— JEDNOŚĆ - POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA
NR 6
1976
„Gdzie Duch Pański, tam wolność”.
(2 Kor. 3,17)
C H R Z E Ś C I J A N I N
EWANGELIA
ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ
POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA
Rok założenia 1929 Nr 6., czerwiec 1976 r.
PAN JEST DUCHEM BOG JEST ŚWIĘTY GŁOS PAŃSKI O PEŁNOŚCI DUCHA ROLA DARÓW I OWOCÓW DUCHA ŚWIĘTEGO W KOŚCIELE WYPOSAŻENIE DO SŁUŻBY W PRASIE CZYTAMY:
PRAWOSŁAWIE A RUCH CHARYZMATYCZNY
BYC Z NIM I GŁOSIĆ JEGO POKORA
DAWID J. DU PLESSIS JOZEF MROZEK SEN.
SZKOŁA BIBLIJNA (KURS III) JESZCZE O ZBORZE W NYSIE KRONIKA
Miesięcznik „Chrześcijanin” w ysyłany jest bezpłatnie; wydawanie jednak cza
sopisma umożliwia w yłącznie ofiarność Czytelników. Wszelkie ofiary na czaso
pismo w kraju, prosimy kierow ać na konto Zjednoczonego Kościoła Ewange
licznego: PKO Warszawa, I Oddział Miej
ski, Nr 1531-10385-136, zaznaczając cel wpłaty na odwrocie blankietu. Ofiary wpłacane za granicą należy kierować przez oddziały zagraniczne Banku Polska Kasa Opieki na adres Prezydium Bady Zjednoczonego K ościoła Ewangelicznego w Warszawie, ul. Zagórna 10.
Wydawca: Prezydium Rady Zjedno
czonego Kościoła Ewagelicznego w PRL. Redaguje Kolegium: Józef Mrózek (red. nacz.), Edward Czajko (sekr. red.), M ieczysław Kwiecień, Marian Suski, Jan Tołwiński, Ry
szard Tomaszewski.
Adres Redakcji i Adm inistracji:
00-441 Warszawa 1, ul. Zagórna 10.
Telefon: 29-52-61 (w. 8 lub 9). M ate
riałów nadesłanych n ie zwraca się.
Indeks: 35462
Pan jest Duchem
Spra w a w olności i sto su n k u do Z a ko n u , b yw a często po w o d em trudności d u ch o w yc h w śró d chrześcijan. D zisiaj d o tk n ie m y tego te m a tu w nawiązaniu do te k s tu „Pan je s t D u ch em ’’ (2 Kor. 3,17). Z a k o n M o jżeszo w y u ka zu je jas
no i w yraziście, ja k i — w ed łu g w oli B o żej — p o w in ien być człowiek.
To w łaśnie na M o jżeszu spoczął o dblask ch w a ły B o żej i to w łaśnie Mojżesz b ył ty m czło w ie kiem , k tó ry p rze ka za ł lu d zio m treść podstaw ow ego żąda
nia Bożego. Jed n a kże sam o poznanie żądania Bożego nie pow o d u je jeszcze (autom atycznie) w y k o n y w a n ia W oli Boga. P rzeciw nie: żądanie Boże (oznaj
m ione n am przez Z akon) osądza nas, ja k o grzeszników , k tó rzy nie w yp eł
n ia ją W oli Boga, i sk a zu je nas n a śm ierć. A le od m o m e n tu u w i e l b i e n i a Jezusa C hrystusa tó znaczy, gdy zajął m iejsce na Tronie, d zieje świata zaczęły toczyć się inaczej. Oto teraz On je st P a n e m , i ja k o P an jest D uchem (por.: „Pan je st D uchem ; gdzie zaś D uch P ański, ta m wolność";
2 Kor. 3,17).
O pisując w ięc — św . P a w eł — proces n aszej p rze m ia n y podług obrazu Je
zusa C hrystusa „z ch w a ły w ch w a łę”, w y ja śn ia n a m tę w ie lk ą sprawę:
to w s z y s tk o d zieje się p rze z Pana, k tó ry ja k o D uch do ko n u je w nas tego dzieła. „Jak to spraw ia Pan, k tó ry je s t D u ch em ” (w. 18). W zw ią zk u z po
w y ższy m w y p ły w a ją dla nas d w a w n io ski: J e zu s u ka za n y je s t w relacji do słów „Pan” i „Duch”; a słow a te („Pan i „Duch) w za jem n ie się określają, ośw ietlają i w yjaśniają. O dnosi się w ięc to do Pana, któ ry nie ty lk o je s t od nas n iezm iern ie oddalony (p rzeb yw a ją c na W ysokości Tro
n u Bożego), ale bardziej u k a zu ją Go ja k o Tego, k tó ry w D uchu Św iętym z a m i e s z k u j e w n a s , i w y k o n u je sw oje dzieło. Z drugiej zn ó w stro
ny te k st b ib lijn y nie m ó w i o D uchu jako o n ie zn a n y m lub obcym E lem en
cie, lecz o T y m , któ ry je d y n ie u w i e l b i a P a n a , i w y w y ż s z a Go w c h w a l e , i w s zy stk o z N iego i przez N iego czyni! T a k w ięc Duch jest D uchem Pana, D uchem C h rystu so w ym , D uchem B ożym , D uchem Św iętym (por. R z 8,9; 1 K o r 2,16). T a kże Jezus je st P anem w D uchu, Panem -D uchem (gr. „opo ky rio u p n eu m a to s”). T ym , k tó ry przez D ucha p rzem ien ia nas na S w ó j obraz, na sw e podobieństw o. T a k w ięc członkow ie Z boru Jezusow e
go „bez Z a k o n u ” będąc, o trzy m u ją duchow e życie (w p ra w d zie i mocy) od Pana, i „bez Z a k o n u ” osiągają to, co je st p o d sta w o w y m celem Zakonu:
Ś w i ę t a W o l a B o g a . W w yp o w ied zia ch P ism a Św iętego, zw iązanych z ty m i w ierszam i, u k a za n a je s t — na now o — całkow ita różnica wobec życia „pod Z a k o n e m ”. M y nie u św ięc a m y siebie sam ych, i nig d y i niczym
— sam i — n ie je ste śm y w stanie tego dokonać. T o nie m y d ą ży m y — na p odstaw ie określonych reguł i p o stanow ień — do osiągnięcia, do „urobie
nia w sobie” O brazu Bożego. A p. P aw eł podkreśla z całą m ocą a ktyw n y charakter działania Bożego i — z n aszej stro n y — konieczność poddawania się J e g o d z i a ł a n i u w n a s . „ Z ostajem y p rze m ien ie n i w te n sam obraz, z ch w a ły w chw ałę...”. T ym , k tó ry działa, p rzem ien ia i spraw ia, jest
„Pan, któ ry je st D u ch em ” (w. 18). To Boże działanie w ied zie nas „z chwały w ch w a łę” (albo „od ch w a ły do ch w a ły ”). J e d n a kże je s t ono ograniczane przez oporność naszego ciała, naszej cielesności (por. R z 8,10). A le w Pa- ru zji Pana nastąpi ró w n ież przem ia n a naszego — obecnie — poniżonego,
„skażonego ciała” (por. 1 Kor. 15,42), na „ciało ch w a leb n e”, „ciało u w iel
bione” w e d łu g w zo ru Z m a rtw y c h w sta łe g o Pana Jezusa (por. Fil 3,21).
W ów czas ta k że nastąpi w y p ełn ien ie w ielkieg o Bożego P ostanow ienia: „Aby się stali p o d o b n i d o obrazu S y n a..., a O n że b y był pierw orodnym pośród w ie lu braci” (R z 8, 29). A po sto ł J a n w y ja w ia id e n tyc zn ą myśl:
„Jeszcze się nie objaw iło, c zy m będziem y. L ecz w iem y, że gdy się [On]
objaw i, b ęd ziem y do N iego podobni, g d yż u jr z y m y Go ta k im , ja k i jest”
(1 Ja n 3,2).
A postoł P aw eł, Jan, P iotr i in n i z pełną odwagą o czekiw ali na w ypełnienie się tego Bożego Postanow ienia; nie b yli je d n a k p e w n i siebie, nie byli też le n iw i w pracy P ańskiej, ale nade w s zy stk o nie byli bezczyn n i w dążeniu do „poznaw ania P ana”.
Ap, P a w eł w y zn a je : „ Zapom inając o ty m , co za m n ą i zdążając do tego, co przede m ną, zm ie rza m do celu, do nagrody w górze, do któ rej zostałem p ow ołany przez Boga w C hrystusie Je zu sie” (Fil 3,13—14). Z N iebios ocze
k u je m y Jezusa C hrystusa, Pana, k tó ry w s zy stk o spraw ia; „Pana, któ ry jest D uchem ”. A lle lu ja !
oprać. o.m.
Z okazji św ięta p a m ią tki P ięćdziesiątnicy życzenia spraw iedli
wości, p okoju i radości w D uchu Ś w ię ty m w s z y s tk im naszym C zy teln ik o m i W spółpracow nikom składa
RSW „Prasa-Książka-Ruch”, War
szawa, Smolna 10/12. Nakł. 5000 egz.
Obj. 3 ark. Zam. 533. J-58.
R edakcja
Bóg jest święty
„Błogosławiony niech będzie Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, który nas ubłogosławił w Chrystusie w szelkim duchowym błogosław ieństw em niebios; W nim bowiem w ybrał nas przed założe
niem św iata, abyśmy byli św ięci i nienaganni przed obliczem jego;
w m iłości przeznaczył nas dla siebie do synostwa przez Jezusa Chrys
tusa według upodobania w oli swojej, którą nas obdarzył w U m iłowa
nym. W nim m amy odkupienie przez krew jego, odpuszczenie grzechów, według bogactwa łaski jego, której nam hojnie udzielił w postaci w szel
kiej mądrości i roztropności, oznajm iwszy nam według upodobania sw e
go, którym go uprzednio obdarzył, Tajemnicę w oli sw ojej, aby z nasta
niem pełni czasów wykonać ją i w Chrystusie połączyć w jedną całość w szystko, i to, co jest na niebiosach, i to, co jest na ziem i w nim ”.
(Efez. 1, 3—10).
G dyby k to ś n a s zapytał, ja k m o żn a n ajk ró c ej i n a jtra fn ie j określić ja k i je s t Bóg, zap ew n e w ięk szość z n a s bez w a h a n ia odpow iedziałaby, że n a j w a ż n i e j s z ą c e c h ą B o g a je s t Jego> M i ł o ś ć . Potw ierdza to P ism o Sw., k tó re w w ielu, w ielu m ie js
cach m ów i o w ielkiej Bożej m iłości do cz ło w ie k a;
pokazuje, ja k w rozm aity ch czasach, w przeróżnych okolicznościach, pojedynczym ludziom ja k rów nież całym narodom , Bóg dow odził S w ojej m iłości.
Słowo Boże m ów i n a te n te m a t jeszcze c o ś w i ę c e j . Bóg nie ty lk o je s t pełen, m iłości, n ie ty lk o kocha, lecz On sam je s t m iłością. N ie m o żn a oddzielić Boga od Jego m iłości. Bóg i Jeg o m iłość to n ie są d w a od
dzielne pojęcia, lecz n ie ro z e rw a ln a całość.
Jed n ak ż e kiedy m yślim y o tym , że Bóg je s t m iłoś
cią, nie jesteśm y w sta n ie w yjść poza ra m y i granice naszego ludzkiego pojm ow ania. A lbow iem n a w e t w te dy, gdybyśm y zeb rali w je d n ą całość w szystkie nasze w yobrażenia o n ajdoskonalszej m iłości — n a w e t w te dy to w szystko nie m ogło b y się w żaden sposób zró
w nać z m iłością, k tó rą je s t Bóg.
M ów iąc o Bożej m iłości często m ieszam y to p o ję cie z naszą lu d zk ą pobłażliw ością, z tzw . p atrz en ie m przez palce. D latego zb y t lekko i zbyt ła tw o — m y
śląc o grzechu. — m ów im y: Bóg przebaczy, bo p rz e cież O n je s t m iłością.
B ó g je d n a k je s t n i e t y l k o m i ł o ś c i ą . Bóg jest rów n ież ś w i ę t y . Jeg o m iłość i św iętość s ą so
bie rów ne. S ą rów n ież n ie ro z erw aln e i n ie m ogą być trak to w an e osobno. Bóg je s t N iezm ienny. N ie je s t ra z tylko m iłością, a in n y m raz em ty lk o św ięty. W t a kiej sam ej m ierze, ja k Bóg je st m iłością, je st rów nież świętością.
J a k o ludzie, m yśląc o Bożej m iłości, odczuw am y jak bardzo je st O n n am bliski. K iedy n ato m iast myślimy o Jego św iętości — dostrzegam y dystans, jak i nas dzieli od Niego. J a k w ie lk a przepaść oddziela świętego Boga od grzesznego ro d za ju ludzkiego?
D opiero w ówczas, gdy choć tro ch ę uśw iadom im y sobie, ja k nieskończenie św ięty je s t Bóg, ja k bardzo nienawidzi grzechu, ja k nie m a O n nic wspólnego' z jakąkolw iek nieczystością, ja k w ielki dystans dzieli Go od ludzkiego grzechu — dopiero w te d y zaczynam y nieco pojm ow ać ogrom Bożej miłości, k tó ra zesłała n a św iat Jezusa C hrystusa, aby stał się pom ostem pom ię
dzy Bogiem a ludźm i.
Jeżeli n ie odczuw am y głębi w łasnego grzechu i nie znam y Bożej św iętości o raz oddzielającego n a s od Niegcr dy stan su — n ie m ożem y rów n ież zrozum ieć i zobaczyć w ielkości P a n a Je zu sa C hrystusa.
W tedy ja k gdyby w idzim y ty lk o m a ły m ostek nad m a łą rzeczką. W tedy ła tw o i bez należnego szacunku m ożem y m ów ić o śm ierci Je z u sa C h ry stu sa za grzech, ba, n a w e t m ożna bezm yślnie używ ać w potocznej m o
w ie jakiegoś w y ra że n ia odnoszącego się do o fiary P a n a Jezusa.
K iedy je d n a k zobaczymy, j a k ś w i ę t y j e s t B ó g , w te d y dopiero m ożem y zrozum ieć, ja k w i e l k i m pom ostem n a d ogrom ną przep aścią sta ł się J e- z u s C h r y s t u s . J a k w ielk a je s t Je g o ofiara. J a k w ielk a je s t miłość, k tó rą okazał n a m Bóg; zesław szy sw ego S y n a n a św iat.
P ism o Ś w ięte m ów i w iele o św iętości B oga i bo- jaźni Bożej. Im lepiej poznajem y Boga, im b ardziej zbliżam y się do Niego — ty m w iększe m am y poczu
cie Jego w ielkości i św iętości, tym w iększą bojaźń odczuw am y przed Jego m ajestatem .
K iedy m ów im y o Bożej m iłości i ofierze P a n a J e zusa C hrystusa, m yślim y o Jego k r z y ż u , k tó ry je st sym bolem , najw ięk szy m dow odem i najw spanialszym w yrazem nieskończonej Bożej m iłości. A ja k i je st znak, ja k i je s t sym bol nieskończonej Bożej św iętości?
Nie p a ła ją c a ogniem i hucząca grom am i góra Synaj, lecz r ó w n i e ż k r z y ż . Bóg ta k bardzo je s t święty, ta k b ardz» n ienaw idzi grzechu, że d a ł ta k w ielk ą ofia
rę, sw ojego własnegoi, um iłow anego, jednorodzonego Syna. N ic innego n ie m ogło G o zadowolić.
Ja k o ludzie nigdy i w żaden sposób, n a w e t n a j
w iększym i dobrym i uczynkam i i najszlachetniejszym i sw oim i ofiaram i, nie byliśm y w sta n ie zaspokoić w y
m agań Bożej św iętości i zm niejszyć dzielącej nas od Niego przepaści. D latego Sam Bóg d a ł ta k w ielk ą
ofiarę : S w ojego Syna.
K r z y ż s t a ł - s i ę w i ę c j e d n o c z e ś n i e z n a k i e m n i e s k o ń c z o n e j , w i e c z n e j m i ł o ś c i i ś w i ę t o ś c i B o ż e j . G dyby Bóg b y ł ty l
ko m iłością, Jezus C h ry stu s nie potrzebow ałby cier
pieć, bo Bóg przebaczyłby grzechy, p atrzy łb y przez palce n a ludzkie niepraw ości. G dyby Bóg b y ł tylko święty, Je zu s C h ry stu s n ie m usiałby złożył sw ojej ofiary, gdyż w obec Bożej św iętości nic nieczystego1 nie
3
m oże się ostać, a w szelki grzech zostaje n aty ch m iast osądzony i zniszczony. A w ięc w Jezu sie C hrystusie i Jego krzyżu o b ja w iła się rów nocześnie Boża św iętość i miłość.
D laczego o ty m m ów im y? Bo Bóg p ra g n ie i szu
k a ta k ic h ludzi, któ rzy by G o czcili i chw ałę Mu od
daw ali, ta k ja k je s t O n tego godzien, w d uchu i w praw dzie. G dy człow iek zobaczy coś z w ielkości i św ię
tości Boga, k tó ry jesit ogniem pałający m , m usi upaść n a tw a rz i w pokorze w ielbić Tego, k tó ry je st je dnocześnie m iłością. A ta k ie przeżycie sta je się p u n k te m zw ro tn y m w życiu człow ieka.
O bjaw ien ie w ielkości i św iętości P a n a m oże być rów nież naszym przeżyciem . R ów nież teraz, gdy trw a czas łaski, Bóg o b ja w ia S w oją w ielkość i świętość, lecz n ie po to, ab y n a s zniszczyć i potępić, ale ab y ś
m y od d ali M u n ależ n ą chw ałę. D latego w łaśn ie Ap.
P a w e ł z u niesieniem n a p isa ł ta k w liście do E fe
zjan :
„B łogosłow iony niech będzie Bóg i O jciec P a n a naszego Je z u sa C hrystusa, k tó ry n a s ubłogosław ił w C hrystusie w szelkim duchow ym błogosław ieństw em niebios; W n im bow iem w y b ra ł n as p rze d założeniem św iata, abyśm y byli św ięci i n ie n ag a n n i p rzed obli
czem jego; w m iłości przeznaczył n a s d la siebie do synostw a przez Je zu sa C h ry stu sa w ed łu g u podobania w oli sw ojej, k u u w ielb ien iu chw aleb n ej łask i sw ojej, k tó rą n a s o bdarzył w u m iło w a n y m ”.
N ajw iększym błogosław ieństw em , ja k ie m oże sp o t
k ać człow ieka, je s t to, że T en w ielk i i św ięty Bóg, nie chce n a s potępić, lecz p rzez Je z u sa C h ry stu sa p ra - gni uczynić n a s św iętym i i n ie n ag a n n y m i p rzed o b li
czem sw oim . W sw ojej w ielkiej, nieskończonej m iło ś
ci chce przeznaczyć ciebie i m n ie d l a S i e b i e, abyśm y przez Je zu sa C h ry stu sa dostąpili usynow ienia, aby zn ik ła przepaść dzieląca n a s od św iętego Boga, A byśm y u jrza w szy bogactw o Jeg o łaski ku nam , mogli M u oddać chw ałę, uw ielbić Go przez Je z u sa C h ry s
tusa.
C hciałbym cię dziś zapytać. Czyś ju ż zobaczył n a j
w iększy w y m ia r Golgoty i ogrom objaw ionej miłości i św iętości B ożej? Czy m iałeś ju ż to osobiste sp otkanie ze Z m artw y ch w stały m i U w ielbionym P a n e m ? Czy Bóg o trzy m ał ju ż od ciebie błogosław ieństw o i chw ałę taką, ja k iej O n je s t godzien?
Je śli nie m ożesz odpow iedzieć tw ierd ząco — dziś, teraz, zaw ołaj do N iego z głębi sw ojego serca... U gnij się p rzed N im , a przeżyjesz w sp an iałe błogosław ień
stw o niebios. Zrozum iesz, ja k w ielk a je st Boża m iłość i ja k w ielkiej chw ały O n oczekuje od ciebie!
Ojcze nasz, Panie nieba i ziem i, godzien jesteś p rzyją ć błogosław ieństw o, chw ałę, cześć i moc, jako Bóg W szechm ogący i św ięty, pełen dobroci, m iłosier
dzia i m iłości! N iech będzie u w ie lb io n y nasz Pan i Z baw iciel, Je zu s C hrystus, k tó ry przez sw o ją ofiarę stał się dla nas p o je d n a n iem i o dkupieniem , a b yśm y m ogli stać się św ię ty m i i nienagannym i, przed T w o im obliczem ! A b y ś m y m ogli dostąpić błogosław ieństw a N iebios dla u w ielb ien ia ch w a ły T w o je j! A m en .
W. L.
Głos Pański
„...Ja jestem głosem wołającego na pustyni...” (Jan 1, 23).
N orm alny, zdrow y człow iek obdarzony jest zdolnością w ydaw an ia i odbierania pewnych dźw ięków (zaw artych w określonych granicach słyszalności czyli o odpow iedniej częstotliwoś
ci, natężeniu, b arw ie itd.). Pojęciem ogólniej
szym od dźw ięku je s t głos. Pojęciam i ty m i zaj
m uje się fizyka, m edycyna, m uzykologia i wieie inn ych n a u k badających ich właściwości z róż
n ych punk tów w idzenia. A by w świadomości człow ieka pow stało w rażenie szm eru i tonu (n.b. m ow a ludzko jest m ieszaniną tonów i szmerów), m usi istnieć tzw . źródło głosu. Takim źródłem może być dzwonek, n a p ię ta struna, bę
ben itp., czyli przedm iot w y konujący pewną liczbę d rg ań w jednostce czasu. Źródłem głosu może też być zm iana ciśnienia pow ietrza, co- ma m iejsce w k rta n i każdego zdrowego człowieka, Głos ludzki je s t w ięc p rzyp isany danem u czło
wiekowi, należy do niego, czyli jest jego włas
nością, n ad k tó rą panuje.
J a n Chrzciciel nazw ał siebie: g ł o s e m P a ń s k i m . Czyli nie p rzypisyw ał sobie jakie
goś większego znaczenia czy samodzielności, lecz przez nazw anie siebie „głosem ” podkreślił nierozerw alność swojej osoby z Tym, k tóry go posłał. W ydając św iadectw o przed kapłanami i lew itam i rzekł: „ J a jestem głosem wołającego na p u sty n i: P ro stu jcie drogę Pana, ja k powie
dział Izajasz p ro ro k ” (Jan 1,23; Izaj. 40,3). Jan nazw ał siebie „głosem ” Tego, k tó rem u „nie jest godzien rozw iązać rzem y ka sandałów ”. Po
słanym przez Tego, k tó ry idzie i „chrzci Du
chem Ś w iętym ” , a k tó ry jest Synem Bożym.
Głos J a n a Chrzciciela poruszył Ju deję i okolice. T łum y przychodziły nad Jord an . Ludzie w yznaw ali grzechy swoje, pokutow ali i przyj
m ow ali chrzest (Mat. 3,5— 6). P rzez wiele lat nie było p roroka w Izraelu. O błuda i fałsz ogar
n ęły w szystkie stan y i w arstw y społeczeństwa.
Głos ten obudził naród, w y rw ał z obojętności i snu duchowego. Pod w pływ em tego głosu, w sercach w ielu ludzi zrodziło się p ragnienie zdro
w ego pokarm u i napoju. Głos P ański w osobie ; J a n a Chrzciciela n atchn ął otuchą wszystkich szukających P ra w d y ale też napełn ił trwogą ów czesnych przyw ódców religijnych, lewitów, faryzeuszów i uczonych w Piśm ie, o których ju ż dużo wcześniej pow iedział P a n Bóg: „Gdyż od najm łodszego do najstarszego wszyscy oni m yślą o w yzysku; zarów no prorok jak i kapłan
— w szyscy p o pełn iają oszustw o” . „I leczą rany swojego lu d u pow ierzchow nie...” (Jer. 6,13— 14).
Głos J a n a b y ł narzędziem w rę k u Bożym, byl balsam em dla zasm uconych i zbolałych, a też biczem dla m ożnych i pew nych siebie prze
w odników i p asterzy ludu.
W dzisiejszych czasach P a n Bóg również w zbudza Sobie świadków, ew angelistów i mi
sjonarzy w edług w łasnego upodobania, którzy
głoszą wieść o m ającym nadejść pow tórnym przyjściu C hrystusa. J a k niegdyś nad Jo rd a nem, tak też dzisiaj nad W isłą i na całym glo
bie ziemskim, Bóg m a tych, k tórzy są Jego gło
sem. Tych, którzy w ołają:
„...Gotujcie drogę P a ń sk ą
Prostujcie ścieżki jego” (Mat. 3,3)
„...Błądzicie, nie znając Pism ani mocy B ożej” (Mat. 22,29)
„...U pam iętajcie się
i w ierzcie E w angelii” (Mar. 1,15).
Nadchodzi bow iem C hrystus, b y „oczyścić klepisko swoje, i zbierze pszenicę sw oją do' spi
chlerza, lecz plew y spali w ogniu nieugaszo- nym ” (Mat. 3,12).
Ja n C hrzciciel w św iadectw ie swoim stwierdził: „Za m n ą idzie mąż, k tó ry był przede mną, bo pierw ej był niż ja. I ja go nie znałem ; lecz dlatego przyszedłem , chrzcząc wodą, aby był objaw iony Izraelow i” . M yśm y też kiedyś nie znali Tego, k tó ry za nas życie oddał. On pierwej był niż my, idzie za tym i, k tó rzy są J e go głosem i w krótce ponow nie objaw i się n a j
pierw Swoim w iern y m a potem całem u św iatu.
Lecz czy każdego wierzącego, k tó ry trz y m a w ręku te n n u m er „C h rześcijanina” , P a n Bóg używa jako Swojego głosu do rozsław iania wśród ludzi Słowa Bożego, do rozgłaszania R a
dosnej Nowiny, do strofow ania złych obycza
jów, do uszlachetniania dążeń i skierow yw ania ich na w łaściw e to ry?
N aw et głos pojedynczej osoby, ale głos uży ty przez Pana, może poruszyć sum ienia i serca, a też uspokoić w zburzone um ysły. Głos może być potęgą, jeżeli jego źródłem je st Bóg.
A P a n Bóg w ie z jak ą częstotliw ością pow inien być w ydaw any, gdzie pow inien docierać i jakie pow inien m ieć natężenie. Głos Boży — jest za
leżny od Boga, przez Niego w ysyłany, Jem u poddany i przez, Niego regulow any.
Mój B racie i Siostro! Czy jesteś głosem Bożym w swoim dom u? Czy jesteś głosem in
spirow anym przez Boga, w sw ojej okolicy?
To nie przypadek, że audy cja radiow a n a
szej społeczności chrześcijańskiej nosi nazwę
„Głos E w angelii” . B yła w ty m inspiracja D u
cha Św iętego’ Ale czy w szyscy ci, k tó rzy „do
ty k a ją się” tej pracy, są g ł o s e m C h r y s t u s a ? Czy k ie ru ją się chw ilow ym im pulsem czy
też pow ołaniem ?
M ódlm y się, aby P a n pow ołał w iele „gło
sów w ołających n a p u sty n i” duchow ej, w zyw a
jących do życia z Bogiem i naśladow ania P an a Jezu sa C hrystusa. A by pod w pływ em ty ch gło
sów, ludzie pokutow ali i przyjm ow ali chrzest w iary.
C hrystus nie potrzeb uje żadnych nam iest
n ików lub u rzęd ujący ch zastępców na ziemi.
P otrzeb u je zaś tych, któ ry ch by m ógł użyć do pracy w Sw oim K rólestw ie, k tórzy by byli or
ganem D ucha Św iętego, Jego posłańcam i i he
roldam i obw ieszczającym i cud Bożej miłości i zbliżający się koniec czasu łaski.
N. N.
O pełności Ducha
„...ale bądźcie p ełni Ducha. Rozmawiając z sobą przez psalm y i hymny i pieśni duchowe, śpiew ając i grając w sercu swoim Panu. Dziękując zaw sze za wszystko Bogu i Ojcu w im ieniu Pana naszego, Jezusa Chrystusa, ulegając jedni drugim w bojaźni Chrystusowej”.
Efez. 5,18—21.
P ew ien ew angelista m iał rację, kiedy po
wiedział, że Bóg Sw oje K rólestw o w sercach ludzkich n a ziem i nie b u d u je n a organizacjach, lecz na osobach n apełnionych D uchem Św iętym . Przytoczony na początku tek st zaw iera w sobie przykazanie: „bądźcie pełni D ucha” . I słow a te w skazują n a praw dziw e uczniostw o Jezusa.
Człowiek napełniony D uchem Ś w iętym we w szystkich sy tu acjach życiow ych podporządko
w any jest woli Bożej. Życie sw oje złożył u stóp Chrystusa,. P a n Jezus je s t treścią i źródłem jego życia. Cała m owa, m yślenie i postępow anie znajduje się pod kierow nictw em D ucha Św ię
tego.
Czy nie tęsk nisz za tak im życiem, w k tó ry m P a n Jezus m a Sw oje m ieszkanie? Apostoł Paw eł, w cytow anym w yżej tekście, w skazuje
na sposób postępow ania w pełności Ducha Św ię
tego: „Rozm aw iajcie pom iędzy sobą przez psalm y ” . Kto może mówić przez psalm y? Tylko
ten, kto je zna.
F aktem jest, że w ielu ludzi w ierzących zna bardzo m ało Biblię. Po pro stu dlatego, że po
św ięcają m ało czasu na czytanie Słowa Boże
go. I dlatego ludziom niew ierzącym często sta w iającym p y tan ia na tem at w iary, nie potrafią dać praw idłow ej odpowiedzi. Dlatego ta k w ażną rzeczą jest znajom ość Bożego Słowa, a także i znajom ość pieśni śpiew anych Bogu na chwałę.
B yw ały czasy i chwile w życiu ludzi p raw dziw ie w ierzących, że znajdow ali się w sy
tuacjach przym usow ych bez Biblii i śpiew nika.
Wówczas m ogli mówić i śpiew ać to, co m ieli w sercu i w pam ięci. Dobrze jest znać na pam ięć
5
tek sty z P ism a Św iętego, oraz pieśni k u chw ale Bożej. K iedy człow iek nie może spać i tra p i go bezsenność, dobrze je st wówczas, gdy może za
stanaw iać się i rozm yślać nad znanym i tek stam i i w ersetam i z P ism a Św iętego.
Dobrze jest, kied y rodzice uczą sw oje dzie
ci w ersetó w z P ism a Św iętego n a pam ięć. P o
znając Pism o Ś w ięte dziecko zyskuje w ielki skarb, k tó ry pom oże zwycięsko i praw idłow o przejść przez całe życie. Boże Słowo je s t sk a r
bem, k tó ry najlepiej ocenić m ożna w tru d n y c h chw ilach życia, przynosi ono pociechę i św iatło.
Uczynić w sercu m iejsce dla Bożej chw ały, oto droga, k tó ra prow adzi do pełności D ucha Św iętego. W ierzący człow iek p raw dziw ie poje
dnany z Bogiem pow inien m ieć w sercu pokój i radość. Sm utek, gorzkość i załam anie nie po
w inn y m ieć m iejsca w sercach w ierzących.
Człowiek w ierzący p ow inien zawsze m ieć n a
dzieję w Bogu i zawsze liczyć n a Jego pomoc i opiekę. Podobnie ja k król Dawid, k tó ry w ołał:
„P a n jest m ocą m oją i pieśn ią m oją, On jest m oim w ybaw icielem ” (Ps. 118,14).
Niech D uch Ś w ięty n astro i h a rfę Tw ojego serca, ażebyś podobnie m ógł z całego serca i z całej duszy w ielbić i sław ić Pana. P ostęp u jm y biblijnie, śpiew ajm y i g rajm y w sercach na,- szych P an u. Ale ta k może czynić ty lk o ten , k tó ry w sercu sw oim znalazł pokój i radość. Kto sw oje szczęście uzależnia od stanow iska, suk
cesów w interesach, m a ją tk u i in n y ch dobrach m aterialnych, te n całym sercem Boga chw alić nie potrafi, poniew aż nie zawsze p o stępu je zgo
dnie z Jego wolą.
Boga chw alić nie m ożna tylko ustam i. Bóg p a trz y n a serce. Sercem chw alić Boga m ożna w doświadczeniach. Ł atw o jest śpiew ać w go
dzinach radości. Lecz w tru d n y c h chw ilach do
św iadczeń może to czynić ty lk o człow iek w ie
rzący, posiadający głęboką społeczność z Panem . Nie m ożna m ieć pełności D ucha i nie rozu
mieć prow adzenia Bożego n a w e t i w dośw iad
czeniu. W szystko, co pochodzi od Boga lub dzie
je się za Jego w olą je s t dobre. A postoł P aw eł zachęca nas do wdzięczności. W dzięczność jest to słowo, k tó re tru d n o jest znaleźć w świecie.
W iele ludzi zapom ina dziękow ać Bogu za w szys
tko, za błogosłowieństw o, któ re z rą k Jego otrzym ują.
K ról D aw id p rzypom ina i m ówi w swoich P salm ach: „D obra jest rzecz w ysław iać Pana, a śpiew ać im ieniow i Tw em u, o Najw yższy. Opo
w iadać z p o ran k u m iłosierdzie Tw oje, i praw dę T w oją n a każdą noc” (92,2.3). „Błogosław Duszo m oja P a n u i w szystko, co w e m nie Im ieniow i Jeg o Św iętem u. Błogosław duszo m oja Panu, a nie zapom inaj w szystkich dobrodziejstw Je go” ; „A w iem y, że Bóg w spółdziała w e w szyst
kim k u dobrem u z tym i, k tórzy Boga m iłu ją” — przypom ina A postoł P aw eł (Rzym. 8,28).
A więc nie ślepy los jest naszym udziałem, ale w szystko co bierzem y — bierzem y z Bo
żych rąk. I w szystko pow inno nas przybliżać do Boga, k tó ry stw orzył nas n a Swój obraz, i podobieństw o1. Bogu O jcu naszem u w in n iś n ^ wdzięczność za w szystko. N ależym y do Niego.
„Poniew aż On nas ta k um iłował, że Syna Sw e
go jednorodzonego dał, ażeby każdy, kto w Nie
go w ierzy nie zginął, ale m iał żywot, w ieczny” . A jeśli na drodze naszej sp iętrzą się tru d ności i sta n ą w p oprzek naszej drogi jak góry, nie m am y opuszczać naszych rąk, lecz w mo
dlitw ie zwrócić się do Boga o pomoc. On, w y
słuchuje i dopom aga pokonać w szelkie przesz
kody. Bogu O jcu zawsze pow inniśm y dzięko
wać w Im ieniu P an a naszego Jezu sa C hrystusa.
Jezu s C hrystus, S y n Boży utorow ał nam drogę do Ojca. On, poszedł drogą służby i po
niżenia i w szystkim , k tórzy do' Niego przycho
dzili, dobrze czynił. On chce, abyśm y Go' n a
śladow ali.
D roga za Jezu sem je s t często drogą, któ ra prow adzi przez doświadczenie. P a n Jezu s to pow iedział: „Weź krzyż swój i naśladuj M nie” ;
„M nie prześladow ali i w as prześladow ać będą” ;
„K rólestw o M oje nie jest z tego św ia ta ”. Lecz droga, k tó rą idziem y za Jezu sem prow adzi do życia w iecznego w Bożej chwale.
Idźm y za Jezusem podporządkow ani całko
w icie Jego woli, w miłości do Boga i bliźnich, i propm y P a n a o- pełność D ucha w celu cał
kow itego podporządkow ania się Jem u, ku Jego chwale.
Kazimierz Muranly
Rola darów i owoców Ducha Świętego w Kościele
Kościół P a n a Jezu sa C h ry stu sa nie je s t organizacją ani jakąś ściśle określoną denom i
nacją, z każdym dniem w z ra sta i pow iększa się. F undam entem , :n,a k tórej w znosi się b u dow la je s t oczyw iście Jezu s C hrystus, b u do w niczym zaś D uch Św ięty. Oczywiście, Duch Ś w ięty w swoim planie budow y Kościoła, u ży
w a ludzi, k tó ry ch in sp iru je i o b d arza d aram i i owocami.
1 Kor. 12,8—10, Gal. 5,22
K ażdą budow lę wznosi się p rzy pomocy jakichś narzędzi i urządzeń. T ru d n o byłoby w yobrazić sobie, a jeszcze tru d n ie j zrealizować, budow ę jakiegoś dom u n ie używ ając do tego celu specjalny ch narzędzi. Jeśli je st to sp ra w a ta k oczyw ista przy w znoszeniu ziem skich — jak że nietrw ały ch budow li — to jakżeż staje się o n a przekonyw ująca, gdy pom yślim y, że Kościół P a n a Jezu sa je s t to „budow la”, k tó ra
przetrw ać m a w ieki i p rzejść aż do wieczności.
Duch Św ięty używ ając ludzi w realizacji pla
nu budowy Kościoła, n ie w ym aga, ab y czynili to gołymi rękom a, bez w yposażenia ich w odpowiednie służące te m u celowi narzędzia.
Stąd też Duch Ś w ięty je s t źródłem i daw cą da
rów D ucha Św iętego, udzielając ich każdem u według w łasnej woli. D ary D ucha Swiętego^ to niew ątpliw ie narzędzia, za pom ocą któ ry ch wznosi się niebiań sk ą budow lę. T ak było od po
czątku, gdyż lud zie w idząc niedprzy ro d zo n ą m anifestację D ucha Św iętego tłu m n ie podążali za Jezusem , Filipem , zbiegli się do św iątyni, do której w eszli P io tr i J a n po u zd ro w ien iu chro
mego. D ary D ucha Św iętego są jak b y Bożą re klam ą dzieła zw iastow ania Ew angelii. Jeśli w ym aga tego sy tu a c ja m a on Boskie pełnom oc
nictwo, aby m odlić się za chorym i oraz ludźm i będącym i w różnych p otrzebach duszy i ciała, w kładać n a n ich ręce i oczekiw ać odpowiedzi n a m odlitw ę. T ak rozum iał to P a n Jezu s i tak i sty l zw iastow ania p rzy jęli i k o n ty n u o w ali potem uczniowie. A by ta k ą służbę ew an g elista m ógł spełniać w in ien oczyw iście znajdow ać się w ścisłej społeczności z Bogiem, ta k ja k w yraził to P a n Jezu s: „T rw ajcie w e m nie, a ja w w as”
(Jan 15,4). W przeciw nym p rzy p ad k u sposób jego postępow ania, to ty lk o dobre chęci bez p rzejaw u obecności Bożej.
N a tu ra ludzka jest do tego sto p n ia skom pli
kowana, p ełna w ew n ętrzn y ch kontrastó w , iż człowiek nieraz sam ego siebie n ie m oże zro
zumieć. Jeśli w ięc w pojedynczym człow ieku pow stają ko n flik ty i różnice zdań, to czyż m oże ustrzec się ich jak aś zbiorowość, jakaś społecz
ność? S potyka się tam przecież w iele jednostek 0 różnych ch a ra k te ra ch i w różnym w ieku.
T ru d n a jest n ieraz ro la m ediatora, k tó ry p rag nie znaleźć p u n k ty w spólne i do tego' zgodne z praw dą, a w yrugow ać przedm io ty n iejed n om y - ślności i ew en tu alny ch nieporozum ień. W ta kich sytuacjach duszpasterze i nauczyciele doś
w iadczają bardzo często błogosław ionych s k u t
ków działania darów słow a m ądrości i słow a poznania.
W ielu budow niczych wznosząc te n w sp aniały gm ach posługuje się narzędziam i będącym i w łasnością D ucha Św iętego. W arto p rzy tym zauw ażyć spostrzeżenie P aw ła: „... w każdy róż
nie p rzejaw ia się D uch k u w spólnem u pożytko
w i” (1 Kor. 12,7). U żyw anie rzekom ych darów D ucha Św iętego celem siania terro ru , zam ętu, głoszenia fałszyw ej n a u k i lu b osobistych p rze konań, odbiega w zasadniczy sposób od w zorca w spom nianego w yżej. D uch Ś w ięty n ie ru jn u je gm achu Kościoła P a n a Je zu sa C hrystusa, ale b u d u je i w ty m celu udziela też swoich darów .
D ary D ucha Św iętego są n iejak o przejaw em Bożej m ocy działającej w określonej sy tu acji 1 w określonym czasie dla w y k o n an ia określo
nego celu. N atom iast stały m elem entem n asze
go życia w in n y być owoce D ucha Św iętego. T ak jak w przy p ad k u darów jesteśm y ty lk o k an ała
mi, przez k tó re p rzep ły w a m oc Boża, ta k w p rzy p ad k u owoców pow inniśm y być stałym i ich nosicielam i. N ie są to jak ieś chw ilow e m o
ce, ale stałe cechy chrześcijanina. N ie są one ściśle zw iązane z działaniem , a bardziej z ży
ciem, z ch arakterem . D ar m oże objaw ić się nagle dla w yk on ania pew nego zadania po czym może zaniknąć, n ato m iast owoce w z ra sta ją po
woli i pow inny być coraz bardziej doskonałe, a co n ajw ażn iejsze — trw ałe. T ru d n o byłoby w yobrazić sobie budow lę bez elem entów łączą
cych. W ydaje się, że w łaśnie ow oce stanow ią w K ościele te n elem en t więzi. O ne łączą w za
jem n ie te poszczególne elem enty w jed n ą n ie rozerw alną całość. N ie pozwolą n a to ścierające się c h a ra k te ry i w ygórow ane am bicje. Szerzy się rozłam , odstępstw o, k łó tn ia i w ygórow ane am bicje. Szerzy się rozłam , dow ód b ra k u ele
m en tu łączącego u każdej ze stron, b ra k u owo
ców D ucha Św iętego. Człowiek, k tó ry je posia
da je s t zauw ażalny w społeczności, obcowanie z n im stw a rz a przyjem ność, rozsiew a w okół sie
bie atm osferę szczerości, pokoju i m iłości. Lu
dzie zauw ażają to, darząc go zaufaniem i. sy m patią.
Z takiego w łaśnie p u n k tu w idzenia p rz y j
rzy jm y się Daw idow i. N a nim ta k bardzo w y raźn ie pojaw iło się w iele cech noszących zna
m iona w ym ienionych w N ow ym T estam encie — owoców D ucha Św iętego (Gal. 5,22— 23). Do
skonały polityk, św ietny strateg, poeta-m uzyk, n ie m iał sobie rów nego. N ieprzeciętna jedno
stka, doprow adził państw o Izraela do św ietnoś
ci jak iej nig dy dotąd an i też później n ie osiąg
nęło. P om azany n a k ró la przez p ro ro k a Sa
m u ela jeszcze jak o m ały chłopiec przez długie la ta potem znosił p rześladow anie Saula. W żadnym w y p ad k u n ie dał ku tem u powodu, głów ną przyczyną b y ła świadom ość Sau
la, że D aw id je s t bardziej zdolny, um iejętn y , p o tra fi poradzić sobie lepiej niż on, a p rzede w szystkim , że D aw id cieszy się lepszą opinią i sław ą w śró d ludzi niż on, Saul (1 Sam uel. 18,6— 11).
H onorow ym w yjściem z tej kłopotliw ej sy
tu ac ji byłoby dobrow olne w ycofanie się Saula z zajm ow anego stano w isk a i przek azanie go w ręce D aw ida. Z eślepiony zazdrością o sław ę Saul w dał się tym czasem w k o nflik t pokoleń, uchw ycił się ohydnego sposobu jakim było p rześladow anie i dręczenie D aw ida z pozycji siły. G dyby choć tro ch ę m iał Bożej bojaźni i w ięcej trosk i o n a ró d izraelski, m ógł w ykorzy
stać ta le n t D aw ida dla w zm ocnienia pań stw a izraelskiego1, zabezpieczenia granic, a ty m sa
m ym i on u tw ierdziłby się n a sw oim tronie.
Mógł przecież podać m łodem u, niedośw iadczo
n em u jeszcze D aw idow i ręk ę w spółpracy, słu żyć m u ojcow ską radą, i w te n sposób m ogli w spólnie dążyć do określonego celu.
Młodość m a to do siebie, że rw ie się do czy
nu, n ie m oże być obojętna, n ie zadowoli się ty lk o słow am i i planam i, .musi gdzieś zużyć sw oją energię. Starsi, k tó ry m b ra k u je ju ż może sił fizycznych, ale posiadają niebag atelny skarb w postaci dośw iadczenia, pow inni u m iejętn ie
pokierow ać falą m łodzieńczego entuzjazm u.
W yjdzie to w te d y z pożytkiem dla obu stro n.
N ajtrag iczniejsza je s t m etod a i droga Saula.
Do trzydziestego ro ku życia D aw id cierpliw ie oczekiwał w y p ełn ien ia się Bożej obietnicy. Bóg przez te długie la ta n ie zapom inał o „pom aza
nym k ró lu ”, prow adził go przez różne niebez
pieczeństw a, kazał m ieszkać w g ro tach o głodzie i chłodzie, ale jakże „w yp o lero w an e” było po
tem to dośw iadczane złoto. N a próżno szukali
byśm y w D aw idzie przejaw ó w gniew u i b u n tu , a także ubieganie się za w szelką cenę, w szelki
m i dostępnym i m etodam i o p raw n ie należne m u stanow isko.
Miłość — do p rzy jaciela Jo n a ta n a , m iłość do w ro g a Saula, to przecież owoc D ucha Św ię- go, którego b ra k ta k bardzo często odczuw am y w sam ych sobie i in n ych . Radość D aw ida k ie
dy sprow adzał S krzynię Bożą b y ła ta k ogrom na, że aż udzieliła się tłum o m . Pokój jak im n a pełnione było serce w e w szystkich nieb ezpie
czeństw ach, ta k ze stro n y zew n ętrzn ych w ro
gów, ja k i Saula, je s t czymś niezw ykłym . W ier
ność w zachow aniu przysięgi Jo natan o w i, w ie r
ność Bogu w w ielu n ajd rob n iejszy ch szczegółach
— fascynuje. N ie w y ru szał n a w ojnę, n ie decy
dow ał się n a żaden krok jeśli n ie o trzy m ał wy
raźny ch w skazów ek od P a n a (por. 2 Samuel.
5,19.23). Pod jego ochronę uciekali się ludzie nieszczęśliw i, dotknięci przez los, a on nie w zb ran iał się udzielić im swej pom ocy (1 Sa
m uel. 22,1— 2). Dowodzi to jego dobroci, co nie
w ątp liw ie je s t jeszcze jed n y m dowodem tego, o czym pow iedziano w yżej. M oglibyśm y w te n sposób m nożyć p rzykłady, ale n ie to je s t celem tego a rty k u łu . P rzy rozw ażaniu tego budzi się jed n ak w nas refleksja, co jest źródłem tych niebyw ałych sukcesów D aw ida? O kreślił to po
tem jego sy n Salom on: „...postępow ał przed to
gą (Bogiem) w iernie, spraw iedliw ie, i w p ra wości serca” (1 Król. 3,16).
R easum ując chciałem podkreślić, że Kościół P a n a Je zu sa C h ry stu sa pow inny cechować za
rów no d a ry ja k i owoce D ucha Św iętego. P rz y znaw anie p rio ry te tu jed n y m lu b drugim było
by chyba niew łaściw e. Tak czynili zd aje się K oryn tianie, objaw iało się u nich w iele darów, a P aw eł pisze im: „... jeszcze cielesnym i jesteś
cie” . P a n Jezu s kiedy ś pow iedział: „ Ja w as w y b rałem i przeznaczyłem w as, abyście szli i owoe w ydaw ali, a owoc w asz b ył trw a ły ” (Ja n 15,16).
Michał Hydzik
Wyposażenie do służby
„A Mojżesz rzekł do Pana: Proszę Panie, nie jestem ja mężem w ym ow nym nie byłem nim dawniej, nie jestem nim teraz, odkąd m ówisz do słu gi swego, j e stem ciężkiej m owy i ciężkiego języka” (2 Mojż.
4,10).
„Wtedy Pan ?wróc‘ł się do niego i rzekł: Idź w tej mocy twojej i w ybaw Izraela z ręki M ediańczyków.
Przecież to Ja cię w ysyłam ” (Sędz. 6,14 por. Izaj.
6, 5—9; Jer. 1, 6—7; Amos 7, 14—15; Mar. 3, 14;
Dz. Ap. 1, 8).
O statn i z w yżej cyto w an y ch w ersetó w B i
blii d a je n a m odpowiedź na poprzednie w e r
sety. Pięćdziesiątnica uto ro w ała jak b y now y sposób działania D ucha Św iętego i w prow adzi
ła do now ej epoki. S tw ierdzam y jednocześnie, że n a przełom ie czasów dzieło Boże jedynie za pom ocą Ducha Św iętego było k o n ty n u o w a
ne. G dyby n a s zapytano jakie jest najw łaściw sze 1'ub najw ażniejsze w yposażenie do służby Pańskiej, odpow iedzielibyśm y śm iało: Pom aza
nie i n ap ełn ien ie D uchem Św iętym . W w yżej w ym ienionych p rzykładach w idzieliśm y ludzi o różnych c h arak terach i zdolnościach, lecz m i
mo ty ch różnych usposobień w szyscy on i m u sieli za podstaw ę u znać te n jed e n g ru n t. M oj
żesz b y ł m ężem odznaczającyrn się niezw ykłą zdolnością ta k n a tu ra ln ą ja k i zdobytą. Posia
dał in icjatyw ę i b ystrość i gotow ość ofiarow a
nia sam ego siebie oraz odwagę m yśli i czynu.
Dodać należy jeszcze, że „posiadał w szelką m ądrość E g ip tu ” , odznaczał się siłą in te le k tu a także siłą fizyczną.
Izajasz i Jerem iasz posiadali dziedziczne bogactw a społecznego' i religijno-duchow ego w ychow ania. M ieli także za sobą dobre prze
szkolenie. Biorąc to pod uw agę nie potrzeba nikogo1 przekonyw ać, że ii A postoł P aw eł w n i
czym im nie ustępow ał. N atom iast in ni jak Amos, G edeon i pozostali m ężow ie b ib lijn i b y li bardzo skrom nego pochodzenia. Posiadali oni zarówno' m ałe w ykształcenie ja k i doświadcze
nie. Ogólna opinia o nich brzm i: „byli ludźm i nieuczonym i i p ro sty m i” . Ale znow u pow tarza
my, że w szyscy oni m usieli pozwolić, aby byli postaw ieni na ty m sam ym fundam encie. Przez bolesne i n iera z długotrw ałe dośw iadczenia m usieli dojść do tego poznania, że jedynie Bóg i ty lk o O n sam może sw oje dzieło wykonać.
N atom iast n a tu ra ln e zdolności człowieka Bóg może tylko w te d y użyć gdy człow iek stanie się zupełnie zależnym od Niego. Talent, w yk ształ
cenie i 'zdolności nie m a ją znaczenia p rze d Bo
giem jako sam e w Isobie, ale m ogą stać się uży
teczne jed ynie w tedy , gdy człow iek przeżyje uw alniającą moc krzyża, pozostaw i cielesną płaszczyznę życia a stan ie n a fundam encie d u cha.
D uchow ym m ocom ciem ności m ożna prze
ciw staw ić się tylko D uchem Bożym. I to w ła
śnie jest jed y n ą i w łaściw ą podstaw ą dzieła Bożego. P a n Bóg chce użyć te n a tu ra ln e czy też zdobyte um iejętności, k tó re pow ierzył ludziom, ale pod ty m w arunk iem , że p rzez śm ierć starej n a tu ry człow iek osiągnie życie duchowe. Tą drogą szedł i Mojżesz i P aw eł i to samo do
świadczenie przeszli wszyscy, którzy w pracy duchowej byli używ ani p rzez Boga. Oznacza to, że zarówno pracow nicy ja k i praca, p rzez nich w ykonyw ana m usiała b y ć p rzy ję ta przez Pana.
Nie należy z pow yższego w nioskow ać, że stoimy n a przeszkodzie w g ru n to w n y m przygo
towaniu się do jak iejś sp raw y . D alecy jesteśm y od tego, aby powiedzieć, że należyte przygo
towanie n ie posiada żadnej w artości. Chodzi tu jedynie o zaakcentow anie, że pom im o posiada
nia w ielu n a tu ra ln y c h i zdobytych darów przez w ykształcenie lub n aw et poznanie p raw d y ewangelicznej m oże jed n a k brakow ać tego n a j
ważniejszego p u n k tu , z pow odu którego w szel
ka praca może m ijać się z celem . T ym najw aż
niejszym p u n k te m jest oczywiście n apełnienie Duchem Św iętym . N ik t z w ierzących m ając pełnię D ucha Św iętego n ie będzie p o p iera ł pro
stactw a ani nie będzie gardził w ysiłkam i zm ie
rzającym i po poznan ia taje m n ic Biblii, będzie raczej św iadom y co to je s t zaniedbanie i jakie owoce d a je poznanie, gdyż w te d y zrozum ie, że na takim gru n cie P a n m oże jeszcze doskonalej go użyć. Zauw ażam y, że jed n y m z n ajw sp an ial
szych objaw ów działania D ucha Św iętego jest pobudzenie w ierzącego człow ieka do pilnego zdobywania m ądrości i n iera z sam P a n udziela do tego nadzw yczajnych zdolności tak, że sp ra wy, któ re p rzedtem by ły zupełnie obojętne te raz n a b ie rają w arto ści najw ażniejszej.
Tych kilka p ro sty c h w skazów ek i uw ag prowadzą nas 'głębiej w poznanie naszego P an a i Zbaw iciela jako w zoru sługi. P a n Jezus o sobie sam ym kiedyś ta k się w y raził: „ Ja nie czynię nic sam z isiebie, m ówię ty lk o to, co O j
ciec m ój m n ie n auczył” ; „Spraw y, k tó re czynię nie od siebie sam ego czyn ię” . P rzez to zauw a
żamy w naszym P a n u bezgrzeszne „ ja ”, k tó re w yzb yte je s t n aw et tego, aby dobre czy
niąc i m ówiąc przypisyw ać to sam em u sobie.
Wszelkie wiadom ości oraz w łasn ą w olę uzależ
niał całkowicie od Ojca i od Niego otrzym y w ał wszystko. B ył św iadom y tego, że n a w e t w ty m bezgrzesznym sw oim życiu ta zależność od Ojca jest ta k konieczna, bow iem in n y sposób jego m isji by łby w y staw ion y n a w ielkie niebez
pieczeństwa. B ył o n wobec tego objaw ieniem nierozdzielonej isto ty Boga. T aka nierozdziel- ność m usi cechow ać ty c h w szystkich, k tórzy p ragną nosić podobieństw o „sługi Bożego” — ten aspekt jest godny p odkreślenia — gdyż człowiek może go osiągnąć dopiero w tedy, gdy jest św iadom y swej absolutnej nicości. Czy tak i zw rot w życiu w ierzącego człow ieka m usi na
stąpić w późniejszym rozw oju i p rac y ducho
wej? Czy n a jp ie rw pow ażna część początkow ej pracy m usi ulec niepow odzeniu z tego w zglę
du, że w y k o n u je się ją w edług ciała i n a tu ra l
nych zdolności? Ja k że konieczne jest, ab y to w ielkie rusztow anie i gorączkow e bicie m łotem Wcześniej czy później odpadło, a n a w idow nię w ydostał się te n praw y i w iecznie trw ający duchowy rezu ltat. M usim y kategorycznie po- wiedzieć, że ty lk o to, co D uch Ś w ięty czyni może osiągnąć w ieczny cel i może ostać się na wieki.
J e s t rzeczą pew ną, że zaraz od początku Bóg życzy sobie, aby człow iek uznał sw oją nie
um iejętność. To przeżycie było niew ątpliw ie u w szystkich ty ch ludzi, k tó ry ch w ym ieniliśm y na w stępie. G dy się odw ażyli przekroczyć tę granicę, to znaczy zaufać sobie, zostali zawsze naprow adzeni n aty ch m iast n a w łaściw y grunt.
W ierzym y, że jest to w łaściw y sposób w ycho
wania. i ściśle zw iązany ze służbą Pańską. Dzię
ki ta k im przeżyciom m ożem y w zrastać w po
znaniu Pana. Je d y n ie p rakty czne poznanie P i
sma Sw. może nas uczynić zdolnym i do służby P anu. To poznanie je s t poznaniem Boga a ty m sam ym s ta je się ono d la nas życiem.
M ojżesz tw a rd ą szkołą bezczynności m usiał być przygotow any do następnego zadania; przez 40 la t n a p u sty n i m u siał paść owce. Takie było zajęcie człow ieka o niezw ykłej sile i n ieprze
ciętnych zdolnościach n atu raln y ch . W y starto w ał z w ielkim i zam iaram i, pob u d k i b y ły szla
chetn e a także cel b y ł słuszny, lecz rodzaj i sposób w jak i Rozpoczął p racę b y ł niew łaściw y.
P o trafić cierpliw ie zachow ać się w bezpośred
niej łączności z niespraw iedliw ością, rów nocze
śnie być gotow ym do przebaczenia, a także re zygnow ać z przekon an ia o w łasnej słuszności — oto jed n a z w ielkich lekcji, k tórej m uszą n a
uczyć się ci, k tó rzy chcą innych ludzi w yzw a
lać. N ależy w ystrzegać się służby oczekującej ze stro n y ludzi u zn an ia i podziw u dla naszej pobożności. Także w szelaka wyższość n ie może m ieć m iejsca, nie m ożna lubow ać się sw oim głosem lub zachow aniem . Takie lekcje dane były i Mojżeszowi, kosztow ały go one w iele bo
ju. Zależność, w iara, posłuszeństw o i pokora były w ym agania od niego, a tego n iestety z książek i w ykładów nauczyć się nie da. Izaja
szowi m usiało być dane objaw ienie, aby mógł zauw ażyć sw oją nieudolność. P aw eł (Saul) m u
siał być strąco n y ze swego konia, ab y ukorzyć i uniżyć się przed Jezusem i uznać w tedy, że wszelka jego wiedza, godność duchow a i u rzę dowa są niczym.
Rów nież i inni uczniow ie m usieli uznać sw oją nieudolność, ab y w te n sposób zadowo
lić serce N iebiańskiego M istrza. W końcu do
świadczyli n a w e t i tego, że n a drodze w iodącej przez krzyż nie są w stanie zachow ać w iarę.
W szystko to jest nieodzow nym w procesie przygotow ania do owocnej pracy. Szkoda, że tak m ało jest ludzi, k tó rz y tego rod zaju w y chow anie i przygotow anie do służby przyjm o
w aliby ochotnie. Je d n a k wszędzie tam , gdzie szczerym dzieciom Bożym zależy na przygoto
w aniu się do służb y P ańskiej n ie pow inno brakow ać i tego ro d za ju przygotow ania. W y
raźnie ry su je się tu ta w ielka potrzeba polega
jąca na zupełnym uzależnieniu się od Ducha Świętego, aby mógł o n tych, 'którzy m u są po
słuszni w prow adzić w s ta n duchow ej dyscypli
ny, od k tó rej z kolei uzależnione jest głębsze poznanie Boga. W św ietle tego w łasna idea do
tycząca pracy i służby m usi być zaniechana.
Chodzi w ięc o to w ew n ętrzne nastaw ienie, du
chow y p ierw ia ste k z Boga pochodzący, a nie 9