• Nie Znaleziono Wyników

Komedye X. Franciszka Bohomolca w stosunku do teatru francuskiego i włoskiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Komedye X. Franciszka Bohomolca w stosunku do teatru francuskiego i włoskiego"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Wiktor Strusiński

Komedye X. Franciszka Bohomolca w

stosunku do teatru francuskiego i

włoskiego

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 4/1/4, 246-260

(2)

Modlitwa na kompletę, litania o świętej Małgorzacie i „akt skruchi“ kończą druk na karcie G4.

Pod ostatnimi wyrazami emblemat drukarski : głowa satyra w obramowaniu.

Oba egzemplarze zachowane starannie; mnogość edycyi i nie­ liczne unikaty dają świadectwo poczytności dziełka, o którego wy­ daniu poczajowskiem, przeznaczonem niezawodnie dla rzesz pątni- czych, nie wiedzieliśmy zupełnie. Nie ciekawe ono wcale co do swej. treści, lecz dla ścisłości bibliograficznej zasługuje na wzmiankę.

Stanisław Kossowski.

Komedye X. Franciszka Bohomolca w stosunku do teatru

francuskiego i włoskiego.

Ksiądz Franciszek B o h o m o l e c (1720 — 1784), wykształcony i dowcipny Jezuita, należy do grona tych mężów, którzy byli n aj­ gorliwszymi pracownikami w Polsce z końcem XVIIÏ wieku. Czynny już na rożnych polach, staje się autorem dramatycznym dzięki rywa- lizacyi Jezuitów z Pijarami. Kiedy bowiem niestrudzony K o n a r s k i założył w roku 1743 przy „Collegium nobilium“ pedagogiczny teatr dla młodzieży, gdzie tragedye C o r n e i l l e ’a i R a c i n e ’a zaczęły przemawiać do umysłów polskich, Jezuici, nie zaniedbując sprawy, poczęli ubiegać się o pierwszeństwo w intencyach reformatorskich z Pijarami, a do tej służby stawił się skwapliwie Franciszek Bo­ homolec.

Stworzył on w Polsce teatr pedagogiczny, zastosowany do warunków sceny szkolnej. A więc niema w jego komedyach kobiet, niema sytuacyi erotycznej i powiedzeń, zabarwionych choćby tylko pozorem nieprzyzwoitości, ale zato nie brak w nich sentencyi mo­ ralnych i gorzkich aluzyi, skierowanych pod adresem ówczesnego społeczeństwa. Jak pojmowrał zadanie komedyi, najlepiej świadczą słow a z przedmowy do „komedyi“.

„Wiem — pisze Bohomolec — źe ledwie kilka komedyi Pol­ skich y to z cudzego języka całkiem tłumaczonych na świat w yszło. Robionych zaś albo przerabianych żaden ieszcze podobno Polak oyczystym ięzykiem nie wydał : a przecież ta zabawka, iako iest y uczciwa, y pożyteczna, tak godna tego, ażeby się Polacy w niey równie, iako y inne narody, kochali. Koniec albowiem komedyi, y cel właściwy iest, na śmiech podaiąc, poprawiać złe obyczaie“ . W „Monitorze“ zaś, gdzie zostawił mnóstwo uwag pedagogiczno- moralnych, odnoszących się do ówczesnego społeczeństwa polskiego,

(3)

N otatki. 2 4 7

pisze pod datą 22 września 1765 roku: „Otwarcie Theatrum w W ar­ szawie dało mi pochop do myślenia o pożytku, który ztąd wynik­ nąć może. Jeźli albowiem brałem to iak zabawę, znalazłem ią z nay- dowcipniejszych y które czas naymiley trawić może. Jeźli uważa­ łem profesyę aktorów, znalazłem, że zbiór nie pospolitych talentów potrzebny do formowania doskonałego aktora upoważa też profe­ syę. Znalazłem nareszcie, że iest to nauka świecka y szkoła świata, która nieznacznie : bo bawiąc, dzielnie : bo wymyślonemi przykła­ dami równie do oczu iako y do uszu mówi, śmieiąc się obyczaie naprawia, iako powiedział Horacyusz: Ridendo castigat mores".

Molière chłostał swoje otoczenie, lecz robił to raczej dla satyry i komizmu; ze słów Bohomolca widnieje nieraz głęboka troska o ojczyznę, której lekkie obyczaje, importowane z zagranicy, mogły wzbudzać poważną trwogę o przyszłość.

Bohomolec narzeka na płochość, głupotę, modę, kłamstwo, obłudę, plotkarstwo, degeneracyę fizyczną i moralną, stroje, obmowę, pijaństwo, karciarstwo, francuszczyznę i ateizm. Ze smutkiem opo­ wiada o damie, która w negliżu wybiera się do kościoła, lub o dworskich dowcipnisiach, który starających się o służbę pytali, czy umieją skoczyć i cztery razy potrząsnąć nogami, zanim dotkną się znowu ziemi V

Poza ramami tych koniecznych wzorków, które Bohomolec czerpał wprost ze swego otoczenia, znajduje się F i g i а с к i, w esoły kpiarz i intrygant, jedna z najważniejszych figur jego komedyi. Postać ta jest produktem teatru włoskiego, wpływającego na naszą literaturę jużto wprost, już też za pośrednictwem literatury francu­ skiej. „Commedia deW arte“ bowiem, jedna z najcharaterystyczniej- szych inwencyi włoskich, stworzyła między innymi doskonały typ Filuta, rozśmieszającego lud zabawnemi kpinami i cudownymi po­ mysłami do rozpuku. Jako niewinna farsa bawiła żądną ciekawych sztuczek publiczność dobrze i żywo, bez oglądania się na jakiś cel moralny. Gała istota tej sztuki polegała na werwie aktorów, a w ę­ zeł łatwej, ale dowcipnej intrygi dzierżył zazwyczaj w swem ręku

Arlecchino. Powodzenie sztuki zależało od zgrabnej improwizacyi

arlekina, od jego żywej gestykulacyi, suggestyi i dowcipnego bła­ znowania. Najczęściej ośmieszano w nich komiczne typy współczes­ nych (jak w „attelanach“). Groteskowa figura arlekina zjawiała się w komedyach pod różnemi postaciami. Był więc : cudownym leka­ rzem, wesołym skoczkiem, podstępnym służącym, rycerzem, a na­ wet . . . kawalerem z księżyca. Zawsze sprytny, zwinny i cięty, oszu­ kiwał łatwowiernych, a nieraz w jednej komedyjce podlegał kilku metamorfozom dla pożądanego utajenia się i tem łatwiejszego okpienia.

Arlekinady szybko przedostawały się za granicę Włoch wraz z tru­ pami aktorów. Na ich wzór piszą komedyopisarze francuscy kome- dye arlekińskie, w których jednak arlekin ulega modyfikacyi. Pozby­

(4)

wa się on w nich ordynarności i przesady, staje się więcej wy­ kształconym, lecz zarazem bardziej obłudnym i podstępnym.

Arlekinady te były najrozmaitsze. Same tytuły, jak np „Arle­ quin Mereure galant“ — „Arlequin lingere du palais“, gdzie cały ciężar akcyi polegał na przebraniu arlekina jako pół ■ mężczyzny a pół-kobiety, „Arlequin homme a bonne fortune“ — „Arlequin défenseur du beau sexe“ — „Arlequin misantrope“ — „Arlequin chevalier du soleil“ — „Arlequin empereur dans la lune“ i t. d o­ świadczą o fantazyjnej pomysłowości. Miały zaś powodzenie, bo godziły w najsłabszą stronę tłumów, w łatwo impulsywny śmiech. Farsy te, w gruncie rzeczy nieraz zbyt śmiałe w sprawach społecz- no-religijnych, nie demoralizowały gawiedzi tylko dlatego, iż śmiech gasił smutną p awdę, która kryła się pod szalbierczemi sztuczkami i drwinami arlekina. Szalbierz kpił sobie z naiwnych, publika biła brawo, a arlekinada kończyła się muzyką i tańcem — poza tem wpływ jej był mały.

Arlekinada stworzyła chętnie wszędzie widziany i naślado­ wany typ wesołego bohatera, a postać ta występuje także w teatrze

Bohomolca pod mianem F i g l a c k i e g o . Jest to figura arcyzabawna, wzorowana na włoskim arlekinie, a wypolerowana sprytem lokaja z komedyi molierowskiej. Te dwa elementy romańskiej literatury mieszają się wciąż u Bohomolca, przystrajając Figlackiego bądź to w szatę włoskiego trzpiota, bądź też w lisi fraczek służalca pary­ skiego.

Po m o c k i, przyjaciel Figlackiego, który mu zresztą mimo przyjaźni niezbyt serdecznie garbi skórę, tak się o nim wyraża: „Ten Jegomość ani sieie, ani orze, a wszystko mu się rodzi. Dóbr żadnych nie ma, a porządek ma dobry, y worek nie próżny. Kuchni nie ma, a smaczno iada. Wszędzie go kochaią, przyimuią, chwalą“ ( „Fi g l a с ki p o l i t y k t e r a ź n i e j s z e j m o d y “, I, 1). Figlacki wyjawia mu sekret tego cudownego życia i podaje mu „pierwsze fundamenty życia“, radząc : „Nayprzód z każdym WM. Pan postępuy w oczy cudnie, a za oczy wolno będzie у obłudnie. — Powtóre: kiedy kogo ludzie chwalą, chwal y WM.Pan, a kogo ganią, gań у WM.Pan; a to miej za cel wszystkich swoich postępków, żebyś nikomu nie wierzył. — Potrzecie: z każdym WM.Pan postępuy mile, każdemu się w czym możesz przysługuy, podchlebiay, nad- skakuy, a naybardziey temu, u którego spodziewasz się swego po­ żytku. Gdy się WM.Pan dowiesz o dobrey kuchni, у postrzeżesz, źe się z niey mocno kurzy, idź z iaką nowinką ciekawą do gospo­ darza tego domu; tylko tak trafiay, żebyś tam przed samym obia­ dem zawitał, a nie odchodź, aż obiad wydadzą“. Taki jest kate­ chizm Figlackiego, skrupuły zaś religijne, jakie nasuwają się słu­ chającemu tych wywodów, zbywa wesoły modniś krótką odpowie­ dzią: „Ho, Ho! O duszy wiele m ów ić!“

Figlacki drwi z religii i praktyk nabożnych, o Bogu powiada że go nigdy nie widział, tego zaś, kto bywa na kazaniach, nazywa

(5)

N otatk i. 2 4 9

„naboźnisiem“ i „liżyobrazkiem“. Jest to ateusz, przeniesiony na grunt polski ze zmateryalizowanego modnie społeczeństwa francu­ skiego XVIII wieku, kiedy francuskim obyczajem i zagraniczną suknią rugowano tradycye przodków, a popadłszy w drugą skraj­ ność, nazywano wiarę grubiaństwem.

Figlacki z ironicznym uśmiechem waśni ze sobą naiwnych kupców, okpiwa skąpych starców, ratuje w nieszczęściu młodzie­ niaszków, oddanych mu pod opiekę, naturalnie nie z czystej miło­ ści, przytem kłamie na wszystkie strony. Nawet siebie samego „bie­ rze na kawał“, bo ma o sobie przekonanie naj nie w mniejszego poczciwca. Chełpi się sw ą polityką, która go w życiu „honeste“ utrzymuje, dbając zarazem o honor i ambicyę. Szczęściem to jego, że ma dobre przekonanie o sobie, bo unika w ten sposób wielu przykrych sytuacyi, np. kiedy mu zarzucają, źe siedział w kozie, pociesza się, ż e . . . vir locum, non locus virum honestat! Mimo to jest bardzo często tylko zwykłym złodziejem, a interes, dla któ­ rego prowadzi intrygę, zbliża go bardzo do włoskiego arlekina, któ­ rego „ p o l i t i c a “ obfituje w rozmaite pomysły, kiedy np., rozma­ wiając przez tubę ze swym królem księżycowym, wyłudza od łatwo­ wiernego doktora pieniądze i pierścień brylantowy — dla swego mo­ narchy.

Odnajdujemy też we Figlackim rys urojonej donźuaneryi, za ­ czerpniętej z nadętego kawalera komedyi G o l d o n i ’e g o, któremu wyobraźnia, romantycznie podniecona serenadami gondolierów i srebr- nemi nocami, spędzonemi nad kanałami Wenecyi, nasuwa przeko­ nanie, że jednem spojrzeniem zdoła unicestwiać serca niewieście. W „ S t a r u s z c e m ł o d e j “ powiada Figlacki, źe tak dalece zna się na wszystkich gatunkach piękności, iż go w Warszawie nazy­ wają „jubilerem wdzięków“. Jest zaś tak nadobny, że, gdy idzie przez ulicę, wszystkich panienek serca za nim hurmem lecą i musi się od nich odganiać, jak od much (III, 2)

Jego jowialny humor szydzi z niepojętności i maniactwa. On to pod postacią Tomasza kpi z zapalonego młodzieńca, rozkocha­ nego w myśliwstwie, dając mu radę, jak trzeba strzelać, aby nigdy nie spudłować: Należy wziąć trzy ziarnka pszenicy czystej, każde ziarnko nowym nożem na trzy równe części podzielić, włożyć je razem z nabojem do strzelby, wziąć na cel, wytrzymać dobrze i . . . strzelić dobrze ! Rada niezawodna.

Figlacki w pomyśle jest wzięty z arlekinady włoskiej i prze­ niesiony do komedyi polskiej ze zgrabną stylizacyą francuską. Lecz to, co w południowo-zachodnich krajach było wzorkiem, zbieranym wśród żywego społeczeństwa, u nas było tylko sztucznie przez lekturę zaaklimatyzowanym rodzajem i dlatego typ Figlackiego był na naszej scenie poniekąd obcym gościem.

(6)

Bohomolec wydał początkowo komedye w trzech tomach, w Lublinie w roku 1750, 1757, i we Lwowie w roku 1758, na­ stępnie zaś w pięciu tomach w Warszawie (od roku 1772 do 1775), gdzie razem mieści się 25 komedyi, które z wyjątkiem kilku są wprost przerabiane z obcych. W bardziej oryginalnie opracowanych znać silny wpływ lektury dzieł zagranicznych, choć autor lubiał zacierać pierwowzór. Produktem późniejszej pracy literackiej były komedye, pisane już dla teatru warszawskiego, do których zaliczają się: „ M a ł ż e ń s t w o z k a l e n d a r z a “, „ M a r n o t r a w c a “, „ S t a - r u s z k i e w i c z “, „ S t a r u s z k a m ł o d a “, „ N a d g r o d a c n o t y “, „ G e r e m o n i a n t “, „ M o n i t o r “, „Pi j а с у “, „ C z a r y “ i opera „N ę- d z a u s z c z ę ś l i w i o n a “. W nich jest juź Bohomolec samodzielnym pisarzem. Niestety, te ostatnie sztuki miały wartość czysto aktualną, dla nas zaś mają znaczenie jedynie historyczne, bo w osnowie swej są nieudolne i nudne. Jedna z najwcześniejszych komedyi Boho­ molca: „ F i g l a c k i p o l i t y k t e r a ź n i e j s z e j m o d y “ (komedyą druga) jest przeróbką farsy Molière’a : „ Le s F o u r b e r i e s de S c a ­ pi n“. Rozumie się, źe intryga miłosna, nie odpowiednia dla szkol­ nej sceny Bohomolca, została w przeróbce polskiej wykluczona, a cała akcya polega tu na sprycie Figlackiego, guwernera Jana. Figlacki, podszywszy się zręcznie pod wygodną i dobrze rentującą się szatę mentora, opiekującego się Janem, korzysta z nadmiernej miłości bogatego ojca, Łakomskiego, i różnymi sposobami wyłudza od niego pieniądze na pokrycie długów karcianych pupila, a w ła­ ściwie na zaspokojenie bezgranicznego pragnienia własnej kieszeni. Kobiety, w których wedle oryginału francuskiego kochają się syno­ wie dwóch starców : skąpego Geronta i dobrotliwego Arganta, zo­ stały zamienione na karty, nawet z korzyścią dla wartości sztuki, bo w ten sposób autor uniknął banalnego rozwiązania intrygi — nagłem odkryciem związków rodzinnych między synami, a ich ko­ chankami — co było nieudolnym, choć powszechnym wówczas mo­ tywem. Sposób wyłudzania pieniędzy ze szczelnie zamkniętej kiesy ojcowskiej zapomocą nieprawdziwej figury bohaterskiego młodzieńca, jak i zmyślonego porwania ukochanego syna na turecką galerę celem wydobycia od ojca „okupu“ jest w obu komedyach taksamo przeprowadzony. Zabawna scena obicia we worku („sac ridicule“). Pomockiego, który jest niejako na praktyce u Figlackiego i któ­

remu mistrz intrygi kazał się tam schować rzekomo przed mścicie­ lami, wychodzi z pod pióra Bohomolca tem komiczniej, iż jest naturalniejsza i więcej nam sympatyczna, niż u Molière’a, u którego Scapin w tem sam sposób obija ojca swojego pana, niedołężnego starca. Wprawdzie z zakończenia oryginału francuskiego, w którem Scapina prowadzą za zbytnie figle na szubienicę, ostatecznie zaś na ... kolacyę, Bohomolec nie skorzystał i nic nam nie mówi o dal­ szych losach Figlackiego, gdy już figle jego wyszły na jaw, pomimo to komedyą w całości nie straciła na werwie i humorze, a uszczy­ pliwe uwagi o religii i francuszczyźnie podkreślają tylko dobitniej

(7)

N otatki. 251

arlekiński, sceptyczny charakter Figlackiego. W tej to komedyi Mo- lière’a znajduje się też paradne wyznanie Scapina, które Bohomolec pominął w tej przeróbce, wyzyskawszy je jednak dla ogólnej cha­ rakterystyki Figlackiego.

„II y a peu de choses“ — powiada Scapin (I, 2) — „qui me soient impossibles, quand je m’en veux mêler. J’ai sans doute reçu du ciel un génie assez beau pour toutes les fabriques de ces gen­ tillesses d’esprit, de ces galanteries ingénieuses, à qui le vulgaire ignorant donne le nom de fourberies; et je puis dire, sans vanité, qu’on n’a guère vu d’homme qui fût plus habile ouvrier de ressort et d’intrigues, qui ait acquis plus de gloire que moi dans ce noble m étier“.

W jaki sposób Bohomolec przekłada, czy przerabia, utwór Molière’a, niech nam to okaże przytoczony urywek z aktu drugiego, sceny 9 u Molière’a, a aktu trzeciego u Bohomolca, kiedy mianowicie zjawia się ów fikcyjny, „krwiożerczy“ kawaler, aby się „zemścić“ na skąpym staruszku, drżącym za plecami Scapina (Figlackiego) :

U Molière’a :

„Sylvestre. — C’est ce que je demande, morbleu ! c’est ce que je demande. (Mettant l’épée à la main.) Ah, tête ! ah, ventre ! Que ne le t r ouvé- j e a cette heure avec tout son secours! Que ne paroît-il à mes yeux au milieu de trente personnes ! Que ne les vois-je fondre sur moi les armes à la main ! (Le met­ tant en garde.) Comment! ma­ rauds, vous avez la hardiesse de vous attaquer à moi! Allons, morbleu, tue. (Poussant de tous les côtés, comme s’il avoit plu­ sieurs personnes à combattre.)

Point de quartier. Donnons. Fer­ me. Poussons. Bon pied, bon oeil. Ah, coquins ! Ah, canaille ! vous en voulez par là! je vous o n ferai tâter votre soûl. Sou­ tenez, marauds; soutenez. Al­ lons. A cette botte. A cette autre. (S e tournant du coté d’Argante o t de Scapin.) A celle-ci. A celle- là. Comment, vous reculez ! Pied forme, morbleu; pied forme!“

U Bohomolca:

„Pomocki. Tego mi trzeba, żebym ich naywięcey dziś tru­ pem położył. Dom cały jego wygubię (Dobywa szpady, y z nią się uwiiaiąc po theatrze, woła:) Daycie mi ich iak nay- więcej. Tego w brzuch, tego w gardło, tego w ser ce. . . Ach żeby tu zaraz wszyscy stanęli! Nayprzód Oyca, potym Syna, a potym resztę. . . Gdzie są oni? Wychodźcie. Idę ich szukać, (odchodzi)“.

(8)

Komedya: „ N i e r o z t r o p n o ś ć s w y m z a m y s ł o m s z k o ­ d z ą c a “ jest wzięta z Molière’a: „L’é t o u r d i ou l e s c o n t r e s - t e m p s “ (pierwowzorem dla Molière’a była komedya Niccol. Bar- bieri’ego: „Inavvertito“). Osią akcyi w tej sztuce są zabiegi lekko­ myślnego Leliusza około pozyskania względów pięknej Celii, która wkońcu, znowu w cudowny sposób, okazuje się jego zagubionem dzieckiem. Cały komizm sztuki, wypełniającej pięć w luźnym zwdązku zostających ze sobą aktów, polega na ciągłem udaremnianiu przez Leliusza intrygi, którą w pomysłowy sposób nawiązuje Mascarille, jego służący. Molière’owi chodziło głównie w tej komedyi o zabawne sytuacye, wynikające z wrzajemnego nieporozumienia, a wzgląd ten zamienił działające osoby wr manekiny dowcipu. Leliusz bowiem, który nie poznaje sprytnych zamysłów Mascarille’a, kierującego jego losem, zbyt jest w oczach naszych naiwnym. Po­ nadto epilog farsy robi wrażenie, że autor albo się już wryczerpał w dowcipach, albo, nie chcąc dłużej wikłać sytuacyi, chwycił się łatwego rozwiązania akcyi wedle szablonowego wzorku dawnego teatru. Bohomolec zepsuł pierwowzór francuski do reszty, wprowadza­ jąc do intrygi w miejsce Celii, niewolnicy Truffaldina, Hipolita, śpiewacz­

ka od Turków kupionego, o którego pozyskanie stara się zapomocą Figlackiego Leliusz, „młodzian zbytecznie w muzyce kochający się“. Postulat Bohomolca nie wprowadzania kobiet do komedyi stworzył tu sytuacye trywialne, wprost niezrozumiałe Jakże dziwnie wygląda u Bohomolca np. scena, kiedy Figlacki wyrzuca swojemu panu nie­ opatrzne udaremnienie mu podstępnej intrygi celem dostania w swe ręce Hipolita, strzeżonego argusowem okiem przez kupca Trufaldyna (IV, 4):

„ F i g l a c k i : Wyda się zapewne nasza polityka, kiedy WM.Pan tak nieostrożnie będziesz postępował!

L e l i u s z : Dla Boga ! póki mię będziesz napominał ? O co się masz teraz uskarżać? W czym pobłądziłem?

F i g l a c k i : W niczym. Y to nic, co WM.Pan przed Trufaldynem powiedział, że Turcy są Heretycy, y maią za Boga Xięźyc! Y to nic, że WM.Pan, zapomniawszy na swój interes, ustawicznie z Hipolitkiem rozmawiałeś, przez co mogłeś się podać w podeyrzenie.

L e l i u s z : Cóż, kiedy nie mogłem wytrzymać!

F i g l a c k i : Ja się dziwuję, że Trufaldyn nie poznał naszej sztuki. Mogły nas dobrze wydać owe mrugania na Hipolitka, owe śmieszki, owłe szastania nogami siedząc u stołu tak znaczne, że Trufaldyn rozumiejąc, źe ten szelest od psów pochodzi, tak niewinnego psa uderzył nogą, aż się wy­ wrócił .. .u

W lichym gatunku jest teź komizm Bohomolca, kiedy usiłuje go wywołać w scenie rozmowy pomiędzy dwoma ojcami, z których jeden, Anzelm, parę razy w gniewie opuszcza scenę i znowu po­

(9)

N o ta tk i. 2 5 3

wraca z tąsamą uporczywą myślą (IV, 3). W „L’ é t o u r d i “ wypo­ wiada też Mascarille ów charakterystyczny monolog na temat: „L’honneur, o Mascarille, est une belle ch ose!“ — Bohomolec mo­ nolog ten znacznie skrócił i obniżył.

Komedyę : „ U r a ż a j ą c y s i ę n i e s ł u s z n i e o p r z y m ó w - k i “ napisał Bohomolec wedle szablonu sztuk rehabilitacyjnych — co czynił także Molière. Celem takiej sztuki było odparcie zarzu­ tów, czynionych przez publiczność autorowi, oraz ironiczne aluzye do stanu ówczesnego społeczeństwa. Piętnowanie banalnej lektury, mającej na owe czasy popyt, wyliczanie przez B y w a l s k i e g o tytułów tych książek, jak: „L’information pour nettoyer les dents“, „Książka de la maniéré, którymby można twarz, naturalnie szpetną, przez różne Artyficyalne wódki, y farby poprawić, y ozdobić“, „L’art de plaire aux Dames“ i t. p. — przypomina filozofa D i s a n v r a y ’ a z komedyi : „Arlequin Misantrope“ (G h e r a r d i, tom VI, I, 4, str. 318), który wylicza, co czytają w Paryżu : „Topografie exacte du visage d’une femme, de l’Art d’y placer les mouches réguliérment; avec une dissertation sur les differentes manière de rire de bonne grace“, albo: „L’Art d’aimer, réduit en abrégé par un Ancien Fermier Gé­ néral. Ouvrage enrichi de plusieurs Médaillés d’or“ i t. d.

Komedya: „ O j c i e c n i e r o z t r o p n y * jest przeróbką z k o­ medyi, napisanej po łacinie przez ks Karola P oz é e ’g o, kaznodzieję paryskiego. Całość nudna, a oś akcyi, obracająca się około niczem zgoła nieuzasadnionej nienawiści ojca ku młodemu synowi, W ojt­ kowi, sprawia wrażenie, że ubogi w fantazyę autor gwałtem chciał napisać komedyę; stworzył wdęc rz^cz marną

W drugim tomie swych komedyi jest Bohomolec już pod w y­ raźnym wpływem teatru włoskiego. „ A r l e k i n na ś w i a t u r a ­ ż o n y “ ma treść zapożyczoną z komedyi: „ A r l e q u i n M i s a n ­ t r o p e cemèdie en trois actes. Mise au theatre par Monsieur de B.*** et représentée pour la première fois par les Comédiens Ita­ liens du Roy dans leur Hôtel de Bourgogne, le vingt deuxième jour de decembre 1696“. Jest to farsa, składająca się z kilkunastu luź­ nie ze sobą powiązanych obrazków. Główną ich figurą jest Arlekin, który, znudzony i oburzony szychem i obłudą świata, staje się m i­ zantropem, chroniącym się w lasy pomiędzy zwierzęta. „Je hais les hommes — woła w uniesieniu Arlekin — je les deteste, ils sont faux, doubles, hipocrites, méprisables!“ (I, 1, str. 305). Jest też mizogy- nem, bo powiada: „La femme est comprise aussi! Ce sexe est fait pour tromper tout, le monde“ (I, 2). Otóż do tego mizantropa przy­ chodzą różni ludzie z poradą i uwielbieniem dla samotnika, a z słów ich ostatecznie dobywa się na jaw bezgraniczna próżność. Jak w barwnym kalejdoskopie przesuwają się przed naszemi oczami przeróżne komiczne typy, np. hrabina, która bez Paryża jest „un poisson hors de l’eau“ ; Madame de L’Architrave, zakładająca mia­ sto dla niezadowolonych — „una famosissima città“,—dostosowane w najdrobniejszych szczegółach do usposobienia przyszłych mie­

(10)

szkańców; podchlebny tancmistrz i muzyk, 77-letni bogacz z m ło- dziuchną żoną, malarz, malujący tak świetne portrety, że dopiero przez okulary można było odróżnić płótno od oryginału, wkońcu narzekający na swoją nicość Scaramonche, którego pociesza Arle­ kin, m ów iąc: Et tu es la bagatelle? Ah, mou cher, viens que je t’embrasse : tu es né pour Paris, tu es né pour une grande for­ tune. Avec une si belle disposition, tu peux aspirer à tout“. Wszak trochę tylko blagi i bezczelności, a powodzenie w życiu pewne. „Voilà qui prouve bien, que la vanité est de par tout“ — krzyczy na końcu sztuki Arlekin-mizantrop, ustanowiwszy poprzednio dobro­ czynny fundusz dl a. . . starych panien.

Bohomolec zbliża się do wzoru włoskiego tylko w koncepcyi odludka, cała zaś jego komedyą jest bardziej jednolita i grawitu­ jąca w kierunku satyry. Arlekin-pozer połyka haczyk, rzucony pod­ stępnie z przynętą na jego próżność, i, zbałamucony przez filutów, chce koniecznie zostać „panem“, Graffem de Barba ! Lecz schwy­ tany w pułakę, Jego Arłekińska Mość dostaje się rzekomo na szu ­ bienicę, a autor, przeciąwszy w ostatecznej chwili nić intrygi, żar­ tuje z bohatera i . . . publiki. Arlekin bohomolcowy włada błazeń- skim humorem, np. w dyalogu Arlekina z Pantalonem zaczynają­ cym się od słów : „Świat oszu st... Świat kłam ca. . . Świat zdrayca.. albo też w scenie, kiedy go prowadzą na szubienicę i darowują mu życie pod warunkiem ożenienia się z pewną damą; zobaczywszy ją na wizerunku, woła Arlekin: „Zmiłuycie się, każcie mię czym prę- dzey prowadzić na szubienicę“.

„ D z i e d z i c c h y t r y “ jest znowu przeróbką dowcipnej kome­ dyi molierowskiej: „ M o n s i e u r de P o u r c e a u g n a c “, z tenden- cyą obyczajową. Naiwny, niezgrabny adwokat z prowincyi, którego samo nazwisko jest dla Paryźan straszydłem, sunie w konkury do Julii, zakochanej w Eraście. Pourceaugnac był na bruku paryskim pożądaną ofiarą dowcipnisiów. W obronie zakochanej pary staje Sbrigani, a odpalony konkurent, popadając w coraz to gorsze i mniej przyjemne sytuacye, dziękuje Bogu i „przyjacielowi“, Sbrigani’emu, iż umknął z rąk władzy w przebraniu kobiety. Bohomolec w swej komedyi przeistacza miłosną intrygę na pieniężną, lecz zabawne sztuczki Sbrigani’ego z małą modyfikacyą i uszczupleniem zawie rają tesame motywy. Wprawdzie gniew bogatego starca na synowca Ernesta, którego zamyśla wydziedziczyć na korzyść siostrzeńca, Dreynara, przybyłego w tym celu ze Śląska, choć niczem nieuza­ sadniony, jest przecież możliwy, natomiast ostateczne pozbycie się natręta zapomocą podsuniętej mu kradzieży pierścionka, jest w spo­ sobie przeprowadzenia bardzo nieudolne i pozbawione tego komi­ zmu, którym właśnie tchnie epilog farsy Molière’a, kiedy zastraszony Pourceaugnac staje pod grozą wmówionego weń wiarołomstwa mał­ żeńskiego. Więcej tu prawdopodobieństwa i sprytu, a mniej sztucz­ ności.

(11)

^Notatki, 2 5 5

„ L e s F â c h e u x “ Molière’a odnajdujemy w komedyi Bohomolca 0 tym samym tytule: „ N a t r ę c i “. Molière przedstawia tu w drob­ nych, lecz charakterystycznych scenkach cały szereg ludzi, którzy swem natręctwem do rozpaczy przyprowadzają Erasta, nieszczęśli­ wego kochanka. Oto biedak chce się z całego serca wyspowiadać swej umiłowanej damie, lecz zgraja natrętów przeszkadza mu w tem, zaprzątając mu myśli sprawami, które zrozpaczonego ko­ chanka zgoła nic nie obchodzą. Jest to świetna satyra na egoistów, krótkowidzów towarzyskich, nie widzących poza własnem „ja“ — nikogo. Nieszczęśliwca, słuchającego z grzeczności długich wywodów, maltretuje najpierw sługa, poprawiając mu wybryki garderoby, potem miłośnik muzyki, pojedynkowicz, zapalony karciarz, gadatliwy myśliwy, lękliwy uczony, pragnący wnieść memoryał do tronu w spra­ wie ortografii, i doskonały typ projektowicza „de ces gens qui n’ont rien, et vous viennent toujours prometter tout de bien“, który, chcąc przysporzyć królowi dochodów, radzi brzegi Francyi zaopa­ trzyć w szeregi portów. Bohomolec zmienił treść sztuki o tyle, źe zajął biedną ofiarę konwencyonalności (Alkandra) nie kobietą, lecz sprawą spadkową, dla której przyjechał do stryja Pandolfa, chcą­ cego mu majątek odebrać. Alkander sprawę swą załatwia wkońcu pomyślnie, lecz dochodzi do tego podstępem, bo stryj, pojąwszy łatwo intencyę jego przyjazdu, zawarował się przysięgą, że abso­ lutnie nie uczyni tego, o co go synowiec będzie prosił, a wtedy ten błaga go o... odebranie mu majątku. Wartość moralna synowca szwankuje, lecz komedya kończy się zgrabną pointą. Autoironia tkwi tu w zachowaniu się samej ofiary natrętów, bo Alkander sam jest natrętem względem Pandolfa

We wstępie do komedyi: „ P a n do c z a s u “ powiada Boho­ molec, że jest ona ułożona na wzór historyjki, która się współcześ­ nie wydarzyła we Włoszech, ale właściwie w całej koncepcyi, w poszczególnych scenach i figurach jest wprost naśladowaną 1 przejętą z baletowej komedyi Molière’a p. t. „Le b o u r g e o i s g e n t i l h o m m e “. W tej to komedyi niezrównany komedyo- pisarz francuski ośmieszył parweniusza, który gwałtem ciśnie się między arystokracyę, pospiesznie uczy się manier salonowych, chce poświęcić córkę, byleby przez jej małżeństwTo zyskać koligacye, a zarazem, narażając się na śmieszność, pozwala się „naciągać* panom dla pozornej poufałości z nimi, wydrwigroszom zaś dla fa ł­ szywej chęci imponowania. Jourdain pozostanie na zawsze dosko­ nałym typem (Geldhab), jak długo będą istniały kasty i . . . głupota. Bohomolec przedstawił w swej sztuce byłego woźnego, który, wzbogaciwszy się szczęśliwą wygraną, za grube pieniądze nabywa „wyższych manier“, a dostawszy się między zgraję filutów, z łatw o­ wiernością parweniusza traci lekko nabyty majątek. Go v i e l l e Kleonta, który opiekuje się miłosną aferą pana względem córki par­ weniusza, robi Jourdaina paladynem tureckim; Doreni w komedyi Bohomolca — znany już nam Figlacki, tylko pod innem nazwi­

(12)

skiem — w imieniu „swego monarchy“ porucza Hernarowi regen­ c ję i naczelne dowództwo nad armią holenderską. A więc farsa w istocie tasama, tylko u Molière’a do końca zachowuje charakter komiczny, a Covielle kończy ją dowcipną apostrofą do publiki: „Si l’on en peut voir un plus fou, je Tirai dire à Rome-4. Nato­ miast parweniusz bohomolcowy łamie się zaznaczając wyraźnie cel moralny autora, i w tragicznej chwili uderza się w piersi za grze­ chy żywota.

„F i lo z o f p a n u j ą c y “ jest przekładem komedyi, napisanej przez ks. Gabryela Franciszka L e j a y ’a, jezuitę francuskiego. Treść tej komedyi jest zaczerpnięta ze znanego podania o mieczu Damo- klesa, lecz jako zbyt przejrzysta w swych pedagogicznych dążno­ ściach, a słabo przeprowadzona, niema żadnej wartości.

W „ D z i w a k u “ można olnaleźć jeszcze momenty styczne z komedyą Molière’a: „ T a r t u f f e o u L’i m p o s t e u r “. Analogia na pierwszy rzut oka nieco dziwna, ma jednak pewne wspólne momenty. Wartość Tartuffe’a, polegająca głównie nie na fabule, lecz na misternem odtworzeniu człowieka, którego bezgraniczna hipokryzya zadziwia śmiałością i wyrachowaniem sytuacyi, jest wprost epokowa, a Bohomolec nie kusiłby się nawet, by skonstru­ ować typ podobny. Zresztą był księdzem, więc antijezuicka dążność komedyi molierowskiej nie mogła go do tego zachęcać. Człowiek, który uwodził szatatańskim frazesem :

„Et le mal n’est jamais que dans l ’éclat qu’on fait. Le scandai du monde est ce qui fait l ’offense,

E t ce n ’est pas pécher, qui pèche en silence“ (IV, 5),

mógł Bohomolca tylko oburzyć do głębi. Pomimo to odnajdujemy we Figlackim reminiscencyę obłudy i zatajania właściwych zamia­ rów przed dziwakiem Anzelmem. Chytry Figlacki, który Anzelma poza oczami nazywa „dziadem“, filuternem pochlebstwem, objawa­ mi pokornej miłości pęta dziwaka w pajęczą siatkę intrygi tak dalece, iż starzec, pominąwszy synowca Roberta, do którego ma nieuzadnione uprzedzenie, chce zapisać cały swój majątek „kocha­ nemu Figlasiowi“. Molierowski Orgon ma tensam zamiar, a w wy­ chwaleniu cnót Tartuffe’a przypomina zdziecinniałego Anzelma, który powiada naiwnie : „Zeby tu wszystkich sług świata całego do kupy kto zebrał, upewniam, że poczciwszego od mego Figlasia nie zna­ lazłbym, nie. Y mądry, bo się zna na ziółkach, życie przedłużających, bo umie różne ięzyki etc. Y wierny, bo pańskiego dobra nie prag­ nie, swoim się obchodzi. Y nie drogi, bo żadnej nie chce zapłaty. Y życzliwy, bo mnie kocha, y z kochania mi służy. Y zacny, b o . . . sło­ wem zacny. Ale to fraszka: to sęk, źe mi przypadł do myśli, że iednego we wszystkim ze mną iest zdania. Inni słudzy, gdy im co mówisz, to się marszczą, krzywią, burczą, sprzeciwiają, a ten za­ wsze wesoły, to chwali, co ia chwalę, to gani, co ia ganię, y to

(13)

N o ta tk i. 2 5 7

czyni z ochotą, co mi się podoba. Musiał się on rodzić pod iedną ze mną gwiazdą“ (II, 1). Figlacki jest tu tylko lokajem — co prawda sprytnym i obłudnym, Tartuffe zaś, jako typ, to niebezpieczny wróg społeczeństwa. Ich podobieństwo jednak, na ogół niezbyt wyraźne, tkwi w metodzie postępowania.

„ S a m o c h w a ł c z y l i C h e ł p i i w i e c u jest wzorowany na komedyi Goldoniego: „II b u g i a r d o , commedia di tre atti reppre- sente per la prima volta in Mantova la Primavera dell’ anno 1760“. Stylowa ta komedyą zapoznaje nas z wierutnym łgarzem, cierpiącym na manię donżuaneryi. Kłamca zachwycony pięknością córek do­ ktora weneckiego, Beatryczą i Rozalią, które z terasy domowej przysłuchują się wieczornej serenadzie, przedstawia się im jako „un cavalière neapolitano, Don Asdrubale de marchesi di castel d’oro“, kiedy właściwie jest tylko synem najzwyklejszego kupca Pantalona. Weneckie mieszczki, którym zaimponował nieznany „ary­ stokrata“ (zwłaszcza, że Leliusz nie zapomniał pochlebić im, nazy­ wając ich niewidzianego nigdy w życiu ojca „un grand’ nomo il signor dottore, e 1’onore del nostro secolo“ (I, 2, str. 95) z usza­ nowaniem patrzą na niego, a jedna z nich juź się w nim nawet zakochała. Lecz Leliusz nie uważa się za kłamcę, bo powiada z emfazą: „Queste non sono bugie sono s p i r i t o s e i n v e n z i o n i , prodotte dalla fertilità del mio ingenio pronto e brilante“ (I, 4, str. 98). Sługa jego Arlequino naśladuje pana i przedstawia się rów­ nież swojej damie jako „Don Piccardo di Catalogna“ i tak mu to się podoba, że potem z wielkiej radości krzyczy : „Eviva le spiri­ tose invenzioni!“ Leliusz nie łatwo daje się złapać na kłamstwie, bo kiedy np., będąc bardzo wojowniczym, opowiada służącemu, jak zabił w pojedynku swego przeciwnika i gdy służący, spostrzegłszy nagle „zabitego“, chodzącego zdrowo po świecie, w oła: „Sior Pad- ron! et morto camina“, Leliusz spokojnie odpowiada: „La colera mi ha acciecato. Ho uceiso un’ altro in nece di lui4. Lecz kłam ­ stwo wkońcu wydaje się, a nadzieje miłosne Leliusza pełzną na niczem, bo za aferę, kolidującą z prawem, idzie do więzienia. Z tej stylowej komedyi wziął Bohomolec postać dostojnego i „walecz- nago“ kawalera, który sam jeden rozgromił (jak opowiada) dwu­ nastu młodzianów, który miał pod swoją komendą pięć pułków francuskiego wojska, który walczył na koniu z Anglikami p o d . . . Minorką, a przedewszystkiem jest tak bogaty, źe ma kilka pałaców w Warszawie. Dowcip komedyi Bohomolca polega właśnie na tem, źe bohaterski Leliusz zaprasza godnych kawalerów do swego pa­ ła c u ... w Fantazyi, a sługa jego, Leopold, ratuje go w najzawil­ szych sytuacyach. Jest tu także i motyw z komedyi Moliera: „ V Avare“, kiedy mianowicie dowcipny lichwiarz chce pożyczyć lekkomyślnemu młodzieńcowi pewną kwotę pieniędzy, ale pod takimi warunkami, że pożyczający zostałby de facto do grosza obdarty, dostając wza- mian stare graty do zastawu. Drobny zaś motyw podania kawałka chleba, który samochwałowi z kieszeni wyleciał, za masę, zrobioną

(14)

z różnych ziół indyjskich, która ma tę własność, że zażyta z wodą wszelkie choroby leczy — przywodzi na pomięć ów kawałek sera w „Le m é d e c i n m a l g r é l u i “, podany przez Sganarelle’a jako uniwersalny środek na choroby wszelkiego rodzaju.

Do komedyi: „ F i g l a c k i k a w a l e r z k s i ę ż y c a “ Boho­ molec zaczerpnął treść z francuskiej przeróbki włoskiej farsy : „ A r l e q u i n e m p e r e u r d a n s l a l u n e “ i t. d. Wśród sze­ regu scen humorystycznych Arlekin, poznawszy słabą stronę dok­ tora, który niezwykle interesuje się satelitą naszej ziemi, przed­ stawia mu się jako poseł od króla księżycowego, robi go ambasadorem i daje mu miejsce Skorpiona w Zodyaku, poczem wyłudza od niego pieniądze. W tej to roli Bohomolec przedstawił nam znowu Figlackiego, który, dowiedziawszy się o pragnieniu Lu- nackiego poznania księżycowych kawalerów, tą nową drogą wyłu­ dza grosz od łatwowiernego bogacza. Dowcip jednak i werwa w ło ­ skiego oryginału znika w tej przeróbce zupełnie. Dla rozszerzenia farsy umieścił tu Bohomolec scenę z wierzycielem, zaczerpniętą z molierowskiego „Don J u a n a “ (IV, 3). Jest to pomysłowe po­ zbycie się nieprzyjemnego wierzyciela jedynie tylko za pomocą grzeczności i uprzejmości, dzięki której nie daje się stronie prze­ ciwnej przyjść do słowa, a wkońcu wyprowadza się ją za drzwi, le c z — przy pochodni (Sganarelle-Figlacki).

„ R a d a s k u t e c z n a “ jest przerobiona — jak Bohomolec sam przyznaje — z komedyi Molière’a : „Le m a r i a g e f o r é e “. Z w y­ jątkiem kilku scen, które ksiądz Jezuita skrócił albo zupełnie opu­ ścił, i jak zwykle usunięcia postaci kobiecych — osnowa i sposób przeprowadzenia akcyi pozostały niezmienione. Charakterystyka osób, intryga i rozwiązanie sztuki tak u Moliera, jak i Bohomolca są nieciekawe i mało zabawne.

„Grafï de Petite Ville“ z komedyi Bohomolca: „ S t a t y s t a m n i e m a n y “ jest w kilku rysach podobny do szlachcica de So- tenville, chełpiącego się swojemi znajomościami na dworze i zna­ komitymi przodkami. Na podobieństwo to wskazuje nawet bardzo podobne brzmienie nazwisk. Widocznie Bohomolec z nadętego ba­ rona molierowskiego wysnuł sobie pomysł do komedyi, której in­ tryga polega na okpieniu Erasta zapomocą urojonych stosunków z dworem. Intryga kpin i oszustw, poprzednio już dostatecznie wy­ zyskana, nie dała tu nic nowego ani dowcipnego.

„ M ę d r k o w i e “ — to przeróbka jednej z ostatnich komedyi Molière’a: „ L e s f e m m e s s a v a n t e s “, naturalnie z banicyą ko- biet. Zamiast Armandy i Henryki występuje Ferdynand i Henryk? lecz rozmowy ich z próżnymi frazesowiczami gubią doniosłość po­ cisku francuskiej satyry, atakującej sawantyzm kobiet, osłonięty płaszczykiem błyskotliwych słów — próżnością i naiwnością. Całość trzyma się dosyć niewolniczo oryginału.

(15)

N o ta tk i. 2 5 9

„ J u n a k “, który cały Konstantynopol zadziwia cudami w a­ leczności, dla którego drobnostką jest rozgromienie chmary wrogów i powrót po jej trupach do domu, który kilkanaście tysięcy poje­ dynków szczęśliwie odbył i którego materace wypchane są wąsami nieszczęśliwców, na tamten świat przez niego wyprawionych — jest znaną nam koncepcyą, zapożyczoną z komedyi „II b u g i a r d o “. Niewinne jednak i wcale zręcznie skomponowane kłamstwa „neapo- litańskiego kanclerza“ podnosi Bohomolec do kwadratu, skutkiem czego także postać przesadnego kłamcy i naiwność jego słuchaczy wywołuje zbyt pospolite wrażenia.

„ B l i ź n i ę t a “ są wzorowane na „ M a e n e c h m a c h “ Plauta ; zresztą historya dwóch bliźniąt tak podobnych do siebie, źe często sama matka rozpoznać ich nie umiała, jest bardzo stara i powszechna w całej komedyi „Odrodzenia“.

„ K ł o p o t y p a n ó w “ powiada Bohomolec we wstępnym „argumencie“ - są wzięte z historyi o jednym z książąt burgun- dzkich, który, widząc chłopa bez pamięci pijanego, kazał go prze­ brać za księcia — co nastręczało mnóstwo komicznych sytuacyi. Temat znany, znajdujący się w komedyi Baryki : „Z chłopa król“.

„ P r z y j a c i e l e s t o ł o w i “ mają treść wspólną dwu kome- dyom Plauta „ M o s t e l l a r i a “, albo „ P h a s m a “ i Regnarda „Le r e t o u r i m p r o v u “. Treść jest następująca: Niespodziewany po­ wrót ojca z dalekiej podróży stawia syna obdłużonego i otoczonego wesołą kompanią w przykre położenie, z którego wybawia go lokaj (Franio — Merlin — Frontin) za pomocą wymyślonej na poczekaniu bajeczki o zapowietrzonym domu. Około tej intrygi skupia się kilka krótkich, lecz wcale zabawnych scen. Plaut przeplata swe komedye wielu klasycznymi zwrotami i porównaniami, a ojca odstrasza od domu bajeczką o duchach (satyra na zabobonność). Regnard skrócił pierwotną wersyę i nieco zmodyfikował porządek akcyi, komedya zaś Bohomolca, obfitsza w sytuacye i dosyć trafne obserwacye, wska­ zuje na Plauta, jako na swe pierwotne źródło.

Ostatnia ze szkolnych komedyi Bohomolca p. t. „ K a w a l e ­ r o w i e m o d n i “ jest przerobiona ze satyrycznej komedyi Molière’a: „ L e s p r é c i e u s e s r i d i c u l e s “. U Bohomolca dwaj śmieszni kawalerowie, nastrojeni na pompatyczny ton mody paryskiej, zastę­ pują modne damy, a cała komedya w osnowie swej zachowuje po­ gardliwy dowcip autora francuskiego. Pendant do smutnej fabuły niniejszej komedyi stanowi opowieść Bohomolca we formie anoni­ mowego listu, podanego w „Monitorze“ w roku 1768 (Nro V, d. 16. stycznia) a powtórzone później w r. 1781 (d. 1. grudnia). Do­ kument niezbyt pochlebny dla obyczajów i manier ówczesnego pol­ skiego „towarzystwa“.

Z późniejszych komedyi Bohomolca o „ S t a r u s z c e m ł o d e j “ powiada Adam Bełcichowski, źe „z treści komedya ta przypomina dosyć: „La c o m t e s s e d ’E s c a r b a g n e s “ Moliere’a, bo i tu rzecz chodzi o to, że stara, i to dodrze stara, bo 60-letnia, Umizgalska

(16)

gwałtem chciałaby się wydać za m ąż.. . “ To jednak podobieństwo ma zbyt słabe podstawy, zwłaszcza, że istotą powyższej komedyi molierowskiej jest metamorfoza prowincyonalnej damy pod wpły­ wem paryskiej mody. Jedynie kilka wspólnych rysów możnaby się dopatrzeć w usposobieniu Umizgalskiej i hrabiny d’Escarbagnes, lecz co do osnowy są to komedye różne·

*

* ·

Z rozbioru komedyi bohomolcowych widzimy, że zasłużony i pracowity ten Jezuita kształcił się głównie na komedyi Molière’a. Nie umiał jednak odtworzyć jego wielkich stylowych kreacyi, zw ła­ szcza, że sam sobie zacieśniał pole twórczości. Zainteresowała go przedewszystkiem dowcipna farsa na tle lekkiej, zabawnej intrygi, dlatego też o psychologii charakterów ludzkich trudno u niego na­ wet mówić. Zresztą nie ’można przykładać miary tej wysokości do komedyi, będącej dopiero w zarodku. Musiała ona przejść jeszcze wiele faz rozwoju, zanim wydała Fredrę.

W iktor Sirusiński.

Figaro polski.

(P rzyczyn ek do gen ezy „B aliku g o sp o d a rsk ieg o “ F. Z ab łock iego.)

Na twórczości Zabłockiego sprawdziło się twierdzenie, że od satyry do komedyi krok jeden. Zresztą XVIII. wiek nastręczał mnó­ stwa materyału dla jednego i drugiego rodzaju poezyi: konieczność tkwiła w zacofanym świecie staroszlacheckim, a kwitła też hojnie na młodem drzewku nowotorstwa.

„....Krzyczano na modnisiów a brano z nich wzory:

Zmieniano wiarę, mowę, prawa i ubiory.,..“

Zabłocki od satyr, przeważnie politycznych, przerzucił się do komedyi, ale społecznej, familijnej, salonowej i po pierwszej (zna­ nej nam) próbie tłumaczenia z franc. („Przeszkoda nieprzewidziana“ 1776), wydał na światło dzienne oryginalną (?) komedyo-operę, ja ­ kie wówczas były w modzie: „ Ba l i к g o s p o d a r s k i “ (r. 1780). Krytyka wykazała już, że „Balik“ nie jest zupełnie oryginalnym po­ mysłem Zabłockiego, a mianowicie, że wpłynęła nań sławna

Cytaty

Powiązane dokumenty

W drugim rzędzie autorka wskazuje na wewnętrzne podziały przestrzeni tekstowej, segmentację, czyli podział struktury treści tekstu na odcinki (np.. Pozycja otwarcia i

a) osobą posiadającą wykształcenie wyższe, certyfikat zarządzania projektami na poziomie zaawansowanym np. PMI, PRINCE2 lub równoważny, certyfikat potwierdzający

Violetta Rezler-Wasielewska, Działalność naukowo-oświatowa polskich jeńców wojennych w niemieckich i radzieckich obozach podczas II wojny światowej, Opole 200 l,

Metoda podająca: nauczyciel wprowadza uczniów w świat idei i wartości epoki renesansu.?. Metoda problemowa: uczniowie porównują światopogląd średniowiecza i renesansu

Faktem jest, że nie demokraci społeczni lub istota produkcji demokratyczno- społecznej powoduje rozwiązanie dotychczasowej formy rodziny, lecz rozwój ekonomiczny, odbywający

na właściciela nieruchomością służebnej (co jednak ma niie przeczyć za­ sadzie servitus in faciendo consistere neąuit, ponieważ uwaiża się, że ten Obowiązek

[r]

R ozstrzygnięcia tak ie z kon ieczn ości bow iem dotyczą sytu acji uproszczonych, w yrw an ych z niepow tarzaln ego kontekstu, w jakim realizow an e są konkretne