• Nie Znaleziono Wyników

Sztuka poetycka Słowackiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Sztuka poetycka Słowackiego"

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)

Juliusz Kleiner

Sztuka poetycka Słowackiego

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 39, 7-20

(2)

I.

R

O

Z

P

R

A

W

Y

SZTUKA POETYCKA SŁOW ACKIEGO

A poteoza w łasna, ty lo k ro tn ie p łyn ąca fa lą dźwięku i b lask u w śród poem atów Słowackiego, je s t w istocie sw ojej i w spontanicznej, n a tu ra ln e j sw ej tre ś c i pochw ałą słow a i stw orzonego przez słowo w łasnego, poetyckiego św iata. Przecież — ta k bardzo różny od K o n ra d a W yspiańskiego z „W yzw olenia“ — w pierw szej fazie się­ g a n ia po berło poetyckie, jak o tw ó rc a „K o rdian a“ , o ty m jedynie m yślał, by spędzić przeciw nika ze scenicznych progów.

A gdy w „B eniow skim “ do apoteozy sz tu k i słow a doda apoteozę w odzostw a swego, będzie to w ynik koniecznego przeciw staw iania się kom uś innem u i zarazem w ysnucie w niosku z narzuconego losu zbiorowości. W sto su n k u do celów a rty s ty je s t to coś w tórnego, coś, czego w y raz je s t albo nieokreślony, albo konw encjonalny, gdy p rze­ ciwnie dążność i moc a rty s ty w ypow iada się pełnią obrazu i słow a

oryginalnego. ч

To, co m a być program em , p rzy b iera niem al postać zw ykłej p rze k o ry : „Nie pójdę z wam i, w aszą d ro g ą k łam n ą — P ójdę gdzie in­ d z ie j!“ Za to m elodią i w y razisto ścią bogaci się w iersz, gdy mówi o drodze poetyckiej :

Gdy zechce kochać — ja mu dam łabędzie Głosy, ażeby miłość sw oję śpiewał.

Rozkoszow anie się arty zm em w łasnym , u Mickiewicza w y ją t­ kowo uśw iadom ione w m omencie e k sta z y tw órczej i będące dlań od­ skocznią dla p rag n ie n ia innej po tęg i — u Słowackiego stale to w a rz y ­ szy kształto w an iu .

I mimo, że ty le siły i szczerości m iały u niego ak cen ty rew olu­ cyjne — narodow e i społeczne, m im o że m arzycielski jego idealizm był n a u słu g ach „ducha wiecznego rew o lucjo nisty“ i staw iał św iatu całem u p o s tu la ty najw yższe, m im o że k ry ty cy zm nie mógł bez p ro te ­

(3)

8 JU LIU SZ K LEIN ER

s tu p rzy ją ć stw ierdzen ia niezgodności stosunków rzeczyw istych z tym , co ja k o rzeczyw istość o dręb n ą budow ały k o n stru k c je słowne, mimo że psych ik a poety i w rażliw ego a k to ra sztuk w łasnych dom agała się nam iętnie oddźw ięku i k rw aw iła się w razie b ra k u echa — k to wie, może w w aru n k ach norm alnych starczyło by rozkoszy tw órczej i w ir­ tuozow skiej n a w ypełnienie duszy. Ale w a ru n k i były nienorm alne, tak ie, k tó re jed n o stk ę w y b itn ą s tr ą c a ją w dół lub potężnie do nowych wzlotów p o bu d zają — tak ie, w k tó ry c h u ra s ta ć ona może n a olbrzy­ ma. N ieszczęścia n aro d u spotęgow ały rozdźw ięk m iędzy m arzeniem

w słowo w cielonym a rzeczyw istością w m iażdżącą tra g e d ię — i wobec tak ieg o w d arcia się losu zbiorowego w św iat ciep larn iany egotyzm u i a rty s to s tw a — wobec tak ieg o podnoszącego i bolesnego zsolidary- zow ania się ze sp ra w am i ponadindyw idualnym i i p ozaarty sty czn y m i p rzy kro ść niezrozum ienia i niedocenienia zm ieniła się w tra g icz n ą tam ę dla odd ania m ocy sw ej n a u sługi Ojczyźnie.

R uch czarow ny czy gorączkow y m arzeń przeszedł w energię rew olucyjną dążeń i s ta rć m ających przekształcić całą dziedzinę re a l­ ną, w k tó rą w ro śn ię ta b y ła osobistość. S tosunek do św ia ta sta ł się teren em potężnych napięć dram atycznych, odpow iadających zam i­ łow aniu literack iem u do dram aty czn ej form y.

O środkiem jed n ak owych napięć i ta r ć i dążeń pozostaje oso­ bistość w łasna. W szakże w rozm owie z Bogiem poecie n a rz u c a ją się słow a:

Dla m nie na zachodzie Rozlałeś tęczę blasków promienistą.

R o zszerzają się później k ręg i egotyzm u w rozległość rów ną św iatu, ale nie dopuszczają górow ania sam otności św ia ta n a d tw ó rcą i gd y d o jd ą do o g arn ięcia kosm osu, stan ie się to w form ie — a u to ­ b io g rafii kosm icznej.

S tr u k tu r a poetyckiej całości w „Beniow skim “ , w k tó re j n ad zdarzeniam i i osobam i kształto w an y m i p an u je ustaw icznie „ ja “ poe­ ty — to n a p ra w d ę o braz trw a łe j s tr u k tu ry poetyckiego św ia ta w u tw o rach Słowackiego.

W w ielokształtności tego św ia ta w ypow iada się sp rag n io n a bogactw a, przepychu, tonów różnorodnych jaźń w rażliw ego, niespo­

kojnego, w ielostrunnego a r ty s ty i zasp o k aja ty m żądzę przejaw ienia się, pełnego w ypow iedzenia wszelkich możliwych fo rm sw ej istoty .

(4)

SZ T U K A PO ETYCKA SŁOW ACKIEGO 9

Podporządkow anie zespołu postaci, zdarzeń, obrazów w ypow iadają­ cemu podm iotow i je s t zasadniczym ry sem ro m an ty zm u i je s t cechą p o staw y lirycznej.

Zbudow any więc ów -św iat przez liry ka, dla k tó rego isto tą je s t to n osobisty, ale przez liry k a o ta k ie j wobec podniet w rażliw ości i chłonności, o ta k pobudliw ej i tw órczej fa n ta z ji i ta k ie j potrzebie bogactw a obiektyw nego, że w ła d a ją w jego świecie osobistości, po­ tęgi, przedm ioty obiektyw ne w sta rc ia c h sw ych i sprzecznościach, chociaż w szy stk ie u ję te są ze stan ow isk a w arto ści em ocjonalnej dla sam ego tw órcy. W yjątkow o ty lk o zdobyw ający się n a bezpośredni w y raz liryczny — w ypow iada się on p ro je k c ją dram atyczno-epicką rozleglej, b arw n ej rzeczyw istości pozaosobistej, u k tó re j pod staw je s t zawsze „ ja “ au to ra. To w y raża „K ról-D uch“ . Odpowiednik pojęciow y p rzy nio sła filozofia, u zn ająca w szystkie fo rm y przy ro d y i dziejów za zm ienne fizjonom ie tego sam ego ducha, wznoszącego się po sto p n iach p ostęp u — identycznego z duchem w łasn ym poety. T ak zrozum iał on i dlatego p rzy ją ł z entuzjazm em tezę: „W szystko z du­ ch a i dla d u ch a“ .

N ęci go niezw ykłość osób, zdarzeń, losów — a jedn ak dla po­ sta c i jego w yw oływ any przez nie oddźwięk em ocjonalny je s t w łaściw ą ta je m n ic ą ich b y tu.

O bdarzony fenom enalną zdolnością przeżyw ania psychik róż­ nych, b y stro śc ią w y jątk o w ą o bserw acji i k rytycyzm em , p o tra fi u k a ­ zać k rea c je realizm u psychologicznego, tchnące p raw d ą, a od cech jaźiii jego niezależne, ja k Gwinona. I w tedy w szakże n ajśw ietn iej w y p a d a ją obiektyw izacje w łasnych linii duchow ych, zw iązane z ob­ cym podm iotem , przez w nikliw ą obserw ację ożyw ionym : F a n taz y ,

Idalia. P ełn ia zaś jego sztuki, nie ty le d ra m a ty i eposy tw orzącej, ile rac z e j fa n ta z je d ram aty czn e i epickie — to przede w szystkim ta k ie powoływanie postaci do bytu, by sta w ały się niby eem anacjam i lub koniecznym i dopełnieniam i osobistości czy g ru p y naczelnej wcie­

la ją c e j sferę duchow ą tw órcy. T ak zbudow any je s t św ia t „A nhel­ lego“ , „Lilii W enedy“ , „K róla-D ucha“ , „K siędza M a rk a “ . Tak w szczuplejszym , ściśle zam kniętym okresie po w stał k r ą g „Godziny m y śli“ , idylli szw ajcarsk iej, „O jca Zadżum ionych“ .

W dziełach ty ch doprow adzenie pew nych tonów i koncepcyj do szczytu, do najw yższego w y jask raw ien ia lub wy subtelnienia, stanow i logikę k sz ta łto w an ia Popiela i A nhellego, Rozy W enedy i K siędza M a rk a i J u d y ty , kochanki szw ajcarsk iej, boleści O jca Zadżum ionych i lo su W enedów.

(5)

10 JU LIU SZ K LEIN ER

U p a ja ją te k rea c je lub ran ią , zachw ycają lub p rz e ra ż a ją owe d ram aty czn ie i m a la rsk o i m uzycznie kom ponow ane p rzestrzen ie, w k tó ry c h po eta k azał im się u jaw niać i to n ja k iś jed en w y trz y m y ­ w ać w rozm aitych falow aniach i drgnieniach.

D aw ał w nich k s z ta łt m arzeniom , a te dom agały się n a jw y ż ­ szych urzeczyw istnień, nie tłum ionych k om prom isam i w aru n k ó w realn y ch . Oblekał się w ciało sen o potędze i sen o szczęściu i p o s ta ­ ciom kobiecym zwłaszcza, szczególnie poddanym k sz ta łtu ją c e j sile snów poety, kazał być albo potężnym i, o potędze zw ykle niszczącej, albo subtelnym i, uszczęśliw iającym i. Ale sn y to nieziszczone — więc też p otęg a m usi się załam ać, więc p o stać uszczęśliw iająca, Lilia, W an d a czy Am elia, ulec m usi nieszczęściu i śm ierci. Z re sz tą sn y o szczęściu sp la ta ły się ze snam i o cierpieniu, z rozkoszow aniem się straszliw o ścią m ąk m arzonych, a tak ie sny do sk ra jn o ści dochodziły ty m łatw iej, że pesym izm ow i i krytycyzm ow i zgodne się zdaw ały z rzeczyw istością.

Bo wobec rzeczyw istości dwoiście u sta la się p o staw a duchow a m arzyciela-nerw ow ca. Zespoły przedm iotów jednoczące się w ca­ łości p rzyrody, czy u tw orów u trw alo n ych ducha ludzkiego, cieszą się pięknem , budzą rea k c je dodatnie — zespoły sto su nk ów w pły w a­ jący ch n a los ludzki i przez ludzi powodow anych budzą re a k c je u jem ­ ne, tra w ią ce uczucie b rak u , chęć p ro te stu , żądzę przem iany w ielkiej. S tą d ludzie p rze d staw ia ją się jako sp lo ty przeciw ieństw , jak o zespoły cierpiących i prześladu jący ch . To d a je d ram atyczn em u obrazow i ś w ia ta n u tę trag iczn ą, chociaż poczucie, ja k urozm aicone i niezw ykłe s ą zdarzenia, sk łan ia k u p rzy jm u jącej je z zadowoleniem rom ansow ej epickości. A rozdw ojenie w ew nętrzne, płynące z estetycznego odczu­ w an ia w arto ści i k ry tycznego stw ierd zan ia b ra k u w alorów , odbiło się n aw et w koncepcji Polski dw oistej, duszy anielskiej w czerepie rubasznym .

Znowu więc em ocjonalna w arto ść przedm iotów g ó ru je n ad ich o biektyw nym ujęciem . M ają one stosow ać się do m arzonego św iata, k tó ry w yrósł nie tylk o z prag nień sam ego tw órcy, ale i z tra d y c y j w iekow ych p rag n ien ia i m arzenia.

Tkw i w założeniach tra g e d ia intelig enta, k tó ry przez w chłonię­ cie w alorów k u ltu ra ln y c h zsolidaryzow ał się z całą niem al ludzkością, lecz zarazem oddalił, odciął się od św ia ta pośredniością przeżycia, b rak iem silnego g ru n tu w realn y ch zapasach w alki o b y t. Ale jedno­

(6)

SZ T U K A PO ETYCK A SŁOW ACK IEGO 11

cześnie te n in telig en t um ie w pełni rozkoszować się k u ltu rą i dzięki n iej um ie też rozkoszow ać się św iatem i — sobą, i to tra g e d ii od­ b iera o s trz a zabójcze.

T reści duchowe z dziedzictw a k ultu ralneg o, przede w szystkim z le k tu ry płynące, m a ją u niego pierw szeństw o n a d bezpośrednim i doznaniam i. S ta je on wobec rzeczyw istości z gotow ym i obrazam i św ia ta m arzeń i z nich bierze m iarę dla tego, czym d arzy dośw iad­ czenie.

Je śli znajdzie się czynnik h arm on izu jący z p o stu la ta m i m arze­ nia, będzie on dla m arzeń podnietą, z m arzeń czerpać będzie naw zajem um ocnienie, wyw yższenie, i powiedzie uczuciowość i fa n ta z ję do upo- jeń. A g d y odczute zostanie przeciw ieństw o m iędzy snam i a tym , co rzeczyw iste, w ted y broni się i b u n tu je siła snów i wszelkie dysonanse czyni s k ra jn ie szarpiącym i, raniącym i. Poniew aż jed nak owe dyso­ n an se w łaśn ie n a jb a rd z ie j pobudzają psychikę tw órcy, więc i w nich czuje p o eta z bolesną rozkoszą w arto ści ogrom ne — i zarów no w owych szarp iący ch doznaniach ja k w upojeniu objaw ia m u się w a r­

tość najw yższa, nieskończona, Bóg.

Kto ciebie nie czuł w natury przestrachu Na w ielkim stepie albo na Golgocie... Ani też w uczuć młodości zapachu

Uczuł, że jesteś...

Zdaw ać się może, że rozw ój jego w ładz tw órczych to stopniow e potężnienie czynników szarpiących. W „K ordianie“ po raz pierw szy u ję te w k s z ta łt p rze jm u ją cy czy to w uk azan iu „jaskółczego niepo­ k o ju “ jak o isto ty doznań psychicznych — czy w oddaniu m ęki halu- cyn acy j dochodzą do niezrów now ażonej niczym przew agi w bolesno- śoi „H o rszty ń skieg o “ , ponownie w siły ro sn ą n a terenie poem atów 0 bólu i piekle — i jeszcze po ra z trzeci w zm ag ają się w zm orach epoki m istycznej.

Ale rośn ie rów nież czar upojeń. P o e ta początkow o u p a ja się ty lk o poszczególnym i w idokam i i naiw nie zachw yt sw ój w y raża : „P ięk n y je s t w idok C zertom eliku“ — „ Ja k cudny widok oczom się p rz e d sta w ia “ . P o tem u p a ja się p rzy ro d ą całą, je j cudowną harm o n ią, k tó r a uczy go, ja k h a rm o n ią napełnić p oem at szw ajcarsk i i „A nhel­

lego“ , i niem niej się u p a ja pięknem stan ó w psychicznych, przez niego dopiero w Polsce o d kryty m . W końcu u p a ja się w szechśw iatem — 1 to nie sam ym oglądem jego w spaniałości, lecz uznanym w kosm osie

(7)

12 JU L IU SZ K LEIN ER

praw em . W tedy też o siąga w yżyny koncepcji praw dziw ie tra g icz n e j św iata, k tó ra możliwa s ta je się dopiero dzięki ujaw nien iu potęgi p raw w ładających. N iejasno zary so w uje się już w „A nhellim “ sens św iata i tk w i u po d staw przeznaczenia tajem niczego, k tó re wyol­ b rzym ia Rozę W enedę i los n aro d u ginącego W enedów. Ale w yraźnie u k azuje się praw o dopiero w koncepcjach la t o statn ich , gd y p oddaje m u się i K siążę Niezłom ny, i Zaw isza, g d y w a lk ą dw u p ra w je s t „Zborow ski“ , gd y apoteozą p raw a kosm icznego je s t „Genezis z D u­

c h a“ i vK ról-D uch“ i rad osne „ H o san n a“ głosi upojenie się ty m poznaniem .

K o n stru k c ja poetyckiego św ia ta op iera się w ted y na in telek ­ tu aln y m zrów now ażeniu dysonansów ; poprzednio rów now ażyła je ty lk o — estetycznie.

Niezdolność istotnego opanow ania rozdźw ięków w iodła do dłu­ go trw ałej koncepcji św iata irracjo n alneg o, konsekw entnie u p lasty cz­ nionej w „B alladynie“ ; czyniło to Słowackiego poetą bezsilnego b u n tu i złow rogiej dynam iki, w cielanej w p o sta c i tak ie ja k B allad yna lub H etm an K ossakow ski. Ucieka a r ty s ta przed t ą dyn am ik ą złego w sfe ­ rę wypełnionego m arzeniam i, idealizow anego sam otnictw a, w sfe rę izolowanej fikcyjnie duchowości. N ie m ogąc sił dodatnich przeciw ­ staw ić zwycięsko złem u w walce realn ej, nie m ając op arcia w ru ch u społecznym, m asow ym — b roni się uniezależnianiem m arzeń od s to ­

sunków rzeczyw istych, chce siły czerpać z oderw ania się od g ru n tu realnego, stw a rz a koncepcję ab so lu tn ej w arto ści czynników ducho­ wych bez w zględu n a ich realn e oddziaływ anie. To św ia t A nhellego : nic nie czyniąc, n a nic nie oddziaływ ając realn ie — m arzyciel św ięty w zupełnym oderw aniu od w alk isto tn y c h decydować m a o losie. A gdy sn y m istyczne zam ilknąć k ażą krytycyzm ow i, w tedy sam ow y­ starczaln o ść fik c ji dojdzie do niepraw dopodobnych niem al p a ra d o k ­ sów, w ted y fik c ja w yda się b ardziej rzeczy w istą od p raw d y i już nie tylk o w k o n stru o w an ie przyszłości w zbudzi się w iara, ale p oeta ze­ chce n arzucać w iarę — w dowolnie, fa n ta sty c z n ie k o n stru o w an ą przeszłość dziejową.

W łaściw ie jed n ak nie myśliciel doprow adza tu rozdźw ięki n a j­ boleśniejsze do h arm o n ii — czyni to a rty s ta . B ard ziej od fik c ji u p a ­ ja ją c e j zw ycięża u p a ja ją c y a rty z m ujęcia. Bo isto tn ą w a rto śc ią ab­ solutną, k tó rą Słowacki w prow adza w ścieranie się potęg realn ych — je s t jego sztu k a.

(8)

S Z T U K A PO ET Y C K A SŁOW ACKIEGO 13

S ztu k a t a je s t sam o w y starczaln ą sfe rą w arto ści odrębnych, niedostępnych a ta k o m niszczącym — i je s t rów nież teren em w alki 0 w artości. P rzed m io ty przez n ią wzięte w posiadanie ocalone zo sta ją od bezw artościow ości i od niebytu.

A ran io n y b rak a m i i ciosam i i m arnością św iata realnego sto ­ sunków ludzkich, podcinany w radości życia przez chorobę, przez groźbę śm ierci, z a tru w a n y niepokojem nerw owym , owym „jask ó ł­

czym niepokojem “ K o rd ian a — p oeta ciągle w yryw a niejako swe tw o ry o tchłaniom n ieb y tu i bezw artościow ości.

S tą d jego obrazy, jego słow a zdobiące, nie ty lk o m a ją przed ­ m iot ukazać, эЛе m a ją zawsze s p o t ę g o w a ć j e g o w a r t o ś ć

S tą d jego p o staci m a ją w sobie stale żądzę w yw alczania i um ac­ niania sw ej w arto ści isto tn ej, k tó re j obniżeniem czy zniszczeniem grożą w a ru n k i bytu.

P ierw sza potężna k rea c ja , B alladyna, w te j żądzy m a źródło zbrodniczości i tra g izm u :

Będę, czem dawno byłabym , zrodzona Pod inną gwiazdą.

P ostaciom M ickiewicza w y sta rc z y b y ć : w yraz je s t dla nich przejaw em spontan iczn y m ich b y tu . P o staci K rasińskiego chcą coś o z n a c z a ć : w y raz ich je s t uogólnieniem pojęciow ym ich isto ty 1 je j ideow ą kondensacją. P o stac i Słowackiego chcą s w ó j b y t u w y d a t n i ć , bo on im sam nie w y starcza, chcą p o d k r e ś l i ć s w ą n i e z w y k ł o ś ć l ub p a r a d o w a ć z w y k ł o ś c i ą ja k o k ry ją c ą niespodziew ane w alory. Chcą powiedzieć o sobie to, co rzuci n a nie św iatło właściwe, ch cą się w odpowiednim św ietle u k a ­ z a ć . Są z n a tu ry te a tra ln e . B y t ich w poczuciu w łasnym (ta k głę­ boko u ję ty m słow am i K o rd ian a i Szczęsnego K ossakow skiego) zbyt blisko g ran iczy z niebytem , w y m ag a um ocnienia, spotężnienia, w y­ m ag a p rzek ształcen ia w aru n k ó w , k tó re p e łn e ukazanie w artości ta m u ją .

Ale t a sz tu k a w yw alczająca w arto ści — n ade w szystko je s t sa m a w arto ścią. J e s t źródłem niezm ąconym rozkoszy, a p rzy m n iej­

szym napięciu — źródłem bezpiecznym przyjem ności. Toteż nęci o na do igraszki.

Ig ra n ie tem atem , ig ra n ie w yrazem p rzy łatw ości i lekkości w spółbrzm ienia ze św iatem w rażeń —- to cecha Słowackiego, gdy n ad m iern ie nie wchodzą w g rę uczucia pobudzone. W irtuozostw o

(9)

14 JU LIU SZ KLE IN ER

górę czasam i bierze n a d wypow iedzeniem głębi i walczącego o ideały ro m a n ty k a usu w a chwilowo w ładca techniki poetyckiej, a n a w e t — rokokow ego p o k ro ju cyzelator bibelotów czarujących.

O słabia to niekiedy moc u k azyw ania potęg szarpiących.

Bo kiedy grzebię w ojczyzny popiołach, A potem ręce znów na harfie kładnę:

Wstają mi z grobu mary, takie ładne! Takie przejrzyste! świeże! żywe, młode!

Że po nich płakać nie umiałbym szczerze; Lecz z nim i taniec po dolinach wiodę.

Tu w łaśnie ig ran ie odbiera gorycz tru ją c ą irracjo n aln em u św ia tu nie­ szczęścia w „B alladynie“ i każe m iejsce M ojry potężnej za ją ć zwiew­ nej ru sałce Goplanie ze S k ierką i ' Chochlikiem . N aw et w tra g e d ii w enedyjskiej surow ość wielkich linii przesłoniona je s t a ra b e sk a m i niezw ykyłch popisów czaru jącej L ilii w w alce z Gw inoną. D zięki ta k ie j postaw ie — Słowacki w elegii czy idylli szw ajcarsk iej tw o rzy rozkoszny poem acik o bezbrzeżnym sm utku. W „B eniow skim “ zaś płynie s tą d program ow a, uśw iadom iona m etoda a rty sty c z n a .

Ale w irtuozostw o to wznieść się p o tra fi do pełnego pow agi, niem al pełnego św iętości panow ania n ad k sz ta łte m arty sty c z n y m .

I w ted y w m ityczną wielkość te m a tu i w potęgę w spółbrzm ie­ n ia różnych s fe r a rty z m u u r a s ta prolog i fin ał tra g e d ii w enedy j­ skiej. W tedy niczym nie złagodzona i niczym nie uzasadniona stra s z - liw ość nieszczęścia zm ienia się w p osąg klasyczny bólu, jak im je s t „Ojciec Z adżum ionych“ . W tedy w h arm onię ściszonego, w dal p rze­ dziw ną usuniętego religijnego o rato riu m z esp alają się n a jb a rd z ie j

szarp iące sceny m arty ro lo g ii i u p ad k u z najw yższym i w arto ściam i duchow ym i Anhellego, Szam ana, E llenai i Eloe anielskiej. A gdy w poem acie sybirsk im (ja k częściowo już w „Godzinie m yśli“ ) z h a r­ m onizow anie odzyskane zostało stłum ieniem dynam iki, p ersp e k ty w ą dali, to „K róla-D ucha“ rap so d pierw szy okaże, że i s k ra jn ą d y n a­ m ikę gro zy i okropności przem ienić zdoła a rty z m w źródło upo jeń . Ale t u ta j zaznacza się również niebezpieczeństwo estetycznego przezw yciężania rzeczy straszliw ych, estetyzow ania czynników s z a r­ piących ,w k tó ry c h filozofia poety u zn aje' czynniki postępu.

Oto w powieści o śm ierci i pogrzebie^W andy daw ny Popiel od tw a rz a grozę bezzasadnej zem sty:

(10)

SZTUK A POETYC K A SŁOW ACKIEGO 15 Krzyk pierwszy, który z ust w yszedł, zwierzęcy,

Już niepodobny krzykowi człow ieka,' Zbudził Germanów całe sto tysięcy —

I szli — jak morze huczące z daleka. Stos w ystawiłem okropny! książęcy!

Taki wysoki, że w iślana rzeka Na bladych trupów zatrzymana murze Stanęła — cała jak upiór — w purpurze.

Mimo że słowo „zw ierzęcy“ dowodzi uśw iadom ienia ohydy f a k tu — m im o że p odtrzym uje tę świadom ość w y raz „okropny“ — przecież przyznanie się do m ordu bezbronnych w chwili oddaw ania czci k ró ­ low ej zm arłej z a ta rte zo staje w spaniałością poetyckiego u jęcia — pochodem Germ anów , co „szli ja k m orze huczące“ , p u rp u rą w iśla­ n ej rzeki.

O kazało się niepokojąco, groźnie, że siłę szarpiących czynników , naw et tak ich , co sum ieniam i w inny z a ta rg a ć — że siłę tę i m isty k a i sz tu k a przezwyciężyć m ogą rów nież budzeniem obojętności wobec ich grozy, stępieniem .

Ale to w yjątkow e. N a ogół siła sztu k i u Słowackiego n a sw ych w yżynach w spółdziała z siłą etycznego p ro te stu , gdy w strz ą sa u k a ­ zaniem zła, i poniżenia i krzyw dy. T ak je s t w przedstaw ieniu trag ed ii W enedów, czy tra g e d ii Ju d y ty . Tak je s t w inw ektyw ie przeciw g rze­ chom narod u , co w nętrzem dusz m a z a ta rg a ć w „Grobie Agam em - n o n a“ .

D oprow adza t a sz tu k a czynniki szarpiące do skrajno ści, cza­ sem (w „D an ty szk u “ , w „B eatrix Cenci“ , w „Śnie sreb rn y m Salo­ m ei“ ) z siłą n a p o ru idei prześladow czych, nie opanow anych należy­ cie, czasem z niepospolitą celowością arty zm u , ja k w w yniesieniu śm ierci H etm an a-zd rajcy n a szczyty bolesności i trag izm u dzięki pom ysłowi, by nie scenę w idzianą uczynić z jego stra c en ia , lecz r e ­ lację, k tó re j słuch a syn — czujący się mim owolnym te j śm ierci wi­ nowajcą. Z logiką zaś znaną już w b aśn i o sm okach i dziewicach cudownych, Słow acki do skupienia okropności w prow adza to n y jasne, miękkie, subtelne. Je śli w szakże włączanie rozjaśnień tak ic h je s t dla niego w ynikiem n ak azu w ew nętrznego, gdy ukazu je rzeczy d rę­ czące, m roczne, to naw zajem upojenie zdaje się u niego rów nie w y­ magać w łączenia szarpiących w tórów . N igdy przecież p o eta nie roz­ toczył bardziej u p a ja jąc y c h blasków , b ardziej pory w ającej wielkości ideowej, jak wówczas, kiedy H erow i w zaśw iatach ujrzeć pozwolił najpierw „U m iłow aną od tąd i n a w ieki“ , potem zjaw ę Córki Słowa

(11)

16 JU LIU SZ KLEIN ER

i M atki Bożej, będącej zarazem K rólow ą P olsk i przyszłej. D roga jed ­ n a k upojeń duchowych, k tó rą one wiodą, okupiona być m usi bezm ia­ rem cierpień: „Sławę ci dam y — lecz tobie obrzydnie, Serce ci d a­ m y — ale spu sto szeje“ . W yjątkow o ty lk o w y raz z n a jd ą niezm ącone chwile upojenia: w obrazie d nia rajsk ieg o , dnia kosm icznych zachwy- ceń najw yższych — w scenie zaślubin M ieczysława i D obraw ny, „czy­ s te j z n ajczystszych n a ziem i“ , w m odlitew nym wylewie lirycznym w tó ru jący m pieśni „Kiedy ran n e w s ta ją zorze“ :

Kiedy pierwsze kury Panu śpiewają,

Ja się budzę — i wzrok do gwiazd niosę. Kiedy kwiatki w rosie czoła maczają,

Ja ożywam Pańską pijąc rosę. Cherubiny wtenczas rzędem stają

I puklerze z ognia złotowłose Przeciw duchom złym mają zwrócone, Płaszcze, tarcze, jak żelaza czerwone. Pan mię w tenczas na rannym świtaniu

Za bladymi gdzieś słucha niebiosy, Serce moje się roztapia w śpiewaniu,

Sny ostatnie — przechodzą przez włosy.

Jednego ry su b ra k ty m upojeniom : jeśli się pom inie pieśń K ry sty n y w „K rólu-D uchu“ , scenę pocałunku w „ B eatrix Cenci“ — to niem al nie znajdzie się ek sta z a zm ysłowa, erotyczna. P rzem aw ia upojenie młodości, w k tó re j budzi się dopiero m ężczyzna. B ardziej niż ja k a ­ kolwiek in n a — poezja Słowackiego je s t głosem upojeń chłopięcych i młodzieńczych.

Podniecony je s t zawsze poeta i przez zjaw y w yobraźni, docho­ dzące do sk ra jn e j dynam iki fa n ta sty c z n e j lub niebiańsko wyanielo- ne — i przez w rażen ia św ia ta otaczającego, k tó re czy to w y jask raw ia, czy w ysubtelnia. Toteż głównym środkiem jego arty sty c z n y m je s t nie słowo rów now ażne przedm iotow i, lecz słowo m o d y f i k u j ą c e , u n i e z w y k l a j ą c e , t r a n s f o r m a t o r s k i e . Ton uczucio­ w y m a być nim w yrażony, i przez ów to n prześw ietlają ty lk o cechy rea ln e: „Stoi cichości pełna i kolorów Telia k ap lic a “ — „Przez ciem­ ne, sm utne gościńce k u rh an ó w N iesie go czarny koń dniam i i nocą“ . O dchylanie znaczeń s ta je się często p o dstaw ą jego m etafo ry k i, gdy m ówi o tęczy krw i, o blasków tęczy p rom ienistej. U M ickiewicza przykuw a identyczność a b s tra k tu i k o n kretu, a n a w e t w idealizo­ w aniu przedm iot zachow uje pełnię cech realny ch — Słowacki działa płynnością zarysów i barw , działa to zacieraniem i zatracan iem cech,

(12)

SZ T U K A POETY C K A SŁOW ACKIEGO 17

to ich potęgow aniem . P rzem ien iają się w zjaw ę przedm ioty zwykłe, g d y ich dotk n ie różd żka czarod ziejsk a jego słow a. S taw y podolskie to dla niego „tarcze z tęczow ych kolorów, Gdzie się łabędzie białe za gw iazdam i g o nią“ . E m o cjo n aln a i zdobnicza fu n k cja słow a — to u niego p o d sta w a w y ra z u artystycznego. P ro s to ta zaś, do k tó re j wznosi się w okresie dojrzałości, s ta je się ta k sam o przejaw em św ia­ dom ie skiero w anej in te n c ji u w y d atn ian ia w alorów ja k zdobnictwo. Słowo jego dźwięczące, zawsze w ypow iadane z m yślą o słu ­ chaczu. S tą d lubow anie się w form ie opowieści zw róconej do kogoś, s tą d n a w e t liryczne w y zn ania s ą przew ażnie mówione do drugiej osoby, do m atk i, czy koch ank i daw nej, czy Boga. Służą potęgow aniu słow a śro d k i składniow e. M ało k to dorów nał Słowackiem u w pano­ w aniu n a d budow ą zdań, n a d rozlew nością i płynnością długich zło­ żeń zdaniow ych i n a d k ró tk o śc ią m ocnych stw ierdzeń, n a d u k ład a ­ niem zdań w dw udzielne i tró jd zieln e szeregi, n ad w ydłużaniem członów o sta tn ic h w paralelizm ie zdań podobnych, nad u rozm aica­ niem fo rm y o kreśleń b o g a to rozw ijanych.

P rzew ag a tró jd zieln o ści i dwudzielności w w ersetach „A nhel­ lego“ , s y m e tria układów wieloczłonowych i przeciw staw iona im k r ó t­ kość powiedzeń czasem n ajw ażniejszych, ja k końcowe: „A nhelli był u m a rły “ rozdziału p rzed o statn ieg o — oto przy k ład y wym owne, a nie­ m niej ty p o w a je s t budow a zdań w stro fa c h o pogrzebie W andy — choćby początkow a o k taw a, w k tó re j po zw artości pierw szego w ier­ sza n a s tę p u je zdanie siedm iow ierszow e, każdy z czterech podm iotów o k reśla ją c e innym ty p em składniow ym i w ydłużające o statn io ze zdań-okreśłeń, by w reszcie dojść do orzecznika i zw iązać go z m o ty ­ wem słow nym początku lub surow ością w yroku brzm iące k ró tk ie zd ania o k taw y o sta tn ie j.

D aw ny świat! — obraz dawny wyw oływani! Lecz ileż razy różaność przedwschodnia I kwiaty, które mgłą okryte zrywam,

I leśne ptaszki budzące się do dnia, I tęcze, których do m yśli używam,

Gdy się zapali mój duch jak pochodnia, Przypom inały obraz on — tak rzewny!... Ubranie m artwej na łąkach królewny... Lud cały strachem ohydnie znikczemniał; — Jam siadł na tronie, zmroczył się i ściem niał.

(13)

18 JU L IU SZ KLEINER

Dwa te w iersze o sta tn ie s ą tak ż e okazem, w yzyskiw ania zgodności m iędzy budow ą zdaniow ą i w ersy fik acy jn ą, skoro ciężar zdań wy- rocznych spoczął n a zam y kający m dw uw ierszu oktaw y. S ą n a d to przykładem wym owności rym ów (znikczem niał — ściem niał) i o p a r­ cia dźwiękowej budow y n a pew nych g ru p ach głoskow ych ( s t r a ­ chem — tro n ie — zm roczył).

W e rsy fik a c ja im ponuje rozm aitością form , śm iałością różnych kom binacji rym ow ych i e fek tam i ry m u oddalonego; nie p o p rze stają c n a zasadzie sylabiczności, przechodzi w toniczność w y ra ź n ą niekiedy w d ra m a ta c h n a C alderonie w zorow anych lub jednoczy obie zasady. Zgodnością zdań ze s tr u k tu r ą w iersza potęg uje o na ich w alor, lub przeciw nie u w y d a tn ia go przez rozłam yw anie w iersza m iędzy zdania odrębne. P łyn no ścią ry tm u unosi, lub przygw ażdża słowo mocne przełam aniem ry tm ik i norm aln ej, a w arto ść ak u sty c z n ą w zm aga i w spółdźw iękam i głoskow ym i, i w yzyskiw aniem pew nych słów niby m otyw ów m uzycznych. P o em at „W S zw ajcarii“ niejedno zaw iera kom ponow anie m uzyczne słów, „Beniow ski“ do szczytu je doprow a­ dza w a p o stro fie do kochanki pierw szych dni i w gło śn ej reto ry ce bojow ych zw rotek pieśni V, a „B alladyna“ operow ą ro zm aito ść w ier­ sza łączy z e fek tam i kom pozycyj m uzyczno-słownych :

Jako m gliste mary Szła po m urawach i drżąca i cicha: A płom yk św iecy przez różowe szpary Białych paluszków, jak z róży kielicha, B łyskał i gasnął, to błyskał, to gasnął, Zbudził się ptaszek w osinach i zasnął. Tak cicho przeszła wietrznym i poloty, Tak cicho przeszła... Cmy wianeczek złoty Zwinął się, leciał nad dziewicy głową. Stanęła... słucham... ona ciche słowo W mięszała w szmery listeczków osiny...

„B allad y na“ też — w dialogach Goplany, S k ierk i i C hochlika, B alla­ dyny, A liny i W dowy — dochodzi do kom ponow ania zespołu głosów różnych i do kom ponow ania intonacyj. In to n a c ja g ra w m ówionym rzeczywiście, dźwięczącym w ierszu poety rolę niem ałą. Zgodnie z em ocjonalno-zdobniczą fu n k cją słow a rzad ko je s t to in to n a c ja n o r­ m alna. J e s t albo spotęgow ana — w „K siędzu M ark u “ , w „K rólu- D uchu“ , albo ściszona ja k w „A nhellim “ , albo celowo codzienna, po­ zbaw iona w y ra ź n ej dźwięczności, ja k niekiedy w „B eniow skim “ . Gdy

(14)

SZ T U K A PO ETYC K A SŁOW ACK IEGO 1 9

m a być n o rm alną, Słow acki często za konieczne uw aża podkreślić norm alność przez tryw ializow anie — ta k obcy je s t poezji jego to k zw yczajnej mowy.

Ale w łaściw y u ro k u p a ja ją c y jego w ierszy polega n a tym , że ro z p rz e strz e n ia ją w bezkresy w spółdźw ięki uczuciowe, asocjacje o w a rto śc i szczególnej, przez sym foniczny zespół różnorodnych śro d­ ków i przez narzu can ie ruchow i słów i przed staw ień nieograniczonej rozprężliw ości p rze strz e n n ej i czasow ej. A p o stro fa do B oga w „Be­ niow skim “ tem u zaw dzięcza rozm ach, rozpłom ienienie uczuć i fa n ­ taz ji. A p rze strz e ń i rozległość czasow a to czynniki isto tn e u poety, u k tó reg o S zw ajcaria, p u sty n ia, step u k ra iń sk i d a ją a tm o sfe rę „Trzem poem atom “ , u k tó reg o „Genezis z du ch a“ i „Zborow ski“ po­ ry w a ją przezw yciężeniem g ran ic czasu i p rzestrzeni. T ej sym fonicz- ności odpow iada łączenie w rażeń zm ysłów różnych, w spółdziałanie różnych ro d zajów literack ich w jed ny m utw orze, sy ntetyzow anie różnych fo rm : szekspirow skiej, greckiej, kalderonow skiej, zespala­ nie różnych w a rs tw językow ych w „B alladynie“ (k tó ra może „ P a n u Tadeuszow i“ zaw dzięcza zrozum ienie w arto ści języków o różnej b a r­ wie so c ja ln ej), ró żnych styló w w „Lilii W enedzie“ i w „Beniow skim “ ,

spływ anie się w całość opalizującą koncepcji m ala rsk ich i kom pozycji m uzycznej.

H arm o n ijn ie s k ła d a ją się te w szystkie czynniki n a czar poezji Słowackiego, n a w ew n ętrzn ą je j m uzykę. Czy dokładne ich ujęcie, określenie, rozsegregowamie w y jaśn i ów c z ar całkow icie? W olno w ątpić...

D ziałanie poezji, działanie sztu k i u ch y la się spod ścisłej kon­ tro li świadom ości. M ożna obiektyw nie zbadać elem enty i sto su n k i sk ła d a jąc e się n a tw ó r a rty sty c z n y . M ożna poddać badaniom odpo­ w iadające im doznania. Ale zależność ty ch dw u sfe r zaw sze m a coś

nieuchw ytnego. Rzecz podobna ja k w zak resie m otyw acji czynów spontaniczn y ch : k o n stru u jem y m otyw y, k tó re w y d a ją się ra c ją w y­ sta rc z a ją c ą czynów — ale czy pewne je st, że te m oty w y i ty lk o te m otyw y o czynie ro zstrzy g n ęły ?

M ożemy stw ierdzić, że działa w sztuce słow a org an izm dźwię­ kowy o piętn ie pow rotności schem atów określonych, o p iętnie re g u ­ larn o ści, budzącej oczekiwanie stałego ułożenia zespołów w yrazo­ w ych w m yśl p ra w tego organizm u fonicznego, k tó reg o w ładanie różnicę czyni m iędzy po ezją a p ro zą porozum iew aw czą

(15)

2 0 JU L IU S Z K LEIN ER

Możemy stw ierdzić, że obok p raw w ersy f ikacy jny ch i obok p ra w ogólnych języka, i obok p ra w narzuconych przez cel wypow iedzi po­ szczególnej d z ia łają inne jeszcze stałe p ra w a d oboru i u k ład u słów — i że w łaśnie istn ien ie ty c h innych p ra w zm ienia język w styl.

O rganizm dźw iękow y w iersza i sty l u ję ty c h w te n organizm zespołów w yrazow ych w ra z z zasu g erow an ą przez nie każdorazow o s f e r ą p rzedstaw ień i aso cja cy j — to źró d ła c z aru poetyckiego. Ale jak ie je s t ich w spółdziałan ie? Co w nich działa n ajsiln iej, co w tó ru je ty lk o działaniu ow em u? N ie w iadom o, czy w sto su n k u do ind yw idu al­ nych tw o rów kiedykolw iek padnie odpowiedź pew na, p recyzyjna.

To je s t pewne, że owo w spółdziałanie tw o rzy u Słowackiego o d ręb n ą ja k ą ś m elodię słów, że czyni ją bard ziej niż u innych wiel­ k ich n aszych tw órcó w — u p a ja ją c ą . Coś w n ią w niknęło z owego śpiew u tajem niczego, hym nicznego, k tó ry m brzm iał dla p o ety św ia t d o zn ań zm ysłow ych:

Czasem go słychać w letniej błyskaw icy,

Czasem w błękitach gra — a czasem w e mnie, Czasem nim buchnie wiatr... a czasem kłosy...

I badacz, jeśli n ad m iernie u fa ć nie zechce sw ym m etodom , pow tórzy z a p o e tą :

Dawnom takiego śpiew u tajem nicy

Śledził... i wyznam , żem śledził daremnie.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wyznacz wszystkie

Dlaczego się tak stało, trudno mi dzisiaj wyjaśniać; powiem tylko, że nawet wzajemne porozu­ miewania się wydawców było niemożliwe z powodu niebywałego

Przechodzący łąkami na ulicę Bonifraterską – Michał Sadkowski, został pobity dotkliwie przez nieznanych mu osobników.. Poturbowanemu udzieliło pomocy

Wezwany policjant przewiózł denatkę na stację Pogotowia Ratunkowego, gdzie po długich zabiegach udało się ją doprowadzić do przytomności.. Jak się okazało

Istnieje przecież bezsporny i wyraźny związek przyczynowo-skut­ kowy między nasilającą się patologizacją coraz szerszych obszarów życia społecznego a eskalacją

I Tabell 48 er det presentert antallet forekomster av feil i adjektivisk samsvarsbøyning for hver av de tre morsmålsgruppene både i totale og relative (dvs. som prosent antallet feil

Źródło: Zrzut ekranu z aplikacji. W sklepie Google Play znajduje się również aplikacja Wydra Króla Jana III. Jest to gra zręcznościowa, w której gracz wciela się w oswojoną

Muszę jednak zastrzec się, że zarówno z jednym, jak i z drugim nic mnie nie łączy.. U Tomaszewskiego zawsze fascynowało mnie myślenie ruchem, konstrukcja, ekspresja, plas-