• Nie Znaleziono Wyników

"Malwina", czyli głos i pismo w powieści

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Malwina", czyli głos i pismo w powieści"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Ewa Szary-Matywiecka

"Malwina", czyli głos i pismo w

powieści

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 82/4, 109-123

(2)

P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X X X I I , 1991, z. 4 P L IS S N 0031-0514

EW A SZ A R Y -M A T Y W IĘC K A

„MALWINA”, CZYLI GŁOS I PISMO W POWIEŚCI *

W ando! głos L udom ira, który ty le m a m ocy na c a ły m je s te stw ie m oim , d źw ięk te n m iły, od ty lu m iesięc y n ie sły sza n y , op an ow ał n aów czas z m y sły m oje i led w o w ten m om en t w szy stk ich w in L udom ira zap om n iaw szy, z szczerością d aw n ego p rzyw iązania, n ie rzekłam : — „Lu­ dom irze, p ew n ie cię czernią m ów iąc, że M alw in y ju ż n ie kochasz, tej M alw in y, która n igd y n ie p otrafi cię zapo­ m n ieć!” [L isi t r z e c i M a l w i n y d o W a n d y ] 1

Głos, pismo i powieść

Listy Marii W irtem berskiej oraz opracowania poświęcone jej osobie i twórczości ośmielają do stwierdzenia, że jej powieść, przez nią samą nazyw ana romansem, Malwina, czyli Domyślność serca, w pierwszych przejaw ach swego publicznego istnienia stała się punktem węzłowym dwóch odmiennych sytuacji komunikacyjnych 2. Wcześniej, nim w 1816 r.

* A rty k u ł jest fragm en tem pracy stan ow iącej m on ograficzn e o m ó w ien ie pro­ b lem ó w w ią żą cy ch się z jednej strony z fu n k cjo n o w a n iem M a l w i n y w obrębie m o w n o -p iśm ien n iczej k u ltu ry sa lon ów literack ich , a z drugiej ze sw o isto ścia m i m o w n o -p iśm ien n iczeg o fu n k cjo n o w a n ia jej narracji.

1 M. W i r t e m b e r s k a , M a l w i n a , c z y l i D o m y śln o ść serca. E dycja trzecia,

popraw na. T. 1—2. W arszaw a 1822, s. 120— 121. — Chęć sk u p ien ia u w a g i w y łą czn ie na w y p o w ie d z i b oh aterk i p o w ieści W irtem berskiej k aże m i p rzen ieść na to m ie j­ sce d w ie in n e w y p o w ied zi, z których p ierw sza m ogłaby poprzedzać, a druga n a ­ stęp ow ać po tej za cy to w a n ej jak o m otto. Ta p ierw sza jest au torstw a J. G. H e r - d e r a (R o z p r a w a o p o c h o d z e n i u j ę z y k a . W: W y b ó r p is m . W ybór i op racow an ie T. N a m o w i e z. W rocław 1987, s. 63 <tłum. D . K a s p r z y k ) . B N II 222): „dźw ięki m ó w ią n ie w ie le , ale m o cn o ”. D ruga — E. S a p i r a (M o w a ja k o r y s

osobow ości. W: K u l t u r a — j ę z y k — osobow ość. W y b r a n e e s e j e . P rzeło ży li B. S t a ­

n o s z, R. Z i m a n d. S ło w e m w stęp n y m op atrzyła A . W i e r z b i c k a . W arszaw a 1978, s. 74): „głos jest w p ew n y m sen sie sym b oliczn ym w y k ła d n ik iem całej oso b o ­ w o ś c i”.

2 C ytując p o w ieść W irtem b ersk iej od w o łu ję się do w y d a n ia z r. 1822. Choć m od ern izu ję p iso w n ię i in terp u n k cję w e d le w y m o g ó w d zisiejszej ortografii, z a ­ ch o w u ję ory g in a ln y k o m p o zy cy jn o -sk ła d n io w y u kład tek stu p o w ieści, od czego o d ­ stęp u ją w y d a n ia w sp ó łczesn e. K ieru ję się w tym w zg lęd zie przede w sz y stk im ch ęcią u n aoczn ien ia sposobu, w ja k i w yod ręb n ion e są z n arracji — w p ierw szy ch

(3)

110 E W A S Z A R Y -M A T Y W IE C K A

trafiła anonimomo w postaci książkowej do szerokiego kręgu czytelników, była — począwszy od 1813 r. — w prowadzonym przez autorkę salonie odczytywana na głos przed twórcami i znawcami literatu ry oraz literacko wyrobioną publicznością. Zanim zaczęto odnosić się do niej w czytaniu, zaznajamiano się z nią na sposób „teatraln y ”, wzrokowo-słuchowy, od­ bierając doznania płynące od odczytującego ją deklamatora. Był nim po­ lityk, mówca i właśnie deklam ator — Tadeusz Matuszewicz 3. W irtem - berska napisała Malwinę w 1812 roku. W tymże roku korekty powieści miał dokonać poeta i powieściopisarz — Ludw ik Kropiński. W salonie księżnej W irtemberskiej był on jedną z głównych p o staci4.

Na podstawie dotrw ałych do naszych czasów przekazów niewiele moż­ na powiedzieć o przyjętych w warszawskich salonach konwencjach głoś­ nego odczytywania utworów literackich, zwłaszcza prozy, oraz o możli­ wych sposobach przystosowania się do nich deklam atora odtwarzającego

Malwinę. Nie wiemy, jak głos deklamatora, a ściślej, intonacja, którą

operował (zjawisko określane w tam tych czasach jako „odmiany tonu” 5), złączona ze zmianami w jego postawie, gestach i wyrazie tw arzy, prze­ kształca Malwinę w zjawisko wypowiedzeniowe, deklamacyjne, do w y­ słuchiwania. Wszak nie jest to utw ór ani swoiście retoryczny, ani swoiście melodyczny. Trudno orzec, czy i w jaki sposób deklam ator różnicował brzmienie tak odmiennych kompozycyjnie i narracyjnie cząstek skład­ niowych powieści jak opowiadanie narratorki i listy bohaterów. Jakim i względami retoryczno-intonacyjnym i w tym się kierował, czy może „po­ wabem i przyjemnością”, czy raczej „wewnętrzną wagą rzeczy”? 6 Wia­ w y d a n ia ch p o w ie śc i — m o n o lo g o w e i d ia lo g o w e w y p o w ied zi sam ych boh aterów . Są one z reg u ły p od aw an e k u rsy w ą (którą tu za stęp u ję cu d zy sło w em ) jako w y p o ­ w ied zi in n ego niż narracja tek sto w eg o porządku, acz tk w ią ce zarazem w jej te k ś c ie . W spółczesne w yd an ia M a l w i n y p rzekazują je jako u w o ln io n e z te k sto w y c h ram narracji i ca łk o w icie podp orząd k ow ane d y sk u rsy w n ej, dram atyczn ej lo g ice ich „ak a p ito w o -sch o d k o w eg o ” p o ja w ia n ia się w tek ście p o w ieści. Z ostaje w te n spo­ sób zatarty c a ły p rob lem p rzejścio w ej, ew o lu u ją cej p o sta ci ty ch w y p o w ie d z i w M a lw in ie , który w y ra ża się w tym , że są on e zn arratyw izow an e, a zarazem n ie m ożna pow iedzieć, że n ie są one m onologam i i dialogam i.

3 O gólne in fo rm a cje o d z ia ła ln o ści a k torsk iej i dek lam atorsk iej M a tu szew icza oraz o jej ó w czesn ej o cen ie p od aje J. L i p i ń s k i w pracy A k t o r i scena w r e ­

ce n zja ch te a t r a l n y c h T o w a r z y s t w a I k s ó w („P am iętn ik T ea tra ln y ” 1955, z. 2).

4 In form acje o okoliczn ościach tow a rzy szą cy ch głośn ej lek tu rze p o w ieści oraz o sa lo n ie W irtem berskiej zaczerp n ęłam z n a stęp u ją cy ch prac: S. D u c h i ń s k a ,

W s p o m n ie n ia z ż y c i a M arii z ks. C z a r t o r y s k i c h ks. W i r t e m b e r s k i e j . W arszaw a

1886. — A. A l e k s a n d r o w i c z , „B łękitn e s o b o t y ” W i r t e m b e r s k i e j . „ P am iętn ik L itera c k i” 1974, z. 3. — Z k r ę g u M a r ii W i r t e m b e r s k i e j . Anto logia . T ek sty z ręk o ­ p isó w w yb rała, opracow ała i w stę p e m poprzedziła A. A l e k s a n d r o w i c z . W ar­ szaw a 1978. — W. В i 11 i p, w stę p w : M . W i r t e m b e r s k a , M a lw in a , c z y l i D o ­

m y ś ln o ś ć serca. W arszaw a 1978.

6 T erm in L. O s i ń s k i e g o (D e k la m a c j a . W: Dzieła. T. 4. W arszaw a 1862, s. 195) sto so w a n y przez niego n a o zn aczen ie św ia d o m ie m od u low an ej siły głosu : „M ylne je s t rozu m ien ie, ja k o b y śm y ty m ła tw ie j sły szeć się d aw ali, im w y ż e j m ów im y. B yłob y to m ieszać m oc p iersi z tonem , jak i w y b iera m y . B ez od m ian y tonu m ożem y b rzm ien ie jego [tj. głosu ] n a tęży ć lub o sła b ić”.

• Tu także o d w ołu ję się do O siń sk iego, który w cy to w a n ej rozp raw ce (s. 206— 207) do tak ich w ła śn ie dw óch za sad n iczych a p rzeciw sta w n y ch u jęć sp row ad za m o żliw e sposoby d ek lam ow an ia w ie r sz y i prozy.

(4)

„ M A L W I N A ” , C Z Y L I G Ł O S I P IS M O W P O W IE Ś C I 111 domo jednak, że sugestia owych głośnych odczytań wystarczyła, by za­ częto wchodzić w role postaci przedstawionych w Malwinie, w ykorzy­ stując w tym celu atry b u ty gry aktorskiej, by zaczęto wzorować się na sposobach mówienia i zachowania tych postaci, słowem, by w środowi­ skach, na które oddziaływał salon W irtem berskiej, zaczęto w ykorzysty­ wać Malwinę — jak dziś byśmy to określili — jako obiekt towarzyskich interakcji. O tego rodzaju zachowaniach publiczności, pojawiających się w ślad za prepublikacyjną, spektaklową prezentacją powieści, oscylują­ cych między im itowaniem a przysw ajaniem jej, pisała W irtem berska w 1815 г., co następuje:

O negdaj b y ł b al u p a n i R zew u sk iej. P an i A lek sa n d ro w a P otocka ze S tr z y ­ żew sk im i m a ły m d zieck iem p rzed sta w ia ła rod zin ę D żęgi, bo nic się teraz n ie d zieje b ez w sp o m n ie n ia M a l w i n y , która n ie p rzesta je być w m odzie. [...] W m ie sz c z a ń stw ie w sz y sc y za n ią przepadają, ch cą ją tłu m aczyć na ję z y k n ie ­ m ieck i 7.

Mimo braku bliższych danych o kunszcie wykonawczym deklam atora można zaryzykować stwierdzenie, że nie tylko on, lecz także salonowa publiczność — poza spektaklam i głośnego czytania — w aktyw ny, uze­ w nętrzniony, niem al aktorski sposób odtw arzała Malwinę. Nie tylko przez odgrywanie, jak na scenie, grup postaci w powieści w ystępujących, także przez odnoszenie do niej własnej praktyki życiowej, mówienia, odczu­ wania, działania itp. Taki zapewne sens ma zw rot z cytowanego listu: „bo nic się teraz nie dzieje bez wspomnienia Malwiny, która nie prze­ staje być w modzie”.

Głos i pismo w powieści

Rozpoczynając analizę Malwiny od opisu odrębnych, choć następują­ cych po sobie zdarzeń komunikacyjnych, jakich zaistnienie ona pobu­ dziła i jakie kształtowała, dążę do zrealizowania dwóch dopełniających się celów. Chcę najpierw rozważyć to zróżnicowanie „kolportażu” , a co za tym idzie — odbioru Malwiny: przysw ajanie tej powieści odbywało się bądź za pośrednictwem głosu odtw órcy-interpretatora, bądź też — prze­ ciwnie — za pośrednictwem jej samej jako książki. Powtórzę tu to, co już powiedziałam wyżej, że towarzyszyło ono wyjściu tej powieści poza salon jej autorki i wejściu w inne środowisko literac­ kie, a także najszersze ówczesne kręgi czytelnicze, literacko mało okre­ ślone lub wręcz zupełnie nie określone. Oto pytania, jakie w kw estii dwóch p rak ty k „kolportażu” i zarazem odbioru Malwiny interesują mnie najbardziej: na czym polegały różnice między nimi, co je podtrzym ywało, a co niwelowało? jak te różnice przejaw iały się w odmiennym użytko­ w aniu słowno-znaczeniowej m aterii Malwiny przez odbiorców-słuchaczy w salonie i odbiorców-czytelników poza salonem? na ile więc różnice oddzielające od siebie uczestnictwo w spektaklu czytania Malwiny na głos i zapoznawanie się z nią wyłącznie za pośrednictwem książki czy mówiąc ogólniej — słuchanie czytania Malwiny i czytanie jej samemu objaw iały nietożsame, przeciwstawne, a może też negatywne jedne wzglę­ dem drugich jakości komunikacyjne?

(5)

112 E W A S Z A R Y -M A T Y W IE C K A

Poza tym chcę zastanowić się — i to jest główny cel mojej pracy — czy i jakim zjawiskom w e w n ą t r z s a m e j M a l w i n y odpowiadały owe różnice organizujące i wyodrębniające jedną od drugiej, słuchową i czytelniczą praktykę odbioru tej powieści, a ściślej: wytworzone przez te różnice odmienne jakości komunikacyjne? Skłaniam się do przekona­ nia, że w Malwinie funkcjonowanie mownych (opowiadanie) i pisemnych (listy) form n arracji uruchomiło ten sam rodzaj odrębności i zależności komunikacyjnych, jaki pierwsze akty jej publicznej prezentacji powołały do życia za sprawą odmienności i podobieństwa możliwości interp reta- cyjnych głosu i oczu odtwórców.

Form ułując to przekonanie mam na myśli przede wszystkim mowno- -piśmienniczą dwudzielność narracji tej powieści: opowiadanie o minio­ nych zdarzeniach łączy się w niej z przytoczeniami listów niektórych ich uczestników. Całość zdarzeń przedstawionych w Malwinie, a także ich sens jest wynikiem tego wymiennego sposobu ich relacjonowania: za pośrednictwem opowiadania, które powstaje jako mowa narratorki, i za pośrednictwem listów, pisemnych wypowiedzi bohaterów, które stają się składnikami opowiadania narratorki. Moją uwagę w analizie Malwiny będzie przykuwać zarówno owa dwudzielność narracji, przechodzenie w trakcie jej rozw ijania od wysiłku opowiadawczego przedstaw iania zda­ rzeń do czynności pisemnego przytaczania pisemnych przekazów 8, jak

8 U ciek a ją c się — przy dookreślaniu m o w n o -p iśm ien n iczej d w u d zieln o ści n a r­ r a c ji M a l w i n y — do fo rm u ł k łu jących w oczy sw oją p rzeciw sta w n o ścią zm ierzam ■do u zm y sło w ien ia tego, że m am y tu do czy n ien ia ze środkam i od tw arzan ia zdarzeń sk o n stru o w a n y m i skrajn ie, n ap rzem ien n ie się w tym u zu p ełn iającym i, lecz pozo­ s ta ją c y m i jed n ocześn ie w od w rotn ym do sieb ie stosunku: op ow iad an ie to z e w n ę tr z ­ n y „ św ia t” zdarzeń, listy — w ew n ętrzn y . P od zielam przy tym przek on an ie G. G e -

n e 11 e ’a (F rontières d u récit. W: Fig ures II. P aris 1969, s. 54), że jako c z y te l­ n ic y i jako badacze p o w ieści n ie p rzyw iązu jem y d o stateczn ej u w agi w ła śn ie do d o sk o n a łeg o p rzenikania się środ k ów czy też m oże n ależałob y p ow ied zieć: g e stó w o d tw a rza n ia zdarzeń (m im etyczn ych ), które co do sw ej n ajgłęb szej isto ty p ozostają c a łk o w ic ie odm ienne: „zam iarem m oim jest w sk a za n ie p alcem głęboko h etero g en - n eg o charak teru sposobu ek sp resji, do jakiego je steśm y p rzyzw yczajen i, n ie sp o­ strzegając w n im zm ian sk a li k on trastów ostrych. O p ow iad an ie »m ieszane«, c z y li ■sposób rela cji najbardziej ob iegow y i pow szech n y, »im ituje« nap rzem ien n ie, w ty m sa m y m ton ie i — jak p o w ied zia ł M ichaux — »bez u w id oczn ian ia różnicy« m a terię n ie w e r b a ln ą , którą w in n o się przed staw iać e fe k ty w n ie na ty le, na ile to jest m o ż liw e , i m aterię słow n ą, która p rzed staw iałab y sam ą sieb ie i w zg lęd em k tórej za d o w a la m y się n ajczęściej c y to w a n iem ”. P rzytaczam opinię G. G en ette’a, m im o że jak o czy teln icy i jak o badacze p o w ieści — za sp raw ą prac M. G ł o w i ń s k i e ­ g o (O p o w i e ś c i w p i e r w s z e j osobie. W: G r y p o w ie ś c i o w e . S z k i c e z te o r ii i h is to rii

form, n a r r a c y jn y c h . W arszaw a 1973, s. 64) o m im ety zm ie fo rm a ln y m — je ste śm y

u w r a ż liw ie n i na d o strzegan ie przen ik ającego ją zazw yczaj „napięcia czy też g ry p o m ięd zy różn ym i ty p a m i w y p o w ied zi, a w ięc np. p o w ieścią i d zien n ik iem in ­ ty m n y m , do k tórego ona się o d w o łu je”. W ydaje się b ow iem , że w an alizie, w k tó ­ rej cele m jest rek on stru k cja „w ym ien ian ia s ię ” op ow iad an ia i listó w w p rzed sta ­ w ia n iu zdarzeń, ob ie w y żej w zm ian k ow an e p ro b lem atyzacje p o w ieścio w ej m i m e s i s p o w in n y być w z ię te w rachubę: zarów no ta k ładąca n acisk na u w a ru n k o w a n ia w e w n ę tr z n e , tow arzyszące w y tw a rza n iu m i m e s i s , jak i ta zw racająca u w agę na u c z estn iczą ce w tym procesie u w aru n k ow an ia zew n ętrzn e.

(6)

„ M A L W I N A ” , C Z Y L I G Ł O S I P IS M O W P O W IE Ś C I 113 i wytworzona w ten sposób współzależność integralnych składników nar­ racji: opowiadania i listów, w przedstawianiu zdarzeń.

W obrębie gatunku powieści i opowiadanie, i list miały wielowie­ kowe tradycje. Jednakże w związku z ich występowaniem w Malwinie istotniejsze jest nowsze, XVII- i XVIII-wieczne stadium tych tradycji. Wówczas to w ykształciły się dwa charakterystyczne, kontrastowo nace­ chowane typy powieści, w których każda z tych form z osobna osiągnęła swoje apogeum. Paul Ricoeur, podsumowując ostatnio liczne publikacje poświęcone twórczości powieściowej tamtego okresu, jeden z tych typów, wzorcowo zrealizowany przez Daniela Defoe’a, nazwał powieścią pseudo- autobiograficzną, natom iast drugi, którego wzorem jest twórczość Sa­ muela Richardsona — powieścią epistolarną, co pozostaje w zgodzie z u tartą praktyką nazewniczą.

Z wywodów Ricoeura oraz z prac, na jakie się on powołuje, wynika, że niedostatki pierwszej powieści w stosunku do prawdopodobieństwa przedstawianego w niej świata zdarzeń w ynagradzała druga. Pierwsza, pseudoautobiograficzna, czyniła zadość oczekiwaniom czytelniczym przed­ stawiając „bohatera opowiadającego po fakcie”, natom iast druga — „zwierzającego się natychm iast” 9. Odmianę w odczucie powieściowego prawdopodobieństwa wniosło maksym alne zbliżenie sfery przeżyć bo­ hatera i sfery podjętych przez niego czynności pisemnego wypowiadania się o tych przeżyciach. W powieściach pseudoautobiograficznych czyn­ ności te m ają postać opowieści pamiętnikowych. W epistolograficznych — listów. „Każąc pisać swej bohaterce natychmiast, twórca stw arzał w ra­ żenie bliskości zupełnej zapisu i uczucia” 10. Nie tylko więc sama pamięć o przeżyciach, pobudzająca snucie pamiętnikowych opowieści, lecz także bezpośredniość przeżyć em anująca z w ynurzeń listownych okazała się niezbędna dla praw dy czytelniczej. Ricoeur stwierdza:

P o w ieść ep isto la rn a zakłada w istocie, że jest m ożliw e przen ieść do za p i­ só w siłę p rzed sta w ien ia zaw artą w sło w ie ż y w y m lub w ak cji scen iczn ej, bez straty jej od d zia ły w a n ia p e r s w a z y jn e g o 11.

Zdaniem Ricoeura, dostosowanie się jednego i drugiego typu powieści do wymagań z zakresu prawdopodobieństwa, a co za tym idzie, odwoła­ nie się w pierwszym wypadku do form przedstawienia stw arzających wrażenie niezawodności pamięci, a w drugim — szczerości uczuć, miało swoją analogię w przekonaniach Johna Locke’a na tem at języka, które u schyłku XVII w. dały początek innym, licznie form ułowanym w XVIII w. teoriom lingwistycznym. Wedle Ricoeura pierwszorzędną w łaś­ ciwością języka jest u Locke’a referencjalność, natom iast obrazowość, dekoracyjność — drugorzędną. C harakterystykę powieści epistolarnej — przywołaną wyżej — kończy Ricoeur stwierdzeniem:

W ierze w y z n a w a n e j przez L ock e’a w w artość bezpośred n iej re fe r e n c ja l- ności język a p ozb aw ion ego orn am en tów i figu r tow arzyszy w iara w au to ry tet rzeczy w y d ru k o w a n ej, u zu p ełn iejącej brak ży w eg o głosu x*.

* P. R i c o e u r , L e s M é t a m o r p h o s e s d e l ’intrigue. W: T e m p s e t récit. T. 2. P aris 1984, s. 24. 10 I b i d e m , s. 23. 11 I b i d e m , s. 24. 12 I b i d e m , s. 24r—25. 8 — P a m i ę t n i k L i t e r a c k i 1991, z. 4

(7)

114 E W A S Z A R Y -M A T Y W IE C K A

Wywody Ricoeura utw ierdzają mnie w przekonaniu, że dążąc do uw y­ raźnienia odpowiedniości między słuchowym i czytelniczym odbiorem

Malwiny oraz mowno-piśmienniczą dwudzielnością jej narracji wchodzę

w obręb zjawisk współuczestniczących w wykształcaniu się na przestrze­ ni XVII i XVIII w. przedrom antycznej, europejskiej i polskiej powieści. Wydaje się bowiem — zwłaszcza w świetle sugestii badawczych płyną­ cych z wywodów Ricoeura, a pośrednio lana W atta, do których on n a­ wiązuje — że w tam tym stadium kształtowania się powieści liczyły się dwojakiego rodzaju czynniki. Z jednej strony — drukow ana postać po­ wieści uw ypuklająca jej charakter wypowiedzi, jak byśmy to dziś po­ wiedzieli, „drugiego rzędu”, tworzącej własny św iat znaków i znaczeń, „literackiej”. A z drugiej — odwzorowywanie przez nią naturalnych form mówienia i pisania, od których jednakże jest ona jako wypowiedź literacka całkowicie odgrodzona. Nie ulega wątpliwości, że najbliższą tradycją, jaka otacza Malwinę, jest k u ltura francuskich i polskich salo­ nów literackich. Nie ulega wątpliwości także i to, że między powieściami, które są podstawą rozważań Ricoeura, a Malwiną stoją tak wielkie zja­ wiska, jak Jean Jacques Rousseau i Laurence Sterne. Opisując więc mowno-piśmienniczą dwudzielność odbioru i n arracji Malwiny m amy do czynienia z pewnym fragm entem innej, dalszej fazy procesów przekształ- ceniowych powieści, na które wskazywał Ricoeur. Naznaczonej nie na­ zwiskami Defoe’a i Richardsona, ale właśnie Rousseau i S terne’a i, co równie ważne, oddziaływaniem teorii języka, które wszystkie rozwinęły się z myśli Locke’a, lecz zarazem wydobywały wagę owych zlekcewa­ żonych przez niego obrazowych, figuratyw nych właściwości języka 13.

Zakładam, że mowno-piśmiennicza narracja Malwiny stawia przed badaczami powieści dwa zagadnienia. Pierwszym jest opowiadanie lite­ rackie, powieściowe, książkowe; po to, by mogło stać się ono środkiem przedstaw iania zdarzeń, co więcej, by mogło podnieść je do rangi okre­ ślonego „świata przedstawionego”, swoją stru k tu rę wypowiedzi zapisanej to przybliża do właściwości wypowiedzi brzmiących, to znów oddala ją od nich; jednocześnie swoim zasadniczym zadaniem czyni o b r a z o w a ­ n i e w y p o w i e d z i b r z m i ą c y c h : g ł o ś n y c h , s ł y s z a l n y c h , s y t u a c y j n y c h . Natom iast drugim zagadnieniem są listy; obrazo­ w ane przez to opowiadanie m ają z kolei samodzielny udział w prezen­ towaniu świata zdarzeń, a więc także w obrazowaniu wypowiedzi brzm ią­ cych; w swojej czystej strukturze przekazów pisanych ukierunkow ane są jednakże na w y ł ą c z a n i e s i ę z s e n s u d o s t a r c z a n e g o p r z e z w y p o w i e d z i g ł o ś n e , s ł y s z a l n e , s y t u a c y j n e 14.

18 O istotn ym w p ły w ie L ock e’a na X V III-w ie c z n e teorie języka i o sam ych ty c h teoriach p isze Z. F l o r c z a k w k siążce E u r o p e js k ie źr ó d ła te o r ii j ę z y k o w y c h

w Polsce na p r z e ło m i e X V III i X I X w i e k u (W rocław 1978).

14 P odnosząc w zw iązk u z M a l w i n ą problem obrazow ania w p o w ieści p rzek azów u stn y ch (głośnych) i p isem n y ch (bezgłośnych) w ch od zę na szlak żłob ion y p rzez p o lsk ich badaczy od cza só w p rzed w ojen n ego fen o m en o lo g iczn o -stru k tu ra ln eg o p rze­ łom u w o p isyw an iu litera tu ry . W ysiłki badaczy zw ią za n y ch z ty m p rzełom em i z u g ru n to w y w a n iem jeg o k o n sek w en cji sk iero w a n e b y ły i są m .in. na r o d z a ­ j o w e z r ó ż n i c o w a n i e form n arracji i w y p o w ied zi p ostaci, słu żą ce p rzed sta­ w ia n iu zdarzeń w u tw orach p o w ieścio w y ch . A zatem na zgłęb ian ie p ra w id ło w o ści k o m u n ik a cy jn y ch w za k resie setek sp osob ów p o w i ą z a ń m ięd zy różnym i n a r­ r a c y jn y m i i w y p o w ie d z e n io w y m i elem en ta m i tych u tw orów . Od ja k o ści o w y ch

(8)

„ M A L W I N A ” , C Z Y L I G Ł O S I P I S M O W P O W IE Ś C I 115 Zakładam także, że istotą współzależności między opowiadaniem a li­ stami w samej Malwinie oraz istotą współzależności między głośną a bezgłośną interpretacją Malwiny, na jakiej wspierało się aktorsko-czy- telnicze zróżnicowanie pierwszych aktów jej odbioru, jest stosunek po­ wieści do brzm ienia jako najistotniejszej — m aterialnie i symbolicz­ nie — właściwości mowy żywej. Wiadomo, że bez zjawiska brzm ienia mowa żywa przestaje być tym, czym jest. Jeśli popatrzeć na Malwinę z tego punktu widzenia, to staje się jasne, że właśnie uwalnianie się w listach od znaczeń wypowiedzi ustnych, objawianych za pośrednictwem tej kardynalnej cechy, jest składnikiem przedstawionego w niej zaw ikła- nia fabularnego i konstrukcji jej samej. Jeśli zaś z tego punktu widzenia popatrzeć na aktorsko-czytelniczy odbiór M alwiny, to w jego zróżnico­ waniu nie sposób nie dostrzec przesilania się foniczności i wizualności, towarzyszącego — zdaniem G erarda G enette’a — na przestrzeni dziejów całej literatu ry wyodrębnianiu się z jednej strony „cichej le k tu ry ” , a z drugiej „autorskich, pisanych utw orów ” :

n ie n a leży sądzić, b y rzeczyw istość fon iczn a, rytm iczna, m etryczn a p o ezji s ta ­ rożytn ej została zatarta (byłoby to w ielk ą szkodą): ona została raczej p r z e ­ n iesion a w w izu aln ość i przy tej ok azji w p ew n y m stopniu w y id ea lizo w a n a ; is tn ie je p ew ien n iem y sposób d ośw iad czan ia efek tó w „d źw ięk o w y ch ” p o ró w n y ­ w a ln y ze sposobem , w jak i m uzyk odbyw a lek tu rę partytury 1B.

p ow iązań u za leżn io n e są w ła śc iw o ś c i p rzed sta w ien io w o -k o m u n ik a cy jn e u tw o ró w p o w ieścio w y ch . W ty m kieru n k u od czasów p rzed w ojen n ych ro zw ija ły się b adania nad „narracją”, „m ow ą p o sta ci”, „p rzytoczen iam i”, „d ialogiem ” (К. В u d z y k,

S t r u k t u r a j ę z y k o w a p r o z y p o w i e ś c i o w e j . W zbiorze: S t y l i s t y k a te o r e t y c z n a w P o l ­ sce. Łódź 1946. — D. H o p e n s z t a n d , M o w a p ozornie za le ż n a w k o n te k ś c ie

„C za rn ych s k r z y d e ł ”. Jw. — M. G ł o w i ń s k i : N a rra c ja ja k o m on o lo g w y p o w i e ­ d zia n y . W zbiorze: Z te o r ii i his to rii li te r a tu r y . W rocław 1963; Dialog w p o w ie śc i.

W: G r y pouoieściowe. — W. G ó r n y , S k ła d n i a p r z y to c z e n i a w j ę z y k u p o ls k im . W spółw yd. z: A. W i e r z b i c k a , S y s t e m s k ł a d n i o w o - s t y l i s t y c z n y p r o z y p o ls k ie g o

renesansu. W stęp M. R. M a y e n o w a . W arszaw a 1966). S tw orzon a przez G ło ­ w iń sk ieg o koncepcja m im etyzm u fo rm a ln eg o p rzyn ależy do tego k ieru n k u (zob. p rzyp is 8). Z czasem p u n k t ciężk ości za in tereso w a ń b ad aw czych p rzesu n ął się n a z ł o ż o n o ś ć p o w i ą z a ń fu n k cjo n u ją cy ch m ięd zy zróżn icow an ym i form am i n ar- ra c y jn o -w y p o w ied zen io w y m i. D ostrzeżono np., że m ają one n aturę rela c ji osobo­ w ych . Jed n e form y adaptują się b o w iem do drugich jako a k ty m ow y. P o w ią za n ia m ięd zy n im i uru ch am iają arcyzłożoną sieć relacji, „których ośrodek sta n o w i n a ­ daw czo-od b iorcza relacja ja— t y ” (A. O k o p i e ń - S ł a w i ń s k a , S e m a n t y k a r e ­

lacji o s o b o w y c h . W: S e m a n t y k a w y p o w i e d z i p o e ty c k ie j. (P r e li m i n a r i a ). W rocław

1985, s. 47. P ierw odruk: 1971). K oncepcja r ela c ji osob ow ych została ro zw in ięta w teorię „w p isan ych w u tw ory n arracyjn e u k ład ów n a d a w czo -o d b io rczy ch ” (K. B a r t o s z y ń s k i , Z a g a d n ie n ie k o m u n i k a c j i li te r a c k ie j w u tw o r a c h n a r r a c y j ­

nych. W: T eoria i in t e r p r e t a c ja . S z k i c e lite rackie . W arszaw a 1985, s. 113. P ie r w o ­

druk: 1976). M oje p rzed sięw zięcie b ad aw cze w id zę jed y n ie jako p rzy czy n ek do p ro­ b lem a ty k i drążonej w p rzy w o ła n y ch pracach. S taram się ją u jm ow ać p r z e z p r y z m a t m o w n o -p iśm ien n iczeg o zróżn icow an ia form n a r ra cy jn o -w y p o w ied ze- n io w y ch w u tw orach litera ck ich (M a l w i n a jest tu m od elem ) i jed n o cześn ie w o d - n i e s i e n i u do p isem n ego w y ra żen ia tych że utw orów .

18 G. G e n e t t e , L angage p o étiq u e, p o é tiq u e d u langage. W: F ig ures II, s. 125— 126.

(9)

П 6 E W A S Z A R Y -M A T Y W IE C K A

Jednakże, aby przeświadczenie o istnieniu „stru k tu r” analogicznych w samej Malwinie oraz w jej odbiorze mogło być rzeczywiście przeko­ nujące, mowno-piśmiennicze zróżnicowanie narracji tej powieści trak ­ tować trzeba nie jedynie jako jej założenie kompozycyjne, lecz także jako czynnik biorący udział i w w ew nętrznym powiązaniu przedstawianych w niej zdarzeń, i w w ytw arzaniu przez to powiązanie m aterii symbolicz­ nej. Do takiego tw ierdzenia i jednocześnie ujęcia mowno-piśmienniczej narracji Malwiny skłaniają jeszcze raz sugestie płynące z roztrząsań ba­ dawczych Ricoeura. Analizując Poetykę A rystotelesa dał on następującą w ykładnię istoty zdarzeniowości, którą żyje twórczość literacka, zwłasz­ cza powieściowa:

R ys u n iw ersa ln o ści w ła śc iw y in try d ze w y n ik a z jej up orząd k ow an ia, n a­ d ającego jej pełn ość i skończoność. U o g ó ln ien ia , jak ie ona w zbudza, n ie są id ea m i p latoń sk im i. Są p ok rew n e m ąd rości p rak tyczn ej, ety czn ej lub p o lity cz­

nej. Intryga w zbudza je w ów czas, gd y o stru k tu rze a k cji d ecy d u je w e w n ę tr z ­ ne p ow iązan ie sk ład ających się na n ią zdarzeń, n ie zaś zd arzen ia w ob ec niej zew n ętrzn e. W ew n ętrzn e p o w ią za n ie sam o w sob ie jest p o czą tk iem u n iw e r sa li- zacji. [...] K om ponow ać intrygę, to ju ż w y w o ły w a ć zrozu m ien ie p rzypadkow ego, u n iw ersa lizo w a ć p oszczególne, czyn ić k o n ieczn y m lub praw d op od obn ym po­ boczne ie.

Mowno-piśmiennicze zróżnicowanie narracji Malwiny decyduje przede wszystkim o licznych zwrotach fabuły z toku jawności sytuacyjno-śro- dowiskowej, konstruowanego przez opowiadanie, na tok utajenia myślo- wo-wypowiedzeniowego, konstruow any przez przytoczenia listów. Są to zw roty nieregularne i nieostre, gdyż nie zawsze pokryw ają się z nad­ rzędnym rozczłonkowaniem m aterii narracyjno-zdarzeniow ej na rozdzia­ ły- W ytwarzają one napięcie zdarzeniowe między okazywanym i (dostęp­ nymi dla oczu i uszu otoczenia) a skryw anym i (dostępnymi jedynie dla oczu adresatów listów: niejaw nym i lub wręcz sekretnym i i wówczas umyślnie zaciemnionymi) „planam i” życia bohaterów. Dwudzielności mowno-piśmienniczej narracji opowiada „dwuplanowość” motywacji dzia­ łań i wypowiedzi bohaterów. Znaczenia, w jakie przyoblekają się one jawnie, sytuacyjnie, środowiskowo, nie są tymi, jakie m ają na gru n ­ cie niejawnym: w przeżyciach w ew nętrznych i w listach bohaterów. Ta dwuplanowość zachowań bohaterów, to, że nie wypowiadają się oni sami przez się, narasta w ślad za nasuw aniem się poznaniu tytułow ej bohaterki — osoby Ludomira, jednego z głównych bohaterów, jako za­ gadkowej i mylącej.

Z kolei na symboliczny w ym iar zróżnicowania mowno-piśmiennicze- go narracji składa się to, że owo podporządkowanie zachowań głównych bohaterów przeciwstawnie wyspecjalizowanym czynnikom kom unikacyj­ nym, jawności i utajeniu, jest form ą objawiania się przeciwieństwa po­ znawczego o daleko mniej uchw ytnej niż tam to naturze komunikacyjnej. A mianowicie: przeciwieństwa rodzącego się w duchowym w nętrzu Mal­ winy na skutek jej zetknięcia się z sytuacją, której nie umie przeniknąć, angażującą na równi jej otwartość na świat zewnętrzny, ludzki i n atu ­ ralny i jej skupienie się na sobie samej, jej wrażliwość i jej myślowe pojmowanie, jej serce i jej umysł.

1# P. R i c o e u r , La Mise en in trigue. U n e lectu re d e la „ P o é ti q u e ” d ’A ris to t e . W: T e m p s et récit, t. 1, s. 70.

(10)

„ M A L W I N A ” , C Z Y L I G Ł O S I P I S M O W P O W IE Ś C I 117

Opowiadanie powieściowe — wypowiedź zapisana, a jednocześnie obrazująca wypowiedzi brzmiące

W Malwinie początek opowiadania jako wypowiedzi przedstawiającej zdarzenia nie zbiega się dokładnie z początkiem akcji zdarzeniowej. Miej­ sce i chwilę jej rozpoczęcia wyznaczają odezwania się bohaterek, sióstr, M alwiny i Wandy. Rozmawiają one o burzowej dusznej aurze, komarach i dobrodziejstwach wyczekiwanego chłodu. Wypowiedzi układają się w dw ukrotnie ponawiane stw ierdzenia i repliki. Familiarność, która domi­ nuje w pierwszej w ymianie uwag, w drugiej ustępuje ironii, potw ier­ dzającej już wcześniej zaznaczającą się różnicę zdań między bohater­ kami, a w dodatku ujaw niającej odmienność ich usposobień. Dopiero zaistnienie tej różnicy i tej odmienności staje się „punktem sta rtu ” opo­ wiadania: pojawia się ono jako uzupełnienie słów Malwiny (wkrada się w nie) — po to, by przekazać inform ację o towarzyszącym im „uśmie­ chu” i tym samym wzmocnić zaw artą w nich ironię: „(dalej z uśmiechem rzekła M alwina do siostry)” (t. 1, s. 2). Odtąd opowiadanie zaczyna żyć kierowaniem uwagi czytelników na kontrasty między duchowym rozpro­ szeniem Wandy a duchowym skupieniem Malwiny, między trzeźwością przeżyć jednej a natchnionym charakterem przeżyć drugiej. W tej po­ czątkowej sekwencji zdarzeń ważne jest to, że Wanda mówi, a Malwina i mówi, i śpiewa. Ważne jest także to, że Wanda okazuje niewrażliwość na „estetykę” ciemności, natom iast M alwina nasyca nią swoje myśli. O tw arte okno, błyskawice i gromy, w padające owady, zapach rezedy, szmer niewiadomego pochodzenia, przypom inający ludzkie kroki, otw ar­ ty balkon łączą św iat n atu raln y z afektyw nym i stanam i myśli Malwiny. Opowiadanie, wypowiedź kobiety-narratorki, dociekającej w związku z przedstawianą przez siebie historią spraw szczęścia, okoliczności jego spełniania się, kom entującej najróżniejsze niuanse podjętych przez siebie czynności przedstaw iania tej historii — zwrócone jest ku zmiennemu srodowisku arystokratycznej posiadłości, salonów i publiczno-obywatel- skiej sceny Warszawy. A także ku pokoleniowo powikłanym okolicznoś­ ciom, w jakich spełnia się w małżeństwie — w brew przeciwnościom — uczucie miłości między Malwiną a Ludomirem. Samo opowiadanie — wyjąwszy listy — powiadamia jednak tylko w sposób wybiórczy o roz­ wijaniu się związku uczuciowego między nimi i o złych następstwach w ynikających dla tego związku z tajemniczego usunięcia się Ludom ira sprzed oczu Malwiny i jego ponownego pojawienia się przed nią w nega­ tyw nej metamorfozie. Powiadamia tak, jak pozwala te zjawiska uchw y­ cić żywiołowe (jak piorun, wedle sugestii podsuniętej przez początkowy przebieg zdarzeń) rodzenie się uczuć w Malwinie i Ludomirze, uczuć objawianych przez nich w głośnych wypowiedziach, s ł y s z a l n y c h w z a j e m n i e p r z e z n i c h s a m y c h , a i p r z e z p o s t r o n n y c h , o r a z w r e a k c j a c h i d z i a ł a n i a c h t o w a r z y s z ą c y c h t y m w y p o w i e d z i o m l u b z n i c h w y n i k a j ą c y c h . Są to zachowa­ nia, jak jest to ujęte w opowiadaniu, poddawane przez nich „uwadze” (określenie W irtem berskiej) lub, jak dziś byśm y to ujęli, sytuacyjnie przez nich obiektywizowane (zob. cy tat poniżej). Ma na to wpływ sto­ sowanie się obojga bohaterów do językowych konwencji skrywania, a naw et celowego maskowania — wobec nich samych i wobec postron­ nych — początkowo nieobojętnego nastaw ienia ich do siebie, nastepnie

(11)

118 E W A S Z A R Y -M A T Y W IE C K A

zaś uczuciowej wzajemności, a także respektowanie przez nich towarzy­ skiej etykiety.

A oto jak po raz pierwszy w rozmowie między Malwiną a Ludomi­ rem — opowiadanie podąża śladem tej rozmowy — w skutek wzruszenia bohaterki i osłabnięcia jej uwagi daje o sobie znać tak zupełne zwrócenie się ich obojga ku nim samym i ku słowom, które wypowiadają, że łamie to konwencje i etykietę towarzyskiego dialogu, i oto jak jednocześnie dzięki opanowaniu i elokwencji bohatera zostają przywrócone tam te zasady:

L udom irem m n ie zow ią; w ciągu podróży przejeżdżając tęd y, dla burzy zatrzym ałem się na poczcie, a korzystając z jej u ciszen ia się na ch w ilę, d o zw o liłem sobie błąkać się p ięk n y m i ścieżk a m i p row ad zącym i ku dom ow i, którego Pani... ła tw o się teraz d om yślam . — „Ach, to i ja się teraz dom yślam , kto...” („śpiew anie m oje dziś p rzerw a ł”), ch cia ła d ołożyć M alw ina; te słow a z u st ulatu jąc, w y p rzed ziły u w agę nad ich niep otrzeb n ością; zaru m ien iła się, n ie d okończyła, i L udom ir postrzegłszy jej zm ięszan ie, u czy n ił się, jakby tego n ie b y ł uw ażał, i dalej m ó w ić zaczął: — „Gdy n a w a łn ic a p ow tórn ie się w szczę­ ła , pod blisk ą tu sch ro n iłem się w y sta w ę . S ły sza łem , ja k p ioru n uderzył, i w k rótce pożar p ostrzegłem ; p rzy lecia łem w te d y i za n a jszczęśliw szą w życiu tę b ęd ę rach ow ał godzinę, w której dobroci i n iew in n o ści stać się m ogłem u ży teczn y m ”.

U m ilk ł Ludom ir. i[t. 1, s. 16— 17]

Natychmiastowe odniesienie się Malwiny do wiadomości zaw artej w wypowiedzi Ludomira, biorące początek w powtórzeniu jego słów, gwałtowne urw anie przez nią kwestii i elokwentne podtrzym anie tejże kw estii przez niego — te zjawiska świadczą o tym, że bliska, zmysłowo uchw ytna ich obecność i głośne wypowiedzi, tworzą sferę n ajn atu ral­ niejszego objaw iania się pobudek afektywnych, jakich doznają. Świad­ czą jednak i o tym, że proces ten przechodzi w swoje odwrócenie, czyli w świadome maskowanie odbieranych przez nich doznań. Słowem, zja­ wiska owe dowodzą, że w tej afektyw nej kom unikacji objawy n ajn atu ­ ralniejsze: postawa i wyraz tw arzy obojga bohaterów, zaburzona płyn­ ność wypowiedzi bohaterki i elokwencja bohatera zbiegają się z u p ra­ wianą przez nich cenzurą dotyczącą mowy i etykiety.

Po raz pierwszy przy okazji tego dialogu, który przytoczyłam, opo­ wiadanie, stale zwrócone — w obrębie odcinków zdarzeń, jakie sobą ogarnia — ku przestrzeniom sytuacyjnie obiektywizowanych działań i wypowiedzi bohaterów, wyraźnie uzmysławia dwutorowość odbywa­ jącej się w takich w arunkach komunikacji afektywnej. Dlatego w dal­ szym swym toku powiadamiać ono będzie o uczuciach objawianych sobie przez Malwinę i Ludom ira pretekstowo, w yrażających się najpeł­ niej bądź w wypowiedziach i działaniach podejmowanych przez nich umyślnie jako symboliczne, alegoryczne czy aluzyjne, bądź — odwrot­ nie — w takich, których symboliczność lub w yrazista ekspresyjność ma oczywiste, choć jednocześnie tajone przez nich źródła spontaniczne. „Przekazy” zamaskowane, jakie Ludom ir i Malwina adresują do siebie i rozszyfrowują za pośrednictwem tych działań językowych, w pierw ­ szym przypadku są z góry ustalone, a naw et opracowane we wszystkich szczegółach, natom iast w drugim przeciwnie — rodzą się jakby momen­ talnie, jakby mimowolnie, jednocześnie z podjęciem przez nich wypo­ wiedzi, pod presją emocji powstających wraz z treściami, iakie sobie

(12)

„ M A L W IN A " , C Z Y L I G Ł O S I P IS M O W P O W IE Ś C I 119 w nich oni przekazują. Określam działania językowe towarzyszące two­ rzeniu tego drugiego rodzaju „przekazów” zamaskowanych jako jakby m om entalne, jakby mimowolne, bo choć rzeczywiście w porównaniu z pierwszymi bohaterowie w yrażają za ich pośrednictwem to, co aktual­ nie („w ten m om ent”) i spontanicznie („żywo”) czują, przecież z ich strony nie dokonuje się to bez udziału umyślnych symbolizacji, których nośnikam i są intonacyjne jakości ich mówienia (zob. przytoczony dalej cytat, a w nim zwłaszcza wyrażenie „z niewypowiedzianym uczuciem” jako określenie sposobu tworzenia przekazu).

Do pierwszego rodzaju „przekazów” obarczonych znaczeniami uk ry­ tym i czy — wedle wcześniej użytego określenia — zamaskowanymi na­ leżą m.in. wykreowane przez Ludom ira na cześć M alwiny dwa symbole: żywy obraz ukazujący niezniszczalność przym ierza Przyjaźni i Miłości oraz kam ienna inskrypcja, objaśniająca słownie ową żywą alegorię i od­ nosząca jej sens do życia Malwiny — prefigurują one pełnię uczuć, któ­ rej potwierdzenie przynieść ma życie Malwiny. Trzeba zwrócić uwagę i na to, że poddawanie się bohaterów oddziaływaniu tych symboli, jak wcześniej ich wykreowanie, jest częścią szerszego zjawiska: włączania przez nich — do sfery w yrażania uczuć — języka natury, języka ota­ czającego ich środowiska przyrodniczego. Specjalnie w tym celu przez nich upiększany i idealizowany, staje się on dla nich w ten sposób językiem słów. A zatem nie swoim własnym językiem, lecz językiem poetyckiej idylli przem awia do osób uczestniczących w uroczystości imienin Mal­ w iny i do niej samej krajobraz ogrodu, rzeki. Składnikami tego języka idylli są oba symbole, żywa alegoria oraz kam ienna inskrypcja. W związ­ ku tym narzuca się uwadze aluzyjne przydanie łące określenia „łąka Ludom ira”.

Z kolei funkcję drugiego rodzaju „przekazów” o znaczeniach ukry­ tych i zamaskowanych spełnia m.in. nazwanie: „Niewdzięczny”. Jest ono dla M alwiny i Ludom ira znakiem rozpoznawczym: ustanaw ia nić n aj­ głębiej osobistego porozumienia między nim i w trzech różnych okolicz­ nościach, a po raz pierwszy w chwili, którą objaśniające przebieg zdarzeń opowiadanie wiąże z sytuacją „wyznania”, wcześniej nim określenie to zostanie przez nich samych wypowiedziane:

M a lw in a w ten m om en t ta k ż y w o w sercu czuła, ile L udom ira kochała, że n ie m ogąc pojąć, b y on się tego n ie d o m yślał, to słow o: „N iew d zięczn y!” z u st jej się w y m k n ęło , a słysząc coraz b liżej nadchodzące osoby czas m iała ty lk o n a jśp ieszn iej uciec, w elu m sw ój, łzam i jeszcze zm oczony, w tym p o śp ie­ chu zap om n iaw szy. — „ N iew d zięczn y !” — z n iew y p o w ied zia n y m u czu ciem p o w tó rzy ł L u d om ir i sch w y c iw sz y w e lu m M alw in y, do serca go przycisk ając rzek ł z zapałem : — „chyba z ży ciem go stra cę”, [t. 1, s. 73]

Dosłownie rzecz biorąc, określenie „Niewdzięczny” jest w yrzutem uczynionym przez Malwinę z powodu rzekomego braku uczuciowego oddźwięku ze strony Ludomira, a w istocie objawia praw dę wiedzianą w paradoksalnym jej zaprzeczeniu. Właśnie dlatego, że określenie to oddziałuje nie wprost, że wypowiadając je bohaterka m anifestuje nie to, czemu w istocie daje wyraz, że z kolei — przez zaw arte w nim odwró­ cenie w yrzutu — rodzi ono w bohaterze pełnię zrozumienia sytuacji, w jakiej się oboje znajdują, staje się ono dla nich słowem posiadającym więcej znaczenia niż jakiekolwiek inne słowo lub słowa, w ykładające tę samą rzecz w jasny sposób, i zapisuje się trw ale w ich pamięci.

(13)

120 E W A S Z A R Y -M A T Y W IE C K A

W wyczuwaniu przez bohaterów owych właściwych, acz ukrytych czy też zamaskowanych znaczeń, m ają swój udział samoistnie w ystępu­ jące w formułowanych przez nich wypowiedziach lub dołączające się do tych wypowiedzi z zewnątrz czynniki pozasłowne: zjawiska akustyczne towarzyszące wypowiedzi, gesty i wszystko, co poza tym uczestniczy — za pośrednictwem zmysłów bohaterów — w osadzaniu przez nich po­ szczególnych wypowiedzi w „żywej” różnorodności tych chwil i tych miejsc, w jakich one przebiegają. Opowiadanie — w ram ach swego za­ sadniczego zwrócenia się właśnie ku wypowiedziom bohaterów, które spełniają się sytuacyjnie, jawnie, głośno, słyszalnie, wskazuje, a także nazywa te czynniki pozasłowne, które pozwalają bohaterom oddziały­ wać na siebie znaczeniami, jakich nie są w stanie lub nie chcą wyrazić w słowach. Wskazuje — obrazując oczywiste afektyw ne zaburzenia lub nacechowania wypowiedzi bohaterów. Nazywa — uzupełniając wzmian­ kowane wyżej i inne wypowiedzi bohaterów dodatkowymi wyjaśnieniami, gdy ciężar porozumienia, jakiego m ają być one źródłem, przenosi się na postawę i wyraz tw arzy bohaterów, gesty, przedm ioty współobecne, czynności towarzyszące mówieniu i na wszystko, czym bohaterowie w da­ nej chwili i miejscu czują się duchowo poruszeni. Form ułując te ostatnie stwierdzenia mam na myśli omawiany już dialog M alwiny i Ludomira, w którym porozumienie między nim i zawiązuje się na przestrzeni dwa- kroć wymówionego słowa „Niewdzięczny”, jak i np. scenę, gdzie wypo­ wiedź Ludom ira formalnie jest monologiem (wszak Malwina nie w y­ powiada ani jednego słowa), natom iast w istocie wchodzi w rolę afek- tyw nej repliki w dialogu, jaki się między nimi pozasłownie odbywa:

U sły sza w szy jej głos, p rzybiegł, od n iej niep ostrzeżon y, le c z ja k p rzestała śp iew ać, L udom ir z nad to już p ełn ym sercem , by rozum najm n iejszą m ógł u trzym ać przew agę, stra ciw szy g ło w ę zup ełn ie, padł do nóg M a lw in y i n ic innego n ie m ógł w y m ó w ić, jak: „przestraszyłem cię, M alw ino! ach, daruj!... w ybacz... ależ b o ja tak n ieszczęśliw y !...” M alw ina zlęk n ion a, zm ieszan a, o n ie ­ m iała. [t. 1, s. 71]

Nie sposób w tym miejscu nie przywołać dla uw yraźnienia analizy obu rozmów bohaterów powieści W irtemberskiej pewnych danych histo­ rycznej, a i teoretycznej natury. W najważniejszych pracach o języku i o komunikowaniu się ludzi za jego pośrednictwem powstałych w E uro­ pie w w. XVIII, lecz kształtujących pojmowanie tych zjawisk jeszcze i w początkach XIX w., dostrzegano i szeroko omawiano występowanie owych czynników pozasłownych, które są dla mówiących uzupełniającym źródłem informacji, jakie zawierają formułowane przez nich wypowiedzi słowne. Rousseau w swym Essai sur l’origine des langues zwrócił uwagę na ich paradoksalność, pisząc, że są one „elokwencją niem ą” 17. Wskazał jednocześnie na istnienie wielu sytuacji komunikacyjnych, w których owe czynniki pozasłowne pełnią rolę decydujących źródeł inform acji o treściach przekazywanych w wypowiedziach słownych. Dostrzegł wśród tych sytuacji te, w których chodzi o „pobudzenie serca i zapalenie na­ miętności” 19. Zainteresowanie przejawiane przez Rousseau dla kom uni­ 17 J. J. R o u s s e a u , E ssai su r l’origin e d e s langues, où il e s t p a rlé de la

M élodie , e t d e l ’I m it a ti o n m usic ale. P aris 1970 (odb. kserogr. z w y d . z r. 1817),

s. 503. 18 Ibid em .

(14)

„ M A L W I N A ” , C Z Y L I G Ł O S I P IS M O W P O W IE Ś C I 121 kacji pozasłownej, a i dla udziału pozasłownych („niemych”) czynników w kom unikacji słownej, w której pośredniczy głos, nie było ani w XVIII, ani na przełomie XVIII i XIX w. czymś wyjątkowym. Przy omawianiu tych zagadnień korzystano także z wiedzy retoryki, zwłaszcza zgroma­ dzonej w obrębie jej dziedziny zwanej actio, norm ującej „stosowne do okoliczności operowanie przez mówcę głosem, gestem i m im iką” 19 czy — wedle innego sform ułowania — „uzewnętrznienie cielesne dyskursu 20> Trzeba brać pod uwagę i to, że od czasów starożytnych przepisy kody­ fikowane w obrębie actio dotyczyły w równym stopniu przemawiania, co aktorswa i d ek lam acji21. Te okoliczności tłumaczą, jak się wydaje, pojawienie się w cytowanej już pracy Osińskiego interpretacji roli czyn­ ników pozasłownych w mówieniu zadziwiająco zbieżnej z tą, jaką za­ w iera praca Rousseau, zwłaszcza w akcentowaniu ich paradoksalności. Osiński, jak Rousseau, wydobywa na jaw właśnie tę cechę:

D źw ięk głosu , w ejrzen ie, w y ra z postaci, czyliż ró w n ie jak sam e słow a n ie m alu ją ch ęci i n a m iętn o ści? P ow ied zm y w y ra źn iej, czyliż te zn ak i m ilczą ce n ie są częstokroć nad w y ra zy w y m o w n iejszy m i? J ed en n iek ied y ruch tw a rzy lub oka, jed en okrzyk w y d a n y z p rzep ełn ion ego serca m ocniej działa niż m o ­ w a. J ęzy k ten n ie da się zastąpić w yszu k a n y m słó w d źw ięk iem , bo jest ję z y ­ k iem przyrodzenia, m im o w o ln y m obrazem potrzeb i w zru szeń człow ieka, r ó w n ie zrozu m iałym dla w s z y s tk ic h 22.

Zauważmy: Osiński rozróżnia „dźwięk głosu” oraz „wyszukany słów dźwięk” i ten pierwszy zalicza do sfery „znaków milczących”, zapewne upatrując w nim m aterię mogącą wnosić „własne”, niesłowne znaczenia do formowanych na jego podłożu wypowiedzi.

Śmiało więc można powiedzieć, że w przedstawionej przez W irtem- berską afektyw nej komunikacji znalazło odzwierciedlenie zespalanie się czy — jak dziś byśm y to określili — funkcjonalne łączenie się wypo­ wiedzi słownej, ekspresywnej intonacji, ekspresywnych pauz i kom uni­ kacji pozasłownej. Podkreślam to dlatego, że w rozwijającej się na prze­ łomie XVIII i XIX w. refieksji nad językiem, do której przynależą m.in. prace wzmiankowanych autorów, współwystępowanie tych zjawisk w nie- retoryczniej, potocznej praktyce mownej zaczynało dopiero przykuw ać uwagę. Wywody Zofii Florczak poświęcone owym przedrom antycznym teoriom języka ośmielają do stwierdzenia, że poszerzaniu się pola obser­ wacji badawczej sprzyjało wzmaganie się zainteresowania dla „brzmienio­ wej strony języka”, towarzyszące zainteresowaniu dla „tego, co w w y­ powiedzi jest ekspresją emocji” 23. Można tu przywołać opisaną przez J u rija Łotmana fascynację Rousseau intonacją jako składnikiem wypo­ wiedzi stapiającym w sobie pierw iastki emocjonalne (naturalne) i r a ­ cjonalne (konwencjonalne). Łotman wskazując na jednoczesną fascynację Rousseau „dziecięcą paralingw istyką” odwołuje się do tego oto wywodu myślowego zawartego w pewnym fragmencie Emila:

19 A. O k o p i e ń - S ł a w i ń s k a , R e to r y k a . H a sło w: S ł o w n i k t e r m i n ó w l i t e ­

ra ck ich. Pod red ak cją J. S ł a w i ń s k i e g o . W yd. 2, p oszerzon e i p op raw ion e.

W rocław 1989, s. 433.

20 R. B a r t h e s , Le P laisir d u te x t e . P aris 1973, s. 104.

21 Zob. rozw ażan ia A r y s t o t e l e s a za w arte w ks. III jego R e to r y k i . 22 O s i ń s к i, op. cit., s. 195.

(15)

122 E W A S Z A R Y -M A T Y W IE C K A

W szystk ie języ k i są w y tw o ra m i sztucznym i. D łu go badano, czy is tn ia ł języ k n a tu ra ln y i w sp ó ln y w sz y stk im ludziom : języ k tak i is tn ie je n ie w ą tp li­ w ie — te n m ia n o w icie, k tórym m ów ią dzieci, zanim nauczą się m ów ić; [...] dzieci rozu m ieją nie treść słów , które słyszą, ale ton, który im tow a rzy szy . Z m ow ą głosu łączy się m ow a gestu , n iem n iej w y ra zista . G est ten w y k o n u ją n ie słab e ręce dziecka, w y ra ża go jego tw arz.

In to n a cja jest duszą w y m o w y ; ona n adaje jej u czu cie i praw dę. In ton acja k łam ie m n iej niż s ło w o 84.

A oto wywód myślowy Herdera, ukazujący fascynację em ocjonal- nością brzmienia wypowiedzi i jednocześnie problemem jej pisemnego obrazowania:

k ied y [dźw ięki] są a rty k u ło w a n e i jako w y k rzy k n ik i zap isan e n a papierze, okazuje się, że p rzeciw sta w n e u czucia w y rażają się p raw ie tak sam o. S łab e A ch! jest zarów n o głosem rozp ły w a ją cej się m iłości, jak i p ogłęb iającej się ro zp a ­ czy, p łom ien n e Oh! zarów no w y b u ch em n agłej radości, jak i w zb ierającej w ściek ło ści, rosn ącego podziw u, jak i g w a łto w n eg o żalu. Jed n ak że czy te d źw ięk i są p o to, żeby jako w y k rzy k n ik i nam alow ać je na p a p ie r z e ? 25

Napięcie między bliskim, bezpośrednim kontaktem Malwiny i Ludo­ m ira, pozwalającym im odczuwać spontaniczność swych zachowań i re a k ­ cji, a zdawaniem się ich obojga w okazywaniu sobie wzajemności na niebezpośredniość i niejednoznaczność naznacza ich wypowiedzi i dzia­

łania piętnem niejasności, niepewności i niedopełnienia. Liczenie się z tym wrażeniem przez fundatorkę opowiadania jest źródłem w yartykułow a­ nego przez nią zapytania w momencie poprzedzającym zarówno w yzna­ nie sobie uczuć przez Malwinę i Ludom ira „nie w prost” (poprzez zaw ar­ tość dwakroć przez nich wymówionego słowa „Niewdzięczny”), jak i otw arte ich wyznanie (przez czterokrotne powtórzenie słowa „kocham” w pierwszym zdaniu listu do Malwiny). Oto pytanie narratorki: „Teraz, gdy co minęło? przeczytał czytelnik, pytam się, co rozumie? Ludom ir czy kocha się w Malwinie? Malwina czy kocha Ludom ira?” (t. 1, s. 55).

Wrażenie niejasności, niepewności, niedopełnienia co do istoty związ­ ku uczuciowego między Malwiną a Ludomirem utrzym uje się za sprawą innego jeszcze czynnika. To, co we wzajemnym odnoszeniu się do siebie Malwiny i Ludom ira polega na przem iennym przechodzeniu od sk ry ­ w ania i maskowania żywionych przez nich uczuć (wyznawania ich n ieja­ sno) do doświadczenia tych uczuć napraw dę (rozumienia niejaw nych znaczeń symboli, alegorii i aluzji, a także znaczeń wypowiedzi słownych na podstawie istniejących w nich sytuacyjnych i — wedle dzisiejszych kryteriów — psychologicznych składników pozasłownych), jest sferą sta­ łego przejaw iania się zagadki sensu stricto. Jest nią z jednej strony osła­ nianie tajem nicą przez Ludomira swego pochodzenia, z drugiej zaś po­ stawienie M alwiny przed problemem tej tajemnicy. Odnoszenie się do siebie Malwiny i Ludom ira „zahacza” to o n u rt zagadki „duchowej”, to o n u rt zagadki „życiowej”. Węzłami splatającym i jeden n u rt z drugim

24 J. J. R o u s s e a u , Emil. P rzełożył W. H u s a r s k i . W rocław 1955, s. 50— 51, 61, Zob. J. Ł o t m a n , К p r o b l e m i e ti pologii k u lt u r y . „Trudy po zn ak ow ym sistie m a m ”, t. 3 (Tartu 1967), s. 37— 38.

(16)

„ M A L W I N A ” , C Z Y L I G Ł O S I P I S M O W P O W IE Ś C I 123 nie zawsze są otwarcie formułowane przez Ludomira prośby o przyzwo­ lenie na niewyjawianie przez niego historii jego życia, czasami są nimi napom knienia w rodzaju cytowanego „ależ bo ja tak nieszczęśliwy”.

W taki sposób tok powieściowego opowiadania, obejm ujący zdarze­ nia sprzed usunięcia się Ludom ira z Krzewina, zawiązujące akcję, przez spotęgowanie w niej składników niewiadomych sprzyja skłanianiu się głównych bohaterów ku czynnościom, które sami nazywają domyślaniem się. Mając na uwadze początkowy przebieg zdarzeń, ten proces poznaw­ czy nazwać trzeba domyślnością serca jednej osoby względem w zajem­ ności serca osoby drugiej. W dalszym toku opowiadania, unaoczniającym zdarzenia dziejące się w Warszawie, po ponownym spotkaniu Malwiny z Ludomirem, okazuje się, że jest to tylko połowa prawdy. Albowiem sytuacja, w jakiej wówczas znalazła się bohaterka, zmusiła ją do uczy­ nienia domyślności serca jednej osoby względem wzajemności osoby d ru ­ giej podstawą zagadnienia „jednostronnego”, jakim jest domyślanie się przez jedną osobę źródeł pobudzeń jej własnego serca.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Kalafior tworzą różyczki, które wyglądają podobnie jak cały owoc: każda różyczka składa się z mniejszych, te z jeszcze

pr acownik Koaoinvtu Budo: oe0o mytom/... habbentrop, jako pełnomocnik rządu Zoili:

Zastanów się nad tym tematem i odpowiedz „czy akceptuję siebie takim jakim jestem”?. „Akceptować siebie to być po swojej stronie, być

Zbuduj listy inwersyjne wiedząc, że najczęściej zadawane są pytania dotyczące pary (x,x1)(z,z1) oraz tych samych deskryptorów pojedynczo.. Pamiętaj, aby utworzona struktura

Podczas lekcji wyjaśniamy pojęcie krajobraz, stosując metodę mapowania pojęć, a następnie wyjaśniamy, jak rozumieją pojęcie krajobraz przekształcony. Warto zwrócić

Uzasadnij, do której postaci pasuje zwrot mieć lwie serce.?. Czym

W pozostałych dwóch pracach sytuacja jest gorsza, zwłaszcza, że okazało się, że niektóre badane osoby przed badaniami za­. żyw ały leki psychotropowe, mogące

Żeby na pewno trafić trójkę, trzeba zobaczyć, jaki długi jest najkrótszy ciąg liczb, w którym występują wszystkie możliwe liczby trzycyfrowe (to jest ciąg de Bruijna na