• Nie Znaleziono Wyników

Szpilki. R. 4, nr 2 (1938)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Szpilki. R. 4, nr 2 (1938)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

30 gr.

Janusz Minkiewicz: Audycja niedzielna

Nr. 2 Rok IV j

PRAW DZIW A CNOTA KRYTYK Sl$ W E BOI (KRASICKI)

J 9. I. 1938

Z powodu ataków posłów ozonowych na gen. Żeligowskiego

lie c i ę t r z e b a c e n i ć , te n x y lk o s ię d o w ie ,

K to c l ę s t r a c ił. D z iś p i ę k n o ś ć t w ą w c a łe j o z d o b i e W i d z ę i o p is u ję , b o t ę s k n i e p o t o b ie !

(2)

Alfred Dąggł

W m

I . i

Masz sobie mały ogródek tu kwiaty, a tam wychodek tulipany i astry

pelargonje i georginie niezapominajki też (i ich śmierć nie minie

— wierz) —

Kwiatów wąchać nie wolno

— podlewasz je trucizną — śmiertelne idą tu wonie iperyt, fosgen, piryt błękitny żółty krzyż Cudne drapieżne kolory chromowy i błękit milori błękit cesarski i zieleń zieleń victoria i biele jakich nie znoszą oczy...

Włóż na twarz przeciwgazową maskę

z pewnym zatrzaskiem

przechadzaj się wśród strasznych grządek rób na nich miły porządek, : przechadzaj się tam i napowrót

niech żyje twój maty ogród!

Powiedz; jest ciepło nawet...

poprawiaj sobie krawat...

Przechadzaj się, przechadzaj się p r z e c h a d z a j s i ę ! ! !

Rodzina Radziwiłłów wystąpiła z wnioskiem o ubezwłasnowolnia nie ks. Michała z powodu zamierzonego małżeństwa

j

rys. Bronisław Schneider

— Panie kochanku !

Z

asada e lity zwycięża n ie ­ w ą tp liw ie we w szystkich kra ja ch i na w szystkich ta k zw anych frontaęh. Trudno n a p rz y k ła d nie przyznać, iż m i­

lio n trz y s ta tysię cy o b y w a te li Zw iązku S ow ieckiego, które o ś m ie liło się głosow ać p ze- c iw k o S ta lin o w i, je st n ie w ą tp li­

wie e litą tego kraju, je śli o tym , co e litę stanow i, decydo wać ma jej sam odzielność m y ­ ślenia i niepowszednia odwaga cyw iln a . W ten sposób ci, któ rzy rządzą czy panują opano w ani szałem i strachem , tra cą m im o swych p o zycji znaczenie e lity , a ich m iejsce zajm ują zn ajdu ją cy się jeszcze na dole, ale m ężni i odw ażni, k tó rzy odważają się ta k głosować, że ich ka rtk a w yborcza może za sobą pociągnąć głowę śm iałego w yb o rcy.

Jest rzeczą niezw ykle cie ka ­ wą, ja k w odm iennych w a ru n ­ kach w ła d cy i ty ra n i p ow ta ­ rzają te same m etody i u ż y ­ w ają tych s a rrych ch w y tó w . W łaśnie niedaw no w padła mi w rękę taka k a ry k a tu ra :

W yb o rca niesie do urn y głos w zam kniętej kopercie. Czło­

w iek w m undurze c h w yta go za ka rk i sięga po kopertę Pod ty m p od p is: —D laczego zam y­

kasz, przecież nie m am y m ię­

dzy sobą żadnych taje m n ic!

r A le to nie je st satyra nie­

m iecka na o sta tn ie w yb o ry so­

w ieckie, ale p rzeciw nie rysu nek z sowieckiego „K rokodyla® , w yśm iew ają cy h itle ro w skie me­

to d y plebiscytow e. P ra ktyczn i a oszczędni N iem cy pow inni w ła ściw ie zorganizow ać wy m ia-

2

7 DNI CHUDYCH

nę tego ro d za ju u tw o ró w z so­

w iecką Rosją- D a ło b y to m oż­

ność używ ania ty c h samych rysu n kó , u tw o ró w , odezw i a rty k u łó w , zarów no w M oskwie, jak i w B erlinie.

P rosim y ty lk o , by ten tra n ­ z y t idej o d b y w a ł się przez Polskę w zaplom bow anych w a ­ gonach.

*

Dużą p rzykro ść * * w yrzą d ził Papież w szystkim to ta lis to m , w yg ła szając w W igilię mowę przeciw ko h itle ry z m o w i. P o d o ­ bnie i w Polsce prym as H lond p o tę p ił w sźystkie u stro je i te n ­ dencje to ta ln e , uw ażając je za sprzeczne z ka to licyzm e m W ty m stanie rzeczy S tan isła w

Piasecki bardzo źle zaczyna wyhlondać.

Papieska nauka przyda się także i rodzim ej .F a lan d ze", która wspom nieć pow inna s ło ­ wa św. Augustyna : Roma lo.- cuta, causa fin ita : u tin a m fi- n ia tu r e t te rro r.

* **

O dbyw ają się obecnie w P o l­

sce dwa rodzaje procesów po­

lityczn ych . Jedne sa skierow a­

ne przeciw ko ta k zwanej żydo kom unie, a drugie przeciw ko dawnemu B B Proces s tarosty Czarnockiego każę żałow ać bardzo, iż płk. Sław ek s p a lił a rch iw a rozw iązanego BBW R.

B yłaby to le k tu ra n ie zw ykle ciekaw a i bardzo sensacyjna.

W tej s y tu a c ji p rzyp om ina się anegdota o gen. Iło w a js k im , k tó ry z o s ta ł przez carskiego p ro k u ra to ra pociąg n ięty za w ie lkie nadużycia do o d p o w ie ­ d zia lno ści sądowej. O skarżony z ja w ił się na ro zp ra w ie i za­

sia d ł obok swego obrońcy, zgłaszając sądow i prośbę o po­

zw olenie, aby nie m usieł sie ­ dzieć na ła w ie oskarżonych.

P rzew odniczący z w ró c ił się w te j sprawie o w niosek do p ro ­ ku ra to ra . O skarżyciel publiczny w s ta ł i o św iadczył k ró tk o :

— M nie jest w s z y s tk o jedno gdzie będzie sie d ział gen. Iło w ajski, bo wszędzie tam , gdzie on usiądzie, tam będzie ław a oskarżonych.

Jan Szeląg.

(3)

A r tu r P o jęcki

O piego-masonach

W okresie świątecznym studenci sprzedawali ryby

Proszę Pana, mówmy ciszej I nie dziwmy się tym czasom, Że nas śledzi, że nas słyszy Piegowaty straszny mason Proszę Pana o dyskrecję Wnet wykończę ten temacik Naród Państwo i jak strzec je Od masono-piegowBcji

Jak wskazuję dokumenty Że zagładę niesie masom lż wszystkiemu Boże święty Winien straszny piego mason Moc fatalna jest w tych piegach Dowiódł tego pełen racji

Mój przyjaciel i kclega W dziele mędrcy złej piegacji A bo piegacz kult wypędza Od kościoła, od rodziny Jego winą — głód i nędza Wojna, pokój, szkarlatyna Marrazm, wolność, pornografia 1 tragedia starych panien W każdej izeczy ręka mafii Gdiie jej ręka — zamieszanie.

Wszędzie nrają swoich ludzi Którzy, Panie, duszą zła są Czysta cera, sam się łudzisz Piegowaty jednak mason Bo już Noc, lecz cóż gadam Znacznie wcześniej już przed laty Nasz prarodzic mason ftdam Był ohydnie piegowaty.

Gdy na rozkaz żony Ewy W masonerii starsza rangą Rwał jak piegi jabłka z drzew i Sam z ogrojca wygnał Pan go.

Więc też dla nas prosta rada Kto się uczy ten nie traci Jak uchołził niegdyś Adam Niech schodzą piegowaci.

A więc chrońmy ideały, Nie rzucajmy im na żer ich.

Niech się łączy naród cały W anti • piego - masonerii.

Nie chowajmy piegów w korcu, Nie żałujmy im Niwei,

Walczmy dzielnie z obcą mooą W słodkiej wierze i nadziei.

Że nie będzie piegi nawet Po masonach piegowatych.

Wtedy strójmy czoła w sławę, Gdy pozbędzie się nasz świat ich.

1 tam mówił i tłumaczył, Losom nowe wieścił biegi, M ja stoję, a ja patrzę:

— Panie wszakże pan ma piegi.

Jeszcze krzyczał, parskał, groził, To kastetem, pałką, rózgą,

Gdy psychjatra go uwoził, Konstatując pieg na mózgu.

--- --- ---—

rys. Emil Umariski N a r y b e k

ELEKTRIT RADIO

ODBIORNIKI N ftJU jyŹ S Z IJJA K O Ś Ć ll

REKORD

Wyjątek z ulotki reklamowej jednej z londyńskich firm farma ceutycznych:

.Najlepszym dowodem wyso­

kiej jakości naszych preparatów jest fakt, iż otrzymaliśmy dotąd tysiące listów dziękczynnych z całego świata, jak również jedną kartkę pocztową ze Szkocji.

CHOROBA

Pani Cypelewicz cięlko zanie­

mogła. Zawołano pogotowie.

Przybył) lekarz zbadał pacjentkę poczym zwrócił się szeptem do męża:

— Muszę pana uprzedzić, że trzeba być przygotowanym na najgorsze.

— Pan Cypkiewicz łapie się za głowę:

— Oj, panie lskulap, na mi­

łość boską, chyba więcej niż 20 złotych pan nie weźmie? (1)

SWAT

— Tak zasadniczo, to ta pa­

nienka nawet dosyć mi się po­

doba. Ale jej inteligencja... O czym z nią będę po ślubie roz­

mawiał ?

Swat macha ręką.

— Głupstwo I Nie ma o czym mówić. Może się pan z nią że­

nić. Encyklopedię dodam panu darmo.

M O D A

( t) Do angiel kiego gubernato­

ra Nigerii zgłasza się Bwana-Kub- wa kacyk plemienia Mba-Mba w otoczeniu swej świty.

— Czego chcecie? — zapytu­

je gubernator.

— Twoja pójść do król Jerzy

— oświadcza czarny monarcha

— i powiedzieć że moja też chcieć ko lo n ii!..

SYN

Salek należy do złotej mło­

dzieży miasteczka. Przedpołudnie spędza w domu i dopiero pod wieczór opuszcza zaciszne piele­

sze.

Któregoś dnia ojciec zwraca się do niego:

— Słuchaj, Salek, co to jest za sens cały dzień siedzieć bez­

czynnie i patrzeć przed siebie.

— Salek oburza się:

— A co mam zezować?

O d R edakcji:

Z a p o w ie d zia n y na ko­

lumnie 1-szej utw ór J a n u s z a M i n k i e w i c z a

A udycja niedzielna" uka- i e się w następnym nu­

m e rze „S zpilek"

3

(4)

J a rz y K am il W aiwłraub

Signor Giusseppe Aspirini kupił aptekę w Abisynji.

Patrzał niewinnie uśmiechnięty, wtopiwszy myśli w słodki niebyt, jak mu pociągi i okręty

przywiozły wnet medykamenty na wielki plac Addis-Abeby.^ f

Przyjemny aspekt na ulicę.

Nazwa: „Apteka pod Księżyoem*.

Wtedy nie wiedząc sam, co czyni tuląc żonę Prozerpinę,

signor Giusseppe Aspirini chwyta srebrzystą okarynę, opiece Boga się poleca

i tak pod skwarnem niebem g ra :

Ła Giovinezza, la Giovinezza, la Giovinezza Piperazyna ach, eia, eia, alala.

Wnet zbiegli z miasta się murzyni.

Każdy z nich mankamenty ma.

„Żelazne ptaki krzywdę czynić*. Tak stara Abisynka łka.

Srebrzyste lecą samoloty, każdy z nich piękne bombki ma.

„Ach będzie dzisiaj moc roboty*.

Signor Giuseppe słodko gra i sielankowy śpiew zaczyna:

La Giovinezza Piperazyna, Piperazyna Piperazyna, ach, eia, eia, alala.

„Ach moja droga Prozerpino:

roboty dzisiaj będzie wbród.

Signor Graziani czarnych rani.

Dobrze im! Hańba! Śmierć murzynom!

Lecz nim doszczętnie czarni zginą, niech do apteki idą wprzód.

Z całego serca rzekę: — naści na bombki trochę szarej maści.

Niech znają dobroć mą murzyni:

— oto oleum jest ricini”.

i tak co nocy aż do dnia.

o p ie r m y m aptekarzu akuyńskim

g ly czarodziejskie dźwięki płyną, gdy tak się dziwnie pieśń zaczyna i w ptasich trelach słodko gra:

la Giovinezza Piperazyna, Piperazyna Piperazyna ach, eia, eia, alala.

— Czy ci się nie wydaję, że dzisiejsze powietrze jest świeższe niż wczorajsze?

— No, oczywiście — tamto było wczo­

rajsze.

— Jakie było powietrze na pańskiej wy­

cieczce w góry 7

— Dziękuję doskonałe, właśnie napom- wałem sobie nim 4 opony,

ilustr. Franciszek Pareckt

Ale signora Aspirini

martwi malutki jego synek, co dziwne potworności czyni i mizdrzy się do- Abisynek.

To znów zmartwienie ojcu sprawia:

z młodym ras Gugsą się zabawia, z młodym ras Destą Mulugetą, z młodym ras Gęstą Gulugztą.

Więc signor w zapał wpadł ognisty i tak do syna swego rzecze:

„To wstyd i hańba dla faszysty.

Dla nas igraszki są c z ł o w i e c z e Przynosisz wstyd i honor plamisz, bawiąc się codzień z murzynami !*

I gdy na syna ojciec w krzyk, to synek ojcu zyg zyg-zyg.

Gdy ojciec zapowiada presje, to synek ojcu, że ma gdzieś je.

mięknie Giusseppe i do syna:

La Giovinezza Piperazyna na okarynie tęsknie gra, ach, eia, eia, alala.

Lecz synek na dwór już wybiega, gdzie abisyńską brać dostrzega.

Bawi się w berka, w chowanego.

Jął gniew signora Giusseppego i tak na końcu signor wściekł się, że popadł w groźną apopleksję

i tak w stolicy Abisynji umarł Giusseppe Aspirini.

Wtedy to z młodym rasem Gugsą syn jego grał na dworzu w kukso.

EPITAFIUM

Wdzięczni murzyni Abisynji taki na grobie dali napis:

śpi Giusseppe Aspirini pierwszy aptekarz w Abisynji, spt zedawal szarą maść l lapis,

plastry i oleum ricini, gdy samoloty krzywdę czynić

on leczyć dzieci i murzyni.

Lecz czasem, kiedy z nieba spływa i olbrzymieję wśród gałęzi

i srebrzy się w królewskich dziwach prawdziwy, abisyński księżyc, signor Giusseppe Aspirini rozmawia z srebrną okaryną i dziwią wtedy się murzyni.

J e d e n

z n a jb liż s z y c h n u m e r ó w

„ S Z P I L E K ”

Na grobie srebrna okaryna,

Wiatr w niej cichutko piosnkę gra

La G iovinezza Piperozyna, ach, eia, eta, alala.

— Panie! Co pan tu robi?

— Srawdzam czy podkłady bodrze są umocowane, bo będę tędy jechał jutro pociągiem.

p o ś w i ę c o n y b ę d z ie z a g a d n ie n io m k o l o n iz a c j i Ż y d ó w

n a M a d a g a s k a r z e

4

(5)

Z Ł O D Z I E J

(O pow ieść persko)

Iftagar, wierny sługa wiel­

kiego wezyra Abdu Raman Khana, stanął przed swoim pa­

nem i skłoniwszy się nisko po­

wiedział:

— Nie jest zasługą wiatru, kiedy przynosi wonne zapachy kwiatów, ale nie należy go ga­

nić kiedy niesie z sobą złe odory stajni. Wszystko bowiem zależy od tego, skąd wieje.

Przynoszę złą nowinę panie, -albowiem pochodzi ze złego

źródła.

Na to wielki wezyr: — Nie lękaj się i mów śmiało.

— Wasza wysokość, obo­

wiązkiem moim jest donosić ci to, o czym mówią w twoim państwie, szczególnie zaś to, co myśli lud. Pełniąc służbę, wstąpiłem do jednej z kawiarń przy placu rynkowym (właści cielem jej jest pewien Sahib) i dla dobra państwa kazałem sobie podać pudding z ryżem i winne grona Robiłem z obo­

w iązki to, co inni Persowie robią dla przyjemności. Jeden z nich Sadraj, ten który na­

ucza dzieci Pisma św., zaczął mówić głośno, bardzo głośno o waszej wysokości.

— Mówił o mnie głośno? Z pewnością mnie chwalił ?

— Jak u każdego dobrego Persa, język mój kłóci się z uszami. Nigdy nie powie tego,

co usłyszały.

Mówił... mówił... ie wasza wysokość jest złodziejem.

— Hm, mruknął wezyr, ale poczciwi Persowie nie uwierzyli mu ?

— Ach, westchnął Iftagar, ta kanalia mówiła tak przeko­

nywująco, że Allach winien de»ć taką wymowę wszystkim, by mogli sławić imię waszej wysokości. Poza tym uchodzi on wśród ludu za człowieka sprawiedliwego, uczonego i mędrca. Uwierzyli mu wszyscy i powtarzali chórem: .wielki wezyr jest..* hm. wiesz już dalej.

— Na to wielki wezyr: Na- poły zgaszony jest pożar, któ­

ry zaczynamy gasić z samego początku. Otocz strażnikami kawiarnię Sahiba przy placu rynkowym. Zjedzcie mu wszyst­

kie zapasy i zabierzcie pienią­

dze, które u niego znajdzlecie.

Kawiarnię zamknijcie, a Sa- draja który się tam znajduje, wtrąćcie do więzienia.

W pół godziny rozkaz został wykonany. Wielki wezyr uspo­

koił się. Zły kwiat został zni­

szczony, a naczynie zaś, w którym go hodowano, rozbite.

Po dwu tygodniach Iftagar, przechodząc rynkiem, usłyszał gwałtowną kłótnię dwu sprze­

dawców ulicznych. Zaintereso­

wał się nią (jak tego wymagał jego zawód) i przystanął by się jej przysłuchiwać

— Złodzieju, wołał jeden z nich oszukałeś mnie na wadze.

Nazwany złodziejem odpo­

wiedział uśmiechem na ten za­

rzut:

— W innym czasie roztrza­

skałbym ci czaszkę za taką obelgę. Ale dzisiaj wyraz .zło ­ dziej* przestał być obrazą. To tak samo jakbyś mnie nazwał wielkim wezyrem. Bo skoro nazywają wielkiego wezyra złodziejem, to widocznie Allach zalecił kradzież i nam zwykłym śmiertelnikom.

Iftagar (wciąż z obowiązku) wmieszał się do rozmowy.

Skąd ci wiadomo, dobry człowieku, że wielki wezyr jest...

hm, jak go tam nazwałeś...

K oło siedziby W ielkiej Rady Faszystow skiej w Rzymie

rys. Zenon Wasilewski

— Popatrz-no Giusseppe, to tak jak w Betleem — też gwiazda nad oborą!

L o la S ie ro s ze w s k a

Przepraszam, że żyję...

Najpokorniej przepraszam, te jestem Żydów ką — wiem, że to moja wina, moja wielka wina — bo mogłam się urodzie słoniem albo mrówką, ale ja na złość w szystkim stałam się żydówką — możecie mnie ukarać, możecie przeklinać.

Najm ocniej was przepraszam, kajam się i korzę, wiem, jakie to niemodne d zisia j być semithą, lecz je śli Ż y d się uprze, to ju ż nie d a j Boże, długo zostanie Żydem , nic mu nie pomoże — wiem, że to brak kultury, wiem to bardzo brzydko!

Przepraszam najpokorniej, że mam nos u p a rty:

nos wypiął się ku górze, w dół się nie zagina, powinien być garbaty, a chciał być zadarty —

to jest jaw ne oszustwo, nieprzystojne żarty — wiem, że to moja wina, moja wielka wina.

— Że jest złodziejem?—od­

powiedział zapytany, śmiejąc się głośno. Wstydziłbyś się te­

go nie wiedzieć. Opowiadał mi to mój brat cioteczny, który wrócił właśnie z więzienia po odsiedzeniu sześciomiesięcznej kary. W więzieniu nie nazywają wielkiego wezyra inaczej jak .złodziejem*. Nauczył tego wszystkich pobożny Sadraj.

Iftagar kazał zatrzymać sprze­

dawcę i pośpieszył do wielkie­

go wezyra. Ten robił sobie gorzkie wyrzuty. Zamiast uka­

rać go śmiercią, posłałem świ­

nię do jej chlewu I i wydał roz­

kaz wywiezienia Sadraja do najbardziej od Teheranu odda­

lonych północnych prowincji kraju.

— Znów minęły dwa mie­

siące. Wielki wezyr zapomniał już prawie imienia Sadraja, gdy pewnego dnia Iftagar za­

uważył na ulicy człowieka z cudzoziemska przybranego, przyglądającego się ciekawie domom miasta.

— Nietutejszy—pomyślał If- tagar i podszedł grzecznie w celu zaofiarowania usług.

— Wesela niech będzie z tobą. Przybywasz zapewne z dalekich okolic i jak mi się zdaje szukasz czegoś. Czy nie mógłbym ci przyjść z pomocą?

— Rzeczywiście przybywa-n z daleka, odpowiedział cudzo­

ziemiec i ważne sprawy spro­

wadzają mnie do was. Chciał- bym mianowicie zobaczyć dom wielkiego wezyra albo nawet jego samego.

— To życzenie przynosi ci zaszczyt, ale dlaczego intere­

sujesz się tak osobą wielkiego wezyra?

— Dlaczego? Widzisz, pow­

tarzają stale, że wielki wezyr jest złodziejem, odpowiedział cudzoziemiec. Jako kupiec, przypuszczam, że taka znajo­

mość może mi się przydać.

— A kto ci powiedział, że wielki wezyr jest... hm, no, wiesz już... zapytał Iftagar.

— Jakto, zdziwił się kupiec, u was w Teheranie, w stolicy, nie wiecie o tym, o czym wie każdy gamoń uliczny w naj­

bardziej oddalonej prowincji?

My wiemy to od mądrego, sprawiedliwego Sadraja, które­

go przysłaliście by nas nau­

czał.*

Iftagar kazał uwięzić kupca, sam zaś pośpieszył do wezyra.

Ten wpadł we wściekłość

Chciałem ukryć sekret przed ludźmi, tymczasem sam im posłałem jego źródło. Sam postarałem się o to by we wszystkich zakątkach państwa mówiono o mnie, że jestem złodziejem.

— I zarządził, by natychmiast przeniesiono Sadraja z półno­

cnych prowincji do dziewiczych puszcz na południu, gdzie ka­

zał go pozostawić na pastwę głodu i dzikich zwierząt. Po trzech miesiącach wielki wezyr zapomniał już o swoim zmar­

twieniu, kiedy nagle jego w ła­

sna papuga, dar zarządcy je­

dnej z prowincji, zaczęła krzy­

czeć na całe gardło:

— Wielki wezyr jest złodzie­

jem I

Na rynku sprzedawano dzi­

kie, świeżo schwytane papugi, z których żadna nie potrafiła spytać: .czy smakowało ci dzi­

siaj śniadanie*, ale zato wszyst­

kie krzyczały na głos: „wielki wezyr jest złodziejem*. Nawet

Dokończenie na str. 6.

5

(6)

Złodziej

(Opowieść perska) (dokończenie ze sir. 6) w pałacu szacha świeżo ku­

piona pepuga zawołała: .wielki wezyr jest..1*. Na szczęście wierny Iftagar ukręcił jej łeb w tym momeneie. v

Przez 3 dni, .'.te jedząc, nie pijąc,‘Iftagar przebiegał wzdłuż i wszerz ulice miasta. Wrócił wychudzony i złamany,

— Wierz mi Ekscelencjo, stanę­

liśmy w obliczu niepojętej ta­

jemnicy. Kazałem aresztować wszystkich sprzedawców pta­

ków. Wszyscy stwierdzają zgo­

dnie, że ostatnio nawet papugi, które rodzą się, umieją już sa­

me z siebie ciebie obrażać. O powiadają, że cała dziewicza puszcza, w której chwytają te ptaki, rozbrzmiewa ‘ ich krzy­

kiem „wielki wezyr iest..." hm, wiesz już dalei. Powtarzam niepojęta histo> ia I

Wielki wezyr uderzył się w czoło i zawołał:

— Zakładam się, że tc znowu sprawka tego Sadraja. Ta ka­

nalia uczy ptaki leśne wymy­

ślania. Dobrze, wiem, co nale­

ży czynić!

Wysłał do puszczy oddział żołnierzy, kazał wyciąć bór i schwytać Sadraja.

Rozbrzmiała puszcza stuko­

tem toporów, a przerażone pa pugi skakały z drzewa na drze­

wo, wołając „wielki wezyr jest złodziejem". Sadraia zakutego w kajdany sprowadzono przed oblicze wielkiego wezyra.

—- Kanalio, zawołał, nie- dość ci bj ło wprowadzać w błąd ludzi, dejesz jeszcze lek­

cję ptakom ?! Ja ci za mknę usta!

1 kazał wbić go na pal.

Tłum lubi takie widowiska, toteż cały Teheran zgromadził się na placu rynkowym by się przypatrzeć egzekucji. Sadraj nadziany na pal wił się z bólu.

1 pytali go mądrzy ludzie:

— Dlaczego opowiadałeś wszystkim, że wielki wezyr jest złodziejem?

Na to Sadraj: Cóż innego mogę powiedzieć niż to co jest prawdą? Nauczono mnie w młodości, że należy mówić prawdę, później ja sam uczy­

łem tego innych. Gdybym był mówił co innego, nikt, by mi nie uwierzył, bo to byłoby - kłamstwem.W ‘ ~ f.!;

I ludzie, widząc jak Sadraj cierpiał i umierał, myśleli: Wi­

docznie to prawda. Jeśli tak mówi człowiek na palu, to wi-Jr docznie o wielkim weryrze nic innego nie można powiedzieć. J

Teraz wiedział już o tym ca- ’ ły Teheran i uwierzył w to, że wielki wezyr jest złodziejem.^

Odtąd starcy, dzieci, kobiety,, żołnierze, bogaci i biedni, ro-^J zumni i głupcy powtarzali to ,, jedno zdanie. Skrócili je nawet dla wygody i mówili poprostu .wielki złodziej* i każdy wie-V dział o kogo chodzi.

Wówczas wielki wezyr zro-,>

jumiał, że pożar wzmógł się do

tego stopnia, że nie ugasi go swoją własną mądrością. Wez­

wał więc do pomocy najmąd­

rzejszych ludzi z kraju.

— Nie będę przed wami u- krywać przyczyny, dla jakiej was wezwałem, zaczął wielki wezyr, otwierając posiedzenie.

W każdym zakątku ulicy, na wszystkich rynkach, kraju sły­

szy się teraz zdanie ^wielki we­

zyr jest złodziejem*. Tak dłu­

żej być nie moźel Bo jeśli mó­

wią tak o wielkim wezyrze, to czego mają oczekiwać zarządcy prowincji, prefekci i inny wyso­

cy urzędnicy naszego państwa?

Zastanówcie się i powiedzcie jak można- położyć kres .tym -obrażliwym pogłoskom przeciw

ko autorytetowi władzy?

Przez trzy dni i trzy noce trwały narady. Jeden chciał prześcignąć drugiego w mądro­

ści ale po namyśle uznali wszyscy, że rady ich nie mogą mieć praktycznego zastosowa­

nia. Zarządca wielkie j prowincji radził by każdemu, kto po­

wie „wielki wezyr jest złodzie­

jem”, ścinać głowę. Na to wiel­

ki wezyr potrząsnął głową:

— Wówczas cały kraj by opus­

toszał. Zostałbym może tylko ia z tobą a i tobie teżby trze­

ba było uciąć głowę. Inny dy­

gnitarz radził, by zabroniono wogóle mówić. Wątpiono, czy to się uda. W końcu po próż­

nych wysiłkach mędrcy umilkli.

Jakto zawołał wielki we­

zyr, wściekły, nikt z was nie może znaleść jakiegoś sposobu?

Wówczas z ostatnich szere­

gów postał sędziwy starzec, przedstawiciel najuboższej lud­

ności wiejskiej i powiedział:

Ja zram sposób.

— M ćw [ zawołał wezyr ura dowany. r

i — Chcesz, l y przestano po w tarzać, „w ie lk i w ezyr jest zło­

dziejem”? $ -

— Tak!

Znam niezaw odny sposób na to, w dodatku jest to spo­

sób jedyny! Przestań łraść\

VJśx6A zgromadzonych zade- dła śmiertelna cisza. Wielki wezyr kazał wyprowadzić star­

ca na plac rynkowy i nadziać go na pel.Ł

Z ty< h dwu bandytów Sa­

draj był jeszcze mniel niebez pieczny. On nastawał tylko na moją cześć, ten zaś chciał zmiejszyć moje dochody.

P odług P rtw d ira

opracował Michcł Sass.

SZTUKA

Znakomity malarz Funiek Boboli zwraca się do swojej gospodyni:

— Mam dla pani niespo­

dziankę. Dostanie pani dzisiaj całe zaległe komorne,

i Nie, to chyba niemożli­

we...

Funiek zaciera ręce z zado­

wolenia:

Załatwione.

— Co załatwione?

Potrzebny mi do rysrnku wyraz zdziwi nia.

rys. M . Reif Rom an-s

ŻYCIE 1 SALON

Piękny Kuba przy szedł z wi­

zytą do pięknej Idy. Piękny Kuba sypie komplementami, jak z rękawa. Piękna Ida czer wieni się i mówi:

— Jeżeli pan nie przestanie praw:ć mi komplementów, to będę musiała zalkeć scbie uszy.

Piękny Kuba słodko się uś miecha:

— Nie będzie mogła pani tego zrobić.

— A dlaczego?

- Bo pani rączki są za mtłe.

tt. (0

ł. * *r-» •

Słynny astrcncm angielski Robert Bali zwiedzał kiedyś wielką fabrykę nici pod Man- chastrem.

Oprowadzający go właściciel oświadczył z dumą:

— Aby dać panu pojęcie o ogromnej produkcji pcwlem pa­

nu tylko, że rzucam nafrynek 155 milionów mil nicił ĘL

utłJE-. -.w

Bali wyjął ze spokojem no­

tes, obliczał coś przez chwilę, poczem powie dział, g g " tiŁfl ( — Musi pan zatem w ciągu zaledwie dwustu lat produko­

wać codziennie tę ilość nici, by uprząść nią, która by połą­

czyła komin pańskiej fabryki z najbliższą planetą!

(t)

POZNAJ SZKO TA Rzecz działa się w Aberdeen podczas wielkiej kwesty na cel dobroczynny.

Na wszystkich rogach ulic kwestarze zbierali ofiary i przy, pinali „kwiatek” przechodniom

Do starego banku szkoc­

kiego „Mac Duncan, Mac Cor- mick and Mac Figgins’ wszedł jakiś interesant

— Czy jest pan Mac Cor- mick?

— Wyszedł, ale są dwaj po­

zostali wspólnicy — odparł potier i wprowadził klienta do dyrekcji.

Mac Giggins i Mac Dunkan siedzieli przy kominku. Ich twarze wyrażały niepokój i zniecierpliwienie.

— Mam interes wyłącznie do Mac Cormicka — wyjaśnił przybyły — gdyż tylko on zna dokładnie mą sprawę. Zamiast czekać tu jednak, pozwolę so­

bie zaproponować panom wspól­

ne pójście na lunch do naroż­

nej restauracji.

— Niestety,to niemożliwe—

odparł Mac Higgins. — Nie możemy wystawić nosa na ulicęl

— Dlaczego?

— Przez tę przeklętą kwe- stęj... Bank już wyasygnował dziś pół pensa na ten cel, a ten łotr Mac Cormick zabrał

„kwiatek*!

(0

W Y T W O R N A B I E L I Z N A Q TT T TP Tł C H M I E L N A 1 5

S P E C J A L N I E N A M I A R Ę JJ J

H

D T *E L E F O N

(7)

W S P O M N I E N I A

• 4

i

Ś W I Ą T E C Z N E

I w*Ł ..- f - X : -'r • . i ... ' . - . - . X * •• „ f v ;

— Patrz Jerzy ! Duvalawie przysyłają nam wazon, który w seszłym roku na Boże Narodzenie podarowaliśmy państwu Dubois, a który otrzymaliśmy rd Davalów

(*H jp p y Mag<]

Warto...

W a rto d ia b łu d u s zę s p rz e d a ć , W a rto g ło w ę s w ę z a s ta w ić , B yle się s m u tk o w i n ie d a ć : W „P a r a d'i s'ie" m óc się baw ić.

— Mamusia wyprawiła świętego Mikołaja przez kominek, ale On, tatusiu wiócił, bo zapomniał szelek.

* (ȣa revue parisiennet)

Kiedy co wolno

W d z ie ń to w o ln o P anu p ła k a ć , S tękać, p s io czy ć , ile w liz le k ..

A le w nocy tr z e b a s k a k a ć j W ry tm ra d o śc i w . P a r a d i s ' i e

JOOETb

To już nie ty grasz rolę św. Mikołaja przed tym sklepem?

A nie. Twierdzą, że jestem za stary. 7 (»/?Zre«)

— Jak trudno musi być świętemu Mikołajowi, żeby tęd’

przejść. (*Rlre*

Czytelnicy „Szpilek"

spotykają się

W SALONIE CZEKOLADY

Mwet.Acv.>nv pod uimąoem m m»oc< puwd J.B B.

SZACHA AADAJł c m i tOCALńt) MATOWOU I ŚUM łv m to m tń c z y uwgłaa

— Jeśli będziesz niegrzeczny, to święty Mikołaj nie przyjdzie do Ciebie.

r-s Tak ? A to dlaczego już pou­

kładał zabawki w ‘ komodzie w salonie?

('lllustrierte

/h a ik „dl BÓLU GŁOWY

M ARSZA ŁK O W SK A 1 1 1

. t 4 ’• «

D yr. Stanisław Tepper Prenumeratę za’I. kwartał r.‘b. prosimy wpłacać tylko przekazem rozrachunkowym Nn 766 (we wszystkich urzędach pocztowych) lub bezpośrednio w Administracji.

tPOMhlADaWOlENIE

, ZAPEWNIA.., przy

PRZEZIĘBIENIU

G R Y P IE ; KATARZE

LTRA-SILCO

JAPOŃSKI BIAŁY/gT bez

/ • " ' Ł lĄ ArŚI

r —

7

(8)

I 1

* 4

La grandę illusion czyli

Towarzysze broni

„ S z p i l k i ” n k a z n j ą s ię oo ty d z i e ń. — Przedruk bez podania iródta wzbroniony.

Pranamorata kwartalna wraz z przesyłką 8 zł. Zagranicą 4.60 zT Konto P .1 O . Nr. 14844. Prrckaz ro m aka n ko w y nr TM Rad ak oj a i Administracja: Warszawa, W. Górskiego 6 m ltel. 3-36-91 Administracja czynna codziennie od 10-ej do l ei w Rsdakoja przyjmuje w poniedziałki i czwartki od 6-ej do 6-ej pp Rękopisów nie zwraoa się. Oplata poozt. niszczona gotówką

Cena ogłoszeń w tekście 1 zł. za mm. °

______ Redaktor i wydawca; Zbtgrdrw Mitzner._________________

Polskie Zakłady Drukarsko-lntrollgatorskle, W a r s z a u a , b r a c ia 22. trł. M 4 - / 2 .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Może lepiej nam było dzikie pieśni śpiewać na drzewach i nie marzyć o szczytach kultury, niż pętać się po ziemi, zeskoczywszy z drzewa, z tęsknotą, żeby

wom, robi się bałagan, który właściciel nerwów i rozumu stara się bezskutecznie uspo­.. koić proszkiem od bólu głowy za 10

Trzeba nadmienić, że jaśniepan i jaśniepani i młodzi jaśniepaństwo zajm ują pokoje w różnych częściach budynku, bo jaśniepan może zasnąć tylko w pokoju,

Parlament japoński zajmie się skolei dyskusją protestującą przeciwko wojnie domowej w Hiszpanii, zaś Kor- tez-y hiszpańskie zaprotestują przeciw tarciom i niesnaskom

Achilles dwukrotnie zatoczył się i padł, lecz zerwał się z ziemi i po­.. pędził

kwas drzewny wyrabia się ze specjalnego gatunku drzewa, tak zwanego drzewa muszego i używa się go do tępienia much. Jest to powszechnie po wsiach używany środek

Idzie się na amerykański film, szczypie się pokojówkę i za­. prasza się na kolację najmniej inteligentnych ludzi, jakich się

niech ludzkość wiesza się na miejskie lampy Niech zdycha z głodu! — Sztuce żyć — wasz trud!*. Jak mówi pies? Że dzieciom będą dane pensyjki kiedyś — za