• Nie Znaleziono Wyników

Świat : pismo tygodniowe ilustrowane poświęcone życiu społecznemu, literaturze i sztuce. R. 10 (1915), nr 2 (9 stycznia)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Świat : pismo tygodniowe ilustrowane poświęcone życiu społecznemu, literaturze i sztuce. R. 10 (1915), nr 2 (9 stycznia)"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

C e n a m n i e j s z e g o n u m e r u k o p .

PRENUMERATA: w W a r s z a w ie kwartalnie Rb. 2. Półrocznie Rb. 4. Rocznie Rb. 8. W K r ó le s t w ie l C e s a r s t w ie : Kwartalnie Rb. 2.25. Półrocznie Rb.

4.50 Rocznie Rb. 9. Z a g r a n ic a : Kwartalnie Rb. 3. Półrocznie Rb. 6. Rocznie.

Rb. 12. M ie s ię c z n ie : w Warszawie, Królestwie I Cesarstwie koo. 75, w Aus- tryl: Kwartalnie 6 Kor. Półrocznie 12 Kor. Rocznie 24 Kor. Na przesyłkę „Alb*

S zŁ “ dołącza się 60 hal Numer 60 hal- Adres: „ŚW IAT" Kraków, ulica 0u«

natowskiego Na 1. CENA OGŁOSZEŃ: Wiersz nonpareiowy lub lego mieisce na 1-e| stronie przy tekście lub w tekście Rb. 1. na 1-e| stronie okładki kop. 60.

Na 2-e| I 4-eJ stronie okładki oraz przed tekstem kop. 30. 3-cia strona okładki l ogłoszenia zwykłe kop. 25. Za tekstem na białe) stronie kop. 30 Kronika to*

warzyska, Nekrologi i Nadesłane kop. 75 za wiersz nonpareiowy. Marginesy:

na l>e| stronie 10 rb , przy nadesłanych 8 rb., na ostatniej 7 rb. wewnątrz 6 rb. Artykuły reklamowe z fotografiami 1 strona rb. 175. Załączniki po 10 rb.

od tysiąca.

Adres Redakcyl I Adminlstracyl: W A R SZA W A , Zgoda Na 1.

T e le fo n y : Redakcyl 73-12. Redaktora 68-75. Adminlstracyl 73-22 I 80-75.

Orukarnl 7-36. FILIA w ŁODZI, ulica Piotrkowska Nfi 81. Za odnoszenie do domu dopłaca się 10 kop. kwartalnie.

£ 7

Rok X. N° 2 z dnia 9 stycznia 1915 r.

'S Lg®* fra,lclls^a Tow. Ubezpieczeń na życie F i y „ U U R B A IN E ”

1 Ulgi na wypadek niezd. do pracy F ilja dla K ró l. Pol. Marszałk. 136.

8857 Oddział miejski: ulica Moniuszki Nr. 2.

Biuro K ijowskie: Kijów, ulica Kreszczatik Nr. 45

AL. DUMAS.

Trzej ffluszhietciwie,

w przekładzie Stanisława Sie­

rosławskiego, z wspaniałemi ilu- stracyami Z. Badowskiego i in­

nych, cena zwykła bez oprawy Rb. 3.60, w oprawie Rb. 4.50, dla prenumeratorów „Świata"

t y l k o : bez opr. R b . 2 . 7 0 , I w opr. R b . 3 . 4 0 .

Do nabycia we wszystkich księgarniach.

W i n d a . E l e k t r y c z n o ś ć . K ą p i e l e .

H o te l R O Y A L

Ozdobna Okładka

Do półroczników „ ś w i a t a ’’

na 1914 r.,

z kolorowego płótna, z wy­

ciskami w 4-ch kolorach.

Cena okładki do każdego pół­

rocza rb. 1, z przesyłką po­

cztową rb. 1.30, za zalicze­

niem 1.40.

Do nabycia w adminisiracyi, ZGODA N° 1.

Wydawcy: Akc. Tow. Wydawnicze „ŚWIAT”. Warszawa, ulica Zgoda Ne 1.

Pod kierownictwem naczelnem Stefana Krzywoszewskiego.

Prosimy uprzejmie Szanownych Prenumeratorów o ry­

chłe wniesienie przedpłaty na rok 1915. Ciężkie warunki dowozu papieru i wszelkich surowych materyałów zmusza­

ją nas do wczesnego uregulowania nakładu. Numery nie­

opłacone będą wstrzymane.

ADMINISTRACYA „Ś W IA T A ” .

Co niemcy dały nowoczesnej kulturze?

Aczkolwiek nie dzielimy całkowicie poglądów, wypo­

wiedzi cnych iv poniżej rozpoczętym artykule, drukujemy go tern chętniej, że wywoła zapewne polemikę, która przyczy­

ni sie do wyjaśnienia interesującej dziś świat cały sprawy.

I.

Opowiadała jedna z pań ziemia­

nek, w której dworze nieszczęsnem losu zrządzeniem trzy razy gościli tak absolutnie nieproszeni, z takim trudem wymiatani, tak od najgor­

szych bandytów dokuczliwsi, tak szarańczo wszystko wyżerający i tak nałogowo co pod ręką kradnący sztabowi Raubritterzy pruscy, nastę­

pujący szczegół z czasów pobytu w polskim dworze tych „erstklassige Menschen" w czasach pokoju, a „erst­

klassige Gauner" w czasach wojny.

General X. v. Y., pozujący sta­

le na noblemana, w pierwszych cza­

sach pozornie całkiem poprawny, w ostatnich dniach zupełnie ordynarny brutal z instynktami ludożercy, podczas stacyonowania w naszym dworze żądał kategorycznie, abyś- my z rodziną do obiadu zasiadali ra­

zem z nim i z jego adiutantami.

Podczas obiadów uważał za stosow­

ne mile bawić nas systematycznem pouczaniem o wyższości kultury nie­

mieckiej nad wszystkiemi innemi kul­

turami, razem wziętemi. Pewnego razu, już przy czarnej kawie, którą miał zwyczaj popijać porterem, roz­

gadał się szerzej, niż zwykle, nad wprost jemu samemu imponującą, niepojętą, niespodziewaną, uniwer­

salną genialnością wybranego naro­

du. „Patrzcie, moi państwo, naprzy- kład tu dookoła, mówił, wskazując

słomką od cygara - virginia, którą przed chwilą ostentacyjnie dłubał w zębach, patrzcie i rozglądajcie się tylko dokoła siebie. Wszystko, co tu tylko oznacza wyższy stopień cy­

wilizacyjny, wymyślił twórczy ge­

niusz boskiej teutońskiej rasy.

Wszystko, co tu macie u siebie z wy­

nalazków', z przyrządów, z aparatów, obiektów, czyniących życie kultural- niejszem, wygodniejszem, praktycz- nieiszem, co was odróżnia od ludów, żyjących pierwotnie, na poziomie dzikości i barbarzyństwa, to za­

wdzięczacie niemcom, tylko niem­

com. Ot, patrzcie na ścianę... te strzelby, ten termometr, te fotogra­

fie waszych krewnych, ten zegar...

a tu na stole maszynka do kawy, ta stal tych noży ze Solingen, a tam ta lornetka, ten aparat Kodak, ten gra­

mofon w kącie... O! tę pincez-nez na nosie... o... to wszystko, krzyczał ge­

nerał w zapale, zawdzięczacie prze- dewszystkieni nam, niemcom, wy­

łącznie nam, niemcom! Więc, jakiem prawem wy, słowianie, ośmielacie się walczyć przeciwko nam i niena- widzieć nas, waszych dobroczyńców.

wraszych cyw ilizatorów, nas, misyo- narzy wyższych form życia, nas, (las Volk Dcnker urtd Erfinder?"...

I, wie pan, że na tę jego przemowę jakoś zamilkliśmy przy stole i nie wiedzieliśmy narazić, co mu odpo­

wiedzieć. Istotnie bowiem, generał

l

(2)

Z krytycznych chwil w Królestwie.

Ruiny Tomaszowa lubelskiego.

X. von Y, miał tym razem racyę. Co się tyczy bowiem wynalazków prak­

tycznych, wszystkiego tego, co ży­

cie ułatwia i udogadnia, co ujarz­

mia przyrodę i wydobywa jej tajem­

nice, a potem je dla dobra ludzkości zużytkowuje, co materyalną egzys- tencyę na wyższy poziom podnosi, to, istotnie, zawdzięczamy tylko niemcom. Niech pan weźmie np. w chemii, w medycynie, w agronomii, w mechanice, w inżynieryi, gdzie ru­

szyć tylko, wynalazek lub odkrycie niemieckie. I dlatego, wie pan, isto­

tnie, byliśmy w kolizyi. Nikt przy stole nie umiał nic na to odpo­

wiedzieć szczecinowatemu genera­

łowi ze Szczecina, który, powiódłszy tryumfalnym wzrokiem dokoła, wstał, szurając hałaśliwie zabłoco- nemi butami i z ukłonem bawoła tre­

sowanego w prowincyonalnym cyr­

ku ruszył od stołu“.

„Nikt przy stole nie umiał mu nic na to odpowiedzieć". To źle, to bardzo źle. Albowiem w ten sposób taki marsowaty mikrocefal ze Szczecina wracał sobie do swojej kwatery, nadal przekonany i utwier­

dzony w mniemaniu, że należy do skroś genialnej rasy, która dała świa­

tu wszystko, co ten świat czyni cy­

wilizowanym. Tymczasem zaś taki patentowany instruktor rekruckiego drillu, koneser kobył i stajniany bo­

hater należy tylko do nacyi, która choć sto lat temu, dała światu istot­

nie wielkich poetów, myślicieli i mu­

zyków, ale która z czasem w 70 mi­

lionów karaluchowato się rozrodziw­

szy, wyjałowiała doszczętnie i wła­

śnie iv dziedzinach materyalnej kul­

tury, iv twórczości oryginalnej tech­

nicznej. iv umiejętnościach pozytyw ­ nych i utylitarystycznych żyje tyl­

ko z drugiej ręki, pasożytniczo śle­

dząc, podpatrując, naśladując, in- wentaryzując, kopiując, kombinując, wyzyskując i trywializując to wszyst­

ko, co genialne jednostki innych na­

rodów wymyśliły i odkryły w twór­

czym trudzie i zaparciu się i cier­

pieniu.

O ile losy wojenne w tern wiel-

kiem krwawem widowisku, które, drżąc ze zgrozy, przeżywamy, prze­

chylą się na stronę koalicyi i o ile rozwydrzona Pangermania, przetrze­

pana szpicrutą Marsa, ukorzona i ze­

pchnięta z powrotem, wróci na przy­

należne jej talentom, tuszy i ordy­

narności miejsce, to można też mieć nadzieję, że rozpocznie się wówczas i proces rewizyi tego wszystkiego, co naród niemiecki, wygodnie roz­

party i rozpasiony w Centralnej Eu­

ropie, za zdobycze swego geniuszu narodowego podaje, i co dosłownie, a co w przenośni (z łaski licznych en- cyklopedyi) jest jego zasługą. I wte­

dy, zdaje się, nastąpi też mocna re- dukcya tych zasług w dziedzinach wiedzy i nauki i rewindykacya na rzecz przemilczanych i pogardzo­

nych mniejszości narodowych.

Generał X. von Y., choć bowiem mówił w dobrej wierze, mylił się.

Niemcy i w zakresach praktycznych, utylitarnych wynalazków i odkryć dla cywilizacyi są obecnie narodem upośledzonym i płonnym. Pozory produktywności na tych polach wy­

wołują tym sposobem, że pilnie, czynnie i pedantycznie śledząc kro­

nikę i ewolucyę wszelkich nowych zdobyczy, umieją je potem praktycz­

niej wyzyskać, taniej sporządzić i szybko rozpowszechnić, by je wreszcie, do niepoznaki przekształ­

ciwszy i wywłaszczywszy, jako wy­

twór swego pozytywnego geniuszu pomniejszym narodom podawać. Na­

ród niemiecki, świetnie wytresowa­

ny, „wyegzercytowany" i zmecha­

nizowany przez pruskiego feldfebla, w tresurze tej jednakże często bity w ciernie pięścią absolutyzmu, upo­

karzany i poniewierany przez kastę militarną i dynastye, stępiał doszczę­

tnie, zatracił całą prężność i polot- ność ducha, cały impet rewolucyj­

nej odwagi myślowej, stał się olbrzy­

mim automatem, świetnie naoliwio­

nym i doskonale funkcyonującym.

Klimat psychiczny, jaki duch pru­

sacki narzucił niemcom, nie sprzy­

ja jednakże wschodzeniu i rozwojo­

wi indywidualności oryginalnie twór­

czych. nawet w dziedzinach najbar­

dziej poziomych i realnego życia blizkich. Z tych wynalazków, któ­

re nowoczesnego człowieka otaczają w codziennem życiu, zaspakajają je­

go potrzeby, umożliwiają walkę o byt, przezwyciężają opór przyrody, wyzyskują jej siły i t. p., z tych wy­

nalazków właśnie niemiecka rasa, wbrew pozorom, nie dała ludzkości literalnie omal ani jednego. Może to wydać się paradoksem w pierw­

szej chwili, czy rewelacyą dla tych naszych utajonych lub przycichłych admiratorów Germanii, ale fakt po- zostaje faktem i pozwala się skon­

trolować z pomocą każdej podręcz­

nej encyklopedyi, byle nie wprost, oczywiście, z Meyera czy Brockhau- sa tłómaczonej. Tępy, ociężały, ze- straszony „fachowiec bez talentu"

przychodził już wszędzie do gotowe­

go. W organizacyi nowoczesnej rze­

czywistości, z której tak dumny jest spółczesny germanin i z którą się wprost identyfikuje i za jej rzeczni­

ka i chorążego przedstawia, inteli- gencya niemiecka odegrała rolę dru­

gorzędną. Jeżeli najostatniejszy an- glosas mógłby ewentualnie mieć pra­

wo do patrzenia z góry na inne lu­

dy, ponieważ typy twórcze jego ra­

sy nauczyły ludzi jeździć po globie, kopać się w ziemi, pływać po morzu, bujać wreszcie w przestworzach, je­

żeli najostatniejszy włóczęga anglo­

saskiej rasy może nawet marzyć o hegemonii swego narodu nad całym światem z tej przyczyny, że typy twórcze jego szczepu nauczyły ludz­

kość wytapiać metale z rud, przera­

biać surowce, ogrzewać swe do­

my, oświetlać swe miasta, plan­

tować bawełnę, chronić się od pioruna, badać niedostrzeżonem okiem żyjątka, wydobywać z Jo­

na ziemi węgiel i złoto, opuszczać się na dno przestworu morskiego, wytwarzać parę, skraplać powie - trze, przebijać skały, cywilizować ludożerców, pracę rąk zastępować stalą maszyn i t. p. i t. p., to naj- pierwsze powagi i znakomitości dzi­

siejszej Germanii nie mają prawa do żadnej przewagi nad innemi naro­

dami z racyi wytworzenia warun­

ków nowoczesnej cywilizacyi, po­

nieważ żadnego udziału w pierw- szem twórczem wytwarzaniu tych warunków nie brały. Pospołu z innemi narodami, mniej hojnie du­

chowo obdarzonemi, partycypują tylko w korzystaniu z dobrodziejstw cywilizacyi, przez przewodnie ge­

nialne rasy wytworzonych. Ponie­

waż zaś również nazwisko żad­

nego niemca nie jest związane z odkryciem jakiegoś nowego kon­

tynentu, z oplynięciem pierwszem tej a tej ziemi, z okrążeniami przy­

lądków, z ekspedycyami w dzi­

kie, niebezpieczne kraje, z dotarciem do biegunów ziemi, z pierwszem karczowaniem dżungli lub osusze­

niem tajg, wogóle z faktami bezin­

teresownego, szaleńczego, rewolu­

cyjnego męstwa i odwagi, (podczas

gdy związane są z temi faktami

nazwiska portugalskie i holender-

2

(3)

Z w ojny ro s y js k o -n ie m ie c k o -a u s try a c k ie j

W o ko p a ch , w ocze kiw a niu n ie p rzyja cie la .

i Do ataku.

3

(4)

W P rusach W s c h o d n ic h .

Piechota rosyjskaiw walce na bagrety zdobywa okopy pruskie.

skie, norweskie i duńskie, a nawet rosyjskie i polskie), przeto też i świat cywilizowany nie powinien pozw olić na kolonizowanie odkry­

tych przez swoich ludzi ziem wła­

śnie temu plugawo- -zachłannemu (ieldhabowi narodów europejskich, który autorytet białej ra sy w śród ludów innobarwnych swą nieule­

czalną ordynarnością jedynie osła­

bić lub nawet zachwiać jest zdolny.

Niemieckich wygłodnialców roje z a ­ częły się rozłazić już po nowych lą­

dach, krajach i ziemiach wtedy, kiedy wszystko to już było odkry­

te, kiedy morze pochłonęło setki łupin żaglowych i krocie ofiar, istot­

nie życie ryzykujących. M atołowa- ty Michel germański nabrał apetytu i ambicyi kolonizatorskiej dopiero wtedy i tam, gdzie Diaz, Coluinb.

Vasco de Gama, Magelhan. Shaklc- ton, S. Pinto, Nansen, Stanley, Li- wingstone, Nordenskjókl, Kennan, ScenHedin, ba, nawet nasz Beniow­

ski (si parva licet comparare magnis) postawili już dawno bohaterską swą lub tylko awanturniczą stopę. Nie­

miecki kulturtragarz, misyonarz czy komiwojażer, nadjeżdżał i zgłaszał swoje bezczelne pretensye dopiero wtedy, kiedy już wszelkie ryzyko była przezwy ciężone, kiedy na ocea­

nach utorowano gościńce wodne dla parostatków, żegluga przestała być bezprzerwanem patrzeniem w oblicze śmierci, kiedy murzyni i czer- wonoskórzy nauczyli się szanow ać strzelbę białego człowieka, a m any

wszystkich kontynentów i kątów świata były choć z grubsza gotowe.

Ten sam objaw zachodzi w dzie­

dzinach odkryć i wynalazków nau­

kowych. Czy weźmiemy zdobycze ducha ludzkiego w czystej teoryi naukowej czy też praktyczne zasto­

sowania ostatnich naukowych docie­

kań i rozwiązań, w inicyatywic tw ór­

czej nie natrafiamy nigdy na nienica.

ale zawsze na talent czy ge­

niusz z narodów innych. Z powodu najbliższego sąsiedztwa, licznych filiacyi i potężnych suggestyi, jakie wywierał kolos państwowy prze­

walającego się na boki nosorożca germańskiego, trudno nam dziś bę­

dzie otrząsnąć się z utajonej bał­

wochwalczej czci dla powagi „sto­

sowanych umiejętności11 i „praktycz­

nej genialności11 niemieckiej, czci, ja­

ką każdy polak chowa gdzieś tam na dnie swej świadomości, choćby napozór, na ustach miał nic in­

nego, jak tylko admiracyę Francyi, Paryża i Monte-Carlo. Tymczasem ta praktyczna genialność niemiecka dziś już tylko imponować winna Herrerom i Hotentotom. Im tylko mogą i winni generałowie X. v. Y.

opowiadać o swej areyaryjskiei genezie, o indoeuropejskiej wyższo­

ści. o łbach dolichocefalicznych. Z otaczających bowiem każdego no­

woczesnego człowieka wynalazków aparatów', obiektów, przyrządów <>- mal ani jeden nie wyszedł z pod czaszki ludzj rasy Aschingerów i Bismarków', Kruppów i Metternichów.

Gdyby nie fenomenalna, cudo­

twórcza techniczna inteligeneya an- glosasów i nie współpracą w podbi­

janiu i ujarzmianiu natury ściśle i trzeźwo spekulujących mózgów francuskich i włoskich, poczem szwedzkich, holenderskich, belgij­

skich, to Germania dzisiejsza byłby to jeden wielki bór bez kolei, bez światła, bez dróg, bez telegrafów i telefonów, bez kanalizacyi i bez środków lokomocyi, bez przemysłu i bez maszyn; byłaby to puszcza z zamkami zdegenerowanych junkrów i kreucygierów, z miastami śred- niowiecznemi, pełnemi łaszącego się i skomlącego przed feudalizmem mieszczaństwa, puszcza pełna wa,- łęsających się metafizyków, (bary­

tonów i wieszczek. Dla nowoczesnej cywilizacyi europejskiej, tej, która da.ie narodom pierwszej klasy przy­

wileje kolonizowania i anektowania dziewiczych lądów ras innych, a imponowania mniejszościom euro­

pejskim, Niemcy nie wytworzyły sa­

moistnie nic.

Jenerał X. v. Y. pochodzi z na­

rodu, którym gardzą i którego nie­

nawidzą rasy Franklina i Papina, Steyensona i Symingtona, Eiffla i Lessepsa, Westinghausa i Edisona.

Pasteura i Faradaya, Montgolfiera, braci Wrightów, Galwaniego i Mar­

coniego, Oersteda i Hansena. Je­

nerał X. v. Y. pochodzi z narodu but­

nego i gburnego, który pyszni się z arogancyą, że maszeruje „an der Spitze der Zivilisation“, pod którym to terminem oczywiście rozumie cy- wilizacyę matcryalną, konkretną, pozytywną. Tymczasem do wytwo­

rzenia i zorganizowania tej nawet cywilizacyi nie przyczynił się naród ten omal niczem, albowiem nie jego mózg dal światu dzisiejszemu na­

stępujące wynalazki: aerostat, ae- rometer, akkumulator, amoniak, asfalt, beton, chloroform, auto­

mat, balon, barometr, bateryę elek­

tryczną, busolę, chemigrafię, dyna- momaszynę, elektroskop, elektro­

lizę, elektrodyuamometr, clektrogra- fię, jodoform, fotografię, fonograf, galwanoplastykę, gazową lampę, ga­

zowy motor, heliografikę, hygrometr, kabel, kinematograf, kondensator, kolei, kompas, lampę elektryczną, lampę górniczą, latarnię morską, lo- komobilę, lokomotywę, lunetę, ma­

gnes, maszynę do szycia, manometr, melinit, mikroby patologiczne, mo­

tor, mikrofon, mikroskop, nitrogli­

cerynę, okulary, radiometr, sól mor­

ską, stereoskop, śruby okrętowe, selfactor, stal, stalowe pompy, syn­

tezę chemiczną, radium, węgiel, te­

lefon, telegraf, teleskop etc. etc...

I nie naród generała X. v. Y. dał wszystkie inne następne odkrycia i wynalazki, o których pomówić się godzi. On je za to tylko najtaniej podrabia i najnatarczywiej rozpo­

wszechnia. Trud twórczej inieyu- cyj „Herrenvolk“ pozostawia innym.

D- N. Adolf Nowaczyński-

4

(5)

Na fro n c ie zachodnim.

S tate k p a sa że rski, zatrzym any na O cea nie A tla n ty c k im , sygnałem

armatnim przez a n g ie ls k i'o k rę t w ojenny, d la dokonania re w izyi. S zarża la n sie ró w a n g ie lskich w B e lg ii na b a te ry ę niem iecką.

N iem cy nie m ogą się o p rz e ć im pe tow i ataku.

Ludzie i pieniądze w wojnie europejskiej.

Wojna obecna jest największą, ja­

ką świat kiedykolwiek oglądał. Sta­

tystyka potwierdza też jedynie słusz­

ność tego przeświadczenia wykazaniem olbrzymiej liczby ludzi, którzy — po­

średnio lub bezpośrednio — biorą w woj­

nie tej udział. Znany ekonomista fran­

cuski, Paweł Leroy - Beaulieu, przedsta­

wił w tej sprawie francuskiej Akademii Nauk Politycznych i Moralnych komu­

nikat, z którego warto wynotować garst­

kę szczególnie ciekawych danych.

Zaludnienie kuli ziemskiej obliczone jest na 1.700 milionów ludzi. Z tych u- ważać można za wojowników bezpośred­

nich przedstawicieli następujących naro­

dowości:

R o s y i ... 171.059.000 F r a n c y i ... 39.601.0do Belgii ... .7.428 000 Anglii ... 45.370.000 Serbii ... 4.500.000 Czarnogórza ... . 516.000 J a p o n i i ... 52.985.000 Pierwsza grupa 321.459.000 N ie m ie c ... 66.500.000 A u s tro -W ę g ie r... 49.437.000 T u r c y i ... 20.000.000 Druga grupa 135.937.000 Do tego dodać należy mieszkań­

ców kolonii krajów objętych wojną:

Północnej Afryki francuskiej 12.000.000 Kolonii angielskich autono­

micznych: Kanady, Australii, Nowej Zelandyi, Afryki Po­

łudniowej ... 25.000.000

Indyi angielskich . . . . 320.000.000 Kolonii europejskich (wraz

2 niem ieckiem i)... 60.000.000 Razem 417.000.000 Twierdzić zatem można z całą słusz­

nością, że połowa rodzaju ludzkiego jest pod bronią.

Dane cyfrowe, dotyczące wojowni­

ków pośrednich, czyli zamieszkujących kraje neutralne, zmuszone mobilizować wojska celem obrony własnej neutralno­

ści lub zabezpieczenia własnych intere­

sów, przedstawiają się, jak następuje:

Bułgarya . . . . . . . 4.800.HII0 Rumunia . . . . . . . 7.500.000 Grecya . . . . . . 4.400.000 Szwajcarya . . . . . . 3.800.000 Holandya . . . . . . . 5.800.000 Portugalia . . . . . . . 5.700.000 Razem 67.000.000 Ponieważ nie jest bynajmniej wy- kluczonem, czy niektóre z tych krajów nie będą musiały wziąć w następstwie udziału w wojnie, sięga liczba właści­

wych żołnierzy oraz stojących w pogo­

towiu wojennem olbrzymiej cyfry 941 milionów, czyli około 55% całego ro­

dzaju ludzkiego.

Nadto powiedzieć nie można, aby ci, którzy nie wojują bezpośrednio, ani też nie są zmobilizowani, nie podlegali dotkliwym wynikom wojny. Nie mówiąc już o Szwajcaryi, która musiała wpro­

wadzić nowe podatki i grozi obniżeniem płac urzędniczych o 35%, wspomnieć należy o Stanach Zjednoczonych, gdzie

wskutek wojny rząd federalny stwier­

dził nadzwyczajne zmniejszenie wpły­

wów celnych i był zmuszony energicznie ściągać podatki od spożycia wewnętrz­

nego oraz wprowadzony zaledwie od ro­

ku podatek dochodowy. Zadzierzgnięte wielokrotnie i wzajem wikłające się sto­

sunki ekonomiczne pomiędzy krajami sprawiły, że niema tak odległego i od­

ciętego od innych zakątka, który nie odczuw ałby skutków lawiny żelaza i og­

nia. walącej się na Europę.

*

Kraje wojujące walczą nietylko za pomocą ludzi, lecz i pieniędzy. Przy wybuchu wojny niemcy mówili: „Po­

świecimy do ostatniego człowieka", zaś anglicy: „Wydamy do ostatniego pensa".

W rzeczywistości poświęcają obie stro­

ny i życia ludzkie i pieniądze. Ciekawem jest wszakże, jak pieniądze w czasie wojennym obecnie wydatkowane są ina­

czej, aniżeli się to działo dawniej.

W starożytności, a rzec można, że pod tym względem starożytność sięga aż do rewolucyi francuskiej—narody wo­

jujące musiały opłacać koszty wojenne monetą brzęczącą. Stąd starania ów­

czesnych rządów o gromadzenie w cza­

sie pokoju skarbu, zwanego wojennym, aby mieć czem opłacać i żywić żołnie­

rzy podczas wojny. Dzisiai gromadze­

nie skarbów wojennych przesta‘o już być w użyciu. Jedyną pamiątką minionego okresu ekonomicznego jest 150 milionów, jakie Prusy zatrzymały z indemnizacyi 5-io miliardowej, zapłaconej im w 1871 roku przez Francyę. Skarb ten, złożo­

ny w twierdzy Szpandawskiej, podwoiły Prusy w roku ubiegłym, jest on wszak­

że i dla Niemiec zaledwie kroplą w mo­

rzu. Przy 3-ch milionach ludzi w nie­

mieckiej armii czynnej, kosztujących po

(6)

10 marek dziennie na żołnierza, 300 mi­

lionów marek starczy zaledwie na opła­

cenie 12 dni wojny.

Rozumie się tedy samo przez się, że gdzieindziej wypada szukać skarbów wojennych państw nowoczesnych, mia­

nowicie w rezerwach metalicznych in- stytucyi emisyjnych. Rezerwy te, obcią­

żone emisyą papierów państwowych, po­

większane są z roku na rok, rzekomo celem zabezpieczenia tych papierów, czyli t. zw. biletów. W rzeczywistości wszakże gromadzone jest złoto na wy­

padek wojny, kiedy pieniądze papierowe nie będą chętnie przyjmowane i kiedy skutkiem tego państwo dla pokrycia ko­

sztów wojennnych będzie się musiało u- ciec do bankowych rezerw metalicz­

nych. Zdumiewającym na pierwszy rzut oka wydaje się fakt, że wszystkie pań­

stwa wojujące obecnie, nietylko nie wy­

datkowały ze swoich zapasów złota od początku wojny, ale wprost przeciwnie, zwiększyły je nawet. Bank francuski miał 23 lipca w kasie złota za 4.104.390.351 franków; 15 października złota było za 4.121.0110.000 franków.

Bank skorzystał jedynie z okazyi woj­

ny, aby uwolnić się w znacznej części od wielkiej masy monet 5-io frankowych, ciężkich i nielubianych . przez wszyst­

kich. W Rosyi było 21 lipca 1.601 milio­

nów rubli w zlocie, zaś 6 października 1.615. Rosyjski Bank Państwa również godzi się chętnie na wyzbycie się sre­

bra i miedzi, nie wydaje wszakże ani jednego rubla w zlocie. Raczej stara się powiększyć jeszcze nadmierną już i tak jego ilość. Niemiecki Bank Państwa tą samą kroczy drogą: 23 lipca miał 1.357 milionów marek w zlocie, a 23 paździer­

nika 1.828; równocześnie zaś pozbył się znacznej ilości srebra, miedzi i niklu.

Wyjaśnienia pozornego tego para­

doksu, jakim jest zwiększanie się pod­

czas wojny jeszcze nawet rezerw zło­

tych, szukać należy w fakcie, że nigdy może od czasów rewolucyi francuskiej tłocznie do odciskania biletów banko­

wych nie pracowały tak intensywnie, jak podczas wojny obecnej.

Wojna prowadzi się w zakresie pie­

niędzy nie za pomocą złota, lecz za po­

mocą papieru. Surogat ludzi, jako czyn­

nik bojowy, nie został jeszcze i nie zo­

stanie prawdopodobnie nigdy wynalezio­

ny. Co się zaś tyczy czynnika, zastępu­

jącego złoto, znalazły go państwa i sto­

sują w najszerszym rozmiarach. Jest nim papier. Oto liczby biletów wypusz­

czonych przez banki przed wojną i w kilka miesięcy od czasu jej wybuchu.

(Cyfry podane są w milionach rozmai­

tych jednostek monetarnych).

Bank Francuski -- franków 23 lipca 15 paźdz. Powiększenie

5.911 9.354 3.443.

Bant; Rosyjski - rubli 23 lipca 15 paźdz. Powiększenie

I.634 2.642 1.008.

Bank Niemiecki — marek 23 lipca 15 paźdz. Powiększenie

1.891 3.968 2.007.

*

System ten ma jedyną wadę: nie funkcyonuje on poza granicami kraju, bowiem zagraniczni dostawcy chcą być spłacani w monecie brzęczącej, nie zaś w papierach, czyli obietnicach płacenia w przyszłości, które obywatele kraju, urzędnicy, żołnierze i dostawcy obowią­

zani są przyjmować od własnego pań­

stwa.

Wypuszczanie wszakże ciągłe pie­

niędzy papierowych, mokrych jesfecze z pod prasy, mogłoby się stać źródłem niebezpiecznego zalewu. Nadmiar pa­

pieru doprowadza do obniżenia jego wartości, rządy nie mogą więc bez na­

rażenia się na niebezpieczeństwo kro­

czyć nieustannie po tej drodze. Celem też unikania puszczania w obieg coraz nowych biletów, uciekają się państwa

W Prusach Wschodnich.

’ Md

wojujące do zaciągania pożyczek dobro­

wolnych u własnych obywateli, co jest metodą daleko przezorniejszą i ekono­

micznie zdrowszą. Polega ona na tern, że obywatele kraju, mający fundusze do dyspozycyi, lub też mogący je zaoszczę­

dzić drogą ograniczania własnych wy­

datków, dostarczają państwu swojemu sum, potrzebnych na prowadzenie woj­

ny, zaś wzamian otrzymują obligacye państwowe, które Bank Państwa, dzięki rezerwom złotym, będzie w danym ter­

minie w możności wymienienia. Tak np.

rząd angielski zdobył środki potrzebne na wojenne wydatki drogą kolejnych pożyczek na 15 milionów funtów szterl., w bonach z terminem 6-cio. miesięcz­

nym, otrzymanych na nieprawdopodob­

nie nizki, bowiem wynoszący 31/?, pro­

cent.

Bynajmniej też nie lękajmy się, a przeciwnie, cieszmy się, jeśli którę z państw zdobędzie się na odwagę wydat­

kowania drobnej części swoich olbrzy­

mich skarbów złotych, które mogą stać się szkodliwym nonsensem, jeśli, będąc skazanemi na bezczynność w czasie po­

koju, niechlubnie zakończą właściwą swo­

ją karyerę wojenną w podziemiach ban­

ków. Lepiej wydać nieco złota, aniżeli w końcu wojny być. pogrzebanym pod lawiną dziesiątków miliardów pieniędzy

papierowych R. C.

Ucieczka mieszkańców.

t-

(7)

Kongres wiedeński.

Z wojny rosyjsko-niem iecko-austryackiej.

Przy pomniku króla Jana lll-go we Lwowie.

Krewni odwiedzają Jeńców austryackich w koszarach księcia Ferdynanda we Lwowie.

Ochrona drogi żelaznej w Galicyi.

(W setną rocznicę.) Zawarty po abdykacyi Napoleo­

na traktat paryski (30 maja. 1814 r.) pozostawił rozstrzygnięcie pozosta­

łych spornych spraw terytoryalnych kongresowi, mającemu obradować w Wiedniu. Do zwołania pełnomoc­

ników wszystkich państw i państe­

wek europejskich upoważniono czte­

ry główne mocarstwa koalicyjne:

Anglię, Austryę, Prusy i Rosyę, za­

strzegając, aby obrady kongresowe rozpoczęły się przed upływem dwu miesięcy.

Do kongresu przywiązywano wielkie nadzieje. Miał on przywró­

cić „porządek11 w Europie, uwzględ­

nić nietylko interesy państw i t. zw.

równowagi europejskiej, ale i prawa narodowe. Mówiono o tern dość gło­

śno, a nawet w parlamencie angiel­

skim wyrażono życzenie, „aby przy­

szły kongres dał rodzajowi ludz­

kiemu przykład, na którym mu zby­

wa, szczerości między rządami w przyjęciu zasad sprawiedliwości i u- miarkowania11, poczem mówca oświadczył, że „szczególniej na my­

śli rna Polskę11. Uwzględnienie praw narodowych przy zawieraniu trak­

tatów, była to rzecz całkiem nowa, dotychczas nie spotykana. Z kraja­

mi obchodzono się zawsze jako z własnością panujących, którzy mo­

gli je nabyć lub stracić, zamienić lub przehandlować. Miecz, układy, pra­

wa spadkowe rozstrzygały o losie narodów; nikt się o ich wolę nie py­

tał. Unia polsko - litewska była wy­

jątkiem...

Termin minął — kongresu nie zwołano. Przyczyną była podróż cesarza Aleksandra do Holandyi i Anglii, którą pragnął przychylnie usposobić dla swych projektów, ty­

czących się Polski i Saksonii. Urzę­

dująca w Paryżu delegacya mo­

carstw odłożyła termin do 1 wrze­

śnią, ale wkrótce musiała go przesu­

nąć na 1 października, gdyż monar­

cha rosyjski odczuł jeszcze potrzebę odwiedzenia Petersburga.

We wrześniu więc dopiero za­

częli się zjeżdżać dyplomaci wszech państw i państewek do stolicy nad- dunajskiej. Była ich ogromna ciżba.

Każde państwo wysłało po dwu lub trzech przedstawicieli, prócz dorad­

ców dyplomatycznych, agentów i u- rzędników kancelaryjnych. Liczono wszystkich tych „dyplomatów11 na 450 — samych pełnomocników mo­

narchów panujących i książąt me- dyatyzowanych było 143.

Ze strony np. samej Rosyi, o- prócz trzech przedstawicieli: hr. Ra- zumowskiego, hr. Nesselrodego i hr.

Stackelberga. brali udział w akcyi dyplomatycznej: korsykanin Pozzo di Borgo, grek Kapodistrias (Capo d‘Istria), b. minister pruski Stein, bar. Anstett i zabrany po drodze przez cesarza z Puław ks. Adam Czartoryski. Sztab ten miał odpo­

wiednią liczbę agentów i urzędników.

7

(8)

Z w ojny ro s y js k o -n ie m ie c k o -a u s try a c k ie j.

Na etapie- Między konwojującymi żołnierzami rosyjskimi a jeńcami austryackimi panuje sto­

sunek koleżeński- Nieraz próbują sił w zapasach, które zgoła pozbawione są grozy wojennej

Nie pojawili się na kongresie 'tylko przedstawiciele Porty ottomań- skiej i Księstwa Warszawskiego, bo ich nie wezwano. Z niezaproszo- nych przybyli przedstawiciele Sak­

sonii, Neapolu i Genui — ale ich nie dopuszczono. Prawo narodów po­

niosło tu pierwszą porażkę, bo jeżeli kto. to Saksonia, Księstwo Warszaw­

skie i kraje włoskie powinny były mieć glos tani, gdzie przcdewszyst- kiem o ich losach miano stanowić.

Ale większość dopuszczonych dyplomatów pozostała za kulisami, lub, co najwyżej, odegrała role sta­

tystów. Odrazu bowiem okazało się.

że mniejsi mają słuchać, a więksi decydować. Już na przygotowaw­

czych konferencyach czterech sprzy­

mierzonych mocarstw postanowiono między innemi omówić między sobą wszystkie kwestye i dopiero zapadłe uchwały poddać pod dyskusyę. „Na­

der ważną jest rzeczą — były koń­

cowe słowa protokółu, aby nie wcho­

dzić z pełnomocnikami Francyi w traktowanie, aż po załatwieniu przedmiotów'1. Oparł się temu lord Castlereagh, wskutek czego zapro­

szono Talleyranda, aby asystował w konferencyach przygotowawczych.

Talleyrand, przyprowadziwszy ze sobą nieproszonego pełnomocnika hiszpańskiego, Labradora, zapytał się energicznie: w jakim wezwano go charakterze? Stanowczością swą, sprytem przeprowadził, że komitet dyrygujący składał się z przedsta­

wiciel' ośmiu mocarstw, na traktacie paryskim podpisanych: Anglii, Au- stryi, Francyi, Rosyi, Prus, Hiszpa­

nii, Szwecyi i Portugalii. Uznano wprowadzoną przez Talleyranda no­

wość: legitymizm (legitimite), pra- wowitość władczą, co między innemi zabezpieczało prawa króla saskiego, skazanego przez Rosyę na utratę tronu i wszystkich posiadłości na rzecz P ru s . Na wniosek też Talley­

randa, do uchwały o zasadach kon­

gresu włożono ustęp, że rezultat prac kongresowych powinien odpo­

wiadać zasadom prawa publicznego (aux principes du droit public). Cha- rakterystycznem było starcie się je­

go w tej sprawie z pełnomocnikami pruskimi. „Poco uchwalać to, co się samo przez się rozumie ", zauważy!

ks. Hardenberg. „Jeszcze lepiej się zrozumie, gdy to będzie spisane"- od- rzekł Talleyrand. Na to uczony Hum­

boldt: Co tu ma prawo publiczne?

„Dzięki jemu, pan się tu znajdu­

jesz" — brzmiała odpowiedź Talley­

randa.

Otwarcie kongresu oznaczono na 1 listopada, aby tymczasem wy­

równać nieporozumienia w sprawie polskiej i saskiej. Ale nie dało się tego na czas przeprowadzić, i de fac­

to kongres całkiem nie został otwar­

ty. Obradowały jedynie komisye, wybierane przez komitet ośmiu mo­

carstw (comitć de huit), który z

„propozycyjnego", jakim być miał, stał się decydującym. Już 13 listo­

pada postanowił on, iż „ze względu na stan negocyacyi szczegółowych zebranie ogólne... będzie pożyteczniej odłożyć". I odłożono je tak, że go zupełnie nie było, mimo, że to ogól­

ne zebranie miało być „najwyższym moderatorem i źródłem władzy".

Rzeczywiście, stan negocacyi w sprawach polskiej i saskiej był roz­

paczliwy. Anglia, Austrya i Fran- cya nie chciały zgodzić się tak na utworzenie konstytucyjnego Króle­

stwa Polskiego pod berłem monar­

chów rosyjskich, .jak na przyłącze­

nie całej Saksonii do Prus. Wyra,- żały cne obłudnie życzenie wskrze­

szenia niepodległej Polski w grani­

cach 1772 r., pragnąc tym sposobem zmusić cesarza Aleksandra do wy­

rzeczenia się projektu, zagrażające­

go równowadze europejskiej. Nie mogąc przeprowadzić tego ..wielkie­

go dobrodziejstwa" (wyrażenie Tal­

leyranda), żądały podziału Księstwa Warszawskiego... Naprężenie doszło do tego, że w d. 3 stycznia 1815 r.

zawarty został tajny traktat zaczep­

no - odporny między Angb . Wistryą

i Francyą, do którego przystąpiły Bawarya, Hanower, Hollandya i Sar­

dynia. Już w grudniu przygotowy­

wano się do wojny...

Nie przyszło jednak do niej.

Konferencye między samymi monar­

chami : Rosyi, Prus i Austryi dopro­

wadziły do ustępstw i „wyrównań".

Już 11 lutego zdecydowano ostatecz­

nie los Polski i Saksonii.

Powrót Napoleona z Elby nie prze­

rwał obrad kongresu, a raczej komi- syi i komitetu ośmiu. Radzono nad in­

nemi zmianami terytoryalnemi i nad wewnętrznym ustrojem Niemiec...

Obradom tym nie przewodni­

czyła żadna myśl głębsza. Prawa i dobro narodów pokopano, uwzględ­

niając wyłącznie interesy dynastycz­

ne i „silniejszych". Uchwalano te­

mu a temu państwu czy monarsze tyle a tyle potrzebnych mu mil kwa­

dratowych lub „dusz" poddanych — i szukano na mapie, skąd mu ich do­

starczyć. Krajano więc i sztukowa­

no ziemie i narody... Ba, było z cze­

go krajać i sztukować, bo „dusz" za­

wojowanych na Napoleonie i jego sprzymierzeńcach obliczyła komisya statystyczna na 31.751,639!

A jednocześnie świetnie się ba­

wiono, zwłaszcza w pierwszych mie­

siącach kongresu (październik-luty).

Bo zebrało się też w Wiedniu „towa­

rzystwo", jakiego nigdy przedtem i potem żadna stolica Europy jedno­

cześnie nie widziała. Oprócz cesa­

rza Aleksandra i króla pruskiego Fryderyka Wilhelma III, przebywali w Wiedniu królowie: bawarski, duń­

ski i wirtemberski, Wiktor Hes- sen-Kasselski, w. ks. badeński, kró­

lewicze bawarski i wirtemberski, W. Ks. Konstanty, wszyscy arcy- książęta austryaccy, ks. August p ru ­ ski, ks. August saski,—drobnych ksią­

żąt i książątek niemieckich zwaliła się nad Dunaj cała czereda. Niektó­

rym monarchom towarzyszyły ich połowice i kuzynki. A bodaj czy na kilku szpaltach druku dałoby się po­

mieścić spis członków arystokracji i dostojników całej Europy, tych książąt, hrabiów, wicehrabiów, lor­

dów, margrabiów, kawalerów, ko­

mandorów, baronów i jak się to tam jeszcze nazywa i tytułuje.

A gdzie zbierze się taka śmie­

tanka, tam trzeba ją czemś zająć i zabawić. Gościnność dworu au- stryackiego była bezprzykładna—po­

mysłowość osobnej komisyi zabaw przeszła do historyk Co to były za uczty, polowania, co za bale, co za przedstawienia! Sama wsoaniała sz'ichtada miała kosztować 800,000 guldenów. Kroniki też zapisały zło- temi głoskami słynny Karuzel w Burgu oraz zstąpienie bogów i bo­

giń 0'impu w postaciach najdorod­

niejszych okazów arystokracyi...

Zabawy szły szybko, jedna za drugą, w przeciwstawieniu do prac kongresowych, które wlokły się po­

mału. Stąd dowcipny książę de Lig- ne wyrzekł w przeddzień śmierci: Le Congres danse Hep, mais il ne mar- che pas.

8

(9)

A jednak w końcu... domaszero- wał.

Najlepiej wyszła Austrya. Otrzy­

mała Lombardyę, Wenecyę, Illiryę, Tyrol z Voralbergiem i Salcburgietn, Wieliczkę z okręgiem i zwrot od Ro- syi „cyrkułów": Złoczowskiego, Brzeżańskiego, Tarnopolskiego i Za,- leszczyckiego, odpadłych od Galicyi w r. 1809.

Stosunkowo jeszcze większym był nabytek Prus. Wzrosły w dwój­

nasób i zostały przez to napowrót większem mocarstwem europejskiem.

Dostały: “A Saksonii z twierdzami:

Torgau i Wittenberg, dzisiejszą pro- wincyę reńską, Westfalię i Pomera­

nię szwedzką z wyspą Rugią, Gdańsk i wreszcie departamenty: poznań­

ski i bydgoski Księstwa Warszaw­

skiego, k P re weszły w skład Prus pod nazwą W. Ks. Poznańskiego.

Kraków z 23-milowym okrę­

giem został „po wszystkie czasy"

miastem „wolnem, niepodległem i ściśle neutralnem" pod opieką trzech dworów.

Po obcięciu dokładnem Księ­

stwa Warszawskiego reszta jego ziem utworzyła Królestwo Polskie, połączone z Cesarstwem Rosyjskiem nieodwołalnie przez swą konstytu- cyę Cie irrevocablement par sa con- stitution). Cesarz rosyjski do innych tytułów przybierał tytuł króla (Tsar) polskiego.

Z Belgii i Stanów Niderlandzkich utworzono królestwo Niderlandzkie pod berłem Wilhelma, ks. Oranii.

Anglia otrzymała część kolonii holenderskich, potwierdzenie włas­

ności Helgolandu, Malty, oraz pro­

tektorat nad wyspami Jońskiemi.

Hanower został królestwem i o- trzymał Hildesheim, wschodnią Fryz- landię i cząstkę Westfalii.

Bawaryę za odstąpienie Austryi Tyrolu wynagrodzono lewym brze­

giem Renu (Pfalz), Ansbachem, Beu- reutem, Wtirzburgiem i Aschaffen- burgiem.

Dania, która już poprzednio od­

dała Helgoland Anglii i Norwegię Szwecyi za szwedzką Pomeranię — teraz musiała odstąpić Pomeranię, a przyjąć wzamian Lauenburg i go­

tówką (to najlepsze, bo pewne!) 2 mi­

liony talarów.

Do Szwajcaryi, ogłoszonej za wiecznie neutralną, przyłączono trzy nowe kantony.

Włochy de facto dostały się prawie wyłącznie pod panowanie Austryi. Wprawdzie ona sama wzię­

ła tylko Lombardyę i Wenecyę, ale na tronie toskańskim posadziła arey- księcia austryackiego, Ferdynanda Iii-go. Piombino, Elbę i Modenę za­

brał arcyksiążę austryacki, Franci­

szek IV. Parma dostała się arcyks.

Maryi Ludwice, b. żonie Napoleona.

Utrzymała się Sardynia, obdarowa­

na nadto księstwem Genueńskiem, i Neanol pod rządami Murata — ten ostatni jednak wkrótce za przejście na stronę Napoleona dostał dymisyę.

a posadę po nim objął Ferdynand I austryacki. Państwo kościelne stra­

ciło część Ferrary na korzyść Au­

stryi i Avignon na rzecz Ludwika XVIII-go.

Z państewkami niemieckiemi zro­

biono porządek gruntowny. Skaso­

wano cale ich szeregi, niektóre księ­

stwa podniesiono do wielkich księstw.

Utworzono 34 państw (królestw, księstw, wolnych miast) zamiast daw­

nych 350. Połączono te państwa w jeden Związek niemiecki i narzucono im bardzo „wązkie" konstytucye.

Prócz tego, wynurzono czułe życzenie, aby ustał handel niewolni­

kami...

Taki był rezultat balów, szlich- tad i-obrad kongresowych.

Padły ich ofiarą głównie Polska i Włochy. Ale czego się nie robi dla porządku, równowagi i wiecznego pokoju.

Polski Komitet Pomocy Sanitarnej

uz czasie wojennych miesięcy powstały w kram na­

szym liczne organizacye obywatelskie. charakteru przede- wszystkiem ratunkowego, ich działalność bardzo wybitnie świadczy o polskiej energi1 i polskiej zdolności, rozwiniętej w at­

mosferze grozy i zniszczenia. Jcstto jakby egzamin polskiego społecznego budownictwa. Nasz ..Świat" w snecyalny sposób śle­

dzi i referuje dla swych czytelników te wysiłki polskiej du­

szy. Warszawa stworzyła trzy wielkie obywatelskie organi­

zacye: Komitet Obywatelski miasta Warszawy. Centralny Ko­

mitet Obywatelski i Polski Komitet Pomocy Sanitarnej. Dwom pierwszym z tych instylucyi poświeciliśmy w grudniowych numerach naszego pisma obszerne, ilustrowane relacye. Obec­

nie podaiemy relacye dzialalniści trzeciej z nich. Opierała sie one na materyalach. zebranych przez sckretaryat Komi­

tetu. iv celu ogoszenia drukiem sprawozdania w końcu sty­

cznia, r. b.. i na danych. zaczerpniętych bezpośrednio od działaczy, którzy prowadza to piekne i wielkie dzieło.

Jak powstał Polski Kom. Sanit.

Pierwsza idea pospieszenia z ak- cyą miłosierdzia armii czynnej rzu­

coną została przez panie warszaw­

skie. W pierwszym zaraz tygodniu wojny, natychmiast po utworzeniu się Komitetu Obywatelskiego miasta Warszawy, przedstawicielki kobie­

cych naszych instytucyi zebrały się na naradę, mającą działalności ko­

biecej wyznaczyć właściwe, a do o- koliczności zastosowane drogi. Na­

rada odbyła się w Chrześciańskiem

P e rs o n e l i c a rs k i i s a n ita rn y o d d z ia łu d r. W it. H o ro d y ń s k ie g o w W a rs z s z p ita lu M ie js k im .

Niestety, ten wieczny pokój zo­

stał już w czasie kongresu zamąco­

ny, a po Waterloo naruszono natych­

miast uchwały kongresu dla ukara­

nia Francyi, której „sprostowano"

nieco granice. Wprawdzie już wów­

czas Prusy godziły się uprzejmie na zabranie Alzacyi i Lotaryngii, ale je powstrzymano w szlachetnym zapę­

dzie. Fryderyk Wilhelm musiał się pocieszyć uroczystym obchodem czte> echsetnego a tak błogiego dla świata istnienia domu Hohenzoller­

nów (w październiku 1815) i wstrzy­

maniem nadania konstytucyi, którą na piśmie przyrzekł solennie swym wiernym poddanym.

Nastały wszędzie czasy ucisku i wzmożonej reakcyi pod protek­

toratem „Świętego Przymierza".

Kazimierz Bartoszewicz.

Towarzystwie Ochrony Kobiet. Po­

stanowiono na niej stworzyć Komi- syę Sanitarną. Niezwłocznie rozpo­

częto energiczną pracę w tym kie­

runku i utworzono szereg kursów, przygotowujących sanitaryuszki i pielęgniarki.

Przydało się to znakomicie.

Oto w końcu sierpnia u. r. przy­

był do Warszawy nadzwyczajny peł­

nomocnik Czerwonego Krzyża, p.

Guczkow, i zwrócił się do społeczeń­

stwa polskiego o współdziałanie. Ze­

tknięcie się p. Guczkowa z polskimi

ŚWIAT. Rok X. M> 2 z dnia 9 stycznia 1915 roku. 9

(10)

działaczami nastąpiło w salonach księżnej Michałowej Woronieckiej.

Nasi działacze z wielką sympatyą powitali ideę nadzwyczajnego peł­

nomocnika, wyprzedzoną zresztą przez inicyatywę pań warszawskich o całe cztery tygodnie. Zwrócili oni przedewszystkiem uwagę p. Guczko- wa na konieczny warunek powodze­

nia organizacyi sanitarnej polskiej:

jej autonomiczność. Ta zasada znaj­

dzie niezawodną sympatyę społe­

czeństwa polskiego, bez której to sympatyi dzieło byłoby skazane w zarodku.

Ta zasada znalazła zrozumienie.

Wobec tego Komitet Obywatelski warszawski mianował ks. Zdzisława Lubomirskiego p. Józefa Wielowiey­

skiego i inż. Maryana Lutosławskie­

go, jako swych delegatów, do utwo­

rzenia osobnej i samodzielnej insty- tucyi Polskiego Komitetu pomocy sa­

nitarnej.

J e g o organizacya.

Bardzo jest skomplikowana or­

ganizacya Polskiego Komitetu Sani­

tarnego, ponieważ zastosował się on do licznych i wielce różnorodnych zadań swoich i przytem rozrósł się do ogromnych rozmiarów, obejmuje bowiem znaczną część naszego kraju.

Z jednej strony, przyjął on pod swe skrzydła prowincyonalne sani­

tarne organizacye. Z drugiej, wy­

tworzył sobie organy osobne do funkcyi specyalnych.

Pociągnął on do pracy w całym kraju, prący umiejętnej i ofiarnej, przeszło

sześć tysięcy osób.

W samej Warszawie posiada Komitet trzy tysiące sanitaryuszek.

Do samego transportowania ran­

nych przez naszą stolicę złożył ka­

dry z młodzieży wyższych polskich szkół głównie,

czterdziestu grup po 24 osób każda.

Ilość łóżek szpitalnych, nad któ- remi polskie siły obywatelskie roz­

toczyły swą opiekę, wynosi około dwa i pół tysiąca.

Już same te cyfry świadczą, że Polski Komitet Sanitarny stał się ol- brzymiem dziełem.

Na czele tego dzieła stoi Cen­

tralny Zarząd, którego prezesem jest ks. Z. Lubomirski a wicepreze­

sami księżna Michałowa Woroniec- ka i ks. S. Czetwertyński. Specyal- ny protektorat nad wydziałem finan­

sowym przyjęła margrabina E. Wie­

lopolska. Delegatem do Komisyi E- wakuacyjnej jest P. Józef Wielowiey­

ski. Członkiem sekretarzem jest p.

M. Lutosławski. Członkiem skarbni­

kiem p. A- Rotwand, który ofiarował w domu swoim, przy ul. Niecałej 3, obszerne ubikacye na biura komite­

tu. Na czele Wydziału Lekarskiego stoi dr. Rząd, jako przewodniczący, i P. W a n d a Stokowska, jako wice­

przewodnicząca. Kierownikiem W y­

działu Prowincyonalnego jest ks. Mi­

chał Woroniecki.

Główną, zasadniczą działalnością

Polskiego Komitetu Sanitarnego jest, oczywiście, tworzenie szpitali dla leczenia rannych.

Szpitali takich utworzono do 20 w Warszawie, 13 w okolicach nasze­

go miasta, 24 w gubernii siedleckiej, 7 w gubernii płockiej, 5 w radom­

skiej i wiele innych, z których bra­

kuje narazie sprawozdań, już to z powodu zajęcia danych części kraju przez nieprzyjaciela, już to z racyi popsutych komunikacyi.

Wokoło jednak tego specyalne- go szpitalnictwa stworzono wielką i- lość organów pomocniczych, z któ­

rych jedne doprowadzają chorych do szpitala, inne ich zeń wyprowa­

dzają, inne jeszcze pogłębiają i roz­

szerzają humanitarną działalność, o- kazywaną rannym. W ten sposób, oprócz znakomitej sekcyi, mającej już swoją sławę: Transportu ran­

nych przez miasto, powołano do ży­

cia:

Biuro informacyi o rannych dla ich rodzin.

Biuro rozda,wnictwa gazet i książek.

Biure Ewakuacyjne i punkty e- wakuacyjne, na których ranni przy­

bywający i odjeżdżający otrzymują nietylko opiekę naszych organów o- bywatelskich, ale także i udzielają im całkowitego pożywienia, — to ostat­

nie na prośbę władz rządowych i na rachunek skarbu.

Posterunki opatrunkowe w Ja­

błonnie, Sochaczewie, Grodzisku, Grójcu, Górze Kalwaryi i Pilawie.

Oddział grójecki, pod kierunkiem p.

Wielowieyskiego, dostał się, jak wiadomo, do niewoli, z której wy­

zwoliło go szybkie odparcie niemców z pod Warszawy.

Oddziały Ruchome do obsługi posterunków opatrunkowych, pocią­

gów sanitarnych, szpitali innej orga­

nizacyi.

Oprócz tych osobnych sekcyi Komitet posiada własny magazyn, własny wydział gospodarczy i, jak już o tern wspominaliśmy, swój wy­

dział finansowy, któremu należy się oddzielna notatka.

T ra n s p o rt rannych.

Jest to najtrudniejszy j najdeli­

katniejszy pewno z zachodów, jakich wymagają ranni. Przy dzisiejszych środkach i metodach leczenia cho­

rzy w szpitalach wojennych szybko się poprawiają i wielki procent ich wraca do zdrowia, a nawet — po­

tem z powrotem na wojnę. Byle ran­

nego w czas i z należytą ostrożno­

ścią dostawić do szpitala.

Otóż Polski Komitet Sanitarny uczynił wielki wysiłek, aby przewo­

żenie rannych odbywało się w możli­

wie najlepszych dla nich warunkach.

Przez swe posterunki opatrunkowe dawał on im pierwszą pomoc, przez swe lotne oddziały pomagał przewo­

żeniu ich w pociągach sanitarnych;

na punktach ewakuacyjnych przyj­

muje rannych, karmi, poi, rany pil­

ne przewiązuje, wreszcie, przy po­

mocy specyalnej organizacyi trans­

portowej, dostarcza ich do szpitali własnych, wojskowych, miejskich i rosyjskiego Czerwonego Krzyża.

Z tego transportu rannych nasz Komitet utworzył sobie specyalność.

Trudne to zadanie w Moskwie przyjął na siebie zarząd miejski; w innych miastach czynią to organiza­

cye wojskowo-sanitarne. Polski Ko­

mitet Sanitarny rozwiązał znakomi­

cie wszystkie trudności, związane z tern zadaniem.

Na czele tego wydziału stoją p. Maurycy Spokorny, dyrektor główny Tramwajów Warszawskich, i p. Czesław 'Jankowski, adwokat przysięgły. Wybudowano specyalne tory podjazdowe do dworców; uru­

chomiono 14 wozów tramwajowych konnych; przerobiono do obecnego użytku 12 omnibusów konnych za­

rządu Tramwajów; przerobiony, da­

lej, kosztem Zarządu Tramwajów, platformy konne, ofiarowane przez pp. Maberbuscha i Schillego, Michle- ra, firmę Kometa, dominium Kruszy­

na; użyto wreszcie szereg samocho­

dów ofiarnych ludzi.

Wspominaliśmy już o personelu tego wydziału. Stanowi go 40 grup, po 24 osoby każda, dyżurujące po 8 godzin kolejno na dworcach kolejo­

wych. Tych kadrów dostarczyły na­

sze organizacye sportowe, maturzy­

ści szkół polskich, studenci szkoły Wawelberga i Rotwanda i kursów naukowych. Kilka grup przechodzi­

ło specyalne kursy ratownictwa, dla tern skuteczniejszej pomocy ran­

nym. Ci to obywatelscy funkcyo- nąryusze przenoszą rannych z po­

ciągów do baraków, na wozy, do szpitali i opiekują się nimi w dro­

dze. Niejednokrotnie, po krwawych bitwach bywają wzywani na pole walki i rannych z pól tych podno­

szą.

Wreszcie jedna, ale wymowna ilustracya: Według raportu z dn. 22 grudnia r. b. przewieziono rannych—

154.339.

Na p ro w in cyi.

Polski Komitet Sanitarny jest centralną instytucyą, usługującą szpi­

talnej pomocy w całym kraju, po­

rozumiewającą się z władzami, u- dzielającą, komu potrzeba, swych stosunków, swego doświadczenia w razie niezbędnym i swej materyal- nej pomocy. Działalność sanitarną, na jaką kraj nasz się zdobył, zestawić będzie można dopiero po odpędze­

niu niemców poza oba kordony. Jak wiadomo, z gubernii Królestwa jed­

na tylko nie ucierpiała od najazdu:

siedlecka. Tu więc tylko, narazie, można mówić o całości danych.

Dla przykładu i dla ilustracyi podajemy główne dane ziemi podla­

skiej, przedstawiające się dość oka­

zale.

Szpitali założono tu w ciągu pierwszych miesięcy wojny dwadzie­

ścia cztery. Największy w Siedl­

cach, Centralnym zwany, na sto łó­

żek. Następnie idą, co do wielkości, dwa szpitale po trzydzieści łóżek:

10

(11)

Polski Komitet Pomocy Sanitarnej.

W szpitalu na Czystem- Dr. Krauze i sanitaryuszki lazaretu.

Fot. Si. No/ok.

w hotelu Rzymskim.

w Sokołowie i w Wyrozębach p. Der- nałowicza. Radzyń posiada dwa szpi­

tale: „Ziemian okolicznych", na czterdzieści łóżek, i p. Szlubowskie- go na 20. Ks. Czetwertyński założył i utrzymuje szpital w Milanowie na 25 łóżek, a hr. A. Zamoyski w Ró- żańcie na 40 łóżek. Hr. Sobański ma szpital w Przeździatce na 15 łóżek;

oprócz tego, założył w Guzowie, pod Żyrardowem, inny na 60 łóżek, a o- prócz tego jeszcze, ofiarował, zaraz po wybuchu wojny, na ręce Zwierzch­

niego Wodza sto tysięcy rubli rosyj­

skiemu Czerwonemu Krzyżowi, za które utworzono szpital imienia ofia­

rodawcy w gmachu Banku Polskiego.

Większość szpitali założyło zie- miaństwo polskie. Oto one: hr. Żół­

towskiego w Kocku na 24 łóżek, p. Je­

zierskiego w Ząbkowie na 16 i reszta po 15 łóżek: p. Górskiej w Cerano­

wie, p. Humnickiego w Lysowie, hr.

Krasińskiej w Sterdyni, p. Rudkow­

skiego w Branicy, p. Jaźwińskiego w Borkach, p. Przewłockiego w Mor­

dach, pp. Trębickiego i Tchórznic- kiego w Kurowicach, hr. Potockiej w Międzyrzecu, p. Libiszewskiego w Sosnowicy.

Już sam ten spis mówi, że więk­

szość pałaców ziemi podlaskiej prze­

mieniła się pod natchnieniem miło­

sierdzia na przytułek niedoli.

Jednakże inne klasy społeczne stanęły również do apelu. I inteli- geneya, i mieszczaństwo. W Parcze­

wie założyli szpital w doskonałej harmonii „Miasto i Ziemianie".

W Elżbietowie to samo uczynili u- rzędnicy miejscowej cukrowni. W So­

kołowie utworzyła szpital większy

„Ludność okoliczna". W Siedlcach ludność miejscowa. W Puczycach powstał szpital hr. K. Br. Platera i d-ra Nasiłkowskiego.

Udział w tern dziele inteligencyi i mieszczaństwa jest zresztą znacz­

ny bardzo; jeżeli funduszy dostar­

cza szpitalom Polsk. Kom. Sanitarn.

głównie arystokracya i ziemiaństwo, personel lazaretów tych, pracujący zupełnie bezinteresownie i sprawnie, pochodzi z klas mieszczańskich.

Dla całości zanotować winniś­

my, że w Mościbrodach ziemi pod­

laskiej założył lazaret na 15 łóżek pułkownik Maniukin i oddał go pod opiekę Polskiego Komitetu Pomocy Sanitarnej.

Jeszcze jeden przykład rozwi­

niętej działalności naszej na prowin- cyi: oto lazarety, urządzone w pod- mieściu Warszawy: księżny Woro- nieckiej w Bielicach ma 15 łóżek, ks.

Diuckiej - Lubeckiej w Teresinie na 15 I., Zdz. hr. Zamoyskiego w Łocho­

wie na 15 ł., hr. Sobańskiego w Gu­

zowie na 60 I., p. Słubickiego w Ozo- .rzynie na 8 ł., p. Laszcza w Stani- szewicach na 15 ł„ pp. Bersona i Wa­

welberga na 65 ł. w Lesznie; a jesz­

cze: Sióstr Niepokajanek w Szyma­

nowie na 40 ł., Ziemianek w Grójcu na 15 ł., Komitetu Garwolińskiego w Maciejowicach na 60 !., Komitetu Opiekuńczego w Goworowie na 15 ł.

i „Ludności Miejscowej" w Płońsku na 20 ł.

Te proste dane: nazwiska osób, nazwy miejscowości, cyfry tworzą wymowne obrazy dla oka, choć co­

kolwiek bystrzejszego.

fo t. St. No/ok. D r. Ł u b ie ń s k i w o to c z e n iu pań a p te k a re k na d w o rc u w ie d e ń s k im

• *■ l

Mamy też nadzieję, że czytelnik

„Świata" nie osądzi nagromadzenia danych tych — za suche.

Skąd środki?

Na to olbrzymie dzieło potrzeb­

ne są ogromne środki.

Jest to dziw wielki, że te środki się znajdują w społeczeństwie, niosą- cem na sobie bezpośredni ciężar klęsk wojny, w kraju zdezorganizo­

wanym, spustoszonym, wyczerpa­

nym, zrujnowanym. Dodajmy jesz­

cze: w kraju, który w tych warun­

kach utrzymuje szkolnictwo polskie, mnóstwo regularnych i dorywczych instytucyi dobroczynnych i ratun­

kowych, — w kraju, który utworzył setki nowych komitetów, komisyi, sekcyi i wydziałów obywatelskich,

wołających każdy:

— Pieniędzy! Pieniędzy!

Zasadą organizacyi Polskiego Komitetu Sanitarnego jest, że każdy lazaret powinien utrzymywać się z lokalnych środków. Funduszy do­

starcza jednostka ofiarna, albo insty-

11

Cytaty

Powiązane dokumenty

dawczej. iż sprawę polska trzeba rozwiązać jaknajprg- dzej: takie jest również i zdanie pa­.. na. — iż są pewne ugrupowania w

W większości wypadków pożyczka dostaje się do rąk petenta tylko w małej części gotowizną — gdyż Sekcya stara się bezpośrednio o dostarczenie mu ma-

nych środków jeszcze przez lat dziesiątki, jakkolwiekby ułożyły się sprawy na wschodzie państwa po zawarciu pokoju&#34;.... Tak

By przekonać się, czy projekt Gren- dyszyńskiego znajdzie oddźwięk we wspomnianych instytucyach, bo inteligen- cya bez pracy jest żywo nim przejęta, udaliśmy

Pewnej nocy zdawało się już, że atak się zaczyna, gdyż po północy huknęło kilkanaście strzałów karabinowych.. Okazało; się, że to warta w okopach,

Nie jest jednak w stanie oprzeć się pierwotnym, zaborczym instynktom sąsiadów.. A Polska nie ma sit, by im stanąć na drodze, ze swą energią, własną racyą

py, opartego na gwałcie i krzywdzie, nie mógł być wiecznotrwały: na dnie jego fundamentu nagromadziło się zbyt wiele stłumionych pędów życia, przywalonych

nien być utrzymany, pomimo jego nieracyonalności: nie teraz czas na reformy; iest on też już przez wła­.. dze miejskie pobierany, pomimo 0- poru wielu