• Nie Znaleziono Wyników

Opiekun Dziatwy 1928.12.01, R. 2, nr 43

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Opiekun Dziatwy 1928.12.01, R. 2, nr 43"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

VPIEKUN i DZIATLJy

„Dozwólcie dziateczkomjprzyjść do-Mniei‘

Ns 43 || Sobota dnia 1 grudnia 1928 r. || Rok'n

W noc listopadową.

(29. 11. 1830 r.)

Poszła ich garstka, w noc zimną i ciemną, Na ciężkie, twarde i niepewne boje, A choć im wicher nucił pieśń tajemną, Oni wierzyli — Polsko — w szczęście Twoje.

A choć padali, jak kłos na zagonie I krwią zlewali ojców niwę żyzną, Ginęli z wiarą, bez skargi w swem łonie

Dla Twego szczęścia, dla ciebie, Ojczyzno!

Dzisiaj po latach — wolnej Polski dzieci, Prochom poległych hołd i cześć składamy, Myśl przewodnia i nam dzisiaj świeci:

„Życie położym — lecz Polski nie damy!"

Od bezimiennych mogił tysiąca Leci szum głuchy w bezbrzeżną dal. ..

Smutek o chmury powiewne trąca, Tęsknota rzewna łka w nim i żal.

Od bezimiennych mogił tysiąca, Kędy spróchniały wyrasta krzyż, Szumi żałośnie brzoza płacząca

Szepcąc: „Gdyś Polak, zbliż się tu, zbliż!”

(2)

— 178 —

Bo pod mojemi leżą konary Ci, co dla marzeń i złotych snów, Rzucili świata zgiełk, rodzin gwary, Niosąc ofiarę z młodych swych głów.

I szumi brzoza: Śpią tutaj święci, Co dla wolności w krwawy sizli bój , Duchem miłości wielkiej przejęci, Szli niosąc krew swą, trudy i znój.

Więc dziś, gdy jutrzni poranna zorza Rozpromieniła ojczysty świat,

I kraj, co wielki był hen — do morza, Głową swą uniósł wgórę jak kwiat. ..

Gdy zeń opadły ciężkie kajdany, I powstał wielki w pełni swych sił, Purpurą chwały ojców odziany, Wolny, swobodny, jak ongiś był.

Śpieszcie, o śpieszcie! szczęśliwi, wolni, Do tych skrwawionych, tragicznych pól, Ponad mogiły, jak ptacy polni

Głoście: „przeminął smutek i ból!“

Złóżcie swych uczuć przędzę tęczową Na grobach ojców, pod krzyżem tuż, Wstrząśnijcie głosem płytę grobową Wołając: Bracia, my wolni już!

Niech w krańce świata głos wielki leci I głosi wszystkim radosną wieść.

A Wam Obrońcy, Wam święte Dzieci, Wieczystą pamięć, sławę i cześć.

Rzeka Żmii.

Opowiedział Brat Bartłomiej z Wewek na Nowej Gwinei.

Siedziałem raz na werandzie naszego domku misyjnego w Worn, który z pomocą tubylców sam zbudowałem, i piłem sobie filiżankę kawy. Worn jest 3 godziny drogi oddalone od Wewek. Pracował tu dawniej gorliwy misjonarz Erdweg, lecz od czasu gdy legł na „polu chwały", — gdyż takiem jest pole misyjne, — opiekuje się tern okręgiem niezmordowany.

0. Jerome ze stacji Juo.

(3)

- 179 -

Gdy więc tak samusieńki siedziałem i dumałem, pocią­

gając od czasu do czasu z filiżanki, przybiegła do mnie gro­

madka czarnych kędziorków, wołając już z daleka: „Bracie Bartłomieju, manfello, bikfello master i kam. Nie bawiło też długo a przybył wielki master. Był to nasz kochany brat Symforjan, który odbył daleką drogę z Ajtapi do Wom pieszo, i teraz w całej swojej postaci stał przedemną. Byłem bardzo rad tym odwiedzinom i nie bawiło długo, a popijaliśmy we dwójkę naszą czarną kawę, opowiadając sobie to o tern to o owem, a czas leciał, i zanim się spodzialiśmy była 6 godzina.

Ponieważ w strefie tropikalnej robi się ciemno już o 6 wie­

czór, więc zapytałem się naszego kuchcika: „Alojzy, cóż to masz dziś na kolację? — Kawę, brzmiała odpowiedź, — Znów kawę, rzekłem. Lecz przypomniałem sobie, że od obiadu po­

zostało trochę ryby, więc mogłem mojemu gościowi posta­

wić kolację nienajgorszą. Większy kłopot z noclegiem. Do-

Brat Bartłomiej z Br. Symforjanem

i z czarnymi wioślarzami na rzece Żmii (Nowa Gwinea).

mek nasz posiada tylko jeden pokoik i jedno łóżko. Zaofiaro­

wałem więc gościowi swoje łóżko, lecz on wspaniałomyślnie podziękował i rzękł: „Jestem zwyczajny sypiać na leżach tubylców t. j. na drążkach palmy betel a przecież podłoga ta, deskowa jest o 99 procent lepszą od tego legowiska. Obaj więc spaliśmy wyśmienicie, albowiem spokojne sumienie jest naj- lepszem warunkiem snu spokojnego.

(Dokończenie nastąpi).

(4)

- 180

Hela i kurki

Hej, kureczki, hej! kogutki, Śpieszcie, śpieszcie do Helutki, Dam wam ziarnek i bułeczki, Cip, cip, moje kochaneczki.

Leci cała już gromadka, A na czele kto? czubatka!

Ona zawsze w pierwszym rzędzie, Czy w podwórzu, czy na grzędzie.

Dalej, dalej, szybko jedzcie, Czy nie dobre, co? powiedzcie!

No, pewno wam dosyć dałam, Cały koszyk wysypałam.

Patrzcie, zjadły już śniadanie, I dziękują teraz za nie,

Wszystkie razem w swym języku:

Ko, ko, ko, ko — Kukuryku!

W szkole.

— Twój ojciec ma z pewnością bibljotekę?

— Ma tylko duży księgozbiór.

— To wszystko jedno.

— Chyba niezupełnie. Bo mój ojciec książek nigdy nie kupuje, tylko zbiera po znajomych, a jak pożyczy, to nie oddaje.

Dla naszych dzieci

WANDZIA.

Zamiast kwiatów, zamiast wstążki Kupowała Wandzia książki;

Ale żadnej nie czytała;

Ot tak tylko, byle miała.

Na to matka jej powiada:

Książka w szafie nic nie nada;

Pszczółka z kwiatów miodek chwyta, Kto ma książki, niechaj czyta.

Sumienie jest prawem dla dobrego, zaś prawo jest su­

mieniem dla złego.

Skromność jest wtedy tylko cnotą, kiedy się z niej cno­

ty nie robi.

Bądź we wszystkiem zrównoważonym i męskim, stajem się bowiem panami naszego losu, dopóki sami nad sobą zapa­

nować umiemy.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Stary pan pogładził włoski małej winowajczyni i pytał jak się to stało, że nie uważała na dany jej pieniądz, czy może za­. pomniała go zabrać

Wraca z boju z Turkami Krzysztof Strzemski, lecz dworu starego już niema, niema matki ukochanej.. Nie wita go nikt z radością, nie spieszy ni-kt, by

Jakże się biały, niewinny kwiatek obawiał, żeby które z dzieci nie dostało się w ręce tych niegodziwych chwastów.. — Dziś będą chrzciny, uwijmy sobie wianki i

Żołnierze założyli mu na duże palce od rąk cienkie, wżynające się w ciało nowrózki i powiesili go za nie na drzewie Ostre sznury wżynały się coraz głębiej w ciało,

— Oj siano, siano, siano, kwiecie drogi, Gdy się na ciebie kładzie Bóg ubogi, Szczęśliwa łąko! któraś temu sianu Stać się kazała na pościółkę Panu,.. — Szczęśliwa

Mistrz ceremonji był bardzo zdziwiony zachowaniem się mądrego człowieka, nie pytał jednak o nic i w milczeniu za­.. prowadził go do pałacu, gdzie wszyscy, — sam władca, jego

Gdy tak powoli posuwaliśmy się naprzód, jeden z chłopców rzekł po cichu, jakby się czegoś obawiał: „Rzeka ta nazywa się Urep i wpierw jej wcale nie było“.. —

dziawszy się, że zachorowała w Krzemieńcu, wsiadł w tej chwili do poczty i puścił się bez namysłu w tak daleką