C e n a n i n i e j s z e g o n u m e r u k o p . 2 0 .
PRENUMERATA: w W a r s z a w ie kwartalnie Rb. 3. Półrocznie Rb. 4. Rocznie Rb. 8. W K r ó le s t w ie l C e s a r s t w ie : Kwartalnie Rb. 2.20. Półrocznie Rb.
4.60 Rocznie Rb. 9. Z a g r a n i c a : Kwartalnie Rb. 3. Półrocznie Rb. 6. Rocznie.
Rb. 12. M i e s ię c z n ie : w Warszawie. Królestwie i Cesarstwie kop. 76, w Aus- tryl: Kwartalnie 6 Kor. Półrocznie 12 Kor. Rocznie 24 Kor. Na przesyłkę „Alb*
SzŁ** dołącza tlą 60 hal. Numer 60 hal- Adres: „ŚWIAT** Kraków, ulica Ou*
najewsklego Ns 1- CENA OGŁOSZEŃ: Wiersz nonpareiowy lub lego mielące na 1-e| stronie przy tekście lub w tekście R b -1. na 1*e| stronie okładki kop. 60 Na 2-e| I 4-e| stronie okładki oraz przed tekstem kop. 30. 3-cla strona okładki i ogłoszenia zwykłe kop. 20. Za tekstem na blałel stronie kop. 30 Kronika to
warzyska, Nekrologi I Nadesłane kop. 76 za wiersz nonpareiowy. Marginesy:
na l*e| stronie 10 r b , przy nadesłanych 8 rb., na ostatniej 7 rb- wewnątrz 8 rb. Artykuły reklamowe z fotografiami 1 strona rb. 176. Załączniki po 10 rb.
od tysiąca.
Adres Redakcyi i Adminlstracyl: W A RSZAW A, Zgoda hfi 1.
T e le fo n y : Redakcyi 73*12. Redaktora 68-76. Adminlstracyl 73-22 I 60*76.
Orukarnl 7-38. FILIA w ŁO DZI, ulica Piotrkowska No 81. Za odnoszenie do domu dopłaca się 10 kop. kwartalnie.
&
Rok X. N° 50 z dnia 13 grudnia 1915.
Wydawcy: Akc. Tow. Wydawnicze „ŚWIAT” . Warszawa, ulica Zgoda Ns 1.
Pod kierownictwem naczelnem Stefana Krzywoszewskiego.
Franc. Tow. Ubazpleczeń na tycio
W l w „ L 'U R B A I N E ”
U lgi na wyp. niezd. do pracy F ilja dla K r. P. Marszałk. 138.
8857 Oddział miejski: ulica Moniuszki Nr. 2.
Biuro Kijowskie: Kijów, ulica Kreszczatik Nr. 40.
Wilno, róg S-to JerskieJ i Kazańskiej Nr. 9.
WILNO EWAKUOWANE.
I.
Niezależnie od ogólnej tenden- cyi. ustępujących władz rosyjskich, pozostawienia nieprzyjacielowi tyl
ko — nieba i ziemi, ujawnił sie w Wilnie dodatkowo jeszcze zamiar raptownego odpoiszczenia tego mia
sta. Mimo przeszło stuletniej gospo
darki i wglądania w miejscowe sto
sunki, działacze skarbowi zarówno nieszczerze, jak i szczerze trwali w przeświadczeniu, iż na Litwie żywioł polski jest tylko nalotem, nie zwią
zanym organicznie z krajem „isko- ni. russkim". Złudzenie to wyraźnie przebijało z wielu zarządzeń rusyfi- katorskich i w znacznej mierze uda
remniało ich skuteczność. Pozwalało też ono spodziewać sie, że dość bę
dzie w jakikolwiek sposób zmusić in- teliigencye Wilna do wywędrowania na wschód, bv odebrać mu wszelkie pozory miasta polskiego.
To też równolegle z ewakuacyą instytucyi państwowych, z rekwizy- cyami. niszczeniem wsi i wypędza
niem włościan, używano najrozmai
tszych sposobów, bv również i Wil
no wyludnić, a przedewszystkiem skłonić do wyemigrowania inteligen- cye polska. Wydano więc przede
wszystkiem rozporządzenie — gdzie
indziej nie stosowane — przeniesie
nia w głąb Rosvi lokalnych instytu
cyi kredytowych. Nakaz ten doty
czył w pierwszym rzedzie Banku Ziemskiego, który w kraju, pozba
wionym urządzeń hyootecznych, za
stępuje Towarz. kredytowe ziemskie.
Bank ten stale był przedmiotem napaści prasy reakcyjnej. Nie mogła mu ona darować polskiego składu dyrekcyi, takiegoż personelu urzę
dniczego i wogóle widziała w nim
Pamiętajcie o wpisach szkolnych.
Wszelkie ofiary przyjmuje Administracya „Św iata".
niepożądana broń ziemiaństwa prze
ciw zamachom rusyfikacyi na polski stan posiadania. W różnych „Wie- stnikach", „Świętach", „Wiedomo- stiach", a nawet i w „Nowoje Wre- mia“ ukazywały sie co pewien czas korespondencye, pełne denuncyacyi, jako też projekty odpoiszczenia Wil.
Banku Ziemskiego. Niewątpliwie ta antypatya organów biurokratyzmu miała blizki związek z presyą, której użyto, by zmusić Bank do jaknaj- szybsżego i w całości wyniesienia się z Wilna.
Przeprowadzka odbyła ,się. w sierpniu — do Petersburga. W insty
tucyi tej, zaznaczmy, pracuje paru- set urzędników, przeważnie ze sfery ziemiańskiej; dużo jest też wśród nich ludzi z wyższem wykształce
niem.
Wkrótce nastąpiła również przy
musowa ewakuacya. Prywatnego Banku Handlowego. Udało sie jedy
nie pozostawić kilku pracowników, dla załatwiania najkonieczniejszych interesów klienteli.
Wywiezienie tych dwu instytu
cyi jest, jak na stosunki wileńskie, dotkliwym ciosem dla tamtejszego życia kulturalnego. Pamiętajmy, że Wilno liczy wszystkiego około 100 tys. polaków (drugie tyle stanowili dotąd żydzi, litwini, białorusini i ro- syanie): zatem kilkuset ludzi inteli
gentnych i skłonnych do solidarnego działania może tu odgrywać role
poważną. I rzeczywiście, „bankowcy"
wileńscy stanowili nieraz podstawę akcyi społecznej. Prasa, odczyty, teatr — u nich przedewszystkiem szukały poparcia. Klub ich, jakkol
wiek różne przechodził koleje, był stale ogniskiem życia umysłowego i
cieszył sie popularnością wśród ca
łej miejscowej inteligencyi. Należeli doń również adwokaci, inżynierowie, lekarze i t. p.
Aż oto nagle zabrakło gospoda
rzy owego popularnego klubu. Wraz z szara masa pracowników wyjechali zwierzchnicy, ludzie, zajmujący wy
bitne w społeczeństwie stanowiska, jak pp. Kończą, Meysztowicz, Szmi- gero, hr. O‘Rourke i t. p. — przewo
dniczący rozmaitym stowarzysze
niom i udzielający im zarówno mo
ralnego. jak materyalnego poparcia.
W jakim nastroju ludzie ci w y
jeżdżali :z Wilna, wskazuj a słowa, wypowiedziane przez jednego z nich na zebraniu organizacyjnem Komite
tu Obywatelskiego. „Opuszczam was —■ powiedział — z rumieńcem wstydu".
Lecz presya, ewakuacyjna nie poprzestała na dwu wielkich bankach polskich. Zwróciła sie ona z równą natarczywością przeciw kooperaty
wom kredytowym, kasom pożyczko
wym ; t. p.. którym polecono wysłać do Rosyi posiadane zapasy gotówki i zawiesić czynności. Nakaz 'ten wy
wołał śród stowarzyszonych panikę i run na owe kąs.v. Tylko dzięki nad
zwyczajnym wysiłkom udało sie za
żegnać smutne tego następstwa. Na szczęście, brak czasu i środków ko
munikacyjnych nie pozwolił na. cał
kowita ewakuacye tych istytucyi.
Mogły więc one, po oddaniu Wilna
■nieimcom, wznowić prace.
Trudność wydostania się z mia
sta nie była jednak wcale uwzglę
dniana przez gorliwych zwolenników ewakuacyi. Nie mogąc przeprowa
dzić, drogą nakazu, ryczałtowego wysiedlenia inteligencyi. reprezentu
jącej zawody wyzwolone, starano się podziałać na -nia namowami lub te- rorem. Pismom cenzura zabroniła nawoływać ludność do pozostawania na miejscu. Rozmaici umundurowa
ni działacze społeczni, przvbvwajacv do Wilna w charakterze opiekunów ofiar wojny, zamiast uspokojenia, szerzyli panikę: .niejednokrotnie przytem zdradzali, z rozbrajająca otwartością, swa w tym kierunku tendencyjność. Gdy na pewnem ze
braniu przedstawicieli spoteczeństwa, zwolanem przez pełnomocnika tatia- nowskiei filantropii, zaczęto przema
wiać o konieczności przeciwdziałania
1
samowoli niższych funkcyonaryu- szów administracyi. .którzy — wbrew ostatnim rozporządzeniom wielkiego księcia — bezładnie, bezplanowo pę
dza tłumy ludu; gdy przedstawiano fatalne skutki tei akcyi. jak np. roz
noszenie zarazy — pełnomocnik ów przerwał rozprawy, wyrażając zdzi
wienie. „Ależ panowie, nie rozumie
cie mnie — powiedział. — Spodzie
wam sie, że żaden z was też tutaj nie pozostanie".
W tym samym czasie rozklejo
no zapowiedź przymusowego wysie
dlania ludności męskiej w wieku od lat 18 do 50, a policya teroryzowała co kilka dni mieszkańców obławami ulicznemi. Pędziła ona niewiadomo dokąd gromadę aresztowanych prze
chodniów, manifestacyjnie lekcewa
żąc wszelkie dokumenty, uwalniają
ce od robót przymusowych i ewa
k u a c ji Zatrzymano no. i odprowa
dzono do cyrkułu dra J. B.. lekarza miejskiego, wolnego od służby woj
skowej a pełniącego obowiązki na
czelnika służby sanitarnej przy sy
paniu okopów. Po inżyniera miej
skiego G. S. policya wdarła sie do je
go mieszkania. Jakkolwiek guberna
tor przyrzekł zarządowi miasta po
zostawić 1,500 mężczyzn w sile wie
ku dlą sformowania Straży obywa
telskiej, legitymacye milicyjne nie tylko przed aresztowaniem nie bro
niły, ale przeciwnie — wywoływały urągania i groźby.
Ody ogłoszono postanowienie, że właściciele nieruchomości, leżą
cych w odległości 5 wiorst od plan
tu kolejowego, mają koleino przy owym plancie stróżować, policya wileńska przedewszystkiem wezwała do tej służby prezydenta miasta, We- sławskiego (który, oczywiście, awi- zacyi nie przyjął).
II.
Szykany i teror nie pozostały bez skutku — zwłaszcza, że żołda- ctwó coraz głośniej obiecywało urzą
dzić na pożegnanie pogrom polaków i żydów, ! to przedewszystkiem po
laków. Odzywali się z tern nawet o- ficerowie. Jakiś pułkownik zatrzy
mał na ulicy ludzi, niosących pałki dla milicyi, a gdy mu objaśnili, do czego one maia służyć, począł nie
przyzwoicie kląć, zapowiadając z po
lakami porachunek.
Nic też dziwnego, że tłok na dworcu zwiększał ,sie z dniem każ
dym. choć żadnej nie było nadziei, by . wielce ograniczona liczba pocią
gów mogła wywieźć bodaj połowę pragnących uciec ze. steroryzowane- go miasta. Wiele osób zabierało się furmankami, udając sie do Mińska lub do majątków w mińskiej girber- nii położonych. Strony te uchodziły za bezpieczniejsze.
Najwięcej szczerb uczyniła pani
ka w palestrze wileńskiej, ile że ewa
kuacya sadów pozbawiła adwokatów pracy i ' zarobków. Opuścili Wilno nawet dwai radcy prawni zarządu miejskiego, pp. Maliński i Klott;
miejsce ich zajął mecenas Tadeusz Wróblewski, świetny mówca, twór
ca biblioteki publicznej, doskonały, cieszący się olbrzymia popularno
ścią, obywatel kraju.
W społeczeństwie Dolskiem u- tworzyly sie luki. Obok palestry, bardzo też sa one widoczne w świę
cie lekarskim, z którego diziesjątki naiwybitniejszych jednostek wyrwa
ły pobory wojskowe. Miesięcznik ..Lekarz Wileński" przestał wycho
dzić wkrótce po wybuchu wojny, jak
kolwiek pozostali w mieście obaj kie
rownicy pisma: redaktor, dr. Min
kiewicz i sekretarz, dr. Jan Bohu- szewski. Wydawnictwo musiano za
wiesić wskutek przerwania komuni- kacyi pocztowej z izagranica i ubyt
ku spółpracowników. Z pośród wzię
tych do wojska, lekarzy wileńskich utracono ślad dra Potopowicza. Krą
żyły też pogłoski, iż poległ dr. Sztolc- man. Wiadomość ta. na szczęście, okazała sie błędna.
Sama ewakuacya nie powiększy
ła już luk w świecie lekarskim. Szpi
tale pozostawiono. Został nawet miejski lazaret dla rannych, prowa
dzony przez dr. Tadeusza Dembow
skiego.
» Na wschód natomiast udać się musiała spora część inżynierów, ma
jących posady rządowe, lub należą
cych do składu wyewakuowanych fabryk. Ubył dość liczny personel oddziałów towarzystw ubezpieczenio
wych. Pozostało na miejscu tylko biuro ..Przezorności", 'reprezentowa
nej Dr,zez o. Józefa Korolca, bardzo ruchliwego działacza społecznego Oddział ..Warszawskiego T-wa“
przejechał do Mińska. Wyewakuo- wala sic redakeya -Kuryera Litew
skiego". Część współpracowników, z p. Hłasko na czele, zaczęła, wyda-
Włocławek na początku wojny.
P ożar c yste rn n a fto w ych N o b la w W ło c ła w ku w sierp niu 1914 r.
wać w Mińsku „Nowy Kury er Li- tewski". W Wilnie pozostała tylko ..Gazeta Codzienna", pod redakeya p. Jana Obsta, a dla prenumerato
rów -Kuryera Litewskiego" zaczai wychodzić pod redakeya P. Aleksan
dra Zwierzyńskiego „Mały Kuryer".
Ob,a te wydawnictwa zawieszone zo
stały w dn. 18 września.
Teatr polski, pod dyrekcyą p.
Bolesław,skiego, zamknął swe pod
woje wkrótce po upadku Warszawy.
Personel w większości przejechał do Kijowa. Niedobitki, pozostałe na bruku wileńskim, próbowały dawać przedstawienia, lecz okazało sie to niemożliwe. Głodujący aktorzy jęli wywędrowywać z Wilna piechotą.
Niektórzy z nich dotarli do W arsza
wy. Zawieszono również przedsta
wienia w „Lutni", posiadającej bar
dzo wyrobionych miłośników sceny.
Mimo wszakże przetrzebienia inteligencyi polskiej, mimo zamarcia polskiego życia kulturalnego, Wil
no — Wbrew nadziejom sprawców masowej ewakuacyi — zgoła nie
l i tra,cilo swego Dolskiego charakteru.
Przeciwnie nawet: odpływ biuro- kracyi i jei satelitów odsłonił rze
czywiste oblicze tego miasta, w któ- rem większość tłumu jest polska i je
dynie żywioł polski posiada warunki i zdolność organizacyjna.
Nie bacząc na wyjątkowo cięż
kie przejścia i nigdzie może nie spo
tykane 'trudności, zarząd miejski, złożony wyłącznie iz polaków, zdołał utrzymać ład i spokój śród zdener
wowanej. ogarniętej panika ludności.
Bardzo w tym kierunku pomocna o- kazala sie milięya, obywatelska, przez polaków również zorganizowa
na. Na jai czele, jako komendant, stanął o. Feliks Zawadzki, właściciel słynnej (ongi uniwersyteckiej) dru
karni. Pomocnikami komendanta zo
stali pp. adw. Witold Abramowicz, adw. Stanisław Bagiński i wspomnia
ny wyżej p. Józef Korolec.
Wiceprezydent miasta,
d. Kon
rad Niedziałkowski, przewodniczący komisyi sanitarnej, odrazu zmobili
zował służbę lekarska- która wzięła sie energicznie do walki z choroba
mi zakaźuemi. Dodać tu trzeba, że walkę te przedtem wprost udarem
niały władze rosyjskie. Cenzura nie pozwalała ostrzegać ludności przed grasująca od szeregu miesięcy cho
lerą. a wszelkie zbawienne zanządze- nia paraliżowała bezmyślność poli- cyi. pędzącej tłumy wysiedleńców z miejsc. objętych epidemia w okolice zdrowe. Nad tułaczami nikt nie miał ani 'Opieki, ani kontroli: a wreszcie wyganiano z Wilna mężczyzn do ro
bót ziemnych w strony zarażone i ci.
wracając do miasta. Przynosili tu dvzenterve i cholere. Fakt charakte
rystyczny; Oto, pewnego dnia przy
był do Wilna wyższy lekarz wojsko
wy dla zbadania stanu rzeczy. Gdy
mu doktorzy miejscowi svtuacvc
przedstawili, wręcz im oświadczył,
że właściwie w walkę z cholerą nie
wierzy;, martwi go tylko, że może
Z walk na W ołyniu.
Na mogile towarzysza broni.
dostać wymówkę za to, iż epidemia wybuchła.
To też dopiero po usunięciu się tego rodzaju pracowników można było naprawdę przystąpić do prze
ciwdziałania szerzącej się zarazie, jawnie stwierdzonej już w pierwszej odezwie władz niemieckich.
Najwyraźniej wszakże przejawi
ła się żywotność usamodzielnionego chwilowo Wilna w stworzeniu trzech polskich sźkół średnich, powstałych staraniem pp. Kościałkowskiego i Cywińskiego.
A oto materyalne szkody, które wyrządziła Wilnu ewakuacya:
Gazownia — zupełnie rozebrana i części jei wywiezione do Moskwy.
Stan jei jest taki, że w ruch pu
szczona być nie może i trzeba budo
wać nową.
-Stacya telefoniczna ucierpiała mało. Kable tylko poprzecinano.
Dworzec kolejowy pozostał w całości, lecz wewnątrz doszczętnie spustoszony.
Zielony most (największy w Wilnie) uległ częściowemu zniszcze
niu od strony miasta. Wybuch po
kręcił i porozrywał belki żelazne.
Naprawa jednak poszła szybko i ruch krótko był wstrzymany.
Most zwierzyniecki doznał lek
kich uszkodzeń — tak, że komunika- cyi wcale nie przerywano.
To wszystko.
Kanalizacya (nieukończona), wo
dociągi, stacya elektryczna — pozo
stały w całości, jako też i trzy mo
sty na Wjlence.
Największa krzywdę wyrządzi
ła ewakuacya Wilnu przez całkowi
te zniszczenie wsi okolicznych w ol
brzymim promieniu, gdzie nie pozo
stawiła ani zapasów żywności, ani bydła, ani nawet zasiewów.
Wilno. B. H.
T.Z.S.P. w Warszawie.
Salon 1915 r.
Jako całość i jakość — niżej stoi obecna ekspozycya od swych po
przedniczek, ale na usprawiedliwie
nie tego stanu rzeczy składa się mnó
stwo czynników, a przedewszystkiem wojna.
Że w tych warunkach — w ja
kich przypadło nam tworzyć — zdo
łaliśmy jednakże wystąpić z Salo
nem napełnionym po brzegi, to przyj
mujemy z a plus spraw y podkreśla,- my z uznaniem.
W iększe ożywienie, jakie spoty
kaliśmy w ostatnich latach naszej plastyki, znów zostało zmniejszone,
■i chudo w ygląda dział rzeźbiarski;
zato w sztuce stosowanej — tej pół- sztuce, pół-rzemiośle, jest niezaprze
czony postęp, bądź-co-bądź, można usiąść bez obaw y n a naszym a rty stycznym zydlu i można naprawdę odpocząć w takowym statku, czego
żadną m iara niepodobna było za ry zykować przed paru Jaty. W o- wych — prześmiesznie pretensyonal- nych fcleconkachj zgoła bez logiki składanych na, chybił-trafił formach, trzeba się było z mozołem doszuki
wać konstrukcyi, celowości, sensu.
Budowano ,z surowych brewion rozmaite abstrakcye, z pniaków uda
wano sprzęty mające zdobić (?) sa
lony. rabowano wsizelkie style od Assyryi do Empire‘u—z zupełna de- ziinvoltu.rą podając to wszystko za własne rzeczy. Reklama rozwierzga- na bita we wszystkie bębny—i znie
woliła wreszcie parę starych ciotek, paru nieuświadomionych wujaszków sztuki, do zafundowania sobie podob
nych „kompletów" -— no, ale i na, tern basta. Nie' stworzono żadnej wybi
tnej rzeczy, nie wynaleziono naw et drogi, która stąpać należy, baranim pędem kręcono sie do kola zakopań- szczyany, koszlawiono ją i naduży
to, ludowość przeniesiono w zgoła nie odpowiednie sfery — zapomnia
no. że: pazdury i słonka sa dobre, ale w Zakopanem, że sa arcyśmieszne w salonach współczesnego mieszczu
cha. Słowem: dobre strony spraw y zdyskredytow ano, piękna m yśl o- śmieszono, a wspaniały gościniec, ja
kim iść trzeba, było, zaśmiecono dy- letantyzmem.
Te wszystkie rzeczy, które obe
cnie widzimy na wystawie, noszą już w sobie zaczątek wyższego rzem io
sła; te gabloty z haftami, repusowa- ne skóry, te 'inkriistacje. intarsye, aplilkacye cieszą nas, — jako zada
tek przyszłego rozwoju i uzupełnie
nia. Zrzeszenie artystyczne ..Zdob-
3
Z Tow. Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie.
Jan Kotowski. Orka.
nictwo" dobrze należy polecić społe
czeństwu ■ — gdyż zasługuje na to.
W pryncypalnej — to jest naj
większej sali Zachęty zgromadzono dużo obrazów o treści najrozmai
tszej. dziel najrozmaitszej też war
tości w sztuce i -poziomu malarskie
go. Miłym, dobrze odczutym, peł
nym prawdy obrazem prezentuje się Jan Kotowski,— „Orka" jest najle- pszem dziełem młodego malarza i jednym z lepszych wystawy.
Masłowskiego „Wesoła trójka",
„Mgły.jesienne". ..Młyn", ..Zaścianek"
i „ Z a stodoła" stoją na tym samym poziomie malarskim, z jakiego zna
nym jest nam wszystkim ich autor;
jest bezpośredniość -obserwacyi. do
skonale schwytane życie przyrody w tych łatwo tworzonych akware
lach. Masłowski obecnie improwizu
je; zna na wylot wszelkie tajniki o- świetleń, umie tern wojować: jego ro
bota bezfrasobliwa i pozornie łatwa stanów,i ich główmy p rzy m io t i w ar
tość. Kowalewskiego Bronisława ..Stogi w zimie" interesują swa jasna, pełnia barwną, dobrze odczuta chwi
la przyrody, oblanej łagodnem świa
tłem mroźnego dnia.
Wirtuozem też jest Kędzierski.
Jego „Baba z kogutem" posiada roz
mach i jasność formułowania plam barwnych niezwykła. Drugi pastelo
wy obrazek „Na drodze" potrąca inna nutę; z tych oddalonych przed
miejskich opłotków wieje smutek i opuszczenie, ta młoda kobieta z dzie
ckiem d.opełnia -i potęguję tein nastrój.
Bez • żadnych tendencyi pobocznych prócz namalowania widzianej wprost natury, sa portrety Koźniewskiej.
Dobrze, też jest to .założenie osiąga
ne.' Z trzech wystawionych obecnie konterfektów najlepszym jest wła
sna .podobizna ' autorki. Środek głó
wnej ściany wielkiej sali zajmuje podobizna Jego Eminencyi Ar
cybiskupa Rakowskiego, namalowa
na przez Mordaisewieża. Jest w kaź;
dej pracy artysty jego paszport du
chowy. Grombeeki takie dokumenty podaje zawsze: te twardo, jakby no
żem o-strym wyrżnięte formy, trzech giów charakterystycznych, sa pocie
szającym. są. powiem, wyjątkowym kierunkiem wśród naszych malarzy ku dążeniu do owładnięcia formy, ku
•bezwzględnemu opanowaniu kształ
tu. Groimhecki-malarz jest bodaj naj
więcej rzeźbiarskim' talentem wśród wiciu.- wielu'naszych Praxitelesów.
Pillatiego m otyw y górskie: ..Po
wrót z kościoła", „U studni" i ..Przy pracy", zwracają uwagę swa zdecy
dowaną kolorystyką; te ostre barwy dobrze sie łączą z tematem, jest w tych Obrazach świat osobisty i świat sztuki w dobrej zgodzie.
Doskonałym jest portret dra Mi
kołaja Rejehmana, malowany eon a- more przez Janowskiego — żywy, dystyngowany — poważne, trwałego znaczenia dzielo-sztuki.
Dawno jjuż.' Zdzisław Jasiński -tak pilnie nie pracował — ta war
szawska „Syrena' śpiącą" jest pię
knem dziełem;, życzymy sobie, aby sie. jaknajprędzej zbudziła. „Róg ob
fitości" i śliczne kw iaty. przypomi
nają doskonały pędzel artysty. I Wśród wielu prac o podobnych tematach wyróżnia się bardzo do
datnio Piątkowskiej Wiadysiawy '..Przerwana melodya" subtelnością formy i doskonale przeprowadzonym
tonem ogółu.
Ryszikiewicz jest.' urodzonym ko
niarzem, zna się na wszystkiem, co dotyczę: wojaczki, wojaka i rumaka.
Zawsze urnie znaleźć sobie odpowie
dnie zadania i spełnia'je przeważnie bardzo trafnie. Niedawno oglądali
śmy -cały cykl w Towarzystwie Ar-
•tystyćznem traktuj ący te sprawy. Je
go .konie dobrze sie ruszaia, dobrze mają rysowane i malowane „twa
rze", każda głowa tych szkap, które
2 Tow. Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie.
L. W y c z ó łk o w s k i. P o r tr e t p. W. B. Jagmin. Rzeźba „M a rs i P s y c h e ” .
L. Jan ow ski. P o r tr e t d*ra M iko ła |a Rejchmana. W ła d ysła w a P iątkow ska. M artw a natura.
ŚWIAT- Rok X. M 50 z dnia 13 grudnia 1915 roku.
widzimy na „rabusiach pobojowiska", coś innego opowiada widzowi, a to jest niezwykły przymiot!!
Wyróżniają sie opracowaniem tematu obrazy: Oknińslkiego „Klejnot buduaru" jest obrazem o trudnem a dobrze rozwiązanem założeniu. Szkic Bartkiewiczowej żyje. Toż samo można powiedzieć o pracach Szew
czyka z doskonale przeprowadzonym tonem ogółu.
Lindeman przypomina jedną z o- kropmych scen, jakich niedawne za
pasy daty nam plon tak groźnie ob
fity.
Osobista nutę, dziwnie sympa
tyczną, posiadają zazwyczaj prace Piekarskiego. Jego „Gtówiki łowi
czanek" są dokumentem sztuki i na
tury — pozorna prostota środków jest raczej bardzo wyrobioną i opa
nowana technika malarska. Studya z Panku Luxemburskiego zaciekawiają nastrojem i siła wyrazu, uwięzionego w tych niewielkich obrazkach.
Tański Czesław znów przypo
mina się nam doskonale zapamięta
ną sceną wojenną. Woina porwała początkowo świetnego rysownika, stworzył przebywając dłuższy czas na froncie cały szereg wybornie za
obserwowanych obrazów i szkiców pastelowych — będą te rzeczy po
siadać znaczenie dokumentu i w przyszłości.
Stanisława Ejsmonda „Kwiaty"
cieszą oko barwnością swą. Jest to jedna z niewielu bardzo dobrych pa
steli wystawy.
Parę ślicznych „Dzieci" uwiecz
nił Wiśniewski — łatwa technika wskazuje postępy doskonalącego się wciąż artysty i na polu portretu.
Oryginalnie pojął Jan Wasilew
ski tego, co: „Wstrzymał słońce, wzruszył ziemie" — gwiazda nad czołem nieśmiertelnego astronoma jest symbolem trafnym i szczęśli
wym. Nie widywaliśmy jeszcze ta
kiego Kopernika.
O ile rysunki Rembowskiego po
siadały styl freskowy czy kartono
wy i w tern był ich duży przymiot—
o tyle „obrazy olejne" obeonie wy
stawione rażą monotonią wyrazu, oschłością i brakiem ekspresyi ma
larskiej. Temat sam nadaje się, o- czywiście, do najszerzej idących za
dań w sztuce naszej. Z obecnie wy
stawionych obrazów najlepszym jest
„Krucjata dziecięca".
Maryana Trzebińskiego dobrze znamy z jego skrzętnie zbieranych pamiątek krajowych — wiele z tych rzeczy już zaginęło w obecnej woj
nie; skrętny kronikarz znów przy
nosi nowy plon swych wycieczek po kraju: Sarkofag Jana Tęczyńskie- go ■ — Fara w Kazimierzu i wnętrze kościoła w Kraśniku są miłern przy
pomnienia wspaniałych pamiątek z dawno ubiegłej przeszłości.
Wśród wielu portretów nadesła
nych na wystawę bardzo sie wyróż
niają... najmniejsze, to jest miniatu
ry, którym od paru łat z dużem za
miłowaniem poświęca się Feliks Słupski. Mało kto podejmuje u nas
spuściznę Kosińskiego, Kucharskiego lub Marszałkiewicza — ten tak świe
tnie w przeszłem stuleciu kwitnący dział sztuki — obecnie zupełnie u nas leży odłogiem, A Nie! właśnie — zaorał go nanowo Słupski, Jego pięć miniatur zasługuje na wyróżnienie przedewszystkiem dlatego, że te małe konterfekty są istotnie dzieła
mi sztuki, sa i malowane i rysowane artystycznie, sa ujęciem tematu i stylem dobrze uchwycona nicią da
wnych tradycyi obecnie wypartej sztuki masowa produkcya bezdusznej fotografii.
Akwarelowy portret panny W.
B., malowany przez Leona Wyczół
kowskiego, należy do najlepszych prac znakomitego malarza. Jest coś w. tern małem dziele sztuki wielkie
go. Coś, co przypomina epoke Lu
dwika Filipa, owe śliczne konterfe
kty naszych ciotek i matek — z epo
ki barwnej litografii i kolorowego sztychu.
Udatnym też bardzo obrazem trzeba nazwać Augustynowicza „Wdo
wy"; choć zakryje wszystkie twarze zwalniaja nas od zastanawiania się nad ich wyrazem, jednakże całość trafnie ujęta sprawia emocye — i in
teresuje malarskiem ujęciem cieka
wego motywu.
Badowskiego ..Ofiara", jak za
wsze, pokaźnie nam artystę przemy
ślanego. starającego sie swe filozo
ficzne stanv ducha — wcielać w for
my sztuki. Rzecz ta zyskałaby jesz
cze, gdyby była podjęta w większych rozmiarach.
Do rzeczy budzących interes artystyczny należa leszcze obrazy:
Mrozowskiej arcyudatna „Martwa natura", Moszyńskiej „Zima", Teo
dora Niemiry ..Portret" i Berentowej
„Starucha ze sroka".
Portret Kotarbińskiego, malo
wany przez syna, zaznajamia nas z nowem nazwiskiem, dobrze już w sztuce naszej z dawna brzmiącem.
Jest to prąca dobrze przygotowane
go i pewnego już swoich sil młodego talentu.
Świeżością swa ciągnie ku sobie Bartla portret p. K„ rzecz jasno for
mułowana i wybornie odczuta.
Z pośród mnóstwa pejzaży wy
różniają się prace: Ziomka, Pooow- skiego, Trojanowskiego, Mana. Brze
zińskiego ..Samotne .drzewa". By- jstydzińslkiego ..Mogiła pod Piasecz
nem" i bardzo subtelne „Fragmenty natury" Stanisława Staszkiewicza.
Dziewięciu tylko jest wystaw
ców w dziale rzeźby. Czemu?
Wszakże malarstwu wojna także nie pomogła—a jednak ilością nie ustę
puje dział malarski dawnym wysta
wom.
Clou oddziału stanowią trzy bronzy Glicensteina: Portrety Jego Dkscelency-i gen. Etadorfa, dalej pro
fesora Minkowskiego i pana M.
Wszystkie te prace noszą ceche du
żej kultury artystycznej i sa owocem zupełnie dojrzałego i pewnego swych środków wielkiego talentu.
Następnie wyróżniają sie prace Kuny: Rzeźba w drzewie i „Głowa kobiety".
Zastanawia ogromem włożonej pracy Jagmina „Mars i Psyche", ja
ko rzeźba dekoracyjna spełnia swe
■zadanie; dalej idą prace Grossówny Portret ,i Studyum.
Do znanej powszechnie kolakcyi Czesława Makowskiego „Profili", których obecnie liczba przenosi 500;
przybywa pan A. Pótjanowski.
Potem prace Klochowicza Józe
fa ,i Pawlaka Stanisława — bardzo interesującą w technice drzewnej Matka Boska Bolesna i wreszcie na zakończenie Maryi Słupskiej „Stu
dyum".
Z Architektury, Grafiki i Deko
racyi mało widzimy .nowego i istotnie twórczego — wojna bardzo sie tu.za
znaczyła groźnie swym wpływem destrukcyjnym.
P rac e: Cieślewskiego. Bysty- dziińskiego i Nagórskiego — to pra
wie że wszystko z Architektury.
W Grafice prym trzymają prace Stąnkiewiczówny.
W dziale Sztuki Stosowanej i dekoracyi artystycznej wyróżniają sie korzystnie prace Edwarda Tro
janowskiego: „Ołtarz", „Polichro
mia kaplicy", „Afisz", oraz prace Polkowskiego Franciszka.
Tu, w tym dziale sztuki iest wol
ny a niemal bezkresny obszar dzia
łania. czekający świeżych sil i talen
tów oryginalnych.
Władysław Wankie.
WYSTAWA PLASTYKÓW. Przy ul. Brackiej pod Nr. 23 otwartą została wystawa .prac grona artystów, skupiają
cych się kolo To w. Młode i Sztuki. Po
siada ona w pewnej mierze ten specyalny charakter, który cechuje paryskie wy
stawy „jesienne" lub „niezależnych". Jest bardzo interesującą, poucza nas bo
wiem o prądach i kierunkach, jakie pa
nują wśród młodszego pokolenia naszych artystów. Widzimy, że nie brak tam prawdziwych talentów, może nie zawsze już zrównoważonych, nie rozporządza
jących całkowitą sprawnością techniczną (i zapewne niesłusznie nią gardzących), które jednak szukają swoistych dróg do wypowiedzenia się. Oczywiście, zastrze
żenie to nie stosuje się do świetnego rzeźbiarza p. Edw. Wittiga, który wy
stawi! parę małych bronzów, tchnących prawdziwem i glębokiem życiem, ani do p. Jackowskiego, którego .piękne gipsy już podziwialiśmy w Zachęcie. Z pośród obrazów na szczególne wyróżnienie za
sługują prace pp. Brzostkówny. Witkow
skiego, Grąckiewicza i Szygella.
C. i k. A ustryacka Komenda O bw odowa w Lublinie.
Od strony lewej do prawej, rzą d gó m yy: rotm. Offenberger, kap. dr. Rzuchowski; r z ą d I l- g i od góry: radca skarbu Mann, starosta dr. Żelracki, gen.-major Madziara, rap.-adjutant Pater, pułk, audytor Ebner; rząd JII-ci: oficyał Holeksa, kom. pow. Dworski, koncyp. skarbowy Rylski, sędzia Kalinowski, kap. Langheimer, kom. leśnictwa Lenartowicz, prof. uniw. lwowskiego dr. Mazurkiewicz, kap. aud. Krysa, kap. Gótter;
rzą d IV-ły: dr. Herlinger, por. Ciesler, por. Kraus, kap. Drozdowicz, nadoficyał rachunkowy Weber, por. Stachor, kap. Zajączkowski.
Zniszczone zabytki.
W ostatnim numerze „Świata11 ukazał się artykuł dra Wł. Kłyszew- skiego. który w opisie zabytków zni
szczonych uwzględniał wiadomości udzielone orzez konserwatora Gali- cyi, dra Tadeusza Szydłowskiego.
Dla uzupełnienia rejestracyj zni
szczeń pod względem zabytkowym dorzucam notatki zebrane w podró
ży delegacyjnei. mniej-więcej w stu- wiorstowym promieniu od Warsza
wy. Jak wiadomo, Mazowsze i wo- góle północne części Polski ustępują znacznie przed Małopolska pod względem ilości zabytków, przeto strata ich w tych dzielnicach jest może jeszcze dotkliwsza, niż w Małopolsce. Szczęściem, najcenniej
sze pomniki naszego budownictwa pałacowego w tym promieniu, ocala
ły. ' Wilanów, Jabłonna, Królikarnia.
Natolin, Ursynów i Nieborów pod względów architektonicznym ża
dnych szkód nie poniosły. Nato
miast w szeregu pomników archite
ktury kościelnej największa strata jest piękny, warownemi wieżami flankowany, kościół gotycki w Bro
chowie oraz kościół i klasztor ber
nardyński w Przasnyszu. Oba wy
mienione zabytki należały do najcen
niejszych późnogotyckich pomników naszej architektury. W Brochowie wieże sa do połowy zestrzelone, sklepienie zanadto się. trzyma się tylko szczyt gotycki, który być mo
że zimy nie przetrwa. W Przasny
szu z morza ruin i zgliszcz wylania się ocalały kościół farny, który jed
nak z powodu licznych a niefortun
nych przeróbek dziś mała wartość artystyczna przedstawia. Natomiast kościół Bernardynów bardzo ucier piat. Wnętrze przedstawia kupę gru
zu. Zachowała sie jedynie część stall, ołtarz wielki oraz piękny póź- norenesansowy nagrobek wojewody Szumskiego, niestety, .nadłamany.
Przebite i częściowo zapadłe sklepie
nie grozi zupełnem zawaleniem. Mu
ry trzymają sie. chociaż jedna ścia
na rozpruta jest przez cala wyso
kość. Charakterystyczna dzwonni
ca ma wyrwę w gónnej kondygnacyi.
dach jest przebity. Zabudowania klasztorne, z okresu baroka, niemal zupełnie zburzone.
Jak na miasto przechodzące z rąk do rąk. które przez szereg mie
sięcy było na linii bojowej, Łowicz pod względem zabytkowym ucierpiał bardzo nieznacznie, co jest tern dzi
wniejsze. iż wysoka i ze znacznej odległości widoczna kolegiata stano
wiła, rzec można, atrakcyę dla po
cisków. Uszkodzenia redukują się do przebitego, obecnie prowizorycz
nie załatanego, dachu, uszkodzenia hełmu na iednei z wież, płytkiej wyrwy w obok stojącej dzwonnicy oraz połamanych częściowo stal i po
palonych ławek, na których mścili sie zamknięci w kościele jeńcy rosyj
scy. Mocno uszkodzony jest ka
mienny portal opodal kościoła, któ
remu granat urwał szczyt. Wspania
le barokowe pomniki w kościele.
zdobne rzeźbami z marmuru i alaba
stru. ocalały całkowicie. Fasada ko
ścioła Pijarów nosi ślady pocisku, dość znaczne lecz powierzchowne.
Najgorzej przedstawia sie stary ko
ściół św. Leonarda, w połowie dre
wniany, w połowie murowany, we
wnątrz doszczętnie zrujnowany, ze spalona przez cofające się wojska dzwonnicą. Z kilkunastu zburzonych domów niektóre, z epoki klasycy
zmu, przedstawiały pewna artystycz
na wartość.
Rezydencya Radziwiłłów, pałac w Nieborowie, jak było wspomniane, ocalał, pomimo bezpośredniej blizko- ści linii bojowej. Wnętrze natomiast zostało zniszczone przez obozujące wojska. Ucierpiały głównie meble, o- bicia. gobeliny, dywany, lustra oraz drobiazgi.
Część galeryi wywieziono jesz
cze z początkiem wojny do W arsza
wy. reszta została na miejscu nie u- szkodzona. Z biblioteki zginęło trochę starych druków, poczem bibliotekę władze opieczętowały. W pięknym romantycznym parku w Arkadyi wszystkie przed wojna istniejące pomniki ocalały; oczywiście, iż opła
kany stan tego najbardziej typowe
go przykładu polskiego ogrodnictwa z początku XIX wieku pogorszył się znacznie.
Sochaczew pod względem zni
szczenia może śmiało współzawodni
czyć z Przasnyszem, jakkolwiek nie robi tak beznadziejnie przygnębiają
cego wrażenia, skutkiem częściowe
go uprzątnięcia ruin, niniejszego ob-
7
O bchód listopadowy w Lublinie.
Fot. K . W asilew ski. Grupa Wydziału Nąrodowego Lubelskiego w pochódzie listopadowym.
szaru, mniejszych domów oraz ła
dnego położenia. Ważkie uliczki, do
szczętnie zburzone przypominają Pompeję, gdyż sa miejsca, gdzie tylko bruk i popękany chodnik ocalał.
Kościół niezbyt wartościowy właści
wie nie istnieje. Stercza tylko ścia
ny, słupy i część presbyteryum. Z ratusza zostały tylko kolumny fron
tonu bez architrawu. Kolumnada arkadowa, w której mieściły się skle
py i jatki (jeden z najładniejszych budynków w mieście) wygląda iak kulisa teatralna, gdyż wnętrze roz
sypało się w gruz.
We wsi Bogate, na drodze do Makowa, silnie ucierpiał gotycki ko
ściół, dosyć wartościowy, chociaż bez ciekawszych cech. Z miejscowo
ści, w których pobliżu odbywały się walki, a które żadnych lub prawie żadnych szkód zabytkowych nie wy
kazują, wymienić należy: Serock, Maków, Ciechanów, Płońsk, Wyszo
gród, Zakroczym i Pułtusk. W tym ostatnim zbombardowano t. zw. P a
łac biskupi, który jednak wielokrot
nie przerabiany żadnej prawie arty
stycznej wartości już nie przedsta
wiał. Cudem niemal ocalał Czer
wińsk, jedna z najstarszych romań
skich budowli w Polsce (z XII w.).
Prócz zabudowań klasztornych, nie odznaczających sie specyalna warto
ścią architektoniczną, szkód niema, pomimo, iż pociski gęsto naokół pa
dały. Objeżdżając tereny walk, prze
konać się można, iż szkody, powodo
wane działaniem artyleryi, są bez po
równania mniejsze, niż szkody roz
myślnie czynione przez podpalaczy.
Stosuje się to głównie do zabudowań
wiejskich. Na wieś w pobliżu Czer
wińska padło podobno, jednego dnia, przeszło dwieście pocisków, a sku
tek był ten, że zabiły jednego indy
ka. Natomiast wszystkie przydroż
ne wsie wzdłuż traktu Czerwińsk—
Modlin sa niemal doszczętnie spalone.
Nowy dowód zaciśnięcia węzłów politycznych A ustryi i W ęgier.
Wybuch wojny światowej spowodo
wał, że Węgry i Austrya zacieśniły wspólne węzły polityczne i dynastyczne, łączące obydwa narody. Z racyi tej stworzono nowy herb państwowy, który ma być widomym symbolem dwujedynej, dualistycznej monarchii. Podpis łączą
cy obydwie tarcze mówi: indivisibiliter ac inseparabiliter. Wskazuje to na niepo
dzielność i nierozdzielność mocarstwo
wą i wskazuje pośrednio, że tendencye
państwowe Austryi dążą wytrwale w kie
runku dualistycznym. Zaprzecza to w pewnym stopniu nadziejom, które przy
puszczały, że Austrya już w najbliższej przeszłości musi się .przekształcić w pań
stwo tryalistyczne. W każdym razie, no
wy herb państwowy Austro-Węgier nie uprawnia do żadnych wniosków, świad
czących o jakichkolwiek zmianach poli
tycznych w dotychczasowym systemie
rządów. f .
Dorzucając powyższe notatki do wiadomości zebranych przez dra Szydłowskiego, otrzymamy przybli
żona rejestracye zniszczonych za
bytków. bez mała na całym terenie
Polski, gdzie odbywały sie większe
walki. Dr. A. Lauterbach.
St. W yspiańskiego „N o c listopadow a” w teatrze Rozmaitości.
Fot. M aryana Fuksa Obraz Vl-ty. Na ulicy- Goszczyński (p. Paw łow s/ti), Potocki (p. R olan d), Piotr Wysocki tp . H ryniew icz).
Obraz IX-ty. Aleje Ujazdowskie. W ks. Konstanty {p- Junosza-S tcpow skit, Łukasiński Ks. Łowicka (p .S a y llin g ) i W Ks. Konstanty (p. K n a k e-Z a w a d sk ii, K rasiński tp- K otarbiński)- Pot. M aryan F uks. (p. Junoszą-S tępoioski ),
Teatry warszawskie.
„N o c listo p ad o w a ” w teatrze Rozmaitości.
Wystawienie „Nocy Listopado
wej" obudziło w Warszawie wysokie zainteresowanie. Przyczyniła sie do tego niewątpliwie prasa. Nie bez w,pływu również były odczyty, zwła
szcza te, które wygłosił Adam Grzy- mała-Siedlecki. Wytworzyła sie dla
utworu Wyspiańskiego atmosfera go
rąca i zarazem uroczysta.
Jednak ani artykuły w dzienni
kach i tygodnikach, ani objaśniające prelekcye nie zdołały zapobiedz dość poważnym nieporozumieniom miedzy publicznością a sceną. Publiczność warszawska, a nawet pewna cześć krytyki nadto przyzwyczajoną jest, by ,na scenie teatru Rozmaitości wi
dzieć życie. Sądy i opinie obracają sie najczęściej dookoła pytania, w ja
kiej mierze teatr osiągnął prawdę
życia. Pamiętamy zachwyt, jaki o- gannął widzów w teatrze Polskim na premierze ...Nowych Aten", gdy pra
wdziwy deszcz jął padać na scenę. — Prawdziwy deszcz! W oczach pań i panów czuć było szczere wzruszenie.
Twórczość realistyczna ma swo
je prawa do Sceny. Nie zaprzecza
my jej wcale. Ma także do niej pra
wa Poezya. Gdy wszakże Poezya zjawia się na scenie, nie trzeba opie
rać się wrażeniom, nie trzeba kon
trolować ich nieustannie t. zw. zdro-
St. Wyspiańskiego „Noc listopadowa” w teatrze Rozmaitości.
Fot. Maryan Fuks. Obraz Vl-ty. Na ulicy. Oddział żołnierzy z porucznikiem Zaliwskim (p. O w trłM .
wym rozsądkiem. Niema bowiem ta
kiego .poematu dramatycznego, w którym skrupulatny mędrzec „z szkiełkiem i okiem" nie odnalazłby kolizyi z prawda i logika życia.
U Wyspiańskiego tych kolizyi musi być tern więcej, że świat real
ny wiąże w niepodzielna całość ze światem zjaw i duchów. Cały poe
mat jest jednym łańcuchem snów go
rączkowych, które kłębią się i pię
trzą na tle rozpacznei nieomal miło
ści Ojczyzny. Miłości, która góruje nad wszystkiemi innemi uczuciami, wypełnia mózg i serce, dręczy gorz- kiemi wspomnieniami przeszłości, szarpie sumienie bólem źgącyrn. Po
łowa prawie „Nocy Listopadowej"
rozgrywa sie wyłącznie w sferze tych zjaw i duchów. Na Polach Eli
zejskich życie czynne ustaje: zamie
nia się w żałosne lub melancholijne wspominanie przeżyć ziemskich.
Więc i t. zw. aikcya sceniczna musi się przerwać, musi przeobrazić się w symfonie słów, które, po pewnym przeciągu czasu, choć piękne i pod
niosłe, nużą... Zrozumiały pietyzm wobec poety wzbrania nadmiernych skróceń. I oto trudności zrealizowa
nia na scenie tych gorączkowych snów długiej nocy listopadowej mno
żą się i rosną. Co uczynić, by intan- cye wieszcza wcielić w kształt żywy, taki, jak stworzyła je płonąca cho
robliwym ogniem wyobraźnia?
Zrzeszenie Artystów Teatru Roz
maitości podjęło wysiłek z wielką starannością, z rzetelnym szacun
kiem, i mocna wola wspięcia sie na szczyty, po których skacze, niby błędny ognik, geniusz Wyspiańskie
go. Skojarzyły sie najlepsze chęci subtelnego krytyka, jakim jest Grzy- mała-Siedleckł, utalentowanego mu
zyka, Marczewskiego, pomysłowych
artystów-dekoratorów Frycza i Ja
sińskiego, oraz młodzieńcza pasyą ogarniętych reżyserów, pp. Janusza i Junoszy.
Z takiego zespolenia sił powsta
ło widowisko niepospolite, łączące głębię poetyckiego słowa, czar smę
tnej, iście ipięknei muzyki i tło deko
racyjne, pełne dziwnego smętku, przypominając malowidła Puvis‘a des. Chavannes, to znów ścisła stylo- wością zajmujące. Zbrakło talentów aktorskich do wszystkich ról. — ta
kich talentów, któreby na wysokości pomysłów twórcy stały. Kadry ze
społu teatru Rozmaitości przerze
dziła wojna. Niema Osterwy, niema Weycherta. Solski nie znalazł dla się miejsca w Zrzeszeniu. Wiec w obsa
dzie musiały być braki. Ale całość wypadła pomyślnie i wysiłek arty styczny miał w sobie tyle szlachetne
go rozmachu, że uchylić czoła przed nim należy. Dodać trzeba, że miła i zaciszna sala teatru Rozmaitości, rozkoszne siedlisko komedyi, niezu
pełnie nadaje sie do wytworzenia te
go nastroju, jaki potrzebny jest dra
matycznym wizyom Wyspiańskiego.
Na pierwszy plan wysunęli się
P.
Szyllinżanka i p. Junosza. Mieli zadanie łatwiejsze, niż inni, b,o od
twarzali postacie realne, żywe: ks.
Łowickiej i w. ks. Konstantego. Ale zawsze wydaj e się latwem to. co wy
konywa duży talent. P. Szyllinżan
ka dała swei postaci miękki powab niewieści, i dumę polki, i drama
tyczną sile rozkochanej kobiety.
Sprzeczne uczucia stonowały sie w harmonijną, przedziwnym czarem tchnąca całość. Każda nowa rola jest nowym tryumfem młodej arty stki. Oby ten piękny talent rozwijał się wciąż ku pożytkowi i chwale na
szej Sztuki dramatycznej, nie zba
czając z drogi rozwoju. P. Junoszę krępowała nieco zdumiewająca ści
słość historycznej maski: był w cha- rakteryzacyi zewnętrznej, ruchach i gestach niesamowicie wprost podob
nym do tych starych sztychów, któ
re pozostały nam po Carewiczu. Ody trema pierwszych przedstawień mi
nie, kreacya utalentowanego artysty nabierze więcej wyrazu i życia. Z małej roli szpiega p. Staszikowski u- czynił postać bardzo plastyczną. Z pośród duchów obojga płci na wyróż
nienie zasługują pp. Barszczewska i Ordon-Sosnowska. Mówią wiersze .Wyspiańskiego pięknie i z głębokiem
zrozumieniem.
Najsłabiej, niestety, wypad} pod względem wykonania obraz, w któ
rym poetycka faintazya Wyspiań
skiego najsilniej i najoryginalniej przemawia: ten, który isię dzieje w malej salce dawnego teatrzyku Roz
maitości.
W yrażając uznanie naszemu Zrzeszeniu za podniosły czyn arty
styczny, niepodobna przemilczeć;' że ..Noc Listopadową" wprowadził po raz pierwszy .na scenę w Krakowie Ludwik Solski, wypowiadając śmiało walkę potężnym trudnościom, jakie nastręcza realizacya sceniczna tego
utworu. Stef. Kr
z.TEATR LETNI w ogr. Saskim wy
stawi! 3-aktową farsę J. Mitti‘ego, p. t.
„Historya jednej nocy". Jest to znów taki rodzaj fabrykatu scenicznego, w któ
rym absurd przeważa stanowczo nad śmiechem.—Młodzieniec, o bogatej prze
szłości sercowej, chce się żenić. Wtem zjeżdża na ślub jedna z .jego dawnych ofiar. Trzeba ją rodzinie panny młodej przedstawić, jako ciotkę. Ale zjeżdża wuj. Wiec trzeba, żeby udawał, że to jest jego żona. Ale zjawia się prawdzi
wa wujenka. Trzeba, żeby udawała, że
chce się zgodzić za nową służącą. To wszystko, w połączeniu z parą teściów, przyjacielem, ciocią-starą panną, głu
pim kuzynkiem i wielu' jeszcze kom- parsami. Stąd straszny ambaras, o- grornne zawiklanie. Akt drugi jest jed
nym, wielkim węzłem,, splątanym z qui- pro-quo, omyłek, awantur, scen zazdro
ści i t. d. Ostatecznie, wszystko się wy
jaśnia i będzie ślicznie, zwłaszcza, że dawna ofiara otrzyma 10 tysięcy odszko
dowania... :
Nawet tak dobrze grające i zgrane ze sobą towarzystwo, z Gasińskim na czele, wspomaganym przez pp. Le
szczyńską, Renardównę, Mrozińską. Sie
dlecką, Trapszę, Adwentowicza, Knaip- czyńskiego i t. d„ nie może doprowadzić do przewagi śmiechu nad absurdem.Widz już nie chce temu uwierzyć. I aktorzy także. Wszyscy doszli do przekonania, że ten genre już się przeżył i że należy, zwłaszcza w chwili obecnej, zaczerpnąć rzecz z innych źródeł. Otóż, ja,k słychać, pomyślał już o tern Teatr Letni i przy
gotował sztukę, w innym zupełnie stylu.
Czekamy z niecierpliwością.
b.dwoma laty należała do
Nuna W iś n ia ro w s k a .
Z teatru Polskiego.
W roli dobrej kochanki Pawła I-go wystąpiła w teatrze Polskim p. Nuna Wi- śniarowska, młoda artystka, która przed stałego zespołu tej sceny. Nader k o rz y s tn e wa
runki zewnętrz
ne, szczere uczu
cie i prostota, o- kraszona miłym wdziękiem, czy
nią z p. Wiśnia- rowskiej zjawis
ko nader sym
patyczne. Do znała teżpodczas sw o ic h o b e c nych występów w teatrze Pol
skim bardzo ży
czliwego przyję
cia, zarówno ze strony krytyki, jak publiczności.
Odpowiedzi redakcyi.
P. D. z Jasionowa. Galicya. Kartę Pańską przesialiśmy p. Polińskiemu, ja
ko autorowi artykułu o hymnie „Boże coś Polskę".
P. Halinie Jedlicz. Wiersze Pani ma
ją w sobie wiele szczerego sentymentu.
Szczególnie .prosta modlitwa chwyta za serce. Drukować nie możemy jednak.
Mamy tekę przepełnioną.
Stef. Krzy woszBwshiEgo
„Pani J u la ’’ wyd. II powieść
„Edukacya Bronki" komedya
„R usałka" „
„ A k to rk i” „
„D yabel 1 K arczm arka”,,
„R ozstaje” „
Do nabycia we wszystkich księgarniach.
N a w id o w n i — z ty g o d n ia .
D r. L. W E R T E N S T E IN w y k ła d a na K u rs. N a u k o w y c h O „ p r o m ie n io tw ó r c z o ś c i i o cia
ła c h p> o m ie n io tzv ó rc sy c /i” .
P o s e ł L U B O M IR D Y M S Z A , je d e n z w y b itn ie js z . c z ło n kó w K o ła P o ls k . w P io t r o - g ro d z ie , zm ari d .2 g ru d n ia .
J. R O T S T A D T ( „ K r a s n y ”) w s p ó łr e d . „N a s z e J T ry b u n y ” w y g ło s ił o d c z y t p o d ty t .
„W s p o m n ie n ia z k a to r g i” .