• Nie Znaleziono Wyników

Inny Kornel Ujejski

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Inny Kornel Ujejski"

Copied!
17
0
0

Pełen tekst

(1)

Zbigniew Sudolski

Inny Kornel Ujejski

Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza 29, 113-128

(2)

M lCKIEW ICZIANA I EPOKA MICKIEWICZA

R oczn ik T o w a r zy stw a L iterack iego im . A. M ic k ie w ic z a X X I X /1 9 9 4

Z b ig n ie w S u d o ls k i

IN N Y K O R N E L U J E J S K I

W św ietle wydanych ostatnio Poezji nieznanych i dwu pokaźnych tom ów korespondencji K ornela U jejskiego z rodziną M łodnickich jaw i się nam inny po­ e ta 1. Inny od tego, do którego przyw ykliśm y, jakiego przekazała nam legenda, której w spółtw órcą był w dużej m ierze on sam , autor Chorału, poeta przybie­ rający pozę proroka, w ypow iadającego „skargi straszne” i wydający „jęki roz­ paczy”, od których „bieleje w łos” . Był też uw ażany za poetę tyrtejskiego, szu­ kającego nie tylko w Biblii, ale i w historii starożytnej Grecji budujących przy­ kładów heroicznej ofiary. Na gruncie krajow ym to niew ątpliw ie najw ybitniejszy kontynuator i w spółtw órca tradycji polskiego rom antyzm u. N obilitow any poetyc­ ko przez najw iększych, nie tylko w wyniku sam odzielnych lektur przejm ow ał od nich lirę, ale czuł się z całą tą tradycją jakby genetycznie zrośnięty, zw łaszcza po osobistych kontaktach paryskich w latach 1847-1848 z w ieszczam i, którzy udzielili mu poetyckiej sakry. Ale i tę praw dę rozum ieliśm y dotąd bardzo je d ­ nostronnie. Juliusz Słow acki w grudniu 1848 roku pisał do sw ego ucznia, brata i spadkobiercy, za jakiego uważał Kornela, te słowa:

„lękaj się teg o g ło su ro zp a czy , który w tym d ziełk u [tj. w A n h ellim ] sły c h a ć [..]. N ie c h ż e w ię c ten s ie w straszny b ęd zie d a lek o od c ie b ie . - N ie c h ta p rzep aść, w którą Izraela p ch n ęły proroctw a la m en tu ją ceg o Izajasza, Jerem ijasza i in n ych o statn ich w ie s z c z ó w , c ie b ie teraz [...] nie zw ab ia. [...] B o c ię w duchu m oim m am za w y so k ie św ia tło , które za m głam i n iknąć n ie p o w in n o - ale r o z w e se lić się ma i stać się różaną p och od n ią, o św ie c ic ie lk ą tych stron, w których teraz za m ię- s z k a łe ś ”2.

Słow acki przestrzegał przed „słodką trucizną” poezji pesym istycznej sączącej jad „skargi” i lam entacji do krwiobiegu narodu; w rom antycznej stylistyce w y­

rażał pragnienie poezji w alczącej, m obilizującej ducha do czynnego działania. I te dw ie struny Kornel Ujejski śm iało potrącał, czy to we w cześniejszym M a ­

ratonie, czy w późniejszych Listach spod Lwow a, czy w reszcie w M arszu p o l­ skim i w O statniej strofie, w której po tragicznej klęsce pow stania styczniow ego

(3)

dom ości powszechnej utrwalił się przede wszystkim obraz U jejskiego lam entują­ cego proroka, który rzekom o w swej

„k on stytu cji p sy ch icz n e j [...] w y d a w a ł się b y ć jak najbardziej p o w o ła n y do w y p o w ia d a n ia się w ła ś­ n ie w ten sp o só b . I w y p o w ie d z ia ł się tak d o k ła d n ie, ż e po P ie śn ia c h S a lo m o n a , G ę ś li J e r e m ie g o ,

M e lo d ia c h b ib lijn y c h i S k a rg a c h - w ła śc iw ie n ic z e g o ju ż nie o sią g n ą ł”3.

W tym nurcie biblijnej stylizacji pobrzm iewającej skargą i lam entem , ale - dodajm y - także bezw zględnym nakazem walki i trwania, nie tracenia nadziei, m iał się w ypow iedzieć całkow icie jako poeta.

„ B y ł p isarzem o s o b liw y m - p isał przed d w u d ziesto m a laty B ogd an O strom ęck i. - Jeśli poetą - to j e d n e g o tylk o nurtu, je d n e g o napięcia. N ie z d o ln y w ła śc iw e do liryki ’’czy ste j" , n ie z d o ln y do tw o r z e n ia kreacji a u to n o m iczn ie p o ety ck ich , d o tw ó rczo ści n ie w yrastającej z o k r e ślo n y c h ty lk o n a p ięć u c z u c io w y c h i m oralnych"4.

Jak to się stało, że tak uprościliśmy konterfekt Kornela, że stał się on tak po­ sągowy i spiżowy, pozbawiony wszelkich ludzkich odczuć i odruchów serca, a tym samym tak nam daleki. Czy stało się tak dlatego, iż rzekomo wcześnie wygasła jego „inwencja twórcza”, że zaniechał pisarstwa dla działalności politycznej czy społecznej, kiedy uaktywniał się jako poseł do Rady Państwa w latach 1877-1879, czy członek tajnego Rządu Narodowego w 1877 roku? Niewątpliwie kryje się za tym - jak słusznie podejrzewał Kazimierz Bartoszewski - „dramat twórcy, dramat człow ieka”5, ale nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak wielki jest to dramat i jak spe­ cyficzne i głębokie jest jego podłoże nie dające się sprowadzić tylko do problemu wygasania „inwencji twórczej”, czy narastającego konfliktu między nim a społe­ czeństwem wskutek „wyobcowania” i zaakceptowania przez to społeczeństwo po roku 1863 „myślenia utylitarnego i praktycyzmu w działaniu”6.

Korzenie dram atu K ornela U jejskiego tkwią przede wszystkim w jeg o bez­ granicznej wierności wobec epoki, narodu, jeg o tragedii i dążeń. Od 150 lat, od chw ili pasow ania go przez H enryka Lubom irskiego w roku 1845, po głośnej lekturze M aratonu, na narodow ego wieszcza, Ujejski podjął w szelkie atrybuty kapłaństw a i działania w ieszczego i przejął się nimi tak całkow icie i dogłębnie, iż najm niejsze odstępstw o od tej postawy uważał za zdradę ideałów tak naro­ dow ych jak i osobistych. Presja opinii publicznej do działania w tym właśnie duchu była też tak bezw zględna, iż nawet najbliżsi przyjaciele skłonni byli oskar­ żać go o to, iż „założyw szy ręce stał się pustą, bezczynną ruiną, w ygasłym w ul­ kanem - a to tylko z własnej winy i własnego próżniactw a” - jak pisał M ie­ czysław D arow ski do Teofila Lenartow icza w roku 1878.

Dalej więc m odelow ał biografię w duchu wierności wobec ideałów przeka­ zanych nam przez wieszczów, chciał być prorokiem i sum ieniem narodu. Nad trum ną A rtura G rottgera m ówił w lipcu 1868 r.:

„lu d z ie n a tc h n ien ia są ty lk o m isternym i narzędziam i w ręku B o g a , i że im n ie w o ln o tak św ię te g o daru u ż y w a ć dla sw o ic h o so b isty c h w id o k ó w i k o rzy ści, bo inaczej duch w ie s z c z y odstąpi ich i o d le c i - na d łu g o , nieraz na z a w s z e ”7.

(4)

— 115 —

Zgodnie z potrzebam i epoki i najśw iętszym nakazem wielkich tw órców nie tylko „ciągnął swoje słowo z głębi i szczerości ducha, jakby z wnętrzności sw o­ ich”8, jak mu to przykazał M ickiewicz, ale całą swą postawą, w yglądem zew ­ nętrznym stylizow ał swą postać na arcykapłana - m isternie układał fałdy sw ego szerokiego płaszcza i troskliw ie dbał o swą długą, białą brodę. W ystępując pub­ licznie na licznych zgrom adzeniach w ypełniał obow iązek nałożony mu na barki przez w ieszczów i swą niezw ykłą epokę. I to całkow icie zm yliło naszą czujność, bo nie był to przecież i nie mógł być cały Kornel Ujejski. To tylko częściow o nas uspraw iedliw ia, że w 170 lat po jego urodzeniu i w blisko 100 lat od jeg o śmierci nie odkryliśm y pod tą m aską praw dziw ego dram atu człow ieka, który nie tylko borykał się z tym nałożonym nań przyciasnym gorsetem , ale rów nież czuł i kochał, był niegasnącym wulkanem doznań praw dziw ie ludzkich. A przecież nietrudno było takiego Ujejskiego przew idzieć i odgadnąć. M otyw y m iłosne były zasadniczym i wątkami jeg o najw cześniejszych prób poetyckich, choć - przyzna­ m y - m dłych i konw encjonalnych. M ąciły one jednak oficjalny nurt jeg o tw ór­ czości. D latego kiedy po Skargach Jerem iego w ydaw ał kolejne tom iki poetyckie, tym razem bardzo osobiste, nadawał im tak pejoratyw ne tytuły: K wiaty bez woni (1848) i Zw iędłe liście (1849), ten ostatni tom ik opatrując dodatkow o w ym ow ­ nym przesłaniem : „Lećcie i gińcie...” , jakby chcąc się na trw ałe pożegnać z li­ ryką osobistą. Ale w trw ałość takiego pożegnania sam chyba nie wierzył. Był naturą niezw ykle zm ysłową, pobudliwą, reagującą na świat i jeg o podniety w sposób żyw iołow y. Charakterystyczne, że to jem u w łaśnie Teofil L enartow icz wypom inał:

„N a ruinach rzy m sk ich , w gajach P artenopy, na w zg ó rz a ch rom an tycznej Florencji ’Jerem ia sz P o l­ sk i’ w y ł, p alon y d ia b elsk im i ogn iam i i drobnym k ro czk iem za w sz e lk ą n iew ia stą latał. Z a iste - je st że to Jerem ia sz b o leją cy na gruzach Jeruzalem ? N ie, prędzej m inotaur, prędzej J o w isz przed m etam orfozą w ...byka. N iech g o z tą za p a m ięta ło ścią nieu m iark ow an ą. Już że to p o lsc y prorocy w ięcej d o D a w id a są p od ob ni, niż do J erem ieg o lub Izajasza. Przepadają za p lem ie n iem n ie w ie ­ ś c im , z c z e g o robi się m o ro w e p ow ietrze i inne p r z y p a d ło śc i...”9.

Lenartow icz, jakby zapom inając o własnych „grzechach”, miał za złe przy­ jacielow i po piórze, iż ten „przepadał za plem ieniem niew ieścim ” . P ostaw a pol­ skiego Jerem iasza nie licow ała w jego odczuciu z postaw ą Don Juana i truba­ dura. Podobnie czuł T eodor Tom asz Jeż, kiedy oskarżał U jejskiego o to, iż się dostał pod wpływy jakiejś Egerii, mitycznej nim fy leśnej, która rzekom o „w y­ jało w iła” jeg o tw órczo ść10. Czy m ożna się więc dziw ić tem u, że sam poeta tak nieśm iało ujaw niał tę spostponow aną przez w spółczesnych stronę swej literackiej działalności? Ale rów nież znam ienne jest, iż tej nuty osobistej nie w yciszał, raz po raz odzyw ała się ona w jeg o publikow anych tom ikach poetyckich, przede wszystkim w Tłum aczeniach Szopena, które wyrosły z nastroju arcydzieł w iel­ kiego kom pozytora oraz z niezw ykle silnych uczuć do zapom nianej, ostatniej B eatrycze polskiego rom antyzm u - pani Leonii W ildow ej. D la niej przeznaczył

(5)

aż dw ie dedykacje tego tomiku, a w poetyckim finale tłum aczenia Sonaty

opus 35 z pogardą pisał o miłości m ałżeńskiej. I choć to, co w największej skry-

tości dalej tworzył, było przecież całkow icie inspirowane i zgodne z o byczajo­ w ością i poetyką rom antyzmu, więcej nie ujawnił, pisał „do szuflady” , po zo­ staw iając w św iadom ości ogółu niczym niezm ącony konterfekt poety proroka. Ale cała ta dram atyczna w alka Ujejskiego o „praw a człow ieka”, jego bunt i zm a­ ganie się z opiniam i przyjaciół, pisanie o swych uczuciach w brew w szystkiem u i w szystkim , palenie i ponow ne odtw arzanie tych, zdaniem niektórych, „m ętnych pereł” , to dopiero praw dziw y dram at Kornela U jejskiego. Po lekturze m iłosnej korespondencji G oethego z C harlottą von Stein stw ierdził z goryczą:

„... i ja m ó g łb y m z o sta ć drugim G oeth em , g d y b y m urodził się w N ie m c z e c h , nie w n ie sz c z ę śliw e j P o lsc e i n ie w e p o c e , w jakiej się urod ziłem . [...] P o m im o ogóln oh u m an itarn ych m oich ferw o ró w k o ch a łem m oją P olsk ę c z u le j, g o ręcej, n iżeli on sw o ją o jc z y z n ę . 1 je s z c z e inny prym m am nad nim . U m ia łe m lepiej k o ch a ć k ob ietę, ten n ajp ięk n iejszy tw ór B o g a , k och ałem p ięk n iej, p o d n io słe j, n ieraz z g łę b sz ą c z c ią , a z a w s z e zd o ln y zap rzeć sie b ie dla takiej m iło śc i” (W s. 31 V 8 8 , II, 102).

U schyłku życia dopom inał się o pam ięć i o nie przekreślenie sfery swojej pryw atności:

„C h od zi mi o to, aby tylk o to w ied zia n o , ż e w cza sa ch n ajn iefortu niejszych dla id e a łó w b yła na ś w ie c ie m iło ś ć n ie z w y k ła , idealna, poza grób trwała i je d y n a ” (W s. 17 II 8 6 , I, 159).

Pragnął sławy rów nież jako poeta intym ności, chciał, aby pow iedziano o nim kiedyś, że rów nież „stał się przez m iłość znakom itym poetą” . T yrtejsko-Iam en- tacyjny nurt oficjalnej twórczości Ujejskiego całkow icie jednak przesłonił nam człow ieka. W spółcześni odm awiali mu praw a do uczuć, z dezaprobatą m ów iono o jeg o m iłości. Tradycja K onrada zdecydow anie zdom inow ała św iadom ość na­ rodow ą i przekreślała praw o do egzystencji Gustawa. W takiej atm osferze „pry­ w atne” erotyki Ujejskiego, pisane rów nolegle do oficjalnego nurtu poezji, przy­ sypane zostały kurzem niepam ięci, ujawniane tylko szczątkow o i nieśm iało, zo ­ stały w końcu zapom niane przez potom nych.

Kiedy przed blisko sześćdziesięciom a laty M ieczysław Paw likow ski pisał o „nieznanym Kornelu U jejskim ” 11, to przede wszystkim przeciw staw iał „patoso­ wi i koturnow ości” twórcy M aratonu, „prostotę i szczerość” jeg o wyznań m i­ łosnych, te właśnie pryw atne w iersze nazywał „jednym i z najcudniejszych kw ia­ tów liryki polskiej” , one bowiem według niego „wyszły ponad czas, ponad k o ­ turnow ego proroka, jakim niekiedy byw ał” . Kom entując zaledw ie kilkanaście ujaw nionych wcześniej erotyków , był przekonany, iż „nie ma im równych w literaturze polskiej, stanow ią całą epokę w życiu poety. Z nich to odczytać m ożna całą jeg o duszę” .

C hoć dalecy jesteśm y od bezkrytycznego przyjęcia opinii Paw likow skiego, zgadzam y się z nim z pew nością w jednym , że cały ujawniony obecnie zespół erotyków K ornela U jejskiego stanowi znakom ite św iadectw o odchodzącej ro ­ m antycznej epoki, jej obyczajów , tem peratury uczuć, szczerości wyznań pulsu­

(6)

— 117 —

jących pod zew nętrzną pow łoką określonych konwencji kulturow ych, oby cza­ jow ych i literackich. Liryka m iłosna Ujejskiego to najpraw dziw sze zw ierciadło

w iernie odbijające to, co w zakresie sztuki kochania przekazał nam rom antyzm . O czyszczone z kurzu niepam ięci, skazane na zagładę w iersze tchną dziś jeszcze taką praw dą wielkiego uczucia, tłum ionej konw encją intymności i pryw atności jeg o przeżyw ania, że nie wolno nam przejść obok nich obojętnie.

Spod rom antycznego sztafażu, który może nas niekiedy razić, zw łaszcza m ło­ dych, przyzw yczajonych do innej kultury m iłości (?!), przebija się uczucie po­ tężne, przenikające wszystko na wskroś, niosące ukojenie i niekłam ane szczęście, uczucie czyste i w ysublim ow ane, zrodzone z uw ielbienia dla piękna i dobra, ale rów nież nie pozbaw ione silnych akcentów nam iętności w ydobyw ających się spod powłoki ogranych poetyckich metafor. W marcu 1885 roku pisał poeta do W andy M łodnickiej:

„W tym m oja odradzająca m iło ść , że kocham . 1 w ie le mi b ę d z ie p rzeb a czo n y m , bo w ie le k o c h a ­ łem . C za sem tak mi p ełn o w sercu, ż e zalałb ym m iło ś c ią św ia t c a ły ” (W s. 2 9 III 8 5 , I, 4 5 ).

W myśl tego wyznania om ińmy mielizny i chropow atości liryków w ydoby­ tych na św iatło dnia po wieku zapom nienia i zagłębm y się w tę niezw ykłą hi­ storię praw dziw ie rom antycznego, wielkiego uczucia, z wyraźnym i odw ołaniam i do wielkiej tradycji poetyckiej rom antycznego kochania. W ślad za przeaniele- niem bohaterki i adresatki tych uczuć otrzym ujem y artystycznie pom yślaną ca­ łość, w której dokonuje się apoteoza rom antyczej miłości. Nie przypadkow o wiersz, będący wyprow adzeniem ducha z otchłani ciem ności tego św iata ku światłu siłą w szechpotężnego uczucia, otw iera ten niezw ykły cykl poetycki, a zam knięcie tw orzy w iersz-testam ent uznający m iłość za najw ażniejszą zasługę do sławy. O statni rom ans polskiego rom antyzm u rozegrany zostaje w edług naj­ lepszych w zorów miłości rom antycznej utrwalonej w poezji i dram acie.

Erotyki tw orzone od 1857 roku, u zm ierzchu rom antyzm u i adresow ane do pani Leonii W ildow ej, żony księgarza i znakomitej pianistki, odtw órczyni C h o ­ pina, utrzym ane są całkow icie w ramach obow iązujących konw encji epoki. W kraczam y w zaczarow any krąg w ielkiego uczucia, do „św iątyni dw óch serc, może od w ieków przeznaczonych dla siebie” (W s, 15 III 8 5 ,1, 43). Plon poetycki tego niezw ykłego przeżycia jest bardzo pokaźny, liczący przeszło 50 liryków i nie mający rów nego (z wyjątkiem może K rasińskiego) w poezji polskiego ro ­ m antyzm u. C ała historia tego wielkiego, praw dziw ie rom antycznego uczucia roz­ gryw a się w typowej scenerii i kolorycie księżyca, wśród bogactw a odcieni zie­ leni laurów, oliwek i mirtu, lub w pejzażu swojskiej łąki czy brzozow ego gaju, groźnej panoram y Alp, a także błękitu nieba i m orza z jego w eneckim i lagunam i. Św iat cały zm ienia się w prawdziwy Eden, istnieje tylko jak o tło do ukazania niewyrażalnej potęgi tego uczucia. Śmiałym pociągnięciem pędzla obnaża poeta piękno ram ion ukochanej i jej białą nóżkę, podkreśla intensyw ność barw y jej rubinow ych ust, i czarnych oczu. Ale zachw yca się nie tylko urodą ukochanej,

(7)

sławi także przym ioty jej duszy, dobroć, szlachetność i wierność. Tylko p raw dzi­ wie w ielka m iłość i w ierność konw encjom potrafiła z tego niepraw dopodobnego im petyka uczynić cichego i potulnego baranka, który z wielkim trudem panuje nad sw ą burzliw ą zm ysłow ością. Tak oboje uw zniośleni, przeanieleni, pełni po ­ gody ducha, zanurzają się w transcendencję, przeanielając cały św iat potęgą swej miłości. M iłość, kochanie staje się słow em -kluczem ogarniającym te poetyckie w yznania i rozm ow y z ukochaną bohaterką, niekiedy oboje idą przez ten św iat „ciem nych otchłani” , z którego ocala poeta tylko to, co przeniknięte je st tym jedynym i niepow tarzalnym uczuciem. Ono ratuje ich oboje od pospolitości, daje pełnię szczęścia, ale przynosi też cierpienie, nieodłączną wartość rom antycznego kochania.

Rozdarty w so b ie , u m ę c z o n y cia łem , B o le ś c ią sz c z ę ś c ia w ie lk ie g o sz c z ę ś liw y ... I zap łak ałem

(Pn, s. 5 0)

O dczuw any przez poetę „ból piekła” zdolny jest rozsadzać głazy, przeraża anio­ łów, prow adzi przez burze i płom ienie ku wyżynom:

P ójd ziem m y, p ó jd ziem przez te p ło m ien ie N a B o ż y spokój i rosę,

B o ty mi n ie sie s z m oje natchn ien ie, A tw oją siłę ja n iosę.

(Pn, s. 55)

Przeanieleni i złączeni na wieki, oboje zagłębiają się „w ogrom ną ciszę”, w któ­ rej m ilczenie staje się mową, porzucają:

Ś w ia t zdrady, p ych y i zbrodni (Pn, s. 7 6 )

Jak w dantejskiej wizji Franceski i Paola uwiecznionej przez Ary Scheffera, a w zbudzającej taki zachwyt Krasińskiego, płyną oboje „w niebow zięci, zako­ chani, jaśni, św ięci” w nieśm iertelność. Brak w świecie miłości staje się „całym złem ”, ale to także źródło praw dziw ego dram atu osobistego rozgryw ającego się w św iadom ości poety, dram atu m iędzy nakazem służby ideałom narodow ym sform ułow anym przez najw iększych, a rzekom o skłóconą z nimi ludzką tęsknotą za praw dziw ym i wielkim uczuciem . D latego mimo pełni szczęścia czuje się p o­ eta winnym :

W y m nie nie w iń c ie , m oi r ó w ieśn i, Ż e teraz dla w a s cich n ą m e p ieśn i - Ja raz a n io łem , to z n ó w p o p io łem , B o ja w n ie w o li tych czarn ych ó cz.

(Pn, s. 59)

W ujaw nieniu w rzeczyw istości krajow ej tego dylem atu m iędzy narodow ą służbą a pryw atnością nie pom ogło naw et odw ołanie się do św iadectw a najw ię­ kszych, naw et w plątanie w to w szystko wątku patriotycznego. Bo kochankow ie

(8)

— 119 —

nasi nie m ogą zapom nieć i nie zapom inają, że są Polakam i. W spom nienie „oj­ czyzny w grobie” pow raca kilkakrotnie w rozżarzonych uczuciem strofach. T ak­ że gdy nieszczęśliw y kochanek błądzi sam otnie po cecorskim polu, to nie om ie­ szka przyw ołać złączonej z nim potęgą uczucia kochanki. Jest to całkow icie zgodne z nakazem epoki, tak bow iem uczyli w ieszczow ie, przede w szystkim Krasiński i Słowacki. A mimo to presja kultury obyczajow ej, tradycji tyrtejskiej je st tak potężna, że obezw ładnia poetę, który bardzo silnie przeżyw a skrzętnie dotąd ukrywany dylem at twórcy polityczno-narodow ego i człow ieka opanow a­ nego gorącym uczuciem miłości:

„ ...w n ie sz c z ę śliw y m p o ło żen iu n a sz e g o narodu - w y zn a je w liśc ie do W a n d y M ło d n ick iej - p ch a­ ła m nie do c z y n n o śc i p o lity cz n y c h g o rą co ść m ojej m iło ści do o jc z y z n y . [...] C z u łe m się najpierw cierp ią cy m sy n em o jc z y z n y , a potem poetą. M ając lat 6 0 , w ten cza s d o p iero u zy sk a łem c is z ę i sp o k ó j, i to w ew n ętrzn e p rzek on an ie, ż e parając się b e z sk u te c z n ie na polu p o lity c z n y m zm arn o­ w a łe m w ie le czasu i sił m o ich ” (W s, 3 VI 8 8 , II, 106).

D latego w przypadku K ornela U jejskiego jesteśm y szczególnie zobow iązani do tego, by portret twórczy Tyrteja, proroka i prokuratora form ułującego oskar­ żenia w Listach spod Lwowa w zbogacić rów nież subtelną, pełną w ew nętrznego żaru liryką m iłosną. A utor M aratonu i Skarg Jerem iego z jednej bow iem strony stylizow ał się na narodow ego wieszcza, ale jego burzliw a natura z trudem daw ała się ujarzm ić pod gorsetem konwencji obyczajow ych i tw órczych. Pragnął być we w szystkim norm alnym człow iekiem i daw ał raz po raz upust rozsadzającym go uczuciom osobistym . To zrzucenie maski biblijnego proroka, a naw et prze­ zw yciężenie w ietrzejących konwencji poetyckich rom antycznej liryki m iłosnej objaw ia się dość dram atycznie.

W idać to dobitnie w jego korespondencji z W andą M onne-M łodnicką, która od grudnia 1884 roku staje się pow iernicą jego myśli i uczuć. „W ielka boleść i sam otność serca zbliżyły nas do siebie i od razu zlały nas ze sobą” (W s, I, 292) - kom entow ał poeta ten fakt w liście z 9 października 1887 roku. Ta ob­ szerna korespondencja, w yrastająca całkow icie z ducha epoki, odw ołująca się naw et w prost do epistolarnej tradycji literackiej, do rom ansu G oethego i Char- lotty von Stein, podobnie law irująca wśród licznych przeszkód narzuconych kon­ wenansam i, w prow adza nas w gąszcz problem atyki, odsłania św iat i człow ieka w idzianego przez pryzm at niezw ykłej osobow ości twórcy. Jesteśm y świadkam i intym nych wyznań poety, śledzim y proces odtw arzania zniszczonego przed kil­ kom a laty zespołu liryków m iłosnych, uczestniczym y w pełnym wahań i rozterek dram atycznym procesie utrw alania dla potom ności tej niechcianej karty jeg o pi­ sania. T ow arzyszą temu w spom nienia z m łodzieńczych osobistych kontaktów z najw iększym i tw órcam i naszego rom antyzm u - z M ickiew iczem , Słow ackim i C hopinem , przem ieszane z kom entow aniem bieżących w ydarzeń publicznych, z relacjam i na tem at czytanych lektur, inform acjam i o troskach osobistych i kło­ potach w ydaw niczych. W tym przebogatym silva rerum, tak typow ym dla ko­

(9)

respondencji rom antyka, ujaw nia się raz po raz niełatwy charakter poety, czło­ w ieka o ogromnej pobudliw ości, krewkości i rażącej niekiedy pam iętliw ości. Ten nawał problem ów odsłanianych, najbardziej nieraz intymnych tajem nic własnej psychiki, cały ten chaos faktów, myśli i odczuć, świadczy o bezpośredniości przeżyw ania przez poetę św iata i ludzi. K orespondencja U jejskiego z rodziną M łodnickich to najlepsze św iadectw o o ostatnim poecie rom antyku, m ającym w pełni świadom ość zm ierzchu tego kierunku:

„ D o c k liw o śc i p o su n ięty , a ju ż na w sz y stk ie tony ograny rom antyzm p rzeżył się , upada. N o w e , ś w ie ż e prądy od m ład n iają literaturę św iata. Praw dy, r z e c z y w isto śc i on c h c e - i słu s z n ie . G ruby realizm , rażący n ie przypada do n a sze g o p o lsk ie g o ducha. D an ym p o w in n o b yć n a szy m p isarzom p o łą c z y ć g o d z iw y realizm z id e a liz m e m ” (W s, 27 I 8 5 , I, 31).

Pisarstw o traktow ane jest w ciąż jako zaszczytna służba ideałom społecznym i narodowym , choć odcina się poeta od polityki i rywalizacji stronnictw , to jak refren pow raca pełna goryczy ocena dotychczasow ej wiernej służby, bowiem :

„P olityk a zn iża d u ch y, d em oralizu je charaktery. [...] Ja c h o c ia ż z a w sz e n ie p o d le g ły , sz e d łe m p rzez d łu g ie lata drogą p o lity czn ą . 1 zd a w a ło mi się nieraz, ż e zm arn ow ałem c z a s i s iły ”

(W s, 3 111 8 5 , 1, 4 2 ).

Raz po raz odzyw ają się w tej korespondencji echa w spółczesnych prądów sp o łeczn o -p o lity czn y ch i literackich końca X IX wieku p rzepu szczon e przez filtr św iadom ości poety ukształtow anego w pełni przez rom antyzm . Z p er­ spektyw y paw łow skiej A rkadii ocenia poeta to, co się dzieje we L w ow ie, w kraju i w E uropie. Pcha go do tego silna potrzeba zw ierzeń, o d słan ian ia przed najbliższą istotą sw ych m yśli, pragnień i przekonań. W prow adza naw et ad ­ resatkę do sw ego intym nego sanktuarium , bow iem w yznaje zasadę, że „m ało czuje, kto um ie taić sw oje uczucia” (W s, 15 III 85, I, 44). Jego rozbrat ze społeczeństw em tak nierozum iejącym i jed n o zn aczn ie p otępiającym rom ans poety z panią L eon ią znajduje w yraz w m anifestow anej niechęci do L w ow a, m iasta „patriotycznej blagi i dem okratycznej zaw iści” , „m iasta bez d u ch a” . S kłócony i zgorzkniały, odcinający się od nie rozum iejącego go św iata, tym skw apliw ej troszczy się o ukazanie praw dy swej osobow ości, całego sk o m ­ plikow anego w nętrza swej psychiki tw órcy:

„C h ciałb ym ab y ś m nie d o gruntu p ozn ała, d la teg o tak w ie le nieraz p iszę o so b ie. f...l Jestem jak list za p ie c z ę to w a n y , za a d reso w a n y d o B oga. [...] P rzezroczystą mam k opertę, sz c z e r y je ste m aż do d zie c iń stw a , aż d o g łu p o ty , a p o m im o teg o op ró cz N iej [tj. p. Leonii W .], nikt m nie n ie zna. C h cia łb y m ab yś m nie ty poznała. T y , która stałaś się najm ilszą p o w iern iczk ą m oją, która mi dana je ste ś, abym n ie sz e d ł zu p ełn ie sa m o tn ie ” (W s, 15 1 86, 1, 1 4 1 -1 4 2 ).

A w kilka m iesięcy później pisał znów:

„Jeśli k ied y n ie p o w o ła n e o c z y rozp atryw ać się z e c h c ą w n aszych listach , to c ó ż z o b a czą ? T o , ż e b y łem cz a se m jak w ulkan buchający law ą, w której znajdą się m o że i ro zto p io n e cen n e m eta le, ty lk o w niej błota n ig d y nie b y ło [...]” (W s, 2 4 III 8 6 , I, 169).

(10)

— 121 —

Zatrzym ajm y się jeszcze przy jednym w yznaniu, św iadczącym o psychologi­ cznej praw dzie tych listów i o złożonej osobow ości autora:

„Przed T o b ą , jak teraz przed nikim in n ym , je ste m w każdej c h w ili sobą, c z ło w ie k ie m i d u ch em , który w o ln y , rozpacza, śm ieje się na różne tony, a j ę c z e ć i płakać nie lubi; on ty lk o przed B o g ie m nieraz za p ła cze. A w ie le je s t w e m nie i z łe g o i d o b reg o - stąd ten n ieu stający le r m e n t[...]”

(W s, 2 7 V , I, 2 6 2 )

C ałą siłą swej nieposkrom ionej osobow ości dąży poeta do tego, by uczynić z listu zw ierciadło własne psychiki. Jego głęboka w rażliw ość potrzebuje pow ier­ nictw a i uzew nętrznienia. Przeżyw a raz jeszcze, tym razem retrospektyw nie, swój wielki rom ans z panią Leonią, odtw arzając i kom entując spopielone przed laty w iersze. Z trudem ham owane i ukryw ane uczucie do adresatki listów, pięk­ nej muzy A rtura Grottgera, um ożliw ia poecie odtw orzenie tych w yłuskiw anych z pokładów pam ięci liryków. W iersze skierow ane do pani Leonii tętnią rów nież niekiedy siłą skryw anego uczucia do W andy M onne-M łodnickiej. Ten niepo­ skrom iony duch nie potrafi jednak kochać tylko platonicznie, stąd cenzura i ni­ szczenie przez adresatkę „najdzikszych listów ” .

Nie ustaje jednak ta dziwna, k rypto-m iłosna korespondencja. W ciąż obra­ camy się w kręgu wielkich uczuć, nie m ogących się otw arcie zrealizow ać ani w poezji, ani w epistolarnej prozie. Um iejący kochać poeta, oficjalnie pozujący na proroka-w ieszcza, tłumi z rozsądku sw oje uczucia, choć jednocześnie pra­ gnie, by potom ni poznali o nim całą prawdę jeg o „w ielkiego serca” , by docenili go rów nież jako piewcę miłości. C ała ta dram atyczna złożoność psychiki gali­ cyjskiego poety dopiero teaz staje się dla nas zrozum iała i bliska. Już najbliższa rodzina adresatki listów nie odbierała tej korespondencji jako w yłącznie przy­ jacielskiej. W lipcu 1888 roku w yznaw ał poeta: „nieuw agą zm ąciłaś mój ser­ deczny stosunek ze sw oją rodziną, o który tak się starałem ” (W s, 19 VII 88, II, 113).

W dw a lata później, w nieznanych bliżej okolicznościach następuje kryzys w zajem nych stosunków K ornela Ujejskiego z rodziną M łodnickich; korespon­ dencja z W andą M onne-M łodnicką zostaje niemal przerw ana, do rzadkich już listów pow raca form a grzecznościow a „pani”, kontakty listowe podtrzym uje po­ eta w łaściw ie ju ż tylko ze swą chrześniaczką, M arylą M łodnicką, późniejszą W olską. Dwie dusze „m usującej natury” zdecydow anie oddaliły się od siebie. Przez cztery lata trw ają ze strony U jejskiego darem ne próby naw iązania kore­ spondencji, jednak kryzysu w ich w zajem nych stosunkach nie udaje się zażeg­ nać. D ram atyczny jest ten finał ostatniego zespołu listów, w yrastającego i roz­ w ijającego się według najlepszych wzorów rom antycznej epistolografii, dram a­ tyczne je st jego powolne um ieranie, bezskutecznie podtrzym yw ane przy życiu w ciągu siedm iu długich lat i nic nie pozw ala nam w yjaśnić źródeł tej dziwnej tajem nicy. Jedno jest pewne - ju ż dla M aryli M łodnickiej-W olskiej, która w i­ działa jedynie to najbardziej znane oblicze sw ego chrzestnego ojca, p oetypro

(11)

-roka, ten zbiór listów: „psuł linię takiej postaci, jaką chciał w pamięci potom nych pozostać.” Jednak to ona pierw sza przekazała nam inform ację o niezw ykle bu­ rzliwym tem peram encie Ujejskiego, dostrzegając to przede wszystkim w jego niezachow anych kom pozycjach m uzycznych:

„ N iesp o d zia n k a - p isała w kom entarzu d o listó w - n ajcud ow n iejsza n iesp od zian k a o b ja w iła się w tych sz a lo n y c h p olkach i w alcach - J erem ieg o . B u ń czu czn a, s z c z ę ś liw a m ło d o ść , w sz y stk a o ch o ta k reso w y ch p o lsk ich zapust, c o ś za ta jo n eg o latami pod c ie n ie m tragicznej w ie sz c z e j m aski, c o p rzy śn iw a ło się o to na m om en t b eztro sk ie, sz czere, nie ogląd ające się na n ic, zd y sz a n e tem p em w ariack im , k ip iące po prostu, na przekór starości, w szy stk im latom n ie w o li, w sz y stk im koturno­ w y m w ierszo m , w szy stk iej ’’sław ie" , sk rzypiącej mu na d u szy jak p o z ło c isty ornat. [...] Ile kipiątku serc, ile p o g o d y z a sy p a ł ó w k o p eć za d u szn y , nie gasn ącej u jej w ię z ie n n e g o lochu p och od n i! N ie ż eb y te w a lc e i polki U jejsk ieg o takim i b y ły z n o w u ż ob jaw ien iam i sztuki - nie, ale b y ły o n e w y łu sk iw a n ie m się dna litej natury teg o c z ło w ie k a , k tórego rasa w yd ała na radość i m oc, a zla d o la f...] sk azała na ża ło b ę d ośm iertną, u sz ty w n iła j e g o talent patosem a p o sto lsk im , sp raw iła, że ten zd row y jak rydz, k reso w y sz la c h c ic p o lsk i, za m ierzo n y na sło n e c z n e g o ep ik a, przebierał sw ą ż a ło b ę po o jc z y ź n ie za Ż y d ó w z B ib lii D o r e g o , p o d o b n ie jak G rottger ty lk o d la te g o , że P olak, zam iast za sły n ą ć ja k o n a jśw ietn ie jszy k o lo r o w y im presjon ista, k roczył przez padół łe z sw o ic h c z a r n o -b ia ły c h k artonów , niby w e w ło sie n n ic y pokutnej - d o śm ie r c i..." 12.

Ta „niespodzianka” całej złożonej natury Kornela Ujejskiego objaw iła się jednak także w jeg o pisarstw ie tak pozornie jednolitym w oficjalnym swym nur­ cie. R ów nież i z jeg o pisarstw a m usimy „w yłuskiw ać” spod „apostolskiego pa­ tosu” całą niezw ykle złożoną praw dę o poecie i człow ieku. N ajcenniejszym bo­ wiem w jego twórczości pozostaje właśnie to, co prywatne, a co tak dram aty­ cznie ukrywał i objaw iał tylko nielicznym . Znakom icie to ujęła córka M aryli W olskiej, poetka B eata z W olskich Obertyńska, która pisała:

„ K och an y, sw o jsk i starszy pan, w c a le n ie żad en b ib lijn y prorok o rozdartej sz a c ie - prosty, g o rą cy , pełen c ię ż k o śc i i hum oru, w y g ry w a ją cy na fortepian ie sz a lo n e polki i w a lc e

Ten „pyszny dw orkow o-szlachecki hum or” dostrzegała również jej matka. Błyszczy on niekiedy niezw ykłą św ieżością na kartach korespondencji z M ło d­ nickim i, kiedy choćby stylizuje poeta kresową gw arą swój list z 9 lutego 1886 roku na list sw ego kam erdynera Jana Grzeszczuka, dając „dokładny opis w szy­ stkich m ajętności w pokojach Pana, W ielm ożnego Pana K ornela U jejskiego...” ; jakże znakom icie podpatrzono w nim całą naiwność prostego człow ieka, jeg o niewiedzę, dziecięcą wprost w ierność i sposób bycia, styl i język, dzięki czem u otrzym ujem y nadzwyczaj dow cipny opis m ieszkania i przyzw yczajeń pana do­ mu. Jest to sw ego rodzaju arcydzieło sztuki epistolarnej, w którym udało się pokonać rutynę i naw iązać do najlepszych sposobów jej przezw yciężenia w ro­ m antycznej sztuce epistolarnej. A lbo ów niezw ykły żart prim a aprilisowy z listu poety do m łodziutkiej M aryli M łodnickiej z 1 kw ietnia 1885 r. mówiący o go­ łębiu, który się w ykluł z dw om a głów kam i, jedzącym tylko jednym dzióbkiem , a drugim pijącym ; wśród prim a aprilisow ych dziw ów nie zabrakło też w P a­ włowie róży o dwóch kolorach. O wszystkich tych niezw ykłościach pisze poeta lekko, pół żartem , pół serio, jak przystało na żart listowy adresow any do m łodej

(12)

— 123 —

dziew czyny. Te sensacyjne inform acje odw ołuje dopiero po dwóch m iesiącach, zaopatrując je tym razem w w ym ow ną refleksję filozoficzno-m oralną:

„ z w y k le p ie r w sz e g o k w ietn ia w s z y sc y mają s ię na b a c z n o śc i, aby n ie dać s ię z w ie ś ć i z n ieu fn o ścią patrzą na w sz y stk o i na w szy stk ich . T a n ieu fn o ść dobra je st na ten je d e n d zień , ale w ży ciu ten c n o tliw sz y i s z c z ę ś liw s z y , kto w ierzy i ufa. U fn o ść n ie w y k lu c z a ro zw a g i i o stro żn o ści - a te dobre i potrzebne są. Lepiej je st jed nak dać się nieraz o sz u k a ć , n iż p od ejr zy w a ć w s z y stk ic h o fałsz i n ie sz c z e r o ść . I lepiej sam em u zdradę p rzeb o leć, n iż zadać b liźn im b ó l, p osąd zając g o n ie ­ sp ra w ie d liw ie. Z ran d u szy , które nam źli lu d zie zadają, w y le c z y ć się ła tw o za b oską p om ocą, ale raniąc b liź n ie g o , ranim y d u szę w łasn ą, b urzym y spokój s w e g o su m ien ia , a takie rany trudno za g o ić . Ot, w krótkich sło w a ch : lepiej b y ć k r z y w d z o n y m , niż k r z y w d z ic ie le m ”

(W s, 9 VI 8 5 , I, 6 4 ).

W ten sposób daw ał Ujejski niekiedy upust swym upodobaniom dydakty­ czno-w ychow aw czym , tak zrozum iałym w listach do młodej chrześniaczki.

N iezw ykle subtelnym hum orem potrafił rów nież przełam yw ać skostniałe for­ my rom antycznych konwencji liryki miłosnej. W roku 1885 ułożył garść lekkich, tchnących hum orem i uczuciem Rym owanych kokieterii adresow anych do W an­ dy M onne-M ło d n ick iej14. W ierszyki te to znam ienny wyraz ówczesnej kultury obyczajow ej, nietrudno w nich dostrzec pow inow actw o z rom antycznym sztam ­ buchem. Znajdujący się pod urokiem pięknych oczu W andy M onne poeta trzym a tym razem na wodzy swoje uczucia, by nie przekreślić przyjaźni. Przyw ołane kokieteryjnie motto ("H ańba temu, kto źle o tym m yśli") będące dew izą Ka­ walerów Orderu Podwiązki zapow iada nam ukrytą zm ysłow ość tych ośm iu kró­ ciutkich zw rotek, które mają „zabaw ić”, a w istocie są św iadectw em niespoży­ tego tem peram entu autora, ten jak „stary furm an jeszcze z bicza trzaska”, „bo­ wiem ”kto wie, co będzie w zagrobow ym kraju".

N ow ością przem aw ia sceneria rom antycznej nocy księżycow ej, w której „księżyc gaduła” świeci „jak zdradziecki rubel”, którego „parafrazy czułe” nie są ju ż w stanie zw odzić w innej rzeczyw istości. R om antyczny sztafaż poetycki ustępuje potędze Boga jedynego, który „daw ne popioły roznieca” . Ten cały ko­ kieteryjny pojedynek z adresatką o m iłość do lasu, to przekom arzanie się o słowo „lubię” zam iast „kocham ” , to w spom nienie bezsennej nocy księżycow ej, która pozw ala duchow i poety „zlecieć” do niej i w jej „oczach utonąć” , to skrzętnie ukryw ana praw da o całym bogactw ie uczuć „starego w róbla” , który „jadł chleb gorzki nie z jednego pieca” . A na zakończenie tych rom ansow ych kokieterii, jak przystało na syna odchodzącej epoki, pojaw ia się uśm iechnięty duch Pani Jasnej, tj. Leonii W ildow ej, do której wierny poeta idzie „przez św iata brew erie!” Na tym kończą się te krótkie „rym ow ane kokieterie” , arcydzieło finezji, dow ci­ pu, niepow tarzalnego humoru i oryginalności w m ów ieniu o miłości, jakże ina­ czej, bo po ludzku, bez zbędnego i zgranego sztafażu - „...łzą się kończą” te niewinne kokieterie, łzą szczerą, najpraw dziw szą, bo po ludzku zrozum iałą, nie przesłoniętą żadną poetycką, nadużytą m etaforą.

(13)

gaw ęda utrzym ana w stylu „ludow ym ” pt. Grze la. Rok 1846. Poem at zakrojony na w ielką skalę miał ukazyw ać kawał historii współczesnej lat 1846-1863 i na przykładzie losów chłopskiego bohatera, jego ew olucji, mówić o zm aganiach ca­ łej generacji poety o wolność i spraw iedliw ość społeczną. W ślad za tym poem atem miała iść kolejna odyseja szlachecka. W rogość konserw atyw nie na­ staw ionej szlachty do tem atyki rzezi galicyjskiej, obojętnie, co by się o niej pi­ sało, dram atycznie przerw ała tak szeroko zakrojone plany twórcze. Nas intere­ suje dziś przede wszystkim wątek osobisty zachow anego fragm entu poem atu o G rzeli, kipiąca spod jego wersów zm ysłow ość oraz m istrzowskie widzenie i od­ czuw anie natury. Z chw ilą pojaw ienia się w poem acie Pani Jasnej wkraczam y znów w krąg rom antycznie przeżywanej przez poetę miłości. Pani Jasna jak B e­ atrycze w poem atach rom antycznych odgrywa rolę przew odniczki, choć jej fun­ kcja zostaje wzbogacona, bohaterka uczy bowiem właściwych postaw m oralnych w obliczu grożącego całkow itą depraw acją pragnienia odwetu i zemsty. Pod pre­ sją pierw szych czytelników łagodził też poeta lubieżną zm ysłow ość pani Szm u- lowej, czyniąc z utworu „m oralny poem at”, który „panny po konw iktach” mo­ głyby czytać. I ta z jednej strony bezw zględna presja współczesnych, a z drugiej - niełatw e przecież poddaw anie się ich gustom, ujawnia raz jeszcze całą zło­ żoność i tłum ioną żyw iołow ość charakteru Ujejskiego.

I w reszcie apostrofa do jesieni otw ierająca fragm ent V poem atu Grz.ela (Pn, s. 192). Jest w tym opisie niezw ykle sugestywna, godna najlepszego im presjo­ nisty kolorystyka jesieni, jest jej chłodny oddech, tęsknota natury za ciepłem i nadzieją wiosny, jest bielejący całun pajęczyn, są mchy zam iast kw iatów , jest sm utek, a jednak pogoda, bo to smutek rozjaśniony nadzieją nieuchronnej od­ m iany. Ileż odcieni barw widzianych okiem godnym im presjonisty, co za bo­ gactw o doznań zostało zaw arte w tym zaledwie 22-w ersow ym fragm encie bę­ dącym św iadectw em miłości do natury i panujących w niej praw.

Z tych sam ych odczuć powstał poem at Vita n u o va 15, pozornie tylko naw ią­ zujący do znanego cyklu lirycznego Dantego. Poem at Ujejskiego, będący po ­ chw ałą m iłości i now ego życia, nabiera wym iaru bardziej aktualnego, ma bo­ w iem w yraźną wym ow ę polityczną dzięki silnie zarysowanej opozycji między starym św iatem „w yzyskiw aczy” a rodzącym się „now ym życiem ” . Był to jeden z ostatnich utw orów K ornela Ujejskiego, w którym pod płaszczem aktualnej te­ m atyki w ypow iedziana została nurtująca poetę prawda o miłości będącej istotą ludzkiego bytu.

P rzypom niane tu zagubione rysy w portrecie poetyckim i w osobow ości au­ tora K artek m iłości Anonim a bynajm niej nie w yczerpują zagadnienia. W arto bo­ w iem przypom nieć o tajem nicy, którą zabrał z sobą do grobu wraz ze zn isz­ czeniem zagadkow ego zespołu kilkuset (!) wierszy ironiczno-satyrycznych, peł­ nych sarkazm u wobec aktualnej rzeczyw istości politycznej, zbioru zatytułow a­ nego Żale i gniewy. Jak m ożna się jedynie dom yślać z ogólnikow ego w yznania,

(14)

— 125 —

walczył poeta w tym cyklu poetyckim o „odzyskanie godności” przez poezję. Był to praw dopodobnie zbiór wierszy politycznych na aktualne tem aty, znisz­ czony już na początku 1886 roku, na dziesięć lat przed śm iercią. Po raz ostatni dał w nim wyraz swem u zaangażow aniu we współczesność, kontynuow ał to, od czego nie potrafił i nie mógł się uwolnić - podejm ow ał wciąż od now a nutę „skarg i żalów ” i daw ał upust swym „prokuratorskim gniew om ” . W nowej rze­ czyw istości politycznej po klęsce 1863 roku, przeciw staw iając się serw ilizm ow i i m arazm owi społecznem u w alczył o prawo do istnienia dla takiej poezji, która odpow iadała jego tem peram entow i i dotychczasow ej praktyce.

O statecznie jednak w tym auto da fe, w tym stanowczym odrzuceniu tego, co było przez tyle lat istotą jego poezji, w zdecydow anym , choć nie bez wahań, w yciszeniu nuty inspirowanej przez wieszczów, odsłania się przed nami raz j e ­ szcze praw dziw y i niezw ykle złożony dramat twórczy Kornela Ujejskiego. W ar­ to może w tym m iejscu przypomnieć, iż w swej autobiografii przyznaje się poeta rów nież do spalenia „całej książki” wierszy m łodzieńczych napisanych w D a­ w idow ie u progu życia literackiego16. Ten sam gest dw ukrotnie pow tórzony w różnych okresach życia i o różnej wym owie ukazuje dobitnie dram at osobow ości tw órczej K ornela Ujejskiego. U schyłku życia ten gest świadczy o dojściu do głosu poezji na wskroś osobistej, dotąd przytłum ionej, teraz dom inującej, tonu, który jeszcze niekiedy współbrzmi z daw nym i wątkami poezji społecznie zaan­ gażow anej, ale jest to ju ż łabędzi śpiew poety zm agającego się ze swą epoką. O tym, jak on ją rozumiał, jak profetycznie określał przyszłe losy świata, niech św iadczy choćby następujący cytat z listu do Felicji Boberskiej. N aw iązując do pożaru w Sew erynce pod Oleskiem snuje Ujejski refleksję o nieuchronności po­ żaru socjalnego, z którego powinny ocaleć ideały w ypracow ane przez wieki. 9 stycznia 1889 roku pisał:

„O by tak b y ło przy p ożarze so c ja ln y m , który w isi nad św ia tem c y w iliz o w a n y m . N iech stary, stary, g r z e s z n y , sp ró c h n ia ły d om id zie w gru zy, b yle o c a la ła w o ln o ść m yśli i su m ien ia , b y le o ca la ły id ea ły zd o b y te m ęką w ie k ó w , a które, ch o ćb y m iały b y ć sp a lo n e, w y d o b ęd ą się , prędzej c z y p ó źn iej, jak fen ik s z g ru zó w , p o p io łó w . 1 tak być m usi, bo b ez nich lu d zk o ść istn ieć nie m o ż e ” 17.

Profetyczny niepokój i głęboko tkw iąca w świadom ości pisarza praw da o nieuchronnych drogach rozwoju ludzkości. G łęboka m ądrość tego poety, który jak praw dziw y rom antyk rozrzuca pełnymi garściam i w swej prywatnej kore­

spondencji sentencje pośw iadczone prawdą w łasnego życia. Oto niektóre z nich:

„Staraj się z a w s z e w spraw ach sw e g o ducha b yć dla sie b ie odrębnym św ia tem . N ie m y śl n igd y o ty m , jak C ię sąd zą, jak C ię w id zą - patrzaj sam a w sie b ie i sąd ź s ię !”

(W s, 21 VIII 8 6 , I, 190)

„C zy m c z ło w ie k w duchu w y ż s z y , tym z w ię k sz ą ła g o d n o śc ią ch y lą się ku n iż sz y m , a od nich w ie le n a u czy ć się m o żn a .” (W s, 7 X I, 8 7 , II, 11)

„A ni b o g a c z e m b y ć na tym ś w ie c ie , ani w n ęd zy... I b o g a c tw o i n ęd za zabijają d u ch a” (W s, 17 VI 8 5 , I, 67).

(15)

„P olityk a zn iża d u ch y, d em oralizu je charaktery” (W s, 3 III 85, I, 67).

„C ierp ien ie, sa m o tn o ść. B ib lia to trójca, która przerabia d u sze na du ch y n ieśm ierteln e” (W s, 16 II 9 3 , II, 2 3 8 ).

U kazane tu tylko niektóre aspekty bogatej osobowości Kornela U jejskiego nie w yczerpują oczyw iście całej złożoności problem u „inności” tego poety wobec przekazanego nam tradycyjnego wizerunku. Praw da o tym twórcy jest bowiem o wiele bogatsza, bardziej dram atyczna i ludzka, a tym sam ym znacznie nam bliższa. Ten postum entow y dotąd w ieszcz nie daje się łatwo ująć w spiż, goreje praw dą odczuć, dram atycznie walczy o swoje prawo do wypowiedzi i głęboko przeżyw a nieuchronność dróg rozwoju świata; odznacza się niezw ykłą w rażli­ wością, w dziękiem i poczuciem humoru (jak wiele go w odkrytej koresponden­ cji)! Dlatego myślę, iż miał pełne prawo napisać w jednej ze swych kilkunastu zachow anych sentencji:

M iałem sz c z ę ś liw e życie:

W ielk ie ro zk o sze i w ie lk ie b o leśc i.

A w liście do W andy M łodnickiej z 10 w rześnia 1885 r. stwierdzał stanowczo:

„ W iele cz u ć , siln ie cz u ć , to z a w s z e ż y w o t u b ło g o sła w io n y ” (W s. I, 85).

Inny Kornel U jejski, czujący i czujny, nie posągowy, „rozdarty w sobie” , po prostu żywy.

P rz y p isy

I K. U jejsk i, P o e zje n iezn a n e. Z rękopisu op racow ał i w stęp em opatrzył Z. S u d o lsk i, W ar­ sz a w a 1993 (dalej skrót: Pn); W ielkie se rc e . K o r e sp o n d e n c ja K o rn e la U je js k ie g o z ro d z in ą M ło d ­

n ickich . Zebrał, op ra co w a ł i w stęp em opatrzył Z. S u d o lsk i, t. I - II (dalej skrót W s.), W a rsza w a

1992.

K o r e sp o n d e n c ja J u liu sza S ło w a c k ie g o , opr. E. S a w ry m o w icz. W rocław 1963, t. II, s. 2 3 2 .

3 B. O stro m ęck i, P ro k u ra to r n a ro d u , (w :). L irn icy, tru b a d u rzy i ty r te je , W arszaw a 1 9 73, s. 106.

4 T a m że. s. 162.

5 K. B a r to szew sk i, D r a m a t J e r e m ie g o (K o rn e l U jejsk i 1 8 2 3 - 1 8 9 3 ), „T ygod n ik P o w sz e c h n y ”

1973, nr 43. 6 T am że.

7 K. U jejsk i, P rze m ó w ie n ia 1 8 6 3 - 1 8 9 3 , P rzem yśl 1893, s. 24.

8 N ak az sfo rm u ło w a n y przez M ic k ie w ic z a za cy to w a n y przez K. U je jsk ie g o w p rzem ó w ien iu na zgrom ad zen iu w y b o r c ó w w S am b orze 5 X 1873, P rzem ó w ien ia , d z .c y t., s. 7 9 - 8 0 .

^ C yt. za B. O stro m ęck im , d z.cy t., s. 92.

10 C yt. za Z. S u d o lsk i, J e r e m i, W arszaw a 1 9 85, s. 2 41.

II M. P a w lik o w sk i, N ie zn a n y K o r n e l U jejski, „Przegląd W sp ó łc z e sn y ” 1 9 36, nr 1 6 6 -1 6 7 12 M. W o lsk a , kom entarz do listó w K. U je jsk ie g o , A rch iw u m P a w lik o w sk ic h w Z ak op an em , sy g n . A P. 45.

13 M. W o lsk a , B. O bertyńska, W sp o m n ien ia , W arszaw a X X X X , s. 2 5 5 . 14 K. U jejsk i, P o e zje n ie zn a n e , s. 1 1 5 -1 1 7 .

(16)

15 T a m ż e , s. 2 0 7 - 2 1 2 . 16 Z. S u d o lsk i, J erem i, s. 25.

17 Za autografem w P aństw ow ej L w o w sk iej B ib lio te c e N au k ow ej w e L w o w ie .

— 127 —

Z nieznanych erotyków K. Ujejskiego

X X X

W ciem nych otchłaniach duch mój się miota, Gdy wyjdę na jasne chwile,

Nie wiem, co zbrodnia, nie wiem, co cnota, Kocham cię!... W iem tylko tyle. Kiedy milczący patrzę na ciebie

Świat mi się mąci zawile;

Nie wiem, czym w piekle, nie wiem, czym w niebie - Chłonę cię!... W iem tylko tyle.

A gdy mnie wezwie trąba Sądu złota, Powiem zbudzony w mogile: - Nic nie pam iętam z mego żywota,

Kochałem!... W iem tylko tyle.

X X X

Ile to lat?... czy my wiemy - Podziałów nie ma w wieczności; My jak dwa duchy idziemy Przez niebo naszej miłości. Idziem y cisi, pogodni, Przez niebo naszej miłości - Świat zdrady, pychy i zbrodni Znika za nami w nicości.

(17)

Kochany byłem bez miary, Jak nikt na świecie drugi; Pytam ciebie pokorny:

- Jakie są me zasługi? - Serce masz wielkie - m ówiłaś

W ięc poproszę najgoręcej O taki napis na grobie:

Cytaty

Powiązane dokumenty

W systemie dziesiątkowym charakterystyczną cechą jest też to, że najmniejsza liczba dwucyfrowa (czyli 10) jest 10 razy mniejsza od najmniejszej liczby trzycyfrowej (100), a ta z

Bez zastosowania trybu seryjnego dostęp do pamięci odbywałby się zgodnie ze schematem 5-5-5-5, który wynika z konieczności użycia pełnego opóźnienia wymaganego przy

Since the short results in a leakage current that pulls the cell voltage in the same direction as the resulting fault, the faulty behavior is attributed as a soft fault, and

 Powaga rzeczy osądzonej nie rozciąga się natomiast na osoby inne niż strony postępowania , których dotyczy rozszerzona moc wiążąca prawomocnego wyroku.  W sprawie

Jednak, jak twierdzi Edward Lipiński, powinniśmy tłumaczyć go następująco: „Na początku stwarzania przez Boga nieba i ziemi”, ponieważ w ten sposób wyraża się

już sam sposób jego rozmnażania się je s t niezwykły, rozmnaża się bowiem stale i wyłącznie zapomocą partenogenezy (samca opisywanego owada dotychczas jeszcze

Pytanie „kiedy malowidło staje się obrazem?” zapytuje nie tyle o mo- ment tej przemiany, co o miejsce, w którym ona zachodzi, a ponieważ dokonuje się ona w oku widza – to

Nagród się tu nie przyznaje, formą wyróżnienia jest wybór filmu jako tematu do obrad i dyskusji „okrą­.. głego stołu” - seminarium