• Nie Znaleziono Wyników

Nie-Miejsca : wprowadzenie do antropologii nadnowoczesności : fragmenty

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Nie-Miejsca : wprowadzenie do antropologii nadnowoczesności : fragmenty"

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)

Marc Augé

Nie-Miejsca : wprowadzenie do

antropologii nadnowoczesności :

fragmenty

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4 (112), 127-140

2008

(2)

Prezentacje

Marc AUGÉ

N ie-M iejsca. W p ro w a d z e n ie d o a n tro p o lo g ii

n a d n o w o c z e s n o ś c i* (fragm enty)

Prolog

Z an im P ierre D u p o n t w siadł do sam ochodu, postanow ił w ypłacić trochę p ie­ n iędzy z b an k o m atu . B ankom at przyjął jego k artę i zezwolił na w ypłatę tysiąca o śm iuset franków. P ierre D u p o n t n ac isn ą ł klaw isz z n a p ise m 1800. B ankom at poprosił o chw ilę cierpliw ości, a po tem w ydał stosowną sum ę, p rzypom inając, aby zabrać k artę. „D ziękujem y za wizytę w naszym b a n k u ”, podsum ow ał, kiedy P ier­ re D u p o n t w kładał b an k n o ty do portfela.

D roga była łatwa: dojazd do Paryża a u to strad ą A 11 nie nastręcza specjalnych tru d n o ści w n iedzielę rano. N ie m u siał czekać na w jazd i p łatność k a rtą przy Do- u rd an , objechał Paryż obw odnicą i d otarł do Roissy a u to strad ą A 1.

O d miejsc do nie-miejsc

Obecność przeszłości w teraźniejszości, k tó ra ją przekracza i rości sobie do niej prawo: w tym pocieszeniu Je an S tarobinski w idzi istotę now oczesności1. W zw iąz­ k u z tą uwagą w niedaw no opublikow anym artykule zauw aża, że najb ard ziej re ­ prezentatyw ni przedstaw iciele now oczesności w sztuce w ytw orzyli „m ożliwość p o ­ lifonii, w której w irtu aln ie nieskończone połączenie przeznaczeń, działań, m yśli,

M. Augé Non-Lieux. Introduction à une anthropologie de la surmodernité, É ditions du Seuil, Paris 1992.

1 Zob. J. Starobinski Les cheminée et le clochers, „Magazine littéraire” 1990 nr 280.

(3)

12

8

rem in iscen cji spoczywa na basowym klaw iszu, w ybijającym godziny ziem skiego czasu i zaznaczającym m iejsce, jakie zajm uje (i m ogłaby n ad al zajm ować) ry tu a l­ na starożytność” . C ytuje też pierw sze stronice Ulissesa Joyce’a, gdzie słyszalne są słowa litu rg ii: „In tro ib o ad altare D e i”; początek W poszukiwaniu straconego czasu, gdzie upływ godzin na w ieży zegarowej w C om bray k ie ru je ry tm em „długiego, niepow tarzalnego m ieszczańskiego d n ia ...” czy też Historię C lau d e’a Sim ona, gdzie „w spom nienia szkoły para fia ln e j, p o ran n a m odlitw a po łacinie, południow e bene­

dicte, w ieczorna m odlitw a A nioł P ański stanow ią p u n k ty odniesienia pom iędzy

za m ie rz e n ia m i, w yznaczonym i p la n a m i, c y ta ta m i z różn y ch porządków , k tó re pochodzą z w szystkich czasów egzystencji, w yobraźni i historycznej przeszłości i które pom nażają się w pozornym bezładzie, skupione wokół ce n traln ie ułożonej t a j e m n i c y . ” . Te „p rem o d ern isty czn e fig u ry ciągłej czasowości są pokazyw ane przez now oczesnego p isarza po to, aby zaznaczyć, że o n ic h nie zapom niał naw et w chw ili, w której się od n ic h uw olnił”, są także specyficznym i figuram i p rzestrzen ­ nym i św iata, który, jak to pokazał Jacques Le Goff, kształtow ał się począwszy od średniow iecza wokół kościelnej w ieży zegarowej przez pogodzenie scentralizow a­ nego pejzażu z uporządkow anym czasem . A rtykuł Starobinskiego, co niezw ykle istotne, otw iera cytat z B a u d elaire’a, z pierw szego w iersza Obrazków paryskich [Ta­

bleaux parisiens], gdzie w idow isko now oczesności skupia się w jednym wzlocie:

... warsztat, co gada i śpiewa,

I owe m iejskie maszty: dzwonnice, kominy I w iecznością karmiące lazury dziedziny.2

„Basowy klaw isz” : w yrażenie używ ane przez Starobinskiego w celu przyw ołania daw nych m iejsc i rytm ów jest znaczące: nowoczesność nie zaciera ich, ale wysuwa je na pierw szy plan. Są one jak zn aczniki czasu, który upływ a i trw a. Trwają, p o ­ dobnie jak słowa, które je w yrażają i będ ą je wyrażać. N owoczesność w sztuce za­ chow uje w szystkie czasowości m iejsca, które są u stalone w p rze strzen i i języku.

Za tarczą godzin i stałych p u n k tó w k rajo b razu o d n ajd u jem y w rzeczyw istości słowa i języki: słowa w łaściw e litu rg ii, „ry tu a ln e j d aw n o śc i”, sk o n trasto w an e z w arsztatem , „co gada i śpiew a”; słowa tych, którzy m ówiąc tym sam ym językiem , odkryw ają, że należą do tego sam ego świata. M iejsce dopełnia się przez język, aluzyjną grę k ilk u haseł za p o ro zu m ien ie m i w obopólnej zażyłości lokutorów . V incent D escom bes n ap isał na te m at F rançoise P rousta, że dzieli ona i określa te ry to riu m „retoryczne” z w szystkim i, k tórzy są w stanie pojąć jej racje, w szystki­ m i, których aforyzmy, słow nik i typy arg u m e n tac ji tw orzą „kosm ologię”, co n a rra ­ tor W poszukiw aniu... nazywa „filozofią C om bray”.

Jeśli jakieś m iejsce da się określić jako tożsam ościow e, znajom e i historyczne, to p rze strzeń , której nie da się określić ani jako tożsam ościow ej, an i znajom ej, ani historycznej określi nie-m iejsce. H ipoteza, której tu bronim y, zakłada, że

nadno-2 Ch. Baudelaire Krajobraz, przel. M. Leśniewska, w: tegoż K w iaty zła, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1990, s. 221. [Przyp. tłum.]

(4)

woczesność w ytw arza nie-m iejsca, tzn. przestrzen ie, któ re sam e nie są m iejscam i an tropologicznym i i któ re - przeciw nie do b a u d e la ire ’owskiej now oczesności - nie in te g ru ją m iejsc dawnych: te zaś, zarejestrow ane, sklasyfikow ane i ustanow io­ ne „m iejscam i p am ięc i”, zajm u ją m iejsce okrojone i specyficzne. Świat, w którym rodzim y się w klinice i um ieram y w szpitalu, w k tórym m nożą się w luksusow ych i n ie lu d z k ic h m o d a ln o śc iac h p u n k ty tranzytow e i prow izoryczne zajęcia (sieci hoteli i bezpraw nie zajętych osiedlisk, kluby w akacyjne, obozy uchodźców, dzielnice ubogich skazane na zniszczenie lu b pow olny rozkład), świat, w k tórym rozw ija się zw arta sieć środków tra n sp o rtu będących rów nież m iejscam i zam ieszkania, świat przyw ykły do superm arketów , autom atycznych dystrybutorów i k art kredytow ych, gdzie za pom ocą „niem ych” handlow ych gestów odnaw ia się ludzkość skazana na sam otniczą indyw idualność, na przechodniość, na prow izoryczność i efem erycz- ność. Ten świat stanow i dla antropologa i innych badaczy nowy przed m io t, k tó re­ go nieokreślone w ym iary należy zm ierzyć, za n im postaw i się pytan ie, jaki sposób jego oglądu byłby w p ełn i uzasadniony. D odajm y, że w oczywisty sposób jest on nie-m iejscem , a nie m iejscem : n igdy n ie istn ieje on w czystej postaci, m iejsca ule­ gają tu dekom pozycji, relacje rek o n sty tu u ją się, „tysiącletnie p o d stę p y ” „wyna­ lazku codzienności” i „sztuk tw orzenia”, których ta k su b teln ą analizę p rzeprow a­ dził M ichel de C e rte a u 3, m ogą w n im utorow ać sobie drogę i rozw inąć swoje stra­ tegie. M iejsce i nie-m iejce są raczej u lo tn y m i b iegunam i: pierw szy z n ic h nigdy nie jest całkow icie zatarty, a d ru g i n igdy całkow icie się nie spełnia - palim psesty, w k tó re b e z u sta n n ie w pisuje się pogm atw ana gra tożsam ości i relacji. Je d n ak nie- -m iejsca są m ia rą epoki, policzaln ą m iarą, k tó rą m ożna ująć, dodając, za cenę k ilk u konw ersji pom iędzy pow ierzchow nością, objętością i odległością, trasy po ­ w ietrzne, kolejowe, autostradow e i ruchom e m iejsca zam ieszkania zwane „środ­ k am i tra n s p o rtu ” (samoloty, pociągi, sam ochody), lo tn isk a, dworce i stacje ko ­ sm iczne, w ielkie sieci hotelow e, w esołe m iasteczka, superm arkety, złożone pasm a, a w końcu także okablow ane lub bezprzew odow e sieci działające w pozaziem skiej p rze strzen i w celach k om unikacyjnych, ta k dziw nych, że łączą one ze sobą jed­ nostkę w yłącznie z innym obrazem jej samej.

R ozróżnienie pom iędzy m iejscam i i n ie-m iejscam i p rzechodzi przez opozycję m iejsca do p rzestrzeni. M ichel de C e rtea u zaproponow ał pojęcia m iejsca i p rze­ strzeni, analizę, k tóra opiera się na uprzed n iej konieczności. Ze swej strony nie przeciw staw ia on „m iejsc” „p rzestrzen io m ”, jak to się dzieje w p rzy p a d k u „m iejsc” przeciw staw ianych „nie-m iejscom ” . P rzestrzeń jest dla niego „m iejscem p rak ty ­ k o w anym ”, „skrzyżow aniem ru c h o m o śc i” : są to p rz e c h o d n ie p rz e k szta łc ają cy w p rze strzeń ulicę geom etrycznie zdefiniow aną jako m iejsce przez u rbanizm . Tej p ara le li m iejsca jako zbioru elem entów w spółistniejących w pew nym p o rzą d k u i p rze strzen i jako ożyw ienie m iejsc przez przem ieszczenie czegoś ruchom ego od­ pow iada wiele te rm inologicznie sprecyzow anych odniesień. Pierwsze z n ic h od­

3 M. de Certeau L’invention du quotidien. 1. A rts de faire, U nion general d’éditions,

Paris 1990. Cytaty lokalizuję w tekście. [Przyp. tłum.]

12

(5)

13

0

w ołuje się do M erlau -P o n ty ’ego, który w Fenomenologii percepcji wyróżnia p rzestrzeń „geom etryczną”, „przestrzeń antro p o lo g iczn ą” jako p rzestrzeń „egzystencjalną”, m iejsce dośw iadczenia relacji wobec świata istoty usytuow anej w rzeczyw istości „w relacji do jakiegoś otoczenia”. D rugie stanow i słowo i akt lokucji:

Przestrzeń jest zam iast tego, czym staje się wymawiane słowo, to znaczy, kiedy zostaje uchwycone w dwuznaczności stawania się, przekształcone w termin uzależniony od w ie­ lu konwencji, ustanowiony jako akt obecności (lub czasu) i zmodyfikowany przez trans­ formacje wynikające z sukcesywnych sąsiedztw ... (s. 173)

Trzecia w yłania się z poprzed n iej i uprzyw ilejow uje opow iadanie jako pracę, k tó ­ ra b e z u sta n n ie „przekształca m iejsca w p rze strzen ie lu b p rze strzen ie w m iejsca” (s. 174). N a tu ra ln ie pojaw ia się tu ro zró żn ie n ie p om iędzy „ro b ić” i „w idzieć”, m ające p u n k t odniesienia w zw ykłym języku, k tóry za każdym razem prop o n u je obraz ( „ i s t n i e j e . ”) i organizuje ru ch y („wchodzisz, przem ierzasz, s k r ę c a s z . ”), lub też we w skazów kach m ap - począwszy od m ap średniow iecznych, które zaw ie­ rają w yznaczone w rzeczyw istości trasy i szlaki, aż do najnow szych m ap, z których zniknęły „opisy tra s ” i które, opierając się na „elem entach o przypadkow ym p o ­ ch o d z en iu ”, p rzedstaw iają pew ien „stan ” w iedzy geograficznej. O pow iadanie jest w k ońcu i p rzede w szystkim opow iadaniem podróżniczym , łączącym podw ójną konieczność „ro b ie n ia” i „w idzenia” („historie pochodów i gestów są w ytyczone przez cytację m iejsc, które z n ic h w ynikają i któ re na nie zezw alają”, s. 177), ale ostatecznie w ynika z tego, co de C erteau nazywa „przestępczością”, poniew aż opo­ w ia d a n ie „ p rz e c h o d z i”, „ p rz e k ra c z a ” i uśw ięca „przyw ilej p rze jśc ia na s ta n ” (s. 190).

W tym m iejscu konieczne jest dokonanie k ilk u uściśleń term inologicznych. M iejsce, jak je tu definiujem y, n ie jest d okładnie m iejscem , które de C erteau p rze­ ciwstawia p rze strzen i jak figurę geom etryczną ruchow i, słowo słowu m ów ionem u lub w stanie ruch u : jest to m iejsce sensu w pisanego i sym bolizow anego, m iejsce antropologiczne. N a tu ra ln ie chodzi o to, aby sens został zastosowany, aby m iejsce ożywiło się, a przejście się dokonało i nic nie zakazuje mówić o przestrzen i, aby opisać te n ruch. N ie o to n am jed n ak chodzi: w obręb pojęcia m iejsca an tro p o lo ­ gicznego w łączam y m ożliwość przejścia, które się dokonuje, dyskursu, k tóry jest w tok u , i języka, k tóry je ch arakteryzuje. Zaś pojęcie p rze strzen i, jakiego używa się dzisiaj (by mówić o p o dboju p rze strzen n y m w term in o lo g ii b ardziej fu n k cjo ­ nalnej niż lirycznej, czy też jak n ajd o k ład n iej dookreślić - za pom ocą n ajbardziej w spółczesnego nam języka, choć już zestereotypizow anego przez in stytucje po d ­ różnicze, hotelarstw o, rozrywkę - m iejsca zdyskw alifikow ane lub z tru d e m dające się zakwalifikować: „przestrzenie-w ypoczynku”, „przestrzenie-gier”, bliskie „ p u n k ­ towi z b o rn e m u ”), odnosi się jedynie, już przez sam fakt jego nieobecnej ch a ra k te ­ rystyki, do niesym bolicznych pow ierzchni planety.

M ożem y więc być n ara żen i na pokusę przeciw staw iania p rze strzen i usym bo- licznionej m iejscu w p rze strzen i nieusym bolicznionej nie-m iejsca. W te n sposób trzym alibyśm y się jed n ak negatyw nej d efinicji nie-m iejsc, która n am d otąd tow a­

(6)

rzyszyła, a k tó rą analiza pojęcia p rze strzen i M ichela de C erteau m oże pom óc nam przekroczyć.

T erm in „p rz estrze ń ” jako ta k i jest b ardziej abstrakcyjny od te rm in u „m iej­ sce” . Używając go, odw ołujem y się do zd arzenia (które m iało m iejsce), do m itu (m iejsce-w ypow iedziane) lu b do jakiejś h isto rii (wysokie m iejsce). Stosuje się go obojętnie do określania obszaru, odległości pom iędzy dw iem a rzeczam i lub dw o­ m a p u n k ta m i (pozostawia się „p rz estrze ń ” dw óch m etrów pom iędzy dwoma słu p ­ kam i jakiegoś ogrodzenia) lub też do jakiejś w ielkości czasowej („na p rze strzen i dwóch ty g o d n i”). Jest ono więc w ybitnie abstrakcyjne, a znaczący jest fakt, że dziś czyni się zeń użytek system atyczny, w niew ielkim sto p n iu zróżnicow any w języku potocznym i w językach właściw ych k ilk u rep rezentatyw nym in sty tu cjo m naszych czasów. Słownik Grand Larousse illustré w yróżnia w sposób szczególny zw rot „prze­ strzeń p o w ietrz n a”, który oznacza część atm osfery, w któ ry m państw o k o n tro lu je ru c h pow ietrzny (jest to m niej k o n k retn e od hom ologizm u z d ziedziny żeglugi: „wody te ry to ria ln e”), ale podaje również przykłady innych zastosowań, które św iad­ czą o elastyczności te rm in u . W w yrażeniu „europejska p rze strzeń p raw n a” widać w yraźnie im plikow ane pojęcie granicy, ale chodzi o to, że abstrakcja utw orzona od tego pojęcia granicy stanow i cały instytucjonalny, norm atyw ny zbiór, k tóry z tru ­ dem p oddaje się lokalizacji. W yrażenie „przestrzeń reklam ow a” odnosi się obojęt­ nie do pew nego obszaru lu b czasu „przeznaczonego do o d bioru rek lam y w róż­ nych m e d ia c h ”, w yrażenie „kupno p rz e strz e n i” odnosi się do z b io ru „działań p o ­ dejm ow anych przez agencję reklam ow ą w p rze strzen i reklam ow ej” . Popularność te rm in u „p rz estrze ń ”, odnoszącego się zarów no do hal widow iskow ych i sal ko n ­ ferencyjnych („Espace C a rd in ” w Paryżu, „Espace Yves R ocher” w La G acilly), do ogrodów („espaces v erte s”), do foteli w sam olotach („Espace 2000”) lub do sam o­ chodów („E space” R en au lt), św iadczy zarów no o te m atac h , jakie opętały w spół­ czesną epokę (reklam a, obraz, w ypoczynek, wolność, przem ieszczenie), jaki i o abs­ trak cji, któ ra ją dręczy i jej zagraża, jakby konsum entów w spółczesnej p rze strzen i zapraszano p rzede w szystkim do p łacenia za słowa.

P raktykow anie przestrzen i, pisze M ichel de C erteau, to „radosne i ciche p o ­ w tarzanie dośw iadczenia dzieciństw a: to w jednym m iejscu być in n y m i p rzech o ­ dzić do innego” (s. 164). R adosne i ciche dośw iadczenie dzieciństw a jest dośw iad­ czeniem pierw szej podróży, n aro d z in jako pierw szorzędnego dośw iadczenia róż­ nicow ania, rozpoznania siebie jako siebie i jako innego, k tóre pow tarza chodzenie jako pierw sza p rak ty k a p rze strzen i i lu stro jako pierw sza identyfikacja z obrazem siebie samego. Każde opow iadanie jest pow rotem do dzieciństw a. O dw ołując się do w yrażenia „opow iadanie p rz e strz e n n e ”, C e rtea u m ów i zarazem o opow iada­ niach, które „p rzem ierzają” i „o rg an izu ją” m iejsca („K ażde opow iadanie jest opo­ w iadaniem p o d r ó ż y . ”, s. 171), oraz m iejscu, które ustanaw ia p isan ie opow iada­ nia ( „ . l e k t u r a jest p rze strzen ią w ytw arzaną przez praktykow anie m iejsca, które ustanaw ia system znaków - opow iadanie”, s. 173). Je d n ak książkę pisze się, zanim się ją czyta; za n im się u k ształtu je, p rzechodzi ona przez różne m iejsca: opow iada­ nie, p odobnie jak podróż, o której ono m ówi, przem ierza w iele m iejsc. Ta m n o ­

13

1

(7)

13

2

gość m iejsc, nad m iar, jaki narzuca sp ojrzeniu i opisow i (W jaki sposób zobaczyć wszystko? W jaki sposób w szystko wypowiedzieć?) oraz efekt „w ysiedlenia”, jaki one w yw ołują (dojdziem y do tego, k o m e n tu ją c zdjęcie, któ re uchw yciło u lo tn ą chwilę: „P atrz, tu , to ja u stóp P a rte n o n u ”, ale w raz z u lo tn ą chw ilą przychodzi zdziw ienie: „Co ja tu ta j robię?”), w prow adzają pom iędzy w idzem -podróżnikiem i p rzestrzen ią, k tó rą p rzem ierza lu b k o n te m p lu je , zerw anie uniem ożliw iające do­ strzeżenie m iejsca, odnalezienie się w całej pełni, naw et jeśli w idz pró b u je w ypeł­ nić p u stk ę w ielom a szczegółowymi in form acjam i podaw anym i w przew odnikach tury sty czn y ch ... lub opow iadaniach podróżniczych.

K iedy M ichel de C erteau m ówi o „nie-m iejscach”, chce uczynić aluzję do pew­ nego rodzaju negatywnej jakości m iejsca, do nieobecności m iejsca w n im samym, co jest m u narzucone przez n ad an ą m u nazwę. Nazwy własne, mówi, narzucają m iej­ scu „nakaz pochodzący od innego ( h i s t o r i ę .) ” . Praw dą jest, że ten, kto śledzi prze­ bieg podróży, wypowiada nazwy, a niewiele wie na ich tem at. Jednak czy nazwy same w sobie w ystarczą, aby wytworzyć w m iejscu „ową erozję lub nie-m iejsce, które d rą­ ży praw o innego” (s. 159)? Każda trasa podróży, doprecyzow uje M ichel de C erteau, jest w pew nym stopniu „zaw rócona” przez nazwy, które nadają jej „sensy (lub kie­ runki) jak d otąd nieprzew idyw alne” . I dodaje: „te nazwy tworzą nie-m iejsca w m iej­ scach; p rzem ieniają je w pasaże” (s. 156). M ożem y więc pow iedzieć, że - przeciw nie - fakt przechodzenia nadaje szczególny status nazwom m iejsc oraz że luką w ydrą­ żoną praw em innego tam , gdzie ginie spojrzenie, staje się horyzont każdej podróży (zestawienie m iejsc, negacja miejsca) oraz że ruch, który „przem ieszcza lin ie” i prze­ m ierza m iejsca jest z definicji tw órcą tras podróży, tzn. słów i nie-m iejsc.

P rzestrzeń jako p rak ty k a m iejsc, a nie m iejsca, posługuje się w rzeczyw istości podw ójnym przem ieszczeniem : w oczywisty sposób podróżnego, ale też, rów noleg­ le, pejzaży, z których czerpie on zawsze w yłącznie w idoki częściowe, „m igaw ki” zestaw ione w po m ieszan iu w p am ięci, dosłow nie zrekom ponow ane w opow iada­ n iu , jakie w ytw arza, lub w ła ń cu c h u diapozytywów, jakie narzuca k o m e n tarz swej otoczce. Podróż (której etnolog się w ystrzega, k tó rą m a „nienaw idzić”) tw orzy fik­ cyjną relację pom iędzy spojrzeniem i pejzażem . Jeśli „p rzestrzeń ” nazw iem y p ra k ­ tyką m iejsc, któ ra d efin iu je podróż w szczególny sposób, to trzeba jeszcze dodać, że istn ieją przestrzen ie, w których ind y w id u u m spraw dza się jako w idz, a sama n a tu ra w idow iska ta k n apraw dę go nie obchodzi. To tak, jakby pozycja w idza u sta ­ naw iałaby istotę w idow iska, jakby ostatecznie w idz w pozycji w idza był sam dla siebie sw oim w łasnym w idow iskiem . W iele folderów turystycznych sugeruje ta k i a ta k i zw rot lub pow rót spojrzenia, k sz tałtu jąc u p rze d n io u am atorów podróży obraz zaciekawionych czy kontem plujących twarzy, sam otnych czy zebranych, które prze n ik ają nieskończoność oceanu, łańcucha ośnieżonych gór lu b też ginącą linię m iejskiego h oryzontu najeżoną drapaczam i chm ur: jego obraz, jego up rzed n i obraz, który m ów i w yłącznie o n im sam ym , ale nosi in n ą nazw ę (Tahiti, L’A lpe d ’H u ez4, N ew York). P rzestrzeń podróżnego staje się w te n sposób archetypem nie-m iejsca.

(8)

R uch do d aje do koegzystencji św iaty i do d o św iadczenia, składającego się z m iejsca antropologicznego i z tego, co już n im nie jest (w te n sposób S tarobinski d efin iu je su b stan cjaln ie now oczesność), szczególne dośw iadczenie form y sam ot­ ności i, w sensie dosłow nym , „zajęcia pozycji” - dośw iadczenia kogoś, kto w obli­ czu pejzażu, jaki m a być kontem plow any i jakiego nie m ożna nie kontem plow ać, „przyjm uje pozę” i wydobywa ze św iadom ości tej postaw y rzadką, czasam i m e lan ­ cho lijn ą przyjem ność. N ic dziw nego, że dzieje się ta k w p rzy p a d k u sam otnych „podróżnych” z m inionego w ieku, a nie p odróżnych p rofesjonalistów lu b uczo­ nych, ale podróżnych z przy p ad k u , z kaprysu. N ic dziwnego, że to u n ic h odn aj­ dziem y profetyczne przyw ołanie przestrzen i, w której ani tożsam ość, an i relacja, ani h isto ria ta k napraw dę nie tw orzą sensu. W tej p rze strzen i sam otności doznaje się jako przekroczenia indyw idualności. Sam tylko ru c h obrazów pozw ala dostrze­ gać pom iędzy chw ilam i kom uś, kto na nie patrzy, um ykającą h ipotezę jakiejś p rze­ szłości i m ożliwość jakiejś przyszłości.

C hodzi tu n ie tyle o B au d elaire’a, który zadow alał się zaproszeniem do p o d ró ­ ży, co o C hateau b rian d a, który nie p rzestaje podróżować w sposób rzeczywisty i k tó ­ ry p otrafi w idzieć, ale w idzi p rzede w szystkim śm ierć cyw ilizacji, d estrukcję, z n u ­ dzenie p ejzażam i, któ re ongiś zachwycały, i rozczarow ujące ru in y w alących się zabytków. Z aginiony L acedem on, zrujnow ana G recja okupow ana przez najeźdźcę ignorującego jej antyczne splendory - „przygodnem u” pod ró żn em u nasuw a to na m yśl sym ultaniczny obraz zagubionej h isto rii i upływ ającego życia, ale chodzi tu o sam ru c h podróży, k tó ry go uw odzi i wciąga. R uch te n m a jeden cel, a jest n im on sam , chyba że tym celem jest rów nież ru c h pisania, który u stala i ponaw ia jego obraz.

W szystko w ypow iedziane jest w jasny sposób w pierw szej przedm ow ie Itinéra­

ire de Paris à Jérusalem5. C h a te a u b ria n d b ro n i się p rze d tym , jakoby odbył podróż

po to, by „ją opisać”, ale przyznaje, że poszukiw ał „obrazów ” do Les M artyrs. N ie p re te n d u je do roli naukow ca: „N ie idę tro p a m i C h a rd in a, T averniera, C han d lera, M ungo Parka, H u m b o l d t a . ” (s. 19). D zieło to bez celowości w yznania odpow ia­ da sprzecznem u p ra g n ie n iu m ów ienia w yłącznie o sw oim autorze, nie mówiąc n i­ kom u niczego: „W końcu, zobaczym y tu w szędzie człow ieka, a nie autora; w iecz­ nie m ów ię o sobie, m ów iłem ta k z całą pew nością, poniew aż nie liczyłem się z m oż­ liw ością opublikow ania m oich Pam iętników” (s. 20). U przyw ilejow anym i p u n k ta ­ m i w idzenia zw iedzającego, opisanym i przez p isarza, są w rzeczyw istości te, w k tó ­ rych odkryta zostaje seria niezw ykłych m iejsc ( „ . g ó r a H ym et na w schodzie, Pan- te lik na północy, P arnes na p ó łn o c n y m -z a c h o d z ie .”), ale k ontem placja dokonuje się w znaczący sposób w chw ili, kiedy, pow racając do siebie i ujm u jąc sam ą siebie

F.R. de Chateaubriand Opis podróży z Paryża do Jerozolimy, na osnowie tłum aczenia [z fr.] Franciszka Walezego Dmochow skiego przygotował, w edług oryginału uzupełnił i notami opatrzył Paweł Hertz, PIW, Warszawa 1980. Cytaty lokalizuję w tekście. Specyfika tekstu Augé’a wymogła dokonania odrębnych przekładów

fragmentów tekstu Chateaubrianda. [Przyp. tłum.]

13

(9)

134

za jej przed m io t, zdaje rozpuszczać się w niepew nej wielości przeszłych i p rzy­ szłych spojrzeń: „Ten obraz z A ttyki, widowisko, któ re kontem plow ałem , był ko n ­ tem plow any oczam i za m k n ięty m i od dwóch tysięcy lat. N adeszła m oja kolej: in n i ludzie, ta k sam o u lo tn i jak ja, przybędą czynić refleksje o tych sam ych r u i n a c h . ” (s. 153). Id ea ln y p u n k t w idzenia, poniew aż do odległości dodaje efekt ru c h u , p o ­ m ost o krętu, k tó ry się oddala. Przyw ołanie ziem i, któ ra znika, w ystarcza, aby wy­ wołać pasażera, n ad a l starajacego się ją dostrzec: niebaw em staje się ona cieniem , pogłoską, dźw iękiem . Z niesienie m iejsca jest p u n k te m ku lm in acy jn y m podróży, o statn ią pozą podróżnika:

W miarę jak się oddalamy, kolum ny Sunium wydawały się piękniejsze ponad wodami: były doskonale widoczne na tle lazuru nieba za sprawą swej bieli i spokoju nocy. Byliśmy już daleko od przylądka, kiedy naszych uszu dobiegł plusk fal rozbijających się o skały, pomruk wiatru w jałowcach i śpiew św ierszczy sam otnie zam ieszkujących dziś ruiny świątyni: były to ostatnie dźwięki, jakie słyszałem na ziem i greckiej. (s. 190)

Bez w zględu na to, co C h a te a u b ria n d m ówi („Jestem być m oże o sta tn im F ra n ­ cuzem , k tó ry w yjechał z k raju , aby podróżow ać do Z iem i Świętej w raz ideam i, cele i u czuciam i daw nych pielgrzym ów ”, s. 331), to nie odbywa pielgrzym ki. Wy­ sokie m iejsce, do jakiego sięga pielgrzym ow anie, jest z d efinicji p rzeładow ane sen­ sem. Sens, którego szukam y w n im dzisiaj, jest tym sam ym sensem , ja k im był dla daw nych pielgrzym ów. O pis podróży, k tó ry tow arzyszy pielgrzym ce, podzielony na etapy i m ocne punkty, tw orzy w raz z nią m iejsce „o n iepow tarzalnym sensie”, „ p rz e strz e ń ”, w ta k im zn a cz en iu , jakiego używa M ich el de C e rtea u . A lphonse D u p ro n t zauw aża, że sam a podróż m orska m a w artość inicjacyjną:

W ten sposób, w trakcie pielgrzymki, podróż morska narzuca pewnego rodzaju nieciąg­ łość i banalizację heroiczności. Ziem ia i woda są w bardzo nierówny sposób wysławiane, przede wszystkim zaś morze narzuca pewnego rodzaju zerwanie, które wynika z tajem­ niczości wód. Pozorne dane, za którymi rozpuszcza się rzeczywistość. W początkach XII wieku zwrot ku morzu zdaje się narzucać intuicji ludzi Kościoła dopełnienie pewnego rytuału przejścia.6

U C h a te a u b ria n d a chodzi o coś innego: ostatecznym celem jego podróży nie jest Jeruzalem , ale H iszp an ia, gdzie spotka się ze swoją k o chanką (ale Opis podróży nie jest w yznaniem , C h a te a u b ria n d wycisza się i „trzym a pozę”); nie in sp iru ją go zwłaszcza m iejsca święte. W iele o n ic h już napisano:

W tym miejscu doznaję zakłopotania. Czy powinienem dokładnie odmalować słowem miejsca święte? Ale przecież mogę jedynie powtórzyć to, co już napisano przede mną: nigdy podm iot nie był mniej znany nowoczesnym czytelnikom , i nigdy też podm iot nie był całkowicie wyczerpany. Czy mam pominąć obraz tych świętych miejsc? Ale czy nie będzie to usunięciem najistotniejszej części mojej podróży, czy nie sprawię w ten sposób, że zniknie z niej to, co jest jej celem? (s. 308)

A. Dupront Du sacré. Croisades et pèlerinages. Images et langages, Gallimard, Paris 1987, s. 31. [Przyp. tłum.]

(10)

Bez w ątpienia w m iejscach owych chrześcijan in , ja k im chce on być, nie m oże ce­ lebrow ać zan ik a n ia w szystkich przed m io tó w w ta k i sam sposób, jak uczynił to w p rzy p a d k u A ttyki czy L acedem onu. O pisuje więc piln ie, popisuje się erudycją, cytuje całe stronice podróżników czy poetów ta k ich jak M ilto n czy Tasso. B rak tu obfitości słów i świadectw, które pozw oliłyby określić święte m iejsca C hateaubrian- da jako nie-m iejsca blisk ie tym , jakie obrazują i fo rm u łu ją nasze opisy i przew od­ niki. Jeśli jednak w rócim y na m om ent do analizy now oczesności jako pożądanej koegzystencji różnych światów (nowoczesność B au d elaire’a), stw ierdzim y, że do­ św iadczenie nie-m iejsca jako odesłanie siebie do siebie i sym ultaniczne o d su n ię­ cie na odległość w idza i w idow iska jest u C h a te au b rian d a po części obecne. Staro- b in sk i w swoim k o m e n tarzu pierw szego w iersza Obrazków paryskich u piera się przy koegzystencji dwóch światów, któ ra tw orzy now oczesne m iasto, p rzem ieszane ze sobą ko m in y i dzw onnice, ale bierze on też po d uwagę szczególną pozycję poety, k tóry chce w idzieć rzeczy z góry i z daleka, nie należąc przy tym an i do sfery re li­ gii, an i pracy. W edług Starobinskiego pozycja ta koresp o n d u je z dwom a asp ek ta­ m i now oczesności: „Z a trata p o d m io tu w tłu m ie, lub - odw rotnie - w ładza abso­ lu tn a , jego pow rót dzięki indyw idualnej św iadom ości” .

Je d n ak m ożna zauważyć, że pozycja patrzącego poety sam jest w idow iskiem . W tym pary sk im obrazku B audelaire zajm uje pierw sze m iejsce, m iejsce, z k tó re­ go w idzi m iasto, ale jako in n y sam , z odległości ustanaw ia p rzed m io tem „drugi w idok” :

Wsparty brodą na rękach, z mansardy spod nieba Będę oglądał warsztat, co gada i śpiewa,

I owe m iejskie maszty: d z w o n n ic e .7

W te n sposób B audelaire nie u ru ch a m ia jedynie konieczności w spółistnienia dawnej relig ii z now ym przem ysłem lub w ładzy absolutnej z indyw id u aln ą świa­ dom ością, uaktyw nia n ato m ia st szczególną i b ardzo now oczesną form ę sam o tn o ­ ści. U jaw nienie pozycji, „postaw y” w znaczeniu fizycznym i b an a ln y m tego te rm i­ nu, dokonuje się na zasadzie ru c h u , k tó ry w ydrąża pejzaż oraz spojrzenie o biera­ jące go za p rze d m io t z w szelkiej treści i sensu oraz staje się p rze d m io te m w tórne­ go niew yznaczalnego - tym sam ym , innym .

To w łaśnie takie przem ieszczenia spojrzeń, ta k ie gry obrazów, takie w ydrąże­ nia św iadom ości m ogą - m oim z d a n ie m - prow adzić w sposób system atyczny, uogólniony i prozaiczny do n ajbardziej charakterystycznych przejaw ów tego, co o k reśliłem jako „nadnow oczesność” . N arzu c a ona św iadom ości indy w id u aln ej dośw iadczenia i dowody zupełnie nowej sam otności bezpośrednio pow iązane z uka­ zaniem się i pro liferacją nie-m iejsc.

[...]

7 Ch. Baudelaire Krajobraz.

13

(11)

136

W k o n k re tn e j rzeczyw istości w spółczesnego św iata, m iejsca i p rze strzen ie, m iejsca i nie-m iejsca m ieszają się ze sobą i naw zajem się p e n e tru ją. M ożliwość nie-m iejsca jest zależna od m iejsc. Powrót do m iejsca jest w yjściem k u tem u , kto odw iedza nie-m iejsca (i kto m arzy np. o d ru g im m iejscu zam ieszkania zakorze­ nionym w głębi kraju ). M iejsce i nie-m iejsce są sobie przeciw staw ne (lub też n a­ w zajem się przyw ołują) podobnie jak słowa i pojęcia, które pozw alają je opisać. Ale m odnym i słow am i - które nie m iały praw a się pojaw ić przez ostatnie trzy d zie­ ści lat - są w łaśnie nie-m iejsca. W te n sposób m ożem y przeciw staw ić rzeczyw i­ stość „tra n z y tu ” (obóz przejściow y lub pasażerow ie tranzytow i) rzeczyw istości re ­ zydencji lub m iejsca zam ieszkania, rzeczywistość „bezkolizyjnego skrzyżow ania” (w której niczyje drogi nie krzyżują się ze sobą) rzeczyw istości „skrzyżow ania” (gdzie dochodzi do spotkania), rzeczywistość „pasażera” (którego określa konkretne „p rzeznaczenie”) rzeczyw istości „p o d ró żn ik a” (który w ałęsa się „drogam i”). Z n a­ czące jest to, że ci, którzy dla S N C F 8 są jeszcze podróżnym i, stają się pasażeram i, kiedy w siadają do TG V 9. „Z b ió r” (wg L aro u sse’a „grupa nowych m iejsc zam iesz­ k a n ia ”), w któ ry m nie żyje się razem i który n igdy nie sytuuje się w c e n tru m n i­ czego (wielkie zbiory: sym bole stref zw anych peryferiam i) m ożna przeciw staw ić „zabytkow i”, gdzie dzielim y się i u p am iętniam y, „k o m u n ik ację” (jej kody, obrazy, strategie) „językowi” (którym się mówi).

W ażne jest tu słownictw o, bow iem to ono tk a osnowę zwyczajów, kształci spoj­ rzenie, nad aje form ę pejzażow i. Powróćm y na chw ilę do d efinicji V incenta De- scom bes’a, do pojęcia „k rain y reto ry cz n ej” w yprow adzonej z analizy „filozofii” lub raczej „kosm ologii” Com bray:

Czy bohater jest u siebie? Pytanie w mniejszym stopniu dotyczy terytorium geograficz­ nego, co terytorium retorycznego (używając słowa „retoryczny” w sensie klasycznym, sensie zdefiniowanym przez „akty retoryczne”, takie jak: żal, oskarżenie, pochwała, cen­ zura, rekomendacja, etc.). Bohater jest u siebie, skoro zadowala się retoryką ludzi, z któ­ rymi dzieli życie. Znakiem tego, że jest się u siebie, jest to, że jesteśm y bezproblemowo rozumiani i że równocześnie udaje nam się zrozum ieć racje interlokutorów bez zbęd­ nych wyjaśnień. Kraina retoryczna bohatera zatrzymuje się tu, gdzie interlokutorzy nie rozumieją racji, jakie tworzy swoimi gestami i czynam i, ani żali, jakie formułuje, ani zachwytów, jakie ujawnia. Kłopot z komunikacją retoryczną ujawnia przekroczenie pew­ nej granicy, którą należałoby przedstawić nie jako starannie wyznaczoną linię, ale raczej jako strefę graniczną, stop ień.10

Jeśli D escom bes m a rację, to trzeba stw ierdzić, że w świecie nadnow oczesno- ści jesteśm y zawsze i już nie jesteśm y nigdy „u siebie”: strefy g raniczne lub „stop­ n ie ”, o których m ówi, n igdy nie prow adzą do całkow icie obcych światów. N

adno-8 SN C F - skrót nazwy kolei francuskich. [Przyp. tłum.]

9 TGV - skrót nazwy szybkich pociągów francuskich. [Przyp. tłum.]

10 V. D escom bes Proust, philosophie du Rom an, Les É ditions des M inuit, Paris 1987, s. 179. [Przyp. tłum.]

(12)

woczesność (która oddziałuje jednocześnie trzem a fig u ram i p rzekroczenia, jak i­ m i są: obfitość zdarzeniow a, obfitość p rze strzen n a i indyw idualizacja referencji) odnajduje swój p ełny w yraz w nie-m iejscach.

[...]

W idać zatem w yraźnie, co odróżnia nadnow oczesność od now oczesności, ta ­ kiej, jak ją defin iu je S tarobinski poprzez B a u d elaire’a. N adnow oczesność nie jest w szystkością w spółczesności. W now oczesności p ejzażu B a u d elaire’a - przeciw ­ nie - wszystko się m iesza, wszystko trzym a się razem : dzw onnice i kom iny są „m iej­ skim i m a sz ta m i”. W idz now oczesności k o n te m p lu je n achodzenie tego, co dawne, na to, co nowe. N adnow oczesność czyni z daw ności (z histo rii) specyficzne w ido­ w isko - p odobnie jak to się dzieje w p rzy p a d k u w szelkich egzotyzm ów i w szelkich osobliwości lokalnych. H isto ria i egzotyzm odgryw ają tu tak ą sam ą rolę jak „cyta­ ty ” w tekście pisan y m - sta tu s w yrażający się doskonale w katalogach wydaw a­ nych przez agencje podróży. W n ie-m iejscach nadnow oczesności zawsze istnieje jakieś specyficzne m iejsce [une place] (na w itrynie, na afiszu, na praw o od sam olo­ tu , na lewo od autostrady) dla „osobliw ości” p rzedstaw ianych jako takie - ananasy z W ybrzeża K ości Słoniow ej, W enecja, m ia sto D ożów, m ia sto T anger, le site d ’A lésia11. Ale nie p o słu g u ją się one żad n ą syntezą, niczego ze sobą nie łączą, zezw alają jedynie na czas zw iedzania na w spółistnienie różnych indyw idualności - podobnych i w zględem siebie obojętnych. Jeśli nie-m iejsca są p rze strzen ią nad- now oczesności, to n ie m oże ona pretendow ać do tych sam ych am bicji co nowoczes­ ność. K iedy jednostki zbliżają się do siebie, tw orzą socjalność i zagospodarow ują m iejsca. P rzestrzeń nadnow oczesności jest w ypracowywana przez tę sprzeczność: dotyczy w yłącznie jednostek (klientów , pasażerów, użytkowników, słuchaczy), ale m ożna ich zidentyfikow ać, zsocjalizować czy zlokalizow ać (nazwisko, zawód, m ie j­ sce u rodzenia, adres) w yłącznie przy w ejściu i w yjściu. Jeśli nie-m iejsca są p rze­ strze n ia m i nadnow oczesności, to trzeba w yjaśnić te n paradoks: gra społeczna zd a­ je się rozgrywać gdzieś indziej niż n a d p rzed-pozycjach w spółczesności. N ie-m iej- sca, p odobnie jak jakaś ogrom na p aren teza, p rzy jm u ją codziennie coraz to więcej jednostek. O bierają je za cel także ci, którzy posuw ają się aż do terro ry zm u , aby utrzym ać czy podbić jakieś te ry to riu m . Skoro lotniska i samoloty, su p e rm a rk ety i dworce zawsze były uprzyw ilejow anym i m iejscam i zam achów (by pom inąć w tym m iejscu sam ochody-pułapki), to bez w ątp ien ia z pow odu w ydajności, jeśli m ożna w tym m iejscu użyć tego słowa. D zieje się ta k być m oże także i dlatego, że ci, którzy roszczą sobie praw o do nowych socjalizacji i nowych lokalizacji, w idzą w tym jedynie negację swoich w łasnych ideałów. W oczyw isty sposób kryje się w tym sprzeczność. N ie-m iejsce jest przeciw ieństw em utopii: istn ieje i nie osłania żad­ nego organicznego społeczeństw a.

11 Le site d’Alésia - osiedle gallo-romańskie w A lise-Sainte-R eine (Francja). W roku

52 p.n.e. miała tu miejsce bitwa Juliusza Cezara z Wercyngetoryksem.

13

(13)

138

D ochodzim y teraz do ledwie zarysowanej w cześniej kw estii: polityki. W arty­ kule pośw ięconym m ia stu Sylviane A gacinski p rzypom ina to, co stanow iło ideał i wym óg członka K onw entu A nacharsisa C lootsa12. W rogi w szelkiej w ładzy „wcie­ lo n ej”, dom aga się śm ierci króla. W szelka lokalizacja władzy, w szelkie jedn o stk o ­ we poddaństw o, naw et podział ludzkości na lu d y w ydaje m u się niek o m p aty b iln y z niep o d zieln y m poddaństw em g atu n k u ludzkiego. W ta k im u jęciu Paryż jako sto­ lica jest m iejscem uprzyw ilejow anym w yłącznie dlatego, że uprzyw ilejow uje się tam „m yśl w ykorzenioną, zd eterioryzow aną” : „P aradoksem m iejsca tej ab stra k ­ cyjnej, uniw ersalnej ludzkości - i być m oże nie tylko «burżuazji» - pisze A gacin­ ski - jest to, że jest ona także nie-m iejscem , jakim ś nigdzie, podobnym tem u, co M ichel F oucault, pom ijając m iasto, nazw ał «heterotopią»”13. Pewnym jest, że dziś na d rab in ie św iata w idać n apięcie p om iędzy tym , co uniw ersalne, i m yślą o tery- torialności. S tu d iu m tej kw estii ograniczyliśm y tu w yłącznie do jednego aspektu: stw ierdzenia, że stale rosnąca część ludzkości żyje w czasie cząstkow ym , bez te ry ­ to riu m , i w konsekw encji w aru n k i defin icji em piryczności i ab strak cji stają się ruchom e w skutek potrójnego przyspieszenia właściwego nadnow oczesności.

„P oza-m iejsce” czy też „nie-m iejsce” uczęszczane przez jednostkę nadnow o- czesności nie jest „n ie-m iejscem ” władzy, w którym zaw iązuje się węzeł podw ój­ nej i sprzecznej konieczności m yślenia i sytuow ania uniw ersalności, anulow ania i założenia lokalności, p otw ierdzenia i odrzucenia źródła. Ta część władzy, która jest nie do pom yślenia i na której zawsze ustanaw iano po rząd ek społeczny, odw ra­ cając, w zależności od potrzeb, term iny, które służyły do m yślenia o niej, o d n a jd u ­ je bez w ątp ien ia szczególny w yraz w rew olucyjnej w oli m yślenia zarazem o u n i­ w ersalności i autorytarności, o w ykluczeniu despotyzm u i zarazem an arch ii, ale, w w iększym u o gólnieniu, jest ona konstytutyw na w każdym p o rzą d k u zlokalizo­ w anym , który, z d efinicji, m u si w ypracować u p rze strzen n io n y w yraz autorytarno- ści. Sprzeczność ważąca na m yśli A nacharsisa Clootsa (która zezwala na po d k reś­ lenie jego „naiw ności”) polega na tym , że w idzi on świat jako m iejsce - m iejsce g atu n k u ludzkiego - z pew nością - jed n ak jest to m iejsce, k tóre p rzechodzi przez organizację p rze strzen i i rozpoznanie ce n tru m . Z naczący jest fakt, że kiedy m ó­ w im y dziś o E uropie D w u n astu [l’Europe des Douze] lu b o N ow ym P o rządku św ia­ tow ym [Nouvel Ordre mondial], n aty ch m iast pojaw ia się p y tan ie o lokalizację praw ­ dziwego ce n tru m jednego czy drugiego układu: Bruksela (by nie w spom nieć o Stras­ burgu) czy B onn (by nie w spom nieć o B erlinie)? Czy siedzibą O N Z jest Nowy Jork czy też W aszyngton i Pentagon? M yśl o m iejscu b ez u sta n n ie nas dziś naw ie­ dza, a „wywierzysko” nacjonalizm ów , jakie udziela m u nowej aktualności, m oże uchodzić za „pow rót” do lokalizacji, której Im p eriu m , jako dom niem ana prefigu- racja m ającego nadejść g atu n k u ludzkiego, m oże wydawać się oddalona. Jednak,

12 Anacharsis Cloots - Jean-Baptiste du Val-de- Grâce (1755-1794), polityk i członek Konwentu w okresie Rewolucji Francuskiej, zwany „osobistym wrogiem Boga” czy też „obywatelem ludzkości”. [Przyp. tłum.]

(14)

w rzeczyw istości, język Im p e riu m był językiem narodów , które je odrzuciły. Być m oże dlatego, że daw ne Im p e riu m i nowe n aro d y m uszą podbić swoją nowoczes­ ność, zan im przejdą do now oczesności. Im p e riu m pom yślane jako p rze strzeń „to­ ta lita rn a ” n igdy nie jest nie-m iejscem . O braz, jak m u się przypisuje, jest - p rze­ ciwnie - obrazem przestrzen i, w której n ik t n igdy nie jest sam otny, w któ ry m lu ­ dzie z n a jd u ją się pod bezp o śred n ią kontrolą, w którym przeszłość jest odrzucona (uczyniono z niej p u stą tablicę). Im p eriu m , jak św iat O rw ella czy K afki jest nie prem odernistyczny, a „param o d ern isty czn y ”; pozbaw ione now oczesności n ie jest w żadnym sensie jego przyszłością i nie odnosi się do żadnej z trzech figur nadno- w oczesności, które usiłow aliśm y pokazać. Jest ono dokładnym negatyw em nadno- woczesności. Jest niew rażliw e na przyspieszenie h isto rii, p rzep isu je ją. Z achow u­ je swoje objawy poczucia ograniczenia przestrzen i, ograniczając swobodę p o ru ­ szania się i inform acji, a tym sam ym (co ujaw nia się poprzez jego zawężone rea k ­ cje na inicjatyw y w ynikające z konieczności respektow ania praw człowieka) o dda­ la się od swej ideologii indyw idualnej referencji i pod ejm u je ryzyko jej w łączenia w obręb swoich granic - obrazowa figura absolutnego zła lub całkow itego uw ie­ dzenia. M yślim y tu p rzede w szystkim o tym , czym był Zw iązek Sowiecki, ale są też in n e Im p eria , w ielkie i m ałe. Ale n iektórzy z naszych polityków m ają też p o ­ kusę m yślenia, że instytucja jednej p a rtii i poddanej jej egzekutywie stanow ią czyn­ n ik k onieczny d em okracji. Tak dzieje się w Afryce, i w Azji. W dziw ny sposób w ynika to ze schem atów m yślenia, któ re zd radzają swoją archaiczność i w istocie swojej ch a ra k te r perw ersyjny, zwłaszcza jeśli chodzi o E uropę W schodnią. W ko­ egzystencji m iejsc i nie-m iejsc p u n k te m niezgody będzie zawsze p olityka. Bez w ątpienia kraje E u ropy W schodniej, ale też i inne, o dnajdą swoje m iejsce w świa­ towych sieciach p o ru szan ia się i k onsum pcji. Ale rozszerzenie nie-m iejsc, które te m u tow arzyszy (nie-m iejsc em pirycznie spisyw anych i analizow anych, których definicja jest przede w szystkim definicją ekonom iczną), nab rało prędkości rów­ nej refleksji polityków, którzy n ie p ytają już, dokąd zm ierzają, poniew aż w coraz m niejszym sto p n iu zdają sobie spraw ę z tego, gdzie się znajdują.

Epilog

W czasie m iędzynarodow ego lo tu do A rabii Saudyjskiej stew ardessa zapow ia­ da, że podczas lo tu spożywanie alkoholu w sam olocie będzie zakazane. In tru z ja te ry to riu m w p rze strzeń staje się w te n sposób znacząca. Z iem ia = społeczeństw o = n aró d = k u ltu ra = religia: zrów nanie m iejsca antropologicznego w pisuje się p rzelo tn ie w p rzestrzeń. O dnalezienie nie-m iejsca p rze strzen i, nieco później, wy­ m knięcie się to ta litarn ej sprzeczności m iejsca będzie odnalezieniem czegoś, co p rzypom ina wolność.

N iezw ykle u talentow any b rytyjski autor, D avid Lodge, opublikow ał ostatnio now oczesną w ersję opowieści o poszukiw aniu świętego G raala. O sadził ją, z w iel­ kim h um orem , w świecie kosm opolitycznym , m iędzynarodow ym , w któ ry m ogra­ niczone poszukiw anie stało się m iejscem . Bycie ziem ian in e m coś oznacza. N ie ma

139

(15)

14

0

całkow itej pew ności, że w ystarczą zagrożenia ciążące na środow isku. To w łaśnie w anonim ow ości nie-m iejsc dośw iadcza się sam otnie w spólnoty ludzkiego p rze­ znaczenia.

* * *

M oże dopiero jutro, a m oże już dziś, w brew pozornej sprzeczności te rm in o lo ­ gicznej, znajdzie się m iejsce na etnologię sam otności.

Przełożył Adam Dziadek

Abstract

M arc AUGÉ

U naffiliated Researcher

Non-sites. An Introduction to Anthropology of Super-Modernity

(fragments)

N o n -site s are anonym ous spaces o f o u r daily life: m oto rw a ys, railway stations, airports, superm arkets, cars, planes, in sh o rt - means o f mass tran sp o rta tio n . It is in non-sites th a t w e experience a particular fo rm o f ‘e n tire ly n e w loneliness', w h ic h describes th e status o f each individual in o u r c o n te m p o ra ry w o rld . Today's use o f th e te rm ‘space' is unclear and blurred, and it unam biguously leads to experiencing n on-site as th e main feature o f super­ m odernity.

Cytaty

Powiązane dokumenty

nie duszy — zazwyczaj przyjmuje się bowiem, że dusza jest tym składnikiem człowieka, który po śmierci ciała nie ginie, lecz przebywa w jakiejś rzeczywis­.. tości

Pokaż, jak używając raz tej maszynerii Oskar może jednak odszyfrować c podając do odszyfrowania losowy

Powiedz, że twój kolega najbardziej lubi grać w piłkę nożną.. Zapytaj koleżankę / kolegę, czy ogląda filmy

Desarguesa) Pokazać, że dwa trójk aty maj , a środek perspektywiczny, tzn. Newtona) Dany jest czworok at

Tragedja miłosna Demczuka wstrząsnęła do głębi całą wioskę, która na temat jego samobójstwa snuje

Zespół powołany przez ministra zdrowia zaproponował jeden organ tworzący i podział szpitali na cztery grupy w zależności od ich kondycji finansowej?. Z ujednolicenia szybko

Diagnostyka tych chorych jest niezwykle trudna i kosztowna, a leczenie nie jest schematyczne. Każdy pacjent

urządzenie do pakowania leków i specjalne wóz- ki). Do nowego systemu przymierza się też Uni- wersytecki Szpital Kliniczny w Krakowie. – We- dług naszych wstępnych obliczeń,