wachlarz róż­

nych grzeszników22. A obok stoją uczeni w Piśmie i w Prawie, fary­

'4 J. K U D A SIE W IC Z , M a tk a ..., HI. Por. P. LEV E R A U X , L a B ibie e t la fa m in e, Paris 1 9 9 9 , 9 0 -2 1 0 .

2U J. D U Q U E S N E , J ezu s..., 2 6 .

21 J. G NILK A, Jezus z N a za re tu ..., 2 1 5 . 22 T A M Ż E , 2 1 9 .

(8)

zeusze i saduceusze, ludzie dobrze urodzeni i bogaci. Ten k ontrast m oże boleć, może spraw ić ból, a przynajmniej przykrość - przede w szystkim M atce, k tó ra - m im o w ybrania i łaski, m im o św iatła i wiary, miała przecież ciągle ludzkie serce, serce matki. Dla Jej Dziec­

ka nie było miejsca w gospodzie (Łk 2, 7), potem nie było dla N ie­

go miejsca, gdzie by głow ę m ógł oprzeć (Łk 9, 58), a w końcu nie będzie miai naw et własnego grobu i położą G o w cudzym (M t 27, 57-60). A przecież miał to być „Syn Najwyższego”, wielki dziedzic tronu Dawida, panujący nad dom em Jakuba na wieki (Łk 1, 32-33)!

I był! Ale zanim to się okaże, zanim się objawi w wym iarach nie z tego świata (J 18, 36), M aryja doznaje „uniżenia [ταπείνω σιν]” (Łk 1, 48), przeżywa swoją kenozę. Ale przeżywa te stany w jeszcze jednej sytuacji, która w sposób szczególny jest wyzwaniem dla Jej wiary. To pozorny b r a k O p a t r z n o ś c i nad Jej Synem i nad Nią. To się zaczęło już w Betlejem, w k tó rym Synowi N ajwyższego zabrakło miejsca w gospodzie. Przyszło do swojej własności, a sw oi Go nie przyjęli (J 1, 11), ale gdzie był Najwyższy, dlaczego nie czuwał, nie opiekow ał się swoim Synem! To już był początek M aryjnej kenozy wiary. Potem, bardzo szybko, następuje kolejny etap: Syn N ajwyż­

szego jest zmuszony uciekać przed człowiekiem: Wstań, w eź Dzie- cię i Jego M atkę, i uchodź do Egiptu (M t 2, 13). M aryja m ogła py­

tać, gdzie jest Duch Święty, gdzie jest „m oc Najwyższego” (Łk 1, 35), gdzie są wreszcie aniołow ie, czyli gdzie jest O patrzność, k tó ra p o ­ w inna - zgodnie z Psalmem 91, który M aryja z pewnością znała - ochraniać i strzec, zapew niać bezpieczeństwo i powodzenie. Tymcza­

sem trzeba było ratow ać się szybką ucieczką. C zyż m ożliwe, że od pierwszych kroków złość i lęk otaczały Ich w oko ło? - pyta zdziw io­

ny Rilke. Ale to nie był jeszcze koniec, bo ucieczka przekształciła się w wygnanie. Po śmierci H ero d a Józef z Dzieckiem i M atką nie może w rócić do Judei, poniew aż boi się Archealosa, syna H eroda, i dla­

tego udaje się w stronę Galilei (M t 2, 19-23). Z jednej strony ta pozorna bierność Boga ukryw a „cierpienie Boga nie podlegającego cierpieniu” - jak pow iada Paul Evdokimov23, ale z drugiej strony jest to wielka, wręcz bolesna p ró ba wiary dla M aryi, która - jak pisze N orw id - ból każdy czułaś ty m okropniej.

Ta kenoza wiary miała u M aryi jeszcze jedno źródło: brak w ia­

ry u ludzi, u tych, których Jezus spotykał, którym głosił D obrą N o ­ winę, a naw et u bliskich: Jego bliscy wybrali się, żeby Go pow strzy­

m a ć (Mk 3, 21), bo naw et Jego bracia nie wierzyli w Niego (J 7, 5).

21 P. EV D O K IM O V , W ieki ży c ia ..., 120.

(9)

Ten brak wiary szedł jeszcze dalej, gdyż przekształcał się w p o m a ­ wianie Jezusa o nienorm alność psychiczną albo o w spółpracę ze złym duchem : M ó w io n o bow iem : „O dszedł od z m y s łó w ” (M k 3, 21), a uczeni w Piśmie m ów ili: „Ma Belzebuba i przez władzę złych d u ­ chów wyrzuca złe du ch y” (M k 3, 22). „Bliscy” Jezusa nie potrafią pojąć trudnych spraw Bożych i w imię dobrego imienia rodow ego w olą albo stać z daleka, albo próbują sprow adzić Jezusa do stanu

„norm alności”24. Tę i tak tru d n ą sytuację pogłębia jeszcze fakt, że z p u nk tu widzenia wszystkich słuchaczy, a z pu nktu w idzenia naj­

bliższych przede wszystkim, Jezus wytrąca z rów now agi, w ręcz szo­

kuje. Wszyscy na swój sposób kochali Torę, a Jezus zabierając głos mówi: A Ja w am powiadam . Często modyfikuje stosunek do Prawa i stawia zasadę: To szabat został ustanow iony dla człowieka, a nie człow iek dla szabatu, i zaraz dodaje: Syn Człowieczy jest Panem sza­

batu (M k 2, 27-28). Jego zachow anie szokuje, jak gdyby nie liczył się ani z przepisam i Prawa, ani z opinią ludzką. Jedną z najbardziej w ym ow nych scen p o d tym w zględem jest sp o tkan ie i ro zm o w a z Sam arytanką (J 4, 1-42), w czasie której Jezus przynajmniej trzy­

krotnie podw aża przepisy: rozm aw ia publicznie z kobietą, prosząc ją o wodę zamierza pić z nieczystego naczynia, a przede wszystkim rozm awia z kobietą, która jest Sam arytanką, co dziwi ją samą: Jak­

żeż Ty będąc Ż y d e m prosisz m nie, Sam arytankę, b ym Ci dała się napić?! (J 4, 9). Kawałek chleba - głosił przepis - który ci da Sama­

rytanin, jest gorszy niż wieprzowina, a woda, której da ci się napić, bardziej nieczysta niż świńska krew 25.

T rudno powiedzieć, czy M aryja była świadkiem tych wydarzeń, ale m o żn a p rzy p u szczać, że w iad o m o ści o n ich , przy n ajm n iej o niektórych z nich, m ogły dochodzić do Niej i budzić w Niej nie­

pokój zmieszany z ufnością, a także sprawiać Jej ból, bo - jak pisała Anna Kamieńska - być ugodzoną w swoich dzieciach - to największe cierpienie.

-4 Por. J. M AJEWSKI, M ariologia Eivangelii M arka w św ie tle w sp ó lczestiej biblistyki,

„Salvatoris M a ter ” 1 (1 9 9 9 ) nr 2 , 2 5 1 . J. D U Q U E S N E , J ezu s..., 129.

(10)

3. K enoza m iłości

Poezja jest siostrą teologii, dlatego współpracując ze sobą mogą jaśniej lub głębiej wyrazić M isterium. Poeta angielski, uczeń N ew m a­

na, G erard Hopkins, w poemacie „Katastrofa statku” pisał o Jezusie:

Z nieb zesłany, sercem słabym osłoniony, Cudzie w Maryi płomienny.

O tóż w tym „słabym sercu” M aryi tkwił przez całe Jej życie Sy- m eonow y „miecz”. M iał różne kształty, tym razem przybrał postać miłości. A zaczęło się już od O blubieńca, którego kochała, od Józe­

fa, który widząc M aryję brzem ienną, zamierzał oddalić Ją potajem ­ nie (M t 1, 18-19). N ie podejrzew ał Jej o niew ierność, ale jako czło­

wiek „sprawiedliwy [δίκαιος]”, chcący postąpić zgodnie z wolą Boga i nie chcąc ujawniać Jego tajemnic, wobec których czuł się zupełnie niegodny, nie wiedział, co ma zrobić, jak postąpić. Czy m ogło to ujść zupełnie uwadze M aryi, jego Oblubienicy? Należy przypuszczać, że nie i że stan o w iło to dla Niej samej także p o w ó d do cierpienia.

D opiero ingerencja anioła Pańskiego, który go poucza, co ma zro­

bić, rozwiązuje trudność. Jego wezwanie skierow ane do Józefa: Nie bój się! [μή φοβηθής] (M t 1, 20), jakże przypom ina tam to, skiero­

w ane kiedyś do M aryi: N ie bój się! [μή φοβοΰ] (Łk 1, 30)!

Ale M aryję jako M atkę m ogła boleć jeszcze inna sytuacja. O tóż z jednej strony, zgodnie z rzeczywistością, chociaż w sposób nieco lekceważący, m ów ili ludzie o Jezusie: C zyż nie jest to cieśla, syn M aryi? (M k 6, 3), ale z drugiej strony uważając G o za naturalnego syna Józefa, z Nazaretu (J 1, 45) pytali retorycznie: Czyż nie jest O n synem cieśli? (M t 13, 55). W ten sposób staw iano Jej Syna na rów ­ ni ze wszystkimi dziećmi, ze wszystkimi synami, a przecież - tylko O na o tym wiedziała - tak nie było, było zupełnie inaczej! To był t y 1 к o Jej Syn.

Kenoza miłości przybrała jednak potem jeszcze bardziej bolesne oblicze: Dziecko odchodzi od M atki, M aryja traci Jezusa. Dzieje się coś w brew tem u, co pisał N orw id: Dziecka - n ikt z ramion m a tki nie odbiera. Do ubóstw a społecznego i ubóstw a m aterialnego docho­

dzi w życiu M aryi do ubóstw a duchow ego: Ten, który jako dziecko m awiał do Niej „Im m a”, teraz mówi „Iszsza” ; Ten, który zwracał się do Niej „M atk o”, potem nazywa Ją tylko „K obietą”, „N iew iastą”.

A wszystko zaczęło się już w czasie pielgrzymki do Jerozolimy. We­

dług Prawa (Pwt 16, 16) należało trzy razy w roku stanąć w świąty­

ni, a przynajm niej - jeśli istniały przeszkody, na przykład daleka droga - raz w roku, najlepiej w święto Paschy. W praw dzie kobiety i dzieci nie miały takiego obow iązku, niemniej jednak i one chętnie

(11)

chodziły do Świętego M iasta. O bow iązek taki nakłada na chłopca trzynastoletniego obrzęd „Bar-M icw y”, dzięki którem u stawał się on

„Synem Przykazania”. Przy takim obrzędzie ojciec w ypow iadał zda­

nie: Błogosławiony niech będzie Ten, który zdjął ze m nie odpow ie­

dzialność za tego chłopca. Być m oże, że Jezus jako dw unastoletn i chłopiec już był „Synem Przykazania” i na w yrzut rodziców o d p o ­ w iedział zdaniem , naw iązującym do takiego w ydarzenia: C zy nie wiedzieliście, że pow inienem b yć tu tym , co należy do mego Ojca?

Łukasz jednak zaraz zaznacza: O ni jednak nie rozumieli tego, co im powiedział (Łk 2, 41-50). Zdanie to wyraża jakąś atm osferę cierpie­

nia, jakie zagościło w sercu rodziców , zwłaszcza M atki, k tó ra nie ukrywała tego od początku: O to ojciec Twój i Ja z bólem serca szu ­ kaliśm y Ciebie. Teraz to cierpienie M atki się pogłębiło: Ten, k tó re ­ go nazywa swoim Synem, jakby tego nie zauważał, w ręcz św iado­

mie pomijał, i tylko Boga uważał za swojego Ojca. Te słow a Jezusa bez w ątpienia były „m ieczem ”, który przecinał naturalną więź, naj­

silniejszą na ziemi, jaka łączy m atkę z dzieckiem26.

To było jednak tylko preludium do w ydarzeń następnych. Jezus wychodzi z dom u, odchodzi definityw nie od M atki. To praw da, że - jak pisze H. Urs von Balthasar - odchodzący od M aryi Jezus jako mężczyzna pozostaje nadal ow ocem nie tylko Jej ciała, ale również Jej wiary i miłości, i oparty na istotnej jedności dialog trwa naw et w zew nętrznej, bolesnej sam otności izby w Nazarecie17, ale to też praw da, że właśnie ta sam otność była bolesna dla M atki. Jeżeli na­

w et chciałaby być bliżej Syna w czasie Jego nauk, to nie było możli­

we, gdyż w synagogach M aryja - jak każda kobieta - pozostaw ała w wydzielonej dla kobiet części, tym bardziej w świątyni, w której były balustrady, których żadnej kobiecie nie w olno było przekraczać28.

Okazja do spotkania jednak się nadarzyła - w Kanie, ale i tam zo­

stał zachowany dystans m iędzy Synem i M atką: C zyż to m oja lub Twoja sprawa Niewiasto? (J 2, 4).

Jeżeli jednak d o tąd zachow anie Jezusa pozostaw ało w sferze postaw, to przychodzi m om ent, kiedy znajduje ono wyraz w dekla­

racji. Scena została opisana przez wszystkich synoptyków: O znajm io­

no M u: „Twoja M atka i bracia stoją na dworze i chcą się w idzieć

Z Tobą” (Łk 8, 20). D ochodzi do tego, że Maryja, M atka, m usi aż żebrać o prawo do zobaczenia Syna i rozm ow y z N im , nie szuka so­

Por. R. C A N T A L A M E SSA , M a r y ja zw ie r c ia d łe m ..., 9 3 . Por. H . S C H Ü R M A N N , D a s L iikasevan geliu m , Freiburg Br. 1 9 8 2 .

27 H .U . V O N BAl.THASAR, M e d y ta c ja ..., 4 6 . 28 Por. Brat E F R A L M ,/« » s..., 2 8 8 .

(12)

bie przejścia wśród tłum u, robiąc użytek z tego, że była M atką, po ­ zostaje więc czekając19. O dpow iedź Jezusa jest wym ijająca, ostra:

M oją m atką i m o im i braćmi są ci, którzy słuchają słow a Bożego i w y ­ pełniają je (Łk 8, 21). Słowa Jezusa są dla M aryi „m ieczem ” i przy­

najmniej z ludzkiego punktu widzenia są gorzkie, stanow ią jakby o d ­ rzucenie, tym bardziej że nie jest powiedziane, iż potem Jezus wy­

szedł, by się z N ią zobaczyć, raczej - biorąc p o d uw agę k ontekst i atm o sferę w y d a rz en ia - M a tk a m usiała odejść nie w idząc się z Synem. Ta deklaracja Jezusa zostanie p ow tórzona w czasie p o d ró ­ ży do Jerozolim y, gdy na w ołanie kobiety z tłum u: Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś, Jezus odpow ie: Owszem , ale przecież błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zacho­

wują je (Łk 11, 27-28).

Jezus jest w ierny tej deklaracji: w w ędrów ce przez miasta i wsie, którym głosi Ewangelię o Królestwie Bożym , towarzyszą M u kobie­

ty, ale nie m a w śród nich M aryi, M atki (Łk 8, 1-3). W arto przy tym zauważyć, że przyjmując kobiety do grona swych uczniów, Jezus do­

puścił się wobec swoich współczesnych niesłychanej prowokacji, tym bardziej że nie da się w ykluczyć ich udziału także na O statniej Wieczerzy30. I znow u z ludzkiego, m acierzyńskiego punktu widze­

nia, m ogło to stanow ić dodatkow y pow ód do cierpienia M aryi, bo powszechnie w iadom o, jak każda m atka chciałaby osobiście zatrosz­

czyć się o potrzeby syna, a tymczasem czynią to obce kobiety.

Ten rodzaj kenozy M aryi, kenozę miłości, m ożna by w pew nym stopniu oddać słowami H ansa Urs von Balthasara: Chrystus odsu­

wa się od M atki, jako inkorporującej cielesne przymierze, i zwraca się do Ojca, Ją natom iast samą kieruje na duchową pustynię kontem pla­

cji. Pustynię, na której m oże tylko z daleka iść za Synem , Jego drogą, przez m od litw ę i rozważanie. Pustynia ta kończy się p o d krzyżem , gdzie Syn oddaje Ją ostatecznie u czniow i31.

Ta kenoza M aryi, to ogołocenie i uniżenie M atki Zbawiciela, rozpoczęte w sferze wiary, pogłębione w sferze miłości, zostaje d o ­ pełnione w sferze nadziei.

24 R. C A N TA LA M ESSA , M aryja zw ie rc ia d łe m ..., 9 3 -9 4 . J. G N IL K A J e z u s z N a z a r e tu ..., 2 2 3 . 3 3 5 .

" H .U . V O N BALTHASAR , M e d y ta c ja ..., 4 6 . Por. O. PANESS1ER, T h e Trial a n d D e a th o f Jesus, L o n d o n 1 9 8 5 .

(13)

Ks.Roman E. Rogowski

4. K enoza nadziei

2 4 8

Nadziei posiwiały włosy - pisał w spom niany G erard H opkins, poeta i mnich. Z jednej strony M aryja wzrastała w wierze i dojrze­

w ała w miłości, z drugiej patrząc na Syna, na Jego działalność, na atm osferę zagrożenia, która wzrastała wokół Niego i przeczuwając - jak każda m atka - przyszły Jego los, czerpała spokój i moc z nadziei.

M ożna sobie wyobrazić, że odmawiając Psalmy szczególnie skupiała się na pięknym „Psalmie nadziei”, Psalmie 23: Chociażbym chodził ciem ną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze m ną i pow tarzała werset z Psalmu 71 : Ty, m ój Boże, jesteś moją nadzieją.

W ydarzeń, które dla M aryi staw ały się próbą nadziei, przyby­

w ało; nawarstwiały się, grom adziły jak chm ury przed burzą. T rud­

no pow iedzieć, w jakim rozm iarze uczestniczyła w nich osobiście M aryja, a w jakim dzieliła los z Synem z odległości, na miarę serca m atki, które kierując się intuicją i m acierzyńskim przeczuciem, p o ­ trafi być razem z dzieckiem, jakby była cieleśnie obecna. N ie m a Jej w śród płaczących kobiet, przynajmniej nic o tym nie wiemy (Łk 23, 27-31). N ie wiemy także, w jakiej mierze docierają do Niej wieści o sądzie nad Jej Synem, o Jego biczow aniu i wyszydzeniu, należy jednak przypuszczać, że naw et wtedy, kiedy nie była osobiście obecna na dziedzińcu Piłata, gdzie lud w ybierał Barabasza, skazujący tym samym Jezusa, to wiadom ość o tym publicznym wydarzeniu m usia­

ła do Niej dotrzeć. „M ieczem ” były słowa w yroku na Jezusa: M u ­ sisz um rzeć przed bramą miasta z rozłożonym i ramionami, bo będziesz trzym ał belkę krzyża 31.

N a pew no jest już pod krzyżem. M aryja szła ciemną, często dla N iej niezrozumiałą drogą Jezusa, z ustawiczną gotowością stawania pod krzyżem 33. N ie wiemy, czy była na Ostatniej Wieczerzy, w cza­

sie której Jej Syn - na zasadzie sakram entalnej antycypacji - już uobecniał swoją Ofiarę, ale wiem y z całą pewnością, że była obec­

na p o d krzyżem , na którym składał rzeczywiście O fiarę z Siebie Samego. Stała pod krzyżem M atka. G dy uciekli mężczyźni, Ona sta­

ła niew zruszona - pisał św. Am broży34. „Stała niew zruszona” - ta sucha relacja zawiera w sobie bezkres męki M atki. M iała może ra­

cję Anna Jokai, gdy pisała: Łatw iej wisieć na krzyżu, niż M atce na to patrzeć. Ta m ęka M aryi była przede wszystkim uczestnictw em

,2 J. G NILK A, Jezus z N a za re tu ..., 3 6 9 .

” H .U . V O N BALTHASAR, M e d y ta c ja ..., 4 8 .

,4 A M B R O Ż Y , N a o b łó c z y n y d z ie w ic y - w y k ła d o w ie c z y s ty m d z ie w ic tw ie N a jś w ię ts z e j M a r y i, w: O jc o w ie K o ścio ła ła c iń scy ..., 5 4 .

(14)

w męce Jej Syna, w Jego zupełnym ogołoceniu, w Jego całkowitym uniżeniu. Przecież Prawo głosiło: Wiszący jest przeklęty przez Boga (Pwt 21, 23; por. Ga 3, 13), a Rabbi Eleazar dodaje: Ambaarec m oże b yć przybity naw et w Dzień Pokuty, który przypada w szabat. C zyi więc Jezus, pozwalając się przybić do krzyża w dzień Paschy, nie zgo­

dził się być jak amhaarec, jak grzesznik?35. Jeżeli potem pierwsi chrze­

ścijanie będą się przez długi czas wstydzić tego ukrzyżowania i jego znaku, to cóż dopiero m ogła przeżywać M aryja stojąc pod krzyżem?

I w tym poniżeniu, w tych ciemnościach pojawiające się - jak ostrze miecza - pytania: czy to wszystko m a sens?, czy ta haniebna śmierć prowadzi do życia, do zmartwychwstania? Nie wiemy, czy takie py­

tania rodziły się we wnętrzu M aryi, ale wiemy, że mogły się rodzić, stanowiąc dodatkow ą próbę dla Jej wiary i nadziei. Tę atmosferę ke- nozy oddała rosyjska poetka, Anna Achm atowa w „Ukrzyżowaniu” :

Chór an io łów śpiew ał z nieb czeluści, Rozjarzyło się niebo ogromnie.

Ojca spytał: „ C zem uś m n ie opuścił?”

A do M a tki w yrzekł: „N ie płacz po m n ie ...”

Magdalena rozpaczliw ie łkała, Uczeń m iai skam ieniałość na twarzy, Lecz tam , gdzie m ilcząc M atka stala, N ik t zw rócić oczu się nie ważył.

Ukrzyżowany Jezus sięga d n a własnej kenozy: opuszczony przez O jca, opuszczony praw ie przez w szystkich uczniów, zapom niany przez ludzi, konając ogołaca siebie absolutnie ze wszystkiego, naw et z M atki, oddając Ją w ręce jedynego ucznia, który pozostał przy Nim.

Co by było, gdyby naw et tego nie było? W łaściwie to oddanie, ten testam ent, jest tylko proklam acją tego, co już daw no się stało - Je ­ zus już daw no zrezygnował z synowskich związków, wynikających z ciała i krwi, i oddał swoją M atkę ludziom. Dlatego nie dziwi już nas słow o „N iew iasta”, którym zwraca się do M aryi, gdy ogłasza:

Niewiasto, oto syn Tivój, a potem dodaje: O to M atka twoja (J 19, 25-27). Uczeń wziął Ją do siebie - kom entuje św. Augustyn - to zna­

czy nie do surycb ?najątków, których wcale na własność nie posiadał, ale ja k o osobę, o k tó rą m ia i się za tr o s z c zy ć , p r z y jm u ją c Ją w swą opiekę36. Patrząc na tę scenę, próbując wczuwać się w jej kli-

и Brat EFRAIM , J ezu s..., 1 5 7 .

’* A U G U ST Y N , Z „H om ilii na Ewangelię s'w. Jana”, w: O jcow ie Kościoła łacińscy..., 112.

(15)

mat, tru dn o oprzeć się pokusie, by nie zapytać: jak ją przeżywała M a­

ryja? C o przeżywała M atka konającego Syna? Jak przeżywała rołę M atki w obec Jan a, przybranego dziecka? O dpow iedzi nie znamy, możemy jednak przypuszczać, że w zorem Syna przeżywała głęboką kenozę, ogołocenie absolutnie ze wszystkiego - i wielką próbę nadziei, że m im o wszystko, wbrew okrutnej rzeczywistości to nie jest koniec, to nie jest porażka, to nie może być zwycięstwo śmierci. Przecież już w Cezarei Filipowej Jezus zapowiedział, że będzie zabity i trzeciego dnia zm artwychwstanie (M t 16, 21-23), a przecież Cezarea nie była zbyt daleko od N azaretu i wieści musiały tam dochodzić.

Jezusa grzebie obcy człowiek, nie M atka, nie rodzina, grzebie G o w cudzym grobie. Z resztą - jeżeli rodził się w cudzym żłobie, to dłaczego m iałby być p ochow any w innym grobie niż cudzym?

Józef z Arymatei prosząc Piłata o wydanie ciała Jezusa czyni to jako pobożny Zyd, p o m ny wskazaniom zaw artym w P w t 21, 23: „Trup nie będzie wisiał na drzewie przez noc, lecz tegoż dnia musisz go pogrze­

bać”37. N ie ma pow odów , by wykluczyć udział M aryi w pogrzebie, natom iast nic nie w iadom o, co się dzieje z M aryją między śmiercią a zm artw ychw staniem Jezusa. Z ap ew ne była to długa noc w iary i jeszcze dłuższa noc nadziei. M eliton z Sardes w H om ilii na Paschę napisze tylko: O n to jest barankiem n iem ym , O n jest barankiem zabitym , O n to narodził się z Maryi, pięknej owieczki, O n to został wzięty ze stada i na ofiarę poprowadzony, wieczorem zabity, a nocą pogrzebany [...J. O n to sam z m artw ych pow stał i wskrzesił człow ie­

ka z otchłani grobu,!i.

Powstający z m artw ych Jezus ukazuje się obcym kobietom . Ż a d ­ ne ze źródeł objaw ionych nie informuje o ukazaniu się Z m artw ych­

wstałego M aryi, M atce. Spotykamy Ją dopiero po W niebow stąpie­

niu w Jerozolim ie, „w sali na górze”, którą mógł być zarów no W ie­

czernik, jak i dom M arii, matki Jana-M arka (Dz 1, 12-14; por. Dz 12, 12). R. L aurentin kom entując ten okres pisze, że M aryja nie spełnia żadnej oficjalnej roli w publicznej działalności Kościoła. Tu także Jej udziałem jest życie u kryte. W łączona w grupę w iernych z innym i niewiastami nie spełnia żadnych zadań związanych z zakła­

daniem now ego Ludu Bożego™. M aryja, trw ając „jednom yślnie na m odlitw ie” ze wszystkimi w sercu m łodego Kościoła, żyła nadzieją spotkania z Synem w niebie.

'7 Por. J. G N ILK A , Jezus z N a za re tu ..., 3 7 5 .

!s M E L IT O N Z SA REDES, H o m ilia Paschalna, 7 1 , w: Pierw si św ia d k o w ie . Pism a O jc ó w A p o s to ls k ic h (B ib lio te k a O j c ó w K o ś c io ła , 10), tl. A . S w id e r k ó w n a , K rak ów 1 9 9 8 , 3 2 2 .

"> R. L A U R EN TIN, M a tk a Pana, W arszawa 1 9 8 9 , 2 1 9 .

(16)

W praw dzie ta nadzieja spełniła się w niebie, w misterium W nie­

bowzięcia, to jednak m ożna postawić hipotetyczne pytanie, czy zupe­

łnie skończyła się kenoza M aryi, kenoza Jej nadziei. Spontaniczna odpow iedź brzmi, że tak, gdyż w m omencie kiedy Niepokalana M at­

ka Boga, Maryja zawsze Dziewica, po zakończeniu ziemskiego życia z duszą i ciałem została wzięta do chwały n iebieskiej, nie doznaje już żadnej kenozy, nie doznaje także kenozy nadziei i jest pełna niebie­

skiej szczęśliwości. M ożna jednak - w ram ach hipotezy - dać odpo­

wiedź, że nie, że jeszcze nie, że m im o „chwały niebieskiej” doznaje jeszcze kenozy nadziei, która dotyczy nie Jej samej, nie Jej Syna, ale przybranych dzieci, całego Ludu Bożego, wszystkich ludzi. Zeby tę hipotetyczną odpowiedź uzasadnić, można przytoczyć tajemniczy tekst Ap 12, 5-6: I zostało porwane Jej dziecko do Boga i do Jego tronu.

A Niewiasta zbiegła na pustynię. Zwykle interpretuje się go eklezjolo­

gicznie, ale m ożna także zinterpretow ać go chrystologiczno-mariolo- gicznie: Dziecko M aryi, czyli Jezus, zostało rzeczywiście „porw ane do Boga i do Jego tronu” w misterium W niebowstąpienia, natomiast sama M aryja znajduje się ciągle, m im o „chwały niebieskiej”, na „pustyni”.

Czym jest ta „pustynia” ? M oże być miejscem, gdzie Lud Boży żyjąc i walcząc jest jeszcze narażony, jak na każdej biblijnej pustyni, na dzia­

łanie złego ducha, na jego pokusy i upadki41. O znaczałoby to, że M aryja - będąc w „chwale niebieskiej” - w spółodczuw a to, czego doznają Jej duchow e dzieci, współcierpi z Ludem Bożym - i będzie tak długo współcierpieć, czyli będzie tak długo w stanie kenozy, jak długo Jej dzieci będą na „pustyni”. Krótko mówiąc: kenoza nadziei i miłości M aryi trw a nadal i trw ać będzie aż do „dnia Pana” (1 Kor 1, 8). Jeżeli na początku naszych rozważań zostało podkreślone, iż ke­

noza Maryi jest uczestnictwem w kenozie Jej Syna, Jezusa, to w tym miejscu m ożna by podkreślić, że i tym razem M aryja w jakiejś formie uczestniczy w „niebieskiej kenozie” Bożego Syna, Chrystusa, jako Jego M atka i jako M atka Ludu Bożego. O tej „niebieskiej kenozie”, która jest podstawą naszej hipotezy, pisali niektórzy Ojcowie Kościoła i Pisa­

rze, nauczając, że radość Chrystusa i świętych nie będzie pełna, póki cale Ciało nie zostanie ponownie ustanowione w niebieskim Jeruzalem 42.

Wśród Pisarzy należy tu wymienić przede wszystkim Orygenesa, któ­

ry w swojej słynnej „Homilii o Księdze Kapłańskiej” pisał: Zbawiciel

4(1 PIUS XII, M u nificentissim us D eu s, BF, 105.

41 Por. M . LURKER, S łow n ik o b ra z ó w i sy m b o li biblijnych, Poznań 1989, 19 4 -1 9 5 ; C H . T H O M A S , P ustynia, w: S ło w n ik teo lo g ii biblijnej, Poznań 1 9 7 3 , 8 3 8 -8 4 2 . 42 H. CROUZF.L, Orygenes, Bydgoszcz 1996, 3 2 8 -3 2 9 . Por. R. ROGOW SKI, Deus

com patiens. Hi{x>teza wspólcierpiącego Boga w Chrystusie, w: T E N Z E , Wicher i m ysi, Katowice 1 9 9 9 ,3 0 -4 7 .

2 5 1

KenozaMaryi

(17)

Roman E. Rogowski

ύ

2 5 2

m ój wciąż jeszcze opłakuje moje grzechy. Zbawiciel m ój nie m oże się radować, dopóki ja trwam w niegodziwosći. Również i Apostołowie nie dostąpili jeszcze swej radości, lecz oni także czekają, abym i ja stał się uczestnikiem ich wesela, bo święci odchodząc z tego świata, nie otrzy­

mują natychmiast pełnej zapłaty za swoje zasługi, ale czekają na nas, chociaż m y zwlekam y, chociaż m y jesteśmy opieszali. N ie mają więc i oni pełnej radości, dopóki boleją nad naszymi błędami i opłakują na­

sze grzechy43. Jeżeli jest m ow a o Apostołach i świętych, to cóż dopie­

ro m ożna powiedzieć o M aryi, M atce Zbawiciela i M atce Bożego Ludu, M atce Chrystusa historycznego i M atce Chrystusa M istyczne­

go. W tej wizji dopiero „dzień Pański” byłby końcem definitywnym wszelkiej kenozy - i tej Chrystusa, i tej Maryi.

5. Wymiar parenetyczny - wnioski i refleksje

Z a ró w n o w m ariologii p o p u larn ej, jak i w p rzep o w iad an iu , a przede wszystkim w malarstwie i sztuce sakralnej, M aryja jest naj­

częściej ukazywana w atm osferze wybrania i chwały, a jeżeli naw et przedstawia się Ją w sytuacji historycznej i opisuje Jej trudności i cier­

pienia, to robi się to albo w sposób tak realistyczny i ludzki, że zatra­

ca się m iarę Jej „krzyża”, albo z kolei w sposób tak em ocjonalny i mistyczny, że zatraca się realizm. Tymczasem spokojne, analityczne podejście do życia M aryi, Jej przeżyć i doświadczeń pozwala spojrzeć na Jej kenozę w świetle tego, co m ówi Objawienie i dopow iada ro ­ zum oświecony światłem wiary. Takie ujęcie, takie spojrzenie na mi­

sterium kenozy M aryi m a w artość nie tylko doktrynalną, ale także parenetyczną, bowiem w tej informacji jest zawarta pareneza: to, co wydarzyło się owego dnia, wskazuje łia to, co powinno m ieć miejsce każdego dnia - trzeba stać przy M aryi obok krzyża Jezusa, jak stał uczeń, którego Jezus m iło w a ł44. Jeżeli zatem dla chrześcijanina ży ć - to C hry­

stus (Flp 1, 21), to kenoza Chrystusa musi się stać jego kenozą; jeśli M aryja jako M atka ucznia Chrystusa jest w stanie kenozy, to on sam jako Jej dziecko znajduje się w takim samym stanie. Hilary z Poitiers pisał: O to zbawienie nasze: Dziewica, Dziecko i ciało, potem krzyż, śmierć, o tc h ła ń 45. Inaczej m ów iąc, kenoza w życiu chrześcijanina, ucznia Chrystusa i dziecka M aryi jest rzeczą naturalną, to znaczy na­

leży do natury chrześcijaństwa. C złowiek m a kształt krzyża - pisał w swoim „Dzienniku” Paul Claudel.

4’ C yt. za H . C R O U Z E L , O r y g e tie s..., 3 2 9 .

R. C A N T A !.A M H SSA , M a r y ja z w ie r c ia d łe m ..., 1 13.

4i HILARY Z POITIERS, Z traktatu „O Trójcy Świętej”, w: Ojcoivie Kościoła łacińscy..., 32.

(18)

Ten stan kenozy chrześcijanina m ożna - na w zór kenozy M aryi - ująć w trzech kategoriach:

a. Kenoza wiary. M iała rację Emily Dickinson, gdy w wierszu

„Wiara” pisała, że wiara - jest M ostem bez Filarów. W wierze jest coś z krzyża, gdy się usiłuje znaleźć naju/yższą Obecność w najwyższej nie­

obecności, jak pisał J. G u itto n w „D zienniku”. Czy wcześniej, czy później w życiu wew nętrznym zawsze nadchodzi chwila lęku i bezład­

nego szukania Boga, kiedy się wydaje, że się Go straciło, kiedy Bóg kryje się, aby Go m ożna odnaleźć dalej, wyżej, głębiej, kiedy w istocie On się nie ukrywa, ale oczekuje, czeka w świątyni ludzkiego serca46. Tę kenozę wiary chrześcijanina we współczesnym świcie doskonale od ­ daje P. Evdokimov, gdy pisze: To w tym świecie telewizji, zdalnie ste­

rowanych maszyn, ultradźwięków, podróży międzyplanetarnych, w tym świcie ateistycznym i zarazem wierzącym, rajskim i infernalnym, lecz zaw sze ko chanym przez Boga, człow iek jest p o w o ła n y do с u d u w i a r y . Jak niegdyś Abraham, wyrusza, nie wiedząc dokąd atti dla­

czego, ale wie, że w sercu niesie język ognia i m oże tylko powtarzać wzniosłe słowa Jana Klimka: „Idę śpiewając Ci!”47.

b. Kenoza miłości. N ie jesteś bliżej niż m y Boga - mówi anioł do M aryi w „Z w iastow aniu” Rilke’go. A jednak poeta nie ma racji - M aryja była i jest bliżej Boga niż ktokolw iek z ludzi, ale Jej d ra­

m at polegał na tym, że będąc tak blisko Boga, jak tylko m atka może być przy sw oim dziecku, przeżyw ała wielkie p róby w m iłow aniu Najwyższego i w kochaniu ludzi. Jest dla chrześcijan żywą ilustracją tego, o czym pisał kiedyś N orw id:

C zyż m yśli każdej - każdej m yśli prawie Uczyć się trzeba ciągłym i ofiarami.

O tóż nie tylko myśli kosztują ofiary, ale także - i tym bardziej - czyny, postawy, życie całe. N a przykładzie losu M aryi uczeń Jezusa uczy się, że cierpienie nie m a sensu - jak zapisał w „D zien n ik u ” P. C laudel - ale krzyż m a sens. Ta kenoza m iłości, to ogołocenie w m iłow aniu Boga jest szczególnie bolesne, gdy - jak pisał św. Izaak Syryjczyk - serce um arło i nie m o żem y w ypow iedzieć ju ż żadnej m o ­ dlitw y, chociażby najm niejszej, i żadnej prośby, i w ted y niech On przychodząc znajdzie nas bijących czołem do ziem i na wieczność.

Czyli - trzeba poznać nowe wygnanie, aby móc pójść w głąb pusty­

ni, która jest miejscem sp o tka n ia 4*. Ale ta kenoza miłości dotyczy

46 Hrat H F R A I M J r a « ..., 4 8 .

4~ I>. E V D O K IM O V , W ieki ż y c ia ..., 132.

4* Brat EFRAIM , J ezu s..., 9 7 . l’or. R. D IE T E R , Jesus u n d d ie Sü nder, M ü n ch en 1 9 9 8 . W. M A E N C H E N , D e r Weg Jesu, Berlin 1 9 6 6 .

(19)

także m iłow ania człowieka, gdy ogołoceni ze wszystkiego, z wszel­

kich uczuć, usiłujemy kochać lub w tej miłości pozostają nam tylko łzy. O takim m iłowaniu pisał Albert Cam us w swoich „N otatnikach” : Kiedy moja m atka miała oczy zwrócone w inną stronę, nie potrafi­

łem na nią patrzeć bez łez.

c. Kenoza nadziei. Największa poetka amerykańska, pełna skrom ­ ności i wyciszenia, Emily Dickinson, w wierszu „Ja wiem” pisała:

Ja w iem , że O n istnieje,

Gdzieś' - w M ilczeniu - ukryw a Swoje jedyne życie

Przed tłu m em naszych oczu.

Ale - wzorem M aryi - m am y nadzieję, że istnieje, że jest obec­

ny, że kocha. Nieść swój krzyż i zachow ać nadzieję - jak pisał A. Cze­

chow. Tę kenozę nadziei doskonale wyraził Paweł pisząc o A braha­

mie, że wbrew nadziei uwierzył nadziei (Rz 4, 18), czyli na przekór wszelkim ludzkim nadziejom zaufał Bogu. N ieco inaczej wyraził tę myśl Leon Bloy, gdy pisał: Wchodzi się do raju dzisiaj, kiedy się jest biednym i ukrzyżow anym . M im o tego wszystkiego, co stanow i p ró ­ bę dla ostatecznej nadziei, m im o ogołocenia ze wszystkiego, kiedy człow iek staje jak nagi przed Bogiem, zachow ać nadzieję, zawierzyć N ieskończonem u M iłosierdziu. U bóstw o ciała i ducha, nędza ciele­

sna i duchow a, grzechy i upadki, wszelki rodzaj poniżenia m ogą się piętrzyć przed człowiekiem jak wysokie góry, ale chrześcijanin p o ­ nad to wszystko wynosi wspaniałe, pełne nadziei słowa Jezusa: Tak Bóg um iłow ał świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, k to w N iego wierzy, nie zginął, ale m iał życie wieczne (J 3, 16).

I dlatego póki chrześcijanin cieszy się darem życia, m a ogrom ną n a­

dzieję, także nadzieję dobrego końca, dobrej, łaskawej śmierci, o k tó ­ rej tak pisał we „Wstępie” Nikołaj Gum ilow:

I ostatnia łaska, z którą jeszcze

Chciałbym obejść w szystkie św ięte wioski - Daj m i um rzeć p o d tą sykom orą,

Gdzie odpoczął z Marią C hrystus Boski.

Ks. p ro f, d r hab. R o m an E. R ogow ski Papieski W ydział Teologiczny (W rocław )

ul. K ard. K o m inka 3/5 PL. - 5 0 -3 2 9 W ro claw

(20)

La kenosi di Maria

(Riassunto)

Se il d estin o di M aria fo sse rad icato n el d e stin o di C risto, e se ella lo im itasse, d o v e v a an che partecipare alla sua k e n o si e subire l’um ilia zio n e e la d e n u d a z io n e . E v e r o c h e il n o m e di „ M a r ia ” , „ M a r jo m ” p u ò d e r iv a r e d al „ M â r ô m ” -

„ A ltissim o ”, e p u ò essere tr a d o tto c o m e „A ltissim a”, m a è an ch e v e ro c h e ella ch iam a se stessa „Serva del S ig n o r e ” e parla della sua um iltà (Le 1, 3 8 . 4 8 ).

B isogn a trattare la p o v ertà e l’u m iltà di M aria sia nel c o n te s to d ella sua p ro v en ien za , sia so tto l’asp etto d el su o statu s particolare d e ll’eletta da D io che m ise al m o n d o il B am bin o P overo, c o n d u sse una vita p overa e p ien a di um iltà in d iverse situ azion i, e n o n fu esaltata in m o d o ch e le spettava.

Si p u ò an ch e parlare di k e n o si d ella fed e, d e ll’am ore e d ella sp eranza di M aria - q u an d o viveva m o m en ti d ifficili da capire e da abbracciare c o n le em o zio n i.

P rop rio questa k enosi di M aria, d e n u d a z io n e e um iltà d ella M ad re del Salvatore, in iziate n ell’am bito d ella fe d e, a p p ro fo n d ite n e ll’am ore, tro v a n o il c o m p im en to n ella speranza.

Si p u ò presum ere c h e , so p ra ttu tto n el m o m en to d ella cro c ifisio n e di C risto, ella, c o m e su o F iglio, subì una p r o fo n d a k en o si, u n ’assolu ta d en u d a z io n e - ed u na grande p rova d ella sp eran za ch e n o n o sta n te tu tto , m algrad o un a cru d ele realtà, qu ella ch e su cced ev a n o n fo sse ancora la fine, non fosse un a sco n fitta , la m o rte n on p o tesse vin cere.

D o p o l’A scen sio n e di C risto M aria v iveva co n la sp eranza di in con trare su o F iglio nel c ie lo . B enché tale sp eran za si fo sse realizzata, la k en o si d ella sp eranza di M aria n on si a d em p ì fin o alla fin e. Essa riguarda i figli a d ottati, tu tto il P o p o lo di D io e durerà finch é i su oi figli sa ran n o esp o sti a ll’azio n e d e llo sp irito m a lign o - fin o al „gio rn o del S ig n o re” .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Uczniowie pracują w parach i na hasło Otwartusia wpisują na listę jeden.. czasownik z zakończeniem „uje”, następnie na sygnał „wkoło” podają ją dalej, żaden wyraz

I jest to prawie zawsze ucieczka przed zagrożeniem życia, głodem, niedostat- kiem.. Nie wydaje się, aby sytuacja mogła ulec radykalnej zmianie, redukcji tego zjawiska,

Pytanie „kiedy malowidło staje się obrazem?” zapytuje nie tyle o mo- ment tej przemiany, co o miejsce, w którym ona zachodzi, a ponieważ dokonuje się ona w oku widza – to

Jak podkreślił SądApelacyjny w swym uzasadnieniu, odwołanie obwinionej podlega odrzuceniu z uwagi na niedo- puszczalność drogi sądowej, która wyklucza rozpatrywanie przedmioto-

Daarnaast omvatte het programma van eisen vier praktijkruimten: één voor tandarts zelf, twee voor de mondhygiënistes die in zijn praktijk werken, en één ruimte voor een

W związku z tym używa się za każdym razem tego samego systemu, ALE ten system nie jest jednoznaczny, tylko zależy od jakiegoś ciągu bitów, zwanego kluczem.. Ponieważ system

Struktura książki zdominowana jest rozważaniami zawartymi w teoretycznej, pierwszej części, w której Jacek Hołówka stara się interpretować zjawiska, skła- dające się na

Jeśli dziecko, które do tej pory było raczej dobrym uczniem, miało grono znajomych i raczej wywiązywało się ze swoich obowiązków domowych, nagle przestaje się uczyć,